Ze świata nieruchomości - strona 131

Polacy stawiają na komfort i niskie koszty eksploatacji

Ogromna większość, bo aż 94 procent Polaków inwestuje w dom lub mieszkanie mając na uwadze potrzeby własne i rodziny - wynika z badań przeprowadzonych na zlecenie Rockwool Polska. 5 procent z nas buduje nieruchomość pod wynajem lub traktuje ją jako lokatę kapitału.
Dla osób budujących dom lub kupujących mieszkanie na własny użytek najistotniejsze okazują są takie czynniki jak komfort mieszkania, niskie koszty eksploatacji oraz dogodna lokalizacja. Inwestorów w mniejszym stopniu interesują niskie ceny materiałów budowlanych i wykonawstwa oraz estetyka.

Raport "Szóste Paliwo - Polacy o oszczędzaniu energii w budownictwie - architekci, inwestorzy" opracował Ecofys Poland na zlecenie Rockwool Polska.
wp.pl IAR 08.01.2009  10:10

W dobie kryzysu opłaca się zamienić mieszkanie na większe

"Polska" wylicza, że osoba, która trzy lata temu kupiła 30-metrową kawalerkę po 4 tysiące złotych za metr kwadratowych, zapłaciła łącznie 120 tysięcy złotych. Teraz takie mieszkanie warte jest co najmniej 240 tysięcy złotych. Jeśli sprzeda się je za 200 tysięcy można spłacić cały kredyt i zostanie jeszcze 80 tysięcy na wkład własny na 50-metrowe mieszkanie - po 7 tysięcy za metr.
"Polska" podkreśla, że dziś jest dobry czas na kupowanie mieszkań, bo deweloperzy, którym sprzedaż siadła, zgadzają się na 5%, 10% upusty. Większość oferuje też gratis garaże, miejsca parkingowe i balkony.
Gazeta dodaje, że sprzedaż mieszkania po cenach niższych niż rynkowe i zakup większego nie opłaca się jednak tym, którzy kupili je w ciągu ostatnich dwóch lat na kredyt we franku szwajcarskim. Gdyby dziś chcieli sprzedać swoje M, musieliby wręcz dopłacić do spłaty starego kredytu.
wp.pl IAR  22.01.2009| 02:29

W dobie kryzysu opłaca się zamienić mieszkanie na większe

"Polska" wylicza, że osoba, która trzy lata temu kupiła 30-metrową kawalerkę po 4 tysiące złotych za metr kwadratowych, zapłaciła łącznie 120 tysięcy złotych. Teraz takie mieszkanie warte jest co najmniej 240 tysięcy złotych. Jeśli sprzeda się je za 200 tysięcy można spłacić cały kredyt i zostanie jeszcze 80 tysięcy na wkład własny na 50-metrowe mieszkanie - po 7 tysięcy za metr.
"Polska" podkreśla, że dziś jest dobry czas na kupowanie mieszkań, bo deweloperzy, którym sprzedaż siadła, zgadzają się na 5%, 10% upusty. Większość oferuje też gratis garaże, miejsca parkingowe i balkony.
Gazeta dodaje, że sprzedaż mieszkania po cenach niższych niż rynkowe i zakup większego nie opłaca się jednak tym, którzy kupili je w ciągu ostatnich dwóch lat na kredyt we franku szwajcarskim. Gdyby dziś chcieli sprzedać swoje M, musieliby wręcz dopłacić do spłaty starego kredytu.
wp.pl IAR  22.01.2009| 02:29

Sposób na odroczenie zapłaty podatku

Podatnicy znaleźli sposób na opóźnienie doręczenia decyzji podatkowej. Podatnik ustanawia pełnomocnika.
W związku z tym urząd skarbowy decyzję podatkową wysyła na adres tego pełnomocnika. Po kilku dniach od nadania decyzji na poczcie podatnik wypowiada pełnomocnictwo i informuje o tym urząd na piśmie.

Następnie powołuje nowego pełnomocnika. Zdaniem ekspertów pomysł sprytny, ale krótkowzroczny. Ordynacja podatkowa nie ogranicza liczby zmian pełnomocnika.

Konsekwencje skutecznego odwołania przez podatnika pełnomocnictwa przed doręczeniem decyzji, lecz już po jej wysłaniu przez organ podatkowy, nie zostały uregulowane w Ordynacji podatkowej.

Należy pamiętać, że odwołanie przez podatnika pełnomocnictwa odnosi skutek w stosunku do organu podatkowego dopiero z chwilą złożenia pisma o cofnięciu pełnomocnictwa do akt sprawy (np. wyrok WSA w Olsztynie, sygn. akt I Sa/Ol 223/08).

W przypadku niedoręczenia decyzji pełnomocnikowi podatnika pod wskazanym adresem poczta przechowuje pismo przez 14 dni w swojej placówce pocztowej. Na ten aspekt zwraca uwagę Barbara Pyzel, doradca podatkowy, która stwierdza, że jeśli nastąpi zmiana pełnomocnika, to nowy pełnomocnik lub strona mają obowiązek zawiadomić organ podatkowy o adresie nowego pełnomocnika.

Czy brak doręczenia decyzji może prowadzić do przedawnienia podatku? Dlaczego w/w metoda nie do końca jest bezpiecznym sposobem na uniknięcie odpowiedzialności? Jaki jest stan orzecznictwa w tej sprawie?

Ewa Matyszewska
Więcej: Gazeta Prawna 22.01.2009 (15) - str.4-5
wp.pl

Sposób na odroczenie zapłaty podatku

Podatnicy znaleźli sposób na opóźnienie doręczenia decyzji podatkowej. Podatnik ustanawia pełnomocnika.
W związku z tym urząd skarbowy decyzję podatkową wysyła na adres tego pełnomocnika. Po kilku dniach od nadania decyzji na poczcie podatnik wypowiada pełnomocnictwo i informuje o tym urząd na piśmie.

Następnie powołuje nowego pełnomocnika. Zdaniem ekspertów pomysł sprytny, ale krótkowzroczny. Ordynacja podatkowa nie ogranicza liczby zmian pełnomocnika.

Konsekwencje skutecznego odwołania przez podatnika pełnomocnictwa przed doręczeniem decyzji, lecz już po jej wysłaniu przez organ podatkowy, nie zostały uregulowane w Ordynacji podatkowej.

Należy pamiętać, że odwołanie przez podatnika pełnomocnictwa odnosi skutek w stosunku do organu podatkowego dopiero z chwilą złożenia pisma o cofnięciu pełnomocnictwa do akt sprawy (np. wyrok WSA w Olsztynie, sygn. akt I Sa/Ol 223/08).

W przypadku niedoręczenia decyzji pełnomocnikowi podatnika pod wskazanym adresem poczta przechowuje pismo przez 14 dni w swojej placówce pocztowej. Na ten aspekt zwraca uwagę Barbara Pyzel, doradca podatkowy, która stwierdza, że jeśli nastąpi zmiana pełnomocnika, to nowy pełnomocnik lub strona mają obowiązek zawiadomić organ podatkowy o adresie nowego pełnomocnika.

Czy brak doręczenia decyzji może prowadzić do przedawnienia podatku? Dlaczego w/w metoda nie do końca jest bezpiecznym sposobem na uniknięcie odpowiedzialności? Jaki jest stan orzecznictwa w tej sprawie?

Ewa Matyszewska
Więcej: Gazeta Prawna 22.01.2009 (15) - str.4-5
wp.pl

Obligacje skarbowe to teraz dobry wybór

Jeszcze do końca stycznia można kupić obligacje skarbu państwa. Są to papiery dłużne emitowane przez skarb państwa, czyli przez rząd danego kraju. Jest to bardzo powszechna w świecie metoda pozyskiwania pieniędzy od obywateli, która nie wiąże się z koniecznością zaciągania kredytów w innych bankach zrzeszonych w Międzynarodowym Funduszu Walutowym, Europejskim Banku Centralnym, Klubie Londyńskim czy Klubie Paryskim.
Dużą zaletą obligacji skarbu państwa jest to, że praktycznie nie sposób na nich stracić, gdyż w większości przypadków kupując je, umawiamy się z państwem, kiedy i za ile pieniędzy rząd odkupi od nas wyemitowane przez niego papiery.

Rodzaje obligacji
Do 31 stycznia w oddziałach Narodowego Banku Polskiego dostępne są cztery rodzaje obligacji, których nazwy związane są z okresem, na jaki pożyczamy państwu nasze pieniądze. Mamy zatem obligacje dwu-, trzy-, cztero- i dziesięcioletnie. Ważne jest, że w każdej chwili przed umówionym terminem wykupu możemy pójść do banku i poprosić o zamianę obligacji na gotówkę. Musimy mieć jednak świadomość, że w przypadku przedterminowego zakończenia umowy, z kwoty oprocentowania każdej obligacji zostanie potrącona złotówka. Jeżeli mimo to chcemy to uczynić, powinniśmy złożyć dyspozycję przedterminowego wykupu. I tyle. Rząd nie może w żaden sposób utrudniać podjęcia naszej decyzji. Niezależnie od typu każda obligacja emitowana przez polski rząd kosztuje 100 zł. Natomiast jej końcowa wartość zależy już od jej typu oraz od tego, czy dotrzymamy terminu umowy z państwem.
Obligacje dwuletnie
Są to, według danych Departamentu Długu Publicznego w Ministerstwie Finansów, najbardziej popularne obligacje. Papiery te mają serię DOS0111. Ich oprocentowanie jest stałe, to znaczy, niezależne od decyzji Rady Polityki Pieniężnej dotyczącej wysokości stóp procentowych i od tzw. WIBOR-u, wynosi 5,75 proc. w skali roku, czyli - jak łatwo obliczyć - po pełnym okresie dwóch lat oprocentowanie wyniesie 11,83 proc. Przeliczając na złotówki, z każdych 100 zł po dwóch latach otrzymamy 11,83 zł.

Obligacje trzyletnie
Papiery te maja serię TZ1111. Ich oprocentowanie w tzw. pierwszym okresie odsetkowym wynosi 6,38 proc., czyli po pierwszych 6 miesiącach od każdej obligacji można zyskać 3,19 zł. Po tym okresie oprocentowanie zmienia się zależnie od wysokości stawki międzybankowej WIBOR 6M (czyli określony jednorazowo na okres półroczny). Cechą wyróżniającą obligacje trzyletnie jest możliwość swobodnego obrotu nimi na giełdzie, a także na rynku regulowanym MTS-CeTO.

Obligacje czteroletnie
Mają one serię COI0113. Ich oprocentowanie jest ruchome. Po pierwszym roki wynosi 6,5 proc., a w kolejnych latach będzie ono zawsze wyższe o 2,5 proc. od stopy inflacji. Uważa się, że obligacje te są już długoterminową lokatą, zatem opłaca się je kupować wtedy, gdy posiada się znaczne wolne środki finansowe.

Obligacje dziesięcioletnie
Te najdłuższe obligacje mają serię EDO0119. W pierwszym roku ich oprocentowanie wynosi 7 proc. Kapitalizacja odsetek następuje co rok, a po dziesięciu latach z każdej zainwestowanej w nie kwoty 100 zł możemy otrzymać 197 zł. Ich wyróżnikiem jest to, że można je kupować w ramach Indywidualnych Kont Emerytalnych (IKE-Obligacje). Wówczas odsetki od tych wkładów zwolnione są z podatku od zysków kapitałowych pod warunkiem jednak, że nie dokonamy wcześniejszej decyzji o ich wykupie. Ważne jest również to, że w 2009 r. podwyższono limit wpłat na konto IKE, z 4055,12 zł, jak to było jeszcze w 2008 r., do kwoty 9579 zł. Oznacza to, że w ramach IKE możemy już kupić aż 95 sztuk obligacji dziesięcioletnich.

Szymon Sikorski
POLSKA Gazeta Krakowska
wp.pl

Obligacje skarbowe to teraz dobry wybór

Jeszcze do końca stycznia można kupić obligacje skarbu państwa. Są to papiery dłużne emitowane przez skarb państwa, czyli przez rząd danego kraju. Jest to bardzo powszechna w świecie metoda pozyskiwania pieniędzy od obywateli, która nie wiąże się z koniecznością zaciągania kredytów w innych bankach zrzeszonych w Międzynarodowym Funduszu Walutowym, Europejskim Banku Centralnym, Klubie Londyńskim czy Klubie Paryskim.
Dużą zaletą obligacji skarbu państwa jest to, że praktycznie nie sposób na nich stracić, gdyż w większości przypadków kupując je, umawiamy się z państwem, kiedy i za ile pieniędzy rząd odkupi od nas wyemitowane przez niego papiery.

Rodzaje obligacji
Do 31 stycznia w oddziałach Narodowego Banku Polskiego dostępne są cztery rodzaje obligacji, których nazwy związane są z okresem, na jaki pożyczamy państwu nasze pieniądze. Mamy zatem obligacje dwu-, trzy-, cztero- i dziesięcioletnie. Ważne jest, że w każdej chwili przed umówionym terminem wykupu możemy pójść do banku i poprosić o zamianę obligacji na gotówkę. Musimy mieć jednak świadomość, że w przypadku przedterminowego zakończenia umowy, z kwoty oprocentowania każdej obligacji zostanie potrącona złotówka. Jeżeli mimo to chcemy to uczynić, powinniśmy złożyć dyspozycję przedterminowego wykupu. I tyle. Rząd nie może w żaden sposób utrudniać podjęcia naszej decyzji. Niezależnie od typu każda obligacja emitowana przez polski rząd kosztuje 100 zł. Natomiast jej końcowa wartość zależy już od jej typu oraz od tego, czy dotrzymamy terminu umowy z państwem.
Obligacje dwuletnie
Są to, według danych Departamentu Długu Publicznego w Ministerstwie Finansów, najbardziej popularne obligacje. Papiery te mają serię DOS0111. Ich oprocentowanie jest stałe, to znaczy, niezależne od decyzji Rady Polityki Pieniężnej dotyczącej wysokości stóp procentowych i od tzw. WIBOR-u, wynosi 5,75 proc. w skali roku, czyli - jak łatwo obliczyć - po pełnym okresie dwóch lat oprocentowanie wyniesie 11,83 proc. Przeliczając na złotówki, z każdych 100 zł po dwóch latach otrzymamy 11,83 zł.

Obligacje trzyletnie
Papiery te maja serię TZ1111. Ich oprocentowanie w tzw. pierwszym okresie odsetkowym wynosi 6,38 proc., czyli po pierwszych 6 miesiącach od każdej obligacji można zyskać 3,19 zł. Po tym okresie oprocentowanie zmienia się zależnie od wysokości stawki międzybankowej WIBOR 6M (czyli określony jednorazowo na okres półroczny). Cechą wyróżniającą obligacje trzyletnie jest możliwość swobodnego obrotu nimi na giełdzie, a także na rynku regulowanym MTS-CeTO.

Obligacje czteroletnie
Mają one serię COI0113. Ich oprocentowanie jest ruchome. Po pierwszym roki wynosi 6,5 proc., a w kolejnych latach będzie ono zawsze wyższe o 2,5 proc. od stopy inflacji. Uważa się, że obligacje te są już długoterminową lokatą, zatem opłaca się je kupować wtedy, gdy posiada się znaczne wolne środki finansowe.

Obligacje dziesięcioletnie
Te najdłuższe obligacje mają serię EDO0119. W pierwszym roku ich oprocentowanie wynosi 7 proc. Kapitalizacja odsetek następuje co rok, a po dziesięciu latach z każdej zainwestowanej w nie kwoty 100 zł możemy otrzymać 197 zł. Ich wyróżnikiem jest to, że można je kupować w ramach Indywidualnych Kont Emerytalnych (IKE-Obligacje). Wówczas odsetki od tych wkładów zwolnione są z podatku od zysków kapitałowych pod warunkiem jednak, że nie dokonamy wcześniejszej decyzji o ich wykupie. Ważne jest również to, że w 2009 r. podwyższono limit wpłat na konto IKE, z 4055,12 zł, jak to było jeszcze w 2008 r., do kwoty 9579 zł. Oznacza to, że w ramach IKE możemy już kupić aż 95 sztuk obligacji dziesięcioletnich.

Szymon Sikorski
POLSKA Gazeta Krakowska
wp.pl

Frank i kredyty w w górę

Za franka szwajcarskiego wczoraj płaciliśmy nawet 2,94 zł. Eksperci przewidują: To nie koniec podwyżek, bo niedługo kurs może podskoczyć do 3,10 zł za franka.
Jeszcze dwa miesiące temu wydawało się, że 2,80 zł za franka to dużo. Ale już wtedy analitycy finansowi ostrzegali, że ta waluta w stosunku do złotego, dalej może się umacniać. I nie mylili się. Od tygodnia frank wciąż drożeje. Wczoraj Narodowy Bank Polski wyceniał go na 2,916 zł, ale w kantorach cena wynosiła nawet 2,94 zł. To oznacza, że osoby, które we frankach spłacają kredyty, płacą za nie grubo ponad 3 zł. Powód?

Chodzi o tzw. spread, czyli różnicę między kursem kupna franków przez bank, a kursem po którym jest on oferowany kredytobiorcom. W zależności od banku różnica ta wynosi od 11 do ponad 30 groszy za franka. Co gorsza, ekonomiści przewidują, że szwajcarska waluta dalej będzie drożała.

- Myślę, że możemy dojść do poziomu 3,10 zł - mówi Katarzyna Siwek z Expandera.

- Od poniedziałku postanowiłem się nie denerwować i nie sprawdzam już, ile kosztuje frank. Myślę, że przez ostatnie dwa miesiące moja rata urosła o jakieś 500 złotych. Dlatego podświadomie zacząłem oszczędzać. Zrezygnowałem z wędlin z Krakowskiego Kredensu i przerzuciłem się na wędliny z normalnego sklepu, rano kupuję tylko jedną gazetę, a nie jak wcześniej dwie lub trzy - opowiada Tomasz z Warszawy, który w listopadzie podpisał umowę kredytową na 330 tys. zł.

Sytuacja kredytobiorców z pewnością poprawiłaby się, gdyby banki obniżyłyby oprocentowanie. A jest ku temu świetny powód: w grudniu Narodowy Bank Szwajcarski dwukrotnie ściął stopy procentowe, w sumie o 2,5 punktu. W przypadku 200-tys. kredytu zaciągniętego na 30 lat w sierpniu ubiegłego roku rata początkowo wynosiła 1045 zł, a przy obecnym kursie franka sięga już 1500 zł. Gdyby bank jednak obniżył oprocentowanie o 2,5 proc., spadłaby do 1135 zł.

- Niestety, każdy bank ma swój wewnętrzny harmonogram urealniania oprocentowania. Jedne robią to raz na kwartał, inne raz na rok, a w jeszcze innych decyduje o tym zarząd - wyjaśnia Siwek. - Pocieszające jest tylko to, że w końcu wszystkie banki będą musiały oprocentowanie obniżyć i każdy z nas będzie płacił niższe raty.

Z wysokiego kursu franka mogą się cieszyć jedynie ci, którzy właśnie zaciągają w nim kredyty. Im wysoki kurs sprzyja, bo jeśli zadłużą się teraz, to będą spłacali raty mniejsze niż osoby, które kupiły franka kilka miesięcy wcześniej i po znacznie niższej cenie.
Źródło: Metro

Frank i kredyty w w górę

Za franka szwajcarskiego wczoraj płaciliśmy nawet 2,94 zł. Eksperci przewidują: To nie koniec podwyżek, bo niedługo kurs może podskoczyć do 3,10 zł za franka.
Jeszcze dwa miesiące temu wydawało się, że 2,80 zł za franka to dużo. Ale już wtedy analitycy finansowi ostrzegali, że ta waluta w stosunku do złotego, dalej może się umacniać. I nie mylili się. Od tygodnia frank wciąż drożeje. Wczoraj Narodowy Bank Polski wyceniał go na 2,916 zł, ale w kantorach cena wynosiła nawet 2,94 zł. To oznacza, że osoby, które we frankach spłacają kredyty, płacą za nie grubo ponad 3 zł. Powód?

Chodzi o tzw. spread, czyli różnicę między kursem kupna franków przez bank, a kursem po którym jest on oferowany kredytobiorcom. W zależności od banku różnica ta wynosi od 11 do ponad 30 groszy za franka. Co gorsza, ekonomiści przewidują, że szwajcarska waluta dalej będzie drożała.

- Myślę, że możemy dojść do poziomu 3,10 zł - mówi Katarzyna Siwek z Expandera.

- Od poniedziałku postanowiłem się nie denerwować i nie sprawdzam już, ile kosztuje frank. Myślę, że przez ostatnie dwa miesiące moja rata urosła o jakieś 500 złotych. Dlatego podświadomie zacząłem oszczędzać. Zrezygnowałem z wędlin z Krakowskiego Kredensu i przerzuciłem się na wędliny z normalnego sklepu, rano kupuję tylko jedną gazetę, a nie jak wcześniej dwie lub trzy - opowiada Tomasz z Warszawy, który w listopadzie podpisał umowę kredytową na 330 tys. zł.

Sytuacja kredytobiorców z pewnością poprawiłaby się, gdyby banki obniżyłyby oprocentowanie. A jest ku temu świetny powód: w grudniu Narodowy Bank Szwajcarski dwukrotnie ściął stopy procentowe, w sumie o 2,5 punktu. W przypadku 200-tys. kredytu zaciągniętego na 30 lat w sierpniu ubiegłego roku rata początkowo wynosiła 1045 zł, a przy obecnym kursie franka sięga już 1500 zł. Gdyby bank jednak obniżył oprocentowanie o 2,5 proc., spadłaby do 1135 zł.

- Niestety, każdy bank ma swój wewnętrzny harmonogram urealniania oprocentowania. Jedne robią to raz na kwartał, inne raz na rok, a w jeszcze innych decyduje o tym zarząd - wyjaśnia Siwek. - Pocieszające jest tylko to, że w końcu wszystkie banki będą musiały oprocentowanie obniżyć i każdy z nas będzie płacił niższe raty.

Z wysokiego kursu franka mogą się cieszyć jedynie ci, którzy właśnie zaciągają w nim kredyty. Im wysoki kurs sprzyja, bo jeśli zadłużą się teraz, to będą spłacali raty mniejsze niż osoby, które kupiły franka kilka miesięcy wcześniej i po znacznie niższej cenie.
Źródło: Metro

JW Construction wie jak pozbyć się niesprzedanych mieszkań

JW Construction nie wyklucza, że w razie nie sprzedania wszystkich mieszkań na osiedlu Górczewska Park, zaoferuje wolne lokale do wynajęcia, z możliwością późniejszego wykupu.

- W listopadzie rozpoczęły się prace nad projektem wynajmu lokali z możliwością późniejszego wykupu. Ewentualne wdrożenie projektu dotyczyć będzie tylko inwestycji Górczewska Park - napisano w komunikacie.

- Projektem nie zostaną objęte pozostałe inwestycje spółki. Wdrożenie projektu uzależnione będzie jednak od tego, czy po zakończeniu budowy w inwestycji pozostaną wolne lokale - dodano.

Spółka poinformowała, że do momentu zakończenia prac budowlanych na osiedlu Górczewska Park prowadzona będzie wyłącznie sprzedaż mieszkań.

JW Construction planuje zakończenie budowy na osiedlu Górczewska Park w drugim kwartale 2009 roku.

Pod koniec października JW Construction odwołał prognozę wyników finansowych na 2008 rok, która zakładała wypracowanie 150,6 mln zł
zysku netto, 190,2 mln zł zysku brutto, 207 mln zł zysku operacyjnego, 256,5 mln zł zysku ze sprzedaży oraz 819,9 mln zł przychodów.

Spółka podała, że odwołanie prognoz związane jest ze zmianą w otoczeniu biznesowym w związku ze światowym kryzysem na rynku bankowym.

JW Construction poinformował wówczas, że spada popyt na lokale mieszkalne, co powoduje konieczność ponownego rozplanowania w czasie realizacji nowych inwestycji.

(money.pl 14:33:10)

JW Construction wie jak pozbyć się niesprzedanych mieszkań

JW Construction nie wyklucza, że w razie nie sprzedania wszystkich mieszkań na osiedlu Górczewska Park, zaoferuje wolne lokale do wynajęcia, z możliwością późniejszego wykupu.

- W listopadzie rozpoczęły się prace nad projektem wynajmu lokali z możliwością późniejszego wykupu. Ewentualne wdrożenie projektu dotyczyć będzie tylko inwestycji Górczewska Park - napisano w komunikacie.

- Projektem nie zostaną objęte pozostałe inwestycje spółki. Wdrożenie projektu uzależnione będzie jednak od tego, czy po zakończeniu budowy w inwestycji pozostaną wolne lokale - dodano.

Spółka poinformowała, że do momentu zakończenia prac budowlanych na osiedlu Górczewska Park prowadzona będzie wyłącznie sprzedaż mieszkań.

JW Construction planuje zakończenie budowy na osiedlu Górczewska Park w drugim kwartale 2009 roku.

Pod koniec października JW Construction odwołał prognozę wyników finansowych na 2008 rok, która zakładała wypracowanie 150,6 mln zł
zysku netto, 190,2 mln zł zysku brutto, 207 mln zł zysku operacyjnego, 256,5 mln zł zysku ze sprzedaży oraz 819,9 mln zł przychodów.

Spółka podała, że odwołanie prognoz związane jest ze zmianą w otoczeniu biznesowym w związku ze światowym kryzysem na rynku bankowym.

JW Construction poinformował wówczas, że spada popyt na lokale mieszkalne, co powoduje konieczność ponownego rozplanowania w czasie realizacji nowych inwestycji.

(money.pl 14:33:10)

GPW: Indeksy nad przepaścią

Sesja w Warszawie rozpoczęła się w fatalnych nastrojach. Indeks WIG spadł poniżej dna bessy ustanowionego w listopadzie 2008 roku.
W odpowiedzi na wczorajsze spadki za oceanem środową sesję na GPW zdominowali inwestorzy pozbywający się akcji. Przed godz. 10 indeks dużych spółek WIG 20  tracił 2,5 proc., szerszy wskaźnik WIG spadł o 2 proc. i znalazł się się poniżej dna bessy z listopada ubiegłego roku.

Podobnie jak na poprzednich sesjach do najbardziej przecenionych spółek należą banki. Najmocniej tanieją walory BRE Banku (ponad 8 proc.), który po wczorajszej sesji   opublikował wstępne wyniki za IV kwartał, znacząco odbiegające od osiągnięć poprzednich kwartałów.

Pierwsza w tym tygodniu sesja w Stanach Zjednoczonych przyniosła ogromne spadki, a inwestorzy wyraźnie rozczarowali się inauguracyjnym przemówieniem prezydenta Obamy, które, zdaniem analityków, nie przyniosło nic przełomowego.

Analitycy zwracają też uwagę, że rynek z ogromnym niepokojem wypatruje kolejnych raportów firm za czwarty kwartał. W centrum uwagi w dalszym ciągu jest pogrążający się w coraz większych kłopotach sektor bankowy.

(money.pl 2009-01-21 09:45:55)

GPW: Indeksy nad przepaścią

Sesja w Warszawie rozpoczęła się w fatalnych nastrojach. Indeks WIG spadł poniżej dna bessy ustanowionego w listopadzie 2008 roku.
W odpowiedzi na wczorajsze spadki za oceanem środową sesję na GPW zdominowali inwestorzy pozbywający się akcji. Przed godz. 10 indeks dużych spółek WIG 20  tracił 2,5 proc., szerszy wskaźnik WIG spadł o 2 proc. i znalazł się się poniżej dna bessy z listopada ubiegłego roku.

Podobnie jak na poprzednich sesjach do najbardziej przecenionych spółek należą banki. Najmocniej tanieją walory BRE Banku (ponad 8 proc.), który po wczorajszej sesji   opublikował wstępne wyniki za IV kwartał, znacząco odbiegające od osiągnięć poprzednich kwartałów.

Pierwsza w tym tygodniu sesja w Stanach Zjednoczonych przyniosła ogromne spadki, a inwestorzy wyraźnie rozczarowali się inauguracyjnym przemówieniem prezydenta Obamy, które, zdaniem analityków, nie przyniosło nic przełomowego.

Analitycy zwracają też uwagę, że rynek z ogromnym niepokojem wypatruje kolejnych raportów firm za czwarty kwartał. W centrum uwagi w dalszym ciągu jest pogrążający się w coraz większych kłopotach sektor bankowy.

(money.pl 2009-01-21 09:45:55)

KNF nakazuje: Banki muszą lepiej informować

Nowa wersja Rekomendacji S nakazuje bankom dokładne informowanie o spreadzie.
KNF uchwałę w sprawie przyjęcia Rekomendacji S II przyjęła jednogłośnie. Nakłada ona na banki dodatkowe obowiązki  informowania klientów o:

Banki będą miały obowiązek informowania klientów przed zawarciem oraz w trakcie trwania umowy  w przypadku kredytów udzielnych w walucie obcej lub indeksowanych kursem waluty obcej.

Według nowych przepisów, bank, jeśli klient o to poprosi,  będzie musiał zgodzić się na spłatę rat w walucie indeksacyjnej przy kredycie indeksowanym kursem waluty obcej.

(money.pl 2008-12-17 19:43:20)

KNF nakazuje: Banki muszą lepiej informować

Nowa wersja Rekomendacji S nakazuje bankom dokładne informowanie o spreadzie.
KNF uchwałę w sprawie przyjęcia Rekomendacji S II przyjęła jednogłośnie. Nakłada ona na banki dodatkowe obowiązki  informowania klientów o:

Banki będą miały obowiązek informowania klientów przed zawarciem oraz w trakcie trwania umowy  w przypadku kredytów udzielnych w walucie obcej lub indeksowanych kursem waluty obcej.

Według nowych przepisów, bank, jeśli klient o to poprosi,  będzie musiał zgodzić się na spłatę rat w walucie indeksacyjnej przy kredycie indeksowanym kursem waluty obcej.

(money.pl 2008-12-17 19:43:20)

Kredyty coraz trudniejsze. KNF szykuje zmiany

Bank, który udzielił kredytu hipotecznego, będzie mógł zażądać ustanowienia hipoteki na innej nieruchomości albo poręczenia spłaty kredytu przez rodzinę.

Taki zapis ma się znaleźć w rekomendacji, którą przygotowuje Komisja Nadzoru Finansowego. Rekomendacja zaostrzająca kryteria przyznawania kredytów ma wejść w życie jesienią tego roku. - Obostrzenia dotyczą nawet klientów regularnie spłacających swoje raty - pisze Polska.

- Jeśli kurczy się wartość zabezpieczenia kredytu w wyniku spadku cen nieruchomości, bank ma prawo domagać się dodatkowych zabezpieczeń - mówi gazecie Marta Chmielewska-Racławska, rzecznik Komisji Nadzoru Finansowego.

Jednak Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich, uspokaja. Według niego na razie nie ma podstaw, by banki żądały dodatkowych zabezpieczeń. - Ceny nieruchomości wprawdzie spadają, ale banki są dobrze zabezpieczone - mówi Pietraszkiewicz.

(money.pl 2009-01-21 06:53:31)

Kredyty coraz trudniejsze. KNF szykuje zmiany

Bank, który udzielił kredytu hipotecznego, będzie mógł zażądać ustanowienia hipoteki na innej nieruchomości albo poręczenia spłaty kredytu przez rodzinę.

Taki zapis ma się znaleźć w rekomendacji, którą przygotowuje Komisja Nadzoru Finansowego. Rekomendacja zaostrzająca kryteria przyznawania kredytów ma wejść w życie jesienią tego roku. - Obostrzenia dotyczą nawet klientów regularnie spłacających swoje raty - pisze Polska.

- Jeśli kurczy się wartość zabezpieczenia kredytu w wyniku spadku cen nieruchomości, bank ma prawo domagać się dodatkowych zabezpieczeń - mówi gazecie Marta Chmielewska-Racławska, rzecznik Komisji Nadzoru Finansowego.

Jednak Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich, uspokaja. Według niego na razie nie ma podstaw, by banki żądały dodatkowych zabezpieczeń. - Ceny nieruchomości wprawdzie spadają, ale banki są dobrze zabezpieczone - mówi Pietraszkiewicz.

(money.pl 2009-01-21 06:53:31)

W co inwestować w 2009 roku?

Rok 2008 przyniósł spore zmiany na rynku mieszkaniowym. Restrykcje ze strony banków dotknęły również deweloperów, którzy wstrzymują się z kolejnymi inwestycjami i czekają na poprawę koniunktury. To może oznaczać, że za 2-3 lata, kiedy już uda się potencjalnym nabywcom zgromadzić wymagany wkład własny, na rynku będzie zbyt mało mieszkań.

To będzie z pewnością dobry czas dla inwestorów, którzy będą chcieli szybko zrealizować swój zysk.

Nie oznacza to jednak, że w 2009 roku rynek mieszkaniowy nie będzie atrakcyjną formą inwestowania. Będzie to dobry moment na nabycie nieruchomości i przeznaczenie jej na wynajem, zwłaszcza w dużych aglomeracjach. Z jednej strony deweloperzy są coraz bardziej skłonni do obniżek cen lokali, z drugiej zaś segment wynajmu mieszkań zyskuje na popularności, co ma związek z sytuacją na rynku finansowym. Ograniczona dostępność mieszkaniowych kredytów hipotecznych wywołała sporo zamieszania na rynku. Dodatkowo, na wzrost zainteresowania wynajmem mieszkań wpływać będzie spowolnienie gospodarcze, którego przejawem jest także pogarszająca się sytuacja na rynku pracy. Perspektywy inwestycyjne na rynku wynajmu są więc bardzo obiecujące, tym bardziej, że grono najemców coraz częściej powiększa się o młode osoby, które dopiero rozpoczynają swoją karierę zawodową, a także młode małżeństwa i rodziny. Wysokość dochodów z inwestycji będzie uzależniona przede wszystkim od lokalizacji i standardu wyposażenia lokalu.

Ciekawą propozycją może być także inwestycja w mieszkania w miejscowościach turystycznych. Już teraz część deweloperów zdecydowała się na budowę wakacyjnych apartamentów. Mieszkanie w kurorcie można przez część roku wykorzystać dla siebie, a później udostępnić je turystom i czerpać z tego tytułu dochody. Dla sporej grupy osób - zwłaszcza rodzin - wynajem mieszkania w kurorcie jest bardzo ciekawą alternatywą, zarówno pod względem ceny, jak i wygody. Atrakcyjniejszą inwestycją będą oczywiście mieszkania w górach - ze względu na dłuższy niż nad morzem sezon turystyczny.

Nieruchomości są dobrą inwestycją długoterminową. Osoby, które liczą na szybki zysk mogą w okresie zawirowań na rynku dużo stracić, o czym najlepiej można było przekonać się w minionym roku. W przypadku nieruchomości zysk jest co prawda rozłożony w czasie, ale bezpieczeństwo inwestycji jest zdecydowanie większe. Z tego też względu inwestycje w nieruchomości zawsze znajdują chętnych.

Małgorzata Kędzierska

(interia.pl Sobota, 17 stycznia 06:00)

W co inwestować w 2009 roku?

Rok 2008 przyniósł spore zmiany na rynku mieszkaniowym. Restrykcje ze strony banków dotknęły również deweloperów, którzy wstrzymują się z kolejnymi inwestycjami i czekają na poprawę koniunktury. To może oznaczać, że za 2-3 lata, kiedy już uda się potencjalnym nabywcom zgromadzić wymagany wkład własny, na rynku będzie zbyt mało mieszkań.

To będzie z pewnością dobry czas dla inwestorów, którzy będą chcieli szybko zrealizować swój zysk.

Nie oznacza to jednak, że w 2009 roku rynek mieszkaniowy nie będzie atrakcyjną formą inwestowania. Będzie to dobry moment na nabycie nieruchomości i przeznaczenie jej na wynajem, zwłaszcza w dużych aglomeracjach. Z jednej strony deweloperzy są coraz bardziej skłonni do obniżek cen lokali, z drugiej zaś segment wynajmu mieszkań zyskuje na popularności, co ma związek z sytuacją na rynku finansowym. Ograniczona dostępność mieszkaniowych kredytów hipotecznych wywołała sporo zamieszania na rynku. Dodatkowo, na wzrost zainteresowania wynajmem mieszkań wpływać będzie spowolnienie gospodarcze, którego przejawem jest także pogarszająca się sytuacja na rynku pracy. Perspektywy inwestycyjne na rynku wynajmu są więc bardzo obiecujące, tym bardziej, że grono najemców coraz częściej powiększa się o młode osoby, które dopiero rozpoczynają swoją karierę zawodową, a także młode małżeństwa i rodziny. Wysokość dochodów z inwestycji będzie uzależniona przede wszystkim od lokalizacji i standardu wyposażenia lokalu.

Ciekawą propozycją może być także inwestycja w mieszkania w miejscowościach turystycznych. Już teraz część deweloperów zdecydowała się na budowę wakacyjnych apartamentów. Mieszkanie w kurorcie można przez część roku wykorzystać dla siebie, a później udostępnić je turystom i czerpać z tego tytułu dochody. Dla sporej grupy osób - zwłaszcza rodzin - wynajem mieszkania w kurorcie jest bardzo ciekawą alternatywą, zarówno pod względem ceny, jak i wygody. Atrakcyjniejszą inwestycją będą oczywiście mieszkania w górach - ze względu na dłuższy niż nad morzem sezon turystyczny.

Nieruchomości są dobrą inwestycją długoterminową. Osoby, które liczą na szybki zysk mogą w okresie zawirowań na rynku dużo stracić, o czym najlepiej można było przekonać się w minionym roku. W przypadku nieruchomości zysk jest co prawda rozłożony w czasie, ale bezpieczeństwo inwestycji jest zdecydowanie większe. Z tego też względu inwestycje w nieruchomości zawsze znajdują chętnych.

Małgorzata Kędzierska

(interia.pl Sobota, 17 stycznia 06:00)

Ruszyły Targi Budownictwa

Ponad 1300 producentów i dostawców dla budownictwa z 35 krajów prezentuje od wtorku swoją ofertę na Międzynarodowych Targach Budownictwa BUDMA 2009 w Poznaniu.

Jak podkreślają organizatorzy imprezy, są to najważniejsze targi budowlane w Europie Środkowo Wschodniej i Południowej ze względu na liczbę wystawiających się firm, ofertę produktów i wielkość ekspozycji.

Na powierzchni ponad 40 tys. m kwadratowych, prezentowanych jest m.in. 200 nowości i premier rynkowych. Równolegle z Budmą na terenie targów odbywa się pierwsza edycja Targów Maszyn i Komponentów do Produkcji Okien, Drzwi, Bram i Fasad - WinDoor-tech 2009, a także czwarta edycja Centrum Budownictwa Sportowego.

Jak powiedział we wtorek PAP podczas otwarcia targów wiceminister gospodarki Adam Szejnfeld, obecny rok niesie ze sobą wiele niepewności jeśli chodzi o rozwój budownictwa.

- Od wielu czynników: programów rządowych, aktywności przedsiębiorstw, elastyczności rynku finansowego będzie zależało, jak ten rok zakończymy. Sytuacja kryzysowa na świecie odbije się na polskiej gospodarce - dziś trudno jeszcze powiedzieć jak mocno - stwierdził.

Jak przypomniał w trakcie otwarcia targów, miniony rok był świetny dla polskiej gospodarki - w tym także dla budownictwa.

- Biliśmy wszystkie rekordy. W 2008 roku oddaliśmy do użytku kilkadziesiąt tysięcy mieszkań więcej niż rok wcześniej - w sumie było to ponad 160 tys. mieszkań. Także w minionym roku rząd Donalda Tuska rozpoczął największą reformę prawa gospodarczego w historii ostatnich 20 lat. W jej ramach można wskazać na te ustawy, nad którymi pracujemy, a które bezpośrednio dotyczą budownictwa jak ustawy o planowaniu przestrzennym czy prawo budowlane, a także na te, które już weszły w życie - powiedział Szejnfeld.

Według Mirosława Lubarskiego z Grupy PSB SA, obecny rok dla budownictwa, mimo kryzysu, może być całkiem udany.

- Wszystko zależy od tego, jaka będzie koniunktura generalna gospodarki i na ile banki nabiorą większego optymizmu w sprawach kredytowych dla podmiotów gospodarczych. Wiemy, że czeka nas gorszy rok w budownictwie, natomiast nawet jeśli będzie on o 10-15 proc. gorszy od poprzedniego, to i tak będzie dobry na tle lat poprzednich - powiedział PAP Lubarski.

Organizatorzy targów spodziewają się około 65 tys. zwiedzających.

Targom towarzyszy bogaty program ok. 60 wydarzeń o charakterze branżowym. Zaplanowano m.in. II Glazurnicze Mistrzostwa Polski, zaprezentowana zostanie wioska drewnianych domów oraz pokazy sztuki dekarskiej.

Na targach prezentowane są także tzw. budynki pasywne, czyli takie, które nie zużywają energii i pozostają neutralne dla środowiska. Ich zaletami są m.in. najwyższy komfort cieplny, stały dopływ świeżego powietrza, równomierny rozkład temperatur i bardzo niskie koszty eksploatacji.

Impreza na terenie MTP potrwa do 23 stycznia.

(interia.pl Wtorek, 20 stycznia 15:22)

Ruszyły Targi Budownictwa

Ponad 1300 producentów i dostawców dla budownictwa z 35 krajów prezentuje od wtorku swoją ofertę na Międzynarodowych Targach Budownictwa BUDMA 2009 w Poznaniu.

Jak podkreślają organizatorzy imprezy, są to najważniejsze targi budowlane w Europie Środkowo Wschodniej i Południowej ze względu na liczbę wystawiających się firm, ofertę produktów i wielkość ekspozycji.

Na powierzchni ponad 40 tys. m kwadratowych, prezentowanych jest m.in. 200 nowości i premier rynkowych. Równolegle z Budmą na terenie targów odbywa się pierwsza edycja Targów Maszyn i Komponentów do Produkcji Okien, Drzwi, Bram i Fasad - WinDoor-tech 2009, a także czwarta edycja Centrum Budownictwa Sportowego.

Jak powiedział we wtorek PAP podczas otwarcia targów wiceminister gospodarki Adam Szejnfeld, obecny rok niesie ze sobą wiele niepewności jeśli chodzi o rozwój budownictwa.

- Od wielu czynników: programów rządowych, aktywności przedsiębiorstw, elastyczności rynku finansowego będzie zależało, jak ten rok zakończymy. Sytuacja kryzysowa na świecie odbije się na polskiej gospodarce - dziś trudno jeszcze powiedzieć jak mocno - stwierdził.

Jak przypomniał w trakcie otwarcia targów, miniony rok był świetny dla polskiej gospodarki - w tym także dla budownictwa.

- Biliśmy wszystkie rekordy. W 2008 roku oddaliśmy do użytku kilkadziesiąt tysięcy mieszkań więcej niż rok wcześniej - w sumie było to ponad 160 tys. mieszkań. Także w minionym roku rząd Donalda Tuska rozpoczął największą reformę prawa gospodarczego w historii ostatnich 20 lat. W jej ramach można wskazać na te ustawy, nad którymi pracujemy, a które bezpośrednio dotyczą budownictwa jak ustawy o planowaniu przestrzennym czy prawo budowlane, a także na te, które już weszły w życie - powiedział Szejnfeld.

Według Mirosława Lubarskiego z Grupy PSB SA, obecny rok dla budownictwa, mimo kryzysu, może być całkiem udany.

- Wszystko zależy od tego, jaka będzie koniunktura generalna gospodarki i na ile banki nabiorą większego optymizmu w sprawach kredytowych dla podmiotów gospodarczych. Wiemy, że czeka nas gorszy rok w budownictwie, natomiast nawet jeśli będzie on o 10-15 proc. gorszy od poprzedniego, to i tak będzie dobry na tle lat poprzednich - powiedział PAP Lubarski.

Organizatorzy targów spodziewają się około 65 tys. zwiedzających.

Targom towarzyszy bogaty program ok. 60 wydarzeń o charakterze branżowym. Zaplanowano m.in. II Glazurnicze Mistrzostwa Polski, zaprezentowana zostanie wioska drewnianych domów oraz pokazy sztuki dekarskiej.

Na targach prezentowane są także tzw. budynki pasywne, czyli takie, które nie zużywają energii i pozostają neutralne dla środowiska. Ich zaletami są m.in. najwyższy komfort cieplny, stały dopływ świeżego powietrza, równomierny rozkład temperatur i bardzo niskie koszty eksploatacji.

Impreza na terenie MTP potrwa do 23 stycznia.

(interia.pl Wtorek, 20 stycznia 15:22)

MSW:Oferta Mostostalu najlepsza

Oferta konsorcjum Mostostalu Warszawa została uznana za najkorzystniejszą w przetargu na generalnego wykonawcę budowy wrocławskiego stadionu na Euro 2012 - poinformowała we wtorek spółka Wrocław 2012, odpowiedzialna za przygotowania obiektu do mistrzostw.

"Za najkorzystniejszą komisja uznała ofertę konsorcjum Mostostal Warszawa SA - Polska; J&P Avax SA - Grecja; Wrocławskie Przedsiębiorstwo Budownictwa Przemysłowego nr 2 Wrobis - Polska; Modern Construction Design - Polska" - napisano na stronach internetowych.

Konsorcjum to zaproponowało cenę w wysokości 729,7 mln zł brutto, czyli 598,1 mln zł netto.

O wybudowanie stadionu we Wrocłowiu starały się jeszcze konsorcja spółki PBG i Budimeksu Dromeksu.

Wcześniej spółka Wrocław 2012 informowała, że na wszystkie inwestycje związane z budową stadionu na wrocławskich Maślicach miasto może przeznaczyć około 520 mln zł.

Wartość oferty jest wyższa od założeń, dlatego to ostateczna decyzja o podpisaniu umowy będzie należała do prezydenta Wrocławia.

Jeśli miasto nie zechce dołożyć się do budowy stadionu, to trzeba będzie rozpisać nowy przetarg.

Stadion na Euro 2012 ma pomieścić 44 tys. widzów. Cały obiekt z infrastrukturą, parkingami, salami konferencyjnymi, gastronomią, promenadą i zielenią będzie wybudowany na obszarze 21 hektarów. Budowa ma się zakończyć najpóźniej w grudniu 2010 roku.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

MSW:Oferta Mostostalu najlepsza

Oferta konsorcjum Mostostalu Warszawa została uznana za najkorzystniejszą w przetargu na generalnego wykonawcę budowy wrocławskiego stadionu na Euro 2012 - poinformowała we wtorek spółka Wrocław 2012, odpowiedzialna za przygotowania obiektu do mistrzostw.

"Za najkorzystniejszą komisja uznała ofertę konsorcjum Mostostal Warszawa SA - Polska; J&P Avax SA - Grecja; Wrocławskie Przedsiębiorstwo Budownictwa Przemysłowego nr 2 Wrobis - Polska; Modern Construction Design - Polska" - napisano na stronach internetowych.

Konsorcjum to zaproponowało cenę w wysokości 729,7 mln zł brutto, czyli 598,1 mln zł netto.

O wybudowanie stadionu we Wrocłowiu starały się jeszcze konsorcja spółki PBG i Budimeksu Dromeksu.

Wcześniej spółka Wrocław 2012 informowała, że na wszystkie inwestycje związane z budową stadionu na wrocławskich Maślicach miasto może przeznaczyć około 520 mln zł.

Wartość oferty jest wyższa od założeń, dlatego to ostateczna decyzja o podpisaniu umowy będzie należała do prezydenta Wrocławia.

Jeśli miasto nie zechce dołożyć się do budowy stadionu, to trzeba będzie rozpisać nowy przetarg.

Stadion na Euro 2012 ma pomieścić 44 tys. widzów. Cały obiekt z infrastrukturą, parkingami, salami konferencyjnymi, gastronomią, promenadą i zielenią będzie wybudowany na obszarze 21 hektarów. Budowa ma się zakończyć najpóźniej w grudniu 2010 roku.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Rozstrzygnięto przetarg na budowę stadionu we Wrocławiu

Polsko-greckie konsorcjum pod przewodnictwem firmy Mostostal Warszawa S.A. wygrało przetarg na budowę wrocławskiego stadionu piłkarskiego na mistrzostwa Europy w 2012 roku. Koszt inwestycji to blisko 730 mln zł.

Jak powiedziała PAP we wtorek rzeczniczka spółki Wrocław 2012 Magdalena Malara, pozostałe konsorcja, które brały udział w przetargu, mają 10 dni na składanie zażaleń i protestów.

- Jeśli to nie nastąpi, a wrocławska Rada Miejska zatwierdzi zmiany w budżecie, to umowa na budowę stadionu zostanie podpisana - dodała rzeczniczka.

Zwycięskie konsorcjum zobowiązało się wybudować stadion w ciągu 21 miesięcy. Umowa zakłada 25 lat gwarancji na dach i elewację, 10 lat na pozostałe roboty budowlane i 3 lata na maszyny i urządzenia.

O wyborze decydowały trzy czynniki: cena, termin realizacji inwestycji oraz termin udzielonych gwarancji. Wyłonione konsorcjum zaproponowało zarówno najniższą cenę, jak i szybki termin realizacji inwestycji.

Jednak najtańsza z ofert złożonych w przetargu na wykonawcę wrocławskiego stadionu na EURO 2012 była o blisko 200 mln zł droższa od tego, co zamierzało zainwestować miasto.

Wszystkie trzy konsorcja firm, które dotarły do ostatniego etapu przetargu, zaproponowały ceny wyższe od tej, którą chciało zapłacić miasto. Zgodnie ze złożonymi ofertami, proponowane ceny brutto wykonania całości prac wynosiły: 936 mln zł, 755 mln zł i 729 mln zł.

W poniedziałek prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz zapowiedział, że brakujące pieniądze mają pochodzić z puli przeznaczonej na tzw. Tramwaj Plus (budowa szybkiego połączenia tramwajowego stadionu z innymi częściami miasta). Odpowiednie zmiany w Wieloletnim Planie Inwestycyjnym (WPI) w tym zakresie musi wprowadzić Rada Miejska.

Uchwała dotycząca zmian trafi na obrady rady 19 lutego. Przy czym - jak powiedział w poniedziałek przewodniczący rady Jacek Ossowski - wszystkie kluby radnych były projektem "życzliwie zainteresowane".

Pomysł jest już uzgodniony z Miejskim Przedsiębiorstwem Komunikacji i - jak zapewnił Dutkiewicz - nie zmieni terminu realizacji Tramwaju Plus, a "uwolni po stronie miasta pieniądze, które pozwolą sfinansować budowę stadionu".

Stadion na Euro 2012 ma pomieścić ok. 44 tys. widzów. Będzie obiektem wielofunkcyjnym, na którym oprócz rozgrywania meczów będzie można m.in. organizować koncerty.

Na stadionie znajdzie się także m.in. kasyno, dyskoteka, restauracja na ok. 1600 osób oraz kompleks biurowo-konferencyjny. Podczas Euro 2012 we Wrocławiu mają zostać rozegrane trzy spotkania grupowe. Nie wiadomo jeszcze, jak będzie się nazywał nowy stadion.

źródło informacji: PAP

(interia.pl Środa, 21 stycznia 05:25)

Rozstrzygnięto przetarg na budowę stadionu we Wrocławiu

Polsko-greckie konsorcjum pod przewodnictwem firmy Mostostal Warszawa S.A. wygrało przetarg na budowę wrocławskiego stadionu piłkarskiego na mistrzostwa Europy w 2012 roku. Koszt inwestycji to blisko 730 mln zł.

Jak powiedziała PAP we wtorek rzeczniczka spółki Wrocław 2012 Magdalena Malara, pozostałe konsorcja, które brały udział w przetargu, mają 10 dni na składanie zażaleń i protestów.

- Jeśli to nie nastąpi, a wrocławska Rada Miejska zatwierdzi zmiany w budżecie, to umowa na budowę stadionu zostanie podpisana - dodała rzeczniczka.

Zwycięskie konsorcjum zobowiązało się wybudować stadion w ciągu 21 miesięcy. Umowa zakłada 25 lat gwarancji na dach i elewację, 10 lat na pozostałe roboty budowlane i 3 lata na maszyny i urządzenia.

O wyborze decydowały trzy czynniki: cena, termin realizacji inwestycji oraz termin udzielonych gwarancji. Wyłonione konsorcjum zaproponowało zarówno najniższą cenę, jak i szybki termin realizacji inwestycji.

Jednak najtańsza z ofert złożonych w przetargu na wykonawcę wrocławskiego stadionu na EURO 2012 była o blisko 200 mln zł droższa od tego, co zamierzało zainwestować miasto.

Wszystkie trzy konsorcja firm, które dotarły do ostatniego etapu przetargu, zaproponowały ceny wyższe od tej, którą chciało zapłacić miasto. Zgodnie ze złożonymi ofertami, proponowane ceny brutto wykonania całości prac wynosiły: 936 mln zł, 755 mln zł i 729 mln zł.

W poniedziałek prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz zapowiedział, że brakujące pieniądze mają pochodzić z puli przeznaczonej na tzw. Tramwaj Plus (budowa szybkiego połączenia tramwajowego stadionu z innymi częściami miasta). Odpowiednie zmiany w Wieloletnim Planie Inwestycyjnym (WPI) w tym zakresie musi wprowadzić Rada Miejska.

Uchwała dotycząca zmian trafi na obrady rady 19 lutego. Przy czym - jak powiedział w poniedziałek przewodniczący rady Jacek Ossowski - wszystkie kluby radnych były projektem "życzliwie zainteresowane".

Pomysł jest już uzgodniony z Miejskim Przedsiębiorstwem Komunikacji i - jak zapewnił Dutkiewicz - nie zmieni terminu realizacji Tramwaju Plus, a "uwolni po stronie miasta pieniądze, które pozwolą sfinansować budowę stadionu".

Stadion na Euro 2012 ma pomieścić ok. 44 tys. widzów. Będzie obiektem wielofunkcyjnym, na którym oprócz rozgrywania meczów będzie można m.in. organizować koncerty.

Na stadionie znajdzie się także m.in. kasyno, dyskoteka, restauracja na ok. 1600 osób oraz kompleks biurowo-konferencyjny. Podczas Euro 2012 we Wrocławiu mają zostać rozegrane trzy spotkania grupowe. Nie wiadomo jeszcze, jak będzie się nazywał nowy stadion.

źródło informacji: PAP

(interia.pl Środa, 21 stycznia 05:25)

Kryzys - pierwsza fala za nami

Globalny kryzys można wykorzystać z korzyścią dla Polski - oceniają analitycy A.T.Kearney. Ich zdaniem, polskie firmy dobrze przetrwały pierwszą falę kryzysu, ale powinny przygotować się na zmniejszenie zamówień.

"Kryzys nie uderzył nagle, wyjątkowe okazały się jego tempo i zasięg, co pokazuje, jak głębokie są globalne zależności pomiędzy gospodarkami narodowymi" - mówił we wtorek na konferencji prasowej w Warszawie prezes A.T.Kearney Polska Aleksander Kwiatkowski.

Według A.T.Kearney, obecny światowy kryzys gospodarczy to wynik nałożenia na siebie kryzysu paliwowego, drastycznego wzrostu cen żywności, kryzysu rynku kredytów hipotecznych w USA, którego wynikiem był kryzys płynności wielkich międzynarodowych instytucji finansowych.

Zdaniem analityków A.T.Kearney, recesja w dużo większym stopniu odczuwalna będzie nadal w krajach rozwiniętych, zaś kraje rozwijające się - w tym Polska - odczują kryzys znacznie słabiej.

Światowy kryzys jest wyzwaniem dla Polski - może być zagrożeniem, ale także szansą.

"Polska skutecznie oparła się pierwszej fali kryzysu - co nie udało się kilku silniejszym gospodarkom światowym. Należy jednak spodziewać się, że w długim okresie spadające zdolności finansowe korporacji międzynarodowych, gospodarek narodowych i możliwości finansowe konsumentów mogą w negatywny sposób odbić się na stopniu inwestycji zagranicznych w Polsce oraz polskim eksporcie" - ocenia A.T.Kearney.

Prognozy

Według analityków, odrodzenie gospodarki amerykańskiej nastąpi jeszcze w tym roku. Wybór Baracka Obamy na prezydenta USA jest początkiem pozytywnych zmian dla amerykańskiej gospodarki - oceniają. Gwarancje rządu dla banków i zapewnienia o wsparciu dla przemysłu samochodowego prowadzą do minimalizacji negatywnych skutków kryzysu. Nadzieję dla USA dają z jednej strony mobilność siły roboczej, pomoc rządowa, emisja nieopodatkowanych obligacji, z drugiej odrodzenie rynku internetowego i łatwość w zakładaniu nowych przedsiębiorstw.

Według analityków, tylko Indie nie doświadczą trwałego spadku dotychczasowego tempa wzrostu gospodarczego. Jako regiony najbardziej - choć w różnym stopniu - narażone na negatywne skutki kryzysu analitycy uznają Amerykę Środkową, Meksyk, Afrykę Północną, Rosję, Europę Zachodnią, Europę Środkową i Wschodnią) Pakistan, Bangladesz i Filipiny.

A.T.Kearney jest globalną firmą doradztwa strategicznego specjalizującą się w dostarczaniu rozwiązań kluczowych dla sukcesu przedsiębiorstw. Firma powstała w 1926 r. w Chicago, by doradzać menedżerom najwyższego szczebla. W Polsce działa od początku lat 90.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

(Środa, 21 stycznia 06:00)

Kryzys - pierwsza fala za nami

Globalny kryzys można wykorzystać z korzyścią dla Polski - oceniają analitycy A.T.Kearney. Ich zdaniem, polskie firmy dobrze przetrwały pierwszą falę kryzysu, ale powinny przygotować się na zmniejszenie zamówień.

"Kryzys nie uderzył nagle, wyjątkowe okazały się jego tempo i zasięg, co pokazuje, jak głębokie są globalne zależności pomiędzy gospodarkami narodowymi" - mówił we wtorek na konferencji prasowej w Warszawie prezes A.T.Kearney Polska Aleksander Kwiatkowski.

Według A.T.Kearney, obecny światowy kryzys gospodarczy to wynik nałożenia na siebie kryzysu paliwowego, drastycznego wzrostu cen żywności, kryzysu rynku kredytów hipotecznych w USA, którego wynikiem był kryzys płynności wielkich międzynarodowych instytucji finansowych.

Zdaniem analityków A.T.Kearney, recesja w dużo większym stopniu odczuwalna będzie nadal w krajach rozwiniętych, zaś kraje rozwijające się - w tym Polska - odczują kryzys znacznie słabiej.

Światowy kryzys jest wyzwaniem dla Polski - może być zagrożeniem, ale także szansą.

"Polska skutecznie oparła się pierwszej fali kryzysu - co nie udało się kilku silniejszym gospodarkom światowym. Należy jednak spodziewać się, że w długim okresie spadające zdolności finansowe korporacji międzynarodowych, gospodarek narodowych i możliwości finansowe konsumentów mogą w negatywny sposób odbić się na stopniu inwestycji zagranicznych w Polsce oraz polskim eksporcie" - ocenia A.T.Kearney.

Prognozy

Według analityków, odrodzenie gospodarki amerykańskiej nastąpi jeszcze w tym roku. Wybór Baracka Obamy na prezydenta USA jest początkiem pozytywnych zmian dla amerykańskiej gospodarki - oceniają. Gwarancje rządu dla banków i zapewnienia o wsparciu dla przemysłu samochodowego prowadzą do minimalizacji negatywnych skutków kryzysu. Nadzieję dla USA dają z jednej strony mobilność siły roboczej, pomoc rządowa, emisja nieopodatkowanych obligacji, z drugiej odrodzenie rynku internetowego i łatwość w zakładaniu nowych przedsiębiorstw.

Według analityków, tylko Indie nie doświadczą trwałego spadku dotychczasowego tempa wzrostu gospodarczego. Jako regiony najbardziej - choć w różnym stopniu - narażone na negatywne skutki kryzysu analitycy uznają Amerykę Środkową, Meksyk, Afrykę Północną, Rosję, Europę Zachodnią, Europę Środkową i Wschodnią) Pakistan, Bangladesz i Filipiny.

A.T.Kearney jest globalną firmą doradztwa strategicznego specjalizującą się w dostarczaniu rozwiązań kluczowych dla sukcesu przedsiębiorstw. Firma powstała w 1926 r. w Chicago, by doradzać menedżerom najwyższego szczebla. W Polsce działa od początku lat 90.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

(Środa, 21 stycznia 06:00)

Słaby złoty a kwestia euro

Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Właśnie wróciłem z wakacji i rozpakowując rzeczy włączyłem telewizor aby zorientować się „co w trawie piszczy". Trafiłem akurat na premiera Tuska, mówiącego w Krynicy, iż euro przyjmiemy już w 2011 roku. Być może to przez te wakacje nie byłem pewien czy to tylko mnie się zdawało, czy do strefy euro na tamten moment najwcześniej można było wejść w roku 2012. Premier dość szybko z zadeklarowanej daty się wycofał, ale przy roku 2012 póki co twardo obstaje. Mieliśmy już też polityczną burzę w sprawie zmian w konstytucji i ona również nie zniechęciła rządu. Można nawet odnieść wrażenie, że wraz nadejściem kryzysu determinacja do przyjęcia wspólnej waluty jest jeszcze większa. Tylko powstaje pytanie, na ile sprawy są zaawansowane pod polityczną przykrywką.
Strefa euro na kryzys to dobra sprawa. Chyba coraz mniej osób trzeba przekonywać, że wahania kursów walutowych nie są szczególnie dobre dla gospodarki rozwijającej się. Zmienić zdanie mogły zwłaszcza gospodarstwa domowe z kredytami w obcych walutach, czy firmy, które wystawiły opcje walutowe. Brak wahań kursowych jest też przewagą konkurencyjną w handlu zagranicznym, a to szczególnie ważne w okresie, gdy maleje popyt. Dodatkowo na przykład Słowacja już płaci znacznie mniej za swój dług - zarówno ze względu na ogólny poziom stóp procentowych, jak i ze względu na niższą premię za ryzyko. Dostęp do kapitału mógł się wydawać kwestią trywialną kilka lat temu, jednak jak widać, dobre czasy nie są dane raz na zawsze. Jednak jedna rzecz to już w strefie euro być, a inna do niej aspirować, co wiąże się z koniecznością spełnienia kryteriów...


Komisja Europejska właśnie przedstawiła swoje prognozy deficytu w Polsce - po ok. 3,5% przez następne dwa lata, czyli za dużo. Inna sprawa, że wiele krajów Europy Zachodniej będzie miała dużo wyższe. Być może odpowiednio wczesne negocjacje odnośnie łagodniejszego potraktowania „kryzysowego deficytu" mogłyby zmiękczyć stanowisko Komisji. Jeszcze bardziej problematyczne jest kryterium kursowe. Już Słowacja nie miała z tym łatwo - centralny parytet rewaluowany był dwukrotnie. Jednak przy aprecjacji kursu (czyli umacnianiu się korony w stosunku do euro) interweniować można w dużej skali, gdyż wtedy bank centralny sprzedaje swój pieniądz, kupując dewizy. W momencie gdy mamy do czynienia z osłabieniem, interwencja to sprzedaż dewiz, czyli pojawia się naturalne ograniczenie wynikające z poziomu rezerw. Czy rząd uwzględnił ten fakt przyjmując wejście do mechanizmu ERM2 w tym roku? Czy ma bezwzględne zapewnienie ze strony Europejskiego Banku Centralnego, iż w razie potrzeby będzie on stabilizował złotego? Bo tylko taka gwarancja może powstrzymać rynek przed spekulacją na wytrącenie notowań złotego z pasma wahań w systemie ERM2. Nie będzie tragedii jeśli rząd nie dotrzyma daty. Nawet jeśli w euro będziemy płacić  w roku 2013 lub 2014, korzyści nas nie ominą, a unikniemy ogromnego ryzyka porażki mechanizmu ERM2. Mam niekłamaną nadzieję, że tym razem przed deklaracją premiera wszystko zostanie dopięte na ostatni guzik. W interesie nas wszystkich.
(wp.pl Przemysław Kwiecień główny ekonomista X-Trade Brokers DM SA)

Słaby złoty a kwestia euro

Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Właśnie wróciłem z wakacji i rozpakowując rzeczy włączyłem telewizor aby zorientować się „co w trawie piszczy". Trafiłem akurat na premiera Tuska, mówiącego w Krynicy, iż euro przyjmiemy już w 2011 roku. Być może to przez te wakacje nie byłem pewien czy to tylko mnie się zdawało, czy do strefy euro na tamten moment najwcześniej można było wejść w roku 2012. Premier dość szybko z zadeklarowanej daty się wycofał, ale przy roku 2012 póki co twardo obstaje. Mieliśmy już też polityczną burzę w sprawie zmian w konstytucji i ona również nie zniechęciła rządu. Można nawet odnieść wrażenie, że wraz nadejściem kryzysu determinacja do przyjęcia wspólnej waluty jest jeszcze większa. Tylko powstaje pytanie, na ile sprawy są zaawansowane pod polityczną przykrywką.
Strefa euro na kryzys to dobra sprawa. Chyba coraz mniej osób trzeba przekonywać, że wahania kursów walutowych nie są szczególnie dobre dla gospodarki rozwijającej się. Zmienić zdanie mogły zwłaszcza gospodarstwa domowe z kredytami w obcych walutach, czy firmy, które wystawiły opcje walutowe. Brak wahań kursowych jest też przewagą konkurencyjną w handlu zagranicznym, a to szczególnie ważne w okresie, gdy maleje popyt. Dodatkowo na przykład Słowacja już płaci znacznie mniej za swój dług - zarówno ze względu na ogólny poziom stóp procentowych, jak i ze względu na niższą premię za ryzyko. Dostęp do kapitału mógł się wydawać kwestią trywialną kilka lat temu, jednak jak widać, dobre czasy nie są dane raz na zawsze. Jednak jedna rzecz to już w strefie euro być, a inna do niej aspirować, co wiąże się z koniecznością spełnienia kryteriów...


Komisja Europejska właśnie przedstawiła swoje prognozy deficytu w Polsce - po ok. 3,5% przez następne dwa lata, czyli za dużo. Inna sprawa, że wiele krajów Europy Zachodniej będzie miała dużo wyższe. Być może odpowiednio wczesne negocjacje odnośnie łagodniejszego potraktowania „kryzysowego deficytu" mogłyby zmiękczyć stanowisko Komisji. Jeszcze bardziej problematyczne jest kryterium kursowe. Już Słowacja nie miała z tym łatwo - centralny parytet rewaluowany był dwukrotnie. Jednak przy aprecjacji kursu (czyli umacnianiu się korony w stosunku do euro) interweniować można w dużej skali, gdyż wtedy bank centralny sprzedaje swój pieniądz, kupując dewizy. W momencie gdy mamy do czynienia z osłabieniem, interwencja to sprzedaż dewiz, czyli pojawia się naturalne ograniczenie wynikające z poziomu rezerw. Czy rząd uwzględnił ten fakt przyjmując wejście do mechanizmu ERM2 w tym roku? Czy ma bezwzględne zapewnienie ze strony Europejskiego Banku Centralnego, iż w razie potrzeby będzie on stabilizował złotego? Bo tylko taka gwarancja może powstrzymać rynek przed spekulacją na wytrącenie notowań złotego z pasma wahań w systemie ERM2. Nie będzie tragedii jeśli rząd nie dotrzyma daty. Nawet jeśli w euro będziemy płacić  w roku 2013 lub 2014, korzyści nas nie ominą, a unikniemy ogromnego ryzyka porażki mechanizmu ERM2. Mam niekłamaną nadzieję, że tym razem przed deklaracją premiera wszystko zostanie dopięte na ostatni guzik. W interesie nas wszystkich.
(wp.pl Przemysław Kwiecień główny ekonomista X-Trade Brokers DM SA)

Poszukiwanie impulsu rozwoju

Wyścig na programy antykryzysowe dociera do symbolicznego półmetka.
Wyścig na programy antykryzysowe dociera do symbolicznego półmetka. Niemal nie ma rządu, na którym opinia publiczna nie wymusiłaby ogłoszenia planu mającego pomóc w powrocie do ekonomicznego szczęścia. Na razie w czołówce są zawodnicy wkładający w walkę z kryzysem najwięcej wy-siłku. Gdyby go mierzyć udziałem zadeklarowanych w programie naprawczym publicznych funduszy w nominalnym PKB danego kraju, wygrywa Wielka Brytania. Gordon Brown uruchomił fundusze równe 21 proc. PKB, by rozruszać brytyjską gospodarkę. Chiny, które dotknie tylko spowolnienie rozwoju, przeznaczyły aż 16 proc. PKB, czyli 400 bln juanów, na program powrotu do dwucyfrowego wzrostu. W Europie trudno o zgodę i nadal nie wiadomo, czy rządy wyasygnują na walkę z kryzysem nowe środki na miarę 1 proc. PKB, do czego namawia José Manuel Barroso, przewodniczący Komisji Europejskiej.
Więcej w Forbes
(forbes.pl Grzegorz Cydejko,  18.12.08, 00:00 A)

Poszukiwanie impulsu rozwoju

Wyścig na programy antykryzysowe dociera do symbolicznego półmetka.
Wyścig na programy antykryzysowe dociera do symbolicznego półmetka. Niemal nie ma rządu, na którym opinia publiczna nie wymusiłaby ogłoszenia planu mającego pomóc w powrocie do ekonomicznego szczęścia. Na razie w czołówce są zawodnicy wkładający w walkę z kryzysem najwięcej wy-siłku. Gdyby go mierzyć udziałem zadeklarowanych w programie naprawczym publicznych funduszy w nominalnym PKB danego kraju, wygrywa Wielka Brytania. Gordon Brown uruchomił fundusze równe 21 proc. PKB, by rozruszać brytyjską gospodarkę. Chiny, które dotknie tylko spowolnienie rozwoju, przeznaczyły aż 16 proc. PKB, czyli 400 bln juanów, na program powrotu do dwucyfrowego wzrostu. W Europie trudno o zgodę i nadal nie wiadomo, czy rządy wyasygnują na walkę z kryzysem nowe środki na miarę 1 proc. PKB, do czego namawia José Manuel Barroso, przewodniczący Komisji Europejskiej.
Więcej w Forbes
(forbes.pl Grzegorz Cydejko,  18.12.08, 00:00 A)

Spadkobiercy odzyskają grunt po cyrku

Słynny przedwojenny cyrk braci Staniewskich ożył w sądzie podczas sprawy reprywatyzacyjnej

To o nim właśnie Jarema Stępowski śpiewał: "A na Ordynackiej u Staniewskich braci był cyrk na sto fajerek".

Ogromny gmach z okrągłą salą widowiskową na 3 tys. osób, wypalony podczas Powstania Warszawskiego i rozebrany po wojnie, istnieje już tylko w legendzie. Ożył jednak niespodziewanie podczas rozprawy w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym w Warszawie (sygn. I SA/Wa 1368/08).

O prawo do trzech przedwojennych posesji, na których stał kiedyś cyrk, a obecnie gmach Uniwersytetu Muzycznego im. F. Chopina, wystąpili spadkobiercy ich byłej właścicielki, Marii Ludwiki Czartoryskiej.

W 1958 r. Prezydium Stołecznej Rady Narodowej odmówiło jej prawa własności czasowej (użytkowania wieczystego) gruntu z powodu przeznaczenia ich w planie zagospodarowania na cele użyteczności publicznej głownie kulturalno-oświatowe. Zdaniem władzy wykluczało to korzystanie z nieruchomości przez dotychczasowego właściciela.


Więcej w Rzeczpospolitej
(rp.pl Danuta Frey 20-01-2009, ostatnia aktualizacja 20-01-2009 07:19)

Spadkobiercy odzyskają grunt po cyrku

Słynny przedwojenny cyrk braci Staniewskich ożył w sądzie podczas sprawy reprywatyzacyjnej

To o nim właśnie Jarema Stępowski śpiewał: "A na Ordynackiej u Staniewskich braci był cyrk na sto fajerek".

Ogromny gmach z okrągłą salą widowiskową na 3 tys. osób, wypalony podczas Powstania Warszawskiego i rozebrany po wojnie, istnieje już tylko w legendzie. Ożył jednak niespodziewanie podczas rozprawy w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym w Warszawie (sygn. I SA/Wa 1368/08).

O prawo do trzech przedwojennych posesji, na których stał kiedyś cyrk, a obecnie gmach Uniwersytetu Muzycznego im. F. Chopina, wystąpili spadkobiercy ich byłej właścicielki, Marii Ludwiki Czartoryskiej.

W 1958 r. Prezydium Stołecznej Rady Narodowej odmówiło jej prawa własności czasowej (użytkowania wieczystego) gruntu z powodu przeznaczenia ich w planie zagospodarowania na cele użyteczności publicznej głownie kulturalno-oświatowe. Zdaniem władzy wykluczało to korzystanie z nieruchomości przez dotychczasowego właściciela.


Więcej w Rzeczpospolitej
(rp.pl Danuta Frey 20-01-2009, ostatnia aktualizacja 20-01-2009 07:19)

Możliwość zapłaty niższego podatku zależy od stanu technicznego budynku

Podatnik, który chce skorzystać z niższej stawki podatku od nieruchomości, musi udowodnić, że nieruchomość nie jest wykorzystywana do działalności gospodarczej.

ORZECZENIE

Organy podatkowe ustaliły wysokość podatku od nieruchomości przyjmując, że nieruchomość podatnika jest związana z prowadzoną działalnością gospodarczą. Z takim stanowiskiem nie zgodził się podatnik, twierdząc, iż posiadana przez niego nieruchomości nie nadaje się do eksploatacji ze względów technicznych. Dodał również, iż na jej terenie trwają prace modernizacyjne, co dodatkowo wyklucza prowadzenie działalności gospodarczej.
nie nadaje się do eksploatacji ze względów technicznych. Dodał również, iż na jej terenie trwają prace modernizacyjne, co dodatkowo wyklucza prowadzenie działalności gospodarczej.

Sygn. akt I SA/Gd 560/08

Więcej: www.deloitte.com/pl/tax24

(gazetapraca.pl)

Możliwość zapłaty niższego podatku zależy od stanu technicznego budynku

Podatnik, który chce skorzystać z niższej stawki podatku od nieruchomości, musi udowodnić, że nieruchomość nie jest wykorzystywana do działalności gospodarczej.

ORZECZENIE

Organy podatkowe ustaliły wysokość podatku od nieruchomości przyjmując, że nieruchomość podatnika jest związana z prowadzoną działalnością gospodarczą. Z takim stanowiskiem nie zgodził się podatnik, twierdząc, iż posiadana przez niego nieruchomości nie nadaje się do eksploatacji ze względów technicznych. Dodał również, iż na jej terenie trwają prace modernizacyjne, co dodatkowo wyklucza prowadzenie działalności gospodarczej.
nie nadaje się do eksploatacji ze względów technicznych. Dodał również, iż na jej terenie trwają prace modernizacyjne, co dodatkowo wyklucza prowadzenie działalności gospodarczej.

Sygn. akt I SA/Gd 560/08

Więcej: www.deloitte.com/pl/tax24

(gazetapraca.pl)

Podatki a stan budynku

Podatnik, który chce skorzystać z niższej stawki podatku od nieruchomości, musi udowodnić, że nieruchomość nie jest wykorzystywana do działalności gospodarczej.
ORZECZENIE

Organy podatkowe ustaliły wysokość podatku od nieruchomości, przyjmując, że nieruchomość podatnika jest związana z prowadzoną działalnością gospodarczą. Z takim stanowiskiem nie zgodził się podatnik, twierdząc, iż posiadana przez niego nieruchomość nie nadaje się do eksploatacji ze względów technicznych. Dodał również, iż na jej terenie trwają prace modernizacyjne, co dodatkowo wyklucza prowadzenie działalności gospodarczej.

Gdański WSA oddalił skargę, stwierdzając, iż nie było podstaw do opodatkowania nieruchomości według niższych stawek, gdyż podatnik nie wykazał, że nieruchomość nie mogła być wykorzystywana do prowadzenia działalności gospodarczej ze względów technicznych.

Pomimo że w budynku trwają prace modernizacyjne, fakt ten nie uzasadnia zastosowania niższej stawki w podatku od nieruchomości. W konsekwencji podatek od nieruchomości powinien zostać mu wymierzony według stawki właściwej dla nieruchomości związanej z działalnością gospodarczą.

Sygn. akt I SA/Gd 560/08

Więcej: www.deloitte.com/pl/tax24
(onet.pl Wtorek, 20 stycznia 07:25)

Podatki a stan budynku

Podatnik, który chce skorzystać z niższej stawki podatku od nieruchomości, musi udowodnić, że nieruchomość nie jest wykorzystywana do działalności gospodarczej.
ORZECZENIE

Organy podatkowe ustaliły wysokość podatku od nieruchomości, przyjmując, że nieruchomość podatnika jest związana z prowadzoną działalnością gospodarczą. Z takim stanowiskiem nie zgodził się podatnik, twierdząc, iż posiadana przez niego nieruchomość nie nadaje się do eksploatacji ze względów technicznych. Dodał również, iż na jej terenie trwają prace modernizacyjne, co dodatkowo wyklucza prowadzenie działalności gospodarczej.

Gdański WSA oddalił skargę, stwierdzając, iż nie było podstaw do opodatkowania nieruchomości według niższych stawek, gdyż podatnik nie wykazał, że nieruchomość nie mogła być wykorzystywana do prowadzenia działalności gospodarczej ze względów technicznych.

Pomimo że w budynku trwają prace modernizacyjne, fakt ten nie uzasadnia zastosowania niższej stawki w podatku od nieruchomości. W konsekwencji podatek od nieruchomości powinien zostać mu wymierzony według stawki właściwej dla nieruchomości związanej z działalnością gospodarczą.

Sygn. akt I SA/Gd 560/08

Więcej: www.deloitte.com/pl/tax24
(onet.pl Wtorek, 20 stycznia 07:25)

Gospodarcza zima ze sporadycznymi przejaśnieniami

Europejska gospodarka uwięziona jest w kleszczach zimy, a wiatry wywołane burzami na rynku finansowym prowadzą do długich i głębokich recesji, w wielu regionalnych odmianach.
Najnowsza mapa pogody gospodarczej dziennika „Financial Times” dla Europy pokazuje dalsze pogorszenie sytuacji od czasu ostatniej, październikowej sytuacji, kiedy destruktywny wpływ upadku banku inwestycyjnego Lehman Brothers na światową gospodarkę dopiero zaczynał się kształtować.

Dane z listopada pokazują, że europejska produkcja przemysłowa dramatycznie spadła, a badania nastrojów biznesowych pokazują, że dno recesji – przewidywane na najgłębsze od czasu drugiej wojny światowej – nie zostało jeszcze osiągnięte.

Politycy zmagają się rozpaczliwie z dotrzymaniem tempa kryzysowi. Komisja Europejska opublikowała wczoraj pospiesznie poprawione prognozy gospodarcze pokazujące zmniejszenie się unijnego PKB o 1,8% w tym roku – czyli szybciej niż w USA. Europę opanowała ponura atmosfera. Hiszpania i Irlandia – do niedawna najlepiej radzące sobie kraje Unii – stracą odpowiednio dwa i pięć procent swojego PKB. Niemieckie PKB ma spaść o 2,3%, a brytyjskie o 2,8%.

Kryzys, pomimo swojej srogości, może wciąż rozegrać się inaczej w różnych rejonach kontynentu. Nie wszystkie krajowe gospodarki ucierpiały tak poważnie jak te, które przeżyły kryzys rynku nieruchomości – lub też, jak Niemcy, okazały się wrażliwe na spadek prognozowanego eksportu.

We Francji, czynniki które w dobrych czasach były uważane za potencjalne słabości, aktualnie okazują się pozytywami. Brak konkurencyjności na rynkach eksportowych oznacza, że Francja jest mniej wrażliwa w wypadku kryzysu globalnego popytu, niż Niemcy. Specjalizowanie się w infrastrukturze – transporcie kolejowym i energetyce – oznacza mniejszą wrażliwość na krótkotrwałe fluktuacje.

Surowe zasady i skomplikowane procedury sądowe opisujące zwalnianie pracowników we Francji odstraszą firmy przed pozbywaniem się pracowników, a hojne państwo opiekuńcze osłabi cios zadany bezrobotnym i pomoże poprawić krajowej konsumpcji. Francuscy konsumenci nie są obciążeni długami.

Ponadto, wydatki sektora publicznego stanowią 53 procent PKB – to najwyższy wynik w UE – a duży sektor publiczny pomoże zniwelować spadek aktywności w sektorze prywatnym.

Ekonomiści uważają jednak, że kwestią czasu jest poczucie przez Francję pełnego impetu recesji. Gilles Moec, ekonomista z Bank of America, uważa że trzy miesiące temu można było twierdzić, że Francja może uniknąć najgorszego – jej sektor bankowy uniknął chaosu na miarę Wielkiej Brytanii, Niemiec czy też Holandii. Prezydent Nicolas Sarkozy zaproponował serię inicjatyw mających na celu powstrzymanie kryzysu. „Teraz, wszystkie badania ekonomiczne pokazują, że Francja znajduje się w równie poważnych opałach jak inni”. Komisja Europejska przewiduje, że francuska gospodarka straci w tym roku 1,8 procenta.

Robert Bergqvist, główny ekonomista w sztokholmskim SEB, zgadza się z teorią „małych różnic” w krajowych wynikach gospodarczych w obliczu globalnej recesji. Pomimo tego, uważa że kraje nordyckie mogą być bezpieczniejsze dzięki swoim silnym finansom publicznym. Szwecja, która nie jest członkiem europejskiej unii monetarnej, może mieć nadzieję na osłabienie wpływu spadającego eksportu na gospodarkę dzięki słabszej walucie.

Istnieją również rejony z pozytywnymi prognozami. Kraje wschodnioeuropejskie takie jak Polska, Czechy i Słowacja mają odnotować w tym roku wzrost gospodarczy – dobra gospodarcza pogoda ma również zawitać na śródziemnomorski Cypr.

Mapa pogody

Mapa pogody europejskiej gospodarki, opublikowana wczoraj po raz czwarty przez „Financial Times”, jest tworzona przez korespondentów FT z całej Europy. Jest kwartalnym wizualnym przedstawieniem warunków i prognoz gospodarczych. Wybór symboli odzwierciedla również lokalne nastroje.

Autorzy: Ralph Atkins – Frankfurt, Ben Hall – Paryż
(onet.pl Financial Times, 20.01.2009)

Gospodarcza zima ze sporadycznymi przejaśnieniami

Europejska gospodarka uwięziona jest w kleszczach zimy, a wiatry wywołane burzami na rynku finansowym prowadzą do długich i głębokich recesji, w wielu regionalnych odmianach.
Najnowsza mapa pogody gospodarczej dziennika „Financial Times” dla Europy pokazuje dalsze pogorszenie sytuacji od czasu ostatniej, październikowej sytuacji, kiedy destruktywny wpływ upadku banku inwestycyjnego Lehman Brothers na światową gospodarkę dopiero zaczynał się kształtować.

Dane z listopada pokazują, że europejska produkcja przemysłowa dramatycznie spadła, a badania nastrojów biznesowych pokazują, że dno recesji – przewidywane na najgłębsze od czasu drugiej wojny światowej – nie zostało jeszcze osiągnięte.

Politycy zmagają się rozpaczliwie z dotrzymaniem tempa kryzysowi. Komisja Europejska opublikowała wczoraj pospiesznie poprawione prognozy gospodarcze pokazujące zmniejszenie się unijnego PKB o 1,8% w tym roku – czyli szybciej niż w USA. Europę opanowała ponura atmosfera. Hiszpania i Irlandia – do niedawna najlepiej radzące sobie kraje Unii – stracą odpowiednio dwa i pięć procent swojego PKB. Niemieckie PKB ma spaść o 2,3%, a brytyjskie o 2,8%.

Kryzys, pomimo swojej srogości, może wciąż rozegrać się inaczej w różnych rejonach kontynentu. Nie wszystkie krajowe gospodarki ucierpiały tak poważnie jak te, które przeżyły kryzys rynku nieruchomości – lub też, jak Niemcy, okazały się wrażliwe na spadek prognozowanego eksportu.

We Francji, czynniki które w dobrych czasach były uważane za potencjalne słabości, aktualnie okazują się pozytywami. Brak konkurencyjności na rynkach eksportowych oznacza, że Francja jest mniej wrażliwa w wypadku kryzysu globalnego popytu, niż Niemcy. Specjalizowanie się w infrastrukturze – transporcie kolejowym i energetyce – oznacza mniejszą wrażliwość na krótkotrwałe fluktuacje.

Surowe zasady i skomplikowane procedury sądowe opisujące zwalnianie pracowników we Francji odstraszą firmy przed pozbywaniem się pracowników, a hojne państwo opiekuńcze osłabi cios zadany bezrobotnym i pomoże poprawić krajowej konsumpcji. Francuscy konsumenci nie są obciążeni długami.

Ponadto, wydatki sektora publicznego stanowią 53 procent PKB – to najwyższy wynik w UE – a duży sektor publiczny pomoże zniwelować spadek aktywności w sektorze prywatnym.

Ekonomiści uważają jednak, że kwestią czasu jest poczucie przez Francję pełnego impetu recesji. Gilles Moec, ekonomista z Bank of America, uważa że trzy miesiące temu można było twierdzić, że Francja może uniknąć najgorszego – jej sektor bankowy uniknął chaosu na miarę Wielkiej Brytanii, Niemiec czy też Holandii. Prezydent Nicolas Sarkozy zaproponował serię inicjatyw mających na celu powstrzymanie kryzysu. „Teraz, wszystkie badania ekonomiczne pokazują, że Francja znajduje się w równie poważnych opałach jak inni”. Komisja Europejska przewiduje, że francuska gospodarka straci w tym roku 1,8 procenta.

Robert Bergqvist, główny ekonomista w sztokholmskim SEB, zgadza się z teorią „małych różnic” w krajowych wynikach gospodarczych w obliczu globalnej recesji. Pomimo tego, uważa że kraje nordyckie mogą być bezpieczniejsze dzięki swoim silnym finansom publicznym. Szwecja, która nie jest członkiem europejskiej unii monetarnej, może mieć nadzieję na osłabienie wpływu spadającego eksportu na gospodarkę dzięki słabszej walucie.

Istnieją również rejony z pozytywnymi prognozami. Kraje wschodnioeuropejskie takie jak Polska, Czechy i Słowacja mają odnotować w tym roku wzrost gospodarczy – dobra gospodarcza pogoda ma również zawitać na śródziemnomorski Cypr.

Mapa pogody

Mapa pogody europejskiej gospodarki, opublikowana wczoraj po raz czwarty przez „Financial Times”, jest tworzona przez korespondentów FT z całej Europy. Jest kwartalnym wizualnym przedstawieniem warunków i prognoz gospodarczych. Wybór symboli odzwierciedla również lokalne nastroje.

Autorzy: Ralph Atkins – Frankfurt, Ben Hall – Paryż
(onet.pl Financial Times, 20.01.2009)

Gant będzie budował w 2009 roku

Gant Development chce, by wszystkie cztery inwestycje mieszkaniowe, których rozpoczęcie planuje na 2009 rok, ruszyły w pierwszej połowie roku - poinformował prezes spółki Henryk Feliks.
Gant planuje w 2009 roku rozpocząć projekt Pod Fortem w Krakowie, inwestycje w Polanicy Zdroju i przy ulicy Przyjaźni we Wrocławiu oraz projekt budowy domków jednorodzinnych w Żernikach pod Wrocławiem. Spółka czeka obecnie na pozwolenia na budowę w tych lokalizacjach.

Chcemy, by wszystkie cztery ruszyły w pierwszej połowie 2009 roku - powiedział Feliks.

Nastawiamy się na termin około 1 kwietnia - 1 maja. Na pewno chciałbym, aby ruszyły wtedy projekty w Żernikach, Polanicy i przy ulicy Przyjaźni we Wrocławiu - dodał.

Zdaniem prezesa, inwestycje powinny być zakończone i oddawane 14 miesięcy później. Inwestycja Pod Fortem w Krakowie, ze względu na jej wielkość ma być podzielona na etapy.

W Krakowie planujemy wybudować około 1.000 mieszkań, o powierzchni użytkowej około 50 tys. metrów. Dlatego chcemy podzielić go na etapy. Pierwszy mógłby ruszyć przed wakacjami, a następne byłyby przesunięte o 6 miesięcy - powiedział Feliks.

Prezes poinformował, że projekt w Polanicy Zdroju przewiduje wybudowanie około 8 tys. metrów kw. PUM, w Żernikach 5 tys., a we Wrocławiu przy ulicy Przyjaźni 3 tys.

Spółka informowała, że odkłada na później trzy inwestycje: przy ulicy Sokołowskiej w Warszawie, przy katowickim Spodku i na ulicy Robotniczej we Wrocławiu.

Wahamy się jeszcze przy projekcie na Sokołowskiej. Jeśli się dowiemy, że banki udzielają kredytu, a w Warszawie rynek zaczyna być wyprzedawany, to zaczniemy - powiedział Feliks.

Gant informował, że w 2009 roku planuje rozpocząć trzy projekty komercyjne: w Krakowie, we Wrocławiu i w Bogatyni.

W ofercie Gant Development znajdują się obecnie mieszkania w inwestycjach we Wrocławiu, Poznaniu, Krakowie, Gdańsku i Opolu. Spółka zapowiada, że w tym roku zacznie jeszcze dwie nowe inwestycje we Wrocławiu: Stabłowice oraz Legnicka.
(money.pl 18:08:46)

Gant będzie budował w 2009 roku

Gant Development chce, by wszystkie cztery inwestycje mieszkaniowe, których rozpoczęcie planuje na 2009 rok, ruszyły w pierwszej połowie roku - poinformował prezes spółki Henryk Feliks.
Gant planuje w 2009 roku rozpocząć projekt Pod Fortem w Krakowie, inwestycje w Polanicy Zdroju i przy ulicy Przyjaźni we Wrocławiu oraz projekt budowy domków jednorodzinnych w Żernikach pod Wrocławiem. Spółka czeka obecnie na pozwolenia na budowę w tych lokalizacjach.

Chcemy, by wszystkie cztery ruszyły w pierwszej połowie 2009 roku - powiedział Feliks.

Nastawiamy się na termin około 1 kwietnia - 1 maja. Na pewno chciałbym, aby ruszyły wtedy projekty w Żernikach, Polanicy i przy ulicy Przyjaźni we Wrocławiu - dodał.

Zdaniem prezesa, inwestycje powinny być zakończone i oddawane 14 miesięcy później. Inwestycja Pod Fortem w Krakowie, ze względu na jej wielkość ma być podzielona na etapy.

W Krakowie planujemy wybudować około 1.000 mieszkań, o powierzchni użytkowej około 50 tys. metrów. Dlatego chcemy podzielić go na etapy. Pierwszy mógłby ruszyć przed wakacjami, a następne byłyby przesunięte o 6 miesięcy - powiedział Feliks.

Prezes poinformował, że projekt w Polanicy Zdroju przewiduje wybudowanie około 8 tys. metrów kw. PUM, w Żernikach 5 tys., a we Wrocławiu przy ulicy Przyjaźni 3 tys.

Spółka informowała, że odkłada na później trzy inwestycje: przy ulicy Sokołowskiej w Warszawie, przy katowickim Spodku i na ulicy Robotniczej we Wrocławiu.

Wahamy się jeszcze przy projekcie na Sokołowskiej. Jeśli się dowiemy, że banki udzielają kredytu, a w Warszawie rynek zaczyna być wyprzedawany, to zaczniemy - powiedział Feliks.

Gant informował, że w 2009 roku planuje rozpocząć trzy projekty komercyjne: w Krakowie, we Wrocławiu i w Bogatyni.

W ofercie Gant Development znajdują się obecnie mieszkania w inwestycjach we Wrocławiu, Poznaniu, Krakowie, Gdańsku i Opolu. Spółka zapowiada, że w tym roku zacznie jeszcze dwie nowe inwestycje we Wrocławiu: Stabłowice oraz Legnicka.
(money.pl 18:08:46)

Złoty gwałtownie traci

Złoty w poniedziałek stracił gwałtownie na wartości, przebił poziom 4,30/euro. Dilerzy nie wykluczają jednak, że jeszcze w tym tygodniu odreaguje. Na rynku obligacji spokojnie, scenariusz bazowy to dalszy spadek rentowności.

- Złoty osłabił się dzisiaj i przebił poziom 4,30/euro. Krótkoterminowym poziomem oporu jest obecnie 4,40/euro, uważam jednak, że złoty nie będzie w tym kierunku szybko podążał - powiedział Rafał Uss, diler walutowy z Raiffeisen Bank.

- Dane makro są w tej chwili spychane na dalszy plan. Decyduje głównie słaby sentyment do walut regionu, którego nie poprawiła nawet poprawa sentymentu na rynkach międzynarodowych - dodał.

Podkreślił także, że w perspektywie tego tygodnia może dojść do korekcyjnego odreagowania do poziomu 4,22-4,24/euro.

Na rynku krajowych papierów dłużnych stabilna sytuacja, rynek nadal wycenia obniżki stóp procentowych, więc rentowności powinny spadać.

- Nie dzieje się dużo na rynku, otwarcie było podobne do piątkowego zamknięcia, słaby złoty nie spowodował korekcyjnych ruchów, podobnie bez echa przeszły dane o wynagrodzeniach i zatrudnieniu - ocenił Marcin Ziółkowski, diler obligacji z Banku Millennium.

GUS podał w poniedziałek, że przeciętne wynagrodzenie brutto w grudniu 2008 roku wyniosło 3.419,82 zł, co oznacza, że rdr wzrosło o 5,4 proc., a mdm wzrosło o 3,0 proc.

Środowa aukcja zamiany może spowodować wzmożony handel - uważa diler. Jednak jego zdaniem kierunek wciąż jest jeden - spadek rentowności wspomagany oczekiwaniami redukcji stóp procentowych o co najmniej 50 pb.

(interia.pl Poniedziałek, 19 stycznia 16:12)

Złoty gwałtownie traci

Złoty w poniedziałek stracił gwałtownie na wartości, przebił poziom 4,30/euro. Dilerzy nie wykluczają jednak, że jeszcze w tym tygodniu odreaguje. Na rynku obligacji spokojnie, scenariusz bazowy to dalszy spadek rentowności.

- Złoty osłabił się dzisiaj i przebił poziom 4,30/euro. Krótkoterminowym poziomem oporu jest obecnie 4,40/euro, uważam jednak, że złoty nie będzie w tym kierunku szybko podążał - powiedział Rafał Uss, diler walutowy z Raiffeisen Bank.

- Dane makro są w tej chwili spychane na dalszy plan. Decyduje głównie słaby sentyment do walut regionu, którego nie poprawiła nawet poprawa sentymentu na rynkach międzynarodowych - dodał.

Podkreślił także, że w perspektywie tego tygodnia może dojść do korekcyjnego odreagowania do poziomu 4,22-4,24/euro.

Na rynku krajowych papierów dłużnych stabilna sytuacja, rynek nadal wycenia obniżki stóp procentowych, więc rentowności powinny spadać.

- Nie dzieje się dużo na rynku, otwarcie było podobne do piątkowego zamknięcia, słaby złoty nie spowodował korekcyjnych ruchów, podobnie bez echa przeszły dane o wynagrodzeniach i zatrudnieniu - ocenił Marcin Ziółkowski, diler obligacji z Banku Millennium.

GUS podał w poniedziałek, że przeciętne wynagrodzenie brutto w grudniu 2008 roku wyniosło 3.419,82 zł, co oznacza, że rdr wzrosło o 5,4 proc., a mdm wzrosło o 3,0 proc.

Środowa aukcja zamiany może spowodować wzmożony handel - uważa diler. Jednak jego zdaniem kierunek wciąż jest jeden - spadek rentowności wspomagany oczekiwaniami redukcji stóp procentowych o co najmniej 50 pb.

(interia.pl Poniedziałek, 19 stycznia 16:12)

Powstają listy firm bez szans na kredyt

BANKI Polityka kredytowa wobec firm
W ING Banku Śląskim obowiązuje wykaz firm bez szansy na kredyt. GP ustaliła, że podobne listy istnieją też m.in. w BRE, Pekao, Raiffeisen, Fortis czy Banku Handlowym.

Do tego, że istnieje tzw. czarna lista firm, które teraz nie mogą liczyć na kredyt, banki przyznają się niechętnie.
Mało kto się do tego przyzna, by nie narazić się zarzut dławienia polskich firm - mówi jeden z bankowców.

Innego zdania jest Brunon Bartkiewicz, prezes ING Bank Śląski. Otwarcie przyznaje, że w jego banku jest lista firm bez szans na kredyty.
Nie widzę nic zdrożnego w uświadamianiu, że o kredyt będzie trudniej. Gdy gospodarka zwalnia, a kolejne firmy mają kłopoty z obsługą należności, naturalne jest, że banki są dużo ostrożniejsze w udzielaniu kredytów. Podobne rozwiązania funkcjonują w niemal wszystkich bankach - mówi Brunon Bartkiewicz.

Nie zgadza się też z określeniem, że banki przykręciły kurki kredytowe.
Teraz sytuacja wraca do normy po tym, jak w ostatnim czasie sektor zbyt lekką ręką udzielał pożyczek. Dostosowujemy politykę kredytową do obecnej sytuacji ekonomicznej - mówi Brunon Bartkiewicz.

Nie chce jednak mówić o kryteriach, które decydują o tym, jaki podmiot znajdzie się na takiej liście.
Trudno pożyczyć pieniądze komuś, kto nie oddał jeszcze starych długów - kończy temat prezes Bartkiewicz.

Według ustaleń GP podobne listy przedsiębiorstw o niskiej wiarygodności finansowej istnieją też m.in. w BRE Banku, Pekao, Fortis Banku, Raiffeisenie czy Banku Handlowym.

Są na nich niewielkie przedsiębiorstwa i uznane firmy notowane na giełdzie. Zdaniem naszych rozmówców wraz z rozpoczynającym się sezonem publikacji wyników finansowych za ostatni kwartał 2008 r. na czarne listy mogą trafiać kolejne giełdowe spółki.
Dzięki giełdzie łatwiej monitorować kondycję finansową kredytobiorcy. Każdy woli zawczasu dmuchać na zimne - przyznaje jeden z bankowców.

Nie jest tajemnicą, że w ostatnim czasie kłopoty ze znalezieniem finansowania miały takie giełdowe spółki, jak Ropczyce, Chłopskie Jadło czy Ponar. Temu ostatniemu Fortis nawet wypowiedział istniejącą umowę kredytową, jednak później wycofał się z tej decyzji.

Banki nie chcą przyznać, że zaczynamy przerabiać scenariusz sprzed ośmiu lat. Spowolnienie gospodarcze sprawiło wtedy, że duża część kredytobiorców - w tym także firm - miała kłopoty z obsługą bieżących płatności i zobowiązań. W efekcie wskaźnik nieregularnych kredytów w sektorze bankowym wzrósł do ponad 20 proc., co oznaczało, że co piąty pożyczony złoty mógł do banków nie wrócić. Na cenzurowanym znalazły się całe branże: kopalnie, firmy przemysłu ciężkiego, stocznie.

Wtedy też pod adresem banków padły oskarżenia, że ograniczając akcję kredytową, banki kierują niepolskimi interesami.

Teraz też istnieją obawy, że decyzje w sprawie ograniczenia akcji kredytowych zapadają poza Polską. Poza PKO BP większość banków działających w bankowości korporacyjnej ma zagranicznych inwestorów, nierzadko z krajów, które w większym stopniu niż Polska odczuwają już globalne spowolnienie gospodarcze. Zdaniem Stefana Kawalca, prezesa firmy doradczej Capital Strategy, Polsce grozi gwałtowne hamowanie niemające uzasadnienia w realnej sytuacji gospodarczej. Jego zdaniem, zagrożenie to jest związane właśnie z tym, że 2/3 aktywów polskich banków należy do międzynarodowych grup bankowych, które mają swoje centrale w krajach znajdujących się w centrum kryzysu. Tym bardziej że niektóre z tych grup zostały częściowo znacjonalizowane i istnieje niebezpieczeństwo, że będą się kierowały przede wszystkim troską o macierzystą gospodarkę.

BIK I ZBP MAJĄ LISTY DŁUŻNIKÓW INDYWIDUALNYCH

Dane o historii kredytowej klientów indywidualnych gromadzi Biuro Informacji Kredytowej. Baza BIK zawiera informacje o prawie 41 mln rachunków kredytowych należących do blisko 16 mln osób.

Istnieje także lista nierzetelnych dłużników prowadzona przez Związek Banków Polskich. Ma ona charakter nieformalny, ale banki bardzo często posiłkują się nią, rozpatrując wnioski kredytowe.

Jacek Iskra
Gazeta Prawna
(wp.pl 20.01.2009)

Powstają listy firm bez szans na kredyt

BANKI Polityka kredytowa wobec firm
W ING Banku Śląskim obowiązuje wykaz firm bez szansy na kredyt. GP ustaliła, że podobne listy istnieją też m.in. w BRE, Pekao, Raiffeisen, Fortis czy Banku Handlowym.

Do tego, że istnieje tzw. czarna lista firm, które teraz nie mogą liczyć na kredyt, banki przyznają się niechętnie.
Mało kto się do tego przyzna, by nie narazić się zarzut dławienia polskich firm - mówi jeden z bankowców.

Innego zdania jest Brunon Bartkiewicz, prezes ING Bank Śląski. Otwarcie przyznaje, że w jego banku jest lista firm bez szans na kredyty.
Nie widzę nic zdrożnego w uświadamianiu, że o kredyt będzie trudniej. Gdy gospodarka zwalnia, a kolejne firmy mają kłopoty z obsługą należności, naturalne jest, że banki są dużo ostrożniejsze w udzielaniu kredytów. Podobne rozwiązania funkcjonują w niemal wszystkich bankach - mówi Brunon Bartkiewicz.

Nie zgadza się też z określeniem, że banki przykręciły kurki kredytowe.
Teraz sytuacja wraca do normy po tym, jak w ostatnim czasie sektor zbyt lekką ręką udzielał pożyczek. Dostosowujemy politykę kredytową do obecnej sytuacji ekonomicznej - mówi Brunon Bartkiewicz.

Nie chce jednak mówić o kryteriach, które decydują o tym, jaki podmiot znajdzie się na takiej liście.
Trudno pożyczyć pieniądze komuś, kto nie oddał jeszcze starych długów - kończy temat prezes Bartkiewicz.

Według ustaleń GP podobne listy przedsiębiorstw o niskiej wiarygodności finansowej istnieją też m.in. w BRE Banku, Pekao, Fortis Banku, Raiffeisenie czy Banku Handlowym.

Są na nich niewielkie przedsiębiorstwa i uznane firmy notowane na giełdzie. Zdaniem naszych rozmówców wraz z rozpoczynającym się sezonem publikacji wyników finansowych za ostatni kwartał 2008 r. na czarne listy mogą trafiać kolejne giełdowe spółki.
Dzięki giełdzie łatwiej monitorować kondycję finansową kredytobiorcy. Każdy woli zawczasu dmuchać na zimne - przyznaje jeden z bankowców.

Nie jest tajemnicą, że w ostatnim czasie kłopoty ze znalezieniem finansowania miały takie giełdowe spółki, jak Ropczyce, Chłopskie Jadło czy Ponar. Temu ostatniemu Fortis nawet wypowiedział istniejącą umowę kredytową, jednak później wycofał się z tej decyzji.

Banki nie chcą przyznać, że zaczynamy przerabiać scenariusz sprzed ośmiu lat. Spowolnienie gospodarcze sprawiło wtedy, że duża część kredytobiorców - w tym także firm - miała kłopoty z obsługą bieżących płatności i zobowiązań. W efekcie wskaźnik nieregularnych kredytów w sektorze bankowym wzrósł do ponad 20 proc., co oznaczało, że co piąty pożyczony złoty mógł do banków nie wrócić. Na cenzurowanym znalazły się całe branże: kopalnie, firmy przemysłu ciężkiego, stocznie.

Wtedy też pod adresem banków padły oskarżenia, że ograniczając akcję kredytową, banki kierują niepolskimi interesami.

Teraz też istnieją obawy, że decyzje w sprawie ograniczenia akcji kredytowych zapadają poza Polską. Poza PKO BP większość banków działających w bankowości korporacyjnej ma zagranicznych inwestorów, nierzadko z krajów, które w większym stopniu niż Polska odczuwają już globalne spowolnienie gospodarcze. Zdaniem Stefana Kawalca, prezesa firmy doradczej Capital Strategy, Polsce grozi gwałtowne hamowanie niemające uzasadnienia w realnej sytuacji gospodarczej. Jego zdaniem, zagrożenie to jest związane właśnie z tym, że 2/3 aktywów polskich banków należy do międzynarodowych grup bankowych, które mają swoje centrale w krajach znajdujących się w centrum kryzysu. Tym bardziej że niektóre z tych grup zostały częściowo znacjonalizowane i istnieje niebezpieczeństwo, że będą się kierowały przede wszystkim troską o macierzystą gospodarkę.

BIK I ZBP MAJĄ LISTY DŁUŻNIKÓW INDYWIDUALNYCH

Dane o historii kredytowej klientów indywidualnych gromadzi Biuro Informacji Kredytowej. Baza BIK zawiera informacje o prawie 41 mln rachunków kredytowych należących do blisko 16 mln osób.

Istnieje także lista nierzetelnych dłużników prowadzona przez Związek Banków Polskich. Ma ona charakter nieformalny, ale banki bardzo często posiłkują się nią, rozpatrując wnioski kredytowe.

Jacek Iskra
Gazeta Prawna
(wp.pl 20.01.2009)

Z nadzieją na niespełnienie

„10 szokujących prognoz” analityków Saxo Banku można by potraktować jako klasyczny przykład czarnowidztwa, gdyby nie to, że w ubiegłym roku ci sami analitycy dokładnie przewidzieli obecną recesję.
Sami analitycy swoje coroczne szokujące prognozy na nadchodzący rok traktują jako ćwiczenie „czarnego łabędzia”. To, że są trafne wynika ze skrupulatnych wyliczeń. To, że są mroczne natomiast z tego, że ludzie – również ekonomiści – są najczęściej nastawieni optymistycznie. I bywa, że przewidując przyszłość dla gospodarek, używają myślenia życzeniowego.
Czarne wizje

Faktem jest jednak, że ostatnie miesiące to pasmo zaskakujących klęsk w sektorze finansowym w globalnej skali. Bank Lehman Brothers zbankrutował, choć akurat tego ekonomiści spodziewali się najmniej. To zresztą było jedno z wielu zaskakujących bankructw. Boleśnie przeżywa kryzys CitiGroup, której kapitalizacja spadła w ciągu niespełna roku z 164 mld dolarów do obecnych 40 mld. Jak będzie wyglądał przyszły rok? A kolejne dwa?

Jean-Claude Trichet, prezes Europejskiego Banku Centralnego uważa, że światowa gospodarka wyjdzie z kryzysu gospodarczego w przyszłym roku. Dodał jednak, że jest to odczucie Rady Banku – oczywiście oparte na analizach makroekonomicznych, ale jednak odczucie. Dlatego EBC deklaruje, że zrobi wszystko co jest konieczne, aby przywrócić zaufanie do sektora finansowego.

My w naszych rocznych prognozach patrzymy bardziej pesymistycznie niż zwykli to robić analitycy rynku – wyjaśnia Christian Tegllund Blaabjerg, główny strateg do spraw akcji Saxo Banku. Wierzymy też, że dla inwestora ważniejsze jest wzięcie pod uwagę mniej pewnego scenariusza, niż przewiduje rynek. Gdy rynek jest na granicy osiągnięcia najniższego poziomu, a chęć podejmowania ryzyka ciągle wydaje się bardziej odległa niż kiedykolwiek, mamy nadzieję, że będziemy pierwszym głosem optymizmu, który domagać się będzie czegoś więcej.

Blaabjerg dodaje jednak, że „ćwiczenie to jest bardziej oparte na przemyśleniach niż gotowym zestawem prognoz”.
Nie zakładamy, że szanse będą większe niż 50-50 dla wszystkich tych prognoz – mówi. Wierzymy jednak, że szanse, iż te prognozy się sprawdzą są wyższe niż obecnie zakłada rynek. W przeszłości 3 do 4 z 10 było trafione, mamy nadzieję, że następny rok przyniesie ich mniej.
(wp.pl
Gazeta Bankowa  19.01.2009 16:17)

Z nadzieją na niespełnienie

„10 szokujących prognoz” analityków Saxo Banku można by potraktować jako klasyczny przykład czarnowidztwa, gdyby nie to, że w ubiegłym roku ci sami analitycy dokładnie przewidzieli obecną recesję.
Sami analitycy swoje coroczne szokujące prognozy na nadchodzący rok traktują jako ćwiczenie „czarnego łabędzia”. To, że są trafne wynika ze skrupulatnych wyliczeń. To, że są mroczne natomiast z tego, że ludzie – również ekonomiści – są najczęściej nastawieni optymistycznie. I bywa, że przewidując przyszłość dla gospodarek, używają myślenia życzeniowego.
Czarne wizje

Faktem jest jednak, że ostatnie miesiące to pasmo zaskakujących klęsk w sektorze finansowym w globalnej skali. Bank Lehman Brothers zbankrutował, choć akurat tego ekonomiści spodziewali się najmniej. To zresztą było jedno z wielu zaskakujących bankructw. Boleśnie przeżywa kryzys CitiGroup, której kapitalizacja spadła w ciągu niespełna roku z 164 mld dolarów do obecnych 40 mld. Jak będzie wyglądał przyszły rok? A kolejne dwa?

Jean-Claude Trichet, prezes Europejskiego Banku Centralnego uważa, że światowa gospodarka wyjdzie z kryzysu gospodarczego w przyszłym roku. Dodał jednak, że jest to odczucie Rady Banku – oczywiście oparte na analizach makroekonomicznych, ale jednak odczucie. Dlatego EBC deklaruje, że zrobi wszystko co jest konieczne, aby przywrócić zaufanie do sektora finansowego.

My w naszych rocznych prognozach patrzymy bardziej pesymistycznie niż zwykli to robić analitycy rynku – wyjaśnia Christian Tegllund Blaabjerg, główny strateg do spraw akcji Saxo Banku. Wierzymy też, że dla inwestora ważniejsze jest wzięcie pod uwagę mniej pewnego scenariusza, niż przewiduje rynek. Gdy rynek jest na granicy osiągnięcia najniższego poziomu, a chęć podejmowania ryzyka ciągle wydaje się bardziej odległa niż kiedykolwiek, mamy nadzieję, że będziemy pierwszym głosem optymizmu, który domagać się będzie czegoś więcej.

Blaabjerg dodaje jednak, że „ćwiczenie to jest bardziej oparte na przemyśleniach niż gotowym zestawem prognoz”.
Nie zakładamy, że szanse będą większe niż 50-50 dla wszystkich tych prognoz – mówi. Wierzymy jednak, że szanse, iż te prognozy się sprawdzą są wyższe niż obecnie zakłada rynek. W przeszłości 3 do 4 z 10 było trafione, mamy nadzieję, że następny rok przyniesie ich mniej.
(wp.pl
Gazeta Bankowa  19.01.2009 16:17)

101 pięter

Do niedawna najwyższą konstrukcją wzniesioną przez człowieka był maszt Polskiego Radia w Konstantynowie niedaleko Płocka. Ale to nie maszty poruszają najbardziej wyobraźnię, ale wieże i wieżowce...
Oddano go do użytku 22 lipca 1974 roku i miał 649,38 metra wysokości. Miał, bo w 1991 roku się zawalił. Maszt to w zasadzie długa kratownica postawiona na sztorc i utrzymywana w pionie tylko dzięki odciągom ze stalowych lin. Znacznie trudniej zbudować samonośną konstrukcję, o czym wie już każde dziecko bawiące się w piaskownicy. To nie maszty poruszają najbardziej wyobraźnię, ale wieże i wieżowce.

Kolos, który przygniata Ziemię
Za najwyższy budynek na świecie uznaje się Tajpej 101 na Tajwanie. Ma 509 metrów wysokości i 101 pięter. Uważa się, że wieżowiec jest tak wielki i ciężki, że naruszył stabilność gruntu w tym regonie i może spowodować zwiększone zagrożenie trzęsieniami ziemi. A Tajwan już i tak jest dostatecznie zagrożony sejsmicznie. W czasie budowy ziemia zatrzęsła się z siłą 6,8 stopni w skali Richtera. Zawaliły się 2 dźwigi, zginęło pięciu robotników. Ale wieżowiec przetrwał. Został zresztą specjalnie zaprojektowany by przetrzymać takie trzęsienia. Wewnątrz konstrukcji umieszczono potężny odważnik - 660 ton - by stabilizował odchylenia budynku. Jak dostają się do swoich podniebnych gabinetów na ostatnim piętrze prezesi największych koncernów? Oczywiście windami, w 38 sekund - to najszybsze windy na świecie, osiągają prędkość 60 km/h.

Podniebna duma
Przed Tajwanem pierszeństwo dzierżyła Malezja ze swoimi Petronas Towers. Budowla składa się z dwóch bliźniaczych wież, każda ma wysokość 452 metry. To dwa razy tyle co warszawski Pałac Kultury i Nauki. Petronas to malezyjski koncern paliwowy. Budowa gigantycznego biurowca miała zapewnić rozwijajacemu się państwu należny prestiż. Na budowę wydano miliard dolarów, zatrudniono 5000 robotników, wylano 160.000 metrów sześciennych betonu. Na wysokości 41 i 42 piętra obie wieże są połączone kładką komunikacyjną. Zawieszenie tej kładki było nie lada wyzwaniem inżynierskim. Tak wysokie konstrukcje jak wieże Petronas mogą podczas podmuchów wiatru odchylać się względem siebie nawet o ponad metr. Sztywno przymocowana kładka od razu by się zerwała. Dlatego jest zawieszona na gigantycznych tłokach i sworzniach. Większość elementów zmontowano na dole, potem całość podniesiono olbrzymimi dźwigami. Na pokrycie elewacji zużyto 65 tysięcy m.kw. szkła, co jest największym kontraktem jaki kiedykolwiek otrzymali szklarze.

Który najwyższy
Petronas Tower mają 88 pięter, a najwyższa kondygnacja znajduje się 375 metrów nad ziemią. Resztę wysokości stanowią potężne iglice. Dzięki nim Petronas Tower swego czasu zdystansował poprzedniego lidera wśród wysokościowców Sears Tower w Chicago. Sears ma jednak aż 110 pięter, a najwyższe z nich znajduje się 436 metrów nad poziomem ulicy. Od razu rozgorzała dyskusja czy iglice powinny się "liczyć". Mająca siedzibę w USA Rada ds. Wysokościowców i Urbanizacji wydała wówczas salomonowy werdykt: wprowadzono trzy równoległe kategorie.
Najważniejsza to kategoria "do najwyższego elementu zwieńczenia konstrukcyjnego" - w niej prowadzi obecnie Tajpei 101. Ale w kategorii "do czubka anteny lub masztu" rekordzistą jest nadal Sears Tower w Chicago. Rekord w tej kategorii należał do jednej z bliźniaczych wież WTC w Nowym Jorku przed jej zawaleniem w wyniku ataku terrorystycznego. Natomiast w prestiżowej kategorii "do najwyżej użytkowanego piętra" prowadzi Shanghai World Financial Center.
Jeszcze inna kategoria to tzw. konstrukcje samonośne, czyli głównie wszelkie wieże. Tu rekordzistą jest CN Tower - wieża telewizyjna w Toronto w Kanadzie. Ma 553 metry, a górny pomost obserwacyjny Skypod wisi 447 metry nad ziemią. Widać stamtąd góry odległe od Toronto o 120 km.
(wp.pl 2009-01-19 10:34)

101 pięter

Do niedawna najwyższą konstrukcją wzniesioną przez człowieka był maszt Polskiego Radia w Konstantynowie niedaleko Płocka. Ale to nie maszty poruszają najbardziej wyobraźnię, ale wieże i wieżowce...
Oddano go do użytku 22 lipca 1974 roku i miał 649,38 metra wysokości. Miał, bo w 1991 roku się zawalił. Maszt to w zasadzie długa kratownica postawiona na sztorc i utrzymywana w pionie tylko dzięki odciągom ze stalowych lin. Znacznie trudniej zbudować samonośną konstrukcję, o czym wie już każde dziecko bawiące się w piaskownicy. To nie maszty poruszają najbardziej wyobraźnię, ale wieże i wieżowce.

Kolos, który przygniata Ziemię
Za najwyższy budynek na świecie uznaje się Tajpej 101 na Tajwanie. Ma 509 metrów wysokości i 101 pięter. Uważa się, że wieżowiec jest tak wielki i ciężki, że naruszył stabilność gruntu w tym regonie i może spowodować zwiększone zagrożenie trzęsieniami ziemi. A Tajwan już i tak jest dostatecznie zagrożony sejsmicznie. W czasie budowy ziemia zatrzęsła się z siłą 6,8 stopni w skali Richtera. Zawaliły się 2 dźwigi, zginęło pięciu robotników. Ale wieżowiec przetrwał. Został zresztą specjalnie zaprojektowany by przetrzymać takie trzęsienia. Wewnątrz konstrukcji umieszczono potężny odważnik - 660 ton - by stabilizował odchylenia budynku. Jak dostają się do swoich podniebnych gabinetów na ostatnim piętrze prezesi największych koncernów? Oczywiście windami, w 38 sekund - to najszybsze windy na świecie, osiągają prędkość 60 km/h.

Podniebna duma
Przed Tajwanem pierszeństwo dzierżyła Malezja ze swoimi Petronas Towers. Budowla składa się z dwóch bliźniaczych wież, każda ma wysokość 452 metry. To dwa razy tyle co warszawski Pałac Kultury i Nauki. Petronas to malezyjski koncern paliwowy. Budowa gigantycznego biurowca miała zapewnić rozwijajacemu się państwu należny prestiż. Na budowę wydano miliard dolarów, zatrudniono 5000 robotników, wylano 160.000 metrów sześciennych betonu. Na wysokości 41 i 42 piętra obie wieże są połączone kładką komunikacyjną. Zawieszenie tej kładki było nie lada wyzwaniem inżynierskim. Tak wysokie konstrukcje jak wieże Petronas mogą podczas podmuchów wiatru odchylać się względem siebie nawet o ponad metr. Sztywno przymocowana kładka od razu by się zerwała. Dlatego jest zawieszona na gigantycznych tłokach i sworzniach. Większość elementów zmontowano na dole, potem całość podniesiono olbrzymimi dźwigami. Na pokrycie elewacji zużyto 65 tysięcy m.kw. szkła, co jest największym kontraktem jaki kiedykolwiek otrzymali szklarze.

Który najwyższy
Petronas Tower mają 88 pięter, a najwyższa kondygnacja znajduje się 375 metrów nad ziemią. Resztę wysokości stanowią potężne iglice. Dzięki nim Petronas Tower swego czasu zdystansował poprzedniego lidera wśród wysokościowców Sears Tower w Chicago. Sears ma jednak aż 110 pięter, a najwyższe z nich znajduje się 436 metrów nad poziomem ulicy. Od razu rozgorzała dyskusja czy iglice powinny się "liczyć". Mająca siedzibę w USA Rada ds. Wysokościowców i Urbanizacji wydała wówczas salomonowy werdykt: wprowadzono trzy równoległe kategorie.
Najważniejsza to kategoria "do najwyższego elementu zwieńczenia konstrukcyjnego" - w niej prowadzi obecnie Tajpei 101. Ale w kategorii "do czubka anteny lub masztu" rekordzistą jest nadal Sears Tower w Chicago. Rekord w tej kategorii należał do jednej z bliźniaczych wież WTC w Nowym Jorku przed jej zawaleniem w wyniku ataku terrorystycznego. Natomiast w prestiżowej kategorii "do najwyżej użytkowanego piętra" prowadzi Shanghai World Financial Center.
Jeszcze inna kategoria to tzw. konstrukcje samonośne, czyli głównie wszelkie wieże. Tu rekordzistą jest CN Tower - wieża telewizyjna w Toronto w Kanadzie. Ma 553 metry, a górny pomost obserwacyjny Skypod wisi 447 metry nad ziemią. Widać stamtąd góry odległe od Toronto o 120 km.
(wp.pl 2009-01-19 10:34)

Automatyczne odrolnienie nie zwiększy liczby działek

Obowiązująca od początku tego roku nowelizacja ustawy o ochronie gruntów rolnych i leśnych nie wpłynie na wzrost liczby działek budowlanych. Nowe rozwiązanie przewiduje, że wszystkie grunty położone w granicach administracyjnych miast (bez względu na ich klasę) zostały odrolnione z mocy prawa.
Nie oznacza to jednak, że właściciele działek rolnych od razu mogą wykorzystać je pod budownictwo, np. domu.
Nowelizacja nie zmieniła definicji gruntów rolnych i nadal są one traktowane jako grunty rolne. O tym, czy inwestor będzie mógł taką działkę wykorzystać pod budownictwo, decyduje więc plan zagospodarowania przestrzennego, a w przypadku jego braku decyzja o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu – wyjaśnia Jacek Bielecki, główny ekspert Polskiego Związku Firm Deweloperskich. Dodaje, że bez tych dokumentów budowa nadal nie jest możliwa.

Osoba, która jest właścicielem działki rolnej w mieście i chce na niej wybudować dom, musi wystąpić więc do wójta, burmistrza lub prezydenta miasta o wydanie decyzji o warunkach zabudowy i zagospodarowania. To dopiero wójt, burmistrz lub prezydent określi, na jakie cele może być ona wykorzystana. Jeżeli uzna, że budowa domu jest możliwa, to właściciel będzie mógł przystąpić do robót.

Brak planów zagospodarowania przestrzennego oraz infrastruktury technicznej i komunikacyjnej sprawia, że prowadzenie inwestycji nadal będzie utrudnione. Tak więc to właśnie problem braku planów powinien być w pierwszej kolejności rozwiązany przez rząd - twierdzi Maciej Gnoiński, doradca zarządu J.W. Construction.

Eksperci przypominają, że grunty rolne mogą być wykorzystane pod budownictwo dopiero po przeprowadzeniu ich podziałów i scaleń.

Grunty rolne są dziś podzielone tak, że prowadzenie na nich robót jest niemożliwe. Działki rolne są zwykle długie i wąskie, a do budownictwa wymagane są krótsze i szerokie - wyjaśnia Tomasz Lebiedź, pośrednik nieruchomości z Warszawy.

Bez zmiany przeznaczenia

Nowe przepisy skrócą jednak czas inwestycji na działkach rolnych. Do tej pory nawet jeżeli miejscowy plan zagospodarowania określał, że teren przeznaczony jest pod budownictwo, to właściciele musieli występować do marszałka województwa lub ministra rolnictwa (w zależności od klasy gruntu) o jego odrolnienie. Podobną procedurę musiały przejść osoby, które otrzymały decyzję o warunkach zabudowy.

Jakie dokumenty wystarczą - od tego roku - do rozpoczęcia budowy? Dlaczego zdaniem pośredników nieruchomości nowe przepisy nie będą miały żadnego wpływu na ceny nieruchomości? Czy będzie łatwiejszy obrót gruntami rolnymi?

Arkadiusz Jaraszek
Więcej: Gazeta Prawna 14.01.2009 (9) - str.10
(wp.pl Gazeta Prawna  14.01.2009  06:19)

Automatyczne odrolnienie nie zwiększy liczby działek

Obowiązująca od początku tego roku nowelizacja ustawy o ochronie gruntów rolnych i leśnych nie wpłynie na wzrost liczby działek budowlanych. Nowe rozwiązanie przewiduje, że wszystkie grunty położone w granicach administracyjnych miast (bez względu na ich klasę) zostały odrolnione z mocy prawa.
Nie oznacza to jednak, że właściciele działek rolnych od razu mogą wykorzystać je pod budownictwo, np. domu.
Nowelizacja nie zmieniła definicji gruntów rolnych i nadal są one traktowane jako grunty rolne. O tym, czy inwestor będzie mógł taką działkę wykorzystać pod budownictwo, decyduje więc plan zagospodarowania przestrzennego, a w przypadku jego braku decyzja o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu – wyjaśnia Jacek Bielecki, główny ekspert Polskiego Związku Firm Deweloperskich. Dodaje, że bez tych dokumentów budowa nadal nie jest możliwa.

Osoba, która jest właścicielem działki rolnej w mieście i chce na niej wybudować dom, musi wystąpić więc do wójta, burmistrza lub prezydenta miasta o wydanie decyzji o warunkach zabudowy i zagospodarowania. To dopiero wójt, burmistrz lub prezydent określi, na jakie cele może być ona wykorzystana. Jeżeli uzna, że budowa domu jest możliwa, to właściciel będzie mógł przystąpić do robót.

Brak planów zagospodarowania przestrzennego oraz infrastruktury technicznej i komunikacyjnej sprawia, że prowadzenie inwestycji nadal będzie utrudnione. Tak więc to właśnie problem braku planów powinien być w pierwszej kolejności rozwiązany przez rząd - twierdzi Maciej Gnoiński, doradca zarządu J.W. Construction.

Eksperci przypominają, że grunty rolne mogą być wykorzystane pod budownictwo dopiero po przeprowadzeniu ich podziałów i scaleń.

Grunty rolne są dziś podzielone tak, że prowadzenie na nich robót jest niemożliwe. Działki rolne są zwykle długie i wąskie, a do budownictwa wymagane są krótsze i szerokie - wyjaśnia Tomasz Lebiedź, pośrednik nieruchomości z Warszawy.

Bez zmiany przeznaczenia

Nowe przepisy skrócą jednak czas inwestycji na działkach rolnych. Do tej pory nawet jeżeli miejscowy plan zagospodarowania określał, że teren przeznaczony jest pod budownictwo, to właściciele musieli występować do marszałka województwa lub ministra rolnictwa (w zależności od klasy gruntu) o jego odrolnienie. Podobną procedurę musiały przejść osoby, które otrzymały decyzję o warunkach zabudowy.

Jakie dokumenty wystarczą - od tego roku - do rozpoczęcia budowy? Dlaczego zdaniem pośredników nieruchomości nowe przepisy nie będą miały żadnego wpływu na ceny nieruchomości? Czy będzie łatwiejszy obrót gruntami rolnymi?

Arkadiusz Jaraszek
Więcej: Gazeta Prawna 14.01.2009 (9) - str.10
(wp.pl Gazeta Prawna  14.01.2009  06:19)

Podaż pieniądza w IX mdm wzrosła o 0,1 proc.

14.10.Warszawa (PAP) - Podaż pieniądza (M3) we wrześniu wzrosła o 0,1 proc. mdm, czyli o 439,1 mln zł i wyniosła 629.086,8 mln zł - podał NBP.
Od początku roku podaż pieniądza wzrosła o 12,0 proc., czyli o 67.463,0 mln zł.

stan na 30.09.08 zmiana mdm

mln zł proc.

M3 629.086,8 0,1

Gotówka 82.508,6 -1,3

DEPOZYTY: 535.465,4 0,8

Gospodarstwa dom. 305.665,1 0,8

Przedsiębiorstwa 141.782,1 2,3

Aktywa zagraniczne netto w mln EUR 24.234,5 -17,9

KREDYTY 579.365,7 2,9

Gosp. domowe 326.442,8 3,7

Przedsiębiorstwa 213.456,6 1,7

Zadłużenie 87.614,0 20,3

(PAP)

map/ dan/
(wp.pl PAP  14.10.2008  14:29)

Podaż pieniądza w IX mdm wzrosła o 0,1 proc.

14.10.Warszawa (PAP) - Podaż pieniądza (M3) we wrześniu wzrosła o 0,1 proc. mdm, czyli o 439,1 mln zł i wyniosła 629.086,8 mln zł - podał NBP.
Od początku roku podaż pieniądza wzrosła o 12,0 proc., czyli o 67.463,0 mln zł.

stan na 30.09.08 zmiana mdm

mln zł proc.

M3 629.086,8 0,1

Gotówka 82.508,6 -1,3

DEPOZYTY: 535.465,4 0,8

Gospodarstwa dom. 305.665,1 0,8

Przedsiębiorstwa 141.782,1 2,3

Aktywa zagraniczne netto w mln EUR 24.234,5 -17,9

KREDYTY 579.365,7 2,9

Gosp. domowe 326.442,8 3,7

Przedsiębiorstwa 213.456,6 1,7

Zadłużenie 87.614,0 20,3

(PAP)

map/ dan/
(wp.pl PAP  14.10.2008  14:29)

Coraz trudniej pożyczyć pieniądze na nieruchomość

Uzyskanie kredytu we frankach szwajcarskich jest dzisiaj niezwykle trudne, a ze względu na wysokie marże również nieopłacalne. Nieruchomość zdecydowanie prościej sfinansować dzisiaj kredytem w złotych. Zachęca do niego większa dostępność, jak i powoli spadające koszty - wynika z raportu przygotowanego dla dziennika "Polska" przez firmę doradczą Finamo.
Najtaniej zadłużymy się w złotych w Millennium i Deutsche Banku, zaś najdrożej w Dom Banku i GE Money Banku. Najkorzystniejszy kredyt we frankach oferuje również Deutsche Bank oraz Eurobank.

Po nowym roku banki jeszcze bardziej zaostrzyły kryteria przyznawania kredytów hipotecznych. Już nie tylko we frankach szwajcarskich, ale także w złotych, np. ING Bank wprowadził obowiązek posiadania 20 proc. wkładu własnego również dla kredytów złotowych. Z kolei BZ WBK udzieli kredytu w walucie obcej tylko pod warunkiem, że klient w niej zarabia bądź jego dochody wynoszą co najmniej 10 tys. zł miesięcznie
Jeżeli więc planujesz w najbliższym czasie zakup mieszkania na kredyt, to zdaniem analityków powinieneś raczej zdecydować się na zaciągnięcie zobowiązania w złotym. Nawet pomimo tego że raty takiego kredytu wciąż są wyższe od wziętego we frankach.

Pożyczanie pieniędzy w złotych nie niesie ze sobą ryzyka kursowego, które w ostatnich miesiącach bardzo wyraźnie dało o sobie znać. Kurs naszej waluty gwałtownie się osłabił - podkreśla Grzegorz Wach, analityk z Finamo. Dodaje, że kredyty w złotych będą stawać się jeszcze bardziej atrakcyjne wraz z kolejnymi obniżkami stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej. Jeszcze w pierwszym półroczu stopy procentowe w Polsce mogą spaść do poziomu 3,5 proc.

Biorąc kredyt hipoteczny, trzeba jednak zwrócić uwagę na marże banków. Różnice w ich poziomie w kredytach złotowych są bowiem duże i mogą wynieść nawet 9 proc.!

Obecnie szybko rosną marże kredytów we franku. Gdyby nie bardzo niski poziom wskaźnika LIBOR wahającego się na poziomie ok. 0,8 proc., ich koszty były znacznie wyższe. Podobnie wygląda sytuacja w przypadku kredytów hipotecznych w euro. Mimo że ich raty cały czas są niższe od złotowych, to banki stosują dla nich takie same obostrzenia jak dla franka. Również poziom marż nie zachęca do wzięcia takiego kredytu, a ryzyko walutowe nie znika.
(wp.pl
Łukasz Pałka POLSKA Dziennik Zachodni)

Coraz trudniej pożyczyć pieniądze na nieruchomość

Uzyskanie kredytu we frankach szwajcarskich jest dzisiaj niezwykle trudne, a ze względu na wysokie marże również nieopłacalne. Nieruchomość zdecydowanie prościej sfinansować dzisiaj kredytem w złotych. Zachęca do niego większa dostępność, jak i powoli spadające koszty - wynika z raportu przygotowanego dla dziennika "Polska" przez firmę doradczą Finamo.
Najtaniej zadłużymy się w złotych w Millennium i Deutsche Banku, zaś najdrożej w Dom Banku i GE Money Banku. Najkorzystniejszy kredyt we frankach oferuje również Deutsche Bank oraz Eurobank.

Po nowym roku banki jeszcze bardziej zaostrzyły kryteria przyznawania kredytów hipotecznych. Już nie tylko we frankach szwajcarskich, ale także w złotych, np. ING Bank wprowadził obowiązek posiadania 20 proc. wkładu własnego również dla kredytów złotowych. Z kolei BZ WBK udzieli kredytu w walucie obcej tylko pod warunkiem, że klient w niej zarabia bądź jego dochody wynoszą co najmniej 10 tys. zł miesięcznie
Jeżeli więc planujesz w najbliższym czasie zakup mieszkania na kredyt, to zdaniem analityków powinieneś raczej zdecydować się na zaciągnięcie zobowiązania w złotym. Nawet pomimo tego że raty takiego kredytu wciąż są wyższe od wziętego we frankach.

Pożyczanie pieniędzy w złotych nie niesie ze sobą ryzyka kursowego, które w ostatnich miesiącach bardzo wyraźnie dało o sobie znać. Kurs naszej waluty gwałtownie się osłabił - podkreśla Grzegorz Wach, analityk z Finamo. Dodaje, że kredyty w złotych będą stawać się jeszcze bardziej atrakcyjne wraz z kolejnymi obniżkami stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej. Jeszcze w pierwszym półroczu stopy procentowe w Polsce mogą spaść do poziomu 3,5 proc.

Biorąc kredyt hipoteczny, trzeba jednak zwrócić uwagę na marże banków. Różnice w ich poziomie w kredytach złotowych są bowiem duże i mogą wynieść nawet 9 proc.!

Obecnie szybko rosną marże kredytów we franku. Gdyby nie bardzo niski poziom wskaźnika LIBOR wahającego się na poziomie ok. 0,8 proc., ich koszty były znacznie wyższe. Podobnie wygląda sytuacja w przypadku kredytów hipotecznych w euro. Mimo że ich raty cały czas są niższe od złotowych, to banki stosują dla nich takie same obostrzenia jak dla franka. Również poziom marż nie zachęca do wzięcia takiego kredytu, a ryzyko walutowe nie znika.
(wp.pl
Łukasz Pałka POLSKA Dziennik Zachodni)

Błąd w ustawie pozbawił spółdzielców własności

Wiele spółdzielni przekształcało lokatorskie prawo do mieszkania we własnościowe, podpisując zwykłe umowy pisemne. Teraz okazuje się, że są one nieważne i potrzebny jest akt notarialny.
Dwóch mieszkańców podwarszawskiego Legionowa sprzedało swoje mieszkania własnościowe. Cała operacja odbyła się bez większych problemów.

Notariusz podpisał umowy, cena została zapłacona, a nowi posiadacze udali się do sądu wieczystoksięgowego, żeby wpisać siebie do ksiąg wieczystych. I sąd odmówił wpisu.
Okazało się, że mieszkania do nich nie należą, a akty notarialne są nieważne. Te dwa mieszkania przekształciliśmy bowiem z lokatorskich we własnościowe zwykłą umową pisemną - wyjaśnił Szymon Rosiak, prezes Legionowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Tak od lat robią spółdzielnie w całej Polsce. Umowa pisemna, w przeciwieństwie do notarialnej, nic nie kosztuje, więc wszyscy z niej chętnie korzystali.

I raptem ustawodawca wykreślił lekką ręką przepis, który pozwalał na zwykłą formę pisemną. Tym samym skomplikował życie nam i wielu spółdzielcom - uważa Rosiak.

Stało się tak 31 lipca 2007 r. Wtedy weszła w życie nowelizacja ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych, która spowodowało to zamieszanie. Zmiana nie była zamierzona. To był zwykły błąd, a że sama nowela budziła wątpliwości, to błąd ten spółdzielnie zauważyły późno.

W efekcie Legionowska Spółdzielnia Mieszkaniowa podpisała 1333 umowy pisemne, a warszawska SM Energetyka - 377. Spółdzielnie długo nic z tym nie robiły, bo wśród prawników nie ma jednomyślności, czy zwykła forma pisemna wystarczy czy też nie. Nie ma jej także wśród notariuszy.

Wielu z nich do tej pory sporządza akty przenoszące spółdzielcze własnościowe prawa do lokalu ustanowione zwykłą umową pisemną, inni odmawiają. Tych ostatnich jednak, nie bez powodu, stale przybywa.

W marcu 2008 r. Sąd Okręgowy w Warszawie przyznał rację notariuszowi, który odmówił sporządzenia aktu notarialnego darowizny takiego mieszkania.
Renata Krupa-Dąbrowska
Rzeczpospolita (wp.pl Rzeczpospolita 19.01.2009 07:35)

Błąd w ustawie pozbawił spółdzielców własności

Wiele spółdzielni przekształcało lokatorskie prawo do mieszkania we własnościowe, podpisując zwykłe umowy pisemne. Teraz okazuje się, że są one nieważne i potrzebny jest akt notarialny.
Dwóch mieszkańców podwarszawskiego Legionowa sprzedało swoje mieszkania własnościowe. Cała operacja odbyła się bez większych problemów.

Notariusz podpisał umowy, cena została zapłacona, a nowi posiadacze udali się do sądu wieczystoksięgowego, żeby wpisać siebie do ksiąg wieczystych. I sąd odmówił wpisu.
Okazało się, że mieszkania do nich nie należą, a akty notarialne są nieważne. Te dwa mieszkania przekształciliśmy bowiem z lokatorskich we własnościowe zwykłą umową pisemną - wyjaśnił Szymon Rosiak, prezes Legionowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Tak od lat robią spółdzielnie w całej Polsce. Umowa pisemna, w przeciwieństwie do notarialnej, nic nie kosztuje, więc wszyscy z niej chętnie korzystali.

I raptem ustawodawca wykreślił lekką ręką przepis, który pozwalał na zwykłą formę pisemną. Tym samym skomplikował życie nam i wielu spółdzielcom - uważa Rosiak.

Stało się tak 31 lipca 2007 r. Wtedy weszła w życie nowelizacja ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych, która spowodowało to zamieszanie. Zmiana nie była zamierzona. To był zwykły błąd, a że sama nowela budziła wątpliwości, to błąd ten spółdzielnie zauważyły późno.

W efekcie Legionowska Spółdzielnia Mieszkaniowa podpisała 1333 umowy pisemne, a warszawska SM Energetyka - 377. Spółdzielnie długo nic z tym nie robiły, bo wśród prawników nie ma jednomyślności, czy zwykła forma pisemna wystarczy czy też nie. Nie ma jej także wśród notariuszy.

Wielu z nich do tej pory sporządza akty przenoszące spółdzielcze własnościowe prawa do lokalu ustanowione zwykłą umową pisemną, inni odmawiają. Tych ostatnich jednak, nie bez powodu, stale przybywa.

W marcu 2008 r. Sąd Okręgowy w Warszawie przyznał rację notariuszowi, który odmówił sporządzenia aktu notarialnego darowizny takiego mieszkania.
Renata Krupa-Dąbrowska
Rzeczpospolita (wp.pl Rzeczpospolita 19.01.2009 07:35)

Nadchodzi fala obniżek cen mieszkań

W sześciu największych polskich aglomeracjach odpowiadających ponad połowie rynku deweloperzy sprzedali w 2008 r. niecałe 26 tys. mieszkań, czyli niemal 30% mniej niż w 2007 r. - wylicza "Rzeczpospolita".
Na spadek ten największy wpływ miał kryzys finansowania, który wypchnął z rynku dużą część potencjalnych klientów. W złej sytuacji są zwłaszcza spółki działające w Warszawie. 15 największych stołecznych deweloperów sprzedało w ubiegłym roku nieco ponad 3 tys. lokali. To ponad 55% mniej niż rok wcześniej.

Gdyby w sześciu aglomeracjach utrzymała się średnia sprzedaż z ubiegłego roku, deweloperom starczyłoby już wybudowanych mieszkań na 17 miesięcy. Na koniec 2008 r. mieli bowiem w Warszawie, Krakowie, Łodzi, Poznaniu, Trójmieście i Wrocławiu ok. 37 tys. lokali w ofercie.
Według analityków, sytuacja na rynku pierwotnym wymusi w tym roku kolejne obniżki cen o 10%-15%, a nawet o 20% w niektórych lokalizacjach - podaje "Rzeczpospolita".
(wp.pl PAP 19.01.2009  00:50)

Nadchodzi fala obniżek cen mieszkań

W sześciu największych polskich aglomeracjach odpowiadających ponad połowie rynku deweloperzy sprzedali w 2008 r. niecałe 26 tys. mieszkań, czyli niemal 30% mniej niż w 2007 r. - wylicza "Rzeczpospolita".
Na spadek ten największy wpływ miał kryzys finansowania, który wypchnął z rynku dużą część potencjalnych klientów. W złej sytuacji są zwłaszcza spółki działające w Warszawie. 15 największych stołecznych deweloperów sprzedało w ubiegłym roku nieco ponad 3 tys. lokali. To ponad 55% mniej niż rok wcześniej.

Gdyby w sześciu aglomeracjach utrzymała się średnia sprzedaż z ubiegłego roku, deweloperom starczyłoby już wybudowanych mieszkań na 17 miesięcy. Na koniec 2008 r. mieli bowiem w Warszawie, Krakowie, Łodzi, Poznaniu, Trójmieście i Wrocławiu ok. 37 tys. lokali w ofercie.
Według analityków, sytuacja na rynku pierwotnym wymusi w tym roku kolejne obniżki cen o 10%-15%, a nawet o 20% w niektórych lokalizacjach - podaje "Rzeczpospolita".
(wp.pl PAP 19.01.2009  00:50)

Czy już czas refinansować kredyt hipoteczny?

Malejące oprocentowanie i przyjazna polityka Fedu sprzyjają właścicielom nieruchomości. Jednak jest pewien haczyk. Zamierzasz refinansować swój kredyt hipoteczny? Lepiej zrób to teraz.
Stałe oprocentowanie 15- i 30-letnich kredytów hipotecznych przekroczyło już 5 proc., czyli osiąga wysokość z czasów, gdy prezydentem był jeszcze Richard Nixon. Według danych Mortgage Bankers Association, średnie oprocentowanie stałe pożyczek 15-letnich wynosi 4,67 proc. Bankrate.com informuje, że oprocentowanie 30-letnich pożyczek wynosi 5,17 proc., natomiast oprocentowanie kredytów hipotecznych tzw. "jumbo" udzielanych na 30 lat wynosi 6,82 proc.

Liczba udzielonych kredytów wzrosła o 28 proc. w stosunku do wyników z ubiegłego roku. W ostatnich tygodniach refinansowanie stanowiło 80 proc. operacji kredytowych, a słyszy się o opóźnieniach w zawieraniu umów spowodowanych drastyczną redukcją zatrudnienia w sektorze kredytów hipotecznych. Teraz brakuje pracowników do obsługi rosnącego zapotrzebowania rynku.

Natomiast warunki umów stają się coraz korzystniejsze. Z myślą o ożywieniu rynku nieruchomości, Bank Rezerwy Federalnej planuje zakup za 500 miliardów dolarów papierów wartościowych zabezpieczonych 30-letnimi pożyczkami w Fannie Mae i Freddie Mac. Rosnące zainteresowanie pożyczkami spowoduje obniżkę stóp procentowych. Fed ma nadzieję, że oprocentowanie spadnie nawet do 4,5 proc. Jednak jest jeden haczyk. Minęły już dni, gdy pożyczkobiorcy, również ci o wątpliwej historii kredytowej, nie musieli wykazywać odpowiednich dochodów lub zabezpieczać kredytu hipoteką własnego domu.

(interia.pl Piątek, 16 stycznia 13:15)

Czy już czas refinansować kredyt hipoteczny?

Malejące oprocentowanie i przyjazna polityka Fedu sprzyjają właścicielom nieruchomości. Jednak jest pewien haczyk. Zamierzasz refinansować swój kredyt hipoteczny? Lepiej zrób to teraz.
Stałe oprocentowanie 15- i 30-letnich kredytów hipotecznych przekroczyło już 5 proc., czyli osiąga wysokość z czasów, gdy prezydentem był jeszcze Richard Nixon. Według danych Mortgage Bankers Association, średnie oprocentowanie stałe pożyczek 15-letnich wynosi 4,67 proc. Bankrate.com informuje, że oprocentowanie 30-letnich pożyczek wynosi 5,17 proc., natomiast oprocentowanie kredytów hipotecznych tzw. "jumbo" udzielanych na 30 lat wynosi 6,82 proc.

Liczba udzielonych kredytów wzrosła o 28 proc. w stosunku do wyników z ubiegłego roku. W ostatnich tygodniach refinansowanie stanowiło 80 proc. operacji kredytowych, a słyszy się o opóźnieniach w zawieraniu umów spowodowanych drastyczną redukcją zatrudnienia w sektorze kredytów hipotecznych. Teraz brakuje pracowników do obsługi rosnącego zapotrzebowania rynku.

Natomiast warunki umów stają się coraz korzystniejsze. Z myślą o ożywieniu rynku nieruchomości, Bank Rezerwy Federalnej planuje zakup za 500 miliardów dolarów papierów wartościowych zabezpieczonych 30-letnimi pożyczkami w Fannie Mae i Freddie Mac. Rosnące zainteresowanie pożyczkami spowoduje obniżkę stóp procentowych. Fed ma nadzieję, że oprocentowanie spadnie nawet do 4,5 proc. Jednak jest jeden haczyk. Minęły już dni, gdy pożyczkobiorcy, również ci o wątpliwej historii kredytowej, nie musieli wykazywać odpowiednich dochodów lub zabezpieczać kredytu hipoteką własnego domu.

(interia.pl Piątek, 16 stycznia 13:15)

Więcej oddanych mieszkań

Liczba mieszkań oddanych do użytku wzrosła w grudniu 2008 roku o 80,3 proc. wobec analogicznego okresu 2007 roku i wyniosła 31.031 - podał Główny Urząd Statystyczny w komunikacie

Równocześnie liczba oddanych mieszkań w grudniu wobec listopada wzrosła o 144,1 proc.W ciągu 12 miesięcy tego roku oddano 165.833 mieszkania, o 24 proc. więcej niż w 12 miesiącach 2007 roku.

Zdaniem analityków w tym roku można się spodziewać tylko jednego - dalszego spadku cen nieruchomości.

Ceny spadają

W ostatnim czasie duża część deweloperów otwarcie mówi jednak o obniżkach cen i upusty sięgające 5-10 proc. są na porządku dziennym. Co więcej, nadchodzące spowolnienie gospodarcze może pogorszyć sytuację ekonomiczną potencjalnych nabywców mieszkań.

Krótko mówiąc, popyt na nieruchomości będzie ograniczony (nawet 20-30 proc. mniejszy niż w 2008 r.), a z drugiej strony zdaniem analityków z Open Finance wciąż będziemy obserwować dużą podaż mieszkań z puli deweloperów. Zagrożeniem może być to, że niektórzy deweloperzy zaczną wstrzymywać swoje inwestycje z powodu braków środków na realizację i wpadną w problemy finansowe, co dla ich klientów może w najgorszym wypadku oznaczać stratę zarówno przyszłego mieszkania, jak i zainwestowanych środków.

(interia.pl Piątek, 16 stycznia 14:21)

Więcej oddanych mieszkań

Liczba mieszkań oddanych do użytku wzrosła w grudniu 2008 roku o 80,3 proc. wobec analogicznego okresu 2007 roku i wyniosła 31.031 - podał Główny Urząd Statystyczny w komunikacie

Równocześnie liczba oddanych mieszkań w grudniu wobec listopada wzrosła o 144,1 proc.W ciągu 12 miesięcy tego roku oddano 165.833 mieszkania, o 24 proc. więcej niż w 12 miesiącach 2007 roku.

Zdaniem analityków w tym roku można się spodziewać tylko jednego - dalszego spadku cen nieruchomości.

Ceny spadają

W ostatnim czasie duża część deweloperów otwarcie mówi jednak o obniżkach cen i upusty sięgające 5-10 proc. są na porządku dziennym. Co więcej, nadchodzące spowolnienie gospodarcze może pogorszyć sytuację ekonomiczną potencjalnych nabywców mieszkań.

Krótko mówiąc, popyt na nieruchomości będzie ograniczony (nawet 20-30 proc. mniejszy niż w 2008 r.), a z drugiej strony zdaniem analityków z Open Finance wciąż będziemy obserwować dużą podaż mieszkań z puli deweloperów. Zagrożeniem może być to, że niektórzy deweloperzy zaczną wstrzymywać swoje inwestycje z powodu braków środków na realizację i wpadną w problemy finansowe, co dla ich klientów może w najgorszym wypadku oznaczać stratę zarówno przyszłego mieszkania, jak i zainwestowanych środków.

(interia.pl Piątek, 16 stycznia 14:21)

Największe wyzwania na światowych rynkach nieruchomości

Globalna gospodarka wkroczyła w rok 2009 w nie najlepszej kondycji, więc prognozy dla branży obrotu nieruchomościami nie są zbyt optymistyczne. Słońce nie świeci już tak jasno dla właścicieli domów w Maladze na Costa del Sol.
Zagraniczni inwestorzy przestali już nabywać tam domy nawet ich nie oglądając. Również Hiszpanie ostrzeżeni przez rząd przed recesją nie są gotowi kupować wakacyjnych rezydencji za każdą cenę. W efekcie, jak podaje hiszpańskie Ministerstwo Budownictwa, w prowincji Malaga pozostaje 54 000 niesprzedanych nowych nieruchomości. Jest to o 34 000 więcej niż na podlegającym ciągłym wahaniom rynku nieruchomości w Phoenix w stanie Arizona, według danych Trulia.com zebranych z licznych portali branżowych działających w Arizonie. Należy pamiętać, że Phoenix ma o 200 000 mieszkańców więcej niż Malaga.

Ponadto, 93 proc. hiszpańskich kredytów mieszkaniowych ma zmienne oprocentowanie, jak podaje European Mortgage Federation, przez co są one uzależnione od rosnącej stopy Euribor. W 2003 roku stopa Euribor wynosiła 1,94 proc.; obecnie jest to 4,27 proc.

Za oceanem panuje identyczna sytuacja. National Association of Realtors informuje, że na Florydzie ceny w stosunku rok do roku spadły o 20 proc. w Orlando, 17 proc. w Miami i 20 proc. w Tampa.

Gdy globalna gospodarka wkroczyła w rok 2009 w nie najlepszej kondycji, prognozy dla branży obrotu nieruchomościami nie mogą być zbyt optymistyczne. W celu zobrazowania sytuacji, Forbes.com stworzył kolekcję przykładów świadczących o stanie globalnego rynku nieruchomości.

W niektórych regionach, na przykład w krajach nadbałtyckich, ceny spadają z powodu zbyt dużej podaży. W Dubaju, spowolnienie powodują obawy związane ze spadkiem ceny ropy, natomiast w Hiszpanii i na Florydzie, kryzys rynku kredytów hipotecznych zaniża ceny i winduje oprocentowanie.

Oczywiście, cierpią nie tylko właściciele posiadłości położonych blisko słonecznych, piaszczystych plaż. Knight Frank, londyńskie biuro obrotu nieruchomościami, szacuje, że od szczytowego okresu w marcu 2008 roku, ceny na brytyjskim rynku nieruchomości spadły o 13,4 proc. Szef działu analitycznego, Liam Bailey, spodziewa się, że w 2009 roku "ceny nieruchomości w Wielkiej Brytanii spadną o 30 proc. w stosunku do najwyższego zanotowanego poziomu i powrócą do stanu z września 2003".

To samo dzieje się w USA i Irlandii. W obu krajach rynki nieruchomości straciły 10 proc. swojej wartości w ciągu 12 miesięcy, a ceny powróciły do poziomu z 2005 roku, jak twierdzi Zillow.com, amerykańska firma analizująca dane, oraz Economic and Social Research Institute, grupa badawcza z Irlandii.

Wielu ekonomistów spodziewa się dalszych spadków cen. Oczekuje się, że ceny powrócą do stanu z 2003 roku, kiedy to rozpoczął się boom na rynkach nieruchomości na całym świecie.

Choć i to jeszcze nic pewnego.

(interia.pl Sobota, 17 stycznia 06:00)

Największe wyzwania na światowych rynkach nieruchomości

Globalna gospodarka wkroczyła w rok 2009 w nie najlepszej kondycji, więc prognozy dla branży obrotu nieruchomościami nie są zbyt optymistyczne. Słońce nie świeci już tak jasno dla właścicieli domów w Maladze na Costa del Sol.
Zagraniczni inwestorzy przestali już nabywać tam domy nawet ich nie oglądając. Również Hiszpanie ostrzeżeni przez rząd przed recesją nie są gotowi kupować wakacyjnych rezydencji za każdą cenę. W efekcie, jak podaje hiszpańskie Ministerstwo Budownictwa, w prowincji Malaga pozostaje 54 000 niesprzedanych nowych nieruchomości. Jest to o 34 000 więcej niż na podlegającym ciągłym wahaniom rynku nieruchomości w Phoenix w stanie Arizona, według danych Trulia.com zebranych z licznych portali branżowych działających w Arizonie. Należy pamiętać, że Phoenix ma o 200 000 mieszkańców więcej niż Malaga.

Ponadto, 93 proc. hiszpańskich kredytów mieszkaniowych ma zmienne oprocentowanie, jak podaje European Mortgage Federation, przez co są one uzależnione od rosnącej stopy Euribor. W 2003 roku stopa Euribor wynosiła 1,94 proc.; obecnie jest to 4,27 proc.

Za oceanem panuje identyczna sytuacja. National Association of Realtors informuje, że na Florydzie ceny w stosunku rok do roku spadły o 20 proc. w Orlando, 17 proc. w Miami i 20 proc. w Tampa.

Gdy globalna gospodarka wkroczyła w rok 2009 w nie najlepszej kondycji, prognozy dla branży obrotu nieruchomościami nie mogą być zbyt optymistyczne. W celu zobrazowania sytuacji, Forbes.com stworzył kolekcję przykładów świadczących o stanie globalnego rynku nieruchomości.

W niektórych regionach, na przykład w krajach nadbałtyckich, ceny spadają z powodu zbyt dużej podaży. W Dubaju, spowolnienie powodują obawy związane ze spadkiem ceny ropy, natomiast w Hiszpanii i na Florydzie, kryzys rynku kredytów hipotecznych zaniża ceny i winduje oprocentowanie.

Oczywiście, cierpią nie tylko właściciele posiadłości położonych blisko słonecznych, piaszczystych plaż. Knight Frank, londyńskie biuro obrotu nieruchomościami, szacuje, że od szczytowego okresu w marcu 2008 roku, ceny na brytyjskim rynku nieruchomości spadły o 13,4 proc. Szef działu analitycznego, Liam Bailey, spodziewa się, że w 2009 roku "ceny nieruchomości w Wielkiej Brytanii spadną o 30 proc. w stosunku do najwyższego zanotowanego poziomu i powrócą do stanu z września 2003".

To samo dzieje się w USA i Irlandii. W obu krajach rynki nieruchomości straciły 10 proc. swojej wartości w ciągu 12 miesięcy, a ceny powróciły do poziomu z 2005 roku, jak twierdzi Zillow.com, amerykańska firma analizująca dane, oraz Economic and Social Research Institute, grupa badawcza z Irlandii.

Wielu ekonomistów spodziewa się dalszych spadków cen. Oczekuje się, że ceny powrócą do stanu z 2003 roku, kiedy to rozpoczął się boom na rynkach nieruchomości na całym świecie.

Choć i to jeszcze nic pewnego.

(interia.pl Sobota, 17 stycznia 06:00)

Koniec nowych mieszkań?

W 2008 roku oddano do użytku 165 833 mieszkań- wynika z najnowszego raportu Głównego Urzędu Statystycznego. W kolejnych latach liczba ta będzie spadać.

Na zeszłoroczny rekord, który pobił ten z 2003 r., kiedy to oddano 162 686 mieszkań, wpływ miał boom na rynku nieruchomości, z którym mieliśmy do czynienia w ostatnich latach. W 2008 roku oddane zostały inwestycje, których sprzedaż rozpoczęła się dwa, trzy lata wcześniej, a więc w czasach, kiedy ,,dziury w ziemi'' sprzedawały się jak ciepłe bułeczki. Sytuacja taka spowodowana była bardzo dużym niedoborem mieszkań co spowodowało, że deweloperzy prześcigali się w realizowaniu kolejnych projektów. Kupujących nie brakowało, bo ceny były jeszcze całkiem przystępne. Można więc sądzić, że większość z tych mieszkań znalazła już swoich nabywców. Trzeba jednak pamiętać, że spora część tych lokali kupowana była w celach inwestycyjnych, z myślą o sprzedaży tuż po oddaniu budynku do użytku. W konsekwencji od kilku miesięcy obserwujemy napływ nowych mieszkań sprzedawanych na rynku wtórnym. Nie sprzedają się one jednak tak, jakby tego oczekiwali ich właściciele.

Zbyt wysokie ceny nieruchomości i ograniczenie dostępności kredytów hipotecznych (zwłaszcza we franku szwajcarskim) spowodowały spowolnienie na rynku nieruchomości. Zmusiło to zbywców do obniżania cen mieszkań, czasem nawet do kwoty poniżej wartości zakupu (szczególnie mieszkań kupionych w 2007r.). Jednak obniżenie ceny nie zawsze wystarczy w sytuacji, gdy na rynku (wtórnym i pierwotnym) mamy do wyboru kilkanaście tysięcy mieszkań i dlatego ci, którzy od kilku miesięcy mają problem ze sprzedażą wycofują się, licząc, że lepsze czasy niebawem wrócą. Jednak nie nadejdą one zbyt szybko.

Biorąc pod uwagę dużą liczbę inwestycji rozpoczętych w 2007 i 2008 r. (jeszcze na fali dobrej koniunktury w nieruchomościach) można się spodziewać, że w tym roku zostanie oddanych ok. 160 tys. mieszkań. W tym wypadku jednak deweloperzy nie mają tak komfortowej sytuacji jak kilka lat temu, ponieważ mieszkania na wczesnym etapie budowy nie sprzedawały się już tak dobrze. W efekcie mają teraz dużo niesprzedanych mieszkań z szybkim terminem realizacji. Sytuacja ta zmusza ich do obniżania cen, ku zadowoleniu tych, którzy planują zakup mieszkania. Nie dość, że mają teraz w czym wybierać, zarówno na rynku pierwotnym jak i wtórnym, to jeszcze mogą całkiem sporo wynegocjować, czasem nawet 10-15 proc. Z czasem jednak wybór tych mieszkań będzie coraz mniejszy a wtedy sprzedający nie będą tak chętni do obniżania cen.

Deweloperzy zapowiedzieli, że w tym roku zdecydowana większość (mówi się nawet o 80 procentach!) planowanych inwestycji wcale się nie rozpocznie. W związku z tym, że na rynku będą cały czas te same mieszkania, i że będzie ich coraz mniej można spodziewać się, że pod koniec roku nastąpi wyhamowanie spadku cen. Do tej pory powinny się one obniżyć o średnio 10-15 proc.

Dodatkowo część firm zmienia swoje plany budowlane. Na działkach, na których powstać miały budynki mieszkalne będą budować biurowce. Spółka Marvipol, na przykład ogłosiła, że zamiast apartamentowca Prosta Tower na warszawskiej Woli powstanie biurowiec o tej samej nazwie. Jedynie na ostatnim piętrze powstaną trzy apartamenty. Przypadków, kiedy deweloper dojdzie do wniosku, że bardziej opłaca mu się zainwestować w projekt biurowy powinno być w kolejnych miesiącach coraz więcej.

Zarówno wstrzymanie projektów jak i przekształcanie ich na biurowce spowoduje, że w roku 2010 i 2011 oddawanych będzie znacznie mniej mieszkań. Powinniśmy się przygotować na to, że będzie to nawet poniżej 100 tys. mieszkań rocznie. To spowodować może sytuację podobną do tej, z którą mieliśmy do czynienia kilka lat temu, kiedy to na rynku brakowało mieszań i ceny pędziły jak szalone. Na takie tempo wzrostu nie ma co oczywiście już liczyć, ale możemy spodziewać się odbicia cen mieszkań już w 2010.

Aleksandra Szarek

(interia.pl 19.01.2009)

Koniec nowych mieszkań?

W 2008 roku oddano do użytku 165 833 mieszkań- wynika z najnowszego raportu Głównego Urzędu Statystycznego. W kolejnych latach liczba ta będzie spadać.

Na zeszłoroczny rekord, który pobił ten z 2003 r., kiedy to oddano 162 686 mieszkań, wpływ miał boom na rynku nieruchomości, z którym mieliśmy do czynienia w ostatnich latach. W 2008 roku oddane zostały inwestycje, których sprzedaż rozpoczęła się dwa, trzy lata wcześniej, a więc w czasach, kiedy ,,dziury w ziemi'' sprzedawały się jak ciepłe bułeczki. Sytuacja taka spowodowana była bardzo dużym niedoborem mieszkań co spowodowało, że deweloperzy prześcigali się w realizowaniu kolejnych projektów. Kupujących nie brakowało, bo ceny były jeszcze całkiem przystępne. Można więc sądzić, że większość z tych mieszkań znalazła już swoich nabywców. Trzeba jednak pamiętać, że spora część tych lokali kupowana była w celach inwestycyjnych, z myślą o sprzedaży tuż po oddaniu budynku do użytku. W konsekwencji od kilku miesięcy obserwujemy napływ nowych mieszkań sprzedawanych na rynku wtórnym. Nie sprzedają się one jednak tak, jakby tego oczekiwali ich właściciele.

Zbyt wysokie ceny nieruchomości i ograniczenie dostępności kredytów hipotecznych (zwłaszcza we franku szwajcarskim) spowodowały spowolnienie na rynku nieruchomości. Zmusiło to zbywców do obniżania cen mieszkań, czasem nawet do kwoty poniżej wartości zakupu (szczególnie mieszkań kupionych w 2007r.). Jednak obniżenie ceny nie zawsze wystarczy w sytuacji, gdy na rynku (wtórnym i pierwotnym) mamy do wyboru kilkanaście tysięcy mieszkań i dlatego ci, którzy od kilku miesięcy mają problem ze sprzedażą wycofują się, licząc, że lepsze czasy niebawem wrócą. Jednak nie nadejdą one zbyt szybko.

Biorąc pod uwagę dużą liczbę inwestycji rozpoczętych w 2007 i 2008 r. (jeszcze na fali dobrej koniunktury w nieruchomościach) można się spodziewać, że w tym roku zostanie oddanych ok. 160 tys. mieszkań. W tym wypadku jednak deweloperzy nie mają tak komfortowej sytuacji jak kilka lat temu, ponieważ mieszkania na wczesnym etapie budowy nie sprzedawały się już tak dobrze. W efekcie mają teraz dużo niesprzedanych mieszkań z szybkim terminem realizacji. Sytuacja ta zmusza ich do obniżania cen, ku zadowoleniu tych, którzy planują zakup mieszkania. Nie dość, że mają teraz w czym wybierać, zarówno na rynku pierwotnym jak i wtórnym, to jeszcze mogą całkiem sporo wynegocjować, czasem nawet 10-15 proc. Z czasem jednak wybór tych mieszkań będzie coraz mniejszy a wtedy sprzedający nie będą tak chętni do obniżania cen.

Deweloperzy zapowiedzieli, że w tym roku zdecydowana większość (mówi się nawet o 80 procentach!) planowanych inwestycji wcale się nie rozpocznie. W związku z tym, że na rynku będą cały czas te same mieszkania, i że będzie ich coraz mniej można spodziewać się, że pod koniec roku nastąpi wyhamowanie spadku cen. Do tej pory powinny się one obniżyć o średnio 10-15 proc.

Dodatkowo część firm zmienia swoje plany budowlane. Na działkach, na których powstać miały budynki mieszkalne będą budować biurowce. Spółka Marvipol, na przykład ogłosiła, że zamiast apartamentowca Prosta Tower na warszawskiej Woli powstanie biurowiec o tej samej nazwie. Jedynie na ostatnim piętrze powstaną trzy apartamenty. Przypadków, kiedy deweloper dojdzie do wniosku, że bardziej opłaca mu się zainwestować w projekt biurowy powinno być w kolejnych miesiącach coraz więcej.

Zarówno wstrzymanie projektów jak i przekształcanie ich na biurowce spowoduje, że w roku 2010 i 2011 oddawanych będzie znacznie mniej mieszkań. Powinniśmy się przygotować na to, że będzie to nawet poniżej 100 tys. mieszkań rocznie. To spowodować może sytuację podobną do tej, z którą mieliśmy do czynienia kilka lat temu, kiedy to na rynku brakowało mieszań i ceny pędziły jak szalone. Na takie tempo wzrostu nie ma co oczywiście już liczyć, ale możemy spodziewać się odbicia cen mieszkań już w 2010.

Aleksandra Szarek

(interia.pl 19.01.2009)

Kto chce kupić, niech już szuka

W sześciu największych polskich aglomeracjach odpowiadających ponad połowie rynku deweloperzy sprzedali w 2008 r. niecałe 26 tys. mieszkań, czyli niemal 30 proc. mniej niż w 2007 r. - wylicza "Rzeczpospolita".

Na spadek ten największy wpływ miał kryzys finansowania, który wypchnął z rynku dużą część potencjalnych klientów. W złej sytuacji są zwłaszcza spółki działające w Warszawie. 15 największych stołecznych deweloperów sprzedało w ubiegłym roku nieco ponad 3 tys. lokali. To ponad 55 proc. mniej niż rok wcześniej.

Gdyby w sześciu aglomeracjach utrzymała się średnia sprzedaż z ubiegłego roku, deweloperom starczyłoby już wybudowanych mieszkań na 17 miesięcy. Na koniec 2008 r. mieli bowiem w Warszawie, Krakowie, Łodzi, Poznaniu, Trójmieście i Wrocławiu ok. 37 tys. lokali w ofercie.

Według analityków, sytuacja na rynku pierwotnym wymusi w tym roku kolejne obniżki cen o 10-15 proc., a nawet o 20 proc. w niektórych lokalizacjach - podaje "Rz".

źródło informacji: interia.pl  PAP/Rzeczpospolita (Poniedziałek, 19 stycznia 07:59)

Kto chce kupić, niech już szuka

W sześciu największych polskich aglomeracjach odpowiadających ponad połowie rynku deweloperzy sprzedali w 2008 r. niecałe 26 tys. mieszkań, czyli niemal 30 proc. mniej niż w 2007 r. - wylicza "Rzeczpospolita".

Na spadek ten największy wpływ miał kryzys finansowania, który wypchnął z rynku dużą część potencjalnych klientów. W złej sytuacji są zwłaszcza spółki działające w Warszawie. 15 największych stołecznych deweloperów sprzedało w ubiegłym roku nieco ponad 3 tys. lokali. To ponad 55 proc. mniej niż rok wcześniej.

Gdyby w sześciu aglomeracjach utrzymała się średnia sprzedaż z ubiegłego roku, deweloperom starczyłoby już wybudowanych mieszkań na 17 miesięcy. Na koniec 2008 r. mieli bowiem w Warszawie, Krakowie, Łodzi, Poznaniu, Trójmieście i Wrocławiu ok. 37 tys. lokali w ofercie.

Według analityków, sytuacja na rynku pierwotnym wymusi w tym roku kolejne obniżki cen o 10-15 proc., a nawet o 20 proc. w niektórych lokalizacjach - podaje "Rz".

źródło informacji: interia.pl  PAP/Rzeczpospolita (Poniedziałek, 19 stycznia 07:59)

Główny Urząd Statystyczny

Mieszkania oddane do użytkowania w okresie I-XII 2008 r.
 

Formy
budownictwa

2008

XII

I–XII

liczba    mieszkań

XII
2007=100

 XI
2008 = 100

liczba
mieszkań

I -XII  2007=
 =100

Ogółem

31031

180,3

244,1

165833

124,0

Spółdzielcze

937

89,4

158,8

8687

105,4

Indywidualne

18058

197,5

267,6

82633

115,3

Przeznaczone na sprzedaż lub wynajem

11106

191,9

230,6

67871

148,7

Pozostałe b)

930

75,2

166,1

6642

81,4

a) Dane meldunkowe - mogą ulec zmianie po opracowaniu sprawozdań kwartalnych.
b) Zakładowe, komunalne, społeczne czynszowe

Załączony wykres przedstawia rozkład liczby mieszkań oddanych do użytkowania w poszczególnych miesiącach lat 2004 - 2008

(dane Główny Urząd Statystyczny 2009-01-16)

Https://wgn.pl - aktualne oferty

Oceń nasz serwis

średnia ocen: 4,3

Ten serwis korzysta z mechanizmów cookies (ciasteczka)

| Polityka Cookies