Ze świata nieruchomości - strona 120

Polacy sumienniej spłacają mieszkania niż samochody

Rząd dziś będzie dyskutować o szczegółach planu pomocy w spłacie kredytów hipotecznych. Jak sprawdził Money.pl, wprawdzie suma zagrożonych długów hipotecznych Polaków w ostatnich miesiącach 2008 roku  wzrosła do 1,9 mld złotych, to jednocześnie  tego typu kredyty są najsumienniej spłacane. Stanowią zaledwie 6 proc. zaległości w bankach.

Znamy już pierwsze założenia rządowego programu pomocy dla ofiar kryzysu. Z dopłat będzie można skorzystać do końca 2010 roku. Co miesiąc dostaniemy wówczas z funduszu pracy średnio od 500 do 1200 zł. Na ten cel rząd chce przeznaczyć do 350 mln złotych.

Pomoc trzeba będzie zwrócić, ale będzie za to nieoprocentowana i bez dodatkowych opłat. Rządową pożyczkę trzeba będzie zacząć spłacać po dwóch latach od jej przyznania. Spłata będzie jednak rozłożona na raty - nawet do 10 lat. Żeby móc skorzystać z rządowej pomocy trzeba stracić pracę w wyniku redukcji związanych z kryzysem finansowym i zarejestrować się w urzędzie pracy.

Zadłużenie w bankach rośnie lawinowo, jednak kredyty hipoteczne należą  do najbezpieczniejszych.

62 miliardy 735 milionów złotych - tyle wynoszą niespłacane w terminie należności osób prywatnych i firm na koniec 2008 roku. W IV kwartale 2008 dług powiększył się o 3 miliardy 558 milionów złotych, czyli o 6 proc - wynika z raportu Krajowego Rejestru Długów.

Nadal największe zaległości mamy w bankach - ten dług urósł już z 28,5 miliarda do 31,5 miliarda złotych i przekroczył 50 procent całego naszego niespłacanego zadłużenia. Na kolejnych pozycjach znajdują się zaległości wobec skarbu państwa (20,35 mld zł), gmin (8,70 mld zł) oraz czynsze mieszkaniowe (1,85 mld zł).

W przypadku konsumentów, zadłużenie w IV kwartale 2008 roku urosło z 10,8 mld zł do 12,1 mld zł. Dominują w tej kategorii zagrożone kredyty gotówkowe, ratalne i samochodowe, które wzrosły z 5,2 mld zł do 5,9 mld zł. Zagrożone, czyli niespłacane od co najmniej 4 miesięcy. Rośnie, choć wolniej, także kwota niespłacanych kredytów na kartach kredytowych (wzrost z 625 mln zł do 737 mln zł) oraz w rachunku oszczędnościowo-kredytowym (z 782 mln zł do 807 mln zł).

Na koniec 2008 stan zadłużenia z tytułu kredytów hipotecznych sięgnął około 200 mld zł.

Wzrost zadłużenia Polaków z tytułu kredytu hipotecznego w mln złotych
Lata złotowe walutowe ogółem
2005 15 569,8 20 273,4 35 807,2
2006 28 123,3 49 258,3 77 705,6
2007 52 391,4 64 449,1 116 840,5
2008 59 097,8 134 970,2 194 068

źródło: NBP

Rosnącemu zadłużeniu z tytułu kredytów hipotecznych winny słabnący złoty

Hipoteki większości Polaków ściśle związane są z kursem złotego, a dokładniej jego relacji do franka szwajcarskiego. Według danych NBP 96 procent wszystkich kredytów hipotecznych w walutach, denominowana jest do franka. Na koniec lutego średni kurs szwajcarskiej waluty w NBP sięgał 3,2 zł. Zmiana kursu oznacza, że rata przeciętnego kredytu we frankach na 300 tys. na 30 lat (zaciągniętego po kursie 2 zł za franka) wzrosła z około 1740 zł do ponad 2 tys. zł.

Wprawdzie kwota zagrożonych kredytów hipotecznych, czyli  tych nie spłacanych wzrosła z 1,5 mld zł do 1,9 mld zł. Jednak to, jak wynika  z danych opracowanych przez BIK, kredyty hipoteczne są najmniej zagrożonymi kredytami spośród wszystkich zaciąganych przez Polaków.

Stosunek niespłacanych kredytów i pożyczek do wszystkich długów
w podziale na typy transakcji -  02 2009 rok
typ transakcji ilościowo wartościowo
Kredyt na zakup towarów, usług i papierów wartościowych 9,55 proc. 9,20 proc.
Kredyty niecelowe oraz studencki 8,99 proc. 5,81 proc.
Karta kredytowa 3,23 proc. 5,62 proc.
Kredyt odnawialny 2,70 proc. 5,44 proc.
Limit debetowy w ROR 1,44 proc. 4,86 proc.
Kredyty mieszkaniowe 0,90 proc. 0,35 proc.

źródło: BIK

W lutym tego roku BIK doliczył się blisko 1,3 mln klientów podwyższonego ryzyka, czyli zalegających ze spłatami kredytów lub pożyczek. Średnia wartość długu na osobę  wynosi 6636 złotych.

Polacy na tle innych nacji wcale nie są mocno zadłużeni. W stosunku do PKB nasze długi są nie tylko nieporównywalnie niższe od zadłużenia Amerykanów czy Anglików, ale pożyczamy mniej nawet od naszych południowych sąsiadów - Czechów.


źródło: Bank Światowy

Banki mocniej przykręcają kurek z kredytami hipotecznymi

Jak wynika z danych NBP, 86 proc. banków zaostrzyło kryteria udzielania kredytów. Około 90 proc. banków podniosło marże i zwiększyło wymagany wkład własny. Wiele banków wycofało z oferty kredyty nominowane w walutach obcych.

W związku z tym 70 proc. banków odczuło spadek popytu na kredyty mieszkaniowe, a jedynie 20 proc. banków - wzrost popytu.

Polacy sumienniej spłacają mieszkania niż samochody
money.pl/2009-03-03 06:20:26

Złoty wraca do formy

Kurs złotego we wtorek przed południem rósł zarówno wobec euro i dolara.
Analitycy oceniają, że ta tendencja może być kontynuowana w drugiej części sesji, bo awersja do ryzyka może nieco słabnąć na światowych rynkach.

- Dzisiaj rano złoty zdołał lekko zyskać i ta tendencja może być kontynuowana, tym bardziej, że pomimo gwałtownego wzrostu awersji do ryzyka widocznego w USA, podczas sesji azjatyckich było już pod tym względem bardziej optymistycznie - powiedział analityk Raiffeisen Bank Polska Marcin Grotek.

Dodał, że wczorajsze słabe nastroje na rynkach finansowych nie przestraszyły inwestorów działających na polskim rynku walutowym. Co prawda, złoty nie zdołał się umocnić, ale wobec globalnej ucieczki od ryzyka, wczorajsze niewielkie osłabienie naszej waluty już można uznać za sukces.

Grotek poinformował też, że euro kontynuuje wzrosty, które rozpoczęło w nocy. - Naszym zdaniem, umocnienie euro będzie kontynuowane w dalszej części dnia, wcześniej jednak czeka nas zapewne lekka korekta - ocenił analityk.

money.pl/2009-03-03 10:05:30

Złoty wraca do formy

Kurs złotego we wtorek przed południem rósł zarówno wobec euro i dolara.
Analitycy oceniają, że ta tendencja może być kontynuowana w drugiej części sesji, bo awersja do ryzyka może nieco słabnąć na światowych rynkach.

- Dzisiaj rano złoty zdołał lekko zyskać i ta tendencja może być kontynuowana, tym bardziej, że pomimo gwałtownego wzrostu awersji do ryzyka widocznego w USA, podczas sesji azjatyckich było już pod tym względem bardziej optymistycznie - powiedział analityk Raiffeisen Bank Polska Marcin Grotek.

Dodał, że wczorajsze słabe nastroje na rynkach finansowych nie przestraszyły inwestorów działających na polskim rynku walutowym. Co prawda, złoty nie zdołał się umocnić, ale wobec globalnej ucieczki od ryzyka, wczorajsze niewielkie osłabienie naszej waluty już można uznać za sukces.

Grotek poinformował też, że euro kontynuuje wzrosty, które rozpoczęło w nocy. - Naszym zdaniem, umocnienie euro będzie kontynuowane w dalszej części dnia, wcześniej jednak czeka nas zapewne lekka korekta - ocenił analityk.

money.pl/2009-03-03 10:05:30

GTC zwiększyło zyski

Spółka GTC miała 152,28 mln zł skonsolidowanego zysku netto przypisanego akcjonariuszom jednostki dominującej w IV kwartale 2008 roku wobec 88,21 mln zł zysku rok wcześniej.

Zysk operacyjny na poziomie grupy wyniósł 436,05 mln zł wobec 138,79 mln zł zysku rok wcześniej.

Skonsolidowane przychody wyniosły 159,57 mln zł wobec 57,15 mln zł rok wcześniej.

Narastająco w I-IV kw. 2008 roku grupa miała 611,11 mln zł zysku wobec 845,86 mln zł zysku rok wcześniej przy obrotach odpowiednio 402,79 mln zł wobec 278,51 mln zł.

money.pl/2009-03-03 09:11:53

GTC zwiększyło zyski

Spółka GTC miała 152,28 mln zł skonsolidowanego zysku netto przypisanego akcjonariuszom jednostki dominującej w IV kwartale 2008 roku wobec 88,21 mln zł zysku rok wcześniej.

Zysk operacyjny na poziomie grupy wyniósł 436,05 mln zł wobec 138,79 mln zł zysku rok wcześniej.

Skonsolidowane przychody wyniosły 159,57 mln zł wobec 57,15 mln zł rok wcześniej.

Narastająco w I-IV kw. 2008 roku grupa miała 611,11 mln zł zysku wobec 845,86 mln zł zysku rok wcześniej przy obrotach odpowiednio 402,79 mln zł wobec 278,51 mln zł.

money.pl/2009-03-03 09:11:53

Grupa Erbud wyskoczyła nad miliard

Budowlana grupa przekroczyła listopadowe prognozy przychodów i zysku operacyjnego. Wynikom netto zaszkodziły za to koszty instrumentów walutowych.

Narastająco w 2008 roku grupa osiągnęła przychody na poziomie 1.059 mln zł, co oznacza wzrost o niemal 63 proc. Grupa przekroczyła o 11,5% roczną prognozę przychodów publikowaną w listopadzie 2008 r.

Grupa osiągnęła wynik operacyjny na poziomie 64,8 mln zł, co oznacza wzrost o 62,2% r/r. W efekcie grupa przekroczyła o 8% roczne prognozy zysku operacyjnego EBIT. Strata netto Grupy wyniosła w IV kw. 2008 r. 26,3 mln zł, wobec w 6,3 mln zł zysku w IV kw.
2007 r.

Jednorazowy negatywny wpływ na wynik netto Grupy miało uwzględnienie w
rachunku wyników w IV kw. 2008 r. kosztów transakcji opcji walutowych wysokości w sumie 50,2 mln zł. Narastająco w 2008 r. Grupa osiągnęła zysk netto wysokości 10,4 mln zł, o 15,5% powyżej listopadowej prognozy.

W IV kw. 2008 r. Grupa Erbud utrzymała wysokie ponad 54% tempo wzrostu sprzedaży r/r
i zamknęła kwartał wynikiem 276,6 mln zł na poziomie przychodów. Na wyniki IV kw. wpływ miało utrzymanie tempa wzrostu sprzedaży działalności podstawowej na rynku krajowymi i za granicą mimo wyraźnego spowolnienia w branży budowlanej. W IV kw. 2008 r. Erbud podpisał 9 nowych kontraktów budowlanych w kraju i za granicą o łącznej wartości 130 mln zł.

Grupa wkroczyła w 2009 r. z portfelem zamówień o wartości 600 mln zł. Większość projektów jest aktualnie realizowanych w segmencie infrastruktury i budownictwa inżynieryjno-drogowego.

Na koniec stycznia 2009 r. spółka miała złożone oferty na łączną kwotę ok. 2,7 mld zł, z czego ok. 90% stanowiły projekty w obszarze budownictwa komercyjnego, infrastrukturalnego i inżynieryjno-drogowego. W związku ze wzrostem liczby projektów realizowanych w Europie Zachodniej, w pierwszych tygodniach br. spółka oddelegowała dodatkowo ok. 100 wykwalifikowanych pracowników budowlanych do pracy na kontraktach za granicą.

Portfel zamówień za granicą wyniósł w IV kw. 2008 r. ok. 140 mln zł wobec 40 mln zł w grudniu 2007 r. W bieżącym roku spółka zapowiada, że będzie dążyła do utrzymania tempa wzrostu sprzedaży ponad wzrost rynku budowlanego w kraju. Staranny dobór portfela zleceń, koncentracja na projektach gwarantujących zachowanie wysokiego bezpieczeństwa finansowego, zapewniających stabilny poziom marży to priorytety w działalności operacyjnej na 2009 r.
Sebastian Gawłowski
money.pl/2009-03-03 10:49:11

Grupa Erbud wyskoczyła nad miliard

Budowlana grupa przekroczyła listopadowe prognozy przychodów i zysku operacyjnego. Wynikom netto zaszkodziły za to koszty instrumentów walutowych.

Narastająco w 2008 roku grupa osiągnęła przychody na poziomie 1.059 mln zł, co oznacza wzrost o niemal 63 proc. Grupa przekroczyła o 11,5% roczną prognozę przychodów publikowaną w listopadzie 2008 r.

Grupa osiągnęła wynik operacyjny na poziomie 64,8 mln zł, co oznacza wzrost o 62,2% r/r. W efekcie grupa przekroczyła o 8% roczne prognozy zysku operacyjnego EBIT. Strata netto Grupy wyniosła w IV kw. 2008 r. 26,3 mln zł, wobec w 6,3 mln zł zysku w IV kw.
2007 r.

Jednorazowy negatywny wpływ na wynik netto Grupy miało uwzględnienie w
rachunku wyników w IV kw. 2008 r. kosztów transakcji opcji walutowych wysokości w sumie 50,2 mln zł. Narastająco w 2008 r. Grupa osiągnęła zysk netto wysokości 10,4 mln zł, o 15,5% powyżej listopadowej prognozy.

W IV kw. 2008 r. Grupa Erbud utrzymała wysokie ponad 54% tempo wzrostu sprzedaży r/r
i zamknęła kwartał wynikiem 276,6 mln zł na poziomie przychodów. Na wyniki IV kw. wpływ miało utrzymanie tempa wzrostu sprzedaży działalności podstawowej na rynku krajowymi i za granicą mimo wyraźnego spowolnienia w branży budowlanej. W IV kw. 2008 r. Erbud podpisał 9 nowych kontraktów budowlanych w kraju i za granicą o łącznej wartości 130 mln zł.

Grupa wkroczyła w 2009 r. z portfelem zamówień o wartości 600 mln zł. Większość projektów jest aktualnie realizowanych w segmencie infrastruktury i budownictwa inżynieryjno-drogowego.

Na koniec stycznia 2009 r. spółka miała złożone oferty na łączną kwotę ok. 2,7 mld zł, z czego ok. 90% stanowiły projekty w obszarze budownictwa komercyjnego, infrastrukturalnego i inżynieryjno-drogowego. W związku ze wzrostem liczby projektów realizowanych w Europie Zachodniej, w pierwszych tygodniach br. spółka oddelegowała dodatkowo ok. 100 wykwalifikowanych pracowników budowlanych do pracy na kontraktach za granicą.

Portfel zamówień za granicą wyniósł w IV kw. 2008 r. ok. 140 mln zł wobec 40 mln zł w grudniu 2007 r. W bieżącym roku spółka zapowiada, że będzie dążyła do utrzymania tempa wzrostu sprzedaży ponad wzrost rynku budowlanego w kraju. Staranny dobór portfela zleceń, koncentracja na projektach gwarantujących zachowanie wysokiego bezpieczeństwa finansowego, zapewniających stabilny poziom marży to priorytety w działalności operacyjnej na 2009 r.
Sebastian Gawłowski
money.pl/2009-03-03 10:49:11

Pogarszają się perspektywy dla rynku pracy

Wskaźnik Rynku Pracy (WRP), informujący z wyprzedzeniem o zmianach w wielkości zatrudnienia i o stopie bezrobocia, w lutym po raz kolejny z rzędu wzrósł, co oznacza zagrożenie wzrostem bezrobocia - podał instytut BIEC.

"Co więcej, Wskaźnik rośnie coraz szybciej. Oznacza to ustawiczne pogarszanie się perspektyw rozwoju sytuacji na rynku pracy. Przewidujemy, że negatywne zmiany będą się nasilały, co znajdzie swój wyraz w stosunkowo szybkim spadku zatrudnienia i wzroście stopy bezrobocia w nadchodzących miesiącach" - napisano w komentarzu.

"Znaczna o tej porze roku skala zwolnień z powodu sezonowych przestojów firm jedynie w jednej trzeciej przyczyniła się do tego wzrostu" - napisano.

PAP/interia.pl/Wtorek, 3 marca (09:05)

Pogarszają się perspektywy dla rynku pracy

Wskaźnik Rynku Pracy (WRP), informujący z wyprzedzeniem o zmianach w wielkości zatrudnienia i o stopie bezrobocia, w lutym po raz kolejny z rzędu wzrósł, co oznacza zagrożenie wzrostem bezrobocia - podał instytut BIEC.

"Co więcej, Wskaźnik rośnie coraz szybciej. Oznacza to ustawiczne pogarszanie się perspektyw rozwoju sytuacji na rynku pracy. Przewidujemy, że negatywne zmiany będą się nasilały, co znajdzie swój wyraz w stosunkowo szybkim spadku zatrudnienia i wzroście stopy bezrobocia w nadchodzących miesiącach" - napisano w komentarzu.

"Znaczna o tej porze roku skala zwolnień z powodu sezonowych przestojów firm jedynie w jednej trzeciej przyczyniła się do tego wzrostu" - napisano.

PAP/interia.pl/Wtorek, 3 marca (09:05)

Warto wziąć kredyt w euro, ale tylko z niską marżą

Zaciągnięcie dziś kredytu w euro może okazać się korzystniejsze w ostatecznym rozliczeniu od zaciągnięcia kredytu w złotych, o ile ten pierwszy będzie mieć marżę z dolnego przedziału obecnej oferty bankowej. Pokusą może być potencjalny dochód z różnic kursowych.

W związku z toczącą się dyskusją na temat terminu przyjęcia przez Polskę euro Expander sprawdził, jaka waluta kredytu hipotecznego - złoty czy euro - może okazać się dla kredytobiorcy korzystniejsza. Sprawdziliśmy, jakie są różnice w wysokości oprocentowania, a także policzyliśmy, ile w sumie spłacą kapitału i odsetek osoby, która dziś zaciągną kredyt w złotych oraz w euro, uwzględniając, że ten pierwszy za kilka lat również stanie się kredytem w euro.

Kluczową sprawą dla oceny opłacalności wyboru kredytu w euro i w złotych będzie to, po jakim kursie Polska wejdzie do strefy euro, a wcześniej, jaki kurs parytetowy zostanie ustalony w okresie pobytu w mechanizmie ERM2. Praktyka krajów, które już przyjęły euro, ostatnio Słowacji, pokazuje, że w okresie pobytu w ERM2 kurs parytetowy może ulec zmianie (korona słowacka umocniła się w czasie pobytu w ERM2 o ok. 20 proc.). Dla potrzeby naszych obliczeń przyjmijmy, że Polska wejdzie do strefy euro po kursie 4 zł za euro, a więc średni kurs do momentu przyjęcia euro może wynieść ok. 4,35 zł. Nastąpi to zgodnie z ostatnimi doniesieniami prasowymi, w styczniu 2014 r. Dla uproszczenia załóżmy również, że w okresie spłaty stopa LIBOR dla euro pozostanie na stałym poziomie, natomiast spread między stopą LIBOR a stopą WIBOR (stopa referencyjna dla kredytów w złotych) będzie stopniowo zmniejszać się w miarę zbliżania się daty akcesji Polski do strefy euro (znowu dla uproszczenia przyjmijmy, że w okresie do stycznia 2014 r. WIBOR będzie równy dzisiejszej średniej stopy LIBOR i WIBOR, czyli wyniesie 3,18 proc.).

Ogromne rozbieżności w ofercie banków

Średnia marża kredytów w euro na kwotę 300 tys. zł (na 30 lat z 25 proc. wkładu własnego) wynosi teraz ok. 3,76 proc. - wynika z zestawienia Expandera. Utrzymują się jednak znaczne rozbieżności w ofertach poszczególnych banków. Z tego względu lepszą od średniej miarą jest mediana (wartość środkowa), która wynosi 3,08 proc. Najniższa marża kredytów w euro wynosi teraz 1,1 proc. i oferuje ją Deutsche Bank. Natomiast najwyższa to aż 6,77 proc. i jest to oferta PKO BP.


Expander.pl

Po dodaniu do marż stawki bazowej (LIBOR EUR 3M) na poziomie 1,83 proc. okazuje się, że oprocentowanie kredytu w euro może wynosić od 2,93 proc. aż do 8,6 proc. Tymczasem oprocentowanie kredytów złotych jest zwykle wyższe i może wynosić od 5,6 proc. do 11,13 proc. (marża od 1,07 proc. do 6,6 proc., WIBOR 4,53 proc. ). Trzeba jednak zaznaczyć, że kredytobiorca, który zadłuży się w złotych w banku mającym korzystną ofertę może mieć oprocentowanie niższe, niż kredytobiorca w euro, jeżeli wybierze ofertę drogiego banku.

Marża dla euro nie powinna być wyższa, niż możliwa do uzyskania dla kredytu w złotych

Na pierwszy rzut oka atrakcyjniejsze wydają się więc kredyty w euro, gdyż ich oprocentowanie może być niższe. Podejmując jednak decyzję o wyborze waluty kredytu należy pamiętać, że za kilka lat złoty zostanie zastąpiony przez euro. Wtedy kredyty udzielone w złotych staną się kredytami w euro. Marże kredytowe pozostaną jednak na poziomie przyjętym w umowie kredytowej. W rezultacie osoba, która zaciągnie teraz kredyt w złotych z marżą wynoszącą np. 2 proc. za kilka lat będzie spłacała kredyt w euro z taką właśnie marżą. Nie jest więc zbyt rozsądne zaciąganie kredytu w euro z marżą znacznie wyższą niż ta, jaką możemy teraz uzyskać wybierając kredyt w złotych.

Osoba, która zaciągnie teraz kredyt w euro na kwotę 300 tys. zł z przeciętną (medianą) marżą wynoszącą 3,08 proc. (oprocentowanie kredytu wynosi 4,91 proc.) spłaci w sumie ok. 549,9 tys. zł.

Dla porównania osoba, która zaciągnie kredyt w złotych z marżą 1,94 proc. przez pięć lat funkcjonowania złotego spłaci w sumie 97,9 tys. zł. Przez kolejnych 25 lat, kiedy będzie już w naszym kraju funkcjonowało euro, kredytobiorca - przy założeniu stałości LIBOR EUR na obecnym poziomie - spłaci ok. 417,8 tys. zł. W sumie spłaci więc 515,7 tys. zł. To mniej niż wyniosła suma rat kredytu w euro.

Przyczyną tego zjawiska jest znacznie wyższy poziom marży kredytu w euro. Jeśli jednak kredyt w euro zostanie zaciągnięty z najniższą rynkową marżą wynoszącą teraz 1,1 proc. to suma rat wyniesie 408,7 tys. zł. Wynik obliczenia dowodzi, że zastanawiając się dziś nad wyborem między złotym a euro większą wagę należy przywiązywać do poziomu marż niż do obecnego oprocentowania kredytu. Kredyt w euro jest korzystny tylko pod warunkiem, że jego marża jest stosunkowo niska, czyli zbliżona do marż kredytów w złotych.

Wkład własny

Rozważając zaciągnięcie kredytu w euro należy jednak pamiętać nie tylko o oprocentowaniu, czy marży, ale także o wymaganiach dotyczących wkładu własnego oraz o zdolności kredytowej. W przypadku kredytów w złotych w większości banków można uzyskać go nie posiadając wkładu własnego. Natomiast kredyty w euro na 100 proc. wartości nieruchomości udziela tylko pięć banków. Średni wymagany wkład własny to 20 proc. Najbardziej rygorystyczny Santander Consumer Bank wymaga aż 40 proc.


Expander.pl

Również zdolność kredytowa w przypadku kredytu w euro jest dużo niższa niż kredytów w złotych. 4-osobowa rodzina o dochodach 3500 zł netto może liczyć na kredyt w euro w kwocie od 106 tys. zł do 304 tys. zł w zależności od banku. Natomiast w przypadku kredytów w złotych może ty buyć od 106,4 do 333 tys. zł.


Expander.pl

Katarzyna Siwek, Jarosław Sadowski

źródło informacji: Expander.pl

interia.pl/Sobota, 28 lutego (12:26)

Warto wziąć kredyt w euro, ale tylko z niską marżą

Zaciągnięcie dziś kredytu w euro może okazać się korzystniejsze w ostatecznym rozliczeniu od zaciągnięcia kredytu w złotych, o ile ten pierwszy będzie mieć marżę z dolnego przedziału obecnej oferty bankowej. Pokusą może być potencjalny dochód z różnic kursowych.

W związku z toczącą się dyskusją na temat terminu przyjęcia przez Polskę euro Expander sprawdził, jaka waluta kredytu hipotecznego - złoty czy euro - może okazać się dla kredytobiorcy korzystniejsza. Sprawdziliśmy, jakie są różnice w wysokości oprocentowania, a także policzyliśmy, ile w sumie spłacą kapitału i odsetek osoby, która dziś zaciągną kredyt w złotych oraz w euro, uwzględniając, że ten pierwszy za kilka lat również stanie się kredytem w euro.

Kluczową sprawą dla oceny opłacalności wyboru kredytu w euro i w złotych będzie to, po jakim kursie Polska wejdzie do strefy euro, a wcześniej, jaki kurs parytetowy zostanie ustalony w okresie pobytu w mechanizmie ERM2. Praktyka krajów, które już przyjęły euro, ostatnio Słowacji, pokazuje, że w okresie pobytu w ERM2 kurs parytetowy może ulec zmianie (korona słowacka umocniła się w czasie pobytu w ERM2 o ok. 20 proc.). Dla potrzeby naszych obliczeń przyjmijmy, że Polska wejdzie do strefy euro po kursie 4 zł za euro, a więc średni kurs do momentu przyjęcia euro może wynieść ok. 4,35 zł. Nastąpi to zgodnie z ostatnimi doniesieniami prasowymi, w styczniu 2014 r. Dla uproszczenia załóżmy również, że w okresie spłaty stopa LIBOR dla euro pozostanie na stałym poziomie, natomiast spread między stopą LIBOR a stopą WIBOR (stopa referencyjna dla kredytów w złotych) będzie stopniowo zmniejszać się w miarę zbliżania się daty akcesji Polski do strefy euro (znowu dla uproszczenia przyjmijmy, że w okresie do stycznia 2014 r. WIBOR będzie równy dzisiejszej średniej stopy LIBOR i WIBOR, czyli wyniesie 3,18 proc.).

Ogromne rozbieżności w ofercie banków

Średnia marża kredytów w euro na kwotę 300 tys. zł (na 30 lat z 25 proc. wkładu własnego) wynosi teraz ok. 3,76 proc. - wynika z zestawienia Expandera. Utrzymują się jednak znaczne rozbieżności w ofertach poszczególnych banków. Z tego względu lepszą od średniej miarą jest mediana (wartość środkowa), która wynosi 3,08 proc. Najniższa marża kredytów w euro wynosi teraz 1,1 proc. i oferuje ją Deutsche Bank. Natomiast najwyższa to aż 6,77 proc. i jest to oferta PKO BP.


Expander.pl

Po dodaniu do marż stawki bazowej (LIBOR EUR 3M) na poziomie 1,83 proc. okazuje się, że oprocentowanie kredytu w euro może wynosić od 2,93 proc. aż do 8,6 proc. Tymczasem oprocentowanie kredytów złotych jest zwykle wyższe i może wynosić od 5,6 proc. do 11,13 proc. (marża od 1,07 proc. do 6,6 proc., WIBOR 4,53 proc. ). Trzeba jednak zaznaczyć, że kredytobiorca, który zadłuży się w złotych w banku mającym korzystną ofertę może mieć oprocentowanie niższe, niż kredytobiorca w euro, jeżeli wybierze ofertę drogiego banku.

Marża dla euro nie powinna być wyższa, niż możliwa do uzyskania dla kredytu w złotych

Na pierwszy rzut oka atrakcyjniejsze wydają się więc kredyty w euro, gdyż ich oprocentowanie może być niższe. Podejmując jednak decyzję o wyborze waluty kredytu należy pamiętać, że za kilka lat złoty zostanie zastąpiony przez euro. Wtedy kredyty udzielone w złotych staną się kredytami w euro. Marże kredytowe pozostaną jednak na poziomie przyjętym w umowie kredytowej. W rezultacie osoba, która zaciągnie teraz kredyt w złotych z marżą wynoszącą np. 2 proc. za kilka lat będzie spłacała kredyt w euro z taką właśnie marżą. Nie jest więc zbyt rozsądne zaciąganie kredytu w euro z marżą znacznie wyższą niż ta, jaką możemy teraz uzyskać wybierając kredyt w złotych.

Osoba, która zaciągnie teraz kredyt w euro na kwotę 300 tys. zł z przeciętną (medianą) marżą wynoszącą 3,08 proc. (oprocentowanie kredytu wynosi 4,91 proc.) spłaci w sumie ok. 549,9 tys. zł.

Dla porównania osoba, która zaciągnie kredyt w złotych z marżą 1,94 proc. przez pięć lat funkcjonowania złotego spłaci w sumie 97,9 tys. zł. Przez kolejnych 25 lat, kiedy będzie już w naszym kraju funkcjonowało euro, kredytobiorca - przy założeniu stałości LIBOR EUR na obecnym poziomie - spłaci ok. 417,8 tys. zł. W sumie spłaci więc 515,7 tys. zł. To mniej niż wyniosła suma rat kredytu w euro.

Przyczyną tego zjawiska jest znacznie wyższy poziom marży kredytu w euro. Jeśli jednak kredyt w euro zostanie zaciągnięty z najniższą rynkową marżą wynoszącą teraz 1,1 proc. to suma rat wyniesie 408,7 tys. zł. Wynik obliczenia dowodzi, że zastanawiając się dziś nad wyborem między złotym a euro większą wagę należy przywiązywać do poziomu marż niż do obecnego oprocentowania kredytu. Kredyt w euro jest korzystny tylko pod warunkiem, że jego marża jest stosunkowo niska, czyli zbliżona do marż kredytów w złotych.

Wkład własny

Rozważając zaciągnięcie kredytu w euro należy jednak pamiętać nie tylko o oprocentowaniu, czy marży, ale także o wymaganiach dotyczących wkładu własnego oraz o zdolności kredytowej. W przypadku kredytów w złotych w większości banków można uzyskać go nie posiadając wkładu własnego. Natomiast kredyty w euro na 100 proc. wartości nieruchomości udziela tylko pięć banków. Średni wymagany wkład własny to 20 proc. Najbardziej rygorystyczny Santander Consumer Bank wymaga aż 40 proc.


Expander.pl

Również zdolność kredytowa w przypadku kredytu w euro jest dużo niższa niż kredytów w złotych. 4-osobowa rodzina o dochodach 3500 zł netto może liczyć na kredyt w euro w kwocie od 106 tys. zł do 304 tys. zł w zależności od banku. Natomiast w przypadku kredytów w złotych może ty buyć od 106,4 do 333 tys. zł.


Expander.pl

Katarzyna Siwek, Jarosław Sadowski

źródło informacji: Expander.pl

interia.pl/Sobota, 28 lutego (12:26)

Kredyty gniotą Polaków

Polacy zaczynają uginać się pod ciężarem kredytów konsumpcyjnych, które zaciągnęli w dobrych czasach na bardzo wysoki procent. Zalegamy już ze spłatą 10 mld zł takich pożyczek, alarmuje "Gazeta Wyborcza".

Według dziennika prezesi firm windykacyjnych zacierają ręce. Trudno się temu dziwić. Banki sprzedają nasze długi tym firmom nawet za 5 proc. prawdziwej wartości.

Kredyt gotówkowy w niektórych bankach jeszcze do niedawna można było dostać niemal od ręki, pokazując tylko dowód osobisty. Wysokie, sięgające 20 proc. w skali roku oprocentowanie gwarantowało bankom sowity zarobek. Udzieliły takich kredytów np. na zakup samochodu, telewizora czy zagraniczne wakacje na 98 mld zł.

Dziś, gdy firmy muszą zwalniać ludzi i ciąć pensje, lawinowo rośnie liczba nie radzących sobie ze spłatą odsetek. Sławomir Dudek ze Szkoły Głównej Handlowej szacuje, że problemy ze spłatą zobowiązań ma już 5,5 proc. wszystkich gospodarstw domowych.

PAP/Gazeta WyborczaWtorek, 3 marca (07:51)

Kredyty gniotą Polaków

Polacy zaczynają uginać się pod ciężarem kredytów konsumpcyjnych, które zaciągnęli w dobrych czasach na bardzo wysoki procent. Zalegamy już ze spłatą 10 mld zł takich pożyczek, alarmuje "Gazeta Wyborcza".

Według dziennika prezesi firm windykacyjnych zacierają ręce. Trudno się temu dziwić. Banki sprzedają nasze długi tym firmom nawet za 5 proc. prawdziwej wartości.

Kredyt gotówkowy w niektórych bankach jeszcze do niedawna można było dostać niemal od ręki, pokazując tylko dowód osobisty. Wysokie, sięgające 20 proc. w skali roku oprocentowanie gwarantowało bankom sowity zarobek. Udzieliły takich kredytów np. na zakup samochodu, telewizora czy zagraniczne wakacje na 98 mld zł.

Dziś, gdy firmy muszą zwalniać ludzi i ciąć pensje, lawinowo rośnie liczba nie radzących sobie ze spłatą odsetek. Sławomir Dudek ze Szkoły Głównej Handlowej szacuje, że problemy ze spłatą zobowiązań ma już 5,5 proc. wszystkich gospodarstw domowych.

PAP/Gazeta WyborczaWtorek, 3 marca (07:51)

GTC planuje zainwestować w '08 450 mln euro

Globe Trade Center planuje, że w 2009 roku jej inwestycje w wysokości około 450 mln euro - podała spółka w komentarzu do raportu rocznego.

- Na dzień 31 grudnia 2008 roku inwestycje na kolejnych dwanaście miesięcy planowane są w kwocie około 450 mln euro - napisano w raporcie GTC.

- Na dzień 31 grudnia 2008 roku grupa kapitałowa miała zakontraktowane zobowiązania w związku z przyszłymi budowami na kwotę 470 mln euro. Oczekuje się, że zobowiązania te zostaną sfinansowane ze środków bieżących, innych zewnętrznych źródeł finansowania lub przyszłych przychodów z tytułu już zawartych umów sprzedaży oraz umów sprzedaży, które mają zostać zawarte - dodano.

W czwartym kwartale 2008 roku grupa GTC miała 152 mln zł zysku netto przypadającego akcjonariuszom jednostki dominującej (rok wcześniej było to 88,2 mln zł zysku) oraz 160 mln zł przychodów (rok wcześniej 57,1 mln zł).

W komunikacie prasowym GTC podał, że w przeliczeniu na euro, zysk netto spółki w czwartym kwartale 2008 roku wyniósł 53 mln euro, a przychody operacyjne 43,6 mln zł.

Konsensus PAP zakładał, że GTC osiągnie w czwartym kwartale 2008 roku 16,1 mln euro zysku netto i 48,3 mln euro przychodów.

W 2008 roku GTC zaksięgował przychody ze sprzedaży mieszkań w Bukareszcie (Rose Garden) i Belgradzie (Park Apartments). Łącznie do nabywców trafiły 274 apartamenty (odpowiednio 117 w Rumunii oraz 157 w Serbii). Na Osiedlu Konstancja w Warszawie sprzedaż luksusowych domów przyniosła 6 mln euro przychodów.

Średnia marża operacyjna na przychodach z wynajmu wyniosła 74 proc. (wobec 79 proc. w 2007 roku). Załamanie na rynku mieszkaniowym w regionie spowodowało spadek marży brutto na sprzedaży mieszkań do 22 proc. (z 41 proc. w 2007 r.)

Największy wpływ na przyrost przychodów z najmu miało zakończenie 9 nowych inwestycji w budynki biurowe. W Warszawie oddano do użytku budynki Nothus i Zephirus w kompleksie Okęcie Business Park, dwa budynki w Platinium Business Park oraz biurowiec Nefryt. We Wrocławiu spółka ukończyła budynek Globis, a w Krakowie biurowiec Edison oraz biurową część Galerii Kazimierz. W Serbii oddano do użytku budynek GTC Square w Belgradzie. W 2008 roku GTC otworzyła pierwsze centrum handlowo-rozrywkowego w Rumunii.

W całym ubiegłym roku oddana do użytku powierzchnia biurowa i handlowa wyniosła około 115.000 metrów kw.

Wynik przeszacowania nieruchomości inwestycyjnych w trakcie realizacji w IV kwartale 2008 roku wyniósł 125 mln euro. Przeszacowanie dotyczyło: Galerii Jurajskiej w Częstochowie, Centrum Biurowego Kazimierz w Krakowie, trzeciego budynku Platinium Business Park w Warszawie, Biurowca Metro w Budapeszcie, biurowca Citygate w Bukareszcie, centrów handlowych w Rumunii (Piatra Neamt, Suceava, Arad) i w Bułgarii (Varna, Stara Zagora).

Aktualizacja wyceny ukończonych inwestycji w IV kwartale 2008 roku przyniosła odpis 35 mln euro. Rezultat ten był efektem wzrostu stóp kapitalizacji w ostatnich miesiącach ubiegłego roku.

"W 2008 roku GTC podjął poważne działania w celu przystosowania działalności spółki do pogarszającego się otoczenia ekonomicznego. Narzucona ścisła kontrola kosztów oraz szeroko zakrojona akcja obniżania wydatków (w tym m.in. zamknięcie biura w Kijowie) pozwoliły na oszczędności rzędu 35 mln euro" - napisano w komunikacie prasowym.

 

źródło informacji: PAP/interia.pl/Wtorek, 3 marca (09:08)

GTC planuje zainwestować w '08 450 mln euro

Globe Trade Center planuje, że w 2009 roku jej inwestycje w wysokości około 450 mln euro - podała spółka w komentarzu do raportu rocznego.

- Na dzień 31 grudnia 2008 roku inwestycje na kolejnych dwanaście miesięcy planowane są w kwocie około 450 mln euro - napisano w raporcie GTC.

- Na dzień 31 grudnia 2008 roku grupa kapitałowa miała zakontraktowane zobowiązania w związku z przyszłymi budowami na kwotę 470 mln euro. Oczekuje się, że zobowiązania te zostaną sfinansowane ze środków bieżących, innych zewnętrznych źródeł finansowania lub przyszłych przychodów z tytułu już zawartych umów sprzedaży oraz umów sprzedaży, które mają zostać zawarte - dodano.

W czwartym kwartale 2008 roku grupa GTC miała 152 mln zł zysku netto przypadającego akcjonariuszom jednostki dominującej (rok wcześniej było to 88,2 mln zł zysku) oraz 160 mln zł przychodów (rok wcześniej 57,1 mln zł).

W komunikacie prasowym GTC podał, że w przeliczeniu na euro, zysk netto spółki w czwartym kwartale 2008 roku wyniósł 53 mln euro, a przychody operacyjne 43,6 mln zł.

Konsensus PAP zakładał, że GTC osiągnie w czwartym kwartale 2008 roku 16,1 mln euro zysku netto i 48,3 mln euro przychodów.

W 2008 roku GTC zaksięgował przychody ze sprzedaży mieszkań w Bukareszcie (Rose Garden) i Belgradzie (Park Apartments). Łącznie do nabywców trafiły 274 apartamenty (odpowiednio 117 w Rumunii oraz 157 w Serbii). Na Osiedlu Konstancja w Warszawie sprzedaż luksusowych domów przyniosła 6 mln euro przychodów.

Średnia marża operacyjna na przychodach z wynajmu wyniosła 74 proc. (wobec 79 proc. w 2007 roku). Załamanie na rynku mieszkaniowym w regionie spowodowało spadek marży brutto na sprzedaży mieszkań do 22 proc. (z 41 proc. w 2007 r.)

Największy wpływ na przyrost przychodów z najmu miało zakończenie 9 nowych inwestycji w budynki biurowe. W Warszawie oddano do użytku budynki Nothus i Zephirus w kompleksie Okęcie Business Park, dwa budynki w Platinium Business Park oraz biurowiec Nefryt. We Wrocławiu spółka ukończyła budynek Globis, a w Krakowie biurowiec Edison oraz biurową część Galerii Kazimierz. W Serbii oddano do użytku budynek GTC Square w Belgradzie. W 2008 roku GTC otworzyła pierwsze centrum handlowo-rozrywkowego w Rumunii.

W całym ubiegłym roku oddana do użytku powierzchnia biurowa i handlowa wyniosła około 115.000 metrów kw.

Wynik przeszacowania nieruchomości inwestycyjnych w trakcie realizacji w IV kwartale 2008 roku wyniósł 125 mln euro. Przeszacowanie dotyczyło: Galerii Jurajskiej w Częstochowie, Centrum Biurowego Kazimierz w Krakowie, trzeciego budynku Platinium Business Park w Warszawie, Biurowca Metro w Budapeszcie, biurowca Citygate w Bukareszcie, centrów handlowych w Rumunii (Piatra Neamt, Suceava, Arad) i w Bułgarii (Varna, Stara Zagora).

Aktualizacja wyceny ukończonych inwestycji w IV kwartale 2008 roku przyniosła odpis 35 mln euro. Rezultat ten był efektem wzrostu stóp kapitalizacji w ostatnich miesiącach ubiegłego roku.

"W 2008 roku GTC podjął poważne działania w celu przystosowania działalności spółki do pogarszającego się otoczenia ekonomicznego. Narzucona ścisła kontrola kosztów oraz szeroko zakrojona akcja obniżania wydatków (w tym m.in. zamknięcie biura w Kijowie) pozwoliły na oszczędności rzędu 35 mln euro" - napisano w komunikacie prasowym.

 

źródło informacji: PAP/interia.pl/Wtorek, 3 marca (09:08)

Silna przecena na Wall Street

Podobnie jak na innych giełdach świata, nowy tydzień rozpoczął się na Wall Street od dramatycznej przeceny akcji. Po tym, jak ubezpieczyciel AIG powiadomił o największej stracie w historii USA, główne nowojorskie indeksy zniżkowały o ponad 4 proc., a wskaźnik Dow Jones Industrial Average (DJIA) po raz pierwszy od 12 lat zanurkował poniżej poziomu 7 tys. pkt.Poniedziałkową wyprzedaż na światowych parkietach analitycy wyjaśniają m.in. jako reakcję na opinię legendarnego inwestora Warrena Buffetta, mającego na rynkach finansowych status wyroczni. W sobotę w liście do akcjonariuszy swojej spółki Berkshire Hathaway ocenił on, że amerykańska gospodarka pogrążyła się w chaosie i stan ten utrzyma się przez cały bieżący rok. Kolejne impulsy do przeceny pochodziły z Europy. Największy pod względem kapitalizacji bank tego kontynentu, brytyjski HSBC, powiadomił o większym niż oczekiwano spadku zysków za 2008 r. Aby utrzymać wskaźniki adekwatności kapitałowej na odpowiednim poziomie, bank zamierza pozyskać około 18 mld dol. w drodze emisji akcji z prawem poboru. Katalizatorem wyprzedaży była publikacja wyników kwartalnych amerykańskiego towarzystwa ubezpieczeniowego AIG, który w czwartym kwartale ubiegłego roku stracił 61,7 mld USD. Aby uchronić spółkę przed bankructwem, amerykański rząd, który dotychczas wpompował w nią już 150 mld dol., zgodził się pożyczyć jej kolejne 30 mld dol. Wzbudziło to obawy inwestorów, że skoro dotychczasowa pomoc dla sektora finansowego okazała się nieskuteczna, także kolejne interwencje Waszyngtonu mogą nie spełnić pokładanych w nich nadziei. Opublikowane w poniedziałek dane obrazujące stan amerykańskiej gospodarki również nie napawały optymizmem. Obliczany przez Instytut Zarządzania Podażą wskaźnik aktywności w przemyśle wzrósł w lutym do 35,8 pkt., z 35,6 pkt. w styczniu. Odczyt poniżej 50 pkt. oznacza, że dekoniunktura w sektorze przemysłowym nadal się pogłębia, choć ruch wskaźnika w górę wskazuje, że proces ten wyhamowuje. Wydatki na projekty budowlane zmalały w styczniu o 3,3 proc. w porównaniu z poprzednim miesiącem. Po tym, jak w grudniu wskaźnik ten obniżył się o 2,4 proc. analitycy oczekiwali spadku o 1,5 proc. W styczniu przerwana została natomiast sześciomiesięczna passa malejących wydatków konsumpcyjnych - powiadomił Departament Handlu. W styczniu zwiększyły się one o 0,6 proc., nieznacznie bardziej, niż prognozowano. W poniedziałek czwarty dzień z rzędu zniżkowały akcje spółek, których wyniki mogą się pogorszyć, jeśli przyjęty zostanie przedstawiony przez administrację Baracka Obamy projekt budżetu. Dotyczy to w szczególności firm z sektora medycznego. Inwestorzy pozbywali się także walorów koncernów naftowych w związku ze spadkiem cen ropy naftowej o 10,3 proc. (4,61 dol.) do 40,15 dol. za baryłkę. Akcje Chevronu straciły 5,1 proc. Indeks 30 amerykańskich blue chips Dow Jones Industrial Average (DJIA) stracił 4,24 proc. (299,64 pkt.) i zamknął się na nienotowanym od końca kwietnia 1997 r. poziomie 6763,29 pkt. Tylko w tym roku ten barometr nastrojów na nowojorskiej giełdzie zniżkował o 23 proc. Od szczytu z października 2007 r., gdy znajdował się powyżej 14,1 tys. pkt., stracił już ponad połowę wartości. Wskaźnik szerokiego rynku Standard & Poor's 500 pikował o 4,66 proc. (34,27 pkt.) do poziomu 700,82 pkt. W trakcie sesji indeks przełamał poziom 700 pkt. po raz pierwszy od października 1996 r. Indeks Nasdaq zniżkował o 3,99 proc. (54,99 pkt.) i zakończył sesję na poziomie 1322,85 pkt. Wskaźnik małych spółek Russell 2000 obniżył się o 5,46 proc. (21,22 pkt.) do 367,80 pkt. Skala poniedziałkowej przeceny na Wall Street wzbudziła falę pesymistycznych prognoz odnośnie do dalszego kierunku zmian kursów akcji. "Choć sytuacja wygląda źle, wciąż może się pogorszyć, i to znacznie" - ocenił Bill Strazzullo, strateg w spółce Bell Curve Trading. Jego zdaniem istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że wskaźniki DJIA oraz S&P 500 obniżą się do poziomów z 1995 r., czyli odpowiednio 5 tys. i 500 pkt.

Poniedziałkową wyprzedaż na światowych parkietach analitycy wyjaśniają m.in. jako reakcję na opinię legendarnego inwestora Warrena Buffetta, mającego na rynkach finansowych status wyroczni. W sobotę w liście do akcjonariuszy swojej spółki Berkshire Hathaway ocenił on, że amerykańska gospodarka pogrążyła się w chaosie i stan ten utrzyma się przez cały bieżący rok.

Kolejne impulsy do przeceny pochodziły z Europy. Największy pod względem kapitalizacji bank tego kontynentu, brytyjski HSBC, powiadomił o większym niż oczekiwano spadku zysków za 2008 r. Aby utrzymać wskaźniki adekwatności kapitałowej na odpowiednim poziomie, bank zamierza pozyskać około 18 mld dol. w drodze emisji akcji z prawem poboru.

Katalizatorem wyprzedaży była publikacja wyników kwartalnych amerykańskiego towarzystwa ubezpieczeniowego AIG, który w czwartym kwartale ubiegłego roku stracił 61,7 mld USD.

Aby uchronić spółkę przed bankructwem, amerykański rząd, który dotychczas wpompował w nią już 150 mld dol., zgodził się pożyczyć jej kolejne 30 mld dol. Wzbudziło to obawy inwestorów, że skoro dotychczasowa pomoc dla sektora finansowego okazała się nieskuteczna, także kolejne interwencje Waszyngtonu mogą nie spełnić pokładanych w nich nadziei.

Opublikowane w poniedziałek dane obrazujące stan amerykańskiej gospodarki również nie napawały optymizmem. Obliczany przez Instytut Zarządzania Podażą wskaźnik aktywności w przemyśle wzrósł w lutym do 35,8 pkt., z 35,6 pkt. w styczniu. Odczyt poniżej 50 pkt. oznacza, że dekoniunktura w sektorze przemysłowym nadal się pogłębia, choć ruch wskaźnika w górę wskazuje, że proces ten wyhamowuje.

Wydatki na projekty budowlane zmalały w styczniu o 3,3 proc. w porównaniu z poprzednim miesiącem. Po tym, jak w grudniu wskaźnik ten obniżył się o 2,4 proc. analitycy oczekiwali spadku o 1,5 proc.

W styczniu przerwana została natomiast sześciomiesięczna passa malejących wydatków konsumpcyjnych - powiadomił Departament Handlu. W styczniu zwiększyły się one o 0,6 proc., nieznacznie bardziej, niż prognozowano.

W poniedziałek czwarty dzień z rzędu zniżkowały akcje spółek, których wyniki mogą się pogorszyć, jeśli przyjęty zostanie przedstawiony przez administrację Baracka Obamy projekt budżetu. Dotyczy to w szczególności firm z sektora medycznego.

Inwestorzy pozbywali się także walorów koncernów naftowych w związku ze spadkiem cen ropy naftowej o 10,3 proc. (4,61 dol.) do 40,15 dol. za baryłkę. Akcje Chevronu straciły 5,1 proc.

Indeks 30 amerykańskich blue chips Dow Jones Industrial Average (DJIA) stracił 4,24 proc. (299,64 pkt.) i zamknął się na nienotowanym od końca kwietnia 1997 r. poziomie 6763,29 pkt. Tylko w tym roku ten barometr nastrojów na nowojorskiej giełdzie zniżkował o 23 proc. Od szczytu z października 2007 r., gdy znajdował się powyżej 14,1 tys. pkt., stracił już ponad połowę wartości.

Wskaźnik szerokiego rynku Standard & Poor's 500 pikował o 4,66 proc. (34,27 pkt.) do poziomu 700,82 pkt. W trakcie sesji indeks przełamał poziom 700 pkt. po raz pierwszy od października 1996 r.

Indeks Nasdaq zniżkował o 3,99 proc. (54,99 pkt.) i zakończył sesję na poziomie 1322,85 pkt.

Wskaźnik małych spółek Russell 2000 obniżył się o 5,46 proc. (21,22 pkt.) do 367,80 pkt.

Skala poniedziałkowej przeceny na Wall Street wzbudziła falę pesymistycznych prognoz odnośnie do dalszego kierunku zmian kursów akcji. "Choć sytuacja wygląda źle, wciąż może się pogorszyć, i to znacznie" - ocenił Bill Strazzullo, strateg w spółce Bell Curve Trading. Jego zdaniem istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że wskaźniki DJIA oraz S&P 500 obniżą się do poziomów z 1995 r., czyli odpowiednio 5 tys. i 500 pkt.

Interia.pl/PAP/Wtorek, 3 marca (07:26)

Silna przecena na Wall Street

Podobnie jak na innych giełdach świata, nowy tydzień rozpoczął się na Wall Street od dramatycznej przeceny akcji. Po tym, jak ubezpieczyciel AIG powiadomił o największej stracie w historii USA, główne nowojorskie indeksy zniżkowały o ponad 4 proc., a wskaźnik Dow Jones Industrial Average (DJIA) po raz pierwszy od 12 lat zanurkował poniżej poziomu 7 tys. pkt.Poniedziałkową wyprzedaż na światowych parkietach analitycy wyjaśniają m.in. jako reakcję na opinię legendarnego inwestora Warrena Buffetta, mającego na rynkach finansowych status wyroczni. W sobotę w liście do akcjonariuszy swojej spółki Berkshire Hathaway ocenił on, że amerykańska gospodarka pogrążyła się w chaosie i stan ten utrzyma się przez cały bieżący rok. Kolejne impulsy do przeceny pochodziły z Europy. Największy pod względem kapitalizacji bank tego kontynentu, brytyjski HSBC, powiadomił o większym niż oczekiwano spadku zysków za 2008 r. Aby utrzymać wskaźniki adekwatności kapitałowej na odpowiednim poziomie, bank zamierza pozyskać około 18 mld dol. w drodze emisji akcji z prawem poboru. Katalizatorem wyprzedaży była publikacja wyników kwartalnych amerykańskiego towarzystwa ubezpieczeniowego AIG, który w czwartym kwartale ubiegłego roku stracił 61,7 mld USD. Aby uchronić spółkę przed bankructwem, amerykański rząd, który dotychczas wpompował w nią już 150 mld dol., zgodził się pożyczyć jej kolejne 30 mld dol. Wzbudziło to obawy inwestorów, że skoro dotychczasowa pomoc dla sektora finansowego okazała się nieskuteczna, także kolejne interwencje Waszyngtonu mogą nie spełnić pokładanych w nich nadziei. Opublikowane w poniedziałek dane obrazujące stan amerykańskiej gospodarki również nie napawały optymizmem. Obliczany przez Instytut Zarządzania Podażą wskaźnik aktywności w przemyśle wzrósł w lutym do 35,8 pkt., z 35,6 pkt. w styczniu. Odczyt poniżej 50 pkt. oznacza, że dekoniunktura w sektorze przemysłowym nadal się pogłębia, choć ruch wskaźnika w górę wskazuje, że proces ten wyhamowuje. Wydatki na projekty budowlane zmalały w styczniu o 3,3 proc. w porównaniu z poprzednim miesiącem. Po tym, jak w grudniu wskaźnik ten obniżył się o 2,4 proc. analitycy oczekiwali spadku o 1,5 proc. W styczniu przerwana została natomiast sześciomiesięczna passa malejących wydatków konsumpcyjnych - powiadomił Departament Handlu. W styczniu zwiększyły się one o 0,6 proc., nieznacznie bardziej, niż prognozowano. W poniedziałek czwarty dzień z rzędu zniżkowały akcje spółek, których wyniki mogą się pogorszyć, jeśli przyjęty zostanie przedstawiony przez administrację Baracka Obamy projekt budżetu. Dotyczy to w szczególności firm z sektora medycznego. Inwestorzy pozbywali się także walorów koncernów naftowych w związku ze spadkiem cen ropy naftowej o 10,3 proc. (4,61 dol.) do 40,15 dol. za baryłkę. Akcje Chevronu straciły 5,1 proc. Indeks 30 amerykańskich blue chips Dow Jones Industrial Average (DJIA) stracił 4,24 proc. (299,64 pkt.) i zamknął się na nienotowanym od końca kwietnia 1997 r. poziomie 6763,29 pkt. Tylko w tym roku ten barometr nastrojów na nowojorskiej giełdzie zniżkował o 23 proc. Od szczytu z października 2007 r., gdy znajdował się powyżej 14,1 tys. pkt., stracił już ponad połowę wartości. Wskaźnik szerokiego rynku Standard & Poor's 500 pikował o 4,66 proc. (34,27 pkt.) do poziomu 700,82 pkt. W trakcie sesji indeks przełamał poziom 700 pkt. po raz pierwszy od października 1996 r. Indeks Nasdaq zniżkował o 3,99 proc. (54,99 pkt.) i zakończył sesję na poziomie 1322,85 pkt. Wskaźnik małych spółek Russell 2000 obniżył się o 5,46 proc. (21,22 pkt.) do 367,80 pkt. Skala poniedziałkowej przeceny na Wall Street wzbudziła falę pesymistycznych prognoz odnośnie do dalszego kierunku zmian kursów akcji. "Choć sytuacja wygląda źle, wciąż może się pogorszyć, i to znacznie" - ocenił Bill Strazzullo, strateg w spółce Bell Curve Trading. Jego zdaniem istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że wskaźniki DJIA oraz S&P 500 obniżą się do poziomów z 1995 r., czyli odpowiednio 5 tys. i 500 pkt.

Poniedziałkową wyprzedaż na światowych parkietach analitycy wyjaśniają m.in. jako reakcję na opinię legendarnego inwestora Warrena Buffetta, mającego na rynkach finansowych status wyroczni. W sobotę w liście do akcjonariuszy swojej spółki Berkshire Hathaway ocenił on, że amerykańska gospodarka pogrążyła się w chaosie i stan ten utrzyma się przez cały bieżący rok.

Kolejne impulsy do przeceny pochodziły z Europy. Największy pod względem kapitalizacji bank tego kontynentu, brytyjski HSBC, powiadomił o większym niż oczekiwano spadku zysków za 2008 r. Aby utrzymać wskaźniki adekwatności kapitałowej na odpowiednim poziomie, bank zamierza pozyskać około 18 mld dol. w drodze emisji akcji z prawem poboru.

Katalizatorem wyprzedaży była publikacja wyników kwartalnych amerykańskiego towarzystwa ubezpieczeniowego AIG, który w czwartym kwartale ubiegłego roku stracił 61,7 mld USD.

Aby uchronić spółkę przed bankructwem, amerykański rząd, który dotychczas wpompował w nią już 150 mld dol., zgodził się pożyczyć jej kolejne 30 mld dol. Wzbudziło to obawy inwestorów, że skoro dotychczasowa pomoc dla sektora finansowego okazała się nieskuteczna, także kolejne interwencje Waszyngtonu mogą nie spełnić pokładanych w nich nadziei.

Opublikowane w poniedziałek dane obrazujące stan amerykańskiej gospodarki również nie napawały optymizmem. Obliczany przez Instytut Zarządzania Podażą wskaźnik aktywności w przemyśle wzrósł w lutym do 35,8 pkt., z 35,6 pkt. w styczniu. Odczyt poniżej 50 pkt. oznacza, że dekoniunktura w sektorze przemysłowym nadal się pogłębia, choć ruch wskaźnika w górę wskazuje, że proces ten wyhamowuje.

Wydatki na projekty budowlane zmalały w styczniu o 3,3 proc. w porównaniu z poprzednim miesiącem. Po tym, jak w grudniu wskaźnik ten obniżył się o 2,4 proc. analitycy oczekiwali spadku o 1,5 proc.

W styczniu przerwana została natomiast sześciomiesięczna passa malejących wydatków konsumpcyjnych - powiadomił Departament Handlu. W styczniu zwiększyły się one o 0,6 proc., nieznacznie bardziej, niż prognozowano.

W poniedziałek czwarty dzień z rzędu zniżkowały akcje spółek, których wyniki mogą się pogorszyć, jeśli przyjęty zostanie przedstawiony przez administrację Baracka Obamy projekt budżetu. Dotyczy to w szczególności firm z sektora medycznego.

Inwestorzy pozbywali się także walorów koncernów naftowych w związku ze spadkiem cen ropy naftowej o 10,3 proc. (4,61 dol.) do 40,15 dol. za baryłkę. Akcje Chevronu straciły 5,1 proc.

Indeks 30 amerykańskich blue chips Dow Jones Industrial Average (DJIA) stracił 4,24 proc. (299,64 pkt.) i zamknął się na nienotowanym od końca kwietnia 1997 r. poziomie 6763,29 pkt. Tylko w tym roku ten barometr nastrojów na nowojorskiej giełdzie zniżkował o 23 proc. Od szczytu z października 2007 r., gdy znajdował się powyżej 14,1 tys. pkt., stracił już ponad połowę wartości.

Wskaźnik szerokiego rynku Standard & Poor's 500 pikował o 4,66 proc. (34,27 pkt.) do poziomu 700,82 pkt. W trakcie sesji indeks przełamał poziom 700 pkt. po raz pierwszy od października 1996 r.

Indeks Nasdaq zniżkował o 3,99 proc. (54,99 pkt.) i zakończył sesję na poziomie 1322,85 pkt.

Wskaźnik małych spółek Russell 2000 obniżył się o 5,46 proc. (21,22 pkt.) do 367,80 pkt.

Skala poniedziałkowej przeceny na Wall Street wzbudziła falę pesymistycznych prognoz odnośnie do dalszego kierunku zmian kursów akcji. "Choć sytuacja wygląda źle, wciąż może się pogorszyć, i to znacznie" - ocenił Bill Strazzullo, strateg w spółce Bell Curve Trading. Jego zdaniem istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że wskaźniki DJIA oraz S&P 500 obniżą się do poziomów z 1995 r., czyli odpowiednio 5 tys. i 500 pkt.

Interia.pl/PAP/Wtorek, 3 marca (07:26)

Ziemia rolna nadal drożeje

Mimo kryzysu ziemia rolna wciąż drożeje - pisze "Polska". Według dziennika, posiadacze gruntów rolnych nie muszą obawiać się kryzysu. W zeszłym roku ziemia zdrożała o ponad jedną piątą. Zdaniem analityków będzie nadal drożeć, w tym roku średnio o jakieś 10 procent.
Jak czytamy w "Polsce", w 2008 roku za hektar ziemi rolnej z zasobów Agencji Nieruchomości Rolnych trzeba było zapłacić średnio 12 i pół tysiąca złotych. Grunt od rolnika kosztował średnio o półtora tysiąca więcej.

W reakcji na spadające stopy procentowe, banki obniżają sukcesywnie oprocentowanie depozytów. Obecnie średnio na lokacie można zyskać około 5-6 procent w skali roku. Ale oprocentowanie w kolejnych miesiącach będzie coraz mniejsze. Spada również wartość akcji na giełdach jak i cen mieszkań.
W ocenie ekspertów ziemia, która jest długoterminową inwestycją, będzie nadal drożała, mimo spowolnienia gospodarczego. Według dzwinnika "Polska", popyt na ziemię jest coraz większy. Rolnicy powiększają bowiem swoje gospodarstwa rolne, by dostawać większe dopłaty z Unii Europejskiej. Grunty chętnie lokują także inwestorzy spekulacyjni, którzy w niepewnej sytuacji na rynku finansowym przenoszą kapitał na rynek gruntów rolnych.
wp.pl/IAR | 04.03.2009 | 02:00

Ziemia rolna nadal drożeje

Mimo kryzysu ziemia rolna wciąż drożeje - pisze "Polska". Według dziennika, posiadacze gruntów rolnych nie muszą obawiać się kryzysu. W zeszłym roku ziemia zdrożała o ponad jedną piątą. Zdaniem analityków będzie nadal drożeć, w tym roku średnio o jakieś 10 procent.
Jak czytamy w "Polsce", w 2008 roku za hektar ziemi rolnej z zasobów Agencji Nieruchomości Rolnych trzeba było zapłacić średnio 12 i pół tysiąca złotych. Grunt od rolnika kosztował średnio o półtora tysiąca więcej.

W reakcji na spadające stopy procentowe, banki obniżają sukcesywnie oprocentowanie depozytów. Obecnie średnio na lokacie można zyskać około 5-6 procent w skali roku. Ale oprocentowanie w kolejnych miesiącach będzie coraz mniejsze. Spada również wartość akcji na giełdach jak i cen mieszkań.
W ocenie ekspertów ziemia, która jest długoterminową inwestycją, będzie nadal drożała, mimo spowolnienia gospodarczego. Według dzwinnika "Polska", popyt na ziemię jest coraz większy. Rolnicy powiększają bowiem swoje gospodarstwa rolne, by dostawać większe dopłaty z Unii Europejskiej. Grunty chętnie lokują także inwestorzy spekulacyjni, którzy w niepewnej sytuacji na rynku finansowym przenoszą kapitał na rynek gruntów rolnych.
wp.pl/IAR | 04.03.2009 | 02:00

GTC nie przestanie inwestować

Globe Trade Center planuje, że w 2009 roku zainwestuje około 450 mln euro - podała spółka w komentarzu do raportu rocznego.

Na dzień 31 grudnia 2008 roku inwestycje na kolejnych dwanaście miesięcy planowane są w kwocie około 450 mln euro - napisano w raporcie GTC.

Na dzień 31 grudnia 2008 roku grupa kapitałowa miała zakontraktowane zobowiązania w związku z przyszłymi budowami na kwotę 470 mln euro. Oczekuje się, że zobowiązania te zostaną sfinansowane ze środków bieżących, innych zewnętrznych źródeł finansowania lub przyszłych przychodów z tytułu już zawartych umów sprzedaży oraz umów sprzedaży, które mają zostać zawarte - dodano.

W czwartym kwartale 2008 roku grupa GTC miała 152 mln zł zysku netto przypadającego akcjonariuszom jednostki dominującej (rok wcześniej było to 88,2 mln zł zysku) oraz 160 mln zł przychodów (rok wcześniej 57,1 mln zł).

W komunikacie prasowym GTC podał, że w przeliczeniu na euro, zysk netto spółki w czwartym kwartale 2008 roku wyniósł 53 mln euro, a przychody operacyjne 43,6 mln zł.

Konsensus PAP zakładał, że GTC osiągnie w czwartym kwartale 2008 roku 16,1 mln euro zysku netto i 48,3 mln euro przychodów.

W 2008 roku GTC zaksięgował przychody ze sprzedaży mieszkań w Bukareszcie (Rose Garden) i Belgradzie (Park Apartments). Łącznie do nabywców trafiły 274 apartamenty (odpowiednio 117 w Rumunii oraz 157 w Serbii). Na Osiedlu Konstancja w Warszawie sprzedaż luksusowych domów przyniosła 6 mln euro przychodów.

Średnia marża operacyjna na przychodach z wynajmu wyniosła 74 proc. (wobec 79 proc. w 2007 roku). Załamanie na rynku mieszkaniowym w regionie spowodowało spadek marży brutto na sprzedaży mieszkań do 22 proc. (z 41 proc. w 2007 r.)

Największy wpływ na przyrost przychodów z najmu miało zakończenie

9 nowych inwestycji w budynki biurowe. W Warszawie oddano do użytku budynki Nothus i Zephirus w kompleksie Okęcie Business Park, dwa budynki w Platinium Business Park oraz biurowiec Nefryt.

We Wrocławiu spółka ukończyła budynek Globis, a w Krakowie biurowiec Edison oraz biurową część Galerii Kazimierz. W Serbii oddano do użytku budynek GTC Square w Belgradzie. W 2008 roku GTC otworzyła pierwsze centrum handlowo-rozrywkowego w Rumunii.

W całym ubiegłym roku oddana do użytku powierzchnia biurowa i handlowa wyniosła około 115.000 metrów kw. Wynik przeszacowania nieruchomości inwestycyjnych w trakcie realizacji w IV kwartale 2008 roku wyniósł 125 mln euro.

Przeszacowanie dotyczyło: Galerii Jurajskiej w Częstochowie, Centrum Biurowego Kazimierz w Krakowie, trzeciego budynku Platinium Business Park w Warszawie, Biurowca Metro w Budapeszcie, biurowca Citygate w Bukareszcie, centrów handlowych w Rumunii (Piatra Neamt, Suceava, Arad) i w Bułgarii (Varna, Stara Zagora).

Aktualizacja wyceny ukończonych inwestycji w IV kwartale 2008 roku przyniosła odpis 35 mln euro. Rezultat ten był efektem wzrostu stóp kapitalizacji w ostatnich miesiącach ubiegłego roku.

W 2008 roku GTC podjął poważne działania w celu przystosowania działalności spółki do pogarszającego się otoczenia ekonomicznego.

Narzucona ścisła kontrola kosztów oraz szeroko zakrojona akcja obniżania wydatków (w tym m.in. zamknięcie biura w Kijowie) pozwoliły na oszczędności rzędu 35 mln euro - napisano w komunikacie prasowym.

money.pl/2009-03-03 09:27:06

GTC nie przestanie inwestować

Globe Trade Center planuje, że w 2009 roku zainwestuje około 450 mln euro - podała spółka w komentarzu do raportu rocznego.

Na dzień 31 grudnia 2008 roku inwestycje na kolejnych dwanaście miesięcy planowane są w kwocie około 450 mln euro - napisano w raporcie GTC.

Na dzień 31 grudnia 2008 roku grupa kapitałowa miała zakontraktowane zobowiązania w związku z przyszłymi budowami na kwotę 470 mln euro. Oczekuje się, że zobowiązania te zostaną sfinansowane ze środków bieżących, innych zewnętrznych źródeł finansowania lub przyszłych przychodów z tytułu już zawartych umów sprzedaży oraz umów sprzedaży, które mają zostać zawarte - dodano.

W czwartym kwartale 2008 roku grupa GTC miała 152 mln zł zysku netto przypadającego akcjonariuszom jednostki dominującej (rok wcześniej było to 88,2 mln zł zysku) oraz 160 mln zł przychodów (rok wcześniej 57,1 mln zł).

W komunikacie prasowym GTC podał, że w przeliczeniu na euro, zysk netto spółki w czwartym kwartale 2008 roku wyniósł 53 mln euro, a przychody operacyjne 43,6 mln zł.

Konsensus PAP zakładał, że GTC osiągnie w czwartym kwartale 2008 roku 16,1 mln euro zysku netto i 48,3 mln euro przychodów.

W 2008 roku GTC zaksięgował przychody ze sprzedaży mieszkań w Bukareszcie (Rose Garden) i Belgradzie (Park Apartments). Łącznie do nabywców trafiły 274 apartamenty (odpowiednio 117 w Rumunii oraz 157 w Serbii). Na Osiedlu Konstancja w Warszawie sprzedaż luksusowych domów przyniosła 6 mln euro przychodów.

Średnia marża operacyjna na przychodach z wynajmu wyniosła 74 proc. (wobec 79 proc. w 2007 roku). Załamanie na rynku mieszkaniowym w regionie spowodowało spadek marży brutto na sprzedaży mieszkań do 22 proc. (z 41 proc. w 2007 r.)

Największy wpływ na przyrost przychodów z najmu miało zakończenie

9 nowych inwestycji w budynki biurowe. W Warszawie oddano do użytku budynki Nothus i Zephirus w kompleksie Okęcie Business Park, dwa budynki w Platinium Business Park oraz biurowiec Nefryt.

We Wrocławiu spółka ukończyła budynek Globis, a w Krakowie biurowiec Edison oraz biurową część Galerii Kazimierz. W Serbii oddano do użytku budynek GTC Square w Belgradzie. W 2008 roku GTC otworzyła pierwsze centrum handlowo-rozrywkowego w Rumunii.

W całym ubiegłym roku oddana do użytku powierzchnia biurowa i handlowa wyniosła około 115.000 metrów kw. Wynik przeszacowania nieruchomości inwestycyjnych w trakcie realizacji w IV kwartale 2008 roku wyniósł 125 mln euro.

Przeszacowanie dotyczyło: Galerii Jurajskiej w Częstochowie, Centrum Biurowego Kazimierz w Krakowie, trzeciego budynku Platinium Business Park w Warszawie, Biurowca Metro w Budapeszcie, biurowca Citygate w Bukareszcie, centrów handlowych w Rumunii (Piatra Neamt, Suceava, Arad) i w Bułgarii (Varna, Stara Zagora).

Aktualizacja wyceny ukończonych inwestycji w IV kwartale 2008 roku przyniosła odpis 35 mln euro. Rezultat ten był efektem wzrostu stóp kapitalizacji w ostatnich miesiącach ubiegłego roku.

W 2008 roku GTC podjął poważne działania w celu przystosowania działalności spółki do pogarszającego się otoczenia ekonomicznego.

Narzucona ścisła kontrola kosztów oraz szeroko zakrojona akcja obniżania wydatków (w tym m.in. zamknięcie biura w Kijowie) pozwoliły na oszczędności rzędu 35 mln euro - napisano w komunikacie prasowym.

money.pl/2009-03-03 09:27:06

Tylko rachunek powierniczy pomoże nabywcom mieszkań

W Ministerstwie Infrastruktury trwają prace nad ustawą, która ma zabezpieczyć interesy konsumentów nabywających mieszkania od deweloperów. Swoje propozycje już w 2007 roku przedstawiał Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.

Zdaniem UOKiK

Problem braku odpowiednich zabezpieczeń dla przyszłych nabywców mieszkań dostrzegł także UOKiK i wskazał, jakich zmian w prawie należy dokonać, aby zagwarantować bezpieczeństwo konsumenta na pierwotnym rynku nieruchomości. Urząd proponuje wprowadzenie obowiązku zawierania umów o realizację budowy w formie aktu notarialnego.

- Propozycje UOKiK idą bez wątpienia w dobrym kierunku. Wadą umów przedwstępnych zawieranych z deweloperami jest brak powszechności ich formy notarialnej. Wprawdzie powoduje to zaoszczędzenie na początku inwestycji kilkuset złotych, ale może rodzić poważne kłopoty w przyszłości, zwłaszcza w przypadku upadłości dewelopera - chwali propozycje Tomasz Lustyk, adwokat z Kancelarii Gardocki i Partnerzy Adwokaci i Radcowie Prawni.

Z praktyki UOKiK wynika, że bardzo często problemy konsumentów pojawiają się na etapie przedumownym. W związku z tym konieczne jest zagwarantowanie, aby klient uzyskał rzetelną informację, w której zawarte będą podstawowe dane o inwestycji.

- Konsument powinien być informowany na piśmie o cenie, nieruchomości, na której realizowane ma być przedsięwzięcie, miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego sąsiednich działek albo o braku takiego planu - mówi Konrad Gruner z biura prasowego UOKiK-u.

Zaznacza, że klient powinien przed podpisaniem umowy uzyskać informacje na temat powierzchni, układu pomieszczeń, a także zakresu i standardu prac wykończeniowych, do których zobowiązuje się deweloper.

Co przede wszystkim zapewni obligatoryjny rachunek powierniczy? W jaki sposób resort proponuje rozwiązać problem kolejności zaspokajania roszczeń konsumentów i innych podmiotów w przypadku upadłości dewelopera ? Jakie propozycje mają deweloperzy ?

Więcej: Gazeta Prawna 3.03.2009 (43) - str.10

Małgorzata Kryszkiewicz, współpraca Katarzyna Wójcik-Adamska

interia.pl

Tylko rachunek powierniczy pomoże nabywcom mieszkań

W Ministerstwie Infrastruktury trwają prace nad ustawą, która ma zabezpieczyć interesy konsumentów nabywających mieszkania od deweloperów. Swoje propozycje już w 2007 roku przedstawiał Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.

Zdaniem UOKiK

Problem braku odpowiednich zabezpieczeń dla przyszłych nabywców mieszkań dostrzegł także UOKiK i wskazał, jakich zmian w prawie należy dokonać, aby zagwarantować bezpieczeństwo konsumenta na pierwotnym rynku nieruchomości. Urząd proponuje wprowadzenie obowiązku zawierania umów o realizację budowy w formie aktu notarialnego.

- Propozycje UOKiK idą bez wątpienia w dobrym kierunku. Wadą umów przedwstępnych zawieranych z deweloperami jest brak powszechności ich formy notarialnej. Wprawdzie powoduje to zaoszczędzenie na początku inwestycji kilkuset złotych, ale może rodzić poważne kłopoty w przyszłości, zwłaszcza w przypadku upadłości dewelopera - chwali propozycje Tomasz Lustyk, adwokat z Kancelarii Gardocki i Partnerzy Adwokaci i Radcowie Prawni.

Z praktyki UOKiK wynika, że bardzo często problemy konsumentów pojawiają się na etapie przedumownym. W związku z tym konieczne jest zagwarantowanie, aby klient uzyskał rzetelną informację, w której zawarte będą podstawowe dane o inwestycji.

- Konsument powinien być informowany na piśmie o cenie, nieruchomości, na której realizowane ma być przedsięwzięcie, miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego sąsiednich działek albo o braku takiego planu - mówi Konrad Gruner z biura prasowego UOKiK-u.

Zaznacza, że klient powinien przed podpisaniem umowy uzyskać informacje na temat powierzchni, układu pomieszczeń, a także zakresu i standardu prac wykończeniowych, do których zobowiązuje się deweloper.

Co przede wszystkim zapewni obligatoryjny rachunek powierniczy? W jaki sposób resort proponuje rozwiązać problem kolejności zaspokajania roszczeń konsumentów i innych podmiotów w przypadku upadłości dewelopera ? Jakie propozycje mają deweloperzy ?

Więcej: Gazeta Prawna 3.03.2009 (43) - str.10

Małgorzata Kryszkiewicz, współpraca Katarzyna Wójcik-Adamska

interia.pl

Możesz liczyć na 1000 zł dopłaty

Jest szansa, że najpóźniej za półtora - dwa miesiące zacznie być realizowany rządowy program pomocy w spłacie kredytów hipotecznych dla osób bezrobotnych - powiedział w wywiadzie dla CNBC przewodniczący klubu parlamentarnego PO Zbigniew Chlebowski.

Jak podkreślił, status bezrobotnego będzie umożliwiał uzyskanie pożyczki od rządu na spłatę kredytu hipotecznego.

Chlebowski wyjaśnił, że przy ubieganiu się o wsparcie nie będzie miała znaczenia "forma utraty pracy". Pomoc otrzymają ci, którzy np. utracą pracę na skutek zwolnień grupowych, indywidualnych czy spowodowanych upadłością firmy.

"Najistotniejsze będzie to, że osoba musi mieć statut bezrobotnego, musi być zarejestrowana w powiatowym urzędzie pracy i musi mieć problemy ze spłatą swojego kredytu" - powiedział przewodniczący.

Wyjaśnił, że osoba, która utraci pracę i zarejestruje się w urzędzie pracy, będzie musiała złożyć wniosek dotyczący ewentualnej spłaty swojego kredytu hipotecznego.

"Wniosek będzie szybko rozpatrywany przez powiatowy urząd pracy i zapadnie decyzja w tej sprawie" - podkreślił Chlebowski.

Powiedział, że będzie określony górny limit rządowego wsparcia.

Chlebowski wyjaśnił, że jeszcze nie zapadła decyzja dotycząca limitu rządowego wsparcia. Powiedział, że obecnie trwają nad tym prace. "Myślę, że w ciągu kilku najbliższych dni będą już znane wszystkie szczegóły, łącznie z gotowym projektem ustawy".

Wyjaśnił, że prawdopodobnie będzie to "kilkuset złotowa pomoc pożyczkowa dla osoby, która utraci pracę".

"Sądzę, że będzie to mniej niż tysiąc złotych" - powiedział. Nie określił jakiego czasu miałaby dotyczyć ta kwota.

Jak podkreślił, "wszystko wskazuje na to, że będzie to pożyczka. Również dlatego, że my boimy się, żeby nie wprowadzić mechanizmu, który będzie zachęcał część osób do rezygnacji z pracy i otrzymywania takiego wsparcia. W związku z tym to raczej będzie pożyczka, nisko oprocentowana, na pewno z korzystnym terminem spłaty". Dodał, że szczegóły są jeszcze uzgadniane.

Jak wyjaśnił Chlebowski, "niskie oprocentowanie" oznacza, że będzie ono znacznie niższe niż to, które oferują banki.

"Wszystko wskazuje na to, że ten mechanizm będzie obowiązywał przez rok, a więc przez okres pobierania zasiłku" - powiedział Chlebowski.

Przewodniczący klubu PO zapewnił, że wsparcie będzie pomocne dla osoby, która utraciła pracę. Otrzyma szansę na to, żeby powrócić na rynek pracy i odzyskać zdolność kredytową.

Chlebowski powiedział, że pieniądze z funduszu pracy będą kierowane do banku, który udzielił kredytu hipotecznego. Kwoty w ramach wsparcia "będą raczej wypłacane co miesiąc".

W ubiegłym tygodniu premier Donald Tusk zapowiedział, że rząd zapewni pomoc osobom bezrobotnym, które straciły możliwość spłaty kredytu hipotecznego. Kredyt taki byłby spłacany przez rok z Funduszu Pracy. Według premiera, będzie na to potrzebne ok. 300- 400 mln zł.

Fundusz Pracy działa od 1 stycznia 1990 r. Jest państwowym funduszem celowym, którego głównym zadaniem jest promocja zatrudnienia, aktywizacja zawodowa i łagodzenie skutków bezrobocia.

Głównym źródłem dochodów Funduszu Pracy są obowiązkowe składki płacone przez pracodawców za zatrudnionych pracowników, przez osoby prowadzące własne firmy oraz dotacje z budżetu państwa i budżetu UE.

Z pieniędzy Funduszu Pracy finansowane są m.in. zasiłki dla bezrobotnych, stypendia za okres nauki, dodatki aktywizacyjne, świadczenia integracyjne, programy przeciwdziałania bezrobociu, a także pomoc prawna zatrudnionym za granicą.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Poniedziałek, 2 marca (17:12)

Możesz liczyć na 1000 zł dopłaty

Jest szansa, że najpóźniej za półtora - dwa miesiące zacznie być realizowany rządowy program pomocy w spłacie kredytów hipotecznych dla osób bezrobotnych - powiedział w wywiadzie dla CNBC przewodniczący klubu parlamentarnego PO Zbigniew Chlebowski.

Jak podkreślił, status bezrobotnego będzie umożliwiał uzyskanie pożyczki od rządu na spłatę kredytu hipotecznego.

Chlebowski wyjaśnił, że przy ubieganiu się o wsparcie nie będzie miała znaczenia "forma utraty pracy". Pomoc otrzymają ci, którzy np. utracą pracę na skutek zwolnień grupowych, indywidualnych czy spowodowanych upadłością firmy.

"Najistotniejsze będzie to, że osoba musi mieć statut bezrobotnego, musi być zarejestrowana w powiatowym urzędzie pracy i musi mieć problemy ze spłatą swojego kredytu" - powiedział przewodniczący.

Wyjaśnił, że osoba, która utraci pracę i zarejestruje się w urzędzie pracy, będzie musiała złożyć wniosek dotyczący ewentualnej spłaty swojego kredytu hipotecznego.

"Wniosek będzie szybko rozpatrywany przez powiatowy urząd pracy i zapadnie decyzja w tej sprawie" - podkreślił Chlebowski.

Powiedział, że będzie określony górny limit rządowego wsparcia.

Chlebowski wyjaśnił, że jeszcze nie zapadła decyzja dotycząca limitu rządowego wsparcia. Powiedział, że obecnie trwają nad tym prace. "Myślę, że w ciągu kilku najbliższych dni będą już znane wszystkie szczegóły, łącznie z gotowym projektem ustawy".

Wyjaśnił, że prawdopodobnie będzie to "kilkuset złotowa pomoc pożyczkowa dla osoby, która utraci pracę".

"Sądzę, że będzie to mniej niż tysiąc złotych" - powiedział. Nie określił jakiego czasu miałaby dotyczyć ta kwota.

Jak podkreślił, "wszystko wskazuje na to, że będzie to pożyczka. Również dlatego, że my boimy się, żeby nie wprowadzić mechanizmu, który będzie zachęcał część osób do rezygnacji z pracy i otrzymywania takiego wsparcia. W związku z tym to raczej będzie pożyczka, nisko oprocentowana, na pewno z korzystnym terminem spłaty". Dodał, że szczegóły są jeszcze uzgadniane.

Jak wyjaśnił Chlebowski, "niskie oprocentowanie" oznacza, że będzie ono znacznie niższe niż to, które oferują banki.

"Wszystko wskazuje na to, że ten mechanizm będzie obowiązywał przez rok, a więc przez okres pobierania zasiłku" - powiedział Chlebowski.

Przewodniczący klubu PO zapewnił, że wsparcie będzie pomocne dla osoby, która utraciła pracę. Otrzyma szansę na to, żeby powrócić na rynek pracy i odzyskać zdolność kredytową.

Chlebowski powiedział, że pieniądze z funduszu pracy będą kierowane do banku, który udzielił kredytu hipotecznego. Kwoty w ramach wsparcia "będą raczej wypłacane co miesiąc".

W ubiegłym tygodniu premier Donald Tusk zapowiedział, że rząd zapewni pomoc osobom bezrobotnym, które straciły możliwość spłaty kredytu hipotecznego. Kredyt taki byłby spłacany przez rok z Funduszu Pracy. Według premiera, będzie na to potrzebne ok. 300- 400 mln zł.

Fundusz Pracy działa od 1 stycznia 1990 r. Jest państwowym funduszem celowym, którego głównym zadaniem jest promocja zatrudnienia, aktywizacja zawodowa i łagodzenie skutków bezrobocia.

Głównym źródłem dochodów Funduszu Pracy są obowiązkowe składki płacone przez pracodawców za zatrudnionych pracowników, przez osoby prowadzące własne firmy oraz dotacje z budżetu państwa i budżetu UE.

Z pieniędzy Funduszu Pracy finansowane są m.in. zasiłki dla bezrobotnych, stypendia za okres nauki, dodatki aktywizacyjne, świadczenia integracyjne, programy przeciwdziałania bezrobociu, a także pomoc prawna zatrudnionym za granicą.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Poniedziałek, 2 marca (17:12)

Kilkadziesiąt tysięcy zysku na wykupie mieszkania w tym roku

Trwają konsultacje społeczne nad przygotowanym przez Ministerstwo Infrastruktury projektem nowelizacji ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych. Zaproponowane przepisy mają przede wszystkim uprawniać członków spółdzielni do decydowania o tym, czy ich zarządy mają w dalszym ciągu przekształcać mieszkania lokatorskie za symboliczną złotówkę, czy powinny pobierać od lokatorów wnioskujących o wyodrębnienie własności lokali także dodatkowe opłaty.

Przygotowane zmiany w przepisach mają przede wszystkim dostosować ustawę o spółdzielniach do wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 17 grudnia 2008 r. (sygn. akt P 16/09).

Dopłaty określi uchwała

Obowiązujące przepisy ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych przewidują, że do przekształcenia mieszkania lokatorskiego i nabycia jego własności potrzebna jest spłata przypadających na lokal kosztów budowy oraz nominalnej kwoty umorzenia kredytu, który spółdzielnia otrzymała kilkadziesiąt lat temu w ramach pomocy państwa. Należy też uregulować zaległe opłaty czynszowe. Przygotowany przez Ministerstwo Infrastruktury projekt nowelizacji wprowadza zapisy pozwalające członkom spółdzielni podjąć samodzielną decyzję w sprawie wprowadzenia dodatkowej (oprócz obecnie obowiązującej) opłaty przy przekształcaniu mieszkań lokatorskich. Od 31 grudnia 2009 r. miałoby o tym przesądzać w drodze uchwały walne zgromadzenie członków.

- Uchwała walnego zgromadzenia miałaby zastosowanie do wniosków o przekształcenie, które zostałyby złożone po dniu, w którym stała się ona prawomocna. Należy jednak zwrócić uwagę na to, że zarówno członek spółdzielni, jak i jej zarząd mogą zaskarżyć taką uchwałę do sądu. Powstaje więc pytanie, jak w praktyce uda się skutecznie wprowadzać w życie i realizować nowe regulacje - zauważa Piotr Schramm, adwokat i partner kancelarii Gessel.

Ministerstwo zaproponowało, by do podjęcia uchwały w sprawie dopłat do przekształceń mieszkań lokatorskich było wymagane poparcie 2/3 członków obecnych na walnym zgromadzeniu (może to być więc nawet garstka spółdzielców). Głosujący będą mogli jednocześnie postanowić o tym, na co przeznaczą wpływy z opłat uiszczonych z tytułu przekształceń.

Co się zmieni w przepisach ? Jakie ograniczenia w ustalaniu opat dodatkowych proponuje resort? Jak ma być realizowane określanie wysokości opłat - czy osobno dla każdego lokalu, czy zbiorczo ?

Więcej: Gazeta Prawna 2.03.2009 (42) - str.10-11

Adam Makosz

interia.pl/Poniedziałek, 2 marca (06:00)

Kilkadziesiąt tysięcy zysku na wykupie mieszkania w tym roku

Trwają konsultacje społeczne nad przygotowanym przez Ministerstwo Infrastruktury projektem nowelizacji ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych. Zaproponowane przepisy mają przede wszystkim uprawniać członków spółdzielni do decydowania o tym, czy ich zarządy mają w dalszym ciągu przekształcać mieszkania lokatorskie za symboliczną złotówkę, czy powinny pobierać od lokatorów wnioskujących o wyodrębnienie własności lokali także dodatkowe opłaty.

Przygotowane zmiany w przepisach mają przede wszystkim dostosować ustawę o spółdzielniach do wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 17 grudnia 2008 r. (sygn. akt P 16/09).

Dopłaty określi uchwała

Obowiązujące przepisy ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych przewidują, że do przekształcenia mieszkania lokatorskiego i nabycia jego własności potrzebna jest spłata przypadających na lokal kosztów budowy oraz nominalnej kwoty umorzenia kredytu, który spółdzielnia otrzymała kilkadziesiąt lat temu w ramach pomocy państwa. Należy też uregulować zaległe opłaty czynszowe. Przygotowany przez Ministerstwo Infrastruktury projekt nowelizacji wprowadza zapisy pozwalające członkom spółdzielni podjąć samodzielną decyzję w sprawie wprowadzenia dodatkowej (oprócz obecnie obowiązującej) opłaty przy przekształcaniu mieszkań lokatorskich. Od 31 grudnia 2009 r. miałoby o tym przesądzać w drodze uchwały walne zgromadzenie członków.

- Uchwała walnego zgromadzenia miałaby zastosowanie do wniosków o przekształcenie, które zostałyby złożone po dniu, w którym stała się ona prawomocna. Należy jednak zwrócić uwagę na to, że zarówno członek spółdzielni, jak i jej zarząd mogą zaskarżyć taką uchwałę do sądu. Powstaje więc pytanie, jak w praktyce uda się skutecznie wprowadzać w życie i realizować nowe regulacje - zauważa Piotr Schramm, adwokat i partner kancelarii Gessel.

Ministerstwo zaproponowało, by do podjęcia uchwały w sprawie dopłat do przekształceń mieszkań lokatorskich było wymagane poparcie 2/3 członków obecnych na walnym zgromadzeniu (może to być więc nawet garstka spółdzielców). Głosujący będą mogli jednocześnie postanowić o tym, na co przeznaczą wpływy z opłat uiszczonych z tytułu przekształceń.

Co się zmieni w przepisach ? Jakie ograniczenia w ustalaniu opat dodatkowych proponuje resort? Jak ma być realizowane określanie wysokości opłat - czy osobno dla każdego lokalu, czy zbiorczo ?

Więcej: Gazeta Prawna 2.03.2009 (42) - str.10-11

Adam Makosz

interia.pl/Poniedziałek, 2 marca (06:00)

Drgnęło na rynku nieruchomości

Widać ożywienie na rynku nieruchomości. Wrócili łowcy okazji, którzy mają pieniądze i szukają tanich ofert. Choć o takie - przynajmniej na pierwszy rzut oka - ciągle trudno. Metr kwadratowy mieszkania w Warszawie kosztuje średnio ponad 9 tysięcy złotych, w Krakowie ponad 7, a we Wrocławiu ponad 6 i pół tysiąca.

Statystyki są jednak mało adekwatne, bo w rzeczywistości jest znacznie taniej. Sprzedający wprawdzie żądają wysokich cen, ale gdy brakuje chętnych, spuszczają z tonu. - Jeśli uwzględnimy możliwość negocjowania cen, (?) to spadki będą nawet kilkunastoprocentowe - mówi reporterce RMF FM ekspertka rynku nieruchomości Aleksandra Szarek.

Targować można się zarówno na rynku pierwotnym, jak i wtórnym. O okazję łatwo, bo mieszkań jest więcej niż chętnych. Mówi się, że w Warszawie jest nawet 18 tysięcy mieszkań niesprzedanych przez developerów.

Wszystko przez to, że większość Polaków została praktycznie odcięta od kredytu. I mało kto może sobie pozwolić na zakup mieszkania. Jeśli banki nie zmienią polityki, to w ciągu roku grozi nam zastój na rynku nieruchomości.

RMF/interia.pl/Poniedziałek, 2 marca (17:20)

Drgnęło na rynku nieruchomości

Widać ożywienie na rynku nieruchomości. Wrócili łowcy okazji, którzy mają pieniądze i szukają tanich ofert. Choć o takie - przynajmniej na pierwszy rzut oka - ciągle trudno. Metr kwadratowy mieszkania w Warszawie kosztuje średnio ponad 9 tysięcy złotych, w Krakowie ponad 7, a we Wrocławiu ponad 6 i pół tysiąca.

Statystyki są jednak mało adekwatne, bo w rzeczywistości jest znacznie taniej. Sprzedający wprawdzie żądają wysokich cen, ale gdy brakuje chętnych, spuszczają z tonu. - Jeśli uwzględnimy możliwość negocjowania cen, (?) to spadki będą nawet kilkunastoprocentowe - mówi reporterce RMF FM ekspertka rynku nieruchomości Aleksandra Szarek.

Targować można się zarówno na rynku pierwotnym, jak i wtórnym. O okazję łatwo, bo mieszkań jest więcej niż chętnych. Mówi się, że w Warszawie jest nawet 18 tysięcy mieszkań niesprzedanych przez developerów.

Wszystko przez to, że większość Polaków została praktycznie odcięta od kredytu. I mało kto może sobie pozwolić na zakup mieszkania. Jeśli banki nie zmienią polityki, to w ciągu roku grozi nam zastój na rynku nieruchomości.

RMF/interia.pl/Poniedziałek, 2 marca (17:20)

Na paszporcie skorzystasz

Początek 2009 roku wiele zmienił w sytuacji na rynku mieszkaniowym. 1 stycznia weszła bowiem w życie unijna dyrektywa wprowadzająca obowiązek posiadania przez budynki świadectw charakterystyki energetycznej. Co to oznacza dla zwykłego mieszkańca lokalu?

Czym jest świadectwo energetyczne?

Świadectwo energetyczne, które bywa także nazywane paszportem energetycznym to dokument, który określa wielkość zapotrzebowania na energię wykorzystywaną na potrzeby ogrzewania budynku, przygotowania ciepłej wody, wentylacji i klimatyzacji oraz oświetlenia w przypadku budynków użyteczności publicznej, czyli energetycznych potrzeb budynku wynikających z jego użytkowania. - Świadectwo ocenia wielkość zapotrzebowania na energię wynikającą z przeznaczenia i standardu budynku oraz jego standardów instalacyjnych, czyli na podstawie stałych i obiektywnych cech, a nie na podstawie pomiaru zużycia energii - mówi Augustyn Zioło technolog. - Takie standardy będą obejmować zatem klasę zastosowanych w budynku materiałów: ścian, izolacji oraz okien. Obowiązek posiadania świadectwa charakterystyki energetycznej wynika z prawa europejskiego, a dokładniej takie zobowiązanie zapisano w dyrektywie 2002/91/WE. W polskim systemie prawnym znalazły się poprzez nowelizację ustawy Prawo budowlane. Świadectwo charakterystyki energetycznej będzie obowiązkowe dla wszystkich nowopowstałych oraz używanych nieruchomości wprowadzanych do obrotu (sprzedawanych lub wynajmowanych), a także dla budynku, gdy w wyniku przebudowy lub remontu jego charakterystyka energetyczna uległa zmianie.

Cele wprowadzenia świadectw energetycznych

Celem wyrażonym w dyrektywie unijnej jest promowanie budownictwa efektywnego energetycznie i zwiększanie świadomości społecznej w zakresie oszczędzania energii. ?W Polsce nie jest dobrze z budownictwem energooszczędnym, co prawda od jakiegoś czasu widać pewną poprawę, niemniej wiele pozostało do zrobienia. W naszym kraju jest 12 mln budynków, w tym 6 mln wielorodzinnych. Ponad połowa z nich powstała przed rokiem 1966. Oznacza to, że są źle izolowane, zaś zużycie energii przekracza w nich nawet 300kWh/m2 rocznie. Najwięcej energii (do 80%) pochłania ogrzewanie. Ciepło ucieka z budynków między innymi poprzez nieszczelne lub stare okna których straty dla całego budynku sięgają nawet do 35% - Zioło.

Ostatnimi czasy temat zapotrzebowania Polski na energię jest szczególnie gorący, ze względu na nasze silne uzależnienie od rosyjskiego gazu, czy limity emisji dwutlenku węgla, którego spalanie jest podstawą naszej energetyki. W związku z tym obowiązek posiadania świadectw energetycznych może przyczynić się do spadku zapotrzebowania na energię gospodarstw domowych. Przykładowo budynki wznoszone z zastosowaniem energooszczędnych technologii zużywają nawet 80kWk/m2 rocznie, zaś najnowocześniejsze obiekty tego typu na świecie zużywają nawet 25 kWh/m2.

Co daje świadectwo energetyczne?

Świadectwo energetyczne pełni funkcję informacyjną. Dzięki zawartym w nim danych właściciel, najemca lub użytkownik lokalu będzie mógł orientacyjnie określić roczne zapotrzebowanie na energię, a tym samym koszt utrzymania lokalu. Zanim będziemy się jednak domagać od właściciela budynku świadectwa energetycznego należy zwrócić uwagę do jakich budynków się ono odnosi. Jak mówi Augustyn Zioło - zgodnie z regulacjami prawnymi, świadectwo nie jest obowiązkowe dla budynków podlegających ochronie na podstawie przepisów o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami; używanych jako miejsca kultu i do działalności religijnej; przeznaczonych do użytkowania w czasie nie dłuższym niż 2 lata; niemieszkalnych służących gospodarce rolnej; przemysłowych i gospodarczych o zapotrzebowaniu na energię nie większym niż 50 kWh/(m2/rok); mieszkalnych przeznaczonych do użytkowania nie dłużej niż 4 miesiące w roku oraz wolnostojących o powierzchni użytkowej poniżej 50 m2.

Z punktu widzenia mieszkańca najważniejsze jest, że niskie zapotrzebowanie na energię przekłada się na niższe koszty utrzymania. Poza tym mniejsze zużycie energię oznacza także większą wartość nieruchomości. Nie powinno dziwić, że lokale w jednym budynku mogą różnić się ceną nawet o 20%, w wyniku posiadania różnych charakterystyk energetycznych. Dlatego warto w niższe zużycie energii inwestować. Ponieważ często docieplenie budynku leży poza gestią mieszkańców, najłatwiej zadbać o mniejsze straty ciepła poprzez wymianę okien. - W tym zakresie kluczowy jest współczynnik izolacyjności cieplnej okna. Generalnie rzecz ujmując im niższy współczynnik U tym lepiej. Oznacza to bowiem większą izolacyjność i mniejszą utratę ciepła. Z punktu widzenia klienta najważniejsze jest, że im niższy współczynnik U całego okna tym niższe później koszty ogrzewania mieszkania lub domu - mówi Augustyn Zioło ze Stolbudu Włoszczowa.

Dodatkowo warto zainwestować w nowe okna, bowiem wartość budynku wzrośnie o więcej niż wynosi ich cena. Staje się tak ze względu na zakwalifikowanie go do wyższej klasy energetycznej. Co więcej, najbardziej na wartości będą tracić budynki, zużywające najwięcej energii.

Kto przyznaje świadectwo energetyczne i ile to kosztuje?

Świadectwo charakterystyki energetycznej budynku może sporządzić osoba, która spełnia określone ustawowo wymagania. Posiada pełną zdolność do czynności prawnych, ukończyła co najmniej studia magisterskie; nie była karana za przestępstwo przeciwko mieniu, wiarygodności dokumentów, obrotowi gospodarczemu, obrotowi pieniędzmi i papierami wartościowymi lub za przestępstwo skarbowe; posiada uprawnienia budowlane do projektowania w specjalności architektonicznej, konstrukcyjno budowlanej lub instalacyjnej albo odbyła szkolenie i złożyła egzamin z wynikiem pozytywnym przed właściwym ministrem. Za równoznaczne z odbyciem szkolenia i złożeniem egzaminu uznaje się ukończenie studiów podyplomowych na kierunkach: architektura, budownictwo, inżynieria środowiska, energetyka lub pokrewne w zakresie audytu energetycznego na potrzeby termomodernizacji oraz oceny energetycznej budynków. Jak zatem widać nie są to przypadkowe osoby i zawsze należy sprawdzić, czy posiadają odpowiednie uprawnienia. Według szacunków Ministerstwa Infrastruktury takie uprawnienia posiada około 80 tysięcy osób.

Z pewnością niezwykle interesującą kwestią są ceny świadectw charakterystyki energetycznej. - Niestety są one trudne do oszacowania, ponieważ ostateczny koszt zależy od wielkości budynku, jego przeznaczenia, stopnia skomplikowania, kompletności istniejącej dokumentacji technicznej oraz liczby osób chętnych do sporządzania świadectw i konkurencji między nimi. Niemniej jednak przykładowo szacunkowo kwota dla domu wolnostojącego o pow. do 200m 2 nie powinna być wyższa niż 1000 zł. - mówi Augustyn Zioło.

Wymóg posiadania świadectw charakterystyki energetycznej mogą budzić niechęć, zwłaszcza wśród właścicieli starych, nieremontowanych od lat domów. Niemniej wprowadza przejrzystość na rynku budowlanym i pozwala uniknąć rozczarowań związanych z wysokimi kosztami użytkowania lokalu. Każdy kto ceni sobie oszczędności powinien zainwestować w lokal w taki sposób, aby uzyskać jak najkorzystniejszą klasę energooszczędności budynku. Niewątpliwie najprostszym sposobem jest zakup energooszczędnych okien.

Informacja prasowa

interia.pl/Poniedziałek, 2 marca (13:28)

Na paszporcie skorzystasz

Początek 2009 roku wiele zmienił w sytuacji na rynku mieszkaniowym. 1 stycznia weszła bowiem w życie unijna dyrektywa wprowadzająca obowiązek posiadania przez budynki świadectw charakterystyki energetycznej. Co to oznacza dla zwykłego mieszkańca lokalu?

Czym jest świadectwo energetyczne?

Świadectwo energetyczne, które bywa także nazywane paszportem energetycznym to dokument, który określa wielkość zapotrzebowania na energię wykorzystywaną na potrzeby ogrzewania budynku, przygotowania ciepłej wody, wentylacji i klimatyzacji oraz oświetlenia w przypadku budynków użyteczności publicznej, czyli energetycznych potrzeb budynku wynikających z jego użytkowania. - Świadectwo ocenia wielkość zapotrzebowania na energię wynikającą z przeznaczenia i standardu budynku oraz jego standardów instalacyjnych, czyli na podstawie stałych i obiektywnych cech, a nie na podstawie pomiaru zużycia energii - mówi Augustyn Zioło technolog. - Takie standardy będą obejmować zatem klasę zastosowanych w budynku materiałów: ścian, izolacji oraz okien. Obowiązek posiadania świadectwa charakterystyki energetycznej wynika z prawa europejskiego, a dokładniej takie zobowiązanie zapisano w dyrektywie 2002/91/WE. W polskim systemie prawnym znalazły się poprzez nowelizację ustawy Prawo budowlane. Świadectwo charakterystyki energetycznej będzie obowiązkowe dla wszystkich nowopowstałych oraz używanych nieruchomości wprowadzanych do obrotu (sprzedawanych lub wynajmowanych), a także dla budynku, gdy w wyniku przebudowy lub remontu jego charakterystyka energetyczna uległa zmianie.

Cele wprowadzenia świadectw energetycznych

Celem wyrażonym w dyrektywie unijnej jest promowanie budownictwa efektywnego energetycznie i zwiększanie świadomości społecznej w zakresie oszczędzania energii. ?W Polsce nie jest dobrze z budownictwem energooszczędnym, co prawda od jakiegoś czasu widać pewną poprawę, niemniej wiele pozostało do zrobienia. W naszym kraju jest 12 mln budynków, w tym 6 mln wielorodzinnych. Ponad połowa z nich powstała przed rokiem 1966. Oznacza to, że są źle izolowane, zaś zużycie energii przekracza w nich nawet 300kWh/m2 rocznie. Najwięcej energii (do 80%) pochłania ogrzewanie. Ciepło ucieka z budynków między innymi poprzez nieszczelne lub stare okna których straty dla całego budynku sięgają nawet do 35% - Zioło.

Ostatnimi czasy temat zapotrzebowania Polski na energię jest szczególnie gorący, ze względu na nasze silne uzależnienie od rosyjskiego gazu, czy limity emisji dwutlenku węgla, którego spalanie jest podstawą naszej energetyki. W związku z tym obowiązek posiadania świadectw energetycznych może przyczynić się do spadku zapotrzebowania na energię gospodarstw domowych. Przykładowo budynki wznoszone z zastosowaniem energooszczędnych technologii zużywają nawet 80kWk/m2 rocznie, zaś najnowocześniejsze obiekty tego typu na świecie zużywają nawet 25 kWh/m2.

Co daje świadectwo energetyczne?

Świadectwo energetyczne pełni funkcję informacyjną. Dzięki zawartym w nim danych właściciel, najemca lub użytkownik lokalu będzie mógł orientacyjnie określić roczne zapotrzebowanie na energię, a tym samym koszt utrzymania lokalu. Zanim będziemy się jednak domagać od właściciela budynku świadectwa energetycznego należy zwrócić uwagę do jakich budynków się ono odnosi. Jak mówi Augustyn Zioło - zgodnie z regulacjami prawnymi, świadectwo nie jest obowiązkowe dla budynków podlegających ochronie na podstawie przepisów o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami; używanych jako miejsca kultu i do działalności religijnej; przeznaczonych do użytkowania w czasie nie dłuższym niż 2 lata; niemieszkalnych służących gospodarce rolnej; przemysłowych i gospodarczych o zapotrzebowaniu na energię nie większym niż 50 kWh/(m2/rok); mieszkalnych przeznaczonych do użytkowania nie dłużej niż 4 miesiące w roku oraz wolnostojących o powierzchni użytkowej poniżej 50 m2.

Z punktu widzenia mieszkańca najważniejsze jest, że niskie zapotrzebowanie na energię przekłada się na niższe koszty utrzymania. Poza tym mniejsze zużycie energię oznacza także większą wartość nieruchomości. Nie powinno dziwić, że lokale w jednym budynku mogą różnić się ceną nawet o 20%, w wyniku posiadania różnych charakterystyk energetycznych. Dlatego warto w niższe zużycie energii inwestować. Ponieważ często docieplenie budynku leży poza gestią mieszkańców, najłatwiej zadbać o mniejsze straty ciepła poprzez wymianę okien. - W tym zakresie kluczowy jest współczynnik izolacyjności cieplnej okna. Generalnie rzecz ujmując im niższy współczynnik U tym lepiej. Oznacza to bowiem większą izolacyjność i mniejszą utratę ciepła. Z punktu widzenia klienta najważniejsze jest, że im niższy współczynnik U całego okna tym niższe później koszty ogrzewania mieszkania lub domu - mówi Augustyn Zioło ze Stolbudu Włoszczowa.

Dodatkowo warto zainwestować w nowe okna, bowiem wartość budynku wzrośnie o więcej niż wynosi ich cena. Staje się tak ze względu na zakwalifikowanie go do wyższej klasy energetycznej. Co więcej, najbardziej na wartości będą tracić budynki, zużywające najwięcej energii.

Kto przyznaje świadectwo energetyczne i ile to kosztuje?

Świadectwo charakterystyki energetycznej budynku może sporządzić osoba, która spełnia określone ustawowo wymagania. Posiada pełną zdolność do czynności prawnych, ukończyła co najmniej studia magisterskie; nie była karana za przestępstwo przeciwko mieniu, wiarygodności dokumentów, obrotowi gospodarczemu, obrotowi pieniędzmi i papierami wartościowymi lub za przestępstwo skarbowe; posiada uprawnienia budowlane do projektowania w specjalności architektonicznej, konstrukcyjno budowlanej lub instalacyjnej albo odbyła szkolenie i złożyła egzamin z wynikiem pozytywnym przed właściwym ministrem. Za równoznaczne z odbyciem szkolenia i złożeniem egzaminu uznaje się ukończenie studiów podyplomowych na kierunkach: architektura, budownictwo, inżynieria środowiska, energetyka lub pokrewne w zakresie audytu energetycznego na potrzeby termomodernizacji oraz oceny energetycznej budynków. Jak zatem widać nie są to przypadkowe osoby i zawsze należy sprawdzić, czy posiadają odpowiednie uprawnienia. Według szacunków Ministerstwa Infrastruktury takie uprawnienia posiada około 80 tysięcy osób.

Z pewnością niezwykle interesującą kwestią są ceny świadectw charakterystyki energetycznej. - Niestety są one trudne do oszacowania, ponieważ ostateczny koszt zależy od wielkości budynku, jego przeznaczenia, stopnia skomplikowania, kompletności istniejącej dokumentacji technicznej oraz liczby osób chętnych do sporządzania świadectw i konkurencji między nimi. Niemniej jednak przykładowo szacunkowo kwota dla domu wolnostojącego o pow. do 200m 2 nie powinna być wyższa niż 1000 zł. - mówi Augustyn Zioło.

Wymóg posiadania świadectw charakterystyki energetycznej mogą budzić niechęć, zwłaszcza wśród właścicieli starych, nieremontowanych od lat domów. Niemniej wprowadza przejrzystość na rynku budowlanym i pozwala uniknąć rozczarowań związanych z wysokimi kosztami użytkowania lokalu. Każdy kto ceni sobie oszczędności powinien zainwestować w lokal w taki sposób, aby uzyskać jak najkorzystniejszą klasę energooszczędności budynku. Niewątpliwie najprostszym sposobem jest zakup energooszczędnych okien.

Informacja prasowa

interia.pl/Poniedziałek, 2 marca (13:28)

Zmasowany atak na raje podatkowe!

Senat pracuje nad likwidacją możliwości transferowania pieniędzy przez bogaczy do podatkowych rajów. Szczęśliwie to Senat USA, a bogacze - amerykańscy.

Do tej pory wykorzystywali luki w przepisach by lokować swoje fortuny uciekając przed żarłocznym fiskusem w Szwajcarii, na Kajmanach i innych bananowych republikach. Budżet Stanów Zjednoczonych tracił w ten sposób rocznie ok. 100 mld USD - wyliczył to kiedyś Barack Obama, ówczesny senator. Obecny senator Carl Levin (demokrata ze stanu Michigan) kontynuuje przemyślenia Obamy i poprzez komisję śledczą Senatu zaatakował nieuczciwych podatników.

Zarzuca, że raje podatkowe uderzają w amerykański system fiskalny. Władze USA będą się starać poprzez polityczne naciski znieść tajemnicę bankową w rajach, co winno załatwić sprawę i podkopać zaufanie klientów. Ciekawych rzeczy będzie można się dowiedzieć podczas środowego przesłuchania Marka Bransona, wysokiego urzędnika wydziału Global Wealth Management (zarządzanie pieniędzmi bogatych klientów) w szwajcarskim banku UBS.

Propozycje legislacyjne w formie pakietu ustaw trafić mają wkrótce do Izby Reprezentantów (izba niższa parlamentu).

KOMENTARZ

KIlka dni temu Interia.pl pisała o aferze związanej z UBS, który ujawnił dane amerykańskich klientów ukrywających w Helwecji swoje majątki. Ciekawe jak politycy w Senacie i Izbie Reprezentantów poradzą sobie z faktem, że zagraniczne banki pomagały wielu politykom w walce politycznej, szczególnie przed wyborami. Teraz te pieniądze się skończą. Czy politycy kręcą sobie bicz na własną skórę?

Krzysztof Mrówka, Interia.pl

źródło informacji: INTERIA.PL

Wtorek, 3 marca (07:41)

Zmasowany atak na raje podatkowe!

Senat pracuje nad likwidacją możliwości transferowania pieniędzy przez bogaczy do podatkowych rajów. Szczęśliwie to Senat USA, a bogacze - amerykańscy.

Do tej pory wykorzystywali luki w przepisach by lokować swoje fortuny uciekając przed żarłocznym fiskusem w Szwajcarii, na Kajmanach i innych bananowych republikach. Budżet Stanów Zjednoczonych tracił w ten sposób rocznie ok. 100 mld USD - wyliczył to kiedyś Barack Obama, ówczesny senator. Obecny senator Carl Levin (demokrata ze stanu Michigan) kontynuuje przemyślenia Obamy i poprzez komisję śledczą Senatu zaatakował nieuczciwych podatników.

Zarzuca, że raje podatkowe uderzają w amerykański system fiskalny. Władze USA będą się starać poprzez polityczne naciski znieść tajemnicę bankową w rajach, co winno załatwić sprawę i podkopać zaufanie klientów. Ciekawych rzeczy będzie można się dowiedzieć podczas środowego przesłuchania Marka Bransona, wysokiego urzędnika wydziału Global Wealth Management (zarządzanie pieniędzmi bogatych klientów) w szwajcarskim banku UBS.

Propozycje legislacyjne w formie pakietu ustaw trafić mają wkrótce do Izby Reprezentantów (izba niższa parlamentu).

KOMENTARZ

KIlka dni temu Interia.pl pisała o aferze związanej z UBS, który ujawnił dane amerykańskich klientów ukrywających w Helwecji swoje majątki. Ciekawe jak politycy w Senacie i Izbie Reprezentantów poradzą sobie z faktem, że zagraniczne banki pomagały wielu politykom w walce politycznej, szczególnie przed wyborami. Teraz te pieniądze się skończą. Czy politycy kręcą sobie bicz na własną skórę?

Krzysztof Mrówka, Interia.pl

źródło informacji: INTERIA.PL

Wtorek, 3 marca (07:41)

Minister pracy prostuje Tuska

Minister Jolanta Fedak z PSL nie zgadza się, by z Funduszu Pracy udzielano rządowej pomocy dla obywateli w spłacie kredytów mieszkaniowych - pisze "Dziennik".
O tym, że pieniądze na pomoc będą właśnie z tego funduszu, zapowiadał premier Donald Tusk.

"Dziennik" ustalił, że minister Fedak ma zupełnie inną koncepcję. Jej zdaniem pomoc powinna być udzielana w ramach Krajowego Funduszu Mieszkaniowego, który obsługuje już inny, podobny program "Rodzina na swoim". Jak tłumaczy gazeta, polega on właśnie na spłacie części odsetek od kredytów.
Jednak przedstawiciele PO w rządzie byli zaskoczeni wypowiedziami minister Fedak i wydawali się nie znać nowego projektu. Jak powiedział rzecznik rządu Paweł Graś, gabinet Donalda Tuska nie wypracował stanowiska w sprawie wypowiedzi minister Fedak.

Opozycja uważa natomiast, że zawirowania wokół projektu kompromitują rząd. Zdaniem Joanny Kluzik- Rostkowskiej, rozbudzono ogromne oczekiwania społeczne, a jednocześnie panuje wielki chaos. Była minister pracy w rządzie PiS uważa, że projekt ten jest kolejnym, po zakazie bicia dzieci czy kastracji pedofilów, hasłem bez pokrycia.
wp.pl/
IAR 2009-03-03 (03:10)

Minister pracy prostuje Tuska

Minister Jolanta Fedak z PSL nie zgadza się, by z Funduszu Pracy udzielano rządowej pomocy dla obywateli w spłacie kredytów mieszkaniowych - pisze "Dziennik".
O tym, że pieniądze na pomoc będą właśnie z tego funduszu, zapowiadał premier Donald Tusk.

"Dziennik" ustalił, że minister Fedak ma zupełnie inną koncepcję. Jej zdaniem pomoc powinna być udzielana w ramach Krajowego Funduszu Mieszkaniowego, który obsługuje już inny, podobny program "Rodzina na swoim". Jak tłumaczy gazeta, polega on właśnie na spłacie części odsetek od kredytów.
Jednak przedstawiciele PO w rządzie byli zaskoczeni wypowiedziami minister Fedak i wydawali się nie znać nowego projektu. Jak powiedział rzecznik rządu Paweł Graś, gabinet Donalda Tuska nie wypracował stanowiska w sprawie wypowiedzi minister Fedak.

Opozycja uważa natomiast, że zawirowania wokół projektu kompromitują rząd. Zdaniem Joanny Kluzik- Rostkowskiej, rozbudzono ogromne oczekiwania społeczne, a jednocześnie panuje wielki chaos. Była minister pracy w rządzie PiS uważa, że projekt ten jest kolejnym, po zakazie bicia dzieci czy kastracji pedofilów, hasłem bez pokrycia.
wp.pl/
IAR 2009-03-03 (03:10)

Wiara w złotego nie ginie

Zdaniem specjalistów, na których powołuje się "Puls Biznesu", w końcu marca za euro zapłacimy 4,57 złotego, a za franka szwajcarskiego - 3,06 zł.
Choć początek miesiąca nie był tak udany dla polskiej waluty, to większość ekonomistów ankietowanych przez "Puls Biznesu" uważa, że najgorsze minęło. Według średniej oczekiwań dwunastu analityków, na koniec miesiąca za euro trzeba będzie zapłacić 4,57 zł, za dolara - 3,58 zł, a za franka 3,06 zł.

Przełomu nie należy się jednak spodziewać - tylko czterech analityków obstawia rychły powrót kursu franka poniżej 3 zł. I tylko jeden prognozuje, że kurs euro spadnie poniżej 4,50 zł. Największy pesymista zakłada nawet dość istotny wzrost kursu euro - do 4,77 zł.
wp.pl/
PAP 2009-03-03 (01:00)

Wiara w złotego nie ginie

Zdaniem specjalistów, na których powołuje się "Puls Biznesu", w końcu marca za euro zapłacimy 4,57 złotego, a za franka szwajcarskiego - 3,06 zł.
Choć początek miesiąca nie był tak udany dla polskiej waluty, to większość ekonomistów ankietowanych przez "Puls Biznesu" uważa, że najgorsze minęło. Według średniej oczekiwań dwunastu analityków, na koniec miesiąca za euro trzeba będzie zapłacić 4,57 zł, za dolara - 3,58 zł, a za franka 3,06 zł.

Przełomu nie należy się jednak spodziewać - tylko czterech analityków obstawia rychły powrót kursu franka poniżej 3 zł. I tylko jeden prognozuje, że kurs euro spadnie poniżej 4,50 zł. Największy pesymista zakłada nawet dość istotny wzrost kursu euro - do 4,77 zł.
wp.pl/
PAP 2009-03-03 (01:00)

Kredyty konsumpcyjne "gniotą" Polaków

Polacy zaczynają uginać się pod ciężarem kredytów konsumpcyjnych, które zaciągnęli w dobrych czasach na bardzo wysoki procent. Zalegamy już ze spłatą 10 mld zł takich pożyczek - alarmuje "Gazeta Wyborcza".
Według dziennika, prezesi firm windykacyjnych zacierają ręce. Trudno się temu dziwić. Banki sprzedają nasze długi tym firmom nawet za 5% prawdziwej wartości.
Kredyt gotówkowy w niektórych bankach jeszcze do niedawna można było dostać niemal od ręki, pokazując tylko dowód osobisty. Wysokie, sięgające 20% w skali roku oprocentowanie gwarantowało bankom sowity zarobek. Udzieliły takich kredytów - np. na zakup samochodu, telewizora czy zagraniczne wakacje - na 98 mld zł.

Dziś, gdy firmy muszą zwalniać ludzi i ciąć pensje, lawinowo rośnie liczba nie radzących sobie ze spłatą odsetek. Sławomir Dudek ze Szkoły Głównej Handlowej szacuje, że problemy ze spłatą zobowiązań ma już 5,5% wszystkich gospodarstw domowych.
wp.pl/
PAP (06:58)

Kredyty konsumpcyjne "gniotą" Polaków

Polacy zaczynają uginać się pod ciężarem kredytów konsumpcyjnych, które zaciągnęli w dobrych czasach na bardzo wysoki procent. Zalegamy już ze spłatą 10 mld zł takich pożyczek - alarmuje "Gazeta Wyborcza".
Według dziennika, prezesi firm windykacyjnych zacierają ręce. Trudno się temu dziwić. Banki sprzedają nasze długi tym firmom nawet za 5% prawdziwej wartości.
Kredyt gotówkowy w niektórych bankach jeszcze do niedawna można było dostać niemal od ręki, pokazując tylko dowód osobisty. Wysokie, sięgające 20% w skali roku oprocentowanie gwarantowało bankom sowity zarobek. Udzieliły takich kredytów - np. na zakup samochodu, telewizora czy zagraniczne wakacje - na 98 mld zł.

Dziś, gdy firmy muszą zwalniać ludzi i ciąć pensje, lawinowo rośnie liczba nie radzących sobie ze spłatą odsetek. Sławomir Dudek ze Szkoły Głównej Handlowej szacuje, że problemy ze spłatą zobowiązań ma już 5,5% wszystkich gospodarstw domowych.
wp.pl/
PAP (06:58)

Wzrost PKB najniższy od 2001 roku?

Wzrost Produktu Krajowego Brutto wyniesie w tym roku tylko 1,3 procent, wobec 4,8 procent zanotowanych w 2008 roku - wynika z analizy Money.pl.

Główny Urząd Statystyczny opublikuje dzisiaj wstępne dane dotyczące wzrostu gospodarczego za IV kwartał 2008 roku. Wskaźnik ten jest wyczekiwany przez rynek. Większość ekonomistów uzależnia  prognozę na rok 2009 m.in. od danych za ostatnie trzy miesiące ubiegłego roku. Pozwoli on prognozować jak gospodarka poradzi sobie w trakcie kryzysu  finansowego.

W całym 2008 roku (według wstępnych danych GUS) wzrost gospodarczy wyniósł w Polsce 4,8 proc.
Money.pl przeanalizował szacunki analityków. Nie są zbyt optymistyczne. W dodatku analitycy zastrzegają, że mogą one ulec dalszej korekcie w dół.

Niewątpliwie jednak do optymistycznych prognoz należy zaliczyć szacunki resortu finansów, który do budżetu wpisał 3,7-procentowy wzrost PKB w tym roku. Mimo wszystko do optymistycznych należą również szacunki analityków z Ministerstwa Gospodarki. Ich zdaniem dynamika wzrostu PKB w 2009 roku nie przekroczy 2 procent. Szacunki te są zbliżone do wcześniej zaprezentowanej  prognozy Banku Światowego, który  w tym roku oczekuje dynamiki PKB w Polsce na poziomie 2 procent.

Tylko jedna osoba spodziewa się wzrostu na poziomie 1,9 procent - wynika z naszej ankiety. Większość analityków oczekuje, iż będzie to najwyżej 1,5 procent lub jeszcze mniej. Natomiast tylko jeden ekspert wskazuje na całkowitą stagnację w gospodarce.

W IV kwartale większość analityków prognozuje, że gospodarka będzie rozwijała się w tempie 2,8 proc. GUS oficjalne dane dane dotyczące ostatniego kwartału ubiegłego roku opublikuje o godzinie 10.00.

Prognozy PKB kwartalne i roczne

instytucja IV kw. 2008 r. Cały 2009 r.
1. Ministerstwo Gospodarki -- 2 proc.
2. Narodowy Bank Polski -- 1,1 proc.
3. Adam Antoniak
BPH
3,0 proc. 1,6 proc.*
4. Łukasz Bugaj
Xelion
2,8 proc. 1,0 proc.
5. Agnieszka Decewicz
Pekao SA
2,9-3,0 proc. 1,2 proc.
6. Przemysław Kwiecień
X-Trede Brokers
2,8 proc. 1,5 proc.
7. Grzegorz Maliszewski
Millennium Bank
2,5 proc. 1,9 proc.*
8. Marta Petka
Raiffeisen Bank
2,8 proc. 1,5 proc.*
9. Ernest Pytlarczyk
BRE Bank
2,9 proc.
0 proc.
00. przybliżona średnia
2,8 proc. 1,31 proc.

zebrał: Marek Knitter, Money.pl
*możliwa korekta w dół


Zdaniem Ernesta Pytlarczyka, ekonomisty z BRE Banku, którego prognoza należy do najbardziej pesymistycznych w naszej ankiecie, oczekuje silnego spadku produkcji w pierwszej połowie roku.

- Potem nastąpi nowy stan równowagi, znacznie niżej niż obecny, i wsparcie dla strony podażowej ze względu na słabszego złotego - dodaje Pytlarczyk.

Wydaje się więc, że to właśnie słabszy złoty może mieć największy wpływ na pobudzenie produkcji eksportowej. Na tym polu niestety nie jest jednak aż tak różowo i daleko jeszcze nam do ewentualnej poprawy. Poważna recesja w krajach Unii Europejskiej wciąż  powoduje drastyczny spadek eksportu, co przekłada się na ograniczenie produkcji i zatrudnienia. Popyt wewnętrzny również nie jest  zadowalający.

- Ostatnie dane wskazują, że konsumpcja prywatna, która miała stanowić główny filar wzrostu gospodarczego, nie rośnie tak szybko jak się spodziewano. Wynika to z szybciej niż prognozowano pogarszającej się sytuacji na rynku pracy - mówi Money.pl Grzegorz Maliszewski, ekonomista z Millennium Bank.

źródło: Money.pl
* - wzrost PKB zapisany w ustawie budżetowej
** - prognoza wzrostu PKB, do której skłania się rząd

*** - najbardziej pesymistyczna prognoza wzrostu PKB Saxo Banku

Na gorszy wynik PKB w najbliższych kwartałach będzie miała wpływ mniejsza liczba inwestycji związana m.in. z ograniczonym dostępem do finansowania, jak również gorsza perspektywa na sprzedaż produkowanych towarów.

Światełko w tunelu?

Wprawdzie większość europejskich krajów w tym roku zanotuje ujemną dynamikę rozwoju, jednak wzrost PKB na poziomie jednego procenta nie jest zbyt optymistyczną perspektywą.

- Wzrost o jeden procent będzie niższy niż w latach ostatniej dekoniunktury lat 2001/2002, gdy wskaźnik notował poziomy odpowiednio 1,2 oraz 1,4 proc. Ponadto istnieje poważne ryzyko, że gospodarka może wpaść w techniczną recesję. Wszystko tak naprawdę zależy od konsumenta: czy wystraszy się on kryzysowej retoryki i poważnie ograniczy swoje wydatki. Jeżeli tak się stanie, to negatywny odczyt PKB niestety nie jest wykluczony - mówi Money.pl Łukasz Bugaj, ekonomista z Xelion.

Starszy analityk Kenneth Orchard z międzynarodowej agencji ratingowej Moody's Investors Service stwierdził ostatnio, że w 2009 roku polską gospodarkę czeka recesja, pomimo to, perspektywa dla krajowego ratingu pozostaje stabilna, ponieważ problemy Polski nie będą wyjątkiem w skali globalnej.
źródło: money.pl/2009-03-02 06:30:53

Wzrost PKB najniższy od 2001 roku?

Wzrost Produktu Krajowego Brutto wyniesie w tym roku tylko 1,3 procent, wobec 4,8 procent zanotowanych w 2008 roku - wynika z analizy Money.pl.

Główny Urząd Statystyczny opublikuje dzisiaj wstępne dane dotyczące wzrostu gospodarczego za IV kwartał 2008 roku. Wskaźnik ten jest wyczekiwany przez rynek. Większość ekonomistów uzależnia  prognozę na rok 2009 m.in. od danych za ostatnie trzy miesiące ubiegłego roku. Pozwoli on prognozować jak gospodarka poradzi sobie w trakcie kryzysu  finansowego.

W całym 2008 roku (według wstępnych danych GUS) wzrost gospodarczy wyniósł w Polsce 4,8 proc.
Money.pl przeanalizował szacunki analityków. Nie są zbyt optymistyczne. W dodatku analitycy zastrzegają, że mogą one ulec dalszej korekcie w dół.

Niewątpliwie jednak do optymistycznych prognoz należy zaliczyć szacunki resortu finansów, który do budżetu wpisał 3,7-procentowy wzrost PKB w tym roku. Mimo wszystko do optymistycznych należą również szacunki analityków z Ministerstwa Gospodarki. Ich zdaniem dynamika wzrostu PKB w 2009 roku nie przekroczy 2 procent. Szacunki te są zbliżone do wcześniej zaprezentowanej  prognozy Banku Światowego, który  w tym roku oczekuje dynamiki PKB w Polsce na poziomie 2 procent.

Tylko jedna osoba spodziewa się wzrostu na poziomie 1,9 procent - wynika z naszej ankiety. Większość analityków oczekuje, iż będzie to najwyżej 1,5 procent lub jeszcze mniej. Natomiast tylko jeden ekspert wskazuje na całkowitą stagnację w gospodarce.

W IV kwartale większość analityków prognozuje, że gospodarka będzie rozwijała się w tempie 2,8 proc. GUS oficjalne dane dane dotyczące ostatniego kwartału ubiegłego roku opublikuje o godzinie 10.00.

Prognozy PKB kwartalne i roczne

instytucja IV kw. 2008 r. Cały 2009 r.
1. Ministerstwo Gospodarki -- 2 proc.
2. Narodowy Bank Polski -- 1,1 proc.
3. Adam Antoniak
BPH
3,0 proc. 1,6 proc.*
4. Łukasz Bugaj
Xelion
2,8 proc. 1,0 proc.
5. Agnieszka Decewicz
Pekao SA
2,9-3,0 proc. 1,2 proc.
6. Przemysław Kwiecień
X-Trede Brokers
2,8 proc. 1,5 proc.
7. Grzegorz Maliszewski
Millennium Bank
2,5 proc. 1,9 proc.*
8. Marta Petka
Raiffeisen Bank
2,8 proc. 1,5 proc.*
9. Ernest Pytlarczyk
BRE Bank
2,9 proc.
0 proc.
00. przybliżona średnia
2,8 proc. 1,31 proc.

zebrał: Marek Knitter, Money.pl
*możliwa korekta w dół


Zdaniem Ernesta Pytlarczyka, ekonomisty z BRE Banku, którego prognoza należy do najbardziej pesymistycznych w naszej ankiecie, oczekuje silnego spadku produkcji w pierwszej połowie roku.

- Potem nastąpi nowy stan równowagi, znacznie niżej niż obecny, i wsparcie dla strony podażowej ze względu na słabszego złotego - dodaje Pytlarczyk.

Wydaje się więc, że to właśnie słabszy złoty może mieć największy wpływ na pobudzenie produkcji eksportowej. Na tym polu niestety nie jest jednak aż tak różowo i daleko jeszcze nam do ewentualnej poprawy. Poważna recesja w krajach Unii Europejskiej wciąż  powoduje drastyczny spadek eksportu, co przekłada się na ograniczenie produkcji i zatrudnienia. Popyt wewnętrzny również nie jest  zadowalający.

- Ostatnie dane wskazują, że konsumpcja prywatna, która miała stanowić główny filar wzrostu gospodarczego, nie rośnie tak szybko jak się spodziewano. Wynika to z szybciej niż prognozowano pogarszającej się sytuacji na rynku pracy - mówi Money.pl Grzegorz Maliszewski, ekonomista z Millennium Bank.

źródło: Money.pl
* - wzrost PKB zapisany w ustawie budżetowej
** - prognoza wzrostu PKB, do której skłania się rząd

*** - najbardziej pesymistyczna prognoza wzrostu PKB Saxo Banku

Na gorszy wynik PKB w najbliższych kwartałach będzie miała wpływ mniejsza liczba inwestycji związana m.in. z ograniczonym dostępem do finansowania, jak również gorsza perspektywa na sprzedaż produkowanych towarów.

Światełko w tunelu?

Wprawdzie większość europejskich krajów w tym roku zanotuje ujemną dynamikę rozwoju, jednak wzrost PKB na poziomie jednego procenta nie jest zbyt optymistyczną perspektywą.

- Wzrost o jeden procent będzie niższy niż w latach ostatniej dekoniunktury lat 2001/2002, gdy wskaźnik notował poziomy odpowiednio 1,2 oraz 1,4 proc. Ponadto istnieje poważne ryzyko, że gospodarka może wpaść w techniczną recesję. Wszystko tak naprawdę zależy od konsumenta: czy wystraszy się on kryzysowej retoryki i poważnie ograniczy swoje wydatki. Jeżeli tak się stanie, to negatywny odczyt PKB niestety nie jest wykluczony - mówi Money.pl Łukasz Bugaj, ekonomista z Xelion.

Starszy analityk Kenneth Orchard z międzynarodowej agencji ratingowej Moody's Investors Service stwierdził ostatnio, że w 2009 roku polską gospodarkę czeka recesja, pomimo to, perspektywa dla krajowego ratingu pozostaje stabilna, ponieważ problemy Polski nie będą wyjątkiem w skali globalnej.
źródło: money.pl/2009-03-02 06:30:53

Trudniej o wysoki zysk z lokat

Lokaty przynoszące zyski rzędu 8-9 procent w skali roku przechodzą do lamusa. Przypieczętowała to ubiegłotygodniowa obniżka stóp procentowych w Polsce.
Rada Polityki Pieniężnej obcięła je o ćwierć punktu procentowego do poziomu 4 procent. To oznacza - pisze Polska, że lada dzień pójdą za nią obniżki oprocentowania depozytów w bankach. Zyski z najlepszych lokat będą się wahać w okolicach 6 procent. Z tego względu - podkreśla gazeta - warto pospieszyć się z ulokowaniem swoich oszczędności w banku.
Polska dodaje, że w spadku oprocentowania lokat optymiści mogą dopatrzyć sie też pewnych plusów. Dlaczego? Gdy oprocentowanie lokat w ubiegłym roku sięgało 9 procent, poziom inflacji wynosił prawie 5 procent. A to oznacza, że realny zysk z lokaty wynosił około 4 procent. Teraz co prawda oprocentowanie depozytów spada, ale warto pamiętać o tym, że również poziom inflacji jest niższy i wynosi około 3 procent. Zysk z depozytu 9 procent na jesieni i 7 procent teraz jest więc identyczny.
(IAR)
money.pl/2009-03-02 06:48:17

Trudniej o wysoki zysk z lokat

Lokaty przynoszące zyski rzędu 8-9 procent w skali roku przechodzą do lamusa. Przypieczętowała to ubiegłotygodniowa obniżka stóp procentowych w Polsce.
Rada Polityki Pieniężnej obcięła je o ćwierć punktu procentowego do poziomu 4 procent. To oznacza - pisze Polska, że lada dzień pójdą za nią obniżki oprocentowania depozytów w bankach. Zyski z najlepszych lokat będą się wahać w okolicach 6 procent. Z tego względu - podkreśla gazeta - warto pospieszyć się z ulokowaniem swoich oszczędności w banku.
Polska dodaje, że w spadku oprocentowania lokat optymiści mogą dopatrzyć sie też pewnych plusów. Dlaczego? Gdy oprocentowanie lokat w ubiegłym roku sięgało 9 procent, poziom inflacji wynosił prawie 5 procent. A to oznacza, że realny zysk z lokaty wynosił około 4 procent. Teraz co prawda oprocentowanie depozytów spada, ale warto pamiętać o tym, że również poziom inflacji jest niższy i wynosi około 3 procent. Zysk z depozytu 9 procent na jesieni i 7 procent teraz jest więc identyczny.
(IAR)
money.pl/2009-03-02 06:48:17

Załamał się mieszkaniowy rynek wtórny

Gazeta Wyborcza pisze, że w styczniu i w lutym na mieszkaniowym rynku wtórnym było o 80-90 procent mniej transakcji niż przed rokiem.

Dziennik powołuje się na pośredników, według których rynek jest w stanie zupełnej stagnacji, a sprzedawać próbują tylko ci, którzy muszą.

Wyborcza podkreśla, że chętnym na zakup używanego mieszkania banki odmawiają kredytu. Z kolei ci, którzy mają pieniądze, lub zdolność kredytową, czekają, aż ceny mieszkań spadną jeszcze bardziej.

Pośrednicy potwierdzają, że kryzys zmusił wielu sprzedających do zweryfikowania oczekiwań finansowych. Jak podkreśla dziennik, liczoną w tej sytuacji na rozwój rynku najmu, który pod koniec zeszłego roku bardzo się ożywił.

money.pl/2009-02-25 00:54:05

Załamał się mieszkaniowy rynek wtórny

Gazeta Wyborcza pisze, że w styczniu i w lutym na mieszkaniowym rynku wtórnym było o 80-90 procent mniej transakcji niż przed rokiem.

Dziennik powołuje się na pośredników, według których rynek jest w stanie zupełnej stagnacji, a sprzedawać próbują tylko ci, którzy muszą.

Wyborcza podkreśla, że chętnym na zakup używanego mieszkania banki odmawiają kredytu. Z kolei ci, którzy mają pieniądze, lub zdolność kredytową, czekają, aż ceny mieszkań spadną jeszcze bardziej.

Pośrednicy potwierdzają, że kryzys zmusił wielu sprzedających do zweryfikowania oczekiwań finansowych. Jak podkreśla dziennik, liczoną w tej sytuacji na rozwój rynku najmu, który pod koniec zeszłego roku bardzo się ożywił.

money.pl/2009-02-25 00:54:05

PLN:Złoty stabilny, w przyszłym tygodniu wahania?

W piątek na rynkach walutowym i obligacji było bardzo spokojnie. W przyszłym tygodniu na krajową walutę mogą wpłynąć informacje o wykonaniu budżetu po lutym i decyzje przywódców państw Unii Europejskiej ws. ewentualnej pomocy UE dla państw regionu Europy Środkowej.

- Dzisiejsza sesja podobna była do wczorajszej, złoty poruszał się mniej więcej na tych samych poziomach, większość sesji spędziliśmy wokół poziomu 4,7 złotych za euro - powiedział PAP Marek Cherubin, diler walutowy z Banku BPH.

- Jesteśmy trochę poniżej poziomu otwarcia, mieliśmy wysokie otwarcie w okolicach 4,72. W ciągu dnia rynek się umocnił, maksymalnie na 4,65. Wrócił na 4,70 po słabych danych dotyczących wzrostu gospodarczego w USA w IV kwartale - dodał.

- Wydaje się, że w przyszłym tygodniu rynek pozostanie na obecnych poziomach, dopóki nie uda się pokonać granicy 4,55 zł za euro. Oczekujemy, że tak długo, jak będziemy pozostawać powyżej tego progu, nie można liczyć na znaczniejsze umocnienie złotego,, a jego cena będzie się wahać wokół poziomu 4,7 - powiedział Cherubin.

Zdaniem Jacka Tomaszewicza z Kredyt Banku notowania złotego w przyszłym tygodniu zależeć będą od tego, czy Unia zadecyduje o przyznaniu dodatkowej pomocy dla krajów regionu Europy Środkowej.

Na rynku obligacji również panował na koniec tygodnia spokój. Nie zanotowano dużych obrotów.

- Otwarcie nastąpiło na poziomie wczorajszego zamknięcia, krótki koniec utrzymywał się wyjątkowo stabilnie, zmiany były na poziomie 1 pkt bazowego. Przeważała jednak presja na długi koniec, co przełożyło się ma niewielki wzrost rentowności obligacji - powiedział Sebastian Cichy z banku PNB Paribas.

- Przyczyną takiej sytuacji jest osłabiający się w ciągu dnia złoty oraz oczekiwania na zwiększenie deficytu budżetowego. W przyszłym tygodniu ceny obligacji będą się zmieniać w zależności od ruchów złotego - dodał.

piątek piątek czwartek


16.30 9.10 16.30



EUR/PLN 4,6644 4,6727 4,6950


USD/PLN 3,6802 3,6757 3,6842


EUR/USD 1,2676 1,2703 1,2745


OK0711 5,66 5,75 5,75


PS0414 5,87 5,86 5,86


DS1019 6,15 6,15 6,12


źródło informacji: PAP

interia.pl/Piątek, 27 lutego (18:52)

PLN:Złoty stabilny, w przyszłym tygodniu wahania?

W piątek na rynkach walutowym i obligacji było bardzo spokojnie. W przyszłym tygodniu na krajową walutę mogą wpłynąć informacje o wykonaniu budżetu po lutym i decyzje przywódców państw Unii Europejskiej ws. ewentualnej pomocy UE dla państw regionu Europy Środkowej.

- Dzisiejsza sesja podobna była do wczorajszej, złoty poruszał się mniej więcej na tych samych poziomach, większość sesji spędziliśmy wokół poziomu 4,7 złotych za euro - powiedział PAP Marek Cherubin, diler walutowy z Banku BPH.

- Jesteśmy trochę poniżej poziomu otwarcia, mieliśmy wysokie otwarcie w okolicach 4,72. W ciągu dnia rynek się umocnił, maksymalnie na 4,65. Wrócił na 4,70 po słabych danych dotyczących wzrostu gospodarczego w USA w IV kwartale - dodał.

- Wydaje się, że w przyszłym tygodniu rynek pozostanie na obecnych poziomach, dopóki nie uda się pokonać granicy 4,55 zł za euro. Oczekujemy, że tak długo, jak będziemy pozostawać powyżej tego progu, nie można liczyć na znaczniejsze umocnienie złotego,, a jego cena będzie się wahać wokół poziomu 4,7 - powiedział Cherubin.

Zdaniem Jacka Tomaszewicza z Kredyt Banku notowania złotego w przyszłym tygodniu zależeć będą od tego, czy Unia zadecyduje o przyznaniu dodatkowej pomocy dla krajów regionu Europy Środkowej.

Na rynku obligacji również panował na koniec tygodnia spokój. Nie zanotowano dużych obrotów.

- Otwarcie nastąpiło na poziomie wczorajszego zamknięcia, krótki koniec utrzymywał się wyjątkowo stabilnie, zmiany były na poziomie 1 pkt bazowego. Przeważała jednak presja na długi koniec, co przełożyło się ma niewielki wzrost rentowności obligacji - powiedział Sebastian Cichy z banku PNB Paribas.

- Przyczyną takiej sytuacji jest osłabiający się w ciągu dnia złoty oraz oczekiwania na zwiększenie deficytu budżetowego. W przyszłym tygodniu ceny obligacji będą się zmieniać w zależności od ruchów złotego - dodał.

piątek piątek czwartek


16.30 9.10 16.30



EUR/PLN 4,6644 4,6727 4,6950


USD/PLN 3,6802 3,6757 3,6842


EUR/USD 1,2676 1,2703 1,2745


OK0711 5,66 5,75 5,75


PS0414 5,87 5,86 5,86


DS1019 6,15 6,15 6,12


źródło informacji: PAP

interia.pl/Piątek, 27 lutego (18:52)

Kto się spieszy, ten... traci

Sytuacja na rynku wtórnym sprzedaży mieszkań wciąż pozostaje bez zmian. Z najnowszej analizy przeprowadzonej przez serwis Oferty.net wynika, że średnie ceny ofertowe mieszkań nadal spadają. Skala obniżek w ostatnim miesiącu nie była jednak wysoka - wyniosła od 2,7% w Opolu do 0,1% w Olsztynie. W przeliczeniu na cenę metra kwadratowego spadek stawek zamykał się w przedziale od symbolicznych 5 PLN do 125 PLN.

Spadki cen mieszkań i utrzymujący się zastój na rynku zaczynają przynosić efekt w postaci spadku podaży nowych ofert. Szybka deprecjacja złotego sprawia, że zamienienie trwałego dobra jakim jest nieruchomość na polską walutę zaczęła mijać się z celem. W dobie kryzysu nawet taniejące nieruchomości pozostają zdecydowanie bezpieczniejszą lokatą kapitału niż akcje na giełdzie czy jednostki funduszy inwestycyjnych. Te bowiem notują kilku- czy kilkunastoprocentowe spadki wartości nawet w ciągu jednego dnia.

Brak atrakcyjnych sposobów zainwestowania kapitału sprawia, że wielu właścicieli odkłada decyzję o wystawieniu do sprzedaży swojej nieruchomości.

Wg Marcina Drogomireckiego z serwisu Oferty.net obecnie na rynek trafiają przede wszystkim mieszkania, których właściciele zmuszeni są do szybkiej sprzedaży w związku z koniecznością uzyskania środków na pokrycie innych wydatków lub zobowiązań. Może to być np. chęć wykończenia zakupionego wcześniej, nowego mieszkania lub konieczność rozliczenia się z deweloperem przy odbiorze mieszkania kupowanego na rynku pierwotnym.

RATY CORAZ NIŻSZE

Kolejny miesiąc przyniósł kontynuację, a nawet przyspieszenie tempa spadku rynkowych stóp procentowych, dzięki czemu w najbliższym czasie możemy spodziewać się dalszego zmniejszenia rat kredytowych nominowanych w złotych - twierdzi Emil Szweda z Open Finance. Tym samym zaczyna zaznaczać się przewaga tego rodzaju kredytów nad walutowymi - tak modnymi w ostatnich latach. Od 19 stycznia (daty opracowania poprzedniego raportu) do 25 lutego trzymiesięczna stopa WIBOR spadła z 5,56 do 4,60 proc. a więc o prawie 96 pkt bazowych. W tym samym czasie Rada Polityki Pieniężnej obniżyła stopy procentowe o 100 punktów (wliczając w to decyzję z 25 lutego). W rezultacie raty kredytów złotowych mogą nadal się obniżać. Gdyby aktualizacji oprocentowania dokonano dziś rata kredytu 30-letniego zmniejszyłaby się o 9,7 proc. w porównaniu do stanu ze stycznia, lub o ok. 60 PLN dla każdych pożyczonych 100 tys. PLN.

Warto zauważyć, że od swojego szczytu w październiku, stopa trzymiesięczna WIBOR, która jest podstawą obliczania oprocentowania większości kredytów złotowych spadła już o 220 pkt (2,2 pkt proc.) przyczyniając się do spadku rat kredytów złotowych o ok. 20 proc. w przypadku kredytów zaciągniętych przed jesiennym nasileniem kryzysu (lub o ok. 146 PLN dla każdych pożyczonych 100 tys. PLN), a w przypadku nowych kredytów złotowych (z wyższymi marżami) spadek rat wynosi 18,9 proc. lub 149 PLN dla każdych pożyczanych 100 tys. PLN.

FRANK NADAL STRASZY

Od naszego ostatniego wspólnego raportu trzymiesięczna stopa LIBOR dla franka szwajcarskiego spadła z 0,56 do 0,5 proc. i od kilku tygodni stabilizuje się w tych okolicach. Oprocentowanie kredytów we frankach pozostaje więc na historycznie niskim poziomie i zdaniem Emila Szwedy z Open Finance najprawdopodobniej niższe już nie będzie (w każdym razie potencjał dalszej zniżki jest mocno ograniczony). To była ta lepsza wiadomość. Druga jest znacznie gorsza, bo w tym samym czasie kurs franka wzrósł o kolejne 7,9 proc. do 3,12 PLN (sięgając nawet 3,30 PLN) przyczyniając się do wzrostu rat kredytów.

W tym przypadku nie da się wyznaczyć precyzyjnie wysokości rat kredytów już istniejących, ponieważ ostateczny wynik zależy od kursu, przy jakim kredyt był zaciągany. Na pewno można powiedzieć, że uwzględniając spadek stopy LIBOR o 6 pkt bazowych i wzrost kursu franka o 7,9 proc., raty kredytów wzrosły od 19 stycznia o 7,0 proc.

Od sierpnia 2008 r., kiedy kurs franka wynosił 2,0 PLN, trzymiesięczna stopa LIBOR dla CHF sięgała 2,8 proc., raty kredytów we frankach wzrosły o ok. 16 proc., pomimo wzrostu kursu o 56 proc. od tego czasu. Obniżki stóp procentowych w Narodowym Banku Szwajcarii zadziałały więc jak poduszka amortyzacyjna, choć obecnie jej możliwości łagodzenia skutków osłabienia złotego dla kredytobiorców się wyczerpują.

Jak pokazują dane Open Finance, nowe kredyty we frankach pozostają ofertą ekskluzywną, dostępną dla osób o bardzo wysokich dochodach.

PERSPEKTYWY

W przypadku kredytów złotowych dalszy spadek rat ma ograniczony charakter - wzrost kursów walutowych ogranicza możliwości Rady Polityki Pieniężnej w dalszym obniżaniu stóp procentowych. Proceder ten będzie kontynuowany pod warunkiem opanowania sytuacji na rynku walutowym. W dłuższej perspektywie (6-12 miesięcy) można spodziewać się dalszego spadku oprocentowania kredytów złotowych, a tym samym także spadku rat. Można się spodziewać, że w II półroczu raty kredytów złotowych (30-letnich) mogą być o kolejnych 10 proc. niższe niż obecnie (dotyczy zarówno kredytów nowych, jak i zaciągniętych przed jesienią 2008 r.).

W przypadku kredytów we frankach perspektywy nie są tak jednoznaczne. W krótkim terminie ryzyko walutowe pozostaje wysokie pomimo działań podjętych przez rząd i NBP w celu stabilizacji notowań. Wpływ czynników międzynarodowych może być zbyt silny, by uspokoić notowania złotego. Może im natomiast sprzyjać konsekwentne dążenie do wprowadzenia Polski do strefy euro, co powinno wspierać złotego w dłuższym okresie.

Open Finance

interia.pl/Sobota, 28 lutego (06:00)

Kto się spieszy, ten... traci

Sytuacja na rynku wtórnym sprzedaży mieszkań wciąż pozostaje bez zmian. Z najnowszej analizy przeprowadzonej przez serwis Oferty.net wynika, że średnie ceny ofertowe mieszkań nadal spadają. Skala obniżek w ostatnim miesiącu nie była jednak wysoka - wyniosła od 2,7% w Opolu do 0,1% w Olsztynie. W przeliczeniu na cenę metra kwadratowego spadek stawek zamykał się w przedziale od symbolicznych 5 PLN do 125 PLN.

Spadki cen mieszkań i utrzymujący się zastój na rynku zaczynają przynosić efekt w postaci spadku podaży nowych ofert. Szybka deprecjacja złotego sprawia, że zamienienie trwałego dobra jakim jest nieruchomość na polską walutę zaczęła mijać się z celem. W dobie kryzysu nawet taniejące nieruchomości pozostają zdecydowanie bezpieczniejszą lokatą kapitału niż akcje na giełdzie czy jednostki funduszy inwestycyjnych. Te bowiem notują kilku- czy kilkunastoprocentowe spadki wartości nawet w ciągu jednego dnia.

Brak atrakcyjnych sposobów zainwestowania kapitału sprawia, że wielu właścicieli odkłada decyzję o wystawieniu do sprzedaży swojej nieruchomości.

Wg Marcina Drogomireckiego z serwisu Oferty.net obecnie na rynek trafiają przede wszystkim mieszkania, których właściciele zmuszeni są do szybkiej sprzedaży w związku z koniecznością uzyskania środków na pokrycie innych wydatków lub zobowiązań. Może to być np. chęć wykończenia zakupionego wcześniej, nowego mieszkania lub konieczność rozliczenia się z deweloperem przy odbiorze mieszkania kupowanego na rynku pierwotnym.

RATY CORAZ NIŻSZE

Kolejny miesiąc przyniósł kontynuację, a nawet przyspieszenie tempa spadku rynkowych stóp procentowych, dzięki czemu w najbliższym czasie możemy spodziewać się dalszego zmniejszenia rat kredytowych nominowanych w złotych - twierdzi Emil Szweda z Open Finance. Tym samym zaczyna zaznaczać się przewaga tego rodzaju kredytów nad walutowymi - tak modnymi w ostatnich latach. Od 19 stycznia (daty opracowania poprzedniego raportu) do 25 lutego trzymiesięczna stopa WIBOR spadła z 5,56 do 4,60 proc. a więc o prawie 96 pkt bazowych. W tym samym czasie Rada Polityki Pieniężnej obniżyła stopy procentowe o 100 punktów (wliczając w to decyzję z 25 lutego). W rezultacie raty kredytów złotowych mogą nadal się obniżać. Gdyby aktualizacji oprocentowania dokonano dziś rata kredytu 30-letniego zmniejszyłaby się o 9,7 proc. w porównaniu do stanu ze stycznia, lub o ok. 60 PLN dla każdych pożyczonych 100 tys. PLN.

Warto zauważyć, że od swojego szczytu w październiku, stopa trzymiesięczna WIBOR, która jest podstawą obliczania oprocentowania większości kredytów złotowych spadła już o 220 pkt (2,2 pkt proc.) przyczyniając się do spadku rat kredytów złotowych o ok. 20 proc. w przypadku kredytów zaciągniętych przed jesiennym nasileniem kryzysu (lub o ok. 146 PLN dla każdych pożyczonych 100 tys. PLN), a w przypadku nowych kredytów złotowych (z wyższymi marżami) spadek rat wynosi 18,9 proc. lub 149 PLN dla każdych pożyczanych 100 tys. PLN.

FRANK NADAL STRASZY

Od naszego ostatniego wspólnego raportu trzymiesięczna stopa LIBOR dla franka szwajcarskiego spadła z 0,56 do 0,5 proc. i od kilku tygodni stabilizuje się w tych okolicach. Oprocentowanie kredytów we frankach pozostaje więc na historycznie niskim poziomie i zdaniem Emila Szwedy z Open Finance najprawdopodobniej niższe już nie będzie (w każdym razie potencjał dalszej zniżki jest mocno ograniczony). To była ta lepsza wiadomość. Druga jest znacznie gorsza, bo w tym samym czasie kurs franka wzrósł o kolejne 7,9 proc. do 3,12 PLN (sięgając nawet 3,30 PLN) przyczyniając się do wzrostu rat kredytów.

W tym przypadku nie da się wyznaczyć precyzyjnie wysokości rat kredytów już istniejących, ponieważ ostateczny wynik zależy od kursu, przy jakim kredyt był zaciągany. Na pewno można powiedzieć, że uwzględniając spadek stopy LIBOR o 6 pkt bazowych i wzrost kursu franka o 7,9 proc., raty kredytów wzrosły od 19 stycznia o 7,0 proc.

Od sierpnia 2008 r., kiedy kurs franka wynosił 2,0 PLN, trzymiesięczna stopa LIBOR dla CHF sięgała 2,8 proc., raty kredytów we frankach wzrosły o ok. 16 proc., pomimo wzrostu kursu o 56 proc. od tego czasu. Obniżki stóp procentowych w Narodowym Banku Szwajcarii zadziałały więc jak poduszka amortyzacyjna, choć obecnie jej możliwości łagodzenia skutków osłabienia złotego dla kredytobiorców się wyczerpują.

Jak pokazują dane Open Finance, nowe kredyty we frankach pozostają ofertą ekskluzywną, dostępną dla osób o bardzo wysokich dochodach.

PERSPEKTYWY

W przypadku kredytów złotowych dalszy spadek rat ma ograniczony charakter - wzrost kursów walutowych ogranicza możliwości Rady Polityki Pieniężnej w dalszym obniżaniu stóp procentowych. Proceder ten będzie kontynuowany pod warunkiem opanowania sytuacji na rynku walutowym. W dłuższej perspektywie (6-12 miesięcy) można spodziewać się dalszego spadku oprocentowania kredytów złotowych, a tym samym także spadku rat. Można się spodziewać, że w II półroczu raty kredytów złotowych (30-letnich) mogą być o kolejnych 10 proc. niższe niż obecnie (dotyczy zarówno kredytów nowych, jak i zaciągniętych przed jesienią 2008 r.).

W przypadku kredytów we frankach perspektywy nie są tak jednoznaczne. W krótkim terminie ryzyko walutowe pozostaje wysokie pomimo działań podjętych przez rząd i NBP w celu stabilizacji notowań. Wpływ czynników międzynarodowych może być zbyt silny, by uspokoić notowania złotego. Może im natomiast sprzyjać konsekwentne dążenie do wprowadzenia Polski do strefy euro, co powinno wspierać złotego w dłuższym okresie.

Open Finance

interia.pl/Sobota, 28 lutego (06:00)

Dopłaty do kredytów mogą zostać uruchomione już w kwietniu

Rozmawiamy z Michałem Bonim, ministrem w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.

Kiedy kredytobiorcy mogą spodziewać się uruchomienia rządowej pomocy w spłacie kredytu hipotecznego?

- Prace nad projektem ustawy określającej warunki i zasady udzielania dopłat do kredytów hipotecznych przebiegają bardzo szybko. Będzie on gotowy do końca tego tygodnia albo do początku następnego. Później chcemy poprosić partnerów społecznych o szybkie konsultacje. Jeżeli zgodzą się na to, około 10 marca rząd mógłby przyjąć projektowane rozwiązania i przedstawić je parlamentowi.

Gdyby parlament pracował nad ustawą w trybie pilnym, to przepisy mogłyby zacząć obowiązywać od II kwartału 2009 r. Jak widać, wszystko zależy od sprawnych konsultacji społecznych, a także od tempa prac parlamentu.

Kto będzie mógł skorzystać z dopłat do kredytów?

- Z pomocy będą mogli skorzystać bezrobotni, którzy są zarejestrowani w urzędzie pracy. Oczywiście takie osoby muszą mieć kredyt hipoteczny poświadczony odpowiednim dokumentem. O wsparcie będą mogły ubiegać się wszystkie osoby zwolnione z pracy, oprócz tych, które zostały zwolnione w trybie dyscyplinarnym. Chodzi nam głównie o udzielenie pomocy osobom, które tracą zatrudnienie w wyniku zmian, zwolnień indywidualnych, grupowych, restrukturyzacji, co się oczywiście nasila w czasie kryzysu.

Tak więc skorzystają z nich także osoby, które zwolniły się z pracy w drodze porozumienia z pracodawcą?

- Tak. Warto wziąć jednak pod uwagę to, że niektóre osoby odchodzą z zakładu pracy, bo są do tego zmuszone brakiem miejsca pracy, a zależy im na tym, aby na świadectwie pracowniczym była wzmianka o porozumieniu stron.

A co w przypadku kiedy bezrobotny kredytobiorca będzie miał dobrze zarabiającego małżonka? Jak ma wyglądać spłata państwowej pożyczki?

Rozmawiał Adam Makosz

Więcej: Gazeta Prawna 27.02.2009 (41) - str.13

interia.pl/Piątek, 27 lutego (06:00)

Dopłaty do kredytów mogą zostać uruchomione już w kwietniu

Rozmawiamy z Michałem Bonim, ministrem w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.

Kiedy kredytobiorcy mogą spodziewać się uruchomienia rządowej pomocy w spłacie kredytu hipotecznego?

- Prace nad projektem ustawy określającej warunki i zasady udzielania dopłat do kredytów hipotecznych przebiegają bardzo szybko. Będzie on gotowy do końca tego tygodnia albo do początku następnego. Później chcemy poprosić partnerów społecznych o szybkie konsultacje. Jeżeli zgodzą się na to, około 10 marca rząd mógłby przyjąć projektowane rozwiązania i przedstawić je parlamentowi.

Gdyby parlament pracował nad ustawą w trybie pilnym, to przepisy mogłyby zacząć obowiązywać od II kwartału 2009 r. Jak widać, wszystko zależy od sprawnych konsultacji społecznych, a także od tempa prac parlamentu.

Kto będzie mógł skorzystać z dopłat do kredytów?

- Z pomocy będą mogli skorzystać bezrobotni, którzy są zarejestrowani w urzędzie pracy. Oczywiście takie osoby muszą mieć kredyt hipoteczny poświadczony odpowiednim dokumentem. O wsparcie będą mogły ubiegać się wszystkie osoby zwolnione z pracy, oprócz tych, które zostały zwolnione w trybie dyscyplinarnym. Chodzi nam głównie o udzielenie pomocy osobom, które tracą zatrudnienie w wyniku zmian, zwolnień indywidualnych, grupowych, restrukturyzacji, co się oczywiście nasila w czasie kryzysu.

Tak więc skorzystają z nich także osoby, które zwolniły się z pracy w drodze porozumienia z pracodawcą?

- Tak. Warto wziąć jednak pod uwagę to, że niektóre osoby odchodzą z zakładu pracy, bo są do tego zmuszone brakiem miejsca pracy, a zależy im na tym, aby na świadectwie pracowniczym była wzmianka o porozumieniu stron.

A co w przypadku kiedy bezrobotny kredytobiorca będzie miał dobrze zarabiającego małżonka? Jak ma wyglądać spłata państwowej pożyczki?

Rozmawiał Adam Makosz

Więcej: Gazeta Prawna 27.02.2009 (41) - str.13

interia.pl/Piątek, 27 lutego (06:00)

Kilkadziesiąt tysięcy zysku na wykupie mieszkania w tym roku

Trwają konsultacje społeczne nad przygotowanym przez Ministerstwo Infrastruktury projektem nowelizacji ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych. Zaproponowane przepisy mają przede wszystkim uprawniać członków spółdzielni do decydowania o tym, czy ich zarządy mają w dalszym ciągu przekształcać mieszkania lokatorskie za symboliczną złotówkę, czy powinny pobierać od lokatorów wnioskujących o wyodrębnienie własności lokali także dodatkowe opłaty.
Przygotowane zmiany w przepisach mają przede wszystkim dostosować ustawę o spółdzielniach do wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 17 grudnia 2008 r. (sygn. akt P 16/09).
Obowiązujące przepisy ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych przewidują, że do przekształcenia mieszkania lokatorskiego i nabycia jego własności potrzebna jest spłata przypadających na lokal kosztów budowy oraz nominalnej kwoty umorzenia kredytu, który spółdzielnia otrzymała kilkadziesiąt lat temu w ramach pomocy państwa. Należy też uregulować zaległe opłaty czynszowe.

Przygotowany przez Ministerstwo Infrastruktury projekt nowelizacji wprowadza zapisy pozwalające członkom spółdzielni podjąć samodzielną decyzję w sprawie wprowadzenia dodatkowej (oprócz obecnie obowiązującej) opłaty przy przekształcaniu mieszkań lokatorskich. Od 31 grudnia 2009 r. miałoby o tym przesądzać w drodze uchwały walne zgromadzenie członków.

Ministerstwo zaproponowało, by do podjęcia uchwały w sprawie dopłat do przekształceń mieszkań lokatorskich było wymagane poparcie 2/3 członków obecnych na walnym zgromadzeniu (może to być więc nawet garstka spółdzielców). Głosujący będą mogli jednocześnie postanowić o tym, na co przeznaczą wpływy z opłat uiszczonych z tytułu przekształceń.

Co się zmieni w przepisach? Jakie ograniczenia w ustalaniu opat dodatkowych proponuje resort? Jak ma być realizowane określanie wysokości opłat - czy osobno dla każdego lokalu, czy zbiorczo?

Adam Makosz
Więcej: Gazeta Prawna 2.03.2009 (42) str.10-11

Gazeta Prawna
wp.pl/Gazeta Prawna | 02.03.2009 | 07:09

Kilkadziesiąt tysięcy zysku na wykupie mieszkania w tym roku

Trwają konsultacje społeczne nad przygotowanym przez Ministerstwo Infrastruktury projektem nowelizacji ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych. Zaproponowane przepisy mają przede wszystkim uprawniać członków spółdzielni do decydowania o tym, czy ich zarządy mają w dalszym ciągu przekształcać mieszkania lokatorskie za symboliczną złotówkę, czy powinny pobierać od lokatorów wnioskujących o wyodrębnienie własności lokali także dodatkowe opłaty.
Przygotowane zmiany w przepisach mają przede wszystkim dostosować ustawę o spółdzielniach do wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 17 grudnia 2008 r. (sygn. akt P 16/09).
Obowiązujące przepisy ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych przewidują, że do przekształcenia mieszkania lokatorskiego i nabycia jego własności potrzebna jest spłata przypadających na lokal kosztów budowy oraz nominalnej kwoty umorzenia kredytu, który spółdzielnia otrzymała kilkadziesiąt lat temu w ramach pomocy państwa. Należy też uregulować zaległe opłaty czynszowe.

Przygotowany przez Ministerstwo Infrastruktury projekt nowelizacji wprowadza zapisy pozwalające członkom spółdzielni podjąć samodzielną decyzję w sprawie wprowadzenia dodatkowej (oprócz obecnie obowiązującej) opłaty przy przekształcaniu mieszkań lokatorskich. Od 31 grudnia 2009 r. miałoby o tym przesądzać w drodze uchwały walne zgromadzenie członków.

Ministerstwo zaproponowało, by do podjęcia uchwały w sprawie dopłat do przekształceń mieszkań lokatorskich było wymagane poparcie 2/3 członków obecnych na walnym zgromadzeniu (może to być więc nawet garstka spółdzielców). Głosujący będą mogli jednocześnie postanowić o tym, na co przeznaczą wpływy z opłat uiszczonych z tytułu przekształceń.

Co się zmieni w przepisach? Jakie ograniczenia w ustalaniu opat dodatkowych proponuje resort? Jak ma być realizowane określanie wysokości opłat - czy osobno dla każdego lokalu, czy zbiorczo?

Adam Makosz
Więcej: Gazeta Prawna 2.03.2009 (42) str.10-11

Gazeta Prawna
wp.pl/Gazeta Prawna | 02.03.2009 | 07:09

Rumuni zbudowali sobie most

Nie mogąc się doczekać, kiedy władze zbudują nowy most w miejsce uniesionego w lipcu ubiegłego roku przez powódź, mieszkańcy wsi Marginea na rumuńskiej Bukowinie zbudowali most sami. Teraz wobec nich jest prowadzone dochodzenie, bo nie mieli zezwolenia.

Prokurator Viorel Damu powiedział w piątek, że policja próbuje zidentyfikować ludzi, którzy zbudowali most. Winnym, czyli budowniczym, grozi kara do trzech lat więzienia lub grzywna do 70.000 lei (21.800 dolarów) - poinformował prokurator.

Miejscowy sołtys nazwał to "absurdem". Podkreślił, że mieszkańcy wypróbowali most i oznaczyli jego maksymalne obciążenie do 2,5 t. Zobowiązali się też do natychmiastowego rozebrania mostu, kiedy tylko władze znajdą czas i zbudują nowy.

Wieś Marginea została przecięta na pół, gdy powódź zmyła przed siedmioma miesiącami most łączący obie części miejscowości.

Policja co prawda kontynuuje śledztwo, lecz premier Rumunii pochwalił "solidarność" mieszkańców.

Prokurator też zdaje się łagodnieć. Powiedział, że mieszkańcy mogą uniknąć kary, jeśli sąd orzeknie, że działali w stanie wyższej konieczności.

PAP/interia.pl

Rumuni zbudowali sobie most

Nie mogąc się doczekać, kiedy władze zbudują nowy most w miejsce uniesionego w lipcu ubiegłego roku przez powódź, mieszkańcy wsi Marginea na rumuńskiej Bukowinie zbudowali most sami. Teraz wobec nich jest prowadzone dochodzenie, bo nie mieli zezwolenia.

Prokurator Viorel Damu powiedział w piątek, że policja próbuje zidentyfikować ludzi, którzy zbudowali most. Winnym, czyli budowniczym, grozi kara do trzech lat więzienia lub grzywna do 70.000 lei (21.800 dolarów) - poinformował prokurator.

Miejscowy sołtys nazwał to "absurdem". Podkreślił, że mieszkańcy wypróbowali most i oznaczyli jego maksymalne obciążenie do 2,5 t. Zobowiązali się też do natychmiastowego rozebrania mostu, kiedy tylko władze znajdą czas i zbudują nowy.

Wieś Marginea została przecięta na pół, gdy powódź zmyła przed siedmioma miesiącami most łączący obie części miejscowości.

Policja co prawda kontynuuje śledztwo, lecz premier Rumunii pochwalił "solidarność" mieszkańców.

Prokurator też zdaje się łagodnieć. Powiedział, że mieszkańcy mogą uniknąć kary, jeśli sąd orzeknie, że działali w stanie wyższej konieczności.

PAP/interia.pl

Szara strefa zniknie z rynku wynajmu?

- Na temat ustawy o ochronie praw lokatorów mówi się wiele złego. Wszyscy wiedzą, że trzeba ją zmienić, ale jak dotąd nie podjęto konkretnych działań - pisze Małgorzata Kędzierska w tygodniowym komentarzu wynajem.pl.

Sytuacja na rynku finansowym przekłada się na zmniejszenie dostępności kredytów hipotecznych, a co za tym bezpośrednio idzie - zmniejszenia popytu na mieszkania. Coraz większego znaczenia zaczyna więc nabierać segment mieszkań na wynajem. To skłoniło Ministerstwo Infrastruktury do poszukania rozwiązań mających na celu zlikwidowanie barier na prywatnym rynku wynajmu i ograniczenie szarej strefy. O jakie rozwiązania chodzi?

Nowe przepisy skierowane są do właścicieli mieszkań, którzy uzyskują dochody z ich wynajmu. Wielu z nich omija obowiązujące przepisy i zawiera umowy najmu na czarno" Proponowane przez Ministerstwo rozwiązania mają rozwiązać ten problem.

Projekt ustawy z dnia 17 lutego 2009 roku na nowo wprowadza pojęcie najmu okazjonalnego (obowiązywało ono już w polskim systemie prawnym, później jednak zostało z niego wyłączone). Taką umowę będzie mógł zawrzeć tylko właściciel mieszkania, który jest osobą fizyczną i nie prowadzi działalności gospodarczej w zakresie wynajmowania lokali. Umowa będzie mogła być zawarta wyłącznie na czas oznaczony, jednak nie dłuższy niż 10 lat, a właściciel w terminie 14 dni od jej podpisania zgłasza ten fakt naczelnikowi urzędu skarbowego, właściwemu ze względu na położenie nieruchomości.

Dla właścicieli najważniejsze będzie łatwiejsze usunięcie niechcianego lokatora. Obecne przepisy dość mocno chronią najemców przez eksmisją. Wynajmującym bardzo trudno jest pozbyć się lokatorów, którzy są uciążliwi albo zalegają z czynszem. W myśl nowych przepisów właściciel będzie miał prawo zażądać w formie pisemnej opróżnienia lokalu po upływie czasu, na jaki została zawarta umowa lub po jej wypowiedzeniu.

W żądaniu tym powinna być podana przyczyna ustania stosunku najmu, jak i termin opróżnienia lokalu, ale nie może być on krótszy niż siedem dni od doręczenia żądania najemcy. Wynajmujący nie ma przy tym obowiązku zapewnienia lokalu socjalnego, zamiennego czy pomieszczenia tymczasowego.

Ministerstwo Infrastruktury zaproponowało również obniżenie stawki podatku zryczałtowanego. Teraz obowiązują stawki: 8,5 proc. proc. - do kwoty stanowiącej równowartość 4000 euro i 20 proc. - po przekroczeniu tej kwoty. Osoby fizyczne, które zdecydują się skorzystać z najmu okazjonalnego będą płaciły niższą, jednolitą stawkę podatku ryczałtowego - 5 proc..

Nowe rozwiązania wpłyną na uporządkowanie rynku najmu nieruchomości prywatnych oraz na ograniczenie szarej strefy, której skala na polskim rynku jest dość duża. Wynajmujący będą mieć większe pole manewru. Oby potrafili z tego korzystać w sposób rozsądny i pamiętali, że umowę zawierają dwie strony i każda z nich powinna być traktowana poważnie.

money.pl

Szara strefa zniknie z rynku wynajmu?

- Na temat ustawy o ochronie praw lokatorów mówi się wiele złego. Wszyscy wiedzą, że trzeba ją zmienić, ale jak dotąd nie podjęto konkretnych działań - pisze Małgorzata Kędzierska w tygodniowym komentarzu wynajem.pl.

Sytuacja na rynku finansowym przekłada się na zmniejszenie dostępności kredytów hipotecznych, a co za tym bezpośrednio idzie - zmniejszenia popytu na mieszkania. Coraz większego znaczenia zaczyna więc nabierać segment mieszkań na wynajem. To skłoniło Ministerstwo Infrastruktury do poszukania rozwiązań mających na celu zlikwidowanie barier na prywatnym rynku wynajmu i ograniczenie szarej strefy. O jakie rozwiązania chodzi?

Nowe przepisy skierowane są do właścicieli mieszkań, którzy uzyskują dochody z ich wynajmu. Wielu z nich omija obowiązujące przepisy i zawiera umowy najmu na czarno" Proponowane przez Ministerstwo rozwiązania mają rozwiązać ten problem.

Projekt ustawy z dnia 17 lutego 2009 roku na nowo wprowadza pojęcie najmu okazjonalnego (obowiązywało ono już w polskim systemie prawnym, później jednak zostało z niego wyłączone). Taką umowę będzie mógł zawrzeć tylko właściciel mieszkania, który jest osobą fizyczną i nie prowadzi działalności gospodarczej w zakresie wynajmowania lokali. Umowa będzie mogła być zawarta wyłącznie na czas oznaczony, jednak nie dłuższy niż 10 lat, a właściciel w terminie 14 dni od jej podpisania zgłasza ten fakt naczelnikowi urzędu skarbowego, właściwemu ze względu na położenie nieruchomości.

Dla właścicieli najważniejsze będzie łatwiejsze usunięcie niechcianego lokatora. Obecne przepisy dość mocno chronią najemców przez eksmisją. Wynajmującym bardzo trudno jest pozbyć się lokatorów, którzy są uciążliwi albo zalegają z czynszem. W myśl nowych przepisów właściciel będzie miał prawo zażądać w formie pisemnej opróżnienia lokalu po upływie czasu, na jaki została zawarta umowa lub po jej wypowiedzeniu.

W żądaniu tym powinna być podana przyczyna ustania stosunku najmu, jak i termin opróżnienia lokalu, ale nie może być on krótszy niż siedem dni od doręczenia żądania najemcy. Wynajmujący nie ma przy tym obowiązku zapewnienia lokalu socjalnego, zamiennego czy pomieszczenia tymczasowego.

Ministerstwo Infrastruktury zaproponowało również obniżenie stawki podatku zryczałtowanego. Teraz obowiązują stawki: 8,5 proc. proc. - do kwoty stanowiącej równowartość 4000 euro i 20 proc. - po przekroczeniu tej kwoty. Osoby fizyczne, które zdecydują się skorzystać z najmu okazjonalnego będą płaciły niższą, jednolitą stawkę podatku ryczałtowego - 5 proc..

Nowe rozwiązania wpłyną na uporządkowanie rynku najmu nieruchomości prywatnych oraz na ograniczenie szarej strefy, której skala na polskim rynku jest dość duża. Wynajmujący będą mieć większe pole manewru. Oby potrafili z tego korzystać w sposób rozsądny i pamiętali, że umowę zawierają dwie strony i każda z nich powinna być traktowana poważnie.

money.pl

Na opcjach stracili ryzykanci

KNF szacuje straty firm na felernych opcjach na 15 mld złotych. Niektórzy przedsiębiorcy mówią o kwotach o wiele większych, nawet 200 mld złotych. Money.pl wyjaśnia, dlaczego problem opcji w ogóle się pojawił.

Wczoraj rząd wysłuchał informacji Komisji Nadzoru Finansowego na temat opcji walutowych, Prokuratoria Generalna przedstawiła natomiast poradnik dla przedsiębiorców, którzy będą chcieli sądzić się z bankami. Komitet Rady Ministrów jutro zajmie się projektem ustawy o dochodzeniu roszczeń w postępowaniu grupowym.

Jak doszło do tego, że nasi eksporterzy popadli w takie tarapaty? Opcja sama w sobie nie jest przecież instrumentem diabelskim, jak można by mniemać w ostatnim czasie. Wyjaśnijmy więc na czym polega zwykłe zabezpieczenia eksporterów przed wzrostem kursu złotego na przykład w stosunku do euro.

Eksporter spodziewa się, że złoty będzie się umacniał, czyli cena euro będzie spadała. Jako, że firma otrzymuje płatności w euro jest to dla niej niekorzystne. Postanawia więc zabezpieczyć swoje przyszłe przychody - załóżmy 1 mln euro. W tym celu kupuje opcję sprzedaży - pozwala to firmie sprzedać swoje 1 mln euro w przyszłości po kursie ustalonym w opcji, czyli np. przy EUR/PLN równym 3,25. Wypłata z takiej opcji przedstawia się następująco:

Źródło: Paweł Karkowski, GreenCapital

Zobaczmy: Jeśli kurs EUR/PLN (oś rzędnych) wzrasta (czyli złoty słabnie, a euro rośnie) spółka zarobi na swoich przyszłych przepływach pieniężnych - jej 1 mln euro będzie wart nie 3,25 mln zł, ale np 3,5 mln złotych - przy kursie EUR/PLN wynoszącym 3,5 zł. W tym wypadku spółka ponosi jedynie stratę na kupnie samej opcji, czyli cenie jaką za nią zapłaciła, na przykład 30 tysięcy złotych. Nie musi sprzedawać waluty bankowi, może to zrobić na rynku, po aktualnym kursie.

źródło: money.pl

Na opcjach stracili ryzykanci

KNF szacuje straty firm na felernych opcjach na 15 mld złotych. Niektórzy przedsiębiorcy mówią o kwotach o wiele większych, nawet 200 mld złotych. Money.pl wyjaśnia, dlaczego problem opcji w ogóle się pojawił.

Wczoraj rząd wysłuchał informacji Komisji Nadzoru Finansowego na temat opcji walutowych, Prokuratoria Generalna przedstawiła natomiast poradnik dla przedsiębiorców, którzy będą chcieli sądzić się z bankami. Komitet Rady Ministrów jutro zajmie się projektem ustawy o dochodzeniu roszczeń w postępowaniu grupowym.

Jak doszło do tego, że nasi eksporterzy popadli w takie tarapaty? Opcja sama w sobie nie jest przecież instrumentem diabelskim, jak można by mniemać w ostatnim czasie. Wyjaśnijmy więc na czym polega zwykłe zabezpieczenia eksporterów przed wzrostem kursu złotego na przykład w stosunku do euro.

Eksporter spodziewa się, że złoty będzie się umacniał, czyli cena euro będzie spadała. Jako, że firma otrzymuje płatności w euro jest to dla niej niekorzystne. Postanawia więc zabezpieczyć swoje przyszłe przychody - załóżmy 1 mln euro. W tym celu kupuje opcję sprzedaży - pozwala to firmie sprzedać swoje 1 mln euro w przyszłości po kursie ustalonym w opcji, czyli np. przy EUR/PLN równym 3,25. Wypłata z takiej opcji przedstawia się następująco:

Źródło: Paweł Karkowski, GreenCapital

Zobaczmy: Jeśli kurs EUR/PLN (oś rzędnych) wzrasta (czyli złoty słabnie, a euro rośnie) spółka zarobi na swoich przyszłych przepływach pieniężnych - jej 1 mln euro będzie wart nie 3,25 mln zł, ale np 3,5 mln złotych - przy kursie EUR/PLN wynoszącym 3,5 zł. W tym wypadku spółka ponosi jedynie stratę na kupnie samej opcji, czyli cenie jaką za nią zapłaciła, na przykład 30 tysięcy złotych. Nie musi sprzedawać waluty bankowi, może to zrobić na rynku, po aktualnym kursie.

źródło: money.pl

Po szczycie: nikt nie chce protekcjonizmu

Protekcjonizm to nie jest lekarstwo na kryzys, zgodzili się z tym wszyscy bez wyjątku uczestnicy spotkania - powiedział premier Donald Tusk po nieformalnym szczycie UE w Brukseli ws. kryzysu finansowego.
Według Tuska, tę opinię podzielali zarówno uczestnicy przedpołudniowego spotkania szefów państw Europy Środkowo- Wschodniej, jak i popołudniowego spotkania przywódców wszystkich unijnych państw.

Premier podkreślił, że w trakcie rozmów potwierdziło się, iż wszystkich członków UE obowiązują wszystkie najważniejsze zasady traktatów wspólnotowych: o swobodzie gospodarczej i przepływie siły roboczej oraz towarów.

- To, co stało się osią dzisiejszego spotkania to nasz postulat odrzucenia pokusy protekcjonizmu, w tym finansowego w ramach UE - dodał Tusk.

Na małym szczycie 9 państw naszego regionu Węgry wystąpiły o przyjęcie planu pomocy dla dotkniętej kryzysem finansowym i gospodarczym Europy Wschodniej i Środkowej. Chcą 160-190 mld euro.

Jednak polski minister finansów Jacek Rostowski zaznaczył, że Polska nie przyłącza się do tego pomysłu. Z rezerwą do tej koncepcji odniósł się też Donald Tusk.

- W sprawie ogólnego programu, który by popierał region Europy Środkowo-Wschodniej, entuzjazmu nie było - powiedział Rostowski po spotkaniu dziewięciu liderów państw Europy Wschodniej i Środkowej.

Rostowski zaprotestował przeciwko podziałom kontynentu i mówieniu o tym, że najbardziej zagrożone są niby kraje na Wschodzie. Tłumaczył też, że gospodarki np. Polski, Czech i Słowacji są w dużo lepszej sytuacji - więc pomocy nie potrzebują.

money.pl

Po szczycie: nikt nie chce protekcjonizmu

Protekcjonizm to nie jest lekarstwo na kryzys, zgodzili się z tym wszyscy bez wyjątku uczestnicy spotkania - powiedział premier Donald Tusk po nieformalnym szczycie UE w Brukseli ws. kryzysu finansowego.
Według Tuska, tę opinię podzielali zarówno uczestnicy przedpołudniowego spotkania szefów państw Europy Środkowo- Wschodniej, jak i popołudniowego spotkania przywódców wszystkich unijnych państw.

Premier podkreślił, że w trakcie rozmów potwierdziło się, iż wszystkich członków UE obowiązują wszystkie najważniejsze zasady traktatów wspólnotowych: o swobodzie gospodarczej i przepływie siły roboczej oraz towarów.

- To, co stało się osią dzisiejszego spotkania to nasz postulat odrzucenia pokusy protekcjonizmu, w tym finansowego w ramach UE - dodał Tusk.

Na małym szczycie 9 państw naszego regionu Węgry wystąpiły o przyjęcie planu pomocy dla dotkniętej kryzysem finansowym i gospodarczym Europy Wschodniej i Środkowej. Chcą 160-190 mld euro.

Jednak polski minister finansów Jacek Rostowski zaznaczył, że Polska nie przyłącza się do tego pomysłu. Z rezerwą do tej koncepcji odniósł się też Donald Tusk.

- W sprawie ogólnego programu, który by popierał region Europy Środkowo-Wschodniej, entuzjazmu nie było - powiedział Rostowski po spotkaniu dziewięciu liderów państw Europy Wschodniej i Środkowej.

Rostowski zaprotestował przeciwko podziałom kontynentu i mówieniu o tym, że najbardziej zagrożone są niby kraje na Wschodzie. Tłumaczył też, że gospodarki np. Polski, Czech i Słowacji są w dużo lepszej sytuacji - więc pomocy nie potrzebują.

money.pl

Słowna interwencja NBP. Złoty w górę

Narodowy Bank Polski rozszerzy dotychczasowe oraz wdroży nowe instrumenty, mające na celu zwiększenie płynności sektora bankowego i pobudzenie aktywności banków - podał NBP w komunikacie.

Podczas spotkania przedstawicieli sektora bankowego z prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej, a także w trakcie tzw. szczytu społecznego, Prezes Narodowego Banku Polskiego Sławomir Skrzypek zapowiedział rozszerzenie dotychczasowych oraz wdrożenie nowych instrumentów, mających na celu zwiększenie płynności sektora bankowego i pobudzających aktywność banków - napisano w komunikacie.

Przedstawione na spotkaniu przez szefa polskiego banku centralnego propozycje spotkały się z aprobatą obecnych na spotkaniu przedstawicieli banków komercyjnych - dodano.

W ocenie NBP, wprowadzony w październiku ubiegłego roku plan poprawy płynności sektora bankowego przyniósł oczekiwane efekty.

Średni stan zadłużenia banków z tytułu operacji objętych Pakietem Zaufania wynosi obecnie: dla operacji repo 12,2 mld złotych a dla transakcji swapów walutowych 2,3 mld złotych. Ponadto NBP zasilił system bankowy kwotą ponad 8 mld złotych poprzez wcześniejszy wykup obligacji - napisano.

Zdaniem Narodowego Banku Polskiego niezbędne jest jednak dalsze współdziałanie instytucji odpowiedzialnych za system finansowy, w tym podjęcie działań wynikających z zapowiedzianego przez rząd Planu Stabilności i Rozwoju, którego zapisy mają jak dotychczas charakter bardzo ogólny i w wielu przypadkach nie są znane jeszcze konkretne rozwiązania.

Pożądane efekty może przynieść także skuteczne zachęcenie banków pozostających pod nadzorem właścicielskim skarbu państwa do bardziej otwartej polityki kredytowej - oceniło NBP.

Istotnym czynnikiem niezbędnym do osiągnięcia zamierzonych celów, zarówno gospodarczych, jak i społecznych jest współpraca i koordynacja działań w ramach trzech podstawowych instytucji odpowiedzialnych za stabilność sektora finansowego w Polsce - dodaje komunikat.

money.pl

Słowna interwencja NBP. Złoty w górę

Narodowy Bank Polski rozszerzy dotychczasowe oraz wdroży nowe instrumenty, mające na celu zwiększenie płynności sektora bankowego i pobudzenie aktywności banków - podał NBP w komunikacie.

Podczas spotkania przedstawicieli sektora bankowego z prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej, a także w trakcie tzw. szczytu społecznego, Prezes Narodowego Banku Polskiego Sławomir Skrzypek zapowiedział rozszerzenie dotychczasowych oraz wdrożenie nowych instrumentów, mających na celu zwiększenie płynności sektora bankowego i pobudzających aktywność banków - napisano w komunikacie.

Przedstawione na spotkaniu przez szefa polskiego banku centralnego propozycje spotkały się z aprobatą obecnych na spotkaniu przedstawicieli banków komercyjnych - dodano.

W ocenie NBP, wprowadzony w październiku ubiegłego roku plan poprawy płynności sektora bankowego przyniósł oczekiwane efekty.

Średni stan zadłużenia banków z tytułu operacji objętych Pakietem Zaufania wynosi obecnie: dla operacji repo 12,2 mld złotych a dla transakcji swapów walutowych 2,3 mld złotych. Ponadto NBP zasilił system bankowy kwotą ponad 8 mld złotych poprzez wcześniejszy wykup obligacji - napisano.

Zdaniem Narodowego Banku Polskiego niezbędne jest jednak dalsze współdziałanie instytucji odpowiedzialnych za system finansowy, w tym podjęcie działań wynikających z zapowiedzianego przez rząd Planu Stabilności i Rozwoju, którego zapisy mają jak dotychczas charakter bardzo ogólny i w wielu przypadkach nie są znane jeszcze konkretne rozwiązania.

Pożądane efekty może przynieść także skuteczne zachęcenie banków pozostających pod nadzorem właścicielskim skarbu państwa do bardziej otwartej polityki kredytowej - oceniło NBP.

Istotnym czynnikiem niezbędnym do osiągnięcia zamierzonych celów, zarówno gospodarczych, jak i społecznych jest współpraca i koordynacja działań w ramach trzech podstawowych instytucji odpowiedzialnych za stabilność sektora finansowego w Polsce - dodaje komunikat.

money.pl

Jak rząd spłaci nasze raty

Na wsparcie rządu w spłacie kredytu hipotecznego mogą liczyć ci bezrobotni, którzy pożyczyli z banku do 500 tys. zł, a ich miesięczna rata nie przekracza 1,2 tys. zł. Pomoc trzeba będzie zwrócić. Minister Michał Boni ujawnił wczoraj (25.02) szczegóły projektu
Stracisz pracę? Rząd spłaci twój kredyt

Pomoc dla osób, które przez stratę pracy nie będą mogły spłacać kredytu hipotecznego, zaproponował tydzień temu premier Tusk. Rząd miałby za nie przez rok spłacać raty do banków. Wczoraj (25.02) Michał Boni, minister z kancelarii premiera, ujawnił w telewizji TVN CNBC Biznes szczegóły propozycji.

- Wsparcie trafiłoby do osób, których kredyt nie przekracza 500 tys. zł. Dochód gospodarstwa domowego nie będzie brany pod uwagę.

- Rata spłacana przez rząd wynosiłaby 500 zł -1,2 tys. zł miesięcznie. - Raczej adresujemy to do osób, które kupowały "przeciętne mieszkania", ale też nie chcemy tego limitować. Każda sytuacja będzie rozpatrywana indywidualnie - powiedział Boni.

- Wsparcie będzie nieoprocentowaną pożyczką - trzeba ją będzie zwrócić, ale dopiero po dwóch latach, a spłata będzie rozłożona na 5-10 lat.

- Ustawa będzie działała do 31 grudnia 2010 r. z możliwością przedłużenia. Jej szczegółowy projekt ma się pojawić w ciągu miesiąca.

Pieniądze pochodziłyby z Funduszu Pracy (tworzą go obowiązkowo pracodawcy, wpłacając do ZUS 2,45 proc. od naszych pensji). - Fundusz ma ok. 3,5 mln zł, które mogłyby pójść na spłaty kredytów hipotecznych. Trzeba by zabrać pieniądze np. z dopłat do szkoleń dla bezrobotnych - powiedziała wczoraj rzeczniczka Ministerstwa Pracy Bożena Diaby. Obecnie w Funduszu jest 6,3 mld zł.

Koalicjant chce inaczej

Pomysł rządu budzi opory PSL. Poseł Janusz Piechociński zgłosił inny model pomocy dla posiadaczy kredytów hipotecznych, którzy stracą zdolność spłacania rat: banki miałyby wówczas zawieszać spłatę np. o rok czy dwa, a w tym czasie odsetki spłacałby Krajowy Fundusz Mieszkaniowy. Potem kredytobiorca zwracałby je Funduszowi w kilku rocznych ratach. KFM mógłby też przejąć od niego spłatę całego długu, ale stawałby się właścicielem mieszkania. Kredytobiorca pozostawałby w nim jako najemca z prawem pierwokupu. - Nie chcemy, tak jak w wersji ministra Boniego, nakładać dodatkowych ciężarów na administrację, która nie ma pojęcia o kredytach mieszkaniowych - stwierdził poseł PSL.

Ekspert: Uwaga na wyłudzenia

- To kosztowny zabieg propagandowy, który ma dowieść, że rząd coś robi - mówi o propozycji Boniego Andrzej Sadowski, ekonomista z Centrum im. A. Smitha. Wskazuje możliwe pułapki: - Np. pracownicy mogą dogadywać się z szefami, co do zwolnienia, by wyłudzić rządową pomoc. A długi okres spłat może wywoływać nadzieje, że kolejny rząd okaże się hojniejszy i umorzy pożyczki - mówi Sadowski. Jego wątpliwości budzi też "indywidualna ocena" kandydatów do pomocy. - Część środków zjedzą urzędnicy, którzy będą oceniali sytuację każdego wnioskodawcy. Do tego potrzeba rzeszy ludzi - dodaje.

Janusz Śniadek, przewodniczący NSZZ "S", uważa, że środki z Funduszu Pracy muszą być przeznaczane na cele statutowe, czyli zasiłki dla bezrobotnych. - Zwolnienia trwają w najlepsze, kto wie, ilu bezrobotnych będziemy mieć do końca roku. Jeśli wydamy pieniądze na kredyty, to skąd później weźmiemy na zasiłki? - pyta Śniadek.
emetro.pl

Jak rząd spłaci nasze raty

Na wsparcie rządu w spłacie kredytu hipotecznego mogą liczyć ci bezrobotni, którzy pożyczyli z banku do 500 tys. zł, a ich miesięczna rata nie przekracza 1,2 tys. zł. Pomoc trzeba będzie zwrócić. Minister Michał Boni ujawnił wczoraj (25.02) szczegóły projektu
Stracisz pracę? Rząd spłaci twój kredyt

Pomoc dla osób, które przez stratę pracy nie będą mogły spłacać kredytu hipotecznego, zaproponował tydzień temu premier Tusk. Rząd miałby za nie przez rok spłacać raty do banków. Wczoraj (25.02) Michał Boni, minister z kancelarii premiera, ujawnił w telewizji TVN CNBC Biznes szczegóły propozycji.

- Wsparcie trafiłoby do osób, których kredyt nie przekracza 500 tys. zł. Dochód gospodarstwa domowego nie będzie brany pod uwagę.

- Rata spłacana przez rząd wynosiłaby 500 zł -1,2 tys. zł miesięcznie. - Raczej adresujemy to do osób, które kupowały "przeciętne mieszkania", ale też nie chcemy tego limitować. Każda sytuacja będzie rozpatrywana indywidualnie - powiedział Boni.

- Wsparcie będzie nieoprocentowaną pożyczką - trzeba ją będzie zwrócić, ale dopiero po dwóch latach, a spłata będzie rozłożona na 5-10 lat.

- Ustawa będzie działała do 31 grudnia 2010 r. z możliwością przedłużenia. Jej szczegółowy projekt ma się pojawić w ciągu miesiąca.

Pieniądze pochodziłyby z Funduszu Pracy (tworzą go obowiązkowo pracodawcy, wpłacając do ZUS 2,45 proc. od naszych pensji). - Fundusz ma ok. 3,5 mln zł, które mogłyby pójść na spłaty kredytów hipotecznych. Trzeba by zabrać pieniądze np. z dopłat do szkoleń dla bezrobotnych - powiedziała wczoraj rzeczniczka Ministerstwa Pracy Bożena Diaby. Obecnie w Funduszu jest 6,3 mld zł.

Koalicjant chce inaczej

Pomysł rządu budzi opory PSL. Poseł Janusz Piechociński zgłosił inny model pomocy dla posiadaczy kredytów hipotecznych, którzy stracą zdolność spłacania rat: banki miałyby wówczas zawieszać spłatę np. o rok czy dwa, a w tym czasie odsetki spłacałby Krajowy Fundusz Mieszkaniowy. Potem kredytobiorca zwracałby je Funduszowi w kilku rocznych ratach. KFM mógłby też przejąć od niego spłatę całego długu, ale stawałby się właścicielem mieszkania. Kredytobiorca pozostawałby w nim jako najemca z prawem pierwokupu. - Nie chcemy, tak jak w wersji ministra Boniego, nakładać dodatkowych ciężarów na administrację, która nie ma pojęcia o kredytach mieszkaniowych - stwierdził poseł PSL.

Ekspert: Uwaga na wyłudzenia

- To kosztowny zabieg propagandowy, który ma dowieść, że rząd coś robi - mówi o propozycji Boniego Andrzej Sadowski, ekonomista z Centrum im. A. Smitha. Wskazuje możliwe pułapki: - Np. pracownicy mogą dogadywać się z szefami, co do zwolnienia, by wyłudzić rządową pomoc. A długi okres spłat może wywoływać nadzieje, że kolejny rząd okaże się hojniejszy i umorzy pożyczki - mówi Sadowski. Jego wątpliwości budzi też "indywidualna ocena" kandydatów do pomocy. - Część środków zjedzą urzędnicy, którzy będą oceniali sytuację każdego wnioskodawcy. Do tego potrzeba rzeszy ludzi - dodaje.

Janusz Śniadek, przewodniczący NSZZ "S", uważa, że środki z Funduszu Pracy muszą być przeznaczane na cele statutowe, czyli zasiłki dla bezrobotnych. - Zwolnienia trwają w najlepsze, kto wie, ilu bezrobotnych będziemy mieć do końca roku. Jeśli wydamy pieniądze na kredyty, to skąd później weźmiemy na zasiłki? - pyta Śniadek.
emetro.pl

Dom Development pokazał zyski

Dom Development osiągnął w 2008 roku 136,9 mln zł skonsolidowanego zysku netto, skonsolidowane przychody w tym okresie wyniosły 698,1 mln zł - poinformował deweloper w raporcie.

W analogicznym okresie 2007 roku skonsolidowane przychody wyniosły 878,7 mln zł, a skonsolidowany zysk netto 200,6 mln zł.

Dom Development sprzedał w 2008 roku 994 mieszkania, z czego 92 mieszkania spółka sprzedała w czwartym kwartale. W 2008 roku liczba oddanych do użytku mieszkań wyniosła 1815.

W 2007 roku liczba mieszkań sprzedanych przez Dom Development sięgnęła 1704, z czego 343 mieszkania sprzedano w trzech ostatnich miesiącach 2007 roku.

W czwartym kwartale 2008 roku klienci zrezygnowali z zakupu 13 mieszkań, kwartał wcześniej z 12 mieszkań. W całym 2008 roku liczba rezygnacji sięgnęła 49 mieszkań.

Według stanu na grudzień 2008 roku Dom Development miał 1360 mieszkań w fazie realizacji oraz 7170 mieszkań w fazie przygotowywania projektów.

Od lipca 2008 roku Dom Development nie rozpoczął żadnego nowego projektu mieszkaniowego. W pierwszym półroczu zeszłego roku spółka rozpoczęła projekty obejmujące 1186 mieszkań.

Dom Development zapowiada, że w pierwszym kwartale 2009 roku w spółce zostaną wprowadzone kolejne obniżki kosztów. W czwartym kwartale zatrudnienie w spółce spadło o 23 proc., a koszty restrukturyzacji zatrudnienia wyniosły 1,5 mln zł.

Dom Development szacuje, że dzięki już wprowadzonym redukcjom zatrudnienia spółka zaoszczędzi rocznie 5,5 mln zł.
Po raz pierwszy Dom Development musiał dokonać znaczących odpisów aktualizacyjnych (ok. 7,4 mln) z tytułu utraty wartości zapasów.

PAP/wp.pl

Dom Development pokazał zyski

Dom Development osiągnął w 2008 roku 136,9 mln zł skonsolidowanego zysku netto, skonsolidowane przychody w tym okresie wyniosły 698,1 mln zł - poinformował deweloper w raporcie.

W analogicznym okresie 2007 roku skonsolidowane przychody wyniosły 878,7 mln zł, a skonsolidowany zysk netto 200,6 mln zł.

Dom Development sprzedał w 2008 roku 994 mieszkania, z czego 92 mieszkania spółka sprzedała w czwartym kwartale. W 2008 roku liczba oddanych do użytku mieszkań wyniosła 1815.

W 2007 roku liczba mieszkań sprzedanych przez Dom Development sięgnęła 1704, z czego 343 mieszkania sprzedano w trzech ostatnich miesiącach 2007 roku.

W czwartym kwartale 2008 roku klienci zrezygnowali z zakupu 13 mieszkań, kwartał wcześniej z 12 mieszkań. W całym 2008 roku liczba rezygnacji sięgnęła 49 mieszkań.

Według stanu na grudzień 2008 roku Dom Development miał 1360 mieszkań w fazie realizacji oraz 7170 mieszkań w fazie przygotowywania projektów.

Od lipca 2008 roku Dom Development nie rozpoczął żadnego nowego projektu mieszkaniowego. W pierwszym półroczu zeszłego roku spółka rozpoczęła projekty obejmujące 1186 mieszkań.

Dom Development zapowiada, że w pierwszym kwartale 2009 roku w spółce zostaną wprowadzone kolejne obniżki kosztów. W czwartym kwartale zatrudnienie w spółce spadło o 23 proc., a koszty restrukturyzacji zatrudnienia wyniosły 1,5 mln zł.

Dom Development szacuje, że dzięki już wprowadzonym redukcjom zatrudnienia spółka zaoszczędzi rocznie 5,5 mln zł.
Po raz pierwszy Dom Development musiał dokonać znaczących odpisów aktualizacyjnych (ok. 7,4 mln) z tytułu utraty wartości zapasów.

PAP/wp.pl

LC Corp chce sprzedawać 10 mieszkań miesięcznie

LC Corp planuje w pierwszej połowie 2009 r. sprzedawać średniomiesięcznie 10 mieszkań i zakończyć jedyną realizowaną obecnie inwestycję. Deweloper wstrzymuje się z rozpoczynaniem nowych inwestycji.

W pierwszej połowie 2009 roku zakończymy inwestycję Przy Promenadzie II. Założyliśmy ostrożną sprzedaż na średniomiesięcznym poziomie 10 mieszkań - powiedział Dariusz Niedośpiał, prezes LC Corp.

Jesteśmy zadowoleni z poziomu sprzedaży drugiego etapu inwestycji Przy Promenadzie. W tej chwili zaawansowanie budowy przekracza 60 procent, a we wrześniu planujemy jej zakończenie. W związku z tym, że odbiory muszą potrwać, stosunkowo niewiele mieszkań zostanie rozpoznanych w wyniku za 2009 rok - dodał Artur Wiza, członek zarządu LC Corp.

W IV kwartale 2008 r. LC Corp miał ujemne saldo sprzedaży mieszkań.

W IV kwartale ubiegłego roku odnotowaliśmy ujemne saldo sprzedaży mieszkań, ilość wycofanych umów była większa niż sprzedaż. W grudniu wyszliśmy na plus. W styczniu i lutym również saldo było dodatnie - powiedział Niedośpiał.

Dariusz Karwacki, pełniący funkcję wiceprezesa LC Corp, zaznaczył, że ujemna sprzedaż została opanowana, ale rezygnacje z umów już zawartych pozostają największym problemem spółki.

LC Corp czeka z rozpoczynaniem nowych inwestycji na poprawę sytuacji na rynku.

Możemy startować z nowymi inwestycjami w każdym momencie, ale czekamy na światełko w tunelu. Sygnałem do rozpoczęcia prac będzie poluzowanie przez banki polityki udzielania kredytów hipotecznych, to spowoduje pojawienie się popytu - powiedział Wiza.

Prezes poinformował, że sprzedaż projektu Sky Tower był podyktowany groźbą utraty przez spółkę płynności.

Sprzedaż Sky Tower był podyktowany zbyt dużym ryzykiem związanym z niepewną sytuacją na rynku. Spółce groziło ryzyko utraty płynności, gdyż Sky Tower było finansowane krótkoterminowymi obligacjami, których nie mogliśmy rolować - powiedział Niedośpiał.

Sprzedaż Sky Tower dała nam możliwość skupienia się na inwestycjach obarczonych mniejszym ryzykiem - dodał.

LC Corp osiągnął w 2008 roku 136,5 mln zł skonsolidowanych przychodów i 41,7 mln zł skonsolidowanego zysku netto. W 2007 roku przychody wyniosły 34,4 mln zł, a zysk netto 106,5 mln zł.

Marża brutto wyniosła w 2008 roku 45 proc. Spółka nie planuje wypłaty dywidendy z zysku za 2008 r. W IV kwartale spółka dokonała odpisów aktualizujących spadek wartości aktywów w wysokości 67,9 mln zł.

money.pl

LC Corp chce sprzedawać 10 mieszkań miesięcznie

LC Corp planuje w pierwszej połowie 2009 r. sprzedawać średniomiesięcznie 10 mieszkań i zakończyć jedyną realizowaną obecnie inwestycję. Deweloper wstrzymuje się z rozpoczynaniem nowych inwestycji.

W pierwszej połowie 2009 roku zakończymy inwestycję Przy Promenadzie II. Założyliśmy ostrożną sprzedaż na średniomiesięcznym poziomie 10 mieszkań - powiedział Dariusz Niedośpiał, prezes LC Corp.

Jesteśmy zadowoleni z poziomu sprzedaży drugiego etapu inwestycji Przy Promenadzie. W tej chwili zaawansowanie budowy przekracza 60 procent, a we wrześniu planujemy jej zakończenie. W związku z tym, że odbiory muszą potrwać, stosunkowo niewiele mieszkań zostanie rozpoznanych w wyniku za 2009 rok - dodał Artur Wiza, członek zarządu LC Corp.

W IV kwartale 2008 r. LC Corp miał ujemne saldo sprzedaży mieszkań.

W IV kwartale ubiegłego roku odnotowaliśmy ujemne saldo sprzedaży mieszkań, ilość wycofanych umów była większa niż sprzedaż. W grudniu wyszliśmy na plus. W styczniu i lutym również saldo było dodatnie - powiedział Niedośpiał.

Dariusz Karwacki, pełniący funkcję wiceprezesa LC Corp, zaznaczył, że ujemna sprzedaż została opanowana, ale rezygnacje z umów już zawartych pozostają największym problemem spółki.

LC Corp czeka z rozpoczynaniem nowych inwestycji na poprawę sytuacji na rynku.

Możemy startować z nowymi inwestycjami w każdym momencie, ale czekamy na światełko w tunelu. Sygnałem do rozpoczęcia prac będzie poluzowanie przez banki polityki udzielania kredytów hipotecznych, to spowoduje pojawienie się popytu - powiedział Wiza.

Prezes poinformował, że sprzedaż projektu Sky Tower był podyktowany groźbą utraty przez spółkę płynności.

Sprzedaż Sky Tower był podyktowany zbyt dużym ryzykiem związanym z niepewną sytuacją na rynku. Spółce groziło ryzyko utraty płynności, gdyż Sky Tower było finansowane krótkoterminowymi obligacjami, których nie mogliśmy rolować - powiedział Niedośpiał.

Sprzedaż Sky Tower dała nam możliwość skupienia się na inwestycjach obarczonych mniejszym ryzykiem - dodał.

LC Corp osiągnął w 2008 roku 136,5 mln zł skonsolidowanych przychodów i 41,7 mln zł skonsolidowanego zysku netto. W 2007 roku przychody wyniosły 34,4 mln zł, a zysk netto 106,5 mln zł.

Marża brutto wyniosła w 2008 roku 45 proc. Spółka nie planuje wypłaty dywidendy z zysku za 2008 r. W IV kwartale spółka dokonała odpisów aktualizujących spadek wartości aktywów w wysokości 67,9 mln zł.

money.pl

Nowoczesny ekoimpregnat

Naukowcy z Instytutu Mechanizacji Budownictwa i Górnictwa Skalnego w Warszawie opracowali ekoimpregnat do elementów budowlanych z kamienia naturalnego. Preparat - w odróżnieniu od większości obecnych na rynku - wnika w strukturę kamienia, nie reaguje z nią chemicznie i chroni ją zaraz po zaaplikowaniu - informuje dyrektor Instytutu, dr Stefan Góralczyk.
Jak mówi Góralczyk, większość preparatów dostępnych na rynku tworzy warstwę zabezpieczającą na powierzchni impregnowanego elementu. "Ekspertyzy wskazują, że takie zabezpieczenia nie zapewniają trwałości okładzin zewnętrznych w dłuższym czasie. W wyniku reakcji chemicznych ze strukturą kamienia niejednokrotnie powodują warstwowe łuszczenie się okładziny już po zamontowaniu jej na budynku" - dodaje.  

Ekoimpregnat z warszawskiego Instytutu zwiększa wytrzymałość mechaniczną, odporność chemiczną i mrozoodporność elementów, nie zmieniając wyglądu ich zewnętrznych powierzchni. Jest też łatwy w użyciu - można go nakładać na powierzchnię pędzlem, natryskowo lub przez zanurzenie.  

Impregnacja to jeden ze sposobów na poprawę parametrów użytkowych elementów budowanych. Podstawowym celem impregnacji jest wyeliminowanie lub ograniczenie migracji wody i pary wodnej w strukturę elementu budowlanego, co ogranicza możliwość jego niszczenia.  

Ekoimpregnat opracowany w Instytucie to wodny zol krzemionkowy wytworzony z krzemionki bezpostaciowej. "Udało się nam uzyskać preparat z odpadowego, taniego chalcedonitu w postaci pyłu powstającego podczas wytwarzania kruszyw chalcedonitowych, który nie może być stosowany jako kruszywo ze względu na drobne uziarnienie. Surowiec został wybrany na podstawie wszechstronnej oceny jego specyficznych własności krystalograficznych, zwłaszcza zwartości krzemionki bezpostaciowej. Spowodowało to gruntowną zmianę technologii rozpuszczania krzemionki w alkaliach" - mówi mgr Elżbieta Uzunow z zespołu badawczego.
dom.wpl

Https://wgn.pl - aktualne oferty

Oceń nasz serwis

średnia ocen: 4,3

Ten serwis korzysta z mechanizmów cookies (ciasteczka)

| Polityka Cookies