Ze świata nieruchomości - strona 122

Konta opłacalne jak lokaty

Średnie oprocentowanie oszczędności na kontach lokacyjnych to 5-6 proc. Po ostatnich obniżkach oprocentowania lokat konta oszczędnościowe są coraz bardziej konkurencyjne.
W niektórych bankach oprocentowanie kont oszczędnościowych spadło w ostatnim miesiącu o 1 pkt proc. - wynika z analizy Open Finance na zlecenie GP. W tej chwili najwyższe odsetki, rzędu 7-8 proc. w skali roku, można dostać na koncie oszczędnościowym w Banku Pocztowym, Allianz Banku, Dominet Banku i Getin Banku. Najczęściej jednak banki, które dają tak wysokie oprocentowanie, starają się zarobić gdzie indziej.

Bardzo często, aby założyć konto lokacyjne, trzeba też w banku otworzyć rachunek osobisty (ROR) i np. bardzo aktywnie korzystać z karty płatniczej tego banku. Dopiero pod takimi warunkami nasze pieniądze w Banku Pocztowym zdeponowane na koncie oszczędnościowym dadzą 8 proc. zysku. Najczęściej wysokość oprocentowania na rachunku zależy od kwoty, jaką deponujemy. Po ostatnich, dużo większych obniżkach oprocentowania lokat, oprocentowanie rachunków oszczędnościowych jest tylko nieco niższe.

- Różnica w oprocentowaniu wynosi od 0,5 do maksymalnie 2 pkt proc. Rachunki mają jednak podstawową zaletę, czyli nie trzeba zamrażać pieniędzy na 3, 6 czy 12 miesięcy - mówi Mateusz Gołąb z banku Pekao.

Ta zasada nie zawsze działa. Trzeba zwrócić uwagę, kiedy kapitalizowane są odsetki. W BGŻ, Raiffeisen Banku i Dominet Banku robi się to co kwartał. Taki rachunek oszczędnościowy traci wszelką przewagę nad zwykłą lokatą trzymiesięczną. Większość banków kapitalizuje odsetki co miesiąc. Wszyscy eksperci podkreślają, że oprocentowanie rachunków lokacyjnych będzie spadać wolniej niż oprocentowanie lokat.

- Banki muszą bardzo ostrożnie obniżać to oprocentowanie, bo środki zgromadzone na kontach są dość płynne. Klienci mogą zwykle raz w miesiącu wypłacać je bez żadnych prowizji, więc łatwo zabrać pieniądze i przenieść tam, gdzie można znaleźć wyższe stawki - mówi Mateusz Ostrowski z Open Finance.

Roman Grzyb
interia.pl/
Poniedziałek, 23 lutego (09:24)

Klient nie odzyska pieniędzy od upadłego dewelopera

Do Gazety Prawnej napływa coraz więcej listów od czytelników, obawiających się upadku dewelopera, któremu wpłacili pieniądze na zakup mieszkania. Czytelnicy pytają, czy gdyby doszło do upadku, to mają szanse na odzyskanie pieniędzy.

Problemy deweloperów

Jeden z największych krakowskich deweloperów - Leopard złożył wniosek o upadłość z powodu 140 mln zł długu i trudności z ukończeniem rozpoczętych inwestycji. Ponad 140 klientom grozi utrata budowanych mieszkań i pieniędzy. Podobny los może spotkać klientów spółki Providentia Invest, która m.in. przerwała realizację budowy osiedla domów jednorodzinnych Żubr koło Niepołomic. Deweloper zamknął swoje biura i przestał płacić podwykonawcom.

- Firmy, które działają od wielu lat, mają zapasy finansowe i są przygotowane na trudne czasy. Jeżeli kryzys przedłuży się, to wiele firm deweloperskich, które weszły do branży deweloperskiej w czasach boomu mieszkaniowego, będzie miało problemy finansowe. Nie jest wykluczone, że grozi im upadłość - mówi Jacek Bielecki, ekspert Polskiego Związku Firm Deweloperskich.

Dochodzenie należności

W przypadku upadłości dewelopera sytuacja osób, które wpłaciły pieniądze na mieszkanie, nie jest do pozazdroszczenia. Na ich odzyskanie raczej nie mają szans. - Upadłość porównywalna jest ze śmiercią osoby fizycznej. Podobnie więc jak w przypadku śmierci, tak też i przy upadłości niewiele można zrobić - twierdzi radca prawny i adwokat Dariusz Okolski z kancelarii Okolski Kancelaria Radcowska.

Istniejący majątek dewelopera staje się częścią masy upadłości, którą zarządza syndyk. Klienci stają się wierzycielami upadłego, a ich roszczenia kwalifikowane są zgodnie z prawem upadłościowym i naprawczym do kategorii III.

W którym momencie postępowania - swoich roszczeń mogą dochodzić klienci? Co jest szansą na odzyskanie wpłaconych pieniędzy dla osób, które podpisały umowy przedwstępne w formie aktu notarialnego? W jakiej sytuacji są osoby, które wpłaciły pieniądze na mieszkania i podpisały z deweloperem umowę przedwstępną w zwykłej formie pisemnej? W jakiej formie powinno następować podpisywanie wszystkich umów z deweloperem?

Arkadiusz Jaraszek

Więcej: Gazeta Prawna 23.02.2009 (36) - str.11

wp.pl/Poniedziałek, 23 lutego (06:00)

Klient nie odzyska pieniędzy od upadłego dewelopera

Do Gazety Prawnej napływa coraz więcej listów od czytelników, obawiających się upadku dewelopera, któremu wpłacili pieniądze na zakup mieszkania. Czytelnicy pytają, czy gdyby doszło do upadku, to mają szanse na odzyskanie pieniędzy.

Problemy deweloperów

Jeden z największych krakowskich deweloperów - Leopard złożył wniosek o upadłość z powodu 140 mln zł długu i trudności z ukończeniem rozpoczętych inwestycji. Ponad 140 klientom grozi utrata budowanych mieszkań i pieniędzy. Podobny los może spotkać klientów spółki Providentia Invest, która m.in. przerwała realizację budowy osiedla domów jednorodzinnych Żubr koło Niepołomic. Deweloper zamknął swoje biura i przestał płacić podwykonawcom.

- Firmy, które działają od wielu lat, mają zapasy finansowe i są przygotowane na trudne czasy. Jeżeli kryzys przedłuży się, to wiele firm deweloperskich, które weszły do branży deweloperskiej w czasach boomu mieszkaniowego, będzie miało problemy finansowe. Nie jest wykluczone, że grozi im upadłość - mówi Jacek Bielecki, ekspert Polskiego Związku Firm Deweloperskich.

Dochodzenie należności

W przypadku upadłości dewelopera sytuacja osób, które wpłaciły pieniądze na mieszkanie, nie jest do pozazdroszczenia. Na ich odzyskanie raczej nie mają szans. - Upadłość porównywalna jest ze śmiercią osoby fizycznej. Podobnie więc jak w przypadku śmierci, tak też i przy upadłości niewiele można zrobić - twierdzi radca prawny i adwokat Dariusz Okolski z kancelarii Okolski Kancelaria Radcowska.

Istniejący majątek dewelopera staje się częścią masy upadłości, którą zarządza syndyk. Klienci stają się wierzycielami upadłego, a ich roszczenia kwalifikowane są zgodnie z prawem upadłościowym i naprawczym do kategorii III.

W którym momencie postępowania - swoich roszczeń mogą dochodzić klienci? Co jest szansą na odzyskanie wpłaconych pieniędzy dla osób, które podpisały umowy przedwstępne w formie aktu notarialnego? W jakiej sytuacji są osoby, które wpłaciły pieniądze na mieszkania i podpisały z deweloperem umowę przedwstępną w zwykłej formie pisemnej? W jakiej formie powinno następować podpisywanie wszystkich umów z deweloperem?

Arkadiusz Jaraszek

Więcej: Gazeta Prawna 23.02.2009 (36) - str.11

wp.pl/Poniedziałek, 23 lutego (06:00)

GUS podał dane o bezrobociu

Stopa bezrobocia w Polsce wyniosła w styczniu 10,5% wobec 9,5% miesiąc wcześniej, podał Główny Urząd Statystyczny w komunikacie.
Liczba zarejestrowanych bezrobotnych w końcu stycznia wyniosła 1.634,4 tys. osób, czyli wzrosła o 160,6 tys. (10,9%) wobec poprzedniego miesiąca i obniżyła się o 179,0 tys. osób (9,9%) w ujęciu rocznym.

Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej (MPiPS) szacowało wcześniej, że stopa bezrobocia wzrosła w tym okresie właśnie do 10,5%.

Według przyjętego we wrześniu projektu budżetu na 2009 rok, stopa bezrobocia wyniesie na koniec tego roku 9,1%, a na koniec 2009 roku - 8,5%. Według centralnej ścieżki październikowej projekcji inflacyjnej banku centralnego, stopa bezrobocia spadnie do 7,8% na koniec tego roku, ale w kolejnych latach wzrośnie odpowiednio do 9,9% i 12,2% wobec ubiegłorocznych 9,4%.

Minister pracy Jolanta Fedak oraz ekonomiści obawiają się jednak, że stopa bezrobocia będzie obecnie wzrastać, szczególnie w II poł. roku, ze względu na coraz bardziej odczuwalne w Polsce efekty spowolnienia gospodarczego u naszych głównych partnerów handlowyc.
Stopa bezrobocia mierzona według Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności (BAEL) wzrosła w IV kw. 2008 roku do 6,7% z 6,6% odnotowanych kwartał wcześniej.

Nominalnie liczba osób bezrobotnych wzrosła do 1.154 tys. z 1.132 tys. osób w poprzednich trzech miesiącach. Natomiast liczba osób biernych zawodowo zmniejszyła się w IV kw. do 14.224 tys. osób z 14.231 tys. w poprzednim kwartale.

Współczynnik aktywności zawodowej wyniósł w ostatnim kwartale 54,7% wobec 54,6% w poprzednich trzech miesiącach, zaś wskaźnik zatrudnienia nie zmienił się i wyniósł 51,0%.
wp.pl/(ISB, dd/24.02.2009)

GUS podał dane o bezrobociu

Stopa bezrobocia w Polsce wyniosła w styczniu 10,5% wobec 9,5% miesiąc wcześniej, podał Główny Urząd Statystyczny w komunikacie.
Liczba zarejestrowanych bezrobotnych w końcu stycznia wyniosła 1.634,4 tys. osób, czyli wzrosła o 160,6 tys. (10,9%) wobec poprzedniego miesiąca i obniżyła się o 179,0 tys. osób (9,9%) w ujęciu rocznym.

Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej (MPiPS) szacowało wcześniej, że stopa bezrobocia wzrosła w tym okresie właśnie do 10,5%.

Według przyjętego we wrześniu projektu budżetu na 2009 rok, stopa bezrobocia wyniesie na koniec tego roku 9,1%, a na koniec 2009 roku - 8,5%. Według centralnej ścieżki październikowej projekcji inflacyjnej banku centralnego, stopa bezrobocia spadnie do 7,8% na koniec tego roku, ale w kolejnych latach wzrośnie odpowiednio do 9,9% i 12,2% wobec ubiegłorocznych 9,4%.

Minister pracy Jolanta Fedak oraz ekonomiści obawiają się jednak, że stopa bezrobocia będzie obecnie wzrastać, szczególnie w II poł. roku, ze względu na coraz bardziej odczuwalne w Polsce efekty spowolnienia gospodarczego u naszych głównych partnerów handlowyc.
Stopa bezrobocia mierzona według Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności (BAEL) wzrosła w IV kw. 2008 roku do 6,7% z 6,6% odnotowanych kwartał wcześniej.

Nominalnie liczba osób bezrobotnych wzrosła do 1.154 tys. z 1.132 tys. osób w poprzednich trzech miesiącach. Natomiast liczba osób biernych zawodowo zmniejszyła się w IV kw. do 14.224 tys. osób z 14.231 tys. w poprzednim kwartale.

Współczynnik aktywności zawodowej wyniósł w ostatnim kwartale 54,7% wobec 54,6% w poprzednich trzech miesiącach, zaś wskaźnik zatrudnienia nie zmienił się i wyniósł 51,0%.
wp.pl/(ISB, dd/24.02.2009)

Wiadomości walutowe

Walutowi spekulanci będą musieli zapłacić podatek
Walutowi spekulanci będą musieli zapłacić podatek - informuje "Gazeta Prawna". Chodzi o podatników, którzy kupili w kantorze czy banku euro lub inną walutę, a następnie, korzystając z osłabienia złotówki, odsprzedali je z zyskiem.
Według resortu finansów, opodatkowaniu podatkiem dochodowym podlegają wszystkie dochody, z wyjątkiem tych, które są z podatku zwolnione.

Wśród zwolnień niewymienione są przychody uzyskane ze sprzedaży walut.

Gazeta informuje, że zgodnie z prawem, różnice kursowe są przychodem z działalności gospodarczej i w zawiązku z tym dochody uzyskane w ten sposób podlegają opodatkowaniu na ogólnych zasadach według skali podatkowej albo według 19-proc. stawki.

wp.pl/(PAP, dd/ 24.02.2009, godz. 06:09)

Wiadomości walutowe

Walutowi spekulanci będą musieli zapłacić podatek
Walutowi spekulanci będą musieli zapłacić podatek - informuje "Gazeta Prawna". Chodzi o podatników, którzy kupili w kantorze czy banku euro lub inną walutę, a następnie, korzystając z osłabienia złotówki, odsprzedali je z zyskiem.
Według resortu finansów, opodatkowaniu podatkiem dochodowym podlegają wszystkie dochody, z wyjątkiem tych, które są z podatku zwolnione.

Wśród zwolnień niewymienione są przychody uzyskane ze sprzedaży walut.

Gazeta informuje, że zgodnie z prawem, różnice kursowe są przychodem z działalności gospodarczej i w zawiązku z tym dochody uzyskane w ten sposób podlegają opodatkowaniu na ogólnych zasadach według skali podatkowej albo według 19-proc. stawki.

wp.pl/(PAP, dd/ 24.02.2009, godz. 06:09)

Do końca roku bezpłatna legalizacja samowoli

Wszystkie nielegalnie wybudowane przed 1995 rokiem domy zostaną zalegalizowane bezpłatnie. Przyjęta przez Sejm nowelizacja ustawy – Prawo budowlane przewiduje, że obiekty budowlane wybudowane do 1 stycznia 1995 r. bez wymaganych pozwoleń lub z innym naruszeniem prawa zostaną zalegalizowane z mocy prawa. Ich właściciele nie będą musieli ponosić z tego tytułu żadnych opłat.
Właściciele samowoli, którzy będą chcieli skorzystać z tej abolicji, będą musieli się spieszyć, bowiem wnioski będzie można składać tylko do końca tego roku.
Zdecydowaliśmy się na wprowadzenie takiej amnestii, gdyż raz na zawsze chcemy uregulować stan prawny takich budynków. Często są one zamieszkane od lat, a ich właściciele nie mają uregulowanej sytuacji prawnej – mówi Aldona Młyńczak, posłanka PO i sprawozdawca projektu.

Właściciele samowoli budowlanych wybudowanych przed 1 stycznia 1995 r., którzy zechcą je zalegalizować, będą musieli jedynie wystąpić z wnioskiem do organu nadzoru budowlanego o potwierdzenie legalności obiektu.

Jeżeli organ nadzoru budowlanego stwierdzi, że do dnia wejścia w życie nowelizacji ustawy – Prawo budowlane nie było prowadzone żadne postępowanie administracyjne przeciwko właścicielowi samowoli, to będzie musiał wydać zaświadczenie o legalności obiektu.

Przedawnieniu ulegają nawet najcięższe zbrodnie. Z tego względu potrzebne było wprowadzenie przedawnienia samowoli budowlanych – mówi Mariusz Linettej, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Inowrocławiu.
Arkadiusz Jaraszek

Więcej: Gazeta Prawna 24.02.2009 (38) – str.10
Gazeta Prawna
wp.pl/Gazeta Prawna | 24.02.2009 | 06:52

Do końca roku bezpłatna legalizacja samowoli

Wszystkie nielegalnie wybudowane przed 1995 rokiem domy zostaną zalegalizowane bezpłatnie. Przyjęta przez Sejm nowelizacja ustawy – Prawo budowlane przewiduje, że obiekty budowlane wybudowane do 1 stycznia 1995 r. bez wymaganych pozwoleń lub z innym naruszeniem prawa zostaną zalegalizowane z mocy prawa. Ich właściciele nie będą musieli ponosić z tego tytułu żadnych opłat.
Właściciele samowoli, którzy będą chcieli skorzystać z tej abolicji, będą musieli się spieszyć, bowiem wnioski będzie można składać tylko do końca tego roku.
Zdecydowaliśmy się na wprowadzenie takiej amnestii, gdyż raz na zawsze chcemy uregulować stan prawny takich budynków. Często są one zamieszkane od lat, a ich właściciele nie mają uregulowanej sytuacji prawnej – mówi Aldona Młyńczak, posłanka PO i sprawozdawca projektu.

Właściciele samowoli budowlanych wybudowanych przed 1 stycznia 1995 r., którzy zechcą je zalegalizować, będą musieli jedynie wystąpić z wnioskiem do organu nadzoru budowlanego o potwierdzenie legalności obiektu.

Jeżeli organ nadzoru budowlanego stwierdzi, że do dnia wejścia w życie nowelizacji ustawy – Prawo budowlane nie było prowadzone żadne postępowanie administracyjne przeciwko właścicielowi samowoli, to będzie musiał wydać zaświadczenie o legalności obiektu.

Przedawnieniu ulegają nawet najcięższe zbrodnie. Z tego względu potrzebne było wprowadzenie przedawnienia samowoli budowlanych – mówi Mariusz Linettej, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Inowrocławiu.
Arkadiusz Jaraszek

Więcej: Gazeta Prawna 24.02.2009 (38) – str.10
Gazeta Prawna
wp.pl/Gazeta Prawna | 24.02.2009 | 06:52

Najem jeszcze stanieje w tym roku

Według ekspertów ceny najmu latem ubiegłego roku osiągnęły poziom zaporowy. – Osiągnęły pułap, przy którym wielu osób nie jest stać na wynajęcia mieszkania – mówi Marta Kosińska z portalu Szybko.pl.
Płace już nie rosną, ludzie zaczynają się obawiać się zwolnień i spadły ceny nieruchomości. To wszystko wpływa także na spadek cen najmu.
Ta obniżka nie jest jeszcze duża, bo wynosi maksymalnie ok. 10 proc. – mówi Tomasz Lebiedź z Polskiej Federacji Rynku Nieruchomości.
Dlaczego ceny zaczęły spadać?
Część osób, która do tej pory chciała sprzedać mieszkanie, w związku z problemami ze znalezieniem nabywców postanowiła przeczekać i zdecydowała się na wynajęcie – uważa Marcin Jańczuk z Metrohouse.

Transakcje na rynku najmu mieszkań cały czas są zawierane na poziomie wyższym niż rok temu, ale od września ceny zdecydowanie już nie rosną. Najszybciej spadają ceny mieszkań dużych – twierdzi Jerzy Sobański.

Według niego może to być skutek programów oszczędnościowych, które wprowadzono już w wielu firmach. Ich menedżerowie zostali zobowiązani do zamiany wynajmowanych luksusowych lokali na mieszkania mniejsze i zdecydowanie tańsze. Trudno ocenić, jaka jest skala tego zjawiska, ale rzeczywiście popyt na nieduże lokale nadal jest spory i spadki cen najmu takich mieszkań są mniejsze.

Jakich mieszkań do wynajęcia brakuje w stolicy i innych dużych miastach? Gdzie w Polsce można najtaniej wynająć kawalerkę? W którym mieście najtrudniej znaleźć teraz najemcę? Ceny jakich mieszkań będą jeszcze spadały?

Roman Grzyb

Więcej: Gazeta Prawna 24.02.2009 (38) – forsal.pl - str.A2-3
Gazeta Prawna
wp.pl/Gazeta Prawna | 24.02.2009 | 06:55

Najem jeszcze stanieje w tym roku

Według ekspertów ceny najmu latem ubiegłego roku osiągnęły poziom zaporowy. – Osiągnęły pułap, przy którym wielu osób nie jest stać na wynajęcia mieszkania – mówi Marta Kosińska z portalu Szybko.pl.
Płace już nie rosną, ludzie zaczynają się obawiać się zwolnień i spadły ceny nieruchomości. To wszystko wpływa także na spadek cen najmu.
Ta obniżka nie jest jeszcze duża, bo wynosi maksymalnie ok. 10 proc. – mówi Tomasz Lebiedź z Polskiej Federacji Rynku Nieruchomości.
Dlaczego ceny zaczęły spadać?
Część osób, która do tej pory chciała sprzedać mieszkanie, w związku z problemami ze znalezieniem nabywców postanowiła przeczekać i zdecydowała się na wynajęcie – uważa Marcin Jańczuk z Metrohouse.

Transakcje na rynku najmu mieszkań cały czas są zawierane na poziomie wyższym niż rok temu, ale od września ceny zdecydowanie już nie rosną. Najszybciej spadają ceny mieszkań dużych – twierdzi Jerzy Sobański.

Według niego może to być skutek programów oszczędnościowych, które wprowadzono już w wielu firmach. Ich menedżerowie zostali zobowiązani do zamiany wynajmowanych luksusowych lokali na mieszkania mniejsze i zdecydowanie tańsze. Trudno ocenić, jaka jest skala tego zjawiska, ale rzeczywiście popyt na nieduże lokale nadal jest spory i spadki cen najmu takich mieszkań są mniejsze.

Jakich mieszkań do wynajęcia brakuje w stolicy i innych dużych miastach? Gdzie w Polsce można najtaniej wynająć kawalerkę? W którym mieście najtrudniej znaleźć teraz najemcę? Ceny jakich mieszkań będą jeszcze spadały?

Roman Grzyb

Więcej: Gazeta Prawna 24.02.2009 (38) – forsal.pl - str.A2-3
Gazeta Prawna
wp.pl/Gazeta Prawna | 24.02.2009 | 06:55

Obdarowany musi zapłacić podatek

Przekazanie darowizny bezpośrednio na rzecz osoby fizycznej nie podlega odliczeniu ani od dochodu, ani od podatku. Podatnicy znaleźli więc sposób, aby tę konstrukcję ominąć i darowiznę w zeznaniu uwzględniać. Przekazują darowizny na rzecz np. fundacji, ale ze wskazaniem konkretnej osoby, której mają być przekazane wpłacone pieniądze.
To nic innego, jak darowizna z poleceniem, która podlega podatkowi od spadków i darowizn. Darczyńca na takim przekazaniu pieniędzy korzysta, bo uwzględnia je w rocznym PIT, ale paradoksalnie traci obdarowany.
Osoba korzystająca ze środków przekazywanych przez fundację w wyniku wykonania polecenia zobowiązana jest bowiem do zapłaty podatku od spadków i darowizn w momencie nabycia przez nią w okresie pięciu lat od jednej osoby środków pieniężnych, w wysokości przekraczającej kwoty wolne.

Jeżeli nabywcą jest osoba zaliczona do III grupy podatkowej, czyli spoza bliższej i dalszej rodziny, limit ten wynosi 4902 zł – podkreśla Piotr Kowalczyk, ekspert z ECDDP.

Formuła darowizny jest rzadko wykorzystywana przez organizacje pozarządowe z dwóch powodów. Tomasz Schimanek jako powód podstawowy wymienia to, że organizacje chcą mieć pewność, że środki finansowe przez nie pozyskiwane, często dużym wysiłkiem, rzeczywiście wykorzystane zostaną na skuteczne i efektywne formy pomocy potrzebującym.

Z jakiego jeszcze powodu formuła darowizny jest rzadko wykorzystywana przez org. pozarządowe? W jaki sposób przy obecnych regulacjach podatkowych organizacje i ich beneficjenci mogą uniknąć płacenia podatku? Jaka zmiana przepisów - zdaniem ekspertów i fundacji - potrzebna jest w tym zakresie?

Ewa Matyszewska

Więcej: Gazeta Prawna 24.02.2009 (38) – str.4-5
Gazeta Prawna

wp.pl/
Gazeta Prawna (06:50)

Obdarowany musi zapłacić podatek

Przekazanie darowizny bezpośrednio na rzecz osoby fizycznej nie podlega odliczeniu ani od dochodu, ani od podatku. Podatnicy znaleźli więc sposób, aby tę konstrukcję ominąć i darowiznę w zeznaniu uwzględniać. Przekazują darowizny na rzecz np. fundacji, ale ze wskazaniem konkretnej osoby, której mają być przekazane wpłacone pieniądze.
To nic innego, jak darowizna z poleceniem, która podlega podatkowi od spadków i darowizn. Darczyńca na takim przekazaniu pieniędzy korzysta, bo uwzględnia je w rocznym PIT, ale paradoksalnie traci obdarowany.
Osoba korzystająca ze środków przekazywanych przez fundację w wyniku wykonania polecenia zobowiązana jest bowiem do zapłaty podatku od spadków i darowizn w momencie nabycia przez nią w okresie pięciu lat od jednej osoby środków pieniężnych, w wysokości przekraczającej kwoty wolne.

Jeżeli nabywcą jest osoba zaliczona do III grupy podatkowej, czyli spoza bliższej i dalszej rodziny, limit ten wynosi 4902 zł – podkreśla Piotr Kowalczyk, ekspert z ECDDP.

Formuła darowizny jest rzadko wykorzystywana przez organizacje pozarządowe z dwóch powodów. Tomasz Schimanek jako powód podstawowy wymienia to, że organizacje chcą mieć pewność, że środki finansowe przez nie pozyskiwane, często dużym wysiłkiem, rzeczywiście wykorzystane zostaną na skuteczne i efektywne formy pomocy potrzebującym.

Z jakiego jeszcze powodu formuła darowizny jest rzadko wykorzystywana przez org. pozarządowe? W jaki sposób przy obecnych regulacjach podatkowych organizacje i ich beneficjenci mogą uniknąć płacenia podatku? Jaka zmiana przepisów - zdaniem ekspertów i fundacji - potrzebna jest w tym zakresie?

Ewa Matyszewska

Więcej: Gazeta Prawna 24.02.2009 (38) – str.4-5
Gazeta Prawna

wp.pl/
Gazeta Prawna (06:50)

Eksperci: raporty o złotym elementem gry

"Nasz Dziennik" pisze, że zdaniem niektórych ekonomistów korzystne raporty zagranicznych instytucji na temat wzmocnienia złotego mogą być elementem gry spekulacyjnej. Po chwilowym wzmocnieniu kursu złotego, nagle strąci ona w dół naszą walutę.
"Nasz Dziennik" przypomina, że wczoraj skandynawski bank Nordea opublikował raport przewidujący wzmocnienie się złotego. Zdaniem Andersa Svendsena, starszego analityka banku w Kopenhadze, za rok euro będzie kosztowało 3 złote 75 groszy. Korzystne prognozy Nordei zbiegły się w czasie z równie dobrym raportem banku Goldman Sachs, który także przewiduje zmianę trendu na rynku walutowym i wzmocnienie złotego w nadchodzących miesiącach.

Profesor Aleksander Krzymiński z WSKSiM w Toruniu uważa jednak, że reporty te nie są wiarygodne. Jego zdaniem są elementem gry na rynku, ale nie odwrócą długofalowo tendencji do deprecjacji naszej waluty. Także finansista Jerzy Bielewicz ostrzega, że to wcale nie koniec spadku wartości złotego.

Więcej szczegółów na ten temat - w "Naszym Dzienniku".
wp.pl/
IAR 2009-02-24 (04:50)

Eksperci: raporty o złotym elementem gry

"Nasz Dziennik" pisze, że zdaniem niektórych ekonomistów korzystne raporty zagranicznych instytucji na temat wzmocnienia złotego mogą być elementem gry spekulacyjnej. Po chwilowym wzmocnieniu kursu złotego, nagle strąci ona w dół naszą walutę.
"Nasz Dziennik" przypomina, że wczoraj skandynawski bank Nordea opublikował raport przewidujący wzmocnienie się złotego. Zdaniem Andersa Svendsena, starszego analityka banku w Kopenhadze, za rok euro będzie kosztowało 3 złote 75 groszy. Korzystne prognozy Nordei zbiegły się w czasie z równie dobrym raportem banku Goldman Sachs, który także przewiduje zmianę trendu na rynku walutowym i wzmocnienie złotego w nadchodzących miesiącach.

Profesor Aleksander Krzymiński z WSKSiM w Toruniu uważa jednak, że reporty te nie są wiarygodne. Jego zdaniem są elementem gry na rynku, ale nie odwrócą długofalowo tendencji do deprecjacji naszej waluty. Także finansista Jerzy Bielewicz ostrzega, że to wcale nie koniec spadku wartości złotego.

Więcej szczegółów na ten temat - w "Naszym Dzienniku".
wp.pl/
IAR 2009-02-24 (04:50)

W bankach coraz drożej

80 procent banków zaostrzyło politykę kredytową. Mniejsze zyski z tej działalności odbijają sobie podnosząc opłaty lub obniżając oprocentowanie rachunków. Money.pl sprawdził, które banki i o ile zaczęły dodatkowo zarabiać na klientach.
Również 80 procent banków ankietowanych przez Narodowy Bank Polski przyznało, że podniosło marże kredytowe.
W przypadku kredytów mieszkaniowych, aż 86 procent banków zaostrzyło kryteria ich udzielania. Dziewięć na dziesięć banków podniosło marże i zaczęło wymagać wyższego wkładu własnego. Wiele banków wycofało również z oferty kredyty denominowane w walutach obcych.

W przypadku kredytów mieszkaniowych, aż 86 procent banków zaostrzyło kryteria ich udzielania. Dziewięć na dziesięć banków podniosło marże i zaczęło wymagać wyższego wkładu własnego. Wiele banków wycofało również z oferty kredyty denominowane w walutach obcych.

Wzrost zadłużenia Polaków z tytułu kredytów hipotecznych w mln złotych
lata złotowe walutowe ogółem
2005 15 569,8 20 273,4 35 807,2
2006 28 123,3 49 258,3 77 705,6
2007 52 391,4 64 449,1 116 840,5
2008 59 097,8 134 970,2 194 068

Źródło: NBP

W odniesieniu do kredytów konsumpcyjnych, kryteria ich udzielania zostały zaostrzone przez 75 procent banków. Około połowa podniosła marże. Banki odczuły przy tym nieznaczny spadek popytu.

Banki szukają oszczędności obniżając oprocentowanie ROR-ów

Z danych zebranych przez Open Finance wynika, iż oprocentowanie ROR-u spadło w Banku BPH, gdzie na Koncie Sezam Max dostaniemy już nie 3,7 procent a 3 procent. W przypadku rachunku Srebrny Sezam minimalna stawka oprocentowania to 0,1 procent, a nie 0,2 procent.

Zmianę można też zauważyć w Deutsche Banku, gdzie na koncie Fokus możemy już liczyć na odsetki od 0,3 do 2,05 procent, w zależności od zdeponowanej kwoty. Wcześniej bank płacił 0,75-2,55 procent.

Z kolei w DnB Nord możemy teraz na koncie osobistym liczyć na 0,1 procent, a nie na 1 procent, jak poprzednio. Spadło także oprocentowanie rachunków w Eurobanku. Konto Standard przynosi teraz 0,2 procent zamiast 2 procent, a Konto Online 5,05 zamiast 7,07 procent. W przypadku tego banku trzeba jednak pamiętać, że wprowadził ostatnio do oferty konto oszczędnościowe, gdzie oprocentowanie to nadal 7,07 procent.

Żadnych odsetek za środki zgromadzone na koncie nie płaci już Lukas Bank, podczas gdy kilka miesięcy temu był jeszcze skłonny naliczyć odsetki według oprocentowania na poziomie 0,1 procent. Istotną zmianę znajdziemy też w Volkswagen Banku direct. Do niedawna w przypadku Pakietu Standard można było zyskać 2,4 procent, a Pakiet Srebrny dawał 2,8 procent. Teraz oprocentowanie spadło do 0,1 procent.

Jeśli założymy, że na koncie leży średnio 2,5 tys. zł, a bank ma 500 tys. rachunków i obniża oprocentowanie o jeden punkt procentowy, to rocznie oszczędza 12,5 mln zł.
Andrzej Zwoliński

W bankach coraz drożej

80 procent banków zaostrzyło politykę kredytową. Mniejsze zyski z tej działalności odbijają sobie podnosząc opłaty lub obniżając oprocentowanie rachunków. Money.pl sprawdził, które banki i o ile zaczęły dodatkowo zarabiać na klientach.
Również 80 procent banków ankietowanych przez Narodowy Bank Polski przyznało, że podniosło marże kredytowe.
W przypadku kredytów mieszkaniowych, aż 86 procent banków zaostrzyło kryteria ich udzielania. Dziewięć na dziesięć banków podniosło marże i zaczęło wymagać wyższego wkładu własnego. Wiele banków wycofało również z oferty kredyty denominowane w walutach obcych.

W przypadku kredytów mieszkaniowych, aż 86 procent banków zaostrzyło kryteria ich udzielania. Dziewięć na dziesięć banków podniosło marże i zaczęło wymagać wyższego wkładu własnego. Wiele banków wycofało również z oferty kredyty denominowane w walutach obcych.

Wzrost zadłużenia Polaków z tytułu kredytów hipotecznych w mln złotych
lata złotowe walutowe ogółem
2005 15 569,8 20 273,4 35 807,2
2006 28 123,3 49 258,3 77 705,6
2007 52 391,4 64 449,1 116 840,5
2008 59 097,8 134 970,2 194 068

Źródło: NBP

W odniesieniu do kredytów konsumpcyjnych, kryteria ich udzielania zostały zaostrzone przez 75 procent banków. Około połowa podniosła marże. Banki odczuły przy tym nieznaczny spadek popytu.

Banki szukają oszczędności obniżając oprocentowanie ROR-ów

Z danych zebranych przez Open Finance wynika, iż oprocentowanie ROR-u spadło w Banku BPH, gdzie na Koncie Sezam Max dostaniemy już nie 3,7 procent a 3 procent. W przypadku rachunku Srebrny Sezam minimalna stawka oprocentowania to 0,1 procent, a nie 0,2 procent.

Zmianę można też zauważyć w Deutsche Banku, gdzie na koncie Fokus możemy już liczyć na odsetki od 0,3 do 2,05 procent, w zależności od zdeponowanej kwoty. Wcześniej bank płacił 0,75-2,55 procent.

Z kolei w DnB Nord możemy teraz na koncie osobistym liczyć na 0,1 procent, a nie na 1 procent, jak poprzednio. Spadło także oprocentowanie rachunków w Eurobanku. Konto Standard przynosi teraz 0,2 procent zamiast 2 procent, a Konto Online 5,05 zamiast 7,07 procent. W przypadku tego banku trzeba jednak pamiętać, że wprowadził ostatnio do oferty konto oszczędnościowe, gdzie oprocentowanie to nadal 7,07 procent.

Żadnych odsetek za środki zgromadzone na koncie nie płaci już Lukas Bank, podczas gdy kilka miesięcy temu był jeszcze skłonny naliczyć odsetki według oprocentowania na poziomie 0,1 procent. Istotną zmianę znajdziemy też w Volkswagen Banku direct. Do niedawna w przypadku Pakietu Standard można było zyskać 2,4 procent, a Pakiet Srebrny dawał 2,8 procent. Teraz oprocentowanie spadło do 0,1 procent.

Jeśli założymy, że na koncie leży średnio 2,5 tys. zł, a bank ma 500 tys. rachunków i obniża oprocentowanie o jeden punkt procentowy, to rocznie oszczędza 12,5 mln zł.
Andrzej Zwoliński

Rząd dopłaci po 500 zł do raty kredytu

Zapowiadana rządowa dopłata do kredytów hipotecznych wyniesie około 500 złotych do każdej raty. Jest szansa, że program ruszy już w kwietniu.
Jak pisze Dziennik ci, którzy mają duże mieszkania, nie mają jednak na co liczyć. Takie osoby mogą bowiem w ostateczności zamienić mieszkania na tańsze - tłumaczy osoba blisko współpracująca z autorami rządowego pomysłu.

W praktyce - jak wyjaśnia Michał Boni, minister w kancelarii premiera odpowiadający za projekt - dopłata do raty wyniesie średnio ok. 500 zł. Państwo spłaci jednak najprawdopodobniej jedynie część raty. Pomoc będzie trwała przez rok.

Na razie nie wiadomo jeszcze, czy pożyczkę od państwa będzie trzeba oddać, czy też będą one umarzane. Premier Donald Tusk sugerował wczoraj, że raczej nie.

źródło: money.pl

Rząd dopłaci po 500 zł do raty kredytu

Zapowiadana rządowa dopłata do kredytów hipotecznych wyniesie około 500 złotych do każdej raty. Jest szansa, że program ruszy już w kwietniu.
Jak pisze Dziennik ci, którzy mają duże mieszkania, nie mają jednak na co liczyć. Takie osoby mogą bowiem w ostateczności zamienić mieszkania na tańsze - tłumaczy osoba blisko współpracująca z autorami rządowego pomysłu.

W praktyce - jak wyjaśnia Michał Boni, minister w kancelarii premiera odpowiadający za projekt - dopłata do raty wyniesie średnio ok. 500 zł. Państwo spłaci jednak najprawdopodobniej jedynie część raty. Pomoc będzie trwała przez rok.

Na razie nie wiadomo jeszcze, czy pożyczkę od państwa będzie trzeba oddać, czy też będą one umarzane. Premier Donald Tusk sugerował wczoraj, że raczej nie.

źródło: money.pl

Kto się boi własnego miasta?

Warszawiacy szukają mieszkań na strzeżonych osiedlach, wrocławianie i gdańszczanie wolą otwarte - pisze "Życie Warszawy".

Prawie 60 proc. warszawiaków chce mieszkać na osiedlach, gdzie jest ochrona lub przynajmniej domofon. Tak wynika z badań przeprowadzonych na przełomie listopada i grudnia przez firmę nieruchomościową Nowy Adres w pięciu największych miastach Polski.

Strzeżonych osiedli nie lubią wrocławianie i mieszkańcy Trójmiasta. Chce na nich mieszkać tylko 35 - 36 proc. osób poszukujących nowego lokum. Mieszkańcy stolicy bardziej niż obywatele innych miast potrzebują w domu specjalnych zabezpieczeń. Aż 70 proc. z nich deklaruje konieczność posiadania drzwi antywłamaniowych. Dla porównania: takie drzwi musi mieć tylko 47 proc. krakowian i 52 proc. mieszkańców Poznania. Aż 13 proc. warszawiaków chciałoby mieć też w domu lub na osiedlu portiernię. W Krakowie czy Wrocławiu taką potrzebę zgłasza 4 - 5 proc. badanych.

- To dowody na to, że warszawiacy nie czują się bezpiecznie, choć z badań CBOS wynika, że jest to statystycznie najbezpieczniejsze miasto w Polsce - mówi socjolog prof. Bogdan Jałowiecki. - Ale w stolicy ponad 50 proc. stanowi ludność napływowa, często z małych miejscowości. Boi się ona wielkiego miasta. Dodaje, że drugą przyczyną jest brak identyfikacji warszawiaków ze swoim miejscem zamieszkania - czytamy na łamach "ŻW".

PAP/Życie Warszawy

Kto się boi własnego miasta?

Warszawiacy szukają mieszkań na strzeżonych osiedlach, wrocławianie i gdańszczanie wolą otwarte - pisze "Życie Warszawy".

Prawie 60 proc. warszawiaków chce mieszkać na osiedlach, gdzie jest ochrona lub przynajmniej domofon. Tak wynika z badań przeprowadzonych na przełomie listopada i grudnia przez firmę nieruchomościową Nowy Adres w pięciu największych miastach Polski.

Strzeżonych osiedli nie lubią wrocławianie i mieszkańcy Trójmiasta. Chce na nich mieszkać tylko 35 - 36 proc. osób poszukujących nowego lokum. Mieszkańcy stolicy bardziej niż obywatele innych miast potrzebują w domu specjalnych zabezpieczeń. Aż 70 proc. z nich deklaruje konieczność posiadania drzwi antywłamaniowych. Dla porównania: takie drzwi musi mieć tylko 47 proc. krakowian i 52 proc. mieszkańców Poznania. Aż 13 proc. warszawiaków chciałoby mieć też w domu lub na osiedlu portiernię. W Krakowie czy Wrocławiu taką potrzebę zgłasza 4 - 5 proc. badanych.

- To dowody na to, że warszawiacy nie czują się bezpiecznie, choć z badań CBOS wynika, że jest to statystycznie najbezpieczniejsze miasto w Polsce - mówi socjolog prof. Bogdan Jałowiecki. - Ale w stolicy ponad 50 proc. stanowi ludność napływowa, często z małych miejscowości. Boi się ona wielkiego miasta. Dodaje, że drugą przyczyną jest brak identyfikacji warszawiaków ze swoim miejscem zamieszkania - czytamy na łamach "ŻW".

PAP/Życie Warszawy

Budownictwo wciąż ocenia koniunkturę pesymistycznie

Oceny ogólnego klimatu koniunktury w budownictwie są w lutym negatywne, gorsze niż w styczniu i w analogicznym miesiącu ostatnich dziewięciu lat. Spowodowane jest to pogorszeniem ocen dotyczących bieżącego i przyszłego portfela zamówień, produkcji budowlano-montażowej oraz sytuacji finansowej badanych przedsiębiorstw - podał GUS.

W lutym ogólny klimat koniunktury w budownictwie kształtuje się na poziomie minus 31 (w styczniu minus 18). Poprawę koniunktury sygnalizuje 9 proc. przedsiębiorstw, a jej pogorszenie 40 proc. (w styczniu odpowiednio 13 proc. i 31 proc.). Pozostałe przedsiębiorstwa uznają, że ich sytuacja nie ulega zmianie. Przedsiębiorstwa odnotowują dalszy spadek portfela zamówień i produkcji budowlano-montażowej.

"Przewidywania w tym zakresie na najbliższe trzy miesiące są również niekorzystne i gorsze od formułowanych w styczniu. Spośród badanych przedsiębiorstw 18 proc. (przed rokiem 24 proc.) planuje, że będzie prowadziło prace budowlanomontażowe za granicą" - napisano w komentarzu do badań.

"Dyrektorzy tych przedsiębiorstw spodziewają się, że w porównaniu z ubiegłym miesiącem portfel zamówień na roboty budowlanomontażowe na rynku zagranicznym może się zmniejszać" - dodają autorzy. Oceny bieżącej i przyszłej sytuacji finansowej przedsiębiorstw budowlanomontażowych są pesymistyczne i gorsze od zgłaszanych w styczniu. Możliwy jest dalszy spadek cen realizacji robót budowlano- montażowych. Planowane zmniejszenie zatrudnienia utrzymuje się na poziomie zbliżonym do prognozowanego w ubiegłym miesiącu.

źródło informacji: PAP

Budownictwo wciąż ocenia koniunkturę pesymistycznie

Oceny ogólnego klimatu koniunktury w budownictwie są w lutym negatywne, gorsze niż w styczniu i w analogicznym miesiącu ostatnich dziewięciu lat. Spowodowane jest to pogorszeniem ocen dotyczących bieżącego i przyszłego portfela zamówień, produkcji budowlano-montażowej oraz sytuacji finansowej badanych przedsiębiorstw - podał GUS.

W lutym ogólny klimat koniunktury w budownictwie kształtuje się na poziomie minus 31 (w styczniu minus 18). Poprawę koniunktury sygnalizuje 9 proc. przedsiębiorstw, a jej pogorszenie 40 proc. (w styczniu odpowiednio 13 proc. i 31 proc.). Pozostałe przedsiębiorstwa uznają, że ich sytuacja nie ulega zmianie. Przedsiębiorstwa odnotowują dalszy spadek portfela zamówień i produkcji budowlano-montażowej.

"Przewidywania w tym zakresie na najbliższe trzy miesiące są również niekorzystne i gorsze od formułowanych w styczniu. Spośród badanych przedsiębiorstw 18 proc. (przed rokiem 24 proc.) planuje, że będzie prowadziło prace budowlanomontażowe za granicą" - napisano w komentarzu do badań.

"Dyrektorzy tych przedsiębiorstw spodziewają się, że w porównaniu z ubiegłym miesiącem portfel zamówień na roboty budowlanomontażowe na rynku zagranicznym może się zmniejszać" - dodają autorzy. Oceny bieżącej i przyszłej sytuacji finansowej przedsiębiorstw budowlanomontażowych są pesymistyczne i gorsze od zgłaszanych w styczniu. Możliwy jest dalszy spadek cen realizacji robót budowlano- montażowych. Planowane zmniejszenie zatrudnienia utrzymuje się na poziomie zbliżonym do prognozowanego w ubiegłym miesiącu.

źródło informacji: PAP

Macie służyć, nie dominować

Premier Wielkiej Brytanii Gordon Brown zaapelował w wywiadzie prasowym do banków, by prowadziły "mądrą i ostrożną" politykę kredytową. Podkreślił, że banki powinny widzieć swoją rolę w gospodarce jako służebną, a nie dominującą.

W artykule, zamieszczonym w tygodniku "Observer" z datą 22 lutego, Brown opowiedział się za powrotem do sprawdzonych metod "tradycyjnej" bankowości - gromadzącej depozyty oszczędnościowe, świadczącej usługi dla firm oraz kredytującej rynek mieszkaniowy. Zasygnalizował, że rząd zastanawia się nad ubezpieczeniem banków przed "toksycznymi aktywami". - Rząd nie będzie tolerować pożyczek hipotecznych przewyższających 100 proc. rynkowej wartości nieruchomości, zaś zalecenie o tym, jak w przyszłości tego rodzaju pożyczki miałyby być kontrolowane, opracuje regulator rynku finansowego FSA (Financial Services Authority) - ujawnił Brown. Zdaniem brytyjskiego premiera, banki nie powinny wchodzić w skomplikowane, międzynarodowe instrumenty finansowe, w których nie mają pełnego rozeznania, a ich priorytetem powinny być pożyczki dla firm. Brown zaznaczył też, że rząd wciąż rozmawia z czołowymi bankierami o systemie ubezpieczenia "toksycznych aktywów" banków po to, by umożliwić im odblokowanie przepływu kredytu. Według nieoficjalnych informacji, toksyczne aktywa zostałyby zdeponowane na specjalnych kontach, a banki odpowiadałyby tylko za część przyszłych strat z ich tytułu. Niektórzy krytycy wypominają Brownowi, że on sam jako minister finansów był zwolennikiem luźnej regulacji działalności banków i deregulacji rynku usług finansowych. Gromił też rządy niektórych krajów UE, zwłaszcza Niemiec, za brak elastyczności w tej kwestii i nie zrobił niczego dla powstrzymania kredytowego boomu.

Brown wskazał, że nie jest zwolennikiem ścisłego podziału na banki obsługujące klientów indywidualnych i bardziej ryzykowną bankowość inwestycyjną, ale przekonany jest, że model działalności wielu banków wymaga przemyślenia, zaś same banki - wzmocnienia. Przygotowany przez rząd projekt nowej ustawy o bankowości przyznaje Bankowi Anglii większe możliwości szybkiej interwencji dla wsparcia zagrożonych banków i ochrony inwestorów, w celu utrzymania stabilności sektora. "Observer" przypomina, że krytycy zarzucają ustawie, iż dopuszcza działania zakulisowe, a tym samym może być niekorzystna dla klientów banku, którzy nie będą znali rzeczywistej kondycji banku.

interia.pl/Poniedziałek, 23 lutego (08:46)

Macie służyć, nie dominować

Premier Wielkiej Brytanii Gordon Brown zaapelował w wywiadzie prasowym do banków, by prowadziły "mądrą i ostrożną" politykę kredytową. Podkreślił, że banki powinny widzieć swoją rolę w gospodarce jako służebną, a nie dominującą.

W artykule, zamieszczonym w tygodniku "Observer" z datą 22 lutego, Brown opowiedział się za powrotem do sprawdzonych metod "tradycyjnej" bankowości - gromadzącej depozyty oszczędnościowe, świadczącej usługi dla firm oraz kredytującej rynek mieszkaniowy. Zasygnalizował, że rząd zastanawia się nad ubezpieczeniem banków przed "toksycznymi aktywami". - Rząd nie będzie tolerować pożyczek hipotecznych przewyższających 100 proc. rynkowej wartości nieruchomości, zaś zalecenie o tym, jak w przyszłości tego rodzaju pożyczki miałyby być kontrolowane, opracuje regulator rynku finansowego FSA (Financial Services Authority) - ujawnił Brown. Zdaniem brytyjskiego premiera, banki nie powinny wchodzić w skomplikowane, międzynarodowe instrumenty finansowe, w których nie mają pełnego rozeznania, a ich priorytetem powinny być pożyczki dla firm. Brown zaznaczył też, że rząd wciąż rozmawia z czołowymi bankierami o systemie ubezpieczenia "toksycznych aktywów" banków po to, by umożliwić im odblokowanie przepływu kredytu. Według nieoficjalnych informacji, toksyczne aktywa zostałyby zdeponowane na specjalnych kontach, a banki odpowiadałyby tylko za część przyszłych strat z ich tytułu. Niektórzy krytycy wypominają Brownowi, że on sam jako minister finansów był zwolennikiem luźnej regulacji działalności banków i deregulacji rynku usług finansowych. Gromił też rządy niektórych krajów UE, zwłaszcza Niemiec, za brak elastyczności w tej kwestii i nie zrobił niczego dla powstrzymania kredytowego boomu.

Brown wskazał, że nie jest zwolennikiem ścisłego podziału na banki obsługujące klientów indywidualnych i bardziej ryzykowną bankowość inwestycyjną, ale przekonany jest, że model działalności wielu banków wymaga przemyślenia, zaś same banki - wzmocnienia. Przygotowany przez rząd projekt nowej ustawy o bankowości przyznaje Bankowi Anglii większe możliwości szybkiej interwencji dla wsparcia zagrożonych banków i ochrony inwestorów, w celu utrzymania stabilności sektora. "Observer" przypomina, że krytycy zarzucają ustawie, iż dopuszcza działania zakulisowe, a tym samym może być niekorzystna dla klientów banku, którzy nie będą znali rzeczywistej kondycji banku.

interia.pl/Poniedziałek, 23 lutego (08:46)

W maju wchodzimy do ERM2. Będzie masakra?

Jak ustalił "Dziennik", rząd już trzy tygodnie temu zaczął negocjacje w sprawie wejścia Polski do korytarza walutowego, tzw. ERM2, będącego poczekalnią przed wprowadzeniem euro.

Stało się to bez wiedzy prezydenta i szefa NBP. Tak przynajmniej twierdzą ważni politycy PO. To może na nowo zadrażnić stosunki między najważniejszymi ośrodkami władzy w Polsce. We wtorek prezydent ma zająć szczegółowe stanowisko w sprawie wprowadzenia w Polsce euro.

Jak wynika z ustaleń "Dz", trzy tygodnie temu w Davos Donald Tusk spotkał się z prezesem Europejskiego Banku Centralnego Jeanem- Claude'em Trichetem. Francuz jest kluczowym graczem w naszych staraniach o euro. Trichet jeszcze w listopadzie publicznie wyrażał obawy przed planem rządu Tuska polegającym na wejściu Polski do korytarza walutowego ERM2 bez zmiany konstytucji i bez porozumienia między PO, PiS, prezydentem i NBP.

- Możemy mówić, że idziemy do ERM2 bez tych zmian właśnie dlatego, że premier przekonał prezesa Europejskiego Banku Centralnego - zapewnia rozmówca "Dz" z władz PO. Jeden z uczestników narad u premiera w sprawie euro przyznaje jednak szczerze: - Kłopot wciąż w tym, że Euroland jakoś szczególnie nas nie zaprasza do swojego ekskluzywnego klubu.

To nie koniec kłopotów rządu. Do tego dochodzi wciąż niestabilny i bardzo niski kurs złotego wobec euro. Mimo to plany są coraz bardziej śmiałe. - Rozmawiamy o wejściu do ERM2 w pierwszych dniach maja tego roku - zdradza bliski współpracownik premiera. Co, jeśli do tego czasu kurs złotego się nie ustabilizuje? - To wtedy będzie masakra - przyznaje rozmówca "Dziennika".

Kotecki: do ERM2 powinniśmy wejść w maju albo czerwcu br.

Polska powinna wejść do strefy ERM2 najpóźniej w maju albo na początku czerwca br. Na razie jednak nie są prowadzone żadne oficjalne rozmowy na ten temat - oświadczył w poniedziałek wiceminister finansów Ludwik Kotecki.

- Trzeba rozgraniczyć dyskusje nt. euro (...), które toczą się na różnych poziomach, od właściwych negocjacji, które będziemy prowadzić - ja razem z pełnomocnikiem NBP prof. Witoldem Kozińskim (wiceprezes NBP - PAP). Będą one dotyczyć zasad, na jakich będziemy wstępować do ERM2 - powiedział w TVN CNBC Biznes Kotecki.

Wiceminister wyjaśnił, że takie rozmowy prawdopodobnie rozpoczną się pod koniec lutego lub na początku marca br. - Dobrą okazją będzie mój pobyt w Brukseli w tym tygodniu do tego, żeby poprosić o takie spotkanie zarówno Europejski Bank Centralny, jak i Komitet Ekonomiczno-Finansowy, który jest ciałem decydującym o drodze negocjacji i o ich zakończeniu - wyjaśnił.

interia.pl/Poniedziałek, 23 lutego (07:52)

W maju wchodzimy do ERM2. Będzie masakra?

Jak ustalił "Dziennik", rząd już trzy tygodnie temu zaczął negocjacje w sprawie wejścia Polski do korytarza walutowego, tzw. ERM2, będącego poczekalnią przed wprowadzeniem euro.

Stało się to bez wiedzy prezydenta i szefa NBP. Tak przynajmniej twierdzą ważni politycy PO. To może na nowo zadrażnić stosunki między najważniejszymi ośrodkami władzy w Polsce. We wtorek prezydent ma zająć szczegółowe stanowisko w sprawie wprowadzenia w Polsce euro.

Jak wynika z ustaleń "Dz", trzy tygodnie temu w Davos Donald Tusk spotkał się z prezesem Europejskiego Banku Centralnego Jeanem- Claude'em Trichetem. Francuz jest kluczowym graczem w naszych staraniach o euro. Trichet jeszcze w listopadzie publicznie wyrażał obawy przed planem rządu Tuska polegającym na wejściu Polski do korytarza walutowego ERM2 bez zmiany konstytucji i bez porozumienia między PO, PiS, prezydentem i NBP.

- Możemy mówić, że idziemy do ERM2 bez tych zmian właśnie dlatego, że premier przekonał prezesa Europejskiego Banku Centralnego - zapewnia rozmówca "Dz" z władz PO. Jeden z uczestników narad u premiera w sprawie euro przyznaje jednak szczerze: - Kłopot wciąż w tym, że Euroland jakoś szczególnie nas nie zaprasza do swojego ekskluzywnego klubu.

To nie koniec kłopotów rządu. Do tego dochodzi wciąż niestabilny i bardzo niski kurs złotego wobec euro. Mimo to plany są coraz bardziej śmiałe. - Rozmawiamy o wejściu do ERM2 w pierwszych dniach maja tego roku - zdradza bliski współpracownik premiera. Co, jeśli do tego czasu kurs złotego się nie ustabilizuje? - To wtedy będzie masakra - przyznaje rozmówca "Dziennika".

Kotecki: do ERM2 powinniśmy wejść w maju albo czerwcu br.

Polska powinna wejść do strefy ERM2 najpóźniej w maju albo na początku czerwca br. Na razie jednak nie są prowadzone żadne oficjalne rozmowy na ten temat - oświadczył w poniedziałek wiceminister finansów Ludwik Kotecki.

- Trzeba rozgraniczyć dyskusje nt. euro (...), które toczą się na różnych poziomach, od właściwych negocjacji, które będziemy prowadzić - ja razem z pełnomocnikiem NBP prof. Witoldem Kozińskim (wiceprezes NBP - PAP). Będą one dotyczyć zasad, na jakich będziemy wstępować do ERM2 - powiedział w TVN CNBC Biznes Kotecki.

Wiceminister wyjaśnił, że takie rozmowy prawdopodobnie rozpoczną się pod koniec lutego lub na początku marca br. - Dobrą okazją będzie mój pobyt w Brukseli w tym tygodniu do tego, żeby poprosić o takie spotkanie zarówno Europejski Bank Centralny, jak i Komitet Ekonomiczno-Finansowy, który jest ciałem decydującym o drodze negocjacji i o ich zakończeniu - wyjaśnił.

interia.pl/Poniedziałek, 23 lutego (07:52)

Fiskusa zainteresuje zysk ze zbycia walut

Od kilku tygodni jesteśmy świadkami ciągłego spadku kursu złotego. Ekonomiści twierdzą nawet, że z takim osłabieniem naszej waluty jeszcze nie mieliśmy do czynienia. Ale, jak wiadomo, nawet na kryzysie można zarobić. Zapobiegliwi podatnicy, którzy przed osłabieniem złotego kupili zapas walut, np. dolarów i euro, masowo w ostatnich dniach ruszyli do kantorów.
– Zdarzały się przypadki jednorazowej wymiany waluty w kwocie 30 tys. dolarów – mówi w rozmowie z GP pan Maciej, właściciel krakowskiego kantoru.

Trudno się dziwić takiej sytuacji. Teraz na wymianie walut można sporo zarobić. Przedstawmy to na przykładzie. Jeśli np. podatnik kupił 9 stycznia 2009 r. 30 tys. dolarów, licząc w uproszczeniu po kursie NBP z tego dnia (2,9551 zł), zapłacił za walutę 88 653 zł. Gdy 20 lutego 2009 r. poszedł sprzedać te dolary, to również licząc po kursie NBP, otrzymał za nie 113 469 zł (3,7823 zł). Zysk na tej operacji to: 24 816 zł. Trzeba przyznać, że to bardzo wysoka kwota, zwłaszcza że od zakupu do sprzedaży waluty minęło tylko nieco ponad miesiąc.

Powstaje pytanie, co z opodatkowaniem takiego zarobku? Zdaniem ekspertów sytuacja jest jasna w przypadku podatników prowadzących działalność gospodarczą i dokonujących takich transakcji. Przedsiębiorcy uzyskują dochód z różnic kursowych, który podlega opodatkowaniu. Sprawa się komplikuje, gdy zarobkiem na wymianie walut zajmują się podatnicy, którzy działalności gospodarczej nie prowadzą. W tym przypadku ustawodawca nie wymienia wprost w ustawie o PIT przychodów z tytułu różnic kursowych.

– Jednak trzeba wiedzieć, że urzędy skarbowe w niektórych interpretacjach podatkowych wskazywały, że w takim przypadku zysk ze sprzedaży walut również trzeba opodatkować PIT – ostrzegają specjaliści.

Zapytaliśmy o zdanie Ministerstwo Finansów i czekamy na odpowiedź.

W jaki sposób kwestia rozliczenia dochodów powstałych z różnic kursowych jest uregulowana w przepisach podatkowych? Czy osoba fizyczna nieprowadząca działalności, która taki przychód osiągnęła, powinna go w jakikolwiek sposób opodatkować  -  jeśli tak, to na jakiej podstawie? Dlaczego, dokonując transakcji wymiany walut należy zbierać pokwitowania wydawane przez banki/kantory?

Ewa Matyszewska

Więcej: Gazeta Prawna 23.02.2009 (36) – str.4-5
onet.pl/
(Gazeta Prawna/23.02.2009, godz. 06:00)

Fiskusa zainteresuje zysk ze zbycia walut

Od kilku tygodni jesteśmy świadkami ciągłego spadku kursu złotego. Ekonomiści twierdzą nawet, że z takim osłabieniem naszej waluty jeszcze nie mieliśmy do czynienia. Ale, jak wiadomo, nawet na kryzysie można zarobić. Zapobiegliwi podatnicy, którzy przed osłabieniem złotego kupili zapas walut, np. dolarów i euro, masowo w ostatnich dniach ruszyli do kantorów.
– Zdarzały się przypadki jednorazowej wymiany waluty w kwocie 30 tys. dolarów – mówi w rozmowie z GP pan Maciej, właściciel krakowskiego kantoru.

Trudno się dziwić takiej sytuacji. Teraz na wymianie walut można sporo zarobić. Przedstawmy to na przykładzie. Jeśli np. podatnik kupił 9 stycznia 2009 r. 30 tys. dolarów, licząc w uproszczeniu po kursie NBP z tego dnia (2,9551 zł), zapłacił za walutę 88 653 zł. Gdy 20 lutego 2009 r. poszedł sprzedać te dolary, to również licząc po kursie NBP, otrzymał za nie 113 469 zł (3,7823 zł). Zysk na tej operacji to: 24 816 zł. Trzeba przyznać, że to bardzo wysoka kwota, zwłaszcza że od zakupu do sprzedaży waluty minęło tylko nieco ponad miesiąc.

Powstaje pytanie, co z opodatkowaniem takiego zarobku? Zdaniem ekspertów sytuacja jest jasna w przypadku podatników prowadzących działalność gospodarczą i dokonujących takich transakcji. Przedsiębiorcy uzyskują dochód z różnic kursowych, który podlega opodatkowaniu. Sprawa się komplikuje, gdy zarobkiem na wymianie walut zajmują się podatnicy, którzy działalności gospodarczej nie prowadzą. W tym przypadku ustawodawca nie wymienia wprost w ustawie o PIT przychodów z tytułu różnic kursowych.

– Jednak trzeba wiedzieć, że urzędy skarbowe w niektórych interpretacjach podatkowych wskazywały, że w takim przypadku zysk ze sprzedaży walut również trzeba opodatkować PIT – ostrzegają specjaliści.

Zapytaliśmy o zdanie Ministerstwo Finansów i czekamy na odpowiedź.

W jaki sposób kwestia rozliczenia dochodów powstałych z różnic kursowych jest uregulowana w przepisach podatkowych? Czy osoba fizyczna nieprowadząca działalności, która taki przychód osiągnęła, powinna go w jakikolwiek sposób opodatkować  -  jeśli tak, to na jakiej podstawie? Dlaczego, dokonując transakcji wymiany walut należy zbierać pokwitowania wydawane przez banki/kantory?

Ewa Matyszewska

Więcej: Gazeta Prawna 23.02.2009 (36) – str.4-5
onet.pl/
(Gazeta Prawna/23.02.2009, godz. 06:00)

Klient nie odzyska pieniędzy od upadłego dewelopera

Do Gazety Prawnej napływa coraz więcej listów od czytelników, obawiających się upadku dewelopera, któremu wpłacili pieniądze na zakup mieszkania. Czytelnicy pytają, czy gdyby doszło do upadku, to mają szanse na odzyskanie pieniędzy.
eden z największych krakowskich deweloperów – Leopard złożył wniosek o upadłość z powodu 140 mln zł długu i trudności z ukończeniem rozpoczętych inwestycji. Ponad 140 klientom grozi utrata budowanych mieszkań i pieniędzy.

Firmy, które działają od wielu lat, mają zapasy finansowe i są przygotowane na trudne czasy. Jeżeli kryzys przedłuży się, to wiele firm deweloperskich, które weszły do branży deweloperskiej w czasach boo-mu mieszkaniowego, będzie miało problemy finansowe. Nie jest wykluczone, że grozi im upadłość – mówi Jacek Bielecki, ekspert Polskiego Związku Firm Deweloperskich.
W przypadku upadłości dewelopera sytuacja osób, które wpłaciły pieniądze na mieszkanie, nie jest do pozazdroszczenia. Na ich odzyskanie raczej nie mają szans.

Upadłość porównywalna jest ze śmiercią osoby fizycznej. Podobnie więc jak w przypadku śmierci, tak też i przy upadłości niewiele można zrobić – twierdzi radca prawny i adwokat Dariusz Okolski z kancelarii Okolski Kancelaria Radcowska.

Istniejący majątek dewelopera staje się częścią masy upadłości, którą zarządza syndyk. Klienci stają się wierzycielami upadłego, a ich roszczenia kwalifikowane są zgodnie z prawem upadłościowym i naprawczym do kategorii III.

W którym momencie postępowania - swoich roszczeń mogą dochodzić klienci ? Co jest szansą na odzyskanie wpłaconych pieniędzy dla osób, które podpisały umowy przedwstępne w formie aktu notarialnego ? W jakiej sytuacji są osoby, które wpłaciły pieniądze na mieszkania i podpisały z deweloperem umowę przedwstępną w zwykłej formie pisemnej ? W jakiej formie powinno następować podpisywanie wszystkich umów z deweloperem ?

Arkadiusz Jaraszek

Więcej: Gazeta Prawna 23.02.2009 (36) – str.11
Gazeta Prawna
wp.pl/Gazeta Prawna | 23.02.2009 | 06:04

Klient nie odzyska pieniędzy od upadłego dewelopera

Do Gazety Prawnej napływa coraz więcej listów od czytelników, obawiających się upadku dewelopera, któremu wpłacili pieniądze na zakup mieszkania. Czytelnicy pytają, czy gdyby doszło do upadku, to mają szanse na odzyskanie pieniędzy.
eden z największych krakowskich deweloperów – Leopard złożył wniosek o upadłość z powodu 140 mln zł długu i trudności z ukończeniem rozpoczętych inwestycji. Ponad 140 klientom grozi utrata budowanych mieszkań i pieniędzy.

Firmy, które działają od wielu lat, mają zapasy finansowe i są przygotowane na trudne czasy. Jeżeli kryzys przedłuży się, to wiele firm deweloperskich, które weszły do branży deweloperskiej w czasach boo-mu mieszkaniowego, będzie miało problemy finansowe. Nie jest wykluczone, że grozi im upadłość – mówi Jacek Bielecki, ekspert Polskiego Związku Firm Deweloperskich.
W przypadku upadłości dewelopera sytuacja osób, które wpłaciły pieniądze na mieszkanie, nie jest do pozazdroszczenia. Na ich odzyskanie raczej nie mają szans.

Upadłość porównywalna jest ze śmiercią osoby fizycznej. Podobnie więc jak w przypadku śmierci, tak też i przy upadłości niewiele można zrobić – twierdzi radca prawny i adwokat Dariusz Okolski z kancelarii Okolski Kancelaria Radcowska.

Istniejący majątek dewelopera staje się częścią masy upadłości, którą zarządza syndyk. Klienci stają się wierzycielami upadłego, a ich roszczenia kwalifikowane są zgodnie z prawem upadłościowym i naprawczym do kategorii III.

W którym momencie postępowania - swoich roszczeń mogą dochodzić klienci ? Co jest szansą na odzyskanie wpłaconych pieniędzy dla osób, które podpisały umowy przedwstępne w formie aktu notarialnego ? W jakiej sytuacji są osoby, które wpłaciły pieniądze na mieszkania i podpisały z deweloperem umowę przedwstępną w zwykłej formie pisemnej ? W jakiej formie powinno następować podpisywanie wszystkich umów z deweloperem ?

Arkadiusz Jaraszek

Więcej: Gazeta Prawna 23.02.2009 (36) – str.11
Gazeta Prawna
wp.pl/Gazeta Prawna | 23.02.2009 | 06:04

Deutsche Bank: gospodarka Niemiec może się skurczyć o ponad 5 proc.

Produkt krajowy brutto Niemiec, najważniejszego polskiego partnera handlowego, może w bieżącym roku załamać się nawet o ponad 5 proc. - ostrzegł na łamach poniedziałkowego wydania dziennika "Bild" główny ekonomista Deutsche Banku Norbert Walter.
Niemiecka gospodarka skurczy się w 2009 r. zaledwie 5 proc. tylko pod warunkiem, że latem doświadczymy wyraźnego ożywienia koniunktury. Niewykluczone jednak, że takie ożywienie nie nastąpi - ocenił Walter.
Przedsiębiorcy i politycy ignorują rzeczywistość. Wszystkie ich dotychczasowe (całoroczne - przyp. PAP) prognozy, spełnią się już do świąt wielkanocnych - uważa główny ekonomista DB.
Według niego, remedium na tak dramatyczny rozwój sytuacji może stanowić jedynie program stymulacyjny uzgodniony na szczeblu międzynarodowym.

Dotychczas Walter prognozował, że spadek niemieckiego PKB może sięgnąć 4 proc. Międzynarodowy Fundusz Walutowy przewiduje, że skurczy się on o 2,5 proc.

W ubiegłym roku największa gospodarka Unii Europejskiej powiększyła się o 1,3 proc., a w 2007 r. o 2,5 proc.(PAP)

gsi/
wp.pl/PAP | 23.02.2009 | 01:45

Deutsche Bank: gospodarka Niemiec może się skurczyć o ponad 5 proc.

Produkt krajowy brutto Niemiec, najważniejszego polskiego partnera handlowego, może w bieżącym roku załamać się nawet o ponad 5 proc. - ostrzegł na łamach poniedziałkowego wydania dziennika "Bild" główny ekonomista Deutsche Banku Norbert Walter.
Niemiecka gospodarka skurczy się w 2009 r. zaledwie 5 proc. tylko pod warunkiem, że latem doświadczymy wyraźnego ożywienia koniunktury. Niewykluczone jednak, że takie ożywienie nie nastąpi - ocenił Walter.
Przedsiębiorcy i politycy ignorują rzeczywistość. Wszystkie ich dotychczasowe (całoroczne - przyp. PAP) prognozy, spełnią się już do świąt wielkanocnych - uważa główny ekonomista DB.
Według niego, remedium na tak dramatyczny rozwój sytuacji może stanowić jedynie program stymulacyjny uzgodniony na szczeblu międzynarodowym.

Dotychczas Walter prognozował, że spadek niemieckiego PKB może sięgnąć 4 proc. Międzynarodowy Fundusz Walutowy przewiduje, że skurczy się on o 2,5 proc.

W ubiegłym roku największa gospodarka Unii Europejskiej powiększyła się o 1,3 proc., a w 2007 r. o 2,5 proc.(PAP)

gsi/
wp.pl/PAP | 23.02.2009 | 01:45

Kredyty hipoteczne w obcych walutach mogą stać się problemem

Spadek kursu złotego w stosunku do innych walut może stworzyć problemy dla lokalnych banków, które udzieliły dużych kredytów w walutach obcych - podaje poniedziałkowy "Financial Times", powołując się na wypowiedź prezesa Getin Holding SA Krzysztofa Rosińskiego.
70 proc. kredytów hipotecznych w Polsce jest denominowanych w walutach obcych, zwłaszcza w szwajcarskich frankach. Od szczytowego punktu z lata ub.r. złoty stracił do franka 40 proc. Szczególnie ostry spadek wystąpił w ubiegłym tygodniu.

Jeżeli złoty pozostanie na obecnym poziomie przez najbliższe 6-12 miesięcy, zaś liczba bezrobotnych powiększy się, to banki zwiększą odpisy (złych długów) - powiedział "FT" Rosiński.

Obecnie stosunkowo niewiele - 4,4 proc. ogólnej liczby pożyczek całego sektora bankowego w Polsce - to tzw. pożyczki problematyczne.

Nieterminowe spłaty rat kredytu hipotecznego nie są jak dotąd w Polsce problemem, ale firmy odczuwają szybkie spowolnienie gospodarki połączone z obniżką kursu złotego - zauważa "FT".

Innym rosnącym problemem są straty firm na opcjach walutowych, które według wyceny Komisji Nadzoru Bankowego mogą przełożyć się na ich łączną stratę w wysokości 15 mld złotych.

Spadek wartości złotego miał wpływ na pożyczki dla firm- powiedział "FT" rzecznik banku Millennium Wojciech Kaczorowski.

Millennium ocenia, że 9,7 proc. pożyczek udzielonych firmom przez bank stwarza trudności.

Getin i Millennium to dwa banki prowadzące intensywną akcję kredytową w walutach obcych.

Podobne trudności mają lokalne banki w innych krajach regionu, które pożyczały w walutach obcych, zwłaszcza na Węgrzech i w Rumunii.
wp.pl/
PAP 2009-02-23 (10:15)

Kredyty hipoteczne w obcych walutach mogą stać się problemem

Spadek kursu złotego w stosunku do innych walut może stworzyć problemy dla lokalnych banków, które udzieliły dużych kredytów w walutach obcych - podaje poniedziałkowy "Financial Times", powołując się na wypowiedź prezesa Getin Holding SA Krzysztofa Rosińskiego.
70 proc. kredytów hipotecznych w Polsce jest denominowanych w walutach obcych, zwłaszcza w szwajcarskich frankach. Od szczytowego punktu z lata ub.r. złoty stracił do franka 40 proc. Szczególnie ostry spadek wystąpił w ubiegłym tygodniu.

Jeżeli złoty pozostanie na obecnym poziomie przez najbliższe 6-12 miesięcy, zaś liczba bezrobotnych powiększy się, to banki zwiększą odpisy (złych długów) - powiedział "FT" Rosiński.

Obecnie stosunkowo niewiele - 4,4 proc. ogólnej liczby pożyczek całego sektora bankowego w Polsce - to tzw. pożyczki problematyczne.

Nieterminowe spłaty rat kredytu hipotecznego nie są jak dotąd w Polsce problemem, ale firmy odczuwają szybkie spowolnienie gospodarki połączone z obniżką kursu złotego - zauważa "FT".

Innym rosnącym problemem są straty firm na opcjach walutowych, które według wyceny Komisji Nadzoru Bankowego mogą przełożyć się na ich łączną stratę w wysokości 15 mld złotych.

Spadek wartości złotego miał wpływ na pożyczki dla firm- powiedział "FT" rzecznik banku Millennium Wojciech Kaczorowski.

Millennium ocenia, że 9,7 proc. pożyczek udzielonych firmom przez bank stwarza trudności.

Getin i Millennium to dwa banki prowadzące intensywną akcję kredytową w walutach obcych.

Podobne trudności mają lokalne banki w innych krajach regionu, które pożyczały w walutach obcych, zwłaszcza na Węgrzech i w Rumunii.
wp.pl/
PAP 2009-02-23 (10:15)

Potaniało o siedem procent!

Ogłoszenia biur nieruchomości i deweloperów są teraz w Czechach nudne - tylko "zniżka", "obniżka" i "bonus"... W ostatnim półroczu nieruchomości staniały tam średnio o siedem procent. Zdarzają się jednak prawdziwe okazje - dwupokojowe mieszkanie w praskiej dzielnicy Vysocany jesienią kosztowało 3,5 mln koron (euro = 29,60 koron), teraz już o 600 tysięcy mniej.

Sprzedaż w tej branży spadła rok do roku o połowę. Do wzięcia jest 60 tys. mieszkań. Oczywistym powodem są światowy kryzys finansowy i twarde wymagania banków odnośnie do kredytów hipotecznych. Niepewni klienci odkładają kupno mieszkań i domów. Efektem są duże spadki cen. W Brnie w pół roku ceny zniżkowały o 11,3 procent, w Hradec Kralove o 7,5 procent, w Ołomuńcu cena metra kwadratowego jest teraz najniższa spośród miast tej wielkości. Sprzedający czekają na nabywców nawet rok (wcześniej 2-3 miesiące). Właściciele nie chcą schodzić z ceną, kupujący czekają na obniżkę. Kontredans trwa. Szczególnie w Pradze. Ceny lutowe wobec stycznia i tak są tam niższe o 100 tys. koron (2,3 mln koron za dwa pokoje z kuchnią). Analitycy twierdzą, że od połowy roku ceny zaczną rosnąć - nie dotyczy to jednak domów na obrzeżach miast.

Jak sobie radzą deweloperzy? Np. w Hradec Kralove niesprzedane mieszkania są do wynajęcia. Zainteresowanie tą formą rośnie.

interia.pl/Piątek, 20 lutego (06:00)

Potaniało o siedem procent!

Ogłoszenia biur nieruchomości i deweloperów są teraz w Czechach nudne - tylko "zniżka", "obniżka" i "bonus"... W ostatnim półroczu nieruchomości staniały tam średnio o siedem procent. Zdarzają się jednak prawdziwe okazje - dwupokojowe mieszkanie w praskiej dzielnicy Vysocany jesienią kosztowało 3,5 mln koron (euro = 29,60 koron), teraz już o 600 tysięcy mniej.

Sprzedaż w tej branży spadła rok do roku o połowę. Do wzięcia jest 60 tys. mieszkań. Oczywistym powodem są światowy kryzys finansowy i twarde wymagania banków odnośnie do kredytów hipotecznych. Niepewni klienci odkładają kupno mieszkań i domów. Efektem są duże spadki cen. W Brnie w pół roku ceny zniżkowały o 11,3 procent, w Hradec Kralove o 7,5 procent, w Ołomuńcu cena metra kwadratowego jest teraz najniższa spośród miast tej wielkości. Sprzedający czekają na nabywców nawet rok (wcześniej 2-3 miesiące). Właściciele nie chcą schodzić z ceną, kupujący czekają na obniżkę. Kontredans trwa. Szczególnie w Pradze. Ceny lutowe wobec stycznia i tak są tam niższe o 100 tys. koron (2,3 mln koron za dwa pokoje z kuchnią). Analitycy twierdzą, że od połowy roku ceny zaczną rosnąć - nie dotyczy to jednak domów na obrzeżach miast.

Jak sobie radzą deweloperzy? Np. w Hradec Kralove niesprzedane mieszkania są do wynajęcia. Zainteresowanie tą formą rośnie.

interia.pl/Piątek, 20 lutego (06:00)

Budownictwo wciąż ocenia koniunkturę pesymistycznie

Oceny ogólnego klimatu koniunktury w budownictwie są w lutym negatywne, gorsze niż w styczniu i w analogicznym miesiącu ostatnich dziewięciu lat. Spowodowane jest to pogorszeniem ocen dotyczących bieżącego i przyszłego portfela zamówień, produkcji budowlano-montażowej oraz sytuacji finansowej badanych przedsiębiorstw - podał GUS.

W lutym ogólny klimat koniunktury w budownictwie kształtuje się na poziomie minus 31 (w styczniu minus 18). Poprawę koniunktury sygnalizuje 9 proc. przedsiębiorstw, a jej pogorszenie 40 proc. (w styczniu odpowiednio 13 proc. i 31 proc.). Pozostałe przedsiębiorstwa uznają, że ich sytuacja nie ulega zmianie. Przedsiębiorstwa odnotowują dalszy spadek portfela zamówień i produkcji budowlano-montażowej.

"Przewidywania w tym zakresie na najbliższe trzy miesiące są również niekorzystne i gorsze od formułowanych w styczniu. Spośród badanych przedsiębiorstw 18 proc. (przed rokiem 24 proc.) planuje, że będzie prowadziło prace budowlanomontażowe za granicą" - napisano w komentarzu do badań.

"Dyrektorzy tych przedsiębiorstw spodziewają się, że w porównaniu z ubiegłym miesiącem portfel zamówień na roboty budowlanomontażowe na rynku zagranicznym może się zmniejszać" - dodają autorzy. Oceny bieżącej i przyszłej sytuacji finansowej przedsiębiorstw budowlanomontażowych są pesymistyczne i gorsze od zgłaszanych w styczniu. Możliwy jest dalszy spadek cen realizacji robót budowlano- montażowych. Planowane zmniejszenie zatrudnienia utrzymuje się na poziomie zbliżonym do prognozowanego w ubiegłym miesiącu.

źródło informacji: PAP

Budownictwo wciąż ocenia koniunkturę pesymistycznie

Oceny ogólnego klimatu koniunktury w budownictwie są w lutym negatywne, gorsze niż w styczniu i w analogicznym miesiącu ostatnich dziewięciu lat. Spowodowane jest to pogorszeniem ocen dotyczących bieżącego i przyszłego portfela zamówień, produkcji budowlano-montażowej oraz sytuacji finansowej badanych przedsiębiorstw - podał GUS.

W lutym ogólny klimat koniunktury w budownictwie kształtuje się na poziomie minus 31 (w styczniu minus 18). Poprawę koniunktury sygnalizuje 9 proc. przedsiębiorstw, a jej pogorszenie 40 proc. (w styczniu odpowiednio 13 proc. i 31 proc.). Pozostałe przedsiębiorstwa uznają, że ich sytuacja nie ulega zmianie. Przedsiębiorstwa odnotowują dalszy spadek portfela zamówień i produkcji budowlano-montażowej.

"Przewidywania w tym zakresie na najbliższe trzy miesiące są również niekorzystne i gorsze od formułowanych w styczniu. Spośród badanych przedsiębiorstw 18 proc. (przed rokiem 24 proc.) planuje, że będzie prowadziło prace budowlanomontażowe za granicą" - napisano w komentarzu do badań.

"Dyrektorzy tych przedsiębiorstw spodziewają się, że w porównaniu z ubiegłym miesiącem portfel zamówień na roboty budowlanomontażowe na rynku zagranicznym może się zmniejszać" - dodają autorzy. Oceny bieżącej i przyszłej sytuacji finansowej przedsiębiorstw budowlanomontażowych są pesymistyczne i gorsze od zgłaszanych w styczniu. Możliwy jest dalszy spadek cen realizacji robót budowlano- montażowych. Planowane zmniejszenie zatrudnienia utrzymuje się na poziomie zbliżonym do prognozowanego w ubiegłym miesiącu.

źródło informacji: PAP

Ranking kredytów z dopłatą

Najniższe oprocentowanie kredytu z dopłatą oferuje obecnie Bank Pocztowy - wynika z analizy oferty bankowej takich kredytów. Początkowa rata kredytu z dopłatą może być nawet o 1 tys. zł niższa niż zwykłego kredytu hipotecznego w złotych.
Kredyt z dopłatą można uzyskać w Spółdzielczych Kasach Oszczędnościowo-Kredytowych oraz w następujących bankach: PKO BP, Pekao, Banku Pocztowym, Gospodarczym Banku Wielkopolskim, Banku Polskiej Spółdzielczości oraz Mazowieckim Banku Regionalnym. Kredyty z dopłatą mają zaoferować niebawem kolejne banki.

Oprocentowanie takich kredytów, analogicznie do zwykłych kredytów hipotecznych, składa się ze stawki bazowej oraz marży. Najniższą marżę oferuje obecnie Bank Pocztowy, w którym wynosi ona 1,3 proc. W zestawieniu z aktualną stawką bazową (dane z 12 lutego 2009 r.) daje to oprocentowanie na poziomie 6,08 proc.

Na drugim miejscu jest Bank BPS, gdzie oprocentowanie wynosi 6,81 proc.

Załóżmy, że kredytobiorca zamierza kupić mieszkanie o powierzchni 55 mkw. w Warszawie za 380 tys. zł i zamierza w całości sfinansować zakup kredytem z dopłatą. Średnia cena mkw. to nieco ponad 6,9 tys. zł, zatem mieści się w limicie uprawniającym do skorzystania z kredytu z dopłatą. Szacunkowa pierwsza rata - przy założeniu rat równych i okresu spłaty 30 lat oraz z zastosowaniem obecnych parametrów oprocentowania obowiązujących w Banku Pocztowym - wynosi około 1054 zł.

Jeżeli zastosujemy parametry obowiązujące 12 lutego 2009 r. w PKO BP , który ma obecnie najwyższe oprocentowanie w wariancie z maksymalną marżą (2,09 proc.), pierwsza rata takiego samego kredytu wyniesie ok. 1713 zł. Należy jednak pamiętać o tym, że w czasie pierwszych ośmiu lat, kiedy są wypłacane dopłaty, raty preferencyjnego kredytu są najniższe. Przykładowo dla Banku Pocztowego rata po tym okresie (przy założeniu utrzymania oprocentowania na obecnym poziomie), rośnie do około 2298 zł. Dla porównania, jeżeli kredytobiorca chciałby dziś zaciągnąć zwykły kredyt w złotych w PKO BP na kwotę 380 tys. zł bez wkładu własnego i w wariancie bez innych produktów banku (marża 3,42 proc., szacunkowe oprocentowanie 8,11 proc.) na 30 lat, miesięczna rata wyniosłaby 2818 zł, zatem byłaby o ponad 1,1 tys. zł niższa niż pierwsza rata kredytu z dopłatą w PKO BP.
2009-02-20
źródło: Gazeta Prawna

Ranking kredytów z dopłatą

Najniższe oprocentowanie kredytu z dopłatą oferuje obecnie Bank Pocztowy - wynika z analizy oferty bankowej takich kredytów. Początkowa rata kredytu z dopłatą może być nawet o 1 tys. zł niższa niż zwykłego kredytu hipotecznego w złotych.
Kredyt z dopłatą można uzyskać w Spółdzielczych Kasach Oszczędnościowo-Kredytowych oraz w następujących bankach: PKO BP, Pekao, Banku Pocztowym, Gospodarczym Banku Wielkopolskim, Banku Polskiej Spółdzielczości oraz Mazowieckim Banku Regionalnym. Kredyty z dopłatą mają zaoferować niebawem kolejne banki.

Oprocentowanie takich kredytów, analogicznie do zwykłych kredytów hipotecznych, składa się ze stawki bazowej oraz marży. Najniższą marżę oferuje obecnie Bank Pocztowy, w którym wynosi ona 1,3 proc. W zestawieniu z aktualną stawką bazową (dane z 12 lutego 2009 r.) daje to oprocentowanie na poziomie 6,08 proc.

Na drugim miejscu jest Bank BPS, gdzie oprocentowanie wynosi 6,81 proc.

Załóżmy, że kredytobiorca zamierza kupić mieszkanie o powierzchni 55 mkw. w Warszawie za 380 tys. zł i zamierza w całości sfinansować zakup kredytem z dopłatą. Średnia cena mkw. to nieco ponad 6,9 tys. zł, zatem mieści się w limicie uprawniającym do skorzystania z kredytu z dopłatą. Szacunkowa pierwsza rata - przy założeniu rat równych i okresu spłaty 30 lat oraz z zastosowaniem obecnych parametrów oprocentowania obowiązujących w Banku Pocztowym - wynosi około 1054 zł.

Jeżeli zastosujemy parametry obowiązujące 12 lutego 2009 r. w PKO BP , który ma obecnie najwyższe oprocentowanie w wariancie z maksymalną marżą (2,09 proc.), pierwsza rata takiego samego kredytu wyniesie ok. 1713 zł. Należy jednak pamiętać o tym, że w czasie pierwszych ośmiu lat, kiedy są wypłacane dopłaty, raty preferencyjnego kredytu są najniższe. Przykładowo dla Banku Pocztowego rata po tym okresie (przy założeniu utrzymania oprocentowania na obecnym poziomie), rośnie do około 2298 zł. Dla porównania, jeżeli kredytobiorca chciałby dziś zaciągnąć zwykły kredyt w złotych w PKO BP na kwotę 380 tys. zł bez wkładu własnego i w wariancie bez innych produktów banku (marża 3,42 proc., szacunkowe oprocentowanie 8,11 proc.) na 30 lat, miesięczna rata wyniosłaby 2818 zł, zatem byłaby o ponad 1,1 tys. zł niższa niż pierwsza rata kredytu z dopłatą w PKO BP.
2009-02-20
źródło: Gazeta Prawna

Brytyjczycy już tracą domy!

Około 40 tys. ludziom w Wielkiej Brytanii zajęto domy w 2008 roku. Oznacza to wzrost o 54 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim - poinformowała w piątek Rada Kredytodawców Hipotecznych (CLM - Council of Mortgage Lenders).

CLM oczekuje, że w tym roku liczba zajmowanych nieruchomości, ponieważ ich właściciele nie spłacają kredytów hipotecznych, wzrośnie do 75 tysięcy.

Według CLM, mimo trudności gospodarczych, takich przejęć było w zeszłym roku mniej niż oczekiwano m.in. dlatego, że kredytodawcy dokładają starań, by dojść jakoś do porozumienia z dłużnikami.

Szef CLM Michael Coogan powiedział, że zanotowano "znaczny" wzrost przypadków porzucania przez ludzi ich nieruchomości, ale nie podał konkretnych danych.

interia.pl/Piątek, 20 lutego (12:53)

Brytyjczycy już tracą domy!

Około 40 tys. ludziom w Wielkiej Brytanii zajęto domy w 2008 roku. Oznacza to wzrost o 54 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim - poinformowała w piątek Rada Kredytodawców Hipotecznych (CLM - Council of Mortgage Lenders).

CLM oczekuje, że w tym roku liczba zajmowanych nieruchomości, ponieważ ich właściciele nie spłacają kredytów hipotecznych, wzrośnie do 75 tysięcy.

Według CLM, mimo trudności gospodarczych, takich przejęć było w zeszłym roku mniej niż oczekiwano m.in. dlatego, że kredytodawcy dokładają starań, by dojść jakoś do porozumienia z dłużnikami.

Szef CLM Michael Coogan powiedział, że zanotowano "znaczny" wzrost przypadków porzucania przez ludzi ich nieruchomości, ale nie podał konkretnych danych.

interia.pl/Piątek, 20 lutego (12:53)

Wilgoć w domu

Wilgoć to wielki szkodnik naszych domów. Niszczy tynki, ale też ma bardzo negatywny wpływ na nasze zdrowie.
Skąd  bierze się wilgoć?

Po pierwsze – woda deszczowa. Najlepszym zabezpieczeniem przed deszczówką jest dobrze położony i zaizolowany dach, czyli liczy się przede wszystkim orynnowanie i precyzyjne wykonanie blacharki.   Kolejnym źródłem wilgoci jest grunt. To mało widoczne zagrożenie nie powinno umknąć naszej uwadze. Wilgoć z gleby przenika do piwnic w wyniku źle wykonanej izolacji  budynku.  

Wilgoć, która dostała się do struktur budynku radykalnie osłabia jego cechy termoizolacyjne, powodując tym samym podwyższenie comiesięcznych kosztów ocieplania. To wilgoć powoduje wyraźny rozwój grzybów oraz pleśni, a zimą skutecznie niszczy mur, co jest konsekwencją zamrażania wody. Woda to sól, która  skutecznie osłabia tynku, powodując ich systematyczne odpadanie oraz wykruszanie się.  

Co robić, gdy nasz dom dotknie plaga wilgoci?  

Skoncentrujmy się na dwóch najbardziej popularnych metodach.  

Pierwszą z nich jest iniekcja krystaliczna. Polega ona na nawierceniu w zawilgoconej części muru otworów iniekcyjnych. Otwory powinny mieć szerokość dwudziestu milimetrów.  Wwiercamy się na grubość ściany – pomniejszoną o około siedem centymetrów. Otwory wykonuje się w prostej linii równolegle do podłoża, każdy w odstępach około dziesięciu centymetrów od poprzedniego.  Wiercimy pod kątem piętnastu stopni do poziomu. W otwory wlewamy około pół litra wody, woda zwilża mur i wypłukuje naleciałości po wierceniu.
Następnie w puste otwory wciskamy cement portlandzki – koniecznie w płynnej postaci. Owy cement wcześniej mieszamy z aktywatorem krzemianowym, ten środek krystalizując się generuje wytrzymałą i nieprzepuszczalną warstwę izolacyjną. Trzeba tylko pamiętać, żeby w trakcie pracy zapewnić wentylację osuszanemu domu. Cały proces osuszania trwa do tygodnia.  

Drugą z możliwością jest termoiniekcja. Wiercimy w murze otwory o średnicy około dwóch centymetrów, rozstawiając je co dwadzieścia centymetrów w dwóch rzędach. Otwory te służą do wprowadzania powietrza o konkretnej temperaturze z wykorzystaniem specjalistycznych urządzeń termowentylacyjnych.

Praca nad osuszeniem ścian trwa zazwyczaj około dwóch do czterech dni. Czas osuszania zależy od stopnia zawilgocenia murów, nie bez znaczenia jest też ich grubość. Kiedy proces osuszania zbliża się do końca, w wywiercone otwory wpuszcza się specjalne środki hydrofobowe. Ich zadaniem jest stworzenie bariery dla wilgoci.
źródło: dom.wp.pl

Wilgoć w domu

Wilgoć to wielki szkodnik naszych domów. Niszczy tynki, ale też ma bardzo negatywny wpływ na nasze zdrowie.
Skąd  bierze się wilgoć?

Po pierwsze – woda deszczowa. Najlepszym zabezpieczeniem przed deszczówką jest dobrze położony i zaizolowany dach, czyli liczy się przede wszystkim orynnowanie i precyzyjne wykonanie blacharki.   Kolejnym źródłem wilgoci jest grunt. To mało widoczne zagrożenie nie powinno umknąć naszej uwadze. Wilgoć z gleby przenika do piwnic w wyniku źle wykonanej izolacji  budynku.  

Wilgoć, która dostała się do struktur budynku radykalnie osłabia jego cechy termoizolacyjne, powodując tym samym podwyższenie comiesięcznych kosztów ocieplania. To wilgoć powoduje wyraźny rozwój grzybów oraz pleśni, a zimą skutecznie niszczy mur, co jest konsekwencją zamrażania wody. Woda to sól, która  skutecznie osłabia tynku, powodując ich systematyczne odpadanie oraz wykruszanie się.  

Co robić, gdy nasz dom dotknie plaga wilgoci?  

Skoncentrujmy się na dwóch najbardziej popularnych metodach.  

Pierwszą z nich jest iniekcja krystaliczna. Polega ona na nawierceniu w zawilgoconej części muru otworów iniekcyjnych. Otwory powinny mieć szerokość dwudziestu milimetrów.  Wwiercamy się na grubość ściany – pomniejszoną o około siedem centymetrów. Otwory wykonuje się w prostej linii równolegle do podłoża, każdy w odstępach około dziesięciu centymetrów od poprzedniego.  Wiercimy pod kątem piętnastu stopni do poziomu. W otwory wlewamy około pół litra wody, woda zwilża mur i wypłukuje naleciałości po wierceniu.
Następnie w puste otwory wciskamy cement portlandzki – koniecznie w płynnej postaci. Owy cement wcześniej mieszamy z aktywatorem krzemianowym, ten środek krystalizując się generuje wytrzymałą i nieprzepuszczalną warstwę izolacyjną. Trzeba tylko pamiętać, żeby w trakcie pracy zapewnić wentylację osuszanemu domu. Cały proces osuszania trwa do tygodnia.  

Drugą z możliwością jest termoiniekcja. Wiercimy w murze otwory o średnicy około dwóch centymetrów, rozstawiając je co dwadzieścia centymetrów w dwóch rzędach. Otwory te służą do wprowadzania powietrza o konkretnej temperaturze z wykorzystaniem specjalistycznych urządzeń termowentylacyjnych.

Praca nad osuszeniem ścian trwa zazwyczaj około dwóch do czterech dni. Czas osuszania zależy od stopnia zawilgocenia murów, nie bez znaczenia jest też ich grubość. Kiedy proces osuszania zbliża się do końca, w wywiercone otwory wpuszcza się specjalne środki hydrofobowe. Ich zadaniem jest stworzenie bariery dla wilgoci.
źródło: dom.wp.pl

Spadki już dwucyfrowe!

Spadek cen mieszkań w ujęciu rocznym w niektórych dużych miastach osiągnął dwucyfrowe tempo - wynika z porównania cen transakcji, które zawierali klienci Open Finance.

W porównaniu do stycznia ubiegłego roku ponad 10-proc. spadki cen zanotowano w Gdańsku i Poznaniu, a w Krakowie spadek cen zbliżył się do 9 proc. W stolicy ceny ustabilizowały się nieznacznie tylko poniżej ubiegłorocznej mediany. Jeśli jest w tych danych coś pocieszającego, to porównywalna liczba transakcji do tej obserwowanej w listopadzie. W porównaniu z grudniem 2008 r. liczba transakcji jest nawet nieznacznie wyższa, lecz wciąż jest ich mniej niż w styczniu 2008 r.

W dalszym ciągu wpływ na taką sytuację ma klincz na rynku kredytowym - hipoteczne kredyty walutowe nie mogą wrócić do oferty banków, pomimo teoretycznie dogodniejszych warunków na rynku walutowym (wysokie kursy euro czy franka podnoszą atrakcyjność tego rodzaju kredytów). Oprocentowanie w złotych spada (już poniżej 7 proc. dla kredytów zaciąganych obecnie) i choć sytuacja mogłaby skłonić kredytobiorców do większej aktywności, to ostrożna polityka banków w udzielaniu kredytów hipotecznych przynosi skutek wręcz odwrotny. Nadto należy pamiętać o wszechobecnym w mediach słowie na "k", skutecznie schładzającym zapał kupujących, którzy ostrożniej szacują własne możliwości do zaciągania wieloletnich zobowiązań kredytowych. Powszechne przeświadczenie o mającym dokonać się spadku cen mieszkań, lub przynajmniej długoterminowej stabilizacji cen, również działa na niekorzyść sprzedających.

Perspektywy

Nie widzimy oznak poprawy na rynku mieszkaniowym. Dostępność kredytów przestała się pogarszać, ale jednak jeszcze nie zaczęła się poprawiać. Z drugiej strony w obliczu groźby spowolnienia gospodarczego w Polsce, po kredyty hipoteczne nie ustawiają się też kolejki, choć wzrost zainteresowania inwestycjami w mieszkania jest odczuwalny w oddziałach Open Finance. Nie mniej nie ma obecnie powodu, by spodziewać się szybkiej poprawy na rynku mieszkań. Stopy procentowe (a więc także oprocentowanie kredytów) co prawda spadają, ale obniżają się także przychody z wynajmu mieszkań, zatem rentowność najmu pozostaje na umiarkowanie wysokim poziomie.

Końca spadków nie widać

W perspektywie dalszego spadku cen i przychodów z najmu trudno liczyć na ożywienie popytu inwestycyjnego w najbliższym czasie. Oczekujemy zatem kontynuacji widocznej tendencji spadku cen mieszkań, który jednak nie powinien przyspieszać. Spadek cen na poziomie 10 proc. r/r powinien się utrzymać w I półroczu br. Później najbardziej prawdopodobnym scenariuszem wydaje się długotrwała stabilizacja cen przy wciąż niewielkiej aktywności rynku. Ożywić popyt mogą symptomy zakończenia okresu spowolnienia gospodarczego lub wstąpienie Polski do strefy ERM2 (ze względu na prawdopodobną zwiększoną dostępność kredytów w euro w tym czasie).


Open Finance

źródło informacji: Open Finance

Spadki już dwucyfrowe!

Spadek cen mieszkań w ujęciu rocznym w niektórych dużych miastach osiągnął dwucyfrowe tempo - wynika z porównania cen transakcji, które zawierali klienci Open Finance.

W porównaniu do stycznia ubiegłego roku ponad 10-proc. spadki cen zanotowano w Gdańsku i Poznaniu, a w Krakowie spadek cen zbliżył się do 9 proc. W stolicy ceny ustabilizowały się nieznacznie tylko poniżej ubiegłorocznej mediany. Jeśli jest w tych danych coś pocieszającego, to porównywalna liczba transakcji do tej obserwowanej w listopadzie. W porównaniu z grudniem 2008 r. liczba transakcji jest nawet nieznacznie wyższa, lecz wciąż jest ich mniej niż w styczniu 2008 r.

W dalszym ciągu wpływ na taką sytuację ma klincz na rynku kredytowym - hipoteczne kredyty walutowe nie mogą wrócić do oferty banków, pomimo teoretycznie dogodniejszych warunków na rynku walutowym (wysokie kursy euro czy franka podnoszą atrakcyjność tego rodzaju kredytów). Oprocentowanie w złotych spada (już poniżej 7 proc. dla kredytów zaciąganych obecnie) i choć sytuacja mogłaby skłonić kredytobiorców do większej aktywności, to ostrożna polityka banków w udzielaniu kredytów hipotecznych przynosi skutek wręcz odwrotny. Nadto należy pamiętać o wszechobecnym w mediach słowie na "k", skutecznie schładzającym zapał kupujących, którzy ostrożniej szacują własne możliwości do zaciągania wieloletnich zobowiązań kredytowych. Powszechne przeświadczenie o mającym dokonać się spadku cen mieszkań, lub przynajmniej długoterminowej stabilizacji cen, również działa na niekorzyść sprzedających.

Perspektywy

Nie widzimy oznak poprawy na rynku mieszkaniowym. Dostępność kredytów przestała się pogarszać, ale jednak jeszcze nie zaczęła się poprawiać. Z drugiej strony w obliczu groźby spowolnienia gospodarczego w Polsce, po kredyty hipoteczne nie ustawiają się też kolejki, choć wzrost zainteresowania inwestycjami w mieszkania jest odczuwalny w oddziałach Open Finance. Nie mniej nie ma obecnie powodu, by spodziewać się szybkiej poprawy na rynku mieszkań. Stopy procentowe (a więc także oprocentowanie kredytów) co prawda spadają, ale obniżają się także przychody z wynajmu mieszkań, zatem rentowność najmu pozostaje na umiarkowanie wysokim poziomie.

Końca spadków nie widać

W perspektywie dalszego spadku cen i przychodów z najmu trudno liczyć na ożywienie popytu inwestycyjnego w najbliższym czasie. Oczekujemy zatem kontynuacji widocznej tendencji spadku cen mieszkań, który jednak nie powinien przyspieszać. Spadek cen na poziomie 10 proc. r/r powinien się utrzymać w I półroczu br. Później najbardziej prawdopodobnym scenariuszem wydaje się długotrwała stabilizacja cen przy wciąż niewielkiej aktywności rynku. Ożywić popyt mogą symptomy zakończenia okresu spowolnienia gospodarczego lub wstąpienie Polski do strefy ERM2 (ze względu na prawdopodobną zwiększoną dostępność kredytów w euro w tym czasie).


Open Finance

źródło informacji: Open Finance

Łatwiejsza eksmisja niechcianego lokatora

Przygotowywane przepisy ułatwią życie właścicielom mieszkań, którzy szybciej będą mogli pozbyć się niechcianych lokatorów. Państwo też nie będzie musiało zapewnić eksmitowanemu lokalu zastępczego.
Prywatny właściciel, wynajmując mieszkanie na czas oznaczony, nie dłuższy niż dziesięć lat, łatwiej niż do tej pory będzie mógł usunąć lokatora, pod warunkiem że zawrze z nim umowę o najem okazjonalny i zgłosi ją w ciągu 14 dni naczelnikowi urzędu skarbowego. Wystarczy, że zażąda na piśmie, aby najemca razem z osobami z nim mieszkającymi opróżnił mieszkanie. Nie będzie musiał zapewnić mu lokalu socjalnego, zamiennego lub pomieszczenia tymczasowego.

Nowe uprawnienia dla wynajmujących właścicieli przewiduje projekt ustawy o ochronie praw lokatorów, mieszkaniowym zasobie gminy i o zmianie kodeksu cywilnego oraz o zmianie niektórych innych ustaw, przygotowany przez Ministerstwo Infrastruktury i skierowany obecnie do uzgodnień międzyresortowych.

- Przygotowywane przepisy, które urynkowiają zasady wynajmu, będą korzystne dla właścicieli, którzy szybciej uwolnią się od niechcianych lokatorów, oraz dla państwa, bo nie będzie musiało zapewniać lokalu eksmitowanemu i uzyska większy dochód z podatków, wynajmującym będzie opłacało się zgłosić umowę do urzędu skarbowego - ocenia adwokat Roman Nowosielski z Kancelarii Nowosielski, Gotkowicz i Partnerzy.

Ochrona dla wynajmującego

Umowę najmu okazjonalnego będzie mógł zawrzeć tylko właściciel mieszkania, który jest osobą fizyczną i nie prowadzi działalności gospodarczej w zakresie wynajmowania lokali.

- Ograniczenie wyłącza jednak możliwość okazjonalnego wynajmowania nowo wybudowanych lokali przez deweloperów, którzy obecnie nie mogą ich sprzedać ze względu na spadek koniunktury, oraz przez osoby fizyczne, które nie są właścicielami, ale mają tytuł prawny do lokalu - tłumaczy Tymoteusz Barański, prawnik z kancelarii I&Z.
źródło: Gazeta Prawna
dom.wp.pl

Łatwiejsza eksmisja niechcianego lokatora

Przygotowywane przepisy ułatwią życie właścicielom mieszkań, którzy szybciej będą mogli pozbyć się niechcianych lokatorów. Państwo też nie będzie musiało zapewnić eksmitowanemu lokalu zastępczego.
Prywatny właściciel, wynajmując mieszkanie na czas oznaczony, nie dłuższy niż dziesięć lat, łatwiej niż do tej pory będzie mógł usunąć lokatora, pod warunkiem że zawrze z nim umowę o najem okazjonalny i zgłosi ją w ciągu 14 dni naczelnikowi urzędu skarbowego. Wystarczy, że zażąda na piśmie, aby najemca razem z osobami z nim mieszkającymi opróżnił mieszkanie. Nie będzie musiał zapewnić mu lokalu socjalnego, zamiennego lub pomieszczenia tymczasowego.

Nowe uprawnienia dla wynajmujących właścicieli przewiduje projekt ustawy o ochronie praw lokatorów, mieszkaniowym zasobie gminy i o zmianie kodeksu cywilnego oraz o zmianie niektórych innych ustaw, przygotowany przez Ministerstwo Infrastruktury i skierowany obecnie do uzgodnień międzyresortowych.

- Przygotowywane przepisy, które urynkowiają zasady wynajmu, będą korzystne dla właścicieli, którzy szybciej uwolnią się od niechcianych lokatorów, oraz dla państwa, bo nie będzie musiało zapewniać lokalu eksmitowanemu i uzyska większy dochód z podatków, wynajmującym będzie opłacało się zgłosić umowę do urzędu skarbowego - ocenia adwokat Roman Nowosielski z Kancelarii Nowosielski, Gotkowicz i Partnerzy.

Ochrona dla wynajmującego

Umowę najmu okazjonalnego będzie mógł zawrzeć tylko właściciel mieszkania, który jest osobą fizyczną i nie prowadzi działalności gospodarczej w zakresie wynajmowania lokali.

- Ograniczenie wyłącza jednak możliwość okazjonalnego wynajmowania nowo wybudowanych lokali przez deweloperów, którzy obecnie nie mogą ich sprzedać ze względu na spadek koniunktury, oraz przez osoby fizyczne, które nie są właścicielami, ale mają tytuł prawny do lokalu - tłumaczy Tymoteusz Barański, prawnik z kancelarii I&Z.
źródło: Gazeta Prawna
dom.wp.pl

Ceny nieruchomości "stygną"

Sytuacja na rynku nieruchomości, podobnie jak w większości gałęzi gospodarki, zmieniła się diametralnie w ciągu ostatniego roku. Coraz częściej pojawiające się hasło "kryzys" stało się w ostatnim czasie wręcz wszechobecne.
O ile branże produkcyjne i usługowe nie odczuły jeszcze dotkliwie spowolnienia gospodarczego, to rynek nieruchomości wyhamował gwałtownie. Wrażenie to potęguje dodatkowo zestawienie obecnych wyników tej branży z tymi, do których zdążyliśmy się już przyzwyczaić przez ostatnie lata.
Na rynku doszło nie tyle do ustabilizowania cen, co do ich gwałtownego spadku. W IV kwartale 2008 r. ceny ofertowe (należy pamiętać, że ceny transakcyjne bywają niższe o 10-15 proc.) we wszystkich dużych miastach w Polsce były niższe niż w analogicznym okresie 2007 r. Początek 2009 r. pogłębił tę różnicę.
Analiza sytuacji makroekonomicznej oraz sektora bankowości (ten był największym motorem rozwoju polskiego rynku nieruchomości) wykazuje, że przynajmniej do połowy 2009 r. nadal będziemy mieli do czynienia ze spadkiem cen nieruchomości. Perspektywa nagłej poprawy sytuacji jest raczej mało prawdopodobna, zważywszy na symptomy kryzysu, który coraz bardziej dotyka bilanse przedsiębiorstw, a co za tym idzie, uszczupla portfele ich pracowników. Wzrost bezrobocia osłabi poczucie bezpieczeństwa przyszłych właścicieli nieruchomości, co znacznie wpłynie na stronę popytową rynku.
interia.pl/Czwartek, 19 lutego (06:00)

Ceny nieruchomości "stygną"

Sytuacja na rynku nieruchomości, podobnie jak w większości gałęzi gospodarki, zmieniła się diametralnie w ciągu ostatniego roku. Coraz częściej pojawiające się hasło "kryzys" stało się w ostatnim czasie wręcz wszechobecne.
O ile branże produkcyjne i usługowe nie odczuły jeszcze dotkliwie spowolnienia gospodarczego, to rynek nieruchomości wyhamował gwałtownie. Wrażenie to potęguje dodatkowo zestawienie obecnych wyników tej branży z tymi, do których zdążyliśmy się już przyzwyczaić przez ostatnie lata.
Na rynku doszło nie tyle do ustabilizowania cen, co do ich gwałtownego spadku. W IV kwartale 2008 r. ceny ofertowe (należy pamiętać, że ceny transakcyjne bywają niższe o 10-15 proc.) we wszystkich dużych miastach w Polsce były niższe niż w analogicznym okresie 2007 r. Początek 2009 r. pogłębił tę różnicę.
Analiza sytuacji makroekonomicznej oraz sektora bankowości (ten był największym motorem rozwoju polskiego rynku nieruchomości) wykazuje, że przynajmniej do połowy 2009 r. nadal będziemy mieli do czynienia ze spadkiem cen nieruchomości. Perspektywa nagłej poprawy sytuacji jest raczej mało prawdopodobna, zważywszy na symptomy kryzysu, który coraz bardziej dotyka bilanse przedsiębiorstw, a co za tym idzie, uszczupla portfele ich pracowników. Wzrost bezrobocia osłabi poczucie bezpieczeństwa przyszłych właścicieli nieruchomości, co znacznie wpłynie na stronę popytową rynku.
interia.pl/Czwartek, 19 lutego (06:00)

Jak zachować ciepło w mieszkaniu?

Budynki zbudowane kilkadziesiąt lat temu często mają tak zniszczone okna, że najmniejsze trzęsienie ziemi spowodowałoby spektakularne przedstawienie. Dobrze, że w naszej szerokości geograficznej to raczej rzadkość! Ale i tak warto zastanowić się co z tym fantem zrobić. Nieszczelne okna wpływają bowiem bardzo negatywnie na utrzymanie gospodarki ciepła w naszym mieszkaniu.
Obecnie na rynku mamy sporo firm, które handlują oknami oraz roletami zewnętrznymi. Bardzo korzystne, choć dość drogie, jest połączenie tych dwóch rzeczy, ponieważ w długim okresie czasu ten wydatek nam się opłaci. Dlaczego? Poprzez nieszczelne okna ucieka z domu dużo ciepłego powietrza. Pomieszczenia szybko się wychładzają. W związku z tym musimy zużyć więcej energii, żeby utrzymać tą sama temperaturę.  

Z drugiej strony nieszczelność okien może być pożądana…Czy to absurd? Nie. Otóż sprawdza się to tylko wtedy, kiedy mamy zainstalowany w domu piecyk gazowy.  

Wiele osób po prostu nie wietrzy mieszkania, żeby zaoszczędzić. Gaz nie spala się do końca i pewna jego część może krążyć wewnątrz pomieszczenie. Pisaliśmy już o tym podczas realizacji materiału poświęconemu właśnie piecykom gazowym. W takiej sytuacji nieszczelność okien jest mile widziana, jednak to chyba jedyny przypadek.  

Wystarczy zamontować nowe, szczelne okna i po prostu rozszczelniać je od czasu do czasu. Ruch powietrza będzie jeszcze lepszy – słowo. To już sprawdzona metoda, że jeśli chcemy zaoszczędzić to najpierw musimy wydać! Na szczęście okna wymienia się 2-3 razy w życiu…
Co jeszcze można zrobić?

Zamontować rolety zewnętrzne (niekoniecznie antywłamaniowe). Koszt znowu rośnie, ale każdego miesiąca (lub przy rozliczeniu okresu grzewczego) rachunki będę mniejsze. Ciepłe powietrze, które krąży po mieszkaniu napotyka jeszcze jedną barierę przed wyjściem, a „zły” chłód z zewnątrz atakuje najpierw roletę. Rolety mają jeszcze jeden plus - wygłuszają. Jeśli mieszkanie jest położone blisko ruchliwej ulicy to one właśnie „pochłaniają” hałas.  

Istnieje jeszcze jeden, sprawdzony sposób, aby płacić mniej za rachunki. Ocieplenie całego budynku styropianem (najlepiej grubości 10-12 cm) jest podstawowym zabiegiem, jeśli chcemy zmniejszyć wydatki. Najczęściej wygląda to tak, że np. wspólnota mieszkaniowa bierze kredyt, który mieszkańcy spłacają przez kilka lat. Taka operacja  to proporcjonalnie rozłożone na mieszkańców i doliczane do miesięcznego czynszu.   Ocieplanie, jest szczególnie  ważne w nowym budownictwie.  Bloki, które urosły szybciej niż domki z kart mają cienkie mury, które siłą rzeczy nie utrzymują ciepła. Prędzej czy później „piękne” bloki będą musiały być obłożone styropianem – niestety!
dom.wp.pl

Jak zachować ciepło w mieszkaniu?

Budynki zbudowane kilkadziesiąt lat temu często mają tak zniszczone okna, że najmniejsze trzęsienie ziemi spowodowałoby spektakularne przedstawienie. Dobrze, że w naszej szerokości geograficznej to raczej rzadkość! Ale i tak warto zastanowić się co z tym fantem zrobić. Nieszczelne okna wpływają bowiem bardzo negatywnie na utrzymanie gospodarki ciepła w naszym mieszkaniu.
Obecnie na rynku mamy sporo firm, które handlują oknami oraz roletami zewnętrznymi. Bardzo korzystne, choć dość drogie, jest połączenie tych dwóch rzeczy, ponieważ w długim okresie czasu ten wydatek nam się opłaci. Dlaczego? Poprzez nieszczelne okna ucieka z domu dużo ciepłego powietrza. Pomieszczenia szybko się wychładzają. W związku z tym musimy zużyć więcej energii, żeby utrzymać tą sama temperaturę.  

Z drugiej strony nieszczelność okien może być pożądana…Czy to absurd? Nie. Otóż sprawdza się to tylko wtedy, kiedy mamy zainstalowany w domu piecyk gazowy.  

Wiele osób po prostu nie wietrzy mieszkania, żeby zaoszczędzić. Gaz nie spala się do końca i pewna jego część może krążyć wewnątrz pomieszczenie. Pisaliśmy już o tym podczas realizacji materiału poświęconemu właśnie piecykom gazowym. W takiej sytuacji nieszczelność okien jest mile widziana, jednak to chyba jedyny przypadek.  

Wystarczy zamontować nowe, szczelne okna i po prostu rozszczelniać je od czasu do czasu. Ruch powietrza będzie jeszcze lepszy – słowo. To już sprawdzona metoda, że jeśli chcemy zaoszczędzić to najpierw musimy wydać! Na szczęście okna wymienia się 2-3 razy w życiu…
Co jeszcze można zrobić?

Zamontować rolety zewnętrzne (niekoniecznie antywłamaniowe). Koszt znowu rośnie, ale każdego miesiąca (lub przy rozliczeniu okresu grzewczego) rachunki będę mniejsze. Ciepłe powietrze, które krąży po mieszkaniu napotyka jeszcze jedną barierę przed wyjściem, a „zły” chłód z zewnątrz atakuje najpierw roletę. Rolety mają jeszcze jeden plus - wygłuszają. Jeśli mieszkanie jest położone blisko ruchliwej ulicy to one właśnie „pochłaniają” hałas.  

Istnieje jeszcze jeden, sprawdzony sposób, aby płacić mniej za rachunki. Ocieplenie całego budynku styropianem (najlepiej grubości 10-12 cm) jest podstawowym zabiegiem, jeśli chcemy zmniejszyć wydatki. Najczęściej wygląda to tak, że np. wspólnota mieszkaniowa bierze kredyt, który mieszkańcy spłacają przez kilka lat. Taka operacja  to proporcjonalnie rozłożone na mieszkańców i doliczane do miesięcznego czynszu.   Ocieplanie, jest szczególnie  ważne w nowym budownictwie.  Bloki, które urosły szybciej niż domki z kart mają cienkie mury, które siłą rzeczy nie utrzymują ciepła. Prędzej czy później „piękne” bloki będą musiały być obłożone styropianem – niestety!
dom.wp.pl

Banki mają wrócić do roli "sług", a nie "panów" gospodarki

Brytyjski premier Gordon Brown wezwał bankowców, by wrócili do starych, wypracowanych wzorców. W opublikowanym w Observerze artykule szef rządu zaapelował do finansistów o rozsądek. Jego zdaniem, banki nie powinny bawić się w skomplikowane inwestycje międzynarodowe.
Brown opowiedział się też za ograniczeniami w udzielaniu kredytów. Według niego, bankowcy powinni wykazać się większą odpowiedzialnością i wrócić do roli "sług", a nie "panów" brytyjskiej gospodarki.
Część komentatorów uznała artykuł Browna za humbug, przypominając, że jeszcze niedawno otwarcie krytykował systemy bankowe w innych krajach Europy za obowiązujące w nich ograniczenia i małą elastyczność. Wówczas Brown przekonywał, że brytyjskie warunki przyciągają inwestorów, czym przyczyniają się do wzrostu liczby miejsc pracy i zamożności obywateli.


wp.pl/IAR | 22.02.2009 | 07:20

Banki mają wrócić do roli "sług", a nie "panów" gospodarki

Brytyjski premier Gordon Brown wezwał bankowców, by wrócili do starych, wypracowanych wzorców. W opublikowanym w Observerze artykule szef rządu zaapelował do finansistów o rozsądek. Jego zdaniem, banki nie powinny bawić się w skomplikowane inwestycje międzynarodowe.
Brown opowiedział się też za ograniczeniami w udzielaniu kredytów. Według niego, bankowcy powinni wykazać się większą odpowiedzialnością i wrócić do roli "sług", a nie "panów" brytyjskiej gospodarki.
Część komentatorów uznała artykuł Browna za humbug, przypominając, że jeszcze niedawno otwarcie krytykował systemy bankowe w innych krajach Europy za obowiązujące w nich ograniczenia i małą elastyczność. Wówczas Brown przekonywał, że brytyjskie warunki przyciągają inwestorów, czym przyczyniają się do wzrostu liczby miejsc pracy i zamożności obywateli.


wp.pl/IAR | 22.02.2009 | 07:20

Usprawnią budownictwo

Budownictwo odgrywa kluczową rolę w każdej gospodarce. Z tego właśnie powodu powinno się dążyć do upraszczania procedur związanych z inwestycjami budowlanymi. Im bardziej będą one skomplikowane, tym dłuższy będzie cały proces budowlany, a przecież nie o to chodzi.

Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze szereg spraw, o których decydują urzędnicy. Duża uznaniowość sprzyja z kolei korupcji, na którą budownictwo jest szczególnie podatne. Kiedy będziemy mieli w Polsce jasne przepisy, proste procedury i mniejszą władzę urzędników? Na to przyjdzie nam jeszcze poczekać, ale pierwszy krok w tym kierunku już został zrobiony.

12 lutego Sejm uchwalił nowelizację ustawy Prawo budowlane. Dzięki niej łatwiejsze będzie zarówno rozpoczęcie, jak i zakończenie inwestycji budowlanych. Uproszczenia dotyczą w szczególności tych inwestycji, które nie oddziałują znacząco na środowisko i obszar Natura 2000, a więc na przykład domów jednorodzinnych czy bloków mieszkalnych. Żeby rozpocząć budowę trzeba będzie złożyć wniosek o rejestrację takiej inwestycji, a nie jak ma to miejsce obecnie ubiegać się o pozwolenie na budowę. Do wniosku trzeba będzie załączyć oczywiście komplet niezbędnych dokumentów, na zapoznanie się z którymi starosta będzie miał 30 dni. Jeśli w tym czasie nie wniesie on sprzeciwu, wtedy inwestor może przystąpić do prac. Rejestracja nie będzie w ogóle potrzebna przy drobnych pracach budowlanych, a więc przy remoncie czy przebudowie obiektu. Nie trzeba będzie także przedstawiać oświadczeń odpowiednich służb, co zaoszczędzi sporo czasu.

Nowelizacja zakłada także uproszczenia w końcowej fazie projektu. Nie trzeba będzie ubiegać się już o pozwolenie na użytkowanie obiektu (w znacznej części przypadków), a jedynie zgłosić, że prace budowlane zostały zakończone. Osoby, które budują domy jednorodzinne, nie będą musiały już zawiadamiać państwowych służb o zakończeniu budowy.

Propozycje zmian są bardzo dobre, bo stopniowo uwalniają wszechobecną w Polsce biurokrację. Najwięcej korzyści odniosą indywidualni inwestorzy, którzy cały czas wykazują się dużą aktywnością w budownictwie mieszkaniowym - z danych GUS wynika, że w styczniu 2009 roku w tej grupie oddano do użytku 11 575 lokali, co stanowi 59% wszystkich lokali oddanych do użytku. Udział ten był bardzo wysoki również w poprzednich okresach. Tak więc zmiany powinny ucieszyć zwłaszcza małych inwestorów, dla których budowa domów nareszcie stanie się łatwiejsza. Pozostaje teraz czekać na uchwałę nowelizacji przez Senat i podpis Prezydenta, a potem na kolejne rozwiązania usprawniające polskie budownictwo.

Małgorzata Kędzierska

Analityk rynku nieruchomości Wynajem.pl


źródło informacji: Wynajem.pl

interia.pl/Czwartek, 19 lutego (13:51)

Usprawnią budownictwo

Budownictwo odgrywa kluczową rolę w każdej gospodarce. Z tego właśnie powodu powinno się dążyć do upraszczania procedur związanych z inwestycjami budowlanymi. Im bardziej będą one skomplikowane, tym dłuższy będzie cały proces budowlany, a przecież nie o to chodzi.

Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze szereg spraw, o których decydują urzędnicy. Duża uznaniowość sprzyja z kolei korupcji, na którą budownictwo jest szczególnie podatne. Kiedy będziemy mieli w Polsce jasne przepisy, proste procedury i mniejszą władzę urzędników? Na to przyjdzie nam jeszcze poczekać, ale pierwszy krok w tym kierunku już został zrobiony.

12 lutego Sejm uchwalił nowelizację ustawy Prawo budowlane. Dzięki niej łatwiejsze będzie zarówno rozpoczęcie, jak i zakończenie inwestycji budowlanych. Uproszczenia dotyczą w szczególności tych inwestycji, które nie oddziałują znacząco na środowisko i obszar Natura 2000, a więc na przykład domów jednorodzinnych czy bloków mieszkalnych. Żeby rozpocząć budowę trzeba będzie złożyć wniosek o rejestrację takiej inwestycji, a nie jak ma to miejsce obecnie ubiegać się o pozwolenie na budowę. Do wniosku trzeba będzie załączyć oczywiście komplet niezbędnych dokumentów, na zapoznanie się z którymi starosta będzie miał 30 dni. Jeśli w tym czasie nie wniesie on sprzeciwu, wtedy inwestor może przystąpić do prac. Rejestracja nie będzie w ogóle potrzebna przy drobnych pracach budowlanych, a więc przy remoncie czy przebudowie obiektu. Nie trzeba będzie także przedstawiać oświadczeń odpowiednich służb, co zaoszczędzi sporo czasu.

Nowelizacja zakłada także uproszczenia w końcowej fazie projektu. Nie trzeba będzie ubiegać się już o pozwolenie na użytkowanie obiektu (w znacznej części przypadków), a jedynie zgłosić, że prace budowlane zostały zakończone. Osoby, które budują domy jednorodzinne, nie będą musiały już zawiadamiać państwowych służb o zakończeniu budowy.

Propozycje zmian są bardzo dobre, bo stopniowo uwalniają wszechobecną w Polsce biurokrację. Najwięcej korzyści odniosą indywidualni inwestorzy, którzy cały czas wykazują się dużą aktywnością w budownictwie mieszkaniowym - z danych GUS wynika, że w styczniu 2009 roku w tej grupie oddano do użytku 11 575 lokali, co stanowi 59% wszystkich lokali oddanych do użytku. Udział ten był bardzo wysoki również w poprzednich okresach. Tak więc zmiany powinny ucieszyć zwłaszcza małych inwestorów, dla których budowa domów nareszcie stanie się łatwiejsza. Pozostaje teraz czekać na uchwałę nowelizacji przez Senat i podpis Prezydenta, a potem na kolejne rozwiązania usprawniające polskie budownictwo.

Małgorzata Kędzierska

Analityk rynku nieruchomości Wynajem.pl


źródło informacji: Wynajem.pl

interia.pl/Czwartek, 19 lutego (13:51)

Drgnęło na rynku nieruchomości. Na razie w internecie

Internauci szturmują serwisy ogłoszeniowe. Chętnych na kupno lub sprzedaż mieszkania jest najwięcej od pół roku. Mimo to wciąż panuje transakcyjny marazm, bo kupujący nie mają pieniędzy.

Dziś GUS podał, że w styczniu na rynku nieruchomości pojawiło się dokładnie 19541 nowych mieszkań. To wynik o 33,5 procent lepszy niż w styczniu ubiegłego roku i 63 procent tego, co deweloperzy i indywidualni inwestorzy skończyli budować w grudniu 2008. Money.pl sprawdził, czy Polacy szukają ofert mieszkaniowych, czy też pogodzili się z panującym na rynku nieruchomości marazmem.

Okazuje się, że w styczniu popularność fraz związanych z kupnem mieszkań wpisywana w wyszukiwarkę była najwyższa od roku. Odbicie nastąpiło po najgorszym grudniu w historii. Są chętni na mieszkania, są właściciele gotowi je sprzedać. Obie strony blokuje jednak kredytowa polityka banków.

Według statystyk Google, w styczniu Polacy około 1,5 miliona razy wpisywali do wyszukiwarki hasło sprzedam dom. Drugie tyle wyszukiwań dotyczyło hasła sprzedam mieszkanie. Czy to znaczy, że na rynku pojawili się chętni do kupowania, którzy szukają okazji?

Popularność frazy sprzedam mieszkanie wśród polskich internautów:


źródło: Google Trends

Zdaniem ekspertów, wniosek nie jest niestety tak oczywisty. - Wzrost liczby zapytań o hasło "sprzedam dom" to przejaw tego, że więcej osób chce wystawić nieruchomość na sprzedaż. Szukają informacji jak, za ile i gdzie sprzedać - ocenia Marta Kłosińska z serwisu Szybko.pl. - Dlaczego tak się dzieje? Ceny nieruchomości spadają i w związku z kryzysem, którego rozmiary trudno przewidzieć, będą spadać.

Grudniowy mega dołek

Aktywność internautów oddaje wyraźnie sytuację na rynku. Od września ubiegłego roku zainteresowanie frazami na temat nieruchomości wyraźnie słabło, podobnie jak ruch w branży.

Co prawda ostatnie dwa miesiące w roku to tradycyjnie czas, kiedy spada zainteresowanie nieruchomościami, jednak symptomatyczne, że grudzień 2008 był pod tym względem najgorszy od czasu badania trendów popularności fraz w polskiej wersji wyszukiwarki Google.

Podobny poziom zainteresowania internautów - choć mimo wszystko lepszy niż pod koniec ubiegłego roku - branża nieruchomości notowała w grudniu 2004 roku. Tyle, że wówczas z sieci korzystało około 8 milionów Polaków, a dziś jest ich dwukrotnie więcej - nawet 17 milionów.

Popularność frazy nieruchomości wśród polskich internautów:


źródło: Google Trends

Na słabe wyniki wpływ miały oczywiście problemy z dostępnością kredytów, ale również oczekiwanie kupujących, że sprzedający zejdą ze stawek. Zastój faktycznie pociągnął za sobą wyraźny spadek cen. Z grudniowych zestawień cen Open Finance wynika, że w skali roku najbardziej potaniały mieszkania w Krakowie (16,5 proc.) i Gdańsku (13,9 proc.). Taniej, choć już nie tak wyraźnie, było również we Wrocławiu (2,9 proc.) i w Warszawie (0,6 proc.). Open Finance odnotował również wyraźny spadek liczby transakcji.

Branża wraca na prostą?

W styczniu popularność frazy nieruchomości powróciła jednak do poziomu z pierwszej połowy ubiegłego roku. Informacji i ofert Polacy szukali 9 milionów razy. Roczna średnia, na której wyraźnie zaważyła druga połowa roku, to około 5 milionów wyszukań.

- Wysokie ceny, zmniejszenie dostępności kredytów oraz szalejące kursy walut doprowadziły do radykalnego ograniczenia liczby zawieranych transakcji. Nie spowodowały jednak tego, że ludzie przestali marzyć o własnym mieszkaniu, domu czy działce - wyjaśnia  Marcin Drogomirecki z portalu Oferty.net. - Popyt wciąż jest bardzo duży tylko możliwości nabywcze są niewystarczające. Mimo tego ludzie szukają ofert, przeglądają je, porównują i analizują ceny.


Drgnęło na rynku nieruchomości. Na razie w internecie

Drgnęło na rynku nieruchomości. Na razie w internecie

Internauci szturmują serwisy ogłoszeniowe. Chętnych na kupno lub sprzedaż mieszkania jest najwięcej od pół roku. Mimo to wciąż panuje transakcyjny marazm, bo kupujący nie mają pieniędzy.

Dziś GUS podał, że w styczniu na rynku nieruchomości pojawiło się dokładnie 19541 nowych mieszkań. To wynik o 33,5 procent lepszy niż w styczniu ubiegłego roku i 63 procent tego, co deweloperzy i indywidualni inwestorzy skończyli budować w grudniu 2008. Money.pl sprawdził, czy Polacy szukają ofert mieszkaniowych, czy też pogodzili się z panującym na rynku nieruchomości marazmem.

Okazuje się, że w styczniu popularność fraz związanych z kupnem mieszkań wpisywana w wyszukiwarkę była najwyższa od roku. Odbicie nastąpiło po najgorszym grudniu w historii. Są chętni na mieszkania, są właściciele gotowi je sprzedać. Obie strony blokuje jednak kredytowa polityka banków.

Według statystyk Google, w styczniu Polacy około 1,5 miliona razy wpisywali do wyszukiwarki hasło sprzedam dom. Drugie tyle wyszukiwań dotyczyło hasła sprzedam mieszkanie. Czy to znaczy, że na rynku pojawili się chętni do kupowania, którzy szukają okazji?

Popularność frazy sprzedam mieszkanie wśród polskich internautów:


źródło: Google Trends

Zdaniem ekspertów, wniosek nie jest niestety tak oczywisty. - Wzrost liczby zapytań o hasło "sprzedam dom" to przejaw tego, że więcej osób chce wystawić nieruchomość na sprzedaż. Szukają informacji jak, za ile i gdzie sprzedać - ocenia Marta Kłosińska z serwisu Szybko.pl. - Dlaczego tak się dzieje? Ceny nieruchomości spadają i w związku z kryzysem, którego rozmiary trudno przewidzieć, będą spadać.

Grudniowy mega dołek

Aktywność internautów oddaje wyraźnie sytuację na rynku. Od września ubiegłego roku zainteresowanie frazami na temat nieruchomości wyraźnie słabło, podobnie jak ruch w branży.

Co prawda ostatnie dwa miesiące w roku to tradycyjnie czas, kiedy spada zainteresowanie nieruchomościami, jednak symptomatyczne, że grudzień 2008 był pod tym względem najgorszy od czasu badania trendów popularności fraz w polskiej wersji wyszukiwarki Google.

Podobny poziom zainteresowania internautów - choć mimo wszystko lepszy niż pod koniec ubiegłego roku - branża nieruchomości notowała w grudniu 2004 roku. Tyle, że wówczas z sieci korzystało około 8 milionów Polaków, a dziś jest ich dwukrotnie więcej - nawet 17 milionów.

Popularność frazy nieruchomości wśród polskich internautów:


źródło: Google Trends

Na słabe wyniki wpływ miały oczywiście problemy z dostępnością kredytów, ale również oczekiwanie kupujących, że sprzedający zejdą ze stawek. Zastój faktycznie pociągnął za sobą wyraźny spadek cen. Z grudniowych zestawień cen Open Finance wynika, że w skali roku najbardziej potaniały mieszkania w Krakowie (16,5 proc.) i Gdańsku (13,9 proc.). Taniej, choć już nie tak wyraźnie, było również we Wrocławiu (2,9 proc.) i w Warszawie (0,6 proc.). Open Finance odnotował również wyraźny spadek liczby transakcji.

Branża wraca na prostą?

W styczniu popularność frazy nieruchomości powróciła jednak do poziomu z pierwszej połowy ubiegłego roku. Informacji i ofert Polacy szukali 9 milionów razy. Roczna średnia, na której wyraźnie zaważyła druga połowa roku, to około 5 milionów wyszukań.

- Wysokie ceny, zmniejszenie dostępności kredytów oraz szalejące kursy walut doprowadziły do radykalnego ograniczenia liczby zawieranych transakcji. Nie spowodowały jednak tego, że ludzie przestali marzyć o własnym mieszkaniu, domu czy działce - wyjaśnia  Marcin Drogomirecki z portalu Oferty.net. - Popyt wciąż jest bardzo duży tylko możliwości nabywcze są niewystarczające. Mimo tego ludzie szukają ofert, przeglądają je, porównują i analizują ceny.


Drgnęło na rynku nieruchomości. Na razie w internecie

Obama ratuje rynek nieruchomości

Prezydent Barack Obama przedstawił plan powstrzymania kosztem 275 miliardów dolarów fali tzw. foreclosures, czyli odbierania przez banki domów ich właścicielom z powodu niespłacania kredytów hipotecznych.

Obama zaprezentował swój plan w środę w Arizonie - w jednym ze stanów najbardziej dotkniętych kryzysem na rynku mieszkaniowym, który leży u podłoża obecnej recesji. Kryzys finansowy zaczął się od drastycznego spadku wartości papierów wartościowych opartych na niespłacalnych długach hipotecznych.

- Wszyscy płacimy drogo za ten kryzys z kredytami hipotecznymi. I wszyscy też zapłacimy jeszcze wyższą cenę, jeżeli pozwolimy, aby kryzys ten się dalej pogłębiał - powiedział prezydent w miejscowości Mesa w Arizonie.

Rządowy plan przewiduje zniesienie restrykcji nałożonych na Fannie Mae i Freddie Mac - dwie wielkie, upaństwowione ostatnio, instytucje finansowe gwarantujące kredyty hipoteczne, głównie dla uboższych Amerykanów - które nie pozwalają im refinansować hipotek w sytuacji, gdy suma zadłużenia przekracza aktualną wartość domu.

Dodatkowe pożyczki lub zmiana warunków spłat kredytu ma pozwolić zadłużonym właścicielom uniknąć utraty domu w wyniku foreclosure.

Rząd zamierza wpompować po 100 mld dolarów w Fannie Mae i Freddie Mac, aby zabezpieczyć je przed ewentualnymi stratami w razie ponownego niespłacania kredytów przez dłużników. Ma to pomóc około 5 milionom właścicieli domów. Pozostałe 75 mld dolarów administracja chce przeznaczyć na utworzenie specjalnego funduszu, który pozwoli zmniejszyć miesięczne spłaty kredytu hipotecznego przez około 3-4 mln kolejnych właścicieli domów.

Banki i inne instytucje finansowe, które zgodzą się obniżyć raty kredytu hipotecznego, otrzymają od rządu rekompensatę wyrównującą różnicę między starą o nową ratą kredytu.

Jak się oblicza, do końca zeszłego roku 9 procent właścicieli domów w USA zalegało ze spłatą kredytów lub straciło domy odebrane przez banki. Według raportu Credit Suisse do 2012 r. aż 16 procent domów stanie się ofiarami foreclosures.

Plan administracji Obamy bywa krytykowany przez konserwatystów. Twierdzą oni, że nie jest sprawiedliwe pomagać na koszt podatnika osobom, którzy kupili domy, na które nie było ich stać. Zwolennicy pomocy odpowiadają na to, że wielu ludzi wprowadzono w błąd oferując niezmiernie korzystne warunki pożyczek - tzw. sub-prime lending - ale nie ujawniając, że warunki te się z czasem zmienią, np. wzrosną procenty spłaty kredytu.

W wielu wypadkach chodziło tu o imigrantów, zwłaszcza z krajów latynoskich, którzy z braku znajomości języka nie zdawali sobie sprawy co podpisują w umowach z bankami o kredyty hipoteczne.

PAP/interia.pl

Obama ratuje rynek nieruchomości

Prezydent Barack Obama przedstawił plan powstrzymania kosztem 275 miliardów dolarów fali tzw. foreclosures, czyli odbierania przez banki domów ich właścicielom z powodu niespłacania kredytów hipotecznych.

Obama zaprezentował swój plan w środę w Arizonie - w jednym ze stanów najbardziej dotkniętych kryzysem na rynku mieszkaniowym, który leży u podłoża obecnej recesji. Kryzys finansowy zaczął się od drastycznego spadku wartości papierów wartościowych opartych na niespłacalnych długach hipotecznych.

- Wszyscy płacimy drogo za ten kryzys z kredytami hipotecznymi. I wszyscy też zapłacimy jeszcze wyższą cenę, jeżeli pozwolimy, aby kryzys ten się dalej pogłębiał - powiedział prezydent w miejscowości Mesa w Arizonie.

Rządowy plan przewiduje zniesienie restrykcji nałożonych na Fannie Mae i Freddie Mac - dwie wielkie, upaństwowione ostatnio, instytucje finansowe gwarantujące kredyty hipoteczne, głównie dla uboższych Amerykanów - które nie pozwalają im refinansować hipotek w sytuacji, gdy suma zadłużenia przekracza aktualną wartość domu.

Dodatkowe pożyczki lub zmiana warunków spłat kredytu ma pozwolić zadłużonym właścicielom uniknąć utraty domu w wyniku foreclosure.

Rząd zamierza wpompować po 100 mld dolarów w Fannie Mae i Freddie Mac, aby zabezpieczyć je przed ewentualnymi stratami w razie ponownego niespłacania kredytów przez dłużników. Ma to pomóc około 5 milionom właścicieli domów. Pozostałe 75 mld dolarów administracja chce przeznaczyć na utworzenie specjalnego funduszu, który pozwoli zmniejszyć miesięczne spłaty kredytu hipotecznego przez około 3-4 mln kolejnych właścicieli domów.

Banki i inne instytucje finansowe, które zgodzą się obniżyć raty kredytu hipotecznego, otrzymają od rządu rekompensatę wyrównującą różnicę między starą o nową ratą kredytu.

Jak się oblicza, do końca zeszłego roku 9 procent właścicieli domów w USA zalegało ze spłatą kredytów lub straciło domy odebrane przez banki. Według raportu Credit Suisse do 2012 r. aż 16 procent domów stanie się ofiarami foreclosures.

Plan administracji Obamy bywa krytykowany przez konserwatystów. Twierdzą oni, że nie jest sprawiedliwe pomagać na koszt podatnika osobom, którzy kupili domy, na które nie było ich stać. Zwolennicy pomocy odpowiadają na to, że wielu ludzi wprowadzono w błąd oferując niezmiernie korzystne warunki pożyczek - tzw. sub-prime lending - ale nie ujawniając, że warunki te się z czasem zmienią, np. wzrosną procenty spłaty kredytu.

W wielu wypadkach chodziło tu o imigrantów, zwłaszcza z krajów latynoskich, którzy z braku znajomości języka nie zdawali sobie sprawy co podpisują w umowach z bankami o kredyty hipoteczne.

PAP/interia.pl

W bankach coraz drożej

80 procent banków zaostrzyło politykę kredytową. Mniejsze zyski z tej działalności odbijają sobie podnosząc opłaty lub obniżając oprocentowanie rachunków. Money.pl sprawdził, które banki i o ile zaczęły dodatkowo zarabiać na klientach.
Również 80 procent banków ankietowanych przez Narodowy Bank Polski przyznało, że podniosło marże kredytowe.

W przypadku kredytów mieszkaniowych, aż 86 procent banków zaostrzyło kryteria ich udzielania. Dziewięć na dziesięć banków podniosło marże i zaczęło wymagać wyższego wkładu własnego. Wiele banków wycofało również z oferty kredyty denominowane w walutach obcych.

Wzrost zadłużenia Polaków z tytułu kredytów hipotecznych w mln złotych
lata złotowe walutowe ogółem
2005 15 569,8 20 273,4 35 807,2
2006 28 123,3 49 258,3 77 705,6
2007 52 391,4 64 449,1 116 840,5
2008 59 097,8 134 970,2 194 068

Źródło: NBP

W odniesieniu do kredytów konsumpcyjnych, kryteria ich udzielania zostały zaostrzone przez 75 procent banków. Około połowa podniosła marże. Banki odczuły przy tym nieznaczny spadek popytu.

źródło: money.pl/ 2009-02-20 14:30:13

W bankach coraz drożej

80 procent banków zaostrzyło politykę kredytową. Mniejsze zyski z tej działalności odbijają sobie podnosząc opłaty lub obniżając oprocentowanie rachunków. Money.pl sprawdził, które banki i o ile zaczęły dodatkowo zarabiać na klientach.
Również 80 procent banków ankietowanych przez Narodowy Bank Polski przyznało, że podniosło marże kredytowe.

W przypadku kredytów mieszkaniowych, aż 86 procent banków zaostrzyło kryteria ich udzielania. Dziewięć na dziesięć banków podniosło marże i zaczęło wymagać wyższego wkładu własnego. Wiele banków wycofało również z oferty kredyty denominowane w walutach obcych.

Wzrost zadłużenia Polaków z tytułu kredytów hipotecznych w mln złotych
lata złotowe walutowe ogółem
2005 15 569,8 20 273,4 35 807,2
2006 28 123,3 49 258,3 77 705,6
2007 52 391,4 64 449,1 116 840,5
2008 59 097,8 134 970,2 194 068

Źródło: NBP

W odniesieniu do kredytów konsumpcyjnych, kryteria ich udzielania zostały zaostrzone przez 75 procent banków. Około połowa podniosła marże. Banki odczuły przy tym nieznaczny spadek popytu.

źródło: money.pl/ 2009-02-20 14:30:13

Citigroup i Bank of America nie doczekają maja

ChartingStocks.net stawia śmiałą prognozę: Citigroup i Bank of America nie doczekają maja - amerykański rząd przejmie je w ciągu najbliższych 60 dni.
"Oświadczenie w tej sprawie może się pojawić jeszcze w piątek wieczorem" - pisze Chartingstocks.net. ChartingStocks.net. w przeszłości już przedstawiał odważne prognozy, które wydawały się kontrowersyjne i mało prawdopodobne w tamtym czasie. W styczniu 2007 r. portal ostrzegał o nadchodzącym załamaniu na giełdach, gdy w tym czasie na rynkach notowano najwyższe w historii zwyżki. We wrześniu 2007 ChartingStocks.net prognozował, że w nadchodzących tygodniach nastąpi wyprzedaż na giełdach. Cztery tygodnie później giełdy osiągnęły najwyższe poziomu i rozpoczęły się spadki.

- Europejski Bank Centralny (EBC) wraz z innymi twórcami polityk monetarnych zrobi wszystko, aby przywrócić zaufanie do rynków - powiedział prezes EBC Jean-Claude Trichet w piątek w wywiadzie transmitowanym przez CNN. - Zrobimy, co tylko jest w naszej mocy jako osób odpowiedzialnych za politykę pieniężną, by przywrócić i wzmocnić zaufanie do rynków - powiedział Trichet.

źródło informacji: PAP

interia.pl/Piątek, 20 lutego (14:23)

Citigroup i Bank of America nie doczekają maja

ChartingStocks.net stawia śmiałą prognozę: Citigroup i Bank of America nie doczekają maja - amerykański rząd przejmie je w ciągu najbliższych 60 dni.
"Oświadczenie w tej sprawie może się pojawić jeszcze w piątek wieczorem" - pisze Chartingstocks.net. ChartingStocks.net. w przeszłości już przedstawiał odważne prognozy, które wydawały się kontrowersyjne i mało prawdopodobne w tamtym czasie. W styczniu 2007 r. portal ostrzegał o nadchodzącym załamaniu na giełdach, gdy w tym czasie na rynkach notowano najwyższe w historii zwyżki. We wrześniu 2007 ChartingStocks.net prognozował, że w nadchodzących tygodniach nastąpi wyprzedaż na giełdach. Cztery tygodnie później giełdy osiągnęły najwyższe poziomu i rozpoczęły się spadki.

- Europejski Bank Centralny (EBC) wraz z innymi twórcami polityk monetarnych zrobi wszystko, aby przywrócić zaufanie do rynków - powiedział prezes EBC Jean-Claude Trichet w piątek w wywiadzie transmitowanym przez CNN. - Zrobimy, co tylko jest w naszej mocy jako osób odpowiedzialnych za politykę pieniężną, by przywrócić i wzmocnić zaufanie do rynków - powiedział Trichet.

źródło informacji: PAP

interia.pl/Piątek, 20 lutego (14:23)

Tydzień rekordowej zmienności złotego

Bez wątpienia miniony tydzień był jednym z rekordowych pod względem zmienności w notowaniach złotego. Kurs EUR/PLN, będący głównym miernikiem wartości polskiej waluty, w pierwszej części tygodnia zwyżkował w okolice rekordu z 2004 roku usytuowanego w pobliżu 4,9400, czyli o 30 groszy w porównaniu z poziomem zanotowanym w poniedziałek.

Kolejne dni przyniosły odreagowanie kursu z powrotem w kierunku 4,6000 PLN za EUR, by ostatecznie zakończyć tydzień w okolicach 4,7300. Osłabienie polskiej waluty w pierwszej części tygodnia miało miejsce w wyniku kolejnej fali pogorszenia nastrojów wokół krajów Europy Środkowo - Wschodniej. Inwestorzy zagraniczni zaczęli dyskontować w wycenie walut regionu możliwość wystąpienia poważnych problemów z płynnością, a nawet wypłacalnością silnie zadłużonych za granicą gospodarek.

Szczególnie źle pod względem nierównowag na rachunku obrotów bieżących i kapitałowych prezentują się Kraje Bałtyckie, Rumunia oraz Bułgaria. Spore zapotrzebowanie na finansowanie zewnętrzne mają także Węgry oraz Polska, nasz kraj jednak wygląda dość stabilnie na tle regionu, nawet pomimo spowolnienia gospodarczego. Z drugiej strony Polska ma najlepiej rozwinięty rynek finansowy w regionie, toteż zagraniczne przepływy finansowe są tu zdecydowanie większe, za tym natomiast idzie większa zmienność PLN.

Silne osłabienie złotego zaniepokoiło polski rząd. Premier Donald Tusk zapowiedział, że Ministerstwo Finansów podejmie odpowiednie kroki w celu obrony złotego jeśli kurs EUR/PLN wzrośnie powyżej 5,0000. Działania te miały polegać na sprzedaży na rynku euro pochodzących z funduszy unijnych. Do tej pory bowiem środki te wymieniane były za pośrednictwem Narodowego Banku Polskiego, co nie miało wpływu na notowania złotego.

Jak się jednak okazało MF nie czekało na zdobycie tego bardzo silnego psychologicznie oporu i zaczęło sprzedawać niewielkie kwoty euro za pośrednictwem Banku Gospodarstwa Krajowego przy poziomie powyżej 4,9000. Sam moment na tego typu działania był bardzo dobry - nastroje dla gospodarek regionu uległy poprawie po słownej interwencji ze strony czeskiego Banku Centralnego oraz węgierskiego rządu. Bank Czech zapowiedział, iż ze względu na silne osłabienie korony, może zakończyć cykl obniżek stóp procentowych.

Z kolei węgierskie Ministerstwo Finansów zapowiedziało, iż jest gotowe sięgnąć po "niekonwencjonalne środki" w celu obrony forinta. Do tego doszły informacje o rozpoczęciu rozmów Polski z Europejskim Bankiem Centralnym odnośnie przystąpienia do ERM-2, a rząd poinformował, że wejście do Europejskiego Mechanizmu Kursowego będzie możliwe nawet bez uprzedniej zmiany konstytucji, na którą nie chce się zgodzić PiS.

W efekcie tego splotu sprzyjających okoliczności kurs EUR/PLN w ciągu zaledwie dwóch dni zniżkował do poziomu 4,6400. Spadek EUR/PLN wsparł chwilowo amerykański bank Goldman Sachs, który w oficjalnym komunikacie skierowanym do swoich klientów podał, że zamyka pozycje nastawione na osłabienie złotego, forinta węgierskiego oraz korony czeskiej. Oświadczenie to zasiało jednak dużo zamieszania.

Wiadomo bowiem, że sytuacja jeśli chodzi o płynność krajów Europy Środkowo - Wschodniej jest nieciekawa i choćby dlatego nie należałoby oczekiwać diametralnej poprawy nastrojów wokół naszego regionu. Oświadczenie Banku wydało się zatem zagadkowe. Na rynku pojawiły się głosy, że być może działanie Goldman Sachs jest celową grą pod obniżenie kurów EUR/PLN, EUR/HUF oraz EUR/CZK, tak by dojść do poziomów korzystnych dla zajęcia długich pozycji w euro.

Koniec tygodnia przyniósł powrót notowań euro względem złotego do wyższych poziomów w okolicach 4,7300, zdecydowanie jednak poniżej wtorkowych szczytów. Jeśli silniejszą deprecjację polskiej waluty hamują jedynie działania MF, wkrótce, wraz z ubywaniem środków unijnych, złoty prawdopodobnie powróci do większego osłabienia. Jeśli z kolei nie traci on obecnie silnie na wartości dlatego, że kapitał zagraniczny przestał panicznie uciekać z naszego regionu, w najbliższym czasie notowania PLN prawdopodobnie się ustabilizują, a w okresie poprawy nastrojów polska waluta zyska na wartości.

źródło informacji: TMS Brokers SA

interia.pl/Sobota, 21 lutego (06:00)

Tydzień rekordowej zmienności złotego

Bez wątpienia miniony tydzień był jednym z rekordowych pod względem zmienności w notowaniach złotego. Kurs EUR/PLN, będący głównym miernikiem wartości polskiej waluty, w pierwszej części tygodnia zwyżkował w okolice rekordu z 2004 roku usytuowanego w pobliżu 4,9400, czyli o 30 groszy w porównaniu z poziomem zanotowanym w poniedziałek.

Kolejne dni przyniosły odreagowanie kursu z powrotem w kierunku 4,6000 PLN za EUR, by ostatecznie zakończyć tydzień w okolicach 4,7300. Osłabienie polskiej waluty w pierwszej części tygodnia miało miejsce w wyniku kolejnej fali pogorszenia nastrojów wokół krajów Europy Środkowo - Wschodniej. Inwestorzy zagraniczni zaczęli dyskontować w wycenie walut regionu możliwość wystąpienia poważnych problemów z płynnością, a nawet wypłacalnością silnie zadłużonych za granicą gospodarek.

Szczególnie źle pod względem nierównowag na rachunku obrotów bieżących i kapitałowych prezentują się Kraje Bałtyckie, Rumunia oraz Bułgaria. Spore zapotrzebowanie na finansowanie zewnętrzne mają także Węgry oraz Polska, nasz kraj jednak wygląda dość stabilnie na tle regionu, nawet pomimo spowolnienia gospodarczego. Z drugiej strony Polska ma najlepiej rozwinięty rynek finansowy w regionie, toteż zagraniczne przepływy finansowe są tu zdecydowanie większe, za tym natomiast idzie większa zmienność PLN.

Silne osłabienie złotego zaniepokoiło polski rząd. Premier Donald Tusk zapowiedział, że Ministerstwo Finansów podejmie odpowiednie kroki w celu obrony złotego jeśli kurs EUR/PLN wzrośnie powyżej 5,0000. Działania te miały polegać na sprzedaży na rynku euro pochodzących z funduszy unijnych. Do tej pory bowiem środki te wymieniane były za pośrednictwem Narodowego Banku Polskiego, co nie miało wpływu na notowania złotego.

Jak się jednak okazało MF nie czekało na zdobycie tego bardzo silnego psychologicznie oporu i zaczęło sprzedawać niewielkie kwoty euro za pośrednictwem Banku Gospodarstwa Krajowego przy poziomie powyżej 4,9000. Sam moment na tego typu działania był bardzo dobry - nastroje dla gospodarek regionu uległy poprawie po słownej interwencji ze strony czeskiego Banku Centralnego oraz węgierskiego rządu. Bank Czech zapowiedział, iż ze względu na silne osłabienie korony, może zakończyć cykl obniżek stóp procentowych.

Z kolei węgierskie Ministerstwo Finansów zapowiedziało, iż jest gotowe sięgnąć po "niekonwencjonalne środki" w celu obrony forinta. Do tego doszły informacje o rozpoczęciu rozmów Polski z Europejskim Bankiem Centralnym odnośnie przystąpienia do ERM-2, a rząd poinformował, że wejście do Europejskiego Mechanizmu Kursowego będzie możliwe nawet bez uprzedniej zmiany konstytucji, na którą nie chce się zgodzić PiS.

W efekcie tego splotu sprzyjających okoliczności kurs EUR/PLN w ciągu zaledwie dwóch dni zniżkował do poziomu 4,6400. Spadek EUR/PLN wsparł chwilowo amerykański bank Goldman Sachs, który w oficjalnym komunikacie skierowanym do swoich klientów podał, że zamyka pozycje nastawione na osłabienie złotego, forinta węgierskiego oraz korony czeskiej. Oświadczenie to zasiało jednak dużo zamieszania.

Wiadomo bowiem, że sytuacja jeśli chodzi o płynność krajów Europy Środkowo - Wschodniej jest nieciekawa i choćby dlatego nie należałoby oczekiwać diametralnej poprawy nastrojów wokół naszego regionu. Oświadczenie Banku wydało się zatem zagadkowe. Na rynku pojawiły się głosy, że być może działanie Goldman Sachs jest celową grą pod obniżenie kurów EUR/PLN, EUR/HUF oraz EUR/CZK, tak by dojść do poziomów korzystnych dla zajęcia długich pozycji w euro.

Koniec tygodnia przyniósł powrót notowań euro względem złotego do wyższych poziomów w okolicach 4,7300, zdecydowanie jednak poniżej wtorkowych szczytów. Jeśli silniejszą deprecjację polskiej waluty hamują jedynie działania MF, wkrótce, wraz z ubywaniem środków unijnych, złoty prawdopodobnie powróci do większego osłabienia. Jeśli z kolei nie traci on obecnie silnie na wartości dlatego, że kapitał zagraniczny przestał panicznie uciekać z naszego regionu, w najbliższym czasie notowania PLN prawdopodobnie się ustabilizują, a w okresie poprawy nastrojów polska waluta zyska na wartości.

źródło informacji: TMS Brokers SA

interia.pl/Sobota, 21 lutego (06:00)

Kolejny bank złapany na osłabianiu złotego

Nie tylko bank Goldman Sachs przyczynił się do psucia złotego. Danske Bank, który od miesięcy zapowiada kłopoty polskiej gospodarki, przyłapano na spekulacji na naszym rynku walutowym. Co najgorsze, to jeszcze nie koniec. Poziom docelowy dla Duńczyków to 4,9 zł za euro - pisze sobotni "Dziennik".
Główny ekonomista Danske Banku - Lars Christensen - jest autorem skrajnie pesymistycznej prognozy dla Polski na ten rok. Oczekuje on 0,5-proc. spadku PKB. Przewidział też silne osłabienie złotego. Jakie? Można tego się dowiedzieć z raportu bankowego, który przytoczył "Puls Biznesu":

"Nocą mieliśmy przyjemny ruch euro w górę, szybko zmierzający w kierunku 4,9 zł, naszego poziomu docelowego" - napisał Danske Bank do swoich klientów.

- To zwykła teoria spiskowa, wymysł rodem z komunizmu, kiedy zły Zachód podejrzewało się o cały czas o wrogie działania - tłumaczy w rozmowie z "Dziennikiem" Lars Christensen. - Czy doradzaliśmy naszym klientom by uważali na spadek złotego? Tak! Ale nie dlatego by go osłabić, tylko po to, by nasi klienci nie stracili - dodaje analityk.
Bank poinformował o zmianie stop-lossa z 4,58 zł do 4,67 zł. Zlecenie stop-loss określa, ile inwestor jest skłonny stracić na danej inwestycji. Jeżeli zatem euro spadłoby do 4,58 zł, kontrakt się zamyka, a bank traci 7 gr na każdym euro.

Zmiana stop-lossa do poziomu 4,67 zł, oznacza, że kontrakt będzie zrealizowany, gdy tylko euro spadnie do poziomu 4,67 zł, a bank na tej transakcji nie zarobi i nie straci - czytamy w "Dzienniku".
onet.pl/(Dziennik, ar/21.02.2009, godz. 11:20)

Kolejny bank złapany na osłabianiu złotego

Nie tylko bank Goldman Sachs przyczynił się do psucia złotego. Danske Bank, który od miesięcy zapowiada kłopoty polskiej gospodarki, przyłapano na spekulacji na naszym rynku walutowym. Co najgorsze, to jeszcze nie koniec. Poziom docelowy dla Duńczyków to 4,9 zł za euro - pisze sobotni "Dziennik".
Główny ekonomista Danske Banku - Lars Christensen - jest autorem skrajnie pesymistycznej prognozy dla Polski na ten rok. Oczekuje on 0,5-proc. spadku PKB. Przewidział też silne osłabienie złotego. Jakie? Można tego się dowiedzieć z raportu bankowego, który przytoczył "Puls Biznesu":

"Nocą mieliśmy przyjemny ruch euro w górę, szybko zmierzający w kierunku 4,9 zł, naszego poziomu docelowego" - napisał Danske Bank do swoich klientów.

- To zwykła teoria spiskowa, wymysł rodem z komunizmu, kiedy zły Zachód podejrzewało się o cały czas o wrogie działania - tłumaczy w rozmowie z "Dziennikiem" Lars Christensen. - Czy doradzaliśmy naszym klientom by uważali na spadek złotego? Tak! Ale nie dlatego by go osłabić, tylko po to, by nasi klienci nie stracili - dodaje analityk.
Bank poinformował o zmianie stop-lossa z 4,58 zł do 4,67 zł. Zlecenie stop-loss określa, ile inwestor jest skłonny stracić na danej inwestycji. Jeżeli zatem euro spadłoby do 4,58 zł, kontrakt się zamyka, a bank traci 7 gr na każdym euro.

Zmiana stop-lossa do poziomu 4,67 zł, oznacza, że kontrakt będzie zrealizowany, gdy tylko euro spadnie do poziomu 4,67 zł, a bank na tej transakcji nie zarobi i nie straci - czytamy w "Dzienniku".
onet.pl/(Dziennik, ar/21.02.2009, godz. 11:20)

Umocnienie złotego jest warunkiem przyjęcia euro

Wczoraj warszawska giełda zyskiwała z minuty na minutę. Złoty podobnie. Wystarczyła jedna rządowa interwencja na rynku walutowym i jedna deklaracja, że negocjujemy szybkie wejście do przedsionka strefy euro, tzw. ERM2, by inwestorzy odzyskali optymizm.
Wczoraj indeks największych spółek WIG20 zyskiwał nawet ponad 6 proc. W górę ciągnęły go banki, do niedawna liderzy spadków. Walory największego Pekao SA zyskiwały nawet prawie 15 proc., BRE niemal 12 proc., a PKO BP ponad 9 proc. Dzięki temu nasza giełda znów była jedną z najlepszych w Europie.

Wcześniej akcje banków traciły nie tylko ze względu na obawy inwestorów dotyczące ich strat na toksycznych aktywach, ale także z powodu bardzo nieprzychylnego dla sektora finansowego raportu agencji ratingowej Moody's - mówi Piotr Kuczyński, główny analityk Xelion. Odbicie na giełdzie i wzrost kursu złotego zależeć będą od tego, czy nie zawalą się indeksy w USA i czy nasz rząd, zgodnie z zapowiedzią, będzie prowadził negocjacje w sprawie naszego wejścia do ERM2 - dodaje.

Pesymistą w sprawie przystąpienia do przedsionka strefy euro jeszcze w tym roku jest Alfred Adamiec, główny ekonomista Noble Banku. Dobrze, że rozpoczynamy negocjacje z instytucjami europejskimi, ale nie spodziewam się, by Polska została przyjęta do ERM2 przed końcem 2010 r. - mówi. Powodem opóźnienia mogą być zbyt duże wahania kursu złotego. Podobnego zdania jest Krzysztof Rybiński, partner Ernst & Young. Uważa, że realnym terminem przyjęcia euro jest dopiero 2014 r.

Eksperci są też zgodni, że rząd będzie negocjował parytet wymiany euro na poziomie 4-4,20 zł. Po wejściu do ERM2 każda waluta ma tendencje do umacniania. Jeśli wejdziemy do przedsionka po kursie ok. 4 zł, to złoty może się umocnić do ok. 3,8 zł i pewnie po takim kursie przyjmiemy wspólną walutę - wyjaśnia Piotr Kuczyński. Zdaniem ekspertów niższy kurs euro spowoduje, że Polska straci na konkurencyjności, a na to nie zgodzi się rząd.

Z Jarosławem Klepackim, dyrektorem departamentu gospodarki pieniężnej ECM SA, rozmawia Łukasz Pałka Interwencja rządu na rynku walutowym na razie podziałała. Na jak długo? W tej chwili efekt jest bardzo widoczny, bo złoty szybko zyskuje na sile. Jednak o sukcesie będziemy mogli mówić dopiero wtedy, gdy polska waluta zachowa stabilność co najmniej przez przyszły tydzień.

Czy można powiedzieć, że spekulanci przestraszyli się polskiego rządu? Najlepiej świadczy o tym fakt, że np. Goldman Sachs zdecydował o tym, że nie będzie dłużej grał na osłabienie złotego. Zarobił swoje i uznał, że nie będzie więcej ryzykował, bo na rynku pojawił się nowy gracz: polski rząd.

Który ma dużo pieniędzy ze środków unijnych, by wymieniać je na rynku... Rząd rozpoczął teraz ze spekulantami wojnę podjazdową. Niepewność jest duża, bo nie wiedzą oni, ile euro trafi w najbliższych dniach na rynek.

Takie działania wystarczą? Oczywiście, że nie. Trzeba się mocno trzymać planu wejścia do systemu ERM2 i prowadzić rozmowy z Europejskim Bankiem Centralnym.

Czy Rada Polityki Pieniężnej wstrzyma się z obniżką stóp w przyszłym tygodniu? Wydaje mi się, że tak. Sygnał dali Czesi, którzy powiedzieli, że więcej obniżek u nich nie będzie.

Dlatego ze względu na sytuację złotego również RPP może zdecydować o tym, że nie obetnie stóp. Po jakim kursie złotego powinniśmy wejść do ERM2? Na zbyt niski kurs, np. 4,80 zł za euro, nie zgodzi się EBC. Z kolei zbyt mocny złoty mógłby nas potem zmusić do zmiany parytetu, jak to było w przypadku Słowacji. Musimy być realistami. Myślę, że kurs zostanie ustalony bliżej poziomu 4 zł za euro, choć będzie to bardzo trudne.

POLSKA Dziennik Bałtycki
Beata Tomaszkiewicz Łukasz Pałka
wp.pl/P
olska Dziennik Bałtycki 2009-02-21 (09:38)

Https://wgn.pl - aktualne oferty

Oceń nasz serwis

średnia ocen: 4,3

Ten serwis korzysta z mechanizmów cookies (ciasteczka)

| Polityka Cookies