Wprawdzie bank twierdzi, że zaprzestał spekulacji jednak nasza waluta znów traci wobec euro, franka i dolara na fali złych nastrojów w regionie. Zdaniem analityków, jedyną szansą na odwrócenie trendu jest sprzedaż kolejnej transzy unijnych euro przez Bank Gospodarstwa Krajowego.
Goldman Sachs przyznał się do spekulacji na polskiej walucie, w wyniku której złoty bardzo stracił na wartości. W tym banku doradcą inwestycyjnym na Europę Centralną i Wschodnią jest Kazimierz Marcinkiewicz.
Były premier na antenie w TVN 24 zapewnił, że nigdy nie był doradcą w sprawach inwestycji walutowych, ale dziennikarzy, którzy go o to pytali, straszył sądem.
Wicepremier i szef MSWiA Grzegorz Schetyna wierzy, że były premier za czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości nie brał udziału w ataku na naszą walutę.
Wczoraj w specjalnym oświadczeniu do swoich klientów bank uznał, że dalsza spekulacja i gra na deprecjację czeskiej korony, węgierskiego forinta oraz polskiego złotego to w tej chwili zbyt duże ryzyko. Okazało się też, że międzynarodowa instytucja zarobiła na tej spekulacji nie - jak zakładała - 6 procent, ale prawie 8.
- Wczoraj wieczorem, po słabym otwarciu giełd w USA, złoty zaczął słabnąć i ten trend trwać będzie także w piątek. Niestety, nie sprzyja nam sytuacja w regionie i awersja do ryzyka widoczna także na rynku forinta i korony czeskiej - powiedział ekonomista Banku BPH Adam Antoniak.
Analityk zwraca uwagę, że w piątek nie ma żadnych istotnych publikacji w kraju oraz za granicą, więc tym bardziej nastroje na rynku będą decydowały o przebiegu sesji. A te są niestety bardzo słabe.
- Jedyną szansą na umocnienie polskiej waluty jest kolejny ruch BGK i sprzedaż unijnych euro na rynku. I tak prawdopodobnie się stanie, bowiem jak rząd wykonał pierwszy ruch, musi robić kolejne. Tym bardziej, że spekulanci na pewno powiedzą teraz 'sprawdzam' - powiedział Antoniak.
W piątek rano za jedno euro płacono 4,81 zł, za franka szwajcarskiego 3,24 zł, a za dolara 3,82 zł.
W czwartek późnym popołudniem euro kosztowało 4,75 zł, frank szwajcarski 3,21zł, a dolar 3,74 zł.
money.pl/2009-02-20 09:30:27
Wprawdzie bank twierdzi, że zaprzestał spekulacji jednak nasza waluta znów traci wobec euro, franka i dolara na fali złych nastrojów w regionie. Zdaniem analityków, jedyną szansą na odwrócenie trendu jest sprzedaż kolejnej transzy unijnych euro przez Bank Gospodarstwa Krajowego.
Goldman Sachs przyznał się do spekulacji na polskiej walucie, w wyniku której złoty bardzo stracił na wartości. W tym banku doradcą inwestycyjnym na Europę Centralną i Wschodnią jest Kazimierz Marcinkiewicz.
Były premier na antenie w TVN 24 zapewnił, że nigdy nie był doradcą w sprawach inwestycji walutowych, ale dziennikarzy, którzy go o to pytali, straszył sądem.
Wicepremier i szef MSWiA Grzegorz Schetyna wierzy, że były premier za czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości nie brał udziału w ataku na naszą walutę.
Wczoraj w specjalnym oświadczeniu do swoich klientów bank uznał, że dalsza spekulacja i gra na deprecjację czeskiej korony, węgierskiego forinta oraz polskiego złotego to w tej chwili zbyt duże ryzyko. Okazało się też, że międzynarodowa instytucja zarobiła na tej spekulacji nie - jak zakładała - 6 procent, ale prawie 8.
- Wczoraj wieczorem, po słabym otwarciu giełd w USA, złoty zaczął słabnąć i ten trend trwać będzie także w piątek. Niestety, nie sprzyja nam sytuacja w regionie i awersja do ryzyka widoczna także na rynku forinta i korony czeskiej - powiedział ekonomista Banku BPH Adam Antoniak.
Analityk zwraca uwagę, że w piątek nie ma żadnych istotnych publikacji w kraju oraz za granicą, więc tym bardziej nastroje na rynku będą decydowały o przebiegu sesji. A te są niestety bardzo słabe.
- Jedyną szansą na umocnienie polskiej waluty jest kolejny ruch BGK i sprzedaż unijnych euro na rynku. I tak prawdopodobnie się stanie, bowiem jak rząd wykonał pierwszy ruch, musi robić kolejne. Tym bardziej, że spekulanci na pewno powiedzą teraz 'sprawdzam' - powiedział Antoniak.
W piątek rano za jedno euro płacono 4,81 zł, za franka szwajcarskiego 3,24 zł, a za dolara 3,82 zł.
W czwartek późnym popołudniem euro kosztowało 4,75 zł, frank szwajcarski 3,21zł, a dolar 3,74 zł.
money.pl/2009-02-20 09:30:27
Zbigniew Chlebowski podkreślił, że dłużnik, ubiegający się o pomoc państwa, musiałby spełnić wiele warunków. Przede wszystkim trzeba będzie udokumentować utratę dochodów i zawczasu uprzedzić bank o kłopotach finansowych. Pomoc miałaby formę pożyczki, lub pomocy bezzwrotnej.
Gość Polskiego Radia szacuje, że na tę formę pomocy w okresie kryzysu państwo przeznaczy do 300 do 400 milionów złotych. Pieniądze na ten cel pochodziłyby z Funduszu Pracy.
Zdaniem szefa Klubu PO ustawa powinna zostać opracowana najdalej w ciągu miesiąca.
interia.pl/2009-02-20 08:42:57
Zbigniew Chlebowski podkreślił, że dłużnik, ubiegający się o pomoc państwa, musiałby spełnić wiele warunków. Przede wszystkim trzeba będzie udokumentować utratę dochodów i zawczasu uprzedzić bank o kłopotach finansowych. Pomoc miałaby formę pożyczki, lub pomocy bezzwrotnej.
Gość Polskiego Radia szacuje, że na tę formę pomocy w okresie kryzysu państwo przeznaczy do 300 do 400 milionów złotych. Pieniądze na ten cel pochodziłyby z Funduszu Pracy.
Zdaniem szefa Klubu PO ustawa powinna zostać opracowana najdalej w ciągu miesiąca.
interia.pl/2009-02-20 08:42:57
Sprzedaż w tej branży spadła rok do roku o połowę. Do wzięcia jest 60 tys. mieszkań. Oczywistym powodem są światowy kryzys finansowy i twarde wymagania banków odnośnie do kredytów hipotecznych. Niepewni klienci odkładają kupno mieszkań i domów. Efektem są duże spadki cen. W Brnie w pół roku ceny zniżkowały o 11,3 procent, w Hradec Kralove o 7,5 procent, w Ołomuńcu cena metra kwadratowego jest teraz najniższa spośród miast tej wielkości. Sprzedający czekają na nabywców nawet rok (wcześniej 2-3 miesiące). Właściciele nie chcą schodzić z ceną, kupujący czekają na obniżkę. Kontredans trwa. Szczególnie w Pradze. Ceny lutowe wobec stycznia i tak są tam niższe o 100 tys. koron (2,3 mln koron za dwa pokoje z kuchnią). Analitycy twierdzą, że od połowy roku ceny zaczną rosnąć - nie dotyczy to jednak domów na obrzeżach miast.
Jak sobie radzą deweloperzy? Np. w Hradec Kralove niesprzedane mieszkania są do wynajęcia. Zainteresowanie tą formą rośnie.
Krzysztof Mrówka, Interia.pl
źródło informacji: INTERIA.PL
interia.pl/Piątek, 20 lutego (06:00)
Sprzedaż w tej branży spadła rok do roku o połowę. Do wzięcia jest 60 tys. mieszkań. Oczywistym powodem są światowy kryzys finansowy i twarde wymagania banków odnośnie do kredytów hipotecznych. Niepewni klienci odkładają kupno mieszkań i domów. Efektem są duże spadki cen. W Brnie w pół roku ceny zniżkowały o 11,3 procent, w Hradec Kralove o 7,5 procent, w Ołomuńcu cena metra kwadratowego jest teraz najniższa spośród miast tej wielkości. Sprzedający czekają na nabywców nawet rok (wcześniej 2-3 miesiące). Właściciele nie chcą schodzić z ceną, kupujący czekają na obniżkę. Kontredans trwa. Szczególnie w Pradze. Ceny lutowe wobec stycznia i tak są tam niższe o 100 tys. koron (2,3 mln koron za dwa pokoje z kuchnią). Analitycy twierdzą, że od połowy roku ceny zaczną rosnąć - nie dotyczy to jednak domów na obrzeżach miast.
Jak sobie radzą deweloperzy? Np. w Hradec Kralove niesprzedane mieszkania są do wynajęcia. Zainteresowanie tą formą rośnie.
Krzysztof Mrówka, Interia.pl
źródło informacji: INTERIA.PL
interia.pl/Piątek, 20 lutego (06:00)
O ile branże produkcyjne i usługowe nie odczuły jeszcze dotkliwie spowolnienia gospodarczego, to rynek nieruchomości wyhamował gwałtownie. Wrażenie to potęguje dodatkowo zestawienie obecnych wyników tej branży z tymi, do których zdążyliśmy się już przyzwyczaić przez ostatnie lata.
Nadal będzie spadać
Na rynku doszło nie tyle do ustabilizowania cen, co do ich gwałtownego spadku. W IV kwartale 2008 r. ceny ofertowe (należy pamiętać, że ceny transakcyjne bywają niższe o 10-15 proc.) we wszystkich dużych miastach w Polsce były niższe niż w analogicznym okresie 2007 r. Początek 2009 r. pogłębił tę różnicę.
Źródło: Ceny ofertowe gratka.pl, otodom.pl
Analiza sytuacji makroekonomicznej oraz sektora bankowości (ten był największym motorem rozwoju polskiego rynku nieruchomości) wykazuje, że przynajmniej do połowy 2009 r. nadal będziemy mieli do czynienia ze spadkiem cen nieruchomości. Perspektywa nagłej poprawy sytuacji jest raczej mało prawdopodobna, zważywszy na symptomy kryzysu, który coraz bardziej dotyka bilanse przedsiębiorstw, a co za tym idzie, uszczupla portfele ich pracowników. Wzrost bezrobocia osłabi poczucie bezpieczeństwa przyszłych właścicieli nieruchomości, co znacznie wpłynie na stronę popytową rynku.
Pocieszeniem może być podstawa wolnego rynku, czyli zależności między popytem a podażą. Ogromna większość deweloperów odkłada zaplanowane inwestycje na przyszłość. Niektórzy mają problemy z kredytowaniem swoich przedsięwzięć, inni zwyczajnie chcą przeczekać gorsze czasy. Taka sytuacja powoduje kurczenie się oferty z rynku pierwotnego. A przecież nie wolno zapominać o ogromnym zapotrzebowaniu na lokale mieszkalne (obecnie szacowane na min. 1,5 mln mieszkań), które w końcu przełamie obawy przed niepewną przyszłością wśród kupujących.
Rynek stygnie
Z pewnością będziemy świadkami pogłębiania się różnic w cenach nieruchomości w dużych miastach. Tendencja ta jest typowa dla każdego "stygnącego" rynku. Jeszcze kilka lat temu różnice w cenach za 1 m kw. w dużych miastach, w zależności od lokalizacji, wynosiły 50-80 proc. Teraz 1 m kw. w ścisłym centrum Krakowa kosztuje 20 000 zł, a w dzielnicy sypialnej 7000 zł. To już prawie 300 proc. różnicy.
Scenariusz rozwoju rynku w 2009 r. wydaje się być jednoznaczny, lecz spadające stopy procentowe, a co za tym idzie lepsza dostępność kredytów złotowych, mogą sprawić nam miłą niespodziankę.
Paweł Wiąk, Doradca Finansowy Money Expert SA
źródło informacji:
O ile branże produkcyjne i usługowe nie odczuły jeszcze dotkliwie spowolnienia gospodarczego, to rynek nieruchomości wyhamował gwałtownie. Wrażenie to potęguje dodatkowo zestawienie obecnych wyników tej branży z tymi, do których zdążyliśmy się już przyzwyczaić przez ostatnie lata.
Nadal będzie spadać
Na rynku doszło nie tyle do ustabilizowania cen, co do ich gwałtownego spadku. W IV kwartale 2008 r. ceny ofertowe (należy pamiętać, że ceny transakcyjne bywają niższe o 10-15 proc.) we wszystkich dużych miastach w Polsce były niższe niż w analogicznym okresie 2007 r. Początek 2009 r. pogłębił tę różnicę.
Źródło: Ceny ofertowe gratka.pl, otodom.pl
Analiza sytuacji makroekonomicznej oraz sektora bankowości (ten był największym motorem rozwoju polskiego rynku nieruchomości) wykazuje, że przynajmniej do połowy 2009 r. nadal będziemy mieli do czynienia ze spadkiem cen nieruchomości. Perspektywa nagłej poprawy sytuacji jest raczej mało prawdopodobna, zważywszy na symptomy kryzysu, który coraz bardziej dotyka bilanse przedsiębiorstw, a co za tym idzie, uszczupla portfele ich pracowników. Wzrost bezrobocia osłabi poczucie bezpieczeństwa przyszłych właścicieli nieruchomości, co znacznie wpłynie na stronę popytową rynku.
Pocieszeniem może być podstawa wolnego rynku, czyli zależności między popytem a podażą. Ogromna większość deweloperów odkłada zaplanowane inwestycje na przyszłość. Niektórzy mają problemy z kredytowaniem swoich przedsięwzięć, inni zwyczajnie chcą przeczekać gorsze czasy. Taka sytuacja powoduje kurczenie się oferty z rynku pierwotnego. A przecież nie wolno zapominać o ogromnym zapotrzebowaniu na lokale mieszkalne (obecnie szacowane na min. 1,5 mln mieszkań), które w końcu przełamie obawy przed niepewną przyszłością wśród kupujących.
Rynek stygnie
Z pewnością będziemy świadkami pogłębiania się różnic w cenach nieruchomości w dużych miastach. Tendencja ta jest typowa dla każdego "stygnącego" rynku. Jeszcze kilka lat temu różnice w cenach za 1 m kw. w dużych miastach, w zależności od lokalizacji, wynosiły 50-80 proc. Teraz 1 m kw. w ścisłym centrum Krakowa kosztuje 20 000 zł, a w dzielnicy sypialnej 7000 zł. To już prawie 300 proc. różnicy.
Scenariusz rozwoju rynku w 2009 r. wydaje się być jednoznaczny, lecz spadające stopy procentowe, a co za tym idzie lepsza dostępność kredytów złotowych, mogą sprawić nam miłą niespodziankę.
Paweł Wiąk, Doradca Finansowy Money Expert SA
źródło informacji:
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze szereg spraw, o których decydują urzędnicy. Duża uznaniowość sprzyja z kolei korupcji, na którą budownictwo jest szczególnie podatne. Kiedy będziemy mieli w Polsce jasne przepisy, proste procedury i mniejszą władzę urzędników? Na to przyjdzie nam jeszcze poczekać, ale pierwszy krok w tym kierunku już został zrobiony.
12 lutego Sejm uchwalił nowelizację ustawy Prawo budowlane. Dzięki niej łatwiejsze będzie zarówno rozpoczęcie, jak i zakończenie inwestycji budowlanych. Uproszczenia dotyczą w szczególności tych inwestycji, które nie oddziałują znacząco na środowisko i obszar Natura 2000, a więc na przykład domów jednorodzinnych czy bloków mieszkalnych. Żeby rozpocząć budowę trzeba będzie złożyć wniosek o rejestrację takiej inwestycji, a nie jak ma to miejsce obecnie ubiegać się o pozwolenie na budowę. Do wniosku trzeba będzie załączyć oczywiście komplet niezbędnych dokumentów, na zapoznanie się z którymi starosta będzie miał 30 dni. Jeśli w tym czasie nie wniesie on sprzeciwu, wtedy inwestor może przystąpić do prac. Rejestracja nie będzie w ogóle potrzebna przy drobnych pracach budowlanych, a więc przy remoncie czy przebudowie obiektu. Nie trzeba będzie także przedstawiać oświadczeń odpowiednich służb, co zaoszczędzi sporo czasu.
Nowelizacja zakłada także uproszczenia w końcowej fazie projektu. Nie trzeba będzie ubiegać się już o pozwolenie na użytkowanie obiektu (w znacznej części przypadków), a jedynie zgłosić, że prace budowlane zostały zakończone. Osoby, które budują domy jednorodzinne, nie będą musiały już zawiadamiać państwowych służb o zakończeniu budowy.
Propozycje zmian są bardzo dobre, bo stopniowo uwalniają wszechobecną w Polsce biurokrację. Najwięcej korzyści odniosą indywidualni inwestorzy, którzy cały czas wykazują się dużą aktywnością w budownictwie mieszkaniowym - z danych GUS wynika, że w styczniu 2009 roku w tej grupie oddano do użytku 11 575 lokali, co stanowi 59% wszystkich lokali oddanych do użytku. Udział ten był bardzo wysoki również w poprzednich okresach. Tak więc zmiany powinny ucieszyć zwłaszcza małych inwestorów, dla których budowa domów nareszcie stanie się łatwiejsza. Pozostaje teraz czekać na uchwałę nowelizacji przez Senat i podpis Prezydenta, a potem na kolejne rozwiązania usprawniające polskie budownictwo.
Małgorzata Kędzierska
Analityk rynku nieruchomości Wynajem.pl
interia.pl/Czwartek, 19 lutego (13:51)
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze szereg spraw, o których decydują urzędnicy. Duża uznaniowość sprzyja z kolei korupcji, na którą budownictwo jest szczególnie podatne. Kiedy będziemy mieli w Polsce jasne przepisy, proste procedury i mniejszą władzę urzędników? Na to przyjdzie nam jeszcze poczekać, ale pierwszy krok w tym kierunku już został zrobiony.
12 lutego Sejm uchwalił nowelizację ustawy Prawo budowlane. Dzięki niej łatwiejsze będzie zarówno rozpoczęcie, jak i zakończenie inwestycji budowlanych. Uproszczenia dotyczą w szczególności tych inwestycji, które nie oddziałują znacząco na środowisko i obszar Natura 2000, a więc na przykład domów jednorodzinnych czy bloków mieszkalnych. Żeby rozpocząć budowę trzeba będzie złożyć wniosek o rejestrację takiej inwestycji, a nie jak ma to miejsce obecnie ubiegać się o pozwolenie na budowę. Do wniosku trzeba będzie załączyć oczywiście komplet niezbędnych dokumentów, na zapoznanie się z którymi starosta będzie miał 30 dni. Jeśli w tym czasie nie wniesie on sprzeciwu, wtedy inwestor może przystąpić do prac. Rejestracja nie będzie w ogóle potrzebna przy drobnych pracach budowlanych, a więc przy remoncie czy przebudowie obiektu. Nie trzeba będzie także przedstawiać oświadczeń odpowiednich służb, co zaoszczędzi sporo czasu.
Nowelizacja zakłada także uproszczenia w końcowej fazie projektu. Nie trzeba będzie ubiegać się już o pozwolenie na użytkowanie obiektu (w znacznej części przypadków), a jedynie zgłosić, że prace budowlane zostały zakończone. Osoby, które budują domy jednorodzinne, nie będą musiały już zawiadamiać państwowych służb o zakończeniu budowy.
Propozycje zmian są bardzo dobre, bo stopniowo uwalniają wszechobecną w Polsce biurokrację. Najwięcej korzyści odniosą indywidualni inwestorzy, którzy cały czas wykazują się dużą aktywnością w budownictwie mieszkaniowym - z danych GUS wynika, że w styczniu 2009 roku w tej grupie oddano do użytku 11 575 lokali, co stanowi 59% wszystkich lokali oddanych do użytku. Udział ten był bardzo wysoki również w poprzednich okresach. Tak więc zmiany powinny ucieszyć zwłaszcza małych inwestorów, dla których budowa domów nareszcie stanie się łatwiejsza. Pozostaje teraz czekać na uchwałę nowelizacji przez Senat i podpis Prezydenta, a potem na kolejne rozwiązania usprawniające polskie budownictwo.
Małgorzata Kędzierska
Analityk rynku nieruchomości Wynajem.pl
interia.pl/Czwartek, 19 lutego (13:51)
Jak donosi Gazeta Wyborcza właściciele mieszkań nie musieliby się obawiać, że przez wiele lat nie odzyskają mieszkania, gdyby lokator, któremu je wynajmą, nie chciał się z niego wyprowadzić. Po drugie, zapłaciliby mniejszy niż dziś podatek.
Zmiany mają przynieść tez korzyść lokatorom. - Dzięki zmniejszeniu ryzyka związanego z wynajmem na rynku pojawi się więcej mieszkań. W efekcie - najpewniej spadną czynsze - czytamy w dzienniku.
Z kolei fiskus miałby skorzystać dzięki zarejestrowaniu w urzędach skarbowych umów najmu. Resort infrastruktury ocenia, że dziś większość z nich jest zawierana na czarno. Choć podatek byłby niższy - zryczałtowany na poziomie 5 proc. to i tak do kasy państwa najprawdopodobniej wpłynęłoby więcej pieniędzy.
money.pl/2009-02-18 09:45:41
Jak donosi Gazeta Wyborcza właściciele mieszkań nie musieliby się obawiać, że przez wiele lat nie odzyskają mieszkania, gdyby lokator, któremu je wynajmą, nie chciał się z niego wyprowadzić. Po drugie, zapłaciliby mniejszy niż dziś podatek.
Zmiany mają przynieść tez korzyść lokatorom. - Dzięki zmniejszeniu ryzyka związanego z wynajmem na rynku pojawi się więcej mieszkań. W efekcie - najpewniej spadną czynsze - czytamy w dzienniku.
Z kolei fiskus miałby skorzystać dzięki zarejestrowaniu w urzędach skarbowych umów najmu. Resort infrastruktury ocenia, że dziś większość z nich jest zawierana na czarno. Choć podatek byłby niższy - zryczałtowany na poziomie 5 proc. to i tak do kasy państwa najprawdopodobniej wpłynęłoby więcej pieniędzy.
money.pl/2009-02-18 09:45:41
- Natomiast kompleks produkcyjny niemieckiego koncernu Hellermann Tyton GmbH powstanie w województwie wielkopolskim na działce o powierzchni ponad 8 ha i ma kosztować około 58 mln zł - podkreślają eksperci Agencji Jartom.
Tomasz Branecki prezes Jartom twierdzi, że pojawienie się większej ilości wolnych powierzchni do wynajęcia i atrakcyjnych nieruchomości na sprzedaż, a także trudności firm budowlanych ułatwiają negocjacje największym graczom na rynku, którzy teraz zawierają bardzo duże kontrakty. - Ponadto czas gorszej koniunktury sprzyja centralizacji i budowom obiektów pod specjalne wymagania klientów. Jesteśmy w trakcie negocjacji następnych rekordowych transakcji - zdradza prezes Jartomu.
- Natomiast kompleks produkcyjny niemieckiego koncernu Hellermann Tyton GmbH powstanie w województwie wielkopolskim na działce o powierzchni ponad 8 ha i ma kosztować około 58 mln zł - podkreślają eksperci Agencji Jartom.
Tomasz Branecki prezes Jartom twierdzi, że pojawienie się większej ilości wolnych powierzchni do wynajęcia i atrakcyjnych nieruchomości na sprzedaż, a także trudności firm budowlanych ułatwiają negocjacje największym graczom na rynku, którzy teraz zawierają bardzo duże kontrakty. - Ponadto czas gorszej koniunktury sprzyja centralizacji i budowom obiektów pod specjalne wymagania klientów. Jesteśmy w trakcie negocjacji następnych rekordowych transakcji - zdradza prezes Jartomu.
money.pl/2009-02-16 08:25:21
- Natomiast kompleks produkcyjny niemieckiego koncernu Hellermann Tyton GmbH powstanie w województwie wielkopolskim na działce o powierzchni ponad 8 ha i ma kosztować około 58 mln zł - podkreślają eksperci Agencji Jartom.
Tomasz Branecki prezes Jartom twierdzi, że pojawienie się większej ilości wolnych powierzchni do wynajęcia i atrakcyjnych nieruchomości na sprzedaż, a także trudności firm budowlanych ułatwiają negocjacje największym graczom na rynku, którzy teraz zawierają bardzo duże kontrakty. - Ponadto czas gorszej koniunktury sprzyja centralizacji i budowom obiektów pod specjalne wymagania klientów. Jesteśmy w trakcie negocjacji następnych rekordowych transakcji - zdradza prezes Jartomu.
- Natomiast kompleks produkcyjny niemieckiego koncernu Hellermann Tyton GmbH powstanie w województwie wielkopolskim na działce o powierzchni ponad 8 ha i ma kosztować około 58 mln zł - podkreślają eksperci Agencji Jartom.
Tomasz Branecki prezes Jartom twierdzi, że pojawienie się większej ilości wolnych powierzchni do wynajęcia i atrakcyjnych nieruchomości na sprzedaż, a także trudności firm budowlanych ułatwiają negocjacje największym graczom na rynku, którzy teraz zawierają bardzo duże kontrakty. - Ponadto czas gorszej koniunktury sprzyja centralizacji i budowom obiektów pod specjalne wymagania klientów. Jesteśmy w trakcie negocjacji następnych rekordowych transakcji - zdradza prezes Jartomu.
money.pl/2009-02-16 08:25:21
Dzisiaj do konsultacji społecznych trafi przygotowany przez Ministerstwo Infrastruktury projekt nowelizacji ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych.
Zgodnie z decyzją Trybunału
- Nasza propozycja zawiera zmiany uwzględniające orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z 17 grudnia 2008 r. oraz inne pilne zmiany, wśród których znajdą się przepisy mające na celu czasowe przywrócenie możliwości ustanawiania spółdzielczej własności - wyjaśnia Piotr Styczeń, wiceminister infrastruktury. Resort przedstawił także wczoraj propozycję zmiany ustawy o ochronie praw lokatorów i wprowadzenie do niej nowej instytucji najmu okazjonalnego.
Najważniejszą z zaproponowanych zmian jest dodanie do ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych nowych przepisów pozwalających ich członkom podjąć samodzielną decyzję w sprawie wprowadzenia dodatkowych (oprócz obecnie obowiązujących) opłat przy przekształcaniu mieszkań lokatorskich. Od 31 grudnia 2009 r. miałoby o tym przesądzać w drodze uchwały walne zgromadzenie. Resort infrastruktury chce, by wysokość opłaty nie mogła przekraczać różnicy pomiędzy wartością rynkową lokalu a zwaloryzowaną wartością wkładu mieszkaniowego lub jego części. Różnica ta miałaby podlegać zmniejszeniu o 50 proc. pomocy uzyskanej ze środków publicznych lub z innych środków, zwaloryzowanej proporcjonalnie do aktualnej wartości mieszkania.
Do podjęcia takiej uchwały będzie wymagane poparcie 2/3 członków obecnych na walnym zgromadzeniu. Głosujący będą mogli jednocześnie zadecydować o tym, na co przeznaczą wpływy z opłat uiszczonych z tytułu przekształceń.
O ile członkowie będą mieli wpływ na wprowadzenie dodatkowych kosztów przekształceń mieszkań lokatorskich, o tyle projekt noweli przesądza wprost o poszerzeniu katalogu opłat, które muszą wnieść osoby przekształcające spółdzielcze własnościowe prawo do lokalu w odrębną własność.
Dopłaty do własnościowego
Wnioskujący spółdzielcy, oprócz spłaty kosztów związanych z budową mieszkania i bieżącego zadłużenia z tytułu opłat eksploatacyjnych, będą musieli wpłacić na rachunek spółdzielni nominalną kwotę umorzenia kredytu lub dotacji w części przypadającej na lokal (w sumie od kilku do kilkuset złotych). Obowiązek spłaty nie będzie odnosił się jednak do tych członków, którzy podpiszą akty notarialne po upływie 15 lat od ustanowienia spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu.
W projekcie zaproponowano także wprowadzenie regulacji nakładających na spółdzielnie obowiązek zawarcia z lokatorem umowy o przeniesienie własności lokalu w terminie trzech miesięcy od dnia wejścia w życie uchwały zarządu określającej przedmiot odrębnej własności lokalu.
Najem okazjonalny
Oprócz ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych Ministerstwo Infrastruktury chce zmienić także ustawę o ochronie praw lokatorów i wprowadzić do niej uregulowania dotyczące tzw. najmu okazjonalnego. Na tej podstawie będą mogły oddawać w najem swoje mieszkania tylko osoby fizyczne nieprowadzące działalności gospodarczej. Dużym ułatwieniem ma być przede wszystkim możliwość eksmitowania zalegających z czynszem najemców bez obowiązku zapewnienia im lokalu zamiennego czy pomieszczenia tymczasowego (będą bowiem musieli wskazać w umowie o najem okazjonalny, gdzie mogą się przeprowadzić w takich sytuacjach, i pokazać zgodę właściciela tamtego lokalu). Osoby, które zdecydują się na wykonywanie najmu okazjonalnego, będą płacić zaledwie 5-proc. podatek ryczałtowy od uzyskanych przychodów.
Dzisiaj do konsultacji społecznych trafi przygotowany przez Ministerstwo Infrastruktury projekt nowelizacji ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych.
Zgodnie z decyzją Trybunału
- Nasza propozycja zawiera zmiany uwzględniające orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z 17 grudnia 2008 r. oraz inne pilne zmiany, wśród których znajdą się przepisy mające na celu czasowe przywrócenie możliwości ustanawiania spółdzielczej własności - wyjaśnia Piotr Styczeń, wiceminister infrastruktury. Resort przedstawił także wczoraj propozycję zmiany ustawy o ochronie praw lokatorów i wprowadzenie do niej nowej instytucji najmu okazjonalnego.
Najważniejszą z zaproponowanych zmian jest dodanie do ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych nowych przepisów pozwalających ich członkom podjąć samodzielną decyzję w sprawie wprowadzenia dodatkowych (oprócz obecnie obowiązujących) opłat przy przekształcaniu mieszkań lokatorskich. Od 31 grudnia 2009 r. miałoby o tym przesądzać w drodze uchwały walne zgromadzenie. Resort infrastruktury chce, by wysokość opłaty nie mogła przekraczać różnicy pomiędzy wartością rynkową lokalu a zwaloryzowaną wartością wkładu mieszkaniowego lub jego części. Różnica ta miałaby podlegać zmniejszeniu o 50 proc. pomocy uzyskanej ze środków publicznych lub z innych środków, zwaloryzowanej proporcjonalnie do aktualnej wartości mieszkania.
Do podjęcia takiej uchwały będzie wymagane poparcie 2/3 członków obecnych na walnym zgromadzeniu. Głosujący będą mogli jednocześnie zadecydować o tym, na co przeznaczą wpływy z opłat uiszczonych z tytułu przekształceń.
O ile członkowie będą mieli wpływ na wprowadzenie dodatkowych kosztów przekształceń mieszkań lokatorskich, o tyle projekt noweli przesądza wprost o poszerzeniu katalogu opłat, które muszą wnieść osoby przekształcające spółdzielcze własnościowe prawo do lokalu w odrębną własność.
Dopłaty do własnościowego
Wnioskujący spółdzielcy, oprócz spłaty kosztów związanych z budową mieszkania i bieżącego zadłużenia z tytułu opłat eksploatacyjnych, będą musieli wpłacić na rachunek spółdzielni nominalną kwotę umorzenia kredytu lub dotacji w części przypadającej na lokal (w sumie od kilku do kilkuset złotych). Obowiązek spłaty nie będzie odnosił się jednak do tych członków, którzy podpiszą akty notarialne po upływie 15 lat od ustanowienia spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu.
W projekcie zaproponowano także wprowadzenie regulacji nakładających na spółdzielnie obowiązek zawarcia z lokatorem umowy o przeniesienie własności lokalu w terminie trzech miesięcy od dnia wejścia w życie uchwały zarządu określającej przedmiot odrębnej własności lokalu.
Najem okazjonalny
Oprócz ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych Ministerstwo Infrastruktury chce zmienić także ustawę o ochronie praw lokatorów i wprowadzić do niej uregulowania dotyczące tzw. najmu okazjonalnego. Na tej podstawie będą mogły oddawać w najem swoje mieszkania tylko osoby fizyczne nieprowadzące działalności gospodarczej. Dużym ułatwieniem ma być przede wszystkim możliwość eksmitowania zalegających z czynszem najemców bez obowiązku zapewnienia im lokalu zamiennego czy pomieszczenia tymczasowego (będą bowiem musieli wskazać w umowie o najem okazjonalny, gdzie mogą się przeprowadzić w takich sytuacjach, i pokazać zgodę właściciela tamtego lokalu). Osoby, które zdecydują się na wykonywanie najmu okazjonalnego, będą płacić zaledwie 5-proc. podatek ryczałtowy od uzyskanych przychodów.
W porównaniu do stycznia ubiegłego roku ponad 10-proc. spadki cen zanotowano w Gdańsku i Poznaniu, a w Krakowie spadek cen zbliżył się do 9 proc. W stolicy ceny ustabilizowały się nieznacznie tylko poniżej ubiegłorocznej mediany. Jeśli jest w tych danych coś pocieszającego, to porównywalna liczba transakcji do tej obserwowanej w listopadzie. W porównaniu z grudniem 2008 r. liczba transakcji jest nawet nieznacznie wyższa, lecz wciąż jest ich mniej niż w styczniu 2008 r.
W dalszym ciągu wpływ na taką sytuację ma klincz na rynku kredytowym - hipoteczne kredyty walutowe nie mogą wrócić do oferty banków, pomimo teoretycznie dogodniejszych warunków na rynku walutowym (wysokie kursy euro czy franka podnoszą atrakcyjność tego rodzaju kredytów). Oprocentowanie w złotych spada (już poniżej 7 proc. dla kredytów zaciąganych obecnie) i choć sytuacja mogłaby skłonić kredytobiorców do większej aktywności, to ostrożna polityka banków w udzielaniu kredytów hipotecznych przynosi skutek wręcz odwrotny. Nadto należy pamiętać o wszechobecnym w mediach słowie na "k", skutecznie schładzającym zapał kupujących, którzy ostrożniej szacują własne możliwości do zaciągania wieloletnich zobowiązań kredytowych. Powszechne przeświadczenie o mającym dokonać się spadku cen mieszkań, lub przynajmniej długoterminowej stabilizacji cen, również działa na niekorzyść sprzedających.
Perspektywy
Nie widzimy oznak poprawy na rynku mieszkaniowym. Dostępność kredytów przestała się pogarszać, ale jednak jeszcze nie zaczęła się poprawiać. Z drugiej strony w obliczu groźby spowolnienia gospodarczego w Polsce, po kredyty hipoteczne nie ustawiają się też kolejki, choć wzrost zainteresowania inwestycjami w mieszkania jest odczuwalny w oddziałach Open Finance. Nie mniej nie ma obecnie powodu, by spodziewać się szybkiej poprawy na rynku mieszkań. Stopy procentowe (a więc także oprocentowanie kredytów) co prawda spadają, ale obniżają się także przychody z wynajmu mieszkań, zatem rentowność najmu pozostaje na umiarkowanie wysokim poziomie.
Końca spadków nie widać
W perspektywie dalszego spadku cen i przychodów z najmu trudno liczyć na ożywienie popytu inwestycyjnego w najbliższym czasie. Oczekujemy zatem kontynuacji widocznej tendencji spadku cen mieszkań, który jednak nie powinien przyspieszać. Spadek cen na poziomie 10 proc. r/r powinien się utrzymać w I półroczu br. Później najbardziej prawdopodobnym scenariuszem wydaje się długotrwała stabilizacja cen przy wciąż niewielkiej aktywności rynku. Ożywić popyt mogą symptomy zakończenia okresu spowolnienia gospodarczego lub wstąpienie Polski do strefy ERM2 (ze względu na prawdopodobną zwiększoną dostępność kredytów w euro w tym czasie).
W porównaniu do stycznia ubiegłego roku ponad 10-proc. spadki cen zanotowano w Gdańsku i Poznaniu, a w Krakowie spadek cen zbliżył się do 9 proc. W stolicy ceny ustabilizowały się nieznacznie tylko poniżej ubiegłorocznej mediany. Jeśli jest w tych danych coś pocieszającego, to porównywalna liczba transakcji do tej obserwowanej w listopadzie. W porównaniu z grudniem 2008 r. liczba transakcji jest nawet nieznacznie wyższa, lecz wciąż jest ich mniej niż w styczniu 2008 r.
W dalszym ciągu wpływ na taką sytuację ma klincz na rynku kredytowym - hipoteczne kredyty walutowe nie mogą wrócić do oferty banków, pomimo teoretycznie dogodniejszych warunków na rynku walutowym (wysokie kursy euro czy franka podnoszą atrakcyjność tego rodzaju kredytów). Oprocentowanie w złotych spada (już poniżej 7 proc. dla kredytów zaciąganych obecnie) i choć sytuacja mogłaby skłonić kredytobiorców do większej aktywności, to ostrożna polityka banków w udzielaniu kredytów hipotecznych przynosi skutek wręcz odwrotny. Nadto należy pamiętać o wszechobecnym w mediach słowie na "k", skutecznie schładzającym zapał kupujących, którzy ostrożniej szacują własne możliwości do zaciągania wieloletnich zobowiązań kredytowych. Powszechne przeświadczenie o mającym dokonać się spadku cen mieszkań, lub przynajmniej długoterminowej stabilizacji cen, również działa na niekorzyść sprzedających.
Perspektywy
Nie widzimy oznak poprawy na rynku mieszkaniowym. Dostępność kredytów przestała się pogarszać, ale jednak jeszcze nie zaczęła się poprawiać. Z drugiej strony w obliczu groźby spowolnienia gospodarczego w Polsce, po kredyty hipoteczne nie ustawiają się też kolejki, choć wzrost zainteresowania inwestycjami w mieszkania jest odczuwalny w oddziałach Open Finance. Nie mniej nie ma obecnie powodu, by spodziewać się szybkiej poprawy na rynku mieszkań. Stopy procentowe (a więc także oprocentowanie kredytów) co prawda spadają, ale obniżają się także przychody z wynajmu mieszkań, zatem rentowność najmu pozostaje na umiarkowanie wysokim poziomie.
Końca spadków nie widać
W perspektywie dalszego spadku cen i przychodów z najmu trudno liczyć na ożywienie popytu inwestycyjnego w najbliższym czasie. Oczekujemy zatem kontynuacji widocznej tendencji spadku cen mieszkań, który jednak nie powinien przyspieszać. Spadek cen na poziomie 10 proc. r/r powinien się utrzymać w I półroczu br. Później najbardziej prawdopodobnym scenariuszem wydaje się długotrwała stabilizacja cen przy wciąż niewielkiej aktywności rynku. Ożywić popyt mogą symptomy zakończenia okresu spowolnienia gospodarczego lub wstąpienie Polski do strefy ERM2 (ze względu na prawdopodobną zwiększoną dostępność kredytów w euro w tym czasie).
Z czego to wynika?
- Z pewnością nie z fundamentów polskiej gospodarki, to z samej definicji. To jest efekt spekulacyjnej gry na płytkim rynku. Ten drugi czynnik - płytki rynek - jest tu chyba najbardziej istotny. Nie mamy do czynienia z jakimś masowym atakiem spekulacyjnym. Banki nie przeprowadzają zbyt wielu transakcji. Wystarczy kilka niewielkich, by wpłynąć na kurs.
Słaby złoty nie przekreśla planów wprowadzenia go do ERM2 - co już kilkakrotnie pan mówił. Czy w związku z obecnym niedowartościowaniem złotego rząd zakłada, że po wejściu do systemu kurs centralny będzie korygowany?
- Z pewnością nie byłoby dobrze, gdybyśmy kilka tygodni po wejściu do ERM2 mieli to robić. Przy takim kursie jak teraz to ryzyko istnieje. Problem w tym, że my nie wiemy, jaka będzie sytuacja rynkowa w maju. Zakładając nawet, że za kilka miesięcy kurs nie będzie odbiegał od poziomu z dziś, nie jesteśmy w stanie powiedzieć, jaki kurs parytetowy zaakceptują nasi europejscy partnerzy. Będziemy dążyć do takiego ustalenia kursu, który by minimalizował ryzyko szybkiej rewaluacji. Z pewnością nie będzie on na poziomie obecnego kursu rynkowego. Zresztą w maju czy w czerwcu - gdy powinniśmy wchodzić do ERM2 - złoty powinien być już dużo mocniejszy.
W którym momencie negocjacji z instytucjami UE zostanie ustalony kurs parytetowy? Czy rząd dopuszcza możliwość opóźnienia? Jakie będzie dopuszczalne pasmo wahań w ERM2 ? Czy nie ma obaw, że cały proces negocjacji związany z wprowadzeniem złotego do korytarza zakończy się fiaskiem, bo instytucje europejskie uznają, że ryzyko polityczne dla wprowadzenia euro w Polsce jest obecnie zbyt duże?
Rozmawiał Marek Chądzyński
Więcej: Gazeta Prawna 19.02.2009 (35) - forsal.pl - str.A7
Z czego to wynika?
- Z pewnością nie z fundamentów polskiej gospodarki, to z samej definicji. To jest efekt spekulacyjnej gry na płytkim rynku. Ten drugi czynnik - płytki rynek - jest tu chyba najbardziej istotny. Nie mamy do czynienia z jakimś masowym atakiem spekulacyjnym. Banki nie przeprowadzają zbyt wielu transakcji. Wystarczy kilka niewielkich, by wpłynąć na kurs.
Słaby złoty nie przekreśla planów wprowadzenia go do ERM2 - co już kilkakrotnie pan mówił. Czy w związku z obecnym niedowartościowaniem złotego rząd zakłada, że po wejściu do systemu kurs centralny będzie korygowany?
- Z pewnością nie byłoby dobrze, gdybyśmy kilka tygodni po wejściu do ERM2 mieli to robić. Przy takim kursie jak teraz to ryzyko istnieje. Problem w tym, że my nie wiemy, jaka będzie sytuacja rynkowa w maju. Zakładając nawet, że za kilka miesięcy kurs nie będzie odbiegał od poziomu z dziś, nie jesteśmy w stanie powiedzieć, jaki kurs parytetowy zaakceptują nasi europejscy partnerzy. Będziemy dążyć do takiego ustalenia kursu, który by minimalizował ryzyko szybkiej rewaluacji. Z pewnością nie będzie on na poziomie obecnego kursu rynkowego. Zresztą w maju czy w czerwcu - gdy powinniśmy wchodzić do ERM2 - złoty powinien być już dużo mocniejszy.
W którym momencie negocjacji z instytucjami UE zostanie ustalony kurs parytetowy? Czy rząd dopuszcza możliwość opóźnienia? Jakie będzie dopuszczalne pasmo wahań w ERM2 ? Czy nie ma obaw, że cały proces negocjacji związany z wprowadzeniem złotego do korytarza zakończy się fiaskiem, bo instytucje europejskie uznają, że ryzyko polityczne dla wprowadzenia euro w Polsce jest obecnie zbyt duże?
Rozmawiał Marek Chądzyński
Więcej: Gazeta Prawna 19.02.2009 (35) - forsal.pl - str.A7
Dzisiejsze umocnienie złotego, to pochodna wydarzeń z dnia wczorajszego, gdy sprzedaż przez Ministerstwo Finansów euro z funduszy europejskich oraz deklaracja rządu o wprowadzeniu Polski do systemu ERM-2 bez zmiany konstytucji (wbrew opozycji), w sposób zdecydowany umocniły polską walutę. W dniu dzisiejszym inwestorzy przede wszystkim będą czekali na kolejne informacje o aktywności Ministerstwa Finansów (poprzez Bank Gospodarstwa Krajowego) na rynku walutowym. Jeżeli takie informacje się pojawią, to może to być zinterpretowane jako przejaw determinacji rządu do wzmocnienia złotego. A to w sposób naturalny będzie prowokować jeszcze silniejszą realizację dużych zysków na polskich parach. Na drugim planie znajdą się natomiast dane makroekonomiczne z Polski oraz sytuacja na rynkach globalnych. O godzinie 14-tej Główny Urząd Statystyczny opublikuje styczniowe dane o cenach producentów (prognoza: 2,2 proc.) i dynamice produkcji przemysłowej (prognoza: -11,5 proc.) w Polsce. onet.pl/(XTB/ 19.02.2009, godz. 09:15 |
Dzisiejsze umocnienie złotego, to pochodna wydarzeń z dnia wczorajszego, gdy sprzedaż przez Ministerstwo Finansów euro z funduszy europejskich oraz deklaracja rządu o wprowadzeniu Polski do systemu ERM-2 bez zmiany konstytucji (wbrew opozycji), w sposób zdecydowany umocniły polską walutę. W dniu dzisiejszym inwestorzy przede wszystkim będą czekali na kolejne informacje o aktywności Ministerstwa Finansów (poprzez Bank Gospodarstwa Krajowego) na rynku walutowym. Jeżeli takie informacje się pojawią, to może to być zinterpretowane jako przejaw determinacji rządu do wzmocnienia złotego. A to w sposób naturalny będzie prowokować jeszcze silniejszą realizację dużych zysków na polskich parach. Na drugim planie znajdą się natomiast dane makroekonomiczne z Polski oraz sytuacja na rynkach globalnych. O godzinie 14-tej Główny Urząd Statystyczny opublikuje styczniowe dane o cenach producentów (prognoza: 2,2 proc.) i dynamice produkcji przemysłowej (prognoza: -11,5 proc.) w Polsce. onet.pl/(XTB/ 19.02.2009, godz. 09:15 |
- Oczekujemy kontynuacji widocznej tendencji spadku cen mieszkań, który jednak nie powinien przyspieszać. Spadek cen na poziomie 10 proc. r/r powinien się utrzymać w I półroczu br. Później najbardziej prawdopodobnym scenariuszem wydaje się długotrwała stabilizacja cen przy wciąż niewielkiej aktywności rynku - napisali w komentarzu do raportu opisującego sytuację na rynku mieszkaniowym analitycy Open Finance.
W ocenie firmy doradczej nie widać oznak poprawy na rynku mieszkaniowym. - Dostępność kredytów przestała się pogarszać, ale jednak jeszcze nie zaczęła się poprawiać. (...) Nie ma obecnie powodu, by spodziewać się szybkiej poprawy na rynku mieszkań - wynika z raportu.
- Stopy procentowe (a więc także oprocentowanie kredytów) co prawda spadają, ale obniżają się także przychody z wynajmu mieszkań, zatem rentowność najmu pozostaje na umiarkowanie wysokim poziomie. W perspektywie dalszego spadku cen i przychodów z najmu trudno liczyć na ożywienie popytu inwestycyjnego w najbliższym czasie - dodają.
Ożywić popyt na rynku nieruchomości, podkreślają eksperci, mogą symptomy zakończenia okresu spowolnienia gospodarczego lub wstąpienie Polski do strefy ERM2 - ze względu na prawdopodobną zwiększoną dostępność kredytów w euro w tym czasie.
W styczniu tego roku największy spadek cen mieszkań w ujęciu rdr zanotowano w Gdańsku i Poznaniu, odpowiednio o 10,7 i 10,5 proc.
Do znacznej obniżki cen doszło także w Krakowie, bo o 8,7 proc.
Do niewielkich zmian cen metra kwadratowego doszło we Wrocławiu, ceny spadły o 3,8 proc. oraz Warszawie o 1,3 proc.
money.pl/2009-02-12 08:42:25
- Oczekujemy kontynuacji widocznej tendencji spadku cen mieszkań, który jednak nie powinien przyspieszać. Spadek cen na poziomie 10 proc. r/r powinien się utrzymać w I półroczu br. Później najbardziej prawdopodobnym scenariuszem wydaje się długotrwała stabilizacja cen przy wciąż niewielkiej aktywności rynku - napisali w komentarzu do raportu opisującego sytuację na rynku mieszkaniowym analitycy Open Finance.
W ocenie firmy doradczej nie widać oznak poprawy na rynku mieszkaniowym. - Dostępność kredytów przestała się pogarszać, ale jednak jeszcze nie zaczęła się poprawiać. (...) Nie ma obecnie powodu, by spodziewać się szybkiej poprawy na rynku mieszkań - wynika z raportu.
- Stopy procentowe (a więc także oprocentowanie kredytów) co prawda spadają, ale obniżają się także przychody z wynajmu mieszkań, zatem rentowność najmu pozostaje na umiarkowanie wysokim poziomie. W perspektywie dalszego spadku cen i przychodów z najmu trudno liczyć na ożywienie popytu inwestycyjnego w najbliższym czasie - dodają.
Ożywić popyt na rynku nieruchomości, podkreślają eksperci, mogą symptomy zakończenia okresu spowolnienia gospodarczego lub wstąpienie Polski do strefy ERM2 - ze względu na prawdopodobną zwiększoną dostępność kredytów w euro w tym czasie.
W styczniu tego roku największy spadek cen mieszkań w ujęciu rdr zanotowano w Gdańsku i Poznaniu, odpowiednio o 10,7 i 10,5 proc.
Do znacznej obniżki cen doszło także w Krakowie, bo o 8,7 proc.
Do niewielkich zmian cen metra kwadratowego doszło we Wrocławiu, ceny spadły o 3,8 proc. oraz Warszawie o 1,3 proc.
money.pl/2009-02-12 08:42:25
Jednocześnie spółka stawia na zwiększenie rentowności, planuje rozwój poprzez rozszerzenie obszarów działalności o nowe obszary w kraju oraz rozwój kompetencji w regionach, poinformowali przedstawiciele spółki na konferencji w środę.
- Strategią firmy nie jest sprzedaż czy udział w rynku, a rentowność i zysk - podkreśla prezes zarządu Skanska Roman Wieczorek, dodając że spółka stara się selektywnie wybierać projekty do realizacji.
Zdaniem prezesa, inwestycje w budownictwie kubaturowym spadną ze względu na ograniczenia planów rozwojowo-modernizacyjnych w przemyśle, a także wyhamowanie budowy mieszkań. - Wyhamowanie budownictwa kubaturowego będzie odczuwalne najbardziej w 2010 roku - dodał Wieczorek.
Skanska zamierza zoptymalizować koszty oraz procesy biznesowe, ograniczyć inwestycje oraz wstrzymała projekty deweloperskie. - W tej chwili jesteśmy totalnie pod kontrolą jeśli chodzi o projekty deweloperskie - dodał Wieczorek.
Jednocześnie, według przedstawicieli spółki, czas kryzysu może być okresem wzrostu dla firm z dobrym fundamentem. Zdaniem szefa finansów firmy Macieja Muldnera sytuacja finansowa spółki-matki jest bardzo dobra. - Nie potrzebujemy kredytowania. Finansujemy się z własnych środków. Jeśli będziemy mieli w Polsce potrzeby kapitałowe, zwrócimy się do grupy - dodał Muldner.
W przyszłości prezes nie wyklucza akwizycji spółek o profilu budownictwa drogowo-mostowym, których profil działalności będzie kompatybilny z marką Skanska oraz dobrze rozpoznawalny na lokalnym rynku. - Te podmioty muszą być klarowne by nie stracić marki - powiedział Wieczorek.
Na koniec grudnia 2008 r. firma zatrudniała ok. 6 tys. osób. Prezes Skanska zapewnił, że na dzień dzisiejszy spółka nie tylko nie przewiduje zwolnień, a nawet będzie prowadzić nowe rekrutacje (w związku z projektem budowy autostrady A1).
Portfel zamówień spółki wzrósł o 134 proc. do 5,5 mld zł z 2,4 mld zł w 2008 roku. Obecnie ponad 50 proc. portfela stanowi budownictwo drogowo-mostowe, 30 proc. należy do budownictwa ogólnego, a pozostała część to budownictwo hydro-inżynieryjne.
money.pl
Jednocześnie spółka stawia na zwiększenie rentowności, planuje rozwój poprzez rozszerzenie obszarów działalności o nowe obszary w kraju oraz rozwój kompetencji w regionach, poinformowali przedstawiciele spółki na konferencji w środę.
- Strategią firmy nie jest sprzedaż czy udział w rynku, a rentowność i zysk - podkreśla prezes zarządu Skanska Roman Wieczorek, dodając że spółka stara się selektywnie wybierać projekty do realizacji.
Zdaniem prezesa, inwestycje w budownictwie kubaturowym spadną ze względu na ograniczenia planów rozwojowo-modernizacyjnych w przemyśle, a także wyhamowanie budowy mieszkań. - Wyhamowanie budownictwa kubaturowego będzie odczuwalne najbardziej w 2010 roku - dodał Wieczorek.
Skanska zamierza zoptymalizować koszty oraz procesy biznesowe, ograniczyć inwestycje oraz wstrzymała projekty deweloperskie. - W tej chwili jesteśmy totalnie pod kontrolą jeśli chodzi o projekty deweloperskie - dodał Wieczorek.
Jednocześnie, według przedstawicieli spółki, czas kryzysu może być okresem wzrostu dla firm z dobrym fundamentem. Zdaniem szefa finansów firmy Macieja Muldnera sytuacja finansowa spółki-matki jest bardzo dobra. - Nie potrzebujemy kredytowania. Finansujemy się z własnych środków. Jeśli będziemy mieli w Polsce potrzeby kapitałowe, zwrócimy się do grupy - dodał Muldner.
W przyszłości prezes nie wyklucza akwizycji spółek o profilu budownictwa drogowo-mostowym, których profil działalności będzie kompatybilny z marką Skanska oraz dobrze rozpoznawalny na lokalnym rynku. - Te podmioty muszą być klarowne by nie stracić marki - powiedział Wieczorek.
Na koniec grudnia 2008 r. firma zatrudniała ok. 6 tys. osób. Prezes Skanska zapewnił, że na dzień dzisiejszy spółka nie tylko nie przewiduje zwolnień, a nawet będzie prowadzić nowe rekrutacje (w związku z projektem budowy autostrady A1).
Portfel zamówień spółki wzrósł o 134 proc. do 5,5 mld zł z 2,4 mld zł w 2008 roku. Obecnie ponad 50 proc. portfela stanowi budownictwo drogowo-mostowe, 30 proc. należy do budownictwa ogólnego, a pozostała część to budownictwo hydro-inżynieryjne.
money.pl
Dzisiaj do konsultacji społecznych trafi przygotowany przez Ministerstwo Infrastruktury projekt nowelizacji ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych.
Zgodnie z decyzją Trybunału
- Nasza propozycja zawiera zmiany uwzględniające orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z 17 grudnia 2008 r. oraz inne pilne zmiany, wśród których znajdą się przepisy mające na celu czasowe przywrócenie możliwości ustanawiania spółdzielczej własności - wyjaśnia Piotr Styczeń, wiceminister infrastruktury. Resort przedstawił także wczoraj propozycję zmiany ustawy o ochronie praw lokatorów i wprowadzenie do niej nowej instytucji najmu okazjonalnego.
Najważniejszą z zaproponowanych zmian jest dodanie do ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych nowych przepisów pozwalających ich członkom podjąć samodzielną decyzję w sprawie wprowadzenia dodatkowych (oprócz obecnie obowiązujących) opłat przy przekształcaniu mieszkań lokatorskich. Od 31 grudnia 2009 r. miałoby o tym przesądzać w drodze uchwały walne zgromadzenie. Resort infrastruktury chce, by wysokość opłaty nie mogła przekraczać różnicy pomiędzy wartością rynkową lokalu a zwaloryzowaną wartością wkładu mieszkaniowego lub jego części. Różnica ta miałaby podlegać zmniejszeniu o 50 proc. pomocy uzyskanej ze środków publicznych lub z innych środków, zwaloryzowanej proporcjonalnie do aktualnej wartości mieszkania.
Do podjęcia takiej uchwały będzie wymagane poparcie 2/3 członków obecnych na walnym zgromadzeniu. Głosujący będą mogli jednocześnie zadecydować o tym, na co przeznaczą wpływy z opłat uiszczonych z tytułu przekształceń.
O ile członkowie będą mieli wpływ na wprowadzenie dodatkowych kosztów przekształceń mieszkań lokatorskich, o tyle projekt noweli przesądza wprost o poszerzeniu katalogu opłat, które muszą wnieść osoby przekształcające spółdzielcze własnościowe prawo do lokalu w odrębną własność.
Dopłaty do własnościowego
Wnioskujący spółdzielcy, oprócz spłaty kosztów związanych z budową mieszkania i bieżącego zadłużenia z tytułu opłat eksploatacyjnych, będą musieli wpłacić na rachunek spółdzielni nominalną kwotę umorzenia kredytu lub dotacji w części przypadającej na lokal (w sumie od kilku do kilkuset złotych). Obowiązek spłaty nie będzie odnosił się jednak do tych członków, którzy podpiszą akty notarialne po upływie 15 lat od ustanowienia spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu.
W projekcie zaproponowano także wprowadzenie regulacji nakładających na spółdzielnie obowiązek zawarcia z lokatorem umowy o przeniesienie własności lokalu w terminie trzech miesięcy od dnia wejścia w życie uchwały zarządu określającej przedmiot odrębnej własności lokalu.
Najem okazjonalny
Oprócz ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych Ministerstwo Infrastruktury chce zmienić także ustawę o ochronie praw lokatorów i wprowadzić do niej uregulowania dotyczące tzw. najmu okazjonalnego. Na tej podstawie będą mogły oddawać w najem swoje mieszkania tylko osoby fizyczne nieprowadzące działalności gospodarczej. Dużym ułatwieniem ma być przede wszystkim możliwość eksmitowania zalegających z czynszem najemców bez obowiązku zapewnienia im lokalu zamiennego czy pomieszczenia tymczasowego (będą bowiem musieli wskazać w umowie o najem okazjonalny, gdzie mogą się przeprowadzić w takich sytuacjach, i pokazać zgodę właściciela tamtego lokalu). Osoby, które zdecydują się na wykonywanie najmu okazjonalnego, będą płacić zaledwie 5-proc. podatek ryczałtowy od uzyskanych przychodów.
Dzisiaj do konsultacji społecznych trafi przygotowany przez Ministerstwo Infrastruktury projekt nowelizacji ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych.
Zgodnie z decyzją Trybunału
- Nasza propozycja zawiera zmiany uwzględniające orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z 17 grudnia 2008 r. oraz inne pilne zmiany, wśród których znajdą się przepisy mające na celu czasowe przywrócenie możliwości ustanawiania spółdzielczej własności - wyjaśnia Piotr Styczeń, wiceminister infrastruktury. Resort przedstawił także wczoraj propozycję zmiany ustawy o ochronie praw lokatorów i wprowadzenie do niej nowej instytucji najmu okazjonalnego.
Najważniejszą z zaproponowanych zmian jest dodanie do ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych nowych przepisów pozwalających ich członkom podjąć samodzielną decyzję w sprawie wprowadzenia dodatkowych (oprócz obecnie obowiązujących) opłat przy przekształcaniu mieszkań lokatorskich. Od 31 grudnia 2009 r. miałoby o tym przesądzać w drodze uchwały walne zgromadzenie. Resort infrastruktury chce, by wysokość opłaty nie mogła przekraczać różnicy pomiędzy wartością rynkową lokalu a zwaloryzowaną wartością wkładu mieszkaniowego lub jego części. Różnica ta miałaby podlegać zmniejszeniu o 50 proc. pomocy uzyskanej ze środków publicznych lub z innych środków, zwaloryzowanej proporcjonalnie do aktualnej wartości mieszkania.
Do podjęcia takiej uchwały będzie wymagane poparcie 2/3 członków obecnych na walnym zgromadzeniu. Głosujący będą mogli jednocześnie zadecydować o tym, na co przeznaczą wpływy z opłat uiszczonych z tytułu przekształceń.
O ile członkowie będą mieli wpływ na wprowadzenie dodatkowych kosztów przekształceń mieszkań lokatorskich, o tyle projekt noweli przesądza wprost o poszerzeniu katalogu opłat, które muszą wnieść osoby przekształcające spółdzielcze własnościowe prawo do lokalu w odrębną własność.
Dopłaty do własnościowego
Wnioskujący spółdzielcy, oprócz spłaty kosztów związanych z budową mieszkania i bieżącego zadłużenia z tytułu opłat eksploatacyjnych, będą musieli wpłacić na rachunek spółdzielni nominalną kwotę umorzenia kredytu lub dotacji w części przypadającej na lokal (w sumie od kilku do kilkuset złotych). Obowiązek spłaty nie będzie odnosił się jednak do tych członków, którzy podpiszą akty notarialne po upływie 15 lat od ustanowienia spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu.
W projekcie zaproponowano także wprowadzenie regulacji nakładających na spółdzielnie obowiązek zawarcia z lokatorem umowy o przeniesienie własności lokalu w terminie trzech miesięcy od dnia wejścia w życie uchwały zarządu określającej przedmiot odrębnej własności lokalu.
Najem okazjonalny
Oprócz ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych Ministerstwo Infrastruktury chce zmienić także ustawę o ochronie praw lokatorów i wprowadzić do niej uregulowania dotyczące tzw. najmu okazjonalnego. Na tej podstawie będą mogły oddawać w najem swoje mieszkania tylko osoby fizyczne nieprowadzące działalności gospodarczej. Dużym ułatwieniem ma być przede wszystkim możliwość eksmitowania zalegających z czynszem najemców bez obowiązku zapewnienia im lokalu zamiennego czy pomieszczenia tymczasowego (będą bowiem musieli wskazać w umowie o najem okazjonalny, gdzie mogą się przeprowadzić w takich sytuacjach, i pokazać zgodę właściciela tamtego lokalu). Osoby, które zdecydują się na wykonywanie najmu okazjonalnego, będą płacić zaledwie 5-proc. podatek ryczałtowy od uzyskanych przychodów.
Choć wszystko zależy od dobrej woli wierzyciela, istnieje wiele sposobów obrony przed tego typu konsekwencjami. Jednak aby tak się stało, trzeba podjąć odpowiednie kroki już w momencie, gdy przewidujemy trudności z dotrzymaniem terminu zapłaty.
Zwłoka z zapłatą czynszu za lokal
Problemy z terminowym regulowaniem płatności za czynsz najmu mogą doprowadzić do utraty zajmowanego lokalu. Zgodnie z ustawą o ochronie praw lokatorów, jeżeli lokator jest uprawniony do odpłatnego używania lokalu, wypowiedzenie przez właściciela stosunku prawnego może nastąpić, gdy lokator jest w zwłoce z zapłatą czynszu lub innych opłat za używanie mieszkania co najmniej za trzy pełne okresy płatności.
Ze strony wierzyciela
W przypadku zalegania przez lokatora z płatnością czynszu wynajmujący ma możliwość podjęcia czterech rodzajów działań. Po pierwsze, może skorzystać z ustawowego prawa zastawu na rzeczach ruchomych w lokalu wynajmującego.
- Prawo to rozciąga się również na własność rzeczy ruchomych członków rodziny najemcy - mówi Michał Bagłaj z Kancelarii Radców Prawnych Stopczyk & Mikulski. Po drugie, właściciel mieszkania może dochodzić roszczeń o zapłatę czynszu na drodze sądowej, a po ustaniu stosunku najmu może dochodzić odszkodowania za bezumowne korzystanie z lokalu. Po trzecie, wierzyciel może wnieść pozew o eksmisję. Postępowanie to jednak może trwać nawet do kilkunastu miesięcy. Lokator ma prawo zamieszkiwać w lokalu do momentu uzyskania prawomocnego wyroku eksmisyjnego.
- W przypadku gdy dłużnikowi przysługuje prawo do lokalu socjalnego, właściciel mieszkania musi tolerować byłego wynajmującego do czasu przyznania mu przez gminę lokalu socjalnego - tłumaczy Michał Bagłaj.
Wreszcie właściciel może dokonać wypowiedzenia umowy najmu, powołując się na pozostawanie lokatora w zwłoce z zapłatą czynszu. Konieczne jest jednak uprzedzenie najemcy na piśmie o zamiarze wypowiedzenia umowy oraz wyznaczenie dodatkowego, miesięcznego terminu do zapłaty bieżących należności.
Co może zrobić lokator mieszkania komunalnego, który nie jest w stanie regulować czynszu? Na co mogą liczyć klienci firm telekomunikacyjnych, którzy mają zaległe rachunki? Jak działają przedsiębiorstwa energetycznie w przypadku klientów, którzy notorycznie nie płacą rachunków za energię elektryczną?
Więcej: Gazeta Prawna 18.02.2009 (34) - str.2-3
Daria Stojak, współpraca Katarzyna Wójcik-Adamska, Mariusz Mosiołek
Choć wszystko zależy od dobrej woli wierzyciela, istnieje wiele sposobów obrony przed tego typu konsekwencjami. Jednak aby tak się stało, trzeba podjąć odpowiednie kroki już w momencie, gdy przewidujemy trudności z dotrzymaniem terminu zapłaty.
Zwłoka z zapłatą czynszu za lokal
Problemy z terminowym regulowaniem płatności za czynsz najmu mogą doprowadzić do utraty zajmowanego lokalu. Zgodnie z ustawą o ochronie praw lokatorów, jeżeli lokator jest uprawniony do odpłatnego używania lokalu, wypowiedzenie przez właściciela stosunku prawnego może nastąpić, gdy lokator jest w zwłoce z zapłatą czynszu lub innych opłat za używanie mieszkania co najmniej za trzy pełne okresy płatności.
Ze strony wierzyciela
W przypadku zalegania przez lokatora z płatnością czynszu wynajmujący ma możliwość podjęcia czterech rodzajów działań. Po pierwsze, może skorzystać z ustawowego prawa zastawu na rzeczach ruchomych w lokalu wynajmującego.
- Prawo to rozciąga się również na własność rzeczy ruchomych członków rodziny najemcy - mówi Michał Bagłaj z Kancelarii Radców Prawnych Stopczyk & Mikulski. Po drugie, właściciel mieszkania może dochodzić roszczeń o zapłatę czynszu na drodze sądowej, a po ustaniu stosunku najmu może dochodzić odszkodowania za bezumowne korzystanie z lokalu. Po trzecie, wierzyciel może wnieść pozew o eksmisję. Postępowanie to jednak może trwać nawet do kilkunastu miesięcy. Lokator ma prawo zamieszkiwać w lokalu do momentu uzyskania prawomocnego wyroku eksmisyjnego.
- W przypadku gdy dłużnikowi przysługuje prawo do lokalu socjalnego, właściciel mieszkania musi tolerować byłego wynajmującego do czasu przyznania mu przez gminę lokalu socjalnego - tłumaczy Michał Bagłaj.
Wreszcie właściciel może dokonać wypowiedzenia umowy najmu, powołując się na pozostawanie lokatora w zwłoce z zapłatą czynszu. Konieczne jest jednak uprzedzenie najemcy na piśmie o zamiarze wypowiedzenia umowy oraz wyznaczenie dodatkowego, miesięcznego terminu do zapłaty bieżących należności.
Co może zrobić lokator mieszkania komunalnego, który nie jest w stanie regulować czynszu? Na co mogą liczyć klienci firm telekomunikacyjnych, którzy mają zaległe rachunki? Jak działają przedsiębiorstwa energetycznie w przypadku klientów, którzy notorycznie nie płacą rachunków za energię elektryczną?
Więcej: Gazeta Prawna 18.02.2009 (34) - str.2-3
Daria Stojak, współpraca Katarzyna Wójcik-Adamska, Mariusz Mosiołek
- Na koniec trzeciego kwartału ubiegłego roku wartość takich zagrożonych kredytów wynosiła ok. 1,5 mld zł, z tego na kredyty walutowe przypadało 485 mln zł - powiedział Andrzej Kulik.
Zdaniem Kulika, wzrost wartości franka wobec złotego do wysokości 3,22 zł - tak jak to miało miejsce w poniedziałek - może przyczynić się do jeszcze większego pogorszenia spłacalności kredytów hipotecznych w tej walucie.
Na koniec 2008 roku osoby prywatne zaciągnęły w sumie 192,1 mld zł kredytów hipotecznych, w tym kredyty walutowe stanowiły 133,7 mld zł.
- W 2008 roku wśród kredytów walutowych rozliczanych w złotych, aż 80 proc. zaciągnięto we frankach - poinformował Andrzej Kulik. Podkreślił, że we wcześniejszych latach udział kredytów we frankach był mniejszy - wynosił około 66 proc.
Analitycy przestrzegają jednak przed przewalutowaniem kredytów zaciąganych we frankach.
Główny analityk biura doradców finansowych Finamo Paweł Majtkowski powiedział, że rata kredytów w szwajcarskiej walucie, mimo poniedziałkowego rekordu, jest w większości przypadków nadal niższa niż w kredytach złotowych.
Ekspert spodziewa się odwrócenia trendu na rynku walutowym. - Poziom, który osiągnęła złotówka, to maksimum, które może osiągnąć - ocenił.
W jego opinii, kredytobiorcy powinni uzbroić się w cierpliwość. - Bierzemy kredyt na 30 lat, czasami nawet na dłużej. W tym czasie takich okresów, gdy frank się bardzo umacnia, może być kilka. Zawsze będą też momenty odwrotne, kiedy będzie umacniała się złotówka - zaznaczył.
O cierpliwość do kredytobiorców zaapelował również ekspert Comperia.pl Bartłomiej Samsonowicz. Ocenił, że wyższe raty kredytów w obcych walutach będą prawdopodobnie dotyczyć tylko kilku najbliższych miesięcy. W dłuższej perspektywie bowiem - jak prognozuje - nastąpi odwrócenie negatywnego trendu na rynku walutowym.
Analityk Open Finance Emil Szweda nie spodziewa się fali przewalutowań. - Kto w sierpniu ub.r. wziął kredyt we frankach, dziś płaci ratę wyższą niż ci, którzy zdecydowali się na kredyt w złotówkach, choć wówczas korzyść sięgała 30 proc. - ocenił. W sierpniu kurs franka wynosił ok. 2 zł.
- Przewalutowanie tego kredytu dzisiaj, oznaczałoby stratę. Gdyby klient, który brał kredyt w sierpniu przy kursie na poziomie ok. 2 zł, dziś przewalutowałby go na złotówki, rata w stosunku do sierpnia wzrosłaby mu ponad dwukrotnie - wyjaśnił.
Jak wyjaśnił Szweda, na wzrost ten składa się różnica kursowa oraz różnica wynikająca z wyższego oprocentowania kredytów złotówkowych.
- Związane z tym zwiększenie kwoty kredytu wymagałoby zwiększenia zabezpieczenia, a mieszkania nie zyskują teraz na wartości - zauważył. Dlatego, jego zdaniem, klienci nie tylko "powinni wstrzymać się z przewaluotowaniem", ale wręcz "nie mają wyjścia" i muszą czekać na ustabilizowanie się polskiej waluty.
źródło informacji: PAP
interia.pl/Poniedziałek, 16 lutego (18:34)
- Na koniec trzeciego kwartału ubiegłego roku wartość takich zagrożonych kredytów wynosiła ok. 1,5 mld zł, z tego na kredyty walutowe przypadało 485 mln zł - powiedział Andrzej Kulik.
Zdaniem Kulika, wzrost wartości franka wobec złotego do wysokości 3,22 zł - tak jak to miało miejsce w poniedziałek - może przyczynić się do jeszcze większego pogorszenia spłacalności kredytów hipotecznych w tej walucie.
Na koniec 2008 roku osoby prywatne zaciągnęły w sumie 192,1 mld zł kredytów hipotecznych, w tym kredyty walutowe stanowiły 133,7 mld zł.
- W 2008 roku wśród kredytów walutowych rozliczanych w złotych, aż 80 proc. zaciągnięto we frankach - poinformował Andrzej Kulik. Podkreślił, że we wcześniejszych latach udział kredytów we frankach był mniejszy - wynosił około 66 proc.
Analitycy przestrzegają jednak przed przewalutowaniem kredytów zaciąganych we frankach.
Główny analityk biura doradców finansowych Finamo Paweł Majtkowski powiedział, że rata kredytów w szwajcarskiej walucie, mimo poniedziałkowego rekordu, jest w większości przypadków nadal niższa niż w kredytach złotowych.
Ekspert spodziewa się odwrócenia trendu na rynku walutowym. - Poziom, który osiągnęła złotówka, to maksimum, które może osiągnąć - ocenił.
W jego opinii, kredytobiorcy powinni uzbroić się w cierpliwość. - Bierzemy kredyt na 30 lat, czasami nawet na dłużej. W tym czasie takich okresów, gdy frank się bardzo umacnia, może być kilka. Zawsze będą też momenty odwrotne, kiedy będzie umacniała się złotówka - zaznaczył.
O cierpliwość do kredytobiorców zaapelował również ekspert Comperia.pl Bartłomiej Samsonowicz. Ocenił, że wyższe raty kredytów w obcych walutach będą prawdopodobnie dotyczyć tylko kilku najbliższych miesięcy. W dłuższej perspektywie bowiem - jak prognozuje - nastąpi odwrócenie negatywnego trendu na rynku walutowym.
Analityk Open Finance Emil Szweda nie spodziewa się fali przewalutowań. - Kto w sierpniu ub.r. wziął kredyt we frankach, dziś płaci ratę wyższą niż ci, którzy zdecydowali się na kredyt w złotówkach, choć wówczas korzyść sięgała 30 proc. - ocenił. W sierpniu kurs franka wynosił ok. 2 zł.
- Przewalutowanie tego kredytu dzisiaj, oznaczałoby stratę. Gdyby klient, który brał kredyt w sierpniu przy kursie na poziomie ok. 2 zł, dziś przewalutowałby go na złotówki, rata w stosunku do sierpnia wzrosłaby mu ponad dwukrotnie - wyjaśnił.
Jak wyjaśnił Szweda, na wzrost ten składa się różnica kursowa oraz różnica wynikająca z wyższego oprocentowania kredytów złotówkowych.
- Związane z tym zwiększenie kwoty kredytu wymagałoby zwiększenia zabezpieczenia, a mieszkania nie zyskują teraz na wartości - zauważył. Dlatego, jego zdaniem, klienci nie tylko "powinni wstrzymać się z przewaluotowaniem", ale wręcz "nie mają wyjścia" i muszą czekać na ustabilizowanie się polskiej waluty.
źródło informacji: PAP
interia.pl/Poniedziałek, 16 lutego (18:34)
Dodaje, że niezrozumiała jest dla niego teza, iż szybkie wejście do systemu notowań ERM2 pozwoliłoby ustabilizować kurs naszej waluty. "W obecnej sytuacji mamy do czynienia z kryzysem rynków finansowych, ogromnymi stratami funduszy inwestycyjnych i wycofywaniem środków z tego regionu Europy. Ryzyko spekulacji w takich warunkach jest bardzo wysokie, a rynek bardzo płytki" - wyjaśnia.
Według Skrzypka, w takiej sytuacji Polska nie utrzymałaby stabilnego kursu złotówki. Prezes NBP nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, kiedy Polska mogłaby zacząć oficjalną drogę do euro. "Dziś trudno przewidzieć, co się stanie za dwa tygodnie, a co dopiero za kilka miesięcy.
A w ERM2 trzeba przebywać dwa lata. To, jak będzie wyglądał wtedy rynek walutowy jest ciągle wielka niewiadomą" - mówi. Skrzypek mówi także, że NBP przygotowuje nowe instrumenty, które w dobie kryzysu, pozwolą znów zasilić banki. Dodaje jednak, że muszą być one przeprowadzone wraz ze wsparciem ze strony rządu i nadzoru finansowego.
PAP/Rzeczpospolita/Środa, 18 lutego (07:17)
Dodaje, że niezrozumiała jest dla niego teza, iż szybkie wejście do systemu notowań ERM2 pozwoliłoby ustabilizować kurs naszej waluty. "W obecnej sytuacji mamy do czynienia z kryzysem rynków finansowych, ogromnymi stratami funduszy inwestycyjnych i wycofywaniem środków z tego regionu Europy. Ryzyko spekulacji w takich warunkach jest bardzo wysokie, a rynek bardzo płytki" - wyjaśnia.
Według Skrzypka, w takiej sytuacji Polska nie utrzymałaby stabilnego kursu złotówki. Prezes NBP nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, kiedy Polska mogłaby zacząć oficjalną drogę do euro. "Dziś trudno przewidzieć, co się stanie za dwa tygodnie, a co dopiero za kilka miesięcy.
A w ERM2 trzeba przebywać dwa lata. To, jak będzie wyglądał wtedy rynek walutowy jest ciągle wielka niewiadomą" - mówi. Skrzypek mówi także, że NBP przygotowuje nowe instrumenty, które w dobie kryzysu, pozwolą znów zasilić banki. Dodaje jednak, że muszą być one przeprowadzone wraz ze wsparciem ze strony rządu i nadzoru finansowego.
PAP/Rzeczpospolita/Środa, 18 lutego (07:17)
MAREK WOŁOS, analityk TMS Brokers
Tak. Nie jest to uzasadnione fundamentalnie, to są obawy o region. Ale tempo osłabienia przekracza rozsądne granice. To, że złoty nawet do porównywalnych ze sobą walut - czyli forinta, korony, rubla czy liry tureckiej - jest dużo słabszy, oznacza, że mamy do czynienia z kryzysem, z działaniami spekulacyjnymi. To nie jest tak, że się wycofuje kapitał. To jest gra przeciwko złotemu. Nie mamy stabilizacji czy korekt kursu, co oznacza, że to gra w jedną stronę.
PRZEMYSŁAW KWIECIEŃ, analityk X-Trade Brokers
Nie ma na to pytanie dobrej odpowiedzi. To nie jest klasyczny kryzys walutowy. Zwykle jest on powodowany sytuacją fundamentalną, głównie problemami z finansowaniem potrzeb pożyczkowych - czy to sektora prywatnego czy publicznego. Taka sytuacja w Polsce na dużą skalę nie występuje.
PIOTR BIELSKI, ekonomista BZ WBK
To nie jest jeszcze kryzys walutowy, a jedynie kryzys zaufania do złotego. Gdy kurs waluty jest płynny, to trudno mówić o kryzysie. Skala wahań naszej waluty jest bardzo duża, ale poza opcjami nie przekłada się to na bankructwa firm czy na kłopoty gospodarstw domowych ze spłatą kredytów walutowych.
JAKUB BOROWSKI, główny ekonomista Invest Banku
Premier Donald Tusk powiedział we wtorek wieczorem dziennikarzom, że rząd jest gotowy "od dzisiaj" uruchamiać przez rynek środki unijne i, że liczy na to, iż wpłynie to korzystnie na kurs złotówki. więcej »
Nie ma podstaw, by nazywać to, co się dzieje, kryzysem walutowym, bo w warunkach płynnego kursu walutowego pojęcie kryzysu walutowego nie występuje.
Czy realne jest, że euro będzie kosztowało 5 zł? Jeśli jest to prawdopodobny scenariusz, to kiedy ta bariera może zostać przełamana? Czy Narodowy Bank Polski albo rząd powinni już interweniować na rynku walutowym? Czy taka interwencja byłaby teraz skuteczna? Czy w obecnej sytuacji powinniśmy wprowadzać złotego do korytarza wahań ERM2, a jeśli tak - to ile powinien wynosić parytet?
Więcej: Gazeta Prawna 18.02.2009 (34) - forsal.pl - str.A9
interia.pl
MAREK WOŁOS, analityk TMS Brokers
Tak. Nie jest to uzasadnione fundamentalnie, to są obawy o region. Ale tempo osłabienia przekracza rozsądne granice. To, że złoty nawet do porównywalnych ze sobą walut - czyli forinta, korony, rubla czy liry tureckiej - jest dużo słabszy, oznacza, że mamy do czynienia z kryzysem, z działaniami spekulacyjnymi. To nie jest tak, że się wycofuje kapitał. To jest gra przeciwko złotemu. Nie mamy stabilizacji czy korekt kursu, co oznacza, że to gra w jedną stronę.
PRZEMYSŁAW KWIECIEŃ, analityk X-Trade Brokers
Nie ma na to pytanie dobrej odpowiedzi. To nie jest klasyczny kryzys walutowy. Zwykle jest on powodowany sytuacją fundamentalną, głównie problemami z finansowaniem potrzeb pożyczkowych - czy to sektora prywatnego czy publicznego. Taka sytuacja w Polsce na dużą skalę nie występuje.
PIOTR BIELSKI, ekonomista BZ WBK
To nie jest jeszcze kryzys walutowy, a jedynie kryzys zaufania do złotego. Gdy kurs waluty jest płynny, to trudno mówić o kryzysie. Skala wahań naszej waluty jest bardzo duża, ale poza opcjami nie przekłada się to na bankructwa firm czy na kłopoty gospodarstw domowych ze spłatą kredytów walutowych.
JAKUB BOROWSKI, główny ekonomista Invest Banku
Premier Donald Tusk powiedział we wtorek wieczorem dziennikarzom, że rząd jest gotowy "od dzisiaj" uruchamiać przez rynek środki unijne i, że liczy na to, iż wpłynie to korzystnie na kurs złotówki. więcej »
Nie ma podstaw, by nazywać to, co się dzieje, kryzysem walutowym, bo w warunkach płynnego kursu walutowego pojęcie kryzysu walutowego nie występuje.
Czy realne jest, że euro będzie kosztowało 5 zł? Jeśli jest to prawdopodobny scenariusz, to kiedy ta bariera może zostać przełamana? Czy Narodowy Bank Polski albo rząd powinni już interweniować na rynku walutowym? Czy taka interwencja byłaby teraz skuteczna? Czy w obecnej sytuacji powinniśmy wprowadzać złotego do korytarza wahań ERM2, a jeśli tak - to ile powinien wynosić parytet?
Więcej: Gazeta Prawna 18.02.2009 (34) - forsal.pl - str.A9
interia.pl
Właściciele starych książeczek mieszkaniowych będą mogli odzyskać swe oszczędności przy okazji remontu. Taka możliwość wprowadza nowela z 23 stycznia 2009 r. ustawy o pomocy państwa w spłacie niektórych kredytów mieszkaniowych, która wejdzie w życie 1 kwietnia.
Prawo do premii będą mieli ci, którzy przeprowadzą remonty lokali i domów jednorodzinnych. Nie chodzi jednak o każdy remont, tj. malowanie ścian czy położenie nowych paneli. Do premii będzie uprawniała tylko wymiana stolarki okiennej, instalacji elektrycznej lub gazowej. Premii przy remontach nie otrzymają ani najemcy, ani lokatorzy komunalni. Wprowadzono warunek, że właściciel książeczki mieszkaniowej musi mieć do remontowanej nieruchomości tytułu własności lub spółdzielcze prawo do lokalu (własnościowe lub lokatorskie).
Wypłata premii nie będzie zależała od wartości przeprowadzonego remontu. Aby ja otrzymać, wystarczy wiec po 1 kwietnia wymienić dosłownie jedno okno w domu lub mieszkaniu. Powstaje jednak pytanie, jak bank PKO BP będzie podchodził do wymiany instalacji gazowej lub elektrycznej, skoro nie ma znaczenia wartość remontu. Czy wystarczy wymienić piec gazowy, kuchenkę elektryczną lub gniazdko, aby otrzymać premię?
Resort infrastruktury wyjaśnia, że ustalając zakres pojęcia instalacji elektrycznej lub gazowej, należy sięgnąć do przepisów o warunkach technicznych użytkowania budynków mieszkalnych.
Do nabycia uprawnień do premii gwarancyjnej z tytułu wymiany instalacji gazowej lub elektrycznej konieczne będzie wykonanie zmiany instalacji elektrycznej lub gazowej w zakresie niezbędnym do tego, by instalacja ta była zgodna z aktualnie obowiązującymi normami - wyjaśnia Ministerstwo Infrastruktury.
- Na mocy obowiązujących przepisów, po wykonaniu tej zmiany wymagane jest dokonanie odbioru technicznego przez osoby wykwalifikowane, kompetentne w zakresie takiego sprawdzenia - dodaje resort.
W praktyce oznacza to, że wykonanie prac będzie musiała potwierdzić osoba z uprawnieniami gazowymi lub elektrycznymi.
6 tys. tyle wynosiła średnia premia gwarancyjna w 2008 r.
Podstawa prawna
? Ustawa z 23 stycznia 2009 r. o zmianie ustawy o pomocy państwa w spłacie niektórych kredytów mieszkaniowych, udzielaniu premii gwarancyjnych oraz refundacji bankom wypłaconych premii gwarancyjnych trafiła do podpisu prezydenta, wejdzie w życie 1 kwietnia 2009 r.
Właściciele starych książeczek mieszkaniowych będą mogli odzyskać swe oszczędności przy okazji remontu. Taka możliwość wprowadza nowela z 23 stycznia 2009 r. ustawy o pomocy państwa w spłacie niektórych kredytów mieszkaniowych, która wejdzie w życie 1 kwietnia.
Prawo do premii będą mieli ci, którzy przeprowadzą remonty lokali i domów jednorodzinnych. Nie chodzi jednak o każdy remont, tj. malowanie ścian czy położenie nowych paneli. Do premii będzie uprawniała tylko wymiana stolarki okiennej, instalacji elektrycznej lub gazowej. Premii przy remontach nie otrzymają ani najemcy, ani lokatorzy komunalni. Wprowadzono warunek, że właściciel książeczki mieszkaniowej musi mieć do remontowanej nieruchomości tytułu własności lub spółdzielcze prawo do lokalu (własnościowe lub lokatorskie).
Wypłata premii nie będzie zależała od wartości przeprowadzonego remontu. Aby ja otrzymać, wystarczy wiec po 1 kwietnia wymienić dosłownie jedno okno w domu lub mieszkaniu. Powstaje jednak pytanie, jak bank PKO BP będzie podchodził do wymiany instalacji gazowej lub elektrycznej, skoro nie ma znaczenia wartość remontu. Czy wystarczy wymienić piec gazowy, kuchenkę elektryczną lub gniazdko, aby otrzymać premię?
Resort infrastruktury wyjaśnia, że ustalając zakres pojęcia instalacji elektrycznej lub gazowej, należy sięgnąć do przepisów o warunkach technicznych użytkowania budynków mieszkalnych.
Do nabycia uprawnień do premii gwarancyjnej z tytułu wymiany instalacji gazowej lub elektrycznej konieczne będzie wykonanie zmiany instalacji elektrycznej lub gazowej w zakresie niezbędnym do tego, by instalacja ta była zgodna z aktualnie obowiązującymi normami - wyjaśnia Ministerstwo Infrastruktury.
- Na mocy obowiązujących przepisów, po wykonaniu tej zmiany wymagane jest dokonanie odbioru technicznego przez osoby wykwalifikowane, kompetentne w zakresie takiego sprawdzenia - dodaje resort.
W praktyce oznacza to, że wykonanie prac będzie musiała potwierdzić osoba z uprawnieniami gazowymi lub elektrycznymi.
6 tys. tyle wynosiła średnia premia gwarancyjna w 2008 r.
Podstawa prawna
? Ustawa z 23 stycznia 2009 r. o zmianie ustawy o pomocy państwa w spłacie niektórych kredytów mieszkaniowych, udzielaniu premii gwarancyjnych oraz refundacji bankom wypłaconych premii gwarancyjnych trafiła do podpisu prezydenta, wejdzie w życie 1 kwietnia 2009 r.
Oznacza to, że ceny domów mogą spaść jeszcze bardziej. Co bardziej pesymistyczni analitycy, jak choćby członek Forbes.com Investor Team, Gary Shilling, są zdania, że zanim ceny domów trwale zaczną się dźwigać, mogą jeszcze spaść o kolejne 20 proc. Gdy jednak będą spadać, o ile oprocentowanie kredytów hipotecznych pozostanie poniżej 6 proc. (a z pomocą Fannie Mae i Freddie Mac rządowi może się to udać), powinno to spowodować wzrost sprzedaży.
Chwilowo kredyt mogą dostać tylko najlepszej jakości kredytobiorcy, istnieje jednak duża grupa ludzi, którym swego czasu sztuczne wygórowane ceny na rynku mieszkaniowym nie pozwalały zrealizować planów o zakupie domu, a teraz jest ich już na niego stać, o ile tylko ich banki zechcą ich skredytować.
Randy Frederick, dyrektor ds. akcji i derywatów w firmie Charles Schwab przypomina, że dom powinno się kupować, gdy można sobie na niego pozwolić, gdy jest się gotowym osiedlić w danym miejscu lub zmuszonym do tego przez zmianę miejsca pracy, a nie chce się wynajmować. W takich sytuacjach nie ma co martwić się rynkiem.
Ci inwestorzy, którzy nie chcą wiązać się inwestycjami w firmy rynku nieruchomości, mogą rozważyć ulokowanie pieniędzy w którymś z licznej grupy zamkniętych funduszy inwestycyjnych (ETF) i inwestujących w nieruchomości funduszy powierniczych (REIT). Mogą one pochwalić się płynnością, a jako jeden z sektorów najbardziej dotkniętych bessą, kryje się też w nich spory potencjał zysku.
Johnowi Osbonowi z firmy Osbon Capital Management szczególnie podoba się fundusz Vanguard REIT Index i SPDR Dow Jones Wilshire International Real Estate ETF , a to z uwagi na wysoki poziom zaangażowania tych jednostek poza Stanami Zjednoczonymi.
Robert Froehlich, główny strateg inwestycyjny należącej do Deutsche Bank spółki DWS Securities uważa, że rynek nieruchomości mieszkalnych wykaże wprawdzie pewne oznaki poprawy, lecz faktycznie zacznie odbudowywać swoje poziomy cenowe nie wcześniej, niż pod koniec roku.
Nie oznacza to jednak, że należy się teraz trzymać z daleka od jego akcji. Ceny akcji powinny wzrosnąć wobec spodziewanej poprawy cen nieruchomości, a to oznacza, że akcje ruszą w górę, zanim jeszcze drgną ceny samych murów.
Odbudowa rynku nieruchomości?
Osbon: - Rynek to nie monolit, nie są nim też gospodarki świata. Powinniśmy więc oczekiwać sprzecznych, i w tym przypadku pozytywnych wieści, nawet, jeżeli na pierwszy rzut oka nie mają one sensu. Zmiany cen papierów wartościowych często znacznie poprzedzają rozchodzenie się informacji. Oto jeden aktualny przykład zjawiska zgoła odwrotnego. Szokować może fakt, że PCY, narodowy fundusz dłużny ETF rynków wschodzących, a więc inwestycja o wysokim ryzyku, zyskał w ciągu ostatnich trzech miesięcy aż 55 proc. Jak to możliwe, wobec redukcji zadłużenia krajów z tej grupy i "zanurzających się" rynków akcji? Czyżby czekały nas jakieś dobre wieści? Jako firma, nie próbujemy jednak odgadywać przyszłości, tylko w niej uczestniczyć przez różnicowanie naszych portfeli w skali globalnej. Amerykański rynek nieruchomości mieszkaniowych to w tej chwili pytanie za 10 bilionów dolarów, jednak zgadywanie czegokolwiek byłoby teraz zbyt zuchwałe, więc nawet nie będę próbować. Tak czy owak, nieruchomości stanowią część każdego portfela, ze względu na ich hybrydowy, obligacyjno-akcyjny skład. Większość osób jest uzależniona od rynku nieruchomości ze względu na własne miejsce zamieszkania, ale lepiej inwestować w niego przez zróżnicowane fundusze REIT (inwestujące w biura, mieszkania, centra handlowe itp.), ponieważ tworzą one szkielet każdej gospodarki. Warto zauważyć, że ICF (amerykański fundusz REIT) i RWX (międzynarodowy REIT) odbiły się już od listopadowego poziomo odpowiednio o 21 proc. i 14 proc. Zważywszy na nawał złych wiadomości, wydaje mi się zaskakujące, że fundusze REIT w ogóle są jakoś pozytywnie wyceniane. Wiemy jednak, że rynki działają szybciej, niż myślimy, więc jestem do nich nastawiony optymistycznie. W Stanach, używamy funduszy VNQ i ICF. W przypadku zagranicy, sięgamy po RWX. W ten sposób mamy pokryty cały świat!
Frederick: - Myślę, że ogólny trend na wtórnym rynku mieszkaniowym jest jeszcze niższy. Jeden raport go nie odwróci .. na razie. W związku z nadmiarem domów na sprzedaż w wielu obszarach, gdy spada ich cena, znajdują się węszący okazję kupcy i zaczynają kupować. Całkowicie zgadzam się z Johnem. Dom kupuje się wtedy, gdy człowieka na niego stać i/lub gdy jest się zmuszonym do przeprowadzki w związku ze zmianą miejsca pracy itp. Podejrzewam, że większość kupujących obecnie to spekulanci, szukający dobrych okazji, a nie młode rodziny z ambitnymi planami. Ma to jednak i dobrą stronę: każde działanie, które eliminuje zapas domów z rynku, będzie mieć korzystny wpływ, powodując jego stabilizację. Jak wielu z nas ostatnio zauważyło, rynki zawsze wyprzedzają gospodarkę. Choć jestem przekonany, że za wcześnie jeszcze, aby orzekać, że rynek mieszkaniowy osiągnął dno, trzeba też pamiętać, że akcje mieszkaniówki padły w 2007 roku jako pierwsze, więc mogą też jako jedne z pierwszych się podnieść. Jak inaczej wytłumaczyć to, że indeks sektora nieruchomości mieszkaniowych (HGX) wzrósł w porównaniu z minimum z 20 listopada o 35 proc. (podczas, gdy SPX osiągnął wzrost niewiele przekraczający 13 proc.), mimo, że wszyscy deweloperzy znajdują się teraz w sporych opałach?
Osbon: - Cześć, Randy. Czy akcje firm z sektora mieszkaniowego do stała część twoich portfeli?
Froehlich: - Myślę, że mieszkaniówka zacznie wreszcie pokazywać bieżące oznaki powrotu do zdrowia, choć nie sądzę, aby nastąpiło to przed czwartym kwartałem tego roku. I choć liczba ofert na rynku jest duża, a raty niskie, podobnie jak ceny domów. Brak tylko jednej rzeczy, która powstrzymuje rozwój branży: miejsc pracy. Mieszkaniówka nie zacznie się kręcić, dopóki nie przybędzie miejsc pracy. Myślę tu najwcześniej o czwartym kwartale roku. Będzie to od tej chwili mniej więcej za rok.
Osbon: - Cześć, Bob. Zgadzam się, że ogromne znaczenie dla rozwoju rynku nieruchomości ma sytuacja na rynku pracy. Czy twoim zdaniem należałoby poszukać liczby bezwzględnej (10 proc. bezrobocia)? A może względnej (wyobraź sobie, że bezrobocie zacznie spadać w kwartale IV)?
Frederick: - Notowania Schwab Equity Ratings obejmują większość akcji firm mieszkaniowych, ale sami nie zajmujemy się obrotem.
Froehlich: - Skupiam się na liczbie względnej, co da nam nieco czasu na odpowiednie wypozycjonowanie naszego portfela.
Michael Maiello i David Serchuk
Oznacza to, że ceny domów mogą spaść jeszcze bardziej. Co bardziej pesymistyczni analitycy, jak choćby członek Forbes.com Investor Team, Gary Shilling, są zdania, że zanim ceny domów trwale zaczną się dźwigać, mogą jeszcze spaść o kolejne 20 proc. Gdy jednak będą spadać, o ile oprocentowanie kredytów hipotecznych pozostanie poniżej 6 proc. (a z pomocą Fannie Mae i Freddie Mac rządowi może się to udać), powinno to spowodować wzrost sprzedaży.
Chwilowo kredyt mogą dostać tylko najlepszej jakości kredytobiorcy, istnieje jednak duża grupa ludzi, którym swego czasu sztuczne wygórowane ceny na rynku mieszkaniowym nie pozwalały zrealizować planów o zakupie domu, a teraz jest ich już na niego stać, o ile tylko ich banki zechcą ich skredytować.
Randy Frederick, dyrektor ds. akcji i derywatów w firmie Charles Schwab przypomina, że dom powinno się kupować, gdy można sobie na niego pozwolić, gdy jest się gotowym osiedlić w danym miejscu lub zmuszonym do tego przez zmianę miejsca pracy, a nie chce się wynajmować. W takich sytuacjach nie ma co martwić się rynkiem.
Ci inwestorzy, którzy nie chcą wiązać się inwestycjami w firmy rynku nieruchomości, mogą rozważyć ulokowanie pieniędzy w którymś z licznej grupy zamkniętych funduszy inwestycyjnych (ETF) i inwestujących w nieruchomości funduszy powierniczych (REIT). Mogą one pochwalić się płynnością, a jako jeden z sektorów najbardziej dotkniętych bessą, kryje się też w nich spory potencjał zysku.
Johnowi Osbonowi z firmy Osbon Capital Management szczególnie podoba się fundusz Vanguard REIT Index i SPDR Dow Jones Wilshire International Real Estate ETF , a to z uwagi na wysoki poziom zaangażowania tych jednostek poza Stanami Zjednoczonymi.
Robert Froehlich, główny strateg inwestycyjny należącej do Deutsche Bank spółki DWS Securities uważa, że rynek nieruchomości mieszkalnych wykaże wprawdzie pewne oznaki poprawy, lecz faktycznie zacznie odbudowywać swoje poziomy cenowe nie wcześniej, niż pod koniec roku.
Nie oznacza to jednak, że należy się teraz trzymać z daleka od jego akcji. Ceny akcji powinny wzrosnąć wobec spodziewanej poprawy cen nieruchomości, a to oznacza, że akcje ruszą w górę, zanim jeszcze drgną ceny samych murów.
Odbudowa rynku nieruchomości?
Osbon: - Rynek to nie monolit, nie są nim też gospodarki świata. Powinniśmy więc oczekiwać sprzecznych, i w tym przypadku pozytywnych wieści, nawet, jeżeli na pierwszy rzut oka nie mają one sensu. Zmiany cen papierów wartościowych często znacznie poprzedzają rozchodzenie się informacji. Oto jeden aktualny przykład zjawiska zgoła odwrotnego. Szokować może fakt, że PCY, narodowy fundusz dłużny ETF rynków wschodzących, a więc inwestycja o wysokim ryzyku, zyskał w ciągu ostatnich trzech miesięcy aż 55 proc. Jak to możliwe, wobec redukcji zadłużenia krajów z tej grupy i "zanurzających się" rynków akcji? Czyżby czekały nas jakieś dobre wieści? Jako firma, nie próbujemy jednak odgadywać przyszłości, tylko w niej uczestniczyć przez różnicowanie naszych portfeli w skali globalnej. Amerykański rynek nieruchomości mieszkaniowych to w tej chwili pytanie za 10 bilionów dolarów, jednak zgadywanie czegokolwiek byłoby teraz zbyt zuchwałe, więc nawet nie będę próbować. Tak czy owak, nieruchomości stanowią część każdego portfela, ze względu na ich hybrydowy, obligacyjno-akcyjny skład. Większość osób jest uzależniona od rynku nieruchomości ze względu na własne miejsce zamieszkania, ale lepiej inwestować w niego przez zróżnicowane fundusze REIT (inwestujące w biura, mieszkania, centra handlowe itp.), ponieważ tworzą one szkielet każdej gospodarki. Warto zauważyć, że ICF (amerykański fundusz REIT) i RWX (międzynarodowy REIT) odbiły się już od listopadowego poziomo odpowiednio o 21 proc. i 14 proc. Zważywszy na nawał złych wiadomości, wydaje mi się zaskakujące, że fundusze REIT w ogóle są jakoś pozytywnie wyceniane. Wiemy jednak, że rynki działają szybciej, niż myślimy, więc jestem do nich nastawiony optymistycznie. W Stanach, używamy funduszy VNQ i ICF. W przypadku zagranicy, sięgamy po RWX. W ten sposób mamy pokryty cały świat!
Frederick: - Myślę, że ogólny trend na wtórnym rynku mieszkaniowym jest jeszcze niższy. Jeden raport go nie odwróci .. na razie. W związku z nadmiarem domów na sprzedaż w wielu obszarach, gdy spada ich cena, znajdują się węszący okazję kupcy i zaczynają kupować. Całkowicie zgadzam się z Johnem. Dom kupuje się wtedy, gdy człowieka na niego stać i/lub gdy jest się zmuszonym do przeprowadzki w związku ze zmianą miejsca pracy itp. Podejrzewam, że większość kupujących obecnie to spekulanci, szukający dobrych okazji, a nie młode rodziny z ambitnymi planami. Ma to jednak i dobrą stronę: każde działanie, które eliminuje zapas domów z rynku, będzie mieć korzystny wpływ, powodując jego stabilizację. Jak wielu z nas ostatnio zauważyło, rynki zawsze wyprzedzają gospodarkę. Choć jestem przekonany, że za wcześnie jeszcze, aby orzekać, że rynek mieszkaniowy osiągnął dno, trzeba też pamiętać, że akcje mieszkaniówki padły w 2007 roku jako pierwsze, więc mogą też jako jedne z pierwszych się podnieść. Jak inaczej wytłumaczyć to, że indeks sektora nieruchomości mieszkaniowych (HGX) wzrósł w porównaniu z minimum z 20 listopada o 35 proc. (podczas, gdy SPX osiągnął wzrost niewiele przekraczający 13 proc.), mimo, że wszyscy deweloperzy znajdują się teraz w sporych opałach?
Osbon: - Cześć, Randy. Czy akcje firm z sektora mieszkaniowego do stała część twoich portfeli?
Froehlich: - Myślę, że mieszkaniówka zacznie wreszcie pokazywać bieżące oznaki powrotu do zdrowia, choć nie sądzę, aby nastąpiło to przed czwartym kwartałem tego roku. I choć liczba ofert na rynku jest duża, a raty niskie, podobnie jak ceny domów. Brak tylko jednej rzeczy, która powstrzymuje rozwój branży: miejsc pracy. Mieszkaniówka nie zacznie się kręcić, dopóki nie przybędzie miejsc pracy. Myślę tu najwcześniej o czwartym kwartale roku. Będzie to od tej chwili mniej więcej za rok.
Osbon: - Cześć, Bob. Zgadzam się, że ogromne znaczenie dla rozwoju rynku nieruchomości ma sytuacja na rynku pracy. Czy twoim zdaniem należałoby poszukać liczby bezwzględnej (10 proc. bezrobocia)? A może względnej (wyobraź sobie, że bezrobocie zacznie spadać w kwartale IV)?
Frederick: - Notowania Schwab Equity Ratings obejmują większość akcji firm mieszkaniowych, ale sami nie zajmujemy się obrotem.
Froehlich: - Skupiam się na liczbie względnej, co da nam nieco czasu na odpowiednie wypozycjonowanie naszego portfela.
Michael Maiello i David Serchuk
Wzrost kredytów ciągle bliski rekordom, ale to dzięki 10% deprecjacji w styczniu.
Pozornie niewiele zmieniło się w danych o M3. Wzrost podaży pieniądza zmniejszył się jedynie nieznacznie (z 18,8 do 17,7%, ciągle więc jest wysoki). Kredyty dla gospodarstw domowych rosną w niemal rekordowym tempie (45,3% r/r!), także wysoka jest dynamika kredytów dla firm (27,9% r/r). Czynnikiem zaciemniającym te dane jest jednak zmiana kursu (złoty osłabił się w styczniu o kolejne 10%). Bo odfiltrowaniu tego efektu, tempo wzrostu kredytów zmniejsza się o 4 pkt procentowe co daje już znacznie "normalniejszy" dla czasów kryzysu obraz - spowalniających kredytów (choć na razie ciągle nie w dramatycznym tempie - m/m widzimy brak zmian w sektorze gospodarstw domowych).
Styczniowa inflacja bez niespodzianek
Inflacja w styczniu spadła do 3,1% z 3,3 w grudniu (i przy szacunku ministerstwa finansów na poziomie 3,2). Styczeń dostarcza jedynie cząstkowych informacji o kategoriach CPI, ale widać że koszty utrzymania mieszkania skoczyły mniej niż oczekiwaliśmy (2,3% zamiast 3,2), ale podwyżki w tej kategorii były głównie w drugiej połowie miesiąca, zobaczymy je więc w liczbach za luty. Ceny żywności zaskoczyły z kolei w drugą stronę.
Pierwszy kwartał nie będzie czasem bardzo głębokiego spadku inflacji. Przeszkadzać będą nie ujawnione jeszcze w pełni podwyżki cen regulowanych (a także, być może, rewizja koszyka inflacyjnego, która zwykle zmniejsza inflację, zaś tym razem, poprzez zwiększenie znaczenia cen użytkowania mieszkania może styczniowy wskaźnik CPI jeszcze zwiększyć). 3,1% jest jednak wystarczająco bliskie celu, że w powiązaniu ze słabą produkcją i wzrostem bezrobocia do 10,5% w styczniu raczej nie przeszkodzi w obniżce stóp. Widać już że większym problemem dla niektórych członków RPP staje się kurs.
Co to znaczy: Inflacja spada mimo deprecjacji i ten proces będzie kontynuowany.
Ten tydzień
Pora wrócić do tematu większych obniżek stóp, W tym tygodniu ukazują się dane, które naszym zdaniem powstrzymają członków RPP od sugerowania, że skala obniżek stóp powinna być już ograniczana czy nawet że przyszła pora na przerwę w luzowaniu polityki pieniężnej (Dariusz Filar). Jeśli nie wystarczy publikacja we wtorek danych o zatrudnieniu w sektorze przedsiębiorstw (jeśli skok bezrobocia w styczniu z 9,5% do 10,5% dokonał się przede wszystkim przez zwolnienia grupowe, to należy liczyć się nawet z możliwością ujemnej dynamiki zatrudnienia w ujęciu r/r) to w czwartek ukażą się wyniki produkcji przemysłowej za styczeń a tam zapewne zobaczymy dwucyfrowy spadek r/r.
Poniedziałek, 16 lutego (09:51)
średnia ocen: 4,3