Osłabienie złotego, które powoduje wzrost rat kredytów walutowych, to kłopot nie tylko dla kredytobiorców, ale i dla banków. W ich bilansach znacząco rośnie bowiem wartość kredytów, których duża część jest denominowana w walutach obcych. Nie idą za tym natomiast depozyty (oszczędzanie w walutach jest dużo mniej popularne).
Problem również największych
Właśnie spadek złotego spowodował pogłębienie niekorzystnej różnicy pomiędzy wielkością kredytów i depozytów zebranych przez banki. Ta luka miała w końcu 2008 r. wartość znacznie przekraczającą 60 mld zł. Rok wcześniej depozyty z grubsza odpowiadały kredytom. Problem dotyczy również największych banków, które jeszcze niedawno miały dużą przewagę depozytów nad kredytami, jak np. PKO BP. Niewykluczone, że już w grudniu portfel kredytów w tej instytucji był większy niż depozytów. Dwa lata temu PKO BP miał niemal 25 mld złotych nadwyżki depozytów. Perspektywa zrównania obu wielkości to główny powód uatrakcyjnienia oferty PKO BP, która jeszcze kilkanaście miesięcy temu należała do najmniej korzystnych na rynku.
Jak sobie poradzą
Proporcja depozytów do kredytów jest ważna, bo od niej zależą możliwości dalszego pożyczania pieniędzy przez banki. Część finansistów ostrzega, że po spowodowanym zmianami kursów walut przyroście wartości kredytów należy liczyć się z ograniczeniem ich przyznawania (zwłaszcza że banki będą starały się unikać ryzyka). Inni są zdania, że poradzą sobie z problemem, kontynuując politykę przyciągania pieniędzy klientów wysokim oprocentowaniem lokat. Jest jeszcze jedno rozwiązanie: można poczekać, aż złoty umocni się na tyle, że w bilansie depozyty znów zaczną dominować nad kredytami.
Łukasz Wilkowicz
interia.pl
Osłabienie złotego, które powoduje wzrost rat kredytów walutowych, to kłopot nie tylko dla kredytobiorców, ale i dla banków. W ich bilansach znacząco rośnie bowiem wartość kredytów, których duża część jest denominowana w walutach obcych. Nie idą za tym natomiast depozyty (oszczędzanie w walutach jest dużo mniej popularne).
Problem również największych
Właśnie spadek złotego spowodował pogłębienie niekorzystnej różnicy pomiędzy wielkością kredytów i depozytów zebranych przez banki. Ta luka miała w końcu 2008 r. wartość znacznie przekraczającą 60 mld zł. Rok wcześniej depozyty z grubsza odpowiadały kredytom. Problem dotyczy również największych banków, które jeszcze niedawno miały dużą przewagę depozytów nad kredytami, jak np. PKO BP. Niewykluczone, że już w grudniu portfel kredytów w tej instytucji był większy niż depozytów. Dwa lata temu PKO BP miał niemal 25 mld złotych nadwyżki depozytów. Perspektywa zrównania obu wielkości to główny powód uatrakcyjnienia oferty PKO BP, która jeszcze kilkanaście miesięcy temu należała do najmniej korzystnych na rynku.
Jak sobie poradzą
Proporcja depozytów do kredytów jest ważna, bo od niej zależą możliwości dalszego pożyczania pieniędzy przez banki. Część finansistów ostrzega, że po spowodowanym zmianami kursów walut przyroście wartości kredytów należy liczyć się z ograniczeniem ich przyznawania (zwłaszcza że banki będą starały się unikać ryzyka). Inni są zdania, że poradzą sobie z problemem, kontynuując politykę przyciągania pieniędzy klientów wysokim oprocentowaniem lokat. Jest jeszcze jedno rozwiązanie: można poczekać, aż złoty umocni się na tyle, że w bilansie depozyty znów zaczną dominować nad kredytami.
Łukasz Wilkowicz
interia.pl
Wczoraj późnym wieczorem pracowała także Izba Reprezentantów. Demokraci przegłosowali rekordowy plan stymulujący amerykańską gospodarkę Baracka Obamy, który ma kosztować 825 mld dolarów. Presja na spadek dolara jeszcze się zwiększy.
Pomimo historycznie niskich stóp procentowych za oceanem, dolar znajduje się najwyżej od prawie 4,5 roku w stosunku do naszej waluty. Od lipca ubiegłego roku amerykańska waluta wzrosła aż o 74 proc. ( z 2,01 zł do ok. 3,5 zł dziś) w stosunku do złotego. To najwyższy kurs od października 2004 roku.
Według danych NBP Polacy na koniec ubiegłego roku na lokatach zdeponowali ponad 28 mld zł w walutach. Jaka z tego część to dolary, dokładnie nie wiadomo. Z pewnością oprócz brytyjskich funtów zielony jest wciąż znaczącą walutą w naszych oszczędnościach (wiadomo, że w połowie 2007 r. Polacy posiadali ponad 5 mld dolarów).
Koniec tanich zakupów w USA
Wszyscy pamiętamy szał zakupów w USA, który miał miejsce właśnie w okolicach ubiegłorocznych wakacji. Gdy za dolara płacono 2 złote, na serwisach takich jak Amazon.com czy Ebay.com wszystko wydawało się tanie. Money.pl postanowił sprawdzić jak dziś kształtują się ceny najbardziej popularnych wówczas serii artykułów, czyli elektroniki i samochodów.
Ceny zostały przeliczone po kursie dolara równym 3,5 złotych. Jak widać, obecne poziomy kursu dolara skutecznie mogą zniechęcić kupujących. Po prostu się nie opłaca.
W przypadku samochodu, mimo że cena wynosi 21500 dol., czyli po przeliczeniu 75250 zł, musimy doliczyć jeszcze cło (10 proc. wartości celnej), akcyzę (w naszym przypadku 13,6 proc., gdyż auto ma powyżej 2 l. pojemności) oraz podatek. Uwzględniając te opłaty za przykładową Toyotę RAV4 musielibyśmy zapłacić już 114 719 złotych. Dodatkowo od marca cło ma wzrosnąć jeszcze bardziej, według nowej ustawy o stawkach celnych.
Dolar jeszcze stanieje
Umocnienie się amerykańskiej waluty przez ostatnie 7 miesięcy ma przyczyny głównie psychologiczne. Międzynarodowi inwestorzy uciekali z walut rynków wschodzących i kupowali dolara, jako wciąż najbezpieczniejszą walutę. Ogromny popyt pojawił się na instrumenty dłużne i papiery skarbowe gwarantowane przez rząd Stanów Zjednoczonych. Ceny, jeszcze dziś, są bardzo wysokie, a rentowność i oprocentowanie -przeciwnie - bardzo niskie:
Istnieje jednak szereg argumentów za tym, że siła dolara była zbyt duża.
Fed już na wcześniejszym posiedzeniu(16 grudnia minionego roku) ściął koszt pieniądza do przedziału 0 - 0,25 proc., co realnie umożliwia bankowi centralnemu pożyczanie bez żadnego oprocentowania.
Mocna zwyżka dolara w przeciągu ostatnich 7 miesięcy spowodowała, że zielony dotarł właśnie do mocnego punktu oporu, przy poziomie 3,5 złotych.Wczoraj późnym wieczorem pracowała także Izba Reprezentantów. Demokraci przegłosowali rekordowy plan stymulujący amerykańską gospodarkę Baracka Obamy, który ma kosztować 825 mld dolarów. Presja na spadek dolara jeszcze się zwiększy.
Pomimo historycznie niskich stóp procentowych za oceanem, dolar znajduje się najwyżej od prawie 4,5 roku w stosunku do naszej waluty. Od lipca ubiegłego roku amerykańska waluta wzrosła aż o 74 proc. ( z 2,01 zł do ok. 3,5 zł dziś) w stosunku do złotego. To najwyższy kurs od października 2004 roku.
Według danych NBP Polacy na koniec ubiegłego roku na lokatach zdeponowali ponad 28 mld zł w walutach. Jaka z tego część to dolary, dokładnie nie wiadomo. Z pewnością oprócz brytyjskich funtów zielony jest wciąż znaczącą walutą w naszych oszczędnościach (wiadomo, że w połowie 2007 r. Polacy posiadali ponad 5 mld dolarów).
Koniec tanich zakupów w USA
Wszyscy pamiętamy szał zakupów w USA, który miał miejsce właśnie w okolicach ubiegłorocznych wakacji. Gdy za dolara płacono 2 złote, na serwisach takich jak Amazon.com czy Ebay.com wszystko wydawało się tanie. Money.pl postanowił sprawdzić jak dziś kształtują się ceny najbardziej popularnych wówczas serii artykułów, czyli elektroniki i samochodów.
Ceny zostały przeliczone po kursie dolara równym 3,5 złotych. Jak widać, obecne poziomy kursu dolara skutecznie mogą zniechęcić kupujących. Po prostu się nie opłaca.
W przypadku samochodu, mimo że cena wynosi 21500 dol., czyli po przeliczeniu 75250 zł, musimy doliczyć jeszcze cło (10 proc. wartości celnej), akcyzę (w naszym przypadku 13,6 proc., gdyż auto ma powyżej 2 l. pojemności) oraz podatek. Uwzględniając te opłaty za przykładową Toyotę RAV4 musielibyśmy zapłacić już 114 719 złotych. Dodatkowo od marca cło ma wzrosnąć jeszcze bardziej, według nowej ustawy o stawkach celnych.
Dolar jeszcze stanieje
Umocnienie się amerykańskiej waluty przez ostatnie 7 miesięcy ma przyczyny głównie psychologiczne. Międzynarodowi inwestorzy uciekali z walut rynków wschodzących i kupowali dolara, jako wciąż najbezpieczniejszą walutę. Ogromny popyt pojawił się na instrumenty dłużne i papiery skarbowe gwarantowane przez rząd Stanów Zjednoczonych. Ceny, jeszcze dziś, są bardzo wysokie, a rentowność i oprocentowanie -przeciwnie - bardzo niskie:
Istnieje jednak szereg argumentów za tym, że siła dolara była zbyt duża.
Fed już na wcześniejszym posiedzeniu(16 grudnia minionego roku) ściął koszt pieniądza do przedziału 0 - 0,25 proc., co realnie umożliwia bankowi centralnemu pożyczanie bez żadnego oprocentowania.
Mocna zwyżka dolara w przeciągu ostatnich 7 miesięcy spowodowała, że zielony dotarł właśnie do mocnego punktu oporu, przy poziomie 3,5 złotych.W ten sposób szef resortu odniósł się do zarzutów Najwyższej Izby Kontroli, która uważa, że po zmianie planowanego przebiegu drogi S8 na terenie województwa łódzkiego Polska może stracić 760 mln zł z Funduszu Spójności UE. Raport w tej sprawie NIK przedstawiła w ub. tygodniu.
Według NIK, w umowie międzynarodowej ratyfikowanej przez Polskę w 1985 r., a następnie w traktacie akcesyjnym do Unii Europejskiej nakreślono przebieg transeuropejskiej sieci dróg obejmującej m.in. międzynarodową trasę - nazwaną później S8 - prowadzącą przez Piotrków Trybunalski i dalej przez Bełchatów, czyli tzw. wariant południowy. Jak twierdzi NIK, kolejne rządy, wbrew wcześniejszym umowom, "poprowadziły drogę przez Łódź".
Grabarczyk wyjaśnił, że resort infrastruktury i Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, która odpowiada za realizację rządowego programu budowy dróg, traktuje system drogowy jako jedną całość. W związku z tym pieniądze, które były początkowo przeznaczone na budowę S8 w tzw. wariancie południowym zostały przesunięte na budowę drogi S19 (planowana droga szybkiego ruchu we wschodniej części kraju).
Według Grabarczyka, "łódzki" przebieg drogi S8 jest uzasadniony ekonomicznie, bo jej budowa będzie tańsza. Poza tym, minister uważa, że każda kolejna próba weryfikacji ustalonego już przebiegu S8 może opóźnić budowę autostrady A1 na odcinku Stryków - Przyrzowice oraz opóźni zaawansowane już prace przy wyborze koncesjonariusza na budowę i eksploatację autostrady A2 (Stryków - Konotopa).
Szef resortu jest przekonany, że budowa drogi ekspresowej S8 rozpocznie się w 2011 roku i zakończy dwa lata później.
źródło informacji: PAP
interia.p Poniedziałek, 26 stycznia (14:11)l
W ten sposób szef resortu odniósł się do zarzutów Najwyższej Izby Kontroli, która uważa, że po zmianie planowanego przebiegu drogi S8 na terenie województwa łódzkiego Polska może stracić 760 mln zł z Funduszu Spójności UE. Raport w tej sprawie NIK przedstawiła w ub. tygodniu.
Według NIK, w umowie międzynarodowej ratyfikowanej przez Polskę w 1985 r., a następnie w traktacie akcesyjnym do Unii Europejskiej nakreślono przebieg transeuropejskiej sieci dróg obejmującej m.in. międzynarodową trasę - nazwaną później S8 - prowadzącą przez Piotrków Trybunalski i dalej przez Bełchatów, czyli tzw. wariant południowy. Jak twierdzi NIK, kolejne rządy, wbrew wcześniejszym umowom, "poprowadziły drogę przez Łódź".
Grabarczyk wyjaśnił, że resort infrastruktury i Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, która odpowiada za realizację rządowego programu budowy dróg, traktuje system drogowy jako jedną całość. W związku z tym pieniądze, które były początkowo przeznaczone na budowę S8 w tzw. wariancie południowym zostały przesunięte na budowę drogi S19 (planowana droga szybkiego ruchu we wschodniej części kraju).
Według Grabarczyka, "łódzki" przebieg drogi S8 jest uzasadniony ekonomicznie, bo jej budowa będzie tańsza. Poza tym, minister uważa, że każda kolejna próba weryfikacji ustalonego już przebiegu S8 może opóźnić budowę autostrady A1 na odcinku Stryków - Przyrzowice oraz opóźni zaawansowane już prace przy wyborze koncesjonariusza na budowę i eksploatację autostrady A2 (Stryków - Konotopa).
Szef resortu jest przekonany, że budowa drogi ekspresowej S8 rozpocznie się w 2011 roku i zakończy dwa lata później.
źródło informacji: PAP
interia.p Poniedziałek, 26 stycznia (14:11)l
Decyzje Rady Polityki Pieniężnej związane z systematycznym podwyższaniem stóp procentowych oraz wzrost marż kredytowych, zaburzyły dotychczasową równowagę między popytem a podażą w nieruchomościach. Tylko w I połowie 2008 roku główna stopa referencyjna WIBOR 4-krotnie zmieniła swoją wartość do poziomu 6,0 p.p. W połączeniu z marżą kredytową, dało to średnie oprocentowanie kredytów w PLN w wysokości 6,5-8%.
Część banków w obawie przed odzyskującą moc złotówką, zrezygnowała również z kredytowania w walutach obcych (CHF), co w przypadku wielu kredytobiorców było jedyną szansą na uzyskanie finansowania na miarę własnego portfela. Czynniki te już z początkiem roku obniżyły dynamikę sprzedaży mieszkań. W największych miastach Polski wynagrodzenie kredytobiorcy niezbędne do uzyskania pozytywnej rekomendacji banku (zdolności kredytowej) oraz umożliwiające zakup średniej wielkości lokalu (ok. 50 mkw.) musiało kształtować się na poziomie ok. 4 tys. netto (np. Warszawa - 5.2 tys., Poznań - 5 tys., Kraków - ok. 4.8 tys., Wrocław - 4.1 tys., Gdańsk - 4 tys.).
Kup mieszkanie, auto gratis
Nadpodaż zawładnęła krajowym "przemysłem" nieruchomości i wtargnęła drastycznie w działalność deweloperską. Przedsiębiorstwa budowlane zaangażowane w realizację rozpoczętych już inwestycji spotkały się z brakiem zainteresowania na swoje mieszkaniowe produkty, a dostrzegalne spowolnienie gospodarcze z miesiąca na miesiąc atakowało finansową stronę tej działalności. Opóźnienia związane z zakończeniem budów oraz niechęć banków do kredytowania branży deweloperskiej, uznanej za branżę wysokiego ryzyka, zmusiły przedsiębiorstwa do konsolidacji swych sił, niekiedy w bardziej dramatycznych sytuacjach ogłoszenia upadłości oraz wstrzymania zaplanowanych już dużo wcześniej inwestycji budowlanych.
Walka o względy nabywców w tym okresie rozegrała się więc na polu właściwie gotowych do oddania lokali, w dobrych lokalizacjach i z ciekawą infrastrukturą. Ożywienie po stronie popytu widoczne na początku II połowy roku było wynikiem promocyjnych upustów cen, darmowych garaży czy też gratisowych samochodów, wszystko z myślą o redukcji strat związanych z ewentualnym niepowodzeniem przedsięwzięcia. Zauważalny stał się również podział rynku nieruchomości - jego rozwarstwienie na segment popularny oraz mieszkań o podwyższonym standardzie, czy też budownictwa rodzinnego (podmiejskie osiedla domów jednorodzinnych, zabudowa bliźniacza), gdzie obserwowany był wzrost zainteresowania i jednocześnie cen.
Wielka stabilizacja
I połowa 2008 roku również była okresem rekordowym, jeśli chodzi o liczbę zaoferowanych do sprzedaży mieszkań (rynek pierwotny). W samej Warszawie oddano do użytku ponad 16 tys. lokali, ale dla porównania w Krakowie ponad 7.5 tys., we Wrocławiu 5.3 tys., w Poznaniu i Krakowie kolejno 3.5 i prawie 2.5 tys. Pod koniec 2008 roku wartość ta w całej Polsce osiągnęła poziom ponad 165 tys. (80% więcej niż w analogicznym okresie 2007 r.). Wysokie tempo wzrostu podaży nie zmienia jednak faktu, że nadal zapotrzebowanie na te dobra "luksusowe", czyli mieszkania w naszym kraju, to rząd wielkości ok. 1.5 mln lokali.
Barierą w realizacji marzeń o własnym M są nadal oczywiście ceny nieruchomości, niejednokrotnie znacznie przeszacowane. Rok 2008 był w tym przypadku okresem ich stabilizacji i chociaż nieznacznych, ale jednak korekt. Rosnąca podaż i zanikający okresowo popyt wymusiły zmiany w sposobie myślenia deweloperów oraz sprzedawców z rynku wtórnego. Nasycenie rynku i wyczekiwanie na zmiany cenowe, jak również te związane z zawirowaniami na rynku kredytów hipotecznych (obniżany przez banki poziom LTV, rosnące marże) udowodniły, że przy podejmowaniu decyzji o inwestycji lokalowej czas działa na korzyść kupujących.
Wielkomiejskie promocje
Z analiz rynku wynika, że ceny spadły w roku 2008 średnio o ok. 10 procent. Nie były to spektakularne spadki, ale okazało się, że mieszkania taniały w przeważającej większości dużych polskich miastach, gdzie ceny zostały najsilniej zawyżone w okresie boomu. Należały do nich przede wszystkim Kraków, Poznań i Rzeszów, w których to procentowa zmiana cen osiągnęła pułap 8-9%. W stolicy nieznacznie obniżyła się wartość mkw. o zaledwie 1,8%, ale uwzględniając fakt, że umieszczone w tabeli wartości odnoszą się do cen ofertowych, można spekulować, że ceny transakcyjne (wynegocjowane przez kupujących) mogły w niektórych przypadkach sięgać nawet 15-20%. W mniejszych aglomeracjach takich jak Bydgoszcz, Białystok, oraz na Pomorzu - Gdynia, Sopot, Szczecin ceny się nie zmieniły lub nieznacznie wzrosły. Mieszkania w popularnych nadmorskich miejscowościach podrożały nawet o 3,5-6%, w Białymstoku - stolicy województwa podlaskiego, oraz w Bydgoszczy różnica w cenach wyniosła ok. 1% na korzyść sprzedających.
więcej interia.pl
Sebastian Saliński
Decyzje Rady Polityki Pieniężnej związane z systematycznym podwyższaniem stóp procentowych oraz wzrost marż kredytowych, zaburzyły dotychczasową równowagę między popytem a podażą w nieruchomościach. Tylko w I połowie 2008 roku główna stopa referencyjna WIBOR 4-krotnie zmieniła swoją wartość do poziomu 6,0 p.p. W połączeniu z marżą kredytową, dało to średnie oprocentowanie kredytów w PLN w wysokości 6,5-8%.
Część banków w obawie przed odzyskującą moc złotówką, zrezygnowała również z kredytowania w walutach obcych (CHF), co w przypadku wielu kredytobiorców było jedyną szansą na uzyskanie finansowania na miarę własnego portfela. Czynniki te już z początkiem roku obniżyły dynamikę sprzedaży mieszkań. W największych miastach Polski wynagrodzenie kredytobiorcy niezbędne do uzyskania pozytywnej rekomendacji banku (zdolności kredytowej) oraz umożliwiające zakup średniej wielkości lokalu (ok. 50 mkw.) musiało kształtować się na poziomie ok. 4 tys. netto (np. Warszawa - 5.2 tys., Poznań - 5 tys., Kraków - ok. 4.8 tys., Wrocław - 4.1 tys., Gdańsk - 4 tys.).
Kup mieszkanie, auto gratis
Nadpodaż zawładnęła krajowym "przemysłem" nieruchomości i wtargnęła drastycznie w działalność deweloperską. Przedsiębiorstwa budowlane zaangażowane w realizację rozpoczętych już inwestycji spotkały się z brakiem zainteresowania na swoje mieszkaniowe produkty, a dostrzegalne spowolnienie gospodarcze z miesiąca na miesiąc atakowało finansową stronę tej działalności. Opóźnienia związane z zakończeniem budów oraz niechęć banków do kredytowania branży deweloperskiej, uznanej za branżę wysokiego ryzyka, zmusiły przedsiębiorstwa do konsolidacji swych sił, niekiedy w bardziej dramatycznych sytuacjach ogłoszenia upadłości oraz wstrzymania zaplanowanych już dużo wcześniej inwestycji budowlanych.
Walka o względy nabywców w tym okresie rozegrała się więc na polu właściwie gotowych do oddania lokali, w dobrych lokalizacjach i z ciekawą infrastrukturą. Ożywienie po stronie popytu widoczne na początku II połowy roku było wynikiem promocyjnych upustów cen, darmowych garaży czy też gratisowych samochodów, wszystko z myślą o redukcji strat związanych z ewentualnym niepowodzeniem przedsięwzięcia. Zauważalny stał się również podział rynku nieruchomości - jego rozwarstwienie na segment popularny oraz mieszkań o podwyższonym standardzie, czy też budownictwa rodzinnego (podmiejskie osiedla domów jednorodzinnych, zabudowa bliźniacza), gdzie obserwowany był wzrost zainteresowania i jednocześnie cen.
Wielka stabilizacja
I połowa 2008 roku również była okresem rekordowym, jeśli chodzi o liczbę zaoferowanych do sprzedaży mieszkań (rynek pierwotny). W samej Warszawie oddano do użytku ponad 16 tys. lokali, ale dla porównania w Krakowie ponad 7.5 tys., we Wrocławiu 5.3 tys., w Poznaniu i Krakowie kolejno 3.5 i prawie 2.5 tys. Pod koniec 2008 roku wartość ta w całej Polsce osiągnęła poziom ponad 165 tys. (80% więcej niż w analogicznym okresie 2007 r.). Wysokie tempo wzrostu podaży nie zmienia jednak faktu, że nadal zapotrzebowanie na te dobra "luksusowe", czyli mieszkania w naszym kraju, to rząd wielkości ok. 1.5 mln lokali.
Barierą w realizacji marzeń o własnym M są nadal oczywiście ceny nieruchomości, niejednokrotnie znacznie przeszacowane. Rok 2008 był w tym przypadku okresem ich stabilizacji i chociaż nieznacznych, ale jednak korekt. Rosnąca podaż i zanikający okresowo popyt wymusiły zmiany w sposobie myślenia deweloperów oraz sprzedawców z rynku wtórnego. Nasycenie rynku i wyczekiwanie na zmiany cenowe, jak również te związane z zawirowaniami na rynku kredytów hipotecznych (obniżany przez banki poziom LTV, rosnące marże) udowodniły, że przy podejmowaniu decyzji o inwestycji lokalowej czas działa na korzyść kupujących.
Wielkomiejskie promocje
Z analiz rynku wynika, że ceny spadły w roku 2008 średnio o ok. 10 procent. Nie były to spektakularne spadki, ale okazało się, że mieszkania taniały w przeważającej większości dużych polskich miastach, gdzie ceny zostały najsilniej zawyżone w okresie boomu. Należały do nich przede wszystkim Kraków, Poznań i Rzeszów, w których to procentowa zmiana cen osiągnęła pułap 8-9%. W stolicy nieznacznie obniżyła się wartość mkw. o zaledwie 1,8%, ale uwzględniając fakt, że umieszczone w tabeli wartości odnoszą się do cen ofertowych, można spekulować, że ceny transakcyjne (wynegocjowane przez kupujących) mogły w niektórych przypadkach sięgać nawet 15-20%. W mniejszych aglomeracjach takich jak Bydgoszcz, Białystok, oraz na Pomorzu - Gdynia, Sopot, Szczecin ceny się nie zmieniły lub nieznacznie wzrosły. Mieszkania w popularnych nadmorskich miejscowościach podrożały nawet o 3,5-6%, w Białymstoku - stolicy województwa podlaskiego, oraz w Bydgoszczy różnica w cenach wyniosła ok. 1% na korzyść sprzedających.
więcej interia.pl
Sebastian Saliński
Jak wynika z raportu przygotowanego przez Nationwide Building Society, cena przeciętnego domu w styczniu wyniosła 150,5 tys. funtów. Oznacza to, że domy potaniały o ponad 18 proc. w stosunku do szczytu hossy, który miał miejsce w lipcu 2007 roku.
W relacji rocznej ceny domów spadły w styczniu o 16,6 proc., wobec 15,9 proc. w grudniu 2008 roku. To największa ujemna dynamika cen w 17-letniej historii raportu przygotowywanego przez Nationwide.
Dane z brytyjskiego rynku nieruchomości w znaczący sposób nie odbiegały od rynkowych prognoz, które zakładały spadek cen o 1,7 proc. miesiąc do miesiąca i o 16,7 proc. rok do roku.
---
Marcin R. Kiepas
marcin.kiepas@xtb.pl
X-Trade Brokers DM S.A.
Jak wynika z raportu przygotowanego przez Nationwide Building Society, cena przeciętnego domu w styczniu wyniosła 150,5 tys. funtów. Oznacza to, że domy potaniały o ponad 18 proc. w stosunku do szczytu hossy, który miał miejsce w lipcu 2007 roku.
W relacji rocznej ceny domów spadły w styczniu o 16,6 proc., wobec 15,9 proc. w grudniu 2008 roku. To największa ujemna dynamika cen w 17-letniej historii raportu przygotowywanego przez Nationwide.
Dane z brytyjskiego rynku nieruchomości w znaczący sposób nie odbiegały od rynkowych prognoz, które zakładały spadek cen o 1,7 proc. miesiąc do miesiąca i o 16,7 proc. rok do roku.
---
Marcin R. Kiepas
marcin.kiepas@xtb.pl
X-Trade Brokers DM S.A.
Ecofys, porównując Polskę oraz wybrane kraje Europy, obliczył optymalne wartości współczynników przenikania ciepła dla ścian zewnętrznych budynków, poddaszy i stropów piwnic, przy których suma nakładów inwestycyjnych i kosztów eksploatacyjnych obiektów jest minimalna. W obliczeniach uwzględniono także:
- ceny materiałów i robót termoizolacyjnych,
analizy Ecofys wynika, że aby płacić niższe rachunki za ogrzewanie/klimatyzację nieruchomości, powinno się zainwestować w lepszą jej ochronę cieplną niż wymagają tego przepisy. Obecnie tylko szwedzkie prawo jest bardziej restrykcyjne w tym obszarze niż wynika to z rachunku ekonomicznego.
Pozostałe kraje, w tym szczególnie Polska, powinny natomiast rozważyć dostosowanie norm prawnych w zakresie optymalnej izolacyjności przegród budowlanych do późniejszych kosztów eksploatacji obiektu. Warto bowiem wydać nieco więcej na etapie budowy, by zminimalizować przyszłe rachunki za ogrzewanie czy klimatyzację, co staje się szczególnie ważne w kontekście stale rosnących cen energii.
W Polsce ważnym krokiem zmierzającym do poprawy efektywności energetycznej budynków może okazać się wdrożenie z 1 stycznia 2009 roku dyrektywy w sprawie charakterystyki energetycznej budynków tzw. EPBD. Poprzez nowelizację prawa budowlanego nakłada ona obowiązek posiadania świadectwa energetycznego na większość obiektów w Polsce.
interia.pl Czwartek, 29 stycznia (06:00)
Ecofys, porównując Polskę oraz wybrane kraje Europy, obliczył optymalne wartości współczynników przenikania ciepła dla ścian zewnętrznych budynków, poddaszy i stropów piwnic, przy których suma nakładów inwestycyjnych i kosztów eksploatacyjnych obiektów jest minimalna. W obliczeniach uwzględniono także:
- ceny materiałów i robót termoizolacyjnych,
analizy Ecofys wynika, że aby płacić niższe rachunki za ogrzewanie/klimatyzację nieruchomości, powinno się zainwestować w lepszą jej ochronę cieplną niż wymagają tego przepisy. Obecnie tylko szwedzkie prawo jest bardziej restrykcyjne w tym obszarze niż wynika to z rachunku ekonomicznego.
Pozostałe kraje, w tym szczególnie Polska, powinny natomiast rozważyć dostosowanie norm prawnych w zakresie optymalnej izolacyjności przegród budowlanych do późniejszych kosztów eksploatacji obiektu. Warto bowiem wydać nieco więcej na etapie budowy, by zminimalizować przyszłe rachunki za ogrzewanie czy klimatyzację, co staje się szczególnie ważne w kontekście stale rosnących cen energii.
W Polsce ważnym krokiem zmierzającym do poprawy efektywności energetycznej budynków może okazać się wdrożenie z 1 stycznia 2009 roku dyrektywy w sprawie charakterystyki energetycznej budynków tzw. EPBD. Poprzez nowelizację prawa budowlanego nakłada ona obowiązek posiadania świadectwa energetycznego na większość obiektów w Polsce.
interia.pl Czwartek, 29 stycznia (06:00)
- Już widać światło w tunelu. Przewidujemy, że poczynając od połowy 2009 r. gospodarka światowa zacznie powoli wychodzić z recesji. Głównym powodem takich oczekiwań jest szybka reakcja na szczeblu politycznym w większości krajów, mająca na celu przeciwdziałanie efektom kryzysu. Tego tematu będzie też z pewnością dotyczyć dzisiejsze przemówienie inauguracyjne prezydenta Baracka Obamy - mówi Główny Ekonomista Nordea, Helge J. Pedersen.
- Należy zdawać sobie sprawę z tego, że bezrobocie będzie dalej rosło jeszcze przez część 2010 r., a na przeżywającym trudności rynku nieruchomości ciągle nie widać poprawy. Ponadto obecne, o wiele bardziej rygorystyczne zasady udzielania kredytów, negatywnie odbiją się na tempie odnowy gospodarki - dodaje Pedersen.
więcej: interia.pl
- Już widać światło w tunelu. Przewidujemy, że poczynając od połowy 2009 r. gospodarka światowa zacznie powoli wychodzić z recesji. Głównym powodem takich oczekiwań jest szybka reakcja na szczeblu politycznym w większości krajów, mająca na celu przeciwdziałanie efektom kryzysu. Tego tematu będzie też z pewnością dotyczyć dzisiejsze przemówienie inauguracyjne prezydenta Baracka Obamy - mówi Główny Ekonomista Nordea, Helge J. Pedersen.
- Należy zdawać sobie sprawę z tego, że bezrobocie będzie dalej rosło jeszcze przez część 2010 r., a na przeżywającym trudności rynku nieruchomości ciągle nie widać poprawy. Ponadto obecne, o wiele bardziej rygorystyczne zasady udzielania kredytów, negatywnie odbiją się na tempie odnowy gospodarki - dodaje Pedersen.
więcej: interia.pl
Pod koniec ubiegłego tygodnia niewiele brakowało, by złoty przebił poziom 3 zł za franka i 4,50 na euro. Niebezpieczeństwo osiągnięcia takich wartości nieco się oddaliło, ale zdaniem analityków, nie na długo.
- Myślę, że te poziomy zostaną osiągnięte najpóźniej w przyszłym tygodniu. I okażą się być najwyższymi na kilka najbliższych lat. W przeciągu kolejnych miesięcy złoty pozostanie jednak jeszcze dość zmienny - spodziewałbym się szerokiego pasma wahań, w przypadku euro 4,20-4,45 zł. - przewiduje główny analityk First International Traders Marek Rogalski.
Podobny scenariusz rozwoju wydarzeń prognozuje Piotr Orłowski z Advanced Financial Solutions. - Spodziewamy się dalszego osłabienia złotego w ciągu najbliższych kilku tygodni - a więc w lutym i w marcu. Naszym zdaniem w tym okresie kurs złotego wobec euro oraz franka może osiągnąć szczytowe wartości Osiągnięcie 4,50zł za euro oraz 3 zł za franka jest więc zdecydowanie prawdopodobne.
Kto za tym stoi?
W ciągu ostatnich trzech tygodni euro zdrożało ponad 40 gr. Wahania o 10 gr w ciągu jednego dnia stały się już normą. Mimo spodziewanego spowolnieni polskiej gospodarki, co doskonale odzwierciedlają redukcje prognoz wzrostu PKB w 2009 roku dla Polski, skala osłabienia naszej waluty jest mocno zaskakująca. Złoty stał się jedną z najszybciej tracących na wartości walut w regionie. Tymczasem nawet najgorsze prognozy stawiają polską gospodarkę w roli lidera regionu, co oznacza, że nasza waluta nie powinna być tą najgorszą.
Więcej: money.pl
Pod koniec ubiegłego tygodnia niewiele brakowało, by złoty przebił poziom 3 zł za franka i 4,50 na euro. Niebezpieczeństwo osiągnięcia takich wartości nieco się oddaliło, ale zdaniem analityków, nie na długo.
- Myślę, że te poziomy zostaną osiągnięte najpóźniej w przyszłym tygodniu. I okażą się być najwyższymi na kilka najbliższych lat. W przeciągu kolejnych miesięcy złoty pozostanie jednak jeszcze dość zmienny - spodziewałbym się szerokiego pasma wahań, w przypadku euro 4,20-4,45 zł. - przewiduje główny analityk First International Traders Marek Rogalski.
Podobny scenariusz rozwoju wydarzeń prognozuje Piotr Orłowski z Advanced Financial Solutions. - Spodziewamy się dalszego osłabienia złotego w ciągu najbliższych kilku tygodni - a więc w lutym i w marcu. Naszym zdaniem w tym okresie kurs złotego wobec euro oraz franka może osiągnąć szczytowe wartości Osiągnięcie 4,50zł za euro oraz 3 zł za franka jest więc zdecydowanie prawdopodobne.
Kto za tym stoi?
W ciągu ostatnich trzech tygodni euro zdrożało ponad 40 gr. Wahania o 10 gr w ciągu jednego dnia stały się już normą. Mimo spodziewanego spowolnieni polskiej gospodarki, co doskonale odzwierciedlają redukcje prognoz wzrostu PKB w 2009 roku dla Polski, skala osłabienia naszej waluty jest mocno zaskakująca. Złoty stał się jedną z najszybciej tracących na wartości walut w regionie. Tymczasem nawet najgorsze prognozy stawiają polską gospodarkę w roli lidera regionu, co oznacza, że nasza waluta nie powinna być tą najgorszą.
Więcej: money.pl
Sam pomysł nie jest nowy - New Scientist przypomina, że takie farby są już na rynku od kilku lat. Problem w tym, że od pewnego czasu nie są już skuteczne - zaprojektowano je bowiem tak, by blokowały fale radiowe generowane przez sprzęt sieciowy sprzed kilku lat. W przypadku nowoczesnych, ultraszybkich urządzeń WiFi stare farby nie gwarantują już odpowiedniej ochrony.
Zespół naukowców z Uniwersytetu w Tokio zdołał jednak opracować nowy typ farby "antybezprzewodowej", której kluczowymi składnikami są tlenek żelaza oraz tlenek alumunium. Testy wykazały, że substancja ta bez problemu radzi sobie z blokowaniem fal radiowych wykorzystywanych w popularnym obecnie sprzęcie WiFi (zawarte w niej tlenki metali sprawiają, że pomalowane ściany stają się swoistą barierą elektromagnetyczną).
Wiadomo już, że farba stworzona w oparciu o nową recepturę nie powinna być bardzo droga - japońscy naukowcy szacują koszt wyprodukowania jednego kilograma na ok. 14 USD. Choć naszym zdaniem to i tak sporo - szczególnie, jeśli uwzględnimy fakt, iż podobne efekty można osiągnąć odpowiednio konfigurując zabezpieczenia sieci...
Więcej informacji: New Scientist.
Sam pomysł nie jest nowy - New Scientist przypomina, że takie farby są już na rynku od kilku lat. Problem w tym, że od pewnego czasu nie są już skuteczne - zaprojektowano je bowiem tak, by blokowały fale radiowe generowane przez sprzęt sieciowy sprzed kilku lat. W przypadku nowoczesnych, ultraszybkich urządzeń WiFi stare farby nie gwarantują już odpowiedniej ochrony.
Zespół naukowców z Uniwersytetu w Tokio zdołał jednak opracować nowy typ farby "antybezprzewodowej", której kluczowymi składnikami są tlenek żelaza oraz tlenek alumunium. Testy wykazały, że substancja ta bez problemu radzi sobie z blokowaniem fal radiowych wykorzystywanych w popularnym obecnie sprzęcie WiFi (zawarte w niej tlenki metali sprawiają, że pomalowane ściany stają się swoistą barierą elektromagnetyczną).
Wiadomo już, że farba stworzona w oparciu o nową recepturę nie powinna być bardzo droga - japońscy naukowcy szacują koszt wyprodukowania jednego kilograma na ok. 14 USD. Choć naszym zdaniem to i tak sporo - szczególnie, jeśli uwzględnimy fakt, iż podobne efekty można osiągnąć odpowiednio konfigurując zabezpieczenia sieci...
Więcej informacji: New Scientist.
Remonty mieszkań
Od kwietnia premię będzie można uzyskać przy remontach lokali i domów jednorodzinnych.
- Właściciel książeczki będzie mógł dostać premię w przypadku przeprowadzenia remontu polegającego na wymianie stolarki okiennej, instalacji elektrycznej lub gazowej - wskazuje Piotr Styczeń, wiceminister infrastruktury
Remont będzie mógł dotyczyć mieszkania lub domu jednorodzinnego. Warunkiem koniecznym będzie posiadanie przez właściciela książeczki mieszkaniowej tytułu własności do remontowanej nieruchomości lub spółdzielczego prawa do lokalu lub domu jednorodzinnego. - To oznacza, że z premii nie skorzysta np. najemca - podkreśla wiceminister.
Premię będzie można otrzymać także w przypadku wpłaty przez właściciela książeczki na fundusz remontowy we wspólnocie mieszkaniowej lub spółdzielni kwoty funduszu za okres 12 miesięcy. W tym wypadku kwota wydatków wspólnoty lub spółdzielni poniesionych na remont części wspólnych budynku przez ostatnie dwa lata w części odpowiadającej udziałowi właściciela musi być co najmniej równa dokonanej wpłacie.
Nowela wprowadza harmonogram uzyskiwania uprawnień do premii w związku z remontem i wpłatami na fundusz remontowy. Wszystko ma zależeć od tego, w którym roku została wystawiona książeczka mieszkaniowa. Przykładowo ci, których książeczki wystawiono do roku 1968, uzyskają prawo do premii od 1 kwietnia 2009 r. A wszyscy ci, których książeczki wystawiono w latach 1989-1990, uprawnienia do premii nabędą od 1 stycznia 2017 r.
Czy prawo do premii gwarancyjnej będzie można nabyć także w razie całkowitej spłaty zadłużenia obciążającego lokal właściciela książeczki mieszkaniowej ? Jaka jest procedura wypłaty premii gwarancyjnej na wkład własny ? Czy premia będzie przysługiwała przyszłym mieszkańcom TBS-ów ?
Więcej: Gazeta Prawna 27.01.2009 (18) - str.2-3
Ewa Grączewska-Ivanova
interia.pl Wtorek, 27 stycznia (07:30)
Remonty mieszkań
Od kwietnia premię będzie można uzyskać przy remontach lokali i domów jednorodzinnych.
- Właściciel książeczki będzie mógł dostać premię w przypadku przeprowadzenia remontu polegającego na wymianie stolarki okiennej, instalacji elektrycznej lub gazowej - wskazuje Piotr Styczeń, wiceminister infrastruktury
Remont będzie mógł dotyczyć mieszkania lub domu jednorodzinnego. Warunkiem koniecznym będzie posiadanie przez właściciela książeczki mieszkaniowej tytułu własności do remontowanej nieruchomości lub spółdzielczego prawa do lokalu lub domu jednorodzinnego. - To oznacza, że z premii nie skorzysta np. najemca - podkreśla wiceminister.
Premię będzie można otrzymać także w przypadku wpłaty przez właściciela książeczki na fundusz remontowy we wspólnocie mieszkaniowej lub spółdzielni kwoty funduszu za okres 12 miesięcy. W tym wypadku kwota wydatków wspólnoty lub spółdzielni poniesionych na remont części wspólnych budynku przez ostatnie dwa lata w części odpowiadającej udziałowi właściciela musi być co najmniej równa dokonanej wpłacie.
Nowela wprowadza harmonogram uzyskiwania uprawnień do premii w związku z remontem i wpłatami na fundusz remontowy. Wszystko ma zależeć od tego, w którym roku została wystawiona książeczka mieszkaniowa. Przykładowo ci, których książeczki wystawiono do roku 1968, uzyskają prawo do premii od 1 kwietnia 2009 r. A wszyscy ci, których książeczki wystawiono w latach 1989-1990, uprawnienia do premii nabędą od 1 stycznia 2017 r.
Czy prawo do premii gwarancyjnej będzie można nabyć także w razie całkowitej spłaty zadłużenia obciążającego lokal właściciela książeczki mieszkaniowej ? Jaka jest procedura wypłaty premii gwarancyjnej na wkład własny ? Czy premia będzie przysługiwała przyszłym mieszkańcom TBS-ów ?
Więcej: Gazeta Prawna 27.01.2009 (18) - str.2-3
Ewa Grączewska-Ivanova
interia.pl Wtorek, 27 stycznia (07:30)
Brytyjski serwis BBC powołuje się na dane Nationwide Building Society - instytucji zajmującej się m.in. udzielaniem kredytów hipotecznych. Wynika z nich, że ceny domów w Wielkiej Brytanii spadały przez 14 miesięcy od szczytu jaki miał miejsce w październiku 2007 roku. W sumie są one średnio o 18 proc. niższe.
Jak podkreśla BBC 2008 rok był okresem, w którym zaobserwowano największe obniżki cen nieruchomości. Powód - zaostrzenie polityki kredytowej przez banki, które ucierpiały w wyniku światowego kryzysu finansowego. W efekcie załamała się sprzedaż, która teraz jest o 60 proc. niższa niż przed rokiem.
Z danych Nationwide wynika, że najbardziej potaniały domy w Irlandii Północnej (34,2 proc.). Najbardziej stabilne były ceny nieruchomości w Szkocji - spadek o 8,1 proc. Najdroższe domy są wciąż w Londynie, gdzie średnia cena wynosi 257 tys. funtów.
money.pl 2009-01-07 05:20:17
Brytyjski serwis BBC powołuje się na dane Nationwide Building Society - instytucji zajmującej się m.in. udzielaniem kredytów hipotecznych. Wynika z nich, że ceny domów w Wielkiej Brytanii spadały przez 14 miesięcy od szczytu jaki miał miejsce w październiku 2007 roku. W sumie są one średnio o 18 proc. niższe.
Jak podkreśla BBC 2008 rok był okresem, w którym zaobserwowano największe obniżki cen nieruchomości. Powód - zaostrzenie polityki kredytowej przez banki, które ucierpiały w wyniku światowego kryzysu finansowego. W efekcie załamała się sprzedaż, która teraz jest o 60 proc. niższa niż przed rokiem.
Z danych Nationwide wynika, że najbardziej potaniały domy w Irlandii Północnej (34,2 proc.). Najbardziej stabilne były ceny nieruchomości w Szkocji - spadek o 8,1 proc. Najdroższe domy są wciąż w Londynie, gdzie średnia cena wynosi 257 tys. funtów.
money.pl 2009-01-07 05:20:17
Ceny mieszkań będą - według NBP - spadać w najbliższych kwartałach, lecz nie jest znane tempo spadku. Te zależne będzie od sytuacji kredytowej, nastawienia kupujących do rynku, ale także od sytuacji finansowej deweloperów.
Jeśli deweloperów kryzys przyciśnie i będą musieli sprzedać 40-50 proc. posiadanych mieszkań w krótkim czasie, to ceny mogą spadać znacząco.
Jeśli zapasy będą sprzedawane stopniowo, wtedy wielkich obniżek nie będzie. Dlatego NBP tylko intuicyjnie szacuje cenę równowagi mieszkań na 6 tys. PLN za metr w Warszawie i 4,5 tys. PLN za metr w pozostałych miastach.
interia.pl Piątek, 23 stycznia (16:18)
Ceny mieszkań będą - według NBP - spadać w najbliższych kwartałach, lecz nie jest znane tempo spadku. Te zależne będzie od sytuacji kredytowej, nastawienia kupujących do rynku, ale także od sytuacji finansowej deweloperów.
Jeśli deweloperów kryzys przyciśnie i będą musieli sprzedać 40-50 proc. posiadanych mieszkań w krótkim czasie, to ceny mogą spadać znacząco.
Jeśli zapasy będą sprzedawane stopniowo, wtedy wielkich obniżek nie będzie. Dlatego NBP tylko intuicyjnie szacuje cenę równowagi mieszkań na 6 tys. PLN za metr w Warszawie i 4,5 tys. PLN za metr w pozostałych miastach.
interia.pl Piątek, 23 stycznia (16:18)
Caterpillar, który pod koniec 2008 roku zatrudniał 113 tys. ludzi, planuje zwolnienie 11,5 tys. pracowników, w tym dobrowolne i przymusowe odejście 7,5 tys. pracowników administracyjnych. Dodatkowo zamierza nie przedłużyć umowy 8 tys. osób zatrudnionych na umowy terminowe.
Środki te, którym towarzyszą "znaczne ograniczenia ilości godzin nadliczbowych" oraz zamrożenie zatrudniania i wypłat dla pracowników administracyjnych, wprowadzono z powodu spadku dochodów firmy w 2008 roku.
W czwartym kwartale zyski firmy spadły o 32 proc. z powodu wzrostu kosztów prowadzenia działalności i światowego kryzysu ekonomicznego, który spowodował zmniejszenie popytu na jej produkty. Caterpillar przewiduje też zmniejszenie sprzedaży i zysków w roku 2009 o około 20 proc.
interia.pl Poniedziałek, 26 stycznia (17:11)
Caterpillar, który pod koniec 2008 roku zatrudniał 113 tys. ludzi, planuje zwolnienie 11,5 tys. pracowników, w tym dobrowolne i przymusowe odejście 7,5 tys. pracowników administracyjnych. Dodatkowo zamierza nie przedłużyć umowy 8 tys. osób zatrudnionych na umowy terminowe.
Środki te, którym towarzyszą "znaczne ograniczenia ilości godzin nadliczbowych" oraz zamrożenie zatrudniania i wypłat dla pracowników administracyjnych, wprowadzono z powodu spadku dochodów firmy w 2008 roku.
W czwartym kwartale zyski firmy spadły o 32 proc. z powodu wzrostu kosztów prowadzenia działalności i światowego kryzysu ekonomicznego, który spowodował zmniejszenie popytu na jej produkty. Caterpillar przewiduje też zmniejszenie sprzedaży i zysków w roku 2009 o około 20 proc.
interia.pl Poniedziałek, 26 stycznia (17:11)
KREDYT W ZŁOTYCH
Sytuacja kredytobiorców zadłużonych w złotych wyraźnie poprawiła się od czasu publikacji naszego wspólnego raportu, a raty kredytów mogą obniżyć się nawet o 9 proc. Od 9 grudnia do 19 stycznia stopa trzymiesięcznego WIBOR-u spadła z 6,48 do 5,56 proc., a więc aż o 92 pkt bazowe. W międzyczasie Rada Polityki Pieniężnej obniżyła stopy procentowe w Polsce o 75 pkt bazowych - rynek pieniężny zdyskontował już tę obniżkę i spodziewa się kolejnej - analizuje Emil Szweda z Open Finance. Stąd tak znaczny spadek stopy WIBOR, która znalazła się na najniższym poziomie od roku. Kredyty hipoteczne są więc oprocentowane wyraźnie niższej niż w czasie sprzed nasilenia kryzysu na rynkach finansowych jesienią 2008 roku.
Poniższe wyliczenia mają charakter przykładowy - nikt przecież nie płaci rat kredytów w odstępie 41 dni. Pokazują jednakże wpływ sytuacji na rynku pieniężnym na wysokość rat. Należy przy tym pamiętać, że banki dokonują aktualizacji oprocentowania raz na kwartał, pół roku lub nawet rok. Dlatego spadek stóp procentowych będzie miał faktyczny wpływ na wysokość płaconych rat dopiero po kolejnej aktualizacji oprocentowania.
W przypadku nowych kredytów hipotecznych korzyść nie jest już tak oczywista, ponieważ warunki ich udzielania nieustannie się zmieniają. W tym wypadku obowiązują wyższe średnie marże, a nie można też zapominać, że banki bardzo cenią klientów z wkładem własnym. Ale spadek rynkowych stóp procentowych ma naturalnie wpływ na wysokość rat.
KREDYTY WE FRANKACH
Zadłużeni we frakach szwajcarskich nadal znajdują się pod presją spadającego złotego. Licząc od ostatniego raportu Open Finance z grudnia 2008 r., frank podrożał o 16,8 proc. z ok. 2,50 do 2,92 PLN osiągając najwyższy poziom notowań od pięciu lat. Spadek stopy LIBOR z 1,15 do 0,56 proc. częściowo (połowicznie) amortyzuje tak szybki wzrost kursu franka.
Im większy spadek notowań złotego obecnie, tym większe bezpieczeństwo wśród osób, które dopiero myślą o zaciąganiu kredytów we frankach - wraz ze zbliżaniem się kursu CHF do rekordowo wysokiego poziomu, ewentualna skala dalszych zwyżek powinna być mniejsza - zauważa Emil Szweda.
KREDYTY W EURO
Z analiz Open Finance wynika, że przez ostatni miesiąc stopy procentowe w strefie euro spadły i trzymiesięczny EURIBOR wynosi już 2,45 proc., co przy średniej marży na poziomie 2,50 proc., dawałoby oprocentowanie kredytu hipotecznego na poziomie 4,95 proc. - niewiele więcej niż we franku (obecnie 4,1 proc.) i mniej niż w złotym (7,56 proc.). Niestety dostępność kredytów w euro nadal pozostawia wiele do życzenia (choć generalnie jest większa niż w przypadku kredytów we frankach). Różnica między ratą kredytu w euro i w złotym wynosi obecnie ok. 35 proc., ale ze względu na oczekiwane silniejsze cięcia stóp w NBP niż w ECB różnica ta skurczy się do ok. 15 proc. w połowie roku. Polska wydaje się być nawet dalej od przyjęcia euro niż miesiąc temu, wobec czego zaciąganie tego typu kredytów nadal obarczone jest ryzykiem kursowym. Podobnie jak w przypadku franka - ryzyko to maleje z każdym kolejnym osłabieniem złotego.
INDEX KREDYTOWY OPEN FINANCE RYNEK KREDYTÓW W WYBRANYCH MIASTACH POLSKI W GRUDNIU 2008 R.
Dane przygotowanie na podstawie wniosków kredytowych składanych przez klientów OPEN FINANCE w grudniu 2008 r.
KREDYT W ZŁOTYCH
Sytuacja kredytobiorców zadłużonych w złotych wyraźnie poprawiła się od czasu publikacji naszego wspólnego raportu, a raty kredytów mogą obniżyć się nawet o 9 proc. Od 9 grudnia do 19 stycznia stopa trzymiesięcznego WIBOR-u spadła z 6,48 do 5,56 proc., a więc aż o 92 pkt bazowe. W międzyczasie Rada Polityki Pieniężnej obniżyła stopy procentowe w Polsce o 75 pkt bazowych - rynek pieniężny zdyskontował już tę obniżkę i spodziewa się kolejnej - analizuje Emil Szweda z Open Finance. Stąd tak znaczny spadek stopy WIBOR, która znalazła się na najniższym poziomie od roku. Kredyty hipoteczne są więc oprocentowane wyraźnie niższej niż w czasie sprzed nasilenia kryzysu na rynkach finansowych jesienią 2008 roku.
Poniższe wyliczenia mają charakter przykładowy - nikt przecież nie płaci rat kredytów w odstępie 41 dni. Pokazują jednakże wpływ sytuacji na rynku pieniężnym na wysokość rat. Należy przy tym pamiętać, że banki dokonują aktualizacji oprocentowania raz na kwartał, pół roku lub nawet rok. Dlatego spadek stóp procentowych będzie miał faktyczny wpływ na wysokość płaconych rat dopiero po kolejnej aktualizacji oprocentowania.
W przypadku nowych kredytów hipotecznych korzyść nie jest już tak oczywista, ponieważ warunki ich udzielania nieustannie się zmieniają. W tym wypadku obowiązują wyższe średnie marże, a nie można też zapominać, że banki bardzo cenią klientów z wkładem własnym. Ale spadek rynkowych stóp procentowych ma naturalnie wpływ na wysokość rat.
KREDYTY WE FRANKACH
Zadłużeni we frakach szwajcarskich nadal znajdują się pod presją spadającego złotego. Licząc od ostatniego raportu Open Finance z grudnia 2008 r., frank podrożał o 16,8 proc. z ok. 2,50 do 2,92 PLN osiągając najwyższy poziom notowań od pięciu lat. Spadek stopy LIBOR z 1,15 do 0,56 proc. częściowo (połowicznie) amortyzuje tak szybki wzrost kursu franka.
Im większy spadek notowań złotego obecnie, tym większe bezpieczeństwo wśród osób, które dopiero myślą o zaciąganiu kredytów we frankach - wraz ze zbliżaniem się kursu CHF do rekordowo wysokiego poziomu, ewentualna skala dalszych zwyżek powinna być mniejsza - zauważa Emil Szweda.
KREDYTY W EURO
Z analiz Open Finance wynika, że przez ostatni miesiąc stopy procentowe w strefie euro spadły i trzymiesięczny EURIBOR wynosi już 2,45 proc., co przy średniej marży na poziomie 2,50 proc., dawałoby oprocentowanie kredytu hipotecznego na poziomie 4,95 proc. - niewiele więcej niż we franku (obecnie 4,1 proc.) i mniej niż w złotym (7,56 proc.). Niestety dostępność kredytów w euro nadal pozostawia wiele do życzenia (choć generalnie jest większa niż w przypadku kredytów we frankach). Różnica między ratą kredytu w euro i w złotym wynosi obecnie ok. 35 proc., ale ze względu na oczekiwane silniejsze cięcia stóp w NBP niż w ECB różnica ta skurczy się do ok. 15 proc. w połowie roku. Polska wydaje się być nawet dalej od przyjęcia euro niż miesiąc temu, wobec czego zaciąganie tego typu kredytów nadal obarczone jest ryzykiem kursowym. Podobnie jak w przypadku franka - ryzyko to maleje z każdym kolejnym osłabieniem złotego.
INDEX KREDYTOWY OPEN FINANCE RYNEK KREDYTÓW W WYBRANYCH MIASTACH POLSKI W GRUDNIU 2008 R.
Dane przygotowanie na podstawie wniosków kredytowych składanych przez klientów OPEN FINANCE w grudniu 2008 r.
Wbrew powszechnym przewidywaniom, że zastój na rynku sprzedaży mieszkań spowoduje dalsze wzrosty stawek za najem, wyniki analizy ofert najmu zgłoszonych w serwisie Oferty.net nie potwierdzają takiego trendu. Czynsze, które osiągnęły swój górny pułap we wrześniu i październiku ub. roku tj. na początku roku akademickiego, nie wzrosły lecz przeciwnie - minimalnie spadły. Niższe stawki to efekt zmniejszonego w - stosunku do jesieni - popytu na rynku najmu oraz znaczącego, wynoszącego ok. 40%, wzrostu podaży ofert.
Zdaniem Marcina Drogomireckiego z Oferty.net pojawienie się na rynku tak wielu nowych ofert wynajmu mieszkań jest skutkiem problemów ze znalezieniem chętnych na ich zakup. Część właścicieli nie mogąc zbyć swoich nieruchomości za oczekiwaną cenę decyduje się na mniejszy ale stały dochód i oddaje je w najem.
Obecnie wynajęcie kawalerki w Warszawie wiąże się ze średnim miesięcznym wydatkiem na poziomie 1770 PLN. Za mieszkanie 2-pokojowe trzeba zapłacić ok. 2400 PLN/mies. a za 3-pokojowe - ok. 3500 PLN/mies.
Mieszkania większe, zwykle o charakterze apartamentowym lub przeznaczone na funkcje biurowe oferowane są w cenach 5150 PLN/mies. za 4 pokoje i prawie 7000 za lokal 5-pokojowy.
(podane średnie ceny obejmuję opłaty tytułem czynszu dla administracji)
Wbrew powszechnym przewidywaniom, że zastój na rynku sprzedaży mieszkań spowoduje dalsze wzrosty stawek za najem, wyniki analizy ofert najmu zgłoszonych w serwisie Oferty.net nie potwierdzają takiego trendu. Czynsze, które osiągnęły swój górny pułap we wrześniu i październiku ub. roku tj. na początku roku akademickiego, nie wzrosły lecz przeciwnie - minimalnie spadły. Niższe stawki to efekt zmniejszonego w - stosunku do jesieni - popytu na rynku najmu oraz znaczącego, wynoszącego ok. 40%, wzrostu podaży ofert.
Zdaniem Marcina Drogomireckiego z Oferty.net pojawienie się na rynku tak wielu nowych ofert wynajmu mieszkań jest skutkiem problemów ze znalezieniem chętnych na ich zakup. Część właścicieli nie mogąc zbyć swoich nieruchomości za oczekiwaną cenę decyduje się na mniejszy ale stały dochód i oddaje je w najem.
Obecnie wynajęcie kawalerki w Warszawie wiąże się ze średnim miesięcznym wydatkiem na poziomie 1770 PLN. Za mieszkanie 2-pokojowe trzeba zapłacić ok. 2400 PLN/mies. a za 3-pokojowe - ok. 3500 PLN/mies.
Mieszkania większe, zwykle o charakterze apartamentowym lub przeznaczone na funkcje biurowe oferowane są w cenach 5150 PLN/mies. za 4 pokoje i prawie 7000 za lokal 5-pokojowy.
(podane średnie ceny obejmuję opłaty tytułem czynszu dla administracji)
Z biegiem czasu coraz wyraźniejsze stają się też różnice cen w zestawieniu rok do roku. W porównaniu z grudniem 2007 najbardziej potaniały mieszkania w Łodzi (-11,1%), Gdańsku (-9,5%) i Wrocławiu (-8,7%).
Najmniejsze spadki cen ofertowych w skali roku odnotowały: Szczecin (-1,4%), Gdynia (-2%) i Sopot (-2,6%). Nieco wyższe niż przed rokiem były w grudniu średnie ceny ofertowe mieszkań w Bydgoszczy (o 2,9%).
WARSZAWA - CENY JAK DWA LATA TEMU
Utrzymujące się stosunkowo długo wysokie ceny ofertowe mieszkań w Warszawie spadły w ostatnim miesiącu o blisko 3% i są obecnie wyższe średnio o 7,1% od średniej z grudnia 2006 r. Jednak będące już codziennością udzielanie przez sprzedających dodatkowych upustów sięgających niekiedy nawet 20% ceny wyjściowej, pozwala stwierdzić, że obecnie w wielu przypadkach ceny transakcyjne kształtują się na poziomie takim, jak przed dwoma laty.
Wspomniane, wysokie upusty towarzyszą w szczególności transakcjom sprzedaży mieszkań o niższym standardzie, wymagających remontów, zlokalizowanych w peryferyjnych dzielnicach jak również tym, które ze względu na wysoką cenę ofertową przez długi czas nie wzbudzały zainteresowania nabywców.
Z biegiem czasu coraz wyraźniejsze stają się też różnice cen w zestawieniu rok do roku. W porównaniu z grudniem 2007 najbardziej potaniały mieszkania w Łodzi (-11,1%), Gdańsku (-9,5%) i Wrocławiu (-8,7%).
Najmniejsze spadki cen ofertowych w skali roku odnotowały: Szczecin (-1,4%), Gdynia (-2%) i Sopot (-2,6%). Nieco wyższe niż przed rokiem były w grudniu średnie ceny ofertowe mieszkań w Bydgoszczy (o 2,9%).
WARSZAWA - CENY JAK DWA LATA TEMU
Utrzymujące się stosunkowo długo wysokie ceny ofertowe mieszkań w Warszawie spadły w ostatnim miesiącu o blisko 3% i są obecnie wyższe średnio o 7,1% od średniej z grudnia 2006 r. Jednak będące już codziennością udzielanie przez sprzedających dodatkowych upustów sięgających niekiedy nawet 20% ceny wyjściowej, pozwala stwierdzić, że obecnie w wielu przypadkach ceny transakcyjne kształtują się na poziomie takim, jak przed dwoma laty.
Wspomniane, wysokie upusty towarzyszą w szczególności transakcjom sprzedaży mieszkań o niższym standardzie, wymagających remontów, zlokalizowanych w peryferyjnych dzielnicach jak również tym, które ze względu na wysoką cenę ofertową przez długi czas nie wzbudzały zainteresowania nabywców.
"Gdy dostałem rachunek za prąd za styczeń, pomyślałem, że to pomyłka" - opowiada gazecie krakowski piekarz Janusz Halagarda. "Teraz płacę ok. 40 tys. zł miesięcznie, mam płacić aż 20 tys. więcej. Akurat tyle mam miesięcznego zysku"
Przeciw podwyżkom protestują firmy w całej Polsce. Urząd Regulacji Energetyki uwolnił ceny prądu dla przedsiębiorców od 1 stycznia 2008 r. W zeszłym roku prąd dla firm podrożał o 25-30 proc. Biznes, na którego potrzeby idzie ok. 75 proc. zużywanego w Polsce prądu, zniósł tę podwyżkę bez szemrania. Ale w 2009 r. rachunek okazał się bardziej słony - dostawcy prądu domagają się, aby firmy zapłaciły od 40 do 90 proc. więcej.
O tym pisze na swoich łamach wtorkowa "Gazeta Wyborcza".
interia.pl Wtorek, 27 stycznia (07:13)
"Gdy dostałem rachunek za prąd za styczeń, pomyślałem, że to pomyłka" - opowiada gazecie krakowski piekarz Janusz Halagarda. "Teraz płacę ok. 40 tys. zł miesięcznie, mam płacić aż 20 tys. więcej. Akurat tyle mam miesięcznego zysku"
Przeciw podwyżkom protestują firmy w całej Polsce. Urząd Regulacji Energetyki uwolnił ceny prądu dla przedsiębiorców od 1 stycznia 2008 r. W zeszłym roku prąd dla firm podrożał o 25-30 proc. Biznes, na którego potrzeby idzie ok. 75 proc. zużywanego w Polsce prądu, zniósł tę podwyżkę bez szemrania. Ale w 2009 r. rachunek okazał się bardziej słony - dostawcy prądu domagają się, aby firmy zapłaciły od 40 do 90 proc. więcej.
O tym pisze na swoich łamach wtorkowa "Gazeta Wyborcza".
interia.pl Wtorek, 27 stycznia (07:13)
średnia ocen: 4,3