Ze świata nieruchomości - strona 84

Dlaczego ziemia rolna to najlepsza inwestycja?

W natłoku informacji płynących z każdego medium o kryzysie, stratach na giełdach, w funduszach inwestycyjnych czy upadłościach banków, każdy z nas zastanawia się jak uchronić nasze aktywa (często dorobek całego życia), aby nie zostały ‘zjedzone” przez doradców, bankowców czy po prostu przez złe decyzje inwestycyjne.

Odpowiedzią na tak postawione pytanie jest często twierdzenie, że tylko złoto stanowi gwarancję zachowania  swoich aktywów w trudnych czasach. Można byłoby się zgodzić z tą tezą gdyby nie znacząca uciążliwość związana z jego przechowywaniem, kosztami jego zabezpieczenia, stratami przy szybkiej sprzedaży w lombardach lub stres związany z jego fizycznym posiadaniem.

Wyobraźmy sobie, że posiadamy skrytkę bankową na jego przechowywanie. I wyobraźmy sobie, czy przy sytuacjach nadzwyczajnych mielibyśmy do niej dostęp i czy  cokolwiek byśmy tam znaleźli po odwołaniu tego stanu?

Dlatego jako najlepszą inwestycję polecam  ziemię rolną kupowaną w różnych kawałkach w różnych  gminach w pobliżu większych miast,  turystycznych regionach (Góry i Mazury)-jako sposób na dywersyfikację szczególnie dla osób które wyczerpały już swoje priorytety inwestycyjne.

Dlaczego akurat ziemia rolna ?
Najważniejszym kryterium jest oczywiście zwrot z zaangażowanego kapitału zarówno w krótkim, średnim jak i dłuższym horyzoncie czasowym. W każdym ujęciu  zwroty z kapitału są lepsze niż w przypadku innych instrumentów finansowych-nie mówiąc nawet o lokatach bankowych czy obligacjach. Średni roczny zwrot z kapitału to 20-30 procent. Ale zdarzają się lata  w których „szaleństwo zakupów” nakręca koniunkturę nawet powyżej 100% rocznie.

Zjawisko to zauważyło spora liczba osób fizycznych, firm, banków, funduszy a nawet państw które bez rozgłosu wykupują tereny innych państw początkując erę agrokolonializmu.

Na przykład w 2008 r:
-Chiny kupiły ponad 2 mln hektarów ( głownie na Filipinach, w Laosie, Indiach)
-Korea Pd. Kupiła  ponad 2,5 mln ha  (głownie w Mongolii,Sudanie i na Madagaskarze)
-Arabia Saudyjska kupiła ponad 1,6 mln ha (głownie w Indonezji i Sudanie)
-Libia kupiła ponad 250 tys ha na Ukrainie
To są transakcje o których wiemy. A o ilu jeszcze nie wiemy?

Dlaczego więc ziemia ma taką tendencję do wzrostu cen?

Odpowiedź można sprowadzić do jednej prostej przyczyny-jest to dobro ograniczone i niepowtarzalne którego nie można ani wyprodukować, ani zmagazynować. Można natomiast  w zależności od sytuacji traktować jako tereny rolne, budowlane, kopalniane i do wielu innych  celów w tym również strategicznych.

Polska  specyfika wprowadza  jeszcze od 2004 roku (wejście do Unii Europejskiej  wiele dodatkowych bonusów w przypadku jej posiadania, a mianowicie:
-dopłaty bezpośrednie do hektara, które z każdym rokiem są coraz większe
-możliwość  otrzymania przez rolnika Renty Strukturalnej na którą może przejść – przy określonych warunkach-w wieku 55 lat
-dopłaty przez okres 20 lub 15 lat przy zalesieniu terenu rolnego
-korzystanie z innych Programów Rozwoju Obszarów Wiejskich jak np. Młody Rolnik

Poza tym  przy posiadaniu powyżej jednego hektara zawsze można liczyć na ubezpieczenie w Kasie Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego.

Jednak to co stanowi o potencjalnie dużym zwrocie z inwestycji to możliwość przekwalifikowania gruntu rolnego w grunt budowlany lub siedliskowy. Dalsze doprowadzenie infrastruktury (media, drogi) do tego terenu  oraz jego sprzedaż-gwarantuje ponadprzeciętne zyski. Dlatego długofalowe działania  na tym polu można śmiało traktować jako budowanie swojego prywatnego filaru emerytalnego.

W ten sposób unika się codziennego stresu związanego z  codzienną obserwacją notowań kursów akcji, walut, kontraktów i innych instrumentów finansowych.

Tak więc poza walorem jakim jest lokata w tego rodzaju nieruchomość, dbamy o swoją emeryturę ,swoje zdrowie (brak nadciśnienia) godną przyszłość swoją i swojej rodziny.

Bartek Jankowski
Bank Ziemi

gk

inwestycje.pl

Prestiżowy adres w kamienicy na Rynku

Rewitalizacja kamienic stała się ostatnio jednym z popularnych trendów w polskim budownictwie. To pozytywna zmiana, która pokazuje, że Polacy poszukują klimatycznych i przepełnionych historią miejsc do mieszkania. W ubiegłych latach nabywcy interesowali się głównie nowoczesnymi mieszkaniami w średniej cenie, później rozpoczęli masowo kupować ziemie wokół dużych miast i budować domy. Po kilku sezonach ogromnego boomu i nasycenia apetytów, klienci wracają do miast i poszukują atrakcyjnych mieszkań, które – oprócz komfortu życia w aglomeracji – dadzą im poczucie luksusu i indywidualności.

Rok 2009 to jeden z najlepszych okresów na zakup nieruchomości. Ceny wszystkich mieszkań spadły o co najmniej 10%, przez co ich zakup jest prawdziwą okazją dla nabywców, w tym także dla osób poszukujących luksusowych lokali. Budownictwo apartamentów w najwyższym standardzie w największych miastach stanowi około 0,3% do 1% ogółu inwestycji.

To stosunkowo niedużo, zwłaszcza, że coraz trudniej jest o dobre lokalizacje w dużych miastach. Rozwiązaniem na niezaspokojony popyt stają się starówki i miejskie rynki. Do tej pory zaniedbane i porzucone, były synonimem taniego lokum i miejsca dla turystów. Teraz, poddawane rewitalizacji, mogą znów zaprezentować się w pełnej krasie i olśniewać miłośników przedwojennej architektury klasą, stylem oraz niepowtarzalnym klimatem.

Apartamenty w odrestaurowanych kamienicach docenili mieszkańcy Europy Zachodniej, dla których posiadanie adresu na Rynku to wyróżnienie i prestiż. W Polsce dopiero rozpoczyna się moda na kamienice, ale deweloperzy już oferują mieszkania na starówkach w największych miastach: Warszawie, Wrocławiu, Gdańsku, Krakowie i Poznaniu. Klientów przyciąga przede wszystkim niepowtarzalny widok, sąsiedztwo pięknego budownictwa, przestronne wnętrza w klimacie vintage. Deweloperzy, decydujący się na renowację budynków, dodatkowo podnoszą standard: inwestują w windy, używają nowoczesnych materiałów do wyciszania mieszkań przed ulicznym gwarem, wykańczają mieszkania pod klucz czy – jak na rynku we Wrocławiu – oferują ekskluzywne usługi concierge.

Za apartament na Rynku trzeba zapłacić więcej niż za przeciętne mieszkanie o podwyższonym standardzie. Tutaj, oprócz lokum, nabywa się niemierzalne wartości dodane, spuściznę historyczną i kulturową oraz styl życia. Ceny, jak zawsze, uzależnione są od miasta i nie odpowiadają faktycznej wartości historycznej miejskich rynków. Najdroższe są apartamenty w Warszawie, mimo iż stołeczna starówka jest najmłodsza wśród dużych miast. Tutaj wartość metra kwadratowego mieści się w przedziale 19-44 tys. zł. Natomiast dość wyrównane ceny kształtują się w Gdańsku, Wrocławiu i Krakowie, gdzie za metr kwadratowy trzeba zapłacić od 15 do 30 tys. zł. Naturalnie, im bliżej rynku znajduje się inwestycja, tym wyższy koszt zakupu mieszkania.

Popyt na stylowe apartamenty będzie rosnąć, gdyż ich liczba jest ograniczona, a prestiżowe adresy będą zawsze w cenie. Im bardziej unikalna oferta, tym większe zainteresowanie, a odrestaurowane kamienice bez wątpienia stanowią łakomy kąsek. Miejskie Rynki wracają na salony i stają się niekwestionowanym synonimem luksusu.

Patrycja Kwiatkowska
Griffin Real Estate

gk

inwestycje.pl

Prestiżowy adres w kamienicy na Rynku

Rewitalizacja kamienic stała się ostatnio jednym z popularnych trendów w polskim budownictwie. To pozytywna zmiana, która pokazuje, że Polacy poszukują klimatycznych i przepełnionych historią miejsc do mieszkania. W ubiegłych latach nabywcy interesowali się głównie nowoczesnymi mieszkaniami w średniej cenie, później rozpoczęli masowo kupować ziemie wokół dużych miast i budować domy. Po kilku sezonach ogromnego boomu i nasycenia apetytów, klienci wracają do miast i poszukują atrakcyjnych mieszkań, które – oprócz komfortu życia w aglomeracji – dadzą im poczucie luksusu i indywidualności.

Rok 2009 to jeden z najlepszych okresów na zakup nieruchomości. Ceny wszystkich mieszkań spadły o co najmniej 10%, przez co ich zakup jest prawdziwą okazją dla nabywców, w tym także dla osób poszukujących luksusowych lokali. Budownictwo apartamentów w najwyższym standardzie w największych miastach stanowi około 0,3% do 1% ogółu inwestycji.

To stosunkowo niedużo, zwłaszcza, że coraz trudniej jest o dobre lokalizacje w dużych miastach. Rozwiązaniem na niezaspokojony popyt stają się starówki i miejskie rynki. Do tej pory zaniedbane i porzucone, były synonimem taniego lokum i miejsca dla turystów. Teraz, poddawane rewitalizacji, mogą znów zaprezentować się w pełnej krasie i olśniewać miłośników przedwojennej architektury klasą, stylem oraz niepowtarzalnym klimatem.

Apartamenty w odrestaurowanych kamienicach docenili mieszkańcy Europy Zachodniej, dla których posiadanie adresu na Rynku to wyróżnienie i prestiż. W Polsce dopiero rozpoczyna się moda na kamienice, ale deweloperzy już oferują mieszkania na starówkach w największych miastach: Warszawie, Wrocławiu, Gdańsku, Krakowie i Poznaniu. Klientów przyciąga przede wszystkim niepowtarzalny widok, sąsiedztwo pięknego budownictwa, przestronne wnętrza w klimacie vintage. Deweloperzy, decydujący się na renowację budynków, dodatkowo podnoszą standard: inwestują w windy, używają nowoczesnych materiałów do wyciszania mieszkań przed ulicznym gwarem, wykańczają mieszkania pod klucz czy – jak na rynku we Wrocławiu – oferują ekskluzywne usługi concierge.

Za apartament na Rynku trzeba zapłacić więcej niż za przeciętne mieszkanie o podwyższonym standardzie. Tutaj, oprócz lokum, nabywa się niemierzalne wartości dodane, spuściznę historyczną i kulturową oraz styl życia. Ceny, jak zawsze, uzależnione są od miasta i nie odpowiadają faktycznej wartości historycznej miejskich rynków. Najdroższe są apartamenty w Warszawie, mimo iż stołeczna starówka jest najmłodsza wśród dużych miast. Tutaj wartość metra kwadratowego mieści się w przedziale 19-44 tys. zł. Natomiast dość wyrównane ceny kształtują się w Gdańsku, Wrocławiu i Krakowie, gdzie za metr kwadratowy trzeba zapłacić od 15 do 30 tys. zł. Naturalnie, im bliżej rynku znajduje się inwestycja, tym wyższy koszt zakupu mieszkania.

Popyt na stylowe apartamenty będzie rosnąć, gdyż ich liczba jest ograniczona, a prestiżowe adresy będą zawsze w cenie. Im bardziej unikalna oferta, tym większe zainteresowanie, a odrestaurowane kamienice bez wątpienia stanowią łakomy kąsek. Miejskie Rynki wracają na salony i stają się niekwestionowanym synonimem luksusu.

Patrycja Kwiatkowska
Griffin Real Estate

gk

inwestycje.pl

Gotowe mieszkania przyciągają klientów

Za nowy trend na pierwotnym rynku mieszkaniowym można uznać pojawienie się w większej ilości mieszkań już gotowych do wprowadzenia, a nawet wykończonych. Mieszkania kupowane na etapie dziury w ziemi będą zapewne odchodzić do przeszłości.

Jeszcze niedawno mieszkania sprzedawały się w szalenie szybkim tempie - i to już w fazie budowy. Mieszkania schodziły na pniu. Większość firm deweloperskich oferowała lokale jedynie w stanie deweloperskim. Jednakże sytuacja na rynku deweloperskim znacznie się zmieniła - sprzedaż spadła, a Polacy zdecydowanie wolą wprowadzić się do gotowego już budynku, aniżeli czekać 2 czy też 3 lata na mieszkanie, które możne obejrzeć tylko na wizualizacji projektu. 

Dzisiejszy rynek mieszkań, szczególnie w dużych miastach, to rynek klienta. Kupujący dyktują warunki, a zadaniem deweloperów jest jak najlepiej sprostać ich oczekiwaniom. Bezpowrotnie skończył się czas, kiedy sama możliwość zakupu mieszkania była wystarczającym luksusem. Klienci mają świadomość swojej silnej pozycji na rynku, a ich oczekiwania względem jakości wykończeń, cen i estetyki rosną z roku na rok. Nabywcom, którzy dodatkowo bardzo cenią sobie swój czas, deweloperzy oferują coraz częściej możliwość wykończenia mieszkania, czyli tzw. standard pod klucz.

Wybierając opcję „pod klucz” można zaoszczędzić pieniądze poprzez różnicę w kwocie podatku VAT. Podatek za zakup materiałów budowlanych wynosi 22%, podczas gdy usługa wykończenia przez dewelopera kosztuje 7% VAT. Oferta ta pozwala przede wszystkim  zaoszczędzić czas i zredukować koszty związane z zakupem materiałów i tzw. robocizną.

Mermaid Properties przygotował apartament pokazowy River House na warszawskim Mokotowie, by kupujący mogli zobaczyć już gotowy projekt do zamieszkania.

Chcemy zwrócić uwagę nie tylko na sposób, jak i jakość wykończenia oraz umeblowania. Najważniejsze jest to, że zarówno projekt osiedla, rozkłady naszych mieszkań, wszelkie udogodnienia projektowe tzw. części wspólnych w połączeniu z lokalizacją czynią z naszej inwestycji jedną z najatrakcyjniejszych propozycji na lokalnym rynku nieruchomości – mówi Łukasz Dołęga, wiceprezes zarządu Mermaid Properties.

Deweloper zadbał o wysoką jakość wykończenia inwestycji - zarówno wnętrz, jak i elewacji budynków. Kompleks River House pokryty został z zewnątrz tynkiem silikonowym oraz piaskowcem. Mermaid Properties zapewnił wszystkim mieszkańcom osiedla stolarkę okienną wykonaną z drewna oraz balustrady balkonów ze szkła i ze stali nierdzewnej. W trosce o bezpieczeństwo zamontowano rolety antywłamaniowe w oknach mieszkań na parterze. Ponadto deweloper wyposażył osiedle River House w ochronę wraz z monitoringiem.

Na dachach wszystkich budynków znajdują się ogrody, które mogą być wykupione przez mieszkańców, niezależnie od lokalizacji mieszkania. Nie zapomniano również o placu zabaw dla dzieci oraz parkingach podziemnych.

Sprzedaż gotowych mieszkań, to wprawdzie większy wysiłek dla dewelopera, gdyż nie może finansować inwestycji na bieżąco. Jednakże dla kupujących taka sytuacja jest zdecydowanie bardziej atrakcyjna i bezpieczna. Gotowy budynek pozwala dokładnie przyjrzeć się jakości jego wykonania i wykończenia, istotnie wpływając na decyzje o zakupie mieszkania.  

Mermaid Properties

inwestycje.pl

Gotowe mieszkania przyciągają klientów

Za nowy trend na pierwotnym rynku mieszkaniowym można uznać pojawienie się w większej ilości mieszkań już gotowych do wprowadzenia, a nawet wykończonych. Mieszkania kupowane na etapie dziury w ziemi będą zapewne odchodzić do przeszłości.

Jeszcze niedawno mieszkania sprzedawały się w szalenie szybkim tempie - i to już w fazie budowy. Mieszkania schodziły na pniu. Większość firm deweloperskich oferowała lokale jedynie w stanie deweloperskim. Jednakże sytuacja na rynku deweloperskim znacznie się zmieniła - sprzedaż spadła, a Polacy zdecydowanie wolą wprowadzić się do gotowego już budynku, aniżeli czekać 2 czy też 3 lata na mieszkanie, które możne obejrzeć tylko na wizualizacji projektu. 

Dzisiejszy rynek mieszkań, szczególnie w dużych miastach, to rynek klienta. Kupujący dyktują warunki, a zadaniem deweloperów jest jak najlepiej sprostać ich oczekiwaniom. Bezpowrotnie skończył się czas, kiedy sama możliwość zakupu mieszkania była wystarczającym luksusem. Klienci mają świadomość swojej silnej pozycji na rynku, a ich oczekiwania względem jakości wykończeń, cen i estetyki rosną z roku na rok. Nabywcom, którzy dodatkowo bardzo cenią sobie swój czas, deweloperzy oferują coraz częściej możliwość wykończenia mieszkania, czyli tzw. standard pod klucz.

Wybierając opcję „pod klucz” można zaoszczędzić pieniądze poprzez różnicę w kwocie podatku VAT. Podatek za zakup materiałów budowlanych wynosi 22%, podczas gdy usługa wykończenia przez dewelopera kosztuje 7% VAT. Oferta ta pozwala przede wszystkim  zaoszczędzić czas i zredukować koszty związane z zakupem materiałów i tzw. robocizną.

Mermaid Properties przygotował apartament pokazowy River House na warszawskim Mokotowie, by kupujący mogli zobaczyć już gotowy projekt do zamieszkania.

Chcemy zwrócić uwagę nie tylko na sposób, jak i jakość wykończenia oraz umeblowania. Najważniejsze jest to, że zarówno projekt osiedla, rozkłady naszych mieszkań, wszelkie udogodnienia projektowe tzw. części wspólnych w połączeniu z lokalizacją czynią z naszej inwestycji jedną z najatrakcyjniejszych propozycji na lokalnym rynku nieruchomości – mówi Łukasz Dołęga, wiceprezes zarządu Mermaid Properties.

Deweloper zadbał o wysoką jakość wykończenia inwestycji - zarówno wnętrz, jak i elewacji budynków. Kompleks River House pokryty został z zewnątrz tynkiem silikonowym oraz piaskowcem. Mermaid Properties zapewnił wszystkim mieszkańcom osiedla stolarkę okienną wykonaną z drewna oraz balustrady balkonów ze szkła i ze stali nierdzewnej. W trosce o bezpieczeństwo zamontowano rolety antywłamaniowe w oknach mieszkań na parterze. Ponadto deweloper wyposażył osiedle River House w ochronę wraz z monitoringiem.

Na dachach wszystkich budynków znajdują się ogrody, które mogą być wykupione przez mieszkańców, niezależnie od lokalizacji mieszkania. Nie zapomniano również o placu zabaw dla dzieci oraz parkingach podziemnych.

Sprzedaż gotowych mieszkań, to wprawdzie większy wysiłek dla dewelopera, gdyż nie może finansować inwestycji na bieżąco. Jednakże dla kupujących taka sytuacja jest zdecydowanie bardziej atrakcyjna i bezpieczna. Gotowy budynek pozwala dokładnie przyjrzeć się jakości jego wykonania i wykończenia, istotnie wpływając na decyzje o zakupie mieszkania.  

Mermaid Properties

inwestycje.pl

Budowa lokali socjalnych, noclegowni i mieszkań chronionych

Częste pożary mieszkań socjalnych i fatalny stan techniczny budynków coraz częściej zmuszają samorządy do budowy nowych mieszkań. Istnieje również duża potrzeba budowania mieszkań chronionych. Są one formą pomocy, z której mogą skorzystać pod okiem specjalistów osoby pełnoletnie opuszczające rodzinę zastępczą czy placówkę opiekuńczo-wychowawczą, dom dla matek z dziećmi i kobiet w ciąży, schronisko dla nieletnich, albo zakład poprawczy.

Brak odpowiedniego zaplecza lokalowego spycha na margines życia społecznego wiele osób. Można temu skutecznie zapobiegać budując nowe budynki z przeznaczeniem dla tych osób nie lokując ich w ruinach, które zagrażają często ich zdrowiu lub życiu.

1 sierpnia 2009 weszło w życie rozporządzenie w sprawie finansowego wsparcia na tworzenie lokali socjalnych, mieszkań chronionych i lokali wchodzących w skład mieszkaniowego zasobu gminy niestanowiących lokali socjalnych (Dz. U. Nr 120, poz. 1001).

Zmiany w rozporządzeniu dotyczą przede wszystkim wsparcia finansowego lokali wchodzących w skład mieszkaniowego zasobu gminy niestanowiących lokali socjalnych oraz podwyższenia do 30-50 % wskaźników maksymalnego finansowego wsparcia, a także wprowadzenia możliwości zakupu budynków mieszkalnych, co regulują zmiany wprowadzone ustawą z dnia 12 lutego 2009 r. o zmianie ustawy o finansowym wsparciu tworzenia lokali socjalnych, mieszkań chronionych, noclegowni i domów dla bezdomnych oraz ustawy o niektórych formach popierania budownictwa mieszkaniowego.

W rozporządzeniu dostosowano terminologię dotyczącą wskaźników określających zapotrzebowanie na energię i obliczania charakterystyki energetycznej budynku oraz do obecnie obowiązujących przepisów w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie.

Programem wsparcia budownictwa socjalnego zarządza Bank Gospodarstwa Krajowego, w którym wnioski o pomoc w finansowaniu inwestycji można składać od 1 marca do dnia 31 marca i od dnia 1 września do dnia 30 września każdego roku.

- Bardzo ważne na początku jest przygotowanie dokumentacji projektowej wykonanej zgodnie z rozporządzeniem Ministra Infrastruktury. Dokumentacja projektowa powinna składać się z projektu budowlanego w zakresie uwzględniającym specyfikę robót budowlanych oraz przedmiar robót. W skład projektu budowlanego wchodzi projekt zagospodarowania i uzbrojenia terenu, z opisem i informacją o Bezpieczeństwie i Ochronie Zdrowia oraz projekt architektoniczno budowlany – mówi Krzysztof Własiński, architekt z firmy projektowej ARCHETON Sp. z o.o. - Nieodzowny jest również kosztorys inwestorski lub kalkulacja planowanych kosztów prac projektowych i robót budowlanych oraz w razie potrzeby, w późniejszym etapie, projekty wykonawcze, uzupełniające i uszczegóławiające projekt budowlany.

Władze samorządowe oraz organizacje pożytku publicznego mogą zrealizować bezpiecznie i szybko inwestycję budowlaną w technologii szkieletu prefabrykowanego, którą wznosi się nawet zimą, jeśli tylko fundamenty zostaną uprzednio przygotowane. Obiekt jest konstruowany modułowo: gotowe ściany i więźba powstają wcześniej w zakładzie prefabrykatów budowlanych. Na plac budowy dostarczane są komplety potrzebnych elementów, następnie całość jest montowana na płycie fundamentowej. W ciągu zaledwie kilku tygodni powstaje zamknięta bryła budynku wraz z oknami, kominem, dachem i wykończonymi elewacjami.

Dodatkowym plusem „szkieletu” jest niewielki ciężar konstrukcji, przez co idealnie sprawdza się on w trudnych warunkach gruntowych i hydrologicznych np. na terenach szkód górniczych. Konstrukcja budynku umożliwia również łatwą przebudowę i rozbudowę. Natomiast dzięki specjalnym zabiegom, zastosowane materiały uzyskują wymaganą odporność ogniową. Zarówno w budynkach wybudowanych w technologii murowanej jak i szkieletowej pali się głównie i w pierwszej kolejności wyposażenie domu.

Ponadto budynek w technologii szkieletowej jest energooszczędny, co ma niebagatelne znaczenie dla domowego budżetu przyszłych lokatorów mieszkania socjalnego czy chronionego, przy stałym wzroście cen za energie. O wysokiej energooszczędności budynku decyduje m.in. nieprzeciętna izolacyjność termiczna ścian, otworów okienno-drzwiowych. Są to oszczędne lokale zarówno w eksploatacji dla ich użytkowników, jak i dla władz samorządowych pod względem szybkiego cyklu budowy (od kilku tygodni do kilku miesięcy, w zależności od projektu architektonicznego).

Samorządy jak i organizacje non-profit w zależności od rodzaju inwestycji mogą sfinansować nawet do 50% wartości inwestycji dzięki programowi wsparcia budownictwa socjalnego koordynowanego prze BGK.

Źródło: www.archeton.pl

inwestycje.pl

Budowa lokali socjalnych, noclegowni i mieszkań chronionych

Częste pożary mieszkań socjalnych i fatalny stan techniczny budynków coraz częściej zmuszają samorządy do budowy nowych mieszkań. Istnieje również duża potrzeba budowania mieszkań chronionych. Są one formą pomocy, z której mogą skorzystać pod okiem specjalistów osoby pełnoletnie opuszczające rodzinę zastępczą czy placówkę opiekuńczo-wychowawczą, dom dla matek z dziećmi i kobiet w ciąży, schronisko dla nieletnich, albo zakład poprawczy.

Brak odpowiedniego zaplecza lokalowego spycha na margines życia społecznego wiele osób. Można temu skutecznie zapobiegać budując nowe budynki z przeznaczeniem dla tych osób nie lokując ich w ruinach, które zagrażają często ich zdrowiu lub życiu.

1 sierpnia 2009 weszło w życie rozporządzenie w sprawie finansowego wsparcia na tworzenie lokali socjalnych, mieszkań chronionych i lokali wchodzących w skład mieszkaniowego zasobu gminy niestanowiących lokali socjalnych (Dz. U. Nr 120, poz. 1001).

Zmiany w rozporządzeniu dotyczą przede wszystkim wsparcia finansowego lokali wchodzących w skład mieszkaniowego zasobu gminy niestanowiących lokali socjalnych oraz podwyższenia do 30-50 % wskaźników maksymalnego finansowego wsparcia, a także wprowadzenia możliwości zakupu budynków mieszkalnych, co regulują zmiany wprowadzone ustawą z dnia 12 lutego 2009 r. o zmianie ustawy o finansowym wsparciu tworzenia lokali socjalnych, mieszkań chronionych, noclegowni i domów dla bezdomnych oraz ustawy o niektórych formach popierania budownictwa mieszkaniowego.

W rozporządzeniu dostosowano terminologię dotyczącą wskaźników określających zapotrzebowanie na energię i obliczania charakterystyki energetycznej budynku oraz do obecnie obowiązujących przepisów w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie.

Programem wsparcia budownictwa socjalnego zarządza Bank Gospodarstwa Krajowego, w którym wnioski o pomoc w finansowaniu inwestycji można składać od 1 marca do dnia 31 marca i od dnia 1 września do dnia 30 września każdego roku.

- Bardzo ważne na początku jest przygotowanie dokumentacji projektowej wykonanej zgodnie z rozporządzeniem Ministra Infrastruktury. Dokumentacja projektowa powinna składać się z projektu budowlanego w zakresie uwzględniającym specyfikę robót budowlanych oraz przedmiar robót. W skład projektu budowlanego wchodzi projekt zagospodarowania i uzbrojenia terenu, z opisem i informacją o Bezpieczeństwie i Ochronie Zdrowia oraz projekt architektoniczno budowlany – mówi Krzysztof Własiński, architekt z firmy projektowej ARCHETON Sp. z o.o. - Nieodzowny jest również kosztorys inwestorski lub kalkulacja planowanych kosztów prac projektowych i robót budowlanych oraz w razie potrzeby, w późniejszym etapie, projekty wykonawcze, uzupełniające i uszczegóławiające projekt budowlany.

Władze samorządowe oraz organizacje pożytku publicznego mogą zrealizować bezpiecznie i szybko inwestycję budowlaną w technologii szkieletu prefabrykowanego, którą wznosi się nawet zimą, jeśli tylko fundamenty zostaną uprzednio przygotowane. Obiekt jest konstruowany modułowo: gotowe ściany i więźba powstają wcześniej w zakładzie prefabrykatów budowlanych. Na plac budowy dostarczane są komplety potrzebnych elementów, następnie całość jest montowana na płycie fundamentowej. W ciągu zaledwie kilku tygodni powstaje zamknięta bryła budynku wraz z oknami, kominem, dachem i wykończonymi elewacjami.

Dodatkowym plusem „szkieletu” jest niewielki ciężar konstrukcji, przez co idealnie sprawdza się on w trudnych warunkach gruntowych i hydrologicznych np. na terenach szkód górniczych. Konstrukcja budynku umożliwia również łatwą przebudowę i rozbudowę. Natomiast dzięki specjalnym zabiegom, zastosowane materiały uzyskują wymaganą odporność ogniową. Zarówno w budynkach wybudowanych w technologii murowanej jak i szkieletowej pali się głównie i w pierwszej kolejności wyposażenie domu.

Ponadto budynek w technologii szkieletowej jest energooszczędny, co ma niebagatelne znaczenie dla domowego budżetu przyszłych lokatorów mieszkania socjalnego czy chronionego, przy stałym wzroście cen za energie. O wysokiej energooszczędności budynku decyduje m.in. nieprzeciętna izolacyjność termiczna ścian, otworów okienno-drzwiowych. Są to oszczędne lokale zarówno w eksploatacji dla ich użytkowników, jak i dla władz samorządowych pod względem szybkiego cyklu budowy (od kilku tygodni do kilku miesięcy, w zależności od projektu architektonicznego).

Samorządy jak i organizacje non-profit w zależności od rodzaju inwestycji mogą sfinansować nawet do 50% wartości inwestycji dzięki programowi wsparcia budownictwa socjalnego koordynowanego prze BGK.

Źródło: www.archeton.pl

inwestycje.pl

Mieszkań będzie dużo mniej

Jeśli rodzimy sektor mieszkaniowy miałby powtórzyć scenariusz amerykański, to w 2011 r. oddanych zostanie o połowę mniej mieszkań niż w rekordowym 2008 r. A ceny wcale nie muszą rosnąć z tego powodu.

Od szczytu hossy mieszkaniowej, ceny domów w USA spadły o 30 proc. w ciągu trzech lat. Liczba wydanych pozwoleń na budowę spadła o 70 proc., a ukończonych budów o ponad połowę. Czy taki sam scenariusz może ziścić się w Polsce?
 
Aby odpowiedzieć sobie na to pytanie prześledźmy sobie co właściwie stało się w USA przez ostatnie trzy lata. Przyczyny wzrostu cen nieruchomości (wzrost dostępności kredytów) są powszechnie znane i jest to element wspólny dla rynku nieruchomości na całym świecie, w tym także w Polsce. Dlatego zajmijmy się raczej tym, co działo się po osiągnięciu punktu kulminacyjnego.
 
Rynek w USA
 
Indeks cen domów S&P/CaseShiller osiągnął swój szczytowy poziom w lipcu 2006 roku, a więc na długo przed załamaniem rynków finansowych.

Popyt po prostu nasycił się przy rekordowo wysokich cenach, które stały się barierą dla kupujących zwłaszcza, że był to okres dynamicznego zacieśniania polityki pieniężnej (Fed dokonał siedemnastu kolejnych podwyżek stóp procentowych). Pierwszy rok po osiągnięciu szczytu nie przyniósł wyraźnej zmiany ceny domów (średnio spadły one o 3,8 proc.), co można nazwać okresem stabilizacji przed późniejszym załamaniem cen (jak zobaczymy niżej, w Polsce przechodziliśmy podobny okres). Dopiero dwa kolejne lata, którym – co istotne – towarzyszyło załamanie rynku kredytowego, a później finansowego – przyniosły zdecydowany spadek cen, aż do wyhamowania tendencji w połowie 2009 r. Trwają spory, co do tego czy wyhamowanie ma charakter trwały i tylko dla wygody i ograniczenia tego tekstu nie będziemy rozpisywać możliwych scenariuszy dalszych wydarzeń w USA.
 


O ile nie ma pewności, co do tego że spadek cen domów w USA zbliżył się do końca, o tyle z większym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że rynek budowy nowych domów dotarł w okolice dna. Liczba wydawanych pozwoleń na budowę spadła w ciągu zaledwie trzech lat z 1,7 do 0,56 mln rocznie (wskaźnik podawany jest w ujęciu zannualizowanym, co oznacza że bieżące wskazania są ekstrapolowane na kolejnych 12 miesięcy), podobnie stało się z liczbą budów rozpoczętych, natomiast liczba domów, których budowę zakończono spadła o ponad połowę.
 

 

Łatwo zorientować się, że rynek budownictwa mieszkalnego załamał się szybciej niż ceny domów, co prowadzi do raczej przykrego wniosku dla rodzimych deweloperów – ograniczenie podaży nie musi oznaczać zatrzymania spadku cen. Wynika to z prostej konstatacji – to podaż dopasowuje się do popytu, a nie odwrotnie. Zatem stawianie tez o tym, że ograniczenie podaży nowych mieszkań wymusi w Polsce zatrzymanie spadku cen lub nawet ich wzrost, jest ryzykowne.
 
Odnotujmy też, że o ile liczba wydanych pozwoleń na budowę z grubsza odpowiada liczbie rozpoczętych budów domów, to już liczba domów, których budowę ukończono jest w każdym roku znacznie wyższa niż liczba wydanych pozwoleń. Wynika to z opóźnienia czasowego – część domów budowano już w czasie, w którym kryzys mieszkaniowy trwał. Jednak budowy dokańczano, ponieważ tylko w ten sposób można odzyskać przynajmniej część środków włożonych w budowę. Dom nieukończony trudniej sprzedać niż ukończony.
 
Zatem możemy spodziewać się, że liczba budów ukończonych będzie stopniowo malała, podczas gdy liczba wydawanych pozwoleń na budowę i liczba budów rozpoczętych powinna zacząć się stabilizować, ponieważ jest ona najniższa od lat 60-tych, kiedy USA miały o połowę mniej obywateli niż obecnie.
 
Teraz Polska
 
Oczywiście mam świadomość, że porównywanie rynku amerykańskiego z polskim, to zadanie karkołomne ze względu na liczne różnice tkwiące choćby w historii rynków. Jednak pod względem liczb, możemy mówić o pewnego rodzaju podobieństwach.
 
Szczyt budowlany w Polsce przypadł na rok 2007 (o rok później niż w USA), wtedy także zanotowano rekordowo wysoką liczbę udzielonych kredytów (o prawie połowę wyższą niż w 2006 r.), zatem bez wątpienia to dostęp do kredytów był akceleratorem tego rynku.
 

Łatwo zauważyć, że od 2007 r. spada liczba wydanych pozwoleń na budowę i liczba budów rozpoczętych, przy czym początkowo spadek ten nie był zbyt duży (od połowy 2007 do 2008 r. trwała stabilizacja rynku na wysokich poziomach, co dotyczy także cen transakcyjnych). Po części wynika to z faktu znacznej inercji urzędniczej w Polsce. Kto raz zaczął starania o pozwolenie na budowę, nie porzuca w Polsce planów „tylko” dlatego, że zmienia się koniunktura gospodarcza. Większość woli przejść gehennę administracyjną, a dopiero później ewentualnie zmienić plany. Stąd znacznie mniej domów w Polsce zaczyna się budować w porównaniu do liczby wydanych pozwoleń, niż np. w USA.

A jeszcze mniej budów udaje się zakończyć. W załączonej tabeli widać, że liczba ukończonych budów wciąż rośnie w stosunku rocznym, choć nie ma wątpliwości, że szczyt koniunktury na rynku mieszkaniowym został dawno minięty. Dlaczego? Różnica w porównaniu do amerykańskich inwestorów polega na różnych technologiach budowy (nasze są bardziej długotrwałe) oraz struktury budownictwa. Połowa budowanych mieszkań powstaje w budownictwie jednorodzinnym w systemie gospodarczym. Nie wszyscy mają tu motywację do szybkiego podpisania protokołu technicznego odbioru budynku. Warto też dodać, że począwszy od 2009 roku zakończenie budowy wiąże się z obowiązkiem zdobycia świadectwa energetycznego. Z tym właśnie faktem należy częściowo wiązać skokowy wzrost liczby oddawanych domów w końcówce 2008 roku. Nie koniunktura o tym zadecydowała, ale chęć uniknięcia części formalności (i kosztów) związanych z nowym obowiązkiem.
 
Na podstawie tak przedstawionych danych możemy stwierdzić, że rynek mieszkaniowy w Polsce znajduje się w fazie o rok późniejszej niż w USA. Zatem od nadziei na uspokojenie koniunktury powinien nas dzielić także rok. I choć obydwa rynki zdają się być zupełnie różne, to pod względem liczb na tysiąc mieszkańców są zaskakująco podobne.
 



Podobieństwa i różnice
 
Jeśli porównamy dane z USA i Polski w przeliczeniu na tysiąc mieszkańców zauważymy, że w szczytowym okresie koniunktury mieszkaniowej ostatnich lat, urzędy wydawały pozwolenia na budowę sześciu domów na tysiąc mieszkańców. Liczba budów rozpoczętych była w Polsce o jeden dom na tysiąc osób mniejsza, zaś liczba domów, których budowa się zakończyła o dwa na tysiąc mieszkańców mniejsza (założenie z tabeli, wedle której liczba ukończonych budów w Polsce wzrośnie w tym roku jest błędne choćby ze względu na zamazanie obrazu z 2008 r. pojawieniem się świadectw energetycznych. Zakładam więc, że szczyt pod tym względem osiągnęliśmy 2008 r., a nie że jest on dopiero przed nami).
 
Warto w tym miejscu pamiętać o różnicach historycznych na obydwu rynkach. Nie chodzi o mityczne 1,5 mln brakujących w Polsce mieszkań (w USA także są potrzebujący), ale różnice jakie istnieją między krajem rozwiniętym i rozwijającym się (chodzi o nasycenie rynku). Gdybyśmy mieli naśladować w pełni scenariusz amerykański (spadek rynku do okolic dwóch domów na tysiąc mieszkańców), to w 2010 r. w Polsce rozpoczęto by budowę 90 tys. mieszkań i domów, a liczba oddawanych domów i mieszkań spadłaby poniżej 80 tys. rocznie. Tak mało budowano już w całej drugiej połowie lat 90tych. Nie da się wykluczyć, że wobec zamrożenia wielu projektów deweloperskich wrócimy do takiego stanu rynku, choć raczej na krótko (łatwiejszy dostęp do kredytów powinien szybciej ożywić rynek).
 
Natomiast niekoniecznie musimy naśladować USA w zachowaniu cen domów i mieszkań, a przynajmniej w jego tempie. Spadek cen o 30 proc. od szczytu w trzy lata jest co prawda możliwy (obecnie – po dwóch latach - jest to bliżej 15 proc.), ale przypomnijmy, że w USA przyłożyła się do tego rosnąca liczba bankructw konsumenckich (banki zajmowały domy i wystawiały je na sprzedaż), podczas gdy w Polsce, kredyty hipoteczne wciąż należą do najlepiej spłacanych (ok. 1 proc. nie jest regulowanych regularnie). U nas źródła podaży z tej strony rynku przynajmniej obecnie nie należy wypatrywać, są nimi natomiast deweloperzy oraz inwestorzy operujący na rynku wtórnym. Zasoby i jednych i drugich już nie będą się powiększać, a stopniowo wyczerpywać. Deweloperzy mogą zacząć sprzedawać taniej nowe projekty (taniej ze względu na spadek kosztów materiałów, robocizny i gruntów, jaki dokonał się w międzyczasie, a nie jest widoczny w sprzedawanych zapasach), choć zapewne wpłynie to na średnie ceny nie wcześniej niż pod koniec przyszłego roku. O ile w ogóle – deweloperzy mogą niższymi kosztami budować swoje marże, a nie ceny dla klientów – wszystko zależeć będzie od popytu na nowe mieszkania. Nie stoi to w sprzeczności z powtarzaną przeze mnie ostatnio tezą o stabilizacji cen w najbliższych miesiącach – kilka, a kilkanaście miesięcy to spora różnica.
 
Emil Szweda, analityk Open Finance
inwestycje.pl

Mieszkań będzie dużo mniej

Jeśli rodzimy sektor mieszkaniowy miałby powtórzyć scenariusz amerykański, to w 2011 r. oddanych zostanie o połowę mniej mieszkań niż w rekordowym 2008 r. A ceny wcale nie muszą rosnąć z tego powodu.

Od szczytu hossy mieszkaniowej, ceny domów w USA spadły o 30 proc. w ciągu trzech lat. Liczba wydanych pozwoleń na budowę spadła o 70 proc., a ukończonych budów o ponad połowę. Czy taki sam scenariusz może ziścić się w Polsce?
 
Aby odpowiedzieć sobie na to pytanie prześledźmy sobie co właściwie stało się w USA przez ostatnie trzy lata. Przyczyny wzrostu cen nieruchomości (wzrost dostępności kredytów) są powszechnie znane i jest to element wspólny dla rynku nieruchomości na całym świecie, w tym także w Polsce. Dlatego zajmijmy się raczej tym, co działo się po osiągnięciu punktu kulminacyjnego.
 
Rynek w USA
 
Indeks cen domów S&P/CaseShiller osiągnął swój szczytowy poziom w lipcu 2006 roku, a więc na długo przed załamaniem rynków finansowych.

Popyt po prostu nasycił się przy rekordowo wysokich cenach, które stały się barierą dla kupujących zwłaszcza, że był to okres dynamicznego zacieśniania polityki pieniężnej (Fed dokonał siedemnastu kolejnych podwyżek stóp procentowych). Pierwszy rok po osiągnięciu szczytu nie przyniósł wyraźnej zmiany ceny domów (średnio spadły one o 3,8 proc.), co można nazwać okresem stabilizacji przed późniejszym załamaniem cen (jak zobaczymy niżej, w Polsce przechodziliśmy podobny okres). Dopiero dwa kolejne lata, którym – co istotne – towarzyszyło załamanie rynku kredytowego, a później finansowego – przyniosły zdecydowany spadek cen, aż do wyhamowania tendencji w połowie 2009 r. Trwają spory, co do tego czy wyhamowanie ma charakter trwały i tylko dla wygody i ograniczenia tego tekstu nie będziemy rozpisywać możliwych scenariuszy dalszych wydarzeń w USA.
 


O ile nie ma pewności, co do tego że spadek cen domów w USA zbliżył się do końca, o tyle z większym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że rynek budowy nowych domów dotarł w okolice dna. Liczba wydawanych pozwoleń na budowę spadła w ciągu zaledwie trzech lat z 1,7 do 0,56 mln rocznie (wskaźnik podawany jest w ujęciu zannualizowanym, co oznacza że bieżące wskazania są ekstrapolowane na kolejnych 12 miesięcy), podobnie stało się z liczbą budów rozpoczętych, natomiast liczba domów, których budowę zakończono spadła o ponad połowę.
 

 

Łatwo zorientować się, że rynek budownictwa mieszkalnego załamał się szybciej niż ceny domów, co prowadzi do raczej przykrego wniosku dla rodzimych deweloperów – ograniczenie podaży nie musi oznaczać zatrzymania spadku cen. Wynika to z prostej konstatacji – to podaż dopasowuje się do popytu, a nie odwrotnie. Zatem stawianie tez o tym, że ograniczenie podaży nowych mieszkań wymusi w Polsce zatrzymanie spadku cen lub nawet ich wzrost, jest ryzykowne.
 
Odnotujmy też, że o ile liczba wydanych pozwoleń na budowę z grubsza odpowiada liczbie rozpoczętych budów domów, to już liczba domów, których budowę ukończono jest w każdym roku znacznie wyższa niż liczba wydanych pozwoleń. Wynika to z opóźnienia czasowego – część domów budowano już w czasie, w którym kryzys mieszkaniowy trwał. Jednak budowy dokańczano, ponieważ tylko w ten sposób można odzyskać przynajmniej część środków włożonych w budowę. Dom nieukończony trudniej sprzedać niż ukończony.
 
Zatem możemy spodziewać się, że liczba budów ukończonych będzie stopniowo malała, podczas gdy liczba wydawanych pozwoleń na budowę i liczba budów rozpoczętych powinna zacząć się stabilizować, ponieważ jest ona najniższa od lat 60-tych, kiedy USA miały o połowę mniej obywateli niż obecnie.
 
Teraz Polska
 
Oczywiście mam świadomość, że porównywanie rynku amerykańskiego z polskim, to zadanie karkołomne ze względu na liczne różnice tkwiące choćby w historii rynków. Jednak pod względem liczb, możemy mówić o pewnego rodzaju podobieństwach.
 
Szczyt budowlany w Polsce przypadł na rok 2007 (o rok później niż w USA), wtedy także zanotowano rekordowo wysoką liczbę udzielonych kredytów (o prawie połowę wyższą niż w 2006 r.), zatem bez wątpienia to dostęp do kredytów był akceleratorem tego rynku.
 

Łatwo zauważyć, że od 2007 r. spada liczba wydanych pozwoleń na budowę i liczba budów rozpoczętych, przy czym początkowo spadek ten nie był zbyt duży (od połowy 2007 do 2008 r. trwała stabilizacja rynku na wysokich poziomach, co dotyczy także cen transakcyjnych). Po części wynika to z faktu znacznej inercji urzędniczej w Polsce. Kto raz zaczął starania o pozwolenie na budowę, nie porzuca w Polsce planów „tylko” dlatego, że zmienia się koniunktura gospodarcza. Większość woli przejść gehennę administracyjną, a dopiero później ewentualnie zmienić plany. Stąd znacznie mniej domów w Polsce zaczyna się budować w porównaniu do liczby wydanych pozwoleń, niż np. w USA.

A jeszcze mniej budów udaje się zakończyć. W załączonej tabeli widać, że liczba ukończonych budów wciąż rośnie w stosunku rocznym, choć nie ma wątpliwości, że szczyt koniunktury na rynku mieszkaniowym został dawno minięty. Dlaczego? Różnica w porównaniu do amerykańskich inwestorów polega na różnych technologiach budowy (nasze są bardziej długotrwałe) oraz struktury budownictwa. Połowa budowanych mieszkań powstaje w budownictwie jednorodzinnym w systemie gospodarczym. Nie wszyscy mają tu motywację do szybkiego podpisania protokołu technicznego odbioru budynku. Warto też dodać, że począwszy od 2009 roku zakończenie budowy wiąże się z obowiązkiem zdobycia świadectwa energetycznego. Z tym właśnie faktem należy częściowo wiązać skokowy wzrost liczby oddawanych domów w końcówce 2008 roku. Nie koniunktura o tym zadecydowała, ale chęć uniknięcia części formalności (i kosztów) związanych z nowym obowiązkiem.
 
Na podstawie tak przedstawionych danych możemy stwierdzić, że rynek mieszkaniowy w Polsce znajduje się w fazie o rok późniejszej niż w USA. Zatem od nadziei na uspokojenie koniunktury powinien nas dzielić także rok. I choć obydwa rynki zdają się być zupełnie różne, to pod względem liczb na tysiąc mieszkańców są zaskakująco podobne.
 



Podobieństwa i różnice
 
Jeśli porównamy dane z USA i Polski w przeliczeniu na tysiąc mieszkańców zauważymy, że w szczytowym okresie koniunktury mieszkaniowej ostatnich lat, urzędy wydawały pozwolenia na budowę sześciu domów na tysiąc mieszkańców. Liczba budów rozpoczętych była w Polsce o jeden dom na tysiąc osób mniejsza, zaś liczba domów, których budowa się zakończyła o dwa na tysiąc mieszkańców mniejsza (założenie z tabeli, wedle której liczba ukończonych budów w Polsce wzrośnie w tym roku jest błędne choćby ze względu na zamazanie obrazu z 2008 r. pojawieniem się świadectw energetycznych. Zakładam więc, że szczyt pod tym względem osiągnęliśmy 2008 r., a nie że jest on dopiero przed nami).
 
Warto w tym miejscu pamiętać o różnicach historycznych na obydwu rynkach. Nie chodzi o mityczne 1,5 mln brakujących w Polsce mieszkań (w USA także są potrzebujący), ale różnice jakie istnieją między krajem rozwiniętym i rozwijającym się (chodzi o nasycenie rynku). Gdybyśmy mieli naśladować w pełni scenariusz amerykański (spadek rynku do okolic dwóch domów na tysiąc mieszkańców), to w 2010 r. w Polsce rozpoczęto by budowę 90 tys. mieszkań i domów, a liczba oddawanych domów i mieszkań spadłaby poniżej 80 tys. rocznie. Tak mało budowano już w całej drugiej połowie lat 90tych. Nie da się wykluczyć, że wobec zamrożenia wielu projektów deweloperskich wrócimy do takiego stanu rynku, choć raczej na krótko (łatwiejszy dostęp do kredytów powinien szybciej ożywić rynek).
 
Natomiast niekoniecznie musimy naśladować USA w zachowaniu cen domów i mieszkań, a przynajmniej w jego tempie. Spadek cen o 30 proc. od szczytu w trzy lata jest co prawda możliwy (obecnie – po dwóch latach - jest to bliżej 15 proc.), ale przypomnijmy, że w USA przyłożyła się do tego rosnąca liczba bankructw konsumenckich (banki zajmowały domy i wystawiały je na sprzedaż), podczas gdy w Polsce, kredyty hipoteczne wciąż należą do najlepiej spłacanych (ok. 1 proc. nie jest regulowanych regularnie). U nas źródła podaży z tej strony rynku przynajmniej obecnie nie należy wypatrywać, są nimi natomiast deweloperzy oraz inwestorzy operujący na rynku wtórnym. Zasoby i jednych i drugich już nie będą się powiększać, a stopniowo wyczerpywać. Deweloperzy mogą zacząć sprzedawać taniej nowe projekty (taniej ze względu na spadek kosztów materiałów, robocizny i gruntów, jaki dokonał się w międzyczasie, a nie jest widoczny w sprzedawanych zapasach), choć zapewne wpłynie to na średnie ceny nie wcześniej niż pod koniec przyszłego roku. O ile w ogóle – deweloperzy mogą niższymi kosztami budować swoje marże, a nie ceny dla klientów – wszystko zależeć będzie od popytu na nowe mieszkania. Nie stoi to w sprzeczności z powtarzaną przeze mnie ostatnio tezą o stabilizacji cen w najbliższych miesiącach – kilka, a kilkanaście miesięcy to spora różnica.
 
Emil Szweda, analityk Open Finance
inwestycje.pl

Nowe szanse dla wąskich działek

Nowelizacja ma za zadanie przede wszystkich dostosować prawo krajowe do norm europejskich nie tylko w zakresie usytuowania budynku, ale także w zakresie bezpieczeństwa przeciwpożarowego oraz wykonania instalacji telekomunikacyjnych.

- Długie, wąskie działki to zmora wielu inwestorów budujących dom. Parcela o wymiarach 13 na 60 m ma 7,8 ara. Wydaje się całkiem spora, ale zbudowanie na niej wygodnego, wolno stojącego domu, z zachowaniem wymaganych przepisami odległości od granicy było dotychczas praktycznie niemożliwe lub możliwe jedynie dla zwolenników eksperymentalnych rozwiązań architektonicznych – mówi architekt Justyna Zemanek firmy ARCHETON Sp. z o.o.

Wg nowych przepisów będzie można zbudować dom w odległości 1,5 m od granicy lub bezpośrednio przy niej, jeśli szerokość działki wynosi mniej niż 16 m i jednocześnie, jeśli na to zezwala decyzja o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu.

 

Dom można będzie postawić nawet w granicy, jeśli tylko jego część znajdująca się w pasie o szerokości 3 m wzdłuż granicy będzie miała długość i wysokość nie większą niż istniejący bądź projektowany budynek sąsiada. Ponadto mniejszą niż dotąd należy zachować odległość (1,5 m) od granicy takich elementów budynku jak schody, tarasy okapy dachów.

Rozbudowa domu będzie możliwa w odległości mniejszej niż 4 metry dla jego części leżącej w pasie o szerokości 3 m wzdłuż granicy, o ile nie będzie przekraczać rozmiarami budynku sąsiada. Nadbudowę takiego budynku będzie możliwa o nie więcej niż jedną kondygnację.

Również garaż będzie można wybudować bezpośrednio przy granicy działki, ale o długości nie większej niż 5,5 m i o wysokości mniejszej niż 3 m.

- Wiele wąskich działek, których nie brak na terenach miejskich zyska nową szansę wykorzystania pod budownictwo jednorodzinne. I nie tylko – wiele projektów, które dotąd zarezerwowane były wyłącznie dla rozległych parcel, będzie mogło stanąć w gęstszej zabudowie. – dodaje architekt Justyna Zemanek.

Źródło: www.archeton.pl

money.pl

Nowe szanse dla wąskich działek

Nowelizacja ma za zadanie przede wszystkich dostosować prawo krajowe do norm europejskich nie tylko w zakresie usytuowania budynku, ale także w zakresie bezpieczeństwa przeciwpożarowego oraz wykonania instalacji telekomunikacyjnych.

- Długie, wąskie działki to zmora wielu inwestorów budujących dom. Parcela o wymiarach 13 na 60 m ma 7,8 ara. Wydaje się całkiem spora, ale zbudowanie na niej wygodnego, wolno stojącego domu, z zachowaniem wymaganych przepisami odległości od granicy było dotychczas praktycznie niemożliwe lub możliwe jedynie dla zwolenników eksperymentalnych rozwiązań architektonicznych – mówi architekt Justyna Zemanek firmy ARCHETON Sp. z o.o.

Wg nowych przepisów będzie można zbudować dom w odległości 1,5 m od granicy lub bezpośrednio przy niej, jeśli szerokość działki wynosi mniej niż 16 m i jednocześnie, jeśli na to zezwala decyzja o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu.

 

Dom można będzie postawić nawet w granicy, jeśli tylko jego część znajdująca się w pasie o szerokości 3 m wzdłuż granicy będzie miała długość i wysokość nie większą niż istniejący bądź projektowany budynek sąsiada. Ponadto mniejszą niż dotąd należy zachować odległość (1,5 m) od granicy takich elementów budynku jak schody, tarasy okapy dachów.

Rozbudowa domu będzie możliwa w odległości mniejszej niż 4 metry dla jego części leżącej w pasie o szerokości 3 m wzdłuż granicy, o ile nie będzie przekraczać rozmiarami budynku sąsiada. Nadbudowę takiego budynku będzie możliwa o nie więcej niż jedną kondygnację.

Również garaż będzie można wybudować bezpośrednio przy granicy działki, ale o długości nie większej niż 5,5 m i o wysokości mniejszej niż 3 m.

- Wiele wąskich działek, których nie brak na terenach miejskich zyska nową szansę wykorzystania pod budownictwo jednorodzinne. I nie tylko – wiele projektów, które dotąd zarezerwowane były wyłącznie dla rozległych parcel, będzie mogło stanąć w gęstszej zabudowie. – dodaje architekt Justyna Zemanek.

Źródło: www.archeton.pl

money.pl

Mniej pozwoleń na budowę. Więcej oddanych mieszkań

Liczba mieszkań, na realizację których wydano pozwolenia, spadła o 22,9 proc. proc. w ujęciu rocznym do 107 tys. 055 sztuk w okresie styczeń-lipiec 2009 roku - podał Główny Urząd Statystyczny.
W całym 2008 roku liczba ta wyniosła 230,1 tys. (spadek o 7,1 proc.).

 

W tej grupie w okresie siedmiu miesięcy 2009 roku spadła liczba mieszkań we wszystkich kategoriach. Największy spadek odnotowano w przypadku mieszkań przeznaczonych na sprzedaż lub wynajem - o 34,3 proc. - do 38 tys. 383 lokali oraz w budownictwie spółdzielczym - o 31,3 proc. do 2707 mieszkań.

W ciągu siedmiu miesięcy 2009 roku oddano do użytkowania 89 tys. 851 mieszkań, czyli o 7,1 proc. więcej niż przed rokiem.

- Największy udział w przyroście nowych zasobów mieszkaniowych mieli deweloperzy, którzy w okresie styczeń-lipiec 2009 r. oddali 42.885 mieszkań, tj. o 20,5 proc. więcej niż w 2008 roku, co stanowiło 47,7 proc. ogólnej liczby mieszkań oddanych do użytkowania - czytamy w komunikacie GUS.

 

 

Źródło: money.pl

Mniej pozwoleń na budowę. Więcej oddanych mieszkań

Liczba mieszkań, na realizację których wydano pozwolenia, spadła o 22,9 proc. proc. w ujęciu rocznym do 107 tys. 055 sztuk w okresie styczeń-lipiec 2009 roku - podał Główny Urząd Statystyczny.
W całym 2008 roku liczba ta wyniosła 230,1 tys. (spadek o 7,1 proc.).

 

W tej grupie w okresie siedmiu miesięcy 2009 roku spadła liczba mieszkań we wszystkich kategoriach. Największy spadek odnotowano w przypadku mieszkań przeznaczonych na sprzedaż lub wynajem - o 34,3 proc. - do 38 tys. 383 lokali oraz w budownictwie spółdzielczym - o 31,3 proc. do 2707 mieszkań.

W ciągu siedmiu miesięcy 2009 roku oddano do użytkowania 89 tys. 851 mieszkań, czyli o 7,1 proc. więcej niż przed rokiem.

- Największy udział w przyroście nowych zasobów mieszkaniowych mieli deweloperzy, którzy w okresie styczeń-lipiec 2009 r. oddali 42.885 mieszkań, tj. o 20,5 proc. więcej niż w 2008 roku, co stanowiło 47,7 proc. ogólnej liczby mieszkań oddanych do użytkowania - czytamy w komunikacie GUS.

 

 

Źródło: money.pl

Pomoc w spłacie kredytów. BGK wypłacił pierwszą dopłatę

Bank Gospodarstwa Krajowego wypłacił pierwszy kredyt w ramach ustawy o pomocy państwa w spłacie niektórych kredytów mieszkaniowych udzielonych osobom, które utraciły pracę.

Jak donosi Gazeta Wyborcza, kredyt dostał mieszkaniec województwa lubuskiego. - To, że udało się wszystkie formalności, od złożenia wniosku do wypłacenia kredytu, załatwić w osiem dni roboczych, to dowód, że system działa sprawnie - mówi Ewa Balicka-Sawiak, rzeczniczka BGK.

Z dofinansowania mogą skorzystać osoby, które straciły pracę po 1 lipca 2008 r. i spłacają kredyt mieszkaniowy. Maksymalna kwota pomocy to 1200 zł miesięcznie pobierane przez rok.

- Nieoprocentowaną pożyczkę będzie można spłacać przez osiem lat, po upływie dwuletniego okresu karencji. Chętni mają czas na złożenie wniosku do 31 grudnia 2009 roku - czytamy w dzienniku.

 

Źródło: money.pl

Pomoc w spłacie kredytów. BGK wypłacił pierwszą dopłatę

Bank Gospodarstwa Krajowego wypłacił pierwszy kredyt w ramach ustawy o pomocy państwa w spłacie niektórych kredytów mieszkaniowych udzielonych osobom, które utraciły pracę.

Jak donosi Gazeta Wyborcza, kredyt dostał mieszkaniec województwa lubuskiego. - To, że udało się wszystkie formalności, od złożenia wniosku do wypłacenia kredytu, załatwić w osiem dni roboczych, to dowód, że system działa sprawnie - mówi Ewa Balicka-Sawiak, rzeczniczka BGK.

Z dofinansowania mogą skorzystać osoby, które straciły pracę po 1 lipca 2008 r. i spłacają kredyt mieszkaniowy. Maksymalna kwota pomocy to 1200 zł miesięcznie pobierane przez rok.

- Nieoprocentowaną pożyczkę będzie można spłacać przez osiem lat, po upływie dwuletniego okresu karencji. Chętni mają czas na złożenie wniosku do 31 grudnia 2009 roku - czytamy w dzienniku.

 

Źródło: money.pl

Kredyty hipoteczne ruszyły. Ale wciąż są drogie

Rośnie liczba osób, które biorą kredyty mieszkaniowe. Koniunkturę coraz skuteczniej nakręcają kredyty z rządową dopłatą.
 ożywieniu na rynku kredytów hipotecznych donosi Gazeta Wyborcza. Według dziennika banki choć nie odsyłają już chętnych na kredyty z kwitkiem, wciąż żyłują ich ceny.

 

Lipiec był drugim z rzędu miesiącem, w którym liczba udzielonych przez banki kredytów hipotecznych przekroczyła 16 tys. To sporo mniej niż w czasie mieszkaniowej hossy w 2007 roku. Ale dużo więcej niż na początku tego roku.

Dlaczego jest lepiej? Według ekspertów Polacy widzą, że kryzys nie jest tak poważny i z optymizmem patrzą w przyszłość.Drugi powód to spadek cen nieruchomości. W efekcie więcej mieszkań łapie się w limity programu Rodzina na Swoim. Rząd dopłaca ich właścicielom połowę odsetek kredytu przez osiem lat.

Według gazety przełom na rynku kredytów hipotecznych mógłby oznaczać lepsze czasy dla całej gospodarki. Jeśli banki zaczną chętniej kredytować zakupy nieruchomości, to na dobre odkręcą też kurek z pieniędzmi dla firm.

Źródło: money.pl

Kredyty hipoteczne ruszyły. Ale wciąż są drogie

Rośnie liczba osób, które biorą kredyty mieszkaniowe. Koniunkturę coraz skuteczniej nakręcają kredyty z rządową dopłatą.
 ożywieniu na rynku kredytów hipotecznych donosi Gazeta Wyborcza. Według dziennika banki choć nie odsyłają już chętnych na kredyty z kwitkiem, wciąż żyłują ich ceny.

 

Lipiec był drugim z rzędu miesiącem, w którym liczba udzielonych przez banki kredytów hipotecznych przekroczyła 16 tys. To sporo mniej niż w czasie mieszkaniowej hossy w 2007 roku. Ale dużo więcej niż na początku tego roku.

Dlaczego jest lepiej? Według ekspertów Polacy widzą, że kryzys nie jest tak poważny i z optymizmem patrzą w przyszłość.Drugi powód to spadek cen nieruchomości. W efekcie więcej mieszkań łapie się w limity programu Rodzina na Swoim. Rząd dopłaca ich właścicielom połowę odsetek kredytu przez osiem lat.

Według gazety przełom na rynku kredytów hipotecznych mógłby oznaczać lepsze czasy dla całej gospodarki. Jeśli banki zaczną chętniej kredytować zakupy nieruchomości, to na dobre odkręcą też kurek z pieniędzmi dla firm.

Źródło: money.pl

Ceny mieszkań. Pójdziemy w ślad za USA?

Jeśli rodzimy sektor mieszkaniowy miałby powtórzyć scenariusz amerykański, to w 2011 roku. oddanych zostanie o połowę mniej mieszkań niż w rekordowym 2008 r. A ceny wcale nie muszą rosnąć z tego powodu.

Od szczytu hossy mieszkaniowej, ceny domów w USA spadły o 30 proc. w ciągu trzech lat. Liczba wydanych pozwoleń na budowę spadła o 70 proc., a ukończonych budów o ponad połowę. Czy taki sam scenariusz może ziścić się w Polsce?

Nie da się wykluczyć, że wobec zamrożenia wielu projektów deweloperskich wrócimy do takiego stanu rynku, choć raczej na krótko. Łatwiejszy dostęp do kredytów powinien szybciej ożywić rynek.

Natomiast niekoniecznie musimy naśladować USA w zachowaniu cen domów i mieszkań, a przynajmniej w jego tempie. Spadek cen o 30 proc. od szczytu w trzy lata jest co prawda możliwy (obecnie - po dwóch latach - jest to bliżej 15 proc.), ale przypomnijmy, że w USA przyłożyła się do tego rosnąca liczba bankructw konsumenckich (banki zajmowały domy i wystawiały je na sprzedaż).

W Polsce, kredyty hipoteczne wciąż należą do najlepiej spłacanych (ok. 1 proc. nie jest regulowanych regularnie).U nas źródła podaży z tej strony rynku przynajmniej obecnie nie należy wypatrywać, są nimi natomiast deweloperzy oraz inwestorzy operujący na rynku wtórnym. Zasoby i jednych i drugich już nie będą się powiększać, a stopniowo wyczerpywać.

Deweloperzy mogą zacząć sprzedawać taniej nowe projekty - ze względu na spadek kosztów materiałów, robocizny i gruntów, jaki dokonał się w międzyczasie, a nie jest widoczny w sprzedawanych zapasach - choć zapewne wpłynie to na średnie ceny nie wcześniej niż pod koniec przyszłego roku. O ile w ogóle.

Deweloperzy mogą niższymi kosztami budować swoje marże, a nie ceny dla klientów - wszystko zależeć będzie od popytu na nowe mieszkania. Nie stoi to w sprzeczności z powtarzaną przeze mnie ostatnio tezą o stabilizacji cen w najbliższych miesiącach - kilka, a kilkanaście miesięcy to spora różnica.

 

 

Źródło: money.pl

Ceny mieszkań. Pójdziemy w ślad za USA?

Jeśli rodzimy sektor mieszkaniowy miałby powtórzyć scenariusz amerykański, to w 2011 roku. oddanych zostanie o połowę mniej mieszkań niż w rekordowym 2008 r. A ceny wcale nie muszą rosnąć z tego powodu.

Od szczytu hossy mieszkaniowej, ceny domów w USA spadły o 30 proc. w ciągu trzech lat. Liczba wydanych pozwoleń na budowę spadła o 70 proc., a ukończonych budów o ponad połowę. Czy taki sam scenariusz może ziścić się w Polsce?

Nie da się wykluczyć, że wobec zamrożenia wielu projektów deweloperskich wrócimy do takiego stanu rynku, choć raczej na krótko. Łatwiejszy dostęp do kredytów powinien szybciej ożywić rynek.

Natomiast niekoniecznie musimy naśladować USA w zachowaniu cen domów i mieszkań, a przynajmniej w jego tempie. Spadek cen o 30 proc. od szczytu w trzy lata jest co prawda możliwy (obecnie - po dwóch latach - jest to bliżej 15 proc.), ale przypomnijmy, że w USA przyłożyła się do tego rosnąca liczba bankructw konsumenckich (banki zajmowały domy i wystawiały je na sprzedaż).

W Polsce, kredyty hipoteczne wciąż należą do najlepiej spłacanych (ok. 1 proc. nie jest regulowanych regularnie).U nas źródła podaży z tej strony rynku przynajmniej obecnie nie należy wypatrywać, są nimi natomiast deweloperzy oraz inwestorzy operujący na rynku wtórnym. Zasoby i jednych i drugich już nie będą się powiększać, a stopniowo wyczerpywać.

Deweloperzy mogą zacząć sprzedawać taniej nowe projekty - ze względu na spadek kosztów materiałów, robocizny i gruntów, jaki dokonał się w międzyczasie, a nie jest widoczny w sprzedawanych zapasach - choć zapewne wpłynie to na średnie ceny nie wcześniej niż pod koniec przyszłego roku. O ile w ogóle.

Deweloperzy mogą niższymi kosztami budować swoje marże, a nie ceny dla klientów - wszystko zależeć będzie od popytu na nowe mieszkania. Nie stoi to w sprzeczności z powtarzaną przeze mnie ostatnio tezą o stabilizacji cen w najbliższych miesiącach - kilka, a kilkanaście miesięcy to spora różnica.

 

 

Źródło: money.pl

Będzie niższy ryczałt od najmu

Nawet 120 mln zł mogą w 2010 roku dodatkowo zaoszczędzić podatnicy, jeżeli wejdą w życie przepisy o zmianie zasad opodatkowania najmu zryczałtowanym podatkiem dochodowym.

Z nowych przepisów wynika, że w 2010 roku zlikwidowano by 20-proc. stawkę ryczałtu od najmu. Wynajmujący poza działalnością gospodarczą płaciliby więc podatek albo jako 8,5-proc. ryczałt naliczany od przychodu (czynszu, bez możliwości pomniejszania go o koszty), albo według skali podatkowej ze stawkami 18 i 32 proc. od dochodu (a zatem z możliwością uwzględnienia kosztów).

Przyjęte przez rząd zmiany do ustaw podatkowych znalazły się w ustawie o ochronie praw lokatorów, mieszkaniowym zasobie gminy i o zmianie kodeksu cywilnego oraz o zmianie niektórych innych ustaw.

Dziś ryczałtowcy podatek według stawki 8,5-proc. płacą tylko do momentu, gdy przychody z najmu nie przekroczą równowartości 4 tys. euro (w 2009 roku jest to 13 510 zł). Od nadwyżki ponad tę kwotę podatek płaci się już według stawki 20 proc.

Aby zacząć płacić podatek według wyższej stawki, wystarczy, by czynsz miesięczny był wyższy niż 1125 zł. W ubiegłym roku zmuszone do tego było niemal 42 tys. osób. Po likwidacji stawki 20-proc. statystycznie każdy z tych podatników zaoszczędziłby na podatku nieco ponad 2,5 tys. zł rocznie.

Kto jeszcze zyska na zmianie przepisów podatkowych? Kiedy przestanie opłacać się PIT płacony według skali ze stawkami 18 i 32 proc.? Czy budżet może zyskać na tej zmianie?

Krystyna Górczak
Gazeta Prawna

Będzie niższy ryczałt od najmu

Nawet 120 mln zł mogą w 2010 roku dodatkowo zaoszczędzić podatnicy, jeżeli wejdą w życie przepisy o zmianie zasad opodatkowania najmu zryczałtowanym podatkiem dochodowym.

Z nowych przepisów wynika, że w 2010 roku zlikwidowano by 20-proc. stawkę ryczałtu od najmu. Wynajmujący poza działalnością gospodarczą płaciliby więc podatek albo jako 8,5-proc. ryczałt naliczany od przychodu (czynszu, bez możliwości pomniejszania go o koszty), albo według skali podatkowej ze stawkami 18 i 32 proc. od dochodu (a zatem z możliwością uwzględnienia kosztów).

Przyjęte przez rząd zmiany do ustaw podatkowych znalazły się w ustawie o ochronie praw lokatorów, mieszkaniowym zasobie gminy i o zmianie kodeksu cywilnego oraz o zmianie niektórych innych ustaw.

Dziś ryczałtowcy podatek według stawki 8,5-proc. płacą tylko do momentu, gdy przychody z najmu nie przekroczą równowartości 4 tys. euro (w 2009 roku jest to 13 510 zł). Od nadwyżki ponad tę kwotę podatek płaci się już według stawki 20 proc.

Aby zacząć płacić podatek według wyższej stawki, wystarczy, by czynsz miesięczny był wyższy niż 1125 zł. W ubiegłym roku zmuszone do tego było niemal 42 tys. osób. Po likwidacji stawki 20-proc. statystycznie każdy z tych podatników zaoszczędziłby na podatku nieco ponad 2,5 tys. zł rocznie.

Kto jeszcze zyska na zmianie przepisów podatkowych? Kiedy przestanie opłacać się PIT płacony według skali ze stawkami 18 i 32 proc.? Czy budżet może zyskać na tej zmianie?

Krystyna Górczak
Gazeta Prawna

Ziemia rolna drożeje nawet w czasie kryzysu

NIERUCHOMOŚCI | Grunty rolne (fot. Jupiterimages) W ostatnim roku działki rolne zdrożały średnio o 14 proc. Kupując tego typu nieruchomości, najwięcej można zarobić, nawet kilkaset procent, gdy grunty zostaną przekształcone w działki budowlane.

Kupno działki rolnej w okolicy dużego miasta to bardzo dobra inwestycja. Ziemia rolna jest nawet dziesięciokrotnie tańsza niż grunty budowlane leżące obok - mówi Aleksandra Szarek z Home Brokers.

Nic dziwnego, że najdroższe działki rolne są właśnie w okolicach dużych miast. Bardzo często są one kupowane w nadziei, że w najbliższym czasie zostaną odrolnione.

W gminie można sprawdzić, czy są plany odrolnienia takich działek - radzi Aleksandra Szarek.

Niestety nie daje to pełnej gwarancji, że przeznaczenie kupowanej nieruchomości rzeczywiście się zmieni. Pojawiają się jednak wyspecjalizowane fundusze, które kupują grunty rolne przeznaczone do odrolnienia w nadziei na duże zyski.
Nie znam przypadku, by zatwierdzone studium zagospodarowania przestrzennego nie było później w gminie realizowane. Dlatego kupujemy grunty rolne przeznaczone do odrolnienia i mamy pewność, że zmieni się ich status prawny - mówi Justyna Kaniewska z Wealth Solutions.

Jeśli w gminie nie ma gotowego studium zagospodarowania przestrzennego, to ryzyko dla inwestora jest większe. Nawet w przypadku gdy ziemia nie zostanie odrolniona, inwestor może jednak zarobić. Popyt na działki rolne ze strony rolników, którzy korzystają z dopłat unijnych, jest bardzo duży. Dlatego nawet w czasie kryzysu ziemia rolna drożeje. Z danych Agencji Nieruchomości Rolnych wynika, że w ostatnim roku ceny sprzedawanej ziemi rolnej wzrosły średnio o 14 proc. Najdroższe grunty są w województwie śląskim (ponad 25 tys. zł za hektar, tj. 10 tys. mkw.). Najtaniej za ziemię rolną zapłacimy w województwie lubuskim (9 tys. zł za hektar).

Działki rolne nie są więc zawsze drogie, ale trzeba liczyć się z tym, że kapitał zamrozimy na kilka lat.
To inwestycja długoterminowa, ale nawet jeśli na odrolnienie będziemy czekać trzy czy pięć lat, to i tak bardzo się to opłaca - uważa Aleksandra Szarek.

Zyski rzeczywiście mogą być duże.
Kupując działkę rolną, która ma zostać odrolniona, po odliczeniu wszystkich opłat i podatków, można rocznie zarobić co najmniej 30 proc., ale zysk może też być znacznie większy. W przypadku gruntów rolnych, które nigdy nie będą odrolnione, ten wzrost będzie oczywiście mniejszy - mówi Justyna Kaniewska.

Roman Grzyb
Gazeta Prawna

Ziemia rolna drożeje nawet w czasie kryzysu

NIERUCHOMOŚCI | Grunty rolne (fot. Jupiterimages) W ostatnim roku działki rolne zdrożały średnio o 14 proc. Kupując tego typu nieruchomości, najwięcej można zarobić, nawet kilkaset procent, gdy grunty zostaną przekształcone w działki budowlane.

Kupno działki rolnej w okolicy dużego miasta to bardzo dobra inwestycja. Ziemia rolna jest nawet dziesięciokrotnie tańsza niż grunty budowlane leżące obok - mówi Aleksandra Szarek z Home Brokers.

Nic dziwnego, że najdroższe działki rolne są właśnie w okolicach dużych miast. Bardzo często są one kupowane w nadziei, że w najbliższym czasie zostaną odrolnione.

W gminie można sprawdzić, czy są plany odrolnienia takich działek - radzi Aleksandra Szarek.

Niestety nie daje to pełnej gwarancji, że przeznaczenie kupowanej nieruchomości rzeczywiście się zmieni. Pojawiają się jednak wyspecjalizowane fundusze, które kupują grunty rolne przeznaczone do odrolnienia w nadziei na duże zyski.
Nie znam przypadku, by zatwierdzone studium zagospodarowania przestrzennego nie było później w gminie realizowane. Dlatego kupujemy grunty rolne przeznaczone do odrolnienia i mamy pewność, że zmieni się ich status prawny - mówi Justyna Kaniewska z Wealth Solutions.

Jeśli w gminie nie ma gotowego studium zagospodarowania przestrzennego, to ryzyko dla inwestora jest większe. Nawet w przypadku gdy ziemia nie zostanie odrolniona, inwestor może jednak zarobić. Popyt na działki rolne ze strony rolników, którzy korzystają z dopłat unijnych, jest bardzo duży. Dlatego nawet w czasie kryzysu ziemia rolna drożeje. Z danych Agencji Nieruchomości Rolnych wynika, że w ostatnim roku ceny sprzedawanej ziemi rolnej wzrosły średnio o 14 proc. Najdroższe grunty są w województwie śląskim (ponad 25 tys. zł za hektar, tj. 10 tys. mkw.). Najtaniej za ziemię rolną zapłacimy w województwie lubuskim (9 tys. zł za hektar).

Działki rolne nie są więc zawsze drogie, ale trzeba liczyć się z tym, że kapitał zamrozimy na kilka lat.
To inwestycja długoterminowa, ale nawet jeśli na odrolnienie będziemy czekać trzy czy pięć lat, to i tak bardzo się to opłaca - uważa Aleksandra Szarek.

Zyski rzeczywiście mogą być duże.
Kupując działkę rolną, która ma zostać odrolniona, po odliczeniu wszystkich opłat i podatków, można rocznie zarobić co najmniej 30 proc., ale zysk może też być znacznie większy. W przypadku gruntów rolnych, które nigdy nie będą odrolnione, ten wzrost będzie oczywiście mniejszy - mówi Justyna Kaniewska.

Roman Grzyb
Gazeta Prawna

Recesja w Japonii dobiegła końca

Po czterech kwartałach spadków, japoński Produkt Krajowy Brutto zwiększył się w II kwartale bieżącego roku o 0,9 proc. w stosunku do I kwartału. Druga największa gospodarka świata wyszła tym samym z najdłuższej od II wojny światowej recesji - powiadomił w poniedziałek rząd w Tokio.

W porównaniu z pierwszymi trzema miesiącami roku, gdy japońska gospodarka skurczyła się o 3,1 proc. w stosunku do IV kwartału 2008 r., odczyt za II kwartał stanowi wyraźną poprawę. Ankietowani przez agencję Reutera ekonomiści spodziewali się jednak stopy wzrostu na poziomie 1,0 proc.

PKB Japonii odbił się głównie za sprawą ożywienia w eksporcie, który skoczył o 6,3 proc. w ujęciu kwartał do kwartału. Takiego wzrostu zagranicznego popytu Kraj Kwitnącej Wiśni nie odnotował od siedmiu lat.


Również działania stymulacyjne, na które rząd w Tokio przeznaczył 25 bln jenów (około 773 mld zł), przyniosły wyraźne efekty. Dzięki nim inwestycje publiczne zwiększyły się o 8,1 proc. kwartał do kwartału, a wydatki konsumpcyjne o 0,8 proc.

Ekonomiści ostrzegają jednak, że dane za II kwartał nie świadczą jeszcze o trwałym powrocie koniunktury w Japonii. Gdy wygasną efekty rządowych programów stymulacyjnych, ożywienie gospodarcze może szybko stracić impet za sprawą spadających płac, które zaciążą na wydatkach konsumpcyjnych.

W okresie od początku kwietnia do końca czerwca wynagrodzenia w Japonii spadły o 1,7 proc. w porównaniu z I kwartałem. Także wydatki kapitałowe firm nadal maleją, co świadczy o ich niepewności odnośnie do perspektyw gospodarki.
Najgorsze mamy już za sobą, lecz kondycja Japonii nie pozwala jeszcze na trwałe ożywienie - ocenił główny ekonomista w banku Nomura Takahide Kiuchi.

Gdyby gospodarka Japonii utrzymała dynamikę wzrostu z II kwartału, w ciągu roku rozwinęłaby się o 3,7 proc. Ankietowani przez agencję Bloomberga ekonomiści spodziewali się odczytu na poziomie 3,9 proc. (PAP)

 

Źródło:wp.pl

Recesja w Japonii dobiegła końca

Po czterech kwartałach spadków, japoński Produkt Krajowy Brutto zwiększył się w II kwartale bieżącego roku o 0,9 proc. w stosunku do I kwartału. Druga największa gospodarka świata wyszła tym samym z najdłuższej od II wojny światowej recesji - powiadomił w poniedziałek rząd w Tokio.

W porównaniu z pierwszymi trzema miesiącami roku, gdy japońska gospodarka skurczyła się o 3,1 proc. w stosunku do IV kwartału 2008 r., odczyt za II kwartał stanowi wyraźną poprawę. Ankietowani przez agencję Reutera ekonomiści spodziewali się jednak stopy wzrostu na poziomie 1,0 proc.

PKB Japonii odbił się głównie za sprawą ożywienia w eksporcie, który skoczył o 6,3 proc. w ujęciu kwartał do kwartału. Takiego wzrostu zagranicznego popytu Kraj Kwitnącej Wiśni nie odnotował od siedmiu lat.


Również działania stymulacyjne, na które rząd w Tokio przeznaczył 25 bln jenów (około 773 mld zł), przyniosły wyraźne efekty. Dzięki nim inwestycje publiczne zwiększyły się o 8,1 proc. kwartał do kwartału, a wydatki konsumpcyjne o 0,8 proc.

Ekonomiści ostrzegają jednak, że dane za II kwartał nie świadczą jeszcze o trwałym powrocie koniunktury w Japonii. Gdy wygasną efekty rządowych programów stymulacyjnych, ożywienie gospodarcze może szybko stracić impet za sprawą spadających płac, które zaciążą na wydatkach konsumpcyjnych.

W okresie od początku kwietnia do końca czerwca wynagrodzenia w Japonii spadły o 1,7 proc. w porównaniu z I kwartałem. Także wydatki kapitałowe firm nadal maleją, co świadczy o ich niepewności odnośnie do perspektyw gospodarki.
Najgorsze mamy już za sobą, lecz kondycja Japonii nie pozwala jeszcze na trwałe ożywienie - ocenił główny ekonomista w banku Nomura Takahide Kiuchi.

Gdyby gospodarka Japonii utrzymała dynamikę wzrostu z II kwartału, w ciągu roku rozwinęłaby się o 3,7 proc. Ankietowani przez agencję Bloomberga ekonomiści spodziewali się odczytu na poziomie 3,9 proc. (PAP)

 

Źródło:wp.pl

Domy w Hiszpanii

Za cenę kilkudziesięciometrowego mieszkania w Polsce można teraz kupić ok. 70-metrowy apartament na hiszpańskim wybrzeżu, twierdzi Gazeta Prawna.

Banki przejmują tam zadłużone nieruchomości i sprzedają je po 1200-1400 euro za m/kw.

Dziennie za wynajem takiej nieruchomości można otrzymać 80 euro. W ciągu ok. 10 lat inwestycja powinna się zwrócić, tym bardziej, że gdy minie kryzys, ceny nieruchomości z pewnością znacząco podskoczą. Zdaniem ekspertów opłaca się obecnie kupować także nieruchomości w Grecji i Chorwacji - dodaje dziennik.

Szacuje się, że rocznie około tysiąca Polaków kupuje nieruchomości za granicą, traktując to jako lokatę kapitału lub sposób na spory zarobek. W tej liczbie nie ma rodaków, którzy pracują za granicą i tam kupują mieszkania lub domy - zaznacza gazeta.

Źródło: Gazeta Wyborcza

Domy w Hiszpanii

Za cenę kilkudziesięciometrowego mieszkania w Polsce można teraz kupić ok. 70-metrowy apartament na hiszpańskim wybrzeżu, twierdzi Gazeta Prawna.

Banki przejmują tam zadłużone nieruchomości i sprzedają je po 1200-1400 euro za m/kw.

Dziennie za wynajem takiej nieruchomości można otrzymać 80 euro. W ciągu ok. 10 lat inwestycja powinna się zwrócić, tym bardziej, że gdy minie kryzys, ceny nieruchomości z pewnością znacząco podskoczą. Zdaniem ekspertów opłaca się obecnie kupować także nieruchomości w Grecji i Chorwacji - dodaje dziennik.

Szacuje się, że rocznie około tysiąca Polaków kupuje nieruchomości za granicą, traktując to jako lokatę kapitału lub sposób na spory zarobek. W tej liczbie nie ma rodaków, którzy pracują za granicą i tam kupują mieszkania lub domy - zaznacza gazeta.

Źródło: Gazeta Wyborcza

Fachowcy na wagę złota.Przed Euro 2012

Firmy, które startują w przetargach na Euro 2012, potrzebują specjalistów do budowy stadionów, lotnisk czy autostrad. Aby zdobyć wykwalifikowanych pracowników są nawet w stanie wykupić całe przedsiębiorstwa razem z ich kadrą.

Jak informuje Gazeta Prawna sStawki menadżerów, specjalizujących się w tego typu budowlanych przedsięwzięciach wynoszą nawet od 20 tysięcy złotych brutto miesięcznie.

- Płace inżynierów wzrosły natomiast z 8 do 12 tysięcy miesięcznie - podaje gazeta.
Inwestorzy płacą gigantyczne pieniądze, by zapewnić sobie najlepszych specjalistów. Ich doświadczenie ma być gwarantem terminowości wykonania kontraktu. Każdy dzień opóźnienia oznacza bowiem gigantyczne kary - zauważa dziennik.

 

Takich specjalistów budowlanych chciał zatrudnić ostatnio hiszpański Dragados. - Firma przerwała jednak nagle poszukiwania, bo zamierza przejąć kontrolę nad spółką Pol-Aqua. Fachowcy tam zatrudnieni umożliwią Hiszpanom start w dużych przetargach związanych z mistrzostwami Euro 2012 - czytamy w artykule.

Dragados ma jednak o co walczyć. Jak podaje Gazeta Prawna - kontrakty na budowę infrastruktury związanej z mistrzostwami Europy w piłce nożnej są warte 18 miliardów euro.

 

Źróło: money.pl

Fachowcy na wagę złota.Przed Euro 2012

Firmy, które startują w przetargach na Euro 2012, potrzebują specjalistów do budowy stadionów, lotnisk czy autostrad. Aby zdobyć wykwalifikowanych pracowników są nawet w stanie wykupić całe przedsiębiorstwa razem z ich kadrą.

Jak informuje Gazeta Prawna sStawki menadżerów, specjalizujących się w tego typu budowlanych przedsięwzięciach wynoszą nawet od 20 tysięcy złotych brutto miesięcznie.

- Płace inżynierów wzrosły natomiast z 8 do 12 tysięcy miesięcznie - podaje gazeta.
Inwestorzy płacą gigantyczne pieniądze, by zapewnić sobie najlepszych specjalistów. Ich doświadczenie ma być gwarantem terminowości wykonania kontraktu. Każdy dzień opóźnienia oznacza bowiem gigantyczne kary - zauważa dziennik.

 

Takich specjalistów budowlanych chciał zatrudnić ostatnio hiszpański Dragados. - Firma przerwała jednak nagle poszukiwania, bo zamierza przejąć kontrolę nad spółką Pol-Aqua. Fachowcy tam zatrudnieni umożliwią Hiszpanom start w dużych przetargach związanych z mistrzostwami Euro 2012 - czytamy w artykule.

Dragados ma jednak o co walczyć. Jak podaje Gazeta Prawna - kontrakty na budowę infrastruktury związanej z mistrzostwami Europy w piłce nożnej są warte 18 miliardów euro.

 

Źróło: money.pl

Własne mieszkanie – dla wielu osób nieosiągalny luksus

Rynek nieruchomości w ciągu ostatnich lat zmienił swoje oblicze. W miastach i miasteczkach powstają nowoczesne osiedla, a na ich obrzeżach inwestorzy budują piękne domy. Odnawiane są także stare kamienice i zagospodarowywane tereny, na których od dawna nic się nie dzieje. Jakość naszego życia polepsza się wraz z rozwojem gospodarki. Ale jest też druga strona medalu – w rozwiniętych gospodarkach najbardziej uwidacznia się dwubiegunowość. Jedni zastanawiają się więc nad zakupem kolejnej nieruchomości wakacyjnej, a inni (jest ich nieporównywalnie więcej) czekają w kolejce na przydział mieszkania socjalnego albo komunalnego.

Główny Urząd Statystyczny ogłosił, że przeciętne wynagrodzenie w drugim kwartale 2009 r. wyniosło 3081,48 zł. Wiele osób w Polsce zarabia jednak zdecydowanie mniej, a wśród nich są i tacy, którzy ledwo wiążą koniec z końcem. Opowieści o nowo powstających apartamentach i nowoczesnych mieszkaniach w przypadku takich osób wydają się być oderwane od rzeczywistości.

Bardzo dobrze, że rynek nieruchomości staje się coraz bardziej urozmaicony, bo też potrzeby mieszkaniowe są bardzo zróżnicowane, chociażby ze względu na osiągnięty poziom życia. Jednak dla wielu osób zakup czy nawet wynajęcie mieszkania jest nieosiągalne. W takich przypadkach aktywnością powinno wykazać się państwo.  W samej Konstytucji jest zapis, że „władze publiczne prowadzą politykę sprzyjającą zaspokojeniu potrzeb mieszkaniowych obywateli, w szczególności przeciwdziałają bezdomności, wspierają rozwój budownictwa socjalnego oraz popierają działania obywateli zmierzające do uzyskania własnego mieszkania”. Szczególną rolę pełnią tu gminy, których zadaniem jest zaspokajanie potrzeb mieszkaniowych osób o niższych dochodach oraz zapewnienie lokali socjalnych i zamiennych. Z tym jednak jest bardzo duży problem. Potrzeby w tym zakresie są ogromne, jednak środków na ich realizację, jak to zwykle bywa, wciąż bardzo mało.

W realizacji zadań związanych z mieszkalnictwem pomóc może program wsparcia finansowego z Funduszu Dopłat dotyczący tworzenia lokali socjalnych, mieszkań chronionych, noclegowni i domów dla bezdomnych, który jest obsługiwany przez Bank Gospodarstwa Krajowego. Pomoc finansową mogą otrzymać gminy, związki międzygminne, powiaty oraz organizacje pożytku publicznego. Wsparcie to nie dotyczy jedynie budowy nowych lokali, ale także remontu lub przebudowy budynku, zmiany sposobu jego użytkowania, nabycia lokali mieszkalnych lub budynku mieszkalnego, nabycia lokali mieszkalnych lub budynku połączone z ich remontem. Może ono zostać także udzielone na pokrycie części kosztów przedsięwzięcia polegającego na tworzeniu lokali mieszkalnych przez Towarzystwo Budownictwa Społecznego (TBS). Wysokość maksymalnego wsparcia wynosi od 30 do 50% i jest uzależniona od rodzaju przedsięwzięcia. Sposobem na odciążenie gminnego budżetu i jednoczesną realizację budownictwa mieszkaniowego może być również zastosowanie wspólnego (publiczno-prywatnego) zamierzenia inwestycyjnego. Trzeba szukać recepty umożliwiającej poprawę warunków mieszkaniowych mniej zamożnych osób. A wcale nie jest ich mało.

W wyniku Narodowego Spisu Powszechnego z 2002r. spisano 37 813 tys. ludności, Spis ten wykazał, że 6 tys. gospodarstw domowych zajmowało pomieszczenia nie będące mieszkaniami, takie jak strych, pralnia, suszarnia, garaż, pomieszczenia inwentarskie, barakowóz, wagon kolejowy, przyczepa kempingowa, barak, szopa czy komórka. Nie mamy nowszych danych, ale też w ciągu kilku lat sytuacja w polskim mieszkalnictwie, zwłaszcza w kontekście biedniejszej warstwy społeczeństwa, nie zmieniła się na tyle, by mówić o jakimkolwiek postępie. Dalej więc tkwimy w martwym punkcie – zaniedbania duże, a środków brak.


Małgorzata Kędzierska-Urbaniak
Analityk rynku nieruchomości
Wynajem.pl

Własne mieszkanie – dla wielu osób nieosiągalny luksus

Rynek nieruchomości w ciągu ostatnich lat zmienił swoje oblicze. W miastach i miasteczkach powstają nowoczesne osiedla, a na ich obrzeżach inwestorzy budują piękne domy. Odnawiane są także stare kamienice i zagospodarowywane tereny, na których od dawna nic się nie dzieje. Jakość naszego życia polepsza się wraz z rozwojem gospodarki. Ale jest też druga strona medalu – w rozwiniętych gospodarkach najbardziej uwidacznia się dwubiegunowość. Jedni zastanawiają się więc nad zakupem kolejnej nieruchomości wakacyjnej, a inni (jest ich nieporównywalnie więcej) czekają w kolejce na przydział mieszkania socjalnego albo komunalnego.

Główny Urząd Statystyczny ogłosił, że przeciętne wynagrodzenie w drugim kwartale 2009 r. wyniosło 3081,48 zł. Wiele osób w Polsce zarabia jednak zdecydowanie mniej, a wśród nich są i tacy, którzy ledwo wiążą koniec z końcem. Opowieści o nowo powstających apartamentach i nowoczesnych mieszkaniach w przypadku takich osób wydają się być oderwane od rzeczywistości.

Bardzo dobrze, że rynek nieruchomości staje się coraz bardziej urozmaicony, bo też potrzeby mieszkaniowe są bardzo zróżnicowane, chociażby ze względu na osiągnięty poziom życia. Jednak dla wielu osób zakup czy nawet wynajęcie mieszkania jest nieosiągalne. W takich przypadkach aktywnością powinno wykazać się państwo.  W samej Konstytucji jest zapis, że „władze publiczne prowadzą politykę sprzyjającą zaspokojeniu potrzeb mieszkaniowych obywateli, w szczególności przeciwdziałają bezdomności, wspierają rozwój budownictwa socjalnego oraz popierają działania obywateli zmierzające do uzyskania własnego mieszkania”. Szczególną rolę pełnią tu gminy, których zadaniem jest zaspokajanie potrzeb mieszkaniowych osób o niższych dochodach oraz zapewnienie lokali socjalnych i zamiennych. Z tym jednak jest bardzo duży problem. Potrzeby w tym zakresie są ogromne, jednak środków na ich realizację, jak to zwykle bywa, wciąż bardzo mało.

W realizacji zadań związanych z mieszkalnictwem pomóc może program wsparcia finansowego z Funduszu Dopłat dotyczący tworzenia lokali socjalnych, mieszkań chronionych, noclegowni i domów dla bezdomnych, który jest obsługiwany przez Bank Gospodarstwa Krajowego. Pomoc finansową mogą otrzymać gminy, związki międzygminne, powiaty oraz organizacje pożytku publicznego. Wsparcie to nie dotyczy jedynie budowy nowych lokali, ale także remontu lub przebudowy budynku, zmiany sposobu jego użytkowania, nabycia lokali mieszkalnych lub budynku mieszkalnego, nabycia lokali mieszkalnych lub budynku połączone z ich remontem. Może ono zostać także udzielone na pokrycie części kosztów przedsięwzięcia polegającego na tworzeniu lokali mieszkalnych przez Towarzystwo Budownictwa Społecznego (TBS). Wysokość maksymalnego wsparcia wynosi od 30 do 50% i jest uzależniona od rodzaju przedsięwzięcia. Sposobem na odciążenie gminnego budżetu i jednoczesną realizację budownictwa mieszkaniowego może być również zastosowanie wspólnego (publiczno-prywatnego) zamierzenia inwestycyjnego. Trzeba szukać recepty umożliwiającej poprawę warunków mieszkaniowych mniej zamożnych osób. A wcale nie jest ich mało.

W wyniku Narodowego Spisu Powszechnego z 2002r. spisano 37 813 tys. ludności, Spis ten wykazał, że 6 tys. gospodarstw domowych zajmowało pomieszczenia nie będące mieszkaniami, takie jak strych, pralnia, suszarnia, garaż, pomieszczenia inwentarskie, barakowóz, wagon kolejowy, przyczepa kempingowa, barak, szopa czy komórka. Nie mamy nowszych danych, ale też w ciągu kilku lat sytuacja w polskim mieszkalnictwie, zwłaszcza w kontekście biedniejszej warstwy społeczeństwa, nie zmieniła się na tyle, by mówić o jakimkolwiek postępie. Dalej więc tkwimy w martwym punkcie – zaniedbania duże, a środków brak.


Małgorzata Kędzierska-Urbaniak
Analityk rynku nieruchomości
Wynajem.pl

Koniec kryzysu na rynku nieruchomości?

Rozmowa z Panem Arkadiuszem Borek – prezesem zarządu Instytutu Gospodarki Nieruchomościami

Proszę powiedzieć jakie nastąpiły zmiany na rynku mieszkaniowym w I połowie 2009 r.?

A.B.:   Przede wszystkim możemy zaobserwować dalszy spadek cen sprzedaży, ale także kosztów inwestycji, a zwłaszcza kosztów wykonawstwa. Do przeszłości należy też bardzo wysoki wskaźnik przedsprzedaży mieszkań we wczesnej fazie realizacji inwestycji. Kolejnym czynnikiem jest też spadek liczby kredytów, który wyniósł 40- 45%. Nie widać też inicjatyw instytucji nadzoru bankowego, które mogłyby zaowocować wzrostem akcji kredytowej. Ponadto ceny transakcyjne są przeciętnie o 10 – 15 % niższe od ofertowych. Na tak obniżonym poziomie cen w niektórych miastach sprzedaż zaczęła rosnąć porównaniu z przełomem grudnia i stycznia- tworzy się rynek „na nowo”. Kolejnym istotnym czynnikiem powodującym zmiany na rynku mieszkaniowym jest fakt, iż deweloperzy ograniczają rozpoczynanie nowych inwestycji. W skali kraju spadek ten wynosi powyżej 50%, w Warszawie natomiast spadek ten przekracza nawet 60%. Również narastająca różnica między liczbą mieszkań, na budowę których wydano pozwolenia, a których budowę faktycznie rozpoczęto zalicza się do kolejnego czynnika powodującego zmiany na rynku mieszkaniowym.

Kiedy właściwie uległa pogorszeniu koniunktura, która jeszcze w 2004 roku uważana była za zadowalającą?

A.B.:    Dobra koniunktura uległa znacznemu pogorszeniu w drugiej połowie 2008 roku, choć tak właściwie     już od połowy 2007 roku nastąpiło wyraźne odwrócenie trendu – podaż znacznie przewyższyła popyt na mieszkania – rynek stał się „rynkiem klienta”, natomiast w IV kwartale 2008 roku sytuacja uległa  odwróceniu i rynek stał się „rynkiem banku”.

Jak prezentują się zmiany średnich cen mieszkań w największych aglomeracjach?

A.B.:   Od 2004 roku ceny mieszkań zaczęły drastycznie wzrastać i w I kwartale 2009 roku wyniosły one   odpowiednio: 8 997 PLN/m2 (Warszawa), 7 199 PLN/m2 (Kraków), 7 060 PLN/m2 (Wrocław), 6 693 PLN/m2 (Poznań), 6 669 PLN/m2 (Trójmiasto). Jest to wyraźny wzrost, bowiem przykładowo w 2004 roku średnia cena mieszkania w Warszawie wynosiła ok. 3 500 PLN/m2 by w zaledwie pięć lat później wzrosnąć prawie trzykrotnie.

Jak doszło do takiej sytuacji na rynku mieszkaniowym?

A.B.:   Polscy deweloperzy osiągnęli maksymalną zdolność produkcyjną w połowie 2007 roku, czyli wówczas, gdy rynki nieruchomości na świecie zostały zmrożone przez „kryzys sub – prime” natomiast  czerwiec 2007 przyniósł nieomal całkowite wyhamowanie zakupów spekulacyjnych i odpływ mniej zdeterminowanych nabywców.

Co jeszcze zmieniło się na rynku?

A.B.:   Wskutek kryzysu finansowego nastąpił spadek rentowności działalności deweloperskiej, co wpłynęło na wzrost ryzyka kredytowego. W konsekwencji nastąpił odwrót banków od finansowania deweloperskich inwestycji mieszkaniowych. Ponadto obecna oferta banków charakteryzuje się ostrzejszymi kryteriami: wyższe marże, wzrost wskaźnika przedsprzedaży i poziomu zaangażowania kapitału własnego. Dodatkowo - zakładane w poprzednich latach (2005 - 2007) wysokie stopy zwrotu deweloperskich inwestycji mieszkaniowych przyciągnęły kapitał zagraniczny, który był inwestowany w sektor (obecnie zainteresowanie sektorem jest bardzo ograniczone).

Do kiedy utrzymywać się będzie, Pana zdaniem, zjawisko ograniczenia nowych inwestycji?

A.B.:   Zjawisko to utrzymywać się będzie co najmniej do końca tego roku, choć bardziej prawdopodobne jest to, że utrzymywać się będzie także w 2010 roku. Kluczowe znaczenie będzie tutaj miała polityka banków.

Jakie są Pana wnioski końcowe dotyczące rynku mieszkaniowego w 2009 roku?

A.B.:   Rok 2009 będzie rokiem stabilizacji tego rynku. Pobudzenie powinno nastąpić na wiosnę 2010 roku. Obecny czas (II połowa 2009 r.) jest dobrym okresem na zakup mieszkania, gdyż według mojego odczucia, ceny nieruchomości zarówno na rynku pierwotnym, jak i wtórnym, nie powinny już znacząco się wahać.

Instytut Gospodarki Nieruchomościami

gk

Źródło: inwestycje.pl

Koniec kryzysu na rynku nieruchomości?

Rozmowa z Panem Arkadiuszem Borek – prezesem zarządu Instytutu Gospodarki Nieruchomościami

Proszę powiedzieć jakie nastąpiły zmiany na rynku mieszkaniowym w I połowie 2009 r.?

A.B.:   Przede wszystkim możemy zaobserwować dalszy spadek cen sprzedaży, ale także kosztów inwestycji, a zwłaszcza kosztów wykonawstwa. Do przeszłości należy też bardzo wysoki wskaźnik przedsprzedaży mieszkań we wczesnej fazie realizacji inwestycji. Kolejnym czynnikiem jest też spadek liczby kredytów, który wyniósł 40- 45%. Nie widać też inicjatyw instytucji nadzoru bankowego, które mogłyby zaowocować wzrostem akcji kredytowej. Ponadto ceny transakcyjne są przeciętnie o 10 – 15 % niższe od ofertowych. Na tak obniżonym poziomie cen w niektórych miastach sprzedaż zaczęła rosnąć porównaniu z przełomem grudnia i stycznia- tworzy się rynek „na nowo”. Kolejnym istotnym czynnikiem powodującym zmiany na rynku mieszkaniowym jest fakt, iż deweloperzy ograniczają rozpoczynanie nowych inwestycji. W skali kraju spadek ten wynosi powyżej 50%, w Warszawie natomiast spadek ten przekracza nawet 60%. Również narastająca różnica między liczbą mieszkań, na budowę których wydano pozwolenia, a których budowę faktycznie rozpoczęto zalicza się do kolejnego czynnika powodującego zmiany na rynku mieszkaniowym.

Kiedy właściwie uległa pogorszeniu koniunktura, która jeszcze w 2004 roku uważana była za zadowalającą?

A.B.:    Dobra koniunktura uległa znacznemu pogorszeniu w drugiej połowie 2008 roku, choć tak właściwie     już od połowy 2007 roku nastąpiło wyraźne odwrócenie trendu – podaż znacznie przewyższyła popyt na mieszkania – rynek stał się „rynkiem klienta”, natomiast w IV kwartale 2008 roku sytuacja uległa  odwróceniu i rynek stał się „rynkiem banku”.

Jak prezentują się zmiany średnich cen mieszkań w największych aglomeracjach?

A.B.:   Od 2004 roku ceny mieszkań zaczęły drastycznie wzrastać i w I kwartale 2009 roku wyniosły one   odpowiednio: 8 997 PLN/m2 (Warszawa), 7 199 PLN/m2 (Kraków), 7 060 PLN/m2 (Wrocław), 6 693 PLN/m2 (Poznań), 6 669 PLN/m2 (Trójmiasto). Jest to wyraźny wzrost, bowiem przykładowo w 2004 roku średnia cena mieszkania w Warszawie wynosiła ok. 3 500 PLN/m2 by w zaledwie pięć lat później wzrosnąć prawie trzykrotnie.

Jak doszło do takiej sytuacji na rynku mieszkaniowym?

A.B.:   Polscy deweloperzy osiągnęli maksymalną zdolność produkcyjną w połowie 2007 roku, czyli wówczas, gdy rynki nieruchomości na świecie zostały zmrożone przez „kryzys sub – prime” natomiast  czerwiec 2007 przyniósł nieomal całkowite wyhamowanie zakupów spekulacyjnych i odpływ mniej zdeterminowanych nabywców.

Co jeszcze zmieniło się na rynku?

A.B.:   Wskutek kryzysu finansowego nastąpił spadek rentowności działalności deweloperskiej, co wpłynęło na wzrost ryzyka kredytowego. W konsekwencji nastąpił odwrót banków od finansowania deweloperskich inwestycji mieszkaniowych. Ponadto obecna oferta banków charakteryzuje się ostrzejszymi kryteriami: wyższe marże, wzrost wskaźnika przedsprzedaży i poziomu zaangażowania kapitału własnego. Dodatkowo - zakładane w poprzednich latach (2005 - 2007) wysokie stopy zwrotu deweloperskich inwestycji mieszkaniowych przyciągnęły kapitał zagraniczny, który był inwestowany w sektor (obecnie zainteresowanie sektorem jest bardzo ograniczone).

Do kiedy utrzymywać się będzie, Pana zdaniem, zjawisko ograniczenia nowych inwestycji?

A.B.:   Zjawisko to utrzymywać się będzie co najmniej do końca tego roku, choć bardziej prawdopodobne jest to, że utrzymywać się będzie także w 2010 roku. Kluczowe znaczenie będzie tutaj miała polityka banków.

Jakie są Pana wnioski końcowe dotyczące rynku mieszkaniowego w 2009 roku?

A.B.:   Rok 2009 będzie rokiem stabilizacji tego rynku. Pobudzenie powinno nastąpić na wiosnę 2010 roku. Obecny czas (II połowa 2009 r.) jest dobrym okresem na zakup mieszkania, gdyż według mojego odczucia, ceny nieruchomości zarówno na rynku pierwotnym, jak i wtórnym, nie powinny już znacząco się wahać.

Instytut Gospodarki Nieruchomościami

gk

Źródło: inwestycje.pl

To będzie kredytowy hit?

Pożyczka hipoteczna - produkt atrakcyjny dla klientów i dla banków - w najbliższym kwartale powinna być hitem na polskim rynku.

Nie ma wątpliwości co do tego, że najtańszy kredyt na rynku to ten pod hipotekę. Szczęściarze, którzy dwa lata temu pożyczyli pieniądze we frankach na dobrych warunkach, mają dziś kredyt oprocentowany na mniej niż 1,5 proc. - a to prawie za darmo. Rozwiązanie to ma jednak podstawową wadę: kredyt hipoteczny może być zaciągnięty tylko na konkretny cel związany z nieruchomością (nie tylko zakup, ale i remont czy budowę).

W przypadku potrzeby skredytowania innego zakupu trzeba liczyć się ze znacznie wyższym oprocentowaniem - w kredytach gotówkowych i kartach kredytowych dochodzącym do 20 procent. Na dodatek pożyczenie 50- czy 100 tysięcy złotych w ten sposób nie jest proste. Naturalnym rozwiązaniem w takiej sytuacji jest pożyczka hipoteczna - kredyt dużo tańszy od gotówkowego i tego na karcie.

ZALETY POŻYCZEK

Największą zaletą pożyczki hipotecznej jest jej oprocentowanie. Oczywiście w zależności od banku są to wartości skrajnie różne (od marży 2,85 w Banku Zachodnim WBK do 9,3 w GE Money Banku), ale średnia wynosi około 5. To oznacza, że oprocentowanie takiego kredytu wynosi około 9 proc., bo większość oparta jest na stawce WIBOR 3M, której wysokość to obecnie 4,15. Oprocentowanie dwukrotnie niższe od tego w kredytach konsumpcyjnych jest możliwe, gdyż nieruchomość jest dla banku mocnym zabezpieczeniem. Pozwala mu obniżyć ryzyko i dzięki temu klient uzyskuje niższą marżę.

Trzeba jednak pamiętać, że w związku z zabezpieczeniem jej nieruchomością, procedury i formalności są po części takie same jak przy kredycie hipotecznym. Trzeba więc przygotować komplet dokumentów związanych z nieruchomością (akt notarialny, odpis z księgi wieczystej, wycena) i mieć zaświadczenie o dochodach.

Pożyczka hipoteczna, podobnie jak kredyt na mieszkanie, jest dokładnie analizowana przez bank i w niektórych instytucjach może to trwać nawet i miesiąc. Ale ostatnio na przykład Raiffeisen Bank Polska deklaruje, że klient, który dostarczy komplet niezbędnych dokumentów i ma czystą historię w Biurze Informacji Kredytowej, otrzyma pożyczkę w ciągu pięciu dni roboczych. Trzeba jednak pamiętać, że takie deklaracje dotyczą klientów idealnych, czyli spełniających warunek krystalicznie czystej historii kredytowej i posiadających od razu gotowe wszystkie dokumenty. Większość osób na decyzję będzie musiała czekać dłużej.

...ORAZ ICH WADY

Pożyczka hipoteczna nie jest jednak produktem bez wad. Przede wszystkim wymaga wolnej hipoteki, a wiele osób ma nieruchomość obciążoną kredytem, bo w ciągu ostatnich trzech lat zaciągnęliśmy 800 tys. kredytów hipotecznych.

Wykorzystanie pożyczki hipotecznej zależy od oczekiwań, jakie wiąże z nią dana osoba. Jednym może ona zastąpić kredyt samochodowym, innym posłuży jako finansowanie podróży dookoła świata, a znajdą się i tacy, którzy środki otrzymane z banku zainwestują. Bo uzyskanie stopy zwrotu z inwestycji wyższej niż 6,5 proc. (najniższe rynkowe oprocentowanie kredytu) nie jest dla wprawnego inwestora zbyt trudne.

Lecz w niektórych bankach problemem może być... zbyt wysoka kwota minimalna pożyczki. W Allianz Banku i Banku DnB Nord jest to ponad 80 tys. zł, co dla wielu osób może być zbyt wysoką poprzeczką. Ale wystarczy pójść choćby do Banku BPS lub ING Banku, które pożyczą już 10 tys. zł. Tak naprawdę każdy klient może jednak otrzymać w danym banku inny kredyt - instytucje mają swoje algorytmy do wyliczania zdolności kredytowej.

 

Zestawienie pożyczek hipotecznych

 

 


Open Finance

 

W kwestii pożyczek hipotecznych oferta banków zmienia się analogicznie do kredytów hipotecznych. Od kilku kwartałów obserwujemy z jednej strony wzrost marż (który jednak jest rekompensowany przez obniżki stóp procentowych i w efekcie raty kredytów nie muszą rosnąć), a z drugiej spadek maksymalnego LTV (czyli stosunku maksymalnej kwoty kredytu do wartości nieruchomości). Dziś żaden z banków nie pożyczy nam 100 proc. Z ankiet zebranych wśród głównych graczy na rynku wynika, że jedynie DomBank jest w stanie dać LTV równe 90 procent.

Pożyczka hipoteczna jest produktem atrakcyjnym nie tylko dla klientów, ale i dla banków. W przeciwieństwie do kredytów gotówkowych, posiada ona solidne zabezpieczenie (nieruchomość), a na dodatek różnica pomiędzy oprocentowaniem kredytu gotówkowego (ograniczonego przez tzw. ustawę antylichwiarską) a pożyczki hipotecznej jest mniejsza niż kiedyś.

Marcin Krasoń, Michał Sadrak

Źródło: interia.pl

To będzie kredytowy hit?

Pożyczka hipoteczna - produkt atrakcyjny dla klientów i dla banków - w najbliższym kwartale powinna być hitem na polskim rynku.

Nie ma wątpliwości co do tego, że najtańszy kredyt na rynku to ten pod hipotekę. Szczęściarze, którzy dwa lata temu pożyczyli pieniądze we frankach na dobrych warunkach, mają dziś kredyt oprocentowany na mniej niż 1,5 proc. - a to prawie za darmo. Rozwiązanie to ma jednak podstawową wadę: kredyt hipoteczny może być zaciągnięty tylko na konkretny cel związany z nieruchomością (nie tylko zakup, ale i remont czy budowę).

W przypadku potrzeby skredytowania innego zakupu trzeba liczyć się ze znacznie wyższym oprocentowaniem - w kredytach gotówkowych i kartach kredytowych dochodzącym do 20 procent. Na dodatek pożyczenie 50- czy 100 tysięcy złotych w ten sposób nie jest proste. Naturalnym rozwiązaniem w takiej sytuacji jest pożyczka hipoteczna - kredyt dużo tańszy od gotówkowego i tego na karcie.

ZALETY POŻYCZEK

Największą zaletą pożyczki hipotecznej jest jej oprocentowanie. Oczywiście w zależności od banku są to wartości skrajnie różne (od marży 2,85 w Banku Zachodnim WBK do 9,3 w GE Money Banku), ale średnia wynosi około 5. To oznacza, że oprocentowanie takiego kredytu wynosi około 9 proc., bo większość oparta jest na stawce WIBOR 3M, której wysokość to obecnie 4,15. Oprocentowanie dwukrotnie niższe od tego w kredytach konsumpcyjnych jest możliwe, gdyż nieruchomość jest dla banku mocnym zabezpieczeniem. Pozwala mu obniżyć ryzyko i dzięki temu klient uzyskuje niższą marżę.

Trzeba jednak pamiętać, że w związku z zabezpieczeniem jej nieruchomością, procedury i formalności są po części takie same jak przy kredycie hipotecznym. Trzeba więc przygotować komplet dokumentów związanych z nieruchomością (akt notarialny, odpis z księgi wieczystej, wycena) i mieć zaświadczenie o dochodach.

Pożyczka hipoteczna, podobnie jak kredyt na mieszkanie, jest dokładnie analizowana przez bank i w niektórych instytucjach może to trwać nawet i miesiąc. Ale ostatnio na przykład Raiffeisen Bank Polska deklaruje, że klient, który dostarczy komplet niezbędnych dokumentów i ma czystą historię w Biurze Informacji Kredytowej, otrzyma pożyczkę w ciągu pięciu dni roboczych. Trzeba jednak pamiętać, że takie deklaracje dotyczą klientów idealnych, czyli spełniających warunek krystalicznie czystej historii kredytowej i posiadających od razu gotowe wszystkie dokumenty. Większość osób na decyzję będzie musiała czekać dłużej.

...ORAZ ICH WADY

Pożyczka hipoteczna nie jest jednak produktem bez wad. Przede wszystkim wymaga wolnej hipoteki, a wiele osób ma nieruchomość obciążoną kredytem, bo w ciągu ostatnich trzech lat zaciągnęliśmy 800 tys. kredytów hipotecznych.

Wykorzystanie pożyczki hipotecznej zależy od oczekiwań, jakie wiąże z nią dana osoba. Jednym może ona zastąpić kredyt samochodowym, innym posłuży jako finansowanie podróży dookoła świata, a znajdą się i tacy, którzy środki otrzymane z banku zainwestują. Bo uzyskanie stopy zwrotu z inwestycji wyższej niż 6,5 proc. (najniższe rynkowe oprocentowanie kredytu) nie jest dla wprawnego inwestora zbyt trudne.

Lecz w niektórych bankach problemem może być... zbyt wysoka kwota minimalna pożyczki. W Allianz Banku i Banku DnB Nord jest to ponad 80 tys. zł, co dla wielu osób może być zbyt wysoką poprzeczką. Ale wystarczy pójść choćby do Banku BPS lub ING Banku, które pożyczą już 10 tys. zł. Tak naprawdę każdy klient może jednak otrzymać w danym banku inny kredyt - instytucje mają swoje algorytmy do wyliczania zdolności kredytowej.

 

Zestawienie pożyczek hipotecznych

 

 


Open Finance

 

W kwestii pożyczek hipotecznych oferta banków zmienia się analogicznie do kredytów hipotecznych. Od kilku kwartałów obserwujemy z jednej strony wzrost marż (który jednak jest rekompensowany przez obniżki stóp procentowych i w efekcie raty kredytów nie muszą rosnąć), a z drugiej spadek maksymalnego LTV (czyli stosunku maksymalnej kwoty kredytu do wartości nieruchomości). Dziś żaden z banków nie pożyczy nam 100 proc. Z ankiet zebranych wśród głównych graczy na rynku wynika, że jedynie DomBank jest w stanie dać LTV równe 90 procent.

Pożyczka hipoteczna jest produktem atrakcyjnym nie tylko dla klientów, ale i dla banków. W przeciwieństwie do kredytów gotówkowych, posiada ona solidne zabezpieczenie (nieruchomość), a na dodatek różnica pomiędzy oprocentowaniem kredytu gotówkowego (ograniczonego przez tzw. ustawę antylichwiarską) a pożyczki hipotecznej jest mniejsza niż kiedyś.

Marcin Krasoń, Michał Sadrak

Źródło: interia.pl

Szybsze wywłaszczenia. Dzięki specustawie

Ministerstwo Infrastruktury przygotowało nowelizację specustawy o Euro 2012, która ma ułatwić pozyskiwanie nieruchomości.

Jak pisze Gazeta Prawna specustawa o Euro miała ułatwić przygotowanie do Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej w Polsce i na Ukrainie. Jej rozwiązania pozostały jednak daleko w tyle za pozostałymi specustawami: drogową, kolejową czy lotniskową, a największym problemem okazały się wywłaszczenia.

Obecnie wszczęcie postępowania wywłaszczeniowego może być odwlekane na przykład poprzez dokonywanie darowizn nieruchomości pomiędzy członkami rodziny lub nieodbieranie pism i zawiadomień z urzędu.

Głównym celem nowelizacji jest ujednolicenie procesu przygotowania inwestycji. Lokalizacja przedsięwzięcia Euro 2012 oraz wywłaszczenie będą objęte jedną decyzją. Nie będzie więc odrębnego postępowania wywłaszczeniowego.

Nowelizacja ma też zachęcić właścicieli nieruchomości do dobrowolnego przekazywania gruntów. Ci, którzy od razu je oddadzą, otrzymają odszkodowania wyższe o 5 procent.

W przypadku wywłaszczeń z lokali i nieruchomości zabudowanych, każdy właściciel otrzyma dodatkowo 10 tysięcy złotych. Ma to pokryć dodatkowe koszty związane na przykład z poszukiwaniem nowej nieruchomości, podatkami i opłatami związanymi z nabyciem czy też przeprowadzką.

 

Źródło: money.pl

Szybsze wywłaszczenia. Dzięki specustawie

Ministerstwo Infrastruktury przygotowało nowelizację specustawy o Euro 2012, która ma ułatwić pozyskiwanie nieruchomości.

Jak pisze Gazeta Prawna specustawa o Euro miała ułatwić przygotowanie do Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej w Polsce i na Ukrainie. Jej rozwiązania pozostały jednak daleko w tyle za pozostałymi specustawami: drogową, kolejową czy lotniskową, a największym problemem okazały się wywłaszczenia.

Obecnie wszczęcie postępowania wywłaszczeniowego może być odwlekane na przykład poprzez dokonywanie darowizn nieruchomości pomiędzy członkami rodziny lub nieodbieranie pism i zawiadomień z urzędu.

Głównym celem nowelizacji jest ujednolicenie procesu przygotowania inwestycji. Lokalizacja przedsięwzięcia Euro 2012 oraz wywłaszczenie będą objęte jedną decyzją. Nie będzie więc odrębnego postępowania wywłaszczeniowego.

Nowelizacja ma też zachęcić właścicieli nieruchomości do dobrowolnego przekazywania gruntów. Ci, którzy od razu je oddadzą, otrzymają odszkodowania wyższe o 5 procent.

W przypadku wywłaszczeń z lokali i nieruchomości zabudowanych, każdy właściciel otrzyma dodatkowo 10 tysięcy złotych. Ma to pokryć dodatkowe koszty związane na przykład z poszukiwaniem nowej nieruchomości, podatkami i opłatami związanymi z nabyciem czy też przeprowadzką.

 

Źródło: money.pl

Państwo pomoże w spłacie kredytów. Także ubezpieczonym

Osoby, które ubezpieczyły swój kredyt mieszkaniowy od utraty pracy, mogą liczyć na pomoc państwa w spłacie tego kredytu - tak samo jak ci, którzy tego typu ubezpieczenia nie mają.

Minister pracy Jolanta Fedak powiedziała, że osoby, które mają takie ubezpieczenia, otrzymają pomoc dwa razy - od ubezpieczyciela i z Funduszu Pracy.

- Osoby, które kredyt ubezpieczyły od bezrobocia skorzystają z pomocy w jego spłacie dwa razy. Trzeba jednak pamiętać, że decydując się na takie dodatkowe ubezpieczenie, musiały ponieść wyższe koszty kredytu - powiedziała  minister.

Ubezpieczenie na wypadek utraty pracy funkcjonuje w Polsce od około 4 lat. Jak poinformował Michał Wydra ze Związku Banków Polskich, w latach 2007 i 2008 zostało nim objętych ok. 3-5 proc. wszystkich kredytów mieszkaniowych spośród 1 mln 305 tys. aktywnie obsługiwanych kredytów tego rodzaju.

- Spośród 286 tys. nowo udzielonych kredytów w 2008 r. ubezpieczonych od bezrobocia zostało ok. 20-25 proc., czyli ok. 72 tys. kredytów - podał Wydra. Dodał, że okres trwania ochrony ubezpieczeniowej takiego kredytu wynosi ok. 2-3 lata, a miesięczny koszt takiego ubezpieczenia to średnio ok. 50-60 zł. Zaznaczył, że zależy on od wielu czynników.

Z broszury informacyjnej przygotowanej przez resort pracy wynika, że podwójna pomoc finansowa dla bezrobotnych obciążonych kredytem hipotecznym zostanie rozłożona w czasie.

Resort wyjaśnia, że jeżeli kredytobiorca ubezpieczył kredyt od ryzyka utraty pracy, to ubezpieczyciel pokryje mu określoną w umowie liczbę rat kredytu.

Gdyby po okresie spłacania rat przez ubezpieczyciela kredytobiorca wciąż był bezrobotny, dopiero wtedy mógłby złożyć do starosty wniosek o pomoc państwa w spłacaniu swojego zadłużenia.

Fakt, że wcześniej dana osoba korzystała z innego świadczenia, w tym wypadku z ubezpieczenia, nie będzie miał znaczenia przy przyznawaniu pomocy państwa.

 

PAP

money.pl

Państwo pomoże w spłacie kredytów. Także ubezpieczonym

Osoby, które ubezpieczyły swój kredyt mieszkaniowy od utraty pracy, mogą liczyć na pomoc państwa w spłacie tego kredytu - tak samo jak ci, którzy tego typu ubezpieczenia nie mają.

Minister pracy Jolanta Fedak powiedziała, że osoby, które mają takie ubezpieczenia, otrzymają pomoc dwa razy - od ubezpieczyciela i z Funduszu Pracy.

- Osoby, które kredyt ubezpieczyły od bezrobocia skorzystają z pomocy w jego spłacie dwa razy. Trzeba jednak pamiętać, że decydując się na takie dodatkowe ubezpieczenie, musiały ponieść wyższe koszty kredytu - powiedziała  minister.

Ubezpieczenie na wypadek utraty pracy funkcjonuje w Polsce od około 4 lat. Jak poinformował Michał Wydra ze Związku Banków Polskich, w latach 2007 i 2008 zostało nim objętych ok. 3-5 proc. wszystkich kredytów mieszkaniowych spośród 1 mln 305 tys. aktywnie obsługiwanych kredytów tego rodzaju.

- Spośród 286 tys. nowo udzielonych kredytów w 2008 r. ubezpieczonych od bezrobocia zostało ok. 20-25 proc., czyli ok. 72 tys. kredytów - podał Wydra. Dodał, że okres trwania ochrony ubezpieczeniowej takiego kredytu wynosi ok. 2-3 lata, a miesięczny koszt takiego ubezpieczenia to średnio ok. 50-60 zł. Zaznaczył, że zależy on od wielu czynników.

Z broszury informacyjnej przygotowanej przez resort pracy wynika, że podwójna pomoc finansowa dla bezrobotnych obciążonych kredytem hipotecznym zostanie rozłożona w czasie.

Resort wyjaśnia, że jeżeli kredytobiorca ubezpieczył kredyt od ryzyka utraty pracy, to ubezpieczyciel pokryje mu określoną w umowie liczbę rat kredytu.

Gdyby po okresie spłacania rat przez ubezpieczyciela kredytobiorca wciąż był bezrobotny, dopiero wtedy mógłby złożyć do starosty wniosek o pomoc państwa w spłacaniu swojego zadłużenia.

Fakt, że wcześniej dana osoba korzystała z innego świadczenia, w tym wypadku z ubezpieczenia, nie będzie miał znaczenia przy przyznawaniu pomocy państwa.

 

PAP

money.pl

Gdzie po info o ofercie mieszkaniowej?

W jakich miejscach szukają informacji nabywcy mieszkań? Z których form promocji korzystają dziś deweloperzy by dotrzeć do klienta?

Okazuje się, że internet jest dziś podstawowym źródłem informacji dla osób poszukujących mieszkań. Serwisy branżowe przegląda aż 70 proc. zainteresowanych zakupem. Raport „Polski Rynek Mieszkaniowy 2008 - Popyt i preferencje nabywców” opracowany we współpracy z instytutem badawczym Millward Brown SMG/KRC przez firmę Nowy Adres S.A. wskazuje też, że 59 proc. kupujących czerpie wiadomości z prasy, a ponad połowa (52 proc.) „zasięga języka” u rodziny i znajomych. 

Internet to podstawa

Poza wyspecjalizowanymi portalami branżowymi ofert możemy szukać w necie na stronach deweloperów, wyszukiwarkach nieruchomości, albo nawet na forach, gdzie znajdują się  opinie innych klientów. Lokalizację, odległość od centrum miasta oraz najbliższych: sklepów, przedszkola, szkoły itp, jak również rzuty mieszkań, ceny lokali, wizualizacje osiedla, czy zdjęcia postępu prac budowlanych, wszystko tam znajdziemy. Na stronach inwestorów pojawiają się też atrakcyjnie wykonane plany zagospodarowania realizowanych kompleksów w formacie 3D.

Firmy deweloperskie zdają sobie sprawę, że potencjał tego medium rośnie. Według opublikowanych w kwietniu br. badań MillwardBrown SMG/KRC korzysta z niego już niemal połowa Polaków. Adoptują go więc na różne sposoby. Liderzy popularnych zespołów, piszą blogi, o tym jak zamieszkali na konkretnym osiedlu, zachęcając tym, aby wprowadzić się po sąsiedzku. Różnego rodzaju filmiki promujące inwestycje umieszczane są na You Tube, czy Wykop.pl. Firmy deweloperskie zaczynają sięgać po social media i w swoich strategiach marketingowych uwzględniają komunikację o projektach także na portalach społecznościowych.     

Niestandardowe formy promocji

Teraz, kiedy do lamusa odeszły chwyty reklamowe w postaci bonusowego wyposażenia kuchni, bezpłatnego balkonu, garażu, wycieczek lub samochodu deweloperzy sięgnęli po niestandardowe rozwiązania. Stawiają na innowacyjne sposoby promocji, jak marketing wirusowy i szeptany. Pokazują swoje inwestycje na ekranach LED ustawianych w centrach miast i nośnikach mobilnych. Podejmowane są też wspólne przedsięwzięcia. – Kampania promocyjna, służąca ociepleniu wizerunku Ursusa, która jest obecnie prowadzona, zorganizowana została we współpracy z władzami dzielnicy. Takie inicjatywy należą do rzadkości ponieważ projekt służy nie dotyczy jednej inwestycji, ale pokazuje jak ten rejon miasta się zmienia i staje się ciekawy do zamieszkania. Odsłania kompleksowy obraz nowych osiedli mieszkaniowych, które tu powstały i wciąż powstają – przyznaje Teresa Witkowska, dyrektor Sprzedaży w firmie RED Real Estate Development, która zakończyła właśnie I etap realizacji osiedla Alpha w ursuskich Skoroszach.

Każdy sposób pokazania oferty w ciekawym, nietypowym kontekście wydaje się być dobrym pomysłem w trudniejszych czasach. Deweloperzy sięgają więc po cross promotion. Zawody jeździeckie, promocja nowej marki samochodu czy pokaz mody, każde miejsce jest dobre by dotrzeć do klienta. Podobnie jak pojawienie się inwestycji w popularnym serialu.

Ponieważ obecnie nacisk kładzie się na konkretne informacje dotyczące oferty, a nie chwytliwe hasła służące ogólnemu wizerunkowi, wraca direct mail, inserty sprzedażowe i sprzedaż bezpośrednia. Stoiska promocyjne na polach golfowych, w klubach jeździeckich, country klubach, lub ośrodkach wypoczynku i rekreacji mogą przynieść dobry skutek.

RED Real Estate Development

gk

inwestycje.pl

Gdzie po info o ofercie mieszkaniowej?

W jakich miejscach szukają informacji nabywcy mieszkań? Z których form promocji korzystają dziś deweloperzy by dotrzeć do klienta?

Okazuje się, że internet jest dziś podstawowym źródłem informacji dla osób poszukujących mieszkań. Serwisy branżowe przegląda aż 70 proc. zainteresowanych zakupem. Raport „Polski Rynek Mieszkaniowy 2008 - Popyt i preferencje nabywców” opracowany we współpracy z instytutem badawczym Millward Brown SMG/KRC przez firmę Nowy Adres S.A. wskazuje też, że 59 proc. kupujących czerpie wiadomości z prasy, a ponad połowa (52 proc.) „zasięga języka” u rodziny i znajomych. 

Internet to podstawa

Poza wyspecjalizowanymi portalami branżowymi ofert możemy szukać w necie na stronach deweloperów, wyszukiwarkach nieruchomości, albo nawet na forach, gdzie znajdują się  opinie innych klientów. Lokalizację, odległość od centrum miasta oraz najbliższych: sklepów, przedszkola, szkoły itp, jak również rzuty mieszkań, ceny lokali, wizualizacje osiedla, czy zdjęcia postępu prac budowlanych, wszystko tam znajdziemy. Na stronach inwestorów pojawiają się też atrakcyjnie wykonane plany zagospodarowania realizowanych kompleksów w formacie 3D.

Firmy deweloperskie zdają sobie sprawę, że potencjał tego medium rośnie. Według opublikowanych w kwietniu br. badań MillwardBrown SMG/KRC korzysta z niego już niemal połowa Polaków. Adoptują go więc na różne sposoby. Liderzy popularnych zespołów, piszą blogi, o tym jak zamieszkali na konkretnym osiedlu, zachęcając tym, aby wprowadzić się po sąsiedzku. Różnego rodzaju filmiki promujące inwestycje umieszczane są na You Tube, czy Wykop.pl. Firmy deweloperskie zaczynają sięgać po social media i w swoich strategiach marketingowych uwzględniają komunikację o projektach także na portalach społecznościowych.     

Niestandardowe formy promocji

Teraz, kiedy do lamusa odeszły chwyty reklamowe w postaci bonusowego wyposażenia kuchni, bezpłatnego balkonu, garażu, wycieczek lub samochodu deweloperzy sięgnęli po niestandardowe rozwiązania. Stawiają na innowacyjne sposoby promocji, jak marketing wirusowy i szeptany. Pokazują swoje inwestycje na ekranach LED ustawianych w centrach miast i nośnikach mobilnych. Podejmowane są też wspólne przedsięwzięcia. – Kampania promocyjna, służąca ociepleniu wizerunku Ursusa, która jest obecnie prowadzona, zorganizowana została we współpracy z władzami dzielnicy. Takie inicjatywy należą do rzadkości ponieważ projekt służy nie dotyczy jednej inwestycji, ale pokazuje jak ten rejon miasta się zmienia i staje się ciekawy do zamieszkania. Odsłania kompleksowy obraz nowych osiedli mieszkaniowych, które tu powstały i wciąż powstają – przyznaje Teresa Witkowska, dyrektor Sprzedaży w firmie RED Real Estate Development, która zakończyła właśnie I etap realizacji osiedla Alpha w ursuskich Skoroszach.

Każdy sposób pokazania oferty w ciekawym, nietypowym kontekście wydaje się być dobrym pomysłem w trudniejszych czasach. Deweloperzy sięgają więc po cross promotion. Zawody jeździeckie, promocja nowej marki samochodu czy pokaz mody, każde miejsce jest dobre by dotrzeć do klienta. Podobnie jak pojawienie się inwestycji w popularnym serialu.

Ponieważ obecnie nacisk kładzie się na konkretne informacje dotyczące oferty, a nie chwytliwe hasła służące ogólnemu wizerunkowi, wraca direct mail, inserty sprzedażowe i sprzedaż bezpośrednia. Stoiska promocyjne na polach golfowych, w klubach jeździeckich, country klubach, lub ośrodkach wypoczynku i rekreacji mogą przynieść dobry skutek.

RED Real Estate Development

gk

inwestycje.pl

Nie ma oznak ubiegłorocznego szaleństwa na rynku wynajmu

Na rynku wynajmu mieszkań wciąż jest spokojnie. W porównaniu z ubiegłorocznym szaleństwem teraz można powiedzieć, że panuje wakacyjne rozluźnienie. Jednocześnie trwają prace nad rozwiązaniami mającymi ograniczyć szarą strefę na rynku wynajmu. Na początku sierpnia rząd przyjął zgłoszoną przez ministra infrastruktury nową stawkę zryczałtowanego podatku od wynajmu mieszkań. Niższy podatek ma skłonić wynajmujących do zaprzestania procederu „omijania” obowiązujących przepisów. Nowe przepisy zakładają, że od 1 stycznia 2010 roku osoby fizyczne będą płaciły niższą, ujednoliconą stawkę podatku ryczałtowego – 8,5%. Dla wynajmujących szczególnie istotne będzie wprowadzenie pojęcia najmu okazjonalnego. Dzięki niemu łatwiej będzie można usunąć nieprzestrzegającego warunków umowy lokatora. Stopniowa normalizacja czynszów i propozycje zmierzające do zapewnienia przejrzystości to dobre zjawiska na chaotycznym dziś rynku wynajmu mieszkań.
Lipcowy raport Wynajem.pl pokazuje nieznaczny wzrost średnich czynszów ofertowych. Jest to efekt większego aniżeli w czerwcu udziału droższych mieszkań. Oznacza to, że część najemców znalazła w czerwcu atrakcyjne cenowo lokale i coraz trudniej będzie wyszukać prawdziwą okazję. W Warszawie za wynajęcie mkw. mieszkania średnio trzeba było zapłacić w lipcu 47 PLN, we Wrocławiu 38 PLN, a w Krakowie i Trójmieście 35 PLN. Nadal najtaniej jest w Poznaniu, gdzie średnio na wynajem mkw. mieszkania trzeba było przeznaczyć 31 PLN.
 

Warszawa
Średnia cena mkw. mieszkania na wynajem wyniosła w lipcu 47 PLN. Za wynajęcie 50-metrowego mieszkania musimy więc zapłacić średnio 2350 PLN, a więc o 50 PLN więcej niż w czerwcu. Wtedy też prawie połowa ofert (49%) dotyczyła mieszkań o czynszu do 2500 PLN. W lipcu stanowiły one już 39,5% oferty. Dużo jest też lokali z kolejnego przedziału 2500-3000 PLN (21%) oraz w ostatnim z wyróżnionych przedziałów cenowych (>4500 PLN) – 16,8 % lokali mieszkalnych przeznaczonych na wynajem.
 

Kraków
Średni czynsz ofertowy 50-metrowego lokalu wyniósł w lipcu 1750 PLN, co daje 35 PLN za mkw. Stolica Małopolski charakteryzuje się bardzo dużym udziałem mieszkań z pierwszego przedziału cenowego (<2000 PLN) – 61,4% wszystkich oferowanych mieszkań na krakowskim rynku wynajmu. Dwucyfrowy, choć zdecydowanie mniejszy, udział dotyczy także lokali o czynszu 2000-2500 PLN (16,8%).
 

Wrocław

W lipcu średnia cena metra kwadratowego wyniosła 38 PLN i osiągnęła poziom sprzed dwóch miesięcy. Na wynajęcie 50-metrowego mieszkania średnio trzeba przeznaczyć 1900 PLN. Największą część oferty stanowią mieszkania o czynszu niższym niż 2000 PLN (38,5%). Dużą część mieszkań można także wynająć za 2000-2500 PLN (23,2%). 
 
 
Poznań
Wynajęcie 50-metrowego mieszkania w Poznaniu średnio kosztuje 1550 PLN, co daje 31 PLN za mkw. lokalu. Z ofert zgromadzonych w portalu Wynajem.pl wynika, że w stolicy Wielkopolski najłatwiej jest wynająć mieszkanie w pierwszym przedziale cenowym (poniżej 2000 PLN). Udział tych mieszkań jest największy spośród analizowanych miast i wynosi 73,8% (w czerwcu wyniósł odpowiednio 82%).
 

Trójmiasto

Czynsze ofertowe w Trójmieście w ostatnim czasie ulegały lekkim wahaniom. W maju średnia cena mkw. mieszkania na wynajem wynosiła 35 PLN, w czerwcu osiągnęła wartość 34 PLN, a w lipcu ponownie. Za wynajem 50-metrowego lokalu trzeba średnio zapłacić 1750 PLN. Najtaniej jest w Gdyni, a najdrożej w Sopocie. Tam też znajduje się najmniej mieszkań do wynajęcia. Najwięcej jest ich natomiast w Gdańsku. W Trójmieście przeważają mieszkania, za które trzeba zapłacić poniżej 2000 PLN (48,1 % ogółu mieszkań na wynajem wobec 59% w czerwcu).
 

Niektórzy najemcy już w czerwcu postanowili rozpocząć poszukiwanie mieszkania. W czerwcu dużo więcej było lokali o czynszu niższym niż 2000 PLN. Im bliżej roku akademickiego, tym trudniej o znalezienie dobrego mieszkania w przystępnej cenie. Na szczęście w tym roku uniknęliśmy szaleństwa sprzed roku, kiedy wynajmujący windowali czynsze nawet przeciętnych mieszkań. Pozytywnym sygnałem są także nowe rozwiązania dotyczące rynku wynajmu mieszkań. Ich wejście w życie z początkiem nowego roku jeszcze bardziej znormalizuje rynek.


Małgorzata Kędzierska-Urbaniak
Analityk Rynku Nieruchomości
Wynajem.pl

inwestycje.pl

Nie ma oznak ubiegłorocznego szaleństwa na rynku wynajmu

Na rynku wynajmu mieszkań wciąż jest spokojnie. W porównaniu z ubiegłorocznym szaleństwem teraz można powiedzieć, że panuje wakacyjne rozluźnienie. Jednocześnie trwają prace nad rozwiązaniami mającymi ograniczyć szarą strefę na rynku wynajmu. Na początku sierpnia rząd przyjął zgłoszoną przez ministra infrastruktury nową stawkę zryczałtowanego podatku od wynajmu mieszkań. Niższy podatek ma skłonić wynajmujących do zaprzestania procederu „omijania” obowiązujących przepisów. Nowe przepisy zakładają, że od 1 stycznia 2010 roku osoby fizyczne będą płaciły niższą, ujednoliconą stawkę podatku ryczałtowego – 8,5%. Dla wynajmujących szczególnie istotne będzie wprowadzenie pojęcia najmu okazjonalnego. Dzięki niemu łatwiej będzie można usunąć nieprzestrzegającego warunków umowy lokatora. Stopniowa normalizacja czynszów i propozycje zmierzające do zapewnienia przejrzystości to dobre zjawiska na chaotycznym dziś rynku wynajmu mieszkań.
Lipcowy raport Wynajem.pl pokazuje nieznaczny wzrost średnich czynszów ofertowych. Jest to efekt większego aniżeli w czerwcu udziału droższych mieszkań. Oznacza to, że część najemców znalazła w czerwcu atrakcyjne cenowo lokale i coraz trudniej będzie wyszukać prawdziwą okazję. W Warszawie za wynajęcie mkw. mieszkania średnio trzeba było zapłacić w lipcu 47 PLN, we Wrocławiu 38 PLN, a w Krakowie i Trójmieście 35 PLN. Nadal najtaniej jest w Poznaniu, gdzie średnio na wynajem mkw. mieszkania trzeba było przeznaczyć 31 PLN.
 

Warszawa
Średnia cena mkw. mieszkania na wynajem wyniosła w lipcu 47 PLN. Za wynajęcie 50-metrowego mieszkania musimy więc zapłacić średnio 2350 PLN, a więc o 50 PLN więcej niż w czerwcu. Wtedy też prawie połowa ofert (49%) dotyczyła mieszkań o czynszu do 2500 PLN. W lipcu stanowiły one już 39,5% oferty. Dużo jest też lokali z kolejnego przedziału 2500-3000 PLN (21%) oraz w ostatnim z wyróżnionych przedziałów cenowych (>4500 PLN) – 16,8 % lokali mieszkalnych przeznaczonych na wynajem.
 

Kraków
Średni czynsz ofertowy 50-metrowego lokalu wyniósł w lipcu 1750 PLN, co daje 35 PLN za mkw. Stolica Małopolski charakteryzuje się bardzo dużym udziałem mieszkań z pierwszego przedziału cenowego (<2000 PLN) – 61,4% wszystkich oferowanych mieszkań na krakowskim rynku wynajmu. Dwucyfrowy, choć zdecydowanie mniejszy, udział dotyczy także lokali o czynszu 2000-2500 PLN (16,8%).
 

Wrocław

W lipcu średnia cena metra kwadratowego wyniosła 38 PLN i osiągnęła poziom sprzed dwóch miesięcy. Na wynajęcie 50-metrowego mieszkania średnio trzeba przeznaczyć 1900 PLN. Największą część oferty stanowią mieszkania o czynszu niższym niż 2000 PLN (38,5%). Dużą część mieszkań można także wynająć za 2000-2500 PLN (23,2%). 
 
 
Poznań
Wynajęcie 50-metrowego mieszkania w Poznaniu średnio kosztuje 1550 PLN, co daje 31 PLN za mkw. lokalu. Z ofert zgromadzonych w portalu Wynajem.pl wynika, że w stolicy Wielkopolski najłatwiej jest wynająć mieszkanie w pierwszym przedziale cenowym (poniżej 2000 PLN). Udział tych mieszkań jest największy spośród analizowanych miast i wynosi 73,8% (w czerwcu wyniósł odpowiednio 82%).
 

Trójmiasto

Czynsze ofertowe w Trójmieście w ostatnim czasie ulegały lekkim wahaniom. W maju średnia cena mkw. mieszkania na wynajem wynosiła 35 PLN, w czerwcu osiągnęła wartość 34 PLN, a w lipcu ponownie. Za wynajem 50-metrowego lokalu trzeba średnio zapłacić 1750 PLN. Najtaniej jest w Gdyni, a najdrożej w Sopocie. Tam też znajduje się najmniej mieszkań do wynajęcia. Najwięcej jest ich natomiast w Gdańsku. W Trójmieście przeważają mieszkania, za które trzeba zapłacić poniżej 2000 PLN (48,1 % ogółu mieszkań na wynajem wobec 59% w czerwcu).
 

Niektórzy najemcy już w czerwcu postanowili rozpocząć poszukiwanie mieszkania. W czerwcu dużo więcej było lokali o czynszu niższym niż 2000 PLN. Im bliżej roku akademickiego, tym trudniej o znalezienie dobrego mieszkania w przystępnej cenie. Na szczęście w tym roku uniknęliśmy szaleństwa sprzed roku, kiedy wynajmujący windowali czynsze nawet przeciętnych mieszkań. Pozytywnym sygnałem są także nowe rozwiązania dotyczące rynku wynajmu mieszkań. Ich wejście w życie z początkiem nowego roku jeszcze bardziej znormalizuje rynek.


Małgorzata Kędzierska-Urbaniak
Analityk Rynku Nieruchomości
Wynajem.pl

inwestycje.pl

Jak szukać okazji na rynku nieruchomości?

Nie dowierzaj cenom ofertowym
Tomasz Branecki, prezes Jartom ostrzega przed szukaniem okazji tylko poprzez przeglądanie cen ofertowych na portalach internetowych. Zwraca uwagę, że właścicielowi nieruchomości trudno jest się przyznać do tego, że musi sprzedać dorobek życia poniżej jego wartości. Dlatego często, nawet w sytuacji przymusowej sprzedający nie obniża ceny ofertowej. Ba, nawet ją podnosi licząc na cud. Robi tak, aż do ostatniej chwili, gdy do jego drzwi zapuka komornik. Dlatego analiza cen ofertowych nie pozwala na wyłowienie okazji. Wytrawny kupujący musi sam zaproponować swoją cenę, nawet dużo niższą niż ofertowa, i poprzeć ją mocnym stwierdzeniem „chcę kupić tę nieruchomość”. Często właśnie w takich sytuacjach klienci korzystają z usług pośrednika. Tak działając, kupujący ma duże szanse, że właściciel przyjmie ofertę zgodnie z zasadą: „lepszy wróbel w ręku, niż gołąbek na dachu”.

Szukaj okazji nie tylko w cenie nieruchomości
Okazja nie zawsze musi oznaczać niską cenę. Okazje wynikają także ze zmian planu zagospodarowania przestrzennego. Znane są sytuacje, gdy zmiana planu, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zamieniała właścicieli niechcianych, zapomnianych działek w krezusów. Tomasz Branecki z Jartom podkreśla, że okazją mogą być także nieruchomości położone w niepowtarzalnej lokalizacji, czy o wyjątkowej architekturze. Przykładem takiej nieruchomości jest Manufaktura w Łodzi. Specjalne warunki zakupu nieruchomości tworzone są także przez państwo. Należą do nich strefy ekonomiczne, programy rządowe, gminne ulgi w podatkach lokalnych, czy możliwość uzyskania dotacji. Należy pamiętać, że łowców okazji jest zwykle więcej niż samych okazji, zatem wskazany jest  bliski kontakt z pośrednikiem w obrocie nieruchomościami.

Niech komornik będzie Twoim sprzymierzeńcem
Wbrew obiegowym opiniom licytacje komornicze nie cieszą się dużym zainteresowaniem. A właśnie przy sprzedaży wymuszonej pojawiają prawdziwe okazje. Rzadko w pierwszej licytacji nieruchomość znajduje nabywcę i dlatego jest oferowana z dużo niższą ceną wywoławczą w kolejnej licytacji. Ponadto korzystajmy z tego, że nieruchomość od komornika kupowana jest bez obciążeń hipotecznych. Oferty wystawiane na licytacjach komorniczych posiadają pewny stan prawny.

Korzystaj także z fałszywych okazji
Może się też zdarzyć, że za okazyjną ceną kryją się wady, które pomoże nam wychwycić doświadczony pośrednik. Często zdarza się, iż wada prawna  zniechęcająca przeciętnych klientów, bywa możliwa do wyeliminowania przez specjalistę – dodaje Małgorzata Papaj prawnik z Jartom.

Szybko się decyduj – złotówki wydawaj wolno
Za niższą ceną kryją się najczęściej oczekiwania właściciela na szybszą realizację transakcji. Łowca okazji musi być przygotowany finansowo do zakupu gotówkowego lub mieć uzgodnione z bankiem warunki udzielenia kredytu, by po wynegocjowaniu ceny i sprawdzeniu stanu prawnego nieruchomości przystąpić do zawarcia umowy przedwstępnej. Jartom doradza zawarcie umowy przedwstępnej w formie aktu notarialnego, gdyż tylko taka forma daje pewność, że nasz kontrahent nie wycofa się, gdy nasza oferta zostanie przebita. 

Miej gorące serce, ale zimną głowę
Nie warto ulegać euforii, ani tworzonym pozornie sytuacjom jedynej szansy. Gdy czujesz wzrost adrenaliny, przystopuj, daj sobie czas, bez względu na okoliczności. Poszukiwanie okazji jest zajęciem czasochłonnym. Łowcę okazji musi cechować wytrwałość i doskonała znajomość rynku, by w chwili, gdy pojawi się okazja mógł ją w porę rozpoznać. Zatem trzeba śledzić pojawiające się nowe oferty. Gdy brak nam na to czasu lepiej zasięgnąć opinii specjalisty. Pośrednik ma stały dostęp do nowych ofert i potrafi szybko wyłowić i wskazać nam okazyjną ofertę.

Kryzys finansowy, który przywędrował do nas zza oceanu jest doskonałym momentem do poczynienia intratnych inwestycji. Gdy znów rynek stanie się rynkiem sprzedających na refleksje będzie za późno.

Jartom Nieruchomości

gk

inwestycje.pl

Jak szukać okazji na rynku nieruchomości?

Nie dowierzaj cenom ofertowym
Tomasz Branecki, prezes Jartom ostrzega przed szukaniem okazji tylko poprzez przeglądanie cen ofertowych na portalach internetowych. Zwraca uwagę, że właścicielowi nieruchomości trudno jest się przyznać do tego, że musi sprzedać dorobek życia poniżej jego wartości. Dlatego często, nawet w sytuacji przymusowej sprzedający nie obniża ceny ofertowej. Ba, nawet ją podnosi licząc na cud. Robi tak, aż do ostatniej chwili, gdy do jego drzwi zapuka komornik. Dlatego analiza cen ofertowych nie pozwala na wyłowienie okazji. Wytrawny kupujący musi sam zaproponować swoją cenę, nawet dużo niższą niż ofertowa, i poprzeć ją mocnym stwierdzeniem „chcę kupić tę nieruchomość”. Często właśnie w takich sytuacjach klienci korzystają z usług pośrednika. Tak działając, kupujący ma duże szanse, że właściciel przyjmie ofertę zgodnie z zasadą: „lepszy wróbel w ręku, niż gołąbek na dachu”.

Szukaj okazji nie tylko w cenie nieruchomości
Okazja nie zawsze musi oznaczać niską cenę. Okazje wynikają także ze zmian planu zagospodarowania przestrzennego. Znane są sytuacje, gdy zmiana planu, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zamieniała właścicieli niechcianych, zapomnianych działek w krezusów. Tomasz Branecki z Jartom podkreśla, że okazją mogą być także nieruchomości położone w niepowtarzalnej lokalizacji, czy o wyjątkowej architekturze. Przykładem takiej nieruchomości jest Manufaktura w Łodzi. Specjalne warunki zakupu nieruchomości tworzone są także przez państwo. Należą do nich strefy ekonomiczne, programy rządowe, gminne ulgi w podatkach lokalnych, czy możliwość uzyskania dotacji. Należy pamiętać, że łowców okazji jest zwykle więcej niż samych okazji, zatem wskazany jest  bliski kontakt z pośrednikiem w obrocie nieruchomościami.

Niech komornik będzie Twoim sprzymierzeńcem
Wbrew obiegowym opiniom licytacje komornicze nie cieszą się dużym zainteresowaniem. A właśnie przy sprzedaży wymuszonej pojawiają prawdziwe okazje. Rzadko w pierwszej licytacji nieruchomość znajduje nabywcę i dlatego jest oferowana z dużo niższą ceną wywoławczą w kolejnej licytacji. Ponadto korzystajmy z tego, że nieruchomość od komornika kupowana jest bez obciążeń hipotecznych. Oferty wystawiane na licytacjach komorniczych posiadają pewny stan prawny.

Korzystaj także z fałszywych okazji
Może się też zdarzyć, że za okazyjną ceną kryją się wady, które pomoże nam wychwycić doświadczony pośrednik. Często zdarza się, iż wada prawna  zniechęcająca przeciętnych klientów, bywa możliwa do wyeliminowania przez specjalistę – dodaje Małgorzata Papaj prawnik z Jartom.

Szybko się decyduj – złotówki wydawaj wolno
Za niższą ceną kryją się najczęściej oczekiwania właściciela na szybszą realizację transakcji. Łowca okazji musi być przygotowany finansowo do zakupu gotówkowego lub mieć uzgodnione z bankiem warunki udzielenia kredytu, by po wynegocjowaniu ceny i sprawdzeniu stanu prawnego nieruchomości przystąpić do zawarcia umowy przedwstępnej. Jartom doradza zawarcie umowy przedwstępnej w formie aktu notarialnego, gdyż tylko taka forma daje pewność, że nasz kontrahent nie wycofa się, gdy nasza oferta zostanie przebita. 

Miej gorące serce, ale zimną głowę
Nie warto ulegać euforii, ani tworzonym pozornie sytuacjom jedynej szansy. Gdy czujesz wzrost adrenaliny, przystopuj, daj sobie czas, bez względu na okoliczności. Poszukiwanie okazji jest zajęciem czasochłonnym. Łowcę okazji musi cechować wytrwałość i doskonała znajomość rynku, by w chwili, gdy pojawi się okazja mógł ją w porę rozpoznać. Zatem trzeba śledzić pojawiające się nowe oferty. Gdy brak nam na to czasu lepiej zasięgnąć opinii specjalisty. Pośrednik ma stały dostęp do nowych ofert i potrafi szybko wyłowić i wskazać nam okazyjną ofertę.

Kryzys finansowy, który przywędrował do nas zza oceanu jest doskonałym momentem do poczynienia intratnych inwestycji. Gdy znów rynek stanie się rynkiem sprzedających na refleksje będzie za późno.

Jartom Nieruchomości

gk

inwestycje.pl

Rynki mieszkaniowe Pragi, Budapesztu, Bukaresztu oraz Warszawy pozostają bezpieczne

REAS dokonał analizy rynków mieszkaniowych czterech stolic regionu CE – Pragi, Budapesztu, Bukaresztu oraz Warszawy. Jak wynika z badań stolice Czech, Węgier, Rumuni oraz Polski w różnym stopniu zostały dotknięte przez kryzys, przy czym Warszawa oraz Praga wydają się pozostawać w lepszej kondycji rynkowej od Bukaresztu i Budapesztu.

W drugim kwartale 2009 roku,  na rynku mieszkaniowym w Warszawie odnotowuje się  poprawę sytuacji. Nowych transakcji było prawie 2000, spadło także zjawisko zwrotów (wyniosło około 10% sprzedanych lokali).  Rynek mieszkaniowy w Pradze w związku z wciąż trwającymi restrykcjami kredytowymi ze strony instytucji finansowych oraz niepewności kupujących nadal boryka się z niską sprzedażą. W Budapeszcie obserwujemy paradoksalnie stosunkowo dużą aktywność  na rynku mieszkaniowym. Przy jednocześnie niskim popycie wzrasta zatem pula mieszkań gotowych niesprzedanych a to powoduje spadki cen lokali mieszkalnych .

Z kolei ograniczony dostęp do kredytowania, zarówno instytucjonalnego jak i indywidualnego, spowodował dość znaczny spadek transakcji oraz znaczne wstrzymanie wprowadzania nowych projektów mieszkalnych.

 „Rumuński rząd wprowadził program mający na celu wsparcie sprzedaży mieszkań „The First Home”. Ideą tego działania jest ożywienie popytu wśród nabywców pierwszych mieszkań na rynku pierwotnym.  Ograniczenia dofinansowania w przypadku Bukaresztu wydają się być dość surowe, jednak jego skuteczność będziemy w stanie ocenić dopiero za kilka miesięcy ” – Karol Dzięcioł, Senior Consultant w REAS.

Zdaniem Maximiliana Mendla - „Ceny na rynku mieszkaniowym w Budapeszcie pozostały stosunkowo stabilne ze względu na stagnację popytu w poprzednich latach. Jednak choć deweloperzy i właściciele nieruchomości wciąż starają się sztucznie podtrzymać ceny ofertowe na poziomie sprzed kryzysu, spadki cen są nieuniknione i już odzwierciedlają je ceny transakcyjne”.

REAS

gk

inwestycje.pl

Rynki mieszkaniowe Pragi, Budapesztu, Bukaresztu oraz Warszawy pozostają bezpieczne

REAS dokonał analizy rynków mieszkaniowych czterech stolic regionu CE – Pragi, Budapesztu, Bukaresztu oraz Warszawy. Jak wynika z badań stolice Czech, Węgier, Rumuni oraz Polski w różnym stopniu zostały dotknięte przez kryzys, przy czym Warszawa oraz Praga wydają się pozostawać w lepszej kondycji rynkowej od Bukaresztu i Budapesztu.

W drugim kwartale 2009 roku,  na rynku mieszkaniowym w Warszawie odnotowuje się  poprawę sytuacji. Nowych transakcji było prawie 2000, spadło także zjawisko zwrotów (wyniosło około 10% sprzedanych lokali).  Rynek mieszkaniowy w Pradze w związku z wciąż trwającymi restrykcjami kredytowymi ze strony instytucji finansowych oraz niepewności kupujących nadal boryka się z niską sprzedażą. W Budapeszcie obserwujemy paradoksalnie stosunkowo dużą aktywność  na rynku mieszkaniowym. Przy jednocześnie niskim popycie wzrasta zatem pula mieszkań gotowych niesprzedanych a to powoduje spadki cen lokali mieszkalnych .

Z kolei ograniczony dostęp do kredytowania, zarówno instytucjonalnego jak i indywidualnego, spowodował dość znaczny spadek transakcji oraz znaczne wstrzymanie wprowadzania nowych projektów mieszkalnych.

 „Rumuński rząd wprowadził program mający na celu wsparcie sprzedaży mieszkań „The First Home”. Ideą tego działania jest ożywienie popytu wśród nabywców pierwszych mieszkań na rynku pierwotnym.  Ograniczenia dofinansowania w przypadku Bukaresztu wydają się być dość surowe, jednak jego skuteczność będziemy w stanie ocenić dopiero za kilka miesięcy ” – Karol Dzięcioł, Senior Consultant w REAS.

Zdaniem Maximiliana Mendla - „Ceny na rynku mieszkaniowym w Budapeszcie pozostały stosunkowo stabilne ze względu na stagnację popytu w poprzednich latach. Jednak choć deweloperzy i właściciele nieruchomości wciąż starają się sztucznie podtrzymać ceny ofertowe na poziomie sprzed kryzysu, spadki cen są nieuniknione i już odzwierciedlają je ceny transakcyjne”.

REAS

gk

inwestycje.pl

Wydatki na remont do waloryzacji

Podatnik, który wyremontował mieszkanie, a teraz chce je sprzedać, uwzględni w rozliczeniu PIT koszty na tę modernizację. Wydatki te będą mogły być zwaloryzowane o wskaźnik inflacji.
Ostatnie miesiące były dobrym okresem na inwestowanie w nieruchomości. Przy ich sprzedaży będzie można uwzględnić koszty uzyskania przychodów.

Koszty przy zbyciu nieruchomości podlegają waloryzacji. Czy waloryzacja takich kosztów dotyczy tylko wydatków poniesionych na zakup, a nie dotyczy np. kosztów remontu - pyta czytelniczka GP.
Poprosiliśmy ekspertów o rozwiązanie tych wątpliwości. Waldemar Olichwer, partner zarządzający, radca prawny w HLB Sarnowski & Wiśniewski, tłumaczy nam, że dochód ze zbycia nieruchomości, a także spółdzielczego prawa do lokalu, jak i prawa użytkowania wieczystego, dokonanego przez osobę fizyczną nieprowadzącą działalności gospodarczej, jest różnicą pomiędzy uzyskanym przychodem a kosztem jego uzyskania.

Kosztami uzyskania przychodu w omawianej sytuacji są: udokumentowane koszty nabycia lub udokumentowane koszty wytworzenia, powiększone o udokumentowane nakłady, które zwiększyły wartość rzeczy i praw majątkowych, poczynione w czasie ich posiadania - wylicza Waldemar Olichwer.

Jesteś zainteresowany kredytem gotówkowym?
Już teraz możesz u nas porównać ofertę 25 banków. Określasz kwotę kredytu oraz okres kredytowania a w kilka sekund otrzymujesz czytelną i dokładną analizę, z informacją o najtańszej ofercie! Finansomat.wp.pl - sprawdź! »

Tłumaczy dalej, że ustawodawca w sposób wyraźny i jednoznaczny rozróżnia dwa rodzaje kosztów, mogących stanowić koszt uzyskania przychodu. Po pierwsze, kosztami takim są wydatki na nabycie nieruchomości. Po drugie, na wytworzenie rzeczy (albo prawa). Zgodnie z cytowanym przepisem koszty te mogą podlegać zwiększeniu o koszty udokumentowanych nakładów. Tym samym ustawodawca nie tworzy odrębnego rodzaju źródła kosztu, jakim byłyby nakłady na rzecz (prawo), a jedynie daje podatnikowi prawo do zwiększenia kosztów poniesionych na nabycie lub wytworzenie o wydatki na nakłady.

Koszty nabycia lub wytworzenia podlegają corocznej waloryzacji - stwierdza Waldemar Olichwer.

Tomasz Rysiak, prawnik z Kancelarii Prawniczej Magnusson, dodaje, że zgodnie z art. 22 ust 6f ustawy o PIT (t.j. Dz.U. z 2000 r. nr 14, poz. 176 z późn. zm.) tylko koszty modernizacji nieruchomości mogą stanowić koszt uzyskania przychodu przy sprzedaży nieruchomości oraz mogą podlegać waloryzacji.

W przypadku gdy dany remont może być uznany za modernizację nieruchomości, tj. zwiększa jej wartość, koszt takiego remontu będzie podlegał waloryzacji o wskaźnik inflacji. W przeciwnym wypadku koszt remontu nie dość, że nie będzie podlegał waloryzacji, to nie będzie również stanowił kosztu uzyskania przychodu dla sprzedawcy nieruchomości - argumentuje Tomasz Rysiak.

Zastrzega również, że koszt modernizacji będzie stanowił koszt uzyskania przychodu jedynie w przypadku udokumentowania go fakturami VAT.

19 proc. wynosi podatek od dochodu ze zbycia nieruchomości

Ewa Matyszewska
Gazeta Prawna

Wydatki na remont do waloryzacji

Podatnik, który wyremontował mieszkanie, a teraz chce je sprzedać, uwzględni w rozliczeniu PIT koszty na tę modernizację. Wydatki te będą mogły być zwaloryzowane o wskaźnik inflacji.
Ostatnie miesiące były dobrym okresem na inwestowanie w nieruchomości. Przy ich sprzedaży będzie można uwzględnić koszty uzyskania przychodów.

Koszty przy zbyciu nieruchomości podlegają waloryzacji. Czy waloryzacja takich kosztów dotyczy tylko wydatków poniesionych na zakup, a nie dotyczy np. kosztów remontu - pyta czytelniczka GP.
Poprosiliśmy ekspertów o rozwiązanie tych wątpliwości. Waldemar Olichwer, partner zarządzający, radca prawny w HLB Sarnowski & Wiśniewski, tłumaczy nam, że dochód ze zbycia nieruchomości, a także spółdzielczego prawa do lokalu, jak i prawa użytkowania wieczystego, dokonanego przez osobę fizyczną nieprowadzącą działalności gospodarczej, jest różnicą pomiędzy uzyskanym przychodem a kosztem jego uzyskania.

Kosztami uzyskania przychodu w omawianej sytuacji są: udokumentowane koszty nabycia lub udokumentowane koszty wytworzenia, powiększone o udokumentowane nakłady, które zwiększyły wartość rzeczy i praw majątkowych, poczynione w czasie ich posiadania - wylicza Waldemar Olichwer.

Jesteś zainteresowany kredytem gotówkowym?
Już teraz możesz u nas porównać ofertę 25 banków. Określasz kwotę kredytu oraz okres kredytowania a w kilka sekund otrzymujesz czytelną i dokładną analizę, z informacją o najtańszej ofercie! Finansomat.wp.pl - sprawdź! »

Tłumaczy dalej, że ustawodawca w sposób wyraźny i jednoznaczny rozróżnia dwa rodzaje kosztów, mogących stanowić koszt uzyskania przychodu. Po pierwsze, kosztami takim są wydatki na nabycie nieruchomości. Po drugie, na wytworzenie rzeczy (albo prawa). Zgodnie z cytowanym przepisem koszty te mogą podlegać zwiększeniu o koszty udokumentowanych nakładów. Tym samym ustawodawca nie tworzy odrębnego rodzaju źródła kosztu, jakim byłyby nakłady na rzecz (prawo), a jedynie daje podatnikowi prawo do zwiększenia kosztów poniesionych na nabycie lub wytworzenie o wydatki na nakłady.

Koszty nabycia lub wytworzenia podlegają corocznej waloryzacji - stwierdza Waldemar Olichwer.

Tomasz Rysiak, prawnik z Kancelarii Prawniczej Magnusson, dodaje, że zgodnie z art. 22 ust 6f ustawy o PIT (t.j. Dz.U. z 2000 r. nr 14, poz. 176 z późn. zm.) tylko koszty modernizacji nieruchomości mogą stanowić koszt uzyskania przychodu przy sprzedaży nieruchomości oraz mogą podlegać waloryzacji.

W przypadku gdy dany remont może być uznany za modernizację nieruchomości, tj. zwiększa jej wartość, koszt takiego remontu będzie podlegał waloryzacji o wskaźnik inflacji. W przeciwnym wypadku koszt remontu nie dość, że nie będzie podlegał waloryzacji, to nie będzie również stanowił kosztu uzyskania przychodu dla sprzedawcy nieruchomości - argumentuje Tomasz Rysiak.

Zastrzega również, że koszt modernizacji będzie stanowił koszt uzyskania przychodu jedynie w przypadku udokumentowania go fakturami VAT.

19 proc. wynosi podatek od dochodu ze zbycia nieruchomości

Ewa Matyszewska
Gazeta Prawna

Więcej kredytów na Wyspach. Dno kryzysu za nami?

W czerwcu w Wielkiej Brytanii udzielono aż o 23 proc. więcej pożyczek hipotecznych niż w maju.
Jak donosi BBC, z danych organizacji zrzeszającej banki i instytucje udzielające kredytów hipotecznych wynika, że w czerwcu przyznano 45 tys. pożyczek. To tylko o 6 proc. mniej niz przed rokiem.

 

Średnia wartość pożyczki urosła do 111 tys. funtów. To o 6 tys. więcej niż w marcu. To efekt obserwowanego ostatnio lekkiego wzrostu cen nieruchomości.

Z danych wynika też, że lekko nie mają osoby, które planują zakup pierwszego domu lub mieszkania. W czerwcu dostały 17.2 tys. kredytów. Muszą bowiem liczyć się z koniecznością zgromadzenia ok. 25 proc. wartości domu jako wkładu własnego.

Brytyjski serwis cytuje opinii ekspertów rynek ustabilizował się po gwałtownym załamaniu.

 

Źródło:money.pl

Więcej kredytów na Wyspach. Dno kryzysu za nami?

W czerwcu w Wielkiej Brytanii udzielono aż o 23 proc. więcej pożyczek hipotecznych niż w maju.
Jak donosi BBC, z danych organizacji zrzeszającej banki i instytucje udzielające kredytów hipotecznych wynika, że w czerwcu przyznano 45 tys. pożyczek. To tylko o 6 proc. mniej niz przed rokiem.

 

Średnia wartość pożyczki urosła do 111 tys. funtów. To o 6 tys. więcej niż w marcu. To efekt obserwowanego ostatnio lekkiego wzrostu cen nieruchomości.

Z danych wynika też, że lekko nie mają osoby, które planują zakup pierwszego domu lub mieszkania. W czerwcu dostały 17.2 tys. kredytów. Muszą bowiem liczyć się z koniecznością zgromadzenia ok. 25 proc. wartości domu jako wkładu własnego.

Brytyjski serwis cytuje opinii ekspertów rynek ustabilizował się po gwałtownym załamaniu.

 

Źródło:money.pl

Wskaźniki rynku nieruchomości

W lipcu średni czas, który musi upłynąć od podpisania umowy z deweloperem do odebrania kluczy, w większości miast uległ dalszemu skróceniu . Taka sytuacja była obserwowana w sześciu monitorowanych miastach, tylko w jednym nastąpił natomiast wzrost wskaźnika. Największe skrócenie okresu oczekiwania odnotowano podobnie jak w poprzednim miesiącu w Warszawie, spore spadki odnotowano również w Poznaniu i Trójmieście. Średni czas oczekiwania na mieszkanie wzrósł natomiast we Wrocławiu. Obecnie we wszystkich aglomeracjach od momentu podpisania umowy do odbioru kluczy musimy – średnio – zaczekać mniej niż pół roku. W Katowicach, Łodzi, a także po raz pierwszy w Poznaniu wskaźnik ten utrzymuje się poniżej 100 dni.

Wskaźnik wyprzedania pokazuje, jaki procent mieszkań z projektów będących w sprzedaży znalazł już nabywców. Najlepiej pod tym względem wyglądają Trójmiasto i Katowice, zaś zdecydowanie najsłabiej Poznań i Łódź. W lipcu we wszystkich analizowanych miastach zanotowano wzrost wskaźnika, co wynika z systematycznego wyprzedawania się ofert połączonego z bardzo niewielkim dopływem na rynek nowych inwestycji mieszkaniowych. Największy wzrost widoczny był w łodzi, we Wrocławiu i w Katowicach zmiana była natomiast bardzo niewielka.

W lipcu w pięciu spośród monitorowanych miast zwiększył się udział procentowy puli lokali w całkowitej podaży, które zostały wybudowane, ale pozostają w sprzedaży. Wynika to z faktu zakończenia realizacji kilku dużych inwestycji mieszkaniowych. Odwrotną sytuację, czyli spadek wskaźnika dostępności zanotowano natomiast we Wrocławiu i Katowicach. Było to związane z tym, że nabywców znajdowały tu w znacznej mierze lokale gotowe, które gwarantują większe bezpieczeństwo transakcji. Największy wybór mieszkań, do których klucze można odebrać zaraz po dokonaniu zakupu, mają podobnie jak w ubiegłym miesiącu Wrocławiu i Poznaniu – udział takich mieszkań w rynku przekracza tam 30%.

Tabelaofert.pl
inwestycje.pl

Wskaźniki rynku nieruchomości

W lipcu średni czas, który musi upłynąć od podpisania umowy z deweloperem do odebrania kluczy, w większości miast uległ dalszemu skróceniu . Taka sytuacja była obserwowana w sześciu monitorowanych miastach, tylko w jednym nastąpił natomiast wzrost wskaźnika. Największe skrócenie okresu oczekiwania odnotowano podobnie jak w poprzednim miesiącu w Warszawie, spore spadki odnotowano również w Poznaniu i Trójmieście. Średni czas oczekiwania na mieszkanie wzrósł natomiast we Wrocławiu. Obecnie we wszystkich aglomeracjach od momentu podpisania umowy do odbioru kluczy musimy – średnio – zaczekać mniej niż pół roku. W Katowicach, Łodzi, a także po raz pierwszy w Poznaniu wskaźnik ten utrzymuje się poniżej 100 dni.

Wskaźnik wyprzedania pokazuje, jaki procent mieszkań z projektów będących w sprzedaży znalazł już nabywców. Najlepiej pod tym względem wyglądają Trójmiasto i Katowice, zaś zdecydowanie najsłabiej Poznań i Łódź. W lipcu we wszystkich analizowanych miastach zanotowano wzrost wskaźnika, co wynika z systematycznego wyprzedawania się ofert połączonego z bardzo niewielkim dopływem na rynek nowych inwestycji mieszkaniowych. Największy wzrost widoczny był w łodzi, we Wrocławiu i w Katowicach zmiana była natomiast bardzo niewielka.

W lipcu w pięciu spośród monitorowanych miast zwiększył się udział procentowy puli lokali w całkowitej podaży, które zostały wybudowane, ale pozostają w sprzedaży. Wynika to z faktu zakończenia realizacji kilku dużych inwestycji mieszkaniowych. Odwrotną sytuację, czyli spadek wskaźnika dostępności zanotowano natomiast we Wrocławiu i Katowicach. Było to związane z tym, że nabywców znajdowały tu w znacznej mierze lokale gotowe, które gwarantują większe bezpieczeństwo transakcji. Największy wybór mieszkań, do których klucze można odebrać zaraz po dokonaniu zakupu, mają podobnie jak w ubiegłym miesiącu Wrocławiu i Poznaniu – udział takich mieszkań w rynku przekracza tam 30%.

Tabelaofert.pl
inwestycje.pl

Polska jasnym punktem na mapie globalnej recesji

Analitycy RGE Monitor pokusili się o ocenę sytuacji ekonomicznej państw, które wyszły ze światowego kryzysu obronną ręką. W gronie wyróżnionych krajów europejskich znalazły się tylko trzy: Polska, Norwegia i Francja.
Eksperci docenili Polskę za utrzymanie wzrostu gospodarczego w trudnym, pierwszym kwartale tego roku, wskazując na szereg czynników, które wpłynęły na zachowanie dobrej kondycji krajowej gospodarki. Paradoksalnie dzięki temu, że tempo rozwoju Polski było bardziej zrównoważone, niż tempo rozwoju państw bałtyckich i Bałkanów, również skutki spowolnienia gospodarczego okazały się dla niej o wiele mniej dotkliwe, ułatwiając jej „miękkie lądowanie”.

Jako największa gospodarka tego regionu Europy, Polska jest również daleko mniej uzależniona od kapryśnych w okresie kryzysu rynków zagranicznych i ta część towarów, która nie zostanie wyeksportowana za granicę, może znaleźć zbyt na chłonnym rynku wewnętrznym. Również elastyczny kurs złotego i rekordowo niskie stopy procentowe przyczyniły się do zamortyzowania niekorzystnych efektów załamania globalnej koniunktury.

Jak czytamy w artykule zamieszczonym na stronie www RGE Monitor, Polsce udało się pozytywnie wyróżnić spośród innych krajów regionu i zaskarbić zaufanie inwestorów, uzyskując w maju elastyczną linię kredytową (FCL) z Międzynarodowego Funduszu Walutowego w wysokości ponad 20 mld dolarów. FCL nie jest rodzajem pożyczki dla budżetu, a raczej zabezpieczeniem rezerw walutowych banku centralnego, udzielanym jedynie krajom o stabilnych fundamentach makroekonomicznych. (www.rgemonitor.com)

Źródło: PAIiIZ

inwestycje.pl

Polska jasnym punktem na mapie globalnej recesji

Analitycy RGE Monitor pokusili się o ocenę sytuacji ekonomicznej państw, które wyszły ze światowego kryzysu obronną ręką. W gronie wyróżnionych krajów europejskich znalazły się tylko trzy: Polska, Norwegia i Francja.
Eksperci docenili Polskę za utrzymanie wzrostu gospodarczego w trudnym, pierwszym kwartale tego roku, wskazując na szereg czynników, które wpłynęły na zachowanie dobrej kondycji krajowej gospodarki. Paradoksalnie dzięki temu, że tempo rozwoju Polski było bardziej zrównoważone, niż tempo rozwoju państw bałtyckich i Bałkanów, również skutki spowolnienia gospodarczego okazały się dla niej o wiele mniej dotkliwe, ułatwiając jej „miękkie lądowanie”.

Jako największa gospodarka tego regionu Europy, Polska jest również daleko mniej uzależniona od kapryśnych w okresie kryzysu rynków zagranicznych i ta część towarów, która nie zostanie wyeksportowana za granicę, może znaleźć zbyt na chłonnym rynku wewnętrznym. Również elastyczny kurs złotego i rekordowo niskie stopy procentowe przyczyniły się do zamortyzowania niekorzystnych efektów załamania globalnej koniunktury.

Jak czytamy w artykule zamieszczonym na stronie www RGE Monitor, Polsce udało się pozytywnie wyróżnić spośród innych krajów regionu i zaskarbić zaufanie inwestorów, uzyskując w maju elastyczną linię kredytową (FCL) z Międzynarodowego Funduszu Walutowego w wysokości ponad 20 mld dolarów. FCL nie jest rodzajem pożyczki dla budżetu, a raczej zabezpieczeniem rezerw walutowych banku centralnego, udzielanym jedynie krajom o stabilnych fundamentach makroekonomicznych. (www.rgemonitor.com)

Źródło: PAIiIZ

inwestycje.pl

Salon Nieruchomości - Kobieta w nieruchomościach

Na tegorocznych targach VIENNA REAL przedstawił się pierwszy raz publiczności Salon Nieruchomości - inicjatywa stworzona przez kobiety i specjalnie dla kobiet, próbujących realizować wspólne cele w biznesie nieruchomości w Austrii.
Wszystkie członkinie, chociaż zajmują się różnymi rodzajami działalności, związane są z biznesem nieruchomościowym. Pod prezydenturą dr Margret Funk działa około 40 kobiet, jak dr Daniela Witt - Dörring z Maxl Weber & Partner, dr Ingrid Fitzek z BIG, mgr Karin Fuhrmann z TPA Horwath albo Julia Wegerer - Rustler (Rustler-Group).
Celem przedsięwzięcia jest wymiana informacji i doświadczeń między kobietami, które odnoszą sukcesy na rynku nieruchomości. Salon Nieruchomości organizuje panele dyskusyjne, wykłady i podróże za granicę.
Motywacją dołączania się do Salonu Nieruchomości była chęć stworzenia stowarzyszenia specjalnie dla kobiet.
Te, które już zrobiły karierę w sektorze nadal mocno zdominowanym przez mężczyzn, chciały pomóc sobie nawzajem, jak również innym, działającym na rynku nieruchomości. Salon Nieruchomości kontynuuje długą tradycję europejskich stowarzyszeń kobiet działających w tej branży jak WIP (Women in Property) z Wielkiej Brytanii albo podobnych organizacji z Francji lub Stanów Zjednoczonych, z którymi Salon Nieruchomości też współpracuje.
Odniesienia do pierwszej prezentacji Salonu podczas Targów Real Vienna w Wiedniu, znaleźć można na stronie internetowej www.salonreal.at 

Salon Nieruchomości - Kobieta w nieruchomościach

Na tegorocznych targach VIENNA REAL przedstawił się pierwszy raz publiczności Salon Nieruchomości - inicjatywa stworzona przez kobiety i specjalnie dla kobiet, próbujących realizować wspólne cele w biznesie nieruchomości w Austrii.
Wszystkie członkinie, chociaż zajmują się różnymi rodzajami działalności, związane są z biznesem nieruchomościowym. Pod prezydenturą dr Margret Funk działa około 40 kobiet, jak dr Daniela Witt - Dörring z Maxl Weber & Partner, dr Ingrid Fitzek z BIG, mgr Karin Fuhrmann z TPA Horwath albo Julia Wegerer - Rustler (Rustler-Group).
Celem przedsięwzięcia jest wymiana informacji i doświadczeń między kobietami, które odnoszą sukcesy na rynku nieruchomości. Salon Nieruchomości organizuje panele dyskusyjne, wykłady i podróże za granicę.
Motywacją dołączania się do Salonu Nieruchomości była chęć stworzenia stowarzyszenia specjalnie dla kobiet.
Te, które już zrobiły karierę w sektorze nadal mocno zdominowanym przez mężczyzn, chciały pomóc sobie nawzajem, jak również innym, działającym na rynku nieruchomości. Salon Nieruchomości kontynuuje długą tradycję europejskich stowarzyszeń kobiet działających w tej branży jak WIP (Women in Property) z Wielkiej Brytanii albo podobnych organizacji z Francji lub Stanów Zjednoczonych, z którymi Salon Nieruchomości też współpracuje.
Odniesienia do pierwszej prezentacji Salonu podczas Targów Real Vienna w Wiedniu, znaleźć można na stronie internetowej www.salonreal.at 

Transakcja roku 2009 na rynku nieruchomości komercyjnych

Transakcja  roku 2009  na rynku nieruchomości  komercyjnych
Firma Colliers International brała udział w sprzedaży warszawskiego Deloitte House za kwotę 117 milionów euro.
Jest to niedawno ukończony budynek biurowy klasy A, o łącznej powierzchni wynajmowanej 21 000 mkw., usytuowany w ścisłym centrum biznesowym Warszawy. Budynek pierwotnie otrzymał nazwę Atrium City, jednak została ona zmieniona na Deloitte House, że względu na głównego najemcę, firmę Deloitte, która wynajęła 14 600 mkw powierzchni biurowej. W transakcji sprzedaży Colliers reprezentował właściciela budynku, firmę Skanska, a prawnym doradcą sprzedającego była kancelaria Clifford Chance. Budynek kupił zlokalizowany w Niemczech fundusz zarządzany przez Deka Immobilien. Sprzedaż budynku jest piątą co do wielkości transakcją na liście biurowców sprzedanych w regionie EMEA (Europa, Środkowy Wschód i Afryka) od początku roku 2009, największą transakcją w Polsce, i jedną z 12 największych transakcji na świecie, zgodnie z danymi firmy badawczej Real Capital Analytics.


Neil Gregory-Eaves, partner w Colliers International Poland i dyrektor w Colliers International CEE, tak skomentował transakcję:

„Znając jakość, którą oferuje Skanska, dodając to tego doskonałą lokalizację oraz firmę Deloitte, jako głównego najemcę, nowy właściciel budynku znajduje się w doskonałej sytuacji w kontekście długofalowego wzrostu. Podczas gdy wolumen transakcji inwestycyjnych w Europie Centralno-Wschodniej pozostaje na niskim poziomie, globalna gospodarka zdaje się stabilizować, a my jesteśmy świadkami powracającego zainteresowania najlepszymi aktywami ze strony inwestorów instytucjonalnych i prywatnych, potwierdzonego coraz większą liczbą składanych ofert. Do głównych graczy należy zaliczyć niemieckie instytucje finansowe, które wykazują rosnące zainteresowanie rynkiem polskim, zarówno w aspekcie finansowania dłużnego, jak i inwestycji kapitałowych na rynku nieruchomości. Sprzedający, zgłaszający zapotrzebowanie na kapitał, skorzystają zapewne również z ponownie pojawiających się możliwości refinansowania, stanowiących atrakcyjną alternatywę dla sprzedaży, zwłaszcza biorąc pod uwagę oportunistyczne poziomy wycen zawarte w ofertach wysyłanych przez inwestorów w ostatnim okresie.”


Źródło: Property Jornal Polska Giełda Nieruchomości 08-09/09

Transakcja roku 2009 na rynku nieruchomości komercyjnych

Transakcja  roku 2009  na rynku nieruchomości  komercyjnych
Firma Colliers International brała udział w sprzedaży warszawskiego Deloitte House za kwotę 117 milionów euro.
Jest to niedawno ukończony budynek biurowy klasy A, o łącznej powierzchni wynajmowanej 21 000 mkw., usytuowany w ścisłym centrum biznesowym Warszawy. Budynek pierwotnie otrzymał nazwę Atrium City, jednak została ona zmieniona na Deloitte House, że względu na głównego najemcę, firmę Deloitte, która wynajęła 14 600 mkw powierzchni biurowej. W transakcji sprzedaży Colliers reprezentował właściciela budynku, firmę Skanska, a prawnym doradcą sprzedającego była kancelaria Clifford Chance. Budynek kupił zlokalizowany w Niemczech fundusz zarządzany przez Deka Immobilien. Sprzedaż budynku jest piątą co do wielkości transakcją na liście biurowców sprzedanych w regionie EMEA (Europa, Środkowy Wschód i Afryka) od początku roku 2009, największą transakcją w Polsce, i jedną z 12 największych transakcji na świecie, zgodnie z danymi firmy badawczej Real Capital Analytics.


Neil Gregory-Eaves, partner w Colliers International Poland i dyrektor w Colliers International CEE, tak skomentował transakcję:

„Znając jakość, którą oferuje Skanska, dodając to tego doskonałą lokalizację oraz firmę Deloitte, jako głównego najemcę, nowy właściciel budynku znajduje się w doskonałej sytuacji w kontekście długofalowego wzrostu. Podczas gdy wolumen transakcji inwestycyjnych w Europie Centralno-Wschodniej pozostaje na niskim poziomie, globalna gospodarka zdaje się stabilizować, a my jesteśmy świadkami powracającego zainteresowania najlepszymi aktywami ze strony inwestorów instytucjonalnych i prywatnych, potwierdzonego coraz większą liczbą składanych ofert. Do głównych graczy należy zaliczyć niemieckie instytucje finansowe, które wykazują rosnące zainteresowanie rynkiem polskim, zarówno w aspekcie finansowania dłużnego, jak i inwestycji kapitałowych na rynku nieruchomości. Sprzedający, zgłaszający zapotrzebowanie na kapitał, skorzystają zapewne również z ponownie pojawiających się możliwości refinansowania, stanowiących atrakcyjną alternatywę dla sprzedaży, zwłaszcza biorąc pod uwagę oportunistyczne poziomy wycen zawarte w ofertach wysyłanych przez inwestorów w ostatnim okresie.”


Źródło: Property Jornal Polska Giełda Nieruchomości 08-09/09

Pozwólmy Chińczykom budować

Pozwólmy Chińczykom budować
Trzy największe chińskie przedsiębiorstwa budowlano inżynieryjne startują w największych przetargach na projekty infrastrukturalne w Polsce.
Wspólnie z Polskim partnerem, spółką Decoma, przygotowały ofertę, m.in. na budowę drugiej nitki warszawskiego metra. Spółki, będące w konsorcjum: China Overseas Engineering Group Co., Ltd (COVEC), Shanghai Construction Group (SCG), China Railway Tunnel Group (CTG) to globalni liderzy w projektach infrastrukturalnych, posiadający certyfikaty ISO oraz największe doświadczenie w realizacji projektów tunelowych ze wszystkich firm obecnych na Polskim rynku. Dzięki wsparciu w postaci zarówno środków finansowych, jak i technologii, ze strony swojej spółki macierzystej, China Railway Group Limited, znajdującej się na liście Fortune Global 500, i będącej trzecim największym na świecie wykonawcą inwestycji budowlanych, chińskie korporacje mogą wprowadzić do Polski nową jakość. China Railway Group Limited realizuje 60% inwestycji w tory naziemne oraz linie metra w Chinach i całej Azji.
Zgodnie z praktyką przyjętą w chińskich firmach, współpracują one z lokalnymi podmiotami w ramach strategii rozwoju międzynarodowego. Celem postawionym przed konsorcjum jest wygrywanie przetargów i realizacja projektów inwestycyjnych. Żeby osiągnąć wyznaczony cel chińskie firmy potrzebują wsparcia ze strony spółek lokalnych dysponujących lokalną siecią partnerów oraz wykwalifikowanym personelem, który potrafi poruszać się w polskich realiach biznesowych i formalnych. Stąd wybór Decomy, jako polskiego partnera, z którym konsorcjum współpracowało już wcześniej.

„Czasami rodzimi przedsiębiorcy bojąc się konkurencji,  rozpowszechniają np. opinię, że jakość inwestycji w Państwie Środka jest marna. Warto więc złożyć wizytę w Chinach, bo tamtejsze autostrady i inne inwestycje budowlane budzą respekt rozmachem i solidnością. Chiny dysponują drugą co do wielkości siecią autostrad na świecie (41 tys. km). W 2020 r. sieć ta ma liczyć 85 tys. km, czyli nieco mniej, niż obecna sieć amerykańska. Nic się nie wali i nie zapada. Dziur na próżno szukać. Jeżeli zatem oferowane są nam i maszyny, i kruszywa, i robotnicy, to nad czym się zastanawiać?”
- powiedział Adrian Furgalski, niezależny ekspert z Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.

Źródło: Property Jornal Polska Giełda Nieruchomości 08-09/09

Pozwólmy Chińczykom budować

Pozwólmy Chińczykom budować
Trzy największe chińskie przedsiębiorstwa budowlano inżynieryjne startują w największych przetargach na projekty infrastrukturalne w Polsce.
Wspólnie z Polskim partnerem, spółką Decoma, przygotowały ofertę, m.in. na budowę drugiej nitki warszawskiego metra. Spółki, będące w konsorcjum: China Overseas Engineering Group Co., Ltd (COVEC), Shanghai Construction Group (SCG), China Railway Tunnel Group (CTG) to globalni liderzy w projektach infrastrukturalnych, posiadający certyfikaty ISO oraz największe doświadczenie w realizacji projektów tunelowych ze wszystkich firm obecnych na Polskim rynku. Dzięki wsparciu w postaci zarówno środków finansowych, jak i technologii, ze strony swojej spółki macierzystej, China Railway Group Limited, znajdującej się na liście Fortune Global 500, i będącej trzecim największym na świecie wykonawcą inwestycji budowlanych, chińskie korporacje mogą wprowadzić do Polski nową jakość. China Railway Group Limited realizuje 60% inwestycji w tory naziemne oraz linie metra w Chinach i całej Azji.
Zgodnie z praktyką przyjętą w chińskich firmach, współpracują one z lokalnymi podmiotami w ramach strategii rozwoju międzynarodowego. Celem postawionym przed konsorcjum jest wygrywanie przetargów i realizacja projektów inwestycyjnych. Żeby osiągnąć wyznaczony cel chińskie firmy potrzebują wsparcia ze strony spółek lokalnych dysponujących lokalną siecią partnerów oraz wykwalifikowanym personelem, który potrafi poruszać się w polskich realiach biznesowych i formalnych. Stąd wybór Decomy, jako polskiego partnera, z którym konsorcjum współpracowało już wcześniej.

„Czasami rodzimi przedsiębiorcy bojąc się konkurencji,  rozpowszechniają np. opinię, że jakość inwestycji w Państwie Środka jest marna. Warto więc złożyć wizytę w Chinach, bo tamtejsze autostrady i inne inwestycje budowlane budzą respekt rozmachem i solidnością. Chiny dysponują drugą co do wielkości siecią autostrad na świecie (41 tys. km). W 2020 r. sieć ta ma liczyć 85 tys. km, czyli nieco mniej, niż obecna sieć amerykańska. Nic się nie wali i nie zapada. Dziur na próżno szukać. Jeżeli zatem oferowane są nam i maszyny, i kruszywa, i robotnicy, to nad czym się zastanawiać?”
- powiedział Adrian Furgalski, niezależny ekspert z Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.

Źródło: Property Jornal Polska Giełda Nieruchomości 08-09/09

Dokąd po kredyt hipoteczny?

Dokąd po kredyt hipoteczny?
Kredyty hipoteczne na 100 procent wartości nieruchomości dostępne były w lipcu w dwunastu bankach.
Kredyt w złotych bez wymaganego wkładu własnego oferują m.in.: Deutsche Bank, Lukas Bank, Bank Pocztowy, BOŚ, PKO BP, mBank, MultiBank i Polbank EFG. Najlepszą ofertę ma Deutsche Bank, nieco ustępuje jej Nordea Bank oraz kredyt hipoteczny Lukas Banku.
Różnica w wysokości miesięcznej raty pomiędzy najlepszą ofertą, jaką ma Deutsche Bank a drugim w rankingu Lukas Bankiem - to zaledwie 27 zł. Jeśli jednak porównamy ofertę Deutsche Banku z zamykającym zestawienie Multibankiem, to ta różnica wynosi już ponad 400 zł!
Kolejne banki wróciły do kredytów w złotych, w których można sfinansować 100 procent wartości nieruchomości. Zarówno PKO BP jak i Eurobank nie wymagają już 10 procent wkładu własnego, który był konieczny jeszcze w maju. Dwanaście banków oferuje więc kredyt w naszej walucie, z którego sfinansujemy całą nieruchomość. W przypadku analogicznych kredytów w euro oferta jest prawie trzykrotnie mniejsza, bowiem tylko 5 banków pozwoli nam sfinansować nasze M w 100 procentach. Kredyty w euro są też znacznie mniej dostępne i tak naprawdę większość wypłaconych w euro kredytów przypadnie klientom z bardzo dobrą zdolnością kredytową.
W przypadku najnowszego rankingu kredytów hipotecznych w euro w czołówce zestawienia nastąpiły spore zmiany. Liderem został również Deutsche Bank, na drugą pozycję przesunął się Bank Ochrony Środowiska, a miejsce na podium zamyka niedawny lider rankingu czyli DnB Nord. Najniższe oprocentowanie (3,85 proc.) oferuje Deutsche Bank, a najwyższe (8,64 proc.) PKO BP. Różnica w miesięcznej racie pomiędzy pierwszym a ostatnim bankiem dla kredytu w wysokości 200 000 zł z 25-letnim okresem kredytowania to ponad 500 zł.
Kredyt w euro ze względu na zdecydowanie niższe stopy referencyjne i podobny poziom marży co przy kredycie w złotówkach, wydaje się być tańszym rozwiązaniem. Należy jednak pamiętać o ryzyku kursowym, związanym z możliwymi wahaniami kursu euro, które w skrajnych przypadkach mogą sprawić, iż rata takiego kredytu będzie wyższa niż w przypadku kredytu w złotówkach.

Źródło: Property Jornal Polska Giełda Nieruchomości 08-09/09

Dokąd po kredyt hipoteczny?

Dokąd po kredyt hipoteczny?
Kredyty hipoteczne na 100 procent wartości nieruchomości dostępne były w lipcu w dwunastu bankach.
Kredyt w złotych bez wymaganego wkładu własnego oferują m.in.: Deutsche Bank, Lukas Bank, Bank Pocztowy, BOŚ, PKO BP, mBank, MultiBank i Polbank EFG. Najlepszą ofertę ma Deutsche Bank, nieco ustępuje jej Nordea Bank oraz kredyt hipoteczny Lukas Banku.
Różnica w wysokości miesięcznej raty pomiędzy najlepszą ofertą, jaką ma Deutsche Bank a drugim w rankingu Lukas Bankiem - to zaledwie 27 zł. Jeśli jednak porównamy ofertę Deutsche Banku z zamykającym zestawienie Multibankiem, to ta różnica wynosi już ponad 400 zł!
Kolejne banki wróciły do kredytów w złotych, w których można sfinansować 100 procent wartości nieruchomości. Zarówno PKO BP jak i Eurobank nie wymagają już 10 procent wkładu własnego, który był konieczny jeszcze w maju. Dwanaście banków oferuje więc kredyt w naszej walucie, z którego sfinansujemy całą nieruchomość. W przypadku analogicznych kredytów w euro oferta jest prawie trzykrotnie mniejsza, bowiem tylko 5 banków pozwoli nam sfinansować nasze M w 100 procentach. Kredyty w euro są też znacznie mniej dostępne i tak naprawdę większość wypłaconych w euro kredytów przypadnie klientom z bardzo dobrą zdolnością kredytową.
W przypadku najnowszego rankingu kredytów hipotecznych w euro w czołówce zestawienia nastąpiły spore zmiany. Liderem został również Deutsche Bank, na drugą pozycję przesunął się Bank Ochrony Środowiska, a miejsce na podium zamyka niedawny lider rankingu czyli DnB Nord. Najniższe oprocentowanie (3,85 proc.) oferuje Deutsche Bank, a najwyższe (8,64 proc.) PKO BP. Różnica w miesięcznej racie pomiędzy pierwszym a ostatnim bankiem dla kredytu w wysokości 200 000 zł z 25-letnim okresem kredytowania to ponad 500 zł.
Kredyt w euro ze względu na zdecydowanie niższe stopy referencyjne i podobny poziom marży co przy kredycie w złotówkach, wydaje się być tańszym rozwiązaniem. Należy jednak pamiętać o ryzyku kursowym, związanym z możliwymi wahaniami kursu euro, które w skrajnych przypadkach mogą sprawić, iż rata takiego kredytu będzie wyższa niż w przypadku kredytu w złotówkach.

Źródło: Property Jornal Polska Giełda Nieruchomości 08-09/09

Będzie nowy podatek od wynajmu mieszkania

Podatek od wynajmu mieszkania wyniesie 8,5 proc., zamiast obowiązującej obecnie stawki 20 proc., a właściciele mieszkań uzyskają dodatkową ochronę - przewiduje przyjęty przez rząd projekt nowelizacji kilku ustaw, w tym ustawy o ochronie praw lokatorów i mieszkaniowym zasobie gminy.

 

Według Centrum Informacyjnego Rządu projektowane rozwiązania mają doprowadzić do zmniejszenia szarej strefy na rynku wynajmu mieszkań i zwiększenia liczby legalnie wynajmowanych lokali. Ponadto wprowadzenie zmian powinno ożywić rynek wynajmu lokali.

Zgodnie z przepisami opracowanymi w Ministerstwie Infrastruktury, od 1 stycznia 2010 r. właściciele mieszkań, którzy zdecydują się je wynająć, zapłacą 8,5 proc. podatek ryczałtowy od przychodów z najmu. "Obecnie podatek w takiej wysokości płacą jedynie osoby, których przychody z najmu nie przekraczają równowartości 4 tys. euro. Natomiast po przekroczeniu tej kwoty, podatek wzrasta do 20 proc." - wyjaśnia CIR w komunikacie.

Projekt nowelizacji ma uregulować także kwestie tzw. najmu okazjonalnego. Będzie mógł go stosować właściciel mieszkania (osoba fizyczna), który nie prowadzi działalności gospodarczej związanej z wynajmowaniem lokali.

Umowa najmu okazjonalnego ma być zawierana maksymalnie na 10 lat. Znajdzie się w niej poświadczone notarialnie zobowiązanie najemcy, że jeśli nie będzie przestrzegał warunków umowy, będzie musiał wyprowadzić się z lokalu. Najemca w umowie będzie musiał wskazać inny lokal, w którym zamieszka w przypadku eksmisji.

Właściciel, który będzie chciał skorzystać z przepisów dotyczących najmu okazjonalnego, będzie musiał zgłosić zawarcie umowy w urzędzie skarbowym.

źródło informacji: PAP interia.pl

Będzie nowy podatek od wynajmu mieszkania

Podatek od wynajmu mieszkania wyniesie 8,5 proc., zamiast obowiązującej obecnie stawki 20 proc., a właściciele mieszkań uzyskają dodatkową ochronę - przewiduje przyjęty przez rząd projekt nowelizacji kilku ustaw, w tym ustawy o ochronie praw lokatorów i mieszkaniowym zasobie gminy.

 

Według Centrum Informacyjnego Rządu projektowane rozwiązania mają doprowadzić do zmniejszenia szarej strefy na rynku wynajmu mieszkań i zwiększenia liczby legalnie wynajmowanych lokali. Ponadto wprowadzenie zmian powinno ożywić rynek wynajmu lokali.

Zgodnie z przepisami opracowanymi w Ministerstwie Infrastruktury, od 1 stycznia 2010 r. właściciele mieszkań, którzy zdecydują się je wynająć, zapłacą 8,5 proc. podatek ryczałtowy od przychodów z najmu. "Obecnie podatek w takiej wysokości płacą jedynie osoby, których przychody z najmu nie przekraczają równowartości 4 tys. euro. Natomiast po przekroczeniu tej kwoty, podatek wzrasta do 20 proc." - wyjaśnia CIR w komunikacie.

Projekt nowelizacji ma uregulować także kwestie tzw. najmu okazjonalnego. Będzie mógł go stosować właściciel mieszkania (osoba fizyczna), który nie prowadzi działalności gospodarczej związanej z wynajmowaniem lokali.

Umowa najmu okazjonalnego ma być zawierana maksymalnie na 10 lat. Znajdzie się w niej poświadczone notarialnie zobowiązanie najemcy, że jeśli nie będzie przestrzegał warunków umowy, będzie musiał wyprowadzić się z lokalu. Najemca w umowie będzie musiał wskazać inny lokal, w którym zamieszka w przypadku eksmisji.

Właściciel, który będzie chciał skorzystać z przepisów dotyczących najmu okazjonalnego, będzie musiał zgłosić zawarcie umowy w urzędzie skarbowym.

źródło informacji: PAP interia.pl

Działki warte poznania

Wielokrotnie zdarza się, że ceny działek budowlanych w okolicach Poznania nie odpowiadają ich faktycznej wartości. Znaleźć można takie tereny, gdzie koszt działki jest znacznie wyższy od jej rzeczywistej wartości. Z drugiej strony, istnieją i takie miejsca, gdzie można zakupić działkę za cenę o wiele niższą niż wskazywałaby na to jej wartość. Z czego to wynika?

Jednym z głównych powodów takiej sytuacji jest kłopot przy ocenie realnej wartości działki. Każda z nich jest inna, różnią się także infrastrukturą czy drogami dojazdowymi. Dla osób, które zamierzają kupić działkę jak i dla tych, którzy planują zainwestować swoje oszczędności, porównujemy realne wartości działek budowlanych w okolicach Poznania z ich cenami ofertowymi.

Skupmy się zatem na trzech czynnikach, które mają szczególny wpływ na to, że ceny działek bywają wielokrotnie zaniżane lub zawyżane. Są to: tendencje na konkretne lokalizacje/rejony, deficyt informacji oraz zmieniająca się infrastruktura.

Preferowane lokalizacje

Miejscowość Nekielka położona między Kostrzynem Wielkopolskim a Czeniejewem, jeszcze kilka lat temu była niezwykle popularnym miejscem zakupu działek (ze względu chociażby na koncerty odbywające się w tamtejszym kościele przyciągające tłumy Poznaniaków). Ceny działek osiągnęły tam pułap 150 zł za m2, obecnie uległy już obniżeniu. Niewiele osób jednak wie, że w bardzo bliskiej odległości od Nekielki (3-5 km), w Czerniejewie lub Grabach, można znaleźć równie pięknie położone i często z lepszą infrastrukturą działki, stanowiące 50 do 60 proc. ceny działek w Nekielce. Podobne przykłady można mnożyć: ceny działek w Jaraczu wynoszące 60 zł/m2 są o połowę niższe od tych w Kowanówku (gmina Oborniki), a w malowniczo położonych Lipkach (gmina Czerniejewo) znajdziemy działki o 40 proc. tańsze od tych w pobliskich Wierzycach. Z kolei na terenie Ujazdu (gmina Kiszkowo), wartość ziemi kształtuje się nawet na poziomie o 70 proc. mniejszym niż ma to miejsce w Lednogórze.

Niedobór informacji

Z powodu braku informacji na temat działek położonych w miejscowościach oddalonych o 30-40 km od Poznania, wiele gmin jest zupełnie pomijanych przez kupujących. W ostatnich latach zostały uchwalone tzw. Plany Zagospodarowania i pojawiły się na rynku bardzo atrakcyjne działki. Jednakże brak wiedzy kupujących na temat tych rejonów powoduje, że popyt jest na tyle mały, że właściciele działek sprzedają je znacznie poniżej ich faktycznej wartości. Z taką sytuacją mamy do czynienia na przykład w oddalonej o 30 km od Poznania gminie Kiszkowo, położonej pomiędzy Puszczą Zielonka a Lednogórskim Parkiem Krajobrazowym. W takich miejscowościach jak Sroczyn, Ujazd czy Skrzetuszewo w sprzedaży są działki, których cena jest trzy lub cztery razy niższa od działek położonych w takiej samej odległości na południe czy zachód od Poznania.

Zmieniająca się infrastruktura

Jesteśmy świadkami sytuacji, w której ceny działek bynajmniej nie są adekwatne do zmian chociażby w infrastrukturze, w szczególności mowa tu o planowanej na najbliższe lata budowie trasy S5 i S11. Na wartość działki zdecydowany wpływ ma nie tylko jej odległość od Poznania, ale także jakość dojazdu do miasta. Z tego też powodu obniżyły się ceny działek na przykład w Suchym Lesie, do których średni czas dojazdu z centrum miasta wynosi 50 minut. Z kolei wartość parceli w okolicach Kórnika wciąż utrzymuje się na wysokim poziomie, co wynika z bardzo szybkiego dojazdu drogą dwupasmową. W ciągu najbliższych dwóch lat w okolicach Poznania powstaną drogi szybkiego ruchu i dojazd do wielu miejscowości znacznie się skróci, zmieni się zatem ich wartość. Jednak w wielu przypadkach nie zostało to jeszcze uwzględnione w cenie działki, dotyczy to w szczególności gmin Kleszczewo, Kostrzyn Wlkp., Czerniejewo czy Łubowo.

W celu dokonania oceny realnej wartości działek, przeprowadzono analizę pod kątem ich odległości, czasu i jakości dojazdu do Poznania (po wybudowaniu tras S5 i S11), dostępności infrastruktury technicznej (gaz, kanalizacja), dostępności infrastruktury miejskiej (sklepy, szkoły, urzędy), a także otoczenia działek (lasy, jeziora, nowe domy).

Wyniki analizy wskazują, że działki położone na wschód od Poznania, są znacznie niedowartościowane. W takich miejscowościach jak Ujazd, Wierzyce czy Czerniejewo ceny ofertowe działek są niższe o 40 do 60 proc. w porównaniu z ich realną wartością. Natomiast ceny działek znajdujące się na zachód oraz północ od Poznania, są wyższe o 20 do 30 proc. biorąc pod uwagę ich rzeczywistą wartość. Istnieje także wiele lokalizacji również w kierunku północnym, gdzie grunty bywają wielokrotnie niedowartościowane. W takich miejscowościach jak Jaracz, Sroczyn, Lipki można zakupić działki w cenach gwarantujących ich znaczny wzrost w najbliższych latach. Sytuacja ta zapewne zostanie unormowana, gdyż wraz ze wzrostem wiedzy kupujących i sprzedających ceny będą dążyć do ich faktycznych wartości. Warto się nad tym zastanowić i spędzić trochę czasu przy wyborze lokalizacji, gdyż pozwoli to nam zaoszczędzić dziesiątki tysięcy złotych.

źródło informacji: INTERIA.PL/materiały prasowe

Działki warte poznania

Wielokrotnie zdarza się, że ceny działek budowlanych w okolicach Poznania nie odpowiadają ich faktycznej wartości. Znaleźć można takie tereny, gdzie koszt działki jest znacznie wyższy od jej rzeczywistej wartości. Z drugiej strony, istnieją i takie miejsca, gdzie można zakupić działkę za cenę o wiele niższą niż wskazywałaby na to jej wartość. Z czego to wynika?

Jednym z głównych powodów takiej sytuacji jest kłopot przy ocenie realnej wartości działki. Każda z nich jest inna, różnią się także infrastrukturą czy drogami dojazdowymi. Dla osób, które zamierzają kupić działkę jak i dla tych, którzy planują zainwestować swoje oszczędności, porównujemy realne wartości działek budowlanych w okolicach Poznania z ich cenami ofertowymi.

Skupmy się zatem na trzech czynnikach, które mają szczególny wpływ na to, że ceny działek bywają wielokrotnie zaniżane lub zawyżane. Są to: tendencje na konkretne lokalizacje/rejony, deficyt informacji oraz zmieniająca się infrastruktura.

Preferowane lokalizacje

Miejscowość Nekielka położona między Kostrzynem Wielkopolskim a Czeniejewem, jeszcze kilka lat temu była niezwykle popularnym miejscem zakupu działek (ze względu chociażby na koncerty odbywające się w tamtejszym kościele przyciągające tłumy Poznaniaków). Ceny działek osiągnęły tam pułap 150 zł za m2, obecnie uległy już obniżeniu. Niewiele osób jednak wie, że w bardzo bliskiej odległości od Nekielki (3-5 km), w Czerniejewie lub Grabach, można znaleźć równie pięknie położone i często z lepszą infrastrukturą działki, stanowiące 50 do 60 proc. ceny działek w Nekielce. Podobne przykłady można mnożyć: ceny działek w Jaraczu wynoszące 60 zł/m2 są o połowę niższe od tych w Kowanówku (gmina Oborniki), a w malowniczo położonych Lipkach (gmina Czerniejewo) znajdziemy działki o 40 proc. tańsze od tych w pobliskich Wierzycach. Z kolei na terenie Ujazdu (gmina Kiszkowo), wartość ziemi kształtuje się nawet na poziomie o 70 proc. mniejszym niż ma to miejsce w Lednogórze.

Niedobór informacji

Z powodu braku informacji na temat działek położonych w miejscowościach oddalonych o 30-40 km od Poznania, wiele gmin jest zupełnie pomijanych przez kupujących. W ostatnich latach zostały uchwalone tzw. Plany Zagospodarowania i pojawiły się na rynku bardzo atrakcyjne działki. Jednakże brak wiedzy kupujących na temat tych rejonów powoduje, że popyt jest na tyle mały, że właściciele działek sprzedają je znacznie poniżej ich faktycznej wartości. Z taką sytuacją mamy do czynienia na przykład w oddalonej o 30 km od Poznania gminie Kiszkowo, położonej pomiędzy Puszczą Zielonka a Lednogórskim Parkiem Krajobrazowym. W takich miejscowościach jak Sroczyn, Ujazd czy Skrzetuszewo w sprzedaży są działki, których cena jest trzy lub cztery razy niższa od działek położonych w takiej samej odległości na południe czy zachód od Poznania.

Zmieniająca się infrastruktura

Jesteśmy świadkami sytuacji, w której ceny działek bynajmniej nie są adekwatne do zmian chociażby w infrastrukturze, w szczególności mowa tu o planowanej na najbliższe lata budowie trasy S5 i S11. Na wartość działki zdecydowany wpływ ma nie tylko jej odległość od Poznania, ale także jakość dojazdu do miasta. Z tego też powodu obniżyły się ceny działek na przykład w Suchym Lesie, do których średni czas dojazdu z centrum miasta wynosi 50 minut. Z kolei wartość parceli w okolicach Kórnika wciąż utrzymuje się na wysokim poziomie, co wynika z bardzo szybkiego dojazdu drogą dwupasmową. W ciągu najbliższych dwóch lat w okolicach Poznania powstaną drogi szybkiego ruchu i dojazd do wielu miejscowości znacznie się skróci, zmieni się zatem ich wartość. Jednak w wielu przypadkach nie zostało to jeszcze uwzględnione w cenie działki, dotyczy to w szczególności gmin Kleszczewo, Kostrzyn Wlkp., Czerniejewo czy Łubowo.

W celu dokonania oceny realnej wartości działek, przeprowadzono analizę pod kątem ich odległości, czasu i jakości dojazdu do Poznania (po wybudowaniu tras S5 i S11), dostępności infrastruktury technicznej (gaz, kanalizacja), dostępności infrastruktury miejskiej (sklepy, szkoły, urzędy), a także otoczenia działek (lasy, jeziora, nowe domy).

Wyniki analizy wskazują, że działki położone na wschód od Poznania, są znacznie niedowartościowane. W takich miejscowościach jak Ujazd, Wierzyce czy Czerniejewo ceny ofertowe działek są niższe o 40 do 60 proc. w porównaniu z ich realną wartością. Natomiast ceny działek znajdujące się na zachód oraz północ od Poznania, są wyższe o 20 do 30 proc. biorąc pod uwagę ich rzeczywistą wartość. Istnieje także wiele lokalizacji również w kierunku północnym, gdzie grunty bywają wielokrotnie niedowartościowane. W takich miejscowościach jak Jaracz, Sroczyn, Lipki można zakupić działki w cenach gwarantujących ich znaczny wzrost w najbliższych latach. Sytuacja ta zapewne zostanie unormowana, gdyż wraz ze wzrostem wiedzy kupujących i sprzedających ceny będą dążyć do ich faktycznych wartości. Warto się nad tym zastanowić i spędzić trochę czasu przy wyborze lokalizacji, gdyż pozwoli to nam zaoszczędzić dziesiątki tysięcy złotych.

źródło informacji: INTERIA.PL/materiały prasowe

Nieruchomości: Krajobraz po bitwie

Pojawiły się pierwsze symptomy wychodzenia światowej gospodarki z kryzysu, co oczywiście przekłada się również na rynek nieruchomości. W Polsce pewne zauważalne ożywienie w branży budowlanej trwa już od pierwszego kwartału. Jeśli chodzi o zainteresowanie klientów i ilość sprzedanych mieszkań, to w moim odczuciu II kwartał był wręcz sensacyjny, lepszy niż cały 2008 rok.

Kryzys spowodował wyraźne przewietrzenie rynku, z którego wypadli mali gracze, tzw. gwiazdy jednego przeboju. Jest na nim również kilka bardzo dużych firm, które prowadziły inwestycje w krajach znacznie bardziej dotkniętych zapaścią , które mają obecnie olbrzymie problemy z utrzymaniem płynności finansowej. Także przed deweloperami, którzy utrzymali się na rynku, stoją nowe wyzwania i wymagania. Będą oni poddawani szczegółowej weryfikacji przez banki, w których ubiegają się o kredyty, a w efekcie dostaną je tylko Ci, którzy sprawdzili się w trudnych czasach, nie wpadli w tarapaty finansowe i mogą przedstawić wiarygodne dokumenty potwierdzające dobrą kondycję firmy.

Warunki stawiane przez banki spowodują powrót do znanej sprzed lat formuły sprzedaży dziury w ziemi. Kredytodawcy będą wymagać bowiem przedsprzedaży na poziomie minimum 20 proc., a to jest możliwe jedynie przy prowadzeniu sprzedaży jeszcze przed rozpoczęciem inwestycji. Co za tym idzie klienci będą premiowani za wczesny zakup. Bonusy te przyjmą postać atrakcyjnej ceny, czy też elastycznego harmonogramu spłat, dającego większe bezpieczeństwo finansowe. To jednak nieuchronnie będzie oznaczać wyższe koszty projektu i odbije się na ostatecznej cenie.

Zaostrzone warunki zostaną również postawione klientom indywidualnym. Banki będą sobie wybierać najbezpieczniejszych kredytobiorców, tych ze sprawdzoną historią spłat, stabilnym statusem zawodowym etc.

Mimo zaostrzonych warunków, banki prawdopodobnie dość szybko otworzą strumień z pieniędzmi. Rynek nie znosi próżni, a kapitał wymaga nieustającego ruchu, więc kredyty, po znaczącej korekcie cen mieszkań, będą znów bardzo bezpiecznym biznesem dla banków.

Pewien wpływ na wzrost dynamiki rynku ma również rządowy program "Rodzina na Swoim", który napędza około15-20 proc. obecnej sprzedaży. Nie jest to jednak jedyna siła pchająca go do przodu. Wielu zamożniejszych klientów kupuje obecnie inwestycyjnie, na wynajem, płacąc gotówką, a nie korzystając z kredytu. Spora grupa klientów doszła do wniosku, że obecny poziom cen jest dla nich w zupełności akceptowalny, biorąc pod uwagę chociażby wysoki czynsz wynajmu mieszkań.

Z tego faktu, można wywnioskować, iż klienci ponownie zaczynają się przekonywać do inwestycji w nieruchomości i z pewnością jest to dobry, być może najlepszy okres, na kupno dobrej nieruchomości we wciąż korzystnej cenie. Jeśli oznaki wychodzenia z kryzysu się potwierdzą oceniam, że systematycznie będzie wzrastać popyt na nieruchomości. Szybkie zrównoważenie przez podaż, ze względu na specyfikę branży, nie będzie jednak możliwe, co w perspektywie oznacza wzrost cen mieszkań. Już są na rynku deweloperzy, którzy wobec ożywienia podnieśli ceny o 5-6 proc. Myślę, że w kolejnych 12 miesiącach można liczyć na kolejne 5 proc.

Kryzys, którego doświadczył rynek, wymusił zracjonalizowanie przez wszystkich jego uczestników działań zarówno jeśli chodzi o klientów indywidualnych, deweloperów jak i banki. W przyszłości nie da się jednak przed nim skutecznie zabezpieczyć. Proces inwestycyjny trwa co najmniej 24 miesiące i nie można go, bez strat finansowych i wizerunkowych zatrzymać. Trzeba więc oceniać siły na zamiary i nie brać sobie na barki zbyt wielu projektów na raz. To daje możliwość elastycznego reagowania na zmiany na rynku, ogranicza ryzyko i daje szanse na prowadzenie, może mniej zyskownego, ale pewnego, solidnego biznesu.

Moim zdaniem polski rynek nieruchomości ma przed sobą okres stabilnego rozwoju. Jeśli , przez dekoniunkturę światową, w naszym kraju sytuacja nie zmieni się na gorsze, możemy z nadzieją patrzeć w przyszłość.

Michał Kubicki, Dyrektor Generalny Volumetric MK Polska

interia.pl

Nieruchomości: Krajobraz po bitwie

Pojawiły się pierwsze symptomy wychodzenia światowej gospodarki z kryzysu, co oczywiście przekłada się również na rynek nieruchomości. W Polsce pewne zauważalne ożywienie w branży budowlanej trwa już od pierwszego kwartału. Jeśli chodzi o zainteresowanie klientów i ilość sprzedanych mieszkań, to w moim odczuciu II kwartał był wręcz sensacyjny, lepszy niż cały 2008 rok.

Kryzys spowodował wyraźne przewietrzenie rynku, z którego wypadli mali gracze, tzw. gwiazdy jednego przeboju. Jest na nim również kilka bardzo dużych firm, które prowadziły inwestycje w krajach znacznie bardziej dotkniętych zapaścią , które mają obecnie olbrzymie problemy z utrzymaniem płynności finansowej. Także przed deweloperami, którzy utrzymali się na rynku, stoją nowe wyzwania i wymagania. Będą oni poddawani szczegółowej weryfikacji przez banki, w których ubiegają się o kredyty, a w efekcie dostaną je tylko Ci, którzy sprawdzili się w trudnych czasach, nie wpadli w tarapaty finansowe i mogą przedstawić wiarygodne dokumenty potwierdzające dobrą kondycję firmy.

Warunki stawiane przez banki spowodują powrót do znanej sprzed lat formuły sprzedaży dziury w ziemi. Kredytodawcy będą wymagać bowiem przedsprzedaży na poziomie minimum 20 proc., a to jest możliwe jedynie przy prowadzeniu sprzedaży jeszcze przed rozpoczęciem inwestycji. Co za tym idzie klienci będą premiowani za wczesny zakup. Bonusy te przyjmą postać atrakcyjnej ceny, czy też elastycznego harmonogramu spłat, dającego większe bezpieczeństwo finansowe. To jednak nieuchronnie będzie oznaczać wyższe koszty projektu i odbije się na ostatecznej cenie.

Zaostrzone warunki zostaną również postawione klientom indywidualnym. Banki będą sobie wybierać najbezpieczniejszych kredytobiorców, tych ze sprawdzoną historią spłat, stabilnym statusem zawodowym etc.

Mimo zaostrzonych warunków, banki prawdopodobnie dość szybko otworzą strumień z pieniędzmi. Rynek nie znosi próżni, a kapitał wymaga nieustającego ruchu, więc kredyty, po znaczącej korekcie cen mieszkań, będą znów bardzo bezpiecznym biznesem dla banków.

Pewien wpływ na wzrost dynamiki rynku ma również rządowy program "Rodzina na Swoim", który napędza około15-20 proc. obecnej sprzedaży. Nie jest to jednak jedyna siła pchająca go do przodu. Wielu zamożniejszych klientów kupuje obecnie inwestycyjnie, na wynajem, płacąc gotówką, a nie korzystając z kredytu. Spora grupa klientów doszła do wniosku, że obecny poziom cen jest dla nich w zupełności akceptowalny, biorąc pod uwagę chociażby wysoki czynsz wynajmu mieszkań.

Z tego faktu, można wywnioskować, iż klienci ponownie zaczynają się przekonywać do inwestycji w nieruchomości i z pewnością jest to dobry, być może najlepszy okres, na kupno dobrej nieruchomości we wciąż korzystnej cenie. Jeśli oznaki wychodzenia z kryzysu się potwierdzą oceniam, że systematycznie będzie wzrastać popyt na nieruchomości. Szybkie zrównoważenie przez podaż, ze względu na specyfikę branży, nie będzie jednak możliwe, co w perspektywie oznacza wzrost cen mieszkań. Już są na rynku deweloperzy, którzy wobec ożywienia podnieśli ceny o 5-6 proc. Myślę, że w kolejnych 12 miesiącach można liczyć na kolejne 5 proc.

Kryzys, którego doświadczył rynek, wymusił zracjonalizowanie przez wszystkich jego uczestników działań zarówno jeśli chodzi o klientów indywidualnych, deweloperów jak i banki. W przyszłości nie da się jednak przed nim skutecznie zabezpieczyć. Proces inwestycyjny trwa co najmniej 24 miesiące i nie można go, bez strat finansowych i wizerunkowych zatrzymać. Trzeba więc oceniać siły na zamiary i nie brać sobie na barki zbyt wielu projektów na raz. To daje możliwość elastycznego reagowania na zmiany na rynku, ogranicza ryzyko i daje szanse na prowadzenie, może mniej zyskownego, ale pewnego, solidnego biznesu.

Moim zdaniem polski rynek nieruchomości ma przed sobą okres stabilnego rozwoju. Jeśli , przez dekoniunkturę światową, w naszym kraju sytuacja nie zmieni się na gorsze, możemy z nadzieją patrzeć w przyszłość.

Michał Kubicki, Dyrektor Generalny Volumetric MK Polska

interia.pl

Pod koniec 2010 r. szok

Pod koniec 2010 roku popyt na mieszkania zacznie przewyższać podaż, co może skutkować znacznym wzrostem cen mieszkań - uważa Jacek Bielecki, członek zarządu Polskiego Związku Firm Deweloperskich.

"Koniec przyszłego roku, a już na pewno 2011 rok, to będzie okres niedoborów mieszkaniowych. Oferta mieszkaniowa w 2011 będzie bardzo znikoma i obawiam się, że znowu nastąpi nierównowaga i oczywisty wzrost cen" - powiedział w rozmowie z PAP Bielecki.

Jego zdaniem, okres spadków cen mieszkań już się zakończył i w roku bieżącym oraz pierwszej połowie przyszłego roku, ceny mieszkań będą stabilne.

"Firmy działające od dłuższego czasu łagodnie przeszły okres spadku cen, który nastąpił przez ostatni rok. Rentowność ekonomiczna jest już naprawdę bardzo niska" - powiedział.

"Ten rok będzie rokiem +płaskim+ jeśli chodzi o ceny, nie widać nerwowości na rynku po stronie deweloperów. Na początku przyszłego roku też nie należy się jeszcze spodziewać wzrostu cen" - dodał.

BEZ DZIAŁAŃ RZĄDU I BANKÓW W SEKTORZE MIESZKANIOWYM MOŻLIWY DALSZY REGRES

"Rząd powinien wdrożyć nowe i usprawnić istniejące programy mieszkaniowe. Należy rozwiązać także kwestie budownictwa pod wynajem. To będzie nowy sektor, który może dać impuls wzrostowy" - powiedział.

Zdaniem Bieleckiego, szansą na uniknięcie boomu cenowego jest także zwiększenie akcji kredytowej banków dla firm deweloperskich.

"Mamy teraz bardzo dobry okres na budowę mieszkań. Koszt budowy jest relatywnie niski, stopa zwrotu za 2 lata może być wysoka. Problemem jest jednak brak finansowania" - powiedział.

"Banki nie antycypują przyszłości, tylko patrzą na obecną sytuację. Nie mają również pozwolenia ze swoich central zagranicznych na finansowanie nieruchomości w Polsce" - dodał.

W opinii Bieleckiego, jeżeli w/w warunki nie zostaną spełnione, sektor mieszkaniowy czekają 2-3 lata regresu.

"Nastąpi dalszy ciąg zwolnień, szczególnie w segmencie budownictwa. Już teraz czynniki sezonowe nie wpływają pozytywnie na bezrobocie, które rośnie. Jeżeli nie nastąpi odbicie w branży mieszkaniowej, to dalsze zwolnienia są nieuniknione" - powiedział Bielecki.

Ministerstwo Pracy szacuje, że stopa bezrobocia w lipcu wzrosła do 10,8 proc. z 10,7 proc. w czerwcu.

LICZBA ODDANYCH MIESZKAŃ W - 10 SPADNIE O 10-20 PROC.

Polski Związek Firm Deweloperskich szacuje, że liczba mieszkań oddanych do użytku w tym roku sięgnie 170-180 tys., co oznacza wzrost rdr o 5-10 proc., jednak już w 2010 roku zmniejszy się o 10-20 proc.

"W 2010 roku większość mieszkań oddana do użytku, to będą lokale o małej powierzchni. Jedyny działający program rządowy, +Rodzina Na Swoim+, przyjmuje ograniczenia powierzchni, które sprawiają, że średni metraż kupowanych obecnie mieszkań w programie +RnS+ to 51 mkw." - powiedział Bielecki.

Z danych GUS wynika, że w ciągu sześciu miesięcy 2009 roku oddano 76.018 mieszkań, o 9,7 proc. więcej niż w sześciu pierwszych miesiącach 2008 roku. W tym samym okresie rozpoczęto budowę 67.840 mieszkań, o 28,3 proc. mniej niż w analogicznym okresie 2008 roku. Zdaniem Bieleckiego, spadki liczby oddawanych mieszkań do użytku oraz budów mieszkań rozpoczętych, dotyczą głównie budownictwa zbiorowego.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Https://wgn.pl - aktualne oferty

Oceń nasz serwis

średnia ocen: 4,3

Ten serwis korzysta z mechanizmów cookies (ciasteczka)

| Polityka Cookies