Ze świata nieruchomości - strona 85

Pod koniec 2010 r. szok

Pod koniec 2010 roku popyt na mieszkania zacznie przewyższać podaż, co może skutkować znacznym wzrostem cen mieszkań - uważa Jacek Bielecki, członek zarządu Polskiego Związku Firm Deweloperskich.

"Koniec przyszłego roku, a już na pewno 2011 rok, to będzie okres niedoborów mieszkaniowych. Oferta mieszkaniowa w 2011 będzie bardzo znikoma i obawiam się, że znowu nastąpi nierównowaga i oczywisty wzrost cen" - powiedział w rozmowie z PAP Bielecki.

Jego zdaniem, okres spadków cen mieszkań już się zakończył i w roku bieżącym oraz pierwszej połowie przyszłego roku, ceny mieszkań będą stabilne.

"Firmy działające od dłuższego czasu łagodnie przeszły okres spadku cen, który nastąpił przez ostatni rok. Rentowność ekonomiczna jest już naprawdę bardzo niska" - powiedział.

"Ten rok będzie rokiem +płaskim+ jeśli chodzi o ceny, nie widać nerwowości na rynku po stronie deweloperów. Na początku przyszłego roku też nie należy się jeszcze spodziewać wzrostu cen" - dodał.

BEZ DZIAŁAŃ RZĄDU I BANKÓW W SEKTORZE MIESZKANIOWYM MOŻLIWY DALSZY REGRES

"Rząd powinien wdrożyć nowe i usprawnić istniejące programy mieszkaniowe. Należy rozwiązać także kwestie budownictwa pod wynajem. To będzie nowy sektor, który może dać impuls wzrostowy" - powiedział.

Zdaniem Bieleckiego, szansą na uniknięcie boomu cenowego jest także zwiększenie akcji kredytowej banków dla firm deweloperskich.

"Mamy teraz bardzo dobry okres na budowę mieszkań. Koszt budowy jest relatywnie niski, stopa zwrotu za 2 lata może być wysoka. Problemem jest jednak brak finansowania" - powiedział.

"Banki nie antycypują przyszłości, tylko patrzą na obecną sytuację. Nie mają również pozwolenia ze swoich central zagranicznych na finansowanie nieruchomości w Polsce" - dodał.

W opinii Bieleckiego, jeżeli w/w warunki nie zostaną spełnione, sektor mieszkaniowy czekają 2-3 lata regresu.

"Nastąpi dalszy ciąg zwolnień, szczególnie w segmencie budownictwa. Już teraz czynniki sezonowe nie wpływają pozytywnie na bezrobocie, które rośnie. Jeżeli nie nastąpi odbicie w branży mieszkaniowej, to dalsze zwolnienia są nieuniknione" - powiedział Bielecki.

Ministerstwo Pracy szacuje, że stopa bezrobocia w lipcu wzrosła do 10,8 proc. z 10,7 proc. w czerwcu.

LICZBA ODDANYCH MIESZKAŃ W - 10 SPADNIE O 10-20 PROC.

Polski Związek Firm Deweloperskich szacuje, że liczba mieszkań oddanych do użytku w tym roku sięgnie 170-180 tys., co oznacza wzrost rdr o 5-10 proc., jednak już w 2010 roku zmniejszy się o 10-20 proc.

"W 2010 roku większość mieszkań oddana do użytku, to będą lokale o małej powierzchni. Jedyny działający program rządowy, +Rodzina Na Swoim+, przyjmuje ograniczenia powierzchni, które sprawiają, że średni metraż kupowanych obecnie mieszkań w programie +RnS+ to 51 mkw." - powiedział Bielecki.

Z danych GUS wynika, że w ciągu sześciu miesięcy 2009 roku oddano 76.018 mieszkań, o 9,7 proc. więcej niż w sześciu pierwszych miesiącach 2008 roku. W tym samym okresie rozpoczęto budowę 67.840 mieszkań, o 28,3 proc. mniej niż w analogicznym okresie 2008 roku. Zdaniem Bieleckiego, spadki liczby oddawanych mieszkań do użytku oraz budów mieszkań rozpoczętych, dotyczą głównie budownictwa zbiorowego.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Za przeciętną płacę można kupić pół metra mieszkania

Z miast wojewódzkich mieszkania są najłatwiej dostępne w Gorzowie i Katowicach. Za przeciętną płacę kupimy tam 0,8 mkw. W Krakowie dwa razy mniej.
Zdaniem pośredników w tej chwili większość transakcji na rynku nieruchomości to transakcje gotówkowe.

Umowy z wykorzystaniem kredytów bankowych nie stanowią dzisiaj więcej niż 2025 proc transakcji - mówi Jerzy Sobański z agencji Akces.
Podstawowe znaczenie ma w tej chwili gotówka i wysokość miesięcznych zarobków. Relacje naszych dochodów do cen nieruchomości nadal pozostają bardzo niekorzystne.

Od 2004 roku mieliśmy bardzo ostry wzrost cen nieruchomości, dużo szybszy niż płac. Nastąpiło dwukrotne pogorszenie relacji płac do cen nieruchomości - mówi Kazimierz Kirejczyk prezes firmy Reas.

Jesteś zainteresowany kredytem hipotecznym?
Już teraz możesz u nas porównać ofertę 25 banków. Określasz wartość mieszkania, kwotę kredytu, walutę oraz okres kredytowania a w kilka sekund otrzymujesz czytelną i dokładną analizę, z informacją o najtańszej ofercie! Finansomat.wp.pl - sprawdź! »

Ostatni rok niewiele zmienił. W Krakowie, Wrocławiu i Warszawie za przeciętną płace kupimy mniej niż pół metra mieszkania. Najlepiej sytuacja wygląda w Gorzowie Wielkopolskim i Katowicach średnia pensja wystarczy na zaledwie 0,8 metra kw. mieszkania.

W Warszawie średnia cena to prawie 9 tys. zł za metr, ale można kupić metr za 6,5 tys. W Łodzi można znaleźć mieszkania w cenie 2,5 tys. złotych za metr, średnia cena to ponad 4 tys. Trzeba szukać okazji - radzi Marcin Drogomirecki z firmy Oferty.net.

Faktem jest jednak, że w krajach Europy Zachodniej za średnie zarobki można kupić znacznie więcej.

W Niemczech i we Francji za przeciętną płacę można kupić ok. 2 metry kw. mieszkania - mówi prof. Witold Werner z Instytutu Rozwoju Miast.

Zdaniem ekspertów o takich proporcjach możemy zapomnieć. Płace w Polsce przestały rosnąć, a kilkunastoprocentowy spadek cen nieruchomości w ostatnich 12 miesiącach odnotowano tylko w nielicznych miastach. Dlatego dwie dobrze zarabiające osoby potrzebują ok. dziesięciu lat by odłożyć kwotę niezbędną na kupno niedużego mieszkania.

Jesteśmy bliscy dołka na rynku nieruchomości, więc relacje płac do cen nieruchomości mogą się w najbliższym czasie nawet pogorszyć - uważa Kazimierz Kirejczyk.

Podobnego zdania są inni eksperci.

Według mnie za dwa lata mieszkań na rynku zacznie brakować, bo dzisiaj deweloperzy wstrzymują inwestycje. Dlatego już niebawem ceny nieruchomości będą rosły dużo szybciej niż nasze płace. Za przeciętną płacę będzie więc można kupić jeszcze mniej - uważa Witold Werner.

Roman Grzyb
Gazeta Prawna

Za przeciętną płacę można kupić pół metra mieszkania

Z miast wojewódzkich mieszkania są najłatwiej dostępne w Gorzowie i Katowicach. Za przeciętną płacę kupimy tam 0,8 mkw. W Krakowie dwa razy mniej.
Zdaniem pośredników w tej chwili większość transakcji na rynku nieruchomości to transakcje gotówkowe.

Umowy z wykorzystaniem kredytów bankowych nie stanowią dzisiaj więcej niż 2025 proc transakcji - mówi Jerzy Sobański z agencji Akces.
Podstawowe znaczenie ma w tej chwili gotówka i wysokość miesięcznych zarobków. Relacje naszych dochodów do cen nieruchomości nadal pozostają bardzo niekorzystne.

Od 2004 roku mieliśmy bardzo ostry wzrost cen nieruchomości, dużo szybszy niż płac. Nastąpiło dwukrotne pogorszenie relacji płac do cen nieruchomości - mówi Kazimierz Kirejczyk prezes firmy Reas.

Jesteś zainteresowany kredytem hipotecznym?
Już teraz możesz u nas porównać ofertę 25 banków. Określasz wartość mieszkania, kwotę kredytu, walutę oraz okres kredytowania a w kilka sekund otrzymujesz czytelną i dokładną analizę, z informacją o najtańszej ofercie! Finansomat.wp.pl - sprawdź! »

Ostatni rok niewiele zmienił. W Krakowie, Wrocławiu i Warszawie za przeciętną płace kupimy mniej niż pół metra mieszkania. Najlepiej sytuacja wygląda w Gorzowie Wielkopolskim i Katowicach średnia pensja wystarczy na zaledwie 0,8 metra kw. mieszkania.

W Warszawie średnia cena to prawie 9 tys. zł za metr, ale można kupić metr za 6,5 tys. W Łodzi można znaleźć mieszkania w cenie 2,5 tys. złotych za metr, średnia cena to ponad 4 tys. Trzeba szukać okazji - radzi Marcin Drogomirecki z firmy Oferty.net.

Faktem jest jednak, że w krajach Europy Zachodniej za średnie zarobki można kupić znacznie więcej.

W Niemczech i we Francji za przeciętną płacę można kupić ok. 2 metry kw. mieszkania - mówi prof. Witold Werner z Instytutu Rozwoju Miast.

Zdaniem ekspertów o takich proporcjach możemy zapomnieć. Płace w Polsce przestały rosnąć, a kilkunastoprocentowy spadek cen nieruchomości w ostatnich 12 miesiącach odnotowano tylko w nielicznych miastach. Dlatego dwie dobrze zarabiające osoby potrzebują ok. dziesięciu lat by odłożyć kwotę niezbędną na kupno niedużego mieszkania.

Jesteśmy bliscy dołka na rynku nieruchomości, więc relacje płac do cen nieruchomości mogą się w najbliższym czasie nawet pogorszyć - uważa Kazimierz Kirejczyk.

Podobnego zdania są inni eksperci.

Według mnie za dwa lata mieszkań na rynku zacznie brakować, bo dzisiaj deweloperzy wstrzymują inwestycje. Dlatego już niebawem ceny nieruchomości będą rosły dużo szybciej niż nasze płace. Za przeciętną płacę będzie więc można kupić jeszcze mniej - uważa Witold Werner.

Roman Grzyb
Gazeta Prawna

Schetyna: rząd chce stworzyć plan ubezpieczeń od żywiołów

Rząd planuje stworzenie powszechnego systemu ubezpieczeń od żywiołów - poinformował szef MSWiA Grzegorz Schetyna, wizytując Rusinowice w woj. śląskim, gdzie przed rokiem przeszła trąba powietrzna.
Chodzi o akcję powszechną; o najlepszą odpowiedź na możliwy żywioł - powiedział Schetyna. Zaznaczył też, że rząd zastanawia się nad tym, by "państwo mogło bardziej angażować się w wypłaty świadczeń" poszkodowanym. Przypomniał, że w ubiegłym roku osobom, których mieszkania zostały zniszczone wypłacono około 20 mln zł. Pozytywnie ocenił współpracę władz wojewódzkich z samorządem oraz działania Straży Granicznej.

Przed rokiem w samej gminie Koszęcin, w której leżą Rusinowice, straty spowodowane żywiołem wyniosły 2,6 mln zł, w całym woj. śląskim - około 20 mln zł.

Wicepremier Schetyna wyraził zadowolenie z tempa i sposobu odbudowy domów, zniszczonych przez trąbę powietrzną, która przed rokiem przetoczyła się nad Polską. Ocenił, że po tej klęsce żywiołowej egzamin zdali zarówno mieszkańcy, jak i administracja zaangażowana w udzielanie pomocy. W Rusinowicach dziś wszystko jest odbudowane. Działanie ludzi i administracji po przejściu trąby Schetyna uznał za "modelowe".

To znaczy, że wszystko jest możliwe i że działa solidarność sąsiedzka i dobry kontakt między władzą samorządową, rządową a obywatelem (...) Można powiedzieć, że zdaliśmy egzamin, że ludzie tu, na miejscu zdali egzamin, że w skuteczny sposób udało się pomóc, że przyszły pieniądze - powiedział wicepremier dziennikarzom.

Szef MSWiA dziękował wszystkim, którzy zaangażowali się w udzielanie pomocy. Życzył mieszkańcom Rusinowic, by klęska nie dotknęła ich ponownie.

Wicepremier zapewnił, że rząd w dalszym ciągu będzie pomagał tym, którzy tego potrzebują. Jak zaznaczył, najważniejsze jednak, by mieszkańcy zrozumieli, że najlepszą odpowiedzią na żywioł są ubezpieczenia. Dlatego resort spraw wewnętrznych pracuje nad powszechnym planem ubezpieczeń, który ma zachęcić do ubezpieczania się.

Wyraził też opinię, że aby mieszkańcy chętniej się ubezpieczali, składka musi być tańsza.
Pracujemy nad tym z izbą ubezpieczycieli, jak zrobić, żeby państwo mogło się angażować przy wypłatach, także po ewentualnej klęsce żywiołowej - powiedział. Jak dodał, projekt ma być gotowy w ciągu najbliższych tygodni.

Briefing wicepremiera zorganizowano na podwórzu Eugeniusza Halemby, którego dom także ucierpiał podczas żywiołu. Halemba chwalił tempo i sposób udzielania pomocy. Podobnie inni mieszkańcy, z którymi rozmawiał wicepremier.

 

Źródło: wp.pl

Schetyna: rząd chce stworzyć plan ubezpieczeń od żywiołów

Rząd planuje stworzenie powszechnego systemu ubezpieczeń od żywiołów - poinformował szef MSWiA Grzegorz Schetyna, wizytując Rusinowice w woj. śląskim, gdzie przed rokiem przeszła trąba powietrzna.
Chodzi o akcję powszechną; o najlepszą odpowiedź na możliwy żywioł - powiedział Schetyna. Zaznaczył też, że rząd zastanawia się nad tym, by "państwo mogło bardziej angażować się w wypłaty świadczeń" poszkodowanym. Przypomniał, że w ubiegłym roku osobom, których mieszkania zostały zniszczone wypłacono około 20 mln zł. Pozytywnie ocenił współpracę władz wojewódzkich z samorządem oraz działania Straży Granicznej.

Przed rokiem w samej gminie Koszęcin, w której leżą Rusinowice, straty spowodowane żywiołem wyniosły 2,6 mln zł, w całym woj. śląskim - około 20 mln zł.

Wicepremier Schetyna wyraził zadowolenie z tempa i sposobu odbudowy domów, zniszczonych przez trąbę powietrzną, która przed rokiem przetoczyła się nad Polską. Ocenił, że po tej klęsce żywiołowej egzamin zdali zarówno mieszkańcy, jak i administracja zaangażowana w udzielanie pomocy. W Rusinowicach dziś wszystko jest odbudowane. Działanie ludzi i administracji po przejściu trąby Schetyna uznał za "modelowe".

To znaczy, że wszystko jest możliwe i że działa solidarność sąsiedzka i dobry kontakt między władzą samorządową, rządową a obywatelem (...) Można powiedzieć, że zdaliśmy egzamin, że ludzie tu, na miejscu zdali egzamin, że w skuteczny sposób udało się pomóc, że przyszły pieniądze - powiedział wicepremier dziennikarzom.

Szef MSWiA dziękował wszystkim, którzy zaangażowali się w udzielanie pomocy. Życzył mieszkańcom Rusinowic, by klęska nie dotknęła ich ponownie.

Wicepremier zapewnił, że rząd w dalszym ciągu będzie pomagał tym, którzy tego potrzebują. Jak zaznaczył, najważniejsze jednak, by mieszkańcy zrozumieli, że najlepszą odpowiedzią na żywioł są ubezpieczenia. Dlatego resort spraw wewnętrznych pracuje nad powszechnym planem ubezpieczeń, który ma zachęcić do ubezpieczania się.

Wyraził też opinię, że aby mieszkańcy chętniej się ubezpieczali, składka musi być tańsza.
Pracujemy nad tym z izbą ubezpieczycieli, jak zrobić, żeby państwo mogło się angażować przy wypłatach, także po ewentualnej klęsce żywiołowej - powiedział. Jak dodał, projekt ma być gotowy w ciągu najbliższych tygodni.

Briefing wicepremiera zorganizowano na podwórzu Eugeniusza Halemby, którego dom także ucierpiał podczas żywiołu. Halemba chwalił tempo i sposób udzielania pomocy. Podobnie inni mieszkańcy, z którymi rozmawiał wicepremier.

 

Źródło: wp.pl

Wrocławski rynek nieruchomości – najważniejsza jest dobra lokalizacja!

Wrocław – dzięki zachowanej przedwojennej zabudowie – może poszczycić się spójną i jedną z piękniejszych linii architektonicznych w Polsce. Dodatkowo, jego dogodne usytuowanie geograficzne, dobra kondycja ekonomiczna, perspektywa EURO 2012 oraz ciągły rozwój sprawiają, że miasto staje się coraz atrakcyjniejsze dla polskich i zagranicznych inwestorów. Tym samym coraz więcej deweloperów planuje inwestycje we Wrocławiu, traktując go jako jedno z najbardziej perspektywicznych miast Polski. Obecnie wrocławski rynek nieruchomości to ponad 250 tys. mieszkań*, z czego 37% należy do spółdzielni, 23% stanowią obiekty których właścicielem jest Skarb Państwa i przedsiębiorstwa, a jedynie 40% stanowią mieszkania własnościowe.

W stolicy Dolnego Śląska udział nowego budownictwa jest niższy od średniej krajowej, a ponad 30% to budownictwo powstałe przed 1940 rokiem, z reguły w nienajlepszym stanie technicznym, często zabytkowe. Dodatkowo, w związku z ogólnym spowolnieniem ekonomicznym, w I kwartale 2009 odnotowano najniższy od 3 lat poziom w oddawaniu nowych obiektów. Pod względem prowadzonych inwestycji deweloperskich Wrocław jest na równym poziomie z Krakowem i Trójmiastem. Szacuje się, że w 2009 do użytku zostanie oddanych około 5 tys. mieszkań, a w 2010 ta liczba spadnie do 2,7 tys.

Najwięcej mieszkań w standardzie podstawowym dostępnych jest w dzielnicy Krzyki (43%) oraz w Fabrycznej (29%). Najmniej projektów powstaje w okolicach Starego Miasta – tylko 6%, jednak z racji prestiżowej lokalizacji są to mieszkania najdroższe. Jak pokazuje raport REAS – przygotowany na zlecenie Griffin Real Estate – we Wrocławiu jest 4,5 tys. apartamentów, z czego tylko 620 lokali klasy Premium. Cena za metr kwadratowy takiego apartamentu zaczyna się od 10 tys. zł.


W stosunku do lat ubiegłych na wrocławskim rynku nieruchomości nie widać wzrostu cen, choć wyraźne jest ich zróżnicowanie w zależności od dzielnicy i standardu wykończenia. Natomiast o 10% podrożały luksusowe apartamenty na Starym Mieście. Fakt ten nie powinien dziwić, gdyż najważniejszym czynnikiem przy wyborze nieruchomości jest jej lokalizacja. W Polsce jest niewiele miejsc, które mogą równać się pod względem atrakcyjności z wrocławskim Rynkiem. Pomimo wojennych zniszczeń i odbudowy w warunkach socjalizmu, XIII-wieczny plac staromiejski zachował swój wyjątkowy charakter. Przemiany ostatnich kilkunastu lat okazały się dla stolicy Dolnego Śląska bardzo korzystne – Wrocław odzyskał należne mu miejsce na kulturalnej i biznesowej mapie Polski.

W drugim półroczu wyraźnie widać ożywienie na pierwotnym rynku nieruchomości. Czerwiec stał się dla tego sektora miesiącem przełomowym. W większości dużych miast obserwujemy stabilizację cen za mieszkania, w niektórych – jak we Wrocławiu i Warszawie – odnotowywane są wzrosty wartości metra kwadratowego w stosunku do poprzedniego miesiąca. Pozytywna zmiana dotyczy także kredytów hipotecznych. Banki łagodzą obostrzenia związane z udzielaniem kredytów, wymagają mniejszych wkładów własnych i obniżyły oprocentowanie za kredyty udzielane w walucie obcej. Możemy zatem przypuszczać, że zmiana nastrojów wśród banków, inwestorów i klientów, a także rosnący popyt przywrócą równowagę na rynku nieruchomości.

Patrycja Kwiatkowska
Griffin Real Estate

gk

Wrocławski rynek nieruchomości – najważniejsza jest dobra lokalizacja!

Wrocław – dzięki zachowanej przedwojennej zabudowie – może poszczycić się spójną i jedną z piękniejszych linii architektonicznych w Polsce. Dodatkowo, jego dogodne usytuowanie geograficzne, dobra kondycja ekonomiczna, perspektywa EURO 2012 oraz ciągły rozwój sprawiają, że miasto staje się coraz atrakcyjniejsze dla polskich i zagranicznych inwestorów. Tym samym coraz więcej deweloperów planuje inwestycje we Wrocławiu, traktując go jako jedno z najbardziej perspektywicznych miast Polski. Obecnie wrocławski rynek nieruchomości to ponad 250 tys. mieszkań*, z czego 37% należy do spółdzielni, 23% stanowią obiekty których właścicielem jest Skarb Państwa i przedsiębiorstwa, a jedynie 40% stanowią mieszkania własnościowe.

W stolicy Dolnego Śląska udział nowego budownictwa jest niższy od średniej krajowej, a ponad 30% to budownictwo powstałe przed 1940 rokiem, z reguły w nienajlepszym stanie technicznym, często zabytkowe. Dodatkowo, w związku z ogólnym spowolnieniem ekonomicznym, w I kwartale 2009 odnotowano najniższy od 3 lat poziom w oddawaniu nowych obiektów. Pod względem prowadzonych inwestycji deweloperskich Wrocław jest na równym poziomie z Krakowem i Trójmiastem. Szacuje się, że w 2009 do użytku zostanie oddanych około 5 tys. mieszkań, a w 2010 ta liczba spadnie do 2,7 tys.

Najwięcej mieszkań w standardzie podstawowym dostępnych jest w dzielnicy Krzyki (43%) oraz w Fabrycznej (29%). Najmniej projektów powstaje w okolicach Starego Miasta – tylko 6%, jednak z racji prestiżowej lokalizacji są to mieszkania najdroższe. Jak pokazuje raport REAS – przygotowany na zlecenie Griffin Real Estate – we Wrocławiu jest 4,5 tys. apartamentów, z czego tylko 620 lokali klasy Premium. Cena za metr kwadratowy takiego apartamentu zaczyna się od 10 tys. zł.


W stosunku do lat ubiegłych na wrocławskim rynku nieruchomości nie widać wzrostu cen, choć wyraźne jest ich zróżnicowanie w zależności od dzielnicy i standardu wykończenia. Natomiast o 10% podrożały luksusowe apartamenty na Starym Mieście. Fakt ten nie powinien dziwić, gdyż najważniejszym czynnikiem przy wyborze nieruchomości jest jej lokalizacja. W Polsce jest niewiele miejsc, które mogą równać się pod względem atrakcyjności z wrocławskim Rynkiem. Pomimo wojennych zniszczeń i odbudowy w warunkach socjalizmu, XIII-wieczny plac staromiejski zachował swój wyjątkowy charakter. Przemiany ostatnich kilkunastu lat okazały się dla stolicy Dolnego Śląska bardzo korzystne – Wrocław odzyskał należne mu miejsce na kulturalnej i biznesowej mapie Polski.

W drugim półroczu wyraźnie widać ożywienie na pierwotnym rynku nieruchomości. Czerwiec stał się dla tego sektora miesiącem przełomowym. W większości dużych miast obserwujemy stabilizację cen za mieszkania, w niektórych – jak we Wrocławiu i Warszawie – odnotowywane są wzrosty wartości metra kwadratowego w stosunku do poprzedniego miesiąca. Pozytywna zmiana dotyczy także kredytów hipotecznych. Banki łagodzą obostrzenia związane z udzielaniem kredytów, wymagają mniejszych wkładów własnych i obniżyły oprocentowanie za kredyty udzielane w walucie obcej. Możemy zatem przypuszczać, że zmiana nastrojów wśród banków, inwestorów i klientów, a także rosnący popyt przywrócą równowagę na rynku nieruchomości.

Patrycja Kwiatkowska
Griffin Real Estate

gk

Chemia budowlana: Rynek się skurczy

Niższy wzrost gospodarczy, spadek liczby mieszkań w budowie oraz słabnące budownictwo niemieszkaniowe sprawią, że rynek chemii budowlanej w Polsce po 14 proc. średniorocznym wzroście w latach 2004-2008, w najbliższych latach skurczy się. Rynek wróci na ścieżkę wzrostu nie wcześniej niż w 2011 r.
Dużo wolniejszy rozwój polskiej gospodarki oraz wysychające źródła finansowania inwestycji kubaturowych, zwłaszcza mieszkaniowych, spowodują, że po doskonałych latach 2004-2008, lata 2009-2011 przyniosą niewielką korektę na rynku chemii budowlanej w Polsce.

 

W raporcie Rynek chemii budowlanej w Polsce 2009. Prognozy rozwoju na lata 2009-2011 szacujemy, że w latach 2009-2011 średnioroczna dynamika rynku, mierzona wartością sprzedaży, wyniesie - 5 proc.. Rynek ten najsilniejsze spadki notował będzie w 2010 r.

Badanie przeprowadzone na potrzeby raportu wśród 56 producentów chemii budowlanej w Polsce pokazuje, że głównymi barierami dla branży jest obecnie silna konkurencja na rynku oraz utrudniony dostęp do kredytów inwestycyjnych.

Dodatkowo, w najbliższych kilkunastu miesiącach barierami, które najmocniej zyskiwać będą na znaczeniu będą: niedostateczny popyt oraz zatory płatnicze.

Spodziewamy się także, że w efekcie silnej konkurencji cenowej na rynku budowlanym, inwestorzy coraz częściej będą sięgać po tańsze i prostsze rozwiązania z segmentu chemii budowlanej, a rezygnować z zakupu droższych i bardziej skomplikowanych rozwiązań.

W 2009 r. rynek chemii budowlanej przed większymi spadkami uchroni jeszcze budowa mieszkań rozpoczętych w latach boomu budowlanego. Spodziewamy się, że w bieżącym roku do użytkowania zostanie oddanych co najmniej 170 tys. mieszkań, przy czym największy wysyp nowych mieszkań tradycyjnie będzie miał miejsce w grudniu.

Duża część tych mieszkań będzie na etapie wykańczania przez nabywców jeszcze w 2010 r., generując dodatkowy popyt na materiały chemii budowlanej.

Jednak obecne spadki liczby rozpoczynanych mieszkań znajdą odzwierciedlenie
w słabszych wynikach firm z branży chemii budowlanej już w 2009 r. Prognozujemy, że w całym 2009 r. liczba mieszkań, których budowę rozpoczęto wyniesie około 140 tys., co oznaczać będzie spadek o blisko 20 proc. w stosunku do 2008 r. Rynek zatem ustabilizuje się na poziomie z 2006 r., kiedy to rozpoczęto budowę 138 tys. nowych mieszkań.

Wprawdzie ożywienie notowane w budownictwie inżynieryjnym w pewnym stopniu zrekompensuje branży chemii budowlanej ubytki w budownictwie kubaturowym, jednak dotyczyć to będzie jedynie części firm, oferujących produkty chemiczne znajdujące zastosowanie przy modernizacji i budowie obiektów mostowych oraz innych obiektów inżynieryjnych, takich jak stadiony czy kompleksowe budowle przemysłowe.

Sytuację na rynku chemii budowlanej z pewnością poprawić mogą inwestycje w nowe obiekty użyteczności publicznej. Spodziewamy się, że budowa i rozbudowa szkół, kampusów uniwersyteckich, bibliotek, hal sportowych, pływalni, szpitali, muzeów czy urzędów będzie najdynamiczniej rozwijającą się gałęzią budownictwa niemieszkaniowego i w dużym stopniu zrekompensuje ubytki w segmencie deweloperskiego budownictwa mieszkaniowego.

Pewna poprawa kondycji rynku chemii budowlanej możliwa jest nie wcześniej niż
w 2011 r., jednak w znacznym stopniu uzależnione jest to od polityki kredytowej banków
w drugiej połowie 2009 r.

 

Źródło:money.pl

Chemia budowlana: Rynek się skurczy

Niższy wzrost gospodarczy, spadek liczby mieszkań w budowie oraz słabnące budownictwo niemieszkaniowe sprawią, że rynek chemii budowlanej w Polsce po 14 proc. średniorocznym wzroście w latach 2004-2008, w najbliższych latach skurczy się. Rynek wróci na ścieżkę wzrostu nie wcześniej niż w 2011 r.
Dużo wolniejszy rozwój polskiej gospodarki oraz wysychające źródła finansowania inwestycji kubaturowych, zwłaszcza mieszkaniowych, spowodują, że po doskonałych latach 2004-2008, lata 2009-2011 przyniosą niewielką korektę na rynku chemii budowlanej w Polsce.

 

W raporcie Rynek chemii budowlanej w Polsce 2009. Prognozy rozwoju na lata 2009-2011 szacujemy, że w latach 2009-2011 średnioroczna dynamika rynku, mierzona wartością sprzedaży, wyniesie - 5 proc.. Rynek ten najsilniejsze spadki notował będzie w 2010 r.

Badanie przeprowadzone na potrzeby raportu wśród 56 producentów chemii budowlanej w Polsce pokazuje, że głównymi barierami dla branży jest obecnie silna konkurencja na rynku oraz utrudniony dostęp do kredytów inwestycyjnych.

Dodatkowo, w najbliższych kilkunastu miesiącach barierami, które najmocniej zyskiwać będą na znaczeniu będą: niedostateczny popyt oraz zatory płatnicze.

Spodziewamy się także, że w efekcie silnej konkurencji cenowej na rynku budowlanym, inwestorzy coraz częściej będą sięgać po tańsze i prostsze rozwiązania z segmentu chemii budowlanej, a rezygnować z zakupu droższych i bardziej skomplikowanych rozwiązań.

W 2009 r. rynek chemii budowlanej przed większymi spadkami uchroni jeszcze budowa mieszkań rozpoczętych w latach boomu budowlanego. Spodziewamy się, że w bieżącym roku do użytkowania zostanie oddanych co najmniej 170 tys. mieszkań, przy czym największy wysyp nowych mieszkań tradycyjnie będzie miał miejsce w grudniu.

Duża część tych mieszkań będzie na etapie wykańczania przez nabywców jeszcze w 2010 r., generując dodatkowy popyt na materiały chemii budowlanej.

Jednak obecne spadki liczby rozpoczynanych mieszkań znajdą odzwierciedlenie
w słabszych wynikach firm z branży chemii budowlanej już w 2009 r. Prognozujemy, że w całym 2009 r. liczba mieszkań, których budowę rozpoczęto wyniesie około 140 tys., co oznaczać będzie spadek o blisko 20 proc. w stosunku do 2008 r. Rynek zatem ustabilizuje się na poziomie z 2006 r., kiedy to rozpoczęto budowę 138 tys. nowych mieszkań.

Wprawdzie ożywienie notowane w budownictwie inżynieryjnym w pewnym stopniu zrekompensuje branży chemii budowlanej ubytki w budownictwie kubaturowym, jednak dotyczyć to będzie jedynie części firm, oferujących produkty chemiczne znajdujące zastosowanie przy modernizacji i budowie obiektów mostowych oraz innych obiektów inżynieryjnych, takich jak stadiony czy kompleksowe budowle przemysłowe.

Sytuację na rynku chemii budowlanej z pewnością poprawić mogą inwestycje w nowe obiekty użyteczności publicznej. Spodziewamy się, że budowa i rozbudowa szkół, kampusów uniwersyteckich, bibliotek, hal sportowych, pływalni, szpitali, muzeów czy urzędów będzie najdynamiczniej rozwijającą się gałęzią budownictwa niemieszkaniowego i w dużym stopniu zrekompensuje ubytki w segmencie deweloperskiego budownictwa mieszkaniowego.

Pewna poprawa kondycji rynku chemii budowlanej możliwa jest nie wcześniej niż
w 2011 r., jednak w znacznym stopniu uzależnione jest to od polityki kredytowej banków
w drugiej połowie 2009 r.

 

Źródło:money.pl

Ceny mieszkań stoją w miejscu. Wrócą kupujący?

W lipcu nie doszło do istotnego pogorszenia nastrojów na rynku mieszkaniowym. Liczba transakcji, choć nieco niższa niż w czerwcu, wciąż jest wysoka, wyższa niż przed rokiem.

Głównym czynnikiem zachęcającym do zawierania transakcji na rynku mieszkaniowym jest spadek cen. Z porównania transakcji przeprowadzonych przez klientów Open Finance i Home Broker wynika, że ceny w największych miastach wciąż pozostają niższe o ok. 10 proc. niż przed rokiem. W Gdańsku jest to 13,8 proc. We Wrocławiu 9,1 proc. A w stolicy 11,8 proc.

-Wyjątkiem jest Kraków ze spadkiem cen o 3 proc., jednak ten rynek znajduje się w innej fazie cyklu koniunkturalnego. Spadek cen był tam wcześniej najszybszy i najgłębszy - czytamy w raporcie OF i HB.

 

W sukurs kupującym nie idą jednak banki, które w drugim kwartale wciąż zaostrzały kryteria przyznawania kredytów hipotecznych.

- Można więc sądzić, że ewentualny dalszy spadek cen mieszkań o 10 - 15 proc. znacznie ożywiłby rynek, jednakże jest to również powód, dla którego w obecnej sytuacji brak podstaw do oczekiwania takiego stanu rynku. Sprzedający widzą zainteresowanie popytu już przy obecnych cenach - transakcyjnych - nie ofertowych - stąd trudno oczekiwać, by mieli nadal obniżać ceny - prognozują autorzy raportu

 

Źródło: money.pl

Ceny mieszkań stoją w miejscu. Wrócą kupujący?

W lipcu nie doszło do istotnego pogorszenia nastrojów na rynku mieszkaniowym. Liczba transakcji, choć nieco niższa niż w czerwcu, wciąż jest wysoka, wyższa niż przed rokiem.

Głównym czynnikiem zachęcającym do zawierania transakcji na rynku mieszkaniowym jest spadek cen. Z porównania transakcji przeprowadzonych przez klientów Open Finance i Home Broker wynika, że ceny w największych miastach wciąż pozostają niższe o ok. 10 proc. niż przed rokiem. W Gdańsku jest to 13,8 proc. We Wrocławiu 9,1 proc. A w stolicy 11,8 proc.

-Wyjątkiem jest Kraków ze spadkiem cen o 3 proc., jednak ten rynek znajduje się w innej fazie cyklu koniunkturalnego. Spadek cen był tam wcześniej najszybszy i najgłębszy - czytamy w raporcie OF i HB.

 

W sukurs kupującym nie idą jednak banki, które w drugim kwartale wciąż zaostrzały kryteria przyznawania kredytów hipotecznych.

- Można więc sądzić, że ewentualny dalszy spadek cen mieszkań o 10 - 15 proc. znacznie ożywiłby rynek, jednakże jest to również powód, dla którego w obecnej sytuacji brak podstaw do oczekiwania takiego stanu rynku. Sprzedający widzą zainteresowanie popytu już przy obecnych cenach - transakcyjnych - nie ofertowych - stąd trudno oczekiwać, by mieli nadal obniżać ceny - prognozują autorzy raportu

 

Źródło: money.pl

Nieruchomości: Brakuje audytorów do wydawania świadectw energetycznych

Według szacunków do zawodu audytora trzeba przygotować w ciągu najbliższych lat od 1300 do 1400 specjalistów w całym kraju. Także w województwie śląskim, gdzie w 18 powiatach pracuje dziś, według rejestru Ministerstwa Infrastruktury, 137 osób z uprawnieniami do wydawania świadectw energetycznych konieczne jest zwiększenie liczby uprawnionych. Dzięki unijnej dotacji województwo śląskie ma szanse wzbogacić sie o kolejne 150 osób mogących wykonywać, ten pożądany na rynku zawód. Projekt i szkolenie finansowane z Europejskiego Funduszu Społecznego będzie realizowało katowickie Centrum Szkoleniowe „Structura”. Nabór rusza od 1 września.

Dużo pracy. Za mało audytorów

Na Śląsku rocznie przeprowadza się kilkaset tysięcy transakcji związanych z obrotem nieruchomości. Od stycznia 2009 roku, każda z takich nieruchomości, kupowana lub wynajmowana musi posiadać własny certyfikat energetyczny, określający m.in. wartość rocznego zapotrzebowania na energię potrzebą do ogrzania domu, czy ilość energii potrzebnej do przygotowania ciepłej wody, działania klimatyzacji czy wentylacji. Cel?  Szukanie oszczędności energii w całej Unii i poprawa gospodarowania jej zasobami.

Problem w tym, że na Śląsku wciąż brakuje audytorów z uprawnieniami, którzy mogą wydawać takie świadectwa. W Katowicach są to zaledwie 4 osoby, podobnie w Gliwicach – czytamy w serwisie skupiających audytorów – energetyczni.pl. Ile jest naprawdę? Trudno oszacować, bo nie każda osoba z uprawnieniami dopisuje się do internetowej bazy audytorów.

Prowadzony przez nas kurs, który przygotuje osoby zainteresowane zawodem audytora energetycznego ma pośrednio za zadanie zwiększyć liczbę osób z uprawnieniami do wydawania świadectw energetycznych w województwie śląskim. Obecna liczba jest zdecydowanie za mała w porównaniu do ilości transakcji na rynku nieruchomości – mówi Mateusz Ślezioński z Centrum Szkoleniowego „Structura”.

Uprawnienia audytora warte ok. 3 tys.

Jak zapewniają przedstawiciele Structury, chętnych na bezpłatne szkolenie nie brakuje. Powód? Do tej pory każdy musiał sfinansować szkolenie z własnej kieszeni, licząc się z wydatkiem nawet 1800 zł.  Dodatkowo, dzięki unijnej dotacji przyszli audytorzy będą mieli pokryty, zarówno koszt samego szkolenia, jak również egzaminu w Ministerstwie Infrastruktury. Dziś jest to koszt 1450 zł – Szkolenie, które przygotowuje do egzaminu w Ministerstwie Infrastruktury jest konieczne dla każdego, kto chce wykonywać zawód certyfikatora. Samo szkolenie adresowane jest w dużej mierze do osób związanych z budownictwem i architekturą, przede wszystkim do osób z wyższym wykształceniem – mówi Ślezioński.

Podczas 50 godzin zajęć przyszli audytorzy poznają zarówno zagadnienia teoretyczne związane z charakterystyką energetyczną budynków, jak również odbędą 8 godzinne ćwiczenia praktyczne. Nowością w kursie przygotowanym przez Structurę ma być szkolenie ze specjalistycznego programu komputerowego do wydawania świadectw energetycznych.

 –  To jak wygląda takie szkolenie, ile powinno trwać i jak być podzielone określa dokładnie ustawa – mówi Ślezioński. – Podczas ćwiczeń uczestnicy kursu dowiedzą się m.in., jak ocenić stan ochrony cieplej budynku, poznają sposoby oceny systemu ogrzewania i zaopatrzenia w ciepłą  wodę, systemu wentylacji i klimatyzacji z uwzględnieniem wymagań ochrony przeciwpożarowej i akustycznej – wyjaśnia Ślezioński.

Pierwszy etap – szkolenie. Drugi - egzamin

Projekt szkoleniowy realizowany w Structurze ze środków unijnych ma tylko przygotować przyszłych audytorów do egzaminu. To czy uczestnik kursu nim zostanie, zależy od niego. – Samo szkolenie nie wystarczy żeby zostać pełnoprawnym audytorem. Konieczne jest także zdanie egzaminu w Ministerstwie Infrastruktury. Tylko osoba ze zdanym egzaminem ma uprawnienia do wydawania świadectw energetycznych budynków – podsumowuje Ślezioński.

Projekt „Audytor energetyczny – zawód z przyszłością” finansowany jest w 100% przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Społecznego w ramach Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki. Chętni na szkolenie mogą zgłaszać się kontaktując się bezpośrednio z Centrum Szkoleniowym „Structura”.

Informacje dodatkowe:

Świadectwo charakterystyki energetycznej budynku (pot. certyfikat energetyczny) - termin oraz zawód certyfikator energetyczny wprowadzone zostały w polskim ustawodawstwie z dniem 1 stycznia 2009 r. jako wdrożenie Dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady Europy z dnia 16 grudnia 2002 r. dotyczącej jakości energetycznej budynków. Celem Dyrektywy jest wypromowanie poprawy efektywności energetycznej budynku we Wspólnocie Europejskiej, biorąc pod uwagę zewnętrzne i wewnętrzne warunki budynku i opłacalność przedsięwzięć. Metodologię obliczania świadectw wprowadza Rozporządzenie z dnia 6 listopada 2008 r.. Świadectwo charakterystyki energetycznej budynku jest ważne 10 lat. Nie należy mylić sprawdzenia charakterystyki energetycznej budynku z audytem energetycznym, który wynika z odmiennych aktów prawnych i stosuje się w nim odmienną metodologię i jest używany dla potrzeb termomodernizacji.

Świadectwo charakterystyki energetycznej budynku może sporządzać osoba, która:
• posiada pełną zdolność do czynności prawnych;
• ukończyła, co najmniej studia magisterskie, w rozumieniu przepisów o szkolnictwie wyższym;
• nie była karana za przestępstwa przeciwko mieniu, dokumentom, za przestępstwa gospodarcze, za fałszowanie pieniędzy, papierów wartościowych, znaków urzędowych lub za przestępstwa skarbowe;
• posiada uprawnienia budowlane do projektowania w specjalności architektonicznej, konstrukcyjno-budowlanej lub instalacyjnej, lub odbyła szkolenie i złożyła z wynikiem pozytywnym egzamin przed ministrem właściwym do spraw budownictwa, gospodarki przestrzennej i mieszkaniowej. [Nowelizacja Ustawy Prawo Budowlane z dnia 19 września 2007,  Dz.U. 2007 nr 191 poz. 1373]

www.structura.pl

gk

Nieruchomości: Brakuje audytorów do wydawania świadectw energetycznych

Według szacunków do zawodu audytora trzeba przygotować w ciągu najbliższych lat od 1300 do 1400 specjalistów w całym kraju. Także w województwie śląskim, gdzie w 18 powiatach pracuje dziś, według rejestru Ministerstwa Infrastruktury, 137 osób z uprawnieniami do wydawania świadectw energetycznych konieczne jest zwiększenie liczby uprawnionych. Dzięki unijnej dotacji województwo śląskie ma szanse wzbogacić sie o kolejne 150 osób mogących wykonywać, ten pożądany na rynku zawód. Projekt i szkolenie finansowane z Europejskiego Funduszu Społecznego będzie realizowało katowickie Centrum Szkoleniowe „Structura”. Nabór rusza od 1 września.

Dużo pracy. Za mało audytorów

Na Śląsku rocznie przeprowadza się kilkaset tysięcy transakcji związanych z obrotem nieruchomości. Od stycznia 2009 roku, każda z takich nieruchomości, kupowana lub wynajmowana musi posiadać własny certyfikat energetyczny, określający m.in. wartość rocznego zapotrzebowania na energię potrzebą do ogrzania domu, czy ilość energii potrzebnej do przygotowania ciepłej wody, działania klimatyzacji czy wentylacji. Cel?  Szukanie oszczędności energii w całej Unii i poprawa gospodarowania jej zasobami.

Problem w tym, że na Śląsku wciąż brakuje audytorów z uprawnieniami, którzy mogą wydawać takie świadectwa. W Katowicach są to zaledwie 4 osoby, podobnie w Gliwicach – czytamy w serwisie skupiających audytorów – energetyczni.pl. Ile jest naprawdę? Trudno oszacować, bo nie każda osoba z uprawnieniami dopisuje się do internetowej bazy audytorów.

Prowadzony przez nas kurs, który przygotuje osoby zainteresowane zawodem audytora energetycznego ma pośrednio za zadanie zwiększyć liczbę osób z uprawnieniami do wydawania świadectw energetycznych w województwie śląskim. Obecna liczba jest zdecydowanie za mała w porównaniu do ilości transakcji na rynku nieruchomości – mówi Mateusz Ślezioński z Centrum Szkoleniowego „Structura”.

Uprawnienia audytora warte ok. 3 tys.

Jak zapewniają przedstawiciele Structury, chętnych na bezpłatne szkolenie nie brakuje. Powód? Do tej pory każdy musiał sfinansować szkolenie z własnej kieszeni, licząc się z wydatkiem nawet 1800 zł.  Dodatkowo, dzięki unijnej dotacji przyszli audytorzy będą mieli pokryty, zarówno koszt samego szkolenia, jak również egzaminu w Ministerstwie Infrastruktury. Dziś jest to koszt 1450 zł – Szkolenie, które przygotowuje do egzaminu w Ministerstwie Infrastruktury jest konieczne dla każdego, kto chce wykonywać zawód certyfikatora. Samo szkolenie adresowane jest w dużej mierze do osób związanych z budownictwem i architekturą, przede wszystkim do osób z wyższym wykształceniem – mówi Ślezioński.

Podczas 50 godzin zajęć przyszli audytorzy poznają zarówno zagadnienia teoretyczne związane z charakterystyką energetyczną budynków, jak również odbędą 8 godzinne ćwiczenia praktyczne. Nowością w kursie przygotowanym przez Structurę ma być szkolenie ze specjalistycznego programu komputerowego do wydawania świadectw energetycznych.

 –  To jak wygląda takie szkolenie, ile powinno trwać i jak być podzielone określa dokładnie ustawa – mówi Ślezioński. – Podczas ćwiczeń uczestnicy kursu dowiedzą się m.in., jak ocenić stan ochrony cieplej budynku, poznają sposoby oceny systemu ogrzewania i zaopatrzenia w ciepłą  wodę, systemu wentylacji i klimatyzacji z uwzględnieniem wymagań ochrony przeciwpożarowej i akustycznej – wyjaśnia Ślezioński.

Pierwszy etap – szkolenie. Drugi - egzamin

Projekt szkoleniowy realizowany w Structurze ze środków unijnych ma tylko przygotować przyszłych audytorów do egzaminu. To czy uczestnik kursu nim zostanie, zależy od niego. – Samo szkolenie nie wystarczy żeby zostać pełnoprawnym audytorem. Konieczne jest także zdanie egzaminu w Ministerstwie Infrastruktury. Tylko osoba ze zdanym egzaminem ma uprawnienia do wydawania świadectw energetycznych budynków – podsumowuje Ślezioński.

Projekt „Audytor energetyczny – zawód z przyszłością” finansowany jest w 100% przez Unię Europejską ze środków Europejskiego Funduszu Społecznego w ramach Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki. Chętni na szkolenie mogą zgłaszać się kontaktując się bezpośrednio z Centrum Szkoleniowym „Structura”.

Informacje dodatkowe:

Świadectwo charakterystyki energetycznej budynku (pot. certyfikat energetyczny) - termin oraz zawód certyfikator energetyczny wprowadzone zostały w polskim ustawodawstwie z dniem 1 stycznia 2009 r. jako wdrożenie Dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady Europy z dnia 16 grudnia 2002 r. dotyczącej jakości energetycznej budynków. Celem Dyrektywy jest wypromowanie poprawy efektywności energetycznej budynku we Wspólnocie Europejskiej, biorąc pod uwagę zewnętrzne i wewnętrzne warunki budynku i opłacalność przedsięwzięć. Metodologię obliczania świadectw wprowadza Rozporządzenie z dnia 6 listopada 2008 r.. Świadectwo charakterystyki energetycznej budynku jest ważne 10 lat. Nie należy mylić sprawdzenia charakterystyki energetycznej budynku z audytem energetycznym, który wynika z odmiennych aktów prawnych i stosuje się w nim odmienną metodologię i jest używany dla potrzeb termomodernizacji.

Świadectwo charakterystyki energetycznej budynku może sporządzać osoba, która:
• posiada pełną zdolność do czynności prawnych;
• ukończyła, co najmniej studia magisterskie, w rozumieniu przepisów o szkolnictwie wyższym;
• nie była karana za przestępstwa przeciwko mieniu, dokumentom, za przestępstwa gospodarcze, za fałszowanie pieniędzy, papierów wartościowych, znaków urzędowych lub za przestępstwa skarbowe;
• posiada uprawnienia budowlane do projektowania w specjalności architektonicznej, konstrukcyjno-budowlanej lub instalacyjnej, lub odbyła szkolenie i złożyła z wynikiem pozytywnym egzamin przed ministrem właściwym do spraw budownictwa, gospodarki przestrzennej i mieszkaniowej. [Nowelizacja Ustawy Prawo Budowlane z dnia 19 września 2007,  Dz.U. 2007 nr 191 poz. 1373]

www.structura.pl

gk

Deweloper musi zapewnić dojazd na osiedle

Inwestor nie otrzyma pozwolenia na budowę, jeśli działka pozbawiona jest bezpośredniego dostępu do drogi publicznej. Warunku tego nie spełnia urządzenie dojazdu na wydzierżawionym gruncie.

Prezydent Lublina odmówił deweloperowi zatwierdzenia projektu budowlanego i udzielenia pozwolenia na budowę osiedla mieszkaniowego Cichy Dom na działce położonej przy ul. Orzechowej w Lublinie. Powodem jest brak dostępu działki do drogi publicznej.

Odrzucił stanowisko inwestora, że spełniono ten warunek przez zawarcie umowy dzierżawy sąsiedniej nieruchomości (przylega do drogi publicznej) z przeznaczeniem na urządzenie dojazdu do działki inwestycyjnej. Powołując się na definicje działki budowlanej i dostępu do drogi publicznej zawarte w ustawie o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, prezydent stwierdził, że przez dostęp do drogi publicznej należy rozumieć albo dostęp bezpośredni, albo przez drogę wewnętrzną lub przez ustanowienie odpowiedniej służebności gruntowej. Z tych względów czasowa umowa dzierżawy, która może być wypowiedziana, nie jest równoznaczna z ustanowieniem służebności drogowej. Decyzję utrzymał w mocy wojewoda lubelski.

W skardze do sądu deweloper dowodził m.in., że organy obu instancji nie uwzględniły zapisów planu miejscowego, gdzie w bezpośrednim sąsiedztwie działki planowana jest droga publiczna, którą ma wybudować gmina.

Wojewódzki Sąd Administracyjny w Lublinie oddalił skargę jako bezzasadną. Wskazał, że w świetle art. 5 ust. 1 pkt 9 prawa budowlanego dostęp do drogi publicznej jest warunkiem niezbędnym i koniecznym do podjęcia określonej inwestycji na danym terenie. Dostęp ten inwestor musi wykazać. Nie wystarczą same twierdzenia o jego istnieniu. Obowiązek taki przewiduje art. 34 ust. 3 pkt 3 lit. b prawa budowlanego stanowiący, iż stosownie do potrzeb elementem projektu budowlanego dołączanego do wniosku o pozwolenie na budowę jest oświadczenie właściwego zarządcy drogi o możliwości połączenia działki z drogą publiczną zgodnie z przepisami o drogach publicznych.

Słusznie organy wskazały, że w razie braku bezpośredniego dostępu do drogi publicznej możliwy jest dwojakiego rodzaju dostęp pośredni - przez ustanowienie służebności drogowej lub drogę wewnętrzną (art. 2 pkt 14 ustawy o planowaniu…). Przepis ten nie uznaje za dostęp do drogi publicznej istnienia pośredniego dojazdu, np. przez wydzierżawiony grunt.

Ponadto nie ma znaczenia wydzielenie w miejscowym planie zagospodarowania terenów przeznaczonych pod budowę dróg obsługujących przyległe tereny, skoro drogi te nie zostały nawet wytyczone (sygn. II SA/Lu 219/09).

Robert Horbaczewski
Rzeczpospolita

Deweloper musi zapewnić dojazd na osiedle

Inwestor nie otrzyma pozwolenia na budowę, jeśli działka pozbawiona jest bezpośredniego dostępu do drogi publicznej. Warunku tego nie spełnia urządzenie dojazdu na wydzierżawionym gruncie.

Prezydent Lublina odmówił deweloperowi zatwierdzenia projektu budowlanego i udzielenia pozwolenia na budowę osiedla mieszkaniowego Cichy Dom na działce położonej przy ul. Orzechowej w Lublinie. Powodem jest brak dostępu działki do drogi publicznej.

Odrzucił stanowisko inwestora, że spełniono ten warunek przez zawarcie umowy dzierżawy sąsiedniej nieruchomości (przylega do drogi publicznej) z przeznaczeniem na urządzenie dojazdu do działki inwestycyjnej. Powołując się na definicje działki budowlanej i dostępu do drogi publicznej zawarte w ustawie o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, prezydent stwierdził, że przez dostęp do drogi publicznej należy rozumieć albo dostęp bezpośredni, albo przez drogę wewnętrzną lub przez ustanowienie odpowiedniej służebności gruntowej. Z tych względów czasowa umowa dzierżawy, która może być wypowiedziana, nie jest równoznaczna z ustanowieniem służebności drogowej. Decyzję utrzymał w mocy wojewoda lubelski.

W skardze do sądu deweloper dowodził m.in., że organy obu instancji nie uwzględniły zapisów planu miejscowego, gdzie w bezpośrednim sąsiedztwie działki planowana jest droga publiczna, którą ma wybudować gmina.

Wojewódzki Sąd Administracyjny w Lublinie oddalił skargę jako bezzasadną. Wskazał, że w świetle art. 5 ust. 1 pkt 9 prawa budowlanego dostęp do drogi publicznej jest warunkiem niezbędnym i koniecznym do podjęcia określonej inwestycji na danym terenie. Dostęp ten inwestor musi wykazać. Nie wystarczą same twierdzenia o jego istnieniu. Obowiązek taki przewiduje art. 34 ust. 3 pkt 3 lit. b prawa budowlanego stanowiący, iż stosownie do potrzeb elementem projektu budowlanego dołączanego do wniosku o pozwolenie na budowę jest oświadczenie właściwego zarządcy drogi o możliwości połączenia działki z drogą publiczną zgodnie z przepisami o drogach publicznych.

Słusznie organy wskazały, że w razie braku bezpośredniego dostępu do drogi publicznej możliwy jest dwojakiego rodzaju dostęp pośredni - przez ustanowienie służebności drogowej lub drogę wewnętrzną (art. 2 pkt 14 ustawy o planowaniu…). Przepis ten nie uznaje za dostęp do drogi publicznej istnienia pośredniego dojazdu, np. przez wydzierżawiony grunt.

Ponadto nie ma znaczenia wydzielenie w miejscowym planie zagospodarowania terenów przeznaczonych pod budowę dróg obsługujących przyległe tereny, skoro drogi te nie zostały nawet wytyczone (sygn. II SA/Lu 219/09).

Robert Horbaczewski
Rzeczpospolita

Nieruchomości, złoto i sztuka warte inwestycji

To dobry moment na inwestowanie obliczone na dłuższy termin, czyli przynajmniej trzy, pięć lat. Z zebranych przez GP opinii ekspertów wynika, że w tej perspektywie najbardziej opłacalną i jednocześnie najmniej ryzykowną inwestycją mogą być nieruchomości - ich ceny mają wrócić do poziomu sprzed kryzysu.

W tym segmencie pojawiają się zupełnie nowe formy inwestowania, jak propozycja firmy Wealth Solutions, która za pieniądze udziałowców specjalnej spółki chce kupować grunty rolne, licząc, że za dwa, trzy lata zostaną odrolnione, a następnie sprzedane pod budowę domów.

Okazji warto szukać na rynku dzieł sztuki, ale ten segment wymaga osobistego zaangażowania. Zdaniem analityków w przyjętym przez nas okresie co najmniej o połowę zdrożeje złoto.
Sporą niewiadomą jest natomiast rynek giełdowy. Eksperci radzą bardzo ostrożnie kupować akcje i fundusze inwestujące na giełdzie. Zyski zależą od tego, jak zachowa się rynek akcji. Na razie po gwałtownych spadkach mamy odbicie, ale analitycy nie są w stanie przewidzieć na jak długo.

Ostrożne podejście znajduje odbicie także w ofertach tzw. polis strukturyzowanych. Choć wciąż dominują produkty, które dają 100-proc. gwarancję zwrotu wpłaconego kapitału, to coraz więcej jest takich z niższą gwarancją. To efekt zbiegu dwóch czynników: im większe prawdopodobieństwo zysków, tym mniejsza chęć do szukania pełnych gwarancji. Dodatkowo spadające stopy procentowe powodują, że trudno zbudować strukturę, która obieca dobre zyski, przy jednoczesnej pełnej gwarancji. Niskie stopy i ryzyko współpracy z bankami skłaniają też większość ubezpieczycieli do wycofywania się z tzw. polisolokat, które były hitem inwestycyjnym rok temu.

Źródło: Gazeta Prawna

Nieruchomości, złoto i sztuka warte inwestycji

To dobry moment na inwestowanie obliczone na dłuższy termin, czyli przynajmniej trzy, pięć lat. Z zebranych przez GP opinii ekspertów wynika, że w tej perspektywie najbardziej opłacalną i jednocześnie najmniej ryzykowną inwestycją mogą być nieruchomości - ich ceny mają wrócić do poziomu sprzed kryzysu.

W tym segmencie pojawiają się zupełnie nowe formy inwestowania, jak propozycja firmy Wealth Solutions, która za pieniądze udziałowców specjalnej spółki chce kupować grunty rolne, licząc, że za dwa, trzy lata zostaną odrolnione, a następnie sprzedane pod budowę domów.

Okazji warto szukać na rynku dzieł sztuki, ale ten segment wymaga osobistego zaangażowania. Zdaniem analityków w przyjętym przez nas okresie co najmniej o połowę zdrożeje złoto.
Sporą niewiadomą jest natomiast rynek giełdowy. Eksperci radzą bardzo ostrożnie kupować akcje i fundusze inwestujące na giełdzie. Zyski zależą od tego, jak zachowa się rynek akcji. Na razie po gwałtownych spadkach mamy odbicie, ale analitycy nie są w stanie przewidzieć na jak długo.

Ostrożne podejście znajduje odbicie także w ofertach tzw. polis strukturyzowanych. Choć wciąż dominują produkty, które dają 100-proc. gwarancję zwrotu wpłaconego kapitału, to coraz więcej jest takich z niższą gwarancją. To efekt zbiegu dwóch czynników: im większe prawdopodobieństwo zysków, tym mniejsza chęć do szukania pełnych gwarancji. Dodatkowo spadające stopy procentowe powodują, że trudno zbudować strukturę, która obieca dobre zyski, przy jednoczesnej pełnej gwarancji. Niskie stopy i ryzyko współpracy z bankami skłaniają też większość ubezpieczycieli do wycofywania się z tzw. polisolokat, które były hitem inwestycyjnym rok temu.

Źródło: Gazeta Prawna

Dobre wyniki spółek

Największe spółki budowlane z warszawskiej giełdy zarobiły w II kwartale 2009 r. o 28 proc. więcej niż przed rokiem – poinformowała Gazeta Prawna. Na korzyść sektora działają kontrakty zawarte w czasach boomu budowlanego.
Dobre wyniki osiągnęły przede wszystkim duże spółki, specjalizujące się w generalnym wykonawstwie kontraktów budowlanych, które zawierają umowy na okresy dłuższe niż mniejsze firmy z sektora. Ta druga grupa firm - czytamy dalej w dzienniku - wcześniej będzie musiała zmierzyć się z coraz mniej korzystną sytuacją na rynku budowlanym. Według analityków DI BRE pogorszenie w II kwartale zauważalne będzie m.in. w wynikach niektórych mniejszych spółek realizujących inwestycje w segmencie przemysłowym.

Mimo że jeszcze w tym roku firmy budowlane zanotują bardzo dobre wyniki, analitycy radzą bardzo ostrożne podejście do sektora. W przyszłym roku trudno będzie im powtórzyć wyniki z roku 2009. Poza tym akcje spółek nie należą do najtańszych. Utrzymująca się dobra sytuacja szczególnie w budownictwie infrastrukturalnym spowodowała, że w czasie m.in. tegorocznych spadków kursy firm związanych z tym segmentem zachowywały się lepiej niż rynek – zauważa gazeta.

Źródło: Gazeta Prawna

Dobre wyniki spółek

Największe spółki budowlane z warszawskiej giełdy zarobiły w II kwartale 2009 r. o 28 proc. więcej niż przed rokiem – poinformowała Gazeta Prawna. Na korzyść sektora działają kontrakty zawarte w czasach boomu budowlanego.
Dobre wyniki osiągnęły przede wszystkim duże spółki, specjalizujące się w generalnym wykonawstwie kontraktów budowlanych, które zawierają umowy na okresy dłuższe niż mniejsze firmy z sektora. Ta druga grupa firm - czytamy dalej w dzienniku - wcześniej będzie musiała zmierzyć się z coraz mniej korzystną sytuacją na rynku budowlanym. Według analityków DI BRE pogorszenie w II kwartale zauważalne będzie m.in. w wynikach niektórych mniejszych spółek realizujących inwestycje w segmencie przemysłowym.

Mimo że jeszcze w tym roku firmy budowlane zanotują bardzo dobre wyniki, analitycy radzą bardzo ostrożne podejście do sektora. W przyszłym roku trudno będzie im powtórzyć wyniki z roku 2009. Poza tym akcje spółek nie należą do najtańszych. Utrzymująca się dobra sytuacja szczególnie w budownictwie infrastrukturalnym spowodowała, że w czasie m.in. tegorocznych spadków kursy firm związanych z tym segmentem zachowywały się lepiej niż rynek – zauważa gazeta.

Źródło: Gazeta Prawna

Wyroby budowlane pod nadzorem

Nadzór budowlany będzie mógł nakazać importerowi wycofanie partii sprowadzonego towaru, jeżeli się okaże, że zagraża on zdrowiu.

Ministerstwo Infrastruktury zakończyło prace nad projektem nowelizacji ustawy o wyrobach budowlanych. Wkrótce zajmie się nim Rada Ministrów - informuje Rzeczpospolita.

Chcemy wprowadzić takie same zasady kontroli importerów, jakie obowiązują obecnie wobec producentów - mówi Rzeczpospolitej Zbigniew Radomski, dyrektor Departamentu Rynku Budowlanego i Techniki w Ministerstwie Infrastruktury. - Oznacza to, że jeżeli wojewódzki inspektor nadzoru budowlanego stwierdzi, iż dana partia np. terakoty jest złej jakości i zagraża zdrowiu ludzi, to będzie mógł nakazać wycofanie jej nie tylko producentowi, ale także importerowi lub sprzedawcy – dodaje.

Teraz w ustawie nie ma pojęcia importera. Dlatego nadzór budowlany traktuje ich tak samo jak sprzedawców, a dla tych kary są dużo łagodniejsze.

Projekt nakłada też dodatkowe obowiązki na sprzedawców wyrobów budowlanych, - dodaje dziennik -  jeżeli producent lub importer ma siedzibę w Polsce. Taki sprzedawca musi dostarczyć – na żądanie inspektora – deklarację zgodności, a w wypadku wyrobów stwarzających zagrożenia dla zdrowia, życia lub środowiska – również dokumentację techniczną.

Źródło: Rzeczpospolita

Wyroby budowlane pod nadzorem

Nadzór budowlany będzie mógł nakazać importerowi wycofanie partii sprowadzonego towaru, jeżeli się okaże, że zagraża on zdrowiu.

Ministerstwo Infrastruktury zakończyło prace nad projektem nowelizacji ustawy o wyrobach budowlanych. Wkrótce zajmie się nim Rada Ministrów - informuje Rzeczpospolita.

Chcemy wprowadzić takie same zasady kontroli importerów, jakie obowiązują obecnie wobec producentów - mówi Rzeczpospolitej Zbigniew Radomski, dyrektor Departamentu Rynku Budowlanego i Techniki w Ministerstwie Infrastruktury. - Oznacza to, że jeżeli wojewódzki inspektor nadzoru budowlanego stwierdzi, iż dana partia np. terakoty jest złej jakości i zagraża zdrowiu ludzi, to będzie mógł nakazać wycofanie jej nie tylko producentowi, ale także importerowi lub sprzedawcy – dodaje.

Teraz w ustawie nie ma pojęcia importera. Dlatego nadzór budowlany traktuje ich tak samo jak sprzedawców, a dla tych kary są dużo łagodniejsze.

Projekt nakłada też dodatkowe obowiązki na sprzedawców wyrobów budowlanych, - dodaje dziennik -  jeżeli producent lub importer ma siedzibę w Polsce. Taki sprzedawca musi dostarczyć – na żądanie inspektora – deklarację zgodności, a w wypadku wyrobów stwarzających zagrożenia dla zdrowia, życia lub środowiska – również dokumentację techniczną.

Źródło: Rzeczpospolita

Boni: właśnie mijamy krytyczny punkt kryzysu

Michał Boni, szef Komitetu Stałego Rady Ministrów, jest na 98 proc. pewien, że Polska przejdzie suchą nogą przez okres załamania gospodarczego. W wywiadzie dla "Dziennika" podkreśla, że w PKB w drugim kwartale wzrósł pomiędzy 0,5 a 1 proc., co oznacza, iż nie ma obawy, że będzie ślizg w dół. Polska gospodarka nieźle się broni przed zagrożeniami kryzysowymi.

Boni zapowiada, że gabinet Tuska szykuje pakiet antykryzysowy bis. Ma on zapewnić wsparcie młodym ludziom bez pracy, ułatwienia dla firm, a także oszczędności w administracji.

Szef KSRM wyjaśnia, że rząd bał się prezydenckiego weta i dlatego nie planuje podniesienia podatków. Zamiast dokonywać dużych zmian w budżecie, postanowił szukać oszczędności w wielu miejscach, uzyskując w ten sposób niewielkie sumy.

Nawiązując do koalicyjnych sporów wokół prywatyzacji Boni zaznacza, że będzie kompromis. Znajdzie się miejsce na pomysły zarówno Waldemara Pawlaka, jak i Aleksandra Grada - przewiduje szef doradców premiera.

 

onet.pl

Boni: właśnie mijamy krytyczny punkt kryzysu

Michał Boni, szef Komitetu Stałego Rady Ministrów, jest na 98 proc. pewien, że Polska przejdzie suchą nogą przez okres załamania gospodarczego. W wywiadzie dla "Dziennika" podkreśla, że w PKB w drugim kwartale wzrósł pomiędzy 0,5 a 1 proc., co oznacza, iż nie ma obawy, że będzie ślizg w dół. Polska gospodarka nieźle się broni przed zagrożeniami kryzysowymi.

Boni zapowiada, że gabinet Tuska szykuje pakiet antykryzysowy bis. Ma on zapewnić wsparcie młodym ludziom bez pracy, ułatwienia dla firm, a także oszczędności w administracji.

Szef KSRM wyjaśnia, że rząd bał się prezydenckiego weta i dlatego nie planuje podniesienia podatków. Zamiast dokonywać dużych zmian w budżecie, postanowił szukać oszczędności w wielu miejscach, uzyskując w ten sposób niewielkie sumy.

Nawiązując do koalicyjnych sporów wokół prywatyzacji Boni zaznacza, że będzie kompromis. Znajdzie się miejsce na pomysły zarówno Waldemara Pawlaka, jak i Aleksandra Grada - przewiduje szef doradców premiera.

 

onet.pl

Największe ofiary kryzysu gospodarczego

Islandia, Litwa, Łotwa i Estonia to państwa, które najmocniej w Europie odczuły skutki osłabienia gospodarczego. Doświadczenie to jest szczególnie dotkliwe ze względu na fakt, że przed kryzysem Islandia była uważana za jedno z najlepszych na świecie miejsc do życia, a Litwę, Łotwę i Estonię nazywano „bałtyckimi tygrysami”.

Szybki rozwój ekonomiczny wymienionych państw zakończył się wraz z załamaniem na rynkach kapitałowych. Kraje bałtyckie były bowiem silnie uzależnione od międzynarodowej koniunktury, a islandzka gospodarka mocno powiązana ze światowymi instrumentami finansowymi. Główną przyczyną kryzysu gospodarczego w Islandii była specyfika tamtejszego sektora bankowego. W wyniku prywatyzacji banków państwowych, przeprowadzonej w 2003, był to sektor dominujący w islandzkiej gospodarce - aktywa banków ponad 9-krotie przewyższały wartość PKB Islandii. Kryzys światowych finansów szybko znalazł odzwierciedlenie w sytuacji islandzkich instytucji bankowych.

To z kolei doprowadziło gospodarkę wyspy na skraj bankructwa. Rząd zmuszony był poprosić Międzynarodowy Fundusz Walutowy o pożyczkę. Załamanie gospodarcze Islandii zaowocowało wzrostem bezrobocia, upadkiem rządu i masowymi wyjazdami imigrantów. Ożywieniu uległa dyskusja na temat ewentualnego wstąpienia Islandii do Unii Europejskiej.

Spośród republik bałtyckich z powodu kryzysu największe problemy ma Łotwa, której gospodarka skurczyła się najbardziej spośród krajów Wspólnoty. Wzrosło bezrobocie, wybuchły protesty przeciwko złej sytuacji gospodarczej i cięciom budżetowym. Konieczność ograniczenia deficytu była warunkiem otrzymania pożyczki z Międzynarodowego Funduszu Walutowego, do którego Łotysze - podobnie jak Islandczycy – zwrócili się o pomoc.

rynekpracy.pl

as

inwestycje.pl

Największe ofiary kryzysu gospodarczego

Islandia, Litwa, Łotwa i Estonia to państwa, które najmocniej w Europie odczuły skutki osłabienia gospodarczego. Doświadczenie to jest szczególnie dotkliwe ze względu na fakt, że przed kryzysem Islandia była uważana za jedno z najlepszych na świecie miejsc do życia, a Litwę, Łotwę i Estonię nazywano „bałtyckimi tygrysami”.

Szybki rozwój ekonomiczny wymienionych państw zakończył się wraz z załamaniem na rynkach kapitałowych. Kraje bałtyckie były bowiem silnie uzależnione od międzynarodowej koniunktury, a islandzka gospodarka mocno powiązana ze światowymi instrumentami finansowymi. Główną przyczyną kryzysu gospodarczego w Islandii była specyfika tamtejszego sektora bankowego. W wyniku prywatyzacji banków państwowych, przeprowadzonej w 2003, był to sektor dominujący w islandzkiej gospodarce - aktywa banków ponad 9-krotie przewyższały wartość PKB Islandii. Kryzys światowych finansów szybko znalazł odzwierciedlenie w sytuacji islandzkich instytucji bankowych.

To z kolei doprowadziło gospodarkę wyspy na skraj bankructwa. Rząd zmuszony był poprosić Międzynarodowy Fundusz Walutowy o pożyczkę. Załamanie gospodarcze Islandii zaowocowało wzrostem bezrobocia, upadkiem rządu i masowymi wyjazdami imigrantów. Ożywieniu uległa dyskusja na temat ewentualnego wstąpienia Islandii do Unii Europejskiej.

Spośród republik bałtyckich z powodu kryzysu największe problemy ma Łotwa, której gospodarka skurczyła się najbardziej spośród krajów Wspólnoty. Wzrosło bezrobocie, wybuchły protesty przeciwko złej sytuacji gospodarczej i cięciom budżetowym. Konieczność ograniczenia deficytu była warunkiem otrzymania pożyczki z Międzynarodowego Funduszu Walutowego, do którego Łotysze - podobnie jak Islandczycy – zwrócili się o pomoc.

rynekpracy.pl

as

inwestycje.pl

Nowatorska w Polsce sprzedaż mieszkań - ceny mniejsze nawet o 20%

Jesienią ruszy wielka aukcja mieszkań. Taki sposób sprzedaży - popularny bardzo w Stanach Zjednoczonych - może dać duże oszczędności kupującemu - informuje dziennik "Polska".

Wylicytowana cena najczęściej jest o 20% niższa od rynkowej. Jak podaje gazeta, pierwsze licytacje odbędą się w Warszawie, a później także w innych dużych miastach Polski. Przeprowadzi je amerykańska firma Collers International, która prowadzi także takie aukcje w USA.

Jak zauważa gazeta, na razie Polacy mogą kupować mieszkania na aukcja internetowych. Jednak robią to rzadko ze względu na zbyt wysokie ceny wywoławcze.

Źródło:onet.pl

Nowatorska w Polsce sprzedaż mieszkań - ceny mniejsze nawet o 20%

Jesienią ruszy wielka aukcja mieszkań. Taki sposób sprzedaży - popularny bardzo w Stanach Zjednoczonych - może dać duże oszczędności kupującemu - informuje dziennik "Polska".

Wylicytowana cena najczęściej jest o 20% niższa od rynkowej. Jak podaje gazeta, pierwsze licytacje odbędą się w Warszawie, a później także w innych dużych miastach Polski. Przeprowadzi je amerykańska firma Collers International, która prowadzi także takie aukcje w USA.

Jak zauważa gazeta, na razie Polacy mogą kupować mieszkania na aukcja internetowych. Jednak robią to rzadko ze względu na zbyt wysokie ceny wywoławcze.

Źródło:onet.pl

Niemiecki eksport rósł najszybciej od prawie trzech lat

Niemiecki eksport wzrósł w czerwcu o 7,0 procent w skali miesiąca, czyli bardziej niż oczekiwano. To najlepszy wynik od prawie trzech lat i kolejny dowód, że największa gospodarka Europy wychodzi z recesji.

Wzrost po uwzględnieniu czynników sezonowych był największy od września 2006 roku. Wartość eksportu wyniosła 67,4 miliarda euro wobec 63 miliardów w maju, podał w piątek Federalny Urząd Statystyczny.

“To silny sygnał ze strony eksportu po rozczarowaniach, jakich doświadczaliśmy wcześniej”, powiedział ekonomista Citigroup, Juergen Michels. „To oznacza, że niemiecka gospodarka prawdopodobnie ustabilizowała się w drugim kwartale”.

Minister gospodarki Karl-Theodor Guttenberg także powiedział w czwartek, że gospodarka w drugim kwartale utrzymywała się na stabilnym poziomie. W pierwszym kwartale skurczyła się o 3,8 procent – najbardziej od zjednoczenia w 1990 roku – z powodu załamania się eksportu.

Import wzrósł o 6,8 procent, do 56,4 miliarda euro w czerwcu, co oznacza, że nadwyżka handlowa zwiększyła się do 11 miliardów euro ze skorygowanych 10,2 miliarda w maju, podał Urząd.

Ekonomiści ankietowani przez Reutera prognozowali, że nadwyżka handlowa zwiększy się do 10,8 miliarda euro z wcześniej podawanych 10,3 miliarda w maju. Import miał wzrosnąć o 0,8 procent w skali miesiąca, a eksport wzrosnąć o 1,1 procent.

Nadwyżka handlowa w drugim kwartale była o 5,7 miliarda euro wyższa niż w pierwszych trzech miesiącach roku – co wynika ze wzrostu handlu w okresie kwiecień-czerwiec.

“Handel zagraniczny znów wzmacnia gospodarkę – po raz pierwszy od połowy ubiegłego roku. Miejmy nadzieję, że eksporterzy powoli wychodzą na prostą”, powiedział Thorsten Polleit, ekonomista z Barclays Capital.

NIEPEWNA PERSPEKTYWA

Piątkowe dane to ostatni z serii pozytywnych sygnałów płynących z niemieckiej gospodarki. Oficjalne dane opublikowane w czwartek pokazały, że zamówienia w przemyśle rosły w czerwcu najszybciej od dwóch lat dzięki wysokiemu popytowi zagranicznemu.

Jednak dla niektórych niemieckich firm perspektywy pozostają mgliste.

Henkel, producent produktów do pielęgnacji włosów Schwarzkopf i klejów Pattex, podał w środę, że jego sytuacja biznesowa nie pogorszy się w trzecim kwartale, ale nie może podać bardziej konkretnej prognozy na 2009 roku ze względu na niepewność, jaka panuje w gospodarce.

Ulrike Kastens, ekonomistka z Sal. Oppenheim powiedziała, że wszelkie odbicie w Niemczech będzie prawdopodobnie powolne, ponieważ globalna gospodarka, od której skoncentrowana na eksporcie gospodarka niemiecka jest mocno uzależniona, także odradza się powoli.

“Intensywność recesji spada, najgorsze jest już za nami po pierwszym kwartale. Ale sytuacja pozostaje bardzo krucha i niepewna”, powiedziała Kastens.

Polleti z Barclays Capital także wzywa do ostrożności. „Może być pozytywna niespodzianka w drugim kwartale. Być może nawet zanotujemy niewielki wzrost. To jednak nie jest żaden przełom, ponieważ niemiecka gospodarka jest podtrzymywana przez programy ekonomiczne w kraju i zagranicą”.

Źródło: Reuters
onet.pl

Niemiecki eksport rósł najszybciej od prawie trzech lat

Niemiecki eksport wzrósł w czerwcu o 7,0 procent w skali miesiąca, czyli bardziej niż oczekiwano. To najlepszy wynik od prawie trzech lat i kolejny dowód, że największa gospodarka Europy wychodzi z recesji.

Wzrost po uwzględnieniu czynników sezonowych był największy od września 2006 roku. Wartość eksportu wyniosła 67,4 miliarda euro wobec 63 miliardów w maju, podał w piątek Federalny Urząd Statystyczny.

“To silny sygnał ze strony eksportu po rozczarowaniach, jakich doświadczaliśmy wcześniej”, powiedział ekonomista Citigroup, Juergen Michels. „To oznacza, że niemiecka gospodarka prawdopodobnie ustabilizowała się w drugim kwartale”.

Minister gospodarki Karl-Theodor Guttenberg także powiedział w czwartek, że gospodarka w drugim kwartale utrzymywała się na stabilnym poziomie. W pierwszym kwartale skurczyła się o 3,8 procent – najbardziej od zjednoczenia w 1990 roku – z powodu załamania się eksportu.

Import wzrósł o 6,8 procent, do 56,4 miliarda euro w czerwcu, co oznacza, że nadwyżka handlowa zwiększyła się do 11 miliardów euro ze skorygowanych 10,2 miliarda w maju, podał Urząd.

Ekonomiści ankietowani przez Reutera prognozowali, że nadwyżka handlowa zwiększy się do 10,8 miliarda euro z wcześniej podawanych 10,3 miliarda w maju. Import miał wzrosnąć o 0,8 procent w skali miesiąca, a eksport wzrosnąć o 1,1 procent.

Nadwyżka handlowa w drugim kwartale była o 5,7 miliarda euro wyższa niż w pierwszych trzech miesiącach roku – co wynika ze wzrostu handlu w okresie kwiecień-czerwiec.

“Handel zagraniczny znów wzmacnia gospodarkę – po raz pierwszy od połowy ubiegłego roku. Miejmy nadzieję, że eksporterzy powoli wychodzą na prostą”, powiedział Thorsten Polleit, ekonomista z Barclays Capital.

NIEPEWNA PERSPEKTYWA

Piątkowe dane to ostatni z serii pozytywnych sygnałów płynących z niemieckiej gospodarki. Oficjalne dane opublikowane w czwartek pokazały, że zamówienia w przemyśle rosły w czerwcu najszybciej od dwóch lat dzięki wysokiemu popytowi zagranicznemu.

Jednak dla niektórych niemieckich firm perspektywy pozostają mgliste.

Henkel, producent produktów do pielęgnacji włosów Schwarzkopf i klejów Pattex, podał w środę, że jego sytuacja biznesowa nie pogorszy się w trzecim kwartale, ale nie może podać bardziej konkretnej prognozy na 2009 roku ze względu na niepewność, jaka panuje w gospodarce.

Ulrike Kastens, ekonomistka z Sal. Oppenheim powiedziała, że wszelkie odbicie w Niemczech będzie prawdopodobnie powolne, ponieważ globalna gospodarka, od której skoncentrowana na eksporcie gospodarka niemiecka jest mocno uzależniona, także odradza się powoli.

“Intensywność recesji spada, najgorsze jest już za nami po pierwszym kwartale. Ale sytuacja pozostaje bardzo krucha i niepewna”, powiedziała Kastens.

Polleti z Barclays Capital także wzywa do ostrożności. „Może być pozytywna niespodzianka w drugim kwartale. Być może nawet zanotujemy niewielki wzrost. To jednak nie jest żaden przełom, ponieważ niemiecka gospodarka jest podtrzymywana przez programy ekonomiczne w kraju i zagranicą”.

Źródło: Reuters
onet.pl

Nowe inwestycje - Mazowsze i Kujawy na czele

W czołówce województw, które ogłaszały plany inwestycyjne znalazły się województwa mazowieckie i kujawsko-pomorskie.

Telefoniczna Agencja Informacyjna Sp. z o.o. opracowała raport, w którym przeanalizowano i podsumowano inwestycje budowlane ogłoszone w Polsce, w pierwszym półroczu 2009 r.

Od stycznia do czerwca w Polsce poinformowano o 2772 planach inwestycyjnych z szeroko pojmowanej branży budowlanej (do branży budowlanej, zaliczone zostały inwestycje dotyczące: obiektów budowlanych, konstrukcji, drogownictwa, termomodernizacji, robót wodno-kanalizacyjnych, geodezji, geologii, kartografii i zagospodarowania przestrzennego, robót energoelektrycznych, oraz ciepłownictwa i gazu).

Z podsumowania pierwszego półrocza 2009 roku wynika, iż w okresie tym poinformowano o planach inwestycyjnych dotyczących przede wszystkim obiektów budowlanych (52 proc. informacji).

Na kolejnych miejscach znalazły się plany związane z drogownictwem (22 proc. informacji), robotami energoelektrycznymi (10 proc. informacji), robotami wodno-kanalizacyjnymi (7 proc. informacji) oraz ciepłownictwem i gazem (5 proc. informacji).

Gdzie wybudują najwięcej?

Od stycznia do czerwca najwięcej planów inwestycyjnych ogłoszono w województwie mazowieckim (452 informacji - 12,30 proc. inwestycji) oraz kujawsko-pomorskim (309 informacji - 8,41 proc. inwestycji). Natomiast najmniej inwestycji zaplanowano w województwie opolskim (146 informacji - 4 proc. inwestycji).

Ze zgromadzonych danych wynika, że dwa województwa (mazowieckie, kujawsko-pomorskie) nie tylko zaplanowały rozpoczęcie największej liczby inwestycji budowlanych, ale również przodują, jeżeli chodzi o inwestycje w podbranży budowlana - obiekty. Dlatego też analizie podane zostały największe miasta tychże województw.

Warszawa - to miasto, w którym, w pierwszym półroczu zaplanowano rozpoczęcie największej liczby inwestycji o charakterze użyteczności publicznej (50 inwestycji). Wśród nich wymienić należy modernizację ogrodu zoologicznego, rozbudowę biblioteki miejskiej przy ul. Koszykowej, budowę Muzeum Warszawskiej Pragi, remonty dworców kolejowych i autobusowych oraz budowę szkół i przedszkoli. Ponadto w Warszawie ogłoszono plany 34 inwestycji mieszkaniowych. Poniżej szczegółowe dane dotyczące rodzajów obiektów, jakie zaplanowano wybudować w Warszawie.

Bydgoszcz - od stycznia do czerwca 2009 roku w mieście tym głównie informowano o planach inwestycyjnych budowy obiektów użyteczności publicznej (szpitale, szkoły, obiekty sportowe) - 14 inwestycji. Zaplanowano również 8 inwestycji o charakterze mieszkaniowym i 8 inwestycji o charakterze przemysłowym.

Toruń - w pierwszym półroczu 2009 roku w mieście tym głównie informowano o planach inwestycyjnych budowy obiektów użyteczności publicznej (szpitale, szkoły, obiekty sportowe) - 20 inwestycji. Zaplanowano również 7 inwestycji o charakterze mieszkaniowym i 5 inwestycji o charakterze przemysłowym. Poniżej szczegółowe dane dotyczące rodzajów obiektów, jakie zaplanowano wybudować w Toruniu.

W branży drogownictwo, w pierwszym półroczu 2009 roku najwięcej inwestycji zaplanowano w województwie mazowieckim (129 inwestycji), a najmniej w województwie zachodniopomorskim (30 inwestycji) . Z analizy informacji wynika, że najwięcej planów inwestycyjnych od stycznia do czerwca 2009 roku ogłosiła Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, która w całym kraju poinformowała o 79 zamierzeniach.

Źródło: money.pl

Nowe inwestycje - Mazowsze i Kujawy na czele

W czołówce województw, które ogłaszały plany inwestycyjne znalazły się województwa mazowieckie i kujawsko-pomorskie.

Telefoniczna Agencja Informacyjna Sp. z o.o. opracowała raport, w którym przeanalizowano i podsumowano inwestycje budowlane ogłoszone w Polsce, w pierwszym półroczu 2009 r.

Od stycznia do czerwca w Polsce poinformowano o 2772 planach inwestycyjnych z szeroko pojmowanej branży budowlanej (do branży budowlanej, zaliczone zostały inwestycje dotyczące: obiektów budowlanych, konstrukcji, drogownictwa, termomodernizacji, robót wodno-kanalizacyjnych, geodezji, geologii, kartografii i zagospodarowania przestrzennego, robót energoelektrycznych, oraz ciepłownictwa i gazu).

Z podsumowania pierwszego półrocza 2009 roku wynika, iż w okresie tym poinformowano o planach inwestycyjnych dotyczących przede wszystkim obiektów budowlanych (52 proc. informacji).

Na kolejnych miejscach znalazły się plany związane z drogownictwem (22 proc. informacji), robotami energoelektrycznymi (10 proc. informacji), robotami wodno-kanalizacyjnymi (7 proc. informacji) oraz ciepłownictwem i gazem (5 proc. informacji).

Gdzie wybudują najwięcej?

Od stycznia do czerwca najwięcej planów inwestycyjnych ogłoszono w województwie mazowieckim (452 informacji - 12,30 proc. inwestycji) oraz kujawsko-pomorskim (309 informacji - 8,41 proc. inwestycji). Natomiast najmniej inwestycji zaplanowano w województwie opolskim (146 informacji - 4 proc. inwestycji).

Ze zgromadzonych danych wynika, że dwa województwa (mazowieckie, kujawsko-pomorskie) nie tylko zaplanowały rozpoczęcie największej liczby inwestycji budowlanych, ale również przodują, jeżeli chodzi o inwestycje w podbranży budowlana - obiekty. Dlatego też analizie podane zostały największe miasta tychże województw.

Warszawa - to miasto, w którym, w pierwszym półroczu zaplanowano rozpoczęcie największej liczby inwestycji o charakterze użyteczności publicznej (50 inwestycji). Wśród nich wymienić należy modernizację ogrodu zoologicznego, rozbudowę biblioteki miejskiej przy ul. Koszykowej, budowę Muzeum Warszawskiej Pragi, remonty dworców kolejowych i autobusowych oraz budowę szkół i przedszkoli. Ponadto w Warszawie ogłoszono plany 34 inwestycji mieszkaniowych. Poniżej szczegółowe dane dotyczące rodzajów obiektów, jakie zaplanowano wybudować w Warszawie.

Bydgoszcz - od stycznia do czerwca 2009 roku w mieście tym głównie informowano o planach inwestycyjnych budowy obiektów użyteczności publicznej (szpitale, szkoły, obiekty sportowe) - 14 inwestycji. Zaplanowano również 8 inwestycji o charakterze mieszkaniowym i 8 inwestycji o charakterze przemysłowym.

Toruń - w pierwszym półroczu 2009 roku w mieście tym głównie informowano o planach inwestycyjnych budowy obiektów użyteczności publicznej (szpitale, szkoły, obiekty sportowe) - 20 inwestycji. Zaplanowano również 7 inwestycji o charakterze mieszkaniowym i 5 inwestycji o charakterze przemysłowym. Poniżej szczegółowe dane dotyczące rodzajów obiektów, jakie zaplanowano wybudować w Toruniu.

W branży drogownictwo, w pierwszym półroczu 2009 roku najwięcej inwestycji zaplanowano w województwie mazowieckim (129 inwestycji), a najmniej w województwie zachodniopomorskim (30 inwestycji) . Z analizy informacji wynika, że najwięcej planów inwestycyjnych od stycznia do czerwca 2009 roku ogłosiła Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, która w całym kraju poinformowała o 79 zamierzeniach.

Źródło: money.pl

Nieruchomości komercyjne. Inwestorzy zagraniczni wracają

Największy popyt jest w Wielkiej Brytanii. Inwestorów interesują przede wszystkim biurowce.
Jak wynika z najnowszego raportu firmy Cushman & Wakefield wolumen inwestycji na najważniejszych rynkach zachodnich w II kwartale  wzrósł o 2,5 proc. w porównaniu z pierwszymi trzema miesiącami roku. Powód - większa aktywność  zagranicznych nabywców (wzrost o prawie 16 proc.).

 

Jednak obroty na poziomie 11,97 mld euro stanowiły tylko 41 proc. średniej za 2008 r. i zaledwie 19 proc. średniej z najlepszego okresu dla rynku w 2007 r.

- Dane z rynku są lepsze niż na początku roku - mówi Michael Rhydderch, Szef Grupy Międzynarodowych Rynków Kapitałowych w Europie w firmie Cushman & Wakefield.

 

- Utrzymuje się zasadnicza rozbieżność pomiędzy tym, czego chce wielu kupujących, a tym, co jest dostępne. Jednak do powrotu na rynek coraz większej liczby podmiotów zachęcają najwyższe w historii stopy kapitalizacji - dodaje Rhydderch.

Pomimo wzrostu różnicy pomiędzy stopami kapitalizacji inwestorzy w Europie Wschodniej nadal wykazują bardzo ograniczoną aktywność. We wszystkich sektorach inwestorzy w bardzo dużym stopniu wciąż koncentrują się na najważniejszych rynkach Europy Zachodniej, a popyt jest najsilniejszy na rynkach takich jak Wielka Brytania, na których odnotowano największe korekty cen.

- Jednak nie jest to powszechny trend. Nie obserwujemy go na przykład ani w Hiszpanii ani na wielu rynkach skandynawskich, gdzie pomimo zmiany stóp kapitalizacji powyżej średniej większe zainteresowanie w ostatnich miesiącach nie przełożyło się jeszcze na transakcje, ponieważ inwestorzy czekają na dowody stabilizacji cen - podkreślają autorzy raportu.

Obiekty biurowe były głównym beneficjentem dotychczasowego wzrostu aktywności - w stosunku do I kwartału wolumen transakcji wzrósł o 30 proc. W przypadku nieruchomości handlowych utrzymał się na niezmienionym poziomie a dla obiektów przemysłowych obniżył się o 26 proc.. Udział zagranicznych nabywców w aktywności wyniósł 32,5 proc. i zmniejszył się w porównaniu z poziomem 43 proc. odnotowanym w 2008 r., ale wzrósł w porównaniu z pierwszym kwartałem (28,7 proc.).

 

Źródło:money.pl

Nieruchomości komercyjne. Inwestorzy zagraniczni wracają

Największy popyt jest w Wielkiej Brytanii. Inwestorów interesują przede wszystkim biurowce.
Jak wynika z najnowszego raportu firmy Cushman & Wakefield wolumen inwestycji na najważniejszych rynkach zachodnich w II kwartale  wzrósł o 2,5 proc. w porównaniu z pierwszymi trzema miesiącami roku. Powód - większa aktywność  zagranicznych nabywców (wzrost o prawie 16 proc.).

 

Jednak obroty na poziomie 11,97 mld euro stanowiły tylko 41 proc. średniej za 2008 r. i zaledwie 19 proc. średniej z najlepszego okresu dla rynku w 2007 r.

- Dane z rynku są lepsze niż na początku roku - mówi Michael Rhydderch, Szef Grupy Międzynarodowych Rynków Kapitałowych w Europie w firmie Cushman & Wakefield.

 

- Utrzymuje się zasadnicza rozbieżność pomiędzy tym, czego chce wielu kupujących, a tym, co jest dostępne. Jednak do powrotu na rynek coraz większej liczby podmiotów zachęcają najwyższe w historii stopy kapitalizacji - dodaje Rhydderch.

Pomimo wzrostu różnicy pomiędzy stopami kapitalizacji inwestorzy w Europie Wschodniej nadal wykazują bardzo ograniczoną aktywność. We wszystkich sektorach inwestorzy w bardzo dużym stopniu wciąż koncentrują się na najważniejszych rynkach Europy Zachodniej, a popyt jest najsilniejszy na rynkach takich jak Wielka Brytania, na których odnotowano największe korekty cen.

- Jednak nie jest to powszechny trend. Nie obserwujemy go na przykład ani w Hiszpanii ani na wielu rynkach skandynawskich, gdzie pomimo zmiany stóp kapitalizacji powyżej średniej większe zainteresowanie w ostatnich miesiącach nie przełożyło się jeszcze na transakcje, ponieważ inwestorzy czekają na dowody stabilizacji cen - podkreślają autorzy raportu.

Obiekty biurowe były głównym beneficjentem dotychczasowego wzrostu aktywności - w stosunku do I kwartału wolumen transakcji wzrósł o 30 proc. W przypadku nieruchomości handlowych utrzymał się na niezmienionym poziomie a dla obiektów przemysłowych obniżył się o 26 proc.. Udział zagranicznych nabywców w aktywności wyniósł 32,5 proc. i zmniejszył się w porównaniu z poziomem 43 proc. odnotowanym w 2008 r., ale wzrósł w porównaniu z pierwszym kwartałem (28,7 proc.).

 

Źródło:money.pl

Ceny domów w górę. Odbicie już na dobre?

Z analiz Halifax - jednego z największych pożyczkodawców hipotecznych - wynika, że sytuacja w nieruchomościach w Wielkiej Brytanii poprawia się.
O najnowszych danych donosi serwis BBC. Wynika z nich, że ceny między majem a lipcem były o 0,8 proc. wyższe niż w poprzednich trzech miesiącach. To pierwsza taka sytuacja od załamania w branży nieruchomości w październiku 2007 roku.

 

- Popyt na domy urósł. Ale trzeba pamiętać, że odbił się od bardzo niskich poziomów - mówi Martin Ellis z Halifax.

Z danych firmy Nationwide też wynika, że ceny domów w lipcu rosły. Obie firmy pozostają jednak bardzo ostrożne i nie chcą mówić o tym, czy tendencja wzrostowa utrzyma się przez dłuższy czas.

Firma budowlana Taylor Wimpey także wskazuje na poprawę sytuacji. Po raz pierwszy od sześciu miesięcy sprzedaż dewelopera urosła, a ceny przestały spadać. Portfel zamówień firmy jest aż o 67 proc. większy niż przed rokiem.

Potwierdza to fakt, że indeks PMI wskazujący koniunkturę w branży budowlanej w lipcu urósł do 47 punktów i zbliżył się do granicy wskazującej na wzrost branży.

 

Źródło:money.pl

Ceny domów w górę. Odbicie już na dobre?

Z analiz Halifax - jednego z największych pożyczkodawców hipotecznych - wynika, że sytuacja w nieruchomościach w Wielkiej Brytanii poprawia się.
O najnowszych danych donosi serwis BBC. Wynika z nich, że ceny między majem a lipcem były o 0,8 proc. wyższe niż w poprzednich trzech miesiącach. To pierwsza taka sytuacja od załamania w branży nieruchomości w październiku 2007 roku.

 

- Popyt na domy urósł. Ale trzeba pamiętać, że odbił się od bardzo niskich poziomów - mówi Martin Ellis z Halifax.

Z danych firmy Nationwide też wynika, że ceny domów w lipcu rosły. Obie firmy pozostają jednak bardzo ostrożne i nie chcą mówić o tym, czy tendencja wzrostowa utrzyma się przez dłuższy czas.

Firma budowlana Taylor Wimpey także wskazuje na poprawę sytuacji. Po raz pierwszy od sześciu miesięcy sprzedaż dewelopera urosła, a ceny przestały spadać. Portfel zamówień firmy jest aż o 67 proc. większy niż przed rokiem.

Potwierdza to fakt, że indeks PMI wskazujący koniunkturę w branży budowlanej w lipcu urósł do 47 punktów i zbliżył się do granicy wskazującej na wzrost branży.

 

Źródło:money.pl

Fannie Mae znów potrzebuje miliardów

Po ostatnich miliardowych stratach znacjonalizowanej we wrześniu amerykańskiej instytucji gwarantującej kredyty hipoteczne, Fannie Mae potrzebuje ponownie pomocy ze strony państwa.

To już ósma z kolei kwartalna strata Fannie Mae. Instytucja zdana jest ponownie na finansowy zastrzyk ze strony państwa. W drugim kwartale strata netto wyniosła 14,8 mld dolarów. W tym samym okresie ubiegłego roku strata netto wyniosła tylko 2,3 mld dolarów. W pierwszych trzech miesiącach bieżącego roku bilansowego straty Fannie Mae urosły do 23,2 miliardów.

Fannie Mae zamierza prosić państwo o wsparcie finansowe wysokości 10,7 miliardów. Będzie to już trzeci z kolei zastrzyk finansowy. Tym samym przyznane już instytucji państwowe wsparcie urośnie do 44,9 mld dolarów.

Fannie Mae oraz przynoszący również duże straty bliźniaczy Freddie Mac odpowiadają za co drugi kredyt hipoteczny w USA. Aby zapobiec całkowitej zapaści na rynku kredytów hipotecznych, rząd USA znacjonalizował obie instytucje we wrześniu ubiegłego roku. W razie potrzeby państwo jest w stanie zagwarantować obu instytucjom pomoc wysokości 200 mld dolarów.

 

Źródło:inwestycje.pl

Fannie Mae znów potrzebuje miliardów

Po ostatnich miliardowych stratach znacjonalizowanej we wrześniu amerykańskiej instytucji gwarantującej kredyty hipoteczne, Fannie Mae potrzebuje ponownie pomocy ze strony państwa.

To już ósma z kolei kwartalna strata Fannie Mae. Instytucja zdana jest ponownie na finansowy zastrzyk ze strony państwa. W drugim kwartale strata netto wyniosła 14,8 mld dolarów. W tym samym okresie ubiegłego roku strata netto wyniosła tylko 2,3 mld dolarów. W pierwszych trzech miesiącach bieżącego roku bilansowego straty Fannie Mae urosły do 23,2 miliardów.

Fannie Mae zamierza prosić państwo o wsparcie finansowe wysokości 10,7 miliardów. Będzie to już trzeci z kolei zastrzyk finansowy. Tym samym przyznane już instytucji państwowe wsparcie urośnie do 44,9 mld dolarów.

Fannie Mae oraz przynoszący również duże straty bliźniaczy Freddie Mac odpowiadają za co drugi kredyt hipoteczny w USA. Aby zapobiec całkowitej zapaści na rynku kredytów hipotecznych, rząd USA znacjonalizował obie instytucje we wrześniu ubiegłego roku. W razie potrzeby państwo jest w stanie zagwarantować obu instytucjom pomoc wysokości 200 mld dolarów.

 

Źródło:inwestycje.pl

Nieruchomości: Ceny transakcyjne trzymają poziom

W lipcu nie doszło do istotnego pogorszenia nastrojów na rynku mieszkaniowym, choć spodziewaliśmy się go od trzeciego kwartału. Liczba transakcji, choć nieco niższa niż w czerwcu, wciąż jest wysoka, wyższa niż przed rokiem.
Głównym czynnikiem zachęcającym do zawierania transakcji na rynku mieszkaniowym jest spadek ceny. Z porównania transakcji przeprowadzonych przez klientów Open Finance i Home Broker wynika, że ceny wciąż pozostają niższe o ok. 10 proc. niż przed rokiem w czterech największych miastach Polski. Wyjątkiem jest Kraków ze spadkiem cen o 3 proc., jednak ten rynek znajduje się w innej fazie cyklu koniunkturalnego (spadek cen był tam wcześniej najszybszy i najgłębszy).

W sukurs kupującym nie idą jednak banki, które w drugim kwartale wciąż zaostrzały kryteria przyznawania kredytów hipotecznych, choć już nie tak dotkliwie jak w poprzednich miesiącach. Sądząc po ożywieniu rynku, obecna oferta banków nie jest przeszkodą w zawieraniu transakcji (spora część z nich finansowana jest gotówką).

Można więc sądzić, że ewentualny dalszy spadek cen mieszkań o 10-15 proc. znacznie ożywiłby rynek, jednakże jest to również powód, dla którego w obecnej sytuacji brak podstaw do oczekiwania takiego stanu rynku. Sprzedający widzą zainteresowanie popytu już przy obecnych cenach (transakcyjnych – nie ofertowych), stąd trudno oczekiwać, by mieli nadal obniżać ceny.
 

W rzeczy samej – porównując ceny z marca i lipca – w większości miast odnotowaliśmy stabilizację cen lub ich niewielki wzrost (za wyjątkiem Warszawy ze spadkiem o 0,2 proc.). W porównaniu do sytuacji z początku roku (najsłabszego okresu pod względem liczby zawieranych transakcji) ceny znacząco spadły w Poznaniu i Warszawie, gdzie obserwujemy pewne opóźnienie w cyklu cenowym, nie zmieniły się istotnie w Gdańsku i Wrocławiu, wzrosły za to w Krakowie. Mediana cen w stolicy małopolski jest już wyraźnie wyższa niż w takich miastach jak Wrocław, Poznań czy Gdańsk, jednocześnie wyraźnie niższa niż w Warszawie, co w pewien sposób odzwierciedla stereotypowe oceny co do atrakcyjności poszczególnych miast względem siebie.
 
 

KOMENTARZ I PROGNOZA

W kolejnych kwartałach banki nie planują znaczącego zaostrzenia kryteriów udzielania kredytów hipotecznych, za to spodziewają się wyraźnie zwiększonego popytu (wg ankiety NBP). Realizacja tych oczekiwań oznaczałaby także wzrost popytu na same nieruchomości – pod tym istotnym warunkiem, że banki sprostają wyższemu popytowi. Nie jest to wykluczone, bo umacniający się złoty poprawia siłę kapitałową banków i uwalnia część płynności. Jednocześnie w przeciwnym kierunku działać będzie oczekiwany wzrost bezrobocia i rosnący portfel tzw. złych kredytów, który wymusi utrzymanie ostrożnego podejścia do kredytów hipotecznych w większości banków. Biorąc powyższe pod uwagę, po okresie tradycyjnego spowolnienia w okresie wakacji (w sierpniu i wrześniu), spodziewamy się utrzymania umiarkowanie pozytywnych nastrojów rynkowych w końcówce roku, co przejawiać się może w ponownie rosnącej liczbie transakcji i względnej stabilności cen. W szczególności porównanie liczby transakcji w stosunku rocznym może w końcówce roku wypaść imponująco, bowiem w listopadzie i grudniu 2008 r. rynek mieszkaniowy praktycznie zamarł.

Emil Szweda, Bernard Waszczyk 
Open Finance
Współpraca: Home Broker
Źródło:
inwestycje.pl

Nieruchomości: Ceny transakcyjne trzymają poziom

W lipcu nie doszło do istotnego pogorszenia nastrojów na rynku mieszkaniowym, choć spodziewaliśmy się go od trzeciego kwartału. Liczba transakcji, choć nieco niższa niż w czerwcu, wciąż jest wysoka, wyższa niż przed rokiem.
Głównym czynnikiem zachęcającym do zawierania transakcji na rynku mieszkaniowym jest spadek ceny. Z porównania transakcji przeprowadzonych przez klientów Open Finance i Home Broker wynika, że ceny wciąż pozostają niższe o ok. 10 proc. niż przed rokiem w czterech największych miastach Polski. Wyjątkiem jest Kraków ze spadkiem cen o 3 proc., jednak ten rynek znajduje się w innej fazie cyklu koniunkturalnego (spadek cen był tam wcześniej najszybszy i najgłębszy).

W sukurs kupującym nie idą jednak banki, które w drugim kwartale wciąż zaostrzały kryteria przyznawania kredytów hipotecznych, choć już nie tak dotkliwie jak w poprzednich miesiącach. Sądząc po ożywieniu rynku, obecna oferta banków nie jest przeszkodą w zawieraniu transakcji (spora część z nich finansowana jest gotówką).

Można więc sądzić, że ewentualny dalszy spadek cen mieszkań o 10-15 proc. znacznie ożywiłby rynek, jednakże jest to również powód, dla którego w obecnej sytuacji brak podstaw do oczekiwania takiego stanu rynku. Sprzedający widzą zainteresowanie popytu już przy obecnych cenach (transakcyjnych – nie ofertowych), stąd trudno oczekiwać, by mieli nadal obniżać ceny.
 

W rzeczy samej – porównując ceny z marca i lipca – w większości miast odnotowaliśmy stabilizację cen lub ich niewielki wzrost (za wyjątkiem Warszawy ze spadkiem o 0,2 proc.). W porównaniu do sytuacji z początku roku (najsłabszego okresu pod względem liczby zawieranych transakcji) ceny znacząco spadły w Poznaniu i Warszawie, gdzie obserwujemy pewne opóźnienie w cyklu cenowym, nie zmieniły się istotnie w Gdańsku i Wrocławiu, wzrosły za to w Krakowie. Mediana cen w stolicy małopolski jest już wyraźnie wyższa niż w takich miastach jak Wrocław, Poznań czy Gdańsk, jednocześnie wyraźnie niższa niż w Warszawie, co w pewien sposób odzwierciedla stereotypowe oceny co do atrakcyjności poszczególnych miast względem siebie.
 
 

KOMENTARZ I PROGNOZA

W kolejnych kwartałach banki nie planują znaczącego zaostrzenia kryteriów udzielania kredytów hipotecznych, za to spodziewają się wyraźnie zwiększonego popytu (wg ankiety NBP). Realizacja tych oczekiwań oznaczałaby także wzrost popytu na same nieruchomości – pod tym istotnym warunkiem, że banki sprostają wyższemu popytowi. Nie jest to wykluczone, bo umacniający się złoty poprawia siłę kapitałową banków i uwalnia część płynności. Jednocześnie w przeciwnym kierunku działać będzie oczekiwany wzrost bezrobocia i rosnący portfel tzw. złych kredytów, który wymusi utrzymanie ostrożnego podejścia do kredytów hipotecznych w większości banków. Biorąc powyższe pod uwagę, po okresie tradycyjnego spowolnienia w okresie wakacji (w sierpniu i wrześniu), spodziewamy się utrzymania umiarkowanie pozytywnych nastrojów rynkowych w końcówce roku, co przejawiać się może w ponownie rosnącej liczbie transakcji i względnej stabilności cen. W szczególności porównanie liczby transakcji w stosunku rocznym może w końcówce roku wypaść imponująco, bowiem w listopadzie i grudniu 2008 r. rynek mieszkaniowy praktycznie zamarł.

Emil Szweda, Bernard Waszczyk 
Open Finance
Współpraca: Home Broker
Źródło:
inwestycje.pl

Nieruchomości: Najwięcej tanich mieszkań w Poznaniu

Sezon wakacyjny jest z reguły czasem zastoju na rynku nieruchomości. Jednak w Home Broker zanotowaliśmy w lipcu 20-proc. wzrost liczby zawieranych transakcji względem czerwca. Taka sytuacja spowodowana jest tym, że ceny mieszkań osiągnęły względnie niski poziom.

Od kilku miesięcy obserwujemy na rynku nieruchomości spore ożywienie. Mimo iż kredyty hipoteczne są nadal trudno dostępne, duża część osób, która wstrzymywała się z zakupem mieszkań z powodu wysokich cen, teraz decyduje się na zakup. Możliwość znalezienia ciekawej oferty w przystępnej cenie przyciąga również inwestorów, którzy w ostatnim czasie raczej nie byli zainteresowani rynkiem nieruchomości.

Postanowiliśmy sprawdzić, jaki procentowy udział w aktualnej ofercie Home Broker stanowią mieszkania w cenach poniżej średniej ceny transakcyjnej (na podstawie cen transakcyjnych z lipca 2009 r.).

Poniższa tabela pokazuje, że najwięcej takich mieszkań znajdziemy w Poznaniu. W ciągu ostatniego roku ceny spadły tu o prawie 10 proc., a deweloperzy oraz osoby sprzedające mieszkania na rynku wtórnym chętnie obniżają ich ceny, aby dokonać transakcji. W Poznaniu jest również największy wybór mieszkań, które kwalifikują się do skorzystania z dofinansowania ze skarbu państwa w ramach programu „Rodzina na swoim”.
 
We Wrocławiu i Krakowie mieszkań w cenach poniżej średniej ceny za mkw. jest już znacznie mniej. W tych miastach dużą część ofert stanowią mieszkania w najlepszych lokalizacjach, jednocześnie w najwyższych cenach. Podobnie sytuacja wygląda w Warszawie i Gdańsku, gdzie atrakcyjnych cenowo lokali nie znajdziemy za wiele.

Pamiętajmy jednak, że są to średnie ceny transakcyjne, czyli te osiągnięte niejednokrotnie po długich negocjacjach. Jeżeli do tych kwot dodalibyśmy ok. 10-20 proc., czyli tyle, ile można w tej chwili wynegocjować od ceny początkowej, okaże się, że „tanich” mieszkań znajdziemy w ofercie zdecydowanie więcej.  

Aleksandra Szarek
specjalista rynku nieruchomości Home Broker

inwestycje.pl

Nieruchomości: Najwięcej tanich mieszkań w Poznaniu

Sezon wakacyjny jest z reguły czasem zastoju na rynku nieruchomości. Jednak w Home Broker zanotowaliśmy w lipcu 20-proc. wzrost liczby zawieranych transakcji względem czerwca. Taka sytuacja spowodowana jest tym, że ceny mieszkań osiągnęły względnie niski poziom.

Od kilku miesięcy obserwujemy na rynku nieruchomości spore ożywienie. Mimo iż kredyty hipoteczne są nadal trudno dostępne, duża część osób, która wstrzymywała się z zakupem mieszkań z powodu wysokich cen, teraz decyduje się na zakup. Możliwość znalezienia ciekawej oferty w przystępnej cenie przyciąga również inwestorów, którzy w ostatnim czasie raczej nie byli zainteresowani rynkiem nieruchomości.

Postanowiliśmy sprawdzić, jaki procentowy udział w aktualnej ofercie Home Broker stanowią mieszkania w cenach poniżej średniej ceny transakcyjnej (na podstawie cen transakcyjnych z lipca 2009 r.).

Poniższa tabela pokazuje, że najwięcej takich mieszkań znajdziemy w Poznaniu. W ciągu ostatniego roku ceny spadły tu o prawie 10 proc., a deweloperzy oraz osoby sprzedające mieszkania na rynku wtórnym chętnie obniżają ich ceny, aby dokonać transakcji. W Poznaniu jest również największy wybór mieszkań, które kwalifikują się do skorzystania z dofinansowania ze skarbu państwa w ramach programu „Rodzina na swoim”.
 
We Wrocławiu i Krakowie mieszkań w cenach poniżej średniej ceny za mkw. jest już znacznie mniej. W tych miastach dużą część ofert stanowią mieszkania w najlepszych lokalizacjach, jednocześnie w najwyższych cenach. Podobnie sytuacja wygląda w Warszawie i Gdańsku, gdzie atrakcyjnych cenowo lokali nie znajdziemy za wiele.

Pamiętajmy jednak, że są to średnie ceny transakcyjne, czyli te osiągnięte niejednokrotnie po długich negocjacjach. Jeżeli do tych kwot dodalibyśmy ok. 10-20 proc., czyli tyle, ile można w tej chwili wynegocjować od ceny początkowej, okaże się, że „tanich” mieszkań znajdziemy w ofercie zdecydowanie więcej.  

Aleksandra Szarek
specjalista rynku nieruchomości Home Broker

inwestycje.pl

Walka z szarą strefą na rynku wynajmu mieszkań

Wakacyjny okres jest specyficzny dla rynku nieruchomości. Po wiosennym ożywieniu zawieranych jest zdecydowanie mniej transakcji kupna-sprzedaży. Również na rynku wynajmu mieszkań panuje spokój. Ale to wcale nie oznacza, że nic się na nim nie dzieje.

W tym tygodniu rząd przyjął zgłoszoną przez ministra infrastruktury nową stawkę zryczałtowanego podatku od wynajmu mieszkań. Niższy podatek ma skłonić wynajmujących do zaprzestania procederu "omijania" obowiązujących przepisów i tym samym do ograniczenia szarej strefy. Czy tak się stanie?

Obecnie obowiązują dwie stawki podatku: 8,5 proc. - do kwoty stanowiącej równowartość 4000 euro i 20 proc. - po przekroczeniu tej kwoty. Nowe przepisy zakładają, że od 1 stycznia 2010 roku osoby fizyczne będą płaciły niższą, ujednoliconą stawkę podatku ryczałtowego - 8,5 proc . Wcześniej zakładano jeszcze niższą kwotę - 5 proc . Na jakie oszczędności mogą liczyć właściciele mieszkań?

Przykład 1. Zryczałtowany podatek dochodowy dla wynajmowanego mieszkania o powierzchni 50 mkw. przy miesięcznym przychodzie z najmu w wysokości 2500 PLN

Właściciel 50-metrowego mieszkania o czynszu miesięcznym w wysokości 2500 PLN uzyskuje 30 000 PLN przychodu rocznie. Przy obecnych stawkach podatkowych musi zapłacić podatek w wysokości 4446,35 PLN rocznie, co daje 370,53 PLN w skali miesiąca. Tym samym jego miesięczny dochód po opodatkowaniu wyniesie 2129,47 PLN. W myśl nowych przepisów właściciel zapłaci o 1896,35 PLN podatku rocznie mniej, co miesięcznie daje oszczędność w wysokości 158,03 PLN. Dla podatników obniżenie stawki podatkowej zawsze jest informacją pozytywną, nawet jeśli oszczędności z tego tytułu nie są zbyt duże. Czy jednak nowa propozycja nakłoni do przestrzegania obowiązujących przepisów przez tych wynajmujących, którzy do tej pory je omijali?

 

Projekt ustawy na nowo wprowadza pojęcie najmu okazjonalnego. Będzie mógł go stosować właściciel mieszkania, będący osobą fizyczną, który nie prowadzi działalności gospodarczej związanej z wynajmowaniem lokali. Umowa najmu okazjonalnego ma być zawierana maksymalnie na 10 lat. Najemca będzie musiał notarialnie poświadczyć, że wyprowadzi się z zajmowanego mieszkania w razie nieprzestrzegania warunków umowy. Jednocześnie będzie musiał wskazać w umowie inny lokal, w którym zamieszka w przypadku eksmisji. Notarialne poświadczenie ma zapobiec wpisywaniu do umowy fikcyjnego adresu.

Obecne przepisy dość mocno chronią najemców przez eksmisją. Wynajmującym bardzo trudno jest pozbyć się lokatorów, którzy są uciążliwi albo zalegają z czynszem. Najem okazjonalny sprawi, że łatwiej będzie można usunąć niechcianego lokatora. Jednak aby skorzystać z nowych przepisów właściciel będzie musiał zgłosić fakt zawarcia umowy w urzędzie skarbowym. To z kolei będzie skutkowało koniecznością zapłacenia podatku, którego wielu wynajmujących dziś unika. Tym samym zwiększy się liczba legalnie wynajmowanych lokali i rynek stanie się bardziej przejrzysty.

Małgorzata Kędzierska-Urbaniak

interia.pl

Walka z szarą strefą na rynku wynajmu mieszkań

Wakacyjny okres jest specyficzny dla rynku nieruchomości. Po wiosennym ożywieniu zawieranych jest zdecydowanie mniej transakcji kupna-sprzedaży. Również na rynku wynajmu mieszkań panuje spokój. Ale to wcale nie oznacza, że nic się na nim nie dzieje.

W tym tygodniu rząd przyjął zgłoszoną przez ministra infrastruktury nową stawkę zryczałtowanego podatku od wynajmu mieszkań. Niższy podatek ma skłonić wynajmujących do zaprzestania procederu "omijania" obowiązujących przepisów i tym samym do ograniczenia szarej strefy. Czy tak się stanie?

Obecnie obowiązują dwie stawki podatku: 8,5 proc. - do kwoty stanowiącej równowartość 4000 euro i 20 proc. - po przekroczeniu tej kwoty. Nowe przepisy zakładają, że od 1 stycznia 2010 roku osoby fizyczne będą płaciły niższą, ujednoliconą stawkę podatku ryczałtowego - 8,5 proc . Wcześniej zakładano jeszcze niższą kwotę - 5 proc . Na jakie oszczędności mogą liczyć właściciele mieszkań?

Przykład 1. Zryczałtowany podatek dochodowy dla wynajmowanego mieszkania o powierzchni 50 mkw. przy miesięcznym przychodzie z najmu w wysokości 2500 PLN

Właściciel 50-metrowego mieszkania o czynszu miesięcznym w wysokości 2500 PLN uzyskuje 30 000 PLN przychodu rocznie. Przy obecnych stawkach podatkowych musi zapłacić podatek w wysokości 4446,35 PLN rocznie, co daje 370,53 PLN w skali miesiąca. Tym samym jego miesięczny dochód po opodatkowaniu wyniesie 2129,47 PLN. W myśl nowych przepisów właściciel zapłaci o 1896,35 PLN podatku rocznie mniej, co miesięcznie daje oszczędność w wysokości 158,03 PLN. Dla podatników obniżenie stawki podatkowej zawsze jest informacją pozytywną, nawet jeśli oszczędności z tego tytułu nie są zbyt duże. Czy jednak nowa propozycja nakłoni do przestrzegania obowiązujących przepisów przez tych wynajmujących, którzy do tej pory je omijali?

 

Projekt ustawy na nowo wprowadza pojęcie najmu okazjonalnego. Będzie mógł go stosować właściciel mieszkania, będący osobą fizyczną, który nie prowadzi działalności gospodarczej związanej z wynajmowaniem lokali. Umowa najmu okazjonalnego ma być zawierana maksymalnie na 10 lat. Najemca będzie musiał notarialnie poświadczyć, że wyprowadzi się z zajmowanego mieszkania w razie nieprzestrzegania warunków umowy. Jednocześnie będzie musiał wskazać w umowie inny lokal, w którym zamieszka w przypadku eksmisji. Notarialne poświadczenie ma zapobiec wpisywaniu do umowy fikcyjnego adresu.

Obecne przepisy dość mocno chronią najemców przez eksmisją. Wynajmującym bardzo trudno jest pozbyć się lokatorów, którzy są uciążliwi albo zalegają z czynszem. Najem okazjonalny sprawi, że łatwiej będzie można usunąć niechcianego lokatora. Jednak aby skorzystać z nowych przepisów właściciel będzie musiał zgłosić fakt zawarcia umowy w urzędzie skarbowym. To z kolei będzie skutkowało koniecznością zapłacenia podatku, którego wielu wynajmujących dziś unika. Tym samym zwiększy się liczba legalnie wynajmowanych lokali i rynek stanie się bardziej przejrzysty.

Małgorzata Kędzierska-Urbaniak

interia.pl

Dobre wyniki spółek

Największe spółki budowlane z warszawskiej giełdy zarobiły w II kwartale 2009 r. o 28 proc. więcej niż przed rokiem – poinformowała Gazeta Prawna. Na korzyść sektora działają kontrakty zawarte w czasach boomu budowlanego.
Dobre wyniki osiągnęły przede wszystkim duże spółki, specjalizujące się w generalnym wykonawstwie kontraktów budowlanych, które zawierają umowy na okresy dłuższe niż mniejsze firmy z sektora. Ta druga grupa firm - czytamy dalej w dzienniku - wcześniej będzie musiała zmierzyć się z coraz mniej korzystną sytuacją na rynku budowlanym. Według analityków DI BRE pogorszenie w II kwartale zauważalne będzie m.in. w wynikach niektórych mniejszych spółek realizujących inwestycje w segmencie przemysłowym.

Mimo że jeszcze w tym roku firmy budowlane zanotują bardzo dobre wyniki, analitycy radzą bardzo ostrożne podejście do sektora. W przyszłym roku trudno będzie im powtórzyć wyniki z roku 2009. Poza tym akcje spółek nie należą do najtańszych. Utrzymująca się dobra sytuacja szczególnie w budownictwie infrastrukturalnym spowodowała, że w czasie m.in. tegorocznych spadków kursy firm związanych z tym segmentem zachowywały się lepiej niż rynek – zauważa gazeta.

Źródło: Gazeta Prawna

Dobre wyniki spółek

Największe spółki budowlane z warszawskiej giełdy zarobiły w II kwartale 2009 r. o 28 proc. więcej niż przed rokiem – poinformowała Gazeta Prawna. Na korzyść sektora działają kontrakty zawarte w czasach boomu budowlanego.
Dobre wyniki osiągnęły przede wszystkim duże spółki, specjalizujące się w generalnym wykonawstwie kontraktów budowlanych, które zawierają umowy na okresy dłuższe niż mniejsze firmy z sektora. Ta druga grupa firm - czytamy dalej w dzienniku - wcześniej będzie musiała zmierzyć się z coraz mniej korzystną sytuacją na rynku budowlanym. Według analityków DI BRE pogorszenie w II kwartale zauważalne będzie m.in. w wynikach niektórych mniejszych spółek realizujących inwestycje w segmencie przemysłowym.

Mimo że jeszcze w tym roku firmy budowlane zanotują bardzo dobre wyniki, analitycy radzą bardzo ostrożne podejście do sektora. W przyszłym roku trudno będzie im powtórzyć wyniki z roku 2009. Poza tym akcje spółek nie należą do najtańszych. Utrzymująca się dobra sytuacja szczególnie w budownictwie infrastrukturalnym spowodowała, że w czasie m.in. tegorocznych spadków kursy firm związanych z tym segmentem zachowywały się lepiej niż rynek – zauważa gazeta.

Źródło: Gazeta Prawna

Finansowanie inwestycji mieszkaniowych w Polsce

REAS przeprowadził badanie sposobu finansowania inwestycji wielorodzinnych budowanych i sprzedawanych w sześciu głównych polskich miastach.

Zmiana polityki kredytowania inwestycji deweloperskich przez banki, która nastąpiła w Polsce w IV kwartale 2008 roku istotnie wpłynęła na sytuację firm w całym sektorze. Wobec zahamowania sprzedaży i braku zainteresowania zakupami ze strony funduszy typu private equity wsparcie kredytami bankowymi było i jest dla wielu firm nadzieją na rozwiązanie problemu braku płynności.

W dyskusjach ekspertów, w tym także bankowców, na temat sytuacji w sektorze pojawiają się bardzo zróżnicowane opinie dotyczące obecnej skali finansowania bankowego dla firm deweloperskich. Dominuje w nich przekonanie, że firmy korzystające z kredytów są w zdecydowanej mniejszości.  Aby zweryfikować te opinie, firma REAS przeprowadziła w maju 2009 r. badanie sposobu finansowania inwestycji wielorodzinnych budowanych i sprzedawanych w sześciu głównych polskich miastach: Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Poznaniu, Łodzi oraz Trójmieście.

Badanie obala mit o bardzo niskiej liczbie przedsięwzięć mieszkaniowych realizowanych z udziałem finansowania bankowego. Spośród wielorodzinnych inwestycji mieszkaniowych, znajdujących się w realizacji w maju 2009 r. większość (55%) jest budowana z udziałem finansowania kredytem bankowym. Odsetek ten będzie jeszcze wyższy, jeżeli weźmiemy pod uwagę liczbę mieszkań oraz wartość realizowanych inwestycji, gdyż przy pomocy kredytu bankowego finansowane są inwestycje większe oraz oferowane w wyższych cenach niż przeciętne dla rynku. Dla przykładu udział procentowy liczby mieszkań w inwestycjach współfinansowanych przez banki wynosi w skali wszystkich badanych miast 69%.

Uderzająca jest różnica w podejściu do kwestii finansowania pomiędzy Krakowem i Poznaniem. Poznań jest miastem o najwyższym odsetku inwestycji korzystających z finansowania bankowego: 73%. Sytuacja w Poznaniu jest skrajnie różna od tej w Krakowie. Można postawić hipotezę, że po dość trudnej sytuacji w okresie 2002-2004 inwestorzy poznańscy ostrożniej planują swoje przedsięwzięcia i starają się unikać rozpoczynania inwestycji bez zapewnionego finansowania bankowego. W Krakowie aż 68% (80) analizowanych inwestycji budowanych jest bez udziału kredytów.

Zdecydowanym liderem pod względem liczby udzielonych kredytów inwestycyjnych jest PKO BP, który kredytuje 33% spośród tych analizowanych inwestycji, w których w badaniu udzielono odpowiedzi o nazwę banku. Znajdujący się na drugim miejscu BZ WBK udzielił przeszło dwukrotnie mniej kredytów (14%). Na kolejnych pozycjach znalazły się BRE Bank Hipoteczny (6,3%), Pekao SA (6%), Bank Millennium (5,5%) i Raiffeisen Bank Polska (5%).

Wyniki badania potwierdzają wcześniejsze hipotezy, że jeśli restrykcyjna polityka banków w odniesieniu do deweloperów utrzyma się w najbliższych kilku kwartałach, zahamowanie nowych inwestycji będzie miało także długotrwały charakter. - mówi Kazimierz Kirejczyk, Prezes REAS

REAS

gk

Finansowanie inwestycji mieszkaniowych w Polsce

REAS przeprowadził badanie sposobu finansowania inwestycji wielorodzinnych budowanych i sprzedawanych w sześciu głównych polskich miastach.

Zmiana polityki kredytowania inwestycji deweloperskich przez banki, która nastąpiła w Polsce w IV kwartale 2008 roku istotnie wpłynęła na sytuację firm w całym sektorze. Wobec zahamowania sprzedaży i braku zainteresowania zakupami ze strony funduszy typu private equity wsparcie kredytami bankowymi było i jest dla wielu firm nadzieją na rozwiązanie problemu braku płynności.

W dyskusjach ekspertów, w tym także bankowców, na temat sytuacji w sektorze pojawiają się bardzo zróżnicowane opinie dotyczące obecnej skali finansowania bankowego dla firm deweloperskich. Dominuje w nich przekonanie, że firmy korzystające z kredytów są w zdecydowanej mniejszości.  Aby zweryfikować te opinie, firma REAS przeprowadziła w maju 2009 r. badanie sposobu finansowania inwestycji wielorodzinnych budowanych i sprzedawanych w sześciu głównych polskich miastach: Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Poznaniu, Łodzi oraz Trójmieście.

Badanie obala mit o bardzo niskiej liczbie przedsięwzięć mieszkaniowych realizowanych z udziałem finansowania bankowego. Spośród wielorodzinnych inwestycji mieszkaniowych, znajdujących się w realizacji w maju 2009 r. większość (55%) jest budowana z udziałem finansowania kredytem bankowym. Odsetek ten będzie jeszcze wyższy, jeżeli weźmiemy pod uwagę liczbę mieszkań oraz wartość realizowanych inwestycji, gdyż przy pomocy kredytu bankowego finansowane są inwestycje większe oraz oferowane w wyższych cenach niż przeciętne dla rynku. Dla przykładu udział procentowy liczby mieszkań w inwestycjach współfinansowanych przez banki wynosi w skali wszystkich badanych miast 69%.

Uderzająca jest różnica w podejściu do kwestii finansowania pomiędzy Krakowem i Poznaniem. Poznań jest miastem o najwyższym odsetku inwestycji korzystających z finansowania bankowego: 73%. Sytuacja w Poznaniu jest skrajnie różna od tej w Krakowie. Można postawić hipotezę, że po dość trudnej sytuacji w okresie 2002-2004 inwestorzy poznańscy ostrożniej planują swoje przedsięwzięcia i starają się unikać rozpoczynania inwestycji bez zapewnionego finansowania bankowego. W Krakowie aż 68% (80) analizowanych inwestycji budowanych jest bez udziału kredytów.

Zdecydowanym liderem pod względem liczby udzielonych kredytów inwestycyjnych jest PKO BP, który kredytuje 33% spośród tych analizowanych inwestycji, w których w badaniu udzielono odpowiedzi o nazwę banku. Znajdujący się na drugim miejscu BZ WBK udzielił przeszło dwukrotnie mniej kredytów (14%). Na kolejnych pozycjach znalazły się BRE Bank Hipoteczny (6,3%), Pekao SA (6%), Bank Millennium (5,5%) i Raiffeisen Bank Polska (5%).

Wyniki badania potwierdzają wcześniejsze hipotezy, że jeśli restrykcyjna polityka banków w odniesieniu do deweloperów utrzyma się w najbliższych kilku kwartałach, zahamowanie nowych inwestycji będzie miało także długotrwały charakter. - mówi Kazimierz Kirejczyk, Prezes REAS

REAS

gk

Gdy firma buduje dom

Budowa domu jednorodzinnego to zwykle długotrwały i skomplikowany proces. Dlatego też regułą jest, że prywatni inwestorzy powierzają tego rodzaju zadanie firmie budowlanej, od której oczekują wykonania obiektu zgodnie z umową, projektem i sztuką budowlaną. Nierzadko jednak efekt końcowy odstaje od oczekiwań. Wówczas przydaje się wiedza na temat praw inwestora wynikających z tzw. rękojmi za wady wykonanego obiektu.

Wynagrodzenie za rezultat

Przez umowę o roboty budowlane wykonawca zobowiązuje się do oddania przewidzianego w umowie obiektu, wykonanego zgodnie z projektem i zasadami wiedzy technicznej. Z kolei inwestor zobowiązuje się do dokonania wymaganych przez właściwe przepisy czynności związanych z przygotowaniem robót, w szczególności do przekazania terenu budowy i dostarczenia projektu, oraz do odebrania obiektu i zapłaty umówionego wynagrodzenia. Umowa ta jest odmianą umowy o dzieło, czego dowodem jest choćby odesłanie do odpowiedniego stosowania przepisów m.in. w zakresie rękojmi za wady (art. 656 § 1 K.c.).

Umowę o roboty budowlane zaliczamy do umów rezultatu. W związku z tym dla inwestora (zamawiającego) nie tyle istotny jest wysiłek oraz starania wykonawcy zmierzające do wybudowania czy remontu obiektu lub jego części, ile efekt końcowy. Zwykle dopiero w razie osiągnięcia przez wykonawcę celu określonego w umowie, inwestor ma obowiązek taki obiekt odebrać i zapłacić umówione wynagrodzenie. Jednak w braku odmiennego postanowienia umowy inwestor obowiązany jest na żądanie wykonawcy przyjmować wykonane roboty częściowo, w miarę ich ukończenia, za zapłatą odpowiedniej części wynagrodzenia (art. 654 K.c.). Mniej korzystnym dla inwestora rozwiązaniem jest rozłożenie wynagrodzenia na raty, których wymagalność nie zależy od postępów prac, lecz tylko od upływu czasu (terminów).
 
O wykonaniu robót rodzącym obowiązek zapłaty wynagrodzenia, można mówić wtedy, gdy zostały one wykonane zgodnie z umową i zasadami budowlanymi i nie wykazują wad istotnych.

Wyrok Sądu Apelacyjnego w Katowicach z dnia 17 lutego 2000 r., sygn. akt I ACa 1027/99

Przed zakończeniem robót

Inspektor nie musi oczekiwać do odbioru końcowego, by wytknąć drugiej stronie uchybienia. Jeżeli przyjmujący zamówienie wykonywa dzieło w sposób wadliwy albo sprzeczny z umową, zamawiający może wezwać go do zmiany sposobu wykonania i wyznaczyć mu w tym celu odpowiedni termin. Uprawnienie takie przewiduje art. 636 § 1 K.c. W braku odpowiedniej wiedzy i doświadczenia zadanie to może realizować powołany przez niego inspektor nadzoru inwestorskiego. Po bezskutecznym upływie wyznaczonego terminu zamawiający może od umowy odstąpić albo powierzyć poprawienie lub dalsze wykonanie dzieła innej osobie na koszt i niebezpieczeństwo przyjmującego zamówienie.

Odbiór robót

Odbiór robót jest elementem przełomowym w stosunkach pomiędzy stronami umowy o roboty budowlane. Z jednej strony potwierdza bowiem wykonanie zobowiązania i otwiera wykonawcy prawo do żądania wynagrodzenia, bądź wskazuje na jego niewykonanie lub nienależyte wykonanie w całości lub w części wobec istnienia wad i rodzi odpowiedzialność za wady ujawnione przy odbiorze. Z drugiej natomiast wyznacza początek biegu terminów rękojmi za wady oraz terminów przedawnienia roszczeń wynikających z niewykonania lub nienależytego wykonania zobowiązania.

Jeżeli wykonawca zgłosił zakończenie robót budowlanych, inwestor obowiązany jest dokonać ich odbioru (por. wyrok Sąd Najwyższego z dnia 5 marca 1997 r., sygn. akt II CKN 28/97). W protokole z tej czynności, stanowiącym pokwitowanie spełnienia świadczenia i podstawę dokonania rozliczeń stron, niezbędne jest zawarcie ustaleń poczynionych m.in. co do jakości wykonanych robót, w tym ewentualny wykaz wszystkich ujawnionych wad wraz z ewentualnymi terminami ich usunięcia lub oświadczeniem inwestora o wyborze innego uprawnienia przysługującego mu z tytułu odpowiedzialności wykonawcy za wady ujawnione przy odbiorze.

Warto też pamiętać, że gdy zamawiający z przyczyn leżących po jego stronie uchybia obowiązkowi odbioru robót, następują skutki zwłoki po jego stronie. Takie zachowanie zamawiającego pozostaje więc bez wpływu na roszczenie wykonawcy, który uprawniony jest do żądania wynagrodzenia, a roszczenie jego staje się wymagalne z chwilą, w której po spełnieniu obowiązków przez wykonawcę, odbiór winien nastąpić.

Istotny jest rodzaj wady

Z istoty umowy o roboty budowlane wynika, że wykonawca odpowiada za techniczny rezultat swoich prac. Zamawiający, dochodząc uprawnień z tytułu rękojmi za wady obiektu, musi mieć jednak na względzie to, czy wady dadzą, czy nie dadzą się usunąć. Jeśli wada ma charakter usuwalny, inwestor może żądać jej usunięcia. Przy czym powinien wyznaczyć wykonawcy odpowiedni termin z zastrzeżeniem, że po jego bezskutecznym upływie naprawy nie przyjmie. Natomiast jeżeli wady usunąć się nie da, inwestor może bądź od umowy odstąpić, bądź żądać odpowiedniego obniżenia wynagrodzenia. Tak samo może uczynić, gdy wykonawca nie usunął wady w terminie lub gdy z okoliczności wynika, że nie zdoła jej usunąć w odpowiednim czasie. Powyższe uprawnienia wynikają z art. 637 K.c.

Wybór pomiędzy odstąpieniem od umowy a obniżeniem wynagrodzenia nie jest jednak dowolny. Zależy bowiem od tego, czy dana wada jest istotna. Jeżeli tak, to inwestor (zamawiający) może od umowy odstąpić. W przeciwnym razie pozostaje mu żądanie obniżenia wynagrodzenia. Istotną jest taka wada, która wyłącza normalne korzystanie z obiektu zgodnie z celem zawartej umowy o roboty budowlane albo odbiera mu cechy właściwe danemu obiektowi (zarówno funkcjonalne, jak i estetyczne), istotnie zmniejszając wartość wykonanego obiektu.
 
WAŻNE!
Uprawnienia z tytułu rękojmi za wady budynku wygasają w stosunku do wszystkich wykonawców po upływie 3 lat od dnia dokonania odbioru końcowego.

Jeżeli inwestor korzysta z któregoś z tych dwóch uprawnień, czyli odstąpienia od umowy albo obniżenia wynagrodzenia, może także żądać naprawienia szkody poniesionej wskutek istnienia wady.

Podstawa prawna: ustawa z dnia 23.04.1964 r. - Kodeks cywilny (Dz. U. nr 16, poz. 93 ze zm.).


Autor: Tomasz Konieczny
Gazeta Podatkowa Nr 582 z dnia 2009-08-06

Gdy firma buduje dom

Budowa domu jednorodzinnego to zwykle długotrwały i skomplikowany proces. Dlatego też regułą jest, że prywatni inwestorzy powierzają tego rodzaju zadanie firmie budowlanej, od której oczekują wykonania obiektu zgodnie z umową, projektem i sztuką budowlaną. Nierzadko jednak efekt końcowy odstaje od oczekiwań. Wówczas przydaje się wiedza na temat praw inwestora wynikających z tzw. rękojmi za wady wykonanego obiektu.

Wynagrodzenie za rezultat

Przez umowę o roboty budowlane wykonawca zobowiązuje się do oddania przewidzianego w umowie obiektu, wykonanego zgodnie z projektem i zasadami wiedzy technicznej. Z kolei inwestor zobowiązuje się do dokonania wymaganych przez właściwe przepisy czynności związanych z przygotowaniem robót, w szczególności do przekazania terenu budowy i dostarczenia projektu, oraz do odebrania obiektu i zapłaty umówionego wynagrodzenia. Umowa ta jest odmianą umowy o dzieło, czego dowodem jest choćby odesłanie do odpowiedniego stosowania przepisów m.in. w zakresie rękojmi za wady (art. 656 § 1 K.c.).

Umowę o roboty budowlane zaliczamy do umów rezultatu. W związku z tym dla inwestora (zamawiającego) nie tyle istotny jest wysiłek oraz starania wykonawcy zmierzające do wybudowania czy remontu obiektu lub jego części, ile efekt końcowy. Zwykle dopiero w razie osiągnięcia przez wykonawcę celu określonego w umowie, inwestor ma obowiązek taki obiekt odebrać i zapłacić umówione wynagrodzenie. Jednak w braku odmiennego postanowienia umowy inwestor obowiązany jest na żądanie wykonawcy przyjmować wykonane roboty częściowo, w miarę ich ukończenia, za zapłatą odpowiedniej części wynagrodzenia (art. 654 K.c.). Mniej korzystnym dla inwestora rozwiązaniem jest rozłożenie wynagrodzenia na raty, których wymagalność nie zależy od postępów prac, lecz tylko od upływu czasu (terminów).
 
O wykonaniu robót rodzącym obowiązek zapłaty wynagrodzenia, można mówić wtedy, gdy zostały one wykonane zgodnie z umową i zasadami budowlanymi i nie wykazują wad istotnych.

Wyrok Sądu Apelacyjnego w Katowicach z dnia 17 lutego 2000 r., sygn. akt I ACa 1027/99

Przed zakończeniem robót

Inspektor nie musi oczekiwać do odbioru końcowego, by wytknąć drugiej stronie uchybienia. Jeżeli przyjmujący zamówienie wykonywa dzieło w sposób wadliwy albo sprzeczny z umową, zamawiający może wezwać go do zmiany sposobu wykonania i wyznaczyć mu w tym celu odpowiedni termin. Uprawnienie takie przewiduje art. 636 § 1 K.c. W braku odpowiedniej wiedzy i doświadczenia zadanie to może realizować powołany przez niego inspektor nadzoru inwestorskiego. Po bezskutecznym upływie wyznaczonego terminu zamawiający może od umowy odstąpić albo powierzyć poprawienie lub dalsze wykonanie dzieła innej osobie na koszt i niebezpieczeństwo przyjmującego zamówienie.

Odbiór robót

Odbiór robót jest elementem przełomowym w stosunkach pomiędzy stronami umowy o roboty budowlane. Z jednej strony potwierdza bowiem wykonanie zobowiązania i otwiera wykonawcy prawo do żądania wynagrodzenia, bądź wskazuje na jego niewykonanie lub nienależyte wykonanie w całości lub w części wobec istnienia wad i rodzi odpowiedzialność za wady ujawnione przy odbiorze. Z drugiej natomiast wyznacza początek biegu terminów rękojmi za wady oraz terminów przedawnienia roszczeń wynikających z niewykonania lub nienależytego wykonania zobowiązania.

Jeżeli wykonawca zgłosił zakończenie robót budowlanych, inwestor obowiązany jest dokonać ich odbioru (por. wyrok Sąd Najwyższego z dnia 5 marca 1997 r., sygn. akt II CKN 28/97). W protokole z tej czynności, stanowiącym pokwitowanie spełnienia świadczenia i podstawę dokonania rozliczeń stron, niezbędne jest zawarcie ustaleń poczynionych m.in. co do jakości wykonanych robót, w tym ewentualny wykaz wszystkich ujawnionych wad wraz z ewentualnymi terminami ich usunięcia lub oświadczeniem inwestora o wyborze innego uprawnienia przysługującego mu z tytułu odpowiedzialności wykonawcy za wady ujawnione przy odbiorze.

Warto też pamiętać, że gdy zamawiający z przyczyn leżących po jego stronie uchybia obowiązkowi odbioru robót, następują skutki zwłoki po jego stronie. Takie zachowanie zamawiającego pozostaje więc bez wpływu na roszczenie wykonawcy, który uprawniony jest do żądania wynagrodzenia, a roszczenie jego staje się wymagalne z chwilą, w której po spełnieniu obowiązków przez wykonawcę, odbiór winien nastąpić.

Istotny jest rodzaj wady

Z istoty umowy o roboty budowlane wynika, że wykonawca odpowiada za techniczny rezultat swoich prac. Zamawiający, dochodząc uprawnień z tytułu rękojmi za wady obiektu, musi mieć jednak na względzie to, czy wady dadzą, czy nie dadzą się usunąć. Jeśli wada ma charakter usuwalny, inwestor może żądać jej usunięcia. Przy czym powinien wyznaczyć wykonawcy odpowiedni termin z zastrzeżeniem, że po jego bezskutecznym upływie naprawy nie przyjmie. Natomiast jeżeli wady usunąć się nie da, inwestor może bądź od umowy odstąpić, bądź żądać odpowiedniego obniżenia wynagrodzenia. Tak samo może uczynić, gdy wykonawca nie usunął wady w terminie lub gdy z okoliczności wynika, że nie zdoła jej usunąć w odpowiednim czasie. Powyższe uprawnienia wynikają z art. 637 K.c.

Wybór pomiędzy odstąpieniem od umowy a obniżeniem wynagrodzenia nie jest jednak dowolny. Zależy bowiem od tego, czy dana wada jest istotna. Jeżeli tak, to inwestor (zamawiający) może od umowy odstąpić. W przeciwnym razie pozostaje mu żądanie obniżenia wynagrodzenia. Istotną jest taka wada, która wyłącza normalne korzystanie z obiektu zgodnie z celem zawartej umowy o roboty budowlane albo odbiera mu cechy właściwe danemu obiektowi (zarówno funkcjonalne, jak i estetyczne), istotnie zmniejszając wartość wykonanego obiektu.
 
WAŻNE!
Uprawnienia z tytułu rękojmi za wady budynku wygasają w stosunku do wszystkich wykonawców po upływie 3 lat od dnia dokonania odbioru końcowego.

Jeżeli inwestor korzysta z któregoś z tych dwóch uprawnień, czyli odstąpienia od umowy albo obniżenia wynagrodzenia, może także żądać naprawienia szkody poniesionej wskutek istnienia wady.

Podstawa prawna: ustawa z dnia 23.04.1964 r. - Kodeks cywilny (Dz. U. nr 16, poz. 93 ze zm.).


Autor: Tomasz Konieczny
Gazeta Podatkowa Nr 582 z dnia 2009-08-06

Legalizacja samowoli budowlanej

Obiekt będący samowolą budowlaną można zalegalizować. Trzeba jednak spełnić szereg formalności. Najbardziej dotkliwy jest obowiązek zapłacenia wysokiej opłaty legalizacyjnej. Niespełnienie wymaganych dla legalizacji warunków spowoduje wydanie decyzji o rozbiórce samowoli.
Jakie budynki traktowane są jako samowola budowlana?

Jako samowola budowlana traktowany jest obiekt będący w budowie lub wybudowany bez wymaganego pozwolenia na budowę. Jeśli na zrealizowanie danego obiektu nie było potrzebne pozwolenie na budowę, lecz wystarczało zgłoszenie w starostwie zamiaru rozpoczęcia prac, samowolą będzie obiekt wybudowany bez wymaganego zgłoszenia bądź pomimo wniesienia sprzeciwu przez starostę.

Czy każdy budynek wybudowany bez wymaganego pozwolenia na budowę można zalegalizować?

Nie. Wybudowany lub będący jeszcze w budowie obiekt, co do którego nie uzyskano pozwolenia na budowę, można zalegalizować, jeśli budowa spełnia łącznie następujące warunki:

1) jest zgodna z przepisami o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, a w szczególności ustaleniami obowiązującego miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego albo ustaleniami ostatecznej decyzji o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu - w przypadku braku obowiązującego miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego;

2) nie narusza przepisów, w tym techniczno-budowlanych, w zakresie uniemożliwiającym doprowadzenie obiektu budowlanego lub jego części do stanu zgodnego z prawem.

Czy zalegalizowanie samowoli budowlanej będzie możliwe, jeśli organy nadzoru budowlanego same ustalą, że dany obiekt jest samowolą?

Tak. Nie ma znaczenia, kto zainicjował postępowanie dotyczące samowoli budowlanej. Organ w razie ustalenia, że dany obiekt jest samowolą budowlaną, w pierwszej kolejności ma obowiązek umożliwić zalegalizowanie obiektu. Jeśli inwestor spełnia warunki wymagane dla legalizacji i przedstawi wymagane dokumenty, może uniknąć decyzji o rozbiórce samowoli budowlanej. Po ustaleniu wysokości opłaty legalizacyjnej zostanie wtedy wydana decyzja o zatwierdzeniu projektu budowlanego, a jeśli budowa nie została jeszcze zakończona - także o pozwoleniu na wznowienie robót. W decyzji nakłada się obowiązek uzyskania decyzji o pozwoleniu na użytkowanie.

Trzeba się jednak liczyć z tym, że jeśli warunki do zalegalizowania samowoli nie zostaną spełnione, organ będzie musiał wydać decyzję o rozbiórce obiektu.

Jakie dokumenty są potrzebne do zalegalizowania budynku wybudowanego bez pozwolenia na budowę?


W wydanym postanowieniu organ nałoży obowiązek przedstawienia w wyznaczonym terminie następujących dokumentów niezbędnych do legalizacji obiektu wybudowanego bez wymaganego pozwolenia na budowę:

1) zaświadczenia wójta, burmistrza albo prezydenta miasta o zgodności budowy z ustaleniami obowiązującego miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego albo ostatecznej decyzji o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu - w przypadku braku obowiązującego planu zagospodarowania przestrzennego,

2) czterech egzemplarzy projektu budowlanego wraz z opiniami, uzgodnieniami, pozwoleniami i innymi dokumentami wymaganymi przepisami szczególnymi oraz zaświadczeniem potwierdzającym uprawnienia budowlane projektanta budynku, oświadczeniem o posiadanym prawie do dysponowania nieruchomością na cele budowlane, a w przypadku niektórych obiektów - bardziej szczegółowych dokumentów.

Przedłożenie tych dokumentów traktowane jest jak wniosek o zatwierdzenie projektu budowlanego i pozwolenie na wznowienie robót budowlanych, jeżeli budowa nie została zakończona. Niedostarczenie dokumentacji w wyznaczonym terminie spowoduje wydanie decyzji o rozbiórce samowoli.

Po dostarczeniu dokumentów inspektor nadzoru sprawdza zgodność projektu zagospodarowania działki lub terenu z przepisami o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, w szczególności z ustaleniami obowiązującego miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. Badana jest też kompletność projektu budowlanego i posiadanie wymaganych opinii, uzgodnień, pozwoleń i sprawdzeń, a także czy projekt budowlany został wykonany przez osobę posiadającą wymagane uprawnienia budowlane.

Ile kosztuje zalegalizowanie samowoli budowlanej?

Przed wydaniem decyzji o zatwierdzeniu projektu budowlanego ustalana jest w drodze postanowienia wysokość opłaty legalizacyjnej.
 Współczynniki (k) oraz (w) dla poszczególnych rodzajów obiektów podane są w tabeli stanowiącej załącznik do Prawa budowlanego. Opłata legalizacyjna za budynek mieszkalny jednorodzinny wynosi 50.000 zł, za dom letniskowy lub garaż do dwóch stanowisk - 25.000 zł. W przypadku obiektów handlowych czy usługowych opłata będzie tym wyższa, im większa kubatura obiektu. Opłaty legalizacyjne są tak wysokie, że bardziej opłacalne w konkretnym przypadku może się okazać rozebranie samowoli.

Niższe są opłaty legalizacyjne dla tych obiektów, na których wybudowanie nie jest potrzebne pozwolenie na budowę, lecz wystarcza zgłoszenie zamiaru rozpoczęcia prac. W zależności od rodzaju obiektu oplata wynosi 2.500 zł lub 5.000 zł.

Jeśli wszystkie wymogi postawione przez inspektora zostaną spełnione, wydawana jest decyzja o zatwierdzeniu projektu budowlanego (i pozwoleniu na wznowienie robót, jeśli budowa nie została jeszcze zakończona).

Podstawa prawna: ustawa z dnia 7.07.1994 r. - Prawo budowlane (Dz. U. z 2006 r. nr 156, poz. 1118 ze zm.).


Autor: Andrzej Janowski
Gazeta Podatkowa Nr 582 z dnia 2009-08-06

Legalizacja samowoli budowlanej

Obiekt będący samowolą budowlaną można zalegalizować. Trzeba jednak spełnić szereg formalności. Najbardziej dotkliwy jest obowiązek zapłacenia wysokiej opłaty legalizacyjnej. Niespełnienie wymaganych dla legalizacji warunków spowoduje wydanie decyzji o rozbiórce samowoli.
Jakie budynki traktowane są jako samowola budowlana?

Jako samowola budowlana traktowany jest obiekt będący w budowie lub wybudowany bez wymaganego pozwolenia na budowę. Jeśli na zrealizowanie danego obiektu nie było potrzebne pozwolenie na budowę, lecz wystarczało zgłoszenie w starostwie zamiaru rozpoczęcia prac, samowolą będzie obiekt wybudowany bez wymaganego zgłoszenia bądź pomimo wniesienia sprzeciwu przez starostę.

Czy każdy budynek wybudowany bez wymaganego pozwolenia na budowę można zalegalizować?

Nie. Wybudowany lub będący jeszcze w budowie obiekt, co do którego nie uzyskano pozwolenia na budowę, można zalegalizować, jeśli budowa spełnia łącznie następujące warunki:

1) jest zgodna z przepisami o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, a w szczególności ustaleniami obowiązującego miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego albo ustaleniami ostatecznej decyzji o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu - w przypadku braku obowiązującego miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego;

2) nie narusza przepisów, w tym techniczno-budowlanych, w zakresie uniemożliwiającym doprowadzenie obiektu budowlanego lub jego części do stanu zgodnego z prawem.

Czy zalegalizowanie samowoli budowlanej będzie możliwe, jeśli organy nadzoru budowlanego same ustalą, że dany obiekt jest samowolą?

Tak. Nie ma znaczenia, kto zainicjował postępowanie dotyczące samowoli budowlanej. Organ w razie ustalenia, że dany obiekt jest samowolą budowlaną, w pierwszej kolejności ma obowiązek umożliwić zalegalizowanie obiektu. Jeśli inwestor spełnia warunki wymagane dla legalizacji i przedstawi wymagane dokumenty, może uniknąć decyzji o rozbiórce samowoli budowlanej. Po ustaleniu wysokości opłaty legalizacyjnej zostanie wtedy wydana decyzja o zatwierdzeniu projektu budowlanego, a jeśli budowa nie została jeszcze zakończona - także o pozwoleniu na wznowienie robót. W decyzji nakłada się obowiązek uzyskania decyzji o pozwoleniu na użytkowanie.

Trzeba się jednak liczyć z tym, że jeśli warunki do zalegalizowania samowoli nie zostaną spełnione, organ będzie musiał wydać decyzję o rozbiórce obiektu.

Jakie dokumenty są potrzebne do zalegalizowania budynku wybudowanego bez pozwolenia na budowę?


W wydanym postanowieniu organ nałoży obowiązek przedstawienia w wyznaczonym terminie następujących dokumentów niezbędnych do legalizacji obiektu wybudowanego bez wymaganego pozwolenia na budowę:

1) zaświadczenia wójta, burmistrza albo prezydenta miasta o zgodności budowy z ustaleniami obowiązującego miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego albo ostatecznej decyzji o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu - w przypadku braku obowiązującego planu zagospodarowania przestrzennego,

2) czterech egzemplarzy projektu budowlanego wraz z opiniami, uzgodnieniami, pozwoleniami i innymi dokumentami wymaganymi przepisami szczególnymi oraz zaświadczeniem potwierdzającym uprawnienia budowlane projektanta budynku, oświadczeniem o posiadanym prawie do dysponowania nieruchomością na cele budowlane, a w przypadku niektórych obiektów - bardziej szczegółowych dokumentów.

Przedłożenie tych dokumentów traktowane jest jak wniosek o zatwierdzenie projektu budowlanego i pozwolenie na wznowienie robót budowlanych, jeżeli budowa nie została zakończona. Niedostarczenie dokumentacji w wyznaczonym terminie spowoduje wydanie decyzji o rozbiórce samowoli.

Po dostarczeniu dokumentów inspektor nadzoru sprawdza zgodność projektu zagospodarowania działki lub terenu z przepisami o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, w szczególności z ustaleniami obowiązującego miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. Badana jest też kompletność projektu budowlanego i posiadanie wymaganych opinii, uzgodnień, pozwoleń i sprawdzeń, a także czy projekt budowlany został wykonany przez osobę posiadającą wymagane uprawnienia budowlane.

Ile kosztuje zalegalizowanie samowoli budowlanej?

Przed wydaniem decyzji o zatwierdzeniu projektu budowlanego ustalana jest w drodze postanowienia wysokość opłaty legalizacyjnej.
 Współczynniki (k) oraz (w) dla poszczególnych rodzajów obiektów podane są w tabeli stanowiącej załącznik do Prawa budowlanego. Opłata legalizacyjna za budynek mieszkalny jednorodzinny wynosi 50.000 zł, za dom letniskowy lub garaż do dwóch stanowisk - 25.000 zł. W przypadku obiektów handlowych czy usługowych opłata będzie tym wyższa, im większa kubatura obiektu. Opłaty legalizacyjne są tak wysokie, że bardziej opłacalne w konkretnym przypadku może się okazać rozebranie samowoli.

Niższe są opłaty legalizacyjne dla tych obiektów, na których wybudowanie nie jest potrzebne pozwolenie na budowę, lecz wystarcza zgłoszenie zamiaru rozpoczęcia prac. W zależności od rodzaju obiektu oplata wynosi 2.500 zł lub 5.000 zł.

Jeśli wszystkie wymogi postawione przez inspektora zostaną spełnione, wydawana jest decyzja o zatwierdzeniu projektu budowlanego (i pozwoleniu na wznowienie robót, jeśli budowa nie została jeszcze zakończona).

Podstawa prawna: ustawa z dnia 7.07.1994 r. - Prawo budowlane (Dz. U. z 2006 r. nr 156, poz. 1118 ze zm.).


Autor: Andrzej Janowski
Gazeta Podatkowa Nr 582 z dnia 2009-08-06

Nieruchomości: Walka z szarą strefą na rynku wynajmu mieszkań

Wakacyjny okres jest specyficzny dla rynku nieruchomości. Po wiosennym ożywieniu zawieranych jest zdecydowanie mniej transakcji kupna-sprzedaży. Również na rynku wynajmu mieszkań panuje spokój. Ale to wcale nie oznacza, że nic się na nim nie dzieje. W tym tygodniu rząd przyjął zgłoszoną przez ministra infrastruktury nową stawkę zryczałtowanego podatku od wynajmu mieszkań. Niższy podatek ma skłonić wynajmujących do zaprzestania procederu „omijania” obowiązujących przepisów i tym samym do ograniczenia szarej strefy. Czy tak się stanie?

Obecnie obowiązują dwie stawki podatku: 8,5% - do kwoty stanowiącej równowartość 4000 euro i 20% - po przekroczeniu tej kwoty. Nowe przepisy zakładają, że od 1 stycznia 2010 roku osoby fizyczne będą płaciły niższą, ujednoliconą stawkę podatku ryczałtowego – 8,5%. Wcześniej zakładano jeszcze niższą kwotę – 5%. Na jakie oszczędności mogą liczyć właściciele mieszkań?

Właściciel 50-metrowego mieszkania o czynszu miesięcznym w wysokości 2500 PLN uzyskuje 30 000 PLN przychodu rocznie. Pryz obecnych stawkach podatkowych musi zapłacić podatek w wysokości 4446,35 PLN rocznie, co daje 370,53 PLN w skali miesiąca. Tym samym jego miesięczny dochód po opodatkowaniu wyniesie 2129,47 PLN. W myśl nowych przepisów właściciel zapłaci o 1896,35 PLN podatku rocznie mniej, co miesięcznie daje oszczędność w wysokości 158,03 PLN. Dla podatników obniżenie stawki podatkowej zawsze jest informacją pozytywną, nawet jeśli oszczędności z tego tytułu nie są zbyt duże. Czy jednak nowa propozycja nakłoni do przestrzegania obowiązujących przepisów przez tych wynajmujących, którzy do tej pory je omijali?

Projekt ustawy na nowo wprowadza pojęcie najmu okazjonalnego. Będzie mógł go stosować właściciel mieszkania, będący osobą fizyczną, który nie prowadzi działalności gospodarczej związanej z wynajmowaniem lokali. Umowa najmu okazjonalnego ma być zawierana maksymalnie na 10 lat. Najemca będzie musiał notarialnie poświadczyć, że wyprowadzi się z zajmowanego mieszkania w razie nieprzestrzegania warunków umowy. Jednocześnie będzie musiał wskazać w umowie inny lokal, w którym zamieszka w przypadku eksmisji. Notarialne poświadczenie ma zapobiec wpisywaniu do umowy fikcyjnego adresu.
Obecne przepisy dość mocno chronią najemców przez eksmisją. Wynajmującym bardzo trudno jest pozbyć się lokatorów, którzy są uciążliwi albo zalegają z czynszem. Najem okazjonalny sprawi, że łatwiej będzie można usunąć niechcianego lokatora. Jednak aby skorzystać z nowych przepisów właściciel będzie musiał zgłosić fakt zawarcia umowy w urzędzie skarbowym. To z kolei będzie skutkowało koniecznością zapłacenia podatku, którego wielu wynajmujących dziś unika. Tym samym zwiększy się liczba legalnie wynajmowanych lokali i rynek stanie się bardziej przejrzysty.
 

Małgorzata Kędzierska-Urbaniak
Analityk rynku nieruchomości
Wynajem.pl


Nieruchomości: Walka z szarą strefą na rynku wynajmu mieszkań

Wakacyjny okres jest specyficzny dla rynku nieruchomości. Po wiosennym ożywieniu zawieranych jest zdecydowanie mniej transakcji kupna-sprzedaży. Również na rynku wynajmu mieszkań panuje spokój. Ale to wcale nie oznacza, że nic się na nim nie dzieje. W tym tygodniu rząd przyjął zgłoszoną przez ministra infrastruktury nową stawkę zryczałtowanego podatku od wynajmu mieszkań. Niższy podatek ma skłonić wynajmujących do zaprzestania procederu „omijania” obowiązujących przepisów i tym samym do ograniczenia szarej strefy. Czy tak się stanie?

Obecnie obowiązują dwie stawki podatku: 8,5% - do kwoty stanowiącej równowartość 4000 euro i 20% - po przekroczeniu tej kwoty. Nowe przepisy zakładają, że od 1 stycznia 2010 roku osoby fizyczne będą płaciły niższą, ujednoliconą stawkę podatku ryczałtowego – 8,5%. Wcześniej zakładano jeszcze niższą kwotę – 5%. Na jakie oszczędności mogą liczyć właściciele mieszkań?

Właściciel 50-metrowego mieszkania o czynszu miesięcznym w wysokości 2500 PLN uzyskuje 30 000 PLN przychodu rocznie. Pryz obecnych stawkach podatkowych musi zapłacić podatek w wysokości 4446,35 PLN rocznie, co daje 370,53 PLN w skali miesiąca. Tym samym jego miesięczny dochód po opodatkowaniu wyniesie 2129,47 PLN. W myśl nowych przepisów właściciel zapłaci o 1896,35 PLN podatku rocznie mniej, co miesięcznie daje oszczędność w wysokości 158,03 PLN. Dla podatników obniżenie stawki podatkowej zawsze jest informacją pozytywną, nawet jeśli oszczędności z tego tytułu nie są zbyt duże. Czy jednak nowa propozycja nakłoni do przestrzegania obowiązujących przepisów przez tych wynajmujących, którzy do tej pory je omijali?

Projekt ustawy na nowo wprowadza pojęcie najmu okazjonalnego. Będzie mógł go stosować właściciel mieszkania, będący osobą fizyczną, który nie prowadzi działalności gospodarczej związanej z wynajmowaniem lokali. Umowa najmu okazjonalnego ma być zawierana maksymalnie na 10 lat. Najemca będzie musiał notarialnie poświadczyć, że wyprowadzi się z zajmowanego mieszkania w razie nieprzestrzegania warunków umowy. Jednocześnie będzie musiał wskazać w umowie inny lokal, w którym zamieszka w przypadku eksmisji. Notarialne poświadczenie ma zapobiec wpisywaniu do umowy fikcyjnego adresu.
Obecne przepisy dość mocno chronią najemców przez eksmisją. Wynajmującym bardzo trudno jest pozbyć się lokatorów, którzy są uciążliwi albo zalegają z czynszem. Najem okazjonalny sprawi, że łatwiej będzie można usunąć niechcianego lokatora. Jednak aby skorzystać z nowych przepisów właściciel będzie musiał zgłosić fakt zawarcia umowy w urzędzie skarbowym. To z kolei będzie skutkowało koniecznością zapłacenia podatku, którego wielu wynajmujących dziś unika. Tym samym zwiększy się liczba legalnie wynajmowanych lokali i rynek stanie się bardziej przejrzysty.
 

Małgorzata Kędzierska-Urbaniak
Analityk rynku nieruchomości
Wynajem.pl


Na GPW niewielkie wzrosty głównych indeksów w czwartek po południu

W czwartek po południu główne indeksy warszawskiej GPW rosły, ale nieznacznie. Według analityków, fatalna końcówka wczorajszej sesji zdecydowanie zepsuła nastroje na warszawskim rynku.

"Wczorajsza sesja zadziała jak kubeł zimnej wody. Po spadkach w środę, widać dziś, że rynek nie ma wcale ochoty na silniejsze odbicie" - powiedział makler Domu Maklerskiego BZ WBK Tomasz Leśniewski. Jego zdaniem, jeśli dzisiejsza sesja skończy się minusie, to może to sygnalizować możliwość mocniejszej korekty w najbliższych dniach.

"Sygnały ostrzegawcze widać było już wcześniej, a wczorajszy dzień mógł zmienić optykę wielu inwestorów"
- podkreślił Leśniewski. On sam uważa, że obecne fundamenty nie usprawiedliwiają obecnych - stosunkowo wysokich - poziomów indeksów.

"Dyskontujemy świetlaną przyszłość, która jednak może wcale szybko nie nastąpić.

Dotyczy to również poszczególnych sektorów" - ocenił Leśniewski.

Przed sesją wyniki finansowe przedstawił m.in. BRE Bank, którego akcje rosły dziś przed godziną 14:00 o ponad 2%. Spółka miała 15,66 mln zł skonsolidowanego zysku netto z działalności kontynuowanej przypisanego akcjonariuszom jednostki dominującej w I poł. 2009 roku wobec 547,24 mln zł zysku rok wcześniej.

Z kolei spółka telekomunikacyjna Netia miała 8,25 mln zł skonsolidowanej straty netto przypisanej akcjonariuszom jednostki dominującej w II kw. Przed 14:00 akcje spółki spadały o ok. 0,2%. Firma podała również, że w całym roku osiągnie lepszy wynik EBITDA od spodziewanego wcześniej.

Około godz. 14:00 indeks WIG20 rósł o 0,73% do 2 076,94 pkt a WIG o 0,66% do 34 905,84 pkt. Obroty na rynku akcji przekroczyły poziom 850 mln zł.

ISB

inwestycje.pl

Na GPW niewielkie wzrosty głównych indeksów w czwartek po południu

W czwartek po południu główne indeksy warszawskiej GPW rosły, ale nieznacznie. Według analityków, fatalna końcówka wczorajszej sesji zdecydowanie zepsuła nastroje na warszawskim rynku.

"Wczorajsza sesja zadziała jak kubeł zimnej wody. Po spadkach w środę, widać dziś, że rynek nie ma wcale ochoty na silniejsze odbicie" - powiedział makler Domu Maklerskiego BZ WBK Tomasz Leśniewski. Jego zdaniem, jeśli dzisiejsza sesja skończy się minusie, to może to sygnalizować możliwość mocniejszej korekty w najbliższych dniach.

"Sygnały ostrzegawcze widać było już wcześniej, a wczorajszy dzień mógł zmienić optykę wielu inwestorów"
- podkreślił Leśniewski. On sam uważa, że obecne fundamenty nie usprawiedliwiają obecnych - stosunkowo wysokich - poziomów indeksów.

"Dyskontujemy świetlaną przyszłość, która jednak może wcale szybko nie nastąpić.

Dotyczy to również poszczególnych sektorów" - ocenił Leśniewski.

Przed sesją wyniki finansowe przedstawił m.in. BRE Bank, którego akcje rosły dziś przed godziną 14:00 o ponad 2%. Spółka miała 15,66 mln zł skonsolidowanego zysku netto z działalności kontynuowanej przypisanego akcjonariuszom jednostki dominującej w I poł. 2009 roku wobec 547,24 mln zł zysku rok wcześniej.

Z kolei spółka telekomunikacyjna Netia miała 8,25 mln zł skonsolidowanej straty netto przypisanej akcjonariuszom jednostki dominującej w II kw. Przed 14:00 akcje spółki spadały o ok. 0,2%. Firma podała również, że w całym roku osiągnie lepszy wynik EBITDA od spodziewanego wcześniej.

Około godz. 14:00 indeks WIG20 rósł o 0,73% do 2 076,94 pkt a WIG o 0,66% do 34 905,84 pkt. Obroty na rynku akcji przekroczyły poziom 850 mln zł.

ISB

inwestycje.pl

Spekulanci znów biorą na cel złotego?

Możliwe, że zaczęła się gra na umocnienie złotego - uważa wicepremier Waldemar Pawlak. Ekonomiści wątpią w tę teorię.

Czy szybko umacniający się złoty to efekt mimo wszystko nie najgorszej sytuacji w gospodarce? W Salonie Politycznym Trójki minister gospodarki przestrzegał wczoraj, że w grę wchodzić może coś więcej. - Niektóre banki nagle ostatnio zaczęły bardzo pozytywnie wypowiadać się o sytuacji finansowej Polski - mówił Pawlak. Jego zdaniem zaczęła się gra na umocnienie złotego.

Lutowy dołek to efekt spekulacji?

Niemal dokładnie rok temu złoty był najsilniejszy wobec euro w tym tysiącleciu (podobne poziomy rynki walutowe obserwowały trzynaście lat temu). 29 lipca 2008 na rynku walutowym Forex za jedno euro zapłacić trzeba było 3,199 złotego.

Jednak w tym momencie trend się załamał. W ciągu pół roku polska waluta straciła 50 procent do euro, osiągając 16 lutego poziom 4,902. Co skończyło się interwencją rządu na rynku walutowym, słownymi interwencjami Narodowego Banku Polskiego i zapowiedzią skoordynowanych działań banków centralnych regionu. Pokłosiem jest trwającą do dziś awanturą związaną z opcjami walutowymi oraz  oskarżeniami o spekulacje na rynku walutowym pod adresem choćby Goldman Sachs.

Średnie kursy walut NBP dołek zanotowały 18 lutego. Za dolara trzeba było zapłacić wówczas o prawie 37 procent więcej niż obecnie, euro było droższe o blisko 20, a frank szwajcarski o ponad 23 procent, a jego cena najwyższa w historii. Trwające od pół roku umocnienie znów jednak wywołuje podejrzenia o spekulacje.

Bank centralny może bronić złotego przez miesiąc

Czy tym razem scenariusz może być podobny, z tym, że wymierzony dla odmiany w eksporterów?

- Nie można wykluczyć, że za takimi ruchami kryje się strategia inwestycyjna dużych graczy, ale to raczej mało prawdopodobne - mówi Money.pl profesor Dariusz Filar z Rady Polityki Pieniężnej. - To naturalne, że inwestorzy wchodzą na te rynki na których mogą zarobić. Kupują te waluty, które są perspektywiczne.

Filar zapewnia również, że w przypadku potwierdzenia się tezy o ataku spekulantów, Narodowy Bank Polski, nauczony doświadczeniem sytuacji z początku roku, ma narzędzia, które pozwolą mu skutecznie interweniować.

Jak w lutym ustalił Money.pl, bank centralny na początku roku miał aktywa rezerwowe na poziomie 204,7 mld złotych. Taka kwota pozwoli w razie potrzeby bronić kursu złotego przez miesiąc.

 

money.pl

Spekulanci znów biorą na cel złotego?

Możliwe, że zaczęła się gra na umocnienie złotego - uważa wicepremier Waldemar Pawlak. Ekonomiści wątpią w tę teorię.

Czy szybko umacniający się złoty to efekt mimo wszystko nie najgorszej sytuacji w gospodarce? W Salonie Politycznym Trójki minister gospodarki przestrzegał wczoraj, że w grę wchodzić może coś więcej. - Niektóre banki nagle ostatnio zaczęły bardzo pozytywnie wypowiadać się o sytuacji finansowej Polski - mówił Pawlak. Jego zdaniem zaczęła się gra na umocnienie złotego.

Lutowy dołek to efekt spekulacji?

Niemal dokładnie rok temu złoty był najsilniejszy wobec euro w tym tysiącleciu (podobne poziomy rynki walutowe obserwowały trzynaście lat temu). 29 lipca 2008 na rynku walutowym Forex za jedno euro zapłacić trzeba było 3,199 złotego.

Jednak w tym momencie trend się załamał. W ciągu pół roku polska waluta straciła 50 procent do euro, osiągając 16 lutego poziom 4,902. Co skończyło się interwencją rządu na rynku walutowym, słownymi interwencjami Narodowego Banku Polskiego i zapowiedzią skoordynowanych działań banków centralnych regionu. Pokłosiem jest trwającą do dziś awanturą związaną z opcjami walutowymi oraz  oskarżeniami o spekulacje na rynku walutowym pod adresem choćby Goldman Sachs.

Średnie kursy walut NBP dołek zanotowały 18 lutego. Za dolara trzeba było zapłacić wówczas o prawie 37 procent więcej niż obecnie, euro było droższe o blisko 20, a frank szwajcarski o ponad 23 procent, a jego cena najwyższa w historii. Trwające od pół roku umocnienie znów jednak wywołuje podejrzenia o spekulacje.

Bank centralny może bronić złotego przez miesiąc

Czy tym razem scenariusz może być podobny, z tym, że wymierzony dla odmiany w eksporterów?

- Nie można wykluczyć, że za takimi ruchami kryje się strategia inwestycyjna dużych graczy, ale to raczej mało prawdopodobne - mówi Money.pl profesor Dariusz Filar z Rady Polityki Pieniężnej. - To naturalne, że inwestorzy wchodzą na te rynki na których mogą zarobić. Kupują te waluty, które są perspektywiczne.

Filar zapewnia również, że w przypadku potwierdzenia się tezy o ataku spekulantów, Narodowy Bank Polski, nauczony doświadczeniem sytuacji z początku roku, ma narzędzia, które pozwolą mu skutecznie interweniować.

Jak w lutym ustalił Money.pl, bank centralny na początku roku miał aktywa rezerwowe na poziomie 204,7 mld złotych. Taka kwota pozwoli w razie potrzeby bronić kursu złotego przez miesiąc.

 

money.pl

Bruksela skoryguje prognozy. Polska jednak na plusie?

Komisja Europejska prawdopodobnie zmieni swoje prognozy i uzna, że w tym roku PKB Polski nie tylko nie zmniejszy się, ale nawet lekko wzrośnie.

Według  Dziennika oficjalnie Komisja nie chce się jeszcze przyznać do błędu w majowych prognozach, a jej rzeczniczka ds. ekonomicznych, Amelia Torres stwierdziła, że do czasu publikacji prognoz nie poda żadnych liczb.

Jednak proszący o zachowanie anonimowości eksperci Komisji, którzy zajmują się bezpośrednio opracowywaniem analiz gospodarczych, przyznają, że szacując w maju 1,4 proc. spadek PKB w Polsce w tym roku popełnili błąd.

- Ten wynik zostanie teraz zasadniczo poprawiony w górę, do około 0 proc., a być może nawet niewielkiego plusa - powiedział Dz ekspert KE.

Komisja opublikuje nowe prognozy dla siedmiu największych gospodarek Unii, wśród których jest też Polska, w połowie września.

Dziennik przypomina, że tym razem weźmie pod uwagę oficjalne dane za I i II kwartał tego roku, a te pokazują, że nasz kraj mimo wszystko zdołał utrzymać wzrost gospodarczy.

Eksperci komisji przyznają także, zdaniem gazety, że to nie oni, ale krytykujący ich w maju minister finansów Jacek Rostowski miał rację i prawidłowo oceniał stan polskiej gospodarki.

- Nie doceniliśmy niektórych atutów strukturalnych polskiej gospodarki. Osłabienie złotego bardzo pomogło ograniczyć spadek eksportu, a zmniejszenie w 2008 r. podatków pozwoliło podtrzymać wewnętrzny popyt. Mniejszy, niż sądziliśmy, był też wzrost bezrobocia - tłumaczą przedstawiciele KE.

  (PAP)
money.pl

Bruksela skoryguje prognozy. Polska jednak na plusie?

Komisja Europejska prawdopodobnie zmieni swoje prognozy i uzna, że w tym roku PKB Polski nie tylko nie zmniejszy się, ale nawet lekko wzrośnie.

Według  Dziennika oficjalnie Komisja nie chce się jeszcze przyznać do błędu w majowych prognozach, a jej rzeczniczka ds. ekonomicznych, Amelia Torres stwierdziła, że do czasu publikacji prognoz nie poda żadnych liczb.

Jednak proszący o zachowanie anonimowości eksperci Komisji, którzy zajmują się bezpośrednio opracowywaniem analiz gospodarczych, przyznają, że szacując w maju 1,4 proc. spadek PKB w Polsce w tym roku popełnili błąd.

- Ten wynik zostanie teraz zasadniczo poprawiony w górę, do około 0 proc., a być może nawet niewielkiego plusa - powiedział Dz ekspert KE.

Komisja opublikuje nowe prognozy dla siedmiu największych gospodarek Unii, wśród których jest też Polska, w połowie września.

Dziennik przypomina, że tym razem weźmie pod uwagę oficjalne dane za I i II kwartał tego roku, a te pokazują, że nasz kraj mimo wszystko zdołał utrzymać wzrost gospodarczy.

Eksperci komisji przyznają także, zdaniem gazety, że to nie oni, ale krytykujący ich w maju minister finansów Jacek Rostowski miał rację i prawidłowo oceniał stan polskiej gospodarki.

- Nie doceniliśmy niektórych atutów strukturalnych polskiej gospodarki. Osłabienie złotego bardzo pomogło ograniczyć spadek eksportu, a zmniejszenie w 2008 r. podatków pozwoliło podtrzymać wewnętrzny popyt. Mniejszy, niż sądziliśmy, był też wzrost bezrobocia - tłumaczą przedstawiciele KE.

  (PAP)
money.pl

Spółdzielnie pogrążają się w długach lokatorów

W prawie 60 proc. spółdzielni mieszkaniowych w Polsce zaległości czynszowe sięgają 10 proc. rocznych wpływów z opłat, zaś dla co czwartej spółdzielni dług stanowi od 15 do 20 proc. wpływów spółdzielni - wynika z analiz przeprowadzonych w lipcu przez InfoMonitor Biuro Informacji Gospodarczej.

- W okresie letnim zawsze zaległości wzrastają, bo pierwszeństwo daje się potrzebom urlopowym. Są spółdzielnie, które przez dobrą działalność perswazyjną, dobrą organizację mają zadłużenie w skali 2-3 proc. rocznego wymiaru opłat, ale zdarzają się przypadki, gdzie sięga ono 40 proc. - mówi Ryszard Jajszczyk, dyrektor Biura Związku Rewizyjnego Spółdzielni Mieszkaniowych RP.

W liczącej 31 tys. członków Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej zaległości czynszowe jeszcze na początku tego roku wynosiły 12,1 mln zł. Z kolei lokatorzy Poznańskiej Spółdzielni Mieszkaniowej jeszcze niedawno byli jej winni około 3,5 mln zł. Praktycznie w każdej spółdzielni, która ma przynajmniej tysiąc członków, długi trzeba liczyć zawsze w milionach zł. Rekordziści, nawet w małych miastach, są winni średnio 30-40 tys. zł.

Jak podaje InfoMonitor, zdecydowana grupa dłużników zwleka z płatnościami od 2 do 3 miesięcy. W co piątej spółdzielni zaległości sięgają od 4 do 6 miesięcy, a w co dziesiątej nawet do roku lub powyżej. - Część spółdzielców nie może regulować terminowo swoich zobowiązań, bo rzeczywiście ma kłopoty finansowe. Reszta ma długi, bo jest im tak po prostu wygodnie. Wiedzą, że spółdzielnia i tak od razu nie zmusi ich do płacenia - mówi Ryszard Jajszczyk.

Adam Makosz

interia.pl

Spółdzielnie pogrążają się w długach lokatorów

W prawie 60 proc. spółdzielni mieszkaniowych w Polsce zaległości czynszowe sięgają 10 proc. rocznych wpływów z opłat, zaś dla co czwartej spółdzielni dług stanowi od 15 do 20 proc. wpływów spółdzielni - wynika z analiz przeprowadzonych w lipcu przez InfoMonitor Biuro Informacji Gospodarczej.

- W okresie letnim zawsze zaległości wzrastają, bo pierwszeństwo daje się potrzebom urlopowym. Są spółdzielnie, które przez dobrą działalność perswazyjną, dobrą organizację mają zadłużenie w skali 2-3 proc. rocznego wymiaru opłat, ale zdarzają się przypadki, gdzie sięga ono 40 proc. - mówi Ryszard Jajszczyk, dyrektor Biura Związku Rewizyjnego Spółdzielni Mieszkaniowych RP.

W liczącej 31 tys. członków Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej zaległości czynszowe jeszcze na początku tego roku wynosiły 12,1 mln zł. Z kolei lokatorzy Poznańskiej Spółdzielni Mieszkaniowej jeszcze niedawno byli jej winni około 3,5 mln zł. Praktycznie w każdej spółdzielni, która ma przynajmniej tysiąc członków, długi trzeba liczyć zawsze w milionach zł. Rekordziści, nawet w małych miastach, są winni średnio 30-40 tys. zł.

Jak podaje InfoMonitor, zdecydowana grupa dłużników zwleka z płatnościami od 2 do 3 miesięcy. W co piątej spółdzielni zaległości sięgają od 4 do 6 miesięcy, a w co dziesiątej nawet do roku lub powyżej. - Część spółdzielców nie może regulować terminowo swoich zobowiązań, bo rzeczywiście ma kłopoty finansowe. Reszta ma długi, bo jest im tak po prostu wygodnie. Wiedzą, że spółdzielnia i tak od razu nie zmusi ich do płacenia - mówi Ryszard Jajszczyk.

Adam Makosz

interia.pl

Odszkodowanie musi umożliwić odbudowę firmy

Odszkodowanie za wywłaszczoną nieruchomość musi być ekwiwalentne, a więc dawać osobie wywłaszczonej możliwość odtworzenia mienia przejętego przez państwo. Dziś tak nie jest. Mają temu zaradzić propozycje posłów koalicji, którzy przedłożyli w Sejmie projekt nowelizacji ustawy o gospodarce nieruchomościami (u. o g. n.).

- Prawo powinno stwarzać możliwość odtworzenia sytuacji majątkowej, jaką właściciel nieruchomości miał przed wywłaszczeniem - podkreślają autorzy nowelizacji. Ich intencje wychodzą naprzeciw oczekiwaniom przedsiębiorców, którzy obecnie mają kłopoty z otrzymaniem odszkodowania wystarczającego na odtworzenie ich firm.

- W przypadku gruntu niezabudowanego odszkodowanie musi wystarczyć na nabycie gruntu o podobnych cechach. Gdy działka jest z budynkiem mieszkalnym, pieniądze powinny pozwolić na zakup zabudowanej nieruchomości - tłumaczy prawnik Marek Gruchalski z kancelarii Nowakowski i Wspólnicy.

Inaczej jest, gdy wywłaszczenie dotyczy przedsiębiorstwa. W takiej sytuacji kwota odszkodowania powinna pozwolić przedsiębiorcy na uruchomienie firmy w innym miejscu, wyjaśnia prawnik. - Oznacza to konieczność odtworzenia budynków, infrastruktury, instalacji technologiczno-technicznych. Przepisy nie są jednak precyzyjne - uzupełnia Marek Gruchalski. Dziś nie jest stosowana zasada słusznego odszkodowania, którą formułuje art. 21 ust. 2 konstytucji. Dobrze, że pojawiła się inicjatywa poselska, dodaje prawnik.

Jerzy Kowalski

interia.pl

Odszkodowanie musi umożliwić odbudowę firmy

Odszkodowanie za wywłaszczoną nieruchomość musi być ekwiwalentne, a więc dawać osobie wywłaszczonej możliwość odtworzenia mienia przejętego przez państwo. Dziś tak nie jest. Mają temu zaradzić propozycje posłów koalicji, którzy przedłożyli w Sejmie projekt nowelizacji ustawy o gospodarce nieruchomościami (u. o g. n.).

- Prawo powinno stwarzać możliwość odtworzenia sytuacji majątkowej, jaką właściciel nieruchomości miał przed wywłaszczeniem - podkreślają autorzy nowelizacji. Ich intencje wychodzą naprzeciw oczekiwaniom przedsiębiorców, którzy obecnie mają kłopoty z otrzymaniem odszkodowania wystarczającego na odtworzenie ich firm.

- W przypadku gruntu niezabudowanego odszkodowanie musi wystarczyć na nabycie gruntu o podobnych cechach. Gdy działka jest z budynkiem mieszkalnym, pieniądze powinny pozwolić na zakup zabudowanej nieruchomości - tłumaczy prawnik Marek Gruchalski z kancelarii Nowakowski i Wspólnicy.

Inaczej jest, gdy wywłaszczenie dotyczy przedsiębiorstwa. W takiej sytuacji kwota odszkodowania powinna pozwolić przedsiębiorcy na uruchomienie firmy w innym miejscu, wyjaśnia prawnik. - Oznacza to konieczność odtworzenia budynków, infrastruktury, instalacji technologiczno-technicznych. Przepisy nie są jednak precyzyjne - uzupełnia Marek Gruchalski. Dziś nie jest stosowana zasada słusznego odszkodowania, którą formułuje art. 21 ust. 2 konstytucji. Dobrze, że pojawiła się inicjatywa poselska, dodaje prawnik.

Jerzy Kowalski

interia.pl

Polnord wybuduje w Sopocie

Polnord planuje w IV kwartale 2009 roku rozpocząć w Sopocie budowę kompleksu o powierzchni użytkowej 9 600 metrów kw., na który będzie się składać 160 mieszkań. Spółka ma wyłączność na negocjacje z władzami Gdańska zagospodarowania 2,3 hektarowej działki nad Motławą - podał Polnord w komunikacie prasowym.

Sprzedaż mieszkań w sopockim projekcie ma się rozpocząć w II kwartale 2010 roku, a termin oddania inwestycji to rok 2011.

Inwestycja będzie się składać z czterech budynków, trzech nowo wybudowanych i jednego zabytkowego poddanego rewitalizacji.

Polnord został przez władze Gdańska wybrany do III etapu negocjacji w sprawie zagospodarowania północnego cypla Wyspy Spichrzów i uzyskał wyłączność na przeprowadzenie negocjacji z miastem w zakresie szczegółowych warunków realizacji przedsięwzięcia.

"Według wstępnych założeń powstanie tu kompleks mieszkaniowo-usługowy o powierzchni użytkowej 50 tys. metrów kw. z elementami funkcji społecznych" - napisano w komunikacie.

"Inwestorem będzie spółka, powołana w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego przez miasto Gdańsk i Polnord. Miasto wniesie do spółki aportem grunt, Polnord zobowiąże się do wybudowania muzeum oraz infrastruktury technicznej (drogi, instalacje). Polnord zobowiąże się też do zapewnienia finansowania zewnętrznego inwestycji" - dodano.

Harmonogram przedsięwzięcia zakłada, że do listopada doprecyzowane zostaną warunki współpracy, w drugiej połowie listopada ma zostać podpisana umowa przedwstępna. Od tego momentu Polnord będzie miał cztery miesiące na sporządzenie koncepcji urbanistyczno-architektonicznej. Miasto oceni ją w ciągu następnych dwóch miesięcy. W ciągu 14 dni od przyjęcia tej koncepcji nastąpi podpisanie umowy.

źródło informacji: PAP

interia.pl

Polnord wybuduje w Sopocie

Polnord planuje w IV kwartale 2009 roku rozpocząć w Sopocie budowę kompleksu o powierzchni użytkowej 9 600 metrów kw., na który będzie się składać 160 mieszkań. Spółka ma wyłączność na negocjacje z władzami Gdańska zagospodarowania 2,3 hektarowej działki nad Motławą - podał Polnord w komunikacie prasowym.

Sprzedaż mieszkań w sopockim projekcie ma się rozpocząć w II kwartale 2010 roku, a termin oddania inwestycji to rok 2011.

Inwestycja będzie się składać z czterech budynków, trzech nowo wybudowanych i jednego zabytkowego poddanego rewitalizacji.

Polnord został przez władze Gdańska wybrany do III etapu negocjacji w sprawie zagospodarowania północnego cypla Wyspy Spichrzów i uzyskał wyłączność na przeprowadzenie negocjacji z miastem w zakresie szczegółowych warunków realizacji przedsięwzięcia.

"Według wstępnych założeń powstanie tu kompleks mieszkaniowo-usługowy o powierzchni użytkowej 50 tys. metrów kw. z elementami funkcji społecznych" - napisano w komunikacie.

"Inwestorem będzie spółka, powołana w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego przez miasto Gdańsk i Polnord. Miasto wniesie do spółki aportem grunt, Polnord zobowiąże się do wybudowania muzeum oraz infrastruktury technicznej (drogi, instalacje). Polnord zobowiąże się też do zapewnienia finansowania zewnętrznego inwestycji" - dodano.

Harmonogram przedsięwzięcia zakłada, że do listopada doprecyzowane zostaną warunki współpracy, w drugiej połowie listopada ma zostać podpisana umowa przedwstępna. Od tego momentu Polnord będzie miał cztery miesiące na sporządzenie koncepcji urbanistyczno-architektonicznej. Miasto oceni ją w ciągu następnych dwóch miesięcy. W ciągu 14 dni od przyjęcia tej koncepcji nastąpi podpisanie umowy.

źródło informacji: PAP

interia.pl

Czynsze potaniały już 20 procent

Przybywa nowych powierzchni biurowych a czynsze wciąż spadają - wynika z najnowszego kwartalnego raportu firmy CB Richard Ellis "Warsaw Office Market View - Rynek powierzchni biurowych w Warszawie, 2 kwartał 2009". Raport opisuje popyt, podaż, czynsze, stopy zwrotu z inwestycji oraz trendy panujące na rynku powierzchni biurowej w Warszawie.

Pogorszenie sytuacji gospodarczej ma negatywny wpływ na sytuację na rynku nieruchomości. Popyt na powierzchnie biurowe na warszawskim rynku w pierwszej połowie 2009 zmniejszył się znacznie i osiągnął poziom 109.000 mkw. Oznacza to prawie 55 proc. spadek w porównaniu do tego samego okresu w roku 2008. Duży udział w podpisanych umowach najmu stanowią renegocjacje. Popyt generowany jest głównie przez firmy mniej narażone na skutki spowolnienia gospodarczego. Wielkość przeciętnej umowy najmu obniżyła się o 30 proc. do 810 mkw., podczas gdy w 2008 roku wynosiła średnio 1.167 mkw.

W pierwszej połowie 2009 roku oddano do użytku 174.000 mkw. powierzchni biurowej, w wyniku czego całkowite jej zasoby w Warszawie wzrosły do 3,15 mln mkw. Zaledwie trzy z dwunastu ukończonych projektów zlokalizowane są w centrum miasta. Aktywność budowlana na rynku biurowym wyraźnie zmalała. Według naszych szacunków, w wyniku ograniczenia finansowania oraz niższego popytu, rozpoczęcie budowy około 600.000 mkw. powierzchni biurowych planowanych na lata 2009 i 2010, zostało wstrzymane.

- Ze względu na kryzys panujący na światowych rynkach finansowych i zaostrzające się kryteria finansowania projektów, inwestorzy ostrożnie podchodzą do nowych inwestycji. Spadający popyt na powierzchnie biurowe wpłynie na rozwój rynku biurowego w Warszawie. Z drugiej strony coraz powszechniejsze staje się zjawisko podnajmowania powierzchni przez jej obecnych najemców. Szacujemy, że obecnie około 50.000 mkw. jest oferowane na rynku. Firmy poszukujące powierzchni mogą więc wybierać z szerokiego wachlarza ofert w istniejących i dobrze zlokalizowanych budynkach, zamiast czekać na ukończenie projektów w budowie. - powiedziała Olga Drela, analityk działu badań rynku i analiz w firmie CB Richard Ellis.

Współczynnik powierzchni niewynajętych w Warszawie wzrósł do 6 proc. w porównaniu z odnotowanym poziomem 3 proc. pod koniec 2008 roku i 4,5 proc. na koniec pierwszego kwartału.

Trend spadkowy czynszów w Warszawie utrzymuje się. Stawki wywoławcze czynszów w najlepszych lokalizacjach w Centrum spadły do 23 - 24 EUR/m kw./miesiąc, poza Centrum ustabilizowały się na poziomie 15 - 16 EUR/m kw./miesiąc. Czynsze efektywne są około 20 proc. niższe.

Rozwój rynku inwestycyjnego jest wciąż ograniczony przez globalny kryzys finansowy. W pierwszej połowie 2009 roku w Warszawie zawarto tylko 3 transakcje, których przedmiotem były projekty biurowe. Stopy kapitalizacji za najlepsze obiekty szacowane są na poziomie 6,75 proc. i przewiduje się, że w najbliższej przyszłości utrzymają się w okolicach 7 proc.

 

INTERIA.PL/materiały prasowe

Czynsze potaniały już 20 procent

Przybywa nowych powierzchni biurowych a czynsze wciąż spadają - wynika z najnowszego kwartalnego raportu firmy CB Richard Ellis "Warsaw Office Market View - Rynek powierzchni biurowych w Warszawie, 2 kwartał 2009". Raport opisuje popyt, podaż, czynsze, stopy zwrotu z inwestycji oraz trendy panujące na rynku powierzchni biurowej w Warszawie.

Pogorszenie sytuacji gospodarczej ma negatywny wpływ na sytuację na rynku nieruchomości. Popyt na powierzchnie biurowe na warszawskim rynku w pierwszej połowie 2009 zmniejszył się znacznie i osiągnął poziom 109.000 mkw. Oznacza to prawie 55 proc. spadek w porównaniu do tego samego okresu w roku 2008. Duży udział w podpisanych umowach najmu stanowią renegocjacje. Popyt generowany jest głównie przez firmy mniej narażone na skutki spowolnienia gospodarczego. Wielkość przeciętnej umowy najmu obniżyła się o 30 proc. do 810 mkw., podczas gdy w 2008 roku wynosiła średnio 1.167 mkw.

W pierwszej połowie 2009 roku oddano do użytku 174.000 mkw. powierzchni biurowej, w wyniku czego całkowite jej zasoby w Warszawie wzrosły do 3,15 mln mkw. Zaledwie trzy z dwunastu ukończonych projektów zlokalizowane są w centrum miasta. Aktywność budowlana na rynku biurowym wyraźnie zmalała. Według naszych szacunków, w wyniku ograniczenia finansowania oraz niższego popytu, rozpoczęcie budowy około 600.000 mkw. powierzchni biurowych planowanych na lata 2009 i 2010, zostało wstrzymane.

- Ze względu na kryzys panujący na światowych rynkach finansowych i zaostrzające się kryteria finansowania projektów, inwestorzy ostrożnie podchodzą do nowych inwestycji. Spadający popyt na powierzchnie biurowe wpłynie na rozwój rynku biurowego w Warszawie. Z drugiej strony coraz powszechniejsze staje się zjawisko podnajmowania powierzchni przez jej obecnych najemców. Szacujemy, że obecnie około 50.000 mkw. jest oferowane na rynku. Firmy poszukujące powierzchni mogą więc wybierać z szerokiego wachlarza ofert w istniejących i dobrze zlokalizowanych budynkach, zamiast czekać na ukończenie projektów w budowie. - powiedziała Olga Drela, analityk działu badań rynku i analiz w firmie CB Richard Ellis.

Współczynnik powierzchni niewynajętych w Warszawie wzrósł do 6 proc. w porównaniu z odnotowanym poziomem 3 proc. pod koniec 2008 roku i 4,5 proc. na koniec pierwszego kwartału.

Trend spadkowy czynszów w Warszawie utrzymuje się. Stawki wywoławcze czynszów w najlepszych lokalizacjach w Centrum spadły do 23 - 24 EUR/m kw./miesiąc, poza Centrum ustabilizowały się na poziomie 15 - 16 EUR/m kw./miesiąc. Czynsze efektywne są około 20 proc. niższe.

Rozwój rynku inwestycyjnego jest wciąż ograniczony przez globalny kryzys finansowy. W pierwszej połowie 2009 roku w Warszawie zawarto tylko 3 transakcje, których przedmiotem były projekty biurowe. Stopy kapitalizacji za najlepsze obiekty szacowane są na poziomie 6,75 proc. i przewiduje się, że w najbliższej przyszłości utrzymają się w okolicach 7 proc.

 

INTERIA.PL/materiały prasowe

W czasie wakacji popularność „Rodziny na swoim” nie słabnie

W pierwszym z wakacyjnych miesięcy z programu skorzystało 3405 osób zaciągając preferencyjne kredyty mieszkaniowe na łączną kwotę ponad 605,4 mln zł. Dla porównania - w czerwcu było ich o 300 mniej.

Popularność programu zdecydowanie wzrosła wraz z początkiem 2009 r., kiedy weszła w życie nowelizacja Ustawy o finansowym wsparciu rodzin w nabywaniu własnego mieszkania, która reguluje program „Rodzina na swoim". Wprowadzone zmiany znacząco zwiększyły dostępność preferencyjnego kredytu.

Od początku roku w ramach „Rodziny na swoim" udzielono już blisko 16 tys. kredytów na łączną kwotę ponad 2,7 mld zł.

Przygotowane pod koniec 2008 r. szacunki zakładały, że w 2009 r. udzielonych będzie ok. 18 tys. kredytów na łączną kwotę 2,2 mld zł. Olbrzymia popularność programu nie oznacza jednak, że zabraknie pieniędzy na dopłaty. Na 2009 r. w zarządzanym przez BGK Funduszu Dopłat, zaplanowano kwotę 80 mln na dopłaty w ramach programu "Rodzina na swoim". Od początku roku wypłacono jednak z niego ok. 24 mln zł. Obecnie Bank jest w trakcie przygotowywania dla Ministerstwa Infrastruktury korekty planu dotyczącego funkcjonowania programu „Rodzina na swoim" w 2009 r.

Niezależnie od decyzji o przyznaniu dodatkowych środków przez Ministerstwo Infrastruktury, Bank jest w przypadku wyczerpania środków w Funduszu Dopłat, ustawowo zobowiązany do udzielania dopłat do oprocentowania kredytów ze środków własnych. Osoby zainteresowane kredytem mogą być więc pewne, że program "Rodzina na Swoim" nie przestanie funkcjonować.

Kredyt w ramach programu „Rodzina na swoim" jest obecnie dostępny w 12 bankach, które podpisały umowę z BGK. Są to:  Alior Bank, Bank BPH, Bank PKO BP, Bank Pekao, Bank Pocztowy, Bank Polskiej Spółdzielczości, Dombank Hipoteczny Oddział Getin Bank, Gospodarczy Bank Wielkopolski, Mazowiecki Bank Regionalny, Noble Bank, Pekao Bank Hipoteczny, a od 3 sierpnia również Bank Handlowy.

Bank Gospodarstwa Krajowego

gk

inwestycje.pl

W czasie wakacji popularność „Rodziny na swoim” nie słabnie

W pierwszym z wakacyjnych miesięcy z programu skorzystało 3405 osób zaciągając preferencyjne kredyty mieszkaniowe na łączną kwotę ponad 605,4 mln zł. Dla porównania - w czerwcu było ich o 300 mniej.

Popularność programu zdecydowanie wzrosła wraz z początkiem 2009 r., kiedy weszła w życie nowelizacja Ustawy o finansowym wsparciu rodzin w nabywaniu własnego mieszkania, która reguluje program „Rodzina na swoim". Wprowadzone zmiany znacząco zwiększyły dostępność preferencyjnego kredytu.

Od początku roku w ramach „Rodziny na swoim" udzielono już blisko 16 tys. kredytów na łączną kwotę ponad 2,7 mld zł.

Przygotowane pod koniec 2008 r. szacunki zakładały, że w 2009 r. udzielonych będzie ok. 18 tys. kredytów na łączną kwotę 2,2 mld zł. Olbrzymia popularność programu nie oznacza jednak, że zabraknie pieniędzy na dopłaty. Na 2009 r. w zarządzanym przez BGK Funduszu Dopłat, zaplanowano kwotę 80 mln na dopłaty w ramach programu "Rodzina na swoim". Od początku roku wypłacono jednak z niego ok. 24 mln zł. Obecnie Bank jest w trakcie przygotowywania dla Ministerstwa Infrastruktury korekty planu dotyczącego funkcjonowania programu „Rodzina na swoim" w 2009 r.

Niezależnie od decyzji o przyznaniu dodatkowych środków przez Ministerstwo Infrastruktury, Bank jest w przypadku wyczerpania środków w Funduszu Dopłat, ustawowo zobowiązany do udzielania dopłat do oprocentowania kredytów ze środków własnych. Osoby zainteresowane kredytem mogą być więc pewne, że program "Rodzina na Swoim" nie przestanie funkcjonować.

Kredyt w ramach programu „Rodzina na swoim" jest obecnie dostępny w 12 bankach, które podpisały umowę z BGK. Są to:  Alior Bank, Bank BPH, Bank PKO BP, Bank Pekao, Bank Pocztowy, Bank Polskiej Spółdzielczości, Dombank Hipoteczny Oddział Getin Bank, Gospodarczy Bank Wielkopolski, Mazowiecki Bank Regionalny, Noble Bank, Pekao Bank Hipoteczny, a od 3 sierpnia również Bank Handlowy.

Bank Gospodarstwa Krajowego

gk

inwestycje.pl

Rewolucja na rynku nieruchomości

Mija rok od załamania się rynku nieruchomości. To, że ostatnich kilkanaście miesięcy nie były najprostszym okresem w historii rynku nieruchomości, jest powszechnie wiadome. Rynek najpierw zupełnie zamarł, następnie jednak poświęcił wiele tygodni na wypracowanie skutecznych metod przełamania złej passy.

Cała branża odrobiła jednak lekcję. Widać już pierwsze efekty jej wytężonej pracy. – Całkowicie zmieniliśmy swój sposób współpracy z Inwestorami – mówi Szymon Kurjański, właściciel firmy Twój Drugi Dom, pierwszego w Polsce biura wyspecjalizowanego wyłącznie w sprzedaży nieruchomości wakacyjnych. – Dziś  nie możemy być już tylko punktem przecięcia się podaży z popytem. Obecnie Inwestor wymaga od nas znacznie więcej.

Postanowił więc połączyć przyjemne z pożytecznym. Firma nie tylko sprawdza transakcje dokonywane przez swoich klientów od strony formalno-prawnej, ale idzie o wiele dalej. – Proponujemy naszym Inwestorom weekendowy pobyt w czterogwiazdkowym hotelu SPA & Wellness, podczas którego - pomiędzy zabiegami – przedstawiamy im kolejne możliwości dokonania intratnej inwestycji. Oczywiście weekend taki jest dla naszych Inwestorów całkowicie bezpłatny! Inwestujemy w klienta, zanim on sam dokona inwestycji – tłumaczy Szymon Kurjański.

Działanie takie wydaje się być w pełni uzasadnione, zwłaszcza w przypadku rynku Drugich Domów. Inwestorem zainteresowanym nieruchomościami wakacyjnymi kierują zupełnie inne motywy niż w przypadku np. „mieszkaniówki”. Nie szuka on przecież domu na pokolenia, ale mającej się szybko zwrócić inwestycji. Dodatkowo ceni również fakt, że będzie mógł tam pojechać z rodziną, aby wypocząć „u siebie”.

Swoje plany zweryfikowała więc też część deweloperów. – To prawda. Widać, że część nowych inwestycji to zupełnie inny model współpracy z klientem. Metr kwadratowy oddanego pod klucz apartamentu nad morzem kosztuje nawet 1.600zł! – dopowiada S. Kurjański.

Jednak czy zmiany te wystarczą, aby przekonać inwestorów do tłumnego powrotu na rynek? Część inwestorów woli przeczekać zawieruchę i wstrzymać się z wydatkami jeszcze kilka miesięcy. Istnieje jednak spora grupa, która czekała na takie właśnie okazje. Kurjański – Ostatni rok nie był łatwy, ale w chwili obecnej na brak pracy nie narzekamy...

 

TwojDrugiDom.pl

gk

inwestycje.pl

Https://wgn.pl - aktualne oferty

Oceń nasz serwis

średnia ocen: 4,3

Ten serwis korzysta z mechanizmów cookies (ciasteczka)

| Polityka Cookies