Ze świata nieruchomości - strona 92

Gwałtowny wzrost inwestycji w londyńskie nieruchomości komercyjne ze strony nabywców zagranicznych

Jak podaje najnowszy raport firmy Cushman & Wakefield wielkość inwestycji w nieruchomości komercyjne w Londynie wzrosła po raz pierwszy od 2 kw. 2007. Zgodnie z danymi w drugim kwartale 2009 r. na rynkach w głównych londyńskich dzielnicach West End oraz City&Docklands zainwestowano 1.433 miliardów funtów brytyjskich, co stanowi wzrost o ponad 110% w porównaniu do wyniku z pierwszego kwartału (679 milionów funtów).
Oczekuje się, że rynek inwestycji w nieruchomości w Londynie Centralnym będzie jednym z pierwszych w Europie, który wejdzie na drogę ożywienia. Wzrost aktywności w tym sektorze dowodzi, że zagraniczni inwestorzy dostrzegają wartość fundamentalną nieruchomości przy korzystnych stopach zwrotu. Wydany właśnie miesięczny raport dotyczący wysokości stóp kapitalizacji firmy Cushman & Wakefield’s pokazuje także, że koszt pieniądza wywiera presję na stopy kapitalizacji dla najlepszych nieruchomości w londyńskiej dzielnicy City.

Największy wzrost aktywności odnotowano na rynku w dzielnicy West End, gdzie zainwestowano 733 miliony funtów brytyjskich, co stanowi wzrost o 250% w stosunku do wyniku z pierwszego kwartału (207 milionów funtów brytyjskich). Jest to wielkość nadal niższa od łącznej sumy inwestycji z drugiego kwartału 2008 r., wynoszącej 928 milionów funtów brytyjskich. Średnia wartość transakcji jednostkowej to 23,6 miliona funtów, co oznacza wzrost z poziomu 14,7 miliona funtów z pierwszego kwartału.  Dominującą grupę na rynku stanowili zagraniczni nabywcy prywatni, na których przypadło 38% inwestycji. Kolejną grupę z 22% udziałem stanowiły fundusze zagraniczne. Najbardziej znaczące transakcje to nabycie za 115 milionów funtów budynku biurowego przy 2-4 Triton Square, N1 w Londynie, przez bank Abbey, który dotąd był jego najemcą,  oraz nabycie budynku Belvedere House przy 27 Knightsbridge, który po emocjonującej licytacji  wśród zagranicznych inwestorów został w końcu sprzedany za 59,5 miliona funtów zagranicznemu nabywcy prywatnemu.

Clive Bull, szef działu Inwestycji w Londynie Centralnym oraz partner w firmie Cushman & Wakefield Grupy Londyńskiej powiedział: “Najbardziej charakterystyczna cecha obecnego rynku to dominacja inwestorów zagranicznych. Ponad 60% transakcji przeprowadzonych w dzielnicy West End zostało dokonanych przez zagraniczne fundusze oraz prywatne organizacje. Zwiększone zainteresowanie wiązało się z przekonaniem, że rynek londyński przedstawia stosunkowo dobrą wartość, dzięki słabnącemu funtowi oraz braku konkurencji ze strony krajowych nabywców kredytowych.  Wielu inwestorów nurtuje jednak pytanie, czy zjawisko to jest zapowiedzią ożywienia czy też należy traktować je jako fałszywy alarm. Pozytywne sygnały dochodzące z rynku przemawiają raczej za tym pierwszym: kolejne projekty w dzielnicy West End znajdujące się obecnie poza ofertą, czekające na ostateczne sfinalizowanie opiewają na sumę 275 milionów funtów brytyjskich; podpisano już również  umowy sprzedaży nieruchomości na łączną sumę 167 milionów funtów.”

Największa jednostkową transakcją przeprowadzoną w Londynie Centralnym było nabycie przez fundusz Oman Investment Authority 80% udziałów w budynku biurowym przy Bishop’s Square w dzielnicy City, należącym do  spółki  Hammerson, za sumę 440 milionów funtów (przy stopie kapitalizacji – 7,3).  Dzięki tej transakcji całkowita wartość inwestycji w dzielnicy City w drugim kwartale wyniosła 700 milionów funtów, przy czym kolejne 616 milionów funtów to wartość transakcji, które  mają zostać wkrótce sfinalizowane.  Wynik osiągnięty w drugim kwartale oznacza wzrost o 48% w porównaniu do wyniku z pierwszego kwartału, kiedy to inwestycje opiewały na sumę 472 milionów funtów.

Prawdopodobnie najbardziej znaczącą transakcją przeprowadzoną w dzielnicy City, jest sprzedaż nieruchomości Friary Court, usytuowanej przy 65 Crutched Friars, EC3 za około 42 milionów funtów.  Przez cały poprzedni rok budynek ten przy stopie kapitalizacji na poziomie 7,5%  nie mógł znaleźć nabywcy. W momencie zawierania transakcji stopa kapitalizacji wynosiła 6,8%, co dowodzi, że w dzielnicy City jako pierwsze zaczną się stabilizować stopy kapitalizacji dotyczące najlepszych nieruchomości.

Bill Tyser, szef działu Inwestycji oraz partner w firmie Cushman & Wakefield Grupy Londyńskiej powiedział: “Rynek nadal rozwija się dwubiegunowo. Główna działalność skupia się wokół najlepszych nieruchomości (charakteryzujących się naturalną niechęcią do ryzyka). Aktywność inwestycyjna jest pobudzana przez fundusze denominowane w euro między innymi niemieckie, francuskie oraz włoskie.  Na pozostałym obszarze, obejmującym rynek wtórny, aktywność hamowana jest brakiem odpowiedniego finansowania oraz bardziej ryzykownymi aktywami. Choć nie można mówić o całkowitym braku aktywności, jest ona wyraźnie mniejsza. W drugim kwartale poziom zainteresowania oraz aktywności ze strony inwestorów z Europy wzrósł, co jest wynikiem stosunkowo słabego funta oraz ogólnego przekonania, że stopy kapitalizacji w Londynie, w połączeniu z najniższymi jak dotąd odnotowanymi stopami procentowymi, znajdują się na korzystnym poziomie.”

Cushman & Wakefield

as

Stare zabudowania czekają na swoje „drugie życie”

O odnowie starych zabudowań dotychczas mówiło się bardzo rzadko. Na szczęście tej kwestii poświęca się coraz więcej uwagi.

Budowa nowych obiektów jest bardzo ważna, ale nie można przy tym zapominać o już istniejących budynkach. Niestety przez długie lata nie zwracano na nie uwagi. Skutkiem tego jest występowanie wielu zdegradowanych, nie tylko fizycznie, ale i społecznie, obszarów miejskich. Trzeba więc podjąć kompleksowe działania mające na celu ich odnowę. To będzie wymagało nie tylko czasu, ale i sporych nakładów finansowych. Skala zniszczonych budynków i długoletnia perspektywa ich renowacji powinna uwrażliwić na dobre zarządzanie nowymi nieruchomościami.

Miasta podejmują dziś wiele przedsięwzięć inwestycyjnych i przeobrażają dotychczasową przestrzeń miejską. Inwestycje przyspieszyły jeszcze bardziej wraz z przyznaniem Polsce i naszemu ukraińskiemu sąsiadowi organizacji piłkarskich mistrzostw Europy w 2012 roku.

Tak więc mamy remonty i budowę nowych połączeń komunikacyjnych, budowę obiektów sportowych i kulturalnych, rozbudowę lotnisk, budowę hoteli itd. Przestrzeń miejska zmienia się wokół nas nieustannie i dopasowuje się do rozwoju społecznego i ekonomicznego. Nowe inwestycje cieszą, ale co ze starszymi zabudowaniami?

Zdegradowane dzielnice staromiejskie, blokowiska, obszary powojskowe i poprzemysłowe też zasługują na szczególną uwagę. Dzielnice staromiejskie to skupiska pięknych i często zabytkowych kamienic. Trudno jednak dziś dostrzec w nich piękno. Widzi się raczej brudne, odrapane i niszczejące ściany, które odrywają spojrzenie od wyjątkowych zdobień. Blokowiska straszą z kolei swoją szarością, ciasnotą i brakiem estetyki, a na terenach poprzemysłowych i powojskowych od wielu lat nic się nie dzieje. To wszystko wpływa na wizerunek miast. Miast, które dzięki nowym inwestycjom są coraz bardziej nowoczesne. Ale to tylko jedno ich oblicze.

Renowacyjne działania kamienic podejmowane są w polskich miastach od kilku lat. Jak na razie ich efekty widoczne są tylko w promieniu ścisłego centrum, a nawet wyłącznie w samym rynku miasta. Sytuacja ta obrazuje, jak wiele jeszcze działań w tym zakresie musi zostać podjętych, by stare zabudowania mogły odzyskać dawny blask.

Coraz częściej procesom odnowy poddawane są też osiedla wielkopłytowe. Ma to poprawić jakość i poziom życia mieszkańców. Przede wszystkim jednak chociaż częściowo przywrócić atrakcyjność zamieszkiwania na nich i zatrzymać pracujące i młode rodziny „rozwojowych”, których odpływ może oznaczać dla osiedla stagnację.

Stanowiące niegdyś główne miejsca zatrudnienia mieszkańców regionów ośrodki przemysłowe dziś w większości są już niefunkcjonalne. Drzemiący w nich potencjał jest jednak bardzo duży – mogą zostać przekształcone na kompleksy handlowo-rozrywkowe, muzea, galerie sztuki czy luksusowe apartamenty.

Zapotrzebowanie na nowe obiekty, zarówno mieszkalne, jak i komercyjne jest duże. Oby te, które teraz powstają nie zaczęły odstraszać za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat. Zasada „lepiej zapobiegać, niż leczyć” powinna być stosowana także w przypadku nieruchomości. Wtedy niszczejące zabudowania nie będą stanowiły takiego problemu, z jakim dziś mamy do czynienia. Na razie jednak wielkim wyzwaniem jest uzdrowienie kamienic i blokowisk, a także zagospodarowanie niefunkcjonalnych już dziś obiektów.
Małgorzata Kędzierska
Analityk rynku nieruchomości
Wynajem.pl

Stare zabudowania czekają na swoje „drugie życie”

O odnowie starych zabudowań dotychczas mówiło się bardzo rzadko. Na szczęście tej kwestii poświęca się coraz więcej uwagi.

Budowa nowych obiektów jest bardzo ważna, ale nie można przy tym zapominać o już istniejących budynkach. Niestety przez długie lata nie zwracano na nie uwagi. Skutkiem tego jest występowanie wielu zdegradowanych, nie tylko fizycznie, ale i społecznie, obszarów miejskich. Trzeba więc podjąć kompleksowe działania mające na celu ich odnowę. To będzie wymagało nie tylko czasu, ale i sporych nakładów finansowych. Skala zniszczonych budynków i długoletnia perspektywa ich renowacji powinna uwrażliwić na dobre zarządzanie nowymi nieruchomościami.

Miasta podejmują dziś wiele przedsięwzięć inwestycyjnych i przeobrażają dotychczasową przestrzeń miejską. Inwestycje przyspieszyły jeszcze bardziej wraz z przyznaniem Polsce i naszemu ukraińskiemu sąsiadowi organizacji piłkarskich mistrzostw Europy w 2012 roku.

Tak więc mamy remonty i budowę nowych połączeń komunikacyjnych, budowę obiektów sportowych i kulturalnych, rozbudowę lotnisk, budowę hoteli itd. Przestrzeń miejska zmienia się wokół nas nieustannie i dopasowuje się do rozwoju społecznego i ekonomicznego. Nowe inwestycje cieszą, ale co ze starszymi zabudowaniami?

Zdegradowane dzielnice staromiejskie, blokowiska, obszary powojskowe i poprzemysłowe też zasługują na szczególną uwagę. Dzielnice staromiejskie to skupiska pięknych i często zabytkowych kamienic. Trudno jednak dziś dostrzec w nich piękno. Widzi się raczej brudne, odrapane i niszczejące ściany, które odrywają spojrzenie od wyjątkowych zdobień. Blokowiska straszą z kolei swoją szarością, ciasnotą i brakiem estetyki, a na terenach poprzemysłowych i powojskowych od wielu lat nic się nie dzieje. To wszystko wpływa na wizerunek miast. Miast, które dzięki nowym inwestycjom są coraz bardziej nowoczesne. Ale to tylko jedno ich oblicze.

Renowacyjne działania kamienic podejmowane są w polskich miastach od kilku lat. Jak na razie ich efekty widoczne są tylko w promieniu ścisłego centrum, a nawet wyłącznie w samym rynku miasta. Sytuacja ta obrazuje, jak wiele jeszcze działań w tym zakresie musi zostać podjętych, by stare zabudowania mogły odzyskać dawny blask.

Coraz częściej procesom odnowy poddawane są też osiedla wielkopłytowe. Ma to poprawić jakość i poziom życia mieszkańców. Przede wszystkim jednak chociaż częściowo przywrócić atrakcyjność zamieszkiwania na nich i zatrzymać pracujące i młode rodziny „rozwojowych”, których odpływ może oznaczać dla osiedla stagnację.

Stanowiące niegdyś główne miejsca zatrudnienia mieszkańców regionów ośrodki przemysłowe dziś w większości są już niefunkcjonalne. Drzemiący w nich potencjał jest jednak bardzo duży – mogą zostać przekształcone na kompleksy handlowo-rozrywkowe, muzea, galerie sztuki czy luksusowe apartamenty.

Zapotrzebowanie na nowe obiekty, zarówno mieszkalne, jak i komercyjne jest duże. Oby te, które teraz powstają nie zaczęły odstraszać za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat. Zasada „lepiej zapobiegać, niż leczyć” powinna być stosowana także w przypadku nieruchomości. Wtedy niszczejące zabudowania nie będą stanowiły takiego problemu, z jakim dziś mamy do czynienia. Na razie jednak wielkim wyzwaniem jest uzdrowienie kamienic i blokowisk, a także zagospodarowanie niefunkcjonalnych już dziś obiektów.
Małgorzata Kędzierska
Analityk rynku nieruchomości
Wynajem.pl

Ceny transakcyjne mieszkań: jest ruch w interesie

Zgodnie z oczekiwaniami czerwiec przedłużył dobrą passę na rynku mieszkaniowym jeśli chodzi o liczbę przeprowadzanych transakcji. Ceny pozostają stabilne.

Po spadku mediany cena metra kwadratowego poniżej 6 tys. zł w Krakowie, Gdańsku, Poznaniu i Wrocławiu oraz poniżej 8 tys. zł w Warszawie, kupujący chętniej sięgali do portfeli – wynika z zestawienia transakcji dokonanych przez klientów Open Finance i Home Broker.

Tym samym drugi kwartał przyniósł oczekiwane ożywienie na rynku mieszkaniowym, choć być może ma ono charakter czysto sezonowy (drugi kwartał jest najlepszym od lat okresem dla branży). Zarejestrowaliśmy w wymienionych miastach większą liczbę transakcji niż przed rokiem, ale trzeba brać pod uwagę rozwój Open Finance w tym czasie, więc niekoniecznie musi to być zmiana adekwatna dla całego rynku nieruchomości.

Sam Home Broker zanotował 25-proc. wzrost liczby transakcji względem maja. – Coraz więcej mieszkań sprzedaje się już od stycznia (ok. 20 proc. więcej transakcji co miesiąc), ponieważ coraz niższe ceny mieszkań skłaniają do zakupu tych, którzy od dłuższego czasu poszukują własnego lokum. Taka sytuacja może oznaczać, że najgorszy okres na rynku nieruchomości już za nami, chociaż możemy się jeszcze spodziewać drobnych spadków – mówi Aleksandra Szarek, analityk Home Broker.

W skali roku ceny mieszkań spadły o ok. 8-14 proc. za wyjątkiem Poznania (w dół o 1,5 proc.). Porównując zaś ceny w relacji do grudnia odkryjemy, że to w Warszawie i w Poznaniu nastąpiła najsilniejsza przecena, co dowodzi pewnego przesunięcia czasowego między poszczególnymi rynkami. Stolica najdłużej utrzymywała wysokie poziomy cenowe, co poniekąd wynika z wielkości rynku. Poznań z kolei najpóźniej dołączył do hossy mieszkaniowej i teraz z pewnym opóźnieniem z niej wychodzi.

Stosunkowo wysoki wolumen transakcji przeczy obrazowi rynku kredytowego, lecz tylko częściowo. Jak wiemy, coraz większą popularność zdobywa program „Rodzina na swoim”, w jego ramach tylko w czerwcu udzielono ponad 3,1 tys. kredytów (wobec 4,2 tys. w całym pierwszym kwartale). W całym drugim kwartale liczba udzielonych kredytów w ramach programu dopłat wyniosła 8,25 tys., co może stanowić ponad 20 proc. rynku kredytów hipotecznych.

Coraz większa część transakcji na rynku mieszkaniowym finansowana jest gotówką (dane na bazie transakcji, w których pośredniczył Home Broker), co także tłumaczy ożywienie rynku mieszkaniowego w czasie utrudnionego dostępu do kredytów hipotecznych.

PROGNOZA

Na początku roku zakładaliśmy spadek cen mieszkań na poziomie 10-15 proc. w skali roku i w dużej mierze uważamy go za zrealizowany. Trzeci kwartał zwykle jest mniej pomyślnym okresem dla branży i nie ma powodów by zakładać, że tym razem będzie inaczej. Perspektywy na czwarty kwartał nadal nie przedstawiają się dobrze. Dostępność kredytów nie będzie się raczej poprawiać (choć ewentualne silne umocnienie złotego wobec franka może zmienić sytuację). Niemniej sądzimy, że najgorszy okres jeśli chodzi o dostępność kredytów i liczbę przeprowadzonych transakcji, minął na przełomie 2008 i 2009 roku. W dłuższym terminie perspektywy rynku mieszkaniowego są uzależnione od niepewnej sytuacji gospodarczej. Sądzimy, że deweloperzy nadal są w stanie budować nowe mieszkania taniej, od tych które obecnie znajdują się w ich ofercie (koszty inwestycji są niższe), lecz przy pewnej stabilizacji rynku (a ostatni wzrost transakcji ją umacnia), możliwe że część oszczędności deweloperzy zachowają dla siebie.

Po raz pierwszy od rozpoczęcia publikacji cen transakcyjnych przedstawiamy także ich zestawienie w ujęciu kwartalnym, co powinno zmniejszyć wpływ pojedynczych transakcji na prezentowane mediany cen. Dzięki temu możemy też włączyć do statystyk mniejsze miasta od kilku miesięcy nieobecne w naszych zestawieniach ze względu na zbyt niską liczbę transakcji.

Dane potwierdzają wnioski z badań miesięcznych. W porównaniu do pierwszego kwartału ceny transakcyjne zmieniły się nieznacznie w największych miastach. Stosunkowo silne wahania kwartalne odnotowano w takich miastach jak Olsztyn czy Lublin, jednak warto pamiętać, że liczba transakcji wyznaczających mediany pozostaje tam kilkukrotnie niższa, co nie pozostaje bez wpływu na średnie i mediany.

W porównaniu do drugiego kwartału 2008 roku, ceny mieszkań spadły w większości przypadków o 8-13 proc. Wyjątkiem jest Kraków ze spadkiem o 5,1 proc. (ten rynek najwcześniej osiągnął stabilizację cen) oraz Katowice i Lublin (te rynki są znacznie płytsze od pozostałych).

NASZE DANE I NBP

W opublikowanej pod koniec czerwca projekcji inflacyjnej opracowanej przez Narodowy Bank Polski przedstawiono też dane dotyczące średnich ważonych cen transakcyjnych w największych miastach Polski. Dane uzyskane przez Open Finance wydają się być w dużej mierze zbieżne z uzyskanymi przez NBP na znacznie większej próbie. Sądzimy zatem, że nasze informacje mogą być traktowane jako wiarygodny wskaźnik flash (są dostępne znacznie wcześniej niż w innych ośrodkach) dla budzących zdecydowanie większe zaufanie danych z systemu AMRON, którymi posługuje się NBP. Sądzimy, że zebrane przez nas mediany transakcji odzwierciedlają dość dobrze tendencje rynkowe, choć siłą rzeczy nie mogą być tak precyzyjne jak te zebrane od wszystkich banków działających na rynku kredytów hipotecznych.

Emil Szweda, Bernard Waszczyk – analitycy Open Finance
Współpraca: Home Broker

jn

źródło: inwestycje.pl

Ceny transakcyjne mieszkań: jest ruch w interesie

Zgodnie z oczekiwaniami czerwiec przedłużył dobrą passę na rynku mieszkaniowym jeśli chodzi o liczbę przeprowadzanych transakcji. Ceny pozostają stabilne.

Po spadku mediany cena metra kwadratowego poniżej 6 tys. zł w Krakowie, Gdańsku, Poznaniu i Wrocławiu oraz poniżej 8 tys. zł w Warszawie, kupujący chętniej sięgali do portfeli – wynika z zestawienia transakcji dokonanych przez klientów Open Finance i Home Broker.

Tym samym drugi kwartał przyniósł oczekiwane ożywienie na rynku mieszkaniowym, choć być może ma ono charakter czysto sezonowy (drugi kwartał jest najlepszym od lat okresem dla branży). Zarejestrowaliśmy w wymienionych miastach większą liczbę transakcji niż przed rokiem, ale trzeba brać pod uwagę rozwój Open Finance w tym czasie, więc niekoniecznie musi to być zmiana adekwatna dla całego rynku nieruchomości.

Sam Home Broker zanotował 25-proc. wzrost liczby transakcji względem maja. – Coraz więcej mieszkań sprzedaje się już od stycznia (ok. 20 proc. więcej transakcji co miesiąc), ponieważ coraz niższe ceny mieszkań skłaniają do zakupu tych, którzy od dłuższego czasu poszukują własnego lokum. Taka sytuacja może oznaczać, że najgorszy okres na rynku nieruchomości już za nami, chociaż możemy się jeszcze spodziewać drobnych spadków – mówi Aleksandra Szarek, analityk Home Broker.

W skali roku ceny mieszkań spadły o ok. 8-14 proc. za wyjątkiem Poznania (w dół o 1,5 proc.). Porównując zaś ceny w relacji do grudnia odkryjemy, że to w Warszawie i w Poznaniu nastąpiła najsilniejsza przecena, co dowodzi pewnego przesunięcia czasowego między poszczególnymi rynkami. Stolica najdłużej utrzymywała wysokie poziomy cenowe, co poniekąd wynika z wielkości rynku. Poznań z kolei najpóźniej dołączył do hossy mieszkaniowej i teraz z pewnym opóźnieniem z niej wychodzi.

Stosunkowo wysoki wolumen transakcji przeczy obrazowi rynku kredytowego, lecz tylko częściowo. Jak wiemy, coraz większą popularność zdobywa program „Rodzina na swoim”, w jego ramach tylko w czerwcu udzielono ponad 3,1 tys. kredytów (wobec 4,2 tys. w całym pierwszym kwartale). W całym drugim kwartale liczba udzielonych kredytów w ramach programu dopłat wyniosła 8,25 tys., co może stanowić ponad 20 proc. rynku kredytów hipotecznych.

Coraz większa część transakcji na rynku mieszkaniowym finansowana jest gotówką (dane na bazie transakcji, w których pośredniczył Home Broker), co także tłumaczy ożywienie rynku mieszkaniowego w czasie utrudnionego dostępu do kredytów hipotecznych.

PROGNOZA

Na początku roku zakładaliśmy spadek cen mieszkań na poziomie 10-15 proc. w skali roku i w dużej mierze uważamy go za zrealizowany. Trzeci kwartał zwykle jest mniej pomyślnym okresem dla branży i nie ma powodów by zakładać, że tym razem będzie inaczej. Perspektywy na czwarty kwartał nadal nie przedstawiają się dobrze. Dostępność kredytów nie będzie się raczej poprawiać (choć ewentualne silne umocnienie złotego wobec franka może zmienić sytuację). Niemniej sądzimy, że najgorszy okres jeśli chodzi o dostępność kredytów i liczbę przeprowadzonych transakcji, minął na przełomie 2008 i 2009 roku. W dłuższym terminie perspektywy rynku mieszkaniowego są uzależnione od niepewnej sytuacji gospodarczej. Sądzimy, że deweloperzy nadal są w stanie budować nowe mieszkania taniej, od tych które obecnie znajdują się w ich ofercie (koszty inwestycji są niższe), lecz przy pewnej stabilizacji rynku (a ostatni wzrost transakcji ją umacnia), możliwe że część oszczędności deweloperzy zachowają dla siebie.

Po raz pierwszy od rozpoczęcia publikacji cen transakcyjnych przedstawiamy także ich zestawienie w ujęciu kwartalnym, co powinno zmniejszyć wpływ pojedynczych transakcji na prezentowane mediany cen. Dzięki temu możemy też włączyć do statystyk mniejsze miasta od kilku miesięcy nieobecne w naszych zestawieniach ze względu na zbyt niską liczbę transakcji.

Dane potwierdzają wnioski z badań miesięcznych. W porównaniu do pierwszego kwartału ceny transakcyjne zmieniły się nieznacznie w największych miastach. Stosunkowo silne wahania kwartalne odnotowano w takich miastach jak Olsztyn czy Lublin, jednak warto pamiętać, że liczba transakcji wyznaczających mediany pozostaje tam kilkukrotnie niższa, co nie pozostaje bez wpływu na średnie i mediany.

W porównaniu do drugiego kwartału 2008 roku, ceny mieszkań spadły w większości przypadków o 8-13 proc. Wyjątkiem jest Kraków ze spadkiem o 5,1 proc. (ten rynek najwcześniej osiągnął stabilizację cen) oraz Katowice i Lublin (te rynki są znacznie płytsze od pozostałych).

NASZE DANE I NBP

W opublikowanej pod koniec czerwca projekcji inflacyjnej opracowanej przez Narodowy Bank Polski przedstawiono też dane dotyczące średnich ważonych cen transakcyjnych w największych miastach Polski. Dane uzyskane przez Open Finance wydają się być w dużej mierze zbieżne z uzyskanymi przez NBP na znacznie większej próbie. Sądzimy zatem, że nasze informacje mogą być traktowane jako wiarygodny wskaźnik flash (są dostępne znacznie wcześniej niż w innych ośrodkach) dla budzących zdecydowanie większe zaufanie danych z systemu AMRON, którymi posługuje się NBP. Sądzimy, że zebrane przez nas mediany transakcji odzwierciedlają dość dobrze tendencje rynkowe, choć siłą rzeczy nie mogą być tak precyzyjne jak te zebrane od wszystkich banków działających na rynku kredytów hipotecznych.

Emil Szweda, Bernard Waszczyk – analitycy Open Finance
Współpraca: Home Broker

jn

źródło: inwestycje.pl

G8: Nowa waluta zamiast dolara?

Zastąpienie dolara inną walutą rezerwową może być jedną z kwestii, jakimi zajmą się przywódcy państw grupy G8 podczas rozpoczynającego się szczytu we Włoszech. Zdaniem ekonomistów, takiej dyskusji sprzyjają problemy amerykańskiej gospodarki.

Eksperci uważają jednak, że taki scenariusz, przynajmniej w najbliższych latach, nie zostanie zrealizowany. Główny ekonomista Citibanku Piotr Kalisz zwraca uwagę, że ostatnimi działaniami Amerykanie sami podważają znaczenie swojej waluty. Dzieje się tak zwłaszcza z powodu drukowania dolarów w celu walki z kryzysem. Taki krok powoduje obawy inwestorów i banków centralnych o możliwy spadek wartości amerykańskiej waluty. Jednak główny ekonomista ING Banku Śląskiego Mateusz Szczurek przypomina, że ewentualna zmiana waluty rezerwowej jest procesem długotrwałym i nie wystarczy, że jakaś organizacja podejmie taką decyzję. Eksperci dodają, że nagłe pozbywanie się oszczędności w dolarach amerykańskich nie leży w interesie banków centralnych, ponieważ wówczas ich straty byłyby znaczne. Zwracają też uwagę na trudności w szybkiej zmianie struktury portfeli inwestycyjnych. Ekonomiści przyznają jednak, że w razie przeciągających się problemów gospodarki USA kwestia zmiany waluty rezerwowej coraz częściej będzie podnoszona. Zdetronizowanego dolara może wówczas zastąpić euro, sztuczna waluta SDR stworzona przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy lub nowa regionalna waluta, która w najbliższym czasie może powstać w Azji.

IAR

js

źródło: inwestycje.pl

G8: Nowa waluta zamiast dolara?

Zastąpienie dolara inną walutą rezerwową może być jedną z kwestii, jakimi zajmą się przywódcy państw grupy G8 podczas rozpoczynającego się szczytu we Włoszech. Zdaniem ekonomistów, takiej dyskusji sprzyjają problemy amerykańskiej gospodarki.

Eksperci uważają jednak, że taki scenariusz, przynajmniej w najbliższych latach, nie zostanie zrealizowany. Główny ekonomista Citibanku Piotr Kalisz zwraca uwagę, że ostatnimi działaniami Amerykanie sami podważają znaczenie swojej waluty. Dzieje się tak zwłaszcza z powodu drukowania dolarów w celu walki z kryzysem. Taki krok powoduje obawy inwestorów i banków centralnych o możliwy spadek wartości amerykańskiej waluty. Jednak główny ekonomista ING Banku Śląskiego Mateusz Szczurek przypomina, że ewentualna zmiana waluty rezerwowej jest procesem długotrwałym i nie wystarczy, że jakaś organizacja podejmie taką decyzję. Eksperci dodają, że nagłe pozbywanie się oszczędności w dolarach amerykańskich nie leży w interesie banków centralnych, ponieważ wówczas ich straty byłyby znaczne. Zwracają też uwagę na trudności w szybkiej zmianie struktury portfeli inwestycyjnych. Ekonomiści przyznają jednak, że w razie przeciągających się problemów gospodarki USA kwestia zmiany waluty rezerwowej coraz częściej będzie podnoszona. Zdetronizowanego dolara może wówczas zastąpić euro, sztuczna waluta SDR stworzona przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy lub nowa regionalna waluta, która w najbliższym czasie może powstać w Azji.

IAR

js

źródło: inwestycje.pl

Ekonomiści: złoty zyska do końca roku

Pod koniec roku złoty powinien się umocnić. Euro może kosztować około 4 zł. Resort finansów powinien się pospieszyć z wymianą środków z UE, jeśli chce zwiększyć dochody budżetu.

Zdaniem ekspertów złoty dziś jest niedowartościowany. Wczoraj na rynku za euro płacono około 4,40 zł. Rozmówcy GP uważają, że wraz ze stopniowym uspokajaniem się sytuacji na rynku inwestorzy coraz przychylniej będą patrzeć na aktywa w takich krajach, jak Polska, które względnie dobrze radzą sobie z kryzysem.

– Euro powinno pod koniec roku kosztować około 4,15 zł. Najtrudniejsze rynkowo czasy chyba już minęły – ocenia Jacek Wiśniewski, główny ekonomista Raiffeisen Banku.

– Na początku tego roku było wiele obaw, czy Polska poradzi sobie z kryzysem. Dziś, gdy mamy zapewnione finansowanie, mamy umowę pożyczki z MFW i są chętni na nasze obligacje, najczarniejsze scenariusze coraz rzadziej są brane pod uwagę. Inwestorzy coraz częściej będą szukać bardziej rentownych instrumentów, akceptując większe ryzyko – dodaje.

Według Marka Wołosa, analityka TMS Brokers, to, że rynek spokojnie przyjął projekt nowelizacji budżetu, to dobry znak.

– Nasza gospodarka na tle innych wygląda dobrze. Najważniejsze, że poprawia się saldo na rachunku obrotów bieżących, zmniejsza się nierównowaga zewnętrzna. Złoty może zyskać – nawet do 3,90 za euro na koniec roku – mówi.

Ekspertów nie dziwi więc zapowiedź Ministerstwa Finansów, że będzie ono starało się wymienić środki z UE po obecnym, korzystnym kursie. Osłabienie złotego pozwoliło ministerstwu na nowo oszacować wartość potencjalnych dochodów z UE. Zgodnie z projektem nowelizacji wyniosą one ponad 41,7 md zł – czyli o prawie 8,2 mld zł więcej, niż zapisano w ustawie budżetowej.

Żeby ten plan się powiódł, MF musi się jednak pospieszyć z wymianą.

– Optymalnym czasem na to jest III kwartał. Mieliśmy w ubiegłym tygodniu przykład tego, co z kursem może zrobić zmiana awersji do ryzyka. Jeśli nastąpi silny wzrost apetytu na ryzyko – a tego spodziewamy się w IV kwartale – przejście z 4,5 do 4,15 zł za euro może trwać tydzień – mówi Jakub Borowski, główny ekonomista InvestBanku. I dodaje, że nie ma powodów, aby resort nie wymieniał funduszy europejskich na rynku.

O tym, że resort zdecyduje się na wymianę środków w NBP, przekonany jest Jacek Wiśniewski.

– Operacja będzie miała znikomy wpływ na rynek. Co nie znaczy, że broń w postaci środków unijnych, po jaką sięgnęło MF w lutym, nigdy już nie zostanie użyta – mówi.

Ministerstwo nie określiło dokładnie, jak zamierza zamienić euro na złote. Po wczorajszych wypowiedziach wiceministra finansów Dominika Radziwiłła można sądzić, że skłania się ku wariantowi wymiany w banku centralnym.

– Wydaje się, że nie ma już potrzeby wymieniać funduszy na rynku, by stabilizować złotego – powiedział w rozmowie z agencją Reuters. I dodał, że MF nigdy nie chciało być aktywnym graczem na rynku.


Marek Chądzyński

Ekonomiści: złoty zyska do końca roku

Pod koniec roku złoty powinien się umocnić. Euro może kosztować około 4 zł. Resort finansów powinien się pospieszyć z wymianą środków z UE, jeśli chce zwiększyć dochody budżetu.

Zdaniem ekspertów złoty dziś jest niedowartościowany. Wczoraj na rynku za euro płacono około 4,40 zł. Rozmówcy GP uważają, że wraz ze stopniowym uspokajaniem się sytuacji na rynku inwestorzy coraz przychylniej będą patrzeć na aktywa w takich krajach, jak Polska, które względnie dobrze radzą sobie z kryzysem.

– Euro powinno pod koniec roku kosztować około 4,15 zł. Najtrudniejsze rynkowo czasy chyba już minęły – ocenia Jacek Wiśniewski, główny ekonomista Raiffeisen Banku.

– Na początku tego roku było wiele obaw, czy Polska poradzi sobie z kryzysem. Dziś, gdy mamy zapewnione finansowanie, mamy umowę pożyczki z MFW i są chętni na nasze obligacje, najczarniejsze scenariusze coraz rzadziej są brane pod uwagę. Inwestorzy coraz częściej będą szukać bardziej rentownych instrumentów, akceptując większe ryzyko – dodaje.

Według Marka Wołosa, analityka TMS Brokers, to, że rynek spokojnie przyjął projekt nowelizacji budżetu, to dobry znak.

– Nasza gospodarka na tle innych wygląda dobrze. Najważniejsze, że poprawia się saldo na rachunku obrotów bieżących, zmniejsza się nierównowaga zewnętrzna. Złoty może zyskać – nawet do 3,90 za euro na koniec roku – mówi.

Ekspertów nie dziwi więc zapowiedź Ministerstwa Finansów, że będzie ono starało się wymienić środki z UE po obecnym, korzystnym kursie. Osłabienie złotego pozwoliło ministerstwu na nowo oszacować wartość potencjalnych dochodów z UE. Zgodnie z projektem nowelizacji wyniosą one ponad 41,7 md zł – czyli o prawie 8,2 mld zł więcej, niż zapisano w ustawie budżetowej.

Żeby ten plan się powiódł, MF musi się jednak pospieszyć z wymianą.

– Optymalnym czasem na to jest III kwartał. Mieliśmy w ubiegłym tygodniu przykład tego, co z kursem może zrobić zmiana awersji do ryzyka. Jeśli nastąpi silny wzrost apetytu na ryzyko – a tego spodziewamy się w IV kwartale – przejście z 4,5 do 4,15 zł za euro może trwać tydzień – mówi Jakub Borowski, główny ekonomista InvestBanku. I dodaje, że nie ma powodów, aby resort nie wymieniał funduszy europejskich na rynku.

O tym, że resort zdecyduje się na wymianę środków w NBP, przekonany jest Jacek Wiśniewski.

– Operacja będzie miała znikomy wpływ na rynek. Co nie znaczy, że broń w postaci środków unijnych, po jaką sięgnęło MF w lutym, nigdy już nie zostanie użyta – mówi.

Ministerstwo nie określiło dokładnie, jak zamierza zamienić euro na złote. Po wczorajszych wypowiedziach wiceministra finansów Dominika Radziwiłła można sądzić, że skłania się ku wariantowi wymiany w banku centralnym.

– Wydaje się, że nie ma już potrzeby wymieniać funduszy na rynku, by stabilizować złotego – powiedział w rozmowie z agencją Reuters. I dodał, że MF nigdy nie chciało być aktywnym graczem na rynku.


Marek Chądzyński

Nowy PIT za prywatne jazdy firmowym autem

"Gazeta Prawna" pisze, że Ministerstwo Finansów pracuje nad projektem zmian w podatku PIT, które wprowadzą opodatkowanie samochodów firmowych używanych prywatnie.

Zgodnie z założeniem pracodawca dopisze do miesięcznych przychodów pracownika, który używa auta do celów prywatnych 0,5 procent wartości samochodu. Gdy firma nie będzie w stanie określić takiego pracownika sama zapłaci podatek, zwiększając swój przychód o jeden procent wartości auta.

Doradca podatkowy Anna Misiak ostrzega, że wprowadzenie odgórnie mechanizmu obowiązkowego odprowadzania podatku z tytułu samego faktu posiadania samochodu służbowego dla wielu pracowników może oznaczać zwiększenie obciążeń podatkowych poprzez zmniejszenie pensji netto.

IAR

źródło: onet.pl

Nowy PIT za prywatne jazdy firmowym autem

"Gazeta Prawna" pisze, że Ministerstwo Finansów pracuje nad projektem zmian w podatku PIT, które wprowadzą opodatkowanie samochodów firmowych używanych prywatnie.

Zgodnie z założeniem pracodawca dopisze do miesięcznych przychodów pracownika, który używa auta do celów prywatnych 0,5 procent wartości samochodu. Gdy firma nie będzie w stanie określić takiego pracownika sama zapłaci podatek, zwiększając swój przychód o jeden procent wartości auta.

Doradca podatkowy Anna Misiak ostrzega, że wprowadzenie odgórnie mechanizmu obowiązkowego odprowadzania podatku z tytułu samego faktu posiadania samochodu służbowego dla wielu pracowników może oznaczać zwiększenie obciążeń podatkowych poprzez zmniejszenie pensji netto.

IAR

źródło: onet.pl

Bogaci nie uratują budżetu

Powrót 40-procentowej stawki PIT to tylko około miliarda złotych dodatkowych pieniędzy dla państwowej kasy. Podwyżka do 50 procent teoretycznie dałaby 2,3 miliarda złotych - wynika z szacunków Money.pl.

Rząd Donalda Tuska szuka pieniędzy na załatanie rosnącej dziury w państwowej kasie. Tegoroczny budżet wczoraj już znowelizował. Jednym z pomysłów na zwiększenie dochodów państwa w kolejnych latach jest podniesienie podatków tym Polakom, którzy zarabiają najlepiej.

Jeżeli uda się przekonać prezydenta, aby podpisał ustawę lub zebrać odpowiednie poparcie w Sejmie do odrzucenia ewentualnego weta - od przyszłego roku najbogatsi zamiast - tak jak w tym roku - 32 proc. znów mogą płacić 40 proc. podatków.

Ile zyskałby na tym budżet? Z szacunków Money.pl wynika, że z tego źródła wielkich pieniędzy nie będzie.

Według najwyższej stawki  - jak wynika z danych Ministerstwa Finansów - rozlicza się zaledwie co setny podatnik. To nieco ponad 200 tysięcy Polaków.

Statystyczny Polak, który płaci najwyższy podatek dochodowy zarabia dziś około 160 tysięcy złotych rocznie.  W tym roku - dzięki obniżeniu najwyższej stawki podatkowej do 32 procent i zlikwidowaniu drugiego progu podatkowego - odda fiskusowi 34 tysiące złotych. To o tysiąc złotych mniej niż rok wcześniej.

W efekcie - jak wynika z szacunków Money.pl - fiskus zabierze w tym roku wszystkim najbogatszym Polakom nieco ponad 7 miliardów złotych. W 2008 roku - gdy obowiązywała stawka 40 proc. - było to około 7,4 miliarda.

Nawet dodatkowe dwa miliardy złotych - a tyle dodatkowych pieniędzy pojawiłoby się, gdyby rząd skorzystał z doświadczeń brytyjskich i podniósł najwyższą stawkę do 50 proc. - w skali budżetu nie wydają się kwotą oszałamiającą. Zbliżoną można uzyskać z dywidendy dużej spółki Skarbu Państwa albo z prywatyzacji jednego przedsiębiorstwa.

Teoretycznie znacznie więcej można by uzyskać przywracając drugi próg podatkowy. Według szacunków Jacka Rostowskiego dałoby to około 8 miliardów złotych. Tyle, że na taki ruch nie zgodzi się ani sejmowa opozycja, ani prezydent.

 

źródło: money.pl

Bogaci nie uratują budżetu

Powrót 40-procentowej stawki PIT to tylko około miliarda złotych dodatkowych pieniędzy dla państwowej kasy. Podwyżka do 50 procent teoretycznie dałaby 2,3 miliarda złotych - wynika z szacunków Money.pl.

Rząd Donalda Tuska szuka pieniędzy na załatanie rosnącej dziury w państwowej kasie. Tegoroczny budżet wczoraj już znowelizował. Jednym z pomysłów na zwiększenie dochodów państwa w kolejnych latach jest podniesienie podatków tym Polakom, którzy zarabiają najlepiej.

Jeżeli uda się przekonać prezydenta, aby podpisał ustawę lub zebrać odpowiednie poparcie w Sejmie do odrzucenia ewentualnego weta - od przyszłego roku najbogatsi zamiast - tak jak w tym roku - 32 proc. znów mogą płacić 40 proc. podatków.

Ile zyskałby na tym budżet? Z szacunków Money.pl wynika, że z tego źródła wielkich pieniędzy nie będzie.

Według najwyższej stawki  - jak wynika z danych Ministerstwa Finansów - rozlicza się zaledwie co setny podatnik. To nieco ponad 200 tysięcy Polaków.

Statystyczny Polak, który płaci najwyższy podatek dochodowy zarabia dziś około 160 tysięcy złotych rocznie.  W tym roku - dzięki obniżeniu najwyższej stawki podatkowej do 32 procent i zlikwidowaniu drugiego progu podatkowego - odda fiskusowi 34 tysiące złotych. To o tysiąc złotych mniej niż rok wcześniej.

W efekcie - jak wynika z szacunków Money.pl - fiskus zabierze w tym roku wszystkim najbogatszym Polakom nieco ponad 7 miliardów złotych. W 2008 roku - gdy obowiązywała stawka 40 proc. - było to około 7,4 miliarda.

Nawet dodatkowe dwa miliardy złotych - a tyle dodatkowych pieniędzy pojawiłoby się, gdyby rząd skorzystał z doświadczeń brytyjskich i podniósł najwyższą stawkę do 50 proc. - w skali budżetu nie wydają się kwotą oszałamiającą. Zbliżoną można uzyskać z dywidendy dużej spółki Skarbu Państwa albo z prywatyzacji jednego przedsiębiorstwa.

Teoretycznie znacznie więcej można by uzyskać przywracając drugi próg podatkowy. Według szacunków Jacka Rostowskiego dałoby to około 8 miliardów złotych. Tyle, że na taki ruch nie zgodzi się ani sejmowa opozycja, ani prezydent.

 

źródło: money.pl

Dobra wiadomość dla osób, które chcą wybudować dom.

Można budować bliżej działki sąsiada. Będzie można wybudować dom, stawiając ścianę bez drzwi i okien nawet 1,5 m od sąsiedniej działki lub tuż przy niej, jeżeli wynika to z planu miejscowego lub z decyzji o warunkach zabudowy.

Od dziś dom i garaż można budować bliżej nieruchomości sąsiada. Deweloperzy i właściciele małych działek w mieście na pewno skorzystają z możliwości, które daje im wchodzące w życie rozporządzenie ministra infrastruktury. Przepisy te umożliwią inwestorom budowanie najgęściej jak to możliwe, czyli nawet w odległości 1,5 m od granicy lub tuż przy niej, jeżeli wynika to z ustaleń planu miejscowego lub z decyzji o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu. Możliwe będzie także postawienie domku jednorodzinnego bezpośrednio przy granicy z sąsiednią działką, jeżeli będzie on przylegał całą powierzchnią swojej ściany do budynku istniejącego na sąsiedniej działce lub do ściany budynku projektowanego, dla którego istnieje ostateczna decyzja o pozwoleniu na budowę. Warunkiem będzie to, by jego część leżąca w pasie o szerokości 3 m wzdłuż granicy działki miała długość i wysokość nie większa niż budynek istniejący lub planowany.

Możliwa stała się rozbudowa domu usytuowanego nie bliżej niż 1,5 m od sąsiada (jeżeli w pasie szerokości 3 m wzdłuż granicy zostaną zachowane dotychczasowe wymiary budowli), a także nadbudowa (najwyżej o jedną kondygnację). W ścianie dostawionej w odległości mniejszej niż 4 m nie może być jednak ani okien, ani drzwi. Poszanowanie praw właścicieli sąsiednich działek ma gwarantować nadanie tym zagrożonym brakiem przestrzeni i światła sąsiadom przymiotu strony w postępowaniu o pozwolenie na budowę.

Rozporządzenie ministra infrastruktury z 12 marca 2009 r. zmieniające rozporządzenie w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie (Dz.U. nr 56, poz. 461).

Dobromiła Niedzielska-Jakubczyk

 

Dobra wiadomość dla osób, które chcą wybudować dom.

Można budować bliżej działki sąsiada. Będzie można wybudować dom, stawiając ścianę bez drzwi i okien nawet 1,5 m od sąsiedniej działki lub tuż przy niej, jeżeli wynika to z planu miejscowego lub z decyzji o warunkach zabudowy.

Od dziś dom i garaż można budować bliżej nieruchomości sąsiada. Deweloperzy i właściciele małych działek w mieście na pewno skorzystają z możliwości, które daje im wchodzące w życie rozporządzenie ministra infrastruktury. Przepisy te umożliwią inwestorom budowanie najgęściej jak to możliwe, czyli nawet w odległości 1,5 m od granicy lub tuż przy niej, jeżeli wynika to z ustaleń planu miejscowego lub z decyzji o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu. Możliwe będzie także postawienie domku jednorodzinnego bezpośrednio przy granicy z sąsiednią działką, jeżeli będzie on przylegał całą powierzchnią swojej ściany do budynku istniejącego na sąsiedniej działce lub do ściany budynku projektowanego, dla którego istnieje ostateczna decyzja o pozwoleniu na budowę. Warunkiem będzie to, by jego część leżąca w pasie o szerokości 3 m wzdłuż granicy działki miała długość i wysokość nie większa niż budynek istniejący lub planowany.

Możliwa stała się rozbudowa domu usytuowanego nie bliżej niż 1,5 m od sąsiada (jeżeli w pasie szerokości 3 m wzdłuż granicy zostaną zachowane dotychczasowe wymiary budowli), a także nadbudowa (najwyżej o jedną kondygnację). W ścianie dostawionej w odległości mniejszej niż 4 m nie może być jednak ani okien, ani drzwi. Poszanowanie praw właścicieli sąsiednich działek ma gwarantować nadanie tym zagrożonym brakiem przestrzeni i światła sąsiadom przymiotu strony w postępowaniu o pozwolenie na budowę.

Rozporządzenie ministra infrastruktury z 12 marca 2009 r. zmieniające rozporządzenie w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie (Dz.U. nr 56, poz. 461).

Dobromiła Niedzielska-Jakubczyk

 

Gdzie się podział jeden procent naszego podatku?

Opóźnienia w przekazywaniu pieniędzy organizacjom pożytku publicznego wynikają z trudności biurokratycznych - tłumaczy minister finansów Jacek Rostowski. Stowarzyszenia i fundacje, które nie dostały jeszcze ani złotówki z procenta podatku, jaki przekazaliśmy im w naszych PIT-ach skarżą się, że bez tego nie mogą normalnie funkcjonować.

Na razie nie wiadomo, kiedy pieniądze do organizacji pożytku publicznego trafią. Do tej pory sprawa była zamykana w sierpniu. Teraz jednak minister Rostowski nie chce podawać żadnych konkretnych terminów: W tej chwili nie wiem. Na pewno jest to dla nas bardzo ważne, żeby szybko te środki zostały przekazane.

Nie stanie się to jednak szybko. Przekazaliśmy znacznie więcej pieniędzy niż w latach ubiegłych i ich przesłanie wymaga więcej czasu. Po drugie, jak mówi minister Rostowski: Organizacje także prosiły o to, żeby przekazywać np. nazwiska ofiarodawców, co oczywiście wymaga dodatkowych czynności. A tego urzędnicy jak wiadomo wyjątkowo nie lubią. Podsumowując: nie przekazujesz jednego procenta z PIT - jest źle; przekazujesz - jeszcze gorzej.

Wszystko wskazuje na to, że minister postanowił załatać sobie dziurę budżetową przetrzymując je trochę dłużej, dlatego że one nie spływają. W zeszłym roku, w tym okresie mieliśmy już połowę pieniędzy. W tym roku nie mamy nawet promila - mówi prezes fundacji Jaś i Małgosia Tomasz Michałowicz. Jak dodaje, problem jest olbrzymi, ponieważ w placówce już powinien trwać remont. We wrześniu przyjmuje ona kilka osób niepełnosprawnych do szkoły.

źródło: interia.pl

Gdzie się podział jeden procent naszego podatku?

Opóźnienia w przekazywaniu pieniędzy organizacjom pożytku publicznego wynikają z trudności biurokratycznych - tłumaczy minister finansów Jacek Rostowski. Stowarzyszenia i fundacje, które nie dostały jeszcze ani złotówki z procenta podatku, jaki przekazaliśmy im w naszych PIT-ach skarżą się, że bez tego nie mogą normalnie funkcjonować.

Na razie nie wiadomo, kiedy pieniądze do organizacji pożytku publicznego trafią. Do tej pory sprawa była zamykana w sierpniu. Teraz jednak minister Rostowski nie chce podawać żadnych konkretnych terminów: W tej chwili nie wiem. Na pewno jest to dla nas bardzo ważne, żeby szybko te środki zostały przekazane.

Nie stanie się to jednak szybko. Przekazaliśmy znacznie więcej pieniędzy niż w latach ubiegłych i ich przesłanie wymaga więcej czasu. Po drugie, jak mówi minister Rostowski: Organizacje także prosiły o to, żeby przekazywać np. nazwiska ofiarodawców, co oczywiście wymaga dodatkowych czynności. A tego urzędnicy jak wiadomo wyjątkowo nie lubią. Podsumowując: nie przekazujesz jednego procenta z PIT - jest źle; przekazujesz - jeszcze gorzej.

Wszystko wskazuje na to, że minister postanowił załatać sobie dziurę budżetową przetrzymując je trochę dłużej, dlatego że one nie spływają. W zeszłym roku, w tym okresie mieliśmy już połowę pieniędzy. W tym roku nie mamy nawet promila - mówi prezes fundacji Jaś i Małgosia Tomasz Michałowicz. Jak dodaje, problem jest olbrzymi, ponieważ w placówce już powinien trwać remont. We wrześniu przyjmuje ona kilka osób niepełnosprawnych do szkoły.

źródło: interia.pl

Po ile "chodzą" mieszkania?

Zgodnie z oczekiwaniami, czerwiec przedłużył dobrą passę na rynku mieszkaniowym jeśli chodzi o liczbę przeprowadzanych transakcji. Ceny pozostają stabilne.

Po spadku mediany cena metra kwadratowego poniżej 6 tys. zł w Krakowie, Gdańsku, Poznaniu i Wrocławiu oraz poniżej 8 tys. zł w Warszawie, kupujący chętniej sięgali do portfeli - wynika z zestawienia transakcji dokonanych przez klientów Open Finance i Home Broker.

Tym samym drugi kwartał przyniósł oczekiwane ożywienie na rynku mieszkaniowym, choć być może ma ono charakter czysto sezonowy (drugi kwartał jest najlepszym od lat okresem dla branży). Zarejestrowaliśmy w wymienionych miastach większą liczbę transakcji niż przed rokiem, ale trzeba brać pod uwagę rozwój Open Finance w tym czasie, więc niekoniecznie musi to być zmiana adekwatna dla całego rynku nieruchomości.

Sam Home Broker zanotował 25-proc. wzrost liczby transakcji względem maja. - Coraz więcej mieszkań sprzedaje się już od stycznia (ok. 20 proc. więcej transakcji co miesiąc), ponieważ coraz niższe ceny mieszkań skłaniają do zakupu tych, którzy od dłuższego czasu poszukują własnego lokum. Taka sytuacja może oznaczać, że najgorszy okres na rynku nieruchomości już za nami, chociaż możemy się jeszcze spodziewać drobnych spadków - mówi Aleksandra Szarek, analityk Home Broker.

W skali roku ceny mieszkań spadły o ok. 8-14 proc. za wyjątkiem Poznania (w dół o 1,5 proc.). Porównując zaś ceny w relacji do grudnia odkryjemy, że to w Warszawie i w Poznaniu nastąpiła najsilniejsza przecena, co dowodzi pewnego przesunięcia czasowego między poszczególnymi rynkami. Stolica najdłużej utrzymywała wysokie poziomy cenowe, co poniekąd wynika z wielkości rynku. Poznań z kolei najpóźniej dołączył do hossy mieszkaniowej i teraz z pewnym opóźnieniem z niej wychodzi.

Stosunkowo wysoki wolumen transakcji przeczy obrazowi rynku kredytowego, lecz tylko częściowo. Jak wiemy, coraz większą popularność zdobywa program "Rodzina na swoim", w jego ramach tylko w czerwcu udzielono ponad 3,1 tys. kredytów (wobec 4,2 tys. w całym pierwszym kwartale). W całym drugim kwartale liczba udzielonych kredytów w ramach programu dopłat wyniosła 8,25 tys., co może stanowić ponad 20 proc. rynku kredytów hipotecznych.

Coraz większa część transakcji na rynku mieszkaniowym finansowana jest gotówką (dane na bazie transakcji, w których pośredniczył Home Broker), co także tłumaczy ożywienie rynku mieszkaniowego w czasie utrudnionego dostępu do kredytów hipotecznych.

PROGNOZA

Na początku roku zakładaliśmy spadek cen mieszkań na poziomie 10-15 proc. w skali roku i w dużej mierze uważamy go za zrealizowany. Trzeci kwartał zwykle jest mniej pomyślnym okresem dla branży i nie ma powodów by zakładać, że tym razem będzie inaczej. Perspektywy na czwarty kwartał nadal nie przedstawiają się dobrze. Dostępność kredytów nie będzie się raczej poprawiać (choć ewentualne silne umocnienie złotego wobec franka może zmienić sytuację). Niemniej sądzimy, że najgorszy okres jeśli chodzi o dostępność kredytów i liczbę przeprowadzonych transakcji, minął na przełomie 2008 i 2009 roku. W dłuższym terminie perspektywy rynku mieszkaniowego są uzależnione od niepewnej sytuacji gospodarczej. Sądzimy, że deweloperzy nadal są w stanie budować nowe mieszkania taniej, od tych które obecnie znajdują się w ich ofercie (koszty inwestycji są niższe), lecz przy pewnej stabilizacji rynku (a ostatni wzrost transakcji ją umacnia), możliwe że część oszczędności deweloperzy zachowają dla siebie.

Po raz pierwszy od rozpoczęcia publikacji cen transakcyjnych przedstawiamy także ich zestawienie w ujęciu kwartalnym, co powinno zmniejszyć wpływ pojedynczych transakcji na prezentowane mediany cen. Dzięki temu możemy też włączyć do statystyk mniejsze miasta od kilku miesięcy nieobecne w naszych zestawieniach ze względu na zbyt niską liczbę transakcji.

Dane potwierdzają wnioski z badań miesięcznych. W porównaniu do pierwszego kwartału ceny transakcyjne zmieniły się nieznacznie w największych miastach. Stosunkowo silne wahania kwartalne odnotowano w takich miastach jak Olsztyn czy Lublin, jednak warto pamiętać, że liczba transakcji wyznaczających mediany pozostaje tam kilkukrotnie niższa, co nie pozostaje bez wpływu na średnie i mediany.

W porównaniu z drugim kwartałem 2008 roku, ceny mieszkań spadły w większości przypadków o 8-13 proc. Wyjątkiem jest Kraków ze spadkiem o 5,1 proc. (ten rynek najwcześniej osiągnął stabilizację cen) oraz Katowice i Lublin (te rynki są znacznie płytsze od pozostałych).

DANE NASZE I NBP

W opublikowanej pod koniec czerwca projekcji inflacyjnej opracowanej przez Narodowy Bank Polski przedstawiono też dane dotyczące średnich ważonych cen transakcyjnych w największych miastach Polski. Dane uzyskane przez Open Finance wydają się być w dużej mierze zbieżne z uzyskanymi przez NBP na znacznie większej próbie. Sądzimy zatem, że nasze informacje mogą być traktowane jako wiarygodny wskaźnik flash (są dostępne znacznie wcześniej niż w innych ośrodkach) dla budzących zdecydowanie większe zaufanie danych z systemu AMRON, którymi posługuje się NBP. Sądzimy, że zebrane przez nas mediany transakcji odzwierciedlają dość dobrze tendencje rynkowe, choć siłą rzeczy nie mogą być tak precyzyjne jak te zebrane od wszystkich banków działających na rynku kredytów hipotecznych.

Porównanie cen transakcyjnych Open Finance i Narodowego Banku Polskiego za I kw. 2009 r. Źródło: NBP, Open Finance

Emil Szweda, Bernard Waszczyk - analitycy Open Finance

Po ile "chodzą" mieszkania?

Zgodnie z oczekiwaniami, czerwiec przedłużył dobrą passę na rynku mieszkaniowym jeśli chodzi o liczbę przeprowadzanych transakcji. Ceny pozostają stabilne.

Po spadku mediany cena metra kwadratowego poniżej 6 tys. zł w Krakowie, Gdańsku, Poznaniu i Wrocławiu oraz poniżej 8 tys. zł w Warszawie, kupujący chętniej sięgali do portfeli - wynika z zestawienia transakcji dokonanych przez klientów Open Finance i Home Broker.

Tym samym drugi kwartał przyniósł oczekiwane ożywienie na rynku mieszkaniowym, choć być może ma ono charakter czysto sezonowy (drugi kwartał jest najlepszym od lat okresem dla branży). Zarejestrowaliśmy w wymienionych miastach większą liczbę transakcji niż przed rokiem, ale trzeba brać pod uwagę rozwój Open Finance w tym czasie, więc niekoniecznie musi to być zmiana adekwatna dla całego rynku nieruchomości.

Sam Home Broker zanotował 25-proc. wzrost liczby transakcji względem maja. - Coraz więcej mieszkań sprzedaje się już od stycznia (ok. 20 proc. więcej transakcji co miesiąc), ponieważ coraz niższe ceny mieszkań skłaniają do zakupu tych, którzy od dłuższego czasu poszukują własnego lokum. Taka sytuacja może oznaczać, że najgorszy okres na rynku nieruchomości już za nami, chociaż możemy się jeszcze spodziewać drobnych spadków - mówi Aleksandra Szarek, analityk Home Broker.

W skali roku ceny mieszkań spadły o ok. 8-14 proc. za wyjątkiem Poznania (w dół o 1,5 proc.). Porównując zaś ceny w relacji do grudnia odkryjemy, że to w Warszawie i w Poznaniu nastąpiła najsilniejsza przecena, co dowodzi pewnego przesunięcia czasowego między poszczególnymi rynkami. Stolica najdłużej utrzymywała wysokie poziomy cenowe, co poniekąd wynika z wielkości rynku. Poznań z kolei najpóźniej dołączył do hossy mieszkaniowej i teraz z pewnym opóźnieniem z niej wychodzi.

Stosunkowo wysoki wolumen transakcji przeczy obrazowi rynku kredytowego, lecz tylko częściowo. Jak wiemy, coraz większą popularność zdobywa program "Rodzina na swoim", w jego ramach tylko w czerwcu udzielono ponad 3,1 tys. kredytów (wobec 4,2 tys. w całym pierwszym kwartale). W całym drugim kwartale liczba udzielonych kredytów w ramach programu dopłat wyniosła 8,25 tys., co może stanowić ponad 20 proc. rynku kredytów hipotecznych.

Coraz większa część transakcji na rynku mieszkaniowym finansowana jest gotówką (dane na bazie transakcji, w których pośredniczył Home Broker), co także tłumaczy ożywienie rynku mieszkaniowego w czasie utrudnionego dostępu do kredytów hipotecznych.

PROGNOZA

Na początku roku zakładaliśmy spadek cen mieszkań na poziomie 10-15 proc. w skali roku i w dużej mierze uważamy go za zrealizowany. Trzeci kwartał zwykle jest mniej pomyślnym okresem dla branży i nie ma powodów by zakładać, że tym razem będzie inaczej. Perspektywy na czwarty kwartał nadal nie przedstawiają się dobrze. Dostępność kredytów nie będzie się raczej poprawiać (choć ewentualne silne umocnienie złotego wobec franka może zmienić sytuację). Niemniej sądzimy, że najgorszy okres jeśli chodzi o dostępność kredytów i liczbę przeprowadzonych transakcji, minął na przełomie 2008 i 2009 roku. W dłuższym terminie perspektywy rynku mieszkaniowego są uzależnione od niepewnej sytuacji gospodarczej. Sądzimy, że deweloperzy nadal są w stanie budować nowe mieszkania taniej, od tych które obecnie znajdują się w ich ofercie (koszty inwestycji są niższe), lecz przy pewnej stabilizacji rynku (a ostatni wzrost transakcji ją umacnia), możliwe że część oszczędności deweloperzy zachowają dla siebie.

Po raz pierwszy od rozpoczęcia publikacji cen transakcyjnych przedstawiamy także ich zestawienie w ujęciu kwartalnym, co powinno zmniejszyć wpływ pojedynczych transakcji na prezentowane mediany cen. Dzięki temu możemy też włączyć do statystyk mniejsze miasta od kilku miesięcy nieobecne w naszych zestawieniach ze względu na zbyt niską liczbę transakcji.

Dane potwierdzają wnioski z badań miesięcznych. W porównaniu do pierwszego kwartału ceny transakcyjne zmieniły się nieznacznie w największych miastach. Stosunkowo silne wahania kwartalne odnotowano w takich miastach jak Olsztyn czy Lublin, jednak warto pamiętać, że liczba transakcji wyznaczających mediany pozostaje tam kilkukrotnie niższa, co nie pozostaje bez wpływu na średnie i mediany.

W porównaniu z drugim kwartałem 2008 roku, ceny mieszkań spadły w większości przypadków o 8-13 proc. Wyjątkiem jest Kraków ze spadkiem o 5,1 proc. (ten rynek najwcześniej osiągnął stabilizację cen) oraz Katowice i Lublin (te rynki są znacznie płytsze od pozostałych).

DANE NASZE I NBP

W opublikowanej pod koniec czerwca projekcji inflacyjnej opracowanej przez Narodowy Bank Polski przedstawiono też dane dotyczące średnich ważonych cen transakcyjnych w największych miastach Polski. Dane uzyskane przez Open Finance wydają się być w dużej mierze zbieżne z uzyskanymi przez NBP na znacznie większej próbie. Sądzimy zatem, że nasze informacje mogą być traktowane jako wiarygodny wskaźnik flash (są dostępne znacznie wcześniej niż w innych ośrodkach) dla budzących zdecydowanie większe zaufanie danych z systemu AMRON, którymi posługuje się NBP. Sądzimy, że zebrane przez nas mediany transakcji odzwierciedlają dość dobrze tendencje rynkowe, choć siłą rzeczy nie mogą być tak precyzyjne jak te zebrane od wszystkich banków działających na rynku kredytów hipotecznych.

Porównanie cen transakcyjnych Open Finance i Narodowego Banku Polskiego za I kw. 2009 r. Źródło: NBP, Open Finance

Emil Szweda, Bernard Waszczyk - analitycy Open Finance

Złoty sposób?

Czy poprzez inwestowanie w złoto można zabezpieczyć swój majątek przed utratą wartości także w dobie obecnego kryzysu gospodarczego na świecie? Na powyższe pytanie trudno jest udzielić jednoznacznej odpowiedzi, ponieważ pociąga ono za sobą natychmiast kolejne pytania. W jaką postać złota należy inwestować? Gdzie je kupić i jak je przechowywać? Jakie w ogóle konsekwencje dla poszczególnych inwestorów ma obecny kryzys finansowy i gospodarczy?
Już odpowiedź na pierwsze pytanie wskazuje na wiele możliwości inwestowania na rynku złota. Można mianowicie kupować sztabki złota, złote monety, złotą biżuterię, certyfikaty inwestycyjne lub jednostki uczestnictwa funduszy inwestujących w złoto, akcje kopalń złota bądź producentów biżuterii itp. Ze względu na fizyczne właściwości złota i jego cechy jako składnika majątku, w okresie kryzysu gospodarczego zwiększa się zainteresowanie inwestorów złotem. Warto rozpatrzyć mocne i słabe strony bezpośredniego i pośredniego inwestowania w złoto.

Historia

Złoto towarzyszy ludzkości od co najmniej 6-7 tysięcy lat, będąc synonimem bogactwa i pełniąc istotne funkcje gospodarcze i kulturowe. Prawie we wszystkich starożytnych kulturach złotu przypisywano magiczną siłę, bardzo ceniono sobie wszelkie ozdoby ze złota, które wkładano także zmarłym do grobu. Złoto było jednym z darów, które w pokłonie Dzieciątku Jezus złożyli trzej królowie. Jako powszechnie cenione dobro już w czasach antycznych złoto, początkowo w postaci kawałków kruszcu, a od VI w. przed naszą erą w formie monet, funkcjonowało w charakterze pieniądza, istotnie ułatwiając wymianę handlową. Należy podkreślić, że proces monetyzacji złota, który wówczas się rozpoczął, trwał aż do wybuchu I wojny światowej, a w ograniczonej postaci jeszcze dłużej – do lat siedemdziesiątych XX w., kiedy ostatecznie załamał się system dewizowo- złotowy oparty na wymienialności dolara na złoto. Obecnie złoto nie pełni już funkcji monetarnych z wyjątkiem funkcji środka tezauryzacji. Oprócz funkcji tezauryzacyjnej złoto jako cenny i występujący w ograniczonej ilości na świecie metal pełni wiele istotnych funkcji w życiu gospodarczym i społecznym:
- jest luksusowym dobrem przyjmującym postać wyrobów jubilerskich;
- służy jako cenny surowiec w przemyśle elektronicznym, chemicznym, farmaceutycznym, dentystycznym i spożywczym;
- dzięki swoim walorom estetycznym i właściwościom plastycznym (z 1 g złota można zrobić 3 km drutu lub 0,5 m2 złotej folii – doskonale nadaje się do zdobienia kopuł kościołów, rzeźb, ołtarzy itp.).
Złoto dzięki odporności na korozję, ogień i wodę praktycznie jest niezniszczalne. Szacuje się, że od momentu odkrycia złota ludzkość wykopała z ziemi lub wypłukała z mułu rzecznego łącznie około 160 tys. ton tego kruszcu. Z tej ilości 85 proc. jest nadal w jakiejś formie użytkowane, zaś reszta starła się na pył lub bezpowrotnie zaginęła. Znane dzisiaj złoża złota na naszej planecie zawierają szacunkowo około 50 tys. ton czystego kruszcu, z tego połowa znajduje się na południu Afryki.

Rezerwy

Roczne wydobycie złota na świecie w ostatnich pięciu latach wynosiło średnio 2209 ton, przy czym występował lekki trend spadkowy. Produkcja złota jest skoncentrowana w 12 krajach, na które przypada 2/3 światowego wydobycia żółtego kruszcu. W 2008 r. największymi producentami złota były następujące kraje: Chiny (292 t), USA (235 t), RPA (233 t), Australia (215 t) i Rosja (169 t). Z wydobycia pochodzi 60 proc. całej podaży złota, która w 2008 r. według danych World Gold Council w Genewie wynosiła 3468 ton. Reszta podaży złota pochodziła ze sprzedaży starego złota przez osoby prywatne i banki centralne oraz z odzysku z wyrobów przemysłowych (recycling).
Popyt na złoto w skali światowej w ubiegłym roku przewyższał podaż i wynosił 3659 ton. Ponad 2/3 oferowanego złota na świecie zużywa branża jubilerska, 17 proc. przemysł i branża medyczna, a 13 proc. nabywają banki i prywatni inwestorzy w formie złotych monet i sztabek.
Do największych nabywców złota na świecie należą Indie, na które przypada 20 proc. globalnego popytu na złoto, Chiny, USA, Włochy, Turcja, Rosja i państwa znad Zatoki Perskiej.

Złoto jest bardzo cenionym środkiem tezauryzacji bogactwa, tak przez osoby prywatne, jak i instytucje oficjalne. W złocie banki centralne tradycyjnie przetrzymują część swoich rezerw dewizowych. Łącznie w skarbcach banków centralnych i Międzynarodowego Funduszu Walutowego znajduje się około 30 tys. ton złota. Największymi rezerwami złota dysponują Stany Zjednoczone (ponad 8 tys. ton). Na drugim miejscu pod względem wielkości rezerw dewizowych w złocie znajdują się Niemcy (ponad 3,4 tys. ton). Kolejne miejsca zajmują MFW (3,2 tys. t), Francja (2,5 tys. t) i Włochy (2,5 tys. t). Stosunkowo dużymi rezerwami złota, mimo upłynnienia na początku obecnego wieku ponad połowy posiadanego złota rezerwowego, dysponuje też Szwajcaria (według danych 2008 r. – 1040 ton). Ma to związek z obowiązującym w Szwajcarii do 2000 r. wymogiem pokrycia w złocie przynajmniej w 25 proc. wszystkich będących w obiegu banknotów. Szwajcarskie rezerwy złota są najwyższe na świecie w przeliczeniu na 1 mieszkańca i wynoszą ponad 100 g, czyli prawie 3 razy tyle co w bogatych w rezerwy złota takich krajach jak Niemcy, Francja i Włochy. Na tle tych krajów polskie oficjalne rezerwy dewizowe w złocie (nieznacznie ponad 100 ton) są skromne.

Należy zaznaczyć, że większość państw (także Polska) znaczną część swoich rezerw złota ze względów bezpieczeństwa przechowuje w skarbcach zagranicznych. Największym skarbcem na świecie są piwnice Banku Rezerwy Federalnej na Manhattanie, w których zdeponowane jest 550 tys. uncji złota należącego do 60 państw. Złoto rezerwowe przechowywane jest także w Forcie Knox w Appalachach. Bundesbank przechowuje swoje rezerwy złota w Banku Rezerwy Federalnej w Nowym Jorku, w Banku Anglii w Londynie i Banku Francji w Paryżu.

Dzisiaj już w żadnym kraju złoto będące w dyspozycji banku centralnego nie stanowi pokrycia dla waluty obiegowej, ale niewątpliwie stabilizuje kurs waluty krajowej na międzynarodowych rynkach walutowych i zwiększa zaufanie do niej kół biznesu. Rezerwy złota stanowią przede wszystkim dobre zabezpieczenie na wypadek jakichś zdarzeń losowych. Państwo bowiem poprzez sprzedaż złota może uzyskać środki finansowe na zakup za granicą dóbr, które mogą złagodzić skutki różnych katastrof. Jednakże mankamentem złota jako składnika rezerw dewizowych kraju jest to, że nie przynosi ono bieżących dochodów, poza pewnymi wpływami możliwymi do uzyskania z transakcji wypożyczenia złota zainteresowanym instytucjom.

W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych XX wieku banki centralne niektórych krajów rozwiniętych zaczęły wyprzedawać złoto ze swoich rezerw dewizowych. Doprowadziło to do spadku ceny złota na świecie z 400 dolarów za uncję trojańską (31,1g) na początku 1996 r. do 260 dolarów w maju 1999 r. Aby zapobiec dalszemu spadkowi ceny złota na rynkach międzynarodowych, 14 europejskich banków centralnych i Europejski Bank Centralny podpisały w 1999 r. Central Bank Gold Agreement (CBGA). Uzgodniły w nim, że sprzedaż złota z ich rezerw w okresie następnych 5 lat nie przekroczy 2000 ton. W efekcie cena złota na świecie wzrosła do poziomu 400 dolarów za uncję. Przedłużając CBGA na kolejne 5 lat, banki centralne ograniczyły roczną sprzedaż złota ze swoich zasobów do 500 ton rocznie. W wyniku wyprzedaży części złota przez banki centralne i wzrostu udziału innych walorów w strukturze rezerw dewizowych, złoto w 2006 r. stanowiło już tylko 10 proc. globalnych rezerw dewizowych, podczas gdy w 1980 r. 60 proc. Oczywiście istnieją kraje, w których wskaźnik ten jest wielokrotnie wyższy (np. złoto stanowi ponad 70 proc. rezerw dewizowych USA i ponad 60 proc. rezerw niemieckich, francuskich i włoskich) i jednocześnie kraje o bardzo niskim udziale złota w rezerwach dewizowych (np. Chiny, Japonia). Kraje z tej drugiej grupy – szczególnie Chiny, Rosja i Argentyna – systematycznie kupują złoto w celu zwiększenia jego udziału w rezerwach dewizowych. Stymuluje to wzrost ceny złota na rynkach międzynarodowych.

W rękach prywatnych

Złotem od zarania dziejów ludzkości żywo interesują się osoby prywatne, przeznaczając na jego zakup swoje oszczędności i gromadząc w nim majątek. Sprzyja temu niezniszczalność złota, jego walory estetyczne, łatwość upłynnienia na całym świecie i w każdym czasie lub zamiany na inne dobro materialne, a wysoki ciężar właściwy ułatwia przechowywanie złota i jego transport miejsca na miejsce. Dla wielu osób złoto stanowi żelazną rezerwę środków na czarną godzinę, a ponadto przez zamożniejsze osoby chętnie jest wykorzystywane do dywersyfikacji ryzyka portfela aktywów. Metal ten doskonale nadaje się na prezenty dla krewnych i przyjaciół z okazji świąt, ślubu i innych ważnych momentów w życiu ludzi. Nikt bowiem szybko nie pozbywa się prezentów ze złota i dlatego długo przypominają one obdarowanej osobie darczyńcę.
Szczególnie w Indiach i Chinach, gdzie żyje 40 proc. ludności świata, złoto jest bardzo pożądanym składnikiem majątku. Każdy względnie zamożny Hindus stara się posiadać pewną ilość złota jako zabezpieczenie na wypadek zdarzeń losowych. W Indiach trudno sobie wyobrazić wesele bez podarków ze złota. Zdarza się tam często, że podczas ceremonii ślubnej młoda para ustrojona jest od głowy do stóp w złotą biżuterię. W Indiach każdego roku odbywa się około 10 mln ślubów, co stwarza ogromny popyt na wyroby jubilerskie ze złota. Nie dziwi więc fakt, że Indie kupują 20 proc. oferowanego na rynkach złota.

Osoby prywatne mogą inwestować w złoto na wiele sposobów, kupując:
- złote monety,
- sztabki złota,
- certyfikaty inwestycyjne lub jednostki uczestnictwa funduszy inwestujących w złoto,
- akcje kopalń złota lub producentów biżuterii,
- kontrakty terminowe na złoto, opcje i inne instrumenty pochodne powiązane ze złotem.
 
Wybór konkretnej formy inwestycji zależy od indywidualnych preferencji inwestora w zakresie dywersyfikacji ryzyka portfela inwestycyjnego, płynności i od tego, czy inwestowanie w złoto ma stanowić swego rodzaju polisę na starość bądź „bezpieczną przystań”, czy też ma umożliwić uzyskanie dochodu ze wzrostu ceny instrumentu finansowego. W przypadku zakupu realnego złota należy uwzględnić koszty przechowywania kruszcu i ubezpieczenia przed kradzieżą. Ponieważ złoto nie przynosi dochodów w postaci odsetek, doradcy finansowi zalecają inwestorom, by w normalnych warunkach rynkowych inwestowali w złoto około 5-10 proc. całego majątku. Gdyby jednak na świecie miało nastąpić zaostrzenie kryzysu gospodarczego, połączone z drastycznym zwiększeniem się długu publicznego i nasileniem inflacji, to racjonalne byłoby zainwestowanie w złoto nawet 50 proc. wszystkich oszczędności.

Klienci indywidualni zainteresowani złotymi monetami mogą kupować monety różnych emitentów, o różnej wadze i różnej wartości w placówkach banku centralnego, w okienkach banków komercyjnych, kantorach i firmach handlujących złotem. Można też inwestować w monety poprzez aukcje internetowe (np. organizowane przez allegro.pl). Na świecie do najbardziej znanych złotych monet należą: krügerrandy z RPA, kanadyjskie meaple leaf, amerykańskie eagle, chińskie pandy, australijskie kangury i meksykańskie libertad. W Polsce w cenie są złote monety z wizerunkiem papieża Jana Pawła II. Ceny głównych monet nie różnią się istotnie, np. wszystkie monety o wadze 1 uncji (31,3 g) na początku czerwca 2009 r. kosztowały około 900 dolarów. Więcej trzeba zapłacić za monety upamiętniające ważne wydarzenia i o ograniczonej wielkości emisji, ale na nich też można zarobić nie tylko w wyniku wzrostu ceny rynkowej złota, ale także zwiększenia się wartości kolekcjonerskiej.

Sztabki złota, które z reguły ważą 1 kg lub 12,5 kg, dostępne są dla osób dysonujących większą gotówką. W naszym kraju Mennica Polska sprzedaje oprócz kilogramowych sztabek złota płytki o wadze od 5 do 500 g. Przy zakupie złota w postaci mniejszych jednostek wagowych trzeba jednak zapłacić wyższą marżę handlową.

Na rynku złota

Na rynkach międzynarodowych można nabyć także akcje kopalń złota i spółek z branży jubilerskiej. Ich kursy nie zależą tylko od ceny złota na świecie, ale także od takich czynników jak wysokość osiąganych przez spółkę zysków, koszty produkcji, jakość zarządzania spółką itp. Kursy tych akcji silniej się wahają niż ceny rynkowe złota. W Polsce dostępne są np. akcje spółki Kruk.

Inwestorzy prywatni mogą też nabywać certyfikaty inwestycyjne i jednostki otwartych funduszy inwestycyjnych inwestujących w złoto i akcje spółek producentów złota. Karierę na świecie robią fundusze złota notowane na giełdzie. W Polsce można inwestować za pośrednictwem funduszu Investor Gold FIZ.

Natomiast najbardziej zaawansowani inwestorzy i akceptujący większe ryzyko kupują kontrakty terminowe na złoto, opcje lub inne derywaty związane pośrednio lub bezpośrednio z ceną złota.

Dla osób inwestujących w złoto, w przeciwieństwie do innych inwestorów, większe znaczenie niż uzyskiwanie wysokiej stopy zwrotu z zainwestowanego kapitału ma kwestia bezpieczeństwa, która jest szczególnie ważna w okresie zaburzeń na rynkach finansowych i różnych innych zawirowań na świecie. Dlatego zawsze w czasach niespokojnych wzrasta zainteresowanie lokowaniem oszczędności na rynku złota. W dobie kryzysu, także tego, z którym aktualnie boryka się światowa gospodarka, przewaga złota nad instrumentami rynku kapitałowego i lokatami bankowymi, a nawet nieruchomościami jest niekwestionowana. Gdy upada przedsiębiorstwo, wyemitowane przez nie akcje i obligacje stają się bezwartościowe. W czasie wojny czy rewolucji tracą wartość także obligacje skarbowe i nie sposób odzyskać środki ulokowane w bankach. W okresie zaburzeń politycznych i społecznych można również utracić nieruchomość. Natomiast złoto w małej objętości uosabia dużą wartość, można zatem je łatwo przechować lub przewieźć w bezpieczne miejsce. Ludzie zatem uciekają się do złota, które pozwala im również w trudnych czasach zabezpieczyć w znacznym stopniu wartość posiadanego majątku.

Mimo swych zalet, złoto nie jest idealnym środkiem lokowania oszczędności. Paul Samuelson pisał, że nie ma sensu wydobywanie złota z głębokich kopalń, aby potem ten drogi kruszec przechowywać latami w podziemnych skarbcach banków centralnych. J.M. Keynes nazwał złoto „barbarzyńskim reliktem przeszłości”. Jednocześnie wielu ekonomistów podkreśla stabilizujący wpływ złota na gospodarkę światową, zarówno w dobrych, jak i złych czasach. Wskazuje się też na to, że złotem nie można manipulować tak jak pieniądzem papierowym, czy nawet papierami wartościowymi. Zabezpiecza ono zatem lepiej przed inflacją niż inne instrumenty rynku finansowego.

Ceny

Każdą ilość złota można sprzedać na świecie, ale po cenie nie zawsze satysfakcjonującej właściciela żółtego kruszcu. Ceny złota kształtują się pod wpływem podaży i popytu na rynkach międzynarodowych oraz czynników psychologicznych, podlegając wahaniom. Podaż złota jest sztywna, natomiast popyt wykazuje tendencję wzrostową, co powoduje wzrost ceny złota w dłuższym okresie. Jednakże w krótkim czasie, na skutek czynników psychologicznych, wzrostu kursu dolara do innych walut, spadku cen ropy naftowej, drastycznego pogorszenia się koniunktury gospodarczej w krajach tradycyjnie kupujących duże ilości złota i innych czynników może dochodzić do spadku ceny złota na rynku światowym.

O ile latem 2000 r. uncja złota kosztowała 273 dolary, to w sierpniu 2005 r. już 517 dolarów, a w marcu 2008 r. przekroczyła poziom 1000 dolarów. W październiku i listopadzie 2008 r. cena złota obniżyła się do około 700 dolarów, ale już w lutym 2009 r. osiągnęła szczytowy poziom 1006 dolarów za uncję, zaś w czerwcu 2009 r. oscylowała koło 950 dolarów za uncję (zob. rys. 1).
Złoto nie straciło swego blasku. Stanowi ono istotną część światowych rezerw dewizowych i aktywów zamożnych osób prywatnych. Posiadanie złota w określonej ilości przez bank centralny wzbudza zaufanie do pieniądza krajowego i stanowi dobre zabezpieczenie na wypadek wystąpienia nieoczekiwanych zaburzeń politycznych i gospodarczych. Z jednej strony kryzys finansowy i recesja w krajach rozwiniętych oraz niepewna pozycja dolara w związku z deficytem bilansu handlowego i olbrzymim długiem publicznym Stanów Zjednoczonych, a z drugiej strony stopniowe bogacenie się mieszkańców Chin i Indii, tradycyjnie zainteresowanych kupnem złota, przy ograniczonej jego podaży na rynku światowym będą wpływać na wzrost ceny złota w najbliższych kilku latach.

Eugeniusz Gostomski
Autor jest pracownikiem naukowym Uniwersytetu Gdańskiego
Źródło: Gazeta Bankowa

Złoty sposób?

Czy poprzez inwestowanie w złoto można zabezpieczyć swój majątek przed utratą wartości także w dobie obecnego kryzysu gospodarczego na świecie? Na powyższe pytanie trudno jest udzielić jednoznacznej odpowiedzi, ponieważ pociąga ono za sobą natychmiast kolejne pytania. W jaką postać złota należy inwestować? Gdzie je kupić i jak je przechowywać? Jakie w ogóle konsekwencje dla poszczególnych inwestorów ma obecny kryzys finansowy i gospodarczy?
Już odpowiedź na pierwsze pytanie wskazuje na wiele możliwości inwestowania na rynku złota. Można mianowicie kupować sztabki złota, złote monety, złotą biżuterię, certyfikaty inwestycyjne lub jednostki uczestnictwa funduszy inwestujących w złoto, akcje kopalń złota bądź producentów biżuterii itp. Ze względu na fizyczne właściwości złota i jego cechy jako składnika majątku, w okresie kryzysu gospodarczego zwiększa się zainteresowanie inwestorów złotem. Warto rozpatrzyć mocne i słabe strony bezpośredniego i pośredniego inwestowania w złoto.

Historia

Złoto towarzyszy ludzkości od co najmniej 6-7 tysięcy lat, będąc synonimem bogactwa i pełniąc istotne funkcje gospodarcze i kulturowe. Prawie we wszystkich starożytnych kulturach złotu przypisywano magiczną siłę, bardzo ceniono sobie wszelkie ozdoby ze złota, które wkładano także zmarłym do grobu. Złoto było jednym z darów, które w pokłonie Dzieciątku Jezus złożyli trzej królowie. Jako powszechnie cenione dobro już w czasach antycznych złoto, początkowo w postaci kawałków kruszcu, a od VI w. przed naszą erą w formie monet, funkcjonowało w charakterze pieniądza, istotnie ułatwiając wymianę handlową. Należy podkreślić, że proces monetyzacji złota, który wówczas się rozpoczął, trwał aż do wybuchu I wojny światowej, a w ograniczonej postaci jeszcze dłużej – do lat siedemdziesiątych XX w., kiedy ostatecznie załamał się system dewizowo- złotowy oparty na wymienialności dolara na złoto. Obecnie złoto nie pełni już funkcji monetarnych z wyjątkiem funkcji środka tezauryzacji. Oprócz funkcji tezauryzacyjnej złoto jako cenny i występujący w ograniczonej ilości na świecie metal pełni wiele istotnych funkcji w życiu gospodarczym i społecznym:
- jest luksusowym dobrem przyjmującym postać wyrobów jubilerskich;
- służy jako cenny surowiec w przemyśle elektronicznym, chemicznym, farmaceutycznym, dentystycznym i spożywczym;
- dzięki swoim walorom estetycznym i właściwościom plastycznym (z 1 g złota można zrobić 3 km drutu lub 0,5 m2 złotej folii – doskonale nadaje się do zdobienia kopuł kościołów, rzeźb, ołtarzy itp.).
Złoto dzięki odporności na korozję, ogień i wodę praktycznie jest niezniszczalne. Szacuje się, że od momentu odkrycia złota ludzkość wykopała z ziemi lub wypłukała z mułu rzecznego łącznie około 160 tys. ton tego kruszcu. Z tej ilości 85 proc. jest nadal w jakiejś formie użytkowane, zaś reszta starła się na pył lub bezpowrotnie zaginęła. Znane dzisiaj złoża złota na naszej planecie zawierają szacunkowo około 50 tys. ton czystego kruszcu, z tego połowa znajduje się na południu Afryki.

Rezerwy

Roczne wydobycie złota na świecie w ostatnich pięciu latach wynosiło średnio 2209 ton, przy czym występował lekki trend spadkowy. Produkcja złota jest skoncentrowana w 12 krajach, na które przypada 2/3 światowego wydobycia żółtego kruszcu. W 2008 r. największymi producentami złota były następujące kraje: Chiny (292 t), USA (235 t), RPA (233 t), Australia (215 t) i Rosja (169 t). Z wydobycia pochodzi 60 proc. całej podaży złota, która w 2008 r. według danych World Gold Council w Genewie wynosiła 3468 ton. Reszta podaży złota pochodziła ze sprzedaży starego złota przez osoby prywatne i banki centralne oraz z odzysku z wyrobów przemysłowych (recycling).
Popyt na złoto w skali światowej w ubiegłym roku przewyższał podaż i wynosił 3659 ton. Ponad 2/3 oferowanego złota na świecie zużywa branża jubilerska, 17 proc. przemysł i branża medyczna, a 13 proc. nabywają banki i prywatni inwestorzy w formie złotych monet i sztabek.
Do największych nabywców złota na świecie należą Indie, na które przypada 20 proc. globalnego popytu na złoto, Chiny, USA, Włochy, Turcja, Rosja i państwa znad Zatoki Perskiej.

Złoto jest bardzo cenionym środkiem tezauryzacji bogactwa, tak przez osoby prywatne, jak i instytucje oficjalne. W złocie banki centralne tradycyjnie przetrzymują część swoich rezerw dewizowych. Łącznie w skarbcach banków centralnych i Międzynarodowego Funduszu Walutowego znajduje się około 30 tys. ton złota. Największymi rezerwami złota dysponują Stany Zjednoczone (ponad 8 tys. ton). Na drugim miejscu pod względem wielkości rezerw dewizowych w złocie znajdują się Niemcy (ponad 3,4 tys. ton). Kolejne miejsca zajmują MFW (3,2 tys. t), Francja (2,5 tys. t) i Włochy (2,5 tys. t). Stosunkowo dużymi rezerwami złota, mimo upłynnienia na początku obecnego wieku ponad połowy posiadanego złota rezerwowego, dysponuje też Szwajcaria (według danych 2008 r. – 1040 ton). Ma to związek z obowiązującym w Szwajcarii do 2000 r. wymogiem pokrycia w złocie przynajmniej w 25 proc. wszystkich będących w obiegu banknotów. Szwajcarskie rezerwy złota są najwyższe na świecie w przeliczeniu na 1 mieszkańca i wynoszą ponad 100 g, czyli prawie 3 razy tyle co w bogatych w rezerwy złota takich krajach jak Niemcy, Francja i Włochy. Na tle tych krajów polskie oficjalne rezerwy dewizowe w złocie (nieznacznie ponad 100 ton) są skromne.

Należy zaznaczyć, że większość państw (także Polska) znaczną część swoich rezerw złota ze względów bezpieczeństwa przechowuje w skarbcach zagranicznych. Największym skarbcem na świecie są piwnice Banku Rezerwy Federalnej na Manhattanie, w których zdeponowane jest 550 tys. uncji złota należącego do 60 państw. Złoto rezerwowe przechowywane jest także w Forcie Knox w Appalachach. Bundesbank przechowuje swoje rezerwy złota w Banku Rezerwy Federalnej w Nowym Jorku, w Banku Anglii w Londynie i Banku Francji w Paryżu.

Dzisiaj już w żadnym kraju złoto będące w dyspozycji banku centralnego nie stanowi pokrycia dla waluty obiegowej, ale niewątpliwie stabilizuje kurs waluty krajowej na międzynarodowych rynkach walutowych i zwiększa zaufanie do niej kół biznesu. Rezerwy złota stanowią przede wszystkim dobre zabezpieczenie na wypadek jakichś zdarzeń losowych. Państwo bowiem poprzez sprzedaż złota może uzyskać środki finansowe na zakup za granicą dóbr, które mogą złagodzić skutki różnych katastrof. Jednakże mankamentem złota jako składnika rezerw dewizowych kraju jest to, że nie przynosi ono bieżących dochodów, poza pewnymi wpływami możliwymi do uzyskania z transakcji wypożyczenia złota zainteresowanym instytucjom.

W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych XX wieku banki centralne niektórych krajów rozwiniętych zaczęły wyprzedawać złoto ze swoich rezerw dewizowych. Doprowadziło to do spadku ceny złota na świecie z 400 dolarów za uncję trojańską (31,1g) na początku 1996 r. do 260 dolarów w maju 1999 r. Aby zapobiec dalszemu spadkowi ceny złota na rynkach międzynarodowych, 14 europejskich banków centralnych i Europejski Bank Centralny podpisały w 1999 r. Central Bank Gold Agreement (CBGA). Uzgodniły w nim, że sprzedaż złota z ich rezerw w okresie następnych 5 lat nie przekroczy 2000 ton. W efekcie cena złota na świecie wzrosła do poziomu 400 dolarów za uncję. Przedłużając CBGA na kolejne 5 lat, banki centralne ograniczyły roczną sprzedaż złota ze swoich zasobów do 500 ton rocznie. W wyniku wyprzedaży części złota przez banki centralne i wzrostu udziału innych walorów w strukturze rezerw dewizowych, złoto w 2006 r. stanowiło już tylko 10 proc. globalnych rezerw dewizowych, podczas gdy w 1980 r. 60 proc. Oczywiście istnieją kraje, w których wskaźnik ten jest wielokrotnie wyższy (np. złoto stanowi ponad 70 proc. rezerw dewizowych USA i ponad 60 proc. rezerw niemieckich, francuskich i włoskich) i jednocześnie kraje o bardzo niskim udziale złota w rezerwach dewizowych (np. Chiny, Japonia). Kraje z tej drugiej grupy – szczególnie Chiny, Rosja i Argentyna – systematycznie kupują złoto w celu zwiększenia jego udziału w rezerwach dewizowych. Stymuluje to wzrost ceny złota na rynkach międzynarodowych.

W rękach prywatnych

Złotem od zarania dziejów ludzkości żywo interesują się osoby prywatne, przeznaczając na jego zakup swoje oszczędności i gromadząc w nim majątek. Sprzyja temu niezniszczalność złota, jego walory estetyczne, łatwość upłynnienia na całym świecie i w każdym czasie lub zamiany na inne dobro materialne, a wysoki ciężar właściwy ułatwia przechowywanie złota i jego transport miejsca na miejsce. Dla wielu osób złoto stanowi żelazną rezerwę środków na czarną godzinę, a ponadto przez zamożniejsze osoby chętnie jest wykorzystywane do dywersyfikacji ryzyka portfela aktywów. Metal ten doskonale nadaje się na prezenty dla krewnych i przyjaciół z okazji świąt, ślubu i innych ważnych momentów w życiu ludzi. Nikt bowiem szybko nie pozbywa się prezentów ze złota i dlatego długo przypominają one obdarowanej osobie darczyńcę.
Szczególnie w Indiach i Chinach, gdzie żyje 40 proc. ludności świata, złoto jest bardzo pożądanym składnikiem majątku. Każdy względnie zamożny Hindus stara się posiadać pewną ilość złota jako zabezpieczenie na wypadek zdarzeń losowych. W Indiach trudno sobie wyobrazić wesele bez podarków ze złota. Zdarza się tam często, że podczas ceremonii ślubnej młoda para ustrojona jest od głowy do stóp w złotą biżuterię. W Indiach każdego roku odbywa się około 10 mln ślubów, co stwarza ogromny popyt na wyroby jubilerskie ze złota. Nie dziwi więc fakt, że Indie kupują 20 proc. oferowanego na rynkach złota.

Osoby prywatne mogą inwestować w złoto na wiele sposobów, kupując:
- złote monety,
- sztabki złota,
- certyfikaty inwestycyjne lub jednostki uczestnictwa funduszy inwestujących w złoto,
- akcje kopalń złota lub producentów biżuterii,
- kontrakty terminowe na złoto, opcje i inne instrumenty pochodne powiązane ze złotem.
 
Wybór konkretnej formy inwestycji zależy od indywidualnych preferencji inwestora w zakresie dywersyfikacji ryzyka portfela inwestycyjnego, płynności i od tego, czy inwestowanie w złoto ma stanowić swego rodzaju polisę na starość bądź „bezpieczną przystań”, czy też ma umożliwić uzyskanie dochodu ze wzrostu ceny instrumentu finansowego. W przypadku zakupu realnego złota należy uwzględnić koszty przechowywania kruszcu i ubezpieczenia przed kradzieżą. Ponieważ złoto nie przynosi dochodów w postaci odsetek, doradcy finansowi zalecają inwestorom, by w normalnych warunkach rynkowych inwestowali w złoto około 5-10 proc. całego majątku. Gdyby jednak na świecie miało nastąpić zaostrzenie kryzysu gospodarczego, połączone z drastycznym zwiększeniem się długu publicznego i nasileniem inflacji, to racjonalne byłoby zainwestowanie w złoto nawet 50 proc. wszystkich oszczędności.

Klienci indywidualni zainteresowani złotymi monetami mogą kupować monety różnych emitentów, o różnej wadze i różnej wartości w placówkach banku centralnego, w okienkach banków komercyjnych, kantorach i firmach handlujących złotem. Można też inwestować w monety poprzez aukcje internetowe (np. organizowane przez allegro.pl). Na świecie do najbardziej znanych złotych monet należą: krügerrandy z RPA, kanadyjskie meaple leaf, amerykańskie eagle, chińskie pandy, australijskie kangury i meksykańskie libertad. W Polsce w cenie są złote monety z wizerunkiem papieża Jana Pawła II. Ceny głównych monet nie różnią się istotnie, np. wszystkie monety o wadze 1 uncji (31,3 g) na początku czerwca 2009 r. kosztowały około 900 dolarów. Więcej trzeba zapłacić za monety upamiętniające ważne wydarzenia i o ograniczonej wielkości emisji, ale na nich też można zarobić nie tylko w wyniku wzrostu ceny rynkowej złota, ale także zwiększenia się wartości kolekcjonerskiej.

Sztabki złota, które z reguły ważą 1 kg lub 12,5 kg, dostępne są dla osób dysonujących większą gotówką. W naszym kraju Mennica Polska sprzedaje oprócz kilogramowych sztabek złota płytki o wadze od 5 do 500 g. Przy zakupie złota w postaci mniejszych jednostek wagowych trzeba jednak zapłacić wyższą marżę handlową.

Na rynku złota

Na rynkach międzynarodowych można nabyć także akcje kopalń złota i spółek z branży jubilerskiej. Ich kursy nie zależą tylko od ceny złota na świecie, ale także od takich czynników jak wysokość osiąganych przez spółkę zysków, koszty produkcji, jakość zarządzania spółką itp. Kursy tych akcji silniej się wahają niż ceny rynkowe złota. W Polsce dostępne są np. akcje spółki Kruk.

Inwestorzy prywatni mogą też nabywać certyfikaty inwestycyjne i jednostki otwartych funduszy inwestycyjnych inwestujących w złoto i akcje spółek producentów złota. Karierę na świecie robią fundusze złota notowane na giełdzie. W Polsce można inwestować za pośrednictwem funduszu Investor Gold FIZ.

Natomiast najbardziej zaawansowani inwestorzy i akceptujący większe ryzyko kupują kontrakty terminowe na złoto, opcje lub inne derywaty związane pośrednio lub bezpośrednio z ceną złota.

Dla osób inwestujących w złoto, w przeciwieństwie do innych inwestorów, większe znaczenie niż uzyskiwanie wysokiej stopy zwrotu z zainwestowanego kapitału ma kwestia bezpieczeństwa, która jest szczególnie ważna w okresie zaburzeń na rynkach finansowych i różnych innych zawirowań na świecie. Dlatego zawsze w czasach niespokojnych wzrasta zainteresowanie lokowaniem oszczędności na rynku złota. W dobie kryzysu, także tego, z którym aktualnie boryka się światowa gospodarka, przewaga złota nad instrumentami rynku kapitałowego i lokatami bankowymi, a nawet nieruchomościami jest niekwestionowana. Gdy upada przedsiębiorstwo, wyemitowane przez nie akcje i obligacje stają się bezwartościowe. W czasie wojny czy rewolucji tracą wartość także obligacje skarbowe i nie sposób odzyskać środki ulokowane w bankach. W okresie zaburzeń politycznych i społecznych można również utracić nieruchomość. Natomiast złoto w małej objętości uosabia dużą wartość, można zatem je łatwo przechować lub przewieźć w bezpieczne miejsce. Ludzie zatem uciekają się do złota, które pozwala im również w trudnych czasach zabezpieczyć w znacznym stopniu wartość posiadanego majątku.

Mimo swych zalet, złoto nie jest idealnym środkiem lokowania oszczędności. Paul Samuelson pisał, że nie ma sensu wydobywanie złota z głębokich kopalń, aby potem ten drogi kruszec przechowywać latami w podziemnych skarbcach banków centralnych. J.M. Keynes nazwał złoto „barbarzyńskim reliktem przeszłości”. Jednocześnie wielu ekonomistów podkreśla stabilizujący wpływ złota na gospodarkę światową, zarówno w dobrych, jak i złych czasach. Wskazuje się też na to, że złotem nie można manipulować tak jak pieniądzem papierowym, czy nawet papierami wartościowymi. Zabezpiecza ono zatem lepiej przed inflacją niż inne instrumenty rynku finansowego.

Ceny

Każdą ilość złota można sprzedać na świecie, ale po cenie nie zawsze satysfakcjonującej właściciela żółtego kruszcu. Ceny złota kształtują się pod wpływem podaży i popytu na rynkach międzynarodowych oraz czynników psychologicznych, podlegając wahaniom. Podaż złota jest sztywna, natomiast popyt wykazuje tendencję wzrostową, co powoduje wzrost ceny złota w dłuższym okresie. Jednakże w krótkim czasie, na skutek czynników psychologicznych, wzrostu kursu dolara do innych walut, spadku cen ropy naftowej, drastycznego pogorszenia się koniunktury gospodarczej w krajach tradycyjnie kupujących duże ilości złota i innych czynników może dochodzić do spadku ceny złota na rynku światowym.

O ile latem 2000 r. uncja złota kosztowała 273 dolary, to w sierpniu 2005 r. już 517 dolarów, a w marcu 2008 r. przekroczyła poziom 1000 dolarów. W październiku i listopadzie 2008 r. cena złota obniżyła się do około 700 dolarów, ale już w lutym 2009 r. osiągnęła szczytowy poziom 1006 dolarów za uncję, zaś w czerwcu 2009 r. oscylowała koło 950 dolarów za uncję (zob. rys. 1).
Złoto nie straciło swego blasku. Stanowi ono istotną część światowych rezerw dewizowych i aktywów zamożnych osób prywatnych. Posiadanie złota w określonej ilości przez bank centralny wzbudza zaufanie do pieniądza krajowego i stanowi dobre zabezpieczenie na wypadek wystąpienia nieoczekiwanych zaburzeń politycznych i gospodarczych. Z jednej strony kryzys finansowy i recesja w krajach rozwiniętych oraz niepewna pozycja dolara w związku z deficytem bilansu handlowego i olbrzymim długiem publicznym Stanów Zjednoczonych, a z drugiej strony stopniowe bogacenie się mieszkańców Chin i Indii, tradycyjnie zainteresowanych kupnem złota, przy ograniczonej jego podaży na rynku światowym będą wpływać na wzrost ceny złota w najbliższych kilku latach.

Eugeniusz Gostomski
Autor jest pracownikiem naukowym Uniwersytetu Gdańskiego
Źródło: Gazeta Bankowa

Niedozwolone zapisy

Jakie - według UOKIK-u - są niedozwolone klauzule w umowach przedwstępnych?
Przede wszystkim wszelkie terminy i warunki zawarte w umowie przedwstępnej powinny być określone w sposób jednoznaczny, przejrzysty, a nie ogólny. W przeciwnym wypadku, zdaniem UOKiK, skutek może być taki, że to deweloper jednostronnie, poprzez swoje działanie, może modyfikować treść umowy. Nabywca powinien mieć w takim przypadku prawo od odstąpienia od umowy i być o tym prawie poinformowany.
  • Nabywca powinien mieć prawo do odstąpienia od umowy przedwstępnej, w przypadku różnicy między powierzchnią określoną w przedwstępnej umowie sprzedaży, a ostateczną powierzchnią już wybudowanego lokalu (domu), z zastrzeżeniem odpowiednich norm technicznych.
  • Wydaje się, że zdaniem UOKiK, jeżeli ostateczna powierzchnia jest mniejsza od tej przewidywanej w umowie przedwstępnej, a nabywca od umowy przedwstępnej nie odstąpi, cena powinna być dodatkowo odpowiednio zmniejszona.
  • Nie można wprowadzać do umowy górnego pułapu różnicy powierzchni, powyżej którego nabywca nie byłby uprawniony do zmiany ceny. Postanowienia umowne o takim skutku zostały uznane za klauzule niedozwolone. Jeśli ostateczna powierzchnia lokalu jest większa, a nabywca nie skorzystał z prawa do odstąpienia od umowy, wówczas cena ulegnie odpowiedniemu zwiększeniu.
  • Również, zdaniem UOKiK, w przypadku zmiany stawki VAT i w konsekwencji zmiany ceny, nabywca powinien mieć prawo do odstąpienia od umowy.
  • Umowa przedwstępna nie powinna ustanawiać górnego limitu odpowiedzialności dewelopera. A zatem, w przypadku wprowadzenia do umowy kar umownych, nabywca powinien mieć prawo do żądania odszkodowania, przewyższającego wysokość tych kar.
  • W podobnych sytuacjach faktycznych i w przypadku występowania porównywalnych zagrożeń interesów stron umowy, podstawa kar powinna być ustalona na jednakowym poziomie dla każdej ze stron umowy.
  • Zdaniem UOKiK, w niektórych przypadkach nawet kara nałożona przez dewelopera na nabywcę w wysokości 4% lub 3% ceny może być rażąco wygórowana. SOKiK potwierdził, że 5% kara jest rażąco wygórowana. A zatem wysokość kary powinna być dostosowana do sytuacji.
  • Deweloper powinien ponosić pełną odpowiedzialność za własne działania oraz podmiotów, przy pomocy których wykonuje umowę (dostawcy, kontrahenci, podwykonawcy).
  • Postanowienia dotyczące wyłączenia odpowiedzialności z powodu “siły wyższej” nie powinny być niejasne lub zbyt szerokie. Nie można przykładowo wyłączać odpowiedzialności za zdarzenia, które są możliwe do przewidzenia, nawet jeśli są nieuniknione (np. obniżenie temperatury, opóźnienia w wydaniu decyzji administracyjnej). Zdaniem UOKiK takie postanowienia dają deweloperowi w praktyce prawo do jednostronnej zmiany umowy i dlatego są nieuczciwe.
  • Postanowienia umowne wprowadzające domniemania doręczenia korespondencji są niedozwolone. Nabywca musi mieć prawo zapoznania się z przesyłaną korespondencją. A zatem powinien informować dewolopera o zmianie adresu. Zgodnie z kodeksem cywilnym korespondencja jest doręczona w momencie, w którym adresat miał możliwość zapoznania się z jej treścią. Ale odmowa odebrania korespondencji (np. dostarczonej przez kuriera) może być interpretowana jako działanie nabywcy w złej wierze.
  • Nabywca lokalu nie może być zmuszony do zawarcia długoterminowej umowy o zarządzanie. Uzasadnione jest oczywiście podpisanie umowy o zarządzanie na krótki okres, do czasu wybrania przez współwłaścicieli zarządcy zgodnie z ich wolą. Umowy o zarządzanie powinny być zawierane na warunkach rynkowych.

Pułapek w umowach może być więcej. Jeżeli zatem podpisujemy umowę z deweloperem, którego nie znamy, o nie ustalonej reputacji na rynku, skorzystajmy z pomocy prawnika przed podpisaniem umowy, tak aby uniknąć konieczności odwoływania się później do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta lub Sądu.

Opracowanie merytoryczne: Marta Hawrylak
źródło:dom.pl

Niedozwolone zapisy

Jakie - według UOKIK-u - są niedozwolone klauzule w umowach przedwstępnych?
Przede wszystkim wszelkie terminy i warunki zawarte w umowie przedwstępnej powinny być określone w sposób jednoznaczny, przejrzysty, a nie ogólny. W przeciwnym wypadku, zdaniem UOKiK, skutek może być taki, że to deweloper jednostronnie, poprzez swoje działanie, może modyfikować treść umowy. Nabywca powinien mieć w takim przypadku prawo od odstąpienia od umowy i być o tym prawie poinformowany.
  • Nabywca powinien mieć prawo do odstąpienia od umowy przedwstępnej, w przypadku różnicy między powierzchnią określoną w przedwstępnej umowie sprzedaży, a ostateczną powierzchnią już wybudowanego lokalu (domu), z zastrzeżeniem odpowiednich norm technicznych.
  • Wydaje się, że zdaniem UOKiK, jeżeli ostateczna powierzchnia jest mniejsza od tej przewidywanej w umowie przedwstępnej, a nabywca od umowy przedwstępnej nie odstąpi, cena powinna być dodatkowo odpowiednio zmniejszona.
  • Nie można wprowadzać do umowy górnego pułapu różnicy powierzchni, powyżej którego nabywca nie byłby uprawniony do zmiany ceny. Postanowienia umowne o takim skutku zostały uznane za klauzule niedozwolone. Jeśli ostateczna powierzchnia lokalu jest większa, a nabywca nie skorzystał z prawa do odstąpienia od umowy, wówczas cena ulegnie odpowiedniemu zwiększeniu.
  • Również, zdaniem UOKiK, w przypadku zmiany stawki VAT i w konsekwencji zmiany ceny, nabywca powinien mieć prawo do odstąpienia od umowy.
  • Umowa przedwstępna nie powinna ustanawiać górnego limitu odpowiedzialności dewelopera. A zatem, w przypadku wprowadzenia do umowy kar umownych, nabywca powinien mieć prawo do żądania odszkodowania, przewyższającego wysokość tych kar.
  • W podobnych sytuacjach faktycznych i w przypadku występowania porównywalnych zagrożeń interesów stron umowy, podstawa kar powinna być ustalona na jednakowym poziomie dla każdej ze stron umowy.
  • Zdaniem UOKiK, w niektórych przypadkach nawet kara nałożona przez dewelopera na nabywcę w wysokości 4% lub 3% ceny może być rażąco wygórowana. SOKiK potwierdził, że 5% kara jest rażąco wygórowana. A zatem wysokość kary powinna być dostosowana do sytuacji.
  • Deweloper powinien ponosić pełną odpowiedzialność za własne działania oraz podmiotów, przy pomocy których wykonuje umowę (dostawcy, kontrahenci, podwykonawcy).
  • Postanowienia dotyczące wyłączenia odpowiedzialności z powodu “siły wyższej” nie powinny być niejasne lub zbyt szerokie. Nie można przykładowo wyłączać odpowiedzialności za zdarzenia, które są możliwe do przewidzenia, nawet jeśli są nieuniknione (np. obniżenie temperatury, opóźnienia w wydaniu decyzji administracyjnej). Zdaniem UOKiK takie postanowienia dają deweloperowi w praktyce prawo do jednostronnej zmiany umowy i dlatego są nieuczciwe.
  • Postanowienia umowne wprowadzające domniemania doręczenia korespondencji są niedozwolone. Nabywca musi mieć prawo zapoznania się z przesyłaną korespondencją. A zatem powinien informować dewolopera o zmianie adresu. Zgodnie z kodeksem cywilnym korespondencja jest doręczona w momencie, w którym adresat miał możliwość zapoznania się z jej treścią. Ale odmowa odebrania korespondencji (np. dostarczonej przez kuriera) może być interpretowana jako działanie nabywcy w złej wierze.
  • Nabywca lokalu nie może być zmuszony do zawarcia długoterminowej umowy o zarządzanie. Uzasadnione jest oczywiście podpisanie umowy o zarządzanie na krótki okres, do czasu wybrania przez współwłaścicieli zarządcy zgodnie z ich wolą. Umowy o zarządzanie powinny być zawierane na warunkach rynkowych.

Pułapek w umowach może być więcej. Jeżeli zatem podpisujemy umowę z deweloperem, którego nie znamy, o nie ustalonej reputacji na rynku, skorzystajmy z pomocy prawnika przed podpisaniem umowy, tak aby uniknąć konieczności odwoływania się później do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta lub Sądu.

Opracowanie merytoryczne: Marta Hawrylak
źródło:dom.pl

Jerzy Pruski nie zachował stanowiska

Rada nadzorcza odwołała prezesa PKO BP. Pracami banku kieruje teraz Wojciech Papierak. Skarb Państwa chce kolejnego walnego zgromadzenia, które ma dotyczyć spraw personalnych.
Rada nadzorcza PKO BP zdecydowała wczoraj o odwołaniu prezesa Jerzego Pruskiego. Stanowisko stracił też wiceprezes Tomasz Mironczuk, odpowiedzialny za inwestycje banku. Rada zdecydowała, że pełniącym obowiązki prezesa będzie Wojciech Papierak, wiceprezes kierujący pionem detalicznym.

Spór rozwiązany

Decyzje rady mogą być uznane za niespodziankę. Niedawno zarówno minister finansów Jacek Rostowski, szef Klubu PO Zbigniew Chlebowski, jak i nawet premier Donald Tusk deklarowali jakiś rodzaj poparcia dla prezesa Pruskiego - zwraca uwagę obserwator rynku bankowego.

Tajemnicą poliszynela był brak porozumienia między Jerzym Pruskim a większością członków rady nadzorczej, wyznaczonych przez Ministerstwo Skarbu Państwa posiadające 51,2 proc. akcji PKO BP. Rada nie rekomendowała walnemu zgromadzeniu udzielenia Pruskiemu (i Mironczukowi) absolutorium z wykonywania obowiązków w ubiegłym roku.

Ostatecznie i prezes, i wiceprezes zostali jednak skwitowani, a Marzena Piszczek, przewodnicząca rady nadzorczej, zapowiadała w ubiegłym tygodniu, że na najbliższych posiedzeniach rada będzie pracowała nad rozwiązaniem problemu współpracy z zarządem. Jak się okazało, rada uznała, że najlepszym rozwiązaniem będzie odwołanie prezesa.

Bez podania przyczyn

Dlaczego Pruski został odwołany? "Nie przedstawiono mi przyczyn odwołania" - napisał w przekazanym mediom oświadczeniu. "Zostawiam bank w bardzo dobrym stanie. Gdy kierowałem PKO BP, wrócił on na pozycję lidera polskiej bankowości, osiągnął bardzo dobre wyniki finansowe i odbudował bazę depozytową, stwarzając podstawy do dalszego rozwoju" - dodał odwołany prezes.

Przedstawiciele resortu skarbu deklarowali wcześniej, że nie są zadowoleni ze sposobu prowadzenia przez zarząd sprawy zakupu przez PKO BP akcji AIG Bank Polska. O zamiarze przejęcia bank informował w listopadzie ubiegłego roku. W maju podał, że wycofał się z negocjacji. Urzędnicy resortu skarbu zarzucali kierownictwu PKO BP, że za wrocławski bank chciał zapłacić zbyt dużo.

Do emisji jest czas

Ostatnio najważniejszym projektem realizowanym przez Jerzego Pruskiego była emisja akcji. Prezes mówił, że bank chce pozyskać z rynku około 5 mld zł. Taką kwotę podawał również resort skarbu.Czy odwołanie prezesa może zagrozić planowanej na koniec roku emisji akcji? To zależy, jak sprawnie zostanie przeprowadzony wybór nowych członków zarządu. Jest jeszcze wystarczająco dużo czasu - ocenił Marek Juraś, analityk DM BZ WBK.

W najbliższych dniach rada nadzorcza powinna ogłosić konkurs w celu uzupełnienia wakatów w zarządzie. Dla poważnych ludzi byłoby niepoważne aplikowanie na stanowisko prezesa bez uzgodnienia, że je otrzymają - powiedział członek zarządu jednego z banków. Oznacza to, że konkurs będzie miał zapewne jednego zdecydowanego faworyta. Dotychczas w kontekście wyboru następcy Pruskiego wymieniano najczęściej Sławomira Lachowskiego, byłego prezesa BRE Banku.

Jak będzie wyglądał scenariusz zmian personalnych w największym krajowym banku - trudno w tej chwili powiedzieć. Zwłaszcza że decyzje w tej sprawie będzie podejmować nie tylko rada nadzorcza. Minister skarbu złożył bowiem kilka dni temu wniosek o zwołanie nadzwyczajnego walnego zgromadzenia PKO BP. Ma się odbyć w drugiej połowie sierpnia. Czego walne zgromadzenie ma dotyczyć? Zmian w składzie rady nadzorczej i zarządu. Ma na nim być również przedstawiona informacja o pracach dotyczących podwyższenia kapitału banku.

Justyna Piszczatowska, Natalia Chudzyńska, Łukasz Wilkowicz
PARKIET

Jerzy Pruski nie zachował stanowiska

Rada nadzorcza odwołała prezesa PKO BP. Pracami banku kieruje teraz Wojciech Papierak. Skarb Państwa chce kolejnego walnego zgromadzenia, które ma dotyczyć spraw personalnych.
Rada nadzorcza PKO BP zdecydowała wczoraj o odwołaniu prezesa Jerzego Pruskiego. Stanowisko stracił też wiceprezes Tomasz Mironczuk, odpowiedzialny za inwestycje banku. Rada zdecydowała, że pełniącym obowiązki prezesa będzie Wojciech Papierak, wiceprezes kierujący pionem detalicznym.

Spór rozwiązany

Decyzje rady mogą być uznane za niespodziankę. Niedawno zarówno minister finansów Jacek Rostowski, szef Klubu PO Zbigniew Chlebowski, jak i nawet premier Donald Tusk deklarowali jakiś rodzaj poparcia dla prezesa Pruskiego - zwraca uwagę obserwator rynku bankowego.

Tajemnicą poliszynela był brak porozumienia między Jerzym Pruskim a większością członków rady nadzorczej, wyznaczonych przez Ministerstwo Skarbu Państwa posiadające 51,2 proc. akcji PKO BP. Rada nie rekomendowała walnemu zgromadzeniu udzielenia Pruskiemu (i Mironczukowi) absolutorium z wykonywania obowiązków w ubiegłym roku.

Ostatecznie i prezes, i wiceprezes zostali jednak skwitowani, a Marzena Piszczek, przewodnicząca rady nadzorczej, zapowiadała w ubiegłym tygodniu, że na najbliższych posiedzeniach rada będzie pracowała nad rozwiązaniem problemu współpracy z zarządem. Jak się okazało, rada uznała, że najlepszym rozwiązaniem będzie odwołanie prezesa.

Bez podania przyczyn

Dlaczego Pruski został odwołany? "Nie przedstawiono mi przyczyn odwołania" - napisał w przekazanym mediom oświadczeniu. "Zostawiam bank w bardzo dobrym stanie. Gdy kierowałem PKO BP, wrócił on na pozycję lidera polskiej bankowości, osiągnął bardzo dobre wyniki finansowe i odbudował bazę depozytową, stwarzając podstawy do dalszego rozwoju" - dodał odwołany prezes.

Przedstawiciele resortu skarbu deklarowali wcześniej, że nie są zadowoleni ze sposobu prowadzenia przez zarząd sprawy zakupu przez PKO BP akcji AIG Bank Polska. O zamiarze przejęcia bank informował w listopadzie ubiegłego roku. W maju podał, że wycofał się z negocjacji. Urzędnicy resortu skarbu zarzucali kierownictwu PKO BP, że za wrocławski bank chciał zapłacić zbyt dużo.

Do emisji jest czas

Ostatnio najważniejszym projektem realizowanym przez Jerzego Pruskiego była emisja akcji. Prezes mówił, że bank chce pozyskać z rynku około 5 mld zł. Taką kwotę podawał również resort skarbu.Czy odwołanie prezesa może zagrozić planowanej na koniec roku emisji akcji? To zależy, jak sprawnie zostanie przeprowadzony wybór nowych członków zarządu. Jest jeszcze wystarczająco dużo czasu - ocenił Marek Juraś, analityk DM BZ WBK.

W najbliższych dniach rada nadzorcza powinna ogłosić konkurs w celu uzupełnienia wakatów w zarządzie. Dla poważnych ludzi byłoby niepoważne aplikowanie na stanowisko prezesa bez uzgodnienia, że je otrzymają - powiedział członek zarządu jednego z banków. Oznacza to, że konkurs będzie miał zapewne jednego zdecydowanego faworyta. Dotychczas w kontekście wyboru następcy Pruskiego wymieniano najczęściej Sławomira Lachowskiego, byłego prezesa BRE Banku.

Jak będzie wyglądał scenariusz zmian personalnych w największym krajowym banku - trudno w tej chwili powiedzieć. Zwłaszcza że decyzje w tej sprawie będzie podejmować nie tylko rada nadzorcza. Minister skarbu złożył bowiem kilka dni temu wniosek o zwołanie nadzwyczajnego walnego zgromadzenia PKO BP. Ma się odbyć w drugiej połowie sierpnia. Czego walne zgromadzenie ma dotyczyć? Zmian w składzie rady nadzorczej i zarządu. Ma na nim być również przedstawiona informacja o pracach dotyczących podwyższenia kapitału banku.

Justyna Piszczatowska, Natalia Chudzyńska, Łukasz Wilkowicz
PARKIET

Łatwiej będzie wybrać dostawcę prądu

Długie terminy oczekiwania na zmianę dostawcy energii i brak jednolitych wzorców umownych skutecznie zniechęcają konsumentów do poszukiwania najtańszych dostawców prądu.

Dużym problemem przy zawieraniu bądź rozwiązywaniu umów ze sprzedawcą energii elektrycznej jest dotarcie do ofert innych sprzedawców i znalezienie najkorzystniejszej - mówi Arkadiusz Falecki, główny specjalista z Departamentu Promowania Konkurencji w Urzędzie Regulacji Energetyki.

Problemy te chce rozwiązać prezes Urzędu Regulacji Energetyki, który w ramach projektu współfinansowanego przez Unię Europejską przygotowuje wzory ujednoliconych umów zawieranych pomiędzy sprzedawcami, operatorami systemów dystrybucyjnych (OSD) a odbiorcami energii. Jednocześnie trwają prace nad kodeksem dobrych praktyk sprzedawców energii elektrycznej i gazu oraz OSD.

To on, a nie jak dotąd Jakub Szulc, inny wiceminister zdrowia, jest obecnie odpowiedzialny za realizację planu B. Jak ustaliliśmy, ten ostatni przestał się nim zajmować właśnie ze względu na przedłużające się negocjacje z BGK i NFZ.

Dla przeciętnego odbiorcy istotne jest doprecyzowanie obowiązków stron, wyjaśnienie zasad kalkulacji stosowanych taryf, a także trybu zmiany oraz rozwiązania umowy - uważa dr Aleksander Raczyński, radca prawny z Kancelarii Adwokackiej Sójka & Maciak.

Stosowane dotąd w praktyce wzorce umowne nie zawsze były w tej mierze wystarczająco precyzyjne. Wprowadzenie kodeksów dobrych praktyk oraz ujednoliconych wzorów umów powinno wpłynąć pozytywnie na praktykę przedsiębiorstw energetycznych.

Co pojawi się tuż po wakacjach na stronie URE? Jaki jest dziś istotny problem dla konsumentów rynku energetycznego? Co przewiduje projektu nowelizacji prawa energetycznego, który wpłynął już do laski marszałkowskiej?

Daria Stojak
Gazeta Prawna




Łatwiej będzie wybrać dostawcę prądu

Długie terminy oczekiwania na zmianę dostawcy energii i brak jednolitych wzorców umownych skutecznie zniechęcają konsumentów do poszukiwania najtańszych dostawców prądu.

Dużym problemem przy zawieraniu bądź rozwiązywaniu umów ze sprzedawcą energii elektrycznej jest dotarcie do ofert innych sprzedawców i znalezienie najkorzystniejszej - mówi Arkadiusz Falecki, główny specjalista z Departamentu Promowania Konkurencji w Urzędzie Regulacji Energetyki.

Problemy te chce rozwiązać prezes Urzędu Regulacji Energetyki, który w ramach projektu współfinansowanego przez Unię Europejską przygotowuje wzory ujednoliconych umów zawieranych pomiędzy sprzedawcami, operatorami systemów dystrybucyjnych (OSD) a odbiorcami energii. Jednocześnie trwają prace nad kodeksem dobrych praktyk sprzedawców energii elektrycznej i gazu oraz OSD.

To on, a nie jak dotąd Jakub Szulc, inny wiceminister zdrowia, jest obecnie odpowiedzialny za realizację planu B. Jak ustaliliśmy, ten ostatni przestał się nim zajmować właśnie ze względu na przedłużające się negocjacje z BGK i NFZ.

Dla przeciętnego odbiorcy istotne jest doprecyzowanie obowiązków stron, wyjaśnienie zasad kalkulacji stosowanych taryf, a także trybu zmiany oraz rozwiązania umowy - uważa dr Aleksander Raczyński, radca prawny z Kancelarii Adwokackiej Sójka & Maciak.

Stosowane dotąd w praktyce wzorce umowne nie zawsze były w tej mierze wystarczająco precyzyjne. Wprowadzenie kodeksów dobrych praktyk oraz ujednoliconych wzorów umów powinno wpłynąć pozytywnie na praktykę przedsiębiorstw energetycznych.

Co pojawi się tuż po wakacjach na stronie URE? Jaki jest dziś istotny problem dla konsumentów rynku energetycznego? Co przewiduje projektu nowelizacji prawa energetycznego, który wpłynął już do laski marszałkowskiej?

Daria Stojak
Gazeta Prawna




Od powietrza, ognia i wody ubezpiecz się sam

Pogoda nas nie rozpieszcza. Powodzie na Dolnym Śląsku, oberwania chmury w Trójmieście i Warszawie - niepokojące informacje docierają nas z całego kraju. Tymczasem meteorolodzy nie uspokajają: wielka woda może jeszcze dać o sobie znać.
Powodzie, gradobicia, trąby powietrzne. Coraz częściej Polska staje się rejonem nieprzewidzianych, nagłych załamań pogodowych, których skutki mocno nas dotykają. Na pastwę żywiołów narażony jest często dorobek całego życia: dom, budynki gospodarcze, samochód. Mimo tego, że co roku media donoszą o ofiarach niszczycielskich żywiołów, ludzi wykupujących ubezpieczenie z myślą o zdarzeniach losowych można szukać ze świecą.


W ostatnich tygodniach nie widać lawinowego wzrostu liczby polis - przyznaje Marcin Pawelec z Allianz - ale ubezpieczenia domów i mieszkań cieszą się coraz większym zainteresowaniem.
Wiadomo: powstają nowe mieszkania, ludzie chcą je chronić.
Często zmusza ich do tego bank, ponieważ w razie kredytów hipotecznych ubezpieczenie budynku traktowane jest jako jedno z zabezpieczeń - stwierdza Agnieszka Rosa z PZU. Natomiast same zdarzenia katastroficzne, typu powódź czy huragan, są głośne medialnie, ale nie powodują jednak pików w sprzedaży nowych ubezpieczeń - dodaje
Przeciętny Kowalski potrzeby ubezpieczania się na wszelki wypadek raczej nie widzi. Oczywiście, do czasu.
Według danych KNF w ubiegłym roku wykupiono blisko 7 mln 800 tys. polis od szkód spowodowanych żywiołami, podczas gdy w 2007 r. było ich 200 tys. mniej. Można powiedzieć, że to nie tak mało, ale trzeba też wiedzieć, że dane te obejmują także obowiązkowe ubezpieczenie budynków w gospodarstwach rolnych. Łączna suma odszkodowań przekroczyła rok temu 905 mln zł.
Jak trwoga, to do rządu

"Do tej pory do Biura Likwidacji Szkód Ergo Hestii wpłynęło około 1,4 tys. zgłoszeń szkód spowodowanych powodzią w całej Polsce. To w większości podtopienia budynków, efekt gradobicia, zalania samochodów" - poinformował nas ubezpieczyciel. A to tylko ułamek wszystkich poszkodowanych przez żywioł. Ile osób zgłasza się do innych ubezpieczycieli? A ile nie może zgłosić się nigdzie, bo nie wykupili polisy? W tym ostatnim przypadku ofiarom katastrof nie pozostaje nic innego, jak czekanie na pomoc charytatywną i publiczną z budżetu.

Państwo pomaga. Od czasu mocnej wypowiedzi Włodzimierza Cimoszewicza, że ludzie powinni się ubezpieczać, kolejne rządy zagryzają zęby i w milczeniu rozpruwają budżetową skarbonkę. Ze środków publicznych w ciągu ostatnich 10 lat na pomoc ofiarom katastrof wydano prawie 600 mln zł. Czy pomoc ta była satysfakcjonująca dla poszkodowanych - to już inna sprawa.

Wypłacanie odszkodowań powinni brać na siebie ubezpieczyciele - taka jest ich rola. Jeżeli pieniądze idące co roku na pomoc dla poszkodowanych pochodziłyby z ubezpieczeń, a nie z budżetu, wtedy państwo, zamiast na doraźną pomoc, mogłoby przeznaczać środki na budowę infrastruktury, np. wałów przeciwpowodziowych. Im więcej pieniędzy zainwestuje się w prewencję, tym mniej będzie zniszczeń. Im mniej zniszczeń, tym ubezpieczenie tańsze - mówi Marcin Tarczyński, analityk z Polskiej Izby Ubezpieczeń.

Spokój za kilka stów

Ubezpieczyciele usilnie powtarzają: wykupienie polisy ubezpieczeniowej może znacznie przyspieszyć i usprawnić likwidację szkód.
Klęski żywiołowe z powodu zawirowań klimatycznych mogą zdarzać się w Polsce coraz częściej. Dlatego należy uświadomić sobie to zagrożenie i starać się chronić przed nim na własną rękę. Niezależnie od tego, czy mieszka się w dużej aglomeracji, czy w niewielkiej górskiej miejscowości, polisa ubezpieczeniowa daje taką ochronę - przekonuje Wiesław Puławski, dyrektor Biura Likwidacji Szkód Ergo Hestii.

Zwykły Kowalski może zabezpieczyć swój dobytek, wykupując polisę majątkową. Zwykle są to pakiety chroniące przed różnego rodzaju szkodami. Warto zadbać, by w umowie znalazła się ochrona przed skutkami uderzenie pioruna, pożaru, powodzi, gradobicia, śniegu, huraganu, a także trzęsienia ziemi. Polisa powinna pokrywać koszty akcji ratowniczej oraz uprzątnięcia pozostałości po szkodzie.
Ile trzeba wydać na taką polisę? To zależy m.in. od wartości budynku, jego zabezpieczenia (zwykle ubezpieczenie majątkowe dotyczy przecież kradzieży), materiału, z którego jest zbudowany. Nie musi być też tak, że firma każe płacić osobom mieszkającym na terenach zagrożonych powodziami czy huraganem wyższą składkę niż mieszkańcom rejonów mniej na to narażonych.
Stawki taryfowe ustalamy między innymi na podstawie historycznych danych szkodowych. Jednak nie różnicujemy ich w sposób szczególny pod względem bliskości cieków, zbiorników wodnych. Gdybyśmy do sprawy podchodzili tak restrykcyjnie, to klienci w Łodzi nie płaciliby prawie nic, a w Kłodzku nikogo nie byłoby stać na ubezpieczenie budynku - mówi przedstawicielka PZU.

Składka roczna na ubezpieczenie domu o wartości 300 tys. zł wraz z mieniem ruchomym (meble, sprzęt agd, rtv) o wartości 20 tys. zł może wynieść około 250 zł, mieszkanie o wartości 250 tys. zł z elementami stałymi i ruchomymi (o wartości 32 tys.) oraz garażem (10 tys.) - 350 zł. Dla domu o wartości 1,5 mln zł roczna składka może wynieść 1300-1700 zł. Dużo? Cóż, pamiętajmy, że ubezpieczenie od żywiołów jest mniej kosztowne niż usuwanie szkód na własną rękę.

Powszechna polisa katastroficzna?

Wobec nasilających się z roku na rok skutków klęsk żywiołowych Polska potrzebuje systemu ubezpieczeń od katastrof - uważa Marcin Tarczyński. Na terenach zagrożonych klęskami ubezpieczenie musi być powszechne. Będzie to gwarancją względnie niskich cen takich polis. Już dziś nie są drogie - to wydatek rzędu 300 zł rocznie. A im więcej ludzi zrozumie, że warto być przezornym, tym polisy będą tańsze - przekonuje Tarczyński.
Powszechne ubezpieczenia na wypadek katastrof funkcjonują w kilku krajach Europy. Są takie kraje, gdzie są one obowiązkowe: Szwajcaria, Francja, Belgia. Często występuje też rozgraniczenie ze względu na rodzaj ryzyka, np. polisa od powodzi jest obowiązkowa, ale od suszy już nie. Wszystko zależy tak naprawdę od tego, z jakimi żywiołami boryka się kraj - tłumaczy Tarczyński.
Inny przypadek to Niemcy, gdzie przymusu nie ma, a mimo takie polisy kupowane są powszechnie.

Są też różne modele, jeśli chodzi o dopłaty z budżetu. Po pierwsze państwo może dotować składki (Francja), a po drugie pełnić rolę tzw. ubezpieczyciela czy też reasekuratora ostatniej szansy - mówi Tarczyński. Polega to na tym, że w momencie bardzo dużego nasilenia się katastrof, kiedy wiadomo, że ubezpieczyciele sami nie udźwigną ciężaru odszkodowań, pomoc oferuje też państwo. Tak jest m.in. we Francji i Wielkiej Brytanii. Ale uwaga - interwencja państwa występuje tylko wtedy, gdy klęska jest naprawdę ogromna - zaznacza.

Jak tłumaczy analityk PIU, w Austrii i Turcji istnieją z kolei specjalne państwowe fundusze, uczestniczące w wypłatach odszkodowań (jeśli skutki katastrof są znacznej wartości). W Austrii jednak jego zadanie polega na zapobieganiu (budowanie zabezpieczeń itp.). We Francji powołano państwowy fundusz (CCR), w którym zakłady ubezpieczeń mogą reasekurować ryzyka katastrof.

Czy system ubezpieczeń na wypadek katastrof powinien powstać i w Polsce? Co Państwo o tym sądzicie? Prosimy o wzięcie udziału w naszej sondzie.

Katarzyna Izdebska
Wirtualna Polska

Od powietrza, ognia i wody ubezpiecz się sam

Pogoda nas nie rozpieszcza. Powodzie na Dolnym Śląsku, oberwania chmury w Trójmieście i Warszawie - niepokojące informacje docierają nas z całego kraju. Tymczasem meteorolodzy nie uspokajają: wielka woda może jeszcze dać o sobie znać.
Powodzie, gradobicia, trąby powietrzne. Coraz częściej Polska staje się rejonem nieprzewidzianych, nagłych załamań pogodowych, których skutki mocno nas dotykają. Na pastwę żywiołów narażony jest często dorobek całego życia: dom, budynki gospodarcze, samochód. Mimo tego, że co roku media donoszą o ofiarach niszczycielskich żywiołów, ludzi wykupujących ubezpieczenie z myślą o zdarzeniach losowych można szukać ze świecą.


W ostatnich tygodniach nie widać lawinowego wzrostu liczby polis - przyznaje Marcin Pawelec z Allianz - ale ubezpieczenia domów i mieszkań cieszą się coraz większym zainteresowaniem.
Wiadomo: powstają nowe mieszkania, ludzie chcą je chronić.
Często zmusza ich do tego bank, ponieważ w razie kredytów hipotecznych ubezpieczenie budynku traktowane jest jako jedno z zabezpieczeń - stwierdza Agnieszka Rosa z PZU. Natomiast same zdarzenia katastroficzne, typu powódź czy huragan, są głośne medialnie, ale nie powodują jednak pików w sprzedaży nowych ubezpieczeń - dodaje
Przeciętny Kowalski potrzeby ubezpieczania się na wszelki wypadek raczej nie widzi. Oczywiście, do czasu.
Według danych KNF w ubiegłym roku wykupiono blisko 7 mln 800 tys. polis od szkód spowodowanych żywiołami, podczas gdy w 2007 r. było ich 200 tys. mniej. Można powiedzieć, że to nie tak mało, ale trzeba też wiedzieć, że dane te obejmują także obowiązkowe ubezpieczenie budynków w gospodarstwach rolnych. Łączna suma odszkodowań przekroczyła rok temu 905 mln zł.
Jak trwoga, to do rządu

"Do tej pory do Biura Likwidacji Szkód Ergo Hestii wpłynęło około 1,4 tys. zgłoszeń szkód spowodowanych powodzią w całej Polsce. To w większości podtopienia budynków, efekt gradobicia, zalania samochodów" - poinformował nas ubezpieczyciel. A to tylko ułamek wszystkich poszkodowanych przez żywioł. Ile osób zgłasza się do innych ubezpieczycieli? A ile nie może zgłosić się nigdzie, bo nie wykupili polisy? W tym ostatnim przypadku ofiarom katastrof nie pozostaje nic innego, jak czekanie na pomoc charytatywną i publiczną z budżetu.

Państwo pomaga. Od czasu mocnej wypowiedzi Włodzimierza Cimoszewicza, że ludzie powinni się ubezpieczać, kolejne rządy zagryzają zęby i w milczeniu rozpruwają budżetową skarbonkę. Ze środków publicznych w ciągu ostatnich 10 lat na pomoc ofiarom katastrof wydano prawie 600 mln zł. Czy pomoc ta była satysfakcjonująca dla poszkodowanych - to już inna sprawa.

Wypłacanie odszkodowań powinni brać na siebie ubezpieczyciele - taka jest ich rola. Jeżeli pieniądze idące co roku na pomoc dla poszkodowanych pochodziłyby z ubezpieczeń, a nie z budżetu, wtedy państwo, zamiast na doraźną pomoc, mogłoby przeznaczać środki na budowę infrastruktury, np. wałów przeciwpowodziowych. Im więcej pieniędzy zainwestuje się w prewencję, tym mniej będzie zniszczeń. Im mniej zniszczeń, tym ubezpieczenie tańsze - mówi Marcin Tarczyński, analityk z Polskiej Izby Ubezpieczeń.

Spokój za kilka stów

Ubezpieczyciele usilnie powtarzają: wykupienie polisy ubezpieczeniowej może znacznie przyspieszyć i usprawnić likwidację szkód.
Klęski żywiołowe z powodu zawirowań klimatycznych mogą zdarzać się w Polsce coraz częściej. Dlatego należy uświadomić sobie to zagrożenie i starać się chronić przed nim na własną rękę. Niezależnie od tego, czy mieszka się w dużej aglomeracji, czy w niewielkiej górskiej miejscowości, polisa ubezpieczeniowa daje taką ochronę - przekonuje Wiesław Puławski, dyrektor Biura Likwidacji Szkód Ergo Hestii.

Zwykły Kowalski może zabezpieczyć swój dobytek, wykupując polisę majątkową. Zwykle są to pakiety chroniące przed różnego rodzaju szkodami. Warto zadbać, by w umowie znalazła się ochrona przed skutkami uderzenie pioruna, pożaru, powodzi, gradobicia, śniegu, huraganu, a także trzęsienia ziemi. Polisa powinna pokrywać koszty akcji ratowniczej oraz uprzątnięcia pozostałości po szkodzie.
Ile trzeba wydać na taką polisę? To zależy m.in. od wartości budynku, jego zabezpieczenia (zwykle ubezpieczenie majątkowe dotyczy przecież kradzieży), materiału, z którego jest zbudowany. Nie musi być też tak, że firma każe płacić osobom mieszkającym na terenach zagrożonych powodziami czy huraganem wyższą składkę niż mieszkańcom rejonów mniej na to narażonych.
Stawki taryfowe ustalamy między innymi na podstawie historycznych danych szkodowych. Jednak nie różnicujemy ich w sposób szczególny pod względem bliskości cieków, zbiorników wodnych. Gdybyśmy do sprawy podchodzili tak restrykcyjnie, to klienci w Łodzi nie płaciliby prawie nic, a w Kłodzku nikogo nie byłoby stać na ubezpieczenie budynku - mówi przedstawicielka PZU.

Składka roczna na ubezpieczenie domu o wartości 300 tys. zł wraz z mieniem ruchomym (meble, sprzęt agd, rtv) o wartości 20 tys. zł może wynieść około 250 zł, mieszkanie o wartości 250 tys. zł z elementami stałymi i ruchomymi (o wartości 32 tys.) oraz garażem (10 tys.) - 350 zł. Dla domu o wartości 1,5 mln zł roczna składka może wynieść 1300-1700 zł. Dużo? Cóż, pamiętajmy, że ubezpieczenie od żywiołów jest mniej kosztowne niż usuwanie szkód na własną rękę.

Powszechna polisa katastroficzna?

Wobec nasilających się z roku na rok skutków klęsk żywiołowych Polska potrzebuje systemu ubezpieczeń od katastrof - uważa Marcin Tarczyński. Na terenach zagrożonych klęskami ubezpieczenie musi być powszechne. Będzie to gwarancją względnie niskich cen takich polis. Już dziś nie są drogie - to wydatek rzędu 300 zł rocznie. A im więcej ludzi zrozumie, że warto być przezornym, tym polisy będą tańsze - przekonuje Tarczyński.
Powszechne ubezpieczenia na wypadek katastrof funkcjonują w kilku krajach Europy. Są takie kraje, gdzie są one obowiązkowe: Szwajcaria, Francja, Belgia. Często występuje też rozgraniczenie ze względu na rodzaj ryzyka, np. polisa od powodzi jest obowiązkowa, ale od suszy już nie. Wszystko zależy tak naprawdę od tego, z jakimi żywiołami boryka się kraj - tłumaczy Tarczyński.
Inny przypadek to Niemcy, gdzie przymusu nie ma, a mimo takie polisy kupowane są powszechnie.

Są też różne modele, jeśli chodzi o dopłaty z budżetu. Po pierwsze państwo może dotować składki (Francja), a po drugie pełnić rolę tzw. ubezpieczyciela czy też reasekuratora ostatniej szansy - mówi Tarczyński. Polega to na tym, że w momencie bardzo dużego nasilenia się katastrof, kiedy wiadomo, że ubezpieczyciele sami nie udźwigną ciężaru odszkodowań, pomoc oferuje też państwo. Tak jest m.in. we Francji i Wielkiej Brytanii. Ale uwaga - interwencja państwa występuje tylko wtedy, gdy klęska jest naprawdę ogromna - zaznacza.

Jak tłumaczy analityk PIU, w Austrii i Turcji istnieją z kolei specjalne państwowe fundusze, uczestniczące w wypłatach odszkodowań (jeśli skutki katastrof są znacznej wartości). W Austrii jednak jego zadanie polega na zapobieganiu (budowanie zabezpieczeń itp.). We Francji powołano państwowy fundusz (CCR), w którym zakłady ubezpieczeń mogą reasekurować ryzyka katastrof.

Czy system ubezpieczeń na wypadek katastrof powinien powstać i w Polsce? Co Państwo o tym sądzicie? Prosimy o wzięcie udziału w naszej sondzie.

Katarzyna Izdebska
Wirtualna Polska

Pełne odliczanie VAT od aut i paliwa jest za drogie

Rozmowa z Maciejem Grabowskim, wiceministrem finansów.
Jest już gotowy projekt nowelizacji ustawy o VAT w zakresie odliczania podatku od zakupu samochodów i paliwa. Jakie będą nowe rozwiązania?
Obecne rozwiązania nie przystają do rzeczywistości. Powrót samochodów z kratką po wyroku Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości wprowadził wiele zamieszania. Zależy nam na likwidacji absurdu, którego symbolem stało się ciężarowe porsche, jak i wyeliminowaniu wątpliwości podatników w tym zakresie. Przy projektowaniu nowego rozwiązania rozróżniliśmy dwie sprawy: odliczanie VAT od paliwa i od zakupu aut.

Zacznijmy więc od odliczania VAT od paliwa.
W tym przypadku chcemy skorzystać z art. 177 Dyrektywy 112 i wystąpiliśmy do Komitetu ds. VAT w UE z wnioskiem o konsultację o czasowe zawieszenie prawa do odliczania VAT od paliwa dla aut osobowych.

Czym jest art. 177 dyrektywy?
To przepis, który pozwala na zawieszenie odliczania VAT w przypadku złej koniunktury. Teraz ten argument jest jak najbardziej uzasadniony, bo mamy trudną sytuację gospodarczą.

Czy Unia przyzna Polsce prawo do zawieszenia odliczania VAT od paliwa?
Inne kraje Wspólnoty z tego rozwiązania korzystały i po konsultacji z Komitetem VAT wyłączały prawo do odliczeń. Nie sądzę, aby w przypadku Polski miało być inaczej.

Na jaki okres odliczanie VAT od paliwa będzie zawieszone?
Na lata 2010-2012. Okres zawieszenia rozpocząłby się 1 stycznia 2010 r. Na te trzy lata wrócimy do stanu sprzed grudnia 2008 r., kiedy nie można było odliczać VAT od paliwa.

Czy to nie zwlekanie z podjęciem trudnej decyzji?
Nie. Z jednej strony mamy trudną sytuację gospodarczą i kwestie budżetowe mają tu znaczenie. Z drugiej zaś nie chcemy zamykać furtki w postaci odliczania VAT od paliwa. Stąd trzyletni okres zawieszenia.

Czy będzie odliczanie VAT-u od zakupu samochodów osobowych? Jakie zmiany zostaną wprowadzone do ustawy o PIT i ustawy o CIT, dot. używania aut służbowych do celów prywatnych? Od kiedy wszystkie te zmiany zaczną obowiązywać?

Ewa Matyszewska, Marek Kutarba
Gazeta Prawna

Pełne odliczanie VAT od aut i paliwa jest za drogie

Rozmowa z Maciejem Grabowskim, wiceministrem finansów.
Jest już gotowy projekt nowelizacji ustawy o VAT w zakresie odliczania podatku od zakupu samochodów i paliwa. Jakie będą nowe rozwiązania?
Obecne rozwiązania nie przystają do rzeczywistości. Powrót samochodów z kratką po wyroku Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości wprowadził wiele zamieszania. Zależy nam na likwidacji absurdu, którego symbolem stało się ciężarowe porsche, jak i wyeliminowaniu wątpliwości podatników w tym zakresie. Przy projektowaniu nowego rozwiązania rozróżniliśmy dwie sprawy: odliczanie VAT od paliwa i od zakupu aut.

Zacznijmy więc od odliczania VAT od paliwa.
W tym przypadku chcemy skorzystać z art. 177 Dyrektywy 112 i wystąpiliśmy do Komitetu ds. VAT w UE z wnioskiem o konsultację o czasowe zawieszenie prawa do odliczania VAT od paliwa dla aut osobowych.

Czym jest art. 177 dyrektywy?
To przepis, który pozwala na zawieszenie odliczania VAT w przypadku złej koniunktury. Teraz ten argument jest jak najbardziej uzasadniony, bo mamy trudną sytuację gospodarczą.

Czy Unia przyzna Polsce prawo do zawieszenia odliczania VAT od paliwa?
Inne kraje Wspólnoty z tego rozwiązania korzystały i po konsultacji z Komitetem VAT wyłączały prawo do odliczeń. Nie sądzę, aby w przypadku Polski miało być inaczej.

Na jaki okres odliczanie VAT od paliwa będzie zawieszone?
Na lata 2010-2012. Okres zawieszenia rozpocząłby się 1 stycznia 2010 r. Na te trzy lata wrócimy do stanu sprzed grudnia 2008 r., kiedy nie można było odliczać VAT od paliwa.

Czy to nie zwlekanie z podjęciem trudnej decyzji?
Nie. Z jednej strony mamy trudną sytuację gospodarczą i kwestie budżetowe mają tu znaczenie. Z drugiej zaś nie chcemy zamykać furtki w postaci odliczania VAT od paliwa. Stąd trzyletni okres zawieszenia.

Czy będzie odliczanie VAT-u od zakupu samochodów osobowych? Jakie zmiany zostaną wprowadzone do ustawy o PIT i ustawy o CIT, dot. używania aut służbowych do celów prywatnych? Od kiedy wszystkie te zmiany zaczną obowiązywać?

Ewa Matyszewska, Marek Kutarba
Gazeta Prawna

Polscy budowlańcy w Irlandii bardziej elastyczni

Polscy imigranci zatrudnieni w Irlandii w sektorze budowlanym godzą się na gorsze warunki pracy, ponieważ wolą ją zachować niż rozglądać się za innym zatrudnieniem albo wracać do kraju - wynika z badań Trinity College w Dublinie.

Trinity College prowadzi dwuletni projekt, w którym monitoruje grupę polskich pracowników budowlanych. Celem badania jest ustalenie, jaki wpływ na polskich imigrantów ma kryzys gospodarczy.

 badania wynika, że osoby, które straciły pracę, gotowe są zarejestrować się w urzędach pośrednictwa pracy i rozglądać się za nowym zajęciem - choć taka perspektywa to dla nich ostateczność.

Imigranci coraz bardziej niepokoją się sytuacją na rynku pracy i ich indywidualną perspektywą zatrudnienia. Wiele osób poszukujących pracy w budownictwie otrzymuje od potencjalnych pracodawców oferty poniżej stawek uzgodnionych w zbiorowym układzie pracy dla tego sektora.

- Liczni imigranci pracują poniżej kwalifikacji, ale rekompensatę widzą dla siebie w tym, że irlandzkie środowisko pracy jest generalnie dla nich przyjazne, bardziej nieformalne i daje im większe pole indywidualnego rozwoju - powiedział dr. James Wickham z Trinity College wtorkowemu dziennikowi The Irish Times.

Stopa bezrobocia wśród imigrantów z nowych państw UE wynosi ok. 20 proc. i jest blisko dwa razy wyższa niż w przypadku miejscowych pracowników irlandzkich.



źródlo: interia.pl (PAP)

Polscy budowlańcy w Irlandii bardziej elastyczni

Polscy imigranci zatrudnieni w Irlandii w sektorze budowlanym godzą się na gorsze warunki pracy, ponieważ wolą ją zachować niż rozglądać się za innym zatrudnieniem albo wracać do kraju - wynika z badań Trinity College w Dublinie.

Trinity College prowadzi dwuletni projekt, w którym monitoruje grupę polskich pracowników budowlanych. Celem badania jest ustalenie, jaki wpływ na polskich imigrantów ma kryzys gospodarczy.

 badania wynika, że osoby, które straciły pracę, gotowe są zarejestrować się w urzędach pośrednictwa pracy i rozglądać się za nowym zajęciem - choć taka perspektywa to dla nich ostateczność.

Imigranci coraz bardziej niepokoją się sytuacją na rynku pracy i ich indywidualną perspektywą zatrudnienia. Wiele osób poszukujących pracy w budownictwie otrzymuje od potencjalnych pracodawców oferty poniżej stawek uzgodnionych w zbiorowym układzie pracy dla tego sektora.

- Liczni imigranci pracują poniżej kwalifikacji, ale rekompensatę widzą dla siebie w tym, że irlandzkie środowisko pracy jest generalnie dla nich przyjazne, bardziej nieformalne i daje im większe pole indywidualnego rozwoju - powiedział dr. James Wickham z Trinity College wtorkowemu dziennikowi The Irish Times.

Stopa bezrobocia wśród imigrantów z nowych państw UE wynosi ok. 20 proc. i jest blisko dwa razy wyższa niż w przypadku miejscowych pracowników irlandzkich.



źródlo: interia.pl (PAP)

Nakaz rozbiórki po 7 latach

Inwestor, który wybudował dom na podstawie pozwolenia na budowę, może otrzymać nakaz jego rozbiórki.

W sprawie inwestora z Gostynina, który zwrócił się do GP z prośbą o dziennikarską interwencję, decyzja nakazująca rozbiórkę domu została wydana siedem lat po zakończeniu jego budowy.

Zgodnie z obowiązującym prawem budowlanym, każdy sąsiad inwestora jest stroną postępowania administracyjnego i może zaskarżyć wydane pozwolenie na budowę. Jeżeli to zrobi, a sąd administracyjny uzna, że zostało ono wydane z naruszeniem prawa, to inwestor będzie musiał rozebrać wybudowany obiekt. Nie ma przy tym znaczenia, czy rozpoczął już budowę, czy nawet została ona już ukończona.

- Otrzymałem pozwolenie na budowę i przystąpiłem do prac - skarży się inwestor z Gostynina.

- W ich trakcie sąsiad zaskarżył decyzję starosty do sądu administracyjnego. Sprawa ciągnęła się przez kilka lat, a ja w tym czasie ukończyłem budowę domu. Teraz jednak otrzymałem nakaz jego rozbiórki, bowiem sąd uchylił pozwolenie na budowę, a starosta odmówił wydania nowego.

W takiej sytuacji inwestor jest bezradny i nie ma praktycznie żadnej możliwości uniknięcia rozbiórki.

- Jeżeli naprawienie uchylonej decyzji o pozwoleniu na budowę nie jest możliwe, to inwestor nie może dokończyć budowy domu, a jeżeli została ona już ukończona, to nie może uzyskać pozwolenia na jego użytkowanie - mówi Jan Nowak, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Pińczowie.

- Każdy obiekt, który został wybudowany z naruszeniem przepisów prawa, musi zostać rozebrany - dodaje.

Tacy właściciele są wobec prawa nawet w gorszej sytuacji niż osoby, które dopuściły się samowoli budowlanej. Nie mają one możliwości zalegalizowania swoich budynków.

Arkadiusz Jaraszek - Więcej: Gazeta Prawna 7.07.2009

źródło: interia.pl

Nakaz rozbiórki po 7 latach

Inwestor, który wybudował dom na podstawie pozwolenia na budowę, może otrzymać nakaz jego rozbiórki.

W sprawie inwestora z Gostynina, który zwrócił się do GP z prośbą o dziennikarską interwencję, decyzja nakazująca rozbiórkę domu została wydana siedem lat po zakończeniu jego budowy.

Zgodnie z obowiązującym prawem budowlanym, każdy sąsiad inwestora jest stroną postępowania administracyjnego i może zaskarżyć wydane pozwolenie na budowę. Jeżeli to zrobi, a sąd administracyjny uzna, że zostało ono wydane z naruszeniem prawa, to inwestor będzie musiał rozebrać wybudowany obiekt. Nie ma przy tym znaczenia, czy rozpoczął już budowę, czy nawet została ona już ukończona.

- Otrzymałem pozwolenie na budowę i przystąpiłem do prac - skarży się inwestor z Gostynina.

- W ich trakcie sąsiad zaskarżył decyzję starosty do sądu administracyjnego. Sprawa ciągnęła się przez kilka lat, a ja w tym czasie ukończyłem budowę domu. Teraz jednak otrzymałem nakaz jego rozbiórki, bowiem sąd uchylił pozwolenie na budowę, a starosta odmówił wydania nowego.

W takiej sytuacji inwestor jest bezradny i nie ma praktycznie żadnej możliwości uniknięcia rozbiórki.

- Jeżeli naprawienie uchylonej decyzji o pozwoleniu na budowę nie jest możliwe, to inwestor nie może dokończyć budowy domu, a jeżeli została ona już ukończona, to nie może uzyskać pozwolenia na jego użytkowanie - mówi Jan Nowak, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Pińczowie.

- Każdy obiekt, który został wybudowany z naruszeniem przepisów prawa, musi zostać rozebrany - dodaje.

Tacy właściciele są wobec prawa nawet w gorszej sytuacji niż osoby, które dopuściły się samowoli budowlanej. Nie mają one możliwości zalegalizowania swoich budynków.

Arkadiusz Jaraszek - Więcej: Gazeta Prawna 7.07.2009

źródło: interia.pl

Warszawa na 113. miejscu

Tokio jest najdroższym miastem świata dla zagranicznych menadżerów. Rok temu listę tę otwierała Moskwa. Warszawa staniała i spadała z 35 miejsca na 113 - wynika z najnowszego badania międzynarodowej firmy konsultingowej Mercer.

Mercer, międzynarodowa firma zajmująca się m.in. zarządzaniem strategicznym i inwestowaniem postanowiła zbadać 143 miasta na całym świecie i określić zakres kosztów utrzymania, takich jak wynajmem mieszkania (domu), koszty transportu, wyżywienia, cen odzieży, artykułów gospodarstwa domowego i rozrywki.

Na drugim miejscu listy znalazła się japońska Osaka, awansując o dziewięć pozycji w porównaniu z ubiegłym rokiem. Moskwę sklasyfikowano na trzeciej pozycji. Genewa awansowała o cztery miejsca, zajmując czwartą pozycję. Na kolejnej jest Hong Kong. Ostatnie miejsce rankingu, co oznacza, że dla zagranicznego menadżera żyje się w nim najtaniej, jest Johannesburg.

W badaniu przeprowadzonym przez Mercer, Nowy Jork jest miastem bazowym z liczbą 100 punktów, inne miasta są do niego porównywane a zmiana wartości danej waluty mierzona jest w stosunku do dolara amerykańskiego. W tej klasyfikacji Tokio zdobywa 143.7 punktów i jest blisko trzy razy droższe niż Johannesburg, który osiągnął wynik 49.6.

Jak podał Mercer, "znaczące zmiany w tegorocznym rankingu zaszły głównie z powodu sporych zmian walutowych na świecie. Większość miast europejskich przesunęła się w dół w rankingu, łącznie z Warszawą, która doświadczyła najbardziej radykalnej zmiany, spadając o 78 pozycji z 35 miejsca na 113". Wysokie pozycje w rankingu straciły także Londyn i Oslo, obie stolice znajdowały się w pierwszej dziesiątce miast w 2008 r.

Jak zauważa Mercer, spadek w rankingu europejskich miast spowodowany jest osłabieniem miejscowych walut (euro, funta czy złotego) wobec dolara. W klasyfikacji spadła nie tylko Warszawa, ale także Glasgow na 129 miejsce i Birmingham na 125 - tj. odpowiednio o 60 i 59 pozycji. Niżej sklasyfikowane zostały także miasta niemieckie i hiszpańskie, szwedzkie, czeskie, rumuńskie, ukraińskie i węgierskie.

Podczas, gdy większość miast europejskich spadła w rankingu, prawie wszystkie miasta z regionu Środkowego Wschodu awansowały. W klasyfikacji przesunęły się Dubaj i Abu Dhabi. Tel Awiw jest nadal najdroższym miastem na Środkowym Wschodzie, chociaż spadł w rankingu z 14 na 17 pozycję.

Tańsze też stały się miasta kanadyjskie - Toronto, Ottawa i Montreal.

Natomiast wyżej został sklasyfikowane chińskie miasta takie jak Pekin, Szanghaj, Shenzhen i Guangzhou.

Mercer przeprowadził badanie kosztów życia w marcu 2009 r., jego wyniki są porównane do badania wykonanego marcu w 2008 r. Informacje dotyczące rankingu miast wykorzystywane są przez rządy i firmy w celu zabezpieczenia siły nabywczej swoich pracowników w sytuacji przeniesienia ich za granicę.

źródło informacji:  interia.pl PAP

Warszawa na 113. miejscu

Tokio jest najdroższym miastem świata dla zagranicznych menadżerów. Rok temu listę tę otwierała Moskwa. Warszawa staniała i spadała z 35 miejsca na 113 - wynika z najnowszego badania międzynarodowej firmy konsultingowej Mercer.

Mercer, międzynarodowa firma zajmująca się m.in. zarządzaniem strategicznym i inwestowaniem postanowiła zbadać 143 miasta na całym świecie i określić zakres kosztów utrzymania, takich jak wynajmem mieszkania (domu), koszty transportu, wyżywienia, cen odzieży, artykułów gospodarstwa domowego i rozrywki.

Na drugim miejscu listy znalazła się japońska Osaka, awansując o dziewięć pozycji w porównaniu z ubiegłym rokiem. Moskwę sklasyfikowano na trzeciej pozycji. Genewa awansowała o cztery miejsca, zajmując czwartą pozycję. Na kolejnej jest Hong Kong. Ostatnie miejsce rankingu, co oznacza, że dla zagranicznego menadżera żyje się w nim najtaniej, jest Johannesburg.

W badaniu przeprowadzonym przez Mercer, Nowy Jork jest miastem bazowym z liczbą 100 punktów, inne miasta są do niego porównywane a zmiana wartości danej waluty mierzona jest w stosunku do dolara amerykańskiego. W tej klasyfikacji Tokio zdobywa 143.7 punktów i jest blisko trzy razy droższe niż Johannesburg, który osiągnął wynik 49.6.

Jak podał Mercer, "znaczące zmiany w tegorocznym rankingu zaszły głównie z powodu sporych zmian walutowych na świecie. Większość miast europejskich przesunęła się w dół w rankingu, łącznie z Warszawą, która doświadczyła najbardziej radykalnej zmiany, spadając o 78 pozycji z 35 miejsca na 113". Wysokie pozycje w rankingu straciły także Londyn i Oslo, obie stolice znajdowały się w pierwszej dziesiątce miast w 2008 r.

Jak zauważa Mercer, spadek w rankingu europejskich miast spowodowany jest osłabieniem miejscowych walut (euro, funta czy złotego) wobec dolara. W klasyfikacji spadła nie tylko Warszawa, ale także Glasgow na 129 miejsce i Birmingham na 125 - tj. odpowiednio o 60 i 59 pozycji. Niżej sklasyfikowane zostały także miasta niemieckie i hiszpańskie, szwedzkie, czeskie, rumuńskie, ukraińskie i węgierskie.

Podczas, gdy większość miast europejskich spadła w rankingu, prawie wszystkie miasta z regionu Środkowego Wschodu awansowały. W klasyfikacji przesunęły się Dubaj i Abu Dhabi. Tel Awiw jest nadal najdroższym miastem na Środkowym Wschodzie, chociaż spadł w rankingu z 14 na 17 pozycję.

Tańsze też stały się miasta kanadyjskie - Toronto, Ottawa i Montreal.

Natomiast wyżej został sklasyfikowane chińskie miasta takie jak Pekin, Szanghaj, Shenzhen i Guangzhou.

Mercer przeprowadził badanie kosztów życia w marcu 2009 r., jego wyniki są porównane do badania wykonanego marcu w 2008 r. Informacje dotyczące rankingu miast wykorzystywane są przez rządy i firmy w celu zabezpieczenia siły nabywczej swoich pracowników w sytuacji przeniesienia ich za granicę.

źródło informacji:  interia.pl PAP

Azjatycki tygrys stawia na Polskę

Koreańskie firmy zainwestowały już w Polsce około 2 mld USD, a to dopiero początek – informuje "Rzeczpospolita".

 Warszawie rozpoczyna się dziś Polsko-Koreańskie Forum Gospodarcze. Jak informuje dziennik podpisane zostaną umowy między Korea Eximbankiem i Polską Agencją Informacji i Inwestycji Zagranicznych oraz z BGK dotyczące finansowania projektów inwestycyjnych i handlowych.

Takie koncerny jak Samsung Engineering czy GS Engineering & Construction zainteresowane są projektami inżynierskimi w Polsce. Chodzi przede wszystkim o te współfinansowane ze środków unijnych takie jak budowa oczyszczalni ścieków czy elektrowni.

Liczba firm z kapitałem koreańskim w Polsce przekroczyła już 110.

Więcej w dzisiejszym wydaniu "Rzeczpospolitej".

źródło: onet.pl

Azjatycki tygrys stawia na Polskę

Koreańskie firmy zainwestowały już w Polsce około 2 mld USD, a to dopiero początek – informuje "Rzeczpospolita".

 Warszawie rozpoczyna się dziś Polsko-Koreańskie Forum Gospodarcze. Jak informuje dziennik podpisane zostaną umowy między Korea Eximbankiem i Polską Agencją Informacji i Inwestycji Zagranicznych oraz z BGK dotyczące finansowania projektów inwestycyjnych i handlowych.

Takie koncerny jak Samsung Engineering czy GS Engineering & Construction zainteresowane są projektami inżynierskimi w Polsce. Chodzi przede wszystkim o te współfinansowane ze środków unijnych takie jak budowa oczyszczalni ścieków czy elektrowni.

Liczba firm z kapitałem koreańskim w Polsce przekroczyła już 110.

Więcej w dzisiejszym wydaniu "Rzeczpospolitej".

źródło: onet.pl

Dobra wiadomość dla polskich kredytobiorców

Coraz lepsze perspektywy dla osób posiadających kredyty we frankach szwajcarskich - informuje "Puls Biznesu".

Szwajcaria została dotknięta przez deflację. Kryzys finansowy sprzyja polskim kredytobiorcom. Wg prognoz szwajcarski PKB skurczy się w tym roku o 4%, a w przyszłym roku kraj ten może czekać najwyżej stagnacja.

Ponadto od kilku miesięcy ten alpejski kraj zmaga się również z deflacją związaną ze spadkiem konsumpcji. Wedle najnowszych danych statystycznych w czerwcu ceny spadły o 1% w ujęciu rocznym. By uzdrowić sytuację bank szwajcarski utrzymuje stopy procentowe na możliwie najniższym poziomie – informuje "Puls Biznesu".

Dla polskich kredytobiorców oznacza to niższe raty kredytów zaciągniętych we frankach. Niskie stopy szwajcarskiego banku centralnego oznaczają niskie oprocentowanie kredytów, ponadto rozluźniona polityka sprzyja osłabianiu się franka względem polskiej waluty.

Więcej w dzisiejszym wydaniu "Pulsu Biznesu".

źródło: onet.pl

Dobra wiadomość dla polskich kredytobiorców

Coraz lepsze perspektywy dla osób posiadających kredyty we frankach szwajcarskich - informuje "Puls Biznesu".

Szwajcaria została dotknięta przez deflację. Kryzys finansowy sprzyja polskim kredytobiorcom. Wg prognoz szwajcarski PKB skurczy się w tym roku o 4%, a w przyszłym roku kraj ten może czekać najwyżej stagnacja.

Ponadto od kilku miesięcy ten alpejski kraj zmaga się również z deflacją związaną ze spadkiem konsumpcji. Wedle najnowszych danych statystycznych w czerwcu ceny spadły o 1% w ujęciu rocznym. By uzdrowić sytuację bank szwajcarski utrzymuje stopy procentowe na możliwie najniższym poziomie – informuje "Puls Biznesu".

Dla polskich kredytobiorców oznacza to niższe raty kredytów zaciągniętych we frankach. Niskie stopy szwajcarskiego banku centralnego oznaczają niskie oprocentowanie kredytów, ponadto rozluźniona polityka sprzyja osłabianiu się franka względem polskiej waluty.

Więcej w dzisiejszym wydaniu "Pulsu Biznesu".

źródło: onet.pl

Można rozwiązać umowę przedwstępną na zakup mieszkania

Firmy deweloperskie bezpodstawnie odmawiają klientom prawa do odstąpienia od przedwstępnej umowy zakupu mieszkania.
Z powodu kryzysu na rynku nieruchomości deweloperzy nie chcą godzić się na rezygnację klientów z zarezerwowanych wcześniej mieszkań, nawet jeżeli umowa przedwstępna przewiduje uprawnienie do odstąpienia od umowy. W jednym ze sporów, do którego dotarła Gazeta Prawna, największy na rynku deweloper – J.W.Construction – odmawia Dorocie Ciborowskiej z Gdyni odstąpienia od przedwstępnej umowy zakupu mieszkania.
– Zgodziłam się na zapłacenie kary umownej w wysokości 5 proc. wartości lokalu, ale deweloper nie chce uwzględnić mojej rezygnacji, chociaż prawo takie przyznaje mi podpisana umowa – mówi klientka.
Deweloper nie chce przyjąć kary umownej i zwrócić wcześniej wpłaconych pieniędzy (klientka wpłaciła już 90 proc. wartości mieszkania), gdyż jego zdaniem nie ma podstaw do rozwiązania umowy.
– Wskazane w umowie postanowienia nie są postanowieniami umowy przedwstępnej, pomimo że taka była jej nazwa. Klientka w rzeczywistości zawarła umowę deweloperską, od której nie można odstąpić – mówi Piotr Ciszewski, radca prawny J.W. Construction. Jego zdaniem klienci mają prawo odstąpienia od umowy tylko w sytuacji, gdy deweloper opóźnia się ze spełnieniem swojego świadczenia, czyli wybudowaniem mieszkania.
Dla prawników argumenty przytaczane przez deweloperów nie mają oparcia w obowiązujących przepisach.
– Praktyki stosowane dziś przez deweloperów są nie do przyjęcia, bowiem od każdej umowy można odstąpić, jeżeli przewidują to jej postanowienia. Nie ma przy tym znaczenia, czy umowa jest umową przedwstępną czy umową deweloperską – mówi radca prawny Dariusz Okolski.
Zgodnie z przepisami kodeksu cywilnego każdy klient może więc odstąpić od umowy przedwstępnej aż do czasu podpisania aktu notarialnego. Musi on oczywiście zapłacić określoną w umowie karę lub odszkodowanie. Odmienne postanowienia umowne stanowią niedozwolone klauzule umowne, których stosowanie jest zabronione.
– Wątpliwości może budzić sytuacja, w której deweloper, pomimo że uprawnienie takie wynika bezpośrednio z podpisanej umowy, próbuje je ograniczać i odmawia konsumentowi prawa do odstąpienia od umowy – mówi Konrad Gruner z Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Źródło: GP

Można rozwiązać umowę przedwstępną na zakup mieszkania

Firmy deweloperskie bezpodstawnie odmawiają klientom prawa do odstąpienia od przedwstępnej umowy zakupu mieszkania.
Z powodu kryzysu na rynku nieruchomości deweloperzy nie chcą godzić się na rezygnację klientów z zarezerwowanych wcześniej mieszkań, nawet jeżeli umowa przedwstępna przewiduje uprawnienie do odstąpienia od umowy. W jednym ze sporów, do którego dotarła Gazeta Prawna, największy na rynku deweloper – J.W.Construction – odmawia Dorocie Ciborowskiej z Gdyni odstąpienia od przedwstępnej umowy zakupu mieszkania.
– Zgodziłam się na zapłacenie kary umownej w wysokości 5 proc. wartości lokalu, ale deweloper nie chce uwzględnić mojej rezygnacji, chociaż prawo takie przyznaje mi podpisana umowa – mówi klientka.
Deweloper nie chce przyjąć kary umownej i zwrócić wcześniej wpłaconych pieniędzy (klientka wpłaciła już 90 proc. wartości mieszkania), gdyż jego zdaniem nie ma podstaw do rozwiązania umowy.
– Wskazane w umowie postanowienia nie są postanowieniami umowy przedwstępnej, pomimo że taka była jej nazwa. Klientka w rzeczywistości zawarła umowę deweloperską, od której nie można odstąpić – mówi Piotr Ciszewski, radca prawny J.W. Construction. Jego zdaniem klienci mają prawo odstąpienia od umowy tylko w sytuacji, gdy deweloper opóźnia się ze spełnieniem swojego świadczenia, czyli wybudowaniem mieszkania.
Dla prawników argumenty przytaczane przez deweloperów nie mają oparcia w obowiązujących przepisach.
– Praktyki stosowane dziś przez deweloperów są nie do przyjęcia, bowiem od każdej umowy można odstąpić, jeżeli przewidują to jej postanowienia. Nie ma przy tym znaczenia, czy umowa jest umową przedwstępną czy umową deweloperską – mówi radca prawny Dariusz Okolski.
Zgodnie z przepisami kodeksu cywilnego każdy klient może więc odstąpić od umowy przedwstępnej aż do czasu podpisania aktu notarialnego. Musi on oczywiście zapłacić określoną w umowie karę lub odszkodowanie. Odmienne postanowienia umowne stanowią niedozwolone klauzule umowne, których stosowanie jest zabronione.
– Wątpliwości może budzić sytuacja, w której deweloper, pomimo że uprawnienie takie wynika bezpośrednio z podpisanej umowy, próbuje je ograniczać i odmawia konsumentowi prawa do odstąpienia od umowy – mówi Konrad Gruner z Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Źródło: GP

Jak wypowiedzieć umowę najmu

W umowie najmu lokalu trzeba uregulować tryb i termin wypowiedzenia. Jeśli strony tego nie uczynią, będą stosowane przepisy kodeksu cywilnego.

Treść umów najmu, także w części dotyczącej terminów i zasad ich wypowiadania, możemy kształtować dowolnie, dostosowując ją do potrzeb wynajmującego i najemcy. Ale tylko w pewnym zakresie. Poza regulującymi te kwestie przepisami kodeksu cywilnego w wiele niuansów najmu lokali mieszkalnych ingeruje ustawa o ochronie praw lokatorów.
Lokator pod ochroną
Wynajmującemu zależy przede wszystkim na tym, by lokator korzystający z lokalu płacił w terminie wszystkie zobowiązania, nie doprowadził do dewastacji mieszkania oraz opuścił je wtedy, gdy skończy się umowa. Przepisy ustawy o ochronie praw lokatorów w wersji obowiązującej do końca 2004 roku w znacznym stopniu ograniczały możliwości wypowiedzenia umowy, a tym samym odzyskania wynajmowanego mieszkania, gdy stawało się ono znów potrzebne właścicielowi.
Aktualnie większość tych ograniczeń nie ma zastosowania do wynajmu lokali mieszkalnych, który ma charakter najmu okazjonalnego. Chodzi tu o takie mieszkania, domy lub ich części, które swoim właścicielom służą do zaspokajania własnych potrzeb mieszkaniowych, a wynajęte zostały tylko na okres przejściowy. Zgodnie bowiem z przepisami tej ustawy, w razie oddania do używania lokalu, z którego właściciel przejściowo nie korzysta w całości lub w części w celu zaspokojenia własnych potrzeb mieszkaniowych, jej przepisów ustawy nie stosuje się, z wyjątkiem kilku przypadków uregulowanych w tejże ustawie.
Wyjątki dotyczą prawa do wejścia do lokalu, gdy nastąpiła awaria, prawa wytoczenia powództwa przez właściciela mieszkania, innych właścicieli lub użytkowników, w sytuacji gdy lokator wykracza w sposób rażący lub uporczywy przeciwko porządkowi domowemu, czyniąc uciążliwym korzystanie z innych lokali w budynku, zasad płacenia odszkodowania przez osoby zajmujące lokal bez tytułu prawnego oraz niektórych przepisów dotyczących prawa do wypowiedzenia umowy najmu.
Nie wdając się w szczegóły, najistotniejsze jest to, że właściciel mieszkania może wypowiedzieć umowę najmu okazjonalnego w każdym momencie, jeśli tylko powstaną okoliczności, w których wynajmowanie lokalu z przyczyn leżących po stronie właściciela staje się niemożliwe. W takim przypadku lokator musi lokal opuścić, gdyż nie podlega ochronie na podstawie innych przepisów ustawy o ochronie praw lokatorów. W to miejsce zastosowanie mają regulacje zawarte w kodeksie cywilnym.
Umowa najmu lokalu na dłużej niż rok powinna być zawarta na piśmie. W obrocie gospodarczym zaś, dla celów dokumentacyjnych i podatkowych, należy zawierać w tej formie każdą umowę.
Wypowiedzenie umowy najmu
Jeżeli wskutek wypowiedzenia najmu przez nabywcę przedmiotu najmu najemca jest zmuszony zwrócić rzecz wcześniej, niż byłby zobowiązany według umowy najmu, może zażądać od zbywcy naprawienia szkody.
Jedną z kluczowych kwestii, które warto szczegółowo uregulować w umowie najmu lokalu, jest tryb i termin jej wypowiedzenia. Jeśli strony tego nie uczynią, będą miały zastosowanie przepisy kodeksu cywilnego. Tak więc gdy czas najmu jest nieoznaczony, to zarówno wynajmujący, jak i najemca mogą wypowiedzieć umowę z zachowaniem terminów umownych lub w razie ich braku – z zachowaniem terminów ustawowych.
Ustawowe terminy wypowiedzenia najmu są następujące: gdy czynsz jest płatny w odstępach dłuższych niż miesiąc, najem można wypowiedzieć najpóźniej na trzy miesiące naprzód na koniec kwartału kalendarzowego; gdy czynsz jest płatny miesięcznie – na miesiąc naprzód na koniec miesiąca kalendarzowego; gdy czynsz jest płatny w krótszych odstępach czasu – na trzy dni naprzód; kiedy najem jest dzienny – na jeden dzień naprzód.
Ważne!
Umowa najmu lokalu zawarta na dłużej niż rok musi być sporządzona na piśmie
Jeżeli trwanie najmu jest oznaczone, to wynajmujący i najemca mogą wypowiedzieć umowę w wypadkach w niej określonych.
Przedawnienie roszczeń
Roszczenia wynajmującego przeciwko najemcy o naprawienie szkody z powodu uszkodzenia lub pogorszenia rzeczy, jak również roszczenia najemcy przeciwko wynajmującemu o zwrot nakładów albo o zwrot nadpłaconego czynszu przedawniają się z upływem roku od zwrotu rzeczy.
Jeśli strony umowy którąkolwiek z tych okoliczności zechcą uregulować odmiennie, wówczas takie postanowienia trzeba wpisać do umowy najmu lokalu. W przeciwnym razie będzie istniało domniemanie, że strony uzgodniły tak, jak stanowią przepisy kodeksu cywilnego.

 


Źródło: GP

Jak wypowiedzieć umowę najmu

W umowie najmu lokalu trzeba uregulować tryb i termin wypowiedzenia. Jeśli strony tego nie uczynią, będą stosowane przepisy kodeksu cywilnego.

Treść umów najmu, także w części dotyczącej terminów i zasad ich wypowiadania, możemy kształtować dowolnie, dostosowując ją do potrzeb wynajmującego i najemcy. Ale tylko w pewnym zakresie. Poza regulującymi te kwestie przepisami kodeksu cywilnego w wiele niuansów najmu lokali mieszkalnych ingeruje ustawa o ochronie praw lokatorów.
Lokator pod ochroną
Wynajmującemu zależy przede wszystkim na tym, by lokator korzystający z lokalu płacił w terminie wszystkie zobowiązania, nie doprowadził do dewastacji mieszkania oraz opuścił je wtedy, gdy skończy się umowa. Przepisy ustawy o ochronie praw lokatorów w wersji obowiązującej do końca 2004 roku w znacznym stopniu ograniczały możliwości wypowiedzenia umowy, a tym samym odzyskania wynajmowanego mieszkania, gdy stawało się ono znów potrzebne właścicielowi.
Aktualnie większość tych ograniczeń nie ma zastosowania do wynajmu lokali mieszkalnych, który ma charakter najmu okazjonalnego. Chodzi tu o takie mieszkania, domy lub ich części, które swoim właścicielom służą do zaspokajania własnych potrzeb mieszkaniowych, a wynajęte zostały tylko na okres przejściowy. Zgodnie bowiem z przepisami tej ustawy, w razie oddania do używania lokalu, z którego właściciel przejściowo nie korzysta w całości lub w części w celu zaspokojenia własnych potrzeb mieszkaniowych, jej przepisów ustawy nie stosuje się, z wyjątkiem kilku przypadków uregulowanych w tejże ustawie.
Wyjątki dotyczą prawa do wejścia do lokalu, gdy nastąpiła awaria, prawa wytoczenia powództwa przez właściciela mieszkania, innych właścicieli lub użytkowników, w sytuacji gdy lokator wykracza w sposób rażący lub uporczywy przeciwko porządkowi domowemu, czyniąc uciążliwym korzystanie z innych lokali w budynku, zasad płacenia odszkodowania przez osoby zajmujące lokal bez tytułu prawnego oraz niektórych przepisów dotyczących prawa do wypowiedzenia umowy najmu.
Nie wdając się w szczegóły, najistotniejsze jest to, że właściciel mieszkania może wypowiedzieć umowę najmu okazjonalnego w każdym momencie, jeśli tylko powstaną okoliczności, w których wynajmowanie lokalu z przyczyn leżących po stronie właściciela staje się niemożliwe. W takim przypadku lokator musi lokal opuścić, gdyż nie podlega ochronie na podstawie innych przepisów ustawy o ochronie praw lokatorów. W to miejsce zastosowanie mają regulacje zawarte w kodeksie cywilnym.
Umowa najmu lokalu na dłużej niż rok powinna być zawarta na piśmie. W obrocie gospodarczym zaś, dla celów dokumentacyjnych i podatkowych, należy zawierać w tej formie każdą umowę.
Wypowiedzenie umowy najmu
Jeżeli wskutek wypowiedzenia najmu przez nabywcę przedmiotu najmu najemca jest zmuszony zwrócić rzecz wcześniej, niż byłby zobowiązany według umowy najmu, może zażądać od zbywcy naprawienia szkody.
Jedną z kluczowych kwestii, które warto szczegółowo uregulować w umowie najmu lokalu, jest tryb i termin jej wypowiedzenia. Jeśli strony tego nie uczynią, będą miały zastosowanie przepisy kodeksu cywilnego. Tak więc gdy czas najmu jest nieoznaczony, to zarówno wynajmujący, jak i najemca mogą wypowiedzieć umowę z zachowaniem terminów umownych lub w razie ich braku – z zachowaniem terminów ustawowych.
Ustawowe terminy wypowiedzenia najmu są następujące: gdy czynsz jest płatny w odstępach dłuższych niż miesiąc, najem można wypowiedzieć najpóźniej na trzy miesiące naprzód na koniec kwartału kalendarzowego; gdy czynsz jest płatny miesięcznie – na miesiąc naprzód na koniec miesiąca kalendarzowego; gdy czynsz jest płatny w krótszych odstępach czasu – na trzy dni naprzód; kiedy najem jest dzienny – na jeden dzień naprzód.
Ważne!
Umowa najmu lokalu zawarta na dłużej niż rok musi być sporządzona na piśmie
Jeżeli trwanie najmu jest oznaczone, to wynajmujący i najemca mogą wypowiedzieć umowę w wypadkach w niej określonych.
Przedawnienie roszczeń
Roszczenia wynajmującego przeciwko najemcy o naprawienie szkody z powodu uszkodzenia lub pogorszenia rzeczy, jak również roszczenia najemcy przeciwko wynajmującemu o zwrot nakładów albo o zwrot nadpłaconego czynszu przedawniają się z upływem roku od zwrotu rzeczy.
Jeśli strony umowy którąkolwiek z tych okoliczności zechcą uregulować odmiennie, wówczas takie postanowienia trzeba wpisać do umowy najmu lokalu. W przeciwnym razie będzie istniało domniemanie, że strony uzgodniły tak, jak stanowią przepisy kodeksu cywilnego.

 


Źródło: GP

Sprzedaż obciążona hipoteką

Coraz więcej domów i mieszkań kupujemy przynajmniej w części korzystając z kredytu. Przybywa również ofert sprzedaży nieruchomości z obciążoną hipoteką.

Wiele osób nadal sądzi, że sprzedaż mieszkania czy domu obciążonego kredytem nie jest możliwa. Zwłaszcza, jeśli na kupno takiej nieruchomości nabywca planowałby zaciągnąć kolejny kredyt. Nic bardziej błędnego, jeśli spełnionych zostanie kilka warunków.

Po pierwsze nowa hipoteka może być wpisana do księgi wieczystej dopiero po wykreśleniu starych zobowiązań. Dlatego właśnie w akcie notarialnym sprzedaży nieruchomości należy zawrzeć informację, że część ceny od kupującego trafi bezpośrednio do banku sprzedającego - na poczet spłaty kredytu. Dopiero różnica między ceną sprzedaży, a zadłużeniem w dniu transakcji zasili konto sprzedającego mieszkanie czy dom.

Zadłużonego mieszkania nie można sprzedać bez wiedzy i zgody banku, w którym sprzedający spłaca kredyt - choćby dlatego, że jeszcze przed podpisaniem aktu notarialnego niezbędna będzie opinia tegoż banku o spłacanym kredycie. Dla uniknięcia konieczności bezpośredniego kontaktowania się z bankiem sprzedającego, powinniśmy zobowiązać sprzedającego do przedstawienia nam dokumentów, dotyczących warunków spłaty kredytu, wystawionych przez ten bank.

W opinii tej muszą znaleźć się m.in.:

  • zgoda na wcześniejszą spłatę kredytu,
  • numer konta, na jakie mają trafić pieniądze od nabywcy,
  • wysokość kwoty, która ma zostać przelana,
  • świadczenie banku, w którym zaciągał kredyt sprzedający, że pod warunkiem wpłaty środków na spłatę kredytu bank wyrazi zgodę na wykreślenie hipoteki.

Informacje te muszą być wpisane także w akcie notarialnym. Istnieje też możliwość przejęcia długu sprzedającego przez nabywcę, który dalej będzie spłacał kredyt. Jednak w takim przypadku jesteśmy zależni od zgody banku.

Decydując się na kupno zadłużonej nieruchomości i chcąc skorzystać z kredytu na ten cel nie musimy wcale zaciągać kredytu w tym samym banku, w którym uzyskała go osoba sprzedająca nam mieszkanie. Możemy więc swobodnie wybrać taki bank, który najbardziej nam odpowiada i którego ofertę kredytową oceniamy jako najlepszą.

W sytuacji natomiast, gdy mieszkanie z kredytem będzie sprzedawane lub kupowane za gotówkę, notariusz musi zadbać o to, by w akcie notarialnym wskazane zostało konto kredytowe, na które kupujący ma wpłacić pieniądze, podczas gdy resztę otrzyma sprzedający.

Po otrzymaniu pieniędzy wystarczających na spłatę kredytu, bank osoby sprzedającej wystawia zaświadczenie, że kredyt został spłacony i można już wystąpić do sądu z wnioskiem o wykreślenie hipoteki z księgi wieczystej. Zaświadczenie to należy złożyć wraz z wnioskiem o wykreślenie hipoteki (oraz opłatą sądową za wykreślenie, która wynosi połowę opłaty za wpis hipoteki, tj. 100 złotych), do wydziału ksiąg wieczystych sądu rejonowego właściwego dla miejsca położenia nieruchomości. Kolejnym krokiem jest złożenie oświadczenia o ustanowieniu na zabezpieczenie spłaty kredytu zaciągniętego na zakup nieruchomości hipoteki (w tym przypadku opłata sądowa wynosi 200 zlotych).

Źródło: AIG/Lincoln Residential

Sprzedaż obciążona hipoteką

Coraz więcej domów i mieszkań kupujemy przynajmniej w części korzystając z kredytu. Przybywa również ofert sprzedaży nieruchomości z obciążoną hipoteką.

Wiele osób nadal sądzi, że sprzedaż mieszkania czy domu obciążonego kredytem nie jest możliwa. Zwłaszcza, jeśli na kupno takiej nieruchomości nabywca planowałby zaciągnąć kolejny kredyt. Nic bardziej błędnego, jeśli spełnionych zostanie kilka warunków.

Po pierwsze nowa hipoteka może być wpisana do księgi wieczystej dopiero po wykreśleniu starych zobowiązań. Dlatego właśnie w akcie notarialnym sprzedaży nieruchomości należy zawrzeć informację, że część ceny od kupującego trafi bezpośrednio do banku sprzedającego - na poczet spłaty kredytu. Dopiero różnica między ceną sprzedaży, a zadłużeniem w dniu transakcji zasili konto sprzedającego mieszkanie czy dom.

Zadłużonego mieszkania nie można sprzedać bez wiedzy i zgody banku, w którym sprzedający spłaca kredyt - choćby dlatego, że jeszcze przed podpisaniem aktu notarialnego niezbędna będzie opinia tegoż banku o spłacanym kredycie. Dla uniknięcia konieczności bezpośredniego kontaktowania się z bankiem sprzedającego, powinniśmy zobowiązać sprzedającego do przedstawienia nam dokumentów, dotyczących warunków spłaty kredytu, wystawionych przez ten bank.

W opinii tej muszą znaleźć się m.in.:

  • zgoda na wcześniejszą spłatę kredytu,
  • numer konta, na jakie mają trafić pieniądze od nabywcy,
  • wysokość kwoty, która ma zostać przelana,
  • świadczenie banku, w którym zaciągał kredyt sprzedający, że pod warunkiem wpłaty środków na spłatę kredytu bank wyrazi zgodę na wykreślenie hipoteki.

Informacje te muszą być wpisane także w akcie notarialnym. Istnieje też możliwość przejęcia długu sprzedającego przez nabywcę, który dalej będzie spłacał kredyt. Jednak w takim przypadku jesteśmy zależni od zgody banku.

Decydując się na kupno zadłużonej nieruchomości i chcąc skorzystać z kredytu na ten cel nie musimy wcale zaciągać kredytu w tym samym banku, w którym uzyskała go osoba sprzedająca nam mieszkanie. Możemy więc swobodnie wybrać taki bank, który najbardziej nam odpowiada i którego ofertę kredytową oceniamy jako najlepszą.

W sytuacji natomiast, gdy mieszkanie z kredytem będzie sprzedawane lub kupowane za gotówkę, notariusz musi zadbać o to, by w akcie notarialnym wskazane zostało konto kredytowe, na które kupujący ma wpłacić pieniądze, podczas gdy resztę otrzyma sprzedający.

Po otrzymaniu pieniędzy wystarczających na spłatę kredytu, bank osoby sprzedającej wystawia zaświadczenie, że kredyt został spłacony i można już wystąpić do sądu z wnioskiem o wykreślenie hipoteki z księgi wieczystej. Zaświadczenie to należy złożyć wraz z wnioskiem o wykreślenie hipoteki (oraz opłatą sądową za wykreślenie, która wynosi połowę opłaty za wpis hipoteki, tj. 100 złotych), do wydziału ksiąg wieczystych sądu rejonowego właściwego dla miejsca położenia nieruchomości. Kolejnym krokiem jest złożenie oświadczenia o ustanowieniu na zabezpieczenie spłaty kredytu zaciągniętego na zakup nieruchomości hipoteki (w tym przypadku opłata sądowa wynosi 200 zlotych).

Źródło: AIG/Lincoln Residential

Cicha woda

Korzystanie z instalacji sanitarnej lub grzewczej, która nie posiada właściwej izolacji akustycznej może być naprawdę uciążliwe. Warto pamiętać o tym już na etapie montażu. W przeciwnym razie na własne życzenie skażemy się na wieczne hałasy i nieprzyjemne dla ucha drgania rur.

Najczęstszymi przyczynami zbyt głośnej pracy instalacji są: zły dobór tzw. armatury czerpalnej (np. zaworów odcinających wodę do pralki czy spłuczki), źle zamontowane uchwyty mocujące przewody i złączki, a także zbyt duża prędkość przepływu wody.

- Częstym błędem wykonawczym jest brak izolacji akustycznej w miejscach, w których rury przechodzą przez przegrody budowlane, czyli ściany i stropy, a także wadliwie zamontowane urządzenia czerpalne – mówi Krzysztof Kaczmarek z firmy TECE.

Sposobów na skuteczne wyciszenie pracy każdej instalacji jest jednak wiele. W układach nadtynkowych wszystkie rury powinny zostać zamontowane na uchwytach wyposażonych w gumę tłumiącą ich drgania. Z kolei te, które prowadzimy w ścianach lub posadzce najlepiej wytłumić specjalną matą izolacyjną o grubości przynajmniej 9 mm.

 

W ostatnim czasie coraz większą popularnością cieszy się układanie rur w systemie zabudowy na sucho (ściany gipsowo-kartonowe). W tym wypadku izoluje się je tym samym materiałem co ścianki. – Niezależnie od sposobu prowadzenia przewodów, bardzo dobrym rozwiązaniem jest zastosowanie do budowy instalacji nowoczesnych systemów z tworzyw sztucznych

Ale to nie wszystko. Właściwa izolacja musi uwzględniać także zabezpieczenie wszystkich złączek – zwłaszcza tych metalowych. Poza tym przewody w instalacjach grzewczych i doprowadzających wodę należy montować na odpowiednio masywnych ścianach, o ciężarze min. 220 kg/m.

Źródło: InPlus PR

Cicha woda

Korzystanie z instalacji sanitarnej lub grzewczej, która nie posiada właściwej izolacji akustycznej może być naprawdę uciążliwe. Warto pamiętać o tym już na etapie montażu. W przeciwnym razie na własne życzenie skażemy się na wieczne hałasy i nieprzyjemne dla ucha drgania rur.

Najczęstszymi przyczynami zbyt głośnej pracy instalacji są: zły dobór tzw. armatury czerpalnej (np. zaworów odcinających wodę do pralki czy spłuczki), źle zamontowane uchwyty mocujące przewody i złączki, a także zbyt duża prędkość przepływu wody.

- Częstym błędem wykonawczym jest brak izolacji akustycznej w miejscach, w których rury przechodzą przez przegrody budowlane, czyli ściany i stropy, a także wadliwie zamontowane urządzenia czerpalne – mówi Krzysztof Kaczmarek z firmy TECE.

Sposobów na skuteczne wyciszenie pracy każdej instalacji jest jednak wiele. W układach nadtynkowych wszystkie rury powinny zostać zamontowane na uchwytach wyposażonych w gumę tłumiącą ich drgania. Z kolei te, które prowadzimy w ścianach lub posadzce najlepiej wytłumić specjalną matą izolacyjną o grubości przynajmniej 9 mm.

 

W ostatnim czasie coraz większą popularnością cieszy się układanie rur w systemie zabudowy na sucho (ściany gipsowo-kartonowe). W tym wypadku izoluje się je tym samym materiałem co ścianki. – Niezależnie od sposobu prowadzenia przewodów, bardzo dobrym rozwiązaniem jest zastosowanie do budowy instalacji nowoczesnych systemów z tworzyw sztucznych

Ale to nie wszystko. Właściwa izolacja musi uwzględniać także zabezpieczenie wszystkich złączek – zwłaszcza tych metalowych. Poza tym przewody w instalacjach grzewczych i doprowadzających wodę należy montować na odpowiednio masywnych ścianach, o ciężarze min. 220 kg/m.

Źródło: InPlus PR

Odszkodowanie za drogę

Fragmenty działek były nierzadko zabierane przez urzędników pod drogi. Należy się za to rekompensata.
Chodzi głównie o te osoby, którym zabrano część ich terenów pod drogi przy okazji dokonywania podziału ich nieruchomości na mniejsze działki - zaznacza Rzeczpospolita.

Art. 98 ust. 1 ustawy o gospodarce nieruchomościami (DzU z 2004 r. nr 261, poz. 2603 ze zm.) określa, co się dzieje z działkami wydzielonymi pod drogi publiczne z nieruchomości, której podział został dokonany na wniosek właściciela. Działki takie - przytacza dziennik - przechodzą z mocy prawa na własność samorządów albo Skarbu Państwa z dniem, w którym decyzja zatwierdzająca taki podział staje się ostateczna.

Takie zasady obowiązywały też wcześniej, na podstawie starych przepisów, dlatego sytuacja może dotyczyć wielu właścicieli nieruchomości. Zainteresowani powinni sprawdzić, czy ten problem ich dotyczy, bo wcześniej urzędnicy nie występowali o ujawnienie w księgach wieczystych praw własności przejmujących.

Strony w negocjacjach powinny ustalić odszkodowanie za zabraną część działki - czytamy dalej w Rzeczpospolitej. Dopiero gdy nie dojdą do porozumienia, to odszkodowanie ustali starosta. Analogiczne zasady obowiązują, gdy urzędnicy zabierają nam fragmenty działek przy okazji poszerzania dróg.

Źródło: Rzeczpospolita

Odszkodowanie za drogę

Fragmenty działek były nierzadko zabierane przez urzędników pod drogi. Należy się za to rekompensata.
Chodzi głównie o te osoby, którym zabrano część ich terenów pod drogi przy okazji dokonywania podziału ich nieruchomości na mniejsze działki - zaznacza Rzeczpospolita.

Art. 98 ust. 1 ustawy o gospodarce nieruchomościami (DzU z 2004 r. nr 261, poz. 2603 ze zm.) określa, co się dzieje z działkami wydzielonymi pod drogi publiczne z nieruchomości, której podział został dokonany na wniosek właściciela. Działki takie - przytacza dziennik - przechodzą z mocy prawa na własność samorządów albo Skarbu Państwa z dniem, w którym decyzja zatwierdzająca taki podział staje się ostateczna.

Takie zasady obowiązywały też wcześniej, na podstawie starych przepisów, dlatego sytuacja może dotyczyć wielu właścicieli nieruchomości. Zainteresowani powinni sprawdzić, czy ten problem ich dotyczy, bo wcześniej urzędnicy nie występowali o ujawnienie w księgach wieczystych praw własności przejmujących.

Strony w negocjacjach powinny ustalić odszkodowanie za zabraną część działki - czytamy dalej w Rzeczpospolitej. Dopiero gdy nie dojdą do porozumienia, to odszkodowanie ustali starosta. Analogiczne zasady obowiązują, gdy urzędnicy zabierają nam fragmenty działek przy okazji poszerzania dróg.

Źródło: Rzeczpospolita

Świadectwo w praktyce

W związku z nowelizacją Prawa budowlanego z dniem 1 stycznia 2009 r. większość budynków w Polsce powinna posiadać świadectwo charakterystyki energetycznej. Obowiązek ten dotyczy zarówno obiektów oddawanych do użytku przez deweloperów, jak i mieszkań oraz lokali przeznaczonych na wynajem czy sprzedaż. Dzięki świadectwom każdy z nas będzie mógł oszacować przyszłe koszty eksploatacji, w tym przede wszystkim ogrzewania budynku.

Jest to szczególnie ważne w kontekście stale rosnących cen energii. Jak wynika bowiem z raportu Szóste Paliwo – Polacy o oszczędzaniu energii w budownictwie – architekci, inwestorzy przeprowadzonego na zlecenie firmy Rockwool Polska - już teraz aż dla 46% inwestorów opłacenie bieżących rachunków za ogrzewanie stanowi problem.

Świadectwo charakterystyki energetycznej budynku zawiera informacje dotyczące zapotrzebowania na energię wyrażone poprzez kilka wskaźników. Najbardziej widocznym wskaźnikiem w świadectwie jest EP, czyli wskaźnik zapotrzebowania na nieodnawialną energię pierwotną  określający całkowitą efektywność energetyczną budynku z uwzględnieniem efektu ekologicznego.

Z uwagi na standardowe warunki brzegowe potrzebne do określenia tego wskaźnika (m.in. rodzaj paliwa wykorzystywanego do wytworzenia energii na ogrzewanie i przygotowanie cieplej wody użytkowej, dane klimatyczne, z góry założony sposób eksploatacji, standardowe temperatury wewnętrzne) z wartości tej nie można wnioskować o rzeczywistym zużyciu energii budynku i co za tym idzie nie może być on podstawą do naliczania opłat za jej zużycie. Przypominająca suwak graficzna forma przedstawienia poziomu wskaźnika nieuwzględniająca klas energetycznych, nie daje użytkownikowi poglądu nt. energooszczędności budynku.

Dla przeciętnego użytkownika nieruchomości najważniejszy element takiego certyfikatu to wskaźnik EK (energii końcowej), na podstawie, którego można oszacować przyszłe koszty eksploatacji obiektu. W praktyce EK określa ilość energii potrzebnej każdego roku do ogrzania mieszkania, jego wentylacji, przygotowania ciepłej wody użytkowej, a w domach z klimatyzacją - dodatkowo chłodzenia. Im mniejsza jest wartość współczynnika EK, tym bardziej efektywny energetycznie jest dany budynek, a tym samym – niższe są koszty jego utrzymania.

Poza wskaźnikiem EK w drugim etapie użytkownik swoją uwagę powinien skupić na stronie 2-giej świadectwa, gdzie w kolejnych sekcjach można znaleźć parametry informujące o izolacyjności cieplnej przegród budynku, parametrach urządzeń grzewczych, wentylacyjnych i przygotowania ciepłej wody użytkowej. Znajduje się tam również obliczeniowe zapotrzebowanie na energię końcową w skali roku w rozbiciu na poszczególne elementy (ogrzewanie i wentylację, ciepłą wodę i urządzenia pomocnicze – pompy obiegowe). Dzięki tym danym możemy zidentyfikować krytyczne elementy dla rzeczywistego zużycia energii w budynku.

Na stronie 3 świadectwa użytkownik znajdzie zaproponowane przez certyfikującego wskazówki w zakresie możliwości zmniejszenia zapotrzebowania na energię końcową.

Nowe przepisy w Prawie budowlanym nakładają obowiązek posiadania świadectwa charakterystyki energetycznej na większość obiektów w Polsce. Gdy budujemy dom, zadanie to leży po stronie inwestora. W takim przypadku do zawiadomienia o zakończeniu budowy lub wniosku o udzielenie pozwolenia na jego użytkowanie, musi on bezwzględnie dołączyć kopię certyfikatu energetycznego. Warto przy tym pamiętać, że jest ono także wymagane dla obiektu rozbudowanego, nadbudowanego lub odbudowanego.

W sytuacji, gdy kupujemy dom lub mieszkanie od dewelopera, sporządzenie certyfikatu energetycznego należy do jego obowiązku. Jednak zgodnie ze znowelizowanymi przepisami Prawa budowlanego w blokach ze wspólną instalacją grzewczą świadectwo sporządza się wyłącznie dla całego budynku, a nie pojedynczego lokalu mieszkalnego. Inaczej sytuacja wygląda na rynku wtórnym. W tym przypadku wszystkie kupowane lub sprzedawane mieszkania czy domy powinny według prawa posiadać świadectwo energetyczne. Ustawa nie przewiduje jednak żadnych sankcji za jego brak. Podobna sytuacja ma miejsce w momencie, gdy zdecydujemy się na wynajem nieruchomości .

Sporządzaniem świadectw energetycznych zajmują się uprawnieni do tego specjaliści. Możemy wymagać od nich zaświadczenia o posiadaniu uprawnień projektowych lub do przygotowywania takich certyfikatów. Jeśli chodzi o cenę świadectwa, nie ma żadnych regulacji ustawowych w  tym obszarze. Szacuje się, że koszt jego sporządzenia dla typowego mieszkania w bloku lub prostego domu jednorodzinnego zaprojektowanego zgodnie z nowymi przepisami wynosi około 1000 złotych. Raz przygotowane świadectwo energetyczne jest ważne przez 10 lat, przy czym można w tym czasie wykonać nowe, jeśli ulegnie poprawie charakterystyka energetyczna budynku.

- Nowa ustawa o Efektywności energetycznej może sprawić, że w Polsce przybędzie domów i mieszkań o lepszym standardzie cieplnym, a co za tym następuje – tańszych w eksploatacji. Wpływa ona także na podwyższenie standardu i komfortu powstających nieruchomości, które dzięki nowym warunkom technicznym będą lepiej chronione przed wilgocią i zagrzybieniem – komentuje Maria Dreger, Manager ds. Norm i Standardów Rockwool Polska. - Sytuacja taka leży w interesie zarówno deweloperów, jak i inwestorów indywidualnych. Część z nich już od kilku lat buduje energooszczędnie, jednak nadal daleko Polsce w tym względzie do naszych zachodnich sąsiadów.

- Batalia o wdrożenie dyrektywy EPBD trwała w Polsce ponad 4 lata. Choć przyjętym przepisom daleko do doskonałości, to jednak ważne, że w ogóle są i że już pojawiają się pierwsze programy obliczeniowe i świadectwa energetyczne – podkreśla Maria Dreger. - Szkoda tylko, że zrezygnowano z klas przy ocenie efektywności energetycznej budynków, takich, jakie występuję choćby na sprzęcie AGD. Są one dużo bardziej czytelne dla użytkowników domów i mieszkań, a to przecież dla nich  wymyślono certyfikaty – dodaje.

W krajach Unii Europejskiej większość państw już dawno wdrożyła postanowienia Dyrektywy EPDB. Prekursorem w tym względzie jest Dania, gdzie od lat 80-tych funkcjonuje obowiązkowy system doradztwa energetycznego. Certyfikaty energetyczne dla budynków zostały tam wprowadzony z początkiem 1997r. Obecnie, dzięki swojej polityce energetycznej, Dania stała się jedynym krajem w Europie, który eksportuje energię, choć nawet nie posiada własnych zasobów paliw kopalnych.


Źródło: Rockwool Polska

Świadectwo w praktyce

W związku z nowelizacją Prawa budowlanego z dniem 1 stycznia 2009 r. większość budynków w Polsce powinna posiadać świadectwo charakterystyki energetycznej. Obowiązek ten dotyczy zarówno obiektów oddawanych do użytku przez deweloperów, jak i mieszkań oraz lokali przeznaczonych na wynajem czy sprzedaż. Dzięki świadectwom każdy z nas będzie mógł oszacować przyszłe koszty eksploatacji, w tym przede wszystkim ogrzewania budynku.

Jest to szczególnie ważne w kontekście stale rosnących cen energii. Jak wynika bowiem z raportu Szóste Paliwo – Polacy o oszczędzaniu energii w budownictwie – architekci, inwestorzy przeprowadzonego na zlecenie firmy Rockwool Polska - już teraz aż dla 46% inwestorów opłacenie bieżących rachunków za ogrzewanie stanowi problem.

Świadectwo charakterystyki energetycznej budynku zawiera informacje dotyczące zapotrzebowania na energię wyrażone poprzez kilka wskaźników. Najbardziej widocznym wskaźnikiem w świadectwie jest EP, czyli wskaźnik zapotrzebowania na nieodnawialną energię pierwotną  określający całkowitą efektywność energetyczną budynku z uwzględnieniem efektu ekologicznego.

Z uwagi na standardowe warunki brzegowe potrzebne do określenia tego wskaźnika (m.in. rodzaj paliwa wykorzystywanego do wytworzenia energii na ogrzewanie i przygotowanie cieplej wody użytkowej, dane klimatyczne, z góry założony sposób eksploatacji, standardowe temperatury wewnętrzne) z wartości tej nie można wnioskować o rzeczywistym zużyciu energii budynku i co za tym idzie nie może być on podstawą do naliczania opłat za jej zużycie. Przypominająca suwak graficzna forma przedstawienia poziomu wskaźnika nieuwzględniająca klas energetycznych, nie daje użytkownikowi poglądu nt. energooszczędności budynku.

Dla przeciętnego użytkownika nieruchomości najważniejszy element takiego certyfikatu to wskaźnik EK (energii końcowej), na podstawie, którego można oszacować przyszłe koszty eksploatacji obiektu. W praktyce EK określa ilość energii potrzebnej każdego roku do ogrzania mieszkania, jego wentylacji, przygotowania ciepłej wody użytkowej, a w domach z klimatyzacją - dodatkowo chłodzenia. Im mniejsza jest wartość współczynnika EK, tym bardziej efektywny energetycznie jest dany budynek, a tym samym – niższe są koszty jego utrzymania.

Poza wskaźnikiem EK w drugim etapie użytkownik swoją uwagę powinien skupić na stronie 2-giej świadectwa, gdzie w kolejnych sekcjach można znaleźć parametry informujące o izolacyjności cieplnej przegród budynku, parametrach urządzeń grzewczych, wentylacyjnych i przygotowania ciepłej wody użytkowej. Znajduje się tam również obliczeniowe zapotrzebowanie na energię końcową w skali roku w rozbiciu na poszczególne elementy (ogrzewanie i wentylację, ciepłą wodę i urządzenia pomocnicze – pompy obiegowe). Dzięki tym danym możemy zidentyfikować krytyczne elementy dla rzeczywistego zużycia energii w budynku.

Na stronie 3 świadectwa użytkownik znajdzie zaproponowane przez certyfikującego wskazówki w zakresie możliwości zmniejszenia zapotrzebowania na energię końcową.

Nowe przepisy w Prawie budowlanym nakładają obowiązek posiadania świadectwa charakterystyki energetycznej na większość obiektów w Polsce. Gdy budujemy dom, zadanie to leży po stronie inwestora. W takim przypadku do zawiadomienia o zakończeniu budowy lub wniosku o udzielenie pozwolenia na jego użytkowanie, musi on bezwzględnie dołączyć kopię certyfikatu energetycznego. Warto przy tym pamiętać, że jest ono także wymagane dla obiektu rozbudowanego, nadbudowanego lub odbudowanego.

W sytuacji, gdy kupujemy dom lub mieszkanie od dewelopera, sporządzenie certyfikatu energetycznego należy do jego obowiązku. Jednak zgodnie ze znowelizowanymi przepisami Prawa budowlanego w blokach ze wspólną instalacją grzewczą świadectwo sporządza się wyłącznie dla całego budynku, a nie pojedynczego lokalu mieszkalnego. Inaczej sytuacja wygląda na rynku wtórnym. W tym przypadku wszystkie kupowane lub sprzedawane mieszkania czy domy powinny według prawa posiadać świadectwo energetyczne. Ustawa nie przewiduje jednak żadnych sankcji za jego brak. Podobna sytuacja ma miejsce w momencie, gdy zdecydujemy się na wynajem nieruchomości .

Sporządzaniem świadectw energetycznych zajmują się uprawnieni do tego specjaliści. Możemy wymagać od nich zaświadczenia o posiadaniu uprawnień projektowych lub do przygotowywania takich certyfikatów. Jeśli chodzi o cenę świadectwa, nie ma żadnych regulacji ustawowych w  tym obszarze. Szacuje się, że koszt jego sporządzenia dla typowego mieszkania w bloku lub prostego domu jednorodzinnego zaprojektowanego zgodnie z nowymi przepisami wynosi około 1000 złotych. Raz przygotowane świadectwo energetyczne jest ważne przez 10 lat, przy czym można w tym czasie wykonać nowe, jeśli ulegnie poprawie charakterystyka energetyczna budynku.

- Nowa ustawa o Efektywności energetycznej może sprawić, że w Polsce przybędzie domów i mieszkań o lepszym standardzie cieplnym, a co za tym następuje – tańszych w eksploatacji. Wpływa ona także na podwyższenie standardu i komfortu powstających nieruchomości, które dzięki nowym warunkom technicznym będą lepiej chronione przed wilgocią i zagrzybieniem – komentuje Maria Dreger, Manager ds. Norm i Standardów Rockwool Polska. - Sytuacja taka leży w interesie zarówno deweloperów, jak i inwestorów indywidualnych. Część z nich już od kilku lat buduje energooszczędnie, jednak nadal daleko Polsce w tym względzie do naszych zachodnich sąsiadów.

- Batalia o wdrożenie dyrektywy EPBD trwała w Polsce ponad 4 lata. Choć przyjętym przepisom daleko do doskonałości, to jednak ważne, że w ogóle są i że już pojawiają się pierwsze programy obliczeniowe i świadectwa energetyczne – podkreśla Maria Dreger. - Szkoda tylko, że zrezygnowano z klas przy ocenie efektywności energetycznej budynków, takich, jakie występuję choćby na sprzęcie AGD. Są one dużo bardziej czytelne dla użytkowników domów i mieszkań, a to przecież dla nich  wymyślono certyfikaty – dodaje.

W krajach Unii Europejskiej większość państw już dawno wdrożyła postanowienia Dyrektywy EPDB. Prekursorem w tym względzie jest Dania, gdzie od lat 80-tych funkcjonuje obowiązkowy system doradztwa energetycznego. Certyfikaty energetyczne dla budynków zostały tam wprowadzony z początkiem 1997r. Obecnie, dzięki swojej polityce energetycznej, Dania stała się jedynym krajem w Europie, który eksportuje energię, choć nawet nie posiada własnych zasobów paliw kopalnych.


Źródło: Rockwool Polska

Właściciel zniesie hipotekę

Nie będzie już podziału na hipotekę zwykłą i kaucyjną. Jedną hipoteką będzie można zabezpieczyć kilka wierzytelności istniejących, przyszłych i warunkowych.

Jak donosi Gazeta Prawna, projekt nowelizacji ustawy o księgach wieczystych i hipotece likwiduje podział na hipotekę zwykłą i kaucyjną. Pozostanie jedna hipoteka, którą będzie można zabezpieczyć wierzytelności istniejące, przyszłe i warunkowe. Jednocześnie możliwe będzie zabezpieczenie jedną hipoteką więcej niż jednej wierzytelności.

Usprawni to obrót gospodarczy i obniży koszty – mówi w gazecie Jerzy Kozdroń, poseł PO i sprawozdawca projektu ustawy. – Jeżeli np. jeden bank nie będzie miał zdolności finansowej do udzielenia kredytu i będzie chciał zawiązać konsorcjum z innym bankiem, to nie trzeba będzie ustanawiać kilku hipotek, ale wystarczy jedna hipoteka dla dwóch wierzytelności od różnych podmiotów – wyjaśnia dziennikowi poseł.

Jeśli wierzytelność nie powstanie mimo upływu dziesięciu lat od ustanowienia hipoteki, właściciel nieruchomości będzie mógł żądać zniesienia hipoteki za wynagrodzeniem. Właściciel nieruchomości będzie miał też prawo - dodaje dziennik - do rozporządzania opróżnionym miejscem hipotecznym, w sytuacji gdy jakaś hipoteka wygaśnie.

Źródło: Gazeta Prawna

Właściciel zniesie hipotekę

Nie będzie już podziału na hipotekę zwykłą i kaucyjną. Jedną hipoteką będzie można zabezpieczyć kilka wierzytelności istniejących, przyszłych i warunkowych.

Jak donosi Gazeta Prawna, projekt nowelizacji ustawy o księgach wieczystych i hipotece likwiduje podział na hipotekę zwykłą i kaucyjną. Pozostanie jedna hipoteka, którą będzie można zabezpieczyć wierzytelności istniejące, przyszłe i warunkowe. Jednocześnie możliwe będzie zabezpieczenie jedną hipoteką więcej niż jednej wierzytelności.

Usprawni to obrót gospodarczy i obniży koszty – mówi w gazecie Jerzy Kozdroń, poseł PO i sprawozdawca projektu ustawy. – Jeżeli np. jeden bank nie będzie miał zdolności finansowej do udzielenia kredytu i będzie chciał zawiązać konsorcjum z innym bankiem, to nie trzeba będzie ustanawiać kilku hipotek, ale wystarczy jedna hipoteka dla dwóch wierzytelności od różnych podmiotów – wyjaśnia dziennikowi poseł.

Jeśli wierzytelność nie powstanie mimo upływu dziesięciu lat od ustanowienia hipoteki, właściciel nieruchomości będzie mógł żądać zniesienia hipoteki za wynagrodzeniem. Właściciel nieruchomości będzie miał też prawo - dodaje dziennik - do rozporządzania opróżnionym miejscem hipotecznym, w sytuacji gdy jakaś hipoteka wygaśnie.

Źródło: Gazeta Prawna

Czynsz nie będzie tajemnicą

Do końca lipca gminy powinny otrzymać od zarządców nieruchomości informacje o wysokości czynszów w ich budynkach. Za niedopełnienie tego obowiązku zarządca może stracić licencję zawodową.

Tylko do końca miesiąca licencjonowani zarządcy nieruchomości mają czas na przesłanie danych dotyczących czynszów najmu lokali mieszkalnych nienależących do publicznego zasobu mieszkaniowego. Obowiązek taki nakłada na nich art. 186a ustawy o gospodarce nieruchomościami.

- Przepis ten nakłada na zarządców obowiązek przekazania tych danych do organów wykonawczych gminy, czyli do wójtów, burmistrzów lub prezydentów miast właściwych ze względu na miejsce położenia nieruchomości - mówi Teresa Jakutowicz, zastępca dyrektora Biura Informacji i Promocji w Ministerstwie Infrastruktury.

Odpowiedzialność zawodowa

Wraz z danymi o wysokości czynszów najmu lokali zarządca powinien przekazać także do gminy informacje o lokalizacji, wieku budynku i jego stanie technicznym oraz powierzchni użytkowej, a także standardzie wykończenia Wszystkie te informacje powinny być przekazane na urzędowym wzorze, który został określony w rozporządzeniu ministra infrastruktury z 27 grudnia 2007 r. w sprawie określenia danych dotyczących czynszów najmu lokali mieszkalnych nienależących do publicznego zasobu mieszkaniowego, położonych na obszarze gminy lub jego części (Dz.U. nr 250, poz. 1873).

- Za niedopełnienie tego obowiązku licencjonowany zarządca nieruchomości może zostać pociągnięty do odpowiedzialności zawodowej - wyjaśnia Teresa Jakutowicz.

- Wniosek o wszczęcie postępowania może być złożony przez gminę, która nie otrzymała od zarządcy stosownych informacji - dodaje.

Za niedopełnienie swoich obowiązków zarządca może zostać ukarany dyscyplinarną karą upomnienia, nagany oraz zawieszeniem licencji zawodowej na okres od trzech miesięcy do jednego roku. W niektórych przypadkach zarządca może jednak zostać także pozbawiony licencji zawodowej.

Obowiązki gmin

Z informacji przekazanych od zarządców nieruchomości gmina ma obowiązek sporządzić zestawienie. W zestawieniu tym może ona także wykorzystać dane własne, dane przekazane przez właścicieli i lokatorów oraz organizacje ich zrzeszające, a także dane pochodzące z innych źródeł. Zestawienie danych dotyczących czynszów najmu lokali mieszkalnych nienależących do publicznego zasobu mieszkaniowego powinno zostać ogłoszone przez gminę w wojewódzkim dzienniku urzędowym. Termin na jego ogłoszenie upływa z końcem pierwszego kwartału roku następnego po tym, w którym zestawienie było tworzone.

Podstawa prawna

Ustawa z 21 sierpnia 1997 r. o gospodarce nieruchomościami (t.j. Dz.U. z 2004 r. nr 261, poz. 2603 z późn. zm.).

Arkadiusz Jaraszek

żródło: interia.pl

Czynsz nie będzie tajemnicą

Do końca lipca gminy powinny otrzymać od zarządców nieruchomości informacje o wysokości czynszów w ich budynkach. Za niedopełnienie tego obowiązku zarządca może stracić licencję zawodową.

Tylko do końca miesiąca licencjonowani zarządcy nieruchomości mają czas na przesłanie danych dotyczących czynszów najmu lokali mieszkalnych nienależących do publicznego zasobu mieszkaniowego. Obowiązek taki nakłada na nich art. 186a ustawy o gospodarce nieruchomościami.

- Przepis ten nakłada na zarządców obowiązek przekazania tych danych do organów wykonawczych gminy, czyli do wójtów, burmistrzów lub prezydentów miast właściwych ze względu na miejsce położenia nieruchomości - mówi Teresa Jakutowicz, zastępca dyrektora Biura Informacji i Promocji w Ministerstwie Infrastruktury.

Odpowiedzialność zawodowa

Wraz z danymi o wysokości czynszów najmu lokali zarządca powinien przekazać także do gminy informacje o lokalizacji, wieku budynku i jego stanie technicznym oraz powierzchni użytkowej, a także standardzie wykończenia Wszystkie te informacje powinny być przekazane na urzędowym wzorze, który został określony w rozporządzeniu ministra infrastruktury z 27 grudnia 2007 r. w sprawie określenia danych dotyczących czynszów najmu lokali mieszkalnych nienależących do publicznego zasobu mieszkaniowego, położonych na obszarze gminy lub jego części (Dz.U. nr 250, poz. 1873).

- Za niedopełnienie tego obowiązku licencjonowany zarządca nieruchomości może zostać pociągnięty do odpowiedzialności zawodowej - wyjaśnia Teresa Jakutowicz.

- Wniosek o wszczęcie postępowania może być złożony przez gminę, która nie otrzymała od zarządcy stosownych informacji - dodaje.

Za niedopełnienie swoich obowiązków zarządca może zostać ukarany dyscyplinarną karą upomnienia, nagany oraz zawieszeniem licencji zawodowej na okres od trzech miesięcy do jednego roku. W niektórych przypadkach zarządca może jednak zostać także pozbawiony licencji zawodowej.

Obowiązki gmin

Z informacji przekazanych od zarządców nieruchomości gmina ma obowiązek sporządzić zestawienie. W zestawieniu tym może ona także wykorzystać dane własne, dane przekazane przez właścicieli i lokatorów oraz organizacje ich zrzeszające, a także dane pochodzące z innych źródeł. Zestawienie danych dotyczących czynszów najmu lokali mieszkalnych nienależących do publicznego zasobu mieszkaniowego powinno zostać ogłoszone przez gminę w wojewódzkim dzienniku urzędowym. Termin na jego ogłoszenie upływa z końcem pierwszego kwartału roku następnego po tym, w którym zestawienie było tworzone.

Podstawa prawna

Ustawa z 21 sierpnia 1997 r. o gospodarce nieruchomościami (t.j. Dz.U. z 2004 r. nr 261, poz. 2603 z późn. zm.).

Arkadiusz Jaraszek

żródło: interia.pl

W poniedziałek rynek walutowy będzie czekał na impulsy z USA

Warszawa, 06.07.2009 (ISB) - Wobec braku danych makroekonomicznych i trwającego sezonu wakacyjnego początek notowań na rynku walutowym będzie bardzo spokojny. Zdaniem analityków, o przebiegu sesji zdecydują więc powracający po długim weekendzie inwestorzy z USA.
"Poniedziałek, podobnie zresztą jak cały tydzień, jest skąpy w publikacje danych makro, jednak będzie ważnym testem dla złotego. Po długim weekendzie związanym z Dniem Niepodległości wrócą bowiem na rynek inwestorzy amerykańscy i to ich sentyment zdecyduje o notowaniach na rynku walutowym" - powiedział analityk Banku BPH Adam Antoniak.

To jednak dopiero po południu, a do tego czasu ruch będzie raczej ograniczony. Ekonomista zauważył, że rano złoty nieznacznie stracił, ale w ciągu dnia powinien odrobić straty i zamknąć się nieco wyżej niż w piątek.

"Jeżeli złoty będzie w stanie obronić silne poziomy, które osiągnął w ostatnich dniach, to taki początek tygodnia zwiększy szansę na kontynuację umocnienia w dalszej jego części. Spodziewam się dziś stabilizacji kursu w okolicach 4,30-4,35 za euro" - podsumował Antoniak.

W poniedziałek o godz. 08:45 za jedno euro płacono 4,3760 zł, a za dolara 3,1360. Kurs euro/dolar wynosił 1,3950.

W piątek o godz. 17:15 za jedno euro płacono 4,3580 zł, a za dolara 3,1107. Kurs euro/dolar wynosił 1,4009.

W piątek około godz. 10:15 za jedno euro płacono 4,3578 zł, a za dolara 3,1128. Kurs euro/dolar wynosił 1,3999. (ISB)

lk/tom
Źródło: Internet Securities Businesswire

W poniedziałek rynek walutowy będzie czekał na impulsy z USA

Warszawa, 06.07.2009 (ISB) - Wobec braku danych makroekonomicznych i trwającego sezonu wakacyjnego początek notowań na rynku walutowym będzie bardzo spokojny. Zdaniem analityków, o przebiegu sesji zdecydują więc powracający po długim weekendzie inwestorzy z USA.
"Poniedziałek, podobnie zresztą jak cały tydzień, jest skąpy w publikacje danych makro, jednak będzie ważnym testem dla złotego. Po długim weekendzie związanym z Dniem Niepodległości wrócą bowiem na rynek inwestorzy amerykańscy i to ich sentyment zdecyduje o notowaniach na rynku walutowym" - powiedział analityk Banku BPH Adam Antoniak.

To jednak dopiero po południu, a do tego czasu ruch będzie raczej ograniczony. Ekonomista zauważył, że rano złoty nieznacznie stracił, ale w ciągu dnia powinien odrobić straty i zamknąć się nieco wyżej niż w piątek.

"Jeżeli złoty będzie w stanie obronić silne poziomy, które osiągnął w ostatnich dniach, to taki początek tygodnia zwiększy szansę na kontynuację umocnienia w dalszej jego części. Spodziewam się dziś stabilizacji kursu w okolicach 4,30-4,35 za euro" - podsumował Antoniak.

W poniedziałek o godz. 08:45 za jedno euro płacono 4,3760 zł, a za dolara 3,1360. Kurs euro/dolar wynosił 1,3950.

W piątek o godz. 17:15 za jedno euro płacono 4,3580 zł, a za dolara 3,1107. Kurs euro/dolar wynosił 1,4009.

W piątek około godz. 10:15 za jedno euro płacono 4,3578 zł, a za dolara 3,1128. Kurs euro/dolar wynosił 1,3999. (ISB)

lk/tom
Źródło: Internet Securities Businesswire

Rząd, walcząc z kryzysem, wydrenuje nasze kieszenie

Obietnice premiera Donalda Tuska z exposé o obniżce podatków można już włożyć między bajki. Kryzys w kasie państwa spowodował, że premier zmienił zdanie i dziś chce podwyżki danin publicznych.

Już po wtorkowym posiedzeniu rządu, na którym premier i minister finansów mają przedstawić nowelizację budżetu na ten rok, rozpocznie się cykl spotkań z przedstawicielami opozycji i prezydentem Lechem Kaczyńskim. Cel? Przekonanie oponentów politycznych do zwiększenia od przyszłego roku podatków i składek w sytuacji potężnych niedoborów w kasie państwa, sięgających tylko w tym roku 37 mld zł.

Z informacji dziennika „Polska” wynika, że Platformie Obywatelskiej najłatwiej będzie przeforsować dwie propozycje: a podwyższenie składki rentowej z 5 do 13 proc., a podwyżka akcyzy na paliwo, alkohol i papierosy.

W przypadku podwyższenia składki rentowej PO może liczyć na głosy PSL i Lewicy przy odrzuceniu weta prezydenta, który przeciwny jest podnoszeniu podatków pośrednich i składki rentowej. Z kolei akcyzę rząd może podnieść w drodze jednego rozporządzenia i to także w trakcie roku, bez obaw o weto. – Podwyżka składki jest brana pod uwagę najbardziej, bo daje konkretne pieniądze do budżetu. A to dziś niezwykle ważny argument – przyznaje Paweł Arndt, poseł PO z Komisji Finansów Publicznych, który monitoruje realizację budżetu.
Już po wtorkowym posiedzeniu rządu, na którym premier i minister finansów mają przedstawić nowelizację budżetu na ten rok, rozpocznie się cykl spotkań z przedstawicielami opozycji i prezydentem Lechem Kaczyńskim. Cel? Przekonanie oponentów politycznych do zwiększenia od przyszłego roku podatków i składek w sytuacji potężnych niedoborów w kasie państwa, sięgających tylko w tym roku 37 mld zł.

Z informacji dziennika „Polska” wynika, że Platformie Obywatelskiej najłatwiej będzie przeforsować dwie propozycje: a podwyższenie składki rentowej z 5 do 13 proc., a podwyżka akcyzy na paliwo, alkohol i papierosy.

W przypadku podwyższenia składki rentowej PO może liczyć na głosy PSL i Lewicy przy odrzuceniu weta prezydenta, który przeciwny jest podnoszeniu podatków pośrednich i składki rentowej. Z kolei akcyzę rząd może podnieść w drodze jednego rozporządzenia i to także w trakcie roku, bez obaw o weto. – Podwyżka składki jest brana pod uwagę najbardziej, bo daje konkretne pieniądze do budżetu. A to dziś niezwykle ważny argument – przyznaje Paweł Arndt, poseł PO z Komisji Finansów Publicznych, który monitoruje realizację budżetu.

A rząd szuka jeszcze innych rozwiązań. Myśli o podniesieniu podstawowej stawki VAT z 22 do 23 proc. i podwyżce niektórych stawek preferencyjnych, co może dać 9 mld zł. Chce też przywrócić 40-procentową stawkę PIT, co da ok. 8 mld zł. Ale nawet koalicjant PSL nie jest przekonany do tych działań. – Trzeba przede wszystkim wprowadzić takie działania, które nie zatrzymają, ale ożywią gospodarkę – mówi Stanisław Żelichowski, szef klubu PSL. Z czym akurat zgadza się PiS.

Tomasz Ł. Rożek, Beata Tomaszkiewicz
Źródło: Polska

Rząd, walcząc z kryzysem, wydrenuje nasze kieszenie

Obietnice premiera Donalda Tuska z exposé o obniżce podatków można już włożyć między bajki. Kryzys w kasie państwa spowodował, że premier zmienił zdanie i dziś chce podwyżki danin publicznych.

Już po wtorkowym posiedzeniu rządu, na którym premier i minister finansów mają przedstawić nowelizację budżetu na ten rok, rozpocznie się cykl spotkań z przedstawicielami opozycji i prezydentem Lechem Kaczyńskim. Cel? Przekonanie oponentów politycznych do zwiększenia od przyszłego roku podatków i składek w sytuacji potężnych niedoborów w kasie państwa, sięgających tylko w tym roku 37 mld zł.

Z informacji dziennika „Polska” wynika, że Platformie Obywatelskiej najłatwiej będzie przeforsować dwie propozycje: a podwyższenie składki rentowej z 5 do 13 proc., a podwyżka akcyzy na paliwo, alkohol i papierosy.

W przypadku podwyższenia składki rentowej PO może liczyć na głosy PSL i Lewicy przy odrzuceniu weta prezydenta, który przeciwny jest podnoszeniu podatków pośrednich i składki rentowej. Z kolei akcyzę rząd może podnieść w drodze jednego rozporządzenia i to także w trakcie roku, bez obaw o weto. – Podwyżka składki jest brana pod uwagę najbardziej, bo daje konkretne pieniądze do budżetu. A to dziś niezwykle ważny argument – przyznaje Paweł Arndt, poseł PO z Komisji Finansów Publicznych, który monitoruje realizację budżetu.
Już po wtorkowym posiedzeniu rządu, na którym premier i minister finansów mają przedstawić nowelizację budżetu na ten rok, rozpocznie się cykl spotkań z przedstawicielami opozycji i prezydentem Lechem Kaczyńskim. Cel? Przekonanie oponentów politycznych do zwiększenia od przyszłego roku podatków i składek w sytuacji potężnych niedoborów w kasie państwa, sięgających tylko w tym roku 37 mld zł.

Z informacji dziennika „Polska” wynika, że Platformie Obywatelskiej najłatwiej będzie przeforsować dwie propozycje: a podwyższenie składki rentowej z 5 do 13 proc., a podwyżka akcyzy na paliwo, alkohol i papierosy.

W przypadku podwyższenia składki rentowej PO może liczyć na głosy PSL i Lewicy przy odrzuceniu weta prezydenta, który przeciwny jest podnoszeniu podatków pośrednich i składki rentowej. Z kolei akcyzę rząd może podnieść w drodze jednego rozporządzenia i to także w trakcie roku, bez obaw o weto. – Podwyżka składki jest brana pod uwagę najbardziej, bo daje konkretne pieniądze do budżetu. A to dziś niezwykle ważny argument – przyznaje Paweł Arndt, poseł PO z Komisji Finansów Publicznych, który monitoruje realizację budżetu.

A rząd szuka jeszcze innych rozwiązań. Myśli o podniesieniu podstawowej stawki VAT z 22 do 23 proc. i podwyżce niektórych stawek preferencyjnych, co może dać 9 mld zł. Chce też przywrócić 40-procentową stawkę PIT, co da ok. 8 mld zł. Ale nawet koalicjant PSL nie jest przekonany do tych działań. – Trzeba przede wszystkim wprowadzić takie działania, które nie zatrzymają, ale ożywią gospodarkę – mówi Stanisław Żelichowski, szef klubu PSL. Z czym akurat zgadza się PiS.

Tomasz Ł. Rożek, Beata Tomaszkiewicz
Źródło: Polska

Bruksela chce objąć kontrolą wszystkie fundusze

Komisja Europejska pracuje nad dyrektywą dotyczącą firm zarządzających alternatywnymi funduszami inwestycyjnymi, o czym informuje dzisiejszy „Puls Biznesu”. Oznacza to, że Komisja Nadzoru Finansowego objęłaby kontrolą fundusze hedgingowe, private equity oraz grupy kapitałowe o strukturze holdingu.

„Fundusze, prawnicy, a nawet Komisja Nadzoru Finansowego alarmują. Podmioty skupione w Polskim Stowarzyszeniu Inwestorów Kapitałowych (PSIK) i Europejskim Stowarzyszeniu Private Equity i Venture Capital (EVCA) już głośno protestują.
— Szykuje się niepotrzebna i szkodliwa rewolucja. W Polsce kompletnie sparaliżuje ona prace KNF, a działania wielu funduszy private equity i venture capital stracą sens. Do tego koszty nowych rozwiązań poniosą również standardowe holdingi, a spółki niepubliczne będą narażone na wyciek poufnych informacji. Nikt nie zapanuje nad takim chaosem — żali się nam członek zarządu jednego z większych krajowych TFI”, o czym czytamy w „Pulsie Biznesu”.

„Autorzy projektu dyrektywy przekonują, że działalność ZAFI (zarządzających alternatywnymi funduszami inwestycyjnymi) niesie ze sobą szereg zagrożeń dla inwestorów i kontrahentów oraz dla skutecznego działania i stabilności rynków finansowych. Stąd konieczność wprowadzenia nowej dyrektywy.
Branży to nie przekonuje.
"Fundusze nie niosą ryzyka dla systemu finansowego. Są inwestorem długoterminowym, nie tworzą podaży w okresie dekoniunktury, nie stosują krótkiej sprzedaży, nie podejmują krótkoterminowych decyzji spekulacyjnych. W czasach dotkliwego braku kapitału dla firm działania wymierzone w europejską branżę private equity stanowią poważne zagrożenie dla tego rynku" — twierdzą szefowie PSIK i EVCA.
Zmiany przygotowywanej dyrektywy domagają się też fundusze hedgingowe” – informuje dalej „Puls Biznesu”.

Zdaniem ekspertów nowa dyrektywa Komisji Europejskiej zbyt duża ingerencja w biznes. To także duże wyzwanie dla europejskich nadzorców.

Więcej na ten temat w dzisiejszym wydaniu „Pulsu Biznesu”, w artykule Adriana Boczkowskiego „Tykająca bomba z Unii.

A.Ł.

źródło: bankier.pl

Bruksela chce objąć kontrolą wszystkie fundusze

Komisja Europejska pracuje nad dyrektywą dotyczącą firm zarządzających alternatywnymi funduszami inwestycyjnymi, o czym informuje dzisiejszy „Puls Biznesu”. Oznacza to, że Komisja Nadzoru Finansowego objęłaby kontrolą fundusze hedgingowe, private equity oraz grupy kapitałowe o strukturze holdingu.

„Fundusze, prawnicy, a nawet Komisja Nadzoru Finansowego alarmują. Podmioty skupione w Polskim Stowarzyszeniu Inwestorów Kapitałowych (PSIK) i Europejskim Stowarzyszeniu Private Equity i Venture Capital (EVCA) już głośno protestują.
— Szykuje się niepotrzebna i szkodliwa rewolucja. W Polsce kompletnie sparaliżuje ona prace KNF, a działania wielu funduszy private equity i venture capital stracą sens. Do tego koszty nowych rozwiązań poniosą również standardowe holdingi, a spółki niepubliczne będą narażone na wyciek poufnych informacji. Nikt nie zapanuje nad takim chaosem — żali się nam członek zarządu jednego z większych krajowych TFI”, o czym czytamy w „Pulsie Biznesu”.

„Autorzy projektu dyrektywy przekonują, że działalność ZAFI (zarządzających alternatywnymi funduszami inwestycyjnymi) niesie ze sobą szereg zagrożeń dla inwestorów i kontrahentów oraz dla skutecznego działania i stabilności rynków finansowych. Stąd konieczność wprowadzenia nowej dyrektywy.
Branży to nie przekonuje.
"Fundusze nie niosą ryzyka dla systemu finansowego. Są inwestorem długoterminowym, nie tworzą podaży w okresie dekoniunktury, nie stosują krótkiej sprzedaży, nie podejmują krótkoterminowych decyzji spekulacyjnych. W czasach dotkliwego braku kapitału dla firm działania wymierzone w europejską branżę private equity stanowią poważne zagrożenie dla tego rynku" — twierdzą szefowie PSIK i EVCA.
Zmiany przygotowywanej dyrektywy domagają się też fundusze hedgingowe” – informuje dalej „Puls Biznesu”.

Zdaniem ekspertów nowa dyrektywa Komisji Europejskiej zbyt duża ingerencja w biznes. To także duże wyzwanie dla europejskich nadzorców.

Więcej na ten temat w dzisiejszym wydaniu „Pulsu Biznesu”, w artykule Adriana Boczkowskiego „Tykająca bomba z Unii.

A.Ł.

źródło: bankier.pl

Zanim wybudujesz drogę

Właściciel działki, który planuje wybudowanie na niej drogi wewnętrznej, samodzielnie finansuje inwestycję ze środków własnych. Utwardzenie i urządzenie drogi, w tym także obsługującej ją infrastruktury technicznej, jest często wydatkiem koniecznym dla zapewnienia odpowiedniego dojazdu z drogi publicznej do posesj.
Realizacja inwestycji drogowej na własnym gruncie (o ile grunt ten nie został wydzielony pod drogę publiczną) nie kreuje po stronie inwestora roszczenia o partycypację w kosztach budowy względem osób trzecich, w tym podmiotów prawa publicznego. W szczególności brak podstaw prawnych do wystąpienia z żądaniem zwrotu poniesionych nakładów, choćby w części, w stosunku do gminy lub innej jednostki samorządu terytorialnego, na obszarze której jest położona działka drogowa.

Zgodnie z przepisem art. 8 ust.2 i 3 ustawy z dnia 21 marca 1985 r. o drogach publicznych budowa, przebudowa, remont, utrzymanie, ochrona i oznakowanie dróg wewnętrznych oraz zarządzanie nimi należy do zarządcy terenu, na którym jest zlokalizowana droga, a w przypadku jego braku - do właściciela tego terenu. Zapewniają oni także finansowanie tych zadań.

Inwestor, który - mając taką możliwość - chce dodatkowo uzyskać połączenie komunikacyjne swojej drogi z drogą publiczną, musi także zadbać o wykonanie odpowiedniego zjazdu. Zgodnie z przepisem art. 29 ust.1 ww. ustawy budowa lub przebudowa zjazdu należy do właściciela lub użytkownika nieruchomości przyległych do drogi. W tym celu inwestor winien uzyskać jednak stosowne zezwolenie zarządcy drogi gminnej, powiatowej, wojewódzkiej lub krajowej (drogi publiczne) - w zależności od tego, z którą z tych dróg droga prywatna ma się łączyć. Udzielenie zezwolenie następuje w formie decyzji administracyjnej i wydawane jest w przedmiocie lokalizacji zjazdu.

źródło: dom.wp.pl

Zanim wybudujesz drogę

Właściciel działki, który planuje wybudowanie na niej drogi wewnętrznej, samodzielnie finansuje inwestycję ze środków własnych. Utwardzenie i urządzenie drogi, w tym także obsługującej ją infrastruktury technicznej, jest często wydatkiem koniecznym dla zapewnienia odpowiedniego dojazdu z drogi publicznej do posesj.
Realizacja inwestycji drogowej na własnym gruncie (o ile grunt ten nie został wydzielony pod drogę publiczną) nie kreuje po stronie inwestora roszczenia o partycypację w kosztach budowy względem osób trzecich, w tym podmiotów prawa publicznego. W szczególności brak podstaw prawnych do wystąpienia z żądaniem zwrotu poniesionych nakładów, choćby w części, w stosunku do gminy lub innej jednostki samorządu terytorialnego, na obszarze której jest położona działka drogowa.

Zgodnie z przepisem art. 8 ust.2 i 3 ustawy z dnia 21 marca 1985 r. o drogach publicznych budowa, przebudowa, remont, utrzymanie, ochrona i oznakowanie dróg wewnętrznych oraz zarządzanie nimi należy do zarządcy terenu, na którym jest zlokalizowana droga, a w przypadku jego braku - do właściciela tego terenu. Zapewniają oni także finansowanie tych zadań.

Inwestor, który - mając taką możliwość - chce dodatkowo uzyskać połączenie komunikacyjne swojej drogi z drogą publiczną, musi także zadbać o wykonanie odpowiedniego zjazdu. Zgodnie z przepisem art. 29 ust.1 ww. ustawy budowa lub przebudowa zjazdu należy do właściciela lub użytkownika nieruchomości przyległych do drogi. W tym celu inwestor winien uzyskać jednak stosowne zezwolenie zarządcy drogi gminnej, powiatowej, wojewódzkiej lub krajowej (drogi publiczne) - w zależności od tego, z którą z tych dróg droga prywatna ma się łączyć. Udzielenie zezwolenie następuje w formie decyzji administracyjnej i wydawane jest w przedmiocie lokalizacji zjazdu.

źródło: dom.wp.pl

Moda na sztuczne wyspy

Niesamowite kształty i niebotyczne koszty budowy. Czy konstrukcje sztucznych wysp to kaprys bogatych i pokaz ekonomicznej potęgi czy konieczność? Ostatnio architekci prześcigają się w projektowaniu nowych lądów.

W Dubaju, gdzie pobito już prawie wszystkie możliwe rekordy architektoniczne, buduje się zespół trzech największych sztucznych wysp na świecie. Palm Islands to też jedna z  najbardziej spektakularnych inwestycji bogatych szejków. Archipelag, usypywany od 2001 r. na dnie przybrzeżnego szelfu, ma być symbolem potęgi ekonomicznej Emiratów Arabskich. Każda z wysp, o kształcie palmy otoczonej falochronem, będzie luksusową oazą dla bogatych. Holenderska firma zużyje na ich wybudowanie ponad 80 mln metrów sześciennych materiału skalnego z dna Zatoki Perskiej.

Gotowa jest już pierwsza z nich -  Palma Jumeirah (Dżumajra) z ekskluzywnymi hotelami, sklepami i restauracjami. Jednak największe pożądanie budzą apartamenty, a także domy letniskowe usytuowane na „liściach” tej olbrzymiej palmy. Mieszkanie w takim miejscu to symbol prestiżu, a lokale zostały sprzedane w ciągu trzech dni od rozpoczęcia aukcji. Wśród nabywców znaleźli się sławni i bogaci m.in. Victoria i David Beckham.

Dwie pozostałe wyspy - Palma Jebel Ali (Dżabal Ali) i Palma Deirah (Dajra) są jeszcze budowie. Opóźnia się przede wszystkim konstrukcja największej z nich, która powierzchnią ma przebić nowojorski Manhattan, a długość linii brzegowej ma oscylować wokół 400 km. Prawdziwym wyzwaniem jest na pewno budowa 404 domów na wodzie układających się w arabski napis - czterowiersz autorstwa Szejka Muhammada ibn Raszida al-Maktum.

To nie ostania z niesamowitych wizji architektów. Następnym projektem u wybrzeży Dubaju jest archipelag 300 sztucznych wysp, które widziane z lotu ptaka utworzą mapę świata. Zakończono już pierwsza fazę inwestycji.

źródło: dom.wp.pl

Moda na sztuczne wyspy

Niesamowite kształty i niebotyczne koszty budowy. Czy konstrukcje sztucznych wysp to kaprys bogatych i pokaz ekonomicznej potęgi czy konieczność? Ostatnio architekci prześcigają się w projektowaniu nowych lądów.

W Dubaju, gdzie pobito już prawie wszystkie możliwe rekordy architektoniczne, buduje się zespół trzech największych sztucznych wysp na świecie. Palm Islands to też jedna z  najbardziej spektakularnych inwestycji bogatych szejków. Archipelag, usypywany od 2001 r. na dnie przybrzeżnego szelfu, ma być symbolem potęgi ekonomicznej Emiratów Arabskich. Każda z wysp, o kształcie palmy otoczonej falochronem, będzie luksusową oazą dla bogatych. Holenderska firma zużyje na ich wybudowanie ponad 80 mln metrów sześciennych materiału skalnego z dna Zatoki Perskiej.

Gotowa jest już pierwsza z nich -  Palma Jumeirah (Dżumajra) z ekskluzywnymi hotelami, sklepami i restauracjami. Jednak największe pożądanie budzą apartamenty, a także domy letniskowe usytuowane na „liściach” tej olbrzymiej palmy. Mieszkanie w takim miejscu to symbol prestiżu, a lokale zostały sprzedane w ciągu trzech dni od rozpoczęcia aukcji. Wśród nabywców znaleźli się sławni i bogaci m.in. Victoria i David Beckham.

Dwie pozostałe wyspy - Palma Jebel Ali (Dżabal Ali) i Palma Deirah (Dajra) są jeszcze budowie. Opóźnia się przede wszystkim konstrukcja największej z nich, która powierzchnią ma przebić nowojorski Manhattan, a długość linii brzegowej ma oscylować wokół 400 km. Prawdziwym wyzwaniem jest na pewno budowa 404 domów na wodzie układających się w arabski napis - czterowiersz autorstwa Szejka Muhammada ibn Raszida al-Maktum.

To nie ostania z niesamowitych wizji architektów. Następnym projektem u wybrzeży Dubaju jest archipelag 300 sztucznych wysp, które widziane z lotu ptaka utworzą mapę świata. Zakończono już pierwsza fazę inwestycji.

źródło: dom.wp.pl

Ogromne zamieszki w Chinach - 140 zabitych, 800 osób rannych

W niedzielnych zamieszkach w stolicy ujgurskiego regionu autonomicznego Sinkiang (chiń. Xinjiang), na zachodzie Chin, zginęło 140 ludzi a ponad 800 zostało rannych - podały oficjalne media chińskie.

Kilkuset uczestników zamieszek aresztowano. W poniedziałek w mieście w praktyce obowiązywał stan wyjątkowy - wprowadzono zakaz ruchu samochodowego, pozamykano sklepy. Jak podały miejscowe władze "sytuacja pozostaje pod kontrolą".

Wśród kilkuset zatrzymanych znalazło się "ponad dziesięciu" ludzi, odpowiedzialnych za podsycanie zamieszek - podają chińskie media.

W niedzielę wieczorem oficjalne źródła chińskie mówiły tylko o trzech śmiertelnych ofiarach zajść, podkreślając iż są to osoby narodowości Han - Chińczycy. Według agencji Xinhua, uczestnicy rozruchów podpalali pojazdy i blokowali ruch uliczny.

"Regionalny rząd nie podał, ilu ludzi uczestniczyło w zamieszkach, ale poinformował, że zgromadzili się oni nielegalnie w kilku miejscach śródmieścia i wzięli udział w biciu, niszczeniu, plądrowaniu i paleniu. Rząd wysłał policję dla rozproszenia tłumu i aresztował kilku uczestników zajść" - podawała w niedzielę agencja Xinhua.

Szef władz autonomicznego regionu Sinkiangu, Nur Bekri obarczył w poniedziałek odpowiedzialnością za zamieszki "siły zagraniczne", dążące do destabilizacji regionu poprzez wywołanie zajść na tle etnicznym.

Według Bekriego, pretekstem do wywołania niedzielnych wystąpień stał się incydent z 26 czerwca w fabryce zabawek w prowincji Guangdong, na południu Chin, gdzie doszło do niepokojów po nagłośnieniu sprawy gwałtu, dokonanego przez Ujgura na chińskiej dziewczynie. W starciach między ujgurskimi i chińskimi pracownikami zginęło dwóch Ujgurów a 120 osób zostało rannych.

Nur Bekri obarczył odpowiedzialnością za niedzielne zajścia w liczącym 2,3 mln mieszkańców Urumczi zagraniczne ugrupowania separatystów ujgurskich. Agencja Xinhua wymienia tu przede wszystkim Światowy Kongres Ujgurów, kierowany przez byłą najbogatszą kobietę Chin, biznesmenkę, więzioną przez kilka lat w Chinach a obecnie przebywającą na emigracji w USA Ujgurkę Rebiję Kadir. Rzecznik Kongresu kategorycznie odrzucił jednak oskarżenia w sprawie udziału organizacji w zamieszkach w Urumczi.

Wyznający w większości islam Ujgurzy stanowią około 40 procent liczącej 20 mln ludności Sinkiangu. W samym Urumczi większość stanowią napływowi Chińczycy.

Wielu Ujgurów niechętnych jest nasilającej się chińskiej imigracji oraz partyjnej kontroli nad ich życiem społecznym i religijnym. Twierdzą, że są politycznie marginalizowani na swym ojczystym terytorium, dysponującym bogatymi złożami ropy i gazu ziemnego.

 

źródło: onet.pl PAP

Ogromne zamieszki w Chinach - 140 zabitych, 800 osób rannych

W niedzielnych zamieszkach w stolicy ujgurskiego regionu autonomicznego Sinkiang (chiń. Xinjiang), na zachodzie Chin, zginęło 140 ludzi a ponad 800 zostało rannych - podały oficjalne media chińskie.

Kilkuset uczestników zamieszek aresztowano. W poniedziałek w mieście w praktyce obowiązywał stan wyjątkowy - wprowadzono zakaz ruchu samochodowego, pozamykano sklepy. Jak podały miejscowe władze "sytuacja pozostaje pod kontrolą".

Wśród kilkuset zatrzymanych znalazło się "ponad dziesięciu" ludzi, odpowiedzialnych za podsycanie zamieszek - podają chińskie media.

W niedzielę wieczorem oficjalne źródła chińskie mówiły tylko o trzech śmiertelnych ofiarach zajść, podkreślając iż są to osoby narodowości Han - Chińczycy. Według agencji Xinhua, uczestnicy rozruchów podpalali pojazdy i blokowali ruch uliczny.

"Regionalny rząd nie podał, ilu ludzi uczestniczyło w zamieszkach, ale poinformował, że zgromadzili się oni nielegalnie w kilku miejscach śródmieścia i wzięli udział w biciu, niszczeniu, plądrowaniu i paleniu. Rząd wysłał policję dla rozproszenia tłumu i aresztował kilku uczestników zajść" - podawała w niedzielę agencja Xinhua.

Szef władz autonomicznego regionu Sinkiangu, Nur Bekri obarczył w poniedziałek odpowiedzialnością za zamieszki "siły zagraniczne", dążące do destabilizacji regionu poprzez wywołanie zajść na tle etnicznym.

Według Bekriego, pretekstem do wywołania niedzielnych wystąpień stał się incydent z 26 czerwca w fabryce zabawek w prowincji Guangdong, na południu Chin, gdzie doszło do niepokojów po nagłośnieniu sprawy gwałtu, dokonanego przez Ujgura na chińskiej dziewczynie. W starciach między ujgurskimi i chińskimi pracownikami zginęło dwóch Ujgurów a 120 osób zostało rannych.

Nur Bekri obarczył odpowiedzialnością za niedzielne zajścia w liczącym 2,3 mln mieszkańców Urumczi zagraniczne ugrupowania separatystów ujgurskich. Agencja Xinhua wymienia tu przede wszystkim Światowy Kongres Ujgurów, kierowany przez byłą najbogatszą kobietę Chin, biznesmenkę, więzioną przez kilka lat w Chinach a obecnie przebywającą na emigracji w USA Ujgurkę Rebiję Kadir. Rzecznik Kongresu kategorycznie odrzucił jednak oskarżenia w sprawie udziału organizacji w zamieszkach w Urumczi.

Wyznający w większości islam Ujgurzy stanowią około 40 procent liczącej 20 mln ludności Sinkiangu. W samym Urumczi większość stanowią napływowi Chińczycy.

Wielu Ujgurów niechętnych jest nasilającej się chińskiej imigracji oraz partyjnej kontroli nad ich życiem społecznym i religijnym. Twierdzą, że są politycznie marginalizowani na swym ojczystym terytorium, dysponującym bogatymi złożami ropy i gazu ziemnego.

 

źródło: onet.pl PAP

"Metro": Koniec mieszkań za złotówkę

Już nie kilkaset złotych, ale kilkadziesiąt tysięcy zapłacą mieszkańcy blokowisk, którzy zechcą wykupić mieszkania spółdzielcze, zapowiada "Metro". Rząd przyjmie nowe prawo w połowie lipca.

Możliwość wykupywania mieszkań spółdzielczych za grosze dał wcześniej lokatorom PiS, jednak od 2010 roku zlikwiduje ją nowelizacja ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych.

Zgodnie z jej projektem, przygotowanym przez rząd, spółdzielnia będzie mogła wprowadzić dodatkowe opłaty za uwłaszczenie w wysokości zależnej od rynkowej wartości mieszkania. W praktyce wyniesie to od kilkunastu do nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych.

To skutek wyroku Trybunału Konstytucyjnego z grudnia ub. roku. Trybunał uznał wtedy, że państwo nie może narzucać spółdzielniom tak niskich stawek wykupu, bo grozi im to brakiem pieniędzy np. na remonty. Rząd musi teraz dostosować prawo do wyroku.

 

źródło: onet.pl PAP

Https://wgn.pl - aktualne oferty

Oceń nasz serwis

średnia ocen: 4,3

Ten serwis korzysta z mechanizmów cookies (ciasteczka)

| Polityka Cookies