Ze świata nieruchomości - strona 119

Banki padają jak muchy!

Lloyds Banking Group PLC i rząd brytyjski porozumiały się odnośnie do pomocy, jakiej trzeba było udzielić tej zagrożonej instytucji. Państwo zagwarantuje aktywa na kwotę 260 mld funtów i powiększy udział w akcjonariacie z 43 do 65-75 procent.

To swoiste "ubezpieczenie" toksycznych długów jest częścią planu ratunkowego dla tamtejszych banków (Asset Protection Scheme). Posunięcie państwa zakłada zwiększenie akcji kredytowej banku.

Problemy Lloyds Banking Group zaczęły się w styczniu, gdy państwo zmusiło ten bank do przejęcia innego, będącego nad przepaścią - HBOS. Przeciwni temu byli akcjonariusze Lloydsa. W ubiegłym tygodniu okazało się, że w 2008 r. HBOS miał stratę przed opodatkowaniem wynoszącą 10,8 mld funtów. Stratę tę musiał konsolidować Lloyds, który sam miał w 2008 r. zysku netto 807 mln funtów (jeszcze jako Lloyds TSB).

Akcje Lloyds Banking Group są notowane na giełdach w Londynie, Frankfurcie i Nowym Jorku (NYSE). Najpóźniej zamknął się w piątek parkiet nowojorski, gdzie walory kosztowały 2,35 USD po wzroście o 5,86 procent (w Londynie kosztowały 42 funty i drożały o 4,22 procent).

Royal Bank of Scotland był pierwszą instytucją finansową w Wielkiej Brytanii, która dostała rządową pomoc w wysokości 325 mld funtów. To ubezpieczenie na wypadek niemożności ściągnięcia toksycznych długów. Wielu deputowanych do Izby Gmin uważa, że tylko nacjonalizacja banków pozwoli odzyskać zaufanie rynków i per saldo zaoszczędzi pieniądze podatników.

*

Freedom Bank of Georgia jest 17. tegoroczną ofiarą kryzysu finansowego w USA. Został on w piątek zamknięty przez nadzór.

Northeast Georgia Bank z miejscowości Lavonia (stan Georgia) przejął wszystkie depozyty upadłej instytucji. Na 4 marca br. Freedom Bank of Georgia miał 173 mln USD w aktywach i 161 mln USD w depozytach. Upadek banku kosztować będzie państwo (poprzez fundusz gwarancyjny - Federal Deposit Insurance Corporation) 36,2 mln USD.

Krzysztof Mrówka, Interia.pl

źródło informacji: INTERIA.PL

interia.pl/Sobota, 7 marca (08:24)

Nadchodzą trzy biedy naraz

Ukrainę drążą trzy biedy naraz. To efekt kryzysu polityczno-gazowego z Rosją, wewnątrzpolitycznej rywalizacji na linii premier - prezydent oraz kryzysu gospodarczego.

Stąpanie po wertepach

Ukształtuje to sytuację na Ukrainie w tym roku i w przyszłości. Wpłynie także na współpracę ekonomiczno-handlową z zagranicą, w tym z Polską. Czynniki kryzysogenne na Ukrainie mają charakter długotrwały, narastają co najmniej od kilku lat. Sprawa cen gazu i ich rewizji "wybuchła", gdy po kryzysie gruzińsko-kaukaskim stosunki rosyjsko-ukraińskie pogorszyły się, a ponadto - uzależniona od dostaw gazu gospodarka ukraińska, zaczęła tracić siły rozwojowe. Słabła pozycja negocjacyjna Ukrainy, rosła jej uległość wobec Gazpromu. Rząd ukraiński zgodził się więc na wzrost cen gazu ze 179,5 USD za 1000 m3 do 450 USD, z 20 procentową zniżką w pierwszym okresie obowiązywania umowy wieloletniej.

Co oznacza tak wysoki wzrost cen?

Przede wszystkim pogorszenie opłacalności i konkurencyjności eksportu, nieuchronny wzrost cen dla odbiorców i użytkowników gazu, a w konsekwencji - wzrost kosztów utrzymania i... niezadowolenia społecznego. Jest to o tyle groźne, że Ukraina jest w przededniu wyborów, a w warunkach kryzysu i niezadowolenia społecznego - rosną szanse na zwycięstwo bloku prorosyjskiej Partii Regionów. Co oznaczałoby to zwycięstwo?

Na pewno wzmocnienie wpływów Rosji, choćby poprzez zmianę będących u niej w niełasce, ekip rządzących Ukrainą.

Konflikt polityczny między premier Tymoszenko i prezydentem Juszczenką trwa prawie od zakończenia pomarańczowej rewolucji w 2004 roku. Stopniowo nasilał się, co było wynikiem zarówno niepohamowanych ambicji pani premier, jak i nieustępliwej pozycji ekipy prezydenckiej. A efekt tego? Instytucjonalny paraliż państwa, praktycznie - rozpad koalicji pomarańczowych. Rząd sprowadził sam siebie do roli administratora, o ograniczonych możliwościach zarządzania antykryzysowego. Tymczasem kryzys gospodarczy na Ukrainie "kwitnie", nie tylko w wyniku wpływu kryzysu światowego, czy blokowania się ekip rządzących, ale także z powodu wieloletnich zaniedbań i nikłych efektów reform strukturalnych w gospodarce, przede wszystkim w rolnictwie.

Wyniki gospodarcze 2008 roku są mizerne. PKB wzrósł tylko o 2,1%, co jest

najniższym wskaźnikiem wzrostu w całej mijającej dekadzie. (W latach 2000-2007 - średnioroczne jego tempo wynosiło 7,45%). Inflacja osiągnęła w zeszłym roku poziom 22,3%. Produkcja przemysłowa spadła o 3,1%, co jest najgorszym wskaźnikiem od 1998 r. Jedynym sektorem, który odnotował wysoki wzrost - o 17,5% był sektor rolny. Stało się tak dzięki rekordowym, bo wynoszącym 53,3 mln ton, zbiorom zbóż. W produkcji zwierzęcej wzrost był już natomiast minimalny, rzędu 1%. Wartość prac budowlanych była niższa o 16,6%.

Nastąpiło dalsze pogłębienie nierównowagi w handlu zagranicznym - gdyż ujemne saldo obrotów towarowych wzrosło do poziomu 17,7 mld USD, wobec 9,6 mld USD w roku 2007. W II półroczu ub. roku wystąpiło wyraźne osłabienie napływu bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Według stanu na 1 października ub. r. - przy wzroście tych inwestycji w okresie 9 miesięcy o 8,1 mld USD - skumulowana wartość BIZ wynosiła 37,6 mld USD. To, jak na potrzeby niedoinwestowanej gospodarki - poziom niewysoki. Rośnie bezrobocie - o 203 tys. w skali ub. roku, a stopa bezrobocia liczona według metodologii MOP- wynosiła

6,5%.

Z różnych prognoz ukraińskich wynika, że nastąpi pogłębienie kryzysu gospodarczego. Jeżeli rządowe prognozy z grudnia ub. roku przewidywały wzrost PKB o 0,4%, to już Ministerstwo Gospodarki - jego spadek o 5%, a inni eksperci nie wykluczają możliwości spadku PKB o 7-8%, a nawet o 10%. Nic nie wskazuje, że będzie jakiś znaczący postęp w liberalizacji gospodarki czy w tworzeniu mechanizmów przyciągających inwestycje zagraniczne. Nie ma widoków na spadek inflacji, choć w budżecie założony został wzrost cen konsumpcyjnych o 9,5%. A przecież presję na wzrost inflacji wywoła chociażby ponad 30-procentowy wzrost cen gazu dla odbiorców przemysłowych, który przełoży się, na podwyżki taryf usług komunalnych dla ludności. Trudna będzie sytuacja w sektorze bankowym, przede wszystkim ze względu na ograniczony napływ kapitału zagranicznego, ogólną dekoniunkturę gospodarczą i problemy ze zwrotem udzielonych wcześniej kredytów walutowych.

Pewnej poprawy można oczekiwać w bilansie handlowym i na rachunku operacji bieżących bilansu płatniczego. Przyczyniła się do tego ponad 50-procentowa dewaluacja hrywny i możliwy dalszy spadek wartości ukraińskiej waluty, a także spodziewane transfery kredytów takich instytucji, jak MFW czy Bank Światowy.

Można liczyć się z dalszym wzrostem bezrobocia i niezadowolenia społecznego, bo już w IV kwartale ub. roku dało o sobie znać, rzadkie dotychczas na Ukrainie, zjawisko masowych zwolnień pracowników.

Jak ta sytuacja może wpłynąć na współpracę Ukrainy z Polską, ważnym i strategicznym partnerem? Dotyczy to nie tylko obrotów handlowych, które zbliżają się do rekordowego poziomu 10 mld USD, (za 11 miesięcy ub. roku osiągnęły wartość 8452,6 mln USD i były wyższe o 28,2% niż w analogicznym okresie 2007 roku). Trochę zaczyna słabnąć dynamika polskiego eksportu, ale nadal mamy dodatnie saldo obrotów w wysokości około 4 mld USD. Polska zajmuje 4 miejsce pod względem eksportu i 5. w imporcie globalnym Ukrainy. Z kolei Ukraina plasuje się na 8 miejscu w polskim eksporcie globalnym i na 22. w polskim imporcie.

Ukraina jest dużym i perspektywicznym rynkiem dla polskich inwestorów. Na razie - według stanu na 1 października ub. roku - polskie przedsiębiorstwa zainwestowały na Ukrainie 717,2 mln USD, a to plasuje nas na 12 miejscu wśród inwestorów zagranicznych. Jest szansa, że w bieżącym lub w przyszłym roku będzie lepiej, bo mimo kryzysu - zainteresowanie inwestycjami na Ukrainie jest spore.

Kryzys gospodarczy na Ukrainie może przełożyć się na pewne spowolnienie dynamiki eksportu, aczkolwiek będzie ono miało charakter przejściowy i krótkotrwały. To będzie zależeć od kondycji Ukrainy oraz od skali wpływu kryzysu światowego na obie gospodarki. Nie bez znaczenia będzie zakres działań protekcjonistycznych, podejmowanych przez władze ukraińskie, a także stabilność hrywny, której dewaluacja już pod koniec ub. roku przyczyniła się do spadku polskiego eksportu.

Nasze działania na rynku ukraińskim powinny być z jednej strony rozsądne, z drugiej - ekspansywne. Trzeba więc uważnie śledzić sytuację na Ukrainie.

Mikołaj Oniszczuk

źródło informacji: Nowe Życie Gospodarcze

interia.pl/Sobota, 7 marca (05:59)

Nadchodzą trzy biedy naraz

Ukrainę drążą trzy biedy naraz. To efekt kryzysu polityczno-gazowego z Rosją, wewnątrzpolitycznej rywalizacji na linii premier - prezydent oraz kryzysu gospodarczego.

Stąpanie po wertepach

Ukształtuje to sytuację na Ukrainie w tym roku i w przyszłości. Wpłynie także na współpracę ekonomiczno-handlową z zagranicą, w tym z Polską. Czynniki kryzysogenne na Ukrainie mają charakter długotrwały, narastają co najmniej od kilku lat. Sprawa cen gazu i ich rewizji "wybuchła", gdy po kryzysie gruzińsko-kaukaskim stosunki rosyjsko-ukraińskie pogorszyły się, a ponadto - uzależniona od dostaw gazu gospodarka ukraińska, zaczęła tracić siły rozwojowe. Słabła pozycja negocjacyjna Ukrainy, rosła jej uległość wobec Gazpromu. Rząd ukraiński zgodził się więc na wzrost cen gazu ze 179,5 USD za 1000 m3 do 450 USD, z 20 procentową zniżką w pierwszym okresie obowiązywania umowy wieloletniej.

Co oznacza tak wysoki wzrost cen?

Przede wszystkim pogorszenie opłacalności i konkurencyjności eksportu, nieuchronny wzrost cen dla odbiorców i użytkowników gazu, a w konsekwencji - wzrost kosztów utrzymania i... niezadowolenia społecznego. Jest to o tyle groźne, że Ukraina jest w przededniu wyborów, a w warunkach kryzysu i niezadowolenia społecznego - rosną szanse na zwycięstwo bloku prorosyjskiej Partii Regionów. Co oznaczałoby to zwycięstwo?

Na pewno wzmocnienie wpływów Rosji, choćby poprzez zmianę będących u niej w niełasce, ekip rządzących Ukrainą.

Konflikt polityczny między premier Tymoszenko i prezydentem Juszczenką trwa prawie od zakończenia pomarańczowej rewolucji w 2004 roku. Stopniowo nasilał się, co było wynikiem zarówno niepohamowanych ambicji pani premier, jak i nieustępliwej pozycji ekipy prezydenckiej. A efekt tego? Instytucjonalny paraliż państwa, praktycznie - rozpad koalicji pomarańczowych. Rząd sprowadził sam siebie do roli administratora, o ograniczonych możliwościach zarządzania antykryzysowego. Tymczasem kryzys gospodarczy na Ukrainie "kwitnie", nie tylko w wyniku wpływu kryzysu światowego, czy blokowania się ekip rządzących, ale także z powodu wieloletnich zaniedbań i nikłych efektów reform strukturalnych w gospodarce, przede wszystkim w rolnictwie.

Wyniki gospodarcze 2008 roku są mizerne. PKB wzrósł tylko o 2,1%, co jest

najniższym wskaźnikiem wzrostu w całej mijającej dekadzie. (W latach 2000-2007 - średnioroczne jego tempo wynosiło 7,45%). Inflacja osiągnęła w zeszłym roku poziom 22,3%. Produkcja przemysłowa spadła o 3,1%, co jest najgorszym wskaźnikiem od 1998 r. Jedynym sektorem, który odnotował wysoki wzrost - o 17,5% był sektor rolny. Stało się tak dzięki rekordowym, bo wynoszącym 53,3 mln ton, zbiorom zbóż. W produkcji zwierzęcej wzrost był już natomiast minimalny, rzędu 1%. Wartość prac budowlanych była niższa o 16,6%.

Nastąpiło dalsze pogłębienie nierównowagi w handlu zagranicznym - gdyż ujemne saldo obrotów towarowych wzrosło do poziomu 17,7 mld USD, wobec 9,6 mld USD w roku 2007. W II półroczu ub. roku wystąpiło wyraźne osłabienie napływu bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Według stanu na 1 października ub. r. - przy wzroście tych inwestycji w okresie 9 miesięcy o 8,1 mld USD - skumulowana wartość BIZ wynosiła 37,6 mld USD. To, jak na potrzeby niedoinwestowanej gospodarki - poziom niewysoki. Rośnie bezrobocie - o 203 tys. w skali ub. roku, a stopa bezrobocia liczona według metodologii MOP- wynosiła

6,5%.

Z różnych prognoz ukraińskich wynika, że nastąpi pogłębienie kryzysu gospodarczego. Jeżeli rządowe prognozy z grudnia ub. roku przewidywały wzrost PKB o 0,4%, to już Ministerstwo Gospodarki - jego spadek o 5%, a inni eksperci nie wykluczają możliwości spadku PKB o 7-8%, a nawet o 10%. Nic nie wskazuje, że będzie jakiś znaczący postęp w liberalizacji gospodarki czy w tworzeniu mechanizmów przyciągających inwestycje zagraniczne. Nie ma widoków na spadek inflacji, choć w budżecie założony został wzrost cen konsumpcyjnych o 9,5%. A przecież presję na wzrost inflacji wywoła chociażby ponad 30-procentowy wzrost cen gazu dla odbiorców przemysłowych, który przełoży się, na podwyżki taryf usług komunalnych dla ludności. Trudna będzie sytuacja w sektorze bankowym, przede wszystkim ze względu na ograniczony napływ kapitału zagranicznego, ogólną dekoniunkturę gospodarczą i problemy ze zwrotem udzielonych wcześniej kredytów walutowych.

Pewnej poprawy można oczekiwać w bilansie handlowym i na rachunku operacji bieżących bilansu płatniczego. Przyczyniła się do tego ponad 50-procentowa dewaluacja hrywny i możliwy dalszy spadek wartości ukraińskiej waluty, a także spodziewane transfery kredytów takich instytucji, jak MFW czy Bank Światowy.

Można liczyć się z dalszym wzrostem bezrobocia i niezadowolenia społecznego, bo już w IV kwartale ub. roku dało o sobie znać, rzadkie dotychczas na Ukrainie, zjawisko masowych zwolnień pracowników.

Jak ta sytuacja może wpłynąć na współpracę Ukrainy z Polską, ważnym i strategicznym partnerem? Dotyczy to nie tylko obrotów handlowych, które zbliżają się do rekordowego poziomu 10 mld USD, (za 11 miesięcy ub. roku osiągnęły wartość 8452,6 mln USD i były wyższe o 28,2% niż w analogicznym okresie 2007 roku). Trochę zaczyna słabnąć dynamika polskiego eksportu, ale nadal mamy dodatnie saldo obrotów w wysokości około 4 mld USD. Polska zajmuje 4 miejsce pod względem eksportu i 5. w imporcie globalnym Ukrainy. Z kolei Ukraina plasuje się na 8 miejscu w polskim eksporcie globalnym i na 22. w polskim imporcie.

Ukraina jest dużym i perspektywicznym rynkiem dla polskich inwestorów. Na razie - według stanu na 1 października ub. roku - polskie przedsiębiorstwa zainwestowały na Ukrainie 717,2 mln USD, a to plasuje nas na 12 miejscu wśród inwestorów zagranicznych. Jest szansa, że w bieżącym lub w przyszłym roku będzie lepiej, bo mimo kryzysu - zainteresowanie inwestycjami na Ukrainie jest spore.

Kryzys gospodarczy na Ukrainie może przełożyć się na pewne spowolnienie dynamiki eksportu, aczkolwiek będzie ono miało charakter przejściowy i krótkotrwały. To będzie zależeć od kondycji Ukrainy oraz od skali wpływu kryzysu światowego na obie gospodarki. Nie bez znaczenia będzie zakres działań protekcjonistycznych, podejmowanych przez władze ukraińskie, a także stabilność hrywny, której dewaluacja już pod koniec ub. roku przyczyniła się do spadku polskiego eksportu.

Nasze działania na rynku ukraińskim powinny być z jednej strony rozsądne, z drugiej - ekspansywne. Trzeba więc uważnie śledzić sytuację na Ukrainie.

Mikołaj Oniszczuk

źródło informacji: Nowe Życie Gospodarcze

interia.pl/Sobota, 7 marca (05:59)

BDX:Hiszpanie żądają cztery razy więcej

Wyrzucone z budowy Okęcia konsorcjum firm Ferrovial, Budimex i Lamela zwiększyło do prawie 221 mln zł kwotę odszkodowania, jakiego domaga się od Portów Lotniczych - pisze "Życie Warszawy".

Pismo procesowe prawnicy konsorcjum złożyli w Sądzie Arbitrażowym w Warszawie.

- Hiszpanom chodzi zapewne o zamieszanie w postępowaniu arbitrażowym. Wiem jedno: choćby nie wiem co zrobili, nie zmienia faktu, że nie wywiązali się z kontraktu na Terminal 2 - mówi "ŻW" wiceszef sejmowej Komisji Infrastruktury Janusz Piechociński.

W kwietniu 2006 r. konsorcjum miało oddać do użytku wart 200 mln USD terminal II na Okęciu. Dla konsorcjum wykonawców (Budimex, Ferrovial Agroman i Estudio Lamela) jego realizacja to było prawdziwa droga przez mękę , jedno pasmo strat. Z projektem wiązało się wiele kontrowersji, Najwyższa Izba Kontroli wskazywała uchybienia, a konkurenci protestowali i przestrzegali, że inwestor będzie musiał dopłacić.

źródło informacji: PAP

interia.pl/Sobota, 7 marca (07:45)

BDX:Hiszpanie żądają cztery razy więcej

Wyrzucone z budowy Okęcia konsorcjum firm Ferrovial, Budimex i Lamela zwiększyło do prawie 221 mln zł kwotę odszkodowania, jakiego domaga się od Portów Lotniczych - pisze "Życie Warszawy".

Pismo procesowe prawnicy konsorcjum złożyli w Sądzie Arbitrażowym w Warszawie.

- Hiszpanom chodzi zapewne o zamieszanie w postępowaniu arbitrażowym. Wiem jedno: choćby nie wiem co zrobili, nie zmienia faktu, że nie wywiązali się z kontraktu na Terminal 2 - mówi "ŻW" wiceszef sejmowej Komisji Infrastruktury Janusz Piechociński.

W kwietniu 2006 r. konsorcjum miało oddać do użytku wart 200 mln USD terminal II na Okęciu. Dla konsorcjum wykonawców (Budimex, Ferrovial Agroman i Estudio Lamela) jego realizacja to było prawdziwa droga przez mękę , jedno pasmo strat. Z projektem wiązało się wiele kontrowersji, Najwyższa Izba Kontroli wskazywała uchybienia, a konkurenci protestowali i przestrzegali, że inwestor będzie musiał dopłacić.

źródło informacji: PAP

interia.pl/Sobota, 7 marca (07:45)

Dziura budżetowa urosła do 5,5 mld złotych

Minister Finansów Jacek Rostowski przedstawiając w Sejmie sytuację budżetową, powiedział, że wydaliśmy już 52 mld złotych, czyli o 20 proc. więcej niż przed rokiem. PiS złożył wniosek o przerwanie i odłożenie debaty. Ostatecznie jednak Sejm przyjął informacje rządu, za przyjęciem informacji było 219 posłów, 198 było przeciw, a 2 wstrzymało się od głosu.

Minister Rostowski podczas debaty wręcz zasypał opozycję  danymi dotyczącymi wykonania budżetu za rok 2008. Omówił też wykonanie budżetu 2009 za styczeń i luty. W tych dwóch miesiącach wydatki budżetu państwa wyniosły 52 mld zł. - W analogicznym okresie 2008 r. wydatki wyniosły 43 mld 400 mln zł. To jest o 8 mld 600 mln mniej niż w roku bieżącym. Czyli wydatki w pierwszych dwóch miesiącach tego roku są o 20 proc. wyższe niż w roku ubiegłym - powiedział Rostowski. Wpływy sięgnęły ponad 46 mld zł. Czyli 15,3 proc. kwoty z ustawy budżetowej na 2009 r. Dało to 5,5 mld deficytu wobec założonych na cały rok 18,2 mld zł.

Większe wydatki to w większości wydatki sztywne

Jako przyczyny zwiększonych wydatków budżetu Rostowski wymienił m.in. wcześniejsze przekazywanie wynagrodzeń z tytułu emerytur i rent oraz wypłaty dodatkowego wynagrodzenia rocznego (ponad 4,5 mld zł).

Ponadto w pierwszych dwóch miesiącach 2009 r. wyższe były wydatki na koszty obsługi długu publicznego, zarówno krajowego jak i zagranicznego. Więcej pieniędzy poszło na drogi publiczne (o 699 mln zł w porównaniu ze 2008 r.), dopłaty dla rolników, Kasę Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego (2,48 mld zł, o 24,3 proc. więcej niż w 2008 r.) - wyliczał minister.

Więcej wydaliśmy też na składkę do UE. W styczniu i lutym było to 3,89 mld zł, czyli o ok. miliard złotych więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku.

Budżet napięty, opozycja domaga się danych na piśmie

Minister finansów stwierdził, że tegoroczny budżet będzie należał do najtrudniejszych od czasów zakończenia pierwszej fazy reform ekonomicznych w Polsce. Minister przyznał, że budżet odczuje skutki kryzysu bardziej niż gospodarka.

- Donalda Tuska w Sejmie nie było w ogóle, minister finansów wyszedł tuż po swoim wystąpieniu - to niedopuszczalne mówił Wojciech Olejniczak z SLD. Oszczędności budżetowe uznał za zły pomysł, bo - jak podkreślił - budżet powinien pobudzać gospodarkę, a ograniczenia prowadzą do jej zapaści.

W jego ocenie, Rostowski przedstawiając dane za dwa pierwsze miesiące roku manipuluje liczbami. - Niech rząd przedstawi różnice między lutym 2009 a lutym 2008, a nie styczeń i luty razem - zaznaczył. Jego zdaniem trzeba znowelizować budżet, bo musi on odzwierciedlać rzeczywisty stan państwa polskiego.

Ostatecznie Sejm - po debacie już bez ministra finansów, który opuścił salę - przyjął informację na temat sytuacji budżetu państwa. Za przyjęciem informacji było 219 posłów, 198 było przeciw, a 2 wstrzymało się od głosu
Piotr Kucharski, Andrzej Zwoliński

Dziura budżetowa urosła do 5,5 mld złotych

Minister Finansów Jacek Rostowski przedstawiając w Sejmie sytuację budżetową, powiedział, że wydaliśmy już 52 mld złotych, czyli o 20 proc. więcej niż przed rokiem. PiS złożył wniosek o przerwanie i odłożenie debaty. Ostatecznie jednak Sejm przyjął informacje rządu, za przyjęciem informacji było 219 posłów, 198 było przeciw, a 2 wstrzymało się od głosu.

Minister Rostowski podczas debaty wręcz zasypał opozycję  danymi dotyczącymi wykonania budżetu za rok 2008. Omówił też wykonanie budżetu 2009 za styczeń i luty. W tych dwóch miesiącach wydatki budżetu państwa wyniosły 52 mld zł. - W analogicznym okresie 2008 r. wydatki wyniosły 43 mld 400 mln zł. To jest o 8 mld 600 mln mniej niż w roku bieżącym. Czyli wydatki w pierwszych dwóch miesiącach tego roku są o 20 proc. wyższe niż w roku ubiegłym - powiedział Rostowski. Wpływy sięgnęły ponad 46 mld zł. Czyli 15,3 proc. kwoty z ustawy budżetowej na 2009 r. Dało to 5,5 mld deficytu wobec założonych na cały rok 18,2 mld zł.

Większe wydatki to w większości wydatki sztywne

Jako przyczyny zwiększonych wydatków budżetu Rostowski wymienił m.in. wcześniejsze przekazywanie wynagrodzeń z tytułu emerytur i rent oraz wypłaty dodatkowego wynagrodzenia rocznego (ponad 4,5 mld zł).

Ponadto w pierwszych dwóch miesiącach 2009 r. wyższe były wydatki na koszty obsługi długu publicznego, zarówno krajowego jak i zagranicznego. Więcej pieniędzy poszło na drogi publiczne (o 699 mln zł w porównaniu ze 2008 r.), dopłaty dla rolników, Kasę Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego (2,48 mld zł, o 24,3 proc. więcej niż w 2008 r.) - wyliczał minister.

Więcej wydaliśmy też na składkę do UE. W styczniu i lutym było to 3,89 mld zł, czyli o ok. miliard złotych więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku.

Budżet napięty, opozycja domaga się danych na piśmie

Minister finansów stwierdził, że tegoroczny budżet będzie należał do najtrudniejszych od czasów zakończenia pierwszej fazy reform ekonomicznych w Polsce. Minister przyznał, że budżet odczuje skutki kryzysu bardziej niż gospodarka.

- Donalda Tuska w Sejmie nie było w ogóle, minister finansów wyszedł tuż po swoim wystąpieniu - to niedopuszczalne mówił Wojciech Olejniczak z SLD. Oszczędności budżetowe uznał za zły pomysł, bo - jak podkreślił - budżet powinien pobudzać gospodarkę, a ograniczenia prowadzą do jej zapaści.

W jego ocenie, Rostowski przedstawiając dane za dwa pierwsze miesiące roku manipuluje liczbami. - Niech rząd przedstawi różnice między lutym 2009 a lutym 2008, a nie styczeń i luty razem - zaznaczył. Jego zdaniem trzeba znowelizować budżet, bo musi on odzwierciedlać rzeczywisty stan państwa polskiego.

Ostatecznie Sejm - po debacie już bez ministra finansów, który opuścił salę - przyjął informację na temat sytuacji budżetu państwa. Za przyjęciem informacji było 219 posłów, 198 było przeciw, a 2 wstrzymało się od głosu
Piotr Kucharski, Andrzej Zwoliński

Domy w Wielkiej Brytanii coraz tańsze

W lutym ceny spadły średnio o kolejne 2,3 procent.

Times Online powołuje się na dane banku Halifax, który donosi, że przeciętny brytyjski dom stracił w ciągu roku 17,7 proc. ze swojej wartości.

W tej chwili średnia cena domu jest na poziomie w sierpnia 2004 roku. Brytyjski serwis podkreśla, że te dane są zbieżne z informacjami Nationwide Building Society.

Także wskaźnik mówiący o dostępności domów spadł do najniższego poziomu od lutego 2003 roku. Oznacza to, że brytyjskie nieruchomości są najbardziej przystępne od sześciu lat.

Specjaliści z Halifax nie widzą jednak zbyt wielu powodów do optymizmu. Ich zdaniem, choć widać już pewne oznaki stabilizacji sytuacji, 2009 rok będzie kolejnym ciężkim rokiem dla rynku nieruchomości w Wielkiej Brytanii.

money.pl/2009-03-05 14:49:08

Domy w Wielkiej Brytanii coraz tańsze

W lutym ceny spadły średnio o kolejne 2,3 procent.

Times Online powołuje się na dane banku Halifax, który donosi, że przeciętny brytyjski dom stracił w ciągu roku 17,7 proc. ze swojej wartości.

W tej chwili średnia cena domu jest na poziomie w sierpnia 2004 roku. Brytyjski serwis podkreśla, że te dane są zbieżne z informacjami Nationwide Building Society.

Także wskaźnik mówiący o dostępności domów spadł do najniższego poziomu od lutego 2003 roku. Oznacza to, że brytyjskie nieruchomości są najbardziej przystępne od sześciu lat.

Specjaliści z Halifax nie widzą jednak zbyt wielu powodów do optymizmu. Ich zdaniem, choć widać już pewne oznaki stabilizacji sytuacji, 2009 rok będzie kolejnym ciężkim rokiem dla rynku nieruchomości w Wielkiej Brytanii.

money.pl/2009-03-05 14:49:08

204 miliony na kredyty z dopłatą

W lutym w ramach programu Rodzina na swoim udzielono kredytów za 204,2 mln zł, podczas gdy w styczniu za 99 mln zł - informuje Ewa Balicka-Sawiak, rzeczniczka Banku Gospodarstwa Krajowego.

Z danych BGK, który wypłaca dopłaty ze środków budżetowych w ramach tego programu, wynika, że w lutym udzielono 1319 takich kredytów, podczas gdy w styczniu 669. Saldo tych kredytów pod koniec lutego wynosiło 1,59 mld zł, podczas gdy pod koniec 2008 roku 1,29 mld zł.

W 2008 r. w ramach programu Rodzina na swoim udzielono łącznie 6628 kredytów za 852,6 mln zł. W styczniu BGK informował, że w 2009 r. udzielonych może być 19,2 tys. kredytów na łączną kwotę 2,5 mld złotych.

Spłata części odsetek dotyczy kredytów w złotych, udzielonych przez niektóre banki komercyjne oraz przez SKOK-i, które podpisały z BGK umowy w tej sprawie.

money.pl/2009-03-05 10:49:58

204 miliony na kredyty z dopłatą

W lutym w ramach programu Rodzina na swoim udzielono kredytów za 204,2 mln zł, podczas gdy w styczniu za 99 mln zł - informuje Ewa Balicka-Sawiak, rzeczniczka Banku Gospodarstwa Krajowego.

Z danych BGK, który wypłaca dopłaty ze środków budżetowych w ramach tego programu, wynika, że w lutym udzielono 1319 takich kredytów, podczas gdy w styczniu 669. Saldo tych kredytów pod koniec lutego wynosiło 1,59 mld zł, podczas gdy pod koniec 2008 roku 1,29 mld zł.

W 2008 r. w ramach programu Rodzina na swoim udzielono łącznie 6628 kredytów za 852,6 mln zł. W styczniu BGK informował, że w 2009 r. udzielonych może być 19,2 tys. kredytów na łączną kwotę 2,5 mld złotych.

Spłata części odsetek dotyczy kredytów w złotych, udzielonych przez niektóre banki komercyjne oraz przez SKOK-i, które podpisały z BGK umowy w tej sprawie.

money.pl/2009-03-05 10:49:58

Eksperci krytykują projekty dot. problemu opcji

W projektach ustaw PO i PSL dotyczących opcji walutowych nie określono precyzyjnie, jaką umowę na opcję walutową można uznać za korzystniejszą dla banku - uważają eksperci.

Zgodnie z projektem PO, niektóre umowy na opcje walutowe uznaje się za bardziej korzystne dla banków niż firm, czyli asymetryczne. Ci, którzy zawarli takie umowy, byliby zobowiązani do negocjacji. Po trzech miesiącach, w przypadku braku porozumienia, firma mogłaby wystąpić do sądu.

Projekt PSL zakłada zaś, że jeżeli w ciągu czterech miesięcy nie doszłoby do porozumienia, firma, która zawarła niesymetryczną umowę, mogłaby od niej odstąpić.

Partner zarządzający kancelarii Krawczyk i Wspólnicy Michał Krawczyk zwrócił uwagę, że oba projekty mają słabe strony. Podkreślił, że w projekcie PO nie określono wystarczająco dokładnie, jaką umowę można uznać za niesymetryczną. - To m.in. sprawiałoby kłopoty ze stosowaniem ustawy - dodał.

Podkreślił, że w projekcie PO mówi się o prawie firm do prowadzenia negocjacji z bankami, a w przypadku niepowodzenia rozmów - do występowania do sądu. - Takie prawo firmy mają już obecnie, po co więc tworzyć nowe przepisy dotyczące tych kwestii - wskazał.

Miał również zastrzeżenia do projektu PSL. - Przewiduje prawo przedsiębiorcy do odstąpienia od umowy. Takie rozwiązanie jest jednak ryzykowne jeżeli chodzi o zgodność z konstytucją - powiedział.

Dyrektor ds. legislacyjno-prawnych Związku Banków Polskich Jerzy Bańka negatywnie ocenił obie propozycje. - Są one sprzeczne z art. 32 konstytucji, który stanowi, że wszyscy są równi wobec prawa i że wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne - powiedział. Według niego, projekty faworyzują jedną stronę sporu o opcje walutowe, czyli firmy.

Jak podkreślił, oba projekty przewidują możliwość negocjacji między stronami, czyli bankami i przedsiębiorcami, choć strony mają już taką możliwość.

- Przedsiębiorcy i bankowcy sami mogą prowadzić rozmowy na temat rozwiązania problemu opcji i nie ma sensu przymuszać ich do tego przepisami ustaw - powiedział Bańka.

Dodał, że tylko sąd może rozstrzygać spór o opcje walutowe, natomiast władze publiczne powinny raczej zachęcać do ugody, niż przedstawiać projekty naruszające porządek prawny. Jednocześnie podkreślił, że obie strony mogą również wyrazić zgodę na rozstrzygnięcie sporu przez niezależnych arbitrów, np. wykorzystując centrum mediacji przy Komisji Nadzoru Bankowego.

Prezes Krajowej Rady Radców Prawnych Maciej Bobrowicz powiedział, że korzystne w projektach jest to, iż nakłaniają strony do negocjacji. Zaznaczył jednak, że powinny w nich znajdować się obowiązkowe klauzule, zobowiązujące strony do mediacji przed skierowaniem sprawy do sądu. - Byłoby to rozwiązanie, które dawałoby stronom jeszcze jedną szansę. Wiadomo, że w negocjacjach czasami dochodzi do impasu, a mediacja jest taką konstrukcją, która przy pomocy neutralnej osoby trzeciej daje stronom nowe szanse - zaznaczył.

Dodał, że jest przeciwny unieważnieniu umów na opcje walutowe przez jakikolwiek organ państwowy. - Jestem zwolennikiem tego, żeby możliwości rozwiązania umów następowały w bardzo wyjątkowych sytuacjach i żeby dokonywał tego tylko sąd - powiedział Bobrowicz.

W czwartek szefowie klubów parlamentarnych PO i PSL - Zbigniew Chlebowski i Stanisław Żelichowski - uzgodnili, że powstanie wspólny projekt koalicyjny w sprawie opcji walutowych. Może on być gotowy w przyszłym tygodniu.

W okresie, gdy złoty umacniał się, przedsiębiorcy sprzedający swoje usługi bądź towary za waluty obce, w obawie przed stratami, zawierali z bankami umowy o tzw. opcje walutowe. Części umów miała spekulacyjny charakter i spółki przyniosły poważne straty, gdy kurs złotówki spadł.

Umowy asymetryczne na opcje walutowe to takie, w których nominał opcji kupna (tzw. call) jest większy od nominału sprzedaży (put) lub w których zapisano inne warunki dotyczące praw i obowiązków dla obu stron umowy. Opcja call daje nabywcy prawo do kupna waluty po z góry ustalonej cenie, a opcja put daje nabywcy prawo do sprzedaży waluty po z góry ustalonej cenie.

źródło informacji: PAP

interia.pl/Czwartek, 5 marca (19:38)

Eksperci krytykują projekty dot. problemu opcji

W projektach ustaw PO i PSL dotyczących opcji walutowych nie określono precyzyjnie, jaką umowę na opcję walutową można uznać za korzystniejszą dla banku - uważają eksperci.

Zgodnie z projektem PO, niektóre umowy na opcje walutowe uznaje się za bardziej korzystne dla banków niż firm, czyli asymetryczne. Ci, którzy zawarli takie umowy, byliby zobowiązani do negocjacji. Po trzech miesiącach, w przypadku braku porozumienia, firma mogłaby wystąpić do sądu.

Projekt PSL zakłada zaś, że jeżeli w ciągu czterech miesięcy nie doszłoby do porozumienia, firma, która zawarła niesymetryczną umowę, mogłaby od niej odstąpić.

Partner zarządzający kancelarii Krawczyk i Wspólnicy Michał Krawczyk zwrócił uwagę, że oba projekty mają słabe strony. Podkreślił, że w projekcie PO nie określono wystarczająco dokładnie, jaką umowę można uznać za niesymetryczną. - To m.in. sprawiałoby kłopoty ze stosowaniem ustawy - dodał.

Podkreślił, że w projekcie PO mówi się o prawie firm do prowadzenia negocjacji z bankami, a w przypadku niepowodzenia rozmów - do występowania do sądu. - Takie prawo firmy mają już obecnie, po co więc tworzyć nowe przepisy dotyczące tych kwestii - wskazał.

Miał również zastrzeżenia do projektu PSL. - Przewiduje prawo przedsiębiorcy do odstąpienia od umowy. Takie rozwiązanie jest jednak ryzykowne jeżeli chodzi o zgodność z konstytucją - powiedział.

Dyrektor ds. legislacyjno-prawnych Związku Banków Polskich Jerzy Bańka negatywnie ocenił obie propozycje. - Są one sprzeczne z art. 32 konstytucji, który stanowi, że wszyscy są równi wobec prawa i że wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne - powiedział. Według niego, projekty faworyzują jedną stronę sporu o opcje walutowe, czyli firmy.

Jak podkreślił, oba projekty przewidują możliwość negocjacji między stronami, czyli bankami i przedsiębiorcami, choć strony mają już taką możliwość.

- Przedsiębiorcy i bankowcy sami mogą prowadzić rozmowy na temat rozwiązania problemu opcji i nie ma sensu przymuszać ich do tego przepisami ustaw - powiedział Bańka.

Dodał, że tylko sąd może rozstrzygać spór o opcje walutowe, natomiast władze publiczne powinny raczej zachęcać do ugody, niż przedstawiać projekty naruszające porządek prawny. Jednocześnie podkreślił, że obie strony mogą również wyrazić zgodę na rozstrzygnięcie sporu przez niezależnych arbitrów, np. wykorzystując centrum mediacji przy Komisji Nadzoru Bankowego.

Prezes Krajowej Rady Radców Prawnych Maciej Bobrowicz powiedział, że korzystne w projektach jest to, iż nakłaniają strony do negocjacji. Zaznaczył jednak, że powinny w nich znajdować się obowiązkowe klauzule, zobowiązujące strony do mediacji przed skierowaniem sprawy do sądu. - Byłoby to rozwiązanie, które dawałoby stronom jeszcze jedną szansę. Wiadomo, że w negocjacjach czasami dochodzi do impasu, a mediacja jest taką konstrukcją, która przy pomocy neutralnej osoby trzeciej daje stronom nowe szanse - zaznaczył.

Dodał, że jest przeciwny unieważnieniu umów na opcje walutowe przez jakikolwiek organ państwowy. - Jestem zwolennikiem tego, żeby możliwości rozwiązania umów następowały w bardzo wyjątkowych sytuacjach i żeby dokonywał tego tylko sąd - powiedział Bobrowicz.

W czwartek szefowie klubów parlamentarnych PO i PSL - Zbigniew Chlebowski i Stanisław Żelichowski - uzgodnili, że powstanie wspólny projekt koalicyjny w sprawie opcji walutowych. Może on być gotowy w przyszłym tygodniu.

W okresie, gdy złoty umacniał się, przedsiębiorcy sprzedający swoje usługi bądź towary za waluty obce, w obawie przed stratami, zawierali z bankami umowy o tzw. opcje walutowe. Części umów miała spekulacyjny charakter i spółki przyniosły poważne straty, gdy kurs złotówki spadł.

Umowy asymetryczne na opcje walutowe to takie, w których nominał opcji kupna (tzw. call) jest większy od nominału sprzedaży (put) lub w których zapisano inne warunki dotyczące praw i obowiązków dla obu stron umowy. Opcja call daje nabywcy prawo do kupna waluty po z góry ustalonej cenie, a opcja put daje nabywcy prawo do sprzedaży waluty po z góry ustalonej cenie.

źródło informacji: PAP

interia.pl/Czwartek, 5 marca (19:38)

Szwedzkie banki są zagrożone!

Szwedzkie instytucje finansowe - Swedbank i Skandinaviska Enskilda Banken (SEB) - według agencji ratingowej Moody's mają "negatywne perspektywy". Ich obecność biznesowa w krajach bałtyckich (Litwa, Łotwa, Estonia) jest ryzykowna w związku z kryzysem gospodarczym w tych państwach.

Według agencji, "po kilku latach silnego wzrostu ekonomia krajów bałtyckich bardzo zwolniła, co odbija się na kredytach przedsiębiorstw i gospodarstw domowych. Jest ryzyko, że załamanie będzie w tym regionie większe, niż można się teraz spodziewać i opisywane banki stracą na tym najbardziej.".

Moody's dla całego sektora bankowego w Szwecji wydała jednak ocenę "solidny".

SWEDBANK AB

Dawniej FöreningsSparbanken AB - wiodąca skandynawska instytucja finansowa z 8,8 mln klientów detalicznych i 441 000 współpracujących firm w Szwecji, Estonii, na Litwie i Łotwie. W Szwecji ma 470 oddziałów, w pozostałych krajach 280. Zmiana nazwy nastąpiła 8 września 2006 r., tego samego dnia spółka zależna AB Spintab zmieniła nazwę na Swedbank Hypotek AB oraz FöreningsSparbanken Jordbrukskredit AB na Swedbank Jordbrukskredit AB. Akcje banku są notowane na giełdzie Nasdaq OMX. W czwartek ceny spadły o 9,38 proc. Finansuje on budowę stadionu dla klubu sportowego AIK Sztokholm - Swedbank Arena. Obiekt będzie mieć 50 tys. miejsc, rozsuwany dach, kosztować ma 2 mld koron. Budowa zacznie się tym roku, skończy w 2012 r.

SEB

Skandinaviska Enskilda Banken AB to grupa finansowa z północnej Europy obsługująca firmy i klientów indywidualnych, przyjmuje też ubezpieczenia na życie. Bank został założony w 1972 r. przez szwedzką rodzinę Wallenbergów z połączenia Stockholms Enskilda Bank (zał. 1856 r.) i Skandinaviska Banken (zał. 1864 r.). Jest prowadzony przez ich firmę inwestycyjną Investor AB. Obsługuje ponad 400 tys. rachunków firm i ponad 5 mln klientów indywidualnych w krajach skandynawskich, bałtyckich, Niemczech, Polsce (od 31 marca br. już bez private bankingu i asset managementu, ale nadal z SEB TFI SA), na Ukrainie i w Rosji. Ma oddziały w innych 10 krajach. Zatrudnia 20 tys. osób, z czego połowę poza Szwecją. Akcje banku są notowane na giełdzie Nasdaq OMX. W czwartek ceny spadły od 5,90 do 6,47 procent (seria A i B).

Krzysztof Mrówka, Interia.pl

źródło informacji: INTERIA.PL

interia.pl/Piątek, 6 marca (07:09)

Szwedzkie banki są zagrożone!

Szwedzkie instytucje finansowe - Swedbank i Skandinaviska Enskilda Banken (SEB) - według agencji ratingowej Moody's mają "negatywne perspektywy". Ich obecność biznesowa w krajach bałtyckich (Litwa, Łotwa, Estonia) jest ryzykowna w związku z kryzysem gospodarczym w tych państwach.

Według agencji, "po kilku latach silnego wzrostu ekonomia krajów bałtyckich bardzo zwolniła, co odbija się na kredytach przedsiębiorstw i gospodarstw domowych. Jest ryzyko, że załamanie będzie w tym regionie większe, niż można się teraz spodziewać i opisywane banki stracą na tym najbardziej.".

Moody's dla całego sektora bankowego w Szwecji wydała jednak ocenę "solidny".

SWEDBANK AB

Dawniej FöreningsSparbanken AB - wiodąca skandynawska instytucja finansowa z 8,8 mln klientów detalicznych i 441 000 współpracujących firm w Szwecji, Estonii, na Litwie i Łotwie. W Szwecji ma 470 oddziałów, w pozostałych krajach 280. Zmiana nazwy nastąpiła 8 września 2006 r., tego samego dnia spółka zależna AB Spintab zmieniła nazwę na Swedbank Hypotek AB oraz FöreningsSparbanken Jordbrukskredit AB na Swedbank Jordbrukskredit AB. Akcje banku są notowane na giełdzie Nasdaq OMX. W czwartek ceny spadły o 9,38 proc. Finansuje on budowę stadionu dla klubu sportowego AIK Sztokholm - Swedbank Arena. Obiekt będzie mieć 50 tys. miejsc, rozsuwany dach, kosztować ma 2 mld koron. Budowa zacznie się tym roku, skończy w 2012 r.

SEB

Skandinaviska Enskilda Banken AB to grupa finansowa z północnej Europy obsługująca firmy i klientów indywidualnych, przyjmuje też ubezpieczenia na życie. Bank został założony w 1972 r. przez szwedzką rodzinę Wallenbergów z połączenia Stockholms Enskilda Bank (zał. 1856 r.) i Skandinaviska Banken (zał. 1864 r.). Jest prowadzony przez ich firmę inwestycyjną Investor AB. Obsługuje ponad 400 tys. rachunków firm i ponad 5 mln klientów indywidualnych w krajach skandynawskich, bałtyckich, Niemczech, Polsce (od 31 marca br. już bez private bankingu i asset managementu, ale nadal z SEB TFI SA), na Ukrainie i w Rosji. Ma oddziały w innych 10 krajach. Zatrudnia 20 tys. osób, z czego połowę poza Szwecją. Akcje banku są notowane na giełdzie Nasdaq OMX. W czwartek ceny spadły od 5,90 do 6,47 procent (seria A i B).

Krzysztof Mrówka, Interia.pl

źródło informacji: INTERIA.PL

interia.pl/Piątek, 6 marca (07:09)

Kredyty - dzięki dopłacie zyskasz nawet 100 tys. zł

Bardzo duże zainteresowanie kredytami z dopłatą bierze się stąd, że jest to obecnie najtańszy rodzaj kredytu dostępny na rynku. W ciągu ośmiu lat, w trakcie których przysługuje rządowa dopłata do kredytu, jej wartość może wynieść nawet 100 tys. zł.

- Sprzedaż kredytów systematycznie się powiększa i spodziewamy się dalszego wzrostu udziału tych kredytów w naszym portfelu - mówi Magdalena Załubska-Król z Banku Pekao.

Siedem instytucji finansowych

W Banku Pocztowym, który do tej pory nie specjalizował się w kredytach hipotecznych, mówi się o prawdziwym boomie na kredyty z dopłatą.

- 75 proc. wszystkich wniosków o kredyt hipoteczny, jakie złożono u nas w lutym, dotyczy kredytu z dopłatą. Ich wartość to 12 mln zł - mówi Marta Ossowska z Banku Pocztowego. W tej chwili kredytów z dopłatami udziela siedem instytucji finansowych, ale w tym miesiącu ta liczba się zwiększy.

- Już w przyszłym tygodniu do programu przystąpią trzy kolejne banki. Liczba podmiotów, które będą udzielać kredytów z dopłatą, będzie się sukcesywnie zwiększać - mówi Bogdan Zdunek z Banku Gospodarstwa Krajowego, który w imieniu rządu spłaca bankom komercyjnych należne odsetki od kredytu.

Szykują się kolejne

Prawdopodobnie wśród banków, które przystąpią do programu w najbliższym czasie, będą Lukas Bank, Invest Bank i mBank. Do końca roku liczba podmiotów udzielających kredytów z dopłatą może wzrosnąć do 15.

O ile w styczniu udzielono 669 takich pożyczek, to w lutym liczba ta wzrosła dwukrotnie, do 1320. Dwukrotnie zwiększyła się też wartość udzielanych kredytów. - Od początku roku banki udzieliły prawie 2 tys. kredytów z dopłatami na łączną kwotę prawie 300 mln zł. Szczególnie wyniki lutego są zaskakująco dobre - mówi Bogdan Zdunek z BGK.

W jakiej wysokości środki ma przygotowane na cały rok bank BGK na udzielenie kredytów mieszkaniowych? Jakie są różnice między ofertami poszczególnych banków, które uczestniczą w programie? Co decyduje o popularność tego rodzaju kredytu?

Roman Grzyb

Więcej: Gazeta Prawna 6.03.2009 (46) - forsal.pl - str.A2-3

interia.pl/Piątek, 6 marca (06:00)

Kredyty - dzięki dopłacie zyskasz nawet 100 tys. zł

Bardzo duże zainteresowanie kredytami z dopłatą bierze się stąd, że jest to obecnie najtańszy rodzaj kredytu dostępny na rynku. W ciągu ośmiu lat, w trakcie których przysługuje rządowa dopłata do kredytu, jej wartość może wynieść nawet 100 tys. zł.

- Sprzedaż kredytów systematycznie się powiększa i spodziewamy się dalszego wzrostu udziału tych kredytów w naszym portfelu - mówi Magdalena Załubska-Król z Banku Pekao.

Siedem instytucji finansowych

W Banku Pocztowym, który do tej pory nie specjalizował się w kredytach hipotecznych, mówi się o prawdziwym boomie na kredyty z dopłatą.

- 75 proc. wszystkich wniosków o kredyt hipoteczny, jakie złożono u nas w lutym, dotyczy kredytu z dopłatą. Ich wartość to 12 mln zł - mówi Marta Ossowska z Banku Pocztowego. W tej chwili kredytów z dopłatami udziela siedem instytucji finansowych, ale w tym miesiącu ta liczba się zwiększy.

- Już w przyszłym tygodniu do programu przystąpią trzy kolejne banki. Liczba podmiotów, które będą udzielać kredytów z dopłatą, będzie się sukcesywnie zwiększać - mówi Bogdan Zdunek z Banku Gospodarstwa Krajowego, który w imieniu rządu spłaca bankom komercyjnych należne odsetki od kredytu.

Szykują się kolejne

Prawdopodobnie wśród banków, które przystąpią do programu w najbliższym czasie, będą Lukas Bank, Invest Bank i mBank. Do końca roku liczba podmiotów udzielających kredytów z dopłatą może wzrosnąć do 15.

O ile w styczniu udzielono 669 takich pożyczek, to w lutym liczba ta wzrosła dwukrotnie, do 1320. Dwukrotnie zwiększyła się też wartość udzielanych kredytów. - Od początku roku banki udzieliły prawie 2 tys. kredytów z dopłatami na łączną kwotę prawie 300 mln zł. Szczególnie wyniki lutego są zaskakująco dobre - mówi Bogdan Zdunek z BGK.

W jakiej wysokości środki ma przygotowane na cały rok bank BGK na udzielenie kredytów mieszkaniowych? Jakie są różnice między ofertami poszczególnych banków, które uczestniczą w programie? Co decyduje o popularność tego rodzaju kredytu?

Roman Grzyb

Więcej: Gazeta Prawna 6.03.2009 (46) - forsal.pl - str.A2-3

interia.pl/Piątek, 6 marca (06:00)

Spółdzielnia chce 18 mln zł za mieszkania "za złotówkę"

Na 18 mln zł spółdzielnia mieszkaniowa Słoneczny Stok z Białegostoku wyliczyła swoje straty z tytułu wykupu mieszkań za "złotówkę". I chce odzyskać te pieniądze od Skarbu Państwa - czytamy w "Gazecie Wyborczej".
Chodzi o pieniądze, które mogłyby się znaleźć na koncie spółdzielni, gdyby zdobycie prawa własności mieszkania odbywało się na starych zasadach. Kwota może się jeszcze powiększyć, gdyż w zasobach spółdzielni do przekształcenia jest jeszcze 600 mieszkań. Ich właściciele mogą wystąpić o zmianę prawa własności do końca roku.

Do walki spółdzielnię zachęciło grudniowe rozstrzygniecie Trybunału Konstytucyjnego, który orzekł, że ustawa o wykupie mieszkań spółdzielczych po preferencyjnych zasadach jest niezgodna z konstytucją.

- Ustawa podzieliła spółdzielców na tych, którzy odkładali na mieszkanie własnościowe przez lata i na tych, którzy dostali je za przysłowiową złotówkę. Na lepszych i na gorszych. Nie mogę mieć jednak mieć do nich pretensji. Skorzystali z tej możliwości, bo mieli do tego pełne prawo - mówi prezes zarządu, Jerzy Cywoniuk.

Więcej w "Gazecie Wyborczej".
onet.pl/
(Gazeta Wyborcza, dd/06.03.2009, godz. 07:28)

Spółdzielnia chce 18 mln zł za mieszkania "za złotówkę"

Na 18 mln zł spółdzielnia mieszkaniowa Słoneczny Stok z Białegostoku wyliczyła swoje straty z tytułu wykupu mieszkań za "złotówkę". I chce odzyskać te pieniądze od Skarbu Państwa - czytamy w "Gazecie Wyborczej".
Chodzi o pieniądze, które mogłyby się znaleźć na koncie spółdzielni, gdyby zdobycie prawa własności mieszkania odbywało się na starych zasadach. Kwota może się jeszcze powiększyć, gdyż w zasobach spółdzielni do przekształcenia jest jeszcze 600 mieszkań. Ich właściciele mogą wystąpić o zmianę prawa własności do końca roku.

Do walki spółdzielnię zachęciło grudniowe rozstrzygniecie Trybunału Konstytucyjnego, który orzekł, że ustawa o wykupie mieszkań spółdzielczych po preferencyjnych zasadach jest niezgodna z konstytucją.

- Ustawa podzieliła spółdzielców na tych, którzy odkładali na mieszkanie własnościowe przez lata i na tych, którzy dostali je za przysłowiową złotówkę. Na lepszych i na gorszych. Nie mogę mieć jednak mieć do nich pretensji. Skorzystali z tej możliwości, bo mieli do tego pełne prawo - mówi prezes zarządu, Jerzy Cywoniuk.

Więcej w "Gazecie Wyborczej".
onet.pl/
(Gazeta Wyborcza, dd/06.03.2009, godz. 07:28)

Opłaty za lokale w galeriach handlowych liczone w euro wzrosły o 40%

Najemcy sklepów w galeriach handlowych stanęli na skraju bankructwa - ich czynsze naliczane w euro wzrosły o 40%, w dolarach jeszcze więcej. By uniknąć najgorszego, nie mogą nawet zerwać umów, bo grozi to wysokimi karami. Dlatego część handlowców zawiązała stowarzyszenie i zapowiada walkę o obniżkę opłat oraz zmianę umów - czytamy w "Dzienniku".
Rosnące w błyskawicznym tempie czynsze to problem nawet największych graczy na rynku. Kiedyś nikt się opłatami nie przejmował, a teraz stają się one poważnym obciążeniem. O obniżenie czynszów walczą wszystkie największe koncerny. Nikt nie był przygotowany na tak drastyczny i błyskawiczny wzrost cen dolara i euro.
Od września złoty stracił w stosunku do dolara ponad 70%, w stosunku do euro ponad 40%.

W większości sklepów rosnącym czynszom towarzyszy spadek obrotów. Pracownicy mówią o kryzysie i boją się utraty pracy.

Część handlowców od kilku miesięcy zamiast zarabiać - dokłada do interesu. Wielu najchętniej zlikwidowałoby swoje sklepy, ale nie jest to takie proste. Za zerwanie umowy grożą bardzo wysokie kary - w najlepszym przypadku to równowartość 20 miesięcznych czynszów.

Dwa tygodnie temu handlowcy założyli Porozumienie Kupców Polskich, które walczy z galeriami o zmianę umów.

Więcej w "Dzienniku".
onet.pl/
(Dziennik, dd/06.03.2009)

Opłaty za lokale w galeriach handlowych liczone w euro wzrosły o 40%

Najemcy sklepów w galeriach handlowych stanęli na skraju bankructwa - ich czynsze naliczane w euro wzrosły o 40%, w dolarach jeszcze więcej. By uniknąć najgorszego, nie mogą nawet zerwać umów, bo grozi to wysokimi karami. Dlatego część handlowców zawiązała stowarzyszenie i zapowiada walkę o obniżkę opłat oraz zmianę umów - czytamy w "Dzienniku".
Rosnące w błyskawicznym tempie czynsze to problem nawet największych graczy na rynku. Kiedyś nikt się opłatami nie przejmował, a teraz stają się one poważnym obciążeniem. O obniżenie czynszów walczą wszystkie największe koncerny. Nikt nie był przygotowany na tak drastyczny i błyskawiczny wzrost cen dolara i euro.
Od września złoty stracił w stosunku do dolara ponad 70%, w stosunku do euro ponad 40%.

W większości sklepów rosnącym czynszom towarzyszy spadek obrotów. Pracownicy mówią o kryzysie i boją się utraty pracy.

Część handlowców od kilku miesięcy zamiast zarabiać - dokłada do interesu. Wielu najchętniej zlikwidowałoby swoje sklepy, ale nie jest to takie proste. Za zerwanie umowy grożą bardzo wysokie kary - w najlepszym przypadku to równowartość 20 miesięcznych czynszów.

Dwa tygodnie temu handlowcy założyli Porozumienie Kupców Polskich, które walczy z galeriami o zmianę umów.

Więcej w "Dzienniku".
onet.pl/
(Dziennik, dd/06.03.2009)

Oprocentowanie kredytów nie spada

Banki wstrzymują się z obniżaniem oprocentowania kredytów. Tłumaczą to pogarszającą się sytuacją kredytobiorców i rosnącym ryzykiem niespłacenia kredytów.
Od początku roku RPP już dwukrotnie zdecydowała się na cięcie stóp. W efekcie główne stopy procentowe Narodowego Banku Polskiego spadły o 1 punkt procentowy. Niestety, na razie efektu niższych stóp nie odczuwają klienci banków. W pierwszych dwóch miesiącach tylko nieliczne banki zdecydowały się na nieznaczne obniżenie swoich stawek. Potaniały głównie te kredyty, których oprocentowanie jest automatycznie powiązane ze stawkami rynkowymi (np. kredyty hipoteczne) lub stopami NBP (pożyczki gotówkowe).

Od ubiegłego tygodnia w PKO BP obowiązują nowe, obniżone stawki oprocentowania pożyczki gotówkowej dla pożyczkobiorców niebędących klientami banku oraz dla kredytu odnawialnego. Oprocentowanie spadło odpowiednio o 0,75 pkt proc. i 0,25 pkt proc. - mówi Izabela Świderek-Kowalczyk, rzecznik PKO BP.

Klienci Pekao posiadający kredyty hipoteczne już teraz odczuwają ostatnie obniżki stóp procentowych przez RPP. Szczególnie, że bank aktualizuje co miesiąc stawkę 3-miesięcznego wskaźnika WIBOR, o którą oparte jest oprocentowanie. A w porównaniu z lutym w marcu stopa 3-miesięcznego WIBOR-u spadła w Pekao o prawie 1 pkt proc. - mówi Wioletta Rodzach z Pekao.

Oprocentowanie większości kredytów nie spadło.
Fakt, że oprocentowanie kredytów w bankach komercyjnych nie podąża śladem obniżek stóp procentowych NBP wynika przede wszystkim z tego, że rosną marże kredytowe. Banki w warunkach pogarszającego się otoczenia makroekonomicznego chcą sobie w ten sposób zrekompensować wyższe ryzyko kredytowe, związane ze słabnącą kondycją ekonomiczną klientów - tłumaczy Piotr Bielski, ekonomista Banku Zachodniego WBK. Zwraca on też uwagę, że na ogół banki reagują na decyzje RPP z dużym, nawet kilkumiesięcznym opóźnieniem. Przynajmniej jeśli chodzi o obniżanie oprocentowania kredytów. W przypadku ruchu stóp w drugą stronę nie mają takich skrupułów i zwykle dość szybko reagują na podwyżki oprocentowania w NBP.

Wzrost marż, nawet w przypadku kredytów hipotecznych powiązanych z WIBOR-em, szczególnie mocno było widać w styczniu. Kiedy 28 stycznia RPP obniżyła stopy procentowe do 4,25 proc., WIBOR wynosił 4,86 proc., czyli spadł w porównaniu z grudniem.
Tymczasem średnie oprocentowanie kredytów wzrosło do 8,49 proc. Od końca listopada średnie oprocentowanie kredytów spadło więc jedynie o 0,52 pkt proc. WIBOR spadł od 21 listopada do 25 lutego o 1,96 pkt proc. - wylicza Jarosław Sadowski, analityk firmy Expander.

Jacek Iskra
Gazeta Prawna

Gazeta Prawna w internecie www.gazetaprawna.pl

Oprocentowanie kredytów nie spada

Banki wstrzymują się z obniżaniem oprocentowania kredytów. Tłumaczą to pogarszającą się sytuacją kredytobiorców i rosnącym ryzykiem niespłacenia kredytów.
Od początku roku RPP już dwukrotnie zdecydowała się na cięcie stóp. W efekcie główne stopy procentowe Narodowego Banku Polskiego spadły o 1 punkt procentowy. Niestety, na razie efektu niższych stóp nie odczuwają klienci banków. W pierwszych dwóch miesiącach tylko nieliczne banki zdecydowały się na nieznaczne obniżenie swoich stawek. Potaniały głównie te kredyty, których oprocentowanie jest automatycznie powiązane ze stawkami rynkowymi (np. kredyty hipoteczne) lub stopami NBP (pożyczki gotówkowe).

Od ubiegłego tygodnia w PKO BP obowiązują nowe, obniżone stawki oprocentowania pożyczki gotówkowej dla pożyczkobiorców niebędących klientami banku oraz dla kredytu odnawialnego. Oprocentowanie spadło odpowiednio o 0,75 pkt proc. i 0,25 pkt proc. - mówi Izabela Świderek-Kowalczyk, rzecznik PKO BP.

Klienci Pekao posiadający kredyty hipoteczne już teraz odczuwają ostatnie obniżki stóp procentowych przez RPP. Szczególnie, że bank aktualizuje co miesiąc stawkę 3-miesięcznego wskaźnika WIBOR, o którą oparte jest oprocentowanie. A w porównaniu z lutym w marcu stopa 3-miesięcznego WIBOR-u spadła w Pekao o prawie 1 pkt proc. - mówi Wioletta Rodzach z Pekao.

Oprocentowanie większości kredytów nie spadło.
Fakt, że oprocentowanie kredytów w bankach komercyjnych nie podąża śladem obniżek stóp procentowych NBP wynika przede wszystkim z tego, że rosną marże kredytowe. Banki w warunkach pogarszającego się otoczenia makroekonomicznego chcą sobie w ten sposób zrekompensować wyższe ryzyko kredytowe, związane ze słabnącą kondycją ekonomiczną klientów - tłumaczy Piotr Bielski, ekonomista Banku Zachodniego WBK. Zwraca on też uwagę, że na ogół banki reagują na decyzje RPP z dużym, nawet kilkumiesięcznym opóźnieniem. Przynajmniej jeśli chodzi o obniżanie oprocentowania kredytów. W przypadku ruchu stóp w drugą stronę nie mają takich skrupułów i zwykle dość szybko reagują na podwyżki oprocentowania w NBP.

Wzrost marż, nawet w przypadku kredytów hipotecznych powiązanych z WIBOR-em, szczególnie mocno było widać w styczniu. Kiedy 28 stycznia RPP obniżyła stopy procentowe do 4,25 proc., WIBOR wynosił 4,86 proc., czyli spadł w porównaniu z grudniem.
Tymczasem średnie oprocentowanie kredytów wzrosło do 8,49 proc. Od końca listopada średnie oprocentowanie kredytów spadło więc jedynie o 0,52 pkt proc. WIBOR spadł od 21 listopada do 25 lutego o 1,96 pkt proc. - wylicza Jarosław Sadowski, analityk firmy Expander.

Jacek Iskra
Gazeta Prawna

Gazeta Prawna w internecie www.gazetaprawna.pl

Kredyty za 300 mln zł od stycznia

Bardzo duże zainteresowanie kredytami z dopłatą bierze się stąd, że jest to obecnie najtańszy rodzaj kredytu dostępny na rynku. W ciągu ośmiu lat, w trakcie których przysługuje rządowa dopłata do kredytu, jej wartość może wynieść nawet 100 tys. zł.
W Banku Pocztowym, który do tej pory nie specjalizował się w kredytach hipotecznych, mówi się o prawdziwym boomie na kredyty z dopłatą.

W tej chwili kredytów z dopłatami udziela siedem instytucji finansowych, ale w tym miesiącu ta liczba się zwiększy.
Już w przyszłym tygodniu do programu przystąpią trzy kolejne banki. Liczba podmiotów, które będą udzielać kredytów z dopłatą, będzie się sukcesywnie zwiększać - mówi Bogdan Zdunek z Banku Gospodarstwa Krajowego, który w imieniu rządu spłaca bankom komercyjnych należne odsetki od kredytu.

Prawdopodobnie wśród banków, które przystąpią do programu w najbliższym czasie, będą Lukas Bank, Invest Bank i mBank. Do końca roku liczba podmiotów udzielających kredytów z dopłatą może wzrosnąć do 15.

Od początku roku banki udzieliły prawie 2 tys. kredytów z dopłatami na łączną kwotę prawie 300 mln zł. Szczególnie wyniki lutego są zaskakująco dobre - mówi Bogdan Zdunek z BGK.

W jakiej wysokości środki ma przygotowane na cały rok bank BGK na udzielenie kredytów mieszkaniowych? Jakie są różnice między ofertami poszczególnych banków, które uczestniczą w programie? Co decyduje o popularność tego rodzaju kredytu?

Roman Grzyb
Więcej: Gazeta Prawna 6.03.2009 (46) - str.A2-3

Gazeta Prawna w internecie www.gazetaprawna.pl

Kredyty za 300 mln zł od stycznia

Bardzo duże zainteresowanie kredytami z dopłatą bierze się stąd, że jest to obecnie najtańszy rodzaj kredytu dostępny na rynku. W ciągu ośmiu lat, w trakcie których przysługuje rządowa dopłata do kredytu, jej wartość może wynieść nawet 100 tys. zł.
W Banku Pocztowym, który do tej pory nie specjalizował się w kredytach hipotecznych, mówi się o prawdziwym boomie na kredyty z dopłatą.

W tej chwili kredytów z dopłatami udziela siedem instytucji finansowych, ale w tym miesiącu ta liczba się zwiększy.
Już w przyszłym tygodniu do programu przystąpią trzy kolejne banki. Liczba podmiotów, które będą udzielać kredytów z dopłatą, będzie się sukcesywnie zwiększać - mówi Bogdan Zdunek z Banku Gospodarstwa Krajowego, który w imieniu rządu spłaca bankom komercyjnych należne odsetki od kredytu.

Prawdopodobnie wśród banków, które przystąpią do programu w najbliższym czasie, będą Lukas Bank, Invest Bank i mBank. Do końca roku liczba podmiotów udzielających kredytów z dopłatą może wzrosnąć do 15.

Od początku roku banki udzieliły prawie 2 tys. kredytów z dopłatami na łączną kwotę prawie 300 mln zł. Szczególnie wyniki lutego są zaskakująco dobre - mówi Bogdan Zdunek z BGK.

W jakiej wysokości środki ma przygotowane na cały rok bank BGK na udzielenie kredytów mieszkaniowych? Jakie są różnice między ofertami poszczególnych banków, które uczestniczą w programie? Co decyduje o popularność tego rodzaju kredytu?

Roman Grzyb
Więcej: Gazeta Prawna 6.03.2009 (46) - str.A2-3

Gazeta Prawna w internecie www.gazetaprawna.pl

Dziura w budżecie na 40 procent rocznego planu

Jak szacuje Money.pl po dwóch miesiącach zrealizowaliśmy już 40 procent deficytu na cały rok. W lutym dochody były najniższe od pięciu - a wydatki najwyższe od trzech lat. Zdaniem ekspertów to początek spowolnienia. Roczny deficyt może być nawet dwa razy większy niż planowano.

Minister finansów Jacek Rostowski przedstawi dziś w Sejmie informację o szacunkowym wykonaniu budżetu za pierwsze dwa miesiące tego roku. Po dobrych wynikach z wykonania budżetu w styczniu wstępne wyniki i szacunki za luty wyglądają znacznie mniej optymistycznie.

- Mamy do czynienia z bardzo silnym pogorszeniem sytuacji - ocenia prof. Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów. Jego zdaniem już dotychczasowe dane wskazują, że resort finansów grzeszy zbytnim optymizmem: - Minister finansów nie chce przyjmować do wiadomości faktów, lub zna jakieś nadzwyczajne okoliczności, które mogłyby być powodem jego optymizmu. - komentuje prof. Gomułka. - Jedną z takich wyjątkowych okoliczności mogłaby być sprzedaż przez Polskę limitów CO2 - to mogłoby podratować finanse kwotą kilku miliardów złotych - wyjaśnia.

Kryzys ujawnił się w lutym

Według szacunkowych danych resortu finansów wydatki w lutym w stosunku do poprzedniego miesiąca skoczyły ostro w górę. Mimo że jest to miesiąc krótszy, wydaliśmy w nim o 13 procent więcej niż w styczniu, bo aż 27,9 mld złotych wobec 24,8 mld w pierwszym miesiącu roku.

Jak sprawdził Money.pl, w ubiegłych latach, mimo że nie było wtedy konieczności związanych z tegorocznym kryzysem cięć i oszczędności, poziom lutowych wydatków był niższy.  

źródło: Money.pl na podstawie danych Ministerstwa Finansów

Obawy ekonomistów budzi jednak przede wszystkim spadek tempa realizacji dochodów budżetu. Dochody w lutym, jak szacuje Money.pl na podstawie informacji Ministerstwa Finansów, harmonogramów wykonania budżetu oraz szacunkowych sprawozdań budżetowych z lat ubiegłych, osiągnęły zaledwie 65 procent tego, co wpłynęło do państwowej kasy w pierwszym miesiącu roku.

To najgorszy wynik od pięciu lat. Realizacja lutowych dochodów od 2004 do 2008 roku utrzymywała się na poziomie 6,4 - 7,4 procent całorocznych planów. Tymczasem w tym roku najprawdopodobniej nie przekroczy ona poziomu 5,9 procent.

- Prawdopodobnie deficyt w lutym będzie na poziomie 6-7 miliardów - mówi w rozmowie z Money.pl Mirosław Gronicki, minister finansów w rządzie Marka Belki. - Dochody podatkowe realizowane są wyraźnie słabiej, niż zakładano - dodaje.

- Luty już pokazuje, że mamy problemy i spowolnienie. W marcu i kwietniu będzie, jak sądzę, jeszcze gorzej - ocenia z kolei prof. Gomułka.

Styczeń zakończył się optymistycznie

Dane styczniowe były jeszcze wyjątkowo dobre. Pieniądze wpływały w tempie podobnym - a niekiedy i lepszym - co w latach ubiegłych, czyli w czasach prosperity. Mimo większego tempa wydatków przez pierwszy miesiąc utrzymaliśmy też jeszcze nadwyżkę budżetową.

WYKONANIE BUDŻETU PO STYCZNIU (w proc. planu rocznego)

2004 2005 2006 2007 2008 2009
realizacja dochodów 7,8 proc. 9,6 proc. 10 proc. 9,7 proc. 8 proc. 9,1 proc.
w tym dochody podatkowe:
- z podatków pośrednich 8,3 proc. 11,4 proc. 11,6 proc. 12,7 proc. 10,7 proc. 12,5 proc.
- CIT 2,8 proc. 0,9 proc. 1,6 proc. 1,6 proc. 2,1 proc. 0,9 proc.
- PIT 9,4 proc. 7,9 proc. 7,6 proc. 7,4 proc. 7,5 proc. 7,5 proc.
wydatki 8,1 proc. 8,7 proc. 8,3 proc. 7,4 proc. 5,9 proc. 7,7 proc.
deficyt/nadwyżka (w mld zł) -4,2 -1,6 +0,7 +3,1 +4,4 +2,9

- Styczeń był dla budżetu miesiącem wyjątkowo dobrym: po części ze względu na na utrzymującą się w ostatnim kwartale 2008 roku wysoką konsumpcję, po części przez wysokie wpływy z VAT, związane z osłabieniem się złotego - mówi Money.pl prof. Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów. - Ze względu na wzrost wartości euro o ponad 30 procent w ubiegłym roku, nawet przy 20-procentowym zmniejszeniu się importu, wzrosły wpływy z tytułu VAT od towarów importowanych. Należy się obawiać, że w kolejnych miesiącach ten czynnik straci na znaczeniu i przychody budżetu z tytułu VAT spadną znacznie poniżej zakładanych.

Zmiana kursu euro w roku 2008 - według kursów średnich NBP


Dodaj wykresy do Twojej strony internetowej

Na dobre wyniki w styczniu, poza wyższym VAT-em z importu, związanym z silnym euro, wpływ miały przede wszystkim dwukrotnie wyższe niż w latach ubiegłych dochody z akcyzy, związane ze zmianą jej stawek.

źródło: Money.pl na podstawie danych Ministerstwa Finansów

Skalę deficytu poznamy na wiosnę

- Nie tylko związane z kryzysem spowolnienie gospodarcze, na jakie wskazywać mogą podane przez Ministerstwo Finansów wstępne wyniki za luty sprawia, że ten rok jest nietypowy - mówi Mirosław Gronicki, były minister finansów. Pod koniec roku mniej pieniędzy dostały ministerstwo obrony narodowej, zdrowia, sprawiedliwości i MSWiA.

W związku z koniecznością zapłaty dostawcom trzeba było przekazać ministerstwom dodatkowo ponad 3,5 miliarda złotych z tegorocznego budżetu, co utrudnia odniesienie budżetu tegorocznego do lat ubiegłych: - Rytm budżetu widać będzie dopiero po szacunkach za kwiecień - twierdzi Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu.

- Za wcześnie na mówienie o nowelizacji, choć utrzymanie deficytu na poziomie 18 miliardów w skali roku wydaje mi się mało prawdopodobne. Można szacować, że wyniesie on trzydzieści - trzydzieści kilka miliardów - uważa też Mirosław Gronicki.

Rozwój sytuacji w kolejnych miesiącach pesymistycznie ocenia też prof. Gomułka: - Choć rząd dokonał już pewnych cięć, trzeba się liczyć ze wzrostem wydatków przy równoczesnym spadku dochodów. Więcej trzeba będzie dołożyć do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, być może konieczne okaże się też zwiększenie subwencji dla samorządów, w związku z niższymi wpływami z podatków - ocenia. - Deficyt na poziomie 30 miliardów złotych jest więc znacznie bardziej realny niż ten, który optymistycznie zapowiada minister Rostowski - dodaje.

Agnieszka Zawadzka

money.pl/2009-03-05 05:55:32

Dziura w budżecie na 40 procent rocznego planu

Jak szacuje Money.pl po dwóch miesiącach zrealizowaliśmy już 40 procent deficytu na cały rok. W lutym dochody były najniższe od pięciu - a wydatki najwyższe od trzech lat. Zdaniem ekspertów to początek spowolnienia. Roczny deficyt może być nawet dwa razy większy niż planowano.

Minister finansów Jacek Rostowski przedstawi dziś w Sejmie informację o szacunkowym wykonaniu budżetu za pierwsze dwa miesiące tego roku. Po dobrych wynikach z wykonania budżetu w styczniu wstępne wyniki i szacunki za luty wyglądają znacznie mniej optymistycznie.

- Mamy do czynienia z bardzo silnym pogorszeniem sytuacji - ocenia prof. Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów. Jego zdaniem już dotychczasowe dane wskazują, że resort finansów grzeszy zbytnim optymizmem: - Minister finansów nie chce przyjmować do wiadomości faktów, lub zna jakieś nadzwyczajne okoliczności, które mogłyby być powodem jego optymizmu. - komentuje prof. Gomułka. - Jedną z takich wyjątkowych okoliczności mogłaby być sprzedaż przez Polskę limitów CO2 - to mogłoby podratować finanse kwotą kilku miliardów złotych - wyjaśnia.

Kryzys ujawnił się w lutym

Według szacunkowych danych resortu finansów wydatki w lutym w stosunku do poprzedniego miesiąca skoczyły ostro w górę. Mimo że jest to miesiąc krótszy, wydaliśmy w nim o 13 procent więcej niż w styczniu, bo aż 27,9 mld złotych wobec 24,8 mld w pierwszym miesiącu roku.

Jak sprawdził Money.pl, w ubiegłych latach, mimo że nie było wtedy konieczności związanych z tegorocznym kryzysem cięć i oszczędności, poziom lutowych wydatków był niższy.  

źródło: Money.pl na podstawie danych Ministerstwa Finansów

Obawy ekonomistów budzi jednak przede wszystkim spadek tempa realizacji dochodów budżetu. Dochody w lutym, jak szacuje Money.pl na podstawie informacji Ministerstwa Finansów, harmonogramów wykonania budżetu oraz szacunkowych sprawozdań budżetowych z lat ubiegłych, osiągnęły zaledwie 65 procent tego, co wpłynęło do państwowej kasy w pierwszym miesiącu roku.

To najgorszy wynik od pięciu lat. Realizacja lutowych dochodów od 2004 do 2008 roku utrzymywała się na poziomie 6,4 - 7,4 procent całorocznych planów. Tymczasem w tym roku najprawdopodobniej nie przekroczy ona poziomu 5,9 procent.

- Prawdopodobnie deficyt w lutym będzie na poziomie 6-7 miliardów - mówi w rozmowie z Money.pl Mirosław Gronicki, minister finansów w rządzie Marka Belki. - Dochody podatkowe realizowane są wyraźnie słabiej, niż zakładano - dodaje.

- Luty już pokazuje, że mamy problemy i spowolnienie. W marcu i kwietniu będzie, jak sądzę, jeszcze gorzej - ocenia z kolei prof. Gomułka.

Styczeń zakończył się optymistycznie

Dane styczniowe były jeszcze wyjątkowo dobre. Pieniądze wpływały w tempie podobnym - a niekiedy i lepszym - co w latach ubiegłych, czyli w czasach prosperity. Mimo większego tempa wydatków przez pierwszy miesiąc utrzymaliśmy też jeszcze nadwyżkę budżetową.

WYKONANIE BUDŻETU PO STYCZNIU (w proc. planu rocznego)

2004 2005 2006 2007 2008 2009
realizacja dochodów 7,8 proc. 9,6 proc. 10 proc. 9,7 proc. 8 proc. 9,1 proc.
w tym dochody podatkowe:
- z podatków pośrednich 8,3 proc. 11,4 proc. 11,6 proc. 12,7 proc. 10,7 proc. 12,5 proc.
- CIT 2,8 proc. 0,9 proc. 1,6 proc. 1,6 proc. 2,1 proc. 0,9 proc.
- PIT 9,4 proc. 7,9 proc. 7,6 proc. 7,4 proc. 7,5 proc. 7,5 proc.
wydatki 8,1 proc. 8,7 proc. 8,3 proc. 7,4 proc. 5,9 proc. 7,7 proc.
deficyt/nadwyżka (w mld zł) -4,2 -1,6 +0,7 +3,1 +4,4 +2,9

- Styczeń był dla budżetu miesiącem wyjątkowo dobrym: po części ze względu na na utrzymującą się w ostatnim kwartale 2008 roku wysoką konsumpcję, po części przez wysokie wpływy z VAT, związane z osłabieniem się złotego - mówi Money.pl prof. Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów. - Ze względu na wzrost wartości euro o ponad 30 procent w ubiegłym roku, nawet przy 20-procentowym zmniejszeniu się importu, wzrosły wpływy z tytułu VAT od towarów importowanych. Należy się obawiać, że w kolejnych miesiącach ten czynnik straci na znaczeniu i przychody budżetu z tytułu VAT spadną znacznie poniżej zakładanych.

Zmiana kursu euro w roku 2008 - według kursów średnich NBP


Dodaj wykresy do Twojej strony internetowej

Na dobre wyniki w styczniu, poza wyższym VAT-em z importu, związanym z silnym euro, wpływ miały przede wszystkim dwukrotnie wyższe niż w latach ubiegłych dochody z akcyzy, związane ze zmianą jej stawek.

źródło: Money.pl na podstawie danych Ministerstwa Finansów

Skalę deficytu poznamy na wiosnę

- Nie tylko związane z kryzysem spowolnienie gospodarcze, na jakie wskazywać mogą podane przez Ministerstwo Finansów wstępne wyniki za luty sprawia, że ten rok jest nietypowy - mówi Mirosław Gronicki, były minister finansów. Pod koniec roku mniej pieniędzy dostały ministerstwo obrony narodowej, zdrowia, sprawiedliwości i MSWiA.

W związku z koniecznością zapłaty dostawcom trzeba było przekazać ministerstwom dodatkowo ponad 3,5 miliarda złotych z tegorocznego budżetu, co utrudnia odniesienie budżetu tegorocznego do lat ubiegłych: - Rytm budżetu widać będzie dopiero po szacunkach za kwiecień - twierdzi Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu.

- Za wcześnie na mówienie o nowelizacji, choć utrzymanie deficytu na poziomie 18 miliardów w skali roku wydaje mi się mało prawdopodobne. Można szacować, że wyniesie on trzydzieści - trzydzieści kilka miliardów - uważa też Mirosław Gronicki.

Rozwój sytuacji w kolejnych miesiącach pesymistycznie ocenia też prof. Gomułka: - Choć rząd dokonał już pewnych cięć, trzeba się liczyć ze wzrostem wydatków przy równoczesnym spadku dochodów. Więcej trzeba będzie dołożyć do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, być może konieczne okaże się też zwiększenie subwencji dla samorządów, w związku z niższymi wpływami z podatków - ocenia. - Deficyt na poziomie 30 miliardów złotych jest więc znacznie bardziej realny niż ten, który optymistycznie zapowiada minister Rostowski - dodaje.

Agnieszka Zawadzka

money.pl/2009-03-05 05:55:32

Będzie trzy razy mniej kredytów hipotecznych

Liczba udzielonych kredytów hipotecznych w 2009 r. będzie niższa o 30-40 procent niż w 2008 roku - wynika z raportu firmy doradztwa finansowego Open Finance.

- Tym samym będzie o około połowę mniejsza niż w rekordowym 2007 r., ale wyniki sprzedaży za I kwartał 2009 r. pozwolą zapewne na dokonanie precyzyjniejszych szacunków - czytamy w raporcie.

W IV kwartale 2008 roku liczba udzielonych kredytów hipotecznych spadła o 12,5 procent w skali roku , wynika z ankiet nadesłanych do Open Finance przez 12 największych banków działających na rynku kredytów hipotecznych.

- Najprawdopodobniej duży wpływ na ostateczne wyniki za IV kwartał miała przyspieszona sprzedaż kredytów w październiku, kiedy klienci banków już wiedzieli, że kryteria udzielania kredytów hipotecznych zostaną radykalnie zaostrzone, a kredyty walutowe staną się trudniej dostępne. Wielu z nich wykorzystało ten czas, by przyspieszyć transakcje kredytowe - czytamy dalej.

Zdaniem autorów raportu jednak liczba udzielonych kredytów była w ostatnim kwartale 2008 r. wyraźnie niższa i naturalnie słabsze dane wynikały z gwałtownie zaostrzonych kryteriów udzielania kredytów hipotecznych, czasowego wstrzymania akcji kredytowej w niektórych bankach, utrudnień w dostępie do kredytów walutowych oraz niechęci klientów do ich zaciągania wobec pogarszających się perspektyw gospodarczych i rynku pracy.

money.pl/2009-03-04 18:37:15

Będzie trzy razy mniej kredytów hipotecznych

Liczba udzielonych kredytów hipotecznych w 2009 r. będzie niższa o 30-40 procent niż w 2008 roku - wynika z raportu firmy doradztwa finansowego Open Finance.

- Tym samym będzie o około połowę mniejsza niż w rekordowym 2007 r., ale wyniki sprzedaży za I kwartał 2009 r. pozwolą zapewne na dokonanie precyzyjniejszych szacunków - czytamy w raporcie.

W IV kwartale 2008 roku liczba udzielonych kredytów hipotecznych spadła o 12,5 procent w skali roku , wynika z ankiet nadesłanych do Open Finance przez 12 największych banków działających na rynku kredytów hipotecznych.

- Najprawdopodobniej duży wpływ na ostateczne wyniki za IV kwartał miała przyspieszona sprzedaż kredytów w październiku, kiedy klienci banków już wiedzieli, że kryteria udzielania kredytów hipotecznych zostaną radykalnie zaostrzone, a kredyty walutowe staną się trudniej dostępne. Wielu z nich wykorzystało ten czas, by przyspieszyć transakcje kredytowe - czytamy dalej.

Zdaniem autorów raportu jednak liczba udzielonych kredytów była w ostatnim kwartale 2008 r. wyraźnie niższa i naturalnie słabsze dane wynikały z gwałtownie zaostrzonych kryteriów udzielania kredytów hipotecznych, czasowego wstrzymania akcji kredytowej w niektórych bankach, utrudnień w dostępie do kredytów walutowych oraz niechęci klientów do ich zaciągania wobec pogarszających się perspektyw gospodarczych i rynku pracy.

money.pl/2009-03-04 18:37:15

Zanim kupisz - sprawdź dewelopera

Kilka niezależnych od siebie źródeł podaje, iż w 2008 roku ponad stu deweloperów ogłosiło upadłość. Sytuacja na rynku nieruchomości w 2009 r. jest coraz bardziej skomplikowana. Wybierając mieszkanie należy dokładnie sprawdzić dewelopera. W innym wypadku może zaskoczyć nas sytuacja, w której zostaniemy bez wymarzonego mieszkania i bez pieniędzy - piszą specjaliści z ARW Image.
Z tygodnia na tydzień coraz więcej w mediach informacji o ogłaszających upadłości deweloperach. Szczególnie, jeśli sprawa dotyczy większych inwestorów, tak jak krakowskiej firmy Leopard. Mniejsi deweloperzy, tak jak hiszpański Word Iris Development, który chciał zainwestować z Poznaniu, nie przykuwają wielkiej uwagi prasy. Jednak dane dotyczące bankrutujących firm są niepokojące.

Hossa minęła

W czasie boomu mieszkaniowego, z jakim mieliśmy do czynienia w ciągu ostatnich czterech lat, działalnością deweloperską zajęły się firmy niezwiązane z branżą nieruchomości. Wysokie ceny mieszkań i duży popyt sprawiały, że był to pewny biznes. Dziś sytuacja uległa diametralnej zmianie. Trudniej o kredyt hipoteczny, stąd mniej chętnych na kupno mieszkania, tym bardziej, że ceny nadal utrzymują się na wysokim poziomie. Deweloperom, którzy zaczęli realizację inwestycji, grozi niejednokrotnie brak pieniędzy na dokończenie budowy. Mają także problemy z uzyskaniem kredytów w bankach. Najbardziej ucierpią na tym klienci, którzy już podpisali z nimi umowy na zakup mieszkania.

Kto odda pieniądze?

Jeśli deweloper, z którym podpisaliśmy umowę ogłosi upadłość, znajdziemy się w ciężkiej sytuacji. Szczególnie, gdy wpłaciliśmy już część pieniędzy lub zaciągnęliśmy kredyt. Szanse na odzyskanie pieniędzy są znikome. Nawet jeśli to nastąpi, będziemy musieli na wypłatę czekać miesiącami. Istniejący majątek dewelopera staje się częścią masy upadłościowej, którą zarządza syndyk. Klienci stają się wierzycielami, a ich roszczenia kwalifikowane są zgodnie z prawem upadłościowym i naprawczym do kategorii III. To oznacza, że klienci w kolejce o odszkodowania stoją jako ostatni.

Sprawdź od kogo kupujesz

Nie powinniśmy jednak rezygnować z marzeń o własnych czterech kątach. Solidne firmy deweloperskie są przygotowane na zmiany na rynku nieruchomości i posiadają zasoby finansowe umożliwiające dokończenie rozpoczętych inwestycji. Warto zatem sprawdzić, jaka jest kondycja finansowa dewelopera. Można to zrobić na wiele sposobów. Przede wszystkim należy przeczytać uważnie umowę i skonsultować ją z prawnikiem. Warto zwrócić uwagę na niedozwolone klauzule, które stosują nieuczciwi deweloperzy. Można je sprawdzić w Urzędzie Ochrony Konkurencji i Konsumentów. W Krajowym Rejestrze Sądowym sprawdzimy natomiast wypłacalność firmy.

Wcześniej warto zajrzeć jednak do Internetu, gdzie możemy znaleźć informacje o firmie oraz niezależne opinie Internautów. Branżowe czasopisma to także źródło wiedzy. Tym bardziej, że niektóre z pism przyznają firmom poddającym się kontroli wyróżnienia, tak jak choćby czasopismo konsumenckie Solidna Firma, które poddaje je gruntownej weryfikacji, tworząc bazę godnych zaufania przedsiębiorstw ? tzw. Solidnych Firm. Takie wyróżnienie otrzymała już po raz drugi firma Nickel Development.

- Aby zdobyć tytuł Solidna Firma, musieliśmy wykazać, że nie zalegamy z żadnymi opłatami względem urzędów, ZUS-u, gmin, banków i firm leasingowych. Sprawdzano terminowość realizacji umów. Przeprowadzano rozmowy z pracownikami, sprawdzając, czy firma jest właściwie zarządzana. ? mówi Agnieszka Węgrowska z działu marketingu i PR Nickel Development ? Procedura zakładała także ewentualne protesty kontrahentów i klientów ? wobec naszej spółki takowe się nie pojawiły ? dodaje A. Węgrowska.

Uczciwe warunki

Kolejnym krokiem jest sprawdzenie firmy, która jest generalnym wykonawcą budynków. Powinna ona, podobnie jak deweloper przechodzić odpowiednie kontrole. Przykładowo generalnym wykonawcą budynków Nickel Development jest siostrzana spółka ? PTB Nickel, nagrodzona ostatnio tytułem ?Lidera Polskiego Biznesu?.

Firma Kalbud Deweloper, budująca osiedle Kalinowe w podpoznańskiej Rakietnicy, zdecydowała się na uznanego wykonawcę inwestycji. ? Jak w pierwszym, tak i w drugim etapie budowy osiedla mamy podpisaną umowę na wykonawstwo z firmą Hochtief Polska. Tej firmy nie trzeba przedstawiać, jej marka dodatkowo wzbudza zaufanie klientów ? mówi Tomasz Wnuk z Kalbud Deweloper.

Dla naszego komfortu warto również sprawdzić, czy w okolicy planowanej inwestycji nie powstanie w najbliższym czasie obiekt, którego nie chcielibyśmy w sąsiedztwie przyszłego domu, przykładowo oczyszczalnia ścieków lub droga szybkiego ruchu.

Decyzja o zakupie mieszkania lub domu jest niezwykle ważna. Jeśli zależy nam na tym, by mieć pewność, że zainwestowane pieniądze nie pójdą na marne, sprawdźmy dokładnie, czy deweloper, któremu chcemy zaufać, to rzeczywiście solidna firma.

źródło informacji: Informacja prasowa

interia.pl/Środa, 4 marca (06:00)

Zanim kupisz - sprawdź dewelopera

Kilka niezależnych od siebie źródeł podaje, iż w 2008 roku ponad stu deweloperów ogłosiło upadłość. Sytuacja na rynku nieruchomości w 2009 r. jest coraz bardziej skomplikowana. Wybierając mieszkanie należy dokładnie sprawdzić dewelopera. W innym wypadku może zaskoczyć nas sytuacja, w której zostaniemy bez wymarzonego mieszkania i bez pieniędzy - piszą specjaliści z ARW Image.
Z tygodnia na tydzień coraz więcej w mediach informacji o ogłaszających upadłości deweloperach. Szczególnie, jeśli sprawa dotyczy większych inwestorów, tak jak krakowskiej firmy Leopard. Mniejsi deweloperzy, tak jak hiszpański Word Iris Development, który chciał zainwestować z Poznaniu, nie przykuwają wielkiej uwagi prasy. Jednak dane dotyczące bankrutujących firm są niepokojące.

Hossa minęła

W czasie boomu mieszkaniowego, z jakim mieliśmy do czynienia w ciągu ostatnich czterech lat, działalnością deweloperską zajęły się firmy niezwiązane z branżą nieruchomości. Wysokie ceny mieszkań i duży popyt sprawiały, że był to pewny biznes. Dziś sytuacja uległa diametralnej zmianie. Trudniej o kredyt hipoteczny, stąd mniej chętnych na kupno mieszkania, tym bardziej, że ceny nadal utrzymują się na wysokim poziomie. Deweloperom, którzy zaczęli realizację inwestycji, grozi niejednokrotnie brak pieniędzy na dokończenie budowy. Mają także problemy z uzyskaniem kredytów w bankach. Najbardziej ucierpią na tym klienci, którzy już podpisali z nimi umowy na zakup mieszkania.

Kto odda pieniądze?

Jeśli deweloper, z którym podpisaliśmy umowę ogłosi upadłość, znajdziemy się w ciężkiej sytuacji. Szczególnie, gdy wpłaciliśmy już część pieniędzy lub zaciągnęliśmy kredyt. Szanse na odzyskanie pieniędzy są znikome. Nawet jeśli to nastąpi, będziemy musieli na wypłatę czekać miesiącami. Istniejący majątek dewelopera staje się częścią masy upadłościowej, którą zarządza syndyk. Klienci stają się wierzycielami, a ich roszczenia kwalifikowane są zgodnie z prawem upadłościowym i naprawczym do kategorii III. To oznacza, że klienci w kolejce o odszkodowania stoją jako ostatni.

Sprawdź od kogo kupujesz

Nie powinniśmy jednak rezygnować z marzeń o własnych czterech kątach. Solidne firmy deweloperskie są przygotowane na zmiany na rynku nieruchomości i posiadają zasoby finansowe umożliwiające dokończenie rozpoczętych inwestycji. Warto zatem sprawdzić, jaka jest kondycja finansowa dewelopera. Można to zrobić na wiele sposobów. Przede wszystkim należy przeczytać uważnie umowę i skonsultować ją z prawnikiem. Warto zwrócić uwagę na niedozwolone klauzule, które stosują nieuczciwi deweloperzy. Można je sprawdzić w Urzędzie Ochrony Konkurencji i Konsumentów. W Krajowym Rejestrze Sądowym sprawdzimy natomiast wypłacalność firmy.

Wcześniej warto zajrzeć jednak do Internetu, gdzie możemy znaleźć informacje o firmie oraz niezależne opinie Internautów. Branżowe czasopisma to także źródło wiedzy. Tym bardziej, że niektóre z pism przyznają firmom poddającym się kontroli wyróżnienia, tak jak choćby czasopismo konsumenckie Solidna Firma, które poddaje je gruntownej weryfikacji, tworząc bazę godnych zaufania przedsiębiorstw ? tzw. Solidnych Firm. Takie wyróżnienie otrzymała już po raz drugi firma Nickel Development.

- Aby zdobyć tytuł Solidna Firma, musieliśmy wykazać, że nie zalegamy z żadnymi opłatami względem urzędów, ZUS-u, gmin, banków i firm leasingowych. Sprawdzano terminowość realizacji umów. Przeprowadzano rozmowy z pracownikami, sprawdzając, czy firma jest właściwie zarządzana. ? mówi Agnieszka Węgrowska z działu marketingu i PR Nickel Development ? Procedura zakładała także ewentualne protesty kontrahentów i klientów ? wobec naszej spółki takowe się nie pojawiły ? dodaje A. Węgrowska.

Uczciwe warunki

Kolejnym krokiem jest sprawdzenie firmy, która jest generalnym wykonawcą budynków. Powinna ona, podobnie jak deweloper przechodzić odpowiednie kontrole. Przykładowo generalnym wykonawcą budynków Nickel Development jest siostrzana spółka ? PTB Nickel, nagrodzona ostatnio tytułem ?Lidera Polskiego Biznesu?.

Firma Kalbud Deweloper, budująca osiedle Kalinowe w podpoznańskiej Rakietnicy, zdecydowała się na uznanego wykonawcę inwestycji. ? Jak w pierwszym, tak i w drugim etapie budowy osiedla mamy podpisaną umowę na wykonawstwo z firmą Hochtief Polska. Tej firmy nie trzeba przedstawiać, jej marka dodatkowo wzbudza zaufanie klientów ? mówi Tomasz Wnuk z Kalbud Deweloper.

Dla naszego komfortu warto również sprawdzić, czy w okolicy planowanej inwestycji nie powstanie w najbliższym czasie obiekt, którego nie chcielibyśmy w sąsiedztwie przyszłego domu, przykładowo oczyszczalnia ścieków lub droga szybkiego ruchu.

Decyzja o zakupie mieszkania lub domu jest niezwykle ważna. Jeśli zależy nam na tym, by mieć pewność, że zainwestowane pieniądze nie pójdą na marne, sprawdźmy dokładnie, czy deweloper, któremu chcemy zaufać, to rzeczywiście solidna firma.

źródło informacji: Informacja prasowa

interia.pl/Środa, 4 marca (06:00)

Zebranie właścicieli lokali uchwala plan gospodarczy

W każdej wspólnocie mieszkaniowej zarząd lub zarządca - w zależności od sposobu gospodarowania nieruchomością wspólną - nie później niż przed końcem marca musi zwołać zebranie ogółu właścicieli lokali, podczas którego należy uchwalić roczny plan gospodarczy.
Przy okazji ustala się wysokości opłat. Oceniana jest też praca zarządu, który składa sprawozdanie. Następnie członkowie wspólnoty podejmują uchwałę w sprawie udzielenia mu absolutorium. Zebrania służą temu, by właściciele mieszkań i lokali użytkowych sprawdzili, jak przez ostatni rok były prowadzone sprawy ich nieruchomości wspólnej. Powinni też zdecydować o najważniejszych kwestiach określanych jako przekraczające zakres zwykłego zarządu (np. o dużych remontach, ociepleniu budynku) oraz udzielić zarządowi pełnomocnictw do zawierania niezbędnych umów. Na zebraniu może być omawiana także każda inna sprawa ważna dla wspólnoty.

Jeżeli zarząd lub zarządca nie zwoła w ciągu I kwartału każdego roku zebrania właścicieli, może je zorganizować każdy członek wspólnoty, czyli każdy właściciel mieszkania lub lokalu użytkowego. Niewykluczone, że przy okazji wspólnota powinna zmienić zarząd czy firmę zarządzającą. Na pewno warto w takiej sytuacji przejrzeć dokumenty finansowe.

Zawiadomienie na piśmie

O zebraniu zarząd lub zarządca ma obowiązek zawiadomić każdego właściciela lokalu na piśmie, przynajmniej z tygodniowym wyprzedzeniem. W informacji trzeba podać dzień, godzinę, miejsce i porządek obrad. W razie zamierzonej zmiany praw i obowiązków właścicieli konieczne jest też przedstawienie jej treści.

Poinformowanie na piśmie oznacza albo wysłanie do członków wspólnoty listów, albo np. przekazanie im odpowiednich dokumentów przez dozorcę lub pracownika firmy zarządzającej. Tam, gdzie nie ma obaw, że ktoś będzie kwestionował prawidłowość doręczenia, można wrzucić zaadresowane pisma do skrzynek. Nie jest prawidłowe zawiadamianie o zebraniu przez wywieszenie informacji na klatkach czy drzwiach budynku. Musi być ono skierowane wyraźnie do poszczególnych właścicieli, tak by nikt nie przeoczył tej informacji (art. 32 ustawy o własności lokali).

Komu można udzielić pisemnego pełnomocnictwa do głosowania w swoim imieniu? Kto może być przewodniczącym zebrania? Co musi zawierać sprawozdanie? Na czym polega prowadzenie ewidencji pozaksięgowej? Kiedy członek wspólnoty może zaskarżyć decyzję, z którą się nie zgadza do sądu?

Więcej: Gazeta Prawna 4.03.2009 (44) - str.2-3

Dobromiła Niedzielska-Jakubczyk, współpraca Agnieszka Pokojska

interia.pl/Środa, 4 marca (06:00)

Zebranie właścicieli lokali uchwala plan gospodarczy

W każdej wspólnocie mieszkaniowej zarząd lub zarządca - w zależności od sposobu gospodarowania nieruchomością wspólną - nie później niż przed końcem marca musi zwołać zebranie ogółu właścicieli lokali, podczas którego należy uchwalić roczny plan gospodarczy.
Przy okazji ustala się wysokości opłat. Oceniana jest też praca zarządu, który składa sprawozdanie. Następnie członkowie wspólnoty podejmują uchwałę w sprawie udzielenia mu absolutorium. Zebrania służą temu, by właściciele mieszkań i lokali użytkowych sprawdzili, jak przez ostatni rok były prowadzone sprawy ich nieruchomości wspólnej. Powinni też zdecydować o najważniejszych kwestiach określanych jako przekraczające zakres zwykłego zarządu (np. o dużych remontach, ociepleniu budynku) oraz udzielić zarządowi pełnomocnictw do zawierania niezbędnych umów. Na zebraniu może być omawiana także każda inna sprawa ważna dla wspólnoty.

Jeżeli zarząd lub zarządca nie zwoła w ciągu I kwartału każdego roku zebrania właścicieli, może je zorganizować każdy członek wspólnoty, czyli każdy właściciel mieszkania lub lokalu użytkowego. Niewykluczone, że przy okazji wspólnota powinna zmienić zarząd czy firmę zarządzającą. Na pewno warto w takiej sytuacji przejrzeć dokumenty finansowe.

Zawiadomienie na piśmie

O zebraniu zarząd lub zarządca ma obowiązek zawiadomić każdego właściciela lokalu na piśmie, przynajmniej z tygodniowym wyprzedzeniem. W informacji trzeba podać dzień, godzinę, miejsce i porządek obrad. W razie zamierzonej zmiany praw i obowiązków właścicieli konieczne jest też przedstawienie jej treści.

Poinformowanie na piśmie oznacza albo wysłanie do członków wspólnoty listów, albo np. przekazanie im odpowiednich dokumentów przez dozorcę lub pracownika firmy zarządzającej. Tam, gdzie nie ma obaw, że ktoś będzie kwestionował prawidłowość doręczenia, można wrzucić zaadresowane pisma do skrzynek. Nie jest prawidłowe zawiadamianie o zebraniu przez wywieszenie informacji na klatkach czy drzwiach budynku. Musi być ono skierowane wyraźnie do poszczególnych właścicieli, tak by nikt nie przeoczył tej informacji (art. 32 ustawy o własności lokali).

Komu można udzielić pisemnego pełnomocnictwa do głosowania w swoim imieniu? Kto może być przewodniczącym zebrania? Co musi zawierać sprawozdanie? Na czym polega prowadzenie ewidencji pozaksięgowej? Kiedy członek wspólnoty może zaskarżyć decyzję, z którą się nie zgadza do sądu?

Więcej: Gazeta Prawna 4.03.2009 (44) - str.2-3

Dobromiła Niedzielska-Jakubczyk, współpraca Agnieszka Pokojska

interia.pl/Środa, 4 marca (06:00)

BGK:W lutym udzielono kredytów za 204,2 mln zł

W lutym w ramach programu "Rodzina na swoim" udzielono kredytów za 204,2 mln zł, podczas gdy w styczniu za 99 mln zł - poinformowała Ewa Balicka-Sawiak, rzeczniczka Banku Gospodarstwa Krajowego.

Z danych BGK, który wypłaca dopłaty ze środków budżetowych w ramach tego programu, wynika, że w lutym udzielono 1319 takich kredytów, podczas gdy w styczniu 669.

Saldo tych kredytów pod koniec lutego wynosiło 1,59 mld zł, podczas gdy pod koniec 2008 roku 1,29 mld zł.

W 2008 r. w ramach programu "Rodzina na swoim" udzielono łącznie 6628 kredytów za 852,6 mln zł. W styczniu BGK informował, że w 2009 r. udzielonych może być 19,2 tys. kredytów na łączną kwotę 2,5 mld zł.

Spłata części odsetek dotyczy kredytów w złotych, udzielonych przez niektóre banki komercyjne oraz przez SKOK-i, które podpisały z BGK umowy w tej sprawie.

Według BGK w marcu liczba osób które przystąpiły do tego programu przekroczy 9 tys.

źródło informacji: PAP

interia.pl/

BGK:W lutym udzielono kredytów za 204,2 mln zł

W lutym w ramach programu "Rodzina na swoim" udzielono kredytów za 204,2 mln zł, podczas gdy w styczniu za 99 mln zł - poinformowała Ewa Balicka-Sawiak, rzeczniczka Banku Gospodarstwa Krajowego.

Z danych BGK, który wypłaca dopłaty ze środków budżetowych w ramach tego programu, wynika, że w lutym udzielono 1319 takich kredytów, podczas gdy w styczniu 669.

Saldo tych kredytów pod koniec lutego wynosiło 1,59 mld zł, podczas gdy pod koniec 2008 roku 1,29 mld zł.

W 2008 r. w ramach programu "Rodzina na swoim" udzielono łącznie 6628 kredytów za 852,6 mln zł. W styczniu BGK informował, że w 2009 r. udzielonych może być 19,2 tys. kredytów na łączną kwotę 2,5 mld zł.

Spłata części odsetek dotyczy kredytów w złotych, udzielonych przez niektóre banki komercyjne oraz przez SKOK-i, które podpisały z BGK umowy w tej sprawie.

Według BGK w marcu liczba osób które przystąpiły do tego programu przekroczy 9 tys.

źródło informacji: PAP

interia.pl/

Złoty - wreszcie pozytywne sygnały

Nadzory bankowe z pięciu krajów Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polski, zaapelowały wczoraj do państw członkowskich starej Unii Europejskiej, aby nie traktować ich jako jednorodnego regionu z tymi samymi problemami ekonomicznymi.

- Nadzory bankowe w Polsce, Czechach, Słowacji, Rumunii i Bułgarii wyraziły zaniepokojenie pojawiającymi się sygnałami o ryzykach dla banków ze starej Unii Europejskiej, zaangażowanych kapitałowo w krajach Europy Środkowo-Wschodniej - powiedział rzecznik Komisji Nadzoru Finansowego Łukasz Dajnowicz.

"Każde z państw Europy Środkowo-Wschodniej ma swoją własną, specyficzną sytuację ekonomiczną i finansową i nie stanowią one jednorodnego regionu. Dlatego jest ważne, aby rozróżniać między państwami członkowskimi Unii Europejskiej i państwami nie będącymi członkami Unii, a także, aby określać problemy istotne dla każdego z państw oddzielnie" - napisano we wspólnym oświadczeniu organów nadzoru Polski, Czech, Słowacji, Rumunii i Bułgarii.

Oświadczenie to jest reakcją na pojawiające się w ostatnim czasie z państw Europy Zachodniej sygnały o zagrożeniu pozycji banków zachodnich wywołanych ich dużym zaangażowaniem kapitałowym w krajach Europy Środkowo-Wschodniej.

W ubiegłym tygodniu unijna grupa ekspertów pod przewodnictwem byłego szefa MFW Jacques'a de Larosiere'a zaproponowała stworzenie europejskiego systemu nadzoru finansowego, składającego się z rady oceny ryzyka oraz organów nadzorujących banki, ubezpieczycieli i giełdy w UE.

Kraje Europy Środkowo-Wschodniej padły ofiarą kryzysu, a w ostatnim czasie ich waluty odnotowały silne spadki wobec euro, co budzi obawy przed znacznym wzrostem zadłużenia działających w regionie banków zachodnich.

O ile Węgry i Łotwa są w katastrofalnej sytuacji, inne dawne kraje komunistyczne radzą sobie lepiej. W niedzielę na szczycie UE w Brukseli Węgry wystąpiły z planem wielomiliardowej pomocy dla wschodnieuropejskich członków UE, który nie spotkał się z pozytywnym przyjęciem.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Czwartek, 5 marca (07:25)

Złoty - wreszcie pozytywne sygnały

Nadzory bankowe z pięciu krajów Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polski, zaapelowały wczoraj do państw członkowskich starej Unii Europejskiej, aby nie traktować ich jako jednorodnego regionu z tymi samymi problemami ekonomicznymi.

- Nadzory bankowe w Polsce, Czechach, Słowacji, Rumunii i Bułgarii wyraziły zaniepokojenie pojawiającymi się sygnałami o ryzykach dla banków ze starej Unii Europejskiej, zaangażowanych kapitałowo w krajach Europy Środkowo-Wschodniej - powiedział rzecznik Komisji Nadzoru Finansowego Łukasz Dajnowicz.

"Każde z państw Europy Środkowo-Wschodniej ma swoją własną, specyficzną sytuację ekonomiczną i finansową i nie stanowią one jednorodnego regionu. Dlatego jest ważne, aby rozróżniać między państwami członkowskimi Unii Europejskiej i państwami nie będącymi członkami Unii, a także, aby określać problemy istotne dla każdego z państw oddzielnie" - napisano we wspólnym oświadczeniu organów nadzoru Polski, Czech, Słowacji, Rumunii i Bułgarii.

Oświadczenie to jest reakcją na pojawiające się w ostatnim czasie z państw Europy Zachodniej sygnały o zagrożeniu pozycji banków zachodnich wywołanych ich dużym zaangażowaniem kapitałowym w krajach Europy Środkowo-Wschodniej.

W ubiegłym tygodniu unijna grupa ekspertów pod przewodnictwem byłego szefa MFW Jacques'a de Larosiere'a zaproponowała stworzenie europejskiego systemu nadzoru finansowego, składającego się z rady oceny ryzyka oraz organów nadzorujących banki, ubezpieczycieli i giełdy w UE.

Kraje Europy Środkowo-Wschodniej padły ofiarą kryzysu, a w ostatnim czasie ich waluty odnotowały silne spadki wobec euro, co budzi obawy przed znacznym wzrostem zadłużenia działających w regionie banków zachodnich.

O ile Węgry i Łotwa są w katastrofalnej sytuacji, inne dawne kraje komunistyczne radzą sobie lepiej. W niedzielę na szczycie UE w Brukseli Węgry wystąpiły z planem wielomiliardowej pomocy dla wschodnieuropejskich członków UE, który nie spotkał się z pozytywnym przyjęciem.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Czwartek, 5 marca (07:25)

Banki twierdzą, że za mało zarabiają na kredytach konsumpcyjnych

Banki sygnalizują, że ograniczenia maksymalnych odsetek mogą gwałtownie wyhamować akcję kredytową. Dotyczy to głównie pożyczek gotówkowych i kredytów konsumpcyjnych.
Jak wynika z ankiety NBP wśród największych banków komercyjnych, aż 75 proc. z nich przewiduje w tym roku dalsze silne zaostrzenie polityki kredytowej i niewielki spadek popytu na kredyty konsumpcyjne. Jednak bankowców ostrzegają, że wkrótce kredyty konsumpcyjne mogą stać się po prostu niedostępne.

- Na rynku wciąż nie ma taniego finansowania, rośnie też ryzyko związane z udzielaniem nowych pożyczek. Tymczasem ogranicza nas tzw. ustawa antylichwiarska, która ogranicza cenę kredytu. Jeżeli stopy NBP nadal będą spadały, to udzielanie pożyczek gotówkowych czy kredytów ratalnych przestanie być opłacalne. Rynek wyschnie, tak jak w przypadku kredytów hipotecznych - zauważa Mateusz Morawiecki, prezes Banku Zachodniego WBK.

Zgodnie z tzw. ustawą antylichwiarską maksymalne oprocentowanie kredytów nie może przekraczać czterokrotności lombardowej stopy procentowej NBP. Oznacza to, że po ubiegłotygodniowej obniżce stóp maksymalne oprocentowanie kredytów nie może być wyższe niż 22 proc.

- Z powodu ostatniej obniżki, gdy limit oprocentowania zszedł do 22 proc., dziesięć banków musiało obniżyć oprocentowanie kart kredytowych, a kilka maksymalne stawki dla kredytów gotówkowych - mówi Mateusz Ostrowski, analityk firmy Open Finance.

Jego zdaniem problem będzie się nasilał, bo w tym roku limit może zejść do 18 proc. A to będzie oznaczało, że niemal wszystkie banki będą musiały ciąć oprocentowanie kart i kredytów gotówkowych. Przy takim poziomie oprocentowania banki mogą mocno przykręcić kurek z pożyczkami i kredytami na zakup sprzętu RTV czy AGD. Kredyty konsumenckie ze względu na wysoką marżę są dla banków na jednym z najbardziej dochodowych produktów. Wiąże się to z wysokim ryzykiem: banki często nie wymagały zabezpieczeń, a kredyty nawet na 10 tys. zł mogły otrzymać osoby o stosunkowo niskich dochodach. Tak było przynajmniej do drastycznego zaostrzenia polityki kredytowej w ostatnim kwartale 2008 r.

- Wyrabiamy się, ale jeśli stopa lombardowa spadnie jeszcze o 1 pkt proc., to przy drogim finansowaniu i rosnącym koszcie ryzyka trudno będzie się zmieścić z marżami - przyznaje przedstawiciel banku.

Zdaniem Mateusza Ostrowskiego banki demonizują spadek stóp procentowych NBP.

- Pamiętajmy, że nie oznacza to od razu znaczącej obniżki marży. Spada przecież również cena pieniądza, bo w dół idą rynkowe stopy procentowe, a banki coraz mniej płacą za depozyty. Ponadto mają w zanadrzu sporo sposobów zrekompensowania sobie niższego oprocentowania. W górę mogą iść przecież pozostałe koszty pożyczek: prowizje czy ubezpieczenia - dodaje Ostrowski.

Choć bankowcy narzekają, nie wierzą w rychłe uchylenie lub zmianę ustawy antylichwiarskiej.

- Na pewno nie będziemy wnosić o zmiany w prawie, by nie być posądzanym, że interweniujemy we własnym interesie. Podjęcie takiej inicjatywy należy tutaj do regulatora, czyli głównie Ministerstwa Sprawiedliwości (zapisy o maksymalnym oprocentowaniu pożyczek umiejscowione są w kodeksie cywilnym - przyp. red.) i przede wszystkim resortu finansów, który monitoruje rynek - mówi Jerzy Bańka, radca prawny Związku Banków Polskich.

Jacek Iskra
interia.pl/
Czwartek, 5 marca (06:36)

Banki twierdzą, że za mało zarabiają na kredytach konsumpcyjnych

Banki sygnalizują, że ograniczenia maksymalnych odsetek mogą gwałtownie wyhamować akcję kredytową. Dotyczy to głównie pożyczek gotówkowych i kredytów konsumpcyjnych.
Jak wynika z ankiety NBP wśród największych banków komercyjnych, aż 75 proc. z nich przewiduje w tym roku dalsze silne zaostrzenie polityki kredytowej i niewielki spadek popytu na kredyty konsumpcyjne. Jednak bankowców ostrzegają, że wkrótce kredyty konsumpcyjne mogą stać się po prostu niedostępne.

- Na rynku wciąż nie ma taniego finansowania, rośnie też ryzyko związane z udzielaniem nowych pożyczek. Tymczasem ogranicza nas tzw. ustawa antylichwiarska, która ogranicza cenę kredytu. Jeżeli stopy NBP nadal będą spadały, to udzielanie pożyczek gotówkowych czy kredytów ratalnych przestanie być opłacalne. Rynek wyschnie, tak jak w przypadku kredytów hipotecznych - zauważa Mateusz Morawiecki, prezes Banku Zachodniego WBK.

Zgodnie z tzw. ustawą antylichwiarską maksymalne oprocentowanie kredytów nie może przekraczać czterokrotności lombardowej stopy procentowej NBP. Oznacza to, że po ubiegłotygodniowej obniżce stóp maksymalne oprocentowanie kredytów nie może być wyższe niż 22 proc.

- Z powodu ostatniej obniżki, gdy limit oprocentowania zszedł do 22 proc., dziesięć banków musiało obniżyć oprocentowanie kart kredytowych, a kilka maksymalne stawki dla kredytów gotówkowych - mówi Mateusz Ostrowski, analityk firmy Open Finance.

Jego zdaniem problem będzie się nasilał, bo w tym roku limit może zejść do 18 proc. A to będzie oznaczało, że niemal wszystkie banki będą musiały ciąć oprocentowanie kart i kredytów gotówkowych. Przy takim poziomie oprocentowania banki mogą mocno przykręcić kurek z pożyczkami i kredytami na zakup sprzętu RTV czy AGD. Kredyty konsumenckie ze względu na wysoką marżę są dla banków na jednym z najbardziej dochodowych produktów. Wiąże się to z wysokim ryzykiem: banki często nie wymagały zabezpieczeń, a kredyty nawet na 10 tys. zł mogły otrzymać osoby o stosunkowo niskich dochodach. Tak było przynajmniej do drastycznego zaostrzenia polityki kredytowej w ostatnim kwartale 2008 r.

- Wyrabiamy się, ale jeśli stopa lombardowa spadnie jeszcze o 1 pkt proc., to przy drogim finansowaniu i rosnącym koszcie ryzyka trudno będzie się zmieścić z marżami - przyznaje przedstawiciel banku.

Zdaniem Mateusza Ostrowskiego banki demonizują spadek stóp procentowych NBP.

- Pamiętajmy, że nie oznacza to od razu znaczącej obniżki marży. Spada przecież również cena pieniądza, bo w dół idą rynkowe stopy procentowe, a banki coraz mniej płacą za depozyty. Ponadto mają w zanadrzu sporo sposobów zrekompensowania sobie niższego oprocentowania. W górę mogą iść przecież pozostałe koszty pożyczek: prowizje czy ubezpieczenia - dodaje Ostrowski.

Choć bankowcy narzekają, nie wierzą w rychłe uchylenie lub zmianę ustawy antylichwiarskiej.

- Na pewno nie będziemy wnosić o zmiany w prawie, by nie być posądzanym, że interweniujemy we własnym interesie. Podjęcie takiej inicjatywy należy tutaj do regulatora, czyli głównie Ministerstwa Sprawiedliwości (zapisy o maksymalnym oprocentowaniu pożyczek umiejscowione są w kodeksie cywilnym - przyp. red.) i przede wszystkim resortu finansów, który monitoruje rynek - mówi Jerzy Bańka, radca prawny Związku Banków Polskich.

Jacek Iskra
interia.pl/
Czwartek, 5 marca (06:36)

W lutym udzielono kredytów mieszkaniowych z dopłatą za 204,2 mln zł

W lutym w ramach programu "Rodzina na swoim" udzielono kredytów za 204,2 mln zł, podczas gdy w styczniu za 99 mln zł - poinformowała PAP Ewa Balicka-Sawiak, rzeczniczka Banku Gospodarstwa Krajowego.
Z danych BGK, który wypłaca dopłaty ze środków budżetowych w ramach tego programu, wynika, że w lutym udzielono 1319 takich kredytów, podczas gdy w styczniu 669.

Saldo tych kredytów pod koniec lutego wynosiło 1,59 mld zł, podczas gdy pod koniec 2008 roku 1,29 mld zł.

W 2008 r. w ramach programu "Rodzina na swoim" udzielono łącznie 6628 kredytów za 852,6 mln zł. W styczniu BGK informował, że w 2009 r. udzielonych może być 19,2 tys. kredytów na łączną kwotę 2,5 mld zł.

Spłata części odsetek dotyczy kredytów w złotych, udzielonych przez niektóre banki komercyjne oraz przez SKOK-i, które podpisały z BGK umowy w tej sprawie.
onet.pl/(PAP, dd/05.03.2009, godz. 10:19)

W lutym udzielono kredytów mieszkaniowych z dopłatą za 204,2 mln zł

W lutym w ramach programu "Rodzina na swoim" udzielono kredytów za 204,2 mln zł, podczas gdy w styczniu za 99 mln zł - poinformowała PAP Ewa Balicka-Sawiak, rzeczniczka Banku Gospodarstwa Krajowego.
Z danych BGK, który wypłaca dopłaty ze środków budżetowych w ramach tego programu, wynika, że w lutym udzielono 1319 takich kredytów, podczas gdy w styczniu 669.

Saldo tych kredytów pod koniec lutego wynosiło 1,59 mld zł, podczas gdy pod koniec 2008 roku 1,29 mld zł.

W 2008 r. w ramach programu "Rodzina na swoim" udzielono łącznie 6628 kredytów za 852,6 mln zł. W styczniu BGK informował, że w 2009 r. udzielonych może być 19,2 tys. kredytów na łączną kwotę 2,5 mld zł.

Spłata części odsetek dotyczy kredytów w złotych, udzielonych przez niektóre banki komercyjne oraz przez SKOK-i, które podpisały z BGK umowy w tej sprawie.
onet.pl/(PAP, dd/05.03.2009, godz. 10:19)

Nawet pięć razy więcej złych długów

Kryzys najbardziej dotknął branże: budowlaną, transportową i stalową – wynika z danych ubezpieczycieli kredytu kupieckiego. W ich przypadku wskaźnik moralności płatniczej pokazujący, jak firmy regulują należności, spadł do około 40 pkt.
W takich warunkach eksperci sugerują konieczność stałego monitoringu spływu należności, a nawet uzyskanie dodatkowych zabezpieczeń uregulowania faktur.

Na pieniądze trzeba czekać nawet do czterech tygodni, dłużej niż rok temu, i rośnie znaczenie należności, które można już niemal spisać na straty. Wskaźniki tzw. złych długów wzrosły nawet pięciokrotnie w stosunku do ubiegłego roku w dotkniętych przez kryzys branżach.

Dla nieco ponad 70 proc. firm niespłacone w terminie należności są poważnym problemem. Dla 40 proc. ogółu badanych firm brak płatności od kontrahentów powoduje problemy z regulowaniem ich zobowiązań wobec firm, od których otrzymały towary lub usługi w kredycie kupieckim. Problemy w jednym miejscu powodują kłopoty w innym. Dobrze to widać szczególnie w branży stalowej.

– Na pogorszenie jej wyników wpłynął spadek zapotrzebowania w trzech głównych segmentach odbiorców: budownictwie, motoryzacji i produkcji AGD – mówi Tomasz Starus, dyrektor działu oceny ryzyka w Euler Hermes.

Nie widać jeszcze w zestawieniu dramatycznego poziomu trudnych długów. Większe problemy zwiastuje za to poziom należności regulowanych terminowo – spadł o prawie 30 proc. Średnie opóźnienie w regulowaniu płatności przez odbiorców wyrobów stalowych wzrosło z dwóch do pięciu tygodni.

Hurtownie budowlane w kłopocie

Spore problemy ma też branża budowlana.

– Sytuacja na rynku budowlanym, choć trudna już od kilku miesięcy, nadal się pogarsza – mówi Marcin Siwa, dyrektor działu oceny ryzyka w Coface Poland.

Wyjaśnia, że to efekt problemów deweloperów ze zbyciem już budowanych mieszkań i wstrzymywania nowych inwestycji. To powoduje zmniejszone zapotrzebowanie na generalne wykonawstwo i inne prace budowlane, zwykle zlecane innym podmiotom.

– Spadek popytu będzie skutkował mniejszym kapitałem w branży, na co nakłada się niechęć banków do finansowania sektora budowlanego – mówi Marcin Siwa.

O ile wzrosła wartość należności budowlańców wobec hurtowni, które pozostają niespłacone powyżej 120 dni? Dlaczego ogromne kłopoty z trudnymi długami ma branża transportowa? Ile razy wzrosła ilość, jak i wartość zleceń windykacyjnych w stosunku do stycznia 2008 r.?

Marcin Jaworski

Więcej: Gazeta Prawna 5.03.2009 (45)
onet.pl/
(Gazeta Prawna/05.03.2009, godz. 06:00)

Nawet pięć razy więcej złych długów

Kryzys najbardziej dotknął branże: budowlaną, transportową i stalową – wynika z danych ubezpieczycieli kredytu kupieckiego. W ich przypadku wskaźnik moralności płatniczej pokazujący, jak firmy regulują należności, spadł do około 40 pkt.
W takich warunkach eksperci sugerują konieczność stałego monitoringu spływu należności, a nawet uzyskanie dodatkowych zabezpieczeń uregulowania faktur.

Na pieniądze trzeba czekać nawet do czterech tygodni, dłużej niż rok temu, i rośnie znaczenie należności, które można już niemal spisać na straty. Wskaźniki tzw. złych długów wzrosły nawet pięciokrotnie w stosunku do ubiegłego roku w dotkniętych przez kryzys branżach.

Dla nieco ponad 70 proc. firm niespłacone w terminie należności są poważnym problemem. Dla 40 proc. ogółu badanych firm brak płatności od kontrahentów powoduje problemy z regulowaniem ich zobowiązań wobec firm, od których otrzymały towary lub usługi w kredycie kupieckim. Problemy w jednym miejscu powodują kłopoty w innym. Dobrze to widać szczególnie w branży stalowej.

– Na pogorszenie jej wyników wpłynął spadek zapotrzebowania w trzech głównych segmentach odbiorców: budownictwie, motoryzacji i produkcji AGD – mówi Tomasz Starus, dyrektor działu oceny ryzyka w Euler Hermes.

Nie widać jeszcze w zestawieniu dramatycznego poziomu trudnych długów. Większe problemy zwiastuje za to poziom należności regulowanych terminowo – spadł o prawie 30 proc. Średnie opóźnienie w regulowaniu płatności przez odbiorców wyrobów stalowych wzrosło z dwóch do pięciu tygodni.

Hurtownie budowlane w kłopocie

Spore problemy ma też branża budowlana.

– Sytuacja na rynku budowlanym, choć trudna już od kilku miesięcy, nadal się pogarsza – mówi Marcin Siwa, dyrektor działu oceny ryzyka w Coface Poland.

Wyjaśnia, że to efekt problemów deweloperów ze zbyciem już budowanych mieszkań i wstrzymywania nowych inwestycji. To powoduje zmniejszone zapotrzebowanie na generalne wykonawstwo i inne prace budowlane, zwykle zlecane innym podmiotom.

– Spadek popytu będzie skutkował mniejszym kapitałem w branży, na co nakłada się niechęć banków do finansowania sektora budowlanego – mówi Marcin Siwa.

O ile wzrosła wartość należności budowlańców wobec hurtowni, które pozostają niespłacone powyżej 120 dni? Dlaczego ogromne kłopoty z trudnymi długami ma branża transportowa? Ile razy wzrosła ilość, jak i wartość zleceń windykacyjnych w stosunku do stycznia 2008 r.?

Marcin Jaworski

Więcej: Gazeta Prawna 5.03.2009 (45)
onet.pl/
(Gazeta Prawna/05.03.2009, godz. 06:00)

Banki twierdzą, że za mało zarabiają na kredytach konsumpcyjnych

Banki sygnalizują, że ograniczenia maksymalnych odsetek mogą gwałtownie wyhamować akcję kredytową. Dotyczy to głównie pożyczek gotówkowych i kredytów konsumpcyjnych.
Jak wynika z ankiety NBP wśród największych banków komercyjnych, aż 75 proc. z nich przewiduje w tym roku dalsze silne zaostrzenie polityki kredytowej i niewielki spadek popytu na kredyty konsumpcyjne. Jednak bankowców ostrzegają, że wkrótce kredyty konsumpcyjne mogą stać się po prostu niedostępne.

Na rynku wciąż nie ma taniego finansowania, rośnie też ryzyko związane z udzielaniem nowych pożyczek. Tymczasem ogranicza nas tzw. ustawa antylichwiarska, która ogranicza cenę kredytu. Jeżeli stopy NBP nadal będą spadały, to udzielanie pożyczek gotówkowych czy kredytów ratalnych przestanie być opłacalne. Rynek wyschnie, tak jak w przypadku kredytów hipotecznych - zauważa Mateusz Morawiecki, prezes Banku Zachodniego WBK.
Zgodnie z tzw. ustawą antylichwiarską maksymalne oprocentowanie kredytów nie może przekraczać czterokrotności lombardowej stopy procentowej NBP. Oznacza to, że po ubiegłotygodniowej obniżce stóp maksymalne oprocentowanie kredytów nie może być wyższe niż 22 proc.

Z powodu ostatniej obniżki, gdy limit oprocentowania zszedł do 22 proc., dziesięć banków musiało obniżyć oprocentowanie kart kredytowych, a kilka maksymalne stawki dla kredytów gotówkowych - mówi Mateusz Ostrowski, analityk firmy Open Finance.

Jego zdaniem problem będzie się nasilał, bo w tym roku limit może zejść do 18 proc. A to będzie oznaczało, że niemal wszystkie banki będą musiały ciąć oprocentowanie kart i kredytów gotówkowych. Przy takim poziomie oprocentowania banki mogą mocno przykręcić kurek z pożyczkami i kredytami na zakup sprzętu RTV czy AGD. Kredyty konsumenckie ze względu na wysoką marżę są dla banków na jednym z najbardziej dochodowych produktów. Wiąże się to z wysokim ryzykiem: banki często nie wymagały zabezpieczeń, a kredyty nawet na 10 tys. zł mogły otrzymać osoby o stosunkowo niskich dochodach. Tak było przynajmniej do drastycznego zaostrzenia polityki kredytowej w ostatnim kwartale 2008 r.

Wyrabiamy się, ale jeśli stopa lombardowa spadnie jeszcze o 1 pkt proc., to przy drogim finansowaniu i rosnącym koszcie ryzyka trudno będzie się zmieścić z marżami - przyznaje przedstawiciel banku.

Zdaniem Mateusza Ostrowskiego banki demonizują spadek stóp procentowych NBP.

Pamiętajmy, że nie oznacza to od razu znaczącej obniżki marży. Spada przecież również cena pieniądza, bo w dół idą rynkowe stopy procentowe, a banki coraz mniej płacą za depozyty. Ponadto mają w zanadrzu sporo sposobów zrekompensowania sobie niższego oprocentowania. W górę mogą iść przecież pozostałe koszty pożyczek: prowizje czy ubezpieczenia - dodaje Ostrowski.

Choć bankowcy narzekają, nie wierzą w rychłe uchylenie lub zmianę ustawy antylichwiarskiej.

Na pewno nie będziemy wnosić o zmiany w prawie, by nie być posądzanym, że interweniujemy we własnym interesie. Podjęcie takiej inicjatywy należy tutaj do regulatora, czyli głównie Ministerstwa Sprawiedliwości (zapisy o maksymalnym oprocentowaniu pożyczek umiejscowione są w kodeksie cywilnym - przyp. red.) i przede wszystkim resortu finansów, który monitoruje rynek - mówi Jerzy Bańka, radca prawny Związku Banków Polskich.

Jacek Iskra
Gazeta Prawna

Gazeta Prawna w internecie www.gazetaprawna.pl

Banki twierdzą, że za mało zarabiają na kredytach konsumpcyjnych

Banki sygnalizują, że ograniczenia maksymalnych odsetek mogą gwałtownie wyhamować akcję kredytową. Dotyczy to głównie pożyczek gotówkowych i kredytów konsumpcyjnych.
Jak wynika z ankiety NBP wśród największych banków komercyjnych, aż 75 proc. z nich przewiduje w tym roku dalsze silne zaostrzenie polityki kredytowej i niewielki spadek popytu na kredyty konsumpcyjne. Jednak bankowców ostrzegają, że wkrótce kredyty konsumpcyjne mogą stać się po prostu niedostępne.

Na rynku wciąż nie ma taniego finansowania, rośnie też ryzyko związane z udzielaniem nowych pożyczek. Tymczasem ogranicza nas tzw. ustawa antylichwiarska, która ogranicza cenę kredytu. Jeżeli stopy NBP nadal będą spadały, to udzielanie pożyczek gotówkowych czy kredytów ratalnych przestanie być opłacalne. Rynek wyschnie, tak jak w przypadku kredytów hipotecznych - zauważa Mateusz Morawiecki, prezes Banku Zachodniego WBK.
Zgodnie z tzw. ustawą antylichwiarską maksymalne oprocentowanie kredytów nie może przekraczać czterokrotności lombardowej stopy procentowej NBP. Oznacza to, że po ubiegłotygodniowej obniżce stóp maksymalne oprocentowanie kredytów nie może być wyższe niż 22 proc.

Z powodu ostatniej obniżki, gdy limit oprocentowania zszedł do 22 proc., dziesięć banków musiało obniżyć oprocentowanie kart kredytowych, a kilka maksymalne stawki dla kredytów gotówkowych - mówi Mateusz Ostrowski, analityk firmy Open Finance.

Jego zdaniem problem będzie się nasilał, bo w tym roku limit może zejść do 18 proc. A to będzie oznaczało, że niemal wszystkie banki będą musiały ciąć oprocentowanie kart i kredytów gotówkowych. Przy takim poziomie oprocentowania banki mogą mocno przykręcić kurek z pożyczkami i kredytami na zakup sprzętu RTV czy AGD. Kredyty konsumenckie ze względu na wysoką marżę są dla banków na jednym z najbardziej dochodowych produktów. Wiąże się to z wysokim ryzykiem: banki często nie wymagały zabezpieczeń, a kredyty nawet na 10 tys. zł mogły otrzymać osoby o stosunkowo niskich dochodach. Tak było przynajmniej do drastycznego zaostrzenia polityki kredytowej w ostatnim kwartale 2008 r.

Wyrabiamy się, ale jeśli stopa lombardowa spadnie jeszcze o 1 pkt proc., to przy drogim finansowaniu i rosnącym koszcie ryzyka trudno będzie się zmieścić z marżami - przyznaje przedstawiciel banku.

Zdaniem Mateusza Ostrowskiego banki demonizują spadek stóp procentowych NBP.

Pamiętajmy, że nie oznacza to od razu znaczącej obniżki marży. Spada przecież również cena pieniądza, bo w dół idą rynkowe stopy procentowe, a banki coraz mniej płacą za depozyty. Ponadto mają w zanadrzu sporo sposobów zrekompensowania sobie niższego oprocentowania. W górę mogą iść przecież pozostałe koszty pożyczek: prowizje czy ubezpieczenia - dodaje Ostrowski.

Choć bankowcy narzekają, nie wierzą w rychłe uchylenie lub zmianę ustawy antylichwiarskiej.

Na pewno nie będziemy wnosić o zmiany w prawie, by nie być posądzanym, że interweniujemy we własnym interesie. Podjęcie takiej inicjatywy należy tutaj do regulatora, czyli głównie Ministerstwa Sprawiedliwości (zapisy o maksymalnym oprocentowaniu pożyczek umiejscowione są w kodeksie cywilnym - przyp. red.) i przede wszystkim resortu finansów, który monitoruje rynek - mówi Jerzy Bańka, radca prawny Związku Banków Polskich.

Jacek Iskra
Gazeta Prawna

Gazeta Prawna w internecie www.gazetaprawna.pl

BUDMA na piątkę z plusem

BUDMA na piątkę z plusem
Trwające w dniach 20-23 stycznia 2009 w Poznaniu Międzynarodowe Targi Budownictwa BUDMA 2009 odbyły się pod hasłem „inspirowane naturą”,

Trwające w dniach 20-23 stycznia 2009 w Poznaniu Międzynarodowe Targi Budownictwa BUDMA 2009 odbyły się pod hasłem „inspirowane naturą”, promując rozwiązania proekologiczne. W tym roku na targach w Poznaniu, swoje produkty i usługi promowało blisko 1350 firm z 35 krajów świata, potwierdzając międzynarodowy charakter imprezy. Ekspozycję odwiedziło niemal 65 000 zwiedzających. Statystyki te są zbliżone ubiegłorocznych. Wyjątkowym zainteresowaniem cieszyły się prezentowane na targach rozwiązania pozwalające budować z poszanowaniem ekologii i z myślą o oszczędnościach. Stąd zorganizowana na targach wioska domów drewnianych przeżywała prawdziwe oblężenie. Znajdujący się tam dom pasywny jest przykładem nowego trendu w budownictwie indywidualnym, który pozwala znacznie obniżyć koszty eksploatacji budynków mieszkaniowych. Ważnym blokiem spotkań na targach okazał się Dzień Architektury, gdzie przedstawiciele SARP  i Polskiej Izby Architektów mówili o roli krajobrazu i przestrzeni w architekturze. Podczas targów BUDMA już po raz piąty odbyła się Gala Wręczania Nagród dla Budowlanej Marki Roku i Dystrybutora. W tegorocznym Rankingu, wspólnie zorganizowanym przez ASM – Centrum Badań i Analiz Rynku i Międzynarodowe Targi Poznańskie, łącznie wyróżnionych i nagrodzonych zostało 60 firm. Wiele nowości miało w Poznaniu swoją premierę europejską lub nawet światową, wręczono w sumie 14 Złotych Medali MTP.

Property Journal 02-03/09

BUDMA na piątkę z plusem

BUDMA na piątkę z plusem
Trwające w dniach 20-23 stycznia 2009 w Poznaniu Międzynarodowe Targi Budownictwa BUDMA 2009 odbyły się pod hasłem „inspirowane naturą”,

Trwające w dniach 20-23 stycznia 2009 w Poznaniu Międzynarodowe Targi Budownictwa BUDMA 2009 odbyły się pod hasłem „inspirowane naturą”, promując rozwiązania proekologiczne. W tym roku na targach w Poznaniu, swoje produkty i usługi promowało blisko 1350 firm z 35 krajów świata, potwierdzając międzynarodowy charakter imprezy. Ekspozycję odwiedziło niemal 65 000 zwiedzających. Statystyki te są zbliżone ubiegłorocznych. Wyjątkowym zainteresowaniem cieszyły się prezentowane na targach rozwiązania pozwalające budować z poszanowaniem ekologii i z myślą o oszczędnościach. Stąd zorganizowana na targach wioska domów drewnianych przeżywała prawdziwe oblężenie. Znajdujący się tam dom pasywny jest przykładem nowego trendu w budownictwie indywidualnym, który pozwala znacznie obniżyć koszty eksploatacji budynków mieszkaniowych. Ważnym blokiem spotkań na targach okazał się Dzień Architektury, gdzie przedstawiciele SARP  i Polskiej Izby Architektów mówili o roli krajobrazu i przestrzeni w architekturze. Podczas targów BUDMA już po raz piąty odbyła się Gala Wręczania Nagród dla Budowlanej Marki Roku i Dystrybutora. W tegorocznym Rankingu, wspólnie zorganizowanym przez ASM – Centrum Badań i Analiz Rynku i Międzynarodowe Targi Poznańskie, łącznie wyróżnionych i nagrodzonych zostało 60 firm. Wiele nowości miało w Poznaniu swoją premierę europejską lub nawet światową, wręczono w sumie 14 Złotych Medali MTP.

Property Journal 02-03/09

Węgry – inwestorzy wyczekują

Węgry – inwestorzy wyczekują
W rynek nieruchomości na Węgrzech zainwestowano w 2008 roku około 407 milionów € w trzech głównych sektorach (biurowy, mieszkaniowy i przemysłowy).

W rynek nieruchomości na Węgrzech zainwestowano w 2008 roku około 407 milionów € w trzech głównych sektorach (biurowy, mieszkaniowy i przemysłowy). Jest to znacznie mniej w  porównaniu do 1 miliarda € rocznie w latach ubiegłych. Ten spadek jest bezpośrednim skutkiem „skonsumowania kredytów”, co doprowadziło do bardzo małej płynności  rynku. Większość inwestycji w  2008 roku (około 85 %) pochłonął  sektor biurowy. 50 % spadek inwestycji spowodowało opuszczenie rynku przez  German Open Ended Funds, który  wcześniej inwestował w nieruchomości na Węgrzech. „Jest prawdopodobne, że  inwestorzy  będą oczekiwali w tym roku na zmianę koniunktury” powiedział Karol Taylor, szef grupy rynków kapitałowych Cushman & Wakefield w Budapeszcie. „Obecnie inwestorzy czekają, aż sprzedawcy dostosują cennik, by upodobnił się do istniejącego na  rynkach. zachodnioeuropejskich. Liczymy też, że German Open Ended Funds ponownie wejdzie na  rynek w początkach  roku. Ponadto, inwestorzy monitorują zdolność nabywczą rynku, by utrzymać rezerwę finansową w przypadku poprawy koniunktury, która spodziewana jest w drugiej połowie 2009.” dodał Taylor.

Property Journal 02-03/09

Węgry – inwestorzy wyczekują

Węgry – inwestorzy wyczekują
W rynek nieruchomości na Węgrzech zainwestowano w 2008 roku około 407 milionów € w trzech głównych sektorach (biurowy, mieszkaniowy i przemysłowy).

W rynek nieruchomości na Węgrzech zainwestowano w 2008 roku około 407 milionów € w trzech głównych sektorach (biurowy, mieszkaniowy i przemysłowy). Jest to znacznie mniej w  porównaniu do 1 miliarda € rocznie w latach ubiegłych. Ten spadek jest bezpośrednim skutkiem „skonsumowania kredytów”, co doprowadziło do bardzo małej płynności  rynku. Większość inwestycji w  2008 roku (około 85 %) pochłonął  sektor biurowy. 50 % spadek inwestycji spowodowało opuszczenie rynku przez  German Open Ended Funds, który  wcześniej inwestował w nieruchomości na Węgrzech. „Jest prawdopodobne, że  inwestorzy  będą oczekiwali w tym roku na zmianę koniunktury” powiedział Karol Taylor, szef grupy rynków kapitałowych Cushman & Wakefield w Budapeszcie. „Obecnie inwestorzy czekają, aż sprzedawcy dostosują cennik, by upodobnił się do istniejącego na  rynkach. zachodnioeuropejskich. Liczymy też, że German Open Ended Funds ponownie wejdzie na  rynek w początkach  roku. Ponadto, inwestorzy monitorują zdolność nabywczą rynku, by utrzymać rezerwę finansową w przypadku poprawy koniunktury, która spodziewana jest w drugiej połowie 2009.” dodał Taylor.

Property Journal 02-03/09

Czy bać się franka ?

W połowie lutego kurs franka szwajcarskiego osiągnął najwyższy od czterech lat poziom.

W połowie lutego kurs franka szwajcarskiego osiągnął najwyższy od czterech lat poziom. Osoby, które zaciągnęły kredyty mieszkaniowe w tej walucie, obserwując notowania zastanawiają się nad przewalutowaniem. Czy to dobry pomysł? Eksperci twierdzą, że zdecydowanie nie!
Czy raty rzeczywiście wzrosły tak bardzo? W środę 18 lutego za franka trzeba było zapłacić 3,26 zł, oznacza to, że w ciągu pół roku (1 sierpnia 2008 r. za franka płacono niewiele ponad 1,90 zł) podrożał on o ok. 60%. Czy to oznacza, że raty kredytowe osób, które zaciągnęły kredyty hipoteczne w szwajcarskiej walucie wzrosły równie mocno? Na szczęście nie. Drastyczny wzrost kursu franka rekompensuje bowiem obniżka stóp procentowych w Szwajcarii. Dla przykładu weźmy kredyt we frankach zaciągnięty na kwotę 200 tys. zł na początku sierpnia 2008 r. Początkowe zadłużenie wynosiło wtedy ok. 100 tys. franków.  W przypadku trzydziestoletniego okresu kredytowania i marży na poziomie 1,4%, wysokość pierwszej teoretycznej raty tego kredytu wynosiła ok. 1032 zł. Rata tego kredytu wzrosła pod wpływem osłabienia złotego, ale nie tak drastycznie, jak można by wnioskować obserwując jedynie wzrost kursu franka. Gdyby nie zmieniło się oprocentowanie, to przy kursie franka na poziomie 3,20 zł rata tego kredytu wynosiłaby ok. 1600 zł, czyli o ok. 50 proc. więcej. Ponieważ jednak oprocentowanie tego kredytu spadło z poziomu 4,15% w momencie uruchomienia do 1,93% obecnie, to faktycznie rata kredytu wynosi ok. 1180 zł. Spadek oprocentowania spowodował więc, że rata wzrosła o ok. 15%, a nie aż o ok. 50%. W lepszej sytuacji znajdują się osoby, które zaciągnęły kredyty we frankach po kursie zbliżonym do obecnego. Takie osoby nie poniosą strat spowodowanych wzrostem kursu. Jednak również w tym przypadku przewalutowanie będzie oznaczało wzrost wysokości raty, ze względu na wzrost oprocentowania. Zastanówmy się, czy warto przewalutować kredyt? Eksperci zgodnie twierdzą, że w obecnej sytuacji jest to zupełnie nieopłacalne. Przewalutowanie kredytu przy obecnym kursie franka oznacza wzrost wartości zadłużenia – będziemy zmuszeni oddać do banku tak naprawdę o wiele więcej niż pożyczyliśmy. Do tego wzrośnie oprocentowanie kredytu, gdyż stopy procentowe w Polsce są znacznie wyższe niż w Szwajcarii. Oznacza to, że płacone co miesiąc raty również wzrosną i perspektywy na ich znaczący spadek będą znikome. Jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest nieuleganie panice. Osoby, które zdecydują się teraz na przewalutowanie stracą szansę na odrobienie strat poniesionych w ciągu ostatnich miesięcy. Poza tym – jak zaznaczają ekonomiści – w dłuższej perspektywie złoty na pewno się umocni, więc osoby, które pozostaną przy kredytach walutowych mogą w niedługiej przyszłości sporo zyskać, ponieważ raty kredytu powinny się zmniejszać. W jakiej walucie brać nowy kredyt? Analizując obecne kursy walut, wydawałoby się, że wiele czynników przemawia za walutą obcą. Złoty jest zbyt słaby, kursy walut obcych poszybowały w górę, więc zaciągając dziś kredyt walutowy powinniśmy w przyszłości płacić już tylko niższe raty na skutek umacniania się złotówki. Zasada mówi, że kredyt powinno się zaciągać w walucie w jakiej się zarabia. Decyzja o kredycie walutowym nie jest dziś tak prosta jak kilka miesięcy temu. Raty kredytów we frankach i euro są nadal niższe niż kredytów w złotych. Ponadto obecna słabość złotówki powoduje, że zaciągając kredyt w walucie obcej nasze zadłużenie w tej walucie będzie stosunkowo niewielkie. Daje również nadzieję na znaczny spadek wysokości raty w sytuacji umocnienia się złotego. W dodatku  mamy obecnie bardzo duże wahania kursów walut, co powoduje narażenie naszego kredytu na duże ryzyko walutowe, ale podkreślić także trzeba, że marże kredytów walutowych są znacznie wyższe niż kredytów w złotych. Za kredytem w złotówkach przemawia spadające oprocentowanie, ale przede wszystkim znacznie niższa marża w porównaniu z kredytami zaciąganymi w walutach. Niebawem, może już w 2012 roku euro zastąpi złotego. Kredyty w złotych staną się wtedy kredytami w euro, lecz ich marże się nie zmienią. Ponieważ stopy procentowe w strefie euro są znacznie niższe niż w naszym kraju to oprocentowanie kredytów - wtedy już w euro - będzie wtedy bardzo atrakcyjne.

Property Journal 02-03/09

Czy bać się franka ?

W połowie lutego kurs franka szwajcarskiego osiągnął najwyższy od czterech lat poziom.

W połowie lutego kurs franka szwajcarskiego osiągnął najwyższy od czterech lat poziom. Osoby, które zaciągnęły kredyty mieszkaniowe w tej walucie, obserwując notowania zastanawiają się nad przewalutowaniem. Czy to dobry pomysł? Eksperci twierdzą, że zdecydowanie nie!
Czy raty rzeczywiście wzrosły tak bardzo? W środę 18 lutego za franka trzeba było zapłacić 3,26 zł, oznacza to, że w ciągu pół roku (1 sierpnia 2008 r. za franka płacono niewiele ponad 1,90 zł) podrożał on o ok. 60%. Czy to oznacza, że raty kredytowe osób, które zaciągnęły kredyty hipoteczne w szwajcarskiej walucie wzrosły równie mocno? Na szczęście nie. Drastyczny wzrost kursu franka rekompensuje bowiem obniżka stóp procentowych w Szwajcarii. Dla przykładu weźmy kredyt we frankach zaciągnięty na kwotę 200 tys. zł na początku sierpnia 2008 r. Początkowe zadłużenie wynosiło wtedy ok. 100 tys. franków.  W przypadku trzydziestoletniego okresu kredytowania i marży na poziomie 1,4%, wysokość pierwszej teoretycznej raty tego kredytu wynosiła ok. 1032 zł. Rata tego kredytu wzrosła pod wpływem osłabienia złotego, ale nie tak drastycznie, jak można by wnioskować obserwując jedynie wzrost kursu franka. Gdyby nie zmieniło się oprocentowanie, to przy kursie franka na poziomie 3,20 zł rata tego kredytu wynosiłaby ok. 1600 zł, czyli o ok. 50 proc. więcej. Ponieważ jednak oprocentowanie tego kredytu spadło z poziomu 4,15% w momencie uruchomienia do 1,93% obecnie, to faktycznie rata kredytu wynosi ok. 1180 zł. Spadek oprocentowania spowodował więc, że rata wzrosła o ok. 15%, a nie aż o ok. 50%. W lepszej sytuacji znajdują się osoby, które zaciągnęły kredyty we frankach po kursie zbliżonym do obecnego. Takie osoby nie poniosą strat spowodowanych wzrostem kursu. Jednak również w tym przypadku przewalutowanie będzie oznaczało wzrost wysokości raty, ze względu na wzrost oprocentowania. Zastanówmy się, czy warto przewalutować kredyt? Eksperci zgodnie twierdzą, że w obecnej sytuacji jest to zupełnie nieopłacalne. Przewalutowanie kredytu przy obecnym kursie franka oznacza wzrost wartości zadłużenia – będziemy zmuszeni oddać do banku tak naprawdę o wiele więcej niż pożyczyliśmy. Do tego wzrośnie oprocentowanie kredytu, gdyż stopy procentowe w Polsce są znacznie wyższe niż w Szwajcarii. Oznacza to, że płacone co miesiąc raty również wzrosną i perspektywy na ich znaczący spadek będą znikome. Jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest nieuleganie panice. Osoby, które zdecydują się teraz na przewalutowanie stracą szansę na odrobienie strat poniesionych w ciągu ostatnich miesięcy. Poza tym – jak zaznaczają ekonomiści – w dłuższej perspektywie złoty na pewno się umocni, więc osoby, które pozostaną przy kredytach walutowych mogą w niedługiej przyszłości sporo zyskać, ponieważ raty kredytu powinny się zmniejszać. W jakiej walucie brać nowy kredyt? Analizując obecne kursy walut, wydawałoby się, że wiele czynników przemawia za walutą obcą. Złoty jest zbyt słaby, kursy walut obcych poszybowały w górę, więc zaciągając dziś kredyt walutowy powinniśmy w przyszłości płacić już tylko niższe raty na skutek umacniania się złotówki. Zasada mówi, że kredyt powinno się zaciągać w walucie w jakiej się zarabia. Decyzja o kredycie walutowym nie jest dziś tak prosta jak kilka miesięcy temu. Raty kredytów we frankach i euro są nadal niższe niż kredytów w złotych. Ponadto obecna słabość złotówki powoduje, że zaciągając kredyt w walucie obcej nasze zadłużenie w tej walucie będzie stosunkowo niewielkie. Daje również nadzieję na znaczny spadek wysokości raty w sytuacji umocnienia się złotego. W dodatku  mamy obecnie bardzo duże wahania kursów walut, co powoduje narażenie naszego kredytu na duże ryzyko walutowe, ale podkreślić także trzeba, że marże kredytów walutowych są znacznie wyższe niż kredytów w złotych. Za kredytem w złotówkach przemawia spadające oprocentowanie, ale przede wszystkim znacznie niższa marża w porównaniu z kredytami zaciąganymi w walutach. Niebawem, może już w 2012 roku euro zastąpi złotego. Kredyty w złotych staną się wtedy kredytami w euro, lecz ich marże się nie zmienią. Ponieważ stopy procentowe w strefie euro są znacznie niższe niż w naszym kraju to oprocentowanie kredytów - wtedy już w euro - będzie wtedy bardzo atrakcyjne.

Property Journal 02-03/09

Wyniki działalności banków w Polsce

Według informacji GUS, opracowanych na podstawie danych NBP, w Polsce we wrześniu 2008 roku działało 70 banków komercyjnych (o 6 więcej niż przed rokiem) i 579 banków spółdzielczy (o 3 mniej niż rok wcześniej).

Według informacji GUS, opracowanych na podstawie danych NBP, w Polsce we wrześniu 2008 roku działało 70 banków komercyjnych (o 6 więcej niż przed rokiem) i 579 banków spółdzielczy (o 3 mniej niż rok wcześniej). W 60 bankach komercyjnych kapitał zagraniczny przeważał lub był w całości właścicielem banku. Depozyty ogółem osiągnęły wartość 516,9 mld zł (wzrost o 17,6 % od początku 2008 r.), w tym 471,4 mld zł należało do banków komercyjnych, a 45,6 mld zł - do spółdzielczych. Wartość kredytów ogółem wyniosła 543,8 mld zł (wzrost o 30,1% od początku 2008 r.), w tym banki komercyjne udzieliły kredytów na kwotę 510,2 mld zł, prawie w całości (97,5%) podmiotom sektora niefinansowego. Kredyty mieszkaniowe stanowiły 32,7% ogólnej kwoty kredytów, tj. o 2,7 %. więcej niż przed rokiem, i udzielono ich gospodarstwom domowym.

Property Journal 02-03/09

Wyniki działalności banków w Polsce

Według informacji GUS, opracowanych na podstawie danych NBP, w Polsce we wrześniu 2008 roku działało 70 banków komercyjnych (o 6 więcej niż przed rokiem) i 579 banków spółdzielczy (o 3 mniej niż rok wcześniej).

Według informacji GUS, opracowanych na podstawie danych NBP, w Polsce we wrześniu 2008 roku działało 70 banków komercyjnych (o 6 więcej niż przed rokiem) i 579 banków spółdzielczy (o 3 mniej niż rok wcześniej). W 60 bankach komercyjnych kapitał zagraniczny przeważał lub był w całości właścicielem banku. Depozyty ogółem osiągnęły wartość 516,9 mld zł (wzrost o 17,6 % od początku 2008 r.), w tym 471,4 mld zł należało do banków komercyjnych, a 45,6 mld zł - do spółdzielczych. Wartość kredytów ogółem wyniosła 543,8 mld zł (wzrost o 30,1% od początku 2008 r.), w tym banki komercyjne udzieliły kredytów na kwotę 510,2 mld zł, prawie w całości (97,5%) podmiotom sektora niefinansowego. Kredyty mieszkaniowe stanowiły 32,7% ogólnej kwoty kredytów, tj. o 2,7 %. więcej niż przed rokiem, i udzielono ich gospodarstwom domowym.

Property Journal 02-03/09

Do końca 2009 ceny domów w Rosji mogą spaść kilkukrotnie

Do końca 2009 ceny domów w Rosji mogą spaść kilkukrotnie
Ceny domów w Rosji spadają szybciej niż przewidywano. Do takiego wniosku doszli eksperci Instytutu Globalizacji i Ruchów Społecznych (IGSM).

Ceny domów w Rosji spadają szybciej niż przewidywano. Do takiego wniosku doszli eksperci Instytutu Globalizacji i Ruchów Społecznych (IGSM). Według danych, otrzymanych z biura prasowego instytutu, obecnie domy i mieszkania nie mogą znaleźć kupujących. Wyczekująca polityka sprzedawców w początkowej fazie kryzysu będzie prowadziła do wzrostu liczby niesprzedanych posiadłości. Ceny mogą spaść w bezprecedensowej skali, stwierdzili eksperci. Według nich, deweloperzy nie doceniają konsekwencji ekonomicznego kryzysu - tracą ostatnią okazję by sprzedać, podczas gdy kupujący dysponują jeszcze pewna siłą nabywczą. Obecne upusty cen nieruchomości sięgają około 20-35%. Wraz z deweloperami także prywatni właściciele powiększają liczbę oferowanych lokali, ponieważ próbują zyskać pieniądze przez sprzedaż mieszkań. „Wzrost liczby lokali jest też przestrzegany na rynku najmu. Ten powiększył się w przybliżeniu o 30% w porównaniu z listopadem. W tym samym czasie, finansowa pozycja najemców  pogarsza się: pensje zmniejszają się, a zwolnienia mają masowy charakter,” uważa dyrektor IGSM, Boris Kagarlitsky. Jego zdaniem, wielu najemców nie będzie wypłacalnych i to już wkrótce. „Luty 2009 to krytyczny miesiąc, po którym pogarszanie sytuacji ekonomicznej w Rosji będzie bardziej intensywne, uważają eksperci IGSM. Inwestowanie w posiadłości rynkowe spadnie ostro. Aktualna sytuacja jest zapowiedzią dużego spadku. Kto nie sprzedał domów w grudniu i styczniu,  będzie musiał sprzedać teraz bardzo tanio” - mówi szef Centrum Badań Ekonomicznych IGSM Vasily Koltashov. Według jego ocen, 55-65 - procentowe  cięcie cen jest konieczne żeby rynek stał bardziej aktywny i udało się sprzedać nieruchomości obecne na rynku. Taka sytuacja może trwać do końca 2009, a ceny domów mogą być kilkakrotnie obniżane. Ale nawet taki spadek cen  może nie prowadzić do poprawy  rynku - konkludują analitycy.

Property Journal 02-03/09

Do końca 2009 ceny domów w Rosji mogą spaść kilkukrotnie

Do końca 2009 ceny domów w Rosji mogą spaść kilkukrotnie
Ceny domów w Rosji spadają szybciej niż przewidywano. Do takiego wniosku doszli eksperci Instytutu Globalizacji i Ruchów Społecznych (IGSM).

Ceny domów w Rosji spadają szybciej niż przewidywano. Do takiego wniosku doszli eksperci Instytutu Globalizacji i Ruchów Społecznych (IGSM). Według danych, otrzymanych z biura prasowego instytutu, obecnie domy i mieszkania nie mogą znaleźć kupujących. Wyczekująca polityka sprzedawców w początkowej fazie kryzysu będzie prowadziła do wzrostu liczby niesprzedanych posiadłości. Ceny mogą spaść w bezprecedensowej skali, stwierdzili eksperci. Według nich, deweloperzy nie doceniają konsekwencji ekonomicznego kryzysu - tracą ostatnią okazję by sprzedać, podczas gdy kupujący dysponują jeszcze pewna siłą nabywczą. Obecne upusty cen nieruchomości sięgają około 20-35%. Wraz z deweloperami także prywatni właściciele powiększają liczbę oferowanych lokali, ponieważ próbują zyskać pieniądze przez sprzedaż mieszkań. „Wzrost liczby lokali jest też przestrzegany na rynku najmu. Ten powiększył się w przybliżeniu o 30% w porównaniu z listopadem. W tym samym czasie, finansowa pozycja najemców  pogarsza się: pensje zmniejszają się, a zwolnienia mają masowy charakter,” uważa dyrektor IGSM, Boris Kagarlitsky. Jego zdaniem, wielu najemców nie będzie wypłacalnych i to już wkrótce. „Luty 2009 to krytyczny miesiąc, po którym pogarszanie sytuacji ekonomicznej w Rosji będzie bardziej intensywne, uważają eksperci IGSM. Inwestowanie w posiadłości rynkowe spadnie ostro. Aktualna sytuacja jest zapowiedzią dużego spadku. Kto nie sprzedał domów w grudniu i styczniu,  będzie musiał sprzedać teraz bardzo tanio” - mówi szef Centrum Badań Ekonomicznych IGSM Vasily Koltashov. Według jego ocen, 55-65 - procentowe  cięcie cen jest konieczne żeby rynek stał bardziej aktywny i udało się sprzedać nieruchomości obecne na rynku. Taka sytuacja może trwać do końca 2009, a ceny domów mogą być kilkakrotnie obniżane. Ale nawet taki spadek cen  może nie prowadzić do poprawy  rynku - konkludują analitycy.

Property Journal 02-03/09

Biznesmeni wylądują w centrum Katowic

Katowice będą miały miejski port lotniczy. Powstanie on w miejscu sąsiadującego z centrum miasta sportowego lotniska na Muchowcu.

Katowice będą miały miejski port lotniczy. Powstanie on w miejscu sąsiadującego z centrum miasta sportowego lotniska na Muchowcu. Na lotnisku trwają już prace związane z wyrównaniem poziomu pasa startowego, zniszczonego przez szkody górnicze. Rozpoczęcie budowy miejskiego portu zaplanowane jest na rok 2010. Budowa nowego pasa o długości 1200 m i szerokości 30 m ma kosztować wraz z infrastrukturą i oświetleniem ok. 35 mln zł. Środki na ten cel pochodzić będą z budżetów władz miasta, samorządu wojewódzkiego, funduszy unijnych oraz kredytu. Modernizacja i rozwój sportowego lotniska na Muchowcu są możliwe dopiero teraz, po sporządzeniu studium aeronautycznego. Dokument ten precyzyjnie określa warunki urbanistyczne Katowic. City-port na Muchowcu nie będzie konkurencją dla lotniska w Pyrzowicach, a jedynie jego uzupełnieniem. Aglomeracja zyska dodatkowy atut przy organizacji Euro 2012 - piłkarskich mistrzostw Europy, a także  duże udogodnienie dla coraz liczniej przybywających do Katowic „powietrznymi taksówkami” biznesmenów, przede wszystkim z zagranicy. Jego głównym zadaniem będzie obsługa prywatnych, lekkich samolotów. Odrzutowce regularnego ruchu linii lotniczych nadal lądować będą w oddalonych o 30 kilometrów od Katowic Pyrzowicach.

Property Journal 02-03/09

Biznesmeni wylądują w centrum Katowic

Katowice będą miały miejski port lotniczy. Powstanie on w miejscu sąsiadującego z centrum miasta sportowego lotniska na Muchowcu.

Katowice będą miały miejski port lotniczy. Powstanie on w miejscu sąsiadującego z centrum miasta sportowego lotniska na Muchowcu. Na lotnisku trwają już prace związane z wyrównaniem poziomu pasa startowego, zniszczonego przez szkody górnicze. Rozpoczęcie budowy miejskiego portu zaplanowane jest na rok 2010. Budowa nowego pasa o długości 1200 m i szerokości 30 m ma kosztować wraz z infrastrukturą i oświetleniem ok. 35 mln zł. Środki na ten cel pochodzić będą z budżetów władz miasta, samorządu wojewódzkiego, funduszy unijnych oraz kredytu. Modernizacja i rozwój sportowego lotniska na Muchowcu są możliwe dopiero teraz, po sporządzeniu studium aeronautycznego. Dokument ten precyzyjnie określa warunki urbanistyczne Katowic. City-port na Muchowcu nie będzie konkurencją dla lotniska w Pyrzowicach, a jedynie jego uzupełnieniem. Aglomeracja zyska dodatkowy atut przy organizacji Euro 2012 - piłkarskich mistrzostw Europy, a także  duże udogodnienie dla coraz liczniej przybywających do Katowic „powietrznymi taksówkami” biznesmenów, przede wszystkim z zagranicy. Jego głównym zadaniem będzie obsługa prywatnych, lekkich samolotów. Odrzutowce regularnego ruchu linii lotniczych nadal lądować będą w oddalonych o 30 kilometrów od Katowic Pyrzowicach.

Property Journal 02-03/09

Ekologiczny kościół

W Nowym Targu na Równi Szaflarskiej budowany jest kościół, który ma spełniać wymogi budynku pasywnego. Jak twierdzą autorzy projektu budowlanego, architekci Tomasz Pyszczek i Marcin Stelmach z Krakowa, będzie to pierwszy taki budynek użyteczności publicznej w Polsce.

W Nowym Targu na Równi Szaflarskiej budowany jest kościół, który ma spełniać wymogi budynku pasywnego. Jak twierdzą autorzy projektu budowlanego, architekci Tomasz Pyszczek i Marcin Stelmach z Krakowa, będzie to pierwszy taki budynek użyteczności publicznej w Polsce. Istotą budownictwa pasywnego jest bardzo niskie zapotrzebowanie na energię do ogrzewania - poniżej 15 kWh/(m² rok), to znaczy, że w przeciągu sezonu grzewczego do ogrzania jednego metra kwadratowego potrzeba 15 kWh, co odpowiada spaleniu 1,5 l oleju opałowego albo 1,7 m³ gazu, lub też 2,3 kg węgla. Dla porównania, zapotrzebowanie na ciepło dla budynków konwencjonalnych wynosi około 120 kWh/(m² rok). Oszczędności takie należy osiągać maksymalnie ograniczając straty ciepła oraz wykorzystując naturalne jego źródła, np. promieniowanie słoneczne czy ludzie przebywający w pomieszczeniach. Jak wiadomo, każdy budynek traci ciepło przez przegrody zewnętrzne, czyli ściany, okna, dach. Projektanci dążą więc przede wszystkim do poprawy parametrów termicznych tych elementów. Wentylacja pomieszczeń odbywa się za pomocą systemów mechanicznych, które obok bardzo ważnej funkcji wietrzenia, mają za zadanie ogrzewać pomieszczenia wykorzystując ciepło słoneczne oraz odzyskane z usuwanego na zewnątrz powietrza. W praktyce budynek pasywny nie wymaga tradycyjnych instalacji grzewczych, co pozwala znacznie zmniejszyć koszty budowy.Budowa kościoła Na Równi Szaflarskiej rozpoczęła się w maju 2008 roku. Kościół ma mieć zwartą bryłę, strzelisty dach z umieszczonym w południowej połaci kolektorem słonecznym, również okna w elewacji południowej będą łapać jak najwięcej energii słonecznej. Projekt przewiduje także ocieplenie ścian fundamentowych 30-centymetrową warstwą styropianu, wentylację mechaniczną z odzyskiem ciepła powyżej 90%, zastosowanie pompy ciepła do ogrzewania podłogowego, okna i ściany zewnętrzne o wysokiej termoizolacyjności (współczynnik U= 0,75 W/m2 K dla okien i 0,10 W/ m2 K dla ścian
i dachu).

                                               

Property Journal 02-03/09

Ekologiczny kościół

W Nowym Targu na Równi Szaflarskiej budowany jest kościół, który ma spełniać wymogi budynku pasywnego. Jak twierdzą autorzy projektu budowlanego, architekci Tomasz Pyszczek i Marcin Stelmach z Krakowa, będzie to pierwszy taki budynek użyteczności publicznej w Polsce.

W Nowym Targu na Równi Szaflarskiej budowany jest kościół, który ma spełniać wymogi budynku pasywnego. Jak twierdzą autorzy projektu budowlanego, architekci Tomasz Pyszczek i Marcin Stelmach z Krakowa, będzie to pierwszy taki budynek użyteczności publicznej w Polsce. Istotą budownictwa pasywnego jest bardzo niskie zapotrzebowanie na energię do ogrzewania - poniżej 15 kWh/(m² rok), to znaczy, że w przeciągu sezonu grzewczego do ogrzania jednego metra kwadratowego potrzeba 15 kWh, co odpowiada spaleniu 1,5 l oleju opałowego albo 1,7 m³ gazu, lub też 2,3 kg węgla. Dla porównania, zapotrzebowanie na ciepło dla budynków konwencjonalnych wynosi około 120 kWh/(m² rok). Oszczędności takie należy osiągać maksymalnie ograniczając straty ciepła oraz wykorzystując naturalne jego źródła, np. promieniowanie słoneczne czy ludzie przebywający w pomieszczeniach. Jak wiadomo, każdy budynek traci ciepło przez przegrody zewnętrzne, czyli ściany, okna, dach. Projektanci dążą więc przede wszystkim do poprawy parametrów termicznych tych elementów. Wentylacja pomieszczeń odbywa się za pomocą systemów mechanicznych, które obok bardzo ważnej funkcji wietrzenia, mają za zadanie ogrzewać pomieszczenia wykorzystując ciepło słoneczne oraz odzyskane z usuwanego na zewnątrz powietrza. W praktyce budynek pasywny nie wymaga tradycyjnych instalacji grzewczych, co pozwala znacznie zmniejszyć koszty budowy.Budowa kościoła Na Równi Szaflarskiej rozpoczęła się w maju 2008 roku. Kościół ma mieć zwartą bryłę, strzelisty dach z umieszczonym w południowej połaci kolektorem słonecznym, również okna w elewacji południowej będą łapać jak najwięcej energii słonecznej. Projekt przewiduje także ocieplenie ścian fundamentowych 30-centymetrową warstwą styropianu, wentylację mechaniczną z odzyskiem ciepła powyżej 90%, zastosowanie pompy ciepła do ogrzewania podłogowego, okna i ściany zewnętrzne o wysokiej termoizolacyjności (współczynnik U= 0,75 W/m2 K dla okien i 0,10 W/ m2 K dla ścian
i dachu).

                                               

Property Journal 02-03/09

Sztywne ceny pomimo kryzysu ?

Sztywne ceny pomimo kryzysu ?
Podczas dekoniunktury nie warto obniżać cen – twierdzi prof. Hermann Simon, wykładowca zarządzania i marketingu w London Business School, doktor ekonomii i biznesu Uniwersytetu w Bonn, założyciel i prezes firmy doradczej Simon, Kucher & Partners Strategy & Marketing Consultants.

Podczas dekoniunktury nie warto obniżać cen – twierdzi prof. Hermann Simon, wykładowca zarządzania i marketingu w London Business School, doktor ekonomii i biznesu Uniwersytetu w Bonn, założyciel i prezes firmy doradczej Simon, Kucher & Partners Strategy & Marketing Consultants. Rabaty cenowe obniżają wartość marki i powodują wyniszczającą konkurencję między producentami. Jak więc przyciągnąć klientów i utrzymać sprzedaż ? Simon poleca oferowanie różnego rodzaju bonusów, na przykład usługi serwisowe, dofinansowanie zakupu lub pokrycie części kosztów związanych z użytkowaniem produktu. Inną, bardziej opłacalną metodą jest ograniczenie produkcji – pomimo zmniejszenia przychodów, przynosi również zmniejszenie kosztów. Profesor Simon dodaje, że przedsiębiorcy niechętnie stosują tę metodę, gdyż jest gorzej postrzegana przez pracowników i opinię publiczną. Zwraca też uwagę na koniczność dokładniejszej analizy wysokości rabatów i bonusów.

Property Journal 02-03/09

Sztywne ceny pomimo kryzysu ?

Sztywne ceny pomimo kryzysu ?
Podczas dekoniunktury nie warto obniżać cen – twierdzi prof. Hermann Simon, wykładowca zarządzania i marketingu w London Business School, doktor ekonomii i biznesu Uniwersytetu w Bonn, założyciel i prezes firmy doradczej Simon, Kucher & Partners Strategy & Marketing Consultants.

Podczas dekoniunktury nie warto obniżać cen – twierdzi prof. Hermann Simon, wykładowca zarządzania i marketingu w London Business School, doktor ekonomii i biznesu Uniwersytetu w Bonn, założyciel i prezes firmy doradczej Simon, Kucher & Partners Strategy & Marketing Consultants. Rabaty cenowe obniżają wartość marki i powodują wyniszczającą konkurencję między producentami. Jak więc przyciągnąć klientów i utrzymać sprzedaż ? Simon poleca oferowanie różnego rodzaju bonusów, na przykład usługi serwisowe, dofinansowanie zakupu lub pokrycie części kosztów związanych z użytkowaniem produktu. Inną, bardziej opłacalną metodą jest ograniczenie produkcji – pomimo zmniejszenia przychodów, przynosi również zmniejszenie kosztów. Profesor Simon dodaje, że przedsiębiorcy niechętnie stosują tę metodę, gdyż jest gorzej postrzegana przez pracowników i opinię publiczną. Zwraca też uwagę na koniczność dokładniejszej analizy wysokości rabatów i bonusów.

Property Journal 02-03/09

Ovo jednak ze szkła

Ovo jednak ze szkła
OVO to kompleks hotelowo-apartamentowy powstający w samym centrum Wrocławia.

OVO to kompleks hotelowo-apartamentowy powstający w samym centrum Wrocławia. W charakteryzującym się niepowtarzalnym kształtem budynku, znajdzie się między innymi pięciogwiazdkowy hotel zarządzany przez sieć Hilton, około 190 apartamentów usługowych, basen, SPA, Health Club, podziemny parking oraz 3000 m kw. powierzchni komercyjnych. Koszt inwestycji to ponad 300 milionów złotych. Fasada, powstającego pomiędzy Galerią Dominikańską a budynkiem Poczty Głównej kompleksu, pokryta zostanie w przyszłości szklaną kurtyno-ścianą. Pierwotna koncepcja architektoniczna uwzględniała wykorzystanie w tym celu niezwykle plastycznego materiału, jakim jest Corian. Znakomicie podkreśliłby on wygenerowaną komputerowo formę OVO. Do tej pory Corian znalazł podobne zastosowanie m.in. we Francji oraz Wielkiej Brytanii. Niestety w Polsce okazało się to niemożliwe, ponieważ nie spełnił on niezwykle rygorystycznych norm budowlanych.
- Naszym podstawowym celem było zachowanie obłego kształtu OVO, dlatego rozważaliśmy kilka alternatywnych wariantów wykończenia elewacji - powiedział przedstawiciel inwestora Paul Adolph, dyrektor projektu ze spółki Wings Properties - Po analizie uznaliśmy, że największe możliwości daje wykorzystanie szklanej powłoki. Wykonana ze szkła kurtyna, poprzez zastosowanie efektu przezroczystości i półprzezroczystości, pozwoli na uzyskanie niezwykle ciekawych wrażeń wizualnych. Bryła budynku, przypominająca statek kosmiczny, w dalszym ciągu będzie też pozbawiona kantów.

Property Journal 02-03/09

Ovo jednak ze szkła

Ovo jednak ze szkła
OVO to kompleks hotelowo-apartamentowy powstający w samym centrum Wrocławia.

OVO to kompleks hotelowo-apartamentowy powstający w samym centrum Wrocławia. W charakteryzującym się niepowtarzalnym kształtem budynku, znajdzie się między innymi pięciogwiazdkowy hotel zarządzany przez sieć Hilton, około 190 apartamentów usługowych, basen, SPA, Health Club, podziemny parking oraz 3000 m kw. powierzchni komercyjnych. Koszt inwestycji to ponad 300 milionów złotych. Fasada, powstającego pomiędzy Galerią Dominikańską a budynkiem Poczty Głównej kompleksu, pokryta zostanie w przyszłości szklaną kurtyno-ścianą. Pierwotna koncepcja architektoniczna uwzględniała wykorzystanie w tym celu niezwykle plastycznego materiału, jakim jest Corian. Znakomicie podkreśliłby on wygenerowaną komputerowo formę OVO. Do tej pory Corian znalazł podobne zastosowanie m.in. we Francji oraz Wielkiej Brytanii. Niestety w Polsce okazało się to niemożliwe, ponieważ nie spełnił on niezwykle rygorystycznych norm budowlanych.
- Naszym podstawowym celem było zachowanie obłego kształtu OVO, dlatego rozważaliśmy kilka alternatywnych wariantów wykończenia elewacji - powiedział przedstawiciel inwestora Paul Adolph, dyrektor projektu ze spółki Wings Properties - Po analizie uznaliśmy, że największe możliwości daje wykorzystanie szklanej powłoki. Wykonana ze szkła kurtyna, poprzez zastosowanie efektu przezroczystości i półprzezroczystości, pozwoli na uzyskanie niezwykle ciekawych wrażeń wizualnych. Bryła budynku, przypominająca statek kosmiczny, w dalszym ciągu będzie też pozbawiona kantów.

Property Journal 02-03/09

Nowe inwestycje zagraniczne w Polsce

PAIiIZ (Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych) podała, że międzynarodowy bank UniCredit Group utworzy w Szczecinie centrum kompetencji, tzw. back office services, obsługujące Niemcy, Polskę i Austrię.

PAIiIZ (Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych) podała, że międzynarodowy bank UniCredit Group utworzy w Szczecinie centrum kompetencji, tzw. back office services, obsługujące Niemcy, Polskę i Austrię. O wyborze tego miasta zadecydowały: bliskość granicy z Niemcami, dostępność wysoko wykwalifikowanych pracowników ze znajomością języka niemieckiego lub angielskiego, powierzchni biurowych o wysokim standardzie, a także konkurencyjne koszty prowadzenia działalności. Zakładany koszt przedsięwzięcia wyniesie 18,5 mln złotych, nabór pracowników rozpocznie się w marcu 2009 i potrwa do końca 2010, a zatrudnienie znajdzie około 430 pracowników. UniCredit Group jest międzynarodowym bankiem europejskim z siedzibą w Mediolanie, obsługuje ponad 40 mln klientów w 22 krajach Europy i zatrudnia 7 tysięcy pracowników. Do grupy UniCredit należy Bank Pekao S.A. Natomiast w Poznaniu Unilever Polska otworzy Centrum Badawczo-Rozwojowe Płynnych Produktów Żywnościowych. Będzie to jedna z sześciu docelowych europejskich placówek. Do Poznania firma sprowadziła się już w 2008 roku, teraz przenosi się do nowego budynku, gdzie mieścić się będą biura, laboratoria oraz pilotażowa linia produkcyjna. PAIiIZ poinformowała, że obecnie przyjmuje znacznie więcej, niż rok czy dwa lata temu, zgłoszeń firm zainteresowanych podjęciem w Polsce działalności outsourcingowej.

Property Journal 02-03/09

Nowe inwestycje zagraniczne w Polsce

PAIiIZ (Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych) podała, że międzynarodowy bank UniCredit Group utworzy w Szczecinie centrum kompetencji, tzw. back office services, obsługujące Niemcy, Polskę i Austrię.

PAIiIZ (Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych) podała, że międzynarodowy bank UniCredit Group utworzy w Szczecinie centrum kompetencji, tzw. back office services, obsługujące Niemcy, Polskę i Austrię. O wyborze tego miasta zadecydowały: bliskość granicy z Niemcami, dostępność wysoko wykwalifikowanych pracowników ze znajomością języka niemieckiego lub angielskiego, powierzchni biurowych o wysokim standardzie, a także konkurencyjne koszty prowadzenia działalności. Zakładany koszt przedsięwzięcia wyniesie 18,5 mln złotych, nabór pracowników rozpocznie się w marcu 2009 i potrwa do końca 2010, a zatrudnienie znajdzie około 430 pracowników. UniCredit Group jest międzynarodowym bankiem europejskim z siedzibą w Mediolanie, obsługuje ponad 40 mln klientów w 22 krajach Europy i zatrudnia 7 tysięcy pracowników. Do grupy UniCredit należy Bank Pekao S.A. Natomiast w Poznaniu Unilever Polska otworzy Centrum Badawczo-Rozwojowe Płynnych Produktów Żywnościowych. Będzie to jedna z sześciu docelowych europejskich placówek. Do Poznania firma sprowadziła się już w 2008 roku, teraz przenosi się do nowego budynku, gdzie mieścić się będą biura, laboratoria oraz pilotażowa linia produkcyjna. PAIiIZ poinformowała, że obecnie przyjmuje znacznie więcej, niż rok czy dwa lata temu, zgłoszeń firm zainteresowanych podjęciem w Polsce działalności outsourcingowej.

Property Journal 02-03/09

Dobre prognozy dla Polski

Raport Global Economics 2009, opracowany przez analityków banku HSBC, przedstawia prognozy makroekonomiczne dla wszystkich krajów Europy.

Raport Global Economics 2009, opracowany przez analityków banku HSBC, przedstawia prognozy makroekonomiczne dla wszystkich krajów Europy. Polska oceniana jest pozytywnie, jako posiadająca  najbardziej stabilną gospodarkę w rejonie Europy Środkowo-Wschodniej. Dzięki niższym stawkom podatkowym, silnemu popytowi wewnętrznemu oraz napływowi dotacji ze środków unijnych Polska może spodziewać się wzrostu PKB na poziomie 3 procent. Problemem będzie spadek eksportu, ponieważ w 77,5 procentach trafia na rynki krajów Unii Europejskiej. Jednak nie powinno to znacząco dotknąć polskiej gospodarki, ponieważ udział eksportu w strukturze PKB wynosi 33 procent. Dla przykładu w Czechach jest to 66 procent, a na Węgrzech 69 procent. Równie optymistyczne są oceny Komisji Europejskiej. W prognozie ze stycznia, dotyczącej PKB poszczególnych krajów europejskich, Polska znalazła się w czołówce z 2- procentowym wzrostem gospodarczym; lepsze rokowania ma tylko Słowacja ( 2,7 %). Dla innych krajów prognozowane PKB wynosi: Belgia (-1,8%), Czechy (-1,7%), Węgry (–1,6%), Portugalia (–1,6%), Francja (–1,8%), Hiszpania (–2%), Niemcy (–2,3%), Wielka Brytania (–2,8%), Irlandia (– 5%).

Property Journal 02-03/09

Dobre prognozy dla Polski

Raport Global Economics 2009, opracowany przez analityków banku HSBC, przedstawia prognozy makroekonomiczne dla wszystkich krajów Europy.

Raport Global Economics 2009, opracowany przez analityków banku HSBC, przedstawia prognozy makroekonomiczne dla wszystkich krajów Europy. Polska oceniana jest pozytywnie, jako posiadająca  najbardziej stabilną gospodarkę w rejonie Europy Środkowo-Wschodniej. Dzięki niższym stawkom podatkowym, silnemu popytowi wewnętrznemu oraz napływowi dotacji ze środków unijnych Polska może spodziewać się wzrostu PKB na poziomie 3 procent. Problemem będzie spadek eksportu, ponieważ w 77,5 procentach trafia na rynki krajów Unii Europejskiej. Jednak nie powinno to znacząco dotknąć polskiej gospodarki, ponieważ udział eksportu w strukturze PKB wynosi 33 procent. Dla przykładu w Czechach jest to 66 procent, a na Węgrzech 69 procent. Równie optymistyczne są oceny Komisji Europejskiej. W prognozie ze stycznia, dotyczącej PKB poszczególnych krajów europejskich, Polska znalazła się w czołówce z 2- procentowym wzrostem gospodarczym; lepsze rokowania ma tylko Słowacja ( 2,7 %). Dla innych krajów prognozowane PKB wynosi: Belgia (-1,8%), Czechy (-1,7%), Węgry (–1,6%), Portugalia (–1,6%), Francja (–1,8%), Hiszpania (–2%), Niemcy (–2,3%), Wielka Brytania (–2,8%), Irlandia (– 5%).

Property Journal 02-03/09

Bezpośrednie inwestycje zagraniczne w Polsce w 2008

Według szacunkowych danych NBP, w 2008 roku wartość bezpośrednich inwestycji zagranicznych w Polsce osiągnęła poziom 11,150 mld euro wobec 16,649 mld euro w 2007 roku.

Według szacunkowych danych NBP, w 2008 roku wartość bezpośrednich inwestycji zagranicznych w Polsce osiągnęła poziom 11,150 mld euro wobec 16,649 mld euro w 2007 roku. Oznacza to spadek o około 30% , ale PAIiIZ (Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych) podkreśla, że początkowe dane szacunkowe w poprzednich latach również były zaniżone, a rzeczywiste wyniki podawane dopiero w III kwartale roku, okazują się wyższe. Szacunki NBP są mimo wszystko lepsze niż prognozy UNCTAD (Konferencja Narodów Zjednoczonych ds. Handlu i Rozwoju) ze stycznia, wg których wartość BIZ w Polsce wyniosła 16,2 mld dolarów – wobec 16,6 mld wg NBP.

Property Journal 02-03/09

Bezpośrednie inwestycje zagraniczne w Polsce w 2008

Według szacunkowych danych NBP, w 2008 roku wartość bezpośrednich inwestycji zagranicznych w Polsce osiągnęła poziom 11,150 mld euro wobec 16,649 mld euro w 2007 roku.

Według szacunkowych danych NBP, w 2008 roku wartość bezpośrednich inwestycji zagranicznych w Polsce osiągnęła poziom 11,150 mld euro wobec 16,649 mld euro w 2007 roku. Oznacza to spadek o około 30% , ale PAIiIZ (Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych) podkreśla, że początkowe dane szacunkowe w poprzednich latach również były zaniżone, a rzeczywiste wyniki podawane dopiero w III kwartale roku, okazują się wyższe. Szacunki NBP są mimo wszystko lepsze niż prognozy UNCTAD (Konferencja Narodów Zjednoczonych ds. Handlu i Rozwoju) ze stycznia, wg których wartość BIZ w Polsce wyniosła 16,2 mld dolarów – wobec 16,6 mld wg NBP.

Property Journal 02-03/09

Polacy sumienniej spłacają mieszkania niż samochody

Rząd dziś będzie dyskutować o szczegółach planu pomocy w spłacie kredytów hipotecznych. Jak sprawdził Money.pl, wprawdzie suma zagrożonych długów hipotecznych Polaków w ostatnich miesiącach 2008 roku  wzrosła do 1,9 mld złotych, to jednocześnie  tego typu kredyty są najsumienniej spłacane. Stanowią zaledwie 6 proc. zaległości w bankach.

Znamy już pierwsze założenia rządowego programu pomocy dla ofiar kryzysu. Z dopłat będzie można skorzystać do końca 2010 roku. Co miesiąc dostaniemy wówczas z funduszu pracy średnio od 500 do 1200 zł. Na ten cel rząd chce przeznaczyć do 350 mln złotych.

Pomoc trzeba będzie zwrócić, ale będzie za to nieoprocentowana i bez dodatkowych opłat. Rządową pożyczkę trzeba będzie zacząć spłacać po dwóch latach od jej przyznania. Spłata będzie jednak rozłożona na raty - nawet do 10 lat. Żeby móc skorzystać z rządowej pomocy trzeba stracić pracę w wyniku redukcji związanych z kryzysem finansowym i zarejestrować się w urzędzie pracy.

Zadłużenie w bankach rośnie lawinowo, jednak kredyty hipoteczne należą  do najbezpieczniejszych.

62 miliardy 735 milionów złotych - tyle wynoszą niespłacane w terminie należności osób prywatnych i firm na koniec 2008 roku. W IV kwartale 2008 dług powiększył się o 3 miliardy 558 milionów złotych, czyli o 6 proc - wynika z raportu Krajowego Rejestru Długów.

Nadal największe zaległości mamy w bankach - ten dług urósł już z 28,5 miliarda do 31,5 miliarda złotych i przekroczył 50 procent całego naszego niespłacanego zadłużenia. Na kolejnych pozycjach znajdują się zaległości wobec skarbu państwa (20,35 mld zł), gmin (8,70 mld zł) oraz czynsze mieszkaniowe (1,85 mld zł).

W przypadku konsumentów, zadłużenie w IV kwartale 2008 roku urosło z 10,8 mld zł do 12,1 mld zł. Dominują w tej kategorii zagrożone kredyty gotówkowe, ratalne i samochodowe, które wzrosły z 5,2 mld zł do 5,9 mld zł. Zagrożone, czyli niespłacane od co najmniej 4 miesięcy. Rośnie, choć wolniej, także kwota niespłacanych kredytów na kartach kredytowych (wzrost z 625 mln zł do 737 mln zł) oraz w rachunku oszczędnościowo-kredytowym (z 782 mln zł do 807 mln zł).

Na koniec 2008 stan zadłużenia z tytułu kredytów hipotecznych sięgnął około 200 mld zł.

Wzrost zadłużenia Polaków z tytułu kredytu hipotecznego w mln złotych
Lata złotowe walutowe ogółem
2005 15 569,8 20 273,4 35 807,2
2006 28 123,3 49 258,3 77 705,6
2007 52 391,4 64 449,1 116 840,5
2008 59 097,8 134 970,2 194 068

źródło: NBP

Rosnącemu zadłużeniu z tytułu kredytów hipotecznych winny słabnący złoty

Hipoteki większości Polaków ściśle związane są z kursem złotego, a dokładniej jego relacji do franka szwajcarskiego. Według danych NBP 96 procent wszystkich kredytów hipotecznych w walutach, denominowana jest do franka. Na koniec lutego średni kurs szwajcarskiej waluty w NBP sięgał 3,2 zł. Zmiana kursu oznacza, że rata przeciętnego kredytu we frankach na 300 tys. na 30 lat (zaciągniętego po kursie 2 zł za franka) wzrosła z około 1740 zł do ponad 2 tys. zł.

Wprawdzie kwota zagrożonych kredytów hipotecznych, czyli  tych nie spłacanych wzrosła z 1,5 mld zł do 1,9 mld zł. Jednak to, jak wynika  z danych opracowanych przez BIK, kredyty hipoteczne są najmniej zagrożonymi kredytami spośród wszystkich zaciąganych przez Polaków.

Stosunek niespłacanych kredytów i pożyczek do wszystkich długów
w podziale na typy transakcji -  02 2009 rok
typ transakcji ilościowo wartościowo
Kredyt na zakup towarów, usług i papierów wartościowych 9,55 proc. 9,20 proc.
Kredyty niecelowe oraz studencki 8,99 proc. 5,81 proc.
Karta kredytowa 3,23 proc. 5,62 proc.
Kredyt odnawialny 2,70 proc. 5,44 proc.
Limit debetowy w ROR 1,44 proc. 4,86 proc.
Kredyty mieszkaniowe 0,90 proc. 0,35 proc.

źródło: BIK

W lutym tego roku BIK doliczył się blisko 1,3 mln klientów podwyższonego ryzyka, czyli zalegających ze spłatami kredytów lub pożyczek. Średnia wartość długu na osobę  wynosi 6636 złotych.

Polacy na tle innych nacji wcale nie są mocno zadłużeni. W stosunku do PKB nasze długi są nie tylko nieporównywalnie niższe od zadłużenia Amerykanów czy Anglików, ale pożyczamy mniej nawet od naszych południowych sąsiadów - Czechów.


źródło: Bank Światowy

Banki mocniej przykręcają kurek z kredytami hipotecznymi

Jak wynika z danych NBP, 86 proc. banków zaostrzyło kryteria udzielania kredytów. Około 90 proc. banków podniosło marże i zwiększyło wymagany wkład własny. Wiele banków wycofało z oferty kredyty nominowane w walutach obcych.

W związku z tym 70 proc. banków odczuło spadek popytu na kredyty mieszkaniowe, a jedynie 20 proc. banków - wzrost popytu.

Polacy sumienniej spłacają mieszkania niż samochody
money.pl/2009-03-03 06:20:26

Https://wgn.pl - aktualne oferty

Oceń nasz serwis

średnia ocen: 4,3

Ten serwis korzysta z mechanizmów cookies (ciasteczka)

| Polityka Cookies