Ze świata nieruchomości - strona 127

BPH kupił od Pekao nieruchomość za 138,2 mln zł

Bank BPH podpisał z Bankiem Pekao SA umowę w sprawie zakupu za 138,2 mln zł nieruchomości w Warszawie, która ma być wykorzystywana jako warszawska centrala banku.
BPH kupił budynek zlokalizowany przy ulicy Towarowej w Warszawie. Po podziale Bank BPH wynajmował część tego budynku od Pekao i używał jako warszawską centralę.
interia.pl Piątek, 6 lutego (17:14)

Każdy chce być właścicielem

Poprawa sytuacji na rynku mieszkaniowym uzależniona jest przed wszystkim od zachowań sektora bankowego. Kredyty hipoteczne gwarantują wielu osobom dostęp do pieniędzy i tym samym umożliwiają zakup mieszkania. W Polsce wynajem mieszkania bardzo często traktowany jest jako forma zastępcza, tymczasowa.

Zdecydowana większość osób dąży do uzyskania prawa własności do lokalu (mowa tu o osobach, które rozpoczęły już samodzielne życie i których sytuacja finansowa pozwala na taki krok). Przywiązanie do własności sprawia, że zainteresowanie zakupem mieszkania w Polsce jest bardzo duże. Realizacja zamierzeń związanych z zakupem mieszkania zależeć będzie od podaży mieszkań oraz dostępności kredytów.

Z przeprowadzonej wśród 30 banków ankiety NBP wynika, że w ostatnim kwartale 2008 roku ponad 86 proc. banków zaostrzyło kryteria udzielania kredytów. 90 proc. banków podniosło marże i ograniczyło maksymalny poziom LTV. Banki wymagały też wyższego poziomu zabezpieczenia aniżeli w III kwartale 2008 roku. Zdecydowana większość banków (70 proc.) odczuła spadek popytu na kredyty mieszkaniowe, natomiast 20 proc. banków zaobserwowało wzrost popytu. Ostatni kwartał 2008 roku rzeczywiście przyniósł duże zmiany w polityce kredytowej, a przede wszystkim niepewność co do dalszej sytuacji na światowym rynku.

Ciężko obecnie przewidzieć, jaka będzie koniunktura na polskim rynku, a to sprawia, że trudno odzyskać podmiotom wzajemne zaufanie. Okazuje się, że tym razem rynkowi nie pomagają nawet decyzje Rady Polityki Pieniężnej.

27 listopada stopa referencyjna wynosiła 5,75 proc., dziś w związku z ostatnią obniżką, która miała miejsce 28 stycznia stopa ta wynosi 4,25 proc. Tak więc w ciągu ponad dwóch miesięcy główna stopa procentowa obniżyła się o 175 punktów bazowych. Z opóźnieniem zmniejsza się też najważniejszy wskaźnik kosztu pieniądza na rynku międzybankowym (WIBOR). Okazuje się jednak, że obniżki wcale nie oznaczają tańszego kredytu. Nowi kredytobiorcy, o ile spełnią wymagania banków, muszą się liczyć z wyższymi marżami. Tak więc na tańsze kredyty trzeba będzie jeszcze poczekać. Same banki przyznają, że w I kwartale 2009 roku spodziewają się dalszego, choć już słabszego, zaostrzenia polityki kredytowej. To pogłębi spadek popytu na nie i w konsekwencji negatywnie wpłynie na rynek mieszkaniowy. Obniżka stóp może więc cieszyć tych, którzy już zaciągnęli kredyty w złotych. Dla nich koszt obsługi kredytu rzeczywiście się zmniejszył.

Małgorzata Kędzierska

Analityk rynku nieruchomości Wynajem.pl

Sobota, 7 lutego (06:00)

interia.p-l

Każdy chce być właścicielem

Poprawa sytuacji na rynku mieszkaniowym uzależniona jest przed wszystkim od zachowań sektora bankowego. Kredyty hipoteczne gwarantują wielu osobom dostęp do pieniędzy i tym samym umożliwiają zakup mieszkania. W Polsce wynajem mieszkania bardzo często traktowany jest jako forma zastępcza, tymczasowa.

Zdecydowana większość osób dąży do uzyskania prawa własności do lokalu (mowa tu o osobach, które rozpoczęły już samodzielne życie i których sytuacja finansowa pozwala na taki krok). Przywiązanie do własności sprawia, że zainteresowanie zakupem mieszkania w Polsce jest bardzo duże. Realizacja zamierzeń związanych z zakupem mieszkania zależeć będzie od podaży mieszkań oraz dostępności kredytów.

Z przeprowadzonej wśród 30 banków ankiety NBP wynika, że w ostatnim kwartale 2008 roku ponad 86 proc. banków zaostrzyło kryteria udzielania kredytów. 90 proc. banków podniosło marże i ograniczyło maksymalny poziom LTV. Banki wymagały też wyższego poziomu zabezpieczenia aniżeli w III kwartale 2008 roku. Zdecydowana większość banków (70 proc.) odczuła spadek popytu na kredyty mieszkaniowe, natomiast 20 proc. banków zaobserwowało wzrost popytu. Ostatni kwartał 2008 roku rzeczywiście przyniósł duże zmiany w polityce kredytowej, a przede wszystkim niepewność co do dalszej sytuacji na światowym rynku.

Ciężko obecnie przewidzieć, jaka będzie koniunktura na polskim rynku, a to sprawia, że trudno odzyskać podmiotom wzajemne zaufanie. Okazuje się, że tym razem rynkowi nie pomagają nawet decyzje Rady Polityki Pieniężnej.

27 listopada stopa referencyjna wynosiła 5,75 proc., dziś w związku z ostatnią obniżką, która miała miejsce 28 stycznia stopa ta wynosi 4,25 proc. Tak więc w ciągu ponad dwóch miesięcy główna stopa procentowa obniżyła się o 175 punktów bazowych. Z opóźnieniem zmniejsza się też najważniejszy wskaźnik kosztu pieniądza na rynku międzybankowym (WIBOR). Okazuje się jednak, że obniżki wcale nie oznaczają tańszego kredytu. Nowi kredytobiorcy, o ile spełnią wymagania banków, muszą się liczyć z wyższymi marżami. Tak więc na tańsze kredyty trzeba będzie jeszcze poczekać. Same banki przyznają, że w I kwartale 2009 roku spodziewają się dalszego, choć już słabszego, zaostrzenia polityki kredytowej. To pogłębi spadek popytu na nie i w konsekwencji negatywnie wpłynie na rynek mieszkaniowy. Obniżka stóp może więc cieszyć tych, którzy już zaciągnęli kredyty w złotych. Dla nich koszt obsługi kredytu rzeczywiście się zmniejszył.

Małgorzata Kędzierska

Analityk rynku nieruchomości Wynajem.pl

Sobota, 7 lutego (06:00)

interia.p-l

W kryzysie nadzieja dla infrastruktury

Jednym z największych mankamentów naszego kraju jako miejsca dla inwestorów jest słaba infrastruktura. Ale to może ulec zmianie... dzięki kryzysowi. Pod jednym warunkiem - że uda się inwestycjom zapewnić finansowanie.

Ostanio o polskiej infrastrukturze napisano już setki artykułów, toczyły się dyskusje i organizowano panele. Nic dziwnego, mało jest krajów w UE o tak fatalnych drogach, zaniedbanej sieci kolejowej, gazowej sieci pełnej wielkich białych plam czy niewydolnej, od dziesięcioleci nie modernizowanej, awaryjnej energetycznej sieci przesyłowej. A przecież nie możemy wszystkich niedostatków w tej dziedzinie przypisać zapóźnieniom zawinionym przez komunizm czy trudnym warunkom geograficznym.

W końcu mamy kraj w większości równinny, a wolny rynek od prawie 20 lat.

Od lat o poprawę sytuacji walczy Towarzystwo Rozwoju Infrastruktury ProLinea skupiające podmioty, które chcą inicjować działania na rzecz rozwoju inwestycji infrastrukturalnych w Polsce. Jednak przeszkadza złe prawo, niechęć, lęki i opór mieszkańców, a czasem po prostu brak pieniędzy.

Paradoksalnie szansę na poprawę stanu infrastruktury może teraz stworzyć kryzys finansowy i gospodarczy. Jeszcze do niedawna ceny towarów i usług sięgały zenitu.

Podczas gdy kilka lat temu kilometr autostrady budowano za dwa miliony euro, to teraz firmy budowlane żądały wielokrotność tej liczby. Podobnie było z materiałami - tona asfaltu czy cementu zdrożała w ciągu kilku lat kilkakrotnie.

Dużo dotkliwszy był brak fachowców.

Ci najlepsi wyjechali za granicę, pozostali szukali lepiej płatnej pracy. Nic więc dziwnego, że rządy poważnie zastanawiały się, skąd wziąć ludzi do pracy. Wydawało się, że nasze drogi będą budowali Chińczycy lub Wietnamczycy.

Tymczasem teraz sytuacja uległa całkowitemu odwróceniu.

W kryzysie nadzieja?

Po pierwsze ze względu na kryzys finansowy i związany z tym utrudniony dostęp do kredytu mało kogo stać duże inwestycje infrastrukturalne. Mniejszy popyt na towary spowodował spadek ich cen. Stal zbrojeniowa, cement czy beton dawno nie były już tak tanie. Kryzys spowodował pojawienie się na rynku większej liczby specjalistów, zwłaszcza że jedną z pierwszych branż, jaką dosięgnęły problemy, jest budowlanka mieszkaniowa. Developerzy wstrzymują rozpoczęcie nowych budów, wykańczane są już tylko te, których pozostawienie naraziłoby na zniszczenia.

Zdaniem prof. Michała Kuleszy, jednego ze współautorów reformy samorządowej rządu Jerzego Buzka, taką sytuację na rynku pracy mogą wykorzystać samorządy, które niejako przy okazji mogą rozwiązać dwa problemy.

- Nie tylko mogą, ale i powinny. Na przykład kwestie inwestycji - należy rozpocząć takie, które będą dawały nowe miejsca pracy, np. drogi, infrastruktura. Dzięki nim samorządy nie tylko stworzą miejsca pracy, ale i polepszą życie mieszkańców. Co ważne, zyski będzie można zbierać natychmiast, gdy tylko poprawi się koniunktura - uważa prof. Kulesza. (Szerzej o roli samorządu jako inwestora w tekście "Inwestor z urzędu" - s. 58).

Jednak czy kryzys uda się wykorzystać na unowocześnienie infrastruktury? Niestety, możliwe jest, że kasy miast, pozbawione wpływów z kurczącej się gospodarki, będą świeciły pustkami. Pozostaje więc udanie się "po prośbie" do banków.

- We wszystkich branżach widać problem z pieniędzmi na inwestycje. Otrzymają je te firmy, których projekty inwestycyjne będą najwyżej ocenione - uważa Krzysztof Rozen, szef zespołu ds. energii i zasobów naturalnych w firmie doradczej KPMG.

- Po pierwsze na rynku jest mało pieniędzy, banki "oglądają" więc każdą złotówkę.

To także oznacza, że rywalizacja wśród firm, które chcą wziąć pożyczkę, jest także bardzo duża. Kredyty otrzymują inwestycje o najwyższej i szybkiej stopie zwrotu, a w przypadku infrastrukturalnych regułą nie jest błyskawiczny zwrot - podkreśla nasz rozmówca.

Jakie więc warunki musi spełnić firma, która ubiega się o pożyczkę? Kluczowe warunki to ustabilizowana pozycja kredytobiorcy oraz świetnie udokumentowany i przygotowany projekt. Zwłaszcza to ostatnie kryterium ma większe niż do niedawna znaczenie. To klient musi przygotować projekt i praktycznie udowodnić, że rzeczywiście jest on opłacalny.

Kłody pod druty

Mimo że inwestycje infrastrukturalne są kluczowe dla rozwoju kraju, to pod nogi chcących je realizować rzucane są kłody.

Największy problem związany jest z aspektami prawnymi inwestycji.

- Obowiązujące regulacje prawne, w odniesieniu do prowadzonej przez Gaz- System działalności, poprzez nadmierne ich zróżnicowanie i zawiłość utrudniają zarówno funkcjonowanie, jak i przyszłe planowanie inwestycji - przyznaje prezes potentata Igor Wasilewski.

Jako przykład może służyć dostęp do już eksploatowanych gazociągów.

- Problemy te wynikają często z niewłaściwie uregulowanego stanu prawnego, jako spuścizny po minionych epokach, i związanego z tym utrudnionego dostępu do urządzeń gazowych. Rozwiązanie tego problemu w znacznym zakresie możliwe byłoby przez dostosowanie zmian w Kodeksie Cywilnym - służebności przesyłu (która weszła w życie 1 sierpnia 2008 r.) - z przepisami Ustawy o gospodarce nieruchomościami, która też wymaga dostosowania do obecnych realiów gospodarczych i technicznych - wyjaśnia prezes Wasilewski.

Ale to przecież nie problem operatora.

- Istotną dla naszej spółki sprawą są także opłaty za usytuowanie naszej infrastruktury na terenach należących do państwa, wynikające m.in. z Ustawy o ochronie gruntów rolnych i leśnych, Ustawy o lasach lub ustawy Prawo wodne - dodaje nasz rozmówca.

Wszystkich zainteresowanych chcących inwestować w infrastrukturę denerwują także przepisy Ustawy o zagospodarowaniu i planowaniu przestrzennym, które komplikują procedury planowania, lokalizowania oraz uzgadniania projektowanych inwestycji liniowych. Realizacja inwestycji trwa długo, ponieważ ustawa Prawo zamówień publicznych dopuszcza możliwość wielokrotnego odwoływania się od decyzji oraz ich zaskarżania, przez co wstrzymywany jest wybór wykonawców.

- Z naszego punktu widzenia niezbędne do właściwego rozwoju infrastruktury jest usprawnienie i uproszczenie procesu budowlanego inwestycji liniowych, takich jak gazociągi, co wiąże się z koniecznością wprowadzenia zmian w ustawie Prawo budowlane - wyjaśnia prezes Wasilewski.

Dariusz Malinowski Sobota, 7 lutego (06:00)

W kryzysie nadzieja dla infrastruktury

Jednym z największych mankamentów naszego kraju jako miejsca dla inwestorów jest słaba infrastruktura. Ale to może ulec zmianie... dzięki kryzysowi. Pod jednym warunkiem - że uda się inwestycjom zapewnić finansowanie.

Ostanio o polskiej infrastrukturze napisano już setki artykułów, toczyły się dyskusje i organizowano panele. Nic dziwnego, mało jest krajów w UE o tak fatalnych drogach, zaniedbanej sieci kolejowej, gazowej sieci pełnej wielkich białych plam czy niewydolnej, od dziesięcioleci nie modernizowanej, awaryjnej energetycznej sieci przesyłowej. A przecież nie możemy wszystkich niedostatków w tej dziedzinie przypisać zapóźnieniom zawinionym przez komunizm czy trudnym warunkom geograficznym.

W końcu mamy kraj w większości równinny, a wolny rynek od prawie 20 lat.

Od lat o poprawę sytuacji walczy Towarzystwo Rozwoju Infrastruktury ProLinea skupiające podmioty, które chcą inicjować działania na rzecz rozwoju inwestycji infrastrukturalnych w Polsce. Jednak przeszkadza złe prawo, niechęć, lęki i opór mieszkańców, a czasem po prostu brak pieniędzy.

Paradoksalnie szansę na poprawę stanu infrastruktury może teraz stworzyć kryzys finansowy i gospodarczy. Jeszcze do niedawna ceny towarów i usług sięgały zenitu.

Podczas gdy kilka lat temu kilometr autostrady budowano za dwa miliony euro, to teraz firmy budowlane żądały wielokrotność tej liczby. Podobnie było z materiałami - tona asfaltu czy cementu zdrożała w ciągu kilku lat kilkakrotnie.

Dużo dotkliwszy był brak fachowców.

Ci najlepsi wyjechali za granicę, pozostali szukali lepiej płatnej pracy. Nic więc dziwnego, że rządy poważnie zastanawiały się, skąd wziąć ludzi do pracy. Wydawało się, że nasze drogi będą budowali Chińczycy lub Wietnamczycy.

Tymczasem teraz sytuacja uległa całkowitemu odwróceniu.

W kryzysie nadzieja?

Po pierwsze ze względu na kryzys finansowy i związany z tym utrudniony dostęp do kredytu mało kogo stać duże inwestycje infrastrukturalne. Mniejszy popyt na towary spowodował spadek ich cen. Stal zbrojeniowa, cement czy beton dawno nie były już tak tanie. Kryzys spowodował pojawienie się na rynku większej liczby specjalistów, zwłaszcza że jedną z pierwszych branż, jaką dosięgnęły problemy, jest budowlanka mieszkaniowa. Developerzy wstrzymują rozpoczęcie nowych budów, wykańczane są już tylko te, których pozostawienie naraziłoby na zniszczenia.

Zdaniem prof. Michała Kuleszy, jednego ze współautorów reformy samorządowej rządu Jerzego Buzka, taką sytuację na rynku pracy mogą wykorzystać samorządy, które niejako przy okazji mogą rozwiązać dwa problemy.

- Nie tylko mogą, ale i powinny. Na przykład kwestie inwestycji - należy rozpocząć takie, które będą dawały nowe miejsca pracy, np. drogi, infrastruktura. Dzięki nim samorządy nie tylko stworzą miejsca pracy, ale i polepszą życie mieszkańców. Co ważne, zyski będzie można zbierać natychmiast, gdy tylko poprawi się koniunktura - uważa prof. Kulesza. (Szerzej o roli samorządu jako inwestora w tekście "Inwestor z urzędu" - s. 58).

Jednak czy kryzys uda się wykorzystać na unowocześnienie infrastruktury? Niestety, możliwe jest, że kasy miast, pozbawione wpływów z kurczącej się gospodarki, będą świeciły pustkami. Pozostaje więc udanie się "po prośbie" do banków.

- We wszystkich branżach widać problem z pieniędzmi na inwestycje. Otrzymają je te firmy, których projekty inwestycyjne będą najwyżej ocenione - uważa Krzysztof Rozen, szef zespołu ds. energii i zasobów naturalnych w firmie doradczej KPMG.

- Po pierwsze na rynku jest mało pieniędzy, banki "oglądają" więc każdą złotówkę.

To także oznacza, że rywalizacja wśród firm, które chcą wziąć pożyczkę, jest także bardzo duża. Kredyty otrzymują inwestycje o najwyższej i szybkiej stopie zwrotu, a w przypadku infrastrukturalnych regułą nie jest błyskawiczny zwrot - podkreśla nasz rozmówca.

Jakie więc warunki musi spełnić firma, która ubiega się o pożyczkę? Kluczowe warunki to ustabilizowana pozycja kredytobiorcy oraz świetnie udokumentowany i przygotowany projekt. Zwłaszcza to ostatnie kryterium ma większe niż do niedawna znaczenie. To klient musi przygotować projekt i praktycznie udowodnić, że rzeczywiście jest on opłacalny.

Kłody pod druty

Mimo że inwestycje infrastrukturalne są kluczowe dla rozwoju kraju, to pod nogi chcących je realizować rzucane są kłody.

Największy problem związany jest z aspektami prawnymi inwestycji.

- Obowiązujące regulacje prawne, w odniesieniu do prowadzonej przez Gaz- System działalności, poprzez nadmierne ich zróżnicowanie i zawiłość utrudniają zarówno funkcjonowanie, jak i przyszłe planowanie inwestycji - przyznaje prezes potentata Igor Wasilewski.

Jako przykład może służyć dostęp do już eksploatowanych gazociągów.

- Problemy te wynikają często z niewłaściwie uregulowanego stanu prawnego, jako spuścizny po minionych epokach, i związanego z tym utrudnionego dostępu do urządzeń gazowych. Rozwiązanie tego problemu w znacznym zakresie możliwe byłoby przez dostosowanie zmian w Kodeksie Cywilnym - służebności przesyłu (która weszła w życie 1 sierpnia 2008 r.) - z przepisami Ustawy o gospodarce nieruchomościami, która też wymaga dostosowania do obecnych realiów gospodarczych i technicznych - wyjaśnia prezes Wasilewski.

Ale to przecież nie problem operatora.

- Istotną dla naszej spółki sprawą są także opłaty za usytuowanie naszej infrastruktury na terenach należących do państwa, wynikające m.in. z Ustawy o ochronie gruntów rolnych i leśnych, Ustawy o lasach lub ustawy Prawo wodne - dodaje nasz rozmówca.

Wszystkich zainteresowanych chcących inwestować w infrastrukturę denerwują także przepisy Ustawy o zagospodarowaniu i planowaniu przestrzennym, które komplikują procedury planowania, lokalizowania oraz uzgadniania projektowanych inwestycji liniowych. Realizacja inwestycji trwa długo, ponieważ ustawa Prawo zamówień publicznych dopuszcza możliwość wielokrotnego odwoływania się od decyzji oraz ich zaskarżania, przez co wstrzymywany jest wybór wykonawców.

- Z naszego punktu widzenia niezbędne do właściwego rozwoju infrastruktury jest usprawnienie i uproszczenie procesu budowlanego inwestycji liniowych, takich jak gazociągi, co wiąże się z koniecznością wprowadzenia zmian w ustawie Prawo budowlane - wyjaśnia prezes Wasilewski.

Dariusz Malinowski Sobota, 7 lutego (06:00)

Przyjmiemy euro po 4,5 złotego?

Rząd chce szybko rozpocząć rozmowy na temat sztywnego powiązania złotego i euro - wynika z wczorajszych zapowiedzi premiera Donalda Tuska. "Negocjacje z Europejskim Bankiem Centralnym o włączeniu naszej waluty do systemu rozpoczną się jeszcze w tym miesiącu" - twierdzi na łamach "Dziennika" pełnomocnik rządu do spraw euro.

Jego zdaniem rozmowy na temat wejścia polskiej waluty do węża ERM2 powinny się zakończyć już na przełomie maja i czerwca. To zmusza rząd do szybkiego działania.

Kluczowym czynnikiem będzie kurs, po jakim złoty będzie przeliczany na euro. To właśnie on zadecyduje na wiele lat, na co będzie nas stać we wspólnej Europie.

Czy euro będzie na stałe warte tyle, co obecnie - 4,5 złotego? Kotecki przyznaje, że "z punktu widzenia gospodarki obecny kurs jest korzystny". Według niego, wejście w obecnych warunkach do ERM2 zniechęciło by do ataków spekulacyjnych na naszą walutę.

Przeciwna tak szybkiemu wprowadzeniu w Polsce wspólnej waluty jest opozycja. Podobnego zdania są doradcy ekonomiczni prezydenta. Ich zdaniem powinniśmy przyjąć euro dopiero w 2015-2020 roku.

Więcej w dzisiejszym "Dzienniku"

źródło informacji: INTERIA.PL/Dziennik

Przyjmiemy euro po 4,5 złotego?

Rząd chce szybko rozpocząć rozmowy na temat sztywnego powiązania złotego i euro - wynika z wczorajszych zapowiedzi premiera Donalda Tuska. "Negocjacje z Europejskim Bankiem Centralnym o włączeniu naszej waluty do systemu rozpoczną się jeszcze w tym miesiącu" - twierdzi na łamach "Dziennika" pełnomocnik rządu do spraw euro.

Jego zdaniem rozmowy na temat wejścia polskiej waluty do węża ERM2 powinny się zakończyć już na przełomie maja i czerwca. To zmusza rząd do szybkiego działania.

Kluczowym czynnikiem będzie kurs, po jakim złoty będzie przeliczany na euro. To właśnie on zadecyduje na wiele lat, na co będzie nas stać we wspólnej Europie.

Czy euro będzie na stałe warte tyle, co obecnie - 4,5 złotego? Kotecki przyznaje, że "z punktu widzenia gospodarki obecny kurs jest korzystny". Według niego, wejście w obecnych warunkach do ERM2 zniechęciło by do ataków spekulacyjnych na naszą walutę.

Przeciwna tak szybkiemu wprowadzeniu w Polsce wspólnej waluty jest opozycja. Podobnego zdania są doradcy ekonomiczni prezydenta. Ich zdaniem powinniśmy przyjąć euro dopiero w 2015-2020 roku.

Więcej w dzisiejszym "Dzienniku"

źródło informacji: INTERIA.PL/Dziennik

Koniec wojny depozytowej. Oprocentowanie lokat ostro w dół

Lider polskiego rynku depozytowego ostro tnie oprocentowanie – czytamy w „Rzeczpospolitej”
Od poniedziałku trzymiesięczna lokata oszczędnościowa w PKO BP będzie oprocentowana już tylko na 6%. Jednak jak zauważa gazeta, to nie koniec nowości. Bank wprowadza także nowe lokaty – sześciomiesięczną i roczną. Ta pierwsza przy zmiennej stopie będzie oprocentowana na 6,25%, zaś przy stałej już tylko na 5,5%. Lokata roczna będzie mieć jeszcze niższe oprocentowanie – 5% w skali roku.

Gazeta informuje, że inne banki też rezygnują z wysokich procentów na lokatach. Jak podkreślają bankowcy, jest to elastyczna reakcja na to, co się dzieje na rynku.

Więcej w „Rzeczpospolitej”.
(Rzeczpospolita, tm/07.02.2009, godz. 09:22)

Koniec wojny depozytowej. Oprocentowanie lokat ostro w dół

Lider polskiego rynku depozytowego ostro tnie oprocentowanie – czytamy w „Rzeczpospolitej”
Od poniedziałku trzymiesięczna lokata oszczędnościowa w PKO BP będzie oprocentowana już tylko na 6%. Jednak jak zauważa gazeta, to nie koniec nowości. Bank wprowadza także nowe lokaty – sześciomiesięczną i roczną. Ta pierwsza przy zmiennej stopie będzie oprocentowana na 6,25%, zaś przy stałej już tylko na 5,5%. Lokata roczna będzie mieć jeszcze niższe oprocentowanie – 5% w skali roku.

Gazeta informuje, że inne banki też rezygnują z wysokich procentów na lokatach. Jak podkreślają bankowcy, jest to elastyczna reakcja na to, co się dzieje na rynku.

Więcej w „Rzeczpospolitej”.
(Rzeczpospolita, tm/07.02.2009, godz. 09:22)

Cudaczna polityka gospodarcza

Możemy mieć prostą receptę na cud gospodarczy. Przyspieszenie wydatków środków z UE na 100 mld zł zwróci się w postaci 40 mld podatków i składek. Zyskamy też 50 mld zwrotu z UE i wygenerujemy ok. 50 mld inwestycji prywatnych. Niestety, zamiast ogłaszać taki program, informujemy, że obetniemy 17 mld zł wydatków budżetowych.
Prezes Europejskiego Banku Centralnego 29 stycznia ogłosił, że "nie ma ryzyka rozpadu Europejskiej Unii Monetarnej", a nawet stwierdził: "myślę, że jest to kompletnie niemożliwe". Dodał, że "jesteśmy w sytuacji, gdzie wszystkie instytucje, wszystkie jednostki powinny być odpowiedzialne". Stwierdzenia potwierdzają powszechne zaniepokojenie o los euro w niedalekiej przyszłości.

Powyższe pytania nie są już odosobnionymi i nawet na łamach tak proeuropejsko nastawionego "Financial Times'a" toczy się debata, dotycząca tego, czy wskutek problemów gospodarczych, które przeżywa Europa, Unia Monetarna zostanie utrzymana w krajach Europy Południowej i Irlandii. Polityka monetarna EBC nie jest dopasowana do potrzeb tych krajów, a problemy ich systemów bankowych są najwyraźniej ukrywane, co wzbudza jeszcze większe obawy. Dlatego jako wyjątkowo kontrowersyjną należy uważać propozycję, by w tym okresie wejść do strefy euro i współuczestniczyć w problemach, które przeżywają Irlandia, Grecja, Włochy, Hiszpania i Portugalia. To są działania przeciwne i całkiem odmienne od tych, które mogłyby być rekomendowane.
Po co te obniżki?

Podobnie kompletnie ignorowane jest stanowisko noblisty z 2001 r. Michaela Spence’a, który uważa, że obniżka podatku to nie najlepsze rozwiązanie na czas kryzysu. Według niego oszczędności, które będą robili obywatele, nie muszą oznaczać zwiększonych wydatków, które napędzą koniunkturę, dlatego też nie są do końca narzędziem efektywnym. My w Polsce w tym samym czasie obniżamy znacząco, bo o prawie o 8 mld zł podatki i to, co najdziwniejsze, właśnie tym najbogatszym. Powodujemy więc tym większe zagrożenie, bo środki te nie zostaną przeznaczone na wsparcie konsumpcji, będą zaś służyły obniżce zadłużenia i co najwyżej zostaną zaoszczędzane po to, by w przyszłości kupić taniejące aktywa finansowe. Jednoczesne oczekiwanie wyrzeczeń ze strony uboższych obywateli, jak i redukowanie ich uprawnień, to działania, które fundują nam konflikty społeczne na masową skalę.

Zbędne dyskusje

„BusinessWeek” z 12 stycznia pisze, że państwa, które posiadają inwestorów strategicznych w swoich kluczowych przedsiębiorstwach i które nie wykonują presji politycznej na nich, doprowadzą do tego, że światowe koncerny właśnie w tych krajach doprowadzą do zamykania zakładów i zwolnień na masową skalę. Wprawdzie przykłady dotyczą południa Europy – Hiszpanii, Portugalii i Włoch – niemniej w tym samym okresie, jak twierdzi „Financial Times”, najefektywniejsze zakłady samochodowe to te, które są zlokalizowane w Polsce. Także właśnie w Polsce płace w tych przedsiębiorstwach są najtańsze. Właśnie brak presji politycznej i brak moralnej perswazji będzie powodował ograniczanie produkcji. Tymczasem zamiast wywierać presję, by te zakłady zgodnie z zasadami rynkowymi przetrwały, w naszym kraju toczy się debatę na temat tego, czy kryzys gospodarczy dotyka Polskę, czy też nie.
wp.pl/ Gazeta Finansowa | 05.02.2009 | 18:08

Cudaczna polityka gospodarcza

Możemy mieć prostą receptę na cud gospodarczy. Przyspieszenie wydatków środków z UE na 100 mld zł zwróci się w postaci 40 mld podatków i składek. Zyskamy też 50 mld zwrotu z UE i wygenerujemy ok. 50 mld inwestycji prywatnych. Niestety, zamiast ogłaszać taki program, informujemy, że obetniemy 17 mld zł wydatków budżetowych.
Prezes Europejskiego Banku Centralnego 29 stycznia ogłosił, że "nie ma ryzyka rozpadu Europejskiej Unii Monetarnej", a nawet stwierdził: "myślę, że jest to kompletnie niemożliwe". Dodał, że "jesteśmy w sytuacji, gdzie wszystkie instytucje, wszystkie jednostki powinny być odpowiedzialne". Stwierdzenia potwierdzają powszechne zaniepokojenie o los euro w niedalekiej przyszłości.

Powyższe pytania nie są już odosobnionymi i nawet na łamach tak proeuropejsko nastawionego "Financial Times'a" toczy się debata, dotycząca tego, czy wskutek problemów gospodarczych, które przeżywa Europa, Unia Monetarna zostanie utrzymana w krajach Europy Południowej i Irlandii. Polityka monetarna EBC nie jest dopasowana do potrzeb tych krajów, a problemy ich systemów bankowych są najwyraźniej ukrywane, co wzbudza jeszcze większe obawy. Dlatego jako wyjątkowo kontrowersyjną należy uważać propozycję, by w tym okresie wejść do strefy euro i współuczestniczyć w problemach, które przeżywają Irlandia, Grecja, Włochy, Hiszpania i Portugalia. To są działania przeciwne i całkiem odmienne od tych, które mogłyby być rekomendowane.
Po co te obniżki?

Podobnie kompletnie ignorowane jest stanowisko noblisty z 2001 r. Michaela Spence’a, który uważa, że obniżka podatku to nie najlepsze rozwiązanie na czas kryzysu. Według niego oszczędności, które będą robili obywatele, nie muszą oznaczać zwiększonych wydatków, które napędzą koniunkturę, dlatego też nie są do końca narzędziem efektywnym. My w Polsce w tym samym czasie obniżamy znacząco, bo o prawie o 8 mld zł podatki i to, co najdziwniejsze, właśnie tym najbogatszym. Powodujemy więc tym większe zagrożenie, bo środki te nie zostaną przeznaczone na wsparcie konsumpcji, będą zaś służyły obniżce zadłużenia i co najwyżej zostaną zaoszczędzane po to, by w przyszłości kupić taniejące aktywa finansowe. Jednoczesne oczekiwanie wyrzeczeń ze strony uboższych obywateli, jak i redukowanie ich uprawnień, to działania, które fundują nam konflikty społeczne na masową skalę.

Zbędne dyskusje

„BusinessWeek” z 12 stycznia pisze, że państwa, które posiadają inwestorów strategicznych w swoich kluczowych przedsiębiorstwach i które nie wykonują presji politycznej na nich, doprowadzą do tego, że światowe koncerny właśnie w tych krajach doprowadzą do zamykania zakładów i zwolnień na masową skalę. Wprawdzie przykłady dotyczą południa Europy – Hiszpanii, Portugalii i Włoch – niemniej w tym samym okresie, jak twierdzi „Financial Times”, najefektywniejsze zakłady samochodowe to te, które są zlokalizowane w Polsce. Także właśnie w Polsce płace w tych przedsiębiorstwach są najtańsze. Właśnie brak presji politycznej i brak moralnej perswazji będzie powodował ograniczanie produkcji. Tymczasem zamiast wywierać presję, by te zakłady zgodnie z zasadami rynkowymi przetrwały, w naszym kraju toczy się debatę na temat tego, czy kryzys gospodarczy dotyka Polskę, czy też nie.
wp.pl/ Gazeta Finansowa | 05.02.2009 | 18:08

Słaba złotówka uderzy we wszystkich

Gwałtowne osłabienie kursu złotego, jakie obserwujemy na przestrzeni ostatnich 10 dni oznacza kłopoty nie tylko dla osób, które zaciągnęły kredyt w walutach obcych, głównie we franku i euro. Deprecjacja waluty, czyli obniżenie jej wartości, niestety uderzy w nas wszystkich.
Opinie, że na słabym złotym zyskuje eksport są jedynie połowiczną prawdą. Istotnie przy wyższym kursie euro firmy handlujące z eurolandem mogą więcej zarobić. Jednak jest jeden bardzo ważny warunek, euroland musi chcieć kupować nasze produkty. Tymczasem w tym momencie, takiej chęci nie ma.

Niemieccy i francuscy konsumenci zwracają się, co całkiem normalne, ku własnym produktom, aby w ten sposób zapewnić produkcję, a tym samym miejsca pracy. Zatem zyski z eksportu będą dużo niższe, niż wynika to z osłabienia złotówki w sytuacji prosperity gospodarczej jaką obserwowaliśmy jeszcze rok temu.

Nie tylko drogie euro czy frank drenuje nasze portfele. Drogi, czyli mocny dolar oznacza wyższe ceny za surowce energetyczne, w tym ropę i gaz. To też należy brać pod uwagę. Według materiałów ministerstwa gospodarki filarem polskiego rynku nadal jest popyt wewnętrzny. Tłumacząc termin popyt wewnętrzny, można powiedzieć, że jest to chęć kupowania produktów wytwarzanych przez rodzimy przemysł. To głównie dzięki temu nasza gospodarka nadal się rozwija. Tymczasem słaba złotówka, głównie wobec dolara, błyskawicznie wpłynęła na cenę litera paliwa.
Dziś za benzynę E-95 musimy już zapłacić 3,80 zł/l, natomiast za E-98, będącą poniekąd luksusem już 3,99 zł/l. Olej napędowy również zdrożał z 3,35zł/l, 4 stycznia, do 3,79 - 5 lutego. Nie trzeba być prorokiem, aby przewidzieć, że w krótkiej perspektywie czekają nas liczne podwyżki, które nałożą się na obowiązujące już wyższe taryfy energii elektrycznej. Zatem życie podrożeje.

Ponadto obniżanie wpływów podatkowych w okresie recesji nie jest dobrym pomysłem. W aktualnej sytuacji ekonomicznej państwo powinno raczej gromadzić (akumulować) środki finansowe, aby móc je swobodnie przeznaczać na inwestycje strategiczne, dające zatrudnienie pracownikom, którzy na skutek zwalniana dynamiki eksportu będą tracili pracę. Tym bardziej, że środki uzyskiwane z podatków są pieniądzem czystym, czyli bezinflacyjnym.

Pozostaje jeszcze kwestia skali zysków płynących z niższych podatków. 50-100 zł miesięcznie jakie statystycznie uzyskamy ze zmniejszonych należności wobec fiskusa (zarabiając około 5000 zł brutto) nie jesteśmy w stanie odczuć, zwłaszcza, gdy nasza firma upadnie. Natomiast pieniądze uzyskane z tytułu niezmienionej skali podatkowej ok. 8 mld zł, administracja centralna mogłaby znacznie lepiej spożytkować. Szukanie na gwałt oszczędności w resortach to działanie zachęcające raczej do spekulacji wizerunkiem. Co powoli obserwujemy.

Zatem wydaje się, że w dłuższej perspektywie, wszyscy stracimy na nadmiernym osłabieniu złotówki. Należy się ponadto liczyć, że w niestabilnych ekonomicznie czasach jakie mamy obecnie, niechętnie będziemy wydawać pieniądze. Raczej skłonni będziemy do ich odkładania. Zatem popyt wewnętrzny jeszcze spadnie. Tym sposobem uruchamia się zaklęte koło kryzysu. Nie kupujemy, więc zakłady nie mają zbytu. Skoro tak, to zakłady szukając oszczędności dokonują redukcji etatów, tracimy zatem pracę. I tym bardziej nie mamy pieniędzy. Wyjściem z tego zaklętego kręgu mogą być inwestycje finansowane przez państwo. I tym sposobem znów jesteśmy w punkcie wyjścia.

Szymon Sikorki
POLSKA Gazeta Krakowska

wp.pl

Słaba złotówka uderzy we wszystkich

Gwałtowne osłabienie kursu złotego, jakie obserwujemy na przestrzeni ostatnich 10 dni oznacza kłopoty nie tylko dla osób, które zaciągnęły kredyt w walutach obcych, głównie we franku i euro. Deprecjacja waluty, czyli obniżenie jej wartości, niestety uderzy w nas wszystkich.
Opinie, że na słabym złotym zyskuje eksport są jedynie połowiczną prawdą. Istotnie przy wyższym kursie euro firmy handlujące z eurolandem mogą więcej zarobić. Jednak jest jeden bardzo ważny warunek, euroland musi chcieć kupować nasze produkty. Tymczasem w tym momencie, takiej chęci nie ma.

Niemieccy i francuscy konsumenci zwracają się, co całkiem normalne, ku własnym produktom, aby w ten sposób zapewnić produkcję, a tym samym miejsca pracy. Zatem zyski z eksportu będą dużo niższe, niż wynika to z osłabienia złotówki w sytuacji prosperity gospodarczej jaką obserwowaliśmy jeszcze rok temu.

Nie tylko drogie euro czy frank drenuje nasze portfele. Drogi, czyli mocny dolar oznacza wyższe ceny za surowce energetyczne, w tym ropę i gaz. To też należy brać pod uwagę. Według materiałów ministerstwa gospodarki filarem polskiego rynku nadal jest popyt wewnętrzny. Tłumacząc termin popyt wewnętrzny, można powiedzieć, że jest to chęć kupowania produktów wytwarzanych przez rodzimy przemysł. To głównie dzięki temu nasza gospodarka nadal się rozwija. Tymczasem słaba złotówka, głównie wobec dolara, błyskawicznie wpłynęła na cenę litera paliwa.
Dziś za benzynę E-95 musimy już zapłacić 3,80 zł/l, natomiast za E-98, będącą poniekąd luksusem już 3,99 zł/l. Olej napędowy również zdrożał z 3,35zł/l, 4 stycznia, do 3,79 - 5 lutego. Nie trzeba być prorokiem, aby przewidzieć, że w krótkiej perspektywie czekają nas liczne podwyżki, które nałożą się na obowiązujące już wyższe taryfy energii elektrycznej. Zatem życie podrożeje.

Ponadto obniżanie wpływów podatkowych w okresie recesji nie jest dobrym pomysłem. W aktualnej sytuacji ekonomicznej państwo powinno raczej gromadzić (akumulować) środki finansowe, aby móc je swobodnie przeznaczać na inwestycje strategiczne, dające zatrudnienie pracownikom, którzy na skutek zwalniana dynamiki eksportu będą tracili pracę. Tym bardziej, że środki uzyskiwane z podatków są pieniądzem czystym, czyli bezinflacyjnym.

Pozostaje jeszcze kwestia skali zysków płynących z niższych podatków. 50-100 zł miesięcznie jakie statystycznie uzyskamy ze zmniejszonych należności wobec fiskusa (zarabiając około 5000 zł brutto) nie jesteśmy w stanie odczuć, zwłaszcza, gdy nasza firma upadnie. Natomiast pieniądze uzyskane z tytułu niezmienionej skali podatkowej ok. 8 mld zł, administracja centralna mogłaby znacznie lepiej spożytkować. Szukanie na gwałt oszczędności w resortach to działanie zachęcające raczej do spekulacji wizerunkiem. Co powoli obserwujemy.

Zatem wydaje się, że w dłuższej perspektywie, wszyscy stracimy na nadmiernym osłabieniu złotówki. Należy się ponadto liczyć, że w niestabilnych ekonomicznie czasach jakie mamy obecnie, niechętnie będziemy wydawać pieniądze. Raczej skłonni będziemy do ich odkładania. Zatem popyt wewnętrzny jeszcze spadnie. Tym sposobem uruchamia się zaklęte koło kryzysu. Nie kupujemy, więc zakłady nie mają zbytu. Skoro tak, to zakłady szukając oszczędności dokonują redukcji etatów, tracimy zatem pracę. I tym bardziej nie mamy pieniędzy. Wyjściem z tego zaklętego kręgu mogą być inwestycje finansowane przez państwo. I tym sposobem znów jesteśmy w punkcie wyjścia.

Szymon Sikorki
POLSKA Gazeta Krakowska

wp.pl

EBC nie obniżył stóp, ale BoE tak

Europejski Bank Centralny, zgodnie z rynkowymi prognozami, nie zmienił stóp procentowych. Za to banki centralne zarówno w Wielkiej Brytanii jak i w Czechach zdecydowały o redukcji o 50 pkt. bazowych.
Nie wykluczam w tej chwili, że przy naszym następnym spotkaniu moglibyśmy obniżyć stopy - powiedział Trichet we Frankfurcie nad Menem bezpośrednio po spotkaniu rady zarządzającej. Od ubiegłej jesieni stopę tę zredukowano łącznie o 2,25 punktów procentowych

Aktualnie główna stopa w strefie euro kształtuje się na poziomie 2 proc. Ostatni raz EBC obniżył stopy w styczniu o 50 pkt. bazowych. Obecna decyzja nie oznacza jednak zakończenia cyklu łagodzenia polityki monetarnej w strefie euro. Rynek oczekuje kolejnego cięcia stóp w marcu. Naszym zdaniem EBC obniży koszt pieniądza o 50 pkt. bazowych. Znajdzie to swoje odzwierciedlenie w wysokości spłacanych rat przez kredytobiorców.

Tymczasem Bank Anglii (BoE), zgodnie z oczekiwaniami rynkowymi obniżył stopy procentowe o 50 pkt bazowych. Obecnie główna stopa procentowa w tym kraju wynosi 1 proc. Jest to już piąta redukcja w ostatnich czterech miesiącach. Łącznie BoE ściął stopy o 400 pkt. bazowych. Inwestorzy pozytywnie zareagowali na tą decyzję. Według rynku świadczy to o determinacji banku w walce z kryzysem finansowym i recesją. Inwestorzy oczekują więc kolejnych cięć ze strony BoE.

Również w Czechach bank narodowy zdecydował dzisiaj o obniżeniu stóp procentowych o 50 pkt. bazowych, co sprowadziło główną stopę do poziomu 1,75 proc. Taka decyzja również była oczekiwana przez rynek. Ostatni raz koszt pieniądza w Czechach został zmieniony na grudniowym posiedzeniu.

money.pl 2009-02-05 14:20:47

EBC nie obniżył stóp, ale BoE tak

Europejski Bank Centralny, zgodnie z rynkowymi prognozami, nie zmienił stóp procentowych. Za to banki centralne zarówno w Wielkiej Brytanii jak i w Czechach zdecydowały o redukcji o 50 pkt. bazowych.
Nie wykluczam w tej chwili, że przy naszym następnym spotkaniu moglibyśmy obniżyć stopy - powiedział Trichet we Frankfurcie nad Menem bezpośrednio po spotkaniu rady zarządzającej. Od ubiegłej jesieni stopę tę zredukowano łącznie o 2,25 punktów procentowych

Aktualnie główna stopa w strefie euro kształtuje się na poziomie 2 proc. Ostatni raz EBC obniżył stopy w styczniu o 50 pkt. bazowych. Obecna decyzja nie oznacza jednak zakończenia cyklu łagodzenia polityki monetarnej w strefie euro. Rynek oczekuje kolejnego cięcia stóp w marcu. Naszym zdaniem EBC obniży koszt pieniądza o 50 pkt. bazowych. Znajdzie to swoje odzwierciedlenie w wysokości spłacanych rat przez kredytobiorców.

Tymczasem Bank Anglii (BoE), zgodnie z oczekiwaniami rynkowymi obniżył stopy procentowe o 50 pkt bazowych. Obecnie główna stopa procentowa w tym kraju wynosi 1 proc. Jest to już piąta redukcja w ostatnich czterech miesiącach. Łącznie BoE ściął stopy o 400 pkt. bazowych. Inwestorzy pozytywnie zareagowali na tą decyzję. Według rynku świadczy to o determinacji banku w walce z kryzysem finansowym i recesją. Inwestorzy oczekują więc kolejnych cięć ze strony BoE.

Również w Czechach bank narodowy zdecydował dzisiaj o obniżeniu stóp procentowych o 50 pkt. bazowych, co sprowadziło główną stopę do poziomu 1,75 proc. Taka decyzja również była oczekiwana przez rynek. Ostatni raz koszt pieniądza w Czechach został zmieniony na grudniowym posiedzeniu.

money.pl 2009-02-05 14:20:47

Styczeń na GPW: Hitem okazali się deweloperzy

Styczeń nie okazał się łaskawy dla inwestorów. WI20 stracił 16 proc., a WIG 13 procent. Jeśli mówić o efekcie stycznia, to jak najbardziej negatywnym.
Sam początek roku dawał nadzieje, że nowy rok przyniesie lepsze nastroje na warszawskiej giełdzie. Inwestorzy pokładali nadzieje w nowym prezydencie USA oraz tzw. efekcie stycznia. Nic z tego - kryzys nadal ma wpływ na akcje. WIG stracił 12,87 proc., a WIG20 nawet 16 procent. Jak zawsze jednak - są tacy, którzy zarobili. I to niemało - w styczniu można było nawet podwoić majątek. Hitem minionego miesiąca okazali się spółki deweloperskie.
money.pl

Styczeń na GPW: Hitem okazali się deweloperzy

Styczeń nie okazał się łaskawy dla inwestorów. WI20 stracił 16 proc., a WIG 13 procent. Jeśli mówić o efekcie stycznia, to jak najbardziej negatywnym.
Sam początek roku dawał nadzieje, że nowy rok przyniesie lepsze nastroje na warszawskiej giełdzie. Inwestorzy pokładali nadzieje w nowym prezydencie USA oraz tzw. efekcie stycznia. Nic z tego - kryzys nadal ma wpływ na akcje. WIG stracił 12,87 proc., a WIG20 nawet 16 procent. Jak zawsze jednak - są tacy, którzy zarobili. I to niemało - w styczniu można było nawet podwoić majątek. Hitem minionego miesiąca okazali się spółki deweloperskie.
money.pl

Obniżki stóp nie rozruszały kredytów

Poprawa sytuacji na rynku mieszkaniowym uzależniona jest przed wszystkim od zachowań sektora bankowego.

Kredyty hipoteczne gwarantują wielu osobom dostęp do pieniędzy i tym samym umożliwiają zakup mieszkania. W Polsce wynajem mieszkania bardzo często traktowany jest jako forma zastępcza, tymczasowa. Zdecydowana większość osób dąży do uzyskania prawa własności do lokalu (mowa tu o osobach, które rozpoczęły już samodzielne życie i których sytuacja finansowa pozwala na taki krok).

Przywiązanie do własności sprawia, że zainteresowanie zakupem mieszkania w Polsce jest bardzo duże. Realizacja zamierzeń związanych z zakupem mieszkania zależeć będzie od podaży mieszkań oraz dostępności kredytów.

Z przeprowadzonej wśród 30 banków ankiety NBP wynika, że w ostatnim kwartale 2008 roku ponad 86 proc. banków zaostrzyło kryteria udzielania kredytów. 90 proc. banków podniosło marże i ograniczyło maksymalny poziom LTV. Banki wymagały też wyższego poziomu zabezpieczenia aniżeli w III kwartale 2008 roku. Zdecydowana większość banków (70 proc.) odczuła spadek popytu na kredyty mieszkaniowe, natomiast 20 proc. banków zaobserwowało wzrost popytu. Ostatni kwartał 2008 roku rzeczywiście przyniósł duże zmiany w polityce kredytowej, a przede wszystkim niepewność co do dalszej sytuacji na światowym rynku.

Ciężko obecnie przewidzieć, jaka będzie koniunktura na polskim rynku, a to sprawia, że trudno odzyskać podmiotom wzajemne zaufanie. Okazuje się, że tym razem rynkowi nie pomagają nawet decyzje Rady Polityki Pieniężnej.

27 listopada stopa referencyjna wynosiła 5,75 proc., dziś w związku z ostatnią obniżką, która miała miejsce 28 stycznia stopa ta wynosi 4,25 proc. Tak więc w ciągu ponad dwóch miesięcy główna stopa procentowa obniżyła się o 175 punktów bazowych. Z opóźnieniem zmniejsza się też najważniejszy wskaźnik kosztu pieniądza na rynku międzybankowym (WIBOR).

Okazuje się jednak, że obniżki wcale nie oznaczają tańszego kredytu. Nowi kredytobiorcy, o ile spełnią wymagania banków, muszą się liczyć z wyższymi marżami. Tak więc na tańsze kredyty trzeba będzie jeszcze poczekać.

Same banki przyznają, że w I kwartale 2009 roku spodziewają się dalszego, choć już słabszego, zaostrzenia polityki kredytowej. To pogłębi spadek popytu na nie i w konsekwencji negatywnie wpłynie na rynek mieszkaniowy. Obniżka stóp może więc cieszyć tych, którzy już zaciągnęli kredyty w złotych. Dla nich koszt obsługi kredytu rzeczywiście się zmniejszył.

 Małgorzata Kędzierska, Wynajem.pl

money.pl 2009-02-05 08:10:48

Obniżki stóp nie rozruszały kredytów

Poprawa sytuacji na rynku mieszkaniowym uzależniona jest przed wszystkim od zachowań sektora bankowego.

Kredyty hipoteczne gwarantują wielu osobom dostęp do pieniędzy i tym samym umożliwiają zakup mieszkania. W Polsce wynajem mieszkania bardzo często traktowany jest jako forma zastępcza, tymczasowa. Zdecydowana większość osób dąży do uzyskania prawa własności do lokalu (mowa tu o osobach, które rozpoczęły już samodzielne życie i których sytuacja finansowa pozwala na taki krok).

Przywiązanie do własności sprawia, że zainteresowanie zakupem mieszkania w Polsce jest bardzo duże. Realizacja zamierzeń związanych z zakupem mieszkania zależeć będzie od podaży mieszkań oraz dostępności kredytów.

Z przeprowadzonej wśród 30 banków ankiety NBP wynika, że w ostatnim kwartale 2008 roku ponad 86 proc. banków zaostrzyło kryteria udzielania kredytów. 90 proc. banków podniosło marże i ograniczyło maksymalny poziom LTV. Banki wymagały też wyższego poziomu zabezpieczenia aniżeli w III kwartale 2008 roku. Zdecydowana większość banków (70 proc.) odczuła spadek popytu na kredyty mieszkaniowe, natomiast 20 proc. banków zaobserwowało wzrost popytu. Ostatni kwartał 2008 roku rzeczywiście przyniósł duże zmiany w polityce kredytowej, a przede wszystkim niepewność co do dalszej sytuacji na światowym rynku.

Ciężko obecnie przewidzieć, jaka będzie koniunktura na polskim rynku, a to sprawia, że trudno odzyskać podmiotom wzajemne zaufanie. Okazuje się, że tym razem rynkowi nie pomagają nawet decyzje Rady Polityki Pieniężnej.

27 listopada stopa referencyjna wynosiła 5,75 proc., dziś w związku z ostatnią obniżką, która miała miejsce 28 stycznia stopa ta wynosi 4,25 proc. Tak więc w ciągu ponad dwóch miesięcy główna stopa procentowa obniżyła się o 175 punktów bazowych. Z opóźnieniem zmniejsza się też najważniejszy wskaźnik kosztu pieniądza na rynku międzybankowym (WIBOR).

Okazuje się jednak, że obniżki wcale nie oznaczają tańszego kredytu. Nowi kredytobiorcy, o ile spełnią wymagania banków, muszą się liczyć z wyższymi marżami. Tak więc na tańsze kredyty trzeba będzie jeszcze poczekać.

Same banki przyznają, że w I kwartale 2009 roku spodziewają się dalszego, choć już słabszego, zaostrzenia polityki kredytowej. To pogłębi spadek popytu na nie i w konsekwencji negatywnie wpłynie na rynek mieszkaniowy. Obniżka stóp może więc cieszyć tych, którzy już zaciągnęli kredyty w złotych. Dla nich koszt obsługi kredytu rzeczywiście się zmniejszył.

 Małgorzata Kędzierska, Wynajem.pl

money.pl 2009-02-05 08:10:48

Wiecha na wysokości 85 metrów

Zakończyły się prace konstrukcyjne flagowej inwestycji Atlas Estates - apartamentowca Platinum Towers. Pierwsze apartamenty zostaną oddane do użytku mieszkańców jeszcze w tym roku.

W czwartek, 5 lutego 2009 r., na placu budowy przy ul. Grzybowskiej 63 w Warszawie, odbędzie się uroczystość zawieszenia wiechy na dwóch dwudziestodwupiętrowych wieżach Platinum Towers. To zwieńczenie prac budowlanych, które rozpoczęły się pod koniec marca 2007 r. W następnych etapach realizacji tego projektu zostaną wykonane m.in. instalacje i prace wykończeniowe wewnątrz oraz na zewnątrz budynku. Spółka do 30 września 2009 r. zamierza wystąpić z wnioskiem o pozwolenie na użytkowanie. Termin przekazania mieszkań ich właścicielom zaplanowano na przełom 2009 i 2010 roku.

- Platinum Towers, to jedna z najważniejszych inwestycji Atlas Estates. Zakończenie prac konstrukcyjnych jest istotnym etapem w realizacji tego projektu, który znacząco przybliża nas do jego zakończenia i przekazania apartamentów ich mieszkańcom - komentuje Nahman Tsabar, prezes Atlas Management Company, spółki która odpowiedzialna jest za zarządzanie portfelem aktywów Atlas Estates. - Od początku rozpoczęcia projektu, mieszkania cieszą się dużym zainteresowaniem. Do tej pory podpisaliśmy wstępne umowy sprzedaży na niemal 85 proc. wszystkich apartamentów, które oferowane są w Platinum Towers.

O Platinum Towers

Inwestycja Platinum Towers jest częścią ekskluzywnego kompleksu apartamentowo-biurowo-hotelowego, usytuowanego u zbiegu ulic Grzybowskiej i Wroniej w Warszawie. Powierzchnia apartamentów oferowanych w Platinum Towers wynosi od 37 m2 do 100 m2. Na dwóch ostatnich piętrach zaprojektowane zostały przestronne penthouse`y o powierzchni od 147 m2 do 216 m2, z dużymi tarasami bądź ogrodami zimowymi. Na parterze budynków znajdą się przestrzenne recepcje o wysokości 9 metrów. Ponadto, budynek będzie strzeżony i monitorowany. Sprawną komunikację pomiędzy piętrami zapewnią cztery w pełni skomputeryzowane windy w każdej z wież. Do dyspozycji mieszkańców oraz pozostałych użytkowników kompleksu będzie największy w Warszawie 3-kondygnacyjny parking.

Dzięki zastosowaniu najlepszych materiałów budowlanych i wykończeniowych mieszkania są doskonale wyciszone. Penthousy, usytuowane na najwyższych kondygnacjach posiadają przestronne tarasy, z których można podziwiać piękną panoramę miasta.

Mieszkańcy luksusowych apartamentów Platinum Towers będą mieć dodatkowo do dyspozycji wiele udogodnień dostępnych jedynie w pięciogwiazdkowych hotelach.

Budowa konstrukcji dwóch dwudziestodwupiętrowych wież Platinum Towers, realizowanych w kompleksie z hotelem Hilton, rozpoczęła się 27.03.2007 roku i trwała 642 dni. Na placu budowy na pewnym etapie robót pracowało jednocześnie blisko 600 osób. Na dwudziestu jeden piętrach zaprojektowano 387 apartamentów, zajmujących łącznie powierzchnię 24 000 m2. W części parterowej budynku przewidziano 2 300 m2 powierzchni na lokale usługowo-handlowe.

Do budowy elewacji wykorzystano 10 000 m2 szkła i aluminium, 7 000 m2 okładziny ceramicznej oraz 1 500 m2 okładziny kamiennej. Dzięki zastosowaniu takich materiałów budynek ma nie tylko nowoczesny i elegancki wygląd, ale również znajdujące się w nim mieszkania są odpowiednio doświetlone. Budowa konstrukcji wież pochłonęła 37 500 m? betonu oraz 4000 ton stali. Objętość gruntu jaki należało wybrać pod fundamenty budynku równała się 7 tysiącom wywrotek.

W konstrukcji Platinum Towers po raz pierwszy w Polsce zastosowano technologię sprężonych stropów płytowych. Dzięki temu uzyskano możliwość podniesienia wysokości pomieszczeń oraz swobodnego ich podziału.

źródło informacji: Informacja prasowa

Czwartek, 5 lutego (12:53)

Wiecha na wysokości 85 metrów

Zakończyły się prace konstrukcyjne flagowej inwestycji Atlas Estates - apartamentowca Platinum Towers. Pierwsze apartamenty zostaną oddane do użytku mieszkańców jeszcze w tym roku.

W czwartek, 5 lutego 2009 r., na placu budowy przy ul. Grzybowskiej 63 w Warszawie, odbędzie się uroczystość zawieszenia wiechy na dwóch dwudziestodwupiętrowych wieżach Platinum Towers. To zwieńczenie prac budowlanych, które rozpoczęły się pod koniec marca 2007 r. W następnych etapach realizacji tego projektu zostaną wykonane m.in. instalacje i prace wykończeniowe wewnątrz oraz na zewnątrz budynku. Spółka do 30 września 2009 r. zamierza wystąpić z wnioskiem o pozwolenie na użytkowanie. Termin przekazania mieszkań ich właścicielom zaplanowano na przełom 2009 i 2010 roku.

- Platinum Towers, to jedna z najważniejszych inwestycji Atlas Estates. Zakończenie prac konstrukcyjnych jest istotnym etapem w realizacji tego projektu, który znacząco przybliża nas do jego zakończenia i przekazania apartamentów ich mieszkańcom - komentuje Nahman Tsabar, prezes Atlas Management Company, spółki która odpowiedzialna jest za zarządzanie portfelem aktywów Atlas Estates. - Od początku rozpoczęcia projektu, mieszkania cieszą się dużym zainteresowaniem. Do tej pory podpisaliśmy wstępne umowy sprzedaży na niemal 85 proc. wszystkich apartamentów, które oferowane są w Platinum Towers.

O Platinum Towers

Inwestycja Platinum Towers jest częścią ekskluzywnego kompleksu apartamentowo-biurowo-hotelowego, usytuowanego u zbiegu ulic Grzybowskiej i Wroniej w Warszawie. Powierzchnia apartamentów oferowanych w Platinum Towers wynosi od 37 m2 do 100 m2. Na dwóch ostatnich piętrach zaprojektowane zostały przestronne penthouse`y o powierzchni od 147 m2 do 216 m2, z dużymi tarasami bądź ogrodami zimowymi. Na parterze budynków znajdą się przestrzenne recepcje o wysokości 9 metrów. Ponadto, budynek będzie strzeżony i monitorowany. Sprawną komunikację pomiędzy piętrami zapewnią cztery w pełni skomputeryzowane windy w każdej z wież. Do dyspozycji mieszkańców oraz pozostałych użytkowników kompleksu będzie największy w Warszawie 3-kondygnacyjny parking.

Dzięki zastosowaniu najlepszych materiałów budowlanych i wykończeniowych mieszkania są doskonale wyciszone. Penthousy, usytuowane na najwyższych kondygnacjach posiadają przestronne tarasy, z których można podziwiać piękną panoramę miasta.

Mieszkańcy luksusowych apartamentów Platinum Towers będą mieć dodatkowo do dyspozycji wiele udogodnień dostępnych jedynie w pięciogwiazdkowych hotelach.

Budowa konstrukcji dwóch dwudziestodwupiętrowych wież Platinum Towers, realizowanych w kompleksie z hotelem Hilton, rozpoczęła się 27.03.2007 roku i trwała 642 dni. Na placu budowy na pewnym etapie robót pracowało jednocześnie blisko 600 osób. Na dwudziestu jeden piętrach zaprojektowano 387 apartamentów, zajmujących łącznie powierzchnię 24 000 m2. W części parterowej budynku przewidziano 2 300 m2 powierzchni na lokale usługowo-handlowe.

Do budowy elewacji wykorzystano 10 000 m2 szkła i aluminium, 7 000 m2 okładziny ceramicznej oraz 1 500 m2 okładziny kamiennej. Dzięki zastosowaniu takich materiałów budynek ma nie tylko nowoczesny i elegancki wygląd, ale również znajdujące się w nim mieszkania są odpowiednio doświetlone. Budowa konstrukcji wież pochłonęła 37 500 m? betonu oraz 4000 ton stali. Objętość gruntu jaki należało wybrać pod fundamenty budynku równała się 7 tysiącom wywrotek.

W konstrukcji Platinum Towers po raz pierwszy w Polsce zastosowano technologię sprężonych stropów płytowych. Dzięki temu uzyskano możliwość podniesienia wysokości pomieszczeń oraz swobodnego ich podziału.

źródło informacji: Informacja prasowa

Czwartek, 5 lutego (12:53)

UE:Rekordowa liczba pustych domów

Liczba pustych domów w USA, na sprzedaż lub do wynajęcia, wzrosła do rekordowego poziomu 19 mln - podaje Census Bureau.
Liczba właścicieli domów spadła o 67,5 procent, do poziomu nie notowanego od kiedy rozpoczął się boom na rynku nieruchomości w USA na początku 2001 r. Ceny domów w USA spadły o 18,2 proc. w roku kończącym się w listopadzie 2008 - wynika z raportu S&P/Case-Shiller.
INTERIA.PL/PAP

UE:Rekordowa liczba pustych domów

Liczba pustych domów w USA, na sprzedaż lub do wynajęcia, wzrosła do rekordowego poziomu 19 mln - podaje Census Bureau.
Liczba właścicieli domów spadła o 67,5 procent, do poziomu nie notowanego od kiedy rozpoczął się boom na rynku nieruchomości w USA na początku 2001 r. Ceny domów w USA spadły o 18,2 proc. w roku kończącym się w listopadzie 2008 - wynika z raportu S&P/Case-Shiller.
INTERIA.PL/PAP

Jesteśmy tuż przed załamaniem

Należy spodziewać się dalszego spadku cen na rynku nieruchomości, który wyniesie około 15-20 proc. - uważa prof. Jacek Łaszek, doradca kierujący Zespołem ds. Rynku Nieruchomości w Instytucie Ekonomicznym NBP.

- Jesteśmy w szczytowym punkcie fazy cyklu (jest to zsynchronizowany cykl na największych rynkach), tj. przed załamaniem. Wygląda to tak, że mamy nadwyżkę niesprzedanych mieszkań, są wysokie ceny, dodatkowo - jako efekt zewnętrzny - pojawiły się problemy z finansowaniem inwestycji oraz konsumentów przez banki. Jeśli chodzi o prognozy to dostępne dane i prowadzone przez nas analizy skłaniają do stwierdzenia, że nastąpi dalszy spadek cen na rynku nieruchomości, który szacujemy na około 15-20 proc. - powiedział w wywiadzie dla serwisu NBPNews Łaszek.

- Teoretycznie jest miejsce na większe spadki cen, ale sądzimy, że deweloperzy będą działać racjonalnie, że większość zdywersyfikowała produkcję i ma środki finansowe, aby przetrwać złamanie. Znaczna część deweloperów to firmy, które przeżyły poprzedni cykl w latach 2001-2002 i mają doświadczenie jak działać. W III kwartale 2008 r. już zmniejszyła się liczba pozwoleń na budowy i liczba budów nowo rozpoczynanych. W ciągu 2009 roku te tendencje nasilą się i będą kontynuowane jeszcze w roku 2010. - dodaje.

Łaszek ocenia, że ceny nieruchomości zaczną znów rosnąć około roku 2012.

- Z naszych analiz wynika, że rozpoczyna się faza spadkowa, która najprawdopodobniej potrwa 3-4 lata. W tym czasie większość wybudowanych nieruchomości znajdzie nabywców. Około roku 2012 podaż może okazać się bardzo mała, a może nawet brak będzie nowych mieszkań, co przy dość stabilnym popycie spowoduje, że ceny zaczną rosnąć, deweloperzy zaczną "wchodzić na rynek" z nowymi mieszkaniami i zacznie się stopniowy wzrost cen - powiedział.

- Wejście do strefy euro może być dodatkowym impulsem, ale wtedy trzeba będzie wprowadzać przepisy ostrożnościowe i zaostrzać politykę mieszkaniową, aby nie mieć kolejnych problemów - dodał.

interia.pl

Jesteśmy tuż przed załamaniem

Należy spodziewać się dalszego spadku cen na rynku nieruchomości, który wyniesie około 15-20 proc. - uważa prof. Jacek Łaszek, doradca kierujący Zespołem ds. Rynku Nieruchomości w Instytucie Ekonomicznym NBP.

- Jesteśmy w szczytowym punkcie fazy cyklu (jest to zsynchronizowany cykl na największych rynkach), tj. przed załamaniem. Wygląda to tak, że mamy nadwyżkę niesprzedanych mieszkań, są wysokie ceny, dodatkowo - jako efekt zewnętrzny - pojawiły się problemy z finansowaniem inwestycji oraz konsumentów przez banki. Jeśli chodzi o prognozy to dostępne dane i prowadzone przez nas analizy skłaniają do stwierdzenia, że nastąpi dalszy spadek cen na rynku nieruchomości, który szacujemy na około 15-20 proc. - powiedział w wywiadzie dla serwisu NBPNews Łaszek.

- Teoretycznie jest miejsce na większe spadki cen, ale sądzimy, że deweloperzy będą działać racjonalnie, że większość zdywersyfikowała produkcję i ma środki finansowe, aby przetrwać złamanie. Znaczna część deweloperów to firmy, które przeżyły poprzedni cykl w latach 2001-2002 i mają doświadczenie jak działać. W III kwartale 2008 r. już zmniejszyła się liczba pozwoleń na budowy i liczba budów nowo rozpoczynanych. W ciągu 2009 roku te tendencje nasilą się i będą kontynuowane jeszcze w roku 2010. - dodaje.

Łaszek ocenia, że ceny nieruchomości zaczną znów rosnąć około roku 2012.

- Z naszych analiz wynika, że rozpoczyna się faza spadkowa, która najprawdopodobniej potrwa 3-4 lata. W tym czasie większość wybudowanych nieruchomości znajdzie nabywców. Około roku 2012 podaż może okazać się bardzo mała, a może nawet brak będzie nowych mieszkań, co przy dość stabilnym popycie spowoduje, że ceny zaczną rosnąć, deweloperzy zaczną "wchodzić na rynek" z nowymi mieszkaniami i zacznie się stopniowy wzrost cen - powiedział.

- Wejście do strefy euro może być dodatkowym impulsem, ale wtedy trzeba będzie wprowadzać przepisy ostrożnościowe i zaostrzać politykę mieszkaniową, aby nie mieć kolejnych problemów - dodał.

interia.pl

Masz kredyt walutowy, nie wykonuj pochopnych ruchów

Jak w najbliższych miesiącach może zachowywać się kurs złotego? Wśród analityków coraz częściej słychać głosy, że ostatnie zawirowania na rynku walutowym mają raczej charakter przejściowy, a spadki złotego - prędzej czy później - zostaną powstrzymane.

- Jesteśmy już chyba blisko końca osłabienia złotego. Jeszcze w lutym-marcu można się spodziewać, że nasza waluta będzie słaba. W kolejnych miesiącach powinna nastąpić dynamiczna korekta - mówi Mikołaj Kusiakowski z TMS Brokers.

- Nie możemy oczywiście założyć, że frank będzie kosztował 2 zł, a euro 3 zł. Jednak 4,1 zł za euro w połowie roku jest realne - dodaje. Zdaniem analityka złoty może odrabiać straty, kiedy inwestorzy zaczną realizować duże zyski wynikające z ostatniego osłabienia naszej waluty. - Jeśli jedna instytucja zacznie to robić, ruszą za nią inne. To spowoduje lawinowe umocnienie złotego - mówi.

- Poza tym zakładamy, że kryzys na rynku finansowym będzie powoli łagodzony. Trudno zakładać poprawę we wszystkich sferach, ale np. indeksy giełdowe powinny obronić dzisiejsze poziomy. Kolejnej fali spadków raczej nie będzie - dodaje Mikołaj Kusiakowski.

WNIOSEK:

Analitycy nie są pewni, ale oczekują, że na wiosnę kurs złotego zacznie rosnąć

Czy można wierzyć w prognozy walutowe?

Przemysław Kwiecień, analityk X-Trade Brokers, zaleca jednak dużą ostrożność w traktowaniu prognoz walutowych. - Nie ma czegoś takiego jak prognozy walutowe. W przypadku kursów walut możemy mówić co najwyżej o oczekiwaniach - mówi. Jego zdaniem, jeśli ktoś chce podejmować decyzje kredytowe na podstawie jakichś prognoz kursów walut, może się potem srodze rozczarować.

Według niego kredytobiorca nie powinien też sobie obecnie zaprzątać głowy np. prognozami makroekonomicznymi - bo rozwój sytuacji gospodarczej nie przekłada się wprost na kurs walutowy. - Szkoda zachodu, bo nie ma tutaj prostych zależności. To nie jest tak, że jeśli PKB wzrośnie o 3 proc., to złoty od razu się umocni - mówi.

Zdaniem Przemysława Kwietnia, podejmując decyzję, kredytobiorca musi być przede wszystkim świadomy ryzyka, na jakie się naraża przy pożyczce denominowanej w walutach.

WNIOSEK:

Kredytobiorcy powinni z dużą rezerwą traktować wszelkie prognozy dotyczące rynku walutowego

Czy można sprzedać zadłużoną nieruchomość? Co robić z kredytem we frankach? Czy dziś jest dobry moment na zaciągniecie nowego kredytu walutowego?

Katarzyna Wójcik-Adamska, Marek Chądzyński, Marcin Jaworski, Roman Grzyb

Więcej: Gazeta Prawna 6.02.2009 (26) - forsal.pl - str.A2-A3

interia.pl Piątek, 6 lutego (06:00)

Masz kredyt walutowy, nie wykonuj pochopnych ruchów

Jak w najbliższych miesiącach może zachowywać się kurs złotego? Wśród analityków coraz częściej słychać głosy, że ostatnie zawirowania na rynku walutowym mają raczej charakter przejściowy, a spadki złotego - prędzej czy później - zostaną powstrzymane.

- Jesteśmy już chyba blisko końca osłabienia złotego. Jeszcze w lutym-marcu można się spodziewać, że nasza waluta będzie słaba. W kolejnych miesiącach powinna nastąpić dynamiczna korekta - mówi Mikołaj Kusiakowski z TMS Brokers.

- Nie możemy oczywiście założyć, że frank będzie kosztował 2 zł, a euro 3 zł. Jednak 4,1 zł za euro w połowie roku jest realne - dodaje. Zdaniem analityka złoty może odrabiać straty, kiedy inwestorzy zaczną realizować duże zyski wynikające z ostatniego osłabienia naszej waluty. - Jeśli jedna instytucja zacznie to robić, ruszą za nią inne. To spowoduje lawinowe umocnienie złotego - mówi.

- Poza tym zakładamy, że kryzys na rynku finansowym będzie powoli łagodzony. Trudno zakładać poprawę we wszystkich sferach, ale np. indeksy giełdowe powinny obronić dzisiejsze poziomy. Kolejnej fali spadków raczej nie będzie - dodaje Mikołaj Kusiakowski.

WNIOSEK:

Analitycy nie są pewni, ale oczekują, że na wiosnę kurs złotego zacznie rosnąć

Czy można wierzyć w prognozy walutowe?

Przemysław Kwiecień, analityk X-Trade Brokers, zaleca jednak dużą ostrożność w traktowaniu prognoz walutowych. - Nie ma czegoś takiego jak prognozy walutowe. W przypadku kursów walut możemy mówić co najwyżej o oczekiwaniach - mówi. Jego zdaniem, jeśli ktoś chce podejmować decyzje kredytowe na podstawie jakichś prognoz kursów walut, może się potem srodze rozczarować.

Według niego kredytobiorca nie powinien też sobie obecnie zaprzątać głowy np. prognozami makroekonomicznymi - bo rozwój sytuacji gospodarczej nie przekłada się wprost na kurs walutowy. - Szkoda zachodu, bo nie ma tutaj prostych zależności. To nie jest tak, że jeśli PKB wzrośnie o 3 proc., to złoty od razu się umocni - mówi.

Zdaniem Przemysława Kwietnia, podejmując decyzję, kredytobiorca musi być przede wszystkim świadomy ryzyka, na jakie się naraża przy pożyczce denominowanej w walutach.

WNIOSEK:

Kredytobiorcy powinni z dużą rezerwą traktować wszelkie prognozy dotyczące rynku walutowego

Czy można sprzedać zadłużoną nieruchomość? Co robić z kredytem we frankach? Czy dziś jest dobry moment na zaciągniecie nowego kredytu walutowego?

Katarzyna Wójcik-Adamska, Marek Chądzyński, Marcin Jaworski, Roman Grzyb

Więcej: Gazeta Prawna 6.02.2009 (26) - forsal.pl - str.A2-A3

interia.pl Piątek, 6 lutego (06:00)

Polska będzie centrum księgowym Europy

W czasach kryzysu finansowego i spowolnienia gospodarczego księgowi mogą spać spokojnie. Opublikowane w ostatnim czasie dane i rankingi pokazują, że Polska jest liderem w obsłudze księgowej w regionie Europy Środkowo-Wschodniej.
Już teraz w 300 największych centrach usługowych w Polsce zatrudnionych jest ok. 45 tys. osób, a Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych prognozuje, że w 2010 roku liczba ta wzrośnie do 70 tys. osób. Obsługą księgową zajmuje się obecnie ok. 10 tys. księgowych, ale w przyszłym roku również na ten rodzaj usług wzrośnie zapotrzebowanie, więc pracy dla polskich księgowych na pewno nie zabraknie.

W opublikowanym niedawno rankingu 50 miast outsourcingu, w którym oceniana jest atrakcyjność miast pod względem inwestycji w centra BPO (wydzielenie procesów biznesowych na zewnątrz), Kraków zajął 5. miejsce, a Warszawa 28. na świecie. Kraków wyprzedziły tylko dwa miasta chińskie (Pekin, Szanghaj), jedno wietnamskie i jedno filipińskie. Nawet Kalkuta z Indii, czyli kraju uważanego za centrum światowego outsourcingu usług, znalazła się tuż za polskim miastem.

Kraków jest więc niekwestionowanym liderem w Europie. Kolejne polskie miasta również starają się przyciągnąć inwestycje w centra usług, w tym również usług księgowych. Co roku powstaje od kilku do kilkudziesięciu takich centrów na terenie kraju. Jak twierdzą eksperci, kryzys spowoduje, że istniejące już centra będą obsługiwały więcej firm, zwłaszcza tych z Europy Zachodniej czy Stanów Zjednoczonych. Będą także powstawały nowe centra. Co skłania do takich prognoz?

- Paradoksalnie kryzys może wymusić działania zwiększające efektywność, a do takich należy przenoszenie centrów BPO do tańszych lokalizacji - wyjaśnia Paweł Wojciechowski, prezes Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych. Dodaje on, że Polska długo jeszcze pozostanie magnesem dla centrów usług wspólnych ze względu na duży zasób wykształconych specjalistów w wielu dziedzinach, także w obsłudze księgowej. - Rozwój rynku centrów BPO jest trendem globalnym wynikającym z poszukiwania efektywności i dlatego ma bardzo dobre perspektywy rozwoju w Polsce - mówi Paweł Wojciechowski.

Co przyciąga do Polski firmy i koncerny zagraniczne, które podejmują decyzje o wprowadzaniu oszczędności poprzez oddanie obsługi księgowej na zewnątrz ? W jakiej formie Państwo pomaga w rozwoju tej dziedziny usług ?

Więcej: Gazeta Prawna 6.02.2009 (26) - str.2-3

Łukasz Zalewski

wp.pl

Polska będzie centrum księgowym Europy

W czasach kryzysu finansowego i spowolnienia gospodarczego księgowi mogą spać spokojnie. Opublikowane w ostatnim czasie dane i rankingi pokazują, że Polska jest liderem w obsłudze księgowej w regionie Europy Środkowo-Wschodniej.
Już teraz w 300 największych centrach usługowych w Polsce zatrudnionych jest ok. 45 tys. osób, a Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych prognozuje, że w 2010 roku liczba ta wzrośnie do 70 tys. osób. Obsługą księgową zajmuje się obecnie ok. 10 tys. księgowych, ale w przyszłym roku również na ten rodzaj usług wzrośnie zapotrzebowanie, więc pracy dla polskich księgowych na pewno nie zabraknie.

W opublikowanym niedawno rankingu 50 miast outsourcingu, w którym oceniana jest atrakcyjność miast pod względem inwestycji w centra BPO (wydzielenie procesów biznesowych na zewnątrz), Kraków zajął 5. miejsce, a Warszawa 28. na świecie. Kraków wyprzedziły tylko dwa miasta chińskie (Pekin, Szanghaj), jedno wietnamskie i jedno filipińskie. Nawet Kalkuta z Indii, czyli kraju uważanego za centrum światowego outsourcingu usług, znalazła się tuż za polskim miastem.

Kraków jest więc niekwestionowanym liderem w Europie. Kolejne polskie miasta również starają się przyciągnąć inwestycje w centra usług, w tym również usług księgowych. Co roku powstaje od kilku do kilkudziesięciu takich centrów na terenie kraju. Jak twierdzą eksperci, kryzys spowoduje, że istniejące już centra będą obsługiwały więcej firm, zwłaszcza tych z Europy Zachodniej czy Stanów Zjednoczonych. Będą także powstawały nowe centra. Co skłania do takich prognoz?

- Paradoksalnie kryzys może wymusić działania zwiększające efektywność, a do takich należy przenoszenie centrów BPO do tańszych lokalizacji - wyjaśnia Paweł Wojciechowski, prezes Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych. Dodaje on, że Polska długo jeszcze pozostanie magnesem dla centrów usług wspólnych ze względu na duży zasób wykształconych specjalistów w wielu dziedzinach, także w obsłudze księgowej. - Rozwój rynku centrów BPO jest trendem globalnym wynikającym z poszukiwania efektywności i dlatego ma bardzo dobre perspektywy rozwoju w Polsce - mówi Paweł Wojciechowski.

Co przyciąga do Polski firmy i koncerny zagraniczne, które podejmują decyzje o wprowadzaniu oszczędności poprzez oddanie obsługi księgowej na zewnątrz ? W jakiej formie Państwo pomaga w rozwoju tej dziedziny usług ?

Więcej: Gazeta Prawna 6.02.2009 (26) - str.2-3

Łukasz Zalewski

wp.pl

Masz kredyt walutowy? Nie wykonuj pochopnych ruchów

Jak w najbliższych miesiącach może zachowywać się kurs złotego?

Wśród analityków coraz częściej słychać głosy, że ostatnie zawirowania na rynku walutowym mają raczej charakter przejściowy, a spadki złotego – prędzej czy później – zostaną powstrzymane.

– Jesteśmy już chyba blisko końca osłabienia złotego. Jeszcze w lutym–marcu można się spodziewać, że nasza waluta będzie słaba. W kolejnych miesiącach powinna nastąpić dynamiczna korekta – mówi Mikołaj Kusiakowski z TMS Brokers.

– Nie możemy oczywiście założyć, że frank będzie kosztował 2 zł, a euro 3 zł. Jednak 4,1 zł za euro w połowie roku jest realne – dodaje.

Zdaniem analityka złoty może odrabiać straty, kiedy inwestorzy zaczną realizować duże zyski wynikające z ostatniego osłabienia naszej waluty.

– Jeśli jedna instytucja zacznie to robić, ruszą za nią inne. To spowoduje lawinowe umocnienie złotego – mówi.

– Poza tym zakładamy, że kryzys na rynku finansowym będzie powoli łagodzony. Trudno zakładać poprawę we wszystkich sferach, ale np. indeksy giełdowe powinny obronić dzisiejsze poziomy. Kolejnej fali spadków raczej nie będzie – dodaje Mikołaj Kusiakowski.

WNIOSEK:

Analitycy nie są pewni, ale oczekują, że na wiosnę kurs złotego zacznie rosnąć

Czy można wierzyć w prognozy walutowe?

Przemysław Kwiecień, analityk X-Trade Brokers, zaleca jednak dużą ostrożność w traktowaniu prognoz walutowych.

– Nie ma czegoś takiego jak prognozy walutowe. W przypadku kursów walut możemy mówić co najwyżej o oczekiwaniach – mówi.

Jego zdaniem, jeśli ktoś chce podejmować decyzje kredytowe na podstawie jakichś prognoz kursów walut, może się potem srodze rozczarować.

Według niego kredytobiorca nie powinien też sobie obecnie zaprzątać głowy np. prognozami makroekonomicznymi – bo rozwój sytuacji gospodarczej nie przekłada się wprost na kurs walutowy.

– Szkoda zachodu, bo nie ma tutaj prostych zależności. To nie jest tak, że jeśli PKB wzrośnie o 3 proc., to złoty od razu się umocni – mówi.

Zdaniem Przemysława Kwietnia, podejmując decyzję, kredytobiorca musi być przede wszystkim świadomy ryzyka, na jakie się naraża przy pożyczce denominowanej w walutach.

Więcej: Gazeta Prawna 6.02.2009 (26)

Masz kredyt walutowy? Nie wykonuj pochopnych ruchów

Jak w najbliższych miesiącach może zachowywać się kurs złotego?

Wśród analityków coraz częściej słychać głosy, że ostatnie zawirowania na rynku walutowym mają raczej charakter przejściowy, a spadki złotego – prędzej czy później – zostaną powstrzymane.

– Jesteśmy już chyba blisko końca osłabienia złotego. Jeszcze w lutym–marcu można się spodziewać, że nasza waluta będzie słaba. W kolejnych miesiącach powinna nastąpić dynamiczna korekta – mówi Mikołaj Kusiakowski z TMS Brokers.

– Nie możemy oczywiście założyć, że frank będzie kosztował 2 zł, a euro 3 zł. Jednak 4,1 zł za euro w połowie roku jest realne – dodaje.

Zdaniem analityka złoty może odrabiać straty, kiedy inwestorzy zaczną realizować duże zyski wynikające z ostatniego osłabienia naszej waluty.

– Jeśli jedna instytucja zacznie to robić, ruszą za nią inne. To spowoduje lawinowe umocnienie złotego – mówi.

– Poza tym zakładamy, że kryzys na rynku finansowym będzie powoli łagodzony. Trudno zakładać poprawę we wszystkich sferach, ale np. indeksy giełdowe powinny obronić dzisiejsze poziomy. Kolejnej fali spadków raczej nie będzie – dodaje Mikołaj Kusiakowski.

WNIOSEK:

Analitycy nie są pewni, ale oczekują, że na wiosnę kurs złotego zacznie rosnąć

Czy można wierzyć w prognozy walutowe?

Przemysław Kwiecień, analityk X-Trade Brokers, zaleca jednak dużą ostrożność w traktowaniu prognoz walutowych.

– Nie ma czegoś takiego jak prognozy walutowe. W przypadku kursów walut możemy mówić co najwyżej o oczekiwaniach – mówi.

Jego zdaniem, jeśli ktoś chce podejmować decyzje kredytowe na podstawie jakichś prognoz kursów walut, może się potem srodze rozczarować.

Według niego kredytobiorca nie powinien też sobie obecnie zaprzątać głowy np. prognozami makroekonomicznymi – bo rozwój sytuacji gospodarczej nie przekłada się wprost na kurs walutowy.

– Szkoda zachodu, bo nie ma tutaj prostych zależności. To nie jest tak, że jeśli PKB wzrośnie o 3 proc., to złoty od razu się umocni – mówi.

Zdaniem Przemysława Kwietnia, podejmując decyzję, kredytobiorca musi być przede wszystkim świadomy ryzyka, na jakie się naraża przy pożyczce denominowanej w walutach.

Więcej: Gazeta Prawna 6.02.2009 (26)

Branża budowlana nad przepaścią

Deweloperzy oszukują, lub padają, jak muchy, budowlańcy tracą pracę, a klienci boją się o swoje pieniądze.
Jeśli rząd odpowiednio szybko nie znajdzie sposobu na rozruszanie koniunktury, rynek nieruchomości i jemu pokrewne stracą nawet 50 miliardów złotych, a budżet państwa z tytułu samego podatku VAT ponad dwa miliardy.

Monika Mularczyk
TV Biznes | 06.02.2009 | 09:27

Branża budowlana nad przepaścią

Deweloperzy oszukują, lub padają, jak muchy, budowlańcy tracą pracę, a klienci boją się o swoje pieniądze.
Jeśli rząd odpowiednio szybko nie znajdzie sposobu na rozruszanie koniunktury, rynek nieruchomości i jemu pokrewne stracą nawet 50 miliardów złotych, a budżet państwa z tytułu samego podatku VAT ponad dwa miliardy.

Monika Mularczyk
TV Biznes | 06.02.2009 | 09:27

Najdroższe miasta w Polsce

Deweloperzy obniżają ceny mieszkań. W niektórych miastach lokale ”używane” często okazują się droższe od nowych. Zobacz gdzie zapłacimy najwięcej za mieszkanie z drugiej ręk

Sopot

Zdecydowany numer 1. Zainteresowanie mieszkaniami w Sopocie związane jest głównie z jego położeniem oraz prestiżem. Ceny mieszkań na rynku wtórnym często przewyższają oferty deweloperów. Średnia cena metra kwadratowego na rynku wtórnym wynosi 10 665 zł.

Warszawa

Stolica Polski uplasowała się na na drugim miejscu. Za metr kwadratowy „używanego” mieszkania zapłacimy tutaj 9 170 zł. Według danych serwisu oferty.net ceny spadają systematycznie, ale nieznacznie. Oczywiście najdroższe są oferty w Śródmieściu i na Mokotowie.

Kraków

Trzecie miejsce Krakowa – na metrze kwadratowym możemy tu zaoszczędzić ponad dwa tysiące w porównaniu do pierwszej dwójki rankingu. 7 374 zł – to średnia cena.

Gdynia

Gdynia goni Kraków – za metr kwadratowy zapłacimy tu 7 058 zł. W ciągu ostatniego roku zanotowano tu jeden z najmniejszych w kraju spadek - tylko o 2 procent. Tak jak w całym Trójmieście mieszkania z rynku wtórnego stają się powoli droższe od deweloperskich, oczywiście poza apartamentami położonymi w pasie nadbrzeżnym.

Wrocław

Wrocław – za metr zapłacimy tu 6 869 zł. W ciągu ostatniego roku stawki spadły prawie o 9 procent. Przede wszystkim ze względu na duże obniżki mieszkań w budownictwie z wielkiej płyty, które są najmniej atrakcyjne.

Gdańsk

Tutaj średnia cena używanego mieszkania wynosi prawie 6,5 tysiąca złotych za metr kwadratowy. Ciekawym zjawiskiem jest fakt, że lokale z drugiej ręki są tu często droższe od nowych, które oferowane są już poniżej 4 tys. złotych. Ceny używanych mieszkań spadły w ciągu roku o 10 procent.

Poznań

Mocno potaniały też mieszkania w Poznaniu. Jeszcze rok temu za metr kwadratowy żądano ok. 6,3 tys. zł, teraz - 5,8 tys.

Lublin

Cena wywoławcza - 5 125 zł/mkw. Właściciele mieszkań z wielkiej płyty, którzy w zeszłym roku żądali nawet 6 lub 7 tys. zł, dzisiaj musieliby zadowolić się stawkami transakcyjnymi nie przekraczającymi 4 - 4,5 tys. zł.

Szczecin

Można stwierdzić, że ceny używanych mieszkań w Szczecinie prawie się nie zmieniły. To najmniejszy spadek wśród dużych miast w Polsce - tylko o 1,4 procent. Od 12 miesięcy średnia cena metra kwadratowego oscyluje wokół 5 tys. zł

Olsztyn

Miasto zamyka pierwszą dziesiątkę rankingu jako jedyne z ceną wywoławczą poniżej 5 tys. złotych (4 972).
domy.wp.pl

Najdroższe miasta w Polsce

Deweloperzy obniżają ceny mieszkań. W niektórych miastach lokale ”używane” często okazują się droższe od nowych. Zobacz gdzie zapłacimy najwięcej za mieszkanie z drugiej ręk

Sopot

Zdecydowany numer 1. Zainteresowanie mieszkaniami w Sopocie związane jest głównie z jego położeniem oraz prestiżem. Ceny mieszkań na rynku wtórnym często przewyższają oferty deweloperów. Średnia cena metra kwadratowego na rynku wtórnym wynosi 10 665 zł.

Warszawa

Stolica Polski uplasowała się na na drugim miejscu. Za metr kwadratowy „używanego” mieszkania zapłacimy tutaj 9 170 zł. Według danych serwisu oferty.net ceny spadają systematycznie, ale nieznacznie. Oczywiście najdroższe są oferty w Śródmieściu i na Mokotowie.

Kraków

Trzecie miejsce Krakowa – na metrze kwadratowym możemy tu zaoszczędzić ponad dwa tysiące w porównaniu do pierwszej dwójki rankingu. 7 374 zł – to średnia cena.

Gdynia

Gdynia goni Kraków – za metr kwadratowy zapłacimy tu 7 058 zł. W ciągu ostatniego roku zanotowano tu jeden z najmniejszych w kraju spadek - tylko o 2 procent. Tak jak w całym Trójmieście mieszkania z rynku wtórnego stają się powoli droższe od deweloperskich, oczywiście poza apartamentami położonymi w pasie nadbrzeżnym.

Wrocław

Wrocław – za metr zapłacimy tu 6 869 zł. W ciągu ostatniego roku stawki spadły prawie o 9 procent. Przede wszystkim ze względu na duże obniżki mieszkań w budownictwie z wielkiej płyty, które są najmniej atrakcyjne.

Gdańsk

Tutaj średnia cena używanego mieszkania wynosi prawie 6,5 tysiąca złotych za metr kwadratowy. Ciekawym zjawiskiem jest fakt, że lokale z drugiej ręki są tu często droższe od nowych, które oferowane są już poniżej 4 tys. złotych. Ceny używanych mieszkań spadły w ciągu roku o 10 procent.

Poznań

Mocno potaniały też mieszkania w Poznaniu. Jeszcze rok temu za metr kwadratowy żądano ok. 6,3 tys. zł, teraz - 5,8 tys.

Lublin

Cena wywoławcza - 5 125 zł/mkw. Właściciele mieszkań z wielkiej płyty, którzy w zeszłym roku żądali nawet 6 lub 7 tys. zł, dzisiaj musieliby zadowolić się stawkami transakcyjnymi nie przekraczającymi 4 - 4,5 tys. zł.

Szczecin

Można stwierdzić, że ceny używanych mieszkań w Szczecinie prawie się nie zmieniły. To najmniejszy spadek wśród dużych miast w Polsce - tylko o 1,4 procent. Od 12 miesięcy średnia cena metra kwadratowego oscyluje wokół 5 tys. zł

Olsztyn

Miasto zamyka pierwszą dziesiątkę rankingu jako jedyne z ceną wywoławczą poniżej 5 tys. złotych (4 972).
domy.wp.pl

Euroland obniży stopy?

Europejski Bank Centralny podejmie decyzję odnośnie stóp procentowych. Rynek nie oczekuje jednak żadnej zmiany w tym miesiącu. Prezes banku Jean-Claude Trichet (na zdjęciu) zastanawia się do jakiego poziomu może obniżyć jeszcze stopy procentowe.
W zgodnej opinii rynku, Europejski Bank Centralny nie zmieni stóp procentowych, po tym jak na styczniowym posiedzeniu zredukował je o 50 punktów bazowych. Od tego momentu główna stopa procentowa w strefie euro wynosi 2 proc. Nie oznacza to jednak, że bank zakończył już całkowicie obniżki. EBC obetnie, ale dopiero w marcu?

Według agencji Bloomberg, która ankietowała oczekiwania zagranicznych banków co do najbliższej decyzji EBC wynika, że na 53 instytucje tylko 1 z nich spodziewa się zredukowania głównej stopy do poziomu 1,75 proc. Pozostali uczestnicy ankiety oczekują, że bank centralny nie podejmie żadnej decyzji w tej sprawie.

Podobnie uważają nasi krajowi ekonomiści. - Zgodnie z wypowiedziami prezesa Jean-Claude Trichet z posiedzenia styczniowego oraz wypowiedzi przedstawicieli rady EBC w tygodniach minionych oczekujemy stabilizacji stóp procentowych na poziomie 2,00 proc. - mówi Łukasz Tarnawa, główny ekonomista z PKO BP.
Marek Knitter Money.pl 2009-02-05 06:32:02

Euroland obniży stopy?

Europejski Bank Centralny podejmie decyzję odnośnie stóp procentowych. Rynek nie oczekuje jednak żadnej zmiany w tym miesiącu. Prezes banku Jean-Claude Trichet (na zdjęciu) zastanawia się do jakiego poziomu może obniżyć jeszcze stopy procentowe.
W zgodnej opinii rynku, Europejski Bank Centralny nie zmieni stóp procentowych, po tym jak na styczniowym posiedzeniu zredukował je o 50 punktów bazowych. Od tego momentu główna stopa procentowa w strefie euro wynosi 2 proc. Nie oznacza to jednak, że bank zakończył już całkowicie obniżki. EBC obetnie, ale dopiero w marcu?

Według agencji Bloomberg, która ankietowała oczekiwania zagranicznych banków co do najbliższej decyzji EBC wynika, że na 53 instytucje tylko 1 z nich spodziewa się zredukowania głównej stopy do poziomu 1,75 proc. Pozostali uczestnicy ankiety oczekują, że bank centralny nie podejmie żadnej decyzji w tej sprawie.

Podobnie uważają nasi krajowi ekonomiści. - Zgodnie z wypowiedziami prezesa Jean-Claude Trichet z posiedzenia styczniowego oraz wypowiedzi przedstawicieli rady EBC w tygodniach minionych oczekujemy stabilizacji stóp procentowych na poziomie 2,00 proc. - mówi Łukasz Tarnawa, główny ekonomista z PKO BP.
Marek Knitter Money.pl 2009-02-05 06:32:02

Grunty inwestycyjne tanieją. Nawet o 20 proc.

Nawet o ok. 20 proc. spadły w ostatnich miesiącach ceny gruntów inwestycyjnych. Eksperci spodziewają się dalszego spadku i podpowiadają, że kryzys to dla planujących inwestycje firm dobry czas na zakup działek i nieruchomości.

Analizę bieżącej sytuacji na śląskim rynku nieruchomości przedstawili eksperci katowickiej firmy Metropolis, wyspecjalizowanej m.in. w monitorowaniu tego rynku. Specjaliści podkreślają, że obserwowane obecnie tendencje w większości dotyczą nie tylko Śląska, ale również innych regionów kraju.

- Dodatkowym profitem w 2009 r. będzie także przyjęta ustawa dotycząca odrolnienia gruntów m.in. w miastach, gdzie ceny powinny być w tym roku jeszcze niższe - ocenił wiceprezes Metropolis, Marek Wollni

M.in. dlatego trwające na rynku nieruchomości spowolnienie specjaliści uważają za najlepszy czas na inwestowanie w działki przeznaczone pod budowę obiektów dla firm. Wywołany ogólnym kryzysem w gospodarce spadek cen dotyczy nie tylko gruntów, ale również mieszkań. Eksperci są przekonani, że spadek cen w stosunkowo krótkim czasie ożywi ruch na rynku.

(PAP) /money.pl 2009-02-03 09:57:02

Grunty inwestycyjne tanieją. Nawet o 20 proc.

Nawet o ok. 20 proc. spadły w ostatnich miesiącach ceny gruntów inwestycyjnych. Eksperci spodziewają się dalszego spadku i podpowiadają, że kryzys to dla planujących inwestycje firm dobry czas na zakup działek i nieruchomości.

Analizę bieżącej sytuacji na śląskim rynku nieruchomości przedstawili eksperci katowickiej firmy Metropolis, wyspecjalizowanej m.in. w monitorowaniu tego rynku. Specjaliści podkreślają, że obserwowane obecnie tendencje w większości dotyczą nie tylko Śląska, ale również innych regionów kraju.

- Dodatkowym profitem w 2009 r. będzie także przyjęta ustawa dotycząca odrolnienia gruntów m.in. w miastach, gdzie ceny powinny być w tym roku jeszcze niższe - ocenił wiceprezes Metropolis, Marek Wollni

M.in. dlatego trwające na rynku nieruchomości spowolnienie specjaliści uważają za najlepszy czas na inwestowanie w działki przeznaczone pod budowę obiektów dla firm. Wywołany ogólnym kryzysem w gospodarce spadek cen dotyczy nie tylko gruntów, ale również mieszkań. Eksperci są przekonani, że spadek cen w stosunkowo krótkim czasie ożywi ruch na rynku.

(PAP) /money.pl 2009-02-03 09:57:02

Polscy architekci o energooszczędnym budownictwie

Energooszczędne budownictwo rodzi się przede wszystkim w głowach i kieszeniach inwestorów budowlanych. Jednakże nigdy nie powstanie, jeśli nie znajdzie się na deskach kreślarskich architektów, gdyż to właśnie oni odpowiadają za przygotowanie projektu ciepłego domu.
Ponad połowa polskich architektów uważa, że warto ponieść większe wydatki dla uzyskania lepszej energooszczędności budynku niż wymagają tego przepisy prawne - wynika z badań przeprowadzonych przez Ecofys Poland. Wg nich zasada ta dotyczy przede wszystkim budownictwa mieszkaniowego (ponad 80% wskazań), a w dalszej kolejności obiektów publicznych i przemysłowych (69% wskazań). Jednak tylko co czwarty klient zlecający projekt nieruchomości, akceptuje proponowane przez architekta ponadstandardowe rozwiązania energooszczędne. Dodatkowo, biorąc pod uwagę fakt, że nie wszystkim inwestorom przedstawiane są rozwiązania tego typu, odsetek budowanych w Polsce "ciepłych" domów jest zbyt mały.
Na etapie budowy inwestorzy wybierają zazwyczaj tańsze rozwiązania, myśląc w pierwszej kolejności o obecnych wydatkach, a nie przyszłych kosztach eksploatacji domu. Potwierdza to wspomniane badanie, z którego wynika , że inwestorzy oczekują od projektu architektonicznego przede wszystkim niskich kosztów inwestycji - aż 89% wskazań. Jednak rośnie świadomość energooszczędności. Niewielkie koszty eksploatacji stawiane są na równi z estetyką obiektu i pożądane przez 63% respondentów.
Upowszechnieniu energooszczędnego budownictwa sprzyja dostęp do informacji i rosnąca zamożność obywateli. Paradoksem jest jednak fakt, że nie da się osiągnąć znaczącego poziomu majętności bez efektywnej polityki energetycznej. Przykładem jest tutaj choćby Szwecja - jeden z najbogatszych, a jednocześnie najzimniejszych krajów w Europie, gdzie zużycie energii na ogrzewanie budynków należy do najniższych na świecie.
interia.pl/Czwartek, 5 lutego (06:16)

Polscy architekci o energooszczędnym budownictwie

Energooszczędne budownictwo rodzi się przede wszystkim w głowach i kieszeniach inwestorów budowlanych. Jednakże nigdy nie powstanie, jeśli nie znajdzie się na deskach kreślarskich architektów, gdyż to właśnie oni odpowiadają za przygotowanie projektu ciepłego domu.
Ponad połowa polskich architektów uważa, że warto ponieść większe wydatki dla uzyskania lepszej energooszczędności budynku niż wymagają tego przepisy prawne - wynika z badań przeprowadzonych przez Ecofys Poland. Wg nich zasada ta dotyczy przede wszystkim budownictwa mieszkaniowego (ponad 80% wskazań), a w dalszej kolejności obiektów publicznych i przemysłowych (69% wskazań). Jednak tylko co czwarty klient zlecający projekt nieruchomości, akceptuje proponowane przez architekta ponadstandardowe rozwiązania energooszczędne. Dodatkowo, biorąc pod uwagę fakt, że nie wszystkim inwestorom przedstawiane są rozwiązania tego typu, odsetek budowanych w Polsce "ciepłych" domów jest zbyt mały.
Na etapie budowy inwestorzy wybierają zazwyczaj tańsze rozwiązania, myśląc w pierwszej kolejności o obecnych wydatkach, a nie przyszłych kosztach eksploatacji domu. Potwierdza to wspomniane badanie, z którego wynika , że inwestorzy oczekują od projektu architektonicznego przede wszystkim niskich kosztów inwestycji - aż 89% wskazań. Jednak rośnie świadomość energooszczędności. Niewielkie koszty eksploatacji stawiane są na równi z estetyką obiektu i pożądane przez 63% respondentów.
Upowszechnieniu energooszczędnego budownictwa sprzyja dostęp do informacji i rosnąca zamożność obywateli. Paradoksem jest jednak fakt, że nie da się osiągnąć znaczącego poziomu majętności bez efektywnej polityki energetycznej. Przykładem jest tutaj choćby Szwecja - jeden z najbogatszych, a jednocześnie najzimniejszych krajów w Europie, gdzie zużycie energii na ogrzewanie budynków należy do najniższych na świecie.
interia.pl/Czwartek, 5 lutego (06:16)

Rośnie handel świadectwami energetycznymi

Nabywcy i najemcy nieruchomości z rynku wtórnego rzadko są zainteresowani certyfikatami energetycznymi.
Dzieje się tak dlatego, że jakość tych dokumentów jest niska i nie spełniają swojego zadania. Zgodnie z przepisami świadectwa miały pokazywać zużycie energii w budynku czy mieszkaniu, a tym samym koszty ich ogrzewania. W internecie bez trudu można znaleźć ogłoszenia o sporządzeniu certyfikatu za niewielką opłatą (już od kilkudziesięciu do kilkuset złotych) oraz bez zbędnych formalności. Zainteresowany musi przez internet wypełnić jedynie ankietę, podając w niej rodzaj budynku, jego wiek, powierzchnię użytkową, rodzaj ogrzewania, liczbę okien oraz położenie budynku. Już po kilkunastu dniach od wysłania ankiety i uregulowania należności otrzymuje się pocztą gotowy certyfikat.

- Wartość takich certyfikatów jest minimalna. Przekazanie danych umożliwia podstawienie ich do wzorów i wyliczenie wartości, na podstawie których można sporządzić certyfikat. Jednak osoba, która nie widziała budynku, nie ma pewności, że dane są prawdziwe. Jest wiele podmiotów, którym może zależeć na przesłaniu nieprawdziwych informacji, gdyż np. chcą mieć lepszą jakość energetyczną sprzedawanego lokalu - uważa Tomasz Lebiedź, pośrednik nieruchomości.

To tak, jakby rzeczoznawca majątkowy miał oszacować wartość nieruchomości, której nie widział - dodaje.

Konkurencyjne ceny

Pomimo małej wiarygodności certyfikatów sporządzanych na odległość nie brakuje na nie chętnych. Ich ceny są konkurencyjne wobec cen certyfikatów sporządzanych uczciwie. Nie przekraczają 500 zł np. za dom jednorodzinny. Dzwoniąc do reklamujących się certyfikatorów, trafiliśmy też na ofertę świadectwa dla 25-metrowej kawalerki za 90 zł plus koszty przesyłki.

- Normalnie ceny świadectw dla domu jednorodzinnego wahają się w granicach 1,5-3 tys. zł, w zależności od jego powierzchni, stopnia skomplikowania oraz posiadanej dokumentacji technicznej - wyjaśnia Tomasz Lebiedź.

Kto sprawdza certyfikaty przy oddawaniu nowego budynku ? Dlaczego sporządzanie niskiej jakości certyfikatów energetycznych za pośrednictwem internetu i oszukiwanie klientów jest możliwe ? Jakie zmiany wprowadza nowelizacja prawa budowlanego ?

Arkadiusz Jaraszek - Więcej: Gazeta Prawna 5.02.2009 (25) - str.8

Rośnie handel świadectwami energetycznymi

Nabywcy i najemcy nieruchomości z rynku wtórnego rzadko są zainteresowani certyfikatami energetycznymi.
Dzieje się tak dlatego, że jakość tych dokumentów jest niska i nie spełniają swojego zadania. Zgodnie z przepisami świadectwa miały pokazywać zużycie energii w budynku czy mieszkaniu, a tym samym koszty ich ogrzewania. W internecie bez trudu można znaleźć ogłoszenia o sporządzeniu certyfikatu za niewielką opłatą (już od kilkudziesięciu do kilkuset złotych) oraz bez zbędnych formalności. Zainteresowany musi przez internet wypełnić jedynie ankietę, podając w niej rodzaj budynku, jego wiek, powierzchnię użytkową, rodzaj ogrzewania, liczbę okien oraz położenie budynku. Już po kilkunastu dniach od wysłania ankiety i uregulowania należności otrzymuje się pocztą gotowy certyfikat.

- Wartość takich certyfikatów jest minimalna. Przekazanie danych umożliwia podstawienie ich do wzorów i wyliczenie wartości, na podstawie których można sporządzić certyfikat. Jednak osoba, która nie widziała budynku, nie ma pewności, że dane są prawdziwe. Jest wiele podmiotów, którym może zależeć na przesłaniu nieprawdziwych informacji, gdyż np. chcą mieć lepszą jakość energetyczną sprzedawanego lokalu - uważa Tomasz Lebiedź, pośrednik nieruchomości.

To tak, jakby rzeczoznawca majątkowy miał oszacować wartość nieruchomości, której nie widział - dodaje.

Konkurencyjne ceny

Pomimo małej wiarygodności certyfikatów sporządzanych na odległość nie brakuje na nie chętnych. Ich ceny są konkurencyjne wobec cen certyfikatów sporządzanych uczciwie. Nie przekraczają 500 zł np. za dom jednorodzinny. Dzwoniąc do reklamujących się certyfikatorów, trafiliśmy też na ofertę świadectwa dla 25-metrowej kawalerki za 90 zł plus koszty przesyłki.

- Normalnie ceny świadectw dla domu jednorodzinnego wahają się w granicach 1,5-3 tys. zł, w zależności od jego powierzchni, stopnia skomplikowania oraz posiadanej dokumentacji technicznej - wyjaśnia Tomasz Lebiedź.

Kto sprawdza certyfikaty przy oddawaniu nowego budynku ? Dlaczego sporządzanie niskiej jakości certyfikatów energetycznych za pośrednictwem internetu i oszukiwanie klientów jest możliwe ? Jakie zmiany wprowadza nowelizacja prawa budowlanego ?

Arkadiusz Jaraszek - Więcej: Gazeta Prawna 5.02.2009 (25) - str.8

Wracamy do ulgi mieszkaniowej!

Dopłaty do kredytów mieszkaniowych nie tylko dla rodzin, skierowanie pomocy publicznej jedynie dla kupujących nowe nieruchomości i umożliwienie wykupu mieszkań od Towarzystw Budownictwa Społecznego - to pomysły PSL na walkę z kryzysem w budownictwie mieszkaniowym.

Wiceszef PSL Janusz Piechociński mówił na środowej konferencji prasowej w Sejmie, że rząd nie tylko powinien szukać oszczędności, ale też podjąć działania, zapobiegające wzrostowi bezrobocia oraz pobudzające rynek.

Polityk przytaczał dane wskazujące na stagnację w budownictwie mieszkaniowym. Poinformował, że na przełomie roku rozpoczęto w sześciu największych aglomeracjach Polski o 85 proc. budów mniej niż w analogicznym okresie rok wcześniej.

Aby przeciwdziałać tej tendencji PSL chce zmiany w ustawie o finansowym wsparciu rodzin w nabywaniu własnego mieszkania. Stronnictwo proponuje, by z dopłat do oprocentowania kredytów mogły korzystać nie tylko rodziny, ale wszyscy, którzy mają zdolność kredytową. Ograniczeniem miałaby być jedynie wielkość mieszkania - dopłaty dostaliby nabywcy lokali nie większych niż 50- 60 m kw.

Ludowcy chcą ponadto, by pomoc państwa w nabywaniu mieszkań dotyczyła tylko nowych nieruchomości. "Rynek wtórny nie powinien być objęty pomocą ze środków publicznych, dlatego, że na rynku wtórnym nie kreujemy poważnych dochodów dla budżetu, nie tworzymy nowych miejsc pracy" - tłumaczył Piechociński.

Polityk jest zdania, że należy poważnie rozważyć przywrócenie ulgi podatkowej dla osób kupujących mieszkanie. Zaznaczył jednocześnie, że w tym roku nie ma szans na wprowadzenie tego rozwiązania, ale sama zapowiedź mogłaby pozytywnie wpłynąć na rynek.

"W dyskusji o zniesieniu progów i skali podatkowej zapomniano o tym, że ulgi proinwestycyjne są pewnym mechanizmem wiążącym popyt i kierującymi dochody osób zarabiających powyżej średniej na określone cele państwowe" - powiedział poseł PSL.

Piechociński uważa, że należy również przemyśleć i na nowo ocenić program budowy mieszkań w systemie Towarzystw Budownictwa Społecznego (TBS).

"TBS-y, które miały być formą budownictwa społecznego dla średnio zamożnych rodzin okazały się także dla ludzi, którzy w nie weszli, pewną pułapką" - mówił polityk. Jak wyjaśniał, chodzi o to, że osoby, które wpłaciły jakąś sumę na rzecz budowy mieszkania płacą porównywalne czynsze z czynszami na wolnym rynku.

Poseł jest zdania, że należy zapytać lokatorów TBS-ów, czy nie chcieliby wyjść z tego systemu poprzez wykup wynajmowanego mieszkania. Zaznaczył, że taka operacja dałoby środki Bankowi Gospodarstwa Krajowego na działania pobudzające gospodarkę.

Piechociński uważa, że w obliczu wstrzymania przez banki komercyjne akcji kredytowej, należy rozważyć likwidację rachunków bieżących i wycofanie lokat całego sektora publicznego z tych instytucji. Zostałyby one wówczas przeniesione do banków z kapitałem państwowym, które - jak zaznaczył polityk - finansują polską gospodarkę.

Przyznał jednak, że taka operacja wymagałaby porozumienia się z Komisją Europejską, a także zmiany w prawodawstwie polskim.

Piechociński uważa, że jednym z działań mających pomóc budownictwu jest umożliwienie zaciągania przez samorządy kredytów z dopłatą do oprocentowania. Zwrócił uwagę, że w Polsce jest bardzo mało mieszkań komunalnych, a za ich budowę odpowiadają właśnie samorządy.

Piechociński zwrócił też uwagę, że rozkręcanie budownictwa mieszkaniowego pomoże zwiększać popyt na takie dobra jak meble, materiały wykończeniowe i sprzęt AGD.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Czwartek, 5 lutego (05:47)

Wracamy do ulgi mieszkaniowej!

Dopłaty do kredytów mieszkaniowych nie tylko dla rodzin, skierowanie pomocy publicznej jedynie dla kupujących nowe nieruchomości i umożliwienie wykupu mieszkań od Towarzystw Budownictwa Społecznego - to pomysły PSL na walkę z kryzysem w budownictwie mieszkaniowym.

Wiceszef PSL Janusz Piechociński mówił na środowej konferencji prasowej w Sejmie, że rząd nie tylko powinien szukać oszczędności, ale też podjąć działania, zapobiegające wzrostowi bezrobocia oraz pobudzające rynek.

Polityk przytaczał dane wskazujące na stagnację w budownictwie mieszkaniowym. Poinformował, że na przełomie roku rozpoczęto w sześciu największych aglomeracjach Polski o 85 proc. budów mniej niż w analogicznym okresie rok wcześniej.

Aby przeciwdziałać tej tendencji PSL chce zmiany w ustawie o finansowym wsparciu rodzin w nabywaniu własnego mieszkania. Stronnictwo proponuje, by z dopłat do oprocentowania kredytów mogły korzystać nie tylko rodziny, ale wszyscy, którzy mają zdolność kredytową. Ograniczeniem miałaby być jedynie wielkość mieszkania - dopłaty dostaliby nabywcy lokali nie większych niż 50- 60 m kw.

Ludowcy chcą ponadto, by pomoc państwa w nabywaniu mieszkań dotyczyła tylko nowych nieruchomości. "Rynek wtórny nie powinien być objęty pomocą ze środków publicznych, dlatego, że na rynku wtórnym nie kreujemy poważnych dochodów dla budżetu, nie tworzymy nowych miejsc pracy" - tłumaczył Piechociński.

Polityk jest zdania, że należy poważnie rozważyć przywrócenie ulgi podatkowej dla osób kupujących mieszkanie. Zaznaczył jednocześnie, że w tym roku nie ma szans na wprowadzenie tego rozwiązania, ale sama zapowiedź mogłaby pozytywnie wpłynąć na rynek.

"W dyskusji o zniesieniu progów i skali podatkowej zapomniano o tym, że ulgi proinwestycyjne są pewnym mechanizmem wiążącym popyt i kierującymi dochody osób zarabiających powyżej średniej na określone cele państwowe" - powiedział poseł PSL.

Piechociński uważa, że należy również przemyśleć i na nowo ocenić program budowy mieszkań w systemie Towarzystw Budownictwa Społecznego (TBS).

"TBS-y, które miały być formą budownictwa społecznego dla średnio zamożnych rodzin okazały się także dla ludzi, którzy w nie weszli, pewną pułapką" - mówił polityk. Jak wyjaśniał, chodzi o to, że osoby, które wpłaciły jakąś sumę na rzecz budowy mieszkania płacą porównywalne czynsze z czynszami na wolnym rynku.

Poseł jest zdania, że należy zapytać lokatorów TBS-ów, czy nie chcieliby wyjść z tego systemu poprzez wykup wynajmowanego mieszkania. Zaznaczył, że taka operacja dałoby środki Bankowi Gospodarstwa Krajowego na działania pobudzające gospodarkę.

Piechociński uważa, że w obliczu wstrzymania przez banki komercyjne akcji kredytowej, należy rozważyć likwidację rachunków bieżących i wycofanie lokat całego sektora publicznego z tych instytucji. Zostałyby one wówczas przeniesione do banków z kapitałem państwowym, które - jak zaznaczył polityk - finansują polską gospodarkę.

Przyznał jednak, że taka operacja wymagałaby porozumienia się z Komisją Europejską, a także zmiany w prawodawstwie polskim.

Piechociński uważa, że jednym z działań mających pomóc budownictwu jest umożliwienie zaciągania przez samorządy kredytów z dopłatą do oprocentowania. Zwrócił uwagę, że w Polsce jest bardzo mało mieszkań komunalnych, a za ich budowę odpowiadają właśnie samorządy.

Piechociński zwrócił też uwagę, że rozkręcanie budownictwa mieszkaniowego pomoże zwiększać popyt na takie dobra jak meble, materiały wykończeniowe i sprzęt AGD.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Czwartek, 5 lutego (05:47)

Bankructwa wiszą nad budowlanką

W tym roku może splajtować o 20 proc. więcej firm. Dotknie to szczególnie budowlankę - czytamy w "Pulsie Biznesu". Niekoniecznie deweloperów.
Jak wynika z raportu Euler Hermes, w minionym roku ogłoszono 425 upadłości, o 55 mniej niż w 2007 r. Jednak jak mówią specjaliści - to o niczym nie świadczy. Ubiegłoroczny spadek to rezultat sytuacji gospodarczej sprzed średnio kilkunastu miesięcy.
- Wkrótce możemy być świadkami spektakularnych upadłości w branży budowlanej. Zaskoczenie będzie tym większe, że oczy wszystkich zwrócone są tylko na deweloperów - mówi Tomasz Starusz z Euler Hermes.

Deweloperzy zatrudniają mniej osób i mają za sobą lata koniunktury, więc będą w stanie przeczekać trudny okres. Problem z przetrwaniem będą miały firmy budowlane.

Od 1 stycznia do 3 lutego br. ogłoszono już 37 upadłości.

Więcej w dzisiejszym "Pulsie Biznesu".
(Puls Biznesu, dd/05.02.2009)

Bankructwa wiszą nad budowlanką

W tym roku może splajtować o 20 proc. więcej firm. Dotknie to szczególnie budowlankę - czytamy w "Pulsie Biznesu". Niekoniecznie deweloperów.
Jak wynika z raportu Euler Hermes, w minionym roku ogłoszono 425 upadłości, o 55 mniej niż w 2007 r. Jednak jak mówią specjaliści - to o niczym nie świadczy. Ubiegłoroczny spadek to rezultat sytuacji gospodarczej sprzed średnio kilkunastu miesięcy.
- Wkrótce możemy być świadkami spektakularnych upadłości w branży budowlanej. Zaskoczenie będzie tym większe, że oczy wszystkich zwrócone są tylko na deweloperów - mówi Tomasz Starusz z Euler Hermes.

Deweloperzy zatrudniają mniej osób i mają za sobą lata koniunktury, więc będą w stanie przeczekać trudny okres. Problem z przetrwaniem będą miały firmy budowlane.

Od 1 stycznia do 3 lutego br. ogłoszono już 37 upadłości.

Więcej w dzisiejszym "Pulsie Biznesu".
(Puls Biznesu, dd/05.02.2009)

Nowa fala bankructw z powodu opcji walutowych?

Przedsiębiorcy spodziewają się fali bankructw z powodu strat na wystawionych opcjach walutowych - czytamy w "Pulsie Biznesu". Można się spodziewać, że kolejna grupa przedsiębiorstw osiągnęła granicę możliwości finansowych i nie wytrzyma dłużej opcyjnego balastu.

Wczoraj kurs euro dobijał do 4,7 zł, podczas gdy w minione wakacje wspólnotowa waluta kosztowała 3,2 zł.

- To zamach na polską gospodarkę - ocenia Zbigniew Jakubas, prezes Polskiej Rady Biznesu. - Trzeba jak najszybciej podjąć kroki, by uciąć wielką spekulację na rynku złotego. Trzeba też zmusić banki, by wypiły piwo, jakie samy nawarzyły.
- Wydarzenia na rynku walutowym to celowa gra. Chodzi o doprowadzenie do zamykania pozycji na wystawionych przez firmy opcjach kupna waluty przy możliwie słabym złotym. Obecne kursy są już absurdalne. Dlatego spodziewam się fali bankuctw wśród firm, które są mocniej zaangażowane na rynku opcji walutowych - mówi Ryszard Petru.

Jeśli wartość złotego w najbliższych dniach wyraźnie nie wzrośnie, wiele przedsiębiorstw otrzyma wezwania do uzupełnienia depozytów zabezpieczających. Chodzi o grube miliony złotych. Problem w tym, że sporo firm nie dysponowało wolną gotówką już przed kilkoma miesiącami. Banki poszły im wtedy na rękę i wzięły w zastaw majątek (np. nieruchomości). Co będzie teraz?

Więcej w "Pulsie Biznesu"./onet.pl

Puls Biznesu, dd/05.02.2009

Nowa fala bankructw z powodu opcji walutowych?

Przedsiębiorcy spodziewają się fali bankructw z powodu strat na wystawionych opcjach walutowych - czytamy w "Pulsie Biznesu". Można się spodziewać, że kolejna grupa przedsiębiorstw osiągnęła granicę możliwości finansowych i nie wytrzyma dłużej opcyjnego balastu.

Wczoraj kurs euro dobijał do 4,7 zł, podczas gdy w minione wakacje wspólnotowa waluta kosztowała 3,2 zł.

- To zamach na polską gospodarkę - ocenia Zbigniew Jakubas, prezes Polskiej Rady Biznesu. - Trzeba jak najszybciej podjąć kroki, by uciąć wielką spekulację na rynku złotego. Trzeba też zmusić banki, by wypiły piwo, jakie samy nawarzyły.
- Wydarzenia na rynku walutowym to celowa gra. Chodzi o doprowadzenie do zamykania pozycji na wystawionych przez firmy opcjach kupna waluty przy możliwie słabym złotym. Obecne kursy są już absurdalne. Dlatego spodziewam się fali bankuctw wśród firm, które są mocniej zaangażowane na rynku opcji walutowych - mówi Ryszard Petru.

Jeśli wartość złotego w najbliższych dniach wyraźnie nie wzrośnie, wiele przedsiębiorstw otrzyma wezwania do uzupełnienia depozytów zabezpieczających. Chodzi o grube miliony złotych. Problem w tym, że sporo firm nie dysponowało wolną gotówką już przed kilkoma miesiącami. Banki poszły im wtedy na rękę i wzięły w zastaw majątek (np. nieruchomości). Co będzie teraz?

Więcej w "Pulsie Biznesu"./onet.pl

Puls Biznesu, dd/05.02.2009

Skrzypek: będą kolejne obniżki stóp proc.

Polska jest nadal w fazie luzowania polityki pieniężnej i należy spodziewać się dalszych obniżek stóp procentowych, ponieważ inflacja będzie spadać coraz szybciej i wkrótce może wynieść poniżej 2,5%, wynika z wypowiedzi prezesa Narodowego Banku Polskiego (NBP) Sławomira Skrzypka. Prezes powtórzył, że nie ma w tym momencie podstaw do interwencji na rynku walutowym.
Jesteśmy w fazie rozluźniania polityki monetarnej i dalsze decyzje o obniżaniu stóp procentowych są prawdopodobne - powiedział Skrzypek w środowym wywiadzie dla Polsat News.

Inflacja powoli, ale coraz szybciej będzie dochodziła do celu. W tym roku może się okazać, że jesteśmy poniżej tego celu - dodał szef banku centralnego.



Inflacja konsumencka wyniosła w grudniu ub.r. 3,3% r/r, a resort finansów szacuje, że w styczniu spadła do 3,2%. Rada Polityki Pieniężnej (RPP) podała ostatnio, że cel banku centralnego, wynoszący 2,5% r/r, może zostać osiągnięty w ciągu najbliższych kilku miesięcy.

Skrzypek przyznał, że bardziej obawia się o perspektywy wzrostu PKB.
Z większą troską patrzę na wzrost gospodarczy. Mamy duże szanse aby był on w Polsce dodatni, ale wymaga to skoordynowanych działań NBP, Ministerstwa Finansów, czyli rządu ,Komisji Nadzoru Finansowego, ale też całego rynku finansowego. który w Polsce jest zależny od tej sytuację - powiedział prezes NBP.

Wcześniej Skrzypek nie wykluczał, że wzrost PKB może w tym roku spowolnić do poniżej 2,0% z 4,8% w 2008 r., choć październikowa projekcja NBP przewiduje 2,8-proc. wzrost gospodarczy.

Prezes banku centralnego powtórzył też, że według niego ostatnie osłabienie złotego nie jest wynikiem ataków spekulacyjnych, a interwencje na rynku walutowym byłyby nieskuteczne. Wcześniej o spokój apelował także wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak, który równie zdecydowanie wykluczył konieczność interwencji na rynku walutowym.
wp.pl/
ISB 2009-02-05 (09:24)

Skrzypek: będą kolejne obniżki stóp proc.

Polska jest nadal w fazie luzowania polityki pieniężnej i należy spodziewać się dalszych obniżek stóp procentowych, ponieważ inflacja będzie spadać coraz szybciej i wkrótce może wynieść poniżej 2,5%, wynika z wypowiedzi prezesa Narodowego Banku Polskiego (NBP) Sławomira Skrzypka. Prezes powtórzył, że nie ma w tym momencie podstaw do interwencji na rynku walutowym.
Jesteśmy w fazie rozluźniania polityki monetarnej i dalsze decyzje o obniżaniu stóp procentowych są prawdopodobne - powiedział Skrzypek w środowym wywiadzie dla Polsat News.

Inflacja powoli, ale coraz szybciej będzie dochodziła do celu. W tym roku może się okazać, że jesteśmy poniżej tego celu - dodał szef banku centralnego.



Inflacja konsumencka wyniosła w grudniu ub.r. 3,3% r/r, a resort finansów szacuje, że w styczniu spadła do 3,2%. Rada Polityki Pieniężnej (RPP) podała ostatnio, że cel banku centralnego, wynoszący 2,5% r/r, może zostać osiągnięty w ciągu najbliższych kilku miesięcy.

Skrzypek przyznał, że bardziej obawia się o perspektywy wzrostu PKB.
Z większą troską patrzę na wzrost gospodarczy. Mamy duże szanse aby był on w Polsce dodatni, ale wymaga to skoordynowanych działań NBP, Ministerstwa Finansów, czyli rządu ,Komisji Nadzoru Finansowego, ale też całego rynku finansowego. który w Polsce jest zależny od tej sytuację - powiedział prezes NBP.

Wcześniej Skrzypek nie wykluczał, że wzrost PKB może w tym roku spowolnić do poniżej 2,0% z 4,8% w 2008 r., choć październikowa projekcja NBP przewiduje 2,8-proc. wzrost gospodarczy.

Prezes banku centralnego powtórzył też, że według niego ostatnie osłabienie złotego nie jest wynikiem ataków spekulacyjnych, a interwencje na rynku walutowym byłyby nieskuteczne. Wcześniej o spokój apelował także wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak, który równie zdecydowanie wykluczył konieczność interwencji na rynku walutowym.
wp.pl/
ISB 2009-02-05 (09:24)

Spekulanci pogrążają złotego

Polska waluta cały czas gwałtownie traci na wartości. Wczoraj przed południem za franka szwajcarskiego trzeba było już zapłacić nawet 3,15 zł. Z kolei euro sięgnęło 4,67 zł, a dolar kosztował 3,63 zł. Po południu sytuacja się trochę uspokoiła, a złoty nieznacznie odzyskał wartość.
Na rynku coraz częściej pojawiają się jednak przypuszczenia, że możemy mieć do czynienia wręcz ze spekulacyjnym atakiem na polską walutę. Mają za nim stać zagraniczne instytucje finansowe, które były wystawcami tzw. opcji walutowych dla polskich przedsiębiorstw. Teraz masowo pozbywają się złotego i skupują euro, bo wiedzą, że im bardziej polska waluta spadnie, tym więcej one zarobią. Firmy, by rozliczyć się ze swoich zobowiązań, będą bowiem musiały kupić euro po bardzo wysokim kursie.

Zlecenia na rynek napływają głównie z zagranicznych instytucji finansowych, przede wszystkim z Wielkiej Brytanii - mówi anonimowo jeden z dilerów walutowych. O spekulacjach na polskiej walucie mówią także anali tycy, chociaż wszyscy unikają podawania nazw banków najbardziej aktywnych na naszym rynku.
Tylko zagraniczne instytucje, które wystawiały opcje walutowe dla naszych przedsiębiorstw, wiedzą, jaka jest dokładnie skala tego zjawiska - podkreśla Grzegorz Mielcarek, doradca inwestycyjny z Investors TFI. Teraz będą ostro grać na osłabienie złotego, dopóki nie uznają, że zarobiły już wystarczająco dużo - uważa.

Tezę o potężnej spekulacji na polskiej walucie zdaniem analityków może potwierdzać również fakt, że w ostatnich dniach nie pojawiły się żadne nowe dane, które świadczyłyby o złej kondycji polskiej gospodarki.
W tej chwili mamy do czynienia z czymś nadzwyczajnym. To nie jest normalna sytuacja, by dochodziło do tak dużych wahań złotego w takim tempie jak obecnie - przyznaje Jarosław Klepacki, analityk walutowy z firmy doradczej ECM.

Jego zdaniem sytuację wokół złotego dodatkowo pogarszają obawy o opóźnienie wejścia Polski do strefy euro, a także złe nastroje w innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej. Wczoraj pojawiły się informacje o tym, że Estończycy masowo skupują euro w obawie o drastyczny spadek tamtejszej korony. Tylko podczas ostatniego weekendu skup euro skoczył tam aż o jedną piątą w porównaniu do ostatnich tygodni.

Pomimo bardzo napiętej sytuacji na rynku walutowym Narodowy Bank Polski na razie wyklucza przeprowadzenie jakiejkolwiek interwencji w obronie kursu złotego. Takie operacje polegają na tym, że bank centralny wyprzedaje waluty obce ze swoich rezerw, skupując złotego.

Jednak zdaniem prezesa NBP Sławomira Skrzypka interwencja walutowa nie powinna mieć miejsca. Podobnego zdania jest również minister gospodarki Waldemar Pawlak. Według niego interwencja na rynku byłaby tylko zachętą do dalszych spekulacji na naszej walucie.

Polska Dziennik Zachodni (07:47)/wp.pl

Spekulanci pogrążają złotego

Polska waluta cały czas gwałtownie traci na wartości. Wczoraj przed południem za franka szwajcarskiego trzeba było już zapłacić nawet 3,15 zł. Z kolei euro sięgnęło 4,67 zł, a dolar kosztował 3,63 zł. Po południu sytuacja się trochę uspokoiła, a złoty nieznacznie odzyskał wartość.
Na rynku coraz częściej pojawiają się jednak przypuszczenia, że możemy mieć do czynienia wręcz ze spekulacyjnym atakiem na polską walutę. Mają za nim stać zagraniczne instytucje finansowe, które były wystawcami tzw. opcji walutowych dla polskich przedsiębiorstw. Teraz masowo pozbywają się złotego i skupują euro, bo wiedzą, że im bardziej polska waluta spadnie, tym więcej one zarobią. Firmy, by rozliczyć się ze swoich zobowiązań, będą bowiem musiały kupić euro po bardzo wysokim kursie.

Zlecenia na rynek napływają głównie z zagranicznych instytucji finansowych, przede wszystkim z Wielkiej Brytanii - mówi anonimowo jeden z dilerów walutowych. O spekulacjach na polskiej walucie mówią także anali tycy, chociaż wszyscy unikają podawania nazw banków najbardziej aktywnych na naszym rynku.
Tylko zagraniczne instytucje, które wystawiały opcje walutowe dla naszych przedsiębiorstw, wiedzą, jaka jest dokładnie skala tego zjawiska - podkreśla Grzegorz Mielcarek, doradca inwestycyjny z Investors TFI. Teraz będą ostro grać na osłabienie złotego, dopóki nie uznają, że zarobiły już wystarczająco dużo - uważa.

Tezę o potężnej spekulacji na polskiej walucie zdaniem analityków może potwierdzać również fakt, że w ostatnich dniach nie pojawiły się żadne nowe dane, które świadczyłyby o złej kondycji polskiej gospodarki.
W tej chwili mamy do czynienia z czymś nadzwyczajnym. To nie jest normalna sytuacja, by dochodziło do tak dużych wahań złotego w takim tempie jak obecnie - przyznaje Jarosław Klepacki, analityk walutowy z firmy doradczej ECM.

Jego zdaniem sytuację wokół złotego dodatkowo pogarszają obawy o opóźnienie wejścia Polski do strefy euro, a także złe nastroje w innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej. Wczoraj pojawiły się informacje o tym, że Estończycy masowo skupują euro w obawie o drastyczny spadek tamtejszej korony. Tylko podczas ostatniego weekendu skup euro skoczył tam aż o jedną piątą w porównaniu do ostatnich tygodni.

Pomimo bardzo napiętej sytuacji na rynku walutowym Narodowy Bank Polski na razie wyklucza przeprowadzenie jakiejkolwiek interwencji w obronie kursu złotego. Takie operacje polegają na tym, że bank centralny wyprzedaje waluty obce ze swoich rezerw, skupując złotego.

Jednak zdaniem prezesa NBP Sławomira Skrzypka interwencja walutowa nie powinna mieć miejsca. Podobnego zdania jest również minister gospodarki Waldemar Pawlak. Według niego interwencja na rynku byłaby tylko zachętą do dalszych spekulacji na naszej walucie.

Polska Dziennik Zachodni (07:47)/wp.pl

GPW najniżej od 2003 roku

Wtorkowa sesja na GPW zakończyła się całkowitym zwycięstwem niewielkiej, ale zdeterminowanej strony podażowej.

Wczorajsze zakończenie sesji poniżej ubiegłorocznych minimów musiało popsuć nastroje wielu inwestorom, a niezdecydowanych przekonało do ucieczki z rynku akcji. Tak wyglądała dzisiejsza sesja na warszawskim parkiecie.

Indeks WIG20 pomimo niewielkich wzrostów na początku notowań, z godziny na godzinę słabł coraz bardziej i już przed południem znalazł się poniżej psychologicznego poziomu 1500, który minął bez większych problemów. Winę za dzisiejszą mocną przecenę ponosi głównie sektor bankowy, który zachowywał się fatalnie na czele z walorami banków PEKAO, PKO BP i BRE. Mocno taniały także akcje PKN Orlen, a niekwestionowanym liderem spadków była dzisiaj spółka TVN, której akcje spadły o ponad 14%.

Nasz rynek w trakcie sesji zachowywał się, jakby był kompletnie oderwany od rzeczywistości. Indeksy na GPW szorowały po dnie pomimo wzrostów na innych giełdach w Europie Zachodniej. Obroty na szczęście nie były zbyt wielkie, ale indeksy pomimo to mocno spadały. Istotnych informacji w trakcie sesji także nie było dużo. Negatywnie zaskoczył producent telefonów komórkowych firma Motorola. Strata w IV kwartale okazała się większa niż oczekiwano, spółka zawiesiła także dywidendę. Nawet zachowanie indeksów na Wall Street, które zaczęły odrabiać początkowe straty nie podziałało na inwestorów zachęcająco. Ostatecznie indeks WIG20 stracił na zamknięciu 4,78%. Indeksy mWIG40 oraz sWIG80 spadły o 2,05% i 1,79%. Obroty podczas dzisiejszej wyniosły poniżej 1 mld złotych.

Przebicie dołków z ubiegłego roku, które jeszcze w listopadzie udało się rynkowi obronić, dobitnie pokazuje, w jakiej kondycji znajduje się nasz rynek. Na GPW widać całkowity brak popytu, a nawet niewielka ilość sprzedających potrafi sprawić, że indeksy w trakcie sesji tracą po kilka procent. Niepokojące jest także całkowity brak reakcji naszego rynku na zachowanie giełd w Europie Zachodniej. Ciężko jest myśleć, że sytuacja szybko ulegnie poprawie. Można zakładać, że przy czarnym scenariuszu GPW w krótkim czasie osiągnie poziom 1200 punktów. Należy po prostu uzbroić się w cierpliwość i czekać na powrót do normalności. Obecną syt
Maciej Dyja
Powyższy tekst stanowi wyraz osobistych opinii i poglądów autora i nie powinien być traktowany jako rekomendacja kupna bądź sprzedaży papierów wartościowych.
money.pl 2009-02-03 17:47:02

GPW najniżej od 2003 roku

Wtorkowa sesja na GPW zakończyła się całkowitym zwycięstwem niewielkiej, ale zdeterminowanej strony podażowej.

Wczorajsze zakończenie sesji poniżej ubiegłorocznych minimów musiało popsuć nastroje wielu inwestorom, a niezdecydowanych przekonało do ucieczki z rynku akcji. Tak wyglądała dzisiejsza sesja na warszawskim parkiecie.

Indeks WIG20 pomimo niewielkich wzrostów na początku notowań, z godziny na godzinę słabł coraz bardziej i już przed południem znalazł się poniżej psychologicznego poziomu 1500, który minął bez większych problemów. Winę za dzisiejszą mocną przecenę ponosi głównie sektor bankowy, który zachowywał się fatalnie na czele z walorami banków PEKAO, PKO BP i BRE. Mocno taniały także akcje PKN Orlen, a niekwestionowanym liderem spadków była dzisiaj spółka TVN, której akcje spadły o ponad 14%.

Nasz rynek w trakcie sesji zachowywał się, jakby był kompletnie oderwany od rzeczywistości. Indeksy na GPW szorowały po dnie pomimo wzrostów na innych giełdach w Europie Zachodniej. Obroty na szczęście nie były zbyt wielkie, ale indeksy pomimo to mocno spadały. Istotnych informacji w trakcie sesji także nie było dużo. Negatywnie zaskoczył producent telefonów komórkowych firma Motorola. Strata w IV kwartale okazała się większa niż oczekiwano, spółka zawiesiła także dywidendę. Nawet zachowanie indeksów na Wall Street, które zaczęły odrabiać początkowe straty nie podziałało na inwestorów zachęcająco. Ostatecznie indeks WIG20 stracił na zamknięciu 4,78%. Indeksy mWIG40 oraz sWIG80 spadły o 2,05% i 1,79%. Obroty podczas dzisiejszej wyniosły poniżej 1 mld złotych.

Przebicie dołków z ubiegłego roku, które jeszcze w listopadzie udało się rynkowi obronić, dobitnie pokazuje, w jakiej kondycji znajduje się nasz rynek. Na GPW widać całkowity brak popytu, a nawet niewielka ilość sprzedających potrafi sprawić, że indeksy w trakcie sesji tracą po kilka procent. Niepokojące jest także całkowity brak reakcji naszego rynku na zachowanie giełd w Europie Zachodniej. Ciężko jest myśleć, że sytuacja szybko ulegnie poprawie. Można zakładać, że przy czarnym scenariuszu GPW w krótkim czasie osiągnie poziom 1200 punktów. Należy po prostu uzbroić się w cierpliwość i czekać na powrót do normalności. Obecną syt
Maciej Dyja
Powyższy tekst stanowi wyraz osobistych opinii i poglądów autora i nie powinien być traktowany jako rekomendacja kupna bądź sprzedaży papierów wartościowych.
money.pl 2009-02-03 17:47:02

Styczeń na GPW: Hitem okazali się deweloperzy

Styczeń nie okazał się łaskawy dla inwestorów. WI20 stracił 16 proc., a WIG 13 procent. Jeśli mówić o efekcie stycznia, to jak najbardziej negatywnym.
Sam początek roku dawał nadzieje, że nowy rok przyniesie lepsze nastroje na warszawskiej giełdzie. Inwestorzy pokładali nadzieje w nowym prezydencie USA oraz tzw. efekcie stycznia. Nic z tego - kryzys nadal ma wpływ na akcje. WIG stracił 12,87 proc., a WIG20 nawet 16 procent. Jak zawsze jednak - są tacy, którzy zarobili. I to niemało - w styczniu można było nawet podwoić majątek. Hitem minionego miesiąca okazali się spółki deweloperskie.

Najlepsi i najgorsi

W styczniu najlepiej poradziła sobie spółka z sektora deweloperów - Immoeast. Akcje firmy rodem z Austrii zyskały prawie 110 procent.

Więcej stóp zwrotu można uzyskać korzystając ze specjalnego narzędzia w Money.pl

Ponadto w pierwszej piątce naszego zestawienia znalazły się dwie inne spółki deweloperskie. Indeks branżowy WIG-Deweloperzy co prawda nie uzyskał dodatniej stopy zwrotu, ale spadł o połowę mniej niż rynek, o 6 procent.

Inwestorzy najwyraźniej uznali, że firm z tego sektora, które spadają od połowy 2007 r. są już naprawdę bardzo tanie.

Najwyższe stopy zwrotu w minionym miesiącu:

Spółka branża Stopa zwrotu w styczniu [proc.]
Immoeast deweloper 109,9
Asseco Business Solutions informatyka 50
JW Construction deweloper 49,25
Hygienika farmaceutyczny 42,59
Orco Property Group deweloper 40,89

*-ranking nie obejmuje tzw. spółek groszowych, których dzienne zmiany kursów mogą wynosić kilkadziesiąt procent
Źródło: Money.pl

Wśród najgorszych spółek stycznia 2009r. nie dominowały spółki jednej branży. Najgorzej radziła sobie firma ZNTK Łapy, produkująca tabór kolejowy. Spółka ma kłopoty, gdyż jej jedyny zleceniodawca - PKP Cargo, również nie radzi sobie najlepiej. W piątce najsłabszych spółek znalazły się także Odlewnie - ofiara opcji walutowych.

Najgorsze spółki stycznia:

Spółka Branża/Sektor Stopa zwrotu w styczniu [proc.]
ZNTK Łapy produkcja taboru kolejowego -58,52
ZPUE elektromaszynowy -58,35
Rainbow Tours turystyka -57,97
Odlewnie metalurgiczny -53,69
Prima Moda odzież -50,0

Źródło: Money.pl

Efekt stycznia - jaki efekt stycznia?

Gdy indeksy wzrosły na pierwszych kilku sesjach nowego roku, w mediach zrobiło się głośno o tzw. efekcie stycznia. Ma on mieć związek z psychologią rynku - czyli nowym rokiem i nowymi możliwościami, oraz tworzeniem nowych portfeli akcji przez zarządzających.

Money.pl przeanalizował stopy zwrotu indeksu WIG w styczniu od początku notowań Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie. Wybraliśmy WIG, który jako najstarszy i najszerszy indeks na parkiecie najlepiej oddaje emocje całego rynku. Okazało się, że średnia stopa zwrotu w styczniu do zaledwie nieco ponad 2 proc. wliczając także styczeń 2009 roku.

Rok Stopa zwrotu WIG w styczniu [proc.]
1992 -4
1993 1,28
1994 22,7
1995 -24,7
1996 25,8
1997 10,4
1998 -1,9
1999 9,3
2000 2,14
2001 0,19
2002 13,6
2003 -3,6
2004 5,0
2005 -2,6
2006 6,3
2007 7,6
2008 -16,6
2009 -13,3
Średnia 2,09

Źródło: Obliczenia własne

Miniony miesiąc okazał się przełomowy, jednak pod nieco innym względem. WIG osiągnął najniższy poziom całej bessy, dochodząc nawet do poziomu 24021 pkt., najniższego od sierpnia 2004 roku. Co więcej, ostania sesja stycznia nie przyniosła żadnej poprawy - indeks nadal znajduje się najniżej od ponad 4,5 roku.

cały materiał: money.pl 2009-02-02 06:30:02

Styczeń na GPW: Hitem okazali się deweloperzy

Styczeń nie okazał się łaskawy dla inwestorów. WI20 stracił 16 proc., a WIG 13 procent. Jeśli mówić o efekcie stycznia, to jak najbardziej negatywnym.
Sam początek roku dawał nadzieje, że nowy rok przyniesie lepsze nastroje na warszawskiej giełdzie. Inwestorzy pokładali nadzieje w nowym prezydencie USA oraz tzw. efekcie stycznia. Nic z tego - kryzys nadal ma wpływ na akcje. WIG stracił 12,87 proc., a WIG20 nawet 16 procent. Jak zawsze jednak - są tacy, którzy zarobili. I to niemało - w styczniu można było nawet podwoić majątek. Hitem minionego miesiąca okazali się spółki deweloperskie.

Najlepsi i najgorsi

W styczniu najlepiej poradziła sobie spółka z sektora deweloperów - Immoeast. Akcje firmy rodem z Austrii zyskały prawie 110 procent.

Więcej stóp zwrotu można uzyskać korzystając ze specjalnego narzędzia w Money.pl

Ponadto w pierwszej piątce naszego zestawienia znalazły się dwie inne spółki deweloperskie. Indeks branżowy WIG-Deweloperzy co prawda nie uzyskał dodatniej stopy zwrotu, ale spadł o połowę mniej niż rynek, o 6 procent.

Inwestorzy najwyraźniej uznali, że firm z tego sektora, które spadają od połowy 2007 r. są już naprawdę bardzo tanie.

Najwyższe stopy zwrotu w minionym miesiącu:

Spółka branża Stopa zwrotu w styczniu [proc.]
Immoeast deweloper 109,9
Asseco Business Solutions informatyka 50
JW Construction deweloper 49,25
Hygienika farmaceutyczny 42,59
Orco Property Group deweloper 40,89

*-ranking nie obejmuje tzw. spółek groszowych, których dzienne zmiany kursów mogą wynosić kilkadziesiąt procent
Źródło: Money.pl

Wśród najgorszych spółek stycznia 2009r. nie dominowały spółki jednej branży. Najgorzej radziła sobie firma ZNTK Łapy, produkująca tabór kolejowy. Spółka ma kłopoty, gdyż jej jedyny zleceniodawca - PKP Cargo, również nie radzi sobie najlepiej. W piątce najsłabszych spółek znalazły się także Odlewnie - ofiara opcji walutowych.

Najgorsze spółki stycznia:

Spółka Branża/Sektor Stopa zwrotu w styczniu [proc.]
ZNTK Łapy produkcja taboru kolejowego -58,52
ZPUE elektromaszynowy -58,35
Rainbow Tours turystyka -57,97
Odlewnie metalurgiczny -53,69
Prima Moda odzież -50,0

Źródło: Money.pl

Efekt stycznia - jaki efekt stycznia?

Gdy indeksy wzrosły na pierwszych kilku sesjach nowego roku, w mediach zrobiło się głośno o tzw. efekcie stycznia. Ma on mieć związek z psychologią rynku - czyli nowym rokiem i nowymi możliwościami, oraz tworzeniem nowych portfeli akcji przez zarządzających.

Money.pl przeanalizował stopy zwrotu indeksu WIG w styczniu od początku notowań Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie. Wybraliśmy WIG, który jako najstarszy i najszerszy indeks na parkiecie najlepiej oddaje emocje całego rynku. Okazało się, że średnia stopa zwrotu w styczniu do zaledwie nieco ponad 2 proc. wliczając także styczeń 2009 roku.

Rok Stopa zwrotu WIG w styczniu [proc.]
1992 -4
1993 1,28
1994 22,7
1995 -24,7
1996 25,8
1997 10,4
1998 -1,9
1999 9,3
2000 2,14
2001 0,19
2002 13,6
2003 -3,6
2004 5,0
2005 -2,6
2006 6,3
2007 7,6
2008 -16,6
2009 -13,3
Średnia 2,09

Źródło: Obliczenia własne

Miniony miesiąc okazał się przełomowy, jednak pod nieco innym względem. WIG osiągnął najniższy poziom całej bessy, dochodząc nawet do poziomu 24021 pkt., najniższego od sierpnia 2004 roku. Co więcej, ostania sesja stycznia nie przyniosła żadnej poprawy - indeks nadal znajduje się najniżej od ponad 4,5 roku.

cały materiał: money.pl 2009-02-02 06:30:02

Na tle regionu polska gospodarka będzie liderem

Według GUS nasza gospodarka rozwijała się w ubiegłym roku w tempie 4,8 procent. W tym na pewno nie będzie nas stać na taki wynik. Porównując jednak do krajów w naszym regionie - i tak będzie dobrze.

Najnowsze prognozy (z 27 stycznia) Banku Odbudowy i Rozwoju (EBOR) mówią o wzroście na poziomie 1,5 procent. W porównaniu z dotychczasowym tempem rozwoju to bardzo mało. A jak wygląda to w porównaniu do naszych sąsiadów?

Money.pl przeanalizował najnowsze dostępne prognozy dla krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Większość z nich została opublikowana przez instytucje związane z danym Państwem, czy to rząd czy bank centralny. Według tej miary, Polska, rzeczywiście będzie rozwijać się szybko, nawet na tle regionu.

Kraj Prognoza PKB na 2009 r. [proc.] Autor Data
Polska 3,7 rząd 3.12.2008
Czechy 2,9(0,5)* bank centralny 21.01.2009
Słowacja 2,7 ministerstwo finansów 26.01.2009
Rumunia 2,5 rząd 16.01.2009
Bułgaria 2,0 Bank Odbudowy i Rozwoju 27.01.2009
Węgry od -2,5 do -3 premier 28.01.2009
Litwa -3 do -5 Danske Bank 27.01.2009
Estonia -4,7 Komisja Europejska 20.01.2009
Łotwa -5 bank centralny 15.01.2009

Źródło: Obliczenia własne
*W nawiasie podano pesymistyczny scenariusz według banku centralnego Czech

Z pewnością jednak będziemy w tym roku w o wiele lepszej sytuacji niż kraje rozwinięte z Europy Zachodniej. Według najnowszych szacunków Międzynarodowego Funduszu Walutowego gospodarka Niemiec skurczy się aż o 2,5 procent.

Kraj Prognoza PKB na 2009 r. [proc.]
Chiny 6,7
Indie 5,1
Brazylia 1,8
Meksyk -0,3
Rosja -0,7
Kanada -1,2
USA -1,6
Hiszpania -1,7
Francja -1,9
Włochy -2,0
Niemcy -2,5
Japonia -2,6
Wielka Brytania -2,8

Źródło: MFW

Mimo że powyższe prognozy są najnowszymi, nadal trudno być pewnym ich spełnienia się. Na przykład widać (także w przypadku Polski), że rządowe instytucje są z reguły bardziej optymistyczne niż zewnętrzne. Na przykład rząd Słowacji zakłada wzrost PKB o 4,6 proc., podczas gdy Komisja Europejska mówi już o 2,7 procentach. Niespotykany od lat kryzys powoduje również skrajne różnice w przewidywaniach. Czechy zakładają, że ich gospodarka będzie się rozwijać na poziomie 2,9 proc., ale rozważają także alternatywny, pesymistyczny scenariusz - wzrost o zaledwie 0,5 procent.

źródło: money.pl 2009-01-30 06:35:50

Na tle regionu polska gospodarka będzie liderem

Według GUS nasza gospodarka rozwijała się w ubiegłym roku w tempie 4,8 procent. W tym na pewno nie będzie nas stać na taki wynik. Porównując jednak do krajów w naszym regionie - i tak będzie dobrze.

Najnowsze prognozy (z 27 stycznia) Banku Odbudowy i Rozwoju (EBOR) mówią o wzroście na poziomie 1,5 procent. W porównaniu z dotychczasowym tempem rozwoju to bardzo mało. A jak wygląda to w porównaniu do naszych sąsiadów?

Money.pl przeanalizował najnowsze dostępne prognozy dla krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Większość z nich została opublikowana przez instytucje związane z danym Państwem, czy to rząd czy bank centralny. Według tej miary, Polska, rzeczywiście będzie rozwijać się szybko, nawet na tle regionu.

Kraj Prognoza PKB na 2009 r. [proc.] Autor Data
Polska 3,7 rząd 3.12.2008
Czechy 2,9(0,5)* bank centralny 21.01.2009
Słowacja 2,7 ministerstwo finansów 26.01.2009
Rumunia 2,5 rząd 16.01.2009
Bułgaria 2,0 Bank Odbudowy i Rozwoju 27.01.2009
Węgry od -2,5 do -3 premier 28.01.2009
Litwa -3 do -5 Danske Bank 27.01.2009
Estonia -4,7 Komisja Europejska 20.01.2009
Łotwa -5 bank centralny 15.01.2009

Źródło: Obliczenia własne
*W nawiasie podano pesymistyczny scenariusz według banku centralnego Czech

Z pewnością jednak będziemy w tym roku w o wiele lepszej sytuacji niż kraje rozwinięte z Europy Zachodniej. Według najnowszych szacunków Międzynarodowego Funduszu Walutowego gospodarka Niemiec skurczy się aż o 2,5 procent.

Kraj Prognoza PKB na 2009 r. [proc.]
Chiny 6,7
Indie 5,1
Brazylia 1,8
Meksyk -0,3
Rosja -0,7
Kanada -1,2
USA -1,6
Hiszpania -1,7
Francja -1,9
Włochy -2,0
Niemcy -2,5
Japonia -2,6
Wielka Brytania -2,8

Źródło: MFW

Mimo że powyższe prognozy są najnowszymi, nadal trudno być pewnym ich spełnienia się. Na przykład widać (także w przypadku Polski), że rządowe instytucje są z reguły bardziej optymistyczne niż zewnętrzne. Na przykład rząd Słowacji zakłada wzrost PKB o 4,6 proc., podczas gdy Komisja Europejska mówi już o 2,7 procentach. Niespotykany od lat kryzys powoduje również skrajne różnice w przewidywaniach. Czechy zakładają, że ich gospodarka będzie się rozwijać na poziomie 2,9 proc., ale rozważają także alternatywny, pesymistyczny scenariusz - wzrost o zaledwie 0,5 procent.

źródło: money.pl 2009-01-30 06:35:50

Złoty bardzo tani. Słabnie przez opcje i spekulacje?

Jednym z powodów spadku kursu złotego mogą być zakupy walut przez polskie firmy, uwikłane w toksyczne opcje walutowe.

Jak pisze Gazeta Wyborcza zamiast zabezpieczyć się opcjami walutowym przed skutkami umacniającego się złotego, firmy decydowały się na spekulacje na walucie.

Nie przewidując gwałtownego osłabienia złotego, w 2008 roku zawarły umowy z bankami, na mocy których muszą dostarczać im euro po kursie na przykład 3 i pół złotego. Dziś płacą za nie na rynku o złotówkę więcej. Chcąc spłacić opcje, muszą skupować euro, co dodatkowo dołuje kurs naszej waluty - czytamy w Gazecie Wyborczej.

money.pl 2009-02-04 06:34:58

Złoty bardzo tani. Słabnie przez opcje i spekulacje?

Jednym z powodów spadku kursu złotego mogą być zakupy walut przez polskie firmy, uwikłane w toksyczne opcje walutowe.

Jak pisze Gazeta Wyborcza zamiast zabezpieczyć się opcjami walutowym przed skutkami umacniającego się złotego, firmy decydowały się na spekulacje na walucie.

Nie przewidując gwałtownego osłabienia złotego, w 2008 roku zawarły umowy z bankami, na mocy których muszą dostarczać im euro po kursie na przykład 3 i pół złotego. Dziś płacą za nie na rynku o złotówkę więcej. Chcąc spłacić opcje, muszą skupować euro, co dodatkowo dołuje kurs naszej waluty - czytamy w Gazecie Wyborczej.

money.pl 2009-02-04 06:34:58

Rynek apartamentów w kryzysie

Segment apartamentów i luksusowych penthausów ma przed sobą coraz bardziej ciekawą przyszłość. Będzie się dynamicznie rozwijał nie tylko w Warszawie, Krakowie czy Wrocławiu. Coraz bardziej atrakcyjne stają się również Sopot, Gdynia i Gdańsk, Szczecin oraz Poznań.

Ceny mieszkań w tym standardzie zaczynają się od dwukrotnej wartości za mkw. mieszkania klasy popularnej w tej samej okolicy. Dlatego też najmniejszy wydatek na mieszkanie tego typu, to rząd około 2 mln zł. Dla przykładu ceny penthausów w Sea Tower w Gdyni sięgają 4 mln zł, w podwarszawskim Komorowie w powstającej Villi Marina to wydatek ponad 2 mln zł za 260 mkw. Obecnie wstrzymana została realizacja projektów wysokościowców w Warszawie, Wrocławiu czy Poznaniu. Nie mniej jednak, rynek ten w naszym kraju dopiero zaczyna się rozwijać. Apartamenty stanowią synonim luksusu, nieodłączny element bogacącego się społeczeństwa, dlatego nie należy spodziewać się spadku ich cen. Podobną zależność zaobserwować można w przypadku innych dóbr luksusowych, np. jachtów.

W okresie ostatniego boomu mieszkaniowego, nazwa apartament była wielokrotnie nadużywana w stosunku do mieszkań cztero- i pięciopokojowych. Rzadko bowiem spełniały one założenia konstrukcyjne: minimum 100 mkw i wysokość wnętrza 3,5 m, bądź 2 kondygnacje - dzienna i sypialna oraz tarasy z ogrodem. Nie zapominajmy również o założeniach jakościowych, takich jak recepcja, stały dozór. Mieszkania w tym standardzie powinny być również wykończone luksusowymi materiałami i wyposażone "ze smakiem". Spotykane wśród deweloperów, a także agencji nieruchomości określenia mieszkań tym terminem, jest sporym nadużyciem.

Apartamenty usytuowane w atrakcyjnych i niepowtarzalnych lokalizacjach, zawsze kojarzone były z prestiżem i luksusem. Chęć więc zamieszkania lub posiadania takiej nieruchomości, będzie wciąż bardzo duża. Potencjalni nabywcy mogą mieć pewność, że zainwestowane w ten sposób pieniądze będą bezpieczną i bardzo zyskowną lokatą, której nie zapewni inny instrument finansowy. Segment apartamentów z prawdziwego zdarzenia, nadal będzie cieszył się dużym zainteresowaniem wśród firm oraz cudzoziemców. Pod kątem wynajmu jest to jednak rynek bardzo specyficzny, często wręcz sezonowy. Wśród najemców takich lokali występują zazwyczaj przedstawiciele firm. Szukają oni przede wszystkim spokoju i komfortu. Chętnie wynajmują więc lokale i apartamenty w zamkniętych osiedlach, gdzie mogą liczyć na dyskrecję, spokój i dobre warunki do pracy.

W kwestii opłacalności wynajmowania mieszkania, w najkorzystniejszej sytuacji są osoby, które nabyły apartament ze środków własnych. Po odjęciu kosztów czynszu i mediów pozostaje zysk. Osoby, które posiłkowały się kredytem muszą liczyć się z kosztami raty kredytu, w tym przypadku dobrze, aby cena najmu równoważyła nam koszt raty. Najistotniejszymi elementami stanowiącymi o atrakcyjności lokalu jest niezmiennie lokalizacja, otoczenie oraz komunikacja. W zależności od grupy docelowej, istotne są czynniki takie jak jakość wykończenia i wyposażenia.

Sebastian Saliński

wp.pl Wtorek, 3 lutego (11:05)

Rynek apartamentów w kryzysie

Segment apartamentów i luksusowych penthausów ma przed sobą coraz bardziej ciekawą przyszłość. Będzie się dynamicznie rozwijał nie tylko w Warszawie, Krakowie czy Wrocławiu. Coraz bardziej atrakcyjne stają się również Sopot, Gdynia i Gdańsk, Szczecin oraz Poznań.

Ceny mieszkań w tym standardzie zaczynają się od dwukrotnej wartości za mkw. mieszkania klasy popularnej w tej samej okolicy. Dlatego też najmniejszy wydatek na mieszkanie tego typu, to rząd około 2 mln zł. Dla przykładu ceny penthausów w Sea Tower w Gdyni sięgają 4 mln zł, w podwarszawskim Komorowie w powstającej Villi Marina to wydatek ponad 2 mln zł za 260 mkw. Obecnie wstrzymana została realizacja projektów wysokościowców w Warszawie, Wrocławiu czy Poznaniu. Nie mniej jednak, rynek ten w naszym kraju dopiero zaczyna się rozwijać. Apartamenty stanowią synonim luksusu, nieodłączny element bogacącego się społeczeństwa, dlatego nie należy spodziewać się spadku ich cen. Podobną zależność zaobserwować można w przypadku innych dóbr luksusowych, np. jachtów.

W okresie ostatniego boomu mieszkaniowego, nazwa apartament była wielokrotnie nadużywana w stosunku do mieszkań cztero- i pięciopokojowych. Rzadko bowiem spełniały one założenia konstrukcyjne: minimum 100 mkw i wysokość wnętrza 3,5 m, bądź 2 kondygnacje - dzienna i sypialna oraz tarasy z ogrodem. Nie zapominajmy również o założeniach jakościowych, takich jak recepcja, stały dozór. Mieszkania w tym standardzie powinny być również wykończone luksusowymi materiałami i wyposażone "ze smakiem". Spotykane wśród deweloperów, a także agencji nieruchomości określenia mieszkań tym terminem, jest sporym nadużyciem.

Apartamenty usytuowane w atrakcyjnych i niepowtarzalnych lokalizacjach, zawsze kojarzone były z prestiżem i luksusem. Chęć więc zamieszkania lub posiadania takiej nieruchomości, będzie wciąż bardzo duża. Potencjalni nabywcy mogą mieć pewność, że zainwestowane w ten sposób pieniądze będą bezpieczną i bardzo zyskowną lokatą, której nie zapewni inny instrument finansowy. Segment apartamentów z prawdziwego zdarzenia, nadal będzie cieszył się dużym zainteresowaniem wśród firm oraz cudzoziemców. Pod kątem wynajmu jest to jednak rynek bardzo specyficzny, często wręcz sezonowy. Wśród najemców takich lokali występują zazwyczaj przedstawiciele firm. Szukają oni przede wszystkim spokoju i komfortu. Chętnie wynajmują więc lokale i apartamenty w zamkniętych osiedlach, gdzie mogą liczyć na dyskrecję, spokój i dobre warunki do pracy.

W kwestii opłacalności wynajmowania mieszkania, w najkorzystniejszej sytuacji są osoby, które nabyły apartament ze środków własnych. Po odjęciu kosztów czynszu i mediów pozostaje zysk. Osoby, które posiłkowały się kredytem muszą liczyć się z kosztami raty kredytu, w tym przypadku dobrze, aby cena najmu równoważyła nam koszt raty. Najistotniejszymi elementami stanowiącymi o atrakcyjności lokalu jest niezmiennie lokalizacja, otoczenie oraz komunikacja. W zależności od grupy docelowej, istotne są czynniki takie jak jakość wykończenia i wyposażenia.

Sebastian Saliński

wp.pl Wtorek, 3 lutego (11:05)

Najprostszy sposób na dług

Spółdzielnia Mieszkaniowa "Czuby" w Lublinie zdecydowała się na wystawienie na licytację mieszkania... razem z zadłużoną rodziną, informuje "Dziennik Wschodni". Nie pomogła spłata niemal połowy zaległości, wynoszącej 19 tys. zł.

W ub. tygodniu zadłużone mieszkanie po raz pierwszy trafiło na licytację. Lokal wart 240 tys. zł można było kupić za trzy czwarte wartości. Nie było chętnych.

Następna licytacja odbędzie się w czerwcu. Do tego czasu zadłużona lokatorka ma możliwość uregulowania całości wierzytelności.

Zastępca prezesa SM "Czuby" Adam Ziółek wyjaśnił "Dziennikowi Wschodniemu", że licytacja razem z lokatorem to najprostszy sposób na odzyskanie długu. Nie trzeba przeprowadzać eksmisji i szukać lokalu zastępczego.

interia.pl Wtorek, 3 lutego (07:31)

Najprostszy sposób na dług

Spółdzielnia Mieszkaniowa "Czuby" w Lublinie zdecydowała się na wystawienie na licytację mieszkania... razem z zadłużoną rodziną, informuje "Dziennik Wschodni". Nie pomogła spłata niemal połowy zaległości, wynoszącej 19 tys. zł.

W ub. tygodniu zadłużone mieszkanie po raz pierwszy trafiło na licytację. Lokal wart 240 tys. zł można było kupić za trzy czwarte wartości. Nie było chętnych.

Następna licytacja odbędzie się w czerwcu. Do tego czasu zadłużona lokatorka ma możliwość uregulowania całości wierzytelności.

Zastępca prezesa SM "Czuby" Adam Ziółek wyjaśnił "Dziennikowi Wschodniemu", że licytacja razem z lokatorem to najprostszy sposób na odzyskanie długu. Nie trzeba przeprowadzać eksmisji i szukać lokalu zastępczego.

interia.pl Wtorek, 3 lutego (07:31)

MG:Pawlak: Nie będzie interwencji na złotym

Interwencja na rynku walutowym nie jest potrzebna - powiedział w środę w radiowych "Sygnałach Dnia" wicepremier, minister gospodarki Waldemar Pawlak. W jego ocenie taka interwencja byłaby jedynie zachętą dla spekulantów.

- Nie ma potrzeby interwencji na rynku walutowym, bo to byłaby tylko zachęta dla spekulantów. Wydaje się, że zachowanie płynnego kursu złotego jest najlepszym zabezpieczeniem. Tu nie ma zagrożeń, które byłyby tak istotne, by podejmować taką interwencję na rynku walutowym - powiedział.

- Paradoksalnie osłabienie złotego może być pomocne w przezwyciężeniu tych obecnych zjawisk kryzysowych, bo poprawi konkurencyjność na rynkach zagranicznych naszych krajowych produktów - podkreślił. - Również na krajowym rynku pozycja polskich produktów się poprawia - dodał.

W jego ocenie zmniejszanie i przenoszenie zadań budżetowych na przyszłe okresy albo rezygnacja z nich jest dobrym rozwiązaniem, patrząc na wcześniejsze doświadczenia Polski - np. z lat 80. - Dosypywanie pieniędzy i tworzenie dużego deficytu rodzą zagrożenie inflacją i hiperinflacją - powiedział. W latach 80. mieliśmy za dużo pustego pieniądza - przypomniał.

Zdaniem Pawlaka taka polityka rządu jest roztropna.

- W takich trudnych i kryzysowych czasach trzeba pamiętać, by nie tylko ściskać portfel, ale też trzeba robić zakupy, które będą najbardziej potrzebne i pozwolą nam przetrwać te trudne czasy - dodał.

We wtorek rząd zaplanował oszczędności w administracji i zmianę finansowania wydatków infrastrukturalnych na kwotę 19,7 mld zł. 10 mld zł rząd chce zaoszczędzić w resortach i województwach, a nowa forma finansowania wydatków infrastrukturalnych da kolejne 9,7 miliarda złotych.

źródło informacji: PAP/wp.pl

MG:Pawlak: Nie będzie interwencji na złotym

Interwencja na rynku walutowym nie jest potrzebna - powiedział w środę w radiowych "Sygnałach Dnia" wicepremier, minister gospodarki Waldemar Pawlak. W jego ocenie taka interwencja byłaby jedynie zachętą dla spekulantów.

- Nie ma potrzeby interwencji na rynku walutowym, bo to byłaby tylko zachęta dla spekulantów. Wydaje się, że zachowanie płynnego kursu złotego jest najlepszym zabezpieczeniem. Tu nie ma zagrożeń, które byłyby tak istotne, by podejmować taką interwencję na rynku walutowym - powiedział.

- Paradoksalnie osłabienie złotego może być pomocne w przezwyciężeniu tych obecnych zjawisk kryzysowych, bo poprawi konkurencyjność na rynkach zagranicznych naszych krajowych produktów - podkreślił. - Również na krajowym rynku pozycja polskich produktów się poprawia - dodał.

W jego ocenie zmniejszanie i przenoszenie zadań budżetowych na przyszłe okresy albo rezygnacja z nich jest dobrym rozwiązaniem, patrząc na wcześniejsze doświadczenia Polski - np. z lat 80. - Dosypywanie pieniędzy i tworzenie dużego deficytu rodzą zagrożenie inflacją i hiperinflacją - powiedział. W latach 80. mieliśmy za dużo pustego pieniądza - przypomniał.

Zdaniem Pawlaka taka polityka rządu jest roztropna.

- W takich trudnych i kryzysowych czasach trzeba pamiętać, by nie tylko ściskać portfel, ale też trzeba robić zakupy, które będą najbardziej potrzebne i pozwolą nam przetrwać te trudne czasy - dodał.

We wtorek rząd zaplanował oszczędności w administracji i zmianę finansowania wydatków infrastrukturalnych na kwotę 19,7 mld zł. 10 mld zł rząd chce zaoszczędzić w resortach i województwach, a nowa forma finansowania wydatków infrastrukturalnych da kolejne 9,7 miliarda złotych.

źródło informacji: PAP/wp.pl

Giełdy w górę po danych z rynku nieruchomości

Wtorkowa sesja na giełdach w Stanach Zjednoczonych, po kilku słabych sesjach, przyniosła wyraźny wzrost. Głównie dzięki niespodziewanie dobrym danym o sprzedaży mieszkań.
Dodatkowy optymizm wywołały też informacje o tym, że Senat USA wystąpił z własną propozycją pakietu ratunkowego (ang. stimulus package). Zinterpretowano to jako sygnał, że obie izby Kongresu są bliskie przyjęcia rozwiązania, które częściowo osłoni rynek przed efektami pogłębiającej się recesji.

Na zamknięciu Dow Jones Industrial wzrósł o 140,57 pkt. czyli 1,77 proc. do 8.077,40 pkt.
Nasdaq Comp. zwyżkował o 21,87 pkt. czyli 1,46 proc. do poziomu 1.516,30 pkt.

S&P 500 wzrósł o 12,76 pkt. czyli 1,55 proc. do 838,20 pkt.

Liczba umów na sprzedaż domów, podpisanych w grudniu 2008 roku przez Amerykanów wzrosła nieoczekiwanie miesiąc do miesiąca o 6,3 proc. - podało Krajowe Stowarzyszenie Pośredników w Handlu Nieruchomościami.

Analitycy z Wall Street spodziewali się w grudniu liczby umów na niezmienionym poziomie.

Bardzo dobre wyniki giganta farmaceutycznego Merck, który zyskał w ciągu dnia 6,4 proc. pociągnęły w górę inne firmy z tej branży. W rezultacie akcje z sektora ochrony zdrowia dały we wtorek najsilniejsze bodźce dla Dow Jones i S&P 500.

Lepsze od oczekiwań wyniki kwartalne podał też Schering-Plough, co wywindowało kurs akcji tej spółki ponad 7 proc.

Drugi dzień z rzędu zyskiwały na wartości akcje spółek technologicznych, w tym np. Microsoftu - we wtorek wzrost o 3,8 proc. Rynek liczy, że po wejściu w życie planu ratunkowego prezydenta Obamy wzrośnie popyt ze strony konsumentów.
Tracili producenci samochodów. Amerykański oddział General Motors pokazał spadek sprzedaży w styczniu 2009 roku o 49 proc., a Ford sprzedał o 40 proc. mniej samochodów niż przed rokiem. Sprzedaż Toyoty obniżyła się w styczniu o 32 proc., a Hondy o 28 proc.

Analitycy spodziewają się, że również pozostali producenci aut pokażą spadek sprzedaży w USA w styczniu.

Wtorek był kolejnym słabym dniem dla amerykańskich banków. JP Morgan stracił w ciągu dnia 4,6 proc., Bank of America, po czterech kolejnych dniach spadkach, stracił 11,8 proc. (PAP)
wp.p/PAP | 03.02.2009 | 23:30

Giełdy w górę po danych z rynku nieruchomości

Wtorkowa sesja na giełdach w Stanach Zjednoczonych, po kilku słabych sesjach, przyniosła wyraźny wzrost. Głównie dzięki niespodziewanie dobrym danym o sprzedaży mieszkań.
Dodatkowy optymizm wywołały też informacje o tym, że Senat USA wystąpił z własną propozycją pakietu ratunkowego (ang. stimulus package). Zinterpretowano to jako sygnał, że obie izby Kongresu są bliskie przyjęcia rozwiązania, które częściowo osłoni rynek przed efektami pogłębiającej się recesji.

Na zamknięciu Dow Jones Industrial wzrósł o 140,57 pkt. czyli 1,77 proc. do 8.077,40 pkt.
Nasdaq Comp. zwyżkował o 21,87 pkt. czyli 1,46 proc. do poziomu 1.516,30 pkt.

S&P 500 wzrósł o 12,76 pkt. czyli 1,55 proc. do 838,20 pkt.

Liczba umów na sprzedaż domów, podpisanych w grudniu 2008 roku przez Amerykanów wzrosła nieoczekiwanie miesiąc do miesiąca o 6,3 proc. - podało Krajowe Stowarzyszenie Pośredników w Handlu Nieruchomościami.

Analitycy z Wall Street spodziewali się w grudniu liczby umów na niezmienionym poziomie.

Bardzo dobre wyniki giganta farmaceutycznego Merck, który zyskał w ciągu dnia 6,4 proc. pociągnęły w górę inne firmy z tej branży. W rezultacie akcje z sektora ochrony zdrowia dały we wtorek najsilniejsze bodźce dla Dow Jones i S&P 500.

Lepsze od oczekiwań wyniki kwartalne podał też Schering-Plough, co wywindowało kurs akcji tej spółki ponad 7 proc.

Drugi dzień z rzędu zyskiwały na wartości akcje spółek technologicznych, w tym np. Microsoftu - we wtorek wzrost o 3,8 proc. Rynek liczy, że po wejściu w życie planu ratunkowego prezydenta Obamy wzrośnie popyt ze strony konsumentów.
Tracili producenci samochodów. Amerykański oddział General Motors pokazał spadek sprzedaży w styczniu 2009 roku o 49 proc., a Ford sprzedał o 40 proc. mniej samochodów niż przed rokiem. Sprzedaż Toyoty obniżyła się w styczniu o 32 proc., a Hondy o 28 proc.

Analitycy spodziewają się, że również pozostali producenci aut pokażą spadek sprzedaży w USA w styczniu.

Wtorek był kolejnym słabym dniem dla amerykańskich banków. JP Morgan stracił w ciągu dnia 4,6 proc., Bank of America, po czterech kolejnych dniach spadkach, stracił 11,8 proc. (PAP)
wp.p/PAP | 03.02.2009 | 23:30

Dwucyfrowe bezrobocie znów straszy

Urzędnicy Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej prognozują, że stopa bezrobocia już w styczniu przekroczy 10 procent - pisze dziennik "Polska". Jeśli wzrost gospodarczy zmniejszy się o 1-2 punkty procentowe, to stopa bezrobocia może sięgnąć 12 procent - uważa minister Jolanta Fedak
"Polska" pisze, że przyczyną wzrostu bezrobocia jest drastyczny spadek eksportu, głównie do ogarniętych recesją krajów Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, a tym samym skurczenie się portfela zamówień polskich firm. By przetrwać, spółki ostro tną zatrudnienie. Wczoraj zwolnienie 400 osób zapowiedziała firma Newag należąca do Zbigniewa Jakubasa. Redukcje są też w Poczcie Polskiej, w firmach budowlanych, bankach, wydawnictwach - czytamy w gazecie.
Według Jolanty Fedak, wpływ na wzrost bezrobocia może mieć również zasilenie grupy bezrobotnych przez pracowników sezonowych, którzy w miesiącach letnich znajdują pracę w rolnictwie, ogrodnictwie i budownictwie, oraz przez osoby wracające z zarobkowej emigracji. Minister zapowiada, że bardziej konkretne dane dotyczące bezrobocia przedstawi w przyszłym tygodniu
wp/ IAR | 04.02.2009 | 01:40

Https://wgn.pl - aktualne oferty

Oceń nasz serwis

średnia ocen: 4,3

Ten serwis korzysta z mechanizmów cookies (ciasteczka)

| Polityka Cookies