Ze świata nieruchomości - strona 69

Nieruchomości komercyjne – nowe kłopoty w USA

Ceny nieruchomości komercyjnych w USA w niektórych segmentach rynku są o ponad 70 proc. niższe niż w szczycie koniunktury. Szacuje się, że nawet 750 mld USD kredytów może nie doczekać się refinansowania.
O problemach amerykańskiego rynku nieruchomości w ciągu ostatnich miesięcy pisano dużo i wyczerpująco. Kredyty hipoteczne, udzielane rodzinom nie posiadającym wystarczającej zdolności kredytowej, stały się główną przyczyną globalnego kryzysu finansowego, jednak do tej pory większość analityków koncentrowała uwagę na segmencie mieszkaniowym. Sytuacja na rynku nieruchomości komercyjnych obecnie przypomina to, co w połowie 2007 roku działo się na rynku kredytów subprime – najbardziej dociekliwi eksperci biją na alarm, podczas gdy najbardziej wpływowe media przymykają oko na zagrożenia i wolą odpowiadać na społeczne zapotrzebowanie serwując optymistyczne newsy o końcu kryzysu.

Nieruchomości komercyjne to grunty i budynki będące własnością przedsiębiorstw lub więcej niż czterech rodzin.

W księgach finansowych banków kredyty udzielone na zakup nieruchomości komercyjnych występują w czterech podstawowych kategoriach:

•    kredyty na nieruchomości rolne,
•    kredyty na nieruchomości wielorodzinne (np. apartamentowce, kondominia),
•    kredyty na nieruchomości budowlane i deweloperskie (np. na zakup gruntów czy nowe projekty deweloperskie o komercyjnym przeznaczeniu),
•    kredyty na wybudowane nieruchomości komercyjne (głównie biurowce, fabryki i magazyny).
 
Ceny nieruchomości komercyjnych
(z podziałem na biura, apartamenty, powierzchnie przemysłowe i detaliczne; 1994=100)

 
Źródło: MIT Center for Real Estate

Szersze pole rażenia

Banki niezbyt chętnie handlowały między sobą dużymi pakietami kredytów na nieruchomości komercyjne – sekurytyzowane kredyty stanowią obecnie ok. 20 proc. całego rynku, którego wartość szacuje się na ok. trzy biliony dolarów. Ponad 60 proc. komercyjnych hipotek znajduje się bezpośrednio w bilansach banków, które udzieliły pożyczek. Jest to bardzo istotne z następującego powodu: przede wszystkim ryzyko jest bardziej rozproszone niż w przypadku tzw. toksycznych aktywów opartych na zwykłych kredytach hipotecznych, którymi obrót przed pęknięciem spekulacyjnej bańki stał się tak powszechny, że instytucje finansowe właściwie nie zwracały uwagi na to, czym handlują, a jedynie na rating kupowanych papierów wartościowych.

Większe rozproszenie kredytów na nieruchomości komercyjne oznacza, że w przypadku załamania koniunktury, pole rażenia nie dotyczy tylko takich gigantów o strategicznym znaczeniu dla światowych rynków finansowych, jak największe banki inwestycyjne, ale także małych, lokalnych banków, które nie były zainteresowane skomplikowanymi instrumentami pochodnymi. Różnica w stosunku do pierwszej fali kryzysu polega na tym, że drugie uderzenie może mieć bardziej lokalny charakter, ale tym razem zagrożone są także najbardziej konserwatywne banki, w których pokłada się nadzieje na zmniejszenie bezrobocia i wyciągnięcie gospodarki USA z zapaści. FDIC, czyli organ administracji odpowiedzialny za gwarancje bezpieczeństwa depozytów amerykańskich bankach, niedawno zaczął rozważać zaciąganie pożyczek w bankach komercyjnych, ponieważ państwowe środki na ten cel topnieją znacznie szybciej niż przewidywano (licznik tegorocznych bankrutów zbliża się do 120).
„Między masakrą a kataklizmem”

O ile w segmencie domów i mieszkań, od kilku miesięcy można mówić o wyhamowaniu lawiny bankructw (we wrześniu trzeci miesiąc z rzędu zmniejszała się liczba komorniczych aukcji), to w przypadku nieruchomości komercyjnych reakcja łańcuchowa dopiero się zaczyna. W ciągu ostatniej dekady najdynamiczniejszy wzrost, jeśli chodzi o kredyty na nieruchomości dla przedsiębiorstw, występował w obszarze budowlano-deweloperskim, co sugeruje, że pokaźna część kapitału była wykorzystana do celów spekulacyjnych. Kilka dni temu w wywiadzie udzielonym amerykańskiej stacji telewizyjnej CNBC, Willam Mack, założyciel firmy doradczej Area Property Partners i funduszu inwestującego w nieruchomości komercyjne, stwierdził, że rynek nieruchomości komercyjnych w USA to obecnie „coś pomiędzy masakrą a kataklizmem”. Najbardziej dramatycznie wygląda sytuacja właścicieli surowych gruntów, które potaniały w ciągu kilkunastu miesięcy nawet o 70-80 proc. Nieco wolniej spadają ceny hoteli oraz powierzchni handlowych najmowanych przez sklepy detaliczne, ponieważ nawet te położone w atrakcyjnych lokalizacjach coraz częściej świecą pustkami. Najlepiej przed kryzysem broni się segment nieruchomości wielorodzinnych.

Bez popytu na nowe nieruchomości (i przy przytłaczającej podaży) projekty deweloperskie są wstrzymywane, nowe budowy nie mają ekonomicznego uzasadnienia, a budynki oddawane do użytku nie znajdują najemców. Mówiąc innymi słowy, wszystkie komponenty decydujące o wartości nieruchomości komercyjnych ulegają pogorszeniu jednocześnie:

•    spada odsetek użytkowanych nieruchomości,
•    spadają czynsze,
•    rośnie stopa zwrotu wymagana przez inwestorów (tzw. capitalization rate) – przy niższych przepływach pieniężnych zwrot kapitału początkowego musi być rozłożony na dłuższy okres.

Wartość złych kredytów udzielonych na nieruchomości komercyjne zaczęła rosnąć w 2008 roku. We wrześniu 2009 roku dłużnicy zalegający z płatnościami ponad 60 dni nie spłacili 22,4 mld USD zobowiązań, co jest siedmiokrotnie wyższą kwotą niż rok temu. Jednak według prognoz analityków i reprezentantów branży prawdziwe problemy dopiero się zaczynają. Deflacyjna spirala rozkręca się coraz szybciej i wkrótce doprowadzi do masowej weryfikacji wycen nieruchomości komercyjnych, a to w połączeniu z niedostępnymi kredytami oznaczać będzie wielomiliardowe straty banków. Dr. Randall Zisler, autor opublikowanego niedawno raportu o rynku nieruchomości komercyjnych w stanie Kalifornia, szacuje wartość złych kredytów na 500 – 750 mld USD.

Zapomnijcie o refinansowaniu

Spośród trzech bilionów dolarów udzielonych kredytów, kredyty o wartości ok. 1,4 bln USD posiadają datę zapadalności do czterech lat. Konstrukcja kredytów na nieruchomości różni się od zwykłego kredytu hipotecznego na dom – transakcje z reguły zawierane są na krótszy okres, ok. 5-10 lat, a dłużnik najczęściej po okresie spłaty rat musi uiścić ostatnią wielką płatność, określaną mianem raty balonowej. Problem polega na tym, że do niedawna typowe źródła finansowania nie wchodzą już w grę, a to oznacza, że wygasające kredyty albo będą musiały zostać refinansowane na znacznie gorszych warunkach, albo uznane zostaną za nieściągalne, co jest równoznaczne z zajęciem nieruchomości przez bank i bankructwem dłużnika.
 
Premia za ryzyko wg ratingów
różnica w pkt. bazowych między dziesięcioletnimi CMBS
(papierami opartymi o kredyty na nieruchomości komercyjne) a obligacjami USA

 
Źródło: Morgan Stanley

Aby nie być posądzonym o czarnowidztwo bez poparcia, powyżej zamieszczam wykres, przedstawiający premię za ryzyko dla różnych transz papierów wartościowych bazujących na kredytach udzielonych w celu nabycia nieruchomości komercyjnych (CMBS). Widzimy, że najbezpieczniejsze instrumenty z tej kategorii, posiadające ocenę AAA, wyceniane są o ok. 10 punktów procentowych wyżej niż dziesięcioletnie obligacje rządowe, co przy cenach z połowy listopada 2009 roku daje rentowność na poziomie ok. 13,5 proc. Z punktu widzenia inwestora to potencjalny zysk, jeżeli dług zostanie spłacony, natomiast z punktu widzenia firm starających się o refinansowanie wygasających wkrótce kredytów, jest to koszt kapitału. W przypadku papierów o najniższym ratingu (BBB-), za pożyczkę trzeba do rentowności obligacji rządowych doliczyć blisko 90 punktów procentowych. Trudno oczekiwać, żeby firmom opłacało się rolować dług na takich warunkach, a dodatkowo wypada przypomnieć, że owe ratingi dotyczą tylko wspomnianych na początku tekstu 20 proc. rynku. Większość kredytów na nieruchomości komercyjne nie jest przedmiotem obrotu na rynku wtórnym i nie posiada ocen przyznawanych przez agencje ratingowe, co w żadnym wypadku nie oznacza, że sytuacja tych kredytobiorców jest diametralnie inna.

Cytując słowa wypowiedziane przez Georga Sorosa „należy się przygotować na upuszczanie krwi”, zwłaszcza przez banki i firmy, które do inwestowania na rynku nieruchomości wykorzystywały dźwignię finansową. Na koniec tego niezbyt optymistycznego tekstu zaserwuję jeszcze kilka faktów:

•    indeks cen nieruchomości komercyjnych w USA sporządzany przez Agencję Moody’s spadł o 41 proc. od października 2007 roku;
•    Goldman Sachs prognozował we wrześniu 2009 roku, że ceny nieruchomości komercyjnych spadną do IV kw. 2010 roku o 17 proc.;
•    w III kw. 2009 roku 17 proc. wszystkich powierzchni biurowych stało pustych (wg firmy badawczej Reis Inc.);
•    w październiku 2009 roku wniosek o upadłość złożyła firma Capmark Financial Group, która w latach 2006-2007 udzieliła 60 mld USD kredytów na nieruchomości komercyjne.

Łukasz Wróbel
Open Finance

gk

Nowoczesne aleje nową wizytówką Krakowa?

Urbaniści z Komisji Planowania Przestrzennego Rady Miasta Krakowa chcą przekształcić ulicę Mogilską i aleję Pokoju w wielkomiejskie aleje, a na obszarze pomiędzy nimi ulokować luksusowe centrum usługowe.
Dzisiaj ten fragment miasta jest chaotycznie zabudowany, z magazynami, stacjami benzynowymi i drobnymi warsztatami. Plan zagospodarowania ma sprawić, że nowe budynki będą powstały w sposób uporządkowany. Przy ul. Mogilskiej i al. Pokoju będą dominować nowoczesne kilkunastopiętrowe biurowce, skierowane frontem elewacji w kierunku ulicy. Ich maksymalna wysokość to 40 m.

Osiedla mieszkaniowe, które powstaną w przyszłości nie będą ogrodzone, dzięki temu zlokalizowane na parterze sklepy będą ogólnodostępne. Przewidziano również miejsce na osiedlowe parki, w pobliżu znajdą się szkoły, place zabaw, ścieżki rowerowe, boiska sportowe.

Projekt planu zagospodarowania obejmuje teren o powierzchni 47 ha pomiędzy ul. Mogilską, al. Pokoju, Francesco Nullo oraz linią kolejową. Szybkie uchwalenie planu jest istotne, ponieważ obszar ten znajduje się obecnie pod silną presją inwestorów .

Źródło: money.pl

Nowoczesne aleje nową wizytówką Krakowa?

Urbaniści z Komisji Planowania Przestrzennego Rady Miasta Krakowa chcą przekształcić ulicę Mogilską i aleję Pokoju w wielkomiejskie aleje, a na obszarze pomiędzy nimi ulokować luksusowe centrum usługowe.
Dzisiaj ten fragment miasta jest chaotycznie zabudowany, z magazynami, stacjami benzynowymi i drobnymi warsztatami. Plan zagospodarowania ma sprawić, że nowe budynki będą powstały w sposób uporządkowany. Przy ul. Mogilskiej i al. Pokoju będą dominować nowoczesne kilkunastopiętrowe biurowce, skierowane frontem elewacji w kierunku ulicy. Ich maksymalna wysokość to 40 m.

Osiedla mieszkaniowe, które powstaną w przyszłości nie będą ogrodzone, dzięki temu zlokalizowane na parterze sklepy będą ogólnodostępne. Przewidziano również miejsce na osiedlowe parki, w pobliżu znajdą się szkoły, place zabaw, ścieżki rowerowe, boiska sportowe.

Projekt planu zagospodarowania obejmuje teren o powierzchni 47 ha pomiędzy ul. Mogilską, al. Pokoju, Francesco Nullo oraz linią kolejową. Szybkie uchwalenie planu jest istotne, ponieważ obszar ten znajduje się obecnie pod silną presją inwestorów .

Źródło: money.pl

Profesjonalni inwestorzy ponownie nad morzem

Praktyczna wiedza o rynku kapitałowym, nadmorski klimat i mnóstwo dobrej zabawy, a to wszystko w jednym miejscu – Konferencja Profesjonalny Inwestor 2009 – Władysławowo, 27-29 listopada 2009.

Konferencja Profesjonalny Inwestor to wydarzenie edukacyjne o charakterze warsztatowym organizowane przez Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych (SII) – największą organizację inwestorską w Europie Środkowej. Po sukcesie dwóch ubiegłych edycji na stałe wpisała się w kalendarz imprez giełdowych w Polsce. W tym roku odbędzie się we Władysławowie, w Hotelu Velaves SPA&RESORT ****.

- W ubiegłorocznej, trzydniowej imprezie udział wzięło niemal 300 uczestników, w tym liczne grono analityków giełdowych, przedstawicieli instytucji finansowych oraz środowiska inwestorskiego - mówi Jarosław Dominiak, prezes SII.

- Podczas tegorocznej konferencji zaplanowanych jest kilkanaście wykładów warsztatowych o tematyce giełdowej, a także kilka paneli dyskusyjnych - dodaje Dominiak. Swoje uczestnictwo potwierdzili już m.in.: Krzysztof Moska, który opowie o inwestowaniu na polskim rynku kapitałowym, dr Krzysztof Borowski (KBC Securities), Marcin Dybek, dr Tomasz Filipiak, Grzegorz Zalewski (futures.pl, DM BOŚ), Paweł Śliwa (X-Trade Brokers), Wojciech Białek (CDM Pekao S.A.), Paweł Szczepanik (DI BRE), Piotr Pochmara (analityk SII), Jacek Maliszewski (Alpha Financial Services). Ponadto SII podejmie zdobywców I i III miejsca w zawodach Parkiet Challenge 2009, Jarosława Augustynowicza oraz Krzysztofa Piróga.  Podczas panelu dyskusyjnego z ich udziałem, każdy z uczestników będzie mógł zapytać mistrzów, jak zarobić ponad 1000% w 3 miesiące. Organizatorzy zwyczajowo zadbali o to by konferencyjni goście mieli okazję do bezpośredniego spotkania z przedstawicielami spółek podczas Tagów Akcjonariat. W trakcie dwugodzinnego meetingu, inwestorzy będą mieli możliwość prowadzenia rozmów o wynikach oraz planach na przyszłość z blisko 30 zgromadzonymi podczas konwentu firmami.

Poza praktyczną wiedzą o rynku kapitałowym, SII zapewni uczestnikom konferencji mnóstwo ciekawych atrakcji. W programie rozrywkowym m.in. I Mistrzostwa Polski Inwestorów w Karaoke, V Turniej o Puchar Prezesa SII w piłce nożnej, zabawa przy muzyce podczas wieczoru w klimacie lat 20 -30-tych oraz mnóstwo innych atrakcji, które jeszcze pozostają niespodzianką.

Konferencja Profesjonalny Inwestor 2009

Hotel Velaves SPA & RESORT ****, Władysławowo, 27 -29 listopada 2009.

Organizator: Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych

Profesjonalni inwestorzy ponownie nad morzem

Praktyczna wiedza o rynku kapitałowym, nadmorski klimat i mnóstwo dobrej zabawy, a to wszystko w jednym miejscu – Konferencja Profesjonalny Inwestor 2009 – Władysławowo, 27-29 listopada 2009.

Konferencja Profesjonalny Inwestor to wydarzenie edukacyjne o charakterze warsztatowym organizowane przez Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych (SII) – największą organizację inwestorską w Europie Środkowej. Po sukcesie dwóch ubiegłych edycji na stałe wpisała się w kalendarz imprez giełdowych w Polsce. W tym roku odbędzie się we Władysławowie, w Hotelu Velaves SPA&RESORT ****.

- W ubiegłorocznej, trzydniowej imprezie udział wzięło niemal 300 uczestników, w tym liczne grono analityków giełdowych, przedstawicieli instytucji finansowych oraz środowiska inwestorskiego - mówi Jarosław Dominiak, prezes SII.

- Podczas tegorocznej konferencji zaplanowanych jest kilkanaście wykładów warsztatowych o tematyce giełdowej, a także kilka paneli dyskusyjnych - dodaje Dominiak. Swoje uczestnictwo potwierdzili już m.in.: Krzysztof Moska, który opowie o inwestowaniu na polskim rynku kapitałowym, dr Krzysztof Borowski (KBC Securities), Marcin Dybek, dr Tomasz Filipiak, Grzegorz Zalewski (futures.pl, DM BOŚ), Paweł Śliwa (X-Trade Brokers), Wojciech Białek (CDM Pekao S.A.), Paweł Szczepanik (DI BRE), Piotr Pochmara (analityk SII), Jacek Maliszewski (Alpha Financial Services). Ponadto SII podejmie zdobywców I i III miejsca w zawodach Parkiet Challenge 2009, Jarosława Augustynowicza oraz Krzysztofa Piróga.  Podczas panelu dyskusyjnego z ich udziałem, każdy z uczestników będzie mógł zapytać mistrzów, jak zarobić ponad 1000% w 3 miesiące. Organizatorzy zwyczajowo zadbali o to by konferencyjni goście mieli okazję do bezpośredniego spotkania z przedstawicielami spółek podczas Tagów Akcjonariat. W trakcie dwugodzinnego meetingu, inwestorzy będą mieli możliwość prowadzenia rozmów o wynikach oraz planach na przyszłość z blisko 30 zgromadzonymi podczas konwentu firmami.

Poza praktyczną wiedzą o rynku kapitałowym, SII zapewni uczestnikom konferencji mnóstwo ciekawych atrakcji. W programie rozrywkowym m.in. I Mistrzostwa Polski Inwestorów w Karaoke, V Turniej o Puchar Prezesa SII w piłce nożnej, zabawa przy muzyce podczas wieczoru w klimacie lat 20 -30-tych oraz mnóstwo innych atrakcji, które jeszcze pozostają niespodzianką.

Konferencja Profesjonalny Inwestor 2009

Hotel Velaves SPA & RESORT ****, Władysławowo, 27 -29 listopada 2009.

Organizator: Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych

Kredyt mieszkaniowy znów jest w promocji

Na rynku kredytów hipotecznych widać coraz więcej sygnałów zakończenia kryzysu. Jednym z nich mogą być coraz liczniejsze promocje polegające na obniżeniu, a nawet zniesieniu prowizji, a także zmniejszeniu marż kredytowych. Na korzystniejsze warunki kredytowania mogą liczyć przede wszystkim osoby, które skorzystają z innych produktów oferowanych przez bank – wskazują dane firmy Expander – Niezależny Doradca Finansowy.
Po rocznej przerwie, spowodowanej wybuchem kryzysu finansowego, na rynku kredytów hipotecznych pojawiły się w sierpniu pierwsze promocje. We wrześniu, w październiku i w pierwszych dniach listopada kolejne banki przedstawiły oferty promocyjne. Są to m.in. Fortis Bank, Pekao Bank Hipoteczny, Alior Bank, Millennium, Lukas Bank, BGŻ, Polbank, BZ WBK, DnB Nord czy mBank. Inne banki poprawiły natomiast bezterminowo atrakcyjność swoich produktów hipotecznych. Są to Raiffesen Bank, Nordea, ING Bank Śląski czy Pekao.

Promocje kredytów mieszkaniowych, idące w parze z  większą gotowością banków do udzielania takich kredytów, świadczą o poprawie klimatu hipotecznego – wynika z analizy Expandera – Niezależnego Doradcy Finansowego. Kolejnym krokiem powinna być stopniowa poprawa przeciętnych parametrów oferty kredytowej, takich, jak marże, wymagany wkład własny czy maksymalna zdolność kredytowa. Te utrzymują się bowiem na stabilnym poziomie od początku II kwartału br.

Kredyt bez prowizji

Polbank wprowadził z początkiem września promocję polegającą na obniżeniu prowizji, a wcześniej zniósł opłatę za wycenę nieruchomości.  Zgodnie z nowymi warunkami promocji, prowizja została obniżona do zera. Oferta obowiązuje do końca listopada. Warunkiem skorzystania z zerowej prowizji jest otwarcie konta w Polbanku i zakup karty kredytowej. Poza tym, osoby, które zdecydują się na przelew wynagrodzenia na konto w Polbanku mogą otrzymać marżę kredytową niższą o 1 pkt. proc. Z początkiem listopada bank obniżył ponadto marże dla kredytów w euro i w złotych dla kredytobiorców, którzy posiadają wkład własny na poziomie minimum 30%. Przykładowo dla takiego kredytu w złotych na kwotę powyżej 300 tys. zł, podstawowa marża została obniżona z 3,8% do 3,5%, a dla kredytu w euro z 4,3% do 4%.

Również w Alior Banku klienci mogą do końca roku skorzystać z promocyjnej oferty kredytów mieszkaniowych polegającej na zwolnieniu z prowizji, ale też obniżeniu marży. Promocja kierowana jest do kredytobiorców, którzy skorzystają z jednego z pakietów ubezpieczeniowych. Osoba, która dysponuje wkładem własnym na poziomie 20% i chce zaciągnąć kredyt w złotych, może otrzymać marżę niższą nawet o 1,5% (wynosi ona 1,9%).

W Lukas Banku od początku września trwa promocja polegająca na obniżeniu lub zniesieniu prowizji. Bez prowizji można zaciągnąć kredyt w przypadku posiadania co najmniej 10-proc. wkładu własnego. W pozostałych przypadkach prowizja wynosi 0,9% kwoty kredytu. Wcześniej stawki wynosiły odpowiednio 1,8% oraz 2,5%. Lukas Bank zachęca też klientów szybkością procesowania wniosków. W BGŻ obowiązuje promocja polegająca na obniżeniu opłaty przygotowawczej z 4,5% do 2%. W obu bankach promocja ma obowiązywać do końca listopada.

Promocyjna marża

Jesienną promocje kredytów hipotecznych wprowadził też w drugiej połowie października Pekao Bank Hipoteczny. Promocja potrwa do końca roku. W ramach oferty bank umożliwił finansowanie zakupu całej nieruchomości na kredyt, a także obniżył marżę do minimum 2,5% z minimum 3%.

Fortis Bank wprowadził promocyjną ofertę 26 października. Klienci, którzy wykupią pakiet „Ubezpieczenie kredytobiorcy”, mogą liczyć na obniżkę marży 0,5 pkt. proc. lub 1 pkt. proc. dla kredytu na kwotę do 500 tys. zł. Bank zmienił ponadto bazową siatkę marż kredytowych. Przykładowo, podstawowa marża dla kredytu na kwotę 200 tys. zł z wkładem własnym na poziomie 30%, została obniżona z 5,1% do 4,5%. Bank udziela tylko kredytów w złotych.

Zmiana oferty na dłużej

Z dniem 9 listopada weszła w życie nowa, korzystniejsza dla klientów, oferta kredytów hipotecznych Raiffesen Banku, która też nie ma charakteru promocji. Składają się na nią obniżone wymagania dotyczące wkładu własnego (dla kredytów w złotych spadek z 25% do 15%, a dla kredytów w euro spadek z 25% do 20%), dochodu (w przypadku ubiegania się o kredyt w euro minimalny dochód osiągany przez co najmniej jednego wnioskodawcę został obniżony z 5000 zł do 3000 zł) oraz wieku kredytobiorcy (maksymalny wiek, w którym powinna nastąpić całkowita spłata kredytu wynosi obecnie 70 lat, wcześniej było to 65 lat).

Również w innych bankach poprawa warunków udzielania kredytów hipotecznych nie jest nazywana promocją. Tak jest w przypadku banku Nordea, który obniżył we wrześniu marże dla kredytów w euro na kwotę powyżej 300 tys. zł. ING obniżył z kolei w sierpniu prowizję dla kredytów hipotecznych w złotych, z poziomu 2,5% do 1,6%. Warunki udzielania kredytów poprawił też bank Pekao. Dotyczy to klientów, którzy wybiorą dodatkowy produkt. Przykładowo kredytobiorca, który otworzy rachunek Eurokonto i posiada przynajmniej 10-proc. wkład własny oraz opłaci 0,5-proc. prowizję, otrzyma marżę na poziomie minimum 2,6%. Do tej pory minimalny poziom wynosił w takim wariancie 2,8%.

Mniejszy wkład własny


Decyzję o obniżeniu wymaganego wkładu własnego podjął też wcześniej Millennium Bank. Tu promocja kredytów hipotecznych wystartowała 18 września i jest aktualnie zaplanowana do końca listopada. W ramach promocji bank wprowadził możliwość finansowania zakupu do 100% wartości nieruchomości (wcześniej 90%), zrezygnował z prowizji od klientów, którzy wykupią ubezpieczenie od utraty pracy (wcześniej 0,5%), obniżył też stawki marży dla kredytów z wysokim wkładem własnym (przykładowo, dla kredytu w złotych powyżej 100 tys. zł z wkładem na poziomie 30-50% marża została obniżona z 1,9% do 1,8%). Millennium udziela tylko kredytów w złotych.

W maju ub.r., czyli przed kryzysem, kredytobiorca, który chciał kupić mieszkanie warte 400 tys. zł bez wkładu własnego, przeciętnie na rynku otrzymywał marżę na poziomie 1% dla kredytu w złotych, 1,3% dla kredytu we frankach i 1,4% dla kredytu w euro. Stawki oprocentowania, ze względu na wyższe stopy rynkowe były jednak zbliżone do obecnych.

Dziś znacznie trudniej jest zaciągnąć kredyt bez wkładu własnego. Dlatego Expander monitoruje sytuację kredytobiorcy, który chce kupić mieszkanie warte 400 tys. zł, dysponując 25-proc. wkładem własnym, czyli zaciąga kredyt w kwocie 300 tys. zł. Przeciętnie marża takiego kredytu w złotych wynosi 2,85%, we frankach 3,8%, a w euro 3,5%.

Wzrost marży nie jest jedyną niekorzystną zmianą w stosunku do sytuacji sprzed kryzysu. Mniej jest bowiem banków kredytujących zakup nieruchomości w walutach, a do tego zdolność kredytowa jest wyliczana bardziej rygorystycznie.

Niższa marża za dodatkowy produkt

BZ WBK, który jeszcze do niedawna oferował najniższą na rynku marżę 1,35% dla kredytu w złotych, taką samą dla wszystkich klientów, zmienił we wrześniu politykę cenową. Nowe zasady różnicują warunki cenowe kredytu (marża, prowizja) dla klientów w zależności od tego czy jest to dotychczasowy, czy nowy klient oraz od tego, z jakich produktów banku korzysta (konto, ubezpieczenie). Stawka marży wynosi od 1,7% do 3%, a stawka prowizji od 2% do 3%. Oprócz tego bank wprowadził w tym tygodniu ofertę promocyjną kredytów hipotecznych. Aby z niej skorzystać klient musi posiadać w BZ WBK konto 24 Prestiż lub 24 VIP (pierwsze kosztuje 15 zł miesięcznie, a drugie 50 zł miesięcznie) i przelewać na rachunek co miesiąc określoną kwotę. Musi ponadto przejść pozytywnie ocenę scoringową. W ramach promocji klient otrzymuje marżę na poziomie 1,35% (czyli taką, jak do tej pory w standardowej ofercie). Prowizja wynosi jednak 3,5%, zatem jest wyższa niż w przypadku oferty bez promocji.

Również w PKO BP kredytobiorca może otrzymać niższą marżę, jeżeli skorzysta z innych produktów banku. Zaciągając kredyt w złotych na sumę 300 tys. zł (30 lat) z 25-proc. wkładem własnym, może otrzymać marżę niższa o 0,29 pkt. proc., jeżeli skorzysta z pakietu produktów, na który składają się ubezpieczenie od utraty pracy, konto i karta kredytowa oraz internetowy system transakcyjny iPKO. Zakup tych produktów pozwala tez uniknąć prowizji.

W mBanku do końca listopada trwa promocja „Powrót franka”, która dotyczy nie tylko kredytów w tej walucie, ale też udzielanych w złotych czy euro. Aby skorzystać z promocji, która polega na obniżeniu o połowę standardowej stawki marży kredytu, klient musi spełnić określone warunki. Przykładowo, jeśli nie jest obecnie klientem mBanku musi otworzyć konto eKonto lub Emax i przez 5 lat przelewać na nie swoje wynagrodzenia, a ponadto korzystać w tym czasie z karty kredytowej banku, wykonując transakcje na kwotę minimum 1,5 tys. zł kwartalnie. Alternatywnie może zadeklarować utrzymywanie przez 5 lat na rachunkach w mBanku kwoty nie mniejszej niż 40 tys. zł. Jeśli spełni te warunki otrzymuje promocyjną stawkę marży, która jest taka sama dla wszystkich walut kredytu. Przykładowo dla kredytu na kwotę 300 tys. zł z wkładem własnym na poziomie 25% marża wynosi 3,6%. Jeżeli klient dodatkowo wykupi na okres 5 lat ubezpieczenie na życie, ubezpieczenie od utraty pracy oraz ubezpieczenie kredytu nie zapłaci prowizji za udzielenie kredytu

Promocja dla euro

Również DnB Nord wprowadził promocyjną ofertę kredytów hipotecznych dla osób, które skorzystają z dodatkowych produktów banku. Kredytobiorca, który otworzy rachunek w DnB Nord i będzie przelewać na niego minimum 5 tys. zł miesięcznie przez 5 lat może obniżyć marżę o 0,5 pkt. proc. dla kredytu w euro i o 0,1 pkt. proc. dla kredytu w złotych. Klient, który zdecyduje się na regularne oszczędzanie przynajmniej przez 5 lat może obniżyć marżę kredytu w euro i w złotych o 0,1 pkt. (przykładowo, dla kredytu na kwotę 300 tys. zł, minimalna miesięczna składka wynosi w zależności od wybranego programu 200 lub 250 zł). Połączenie produktów (ubezpieczenie plus rachunek) pozwala na obniżenie marży maksymalnie o 0,7 pkt. proc. w przypadku kredytu w euro i o 0,25 pkt. proc. w przypadku kredytu w złotych. Standardowa marża dla kredytu na 300 tys. zł w euro z wkładem na poziomie 25%, wynosi 2,85%, a dla kredytu w złotych – 2,25%. W listopadzie bank rozszerzył promocje, proponując dalsza obniżkę marzy dla klientów, którzy zainwestują w produkt strukturyzowany.
 

Katarzyna Siwek, Dyrektor Departamentu Analiz i Komunikacji
Expander – Niezależny Doradca Finansowy

jn

Kredyt mieszkaniowy znów jest w promocji

Na rynku kredytów hipotecznych widać coraz więcej sygnałów zakończenia kryzysu. Jednym z nich mogą być coraz liczniejsze promocje polegające na obniżeniu, a nawet zniesieniu prowizji, a także zmniejszeniu marż kredytowych. Na korzystniejsze warunki kredytowania mogą liczyć przede wszystkim osoby, które skorzystają z innych produktów oferowanych przez bank – wskazują dane firmy Expander – Niezależny Doradca Finansowy.
Po rocznej przerwie, spowodowanej wybuchem kryzysu finansowego, na rynku kredytów hipotecznych pojawiły się w sierpniu pierwsze promocje. We wrześniu, w październiku i w pierwszych dniach listopada kolejne banki przedstawiły oferty promocyjne. Są to m.in. Fortis Bank, Pekao Bank Hipoteczny, Alior Bank, Millennium, Lukas Bank, BGŻ, Polbank, BZ WBK, DnB Nord czy mBank. Inne banki poprawiły natomiast bezterminowo atrakcyjność swoich produktów hipotecznych. Są to Raiffesen Bank, Nordea, ING Bank Śląski czy Pekao.

Promocje kredytów mieszkaniowych, idące w parze z  większą gotowością banków do udzielania takich kredytów, świadczą o poprawie klimatu hipotecznego – wynika z analizy Expandera – Niezależnego Doradcy Finansowego. Kolejnym krokiem powinna być stopniowa poprawa przeciętnych parametrów oferty kredytowej, takich, jak marże, wymagany wkład własny czy maksymalna zdolność kredytowa. Te utrzymują się bowiem na stabilnym poziomie od początku II kwartału br.

Kredyt bez prowizji

Polbank wprowadził z początkiem września promocję polegającą na obniżeniu prowizji, a wcześniej zniósł opłatę za wycenę nieruchomości.  Zgodnie z nowymi warunkami promocji, prowizja została obniżona do zera. Oferta obowiązuje do końca listopada. Warunkiem skorzystania z zerowej prowizji jest otwarcie konta w Polbanku i zakup karty kredytowej. Poza tym, osoby, które zdecydują się na przelew wynagrodzenia na konto w Polbanku mogą otrzymać marżę kredytową niższą o 1 pkt. proc. Z początkiem listopada bank obniżył ponadto marże dla kredytów w euro i w złotych dla kredytobiorców, którzy posiadają wkład własny na poziomie minimum 30%. Przykładowo dla takiego kredytu w złotych na kwotę powyżej 300 tys. zł, podstawowa marża została obniżona z 3,8% do 3,5%, a dla kredytu w euro z 4,3% do 4%.

Również w Alior Banku klienci mogą do końca roku skorzystać z promocyjnej oferty kredytów mieszkaniowych polegającej na zwolnieniu z prowizji, ale też obniżeniu marży. Promocja kierowana jest do kredytobiorców, którzy skorzystają z jednego z pakietów ubezpieczeniowych. Osoba, która dysponuje wkładem własnym na poziomie 20% i chce zaciągnąć kredyt w złotych, może otrzymać marżę niższą nawet o 1,5% (wynosi ona 1,9%).

W Lukas Banku od początku września trwa promocja polegająca na obniżeniu lub zniesieniu prowizji. Bez prowizji można zaciągnąć kredyt w przypadku posiadania co najmniej 10-proc. wkładu własnego. W pozostałych przypadkach prowizja wynosi 0,9% kwoty kredytu. Wcześniej stawki wynosiły odpowiednio 1,8% oraz 2,5%. Lukas Bank zachęca też klientów szybkością procesowania wniosków. W BGŻ obowiązuje promocja polegająca na obniżeniu opłaty przygotowawczej z 4,5% do 2%. W obu bankach promocja ma obowiązywać do końca listopada.

Promocyjna marża

Jesienną promocje kredytów hipotecznych wprowadził też w drugiej połowie października Pekao Bank Hipoteczny. Promocja potrwa do końca roku. W ramach oferty bank umożliwił finansowanie zakupu całej nieruchomości na kredyt, a także obniżył marżę do minimum 2,5% z minimum 3%.

Fortis Bank wprowadził promocyjną ofertę 26 października. Klienci, którzy wykupią pakiet „Ubezpieczenie kredytobiorcy”, mogą liczyć na obniżkę marży 0,5 pkt. proc. lub 1 pkt. proc. dla kredytu na kwotę do 500 tys. zł. Bank zmienił ponadto bazową siatkę marż kredytowych. Przykładowo, podstawowa marża dla kredytu na kwotę 200 tys. zł z wkładem własnym na poziomie 30%, została obniżona z 5,1% do 4,5%. Bank udziela tylko kredytów w złotych.

Zmiana oferty na dłużej

Z dniem 9 listopada weszła w życie nowa, korzystniejsza dla klientów, oferta kredytów hipotecznych Raiffesen Banku, która też nie ma charakteru promocji. Składają się na nią obniżone wymagania dotyczące wkładu własnego (dla kredytów w złotych spadek z 25% do 15%, a dla kredytów w euro spadek z 25% do 20%), dochodu (w przypadku ubiegania się o kredyt w euro minimalny dochód osiągany przez co najmniej jednego wnioskodawcę został obniżony z 5000 zł do 3000 zł) oraz wieku kredytobiorcy (maksymalny wiek, w którym powinna nastąpić całkowita spłata kredytu wynosi obecnie 70 lat, wcześniej było to 65 lat).

Również w innych bankach poprawa warunków udzielania kredytów hipotecznych nie jest nazywana promocją. Tak jest w przypadku banku Nordea, który obniżył we wrześniu marże dla kredytów w euro na kwotę powyżej 300 tys. zł. ING obniżył z kolei w sierpniu prowizję dla kredytów hipotecznych w złotych, z poziomu 2,5% do 1,6%. Warunki udzielania kredytów poprawił też bank Pekao. Dotyczy to klientów, którzy wybiorą dodatkowy produkt. Przykładowo kredytobiorca, który otworzy rachunek Eurokonto i posiada przynajmniej 10-proc. wkład własny oraz opłaci 0,5-proc. prowizję, otrzyma marżę na poziomie minimum 2,6%. Do tej pory minimalny poziom wynosił w takim wariancie 2,8%.

Mniejszy wkład własny


Decyzję o obniżeniu wymaganego wkładu własnego podjął też wcześniej Millennium Bank. Tu promocja kredytów hipotecznych wystartowała 18 września i jest aktualnie zaplanowana do końca listopada. W ramach promocji bank wprowadził możliwość finansowania zakupu do 100% wartości nieruchomości (wcześniej 90%), zrezygnował z prowizji od klientów, którzy wykupią ubezpieczenie od utraty pracy (wcześniej 0,5%), obniżył też stawki marży dla kredytów z wysokim wkładem własnym (przykładowo, dla kredytu w złotych powyżej 100 tys. zł z wkładem na poziomie 30-50% marża została obniżona z 1,9% do 1,8%). Millennium udziela tylko kredytów w złotych.

W maju ub.r., czyli przed kryzysem, kredytobiorca, który chciał kupić mieszkanie warte 400 tys. zł bez wkładu własnego, przeciętnie na rynku otrzymywał marżę na poziomie 1% dla kredytu w złotych, 1,3% dla kredytu we frankach i 1,4% dla kredytu w euro. Stawki oprocentowania, ze względu na wyższe stopy rynkowe były jednak zbliżone do obecnych.

Dziś znacznie trudniej jest zaciągnąć kredyt bez wkładu własnego. Dlatego Expander monitoruje sytuację kredytobiorcy, który chce kupić mieszkanie warte 400 tys. zł, dysponując 25-proc. wkładem własnym, czyli zaciąga kredyt w kwocie 300 tys. zł. Przeciętnie marża takiego kredytu w złotych wynosi 2,85%, we frankach 3,8%, a w euro 3,5%.

Wzrost marży nie jest jedyną niekorzystną zmianą w stosunku do sytuacji sprzed kryzysu. Mniej jest bowiem banków kredytujących zakup nieruchomości w walutach, a do tego zdolność kredytowa jest wyliczana bardziej rygorystycznie.

Niższa marża za dodatkowy produkt

BZ WBK, który jeszcze do niedawna oferował najniższą na rynku marżę 1,35% dla kredytu w złotych, taką samą dla wszystkich klientów, zmienił we wrześniu politykę cenową. Nowe zasady różnicują warunki cenowe kredytu (marża, prowizja) dla klientów w zależności od tego czy jest to dotychczasowy, czy nowy klient oraz od tego, z jakich produktów banku korzysta (konto, ubezpieczenie). Stawka marży wynosi od 1,7% do 3%, a stawka prowizji od 2% do 3%. Oprócz tego bank wprowadził w tym tygodniu ofertę promocyjną kredytów hipotecznych. Aby z niej skorzystać klient musi posiadać w BZ WBK konto 24 Prestiż lub 24 VIP (pierwsze kosztuje 15 zł miesięcznie, a drugie 50 zł miesięcznie) i przelewać na rachunek co miesiąc określoną kwotę. Musi ponadto przejść pozytywnie ocenę scoringową. W ramach promocji klient otrzymuje marżę na poziomie 1,35% (czyli taką, jak do tej pory w standardowej ofercie). Prowizja wynosi jednak 3,5%, zatem jest wyższa niż w przypadku oferty bez promocji.

Również w PKO BP kredytobiorca może otrzymać niższą marżę, jeżeli skorzysta z innych produktów banku. Zaciągając kredyt w złotych na sumę 300 tys. zł (30 lat) z 25-proc. wkładem własnym, może otrzymać marżę niższa o 0,29 pkt. proc., jeżeli skorzysta z pakietu produktów, na który składają się ubezpieczenie od utraty pracy, konto i karta kredytowa oraz internetowy system transakcyjny iPKO. Zakup tych produktów pozwala tez uniknąć prowizji.

W mBanku do końca listopada trwa promocja „Powrót franka”, która dotyczy nie tylko kredytów w tej walucie, ale też udzielanych w złotych czy euro. Aby skorzystać z promocji, która polega na obniżeniu o połowę standardowej stawki marży kredytu, klient musi spełnić określone warunki. Przykładowo, jeśli nie jest obecnie klientem mBanku musi otworzyć konto eKonto lub Emax i przez 5 lat przelewać na nie swoje wynagrodzenia, a ponadto korzystać w tym czasie z karty kredytowej banku, wykonując transakcje na kwotę minimum 1,5 tys. zł kwartalnie. Alternatywnie może zadeklarować utrzymywanie przez 5 lat na rachunkach w mBanku kwoty nie mniejszej niż 40 tys. zł. Jeśli spełni te warunki otrzymuje promocyjną stawkę marży, która jest taka sama dla wszystkich walut kredytu. Przykładowo dla kredytu na kwotę 300 tys. zł z wkładem własnym na poziomie 25% marża wynosi 3,6%. Jeżeli klient dodatkowo wykupi na okres 5 lat ubezpieczenie na życie, ubezpieczenie od utraty pracy oraz ubezpieczenie kredytu nie zapłaci prowizji za udzielenie kredytu

Promocja dla euro

Również DnB Nord wprowadził promocyjną ofertę kredytów hipotecznych dla osób, które skorzystają z dodatkowych produktów banku. Kredytobiorca, który otworzy rachunek w DnB Nord i będzie przelewać na niego minimum 5 tys. zł miesięcznie przez 5 lat może obniżyć marżę o 0,5 pkt. proc. dla kredytu w euro i o 0,1 pkt. proc. dla kredytu w złotych. Klient, który zdecyduje się na regularne oszczędzanie przynajmniej przez 5 lat może obniżyć marżę kredytu w euro i w złotych o 0,1 pkt. (przykładowo, dla kredytu na kwotę 300 tys. zł, minimalna miesięczna składka wynosi w zależności od wybranego programu 200 lub 250 zł). Połączenie produktów (ubezpieczenie plus rachunek) pozwala na obniżenie marży maksymalnie o 0,7 pkt. proc. w przypadku kredytu w euro i o 0,25 pkt. proc. w przypadku kredytu w złotych. Standardowa marża dla kredytu na 300 tys. zł w euro z wkładem na poziomie 25%, wynosi 2,85%, a dla kredytu w złotych – 2,25%. W listopadzie bank rozszerzył promocje, proponując dalsza obniżkę marzy dla klientów, którzy zainwestują w produkt strukturyzowany.
 

Katarzyna Siwek, Dyrektor Departamentu Analiz i Komunikacji
Expander – Niezależny Doradca Finansowy

jn

Rynek londyński: Inwestorzy zachęceni oznakami dalszej stabilizacji na rynku najmu

Stopy kapitalizacji za najlepsze powierzchnie spadły poniżej 7%, po raz pierwszy od listopada 2008 r. Pierwsze sygnały o stabilizacji na rynku najmu znacznie poprawiły we wrześniu nastroje wśród inwestorów– podaje ostatni raport Business Briefing dotyczący brytyjskiego rynku inwestycyjnego nieruchomości, przygotowany przez firmę Cushman & Wakefield.
Stopy kapitalizacji za najlepsze powierzchnie spadły w sierpniu, po raz pierwszy od listopada 2008 r., średnio o 13 punktów bazowych, poniżej średniej wyjściowej stopy wynoszącej 7% i oczekuje się, że trend ten będzie kontynuowany. Obniżenie stóp kapitalizacji, które są obecnie niższe o 49 punktów bazowych w porównaniu z marcem, odnotowano na 19 podrynkach z 25 objętych badaniem.

Inwestorzy z pewną ulgą przyjęli poprawę nastrojów na rynku najmu, na co miały wpływ optymistyczne prognozy przewidujące stabilizację w 22 segmentach rynku (w porównaniu do jedynie 7 w sierpniu).

Fundamenty rynkowe pozostają stosunkowo słabe – dostępność rośnie, choć czynsze nadal znajdują się pod presją, na skutek wyjątkowo rozbudowanych pakietów zachęt, jednak nie można nie wspomnieć o zwiększonej aktywności najemców, wykorzystujących nadarzające się okazje.

W sytuacji wzrostu popytu najemców na najlepsze powierzchnie, w połączeniu ze spadkiem wielkości nowej powierzchni niektórzy inwestorzy oraz najemcy zaczynają dostrzegać możliwości powstania niedoboru najlepszej powierzchni już w 2010 r.

Największe korzyści z dalszej kompresji stóp kapitalizacji odniósł rynek nieruchomości handlowych. Inwestycje w sklepy oraz magazyny handlowe znów zyskały na atrakcyjności.  Stopy kapitalizacji centrów handlowych po raz pierwszy w obecnym cyklu zmian spadły do 6,75%. Przykładem takiej transakcji była sprzedaż udziałów w centrum handlowym Bull Ring w Birmingham przez spółkę Land Securities.

Pozytywny wpływ na rozwój rynku powierzchni biurowych mają nowe źródła popytu inwestycyjnego wśród nabywców z Dalekiego Wschodu, jak również brytyjskich i europejskich funduszy. Zwiększony popyt inwestycyjny na zasoby magazynowe najlepszej jakości prowadzi do bardziej agresywnej konkurencji, co z kolei wzmaga presję na stopy kapitalizacji.

Z raportu wynika, że pomimo pewnych obaw dotyczących dalszego rozwoju rynku, wysoka płynność rynku oraz stosunkowo korzystne oferty wpłyną na wzrost cen w krótkim okresie.

David Erwin, dyrektor generalny Grupy Rynków Kapitałowych firmy C&W w Wlk. Brytanii powiedział: „Rynek nagle znów stał się atrakcyjny i obecnie możemy już chyba mówić o najsilniejszym rynku inwestycyjnym od początku 2007 r. Usztywnienie cen w okresie do świąt, a nawet ich wzrost przed wyborami parlamentarnymi w 2010 r., jest bardzo prawdopodobne. Do tego wzrostu optymizmu przyczyniają się koszt pieniądza, poziom cen oraz brak zasobów dobrej jakości”.
 
David Hutchings, szef europejskiego działu badań firmy Cushman & Wakefield, powiedział: „Rynek inwestycyjny bez wątpienia nabiera rozpędu, jednak utrzymanie tego pozytywnego trendu w 2010 r. uzależnione jest od rozwoju sytuacji na rynku najmu. Widoczne na rynku sygnały o wzroście popytu najemców to z pewnością czynnik zachęcający, jednak dotyczy on głównie powierzchni najlepszej jakości. Polaryzacja pomiędzy rynkiem pierwotnym a wtórnym w sytuacji, gdy firmy nadal ograniczają koszty, raczej się zwiększy”.

Cushman & Wakefield

gk

Rynek londyński: Inwestorzy zachęceni oznakami dalszej stabilizacji na rynku najmu

Stopy kapitalizacji za najlepsze powierzchnie spadły poniżej 7%, po raz pierwszy od listopada 2008 r. Pierwsze sygnały o stabilizacji na rynku najmu znacznie poprawiły we wrześniu nastroje wśród inwestorów– podaje ostatni raport Business Briefing dotyczący brytyjskiego rynku inwestycyjnego nieruchomości, przygotowany przez firmę Cushman & Wakefield.
Stopy kapitalizacji za najlepsze powierzchnie spadły w sierpniu, po raz pierwszy od listopada 2008 r., średnio o 13 punktów bazowych, poniżej średniej wyjściowej stopy wynoszącej 7% i oczekuje się, że trend ten będzie kontynuowany. Obniżenie stóp kapitalizacji, które są obecnie niższe o 49 punktów bazowych w porównaniu z marcem, odnotowano na 19 podrynkach z 25 objętych badaniem.

Inwestorzy z pewną ulgą przyjęli poprawę nastrojów na rynku najmu, na co miały wpływ optymistyczne prognozy przewidujące stabilizację w 22 segmentach rynku (w porównaniu do jedynie 7 w sierpniu).

Fundamenty rynkowe pozostają stosunkowo słabe – dostępność rośnie, choć czynsze nadal znajdują się pod presją, na skutek wyjątkowo rozbudowanych pakietów zachęt, jednak nie można nie wspomnieć o zwiększonej aktywności najemców, wykorzystujących nadarzające się okazje.

W sytuacji wzrostu popytu najemców na najlepsze powierzchnie, w połączeniu ze spadkiem wielkości nowej powierzchni niektórzy inwestorzy oraz najemcy zaczynają dostrzegać możliwości powstania niedoboru najlepszej powierzchni już w 2010 r.

Największe korzyści z dalszej kompresji stóp kapitalizacji odniósł rynek nieruchomości handlowych. Inwestycje w sklepy oraz magazyny handlowe znów zyskały na atrakcyjności.  Stopy kapitalizacji centrów handlowych po raz pierwszy w obecnym cyklu zmian spadły do 6,75%. Przykładem takiej transakcji była sprzedaż udziałów w centrum handlowym Bull Ring w Birmingham przez spółkę Land Securities.

Pozytywny wpływ na rozwój rynku powierzchni biurowych mają nowe źródła popytu inwestycyjnego wśród nabywców z Dalekiego Wschodu, jak również brytyjskich i europejskich funduszy. Zwiększony popyt inwestycyjny na zasoby magazynowe najlepszej jakości prowadzi do bardziej agresywnej konkurencji, co z kolei wzmaga presję na stopy kapitalizacji.

Z raportu wynika, że pomimo pewnych obaw dotyczących dalszego rozwoju rynku, wysoka płynność rynku oraz stosunkowo korzystne oferty wpłyną na wzrost cen w krótkim okresie.

David Erwin, dyrektor generalny Grupy Rynków Kapitałowych firmy C&W w Wlk. Brytanii powiedział: „Rynek nagle znów stał się atrakcyjny i obecnie możemy już chyba mówić o najsilniejszym rynku inwestycyjnym od początku 2007 r. Usztywnienie cen w okresie do świąt, a nawet ich wzrost przed wyborami parlamentarnymi w 2010 r., jest bardzo prawdopodobne. Do tego wzrostu optymizmu przyczyniają się koszt pieniądza, poziom cen oraz brak zasobów dobrej jakości”.
 
David Hutchings, szef europejskiego działu badań firmy Cushman & Wakefield, powiedział: „Rynek inwestycyjny bez wątpienia nabiera rozpędu, jednak utrzymanie tego pozytywnego trendu w 2010 r. uzależnione jest od rozwoju sytuacji na rynku najmu. Widoczne na rynku sygnały o wzroście popytu najemców to z pewnością czynnik zachęcający, jednak dotyczy on głównie powierzchni najlepszej jakości. Polaryzacja pomiędzy rynkiem pierwotnym a wtórnym w sytuacji, gdy firmy nadal ograniczają koszty, raczej się zwiększy”.

Cushman & Wakefield

gk

Rynki mieszkaniowe Europy Środkowo-Wschodniej - jesień 2009

Najnowsza analiza kondycji rynków mieszkaniowych w stolicach Europy Środkowej i Wschodniej ujawniła wiele podobieństw, lecz także kilka znaczących różnic w ich reakcji na obecny spadek koniunktury. Bez wątpienia każdy z nich dotkliwie odczuł trwający kryzys na rynkach finansowych.
W całym regionie Europy Środkowej, sprzedaż domów i mieszkań drastycznie spadła w roku ubiegłym i pozostała na niskim poziomie przez trzy pierwsze kwartały roku 2009. Głównych przyczyn ograniczenia liczby transakcji należy upatrywać w sektorze bankowym, przede wszystkim w problemach banków z utrzymaniem płynności finansowej oraz ultrakonserwatywnej polityce w zakresie udzielania kredytów hipotecznych potencjalnym nabywcom nieruchomości, przyjętej przez instytucje finansowe na czas recesji. Kolejnym istotnym powodem spadku poziomu sprzedaży są ograniczone możliwości finansowe lokalnych gospodarstw domowych – a więc kwestia dostępności cenowej, najbardziej zauważalna na rynku mieszkaniowym w Budapeszcie.

Ze względu na problemy z przepływem pieniężnym, deweloperzy zdecydowali się na zmianę strategii cenowej, na początek oferując niewielkie promocje i zachęcając do zakupu ofertami specjalnymi, a kiedy te działania okazały się nieskuteczne, poprzez rzeczywiste obniżki.

Wprawdzie zmiany te nie przebiegały równocześnie w całej Europie Środkowo-Wschodniej, jednak z całą pewnością można stwierdzić, że ogólnie ceny w regionie spadły, a na wielu rynkach wciąż znajdują się w trendzie spadkowym. Deweloperzy w Pradze i w Budapeszcie z największym uporem usiłują utrzymać ceny na poziomie sprzed załamania koniunktury. W oczekiwaniu na obniżki, nawet potencjalni nabywcy, a więc te gospodarstwa domowe, które posiadają zdolność kredytową, wstrzymują się z zakupem nowego mieszkania, dalej napędzając kryzys.

Brak popytu zaowocował akumulacją na rynku niesprzedanych mieszkań w różnych fazach budowy, w tym także wielu ukończonych lokali, co było nowością dla rynków mieszkaniowych Europy Środkowo-Wschodniej. Ponadto, wiele mieszkań wróciło do oferty ze względu na wycofywanie się nabywców z decyzji o zakupie, nawet, jeśli oznaczało to utratę pierwszej raty lub kilku rat. Przykładowo, w szczytowym momencie w ostatnim kwartale roku 2008, na rynku warszawskim znajdowało się około 17,000 niesprzedanych mieszkań w zagregowanej ofercie. W ten sposób oferta rynkowa znacząco wzrosła. Z drugiej strony deweloperzy ograniczyli dalszy wzrost podaży, praktycznie wstrzymując realizację wszelkich nowych inwestycji. Podczas gdy w niektórych przypadkach mogła to być niezależna i racjonalna decyzja, wielu deweloperów po prostu nie otrzymało finansowania koniecznego by rozpocząć nowy projekt mieszkaniowy.

Po okresie boomu, środkowoeuropejskie rynki mieszkaniowe znalazły się w fazie kryzysu i prawdopodobnie pozostaną w niej przez pewien okres. Potrzeba czasu, by zakumulowany zasób niesprzedanych mieszkań znalazł nabywców. Deweloperzy czekają na wzrost liczby transakcji i przypływ gotówki. Jednak nawet gdy to nastąpi, kolejny boom budowlany nie nadejdzie, dopóki banki nie wrócą do finansowania inwestycji budowlanych na szeroką skalę. W międzyczasie, deweloperzy z większą ilością środków będą przygotowywać nowe inwestycje i skupią się na tworzeniu portfeli działek, podczas gdy pozostali będą dalej walczyć o przetrwanie na rynku. Pod tym względem, sytuacja jest zróżnicowana nie tylko w poszczególnych firmach deweloperskich, lecz także w poszczególnych miastach. Na przykład, deweloperzy w Warszawie uzyskali w pierwszej połowie 2009 roku pozwolenia na budowę około 7,000 lokali, tymczasem w Budapeszcie wskaźnik ten wyniósł 4,600, w Pradze 4,500, zaś w Sofii niecałe 2,000.

Trzeba jednak zauważyć, że stolice te różnią się od siebie zarówno wielkością, jak i rozmiarami lokalnych rynków mieszkaniowych. Na konferencji BalREc w Sofii, która odbędzie się w dniach 5-6 listopada (http://www.balrec.eu/en/1/Home), warto będzie zastanowić się nad przyczynami wciąż niskiej podaży nowych lokali mieszkalnych w Sofii na tle innych rynków w regionie. Biorąc pod uwagę, że w drugim kwartale 2009 wydano tu zaledwie 637 pozwoleń na budowę, co było najniższym kwartalnym poziomem tego wskaźnika przynajmniej od roku 2005, można oczekiwać, że podaż pozostanie niska. Kolejnym interesującym tematem do dyskusji będzie poziom cen, które jak szacuje się według oficjalnych danych, spadły w Bułgarii o niemal 30% w ciągu trzech pierwszych kwartałów 2009. W Sofii, problemy uwidaczniają się przede wszystkim w wyższym segmencie rynku mieszkaniowego – a więc raz jeszcze mamy tu do czynienia z niedopasowaniem oferty do lokalnego popytu.

Jeśli chcą Państwo dowiedzieć się więcej o rynkach mieszkaniowych w Warszawie, Pradze, Budapeszcie i Bukareszcie, zapraszamy do zapoznania się z najnowszą edycją raportów sporządzonych przez Jones Lang LaSalle przy współpracy z REAS (w zakresie prezentacji rynków mieszkaniowych), opisujących sytuację i trendy rynkowe w trzecim kwartale 2009 roku.

Maximilian Mendel
Senior Consultant

REAS

gk

Rynki mieszkaniowe Europy Środkowo-Wschodniej - jesień 2009

Najnowsza analiza kondycji rynków mieszkaniowych w stolicach Europy Środkowej i Wschodniej ujawniła wiele podobieństw, lecz także kilka znaczących różnic w ich reakcji na obecny spadek koniunktury. Bez wątpienia każdy z nich dotkliwie odczuł trwający kryzys na rynkach finansowych.
W całym regionie Europy Środkowej, sprzedaż domów i mieszkań drastycznie spadła w roku ubiegłym i pozostała na niskim poziomie przez trzy pierwsze kwartały roku 2009. Głównych przyczyn ograniczenia liczby transakcji należy upatrywać w sektorze bankowym, przede wszystkim w problemach banków z utrzymaniem płynności finansowej oraz ultrakonserwatywnej polityce w zakresie udzielania kredytów hipotecznych potencjalnym nabywcom nieruchomości, przyjętej przez instytucje finansowe na czas recesji. Kolejnym istotnym powodem spadku poziomu sprzedaży są ograniczone możliwości finansowe lokalnych gospodarstw domowych – a więc kwestia dostępności cenowej, najbardziej zauważalna na rynku mieszkaniowym w Budapeszcie.

Ze względu na problemy z przepływem pieniężnym, deweloperzy zdecydowali się na zmianę strategii cenowej, na początek oferując niewielkie promocje i zachęcając do zakupu ofertami specjalnymi, a kiedy te działania okazały się nieskuteczne, poprzez rzeczywiste obniżki.

Wprawdzie zmiany te nie przebiegały równocześnie w całej Europie Środkowo-Wschodniej, jednak z całą pewnością można stwierdzić, że ogólnie ceny w regionie spadły, a na wielu rynkach wciąż znajdują się w trendzie spadkowym. Deweloperzy w Pradze i w Budapeszcie z największym uporem usiłują utrzymać ceny na poziomie sprzed załamania koniunktury. W oczekiwaniu na obniżki, nawet potencjalni nabywcy, a więc te gospodarstwa domowe, które posiadają zdolność kredytową, wstrzymują się z zakupem nowego mieszkania, dalej napędzając kryzys.

Brak popytu zaowocował akumulacją na rynku niesprzedanych mieszkań w różnych fazach budowy, w tym także wielu ukończonych lokali, co było nowością dla rynków mieszkaniowych Europy Środkowo-Wschodniej. Ponadto, wiele mieszkań wróciło do oferty ze względu na wycofywanie się nabywców z decyzji o zakupie, nawet, jeśli oznaczało to utratę pierwszej raty lub kilku rat. Przykładowo, w szczytowym momencie w ostatnim kwartale roku 2008, na rynku warszawskim znajdowało się około 17,000 niesprzedanych mieszkań w zagregowanej ofercie. W ten sposób oferta rynkowa znacząco wzrosła. Z drugiej strony deweloperzy ograniczyli dalszy wzrost podaży, praktycznie wstrzymując realizację wszelkich nowych inwestycji. Podczas gdy w niektórych przypadkach mogła to być niezależna i racjonalna decyzja, wielu deweloperów po prostu nie otrzymało finansowania koniecznego by rozpocząć nowy projekt mieszkaniowy.

Po okresie boomu, środkowoeuropejskie rynki mieszkaniowe znalazły się w fazie kryzysu i prawdopodobnie pozostaną w niej przez pewien okres. Potrzeba czasu, by zakumulowany zasób niesprzedanych mieszkań znalazł nabywców. Deweloperzy czekają na wzrost liczby transakcji i przypływ gotówki. Jednak nawet gdy to nastąpi, kolejny boom budowlany nie nadejdzie, dopóki banki nie wrócą do finansowania inwestycji budowlanych na szeroką skalę. W międzyczasie, deweloperzy z większą ilością środków będą przygotowywać nowe inwestycje i skupią się na tworzeniu portfeli działek, podczas gdy pozostali będą dalej walczyć o przetrwanie na rynku. Pod tym względem, sytuacja jest zróżnicowana nie tylko w poszczególnych firmach deweloperskich, lecz także w poszczególnych miastach. Na przykład, deweloperzy w Warszawie uzyskali w pierwszej połowie 2009 roku pozwolenia na budowę około 7,000 lokali, tymczasem w Budapeszcie wskaźnik ten wyniósł 4,600, w Pradze 4,500, zaś w Sofii niecałe 2,000.

Trzeba jednak zauważyć, że stolice te różnią się od siebie zarówno wielkością, jak i rozmiarami lokalnych rynków mieszkaniowych. Na konferencji BalREc w Sofii, która odbędzie się w dniach 5-6 listopada (http://www.balrec.eu/en/1/Home), warto będzie zastanowić się nad przyczynami wciąż niskiej podaży nowych lokali mieszkalnych w Sofii na tle innych rynków w regionie. Biorąc pod uwagę, że w drugim kwartale 2009 wydano tu zaledwie 637 pozwoleń na budowę, co było najniższym kwartalnym poziomem tego wskaźnika przynajmniej od roku 2005, można oczekiwać, że podaż pozostanie niska. Kolejnym interesującym tematem do dyskusji będzie poziom cen, które jak szacuje się według oficjalnych danych, spadły w Bułgarii o niemal 30% w ciągu trzech pierwszych kwartałów 2009. W Sofii, problemy uwidaczniają się przede wszystkim w wyższym segmencie rynku mieszkaniowego – a więc raz jeszcze mamy tu do czynienia z niedopasowaniem oferty do lokalnego popytu.

Jeśli chcą Państwo dowiedzieć się więcej o rynkach mieszkaniowych w Warszawie, Pradze, Budapeszcie i Bukareszcie, zapraszamy do zapoznania się z najnowszą edycją raportów sporządzonych przez Jones Lang LaSalle przy współpracy z REAS (w zakresie prezentacji rynków mieszkaniowych), opisujących sytuację i trendy rynkowe w trzecim kwartale 2009 roku.

Maximilian Mendel
Senior Consultant

REAS

gk

Indeks cen mieszkań spadł o 0,5 proc. w październiku

Po trzech wzrostowych miesiącach, w październiku indeks cen transakcyjnych mieszkań w 18 miastach Polski spadł o 0,5 proc. przy wzroście wolumenu transakcji.

Wartość indeksu opracowanego przez Open Finance na podstawie klientów firmy, firmy Home Broker i klientów Dom Banku jest niższa o 3,8 proc. niż przed rokiem i o 9,8 proc. niż w grudniu 2007 r., kiedy wyznaczyliśmy datę startową indeksu. Od najniższego poziomu odczytu zanotowanego w czerwcu 2009 r. jest zarazem wyższa o 3 proc.
Źródło: Open Finance. Więcej o konstrukcji indeksu poniżej

W skali 12 miesięcy ceny mieszkań są wyższe niż w październiku tylko w Bielsko-Białej, Lublinie i Wrocławiu, przy czym w przypadku Bielska-Białej liczba uwzględnionych transakcji jest zbyt niska by mówić o wzroście cen z pełną odpowiedzialnością. W pozostałych 15 miastach ceny są niższe niż przed rokiem od 1,6 proc. (Kraków) po 12,1 proc. (Białystok).

W porównaniu do września 2009 r. liczba miast, w których ceny mieszkań rosły, jest taka sama jak tych, w których spadały (po 9). O spadku wartości indeksu zadecydowały niższe niż miesiąc wcześniej ceny w Krakowie i Łodzi (nasz indeks jest indeksem ważonym – szczegóły niżej), natomiast skalę spadku ograniczał 1-proc. wzrost cen w Warszawie, która ma największy wpływ na poziom indeksu.

Jak zmieniały się ceny transakcyjne w największych miastach Polski w ostatnich 12 miesiącach?
 
Źródło: Open Finance, Home Broker i DomBank na podstawie transakcji przeprowadzonych przez klientów firmy. Dane mogą nie odzwierciedlać precyzyjnie tendencji na rynku mieszkaniowym.
 
Prognoza

Ze względu na niewielki spadek cen (marż) kredytów hipotecznych w ostatnich miesiącach i wzrost liczby banków udzielających kredytów hipotecznych na 100 proc. wartości nieruchomości, spodziewamy się niewielkiego ożywienia popytu w końcówce roku, który jednak przy wciąż dużej dostępności mieszkań nie wpłynie istotnie na poziom średnich cen w końcówce roku.

W dalszej perspektywie ocenę przyszłych tendencji cenowych uzależniamy od losów nowelizacji ustawy Rodzina na Swoim, zastosowania w bankach rekomendacji T i jej ostatecznego kształtu oraz ogólnej koniunktury gospodarczej i notowań złotego.

Komentarz

W październiku po raz pierwszy zdecydowaliśmy się dołączyć do naszego zestawienia dane DomBanku, uzyskane na podstawie transakcji klientów tego banku. Po raz pierwszy przedstawiamy też liczbę transakcji, które wpłynęły na poziom indeksu – wzięliśmy pod uwagę 2908 transakcji zawartych w okresie sierpień-październik. Liczba transakcji systematycznie rośnie, lecz niekoniecznie musi to odzwierciedlać stan rynku, a bardziej rozwój grupy kapitałowej. Zwracamy jednak uwagę, że liczba analizowanych transakcji nie jest tożsama z liczbą udzielonych kredytów w grupie.

Wartość samej próby może budzić zrozumiałe kontrowersje. Według danych GUS w 2008 r. w Polsce zawarto transakcje kupna-sprzedaży 77,5 tys mieszkań, z czego 71,2 tys. mieszkań zmieniło właściciela w granicach miast (źródło: Transakcje kupna/sprzedaży nieruchomości w 2008 r., opublikowane przez GUS 19 października). Liczba transakcji branych pod uwagę przez urząd opiera się na zawieranych aktach notarialnych, więc może nie odzwierciedlać w pełni wielkości rynku, nie uwzględniając np. wstępnych umów sprzedaży zawieranych przez deweloperów. Niemniej sądzimy, że nasza próba obejmuje 12-15 proc. rynku transakcji mieszkaniowych w największych miastach Polski.

Niestety nie mamy możliwości odnieść uzyskanych wyników do jakichkolwiek innych badań rynkowych. W październikowej projekcji inflacyjnej przygotowanej przez Narodowy Bank Polski zabrakło danych dotyczących cen transakcyjnych. NBP przywołuje jedynie uśrednione ceny ofertowe dla największych miast, które nie mogą być porównywalne z cenami transakcyjnymi. NBP, powołując się na niesprecyzowane dane rynkowe – a więc de facto ręcząc za nie wyłącznie swoim autorytetem – stwierdza, że w drugim kwartale transakcyjne ceny mieszkań spadały, co pozostaje w zgodzie ze wskazaniami naszego indeksu, który w tym okresie spadł o 2,3 proc.

Podtrzymujemy więc oceny wiarygodności naszego indeksu jako wskazującego na tendencje cenowe na rynku mieszkań w największych miastach Polski z wyprzedzeniem w stosunku do innych tego typu wskaźników. Uzyskane mediany cen transakcyjnych pozostają rodzajem rejestru ostatnich transakcji i nie powinny być traktowane jako precyzyjne narzędzie wyznaczające średnie rynkowe, w szczególności w miastach spoza wielkiej piątki (Warszawa, Kraków, Wrocław, Poznań, Gdańsk).

Emil Szweda, Bernard Waszczyk
Open Finance


gk

Indeks cen mieszkań spadł o 0,5 proc. w październiku

Po trzech wzrostowych miesiącach, w październiku indeks cen transakcyjnych mieszkań w 18 miastach Polski spadł o 0,5 proc. przy wzroście wolumenu transakcji.

Wartość indeksu opracowanego przez Open Finance na podstawie klientów firmy, firmy Home Broker i klientów Dom Banku jest niższa o 3,8 proc. niż przed rokiem i o 9,8 proc. niż w grudniu 2007 r., kiedy wyznaczyliśmy datę startową indeksu. Od najniższego poziomu odczytu zanotowanego w czerwcu 2009 r. jest zarazem wyższa o 3 proc.
Źródło: Open Finance. Więcej o konstrukcji indeksu poniżej

W skali 12 miesięcy ceny mieszkań są wyższe niż w październiku tylko w Bielsko-Białej, Lublinie i Wrocławiu, przy czym w przypadku Bielska-Białej liczba uwzględnionych transakcji jest zbyt niska by mówić o wzroście cen z pełną odpowiedzialnością. W pozostałych 15 miastach ceny są niższe niż przed rokiem od 1,6 proc. (Kraków) po 12,1 proc. (Białystok).

W porównaniu do września 2009 r. liczba miast, w których ceny mieszkań rosły, jest taka sama jak tych, w których spadały (po 9). O spadku wartości indeksu zadecydowały niższe niż miesiąc wcześniej ceny w Krakowie i Łodzi (nasz indeks jest indeksem ważonym – szczegóły niżej), natomiast skalę spadku ograniczał 1-proc. wzrost cen w Warszawie, która ma największy wpływ na poziom indeksu.

Jak zmieniały się ceny transakcyjne w największych miastach Polski w ostatnich 12 miesiącach?
 
Źródło: Open Finance, Home Broker i DomBank na podstawie transakcji przeprowadzonych przez klientów firmy. Dane mogą nie odzwierciedlać precyzyjnie tendencji na rynku mieszkaniowym.
 
Prognoza

Ze względu na niewielki spadek cen (marż) kredytów hipotecznych w ostatnich miesiącach i wzrost liczby banków udzielających kredytów hipotecznych na 100 proc. wartości nieruchomości, spodziewamy się niewielkiego ożywienia popytu w końcówce roku, który jednak przy wciąż dużej dostępności mieszkań nie wpłynie istotnie na poziom średnich cen w końcówce roku.

W dalszej perspektywie ocenę przyszłych tendencji cenowych uzależniamy od losów nowelizacji ustawy Rodzina na Swoim, zastosowania w bankach rekomendacji T i jej ostatecznego kształtu oraz ogólnej koniunktury gospodarczej i notowań złotego.

Komentarz

W październiku po raz pierwszy zdecydowaliśmy się dołączyć do naszego zestawienia dane DomBanku, uzyskane na podstawie transakcji klientów tego banku. Po raz pierwszy przedstawiamy też liczbę transakcji, które wpłynęły na poziom indeksu – wzięliśmy pod uwagę 2908 transakcji zawartych w okresie sierpień-październik. Liczba transakcji systematycznie rośnie, lecz niekoniecznie musi to odzwierciedlać stan rynku, a bardziej rozwój grupy kapitałowej. Zwracamy jednak uwagę, że liczba analizowanych transakcji nie jest tożsama z liczbą udzielonych kredytów w grupie.

Wartość samej próby może budzić zrozumiałe kontrowersje. Według danych GUS w 2008 r. w Polsce zawarto transakcje kupna-sprzedaży 77,5 tys mieszkań, z czego 71,2 tys. mieszkań zmieniło właściciela w granicach miast (źródło: Transakcje kupna/sprzedaży nieruchomości w 2008 r., opublikowane przez GUS 19 października). Liczba transakcji branych pod uwagę przez urząd opiera się na zawieranych aktach notarialnych, więc może nie odzwierciedlać w pełni wielkości rynku, nie uwzględniając np. wstępnych umów sprzedaży zawieranych przez deweloperów. Niemniej sądzimy, że nasza próba obejmuje 12-15 proc. rynku transakcji mieszkaniowych w największych miastach Polski.

Niestety nie mamy możliwości odnieść uzyskanych wyników do jakichkolwiek innych badań rynkowych. W październikowej projekcji inflacyjnej przygotowanej przez Narodowy Bank Polski zabrakło danych dotyczących cen transakcyjnych. NBP przywołuje jedynie uśrednione ceny ofertowe dla największych miast, które nie mogą być porównywalne z cenami transakcyjnymi. NBP, powołując się na niesprecyzowane dane rynkowe – a więc de facto ręcząc za nie wyłącznie swoim autorytetem – stwierdza, że w drugim kwartale transakcyjne ceny mieszkań spadały, co pozostaje w zgodzie ze wskazaniami naszego indeksu, który w tym okresie spadł o 2,3 proc.

Podtrzymujemy więc oceny wiarygodności naszego indeksu jako wskazującego na tendencje cenowe na rynku mieszkań w największych miastach Polski z wyprzedzeniem w stosunku do innych tego typu wskaźników. Uzyskane mediany cen transakcyjnych pozostają rodzajem rejestru ostatnich transakcji i nie powinny być traktowane jako precyzyjne narzędzie wyznaczające średnie rynkowe, w szczególności w miastach spoza wielkiej piątki (Warszawa, Kraków, Wrocław, Poznań, Gdańsk).

Emil Szweda, Bernard Waszczyk
Open Finance


gk

SSE: Duże korzyści dla małych

Żeby skorzystać z ulg przysługujących inwestorom w specjalnych strefach ekonomicznych nie trzeba budować tam własnych fabryk; odliczenia podatkowe są możliwe także wtedy, gdy firma jedynie wynajmie powierzchnię w strefie - informuje Katowicka Specjalna Strefa Ekonomiczna, zachęcając inwestorów do korzystania z takiej możliwości.

Objęcie ulgami również kosztów wynajmu powierzchni stało się możliwe dopiero w tym roku, po stosownej zmianie przepisów. Wcześniej trzeba było zainwestować bezpośrednio, np. w budowę hali produkcyjnej. Nowe rozwiązania mają uczynić strefy bardziej atrakcyjnymi dla niewielkich firm, których nie stać na duże inwestycje.

Warunkiem skorzystania z odliczeń jest uzyskanie pozwolenia na działalność w strefie. Związane z tym zobowiązania inwestora mogą dotyczyć np. inwestycji w park maszynowy lub utworzenia nowych miejsc pracy.

Już sam fakt najmu w strefie upoważnia do ulg, które mogą sięgać do 60 proc. kosztów najmu, zakupu maszyn i urządzeń lub 60 proc. dwuletnich kosztów zatrudnienia nowego pracownika.

Zmiana przepisów jest także szansą rozwoju dla firm specjalizujących się w budowie obiektów na potrzeby konkretnych klientów i wynajmie powierzchni. Działający od pięciu lat w Gliwicach kompleks biznesowo-przemysłowy Auro Business Park planuje wkrótce ponad dwukrotne powiększenie swojej powierzchni.

- Budowa hali o łącznej powierzchni ponad 4 tys. m kw. przeznaczonej pod produkcję i magazyny rozpocznie się na przełomie listopada i grudnia. Liczymy, że w krótkim czasie sfinalizujemy umowy z przyszłymi najemcami powierzchni w tym obiekcie - powiedział w piątek PAP Tomasz Kaleta z Auro Business Park.

Jego zdaniem, informacja o tym, że strefowe ulgi mogą dotyczyć także wynajmu powierzchni, wciąż nie dotarła do wielu przedsiębiorców, zainteresowanie jednak rośnie. Stąd m.in. decyzja o rozbudowie obiektu, mimo iż rozmowy z potencjalnymi najemcami nie zostały jeszcze zakończone. Nowa hala będzie trzecim etapem budowy parku.

Docelowo jego powierzchnia przekroczy 7,3 tys. m kw.

W pierwszym etapie, pięć lat temu, powstała hala produkcyjno-magazynowa o powierzchni ponad 1,6 tys. m kw., wynajmowana obecnie przez drukarnię wielkoformatową. W drugim etapie powstał obiekt biurowy dla firm z branży reklamowej oraz informatycznej. W obu budynkach pracuje ponad 180 osób. Najemcy nie korzystają dotąd z ulg z tytułu najmu, bo taka możliwość jest dopiero od niedawna. Odliczają jednak inne koszty.

Firma Opinion, produkująca w Gliwicach druki wielkoformatowe, szacuje, że dzięki działalności w strefie zaoszczędziła w formie ulg podatkowych blisko 2 mln zł. W ciągu kilku lat działalności firma pięciokrotnie zwiększyła zatrudnienie oraz rozbudowała park maszynowy. Opinion przeniósł się do strefy z centrum Gliwic.

KSSE to największa polska strefa ekonomiczna. W tym roku zainwestowało w niej znacznie mniej firm niż w poprzednich latach. W pierwszym półroczu wydano cztery nowe zezwolenia na działalność w strefie. Firmy zadeklarowały, że zainwestują co najmniej 76 mln zł i zatrudnią ponad 370 pracowników.

W ostatnich miesiącach katowickiej strefie udało się pozyskać dwie nowe firmy, produkujące kolektory słoneczne.

Pierwsza z nich - WATT Produkcja Systemów Solarnych Sebastian Paszek - zamierza stworzyć w Sosnowcu co najmniej 100 nowych miejsc pracy i zainwestować ponad 46 mln zł. Natomiast spółka Hewalex ma zainwestować minimum 6 mln zł i zatrudnić 30 nowych pracowników w Czechowicach-Dziedzicach.

Strefa prowadzi rozmowy z kolejnymi inwestorami. Jej przedstawiciele liczą, że po zakończeniu okresu spowolnienia gospodarczego KSSE wróci do poziomu 20-25 nowych projektów inwestycyjnych rocznie. Poza tradycyjnymi sektorami, jak np. motoryzacyjny, strefa chce wzmacniać przede wszystkim sektor usług, lokując w istniejących i powstających w czterech miejscach Katowic biurowcach firmy z sektora BPO, czyli centra usługowe, np. księgowe, rozliczeniowe i informatyczne.

W latach 2006 - 2007 KSSE wydała w sumie 70 zezwoleń na prowadzenie działalności gospodarczej. Był to najlepszy wynik nie tylko w historii KSSE, ale wszystkich stref ekonomicznych w Polsce. Natomiast w roku 2005 i 2008 strefa pozyskała odpowiednio 22 i 24 nowe projekty inwestycyjne.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

SSE: Duże korzyści dla małych

Żeby skorzystać z ulg przysługujących inwestorom w specjalnych strefach ekonomicznych nie trzeba budować tam własnych fabryk; odliczenia podatkowe są możliwe także wtedy, gdy firma jedynie wynajmie powierzchnię w strefie - informuje Katowicka Specjalna Strefa Ekonomiczna, zachęcając inwestorów do korzystania z takiej możliwości.

Objęcie ulgami również kosztów wynajmu powierzchni stało się możliwe dopiero w tym roku, po stosownej zmianie przepisów. Wcześniej trzeba było zainwestować bezpośrednio, np. w budowę hali produkcyjnej. Nowe rozwiązania mają uczynić strefy bardziej atrakcyjnymi dla niewielkich firm, których nie stać na duże inwestycje.

Warunkiem skorzystania z odliczeń jest uzyskanie pozwolenia na działalność w strefie. Związane z tym zobowiązania inwestora mogą dotyczyć np. inwestycji w park maszynowy lub utworzenia nowych miejsc pracy.

Już sam fakt najmu w strefie upoważnia do ulg, które mogą sięgać do 60 proc. kosztów najmu, zakupu maszyn i urządzeń lub 60 proc. dwuletnich kosztów zatrudnienia nowego pracownika.

Zmiana przepisów jest także szansą rozwoju dla firm specjalizujących się w budowie obiektów na potrzeby konkretnych klientów i wynajmie powierzchni. Działający od pięciu lat w Gliwicach kompleks biznesowo-przemysłowy Auro Business Park planuje wkrótce ponad dwukrotne powiększenie swojej powierzchni.

- Budowa hali o łącznej powierzchni ponad 4 tys. m kw. przeznaczonej pod produkcję i magazyny rozpocznie się na przełomie listopada i grudnia. Liczymy, że w krótkim czasie sfinalizujemy umowy z przyszłymi najemcami powierzchni w tym obiekcie - powiedział w piątek PAP Tomasz Kaleta z Auro Business Park.

Jego zdaniem, informacja o tym, że strefowe ulgi mogą dotyczyć także wynajmu powierzchni, wciąż nie dotarła do wielu przedsiębiorców, zainteresowanie jednak rośnie. Stąd m.in. decyzja o rozbudowie obiektu, mimo iż rozmowy z potencjalnymi najemcami nie zostały jeszcze zakończone. Nowa hala będzie trzecim etapem budowy parku.

Docelowo jego powierzchnia przekroczy 7,3 tys. m kw.

W pierwszym etapie, pięć lat temu, powstała hala produkcyjno-magazynowa o powierzchni ponad 1,6 tys. m kw., wynajmowana obecnie przez drukarnię wielkoformatową. W drugim etapie powstał obiekt biurowy dla firm z branży reklamowej oraz informatycznej. W obu budynkach pracuje ponad 180 osób. Najemcy nie korzystają dotąd z ulg z tytułu najmu, bo taka możliwość jest dopiero od niedawna. Odliczają jednak inne koszty.

Firma Opinion, produkująca w Gliwicach druki wielkoformatowe, szacuje, że dzięki działalności w strefie zaoszczędziła w formie ulg podatkowych blisko 2 mln zł. W ciągu kilku lat działalności firma pięciokrotnie zwiększyła zatrudnienie oraz rozbudowała park maszynowy. Opinion przeniósł się do strefy z centrum Gliwic.

KSSE to największa polska strefa ekonomiczna. W tym roku zainwestowało w niej znacznie mniej firm niż w poprzednich latach. W pierwszym półroczu wydano cztery nowe zezwolenia na działalność w strefie. Firmy zadeklarowały, że zainwestują co najmniej 76 mln zł i zatrudnią ponad 370 pracowników.

W ostatnich miesiącach katowickiej strefie udało się pozyskać dwie nowe firmy, produkujące kolektory słoneczne.

Pierwsza z nich - WATT Produkcja Systemów Solarnych Sebastian Paszek - zamierza stworzyć w Sosnowcu co najmniej 100 nowych miejsc pracy i zainwestować ponad 46 mln zł. Natomiast spółka Hewalex ma zainwestować minimum 6 mln zł i zatrudnić 30 nowych pracowników w Czechowicach-Dziedzicach.

Strefa prowadzi rozmowy z kolejnymi inwestorami. Jej przedstawiciele liczą, że po zakończeniu okresu spowolnienia gospodarczego KSSE wróci do poziomu 20-25 nowych projektów inwestycyjnych rocznie. Poza tradycyjnymi sektorami, jak np. motoryzacyjny, strefa chce wzmacniać przede wszystkim sektor usług, lokując w istniejących i powstających w czterech miejscach Katowic biurowcach firmy z sektora BPO, czyli centra usługowe, np. księgowe, rozliczeniowe i informatyczne.

W latach 2006 - 2007 KSSE wydała w sumie 70 zezwoleń na prowadzenie działalności gospodarczej. Był to najlepszy wynik nie tylko w historii KSSE, ale wszystkich stref ekonomicznych w Polsce. Natomiast w roku 2005 i 2008 strefa pozyskała odpowiednio 22 i 24 nowe projekty inwestycyjne.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Analiza wtórnego rynku nieruchomości październik 2009 r.

Rynek kredytów hipotecznych wykazuje coraz więcej oznak ożywienia - wskazują dane Expandera - Niezależnego Doradcy Finansowego. Kolejne banki decydują się na wprowadzenie promocji. Nowością jest spadek marż.

W skrócie

Rynek kredytów mieszkaniowych wykazuje coraz więcej oznak ożywienia. Kolejne banki wprowadzają promocyjne oferty. Nowością jest poprawa przeciętnych warunków kredytowania

W listopadzie, po raz pierwszy od marca br., spadła przeciętna marża dla kredytu w złotych. Obecnie wynosi 2,6 proc. wobec 2,8 proc. średnio w ostatnich siedmiu miesiącach. Na korzystniejszych warunkach można też zaciągnąć kredyt w euro

Rata nowego kredytu w złotych na kwotę 300 tys. zł (30 lat) jest w listopadzie o 34 zł niższa niż w październiku. Rata nowego kredytu w euro spadła o 57 zł

Rozbieżność w racie między najdroższym i najtańszym kredytem w złotych na kwotę 300 tys. zł (30 lat) wynosi 651 zł (36 proc.). W przypadku oferty w euro różnica wynosi 705 zł (47 proc.)

Październikowe dane nie potwierdzają tezy o definitywnym zatrzymaniu spadku cen nieruchomości. W 7 polskich miastach, z cenami powyżej 5 500 za metr kwadratowy, w ciągu ostatniego miesiąca, ceny spadły średnio o 0,4 proc.

Podaż mieszkań w porównaniu ze średnią podażą w 2009 r. i 2008 r. jest większa o 66 proc.

Działki budowlane o powierzchni 5 000 metrów kwadratowych w III kwartale tego roku były tańsze niż kwartał wcześniej. Najbardziej spadły średnie ceny w Warszawie (o 15,2 proc.), w Krakowie (o 5,6 proc.), Poznaniu (o 4,8 proc.) i we Wrocławiu (o 3,4 proc.)

Rynek kredytów hipotecznych

W listopadzie przeciętna marża kredytu w zł na kwotę 300 tys. zł (30 lat, 25 proc. wkładu własnego) spadła do 2,6 proc. To pierwsza większa obniżka od marca br. Przez siedem miesięcy przeciętna marża utrzymywała się bowiem w okolicach 2,8 proc. Dzięki spadkowi marż, zmniejszyło się oprocentowanie kredytów (stopa WIBOR utrzymuje się na stabilnym poziomie od czterech miesięcy). Obecnie wynosi średnio 6,79 proc. wobec 6,96 proc. w październiku. W efekcie rata nowego kredytu w złotych dla powyższych parametrów spadła do 1954 zł z 1988 zł w poprzednim miesiącu, zatem o 34 zł.

Na rynku wciąż utrzymują się znaczące dysproporcje w ofercie banków. Najniższa marża dla naszego przykładu wynosi 1,8 proc., a najwyższa aż 4,8 proc. Oprocentowanie nowych kredytów wynosi natomiast od 5,98 proc. do 9,15 proc. Taka dysproporcja przekłada się na 651 zł (36 proc.) różnicy w racie (1795 zł dla minimalnego oprocentowania i 2446 zł dla maksymalnego).


Expander.pl

Podobnie sytuacja wygląda z kredytami w euro. Najniższe na rynku oprocentowanie wynosi 3,72 proc. (w tym 2,85 proc. marży; najniższa na rynku marża to 2,85 proc.), a najwyższe 7,56 proc. (w tym 6,84 proc. marży). W pierwszym przypadku rata z uwzględnieniem spreadu walutowego wynosi 1513 zł, a w drugim 2218 zł. Daje to różnicę na poziomie aż 705 zł (47 proc.).

Przeciętne warunki udzielania kredytów w euro, podobnie, jak w zł, są dziś korzystniejsze niż w październiku. Przeciętna marża spadła do 3,35 proc. z 3,5 proc., a przeciętne oprocentowanie do 4,15 proc. z 4,49 proc. Z tego powodu, a także ze względu na dodatkową korzyść w postaci spadku kursu euro, rata zmniejszyła się w ciągu miesiąca do 1569 zł z 1626 zł, czyli o 57 zł.

Przeciętne oprocentowanie i marże dla kredytów we frankach utrzymują się w listopadzie na tym samym poziomie co w październiku (odpowiednio 3,8 proc. i 4,09 proc.).


Expander.pl

Obniżenie kosztów zaciągnięcia kredytu mieszkaniowego może też być pochodną wysypu promocji, jakie pojawiły się na rynku w ostatnich miesiącach. Promocyjne oferty przygotowały m.in. Polbank, Fortis Bank, Pekao Bank Hipoteczny, Alior Bank, Millennium, Lukas Bank, BGŻ, BZ WBK, DnBNord i mBank. Promocje polegają na obniżeniu, a nawet zniesieniu prowizji za udzielenie kredytu, obniżeniu marży, a także liberalizacji wymagań dotyczących minimalnego wkładu własnego. n/d

Przykładowo, w Polbanku można zaciągnąć kredyt bez prowizji. Dodatkowo, jeżeli kredytobiorca będzie przelewać wynagrodzenie na rachunek w tym banku, może obniżyć marżę o 1 pkt. proc. Bez prowizji i z niższą marżą można też zaciągnąć kredyt w Alior Banku, pod warunkiem, że kredytobiorca skorzysta z jednego z pakietów ubezpieczeniowych. Promocję polegająca na obniżeniu lub zniesieniu prowizji wprowadził też Lukas Bank. W BGŻ oplata została zmniejszona.

Obniżkę marży w zamian za skorzystanie z innych produktów banku zaoferowały poza już wymienionymi bankami, jeszcze DnBNord, BZ WBK, Fortis Bank czy mBank. Millennium Bank oraz Pekao bank Hipoteczny w ramach promocji zaoferowały możliwość finansowania zakupu całego mieszkania na kredyt.

Jeżeli chodzi o przeciętne wymagania banków w zakresie wkładu własnego, sytuacja jest zbliżona do tej z października. Bez wkładu własnego najłatwiej zaciągnąć kredyt w złotych. Obecnie taką ofertę ma 14 na 30 banków ujętych w zestawieniu Expandera - Niezależnego Doradcy Finansowego. W przypadku kredytów w euro jest to 6 na 15 banków.


Expander.pl

W listopadzie nie zmieniła się też przeciętna zdolność kredytowa, zarówno dla kredytów w zł, jak i w euro. 4-osobowa rodzina osiągająca dochód na poziomie 3500 zł netto, mieszkająca w mieście średniej wielkości, może dziś liczyć średnio na 210 tys. zł kredytu w zł oraz 142 tys. zł w przypadku zaciągania kredytu w euro. Rozbieżności między ofertą banków nadal są ogromne. Dla kredytu w zł widełki wynoszą 105-403 tys. zł, a dla kredytu w euro 105-388 tys. zł.


Expander.pl

Autor: Katarzyna Siwek

Expander - Niezależny Doradca Finansowy

Analiza wtórnego rynku nieruchomości październik 2009 r.

Rynek kredytów hipotecznych wykazuje coraz więcej oznak ożywienia - wskazują dane Expandera - Niezależnego Doradcy Finansowego. Kolejne banki decydują się na wprowadzenie promocji. Nowością jest spadek marż.

W skrócie

Rynek kredytów mieszkaniowych wykazuje coraz więcej oznak ożywienia. Kolejne banki wprowadzają promocyjne oferty. Nowością jest poprawa przeciętnych warunków kredytowania

W listopadzie, po raz pierwszy od marca br., spadła przeciętna marża dla kredytu w złotych. Obecnie wynosi 2,6 proc. wobec 2,8 proc. średnio w ostatnich siedmiu miesiącach. Na korzystniejszych warunkach można też zaciągnąć kredyt w euro

Rata nowego kredytu w złotych na kwotę 300 tys. zł (30 lat) jest w listopadzie o 34 zł niższa niż w październiku. Rata nowego kredytu w euro spadła o 57 zł

Rozbieżność w racie między najdroższym i najtańszym kredytem w złotych na kwotę 300 tys. zł (30 lat) wynosi 651 zł (36 proc.). W przypadku oferty w euro różnica wynosi 705 zł (47 proc.)

Październikowe dane nie potwierdzają tezy o definitywnym zatrzymaniu spadku cen nieruchomości. W 7 polskich miastach, z cenami powyżej 5 500 za metr kwadratowy, w ciągu ostatniego miesiąca, ceny spadły średnio o 0,4 proc.

Podaż mieszkań w porównaniu ze średnią podażą w 2009 r. i 2008 r. jest większa o 66 proc.

Działki budowlane o powierzchni 5 000 metrów kwadratowych w III kwartale tego roku były tańsze niż kwartał wcześniej. Najbardziej spadły średnie ceny w Warszawie (o 15,2 proc.), w Krakowie (o 5,6 proc.), Poznaniu (o 4,8 proc.) i we Wrocławiu (o 3,4 proc.)

Rynek kredytów hipotecznych

W listopadzie przeciętna marża kredytu w zł na kwotę 300 tys. zł (30 lat, 25 proc. wkładu własnego) spadła do 2,6 proc. To pierwsza większa obniżka od marca br. Przez siedem miesięcy przeciętna marża utrzymywała się bowiem w okolicach 2,8 proc. Dzięki spadkowi marż, zmniejszyło się oprocentowanie kredytów (stopa WIBOR utrzymuje się na stabilnym poziomie od czterech miesięcy). Obecnie wynosi średnio 6,79 proc. wobec 6,96 proc. w październiku. W efekcie rata nowego kredytu w złotych dla powyższych parametrów spadła do 1954 zł z 1988 zł w poprzednim miesiącu, zatem o 34 zł.

Na rynku wciąż utrzymują się znaczące dysproporcje w ofercie banków. Najniższa marża dla naszego przykładu wynosi 1,8 proc., a najwyższa aż 4,8 proc. Oprocentowanie nowych kredytów wynosi natomiast od 5,98 proc. do 9,15 proc. Taka dysproporcja przekłada się na 651 zł (36 proc.) różnicy w racie (1795 zł dla minimalnego oprocentowania i 2446 zł dla maksymalnego).


Expander.pl

Podobnie sytuacja wygląda z kredytami w euro. Najniższe na rynku oprocentowanie wynosi 3,72 proc. (w tym 2,85 proc. marży; najniższa na rynku marża to 2,85 proc.), a najwyższe 7,56 proc. (w tym 6,84 proc. marży). W pierwszym przypadku rata z uwzględnieniem spreadu walutowego wynosi 1513 zł, a w drugim 2218 zł. Daje to różnicę na poziomie aż 705 zł (47 proc.).

Przeciętne warunki udzielania kredytów w euro, podobnie, jak w zł, są dziś korzystniejsze niż w październiku. Przeciętna marża spadła do 3,35 proc. z 3,5 proc., a przeciętne oprocentowanie do 4,15 proc. z 4,49 proc. Z tego powodu, a także ze względu na dodatkową korzyść w postaci spadku kursu euro, rata zmniejszyła się w ciągu miesiąca do 1569 zł z 1626 zł, czyli o 57 zł.

Przeciętne oprocentowanie i marże dla kredytów we frankach utrzymują się w listopadzie na tym samym poziomie co w październiku (odpowiednio 3,8 proc. i 4,09 proc.).


Expander.pl

Obniżenie kosztów zaciągnięcia kredytu mieszkaniowego może też być pochodną wysypu promocji, jakie pojawiły się na rynku w ostatnich miesiącach. Promocyjne oferty przygotowały m.in. Polbank, Fortis Bank, Pekao Bank Hipoteczny, Alior Bank, Millennium, Lukas Bank, BGŻ, BZ WBK, DnBNord i mBank. Promocje polegają na obniżeniu, a nawet zniesieniu prowizji za udzielenie kredytu, obniżeniu marży, a także liberalizacji wymagań dotyczących minimalnego wkładu własnego. n/d

Przykładowo, w Polbanku można zaciągnąć kredyt bez prowizji. Dodatkowo, jeżeli kredytobiorca będzie przelewać wynagrodzenie na rachunek w tym banku, może obniżyć marżę o 1 pkt. proc. Bez prowizji i z niższą marżą można też zaciągnąć kredyt w Alior Banku, pod warunkiem, że kredytobiorca skorzysta z jednego z pakietów ubezpieczeniowych. Promocję polegająca na obniżeniu lub zniesieniu prowizji wprowadził też Lukas Bank. W BGŻ oplata została zmniejszona.

Obniżkę marży w zamian za skorzystanie z innych produktów banku zaoferowały poza już wymienionymi bankami, jeszcze DnBNord, BZ WBK, Fortis Bank czy mBank. Millennium Bank oraz Pekao bank Hipoteczny w ramach promocji zaoferowały możliwość finansowania zakupu całego mieszkania na kredyt.

Jeżeli chodzi o przeciętne wymagania banków w zakresie wkładu własnego, sytuacja jest zbliżona do tej z października. Bez wkładu własnego najłatwiej zaciągnąć kredyt w złotych. Obecnie taką ofertę ma 14 na 30 banków ujętych w zestawieniu Expandera - Niezależnego Doradcy Finansowego. W przypadku kredytów w euro jest to 6 na 15 banków.


Expander.pl

W listopadzie nie zmieniła się też przeciętna zdolność kredytowa, zarówno dla kredytów w zł, jak i w euro. 4-osobowa rodzina osiągająca dochód na poziomie 3500 zł netto, mieszkająca w mieście średniej wielkości, może dziś liczyć średnio na 210 tys. zł kredytu w zł oraz 142 tys. zł w przypadku zaciągania kredytu w euro. Rozbieżności między ofertą banków nadal są ogromne. Dla kredytu w zł widełki wynoszą 105-403 tys. zł, a dla kredytu w euro 105-388 tys. zł.


Expander.pl

Autor: Katarzyna Siwek

Expander - Niezależny Doradca Finansowy

Targi Mieszkaniowe - domy.pl, 21-22.11.2009 r., Wrocław

Targi Mieszkaniowe - domy.pl prezentują pełną ofertę mieszkaniową aglomeracji dolnośląskiej. To doskonała propozycja nie tylko dla firm, zajmujących się budownictwem i pośrednictwem sprzedaży, ale z drugiej strony dla wszystkich zainteresowanych kupnem i urządzeniem własnego mieszkania czy domu.
Najnowsze propozycje deweloperów oraz pośredników mieszkaniowych, projekty, meble i elementy wyposażenia, oferta kredytowa banków - to tylko część bogatej oferty wystawienniczej Targów Mieszkaniowych - domy.pl.

Tradycyjnie organizatorzy zadbają o liczny udział osób odwiedzających targi, prowadząc szeroko zakrojoną kampanię medialną: zarówno udział prasy branżowej, jak i mediów lokalnych (prasa, radio, telewizja), dużą akcję plakatową i billboardową, ulotki i zaproszenia, zmasowana reklama w internecie oraz mailing. W wyniku podobnych działań wiosenną edycję odwiedziło 8 tysięcy zwiedzających.

Targi -  domy.pl to największa ilość kupujących w jednym miejscu i czasie. Jesień to doskonały moment na zrealizowanie marzeń o własnym lokum jeszcze w tym roku.
Goście będą mieli możliwość skorzystania z bezpłatnych porad, których udzielą wysoko wykwalifikowani w swoich dziedzinach specjaliści, m.in.: bankowcy, konsultanci kredytowi, podatkowi i prawnicy.

Więcej informacji o targach  na www.domy.pl 

Kontakt z organizatorem:
e-mail: biurotargow@domy.pl

Źródło: inwestycje.pl

Targi Mieszkaniowe - domy.pl, 21-22.11.2009 r., Wrocław

Targi Mieszkaniowe - domy.pl prezentują pełną ofertę mieszkaniową aglomeracji dolnośląskiej. To doskonała propozycja nie tylko dla firm, zajmujących się budownictwem i pośrednictwem sprzedaży, ale z drugiej strony dla wszystkich zainteresowanych kupnem i urządzeniem własnego mieszkania czy domu.
Najnowsze propozycje deweloperów oraz pośredników mieszkaniowych, projekty, meble i elementy wyposażenia, oferta kredytowa banków - to tylko część bogatej oferty wystawienniczej Targów Mieszkaniowych - domy.pl.

Tradycyjnie organizatorzy zadbają o liczny udział osób odwiedzających targi, prowadząc szeroko zakrojoną kampanię medialną: zarówno udział prasy branżowej, jak i mediów lokalnych (prasa, radio, telewizja), dużą akcję plakatową i billboardową, ulotki i zaproszenia, zmasowana reklama w internecie oraz mailing. W wyniku podobnych działań wiosenną edycję odwiedziło 8 tysięcy zwiedzających.

Targi -  domy.pl to największa ilość kupujących w jednym miejscu i czasie. Jesień to doskonały moment na zrealizowanie marzeń o własnym lokum jeszcze w tym roku.
Goście będą mieli możliwość skorzystania z bezpłatnych porad, których udzielą wysoko wykwalifikowani w swoich dziedzinach specjaliści, m.in.: bankowcy, konsultanci kredytowi, podatkowi i prawnicy.

Więcej informacji o targach  na www.domy.pl 

Kontakt z organizatorem:
e-mail: biurotargow@domy.pl

Źródło: inwestycje.pl

Siedem grzechów głównych pośredników nieruchomościami

Pośrednik nieruchomościami. Postać, z którą wielu sprzedających lub kupujących dom lub mieszkanie miało do czynienia. Musiał mieć, bo oni nie dają za wygraną i zrobią wszystko, by przekonać, że są niezbędni. A wcale nie są.
Sprzedaż nieruchomości to w obecnych czasach nie lada wyzwanie. Jednak współpraca z pośrednikami nie zawsze jest najłatwiejszą formą sprzedaży. Pan Michał, mały podwarszawski deweloper, przekonał się o tym wielokrotnie.

- Mam dość pośredników! - nie ukrywa. - Na cztery domy które sprzedałem, żaden nie był kupiony przez klienta zdobytego przez agencję nieruchomości. Często bardziej przeszkadzają niż pomagają - mówi.

Grzech pierwszy - nieetyczność

Praca agencji nieruchomości w Polsce wygląda nieco inaczej niż w innych krajach Europy. W Wielkiej Brytanii pośrednik organizuje całą sprzedaż. Umawia kliku klientów na jeden termin i przeprowadza licytację. Wszystko odbywa szybko i z minimalnym udziałem sprzedającego. Jednak największą różnicą między Polska a na przykład Holandią jest pobieranie prowizji od obu stron. Ogłoszenia w stylu „kupujący nie płaci prowizji” to wciąż rzadkość na naszym rynku.

- Często dzwoni do mnie pośrednik i mówi mi, że ma zainteresowanego kupnem klienta, ale przed wspólną wizytą musimy podpisać umowę współpracy i ustalić cenę za pośrednictwo. Nie jest ważne, że taką umowę agent ma już z kupującym - opisuje pan Michał.

Na takiej sytuacji najwięcej tracą kupujący. Sprzedający zazwyczaj do swojej ceny dolicza koszty pośrednictwa, których żąda od niego agent. W ten oto sposób kupujący płaci dwa razy. Raz za siebie, drugi raz za sprzedającego.

Oczywiście agencje nie lubią takich sytuacji, bo w ten sposób mają droższą ofertę niż samodzielne ogłoszenie sprzedającego.
- Pośrednicy zawsze mnie namawiają by nie doliczać prowizji do ceny, nie podoba im się, że chce ją dodać. Zawsze mówię im tak: chcecie mieć tańszą ofertę u siebie - dobrze. Ja obniżę cenę o pięć tysięcy, ale o tyle też zmniejszcie prowizję. Jeszcze nikt na to nie poszedł - opisuje pan Michał.

Przy podpisywaniu umowy pośrednictwa z dwoma stronami transakcji pojawia się pytanie: czyje interesy reprezentuje agent. Dla kupującego powinien walczyć o jak najlepszą cenę. Sęk w tym, że jego pensja uzależniona jest od prowizji, więc negocjacje nie do końca leżą w jego interesie.

Grzech drugi - pazerność

Współpraca z agencjami nie jest tania. Standardowo prowizja jaką pobiera większość pośredników od każdej ze stron to 2,9 proc. wartości transakcji plus VAT. W sumie ponad 6 proc. idzie do kieszeni agencji. Przy mieszkaniu za 600 tys. zł pośrednik pobiera ponad 40 tys. zł prowizji. Na szczęście można ją negocjować.

- Podpisałem wiele umów z agencjami. Prowizja zawsze była dużo niższa niż standardowe 2,9 proc. plus VAT - potwierdza pan Michał.

Większość agentów sama może zejść do 2-2,5 proc. Większą obniżkę trzeba negocjować z przełożonym.

Prowizja to główne źródło dochodów dla agencji. Za zarobione pieniądze muszą utrzymać biuro, pracowników i opłacić promocję oferowanych nieruchomości. Zazwyczaj pensja pracownika zależy od liczby przeprowadzonych transakcji. Zarobek agenta to zazwyczaj od 30 do 70 proc. prowizji firmy pośredniczącej. Pensja może też zależeć od liczby wpisanych do bazy ofert. A z tego wynika kolejny grzech.

Grzech trzeci - nadgorliwość

Czasem osoba sprzedająca nieruchomość nawet nie wie o tym, że współpracuje z agencją. Pan Adam sprzedawał mieszkanie. Podpisał umowy z kilkoma pośrednikami. Gdy udało mu się sprzedać lokal, poinformował o transakcji. Jakież było jego zdziwienie, kiedy po paru tygodniach jego ogłoszenie wciąż było umieszczane w serwisach ogłoszeniowych przez kilka agencji nieruchomości. I to takie, które wcale nie podpisały z nim umowy.

Jak się okazuje wszystko zgodzie z regulaminem i prawem. Na jednym z serwisów ofertowych w czasie dodawania anonsu akceptuje się taki oto zapis:
„Zgadzam się na kontakt oraz wykorzystywanie zdjęć i treści mojego ogłoszenia przez pośredników”.
Taki zapis niektóre agencje traktują jako zgodę na zamieszczanie ogłoszenia w swojej ofercie. Robią, to nie informując o tym zainteresowanego…

Podobne wrażenia ma pan Michał. Swoje nieruchomości znajduje w ofercie agencji, których przedstawicieli nigdy nie widział na oczy.
- Gdy zaczynałem sprzedaż, agencje wydzwaniały do mnie codziennie. Nie po to, by pokazać swojemu klientowi mój dom, a po to, by spytać się, czy mogą dodać moje ogłoszenie do swojej bazy. W wielu przypadkach był to pierwszy i ostatni kontakt - opisuje pan Michał.

W takich przypadkach umowa jest podpisywana dopiero wtedy, gdy dana nieruchomość zainteresuje klienta agencji.

Grzech czwarty - powielanie

Głównym sposobem handlu nieruchomości przez agencje jest publikacja ogłoszeń w prasie i serwisach internetowych. Zbywając dom czy mieszkanie indywidualnie, większość wybiera taką samą formę. W ten sposób na jednym portalu znajdują się zarówno ogłoszenia pośredników, jak i oferty osób prywatnych.

- Na początku zakładałem, że im więcej umów z pośrednikami, tym lepiej. Jednak gdy na stronie wynikowej jednej z wyszukiwarek nieruchomości zobaczyłem dwadzieścia ofert mojego domu, stwierdziłem, że to nie ma sensu. Przecież tą samą drogą sprzedaję też ja sam - wspomina pan Michał.

Jego zdaniem klient nie jest głupi. Gdy widzi dziesięć identycznych ogłoszeń jasne jest, że wybierze to najtańsze. Czyli to bezpośrednie.

Agencje robią to, co każdy sprzedający nieruchomość może zrobić sam. Z tą różnicą, że robią to dużo drożej.
- Jedyną zaletą, jaką mają agencje, to duża baza klientów, którym mogą prezentować nieruchomości ze swojej oferty - dodaje pan Michał.

Innym problemem jest jakość prezentowanych ogłoszeń. Ten sam dom czy mieszkanie można często znaleźć w zupełnie innych cenach, w zupełnie innym stanie, a zdarza się, że i w zupełnie innej lokalizacji.

- To co agencje robią z moimi ofertami to jakaś masakra! Sprzedaję dwa różne domy. Raz zdarzyło się, że jakiś pośrednik całkowicie wymieszał oba ogłoszenia. Proponował klientom coś, co nie istniało. Do większego domu przyporządkował cenę tańszego - a tłumaczyć zainteresowanym musiałem się ja - opisuje pan Michał.
Według niego tak się kończy prezentowanie klientom domów, których się nie widziało.

Grzech piąty - lenistwo

W sytuacji, gdy agencja wprowadziła do swojej oferty ogłoszenie znalezione w serwisie internetowym, trudno liczyć na to by jej pracownik znał szczegóły sprzedawanego domu czy mieszkania.

W Polsce mało który agent przyjeżdża dzień przed prezentacją nieruchomości by zapoznać się ze wszystkimi szczegółami, dowiedzieć się gdzie jest najbliższa szkoła, sklep, itp.

- Prezentację naszych domów i tak robię ja. Pośrednik zazwyczaj nic nie mówi, bo nic nie wie. Czasem mam wrażenie, że przyjeżdża z klientem tylko po to, bym nie dogadał się z nim poza agencją - zaznacza pan Michał.

Jak wspomina nasz rozmówca, raz zdarzyło się nawet, że pośrednik podał adres klientowi i poprosił by sam przyjechał i zobaczył nieruchomość.

Firma pana Michała oprócz promocji w serwisach ogłoszeniowych, prasie czy na banerach ma też własną stronę internetową, na której prezentuje m.in. zdjęcia z inwestycji.

- Zdjęcia na stronie to łakomy kąsek dla agencji. Często widzę, że do własnych ofert dodają zdjęcia z mojej strony. Wiele z nich ma znak wodny z adresem WWW, ale pośrednicy i tak je puszczają. Jaki to ma sens? - pyta deweloper.

Grzech szósty - zaniechanie

Zdarza się, że problemem jest też brak komunikacji między agencją a sprzedającym czy kupującym. Często jedną nieruchomością opiekuje się kilku pracowników. Wtedy skuteczne prowadzenie takiej oferty jest utrudnione.

- Gdy obniżałem cenę nieruchomości, nie miałem możliwości poinformowania o tym wszystkich agencji. Tylko z niektórymi byliśmy w stałym kontakcie. Te mogły zaproponować swoim klientom nową cenę. Inni wciąż prezentowali wyższą - opisuje pan Michał.

Prawdziwy problem zaczyna się po sprzedaniu lub kupieniu nieruchomości.
Pani Agata korzystała z usług pośrednika, gdy szukała mieszkania. Jeszcze pół roku po nabyciu wymarzonego M, odbierała telefony od agentów, czy może nie jest zainteresowana ich ofertą.

Pan Michał, choć minęło ponad pół roku od sprzedaży jednego z domów, wciąż ma podobny problem.
- Starałem poinformować wszystkie biura, że nieruchomości już nie ma w ofercie. Niewiele to dało. Ogłoszenia wciąż znajduję w sieci. Do niektórych agencji kilka razy wysyłałem informacje, by zaprzestali publikacji, ale bez skutku. Wciąż pojawiają się nowe - mówi deweloper.

Grzech siódmy - brak profesjonalizmu

Wielu pośredników zajmujących się handlem nieruchomościami nie ma uprawnień do wykonywania zawodu. Często się zdarza, że w agencji jedynym posiadaczem licencji zawodowej w zakresie pośrednictwa w obrocie nieruchomościami jest jej właściciel. Reszta pracowników wykorzystuje jego uprawnienia.

Do 2007 roku w Polsce działało 7000 licencjonowanych pośredników w obrocie nieruchomościami. Tylko od stycznia do października 2009 przybyło ich ok. 2100. Ten skok związany jest z rozluźnieniem kryteriów przyznawania uprawnień. Pomimo liberalizacji przepisów wciąż można znaleźć tego typu ogłoszenia:
„Firma zatrudni pośrednika z doświadczeniem lub bez. Oferujemy pomoc w szybkim rozwoju zawodowym”.
Osoba bez doświadczenia jest zatrudniana nie jako agent, a doradca ds. nieruchomości. Dopiero wtedy zaczynają się starania o przyznanie odpowiednich uprawnień.

- Część agentów w ogóle nie powinna pracować w tym zawodzie. Weźmy listę potrzebnych do transakcji dokumentów. Ma taki agencik listę papierków i tylko z niej korzysta. A przecież nie każdy ma np. akt własności z początku XX wieku. Wtedy najważniejszy jest wpis w księdze wieczystej. Przyszedł raz taki, co nie wiedział nawet, skąd wziąć jej odpis. Wielu nie wie, gdzie szukać ważnych informacji - opisuje pan Michał.

Na szczęście nie jest to reguła. Wielu pośredników doskonale zna zawiłości prawa, pomaga załatwić wszelkie formalności i prowadzi klienta krok po kroku przez urzędnicze procedury. Jednak, czy warto za to płacić 20 tys. zł.?

JK - Wirtualna Polska

Siedem grzechów głównych pośredników nieruchomościami

Pośrednik nieruchomościami. Postać, z którą wielu sprzedających lub kupujących dom lub mieszkanie miało do czynienia. Musiał mieć, bo oni nie dają za wygraną i zrobią wszystko, by przekonać, że są niezbędni. A wcale nie są.
Sprzedaż nieruchomości to w obecnych czasach nie lada wyzwanie. Jednak współpraca z pośrednikami nie zawsze jest najłatwiejszą formą sprzedaży. Pan Michał, mały podwarszawski deweloper, przekonał się o tym wielokrotnie.

- Mam dość pośredników! - nie ukrywa. - Na cztery domy które sprzedałem, żaden nie był kupiony przez klienta zdobytego przez agencję nieruchomości. Często bardziej przeszkadzają niż pomagają - mówi.

Grzech pierwszy - nieetyczność

Praca agencji nieruchomości w Polsce wygląda nieco inaczej niż w innych krajach Europy. W Wielkiej Brytanii pośrednik organizuje całą sprzedaż. Umawia kliku klientów na jeden termin i przeprowadza licytację. Wszystko odbywa szybko i z minimalnym udziałem sprzedającego. Jednak największą różnicą między Polska a na przykład Holandią jest pobieranie prowizji od obu stron. Ogłoszenia w stylu „kupujący nie płaci prowizji” to wciąż rzadkość na naszym rynku.

- Często dzwoni do mnie pośrednik i mówi mi, że ma zainteresowanego kupnem klienta, ale przed wspólną wizytą musimy podpisać umowę współpracy i ustalić cenę za pośrednictwo. Nie jest ważne, że taką umowę agent ma już z kupującym - opisuje pan Michał.

Na takiej sytuacji najwięcej tracą kupujący. Sprzedający zazwyczaj do swojej ceny dolicza koszty pośrednictwa, których żąda od niego agent. W ten oto sposób kupujący płaci dwa razy. Raz za siebie, drugi raz za sprzedającego.

Oczywiście agencje nie lubią takich sytuacji, bo w ten sposób mają droższą ofertę niż samodzielne ogłoszenie sprzedającego.
- Pośrednicy zawsze mnie namawiają by nie doliczać prowizji do ceny, nie podoba im się, że chce ją dodać. Zawsze mówię im tak: chcecie mieć tańszą ofertę u siebie - dobrze. Ja obniżę cenę o pięć tysięcy, ale o tyle też zmniejszcie prowizję. Jeszcze nikt na to nie poszedł - opisuje pan Michał.

Przy podpisywaniu umowy pośrednictwa z dwoma stronami transakcji pojawia się pytanie: czyje interesy reprezentuje agent. Dla kupującego powinien walczyć o jak najlepszą cenę. Sęk w tym, że jego pensja uzależniona jest od prowizji, więc negocjacje nie do końca leżą w jego interesie.

Grzech drugi - pazerność

Współpraca z agencjami nie jest tania. Standardowo prowizja jaką pobiera większość pośredników od każdej ze stron to 2,9 proc. wartości transakcji plus VAT. W sumie ponad 6 proc. idzie do kieszeni agencji. Przy mieszkaniu za 600 tys. zł pośrednik pobiera ponad 40 tys. zł prowizji. Na szczęście można ją negocjować.

- Podpisałem wiele umów z agencjami. Prowizja zawsze była dużo niższa niż standardowe 2,9 proc. plus VAT - potwierdza pan Michał.

Większość agentów sama może zejść do 2-2,5 proc. Większą obniżkę trzeba negocjować z przełożonym.

Prowizja to główne źródło dochodów dla agencji. Za zarobione pieniądze muszą utrzymać biuro, pracowników i opłacić promocję oferowanych nieruchomości. Zazwyczaj pensja pracownika zależy od liczby przeprowadzonych transakcji. Zarobek agenta to zazwyczaj od 30 do 70 proc. prowizji firmy pośredniczącej. Pensja może też zależeć od liczby wpisanych do bazy ofert. A z tego wynika kolejny grzech.

Grzech trzeci - nadgorliwość

Czasem osoba sprzedająca nieruchomość nawet nie wie o tym, że współpracuje z agencją. Pan Adam sprzedawał mieszkanie. Podpisał umowy z kilkoma pośrednikami. Gdy udało mu się sprzedać lokal, poinformował o transakcji. Jakież było jego zdziwienie, kiedy po paru tygodniach jego ogłoszenie wciąż było umieszczane w serwisach ogłoszeniowych przez kilka agencji nieruchomości. I to takie, które wcale nie podpisały z nim umowy.

Jak się okazuje wszystko zgodzie z regulaminem i prawem. Na jednym z serwisów ofertowych w czasie dodawania anonsu akceptuje się taki oto zapis:
„Zgadzam się na kontakt oraz wykorzystywanie zdjęć i treści mojego ogłoszenia przez pośredników”.
Taki zapis niektóre agencje traktują jako zgodę na zamieszczanie ogłoszenia w swojej ofercie. Robią, to nie informując o tym zainteresowanego…

Podobne wrażenia ma pan Michał. Swoje nieruchomości znajduje w ofercie agencji, których przedstawicieli nigdy nie widział na oczy.
- Gdy zaczynałem sprzedaż, agencje wydzwaniały do mnie codziennie. Nie po to, by pokazać swojemu klientowi mój dom, a po to, by spytać się, czy mogą dodać moje ogłoszenie do swojej bazy. W wielu przypadkach był to pierwszy i ostatni kontakt - opisuje pan Michał.

W takich przypadkach umowa jest podpisywana dopiero wtedy, gdy dana nieruchomość zainteresuje klienta agencji.

Grzech czwarty - powielanie

Głównym sposobem handlu nieruchomości przez agencje jest publikacja ogłoszeń w prasie i serwisach internetowych. Zbywając dom czy mieszkanie indywidualnie, większość wybiera taką samą formę. W ten sposób na jednym portalu znajdują się zarówno ogłoszenia pośredników, jak i oferty osób prywatnych.

- Na początku zakładałem, że im więcej umów z pośrednikami, tym lepiej. Jednak gdy na stronie wynikowej jednej z wyszukiwarek nieruchomości zobaczyłem dwadzieścia ofert mojego domu, stwierdziłem, że to nie ma sensu. Przecież tą samą drogą sprzedaję też ja sam - wspomina pan Michał.

Jego zdaniem klient nie jest głupi. Gdy widzi dziesięć identycznych ogłoszeń jasne jest, że wybierze to najtańsze. Czyli to bezpośrednie.

Agencje robią to, co każdy sprzedający nieruchomość może zrobić sam. Z tą różnicą, że robią to dużo drożej.
- Jedyną zaletą, jaką mają agencje, to duża baza klientów, którym mogą prezentować nieruchomości ze swojej oferty - dodaje pan Michał.

Innym problemem jest jakość prezentowanych ogłoszeń. Ten sam dom czy mieszkanie można często znaleźć w zupełnie innych cenach, w zupełnie innym stanie, a zdarza się, że i w zupełnie innej lokalizacji.

- To co agencje robią z moimi ofertami to jakaś masakra! Sprzedaję dwa różne domy. Raz zdarzyło się, że jakiś pośrednik całkowicie wymieszał oba ogłoszenia. Proponował klientom coś, co nie istniało. Do większego domu przyporządkował cenę tańszego - a tłumaczyć zainteresowanym musiałem się ja - opisuje pan Michał.
Według niego tak się kończy prezentowanie klientom domów, których się nie widziało.

Grzech piąty - lenistwo

W sytuacji, gdy agencja wprowadziła do swojej oferty ogłoszenie znalezione w serwisie internetowym, trudno liczyć na to by jej pracownik znał szczegóły sprzedawanego domu czy mieszkania.

W Polsce mało który agent przyjeżdża dzień przed prezentacją nieruchomości by zapoznać się ze wszystkimi szczegółami, dowiedzieć się gdzie jest najbliższa szkoła, sklep, itp.

- Prezentację naszych domów i tak robię ja. Pośrednik zazwyczaj nic nie mówi, bo nic nie wie. Czasem mam wrażenie, że przyjeżdża z klientem tylko po to, bym nie dogadał się z nim poza agencją - zaznacza pan Michał.

Jak wspomina nasz rozmówca, raz zdarzyło się nawet, że pośrednik podał adres klientowi i poprosił by sam przyjechał i zobaczył nieruchomość.

Firma pana Michała oprócz promocji w serwisach ogłoszeniowych, prasie czy na banerach ma też własną stronę internetową, na której prezentuje m.in. zdjęcia z inwestycji.

- Zdjęcia na stronie to łakomy kąsek dla agencji. Często widzę, że do własnych ofert dodają zdjęcia z mojej strony. Wiele z nich ma znak wodny z adresem WWW, ale pośrednicy i tak je puszczają. Jaki to ma sens? - pyta deweloper.

Grzech szósty - zaniechanie

Zdarza się, że problemem jest też brak komunikacji między agencją a sprzedającym czy kupującym. Często jedną nieruchomością opiekuje się kilku pracowników. Wtedy skuteczne prowadzenie takiej oferty jest utrudnione.

- Gdy obniżałem cenę nieruchomości, nie miałem możliwości poinformowania o tym wszystkich agencji. Tylko z niektórymi byliśmy w stałym kontakcie. Te mogły zaproponować swoim klientom nową cenę. Inni wciąż prezentowali wyższą - opisuje pan Michał.

Prawdziwy problem zaczyna się po sprzedaniu lub kupieniu nieruchomości.
Pani Agata korzystała z usług pośrednika, gdy szukała mieszkania. Jeszcze pół roku po nabyciu wymarzonego M, odbierała telefony od agentów, czy może nie jest zainteresowana ich ofertą.

Pan Michał, choć minęło ponad pół roku od sprzedaży jednego z domów, wciąż ma podobny problem.
- Starałem poinformować wszystkie biura, że nieruchomości już nie ma w ofercie. Niewiele to dało. Ogłoszenia wciąż znajduję w sieci. Do niektórych agencji kilka razy wysyłałem informacje, by zaprzestali publikacji, ale bez skutku. Wciąż pojawiają się nowe - mówi deweloper.

Grzech siódmy - brak profesjonalizmu

Wielu pośredników zajmujących się handlem nieruchomościami nie ma uprawnień do wykonywania zawodu. Często się zdarza, że w agencji jedynym posiadaczem licencji zawodowej w zakresie pośrednictwa w obrocie nieruchomościami jest jej właściciel. Reszta pracowników wykorzystuje jego uprawnienia.

Do 2007 roku w Polsce działało 7000 licencjonowanych pośredników w obrocie nieruchomościami. Tylko od stycznia do października 2009 przybyło ich ok. 2100. Ten skok związany jest z rozluźnieniem kryteriów przyznawania uprawnień. Pomimo liberalizacji przepisów wciąż można znaleźć tego typu ogłoszenia:
„Firma zatrudni pośrednika z doświadczeniem lub bez. Oferujemy pomoc w szybkim rozwoju zawodowym”.
Osoba bez doświadczenia jest zatrudniana nie jako agent, a doradca ds. nieruchomości. Dopiero wtedy zaczynają się starania o przyznanie odpowiednich uprawnień.

- Część agentów w ogóle nie powinna pracować w tym zawodzie. Weźmy listę potrzebnych do transakcji dokumentów. Ma taki agencik listę papierków i tylko z niej korzysta. A przecież nie każdy ma np. akt własności z początku XX wieku. Wtedy najważniejszy jest wpis w księdze wieczystej. Przyszedł raz taki, co nie wiedział nawet, skąd wziąć jej odpis. Wielu nie wie, gdzie szukać ważnych informacji - opisuje pan Michał.

Na szczęście nie jest to reguła. Wielu pośredników doskonale zna zawiłości prawa, pomaga załatwić wszelkie formalności i prowadzi klienta krok po kroku przez urzędnicze procedury. Jednak, czy warto za to płacić 20 tys. zł.?

JK - Wirtualna Polska

Czynsze w biurach w dół, w sklepach bez zmian

Spadają czynsze w biurowcach. Te w lokalach handlowych utrzymują się na stałym poziomie. Inwestorzy znów obserwują sytuację na rynku - tak wynika z raportu Rynek nieruchomości komercyjnych w III kwartale 2009 roku firmy Ober Haus.
Rynek powierzchni biurowych

Ceny za wynajem powierzchni biurowych spadły w Warszawie o 15 proc. oraz o 8-10 proc. w innych miastach. Ponieważ najemcy zmniejszają powierzchnie swoich biur, a nawet je podnajmują, to współczynnik powierzchni niewynajętej wzrósł do 6 proc..

Właściciele budynków udzielają więcej zachęt dla najemców, poprzez:

  • wydłużenie wakacji czynszowych od 3 do 12 miesięcy,
  • zwiększenie swojego udziału finansowego w aranżowaniu powierzchni,
  • zwiększenie wysokości kontrybucji finansowej.

Dzięki temu czynsze efektywne ulegają znacznemu obniżeniu. Jest to zatem najlepszy czas dla najemców, którzy renegocjują zawarte umowy lub poszukują powierzchni do wynajęcia.

W stolicy w budynkach klasy A w Centralnym Obszarze Biznesu czynsze kształtują się na poziomie 19-26 EUR/mkw., natomiast poza COB 11-16 EUR/mkw..

- W Krakowie za wynajem biura klasy A trzeba zapłacić 14-17 EUR/mkw., co w porównaniu z II kwartałem oznacza 8 proc. spadek wysokości czynszu. Ze względu na coraz większą ilość wolnej powierzchni do wynajęcia, ilość pustostanów wzrosła do poziomu 6 proc. - czytamy w raporcie.

Z kolei w Poznaniu czynsze są o 10 proc. niższe niż w II kwartale. Stawki czynszu za wynajem biura klasy A wynoszą 14-17 EUR/mkw. Ze względu na małą podaż powierzchni biurowej, współczynnik powierzchni niewynajętej jest na poziomie 4 proc..

Rynek powierzchni handlowych

W Polsce III kwartał 2009 roku nie przyniósł zmian czynszów zarówno przy głównych ulicach handlowych, jak i w galeriach handlowych. Ceny najmu nadal utrzymują się na stabilnym poziomie.

- Zwiększa się jedynie różnica pomiędzy czynszem ofertowym a efektywnym, poprzez stosowanie zachęt pozaczynszowych, tj.: wakacje czynszowe, partycypacja w kosztach aranżacji lokalu - podkreślają autorzy opracowania.

W III kwartale stawki czynszów przy głównych ulicach kształtowały się na poziomie 40 - 85 EUR/mkw. (za lokale o powierzchni 100 mkw.). Podobna sytuacja jest w centrach handlowych, gdzie za najlepsze lokale średniej wielkości trzeba zapłacić od 50 do 85 EUR/mkw..

Wskaźnik pustostanów jest na poziomie 1 proc., co potwierdza duży popyt na powierzchnie w centrach handlowych.

W Krakowie stawki czynszów za lokale o powierzchni około 100mkw., przy głównych ulicach są niższe niż w stolicy i utrzymują się na poziomie 35-75 EUR/mkw.. Podobnie sytuacja prezentuje się w galeriach handlowych, gdzie ceny za najlepsze lokale wynoszą 35-50 EUR/mkw.. Warto zauważyć, że wskaźnik pustostanów nadal jest niski i kształtuje się na poziomie 0-1,5 proc..

Z kolei w Poznaniu czynsze przy głównych ulicach handlowych mieszczą się w widełkach od 30 do 60 EUR/mkw.. Natomiast za najlepsze lokale w galeriach handlowych trzeba zapłacić 30-45 EUR/mkw.. Nadmierna ekspansja zmusiła firmy do likwidacji części punktów sprzedaży lub ogłoszenia upadłości, co spowodowało wzrost pustostanów do ponad 2 proc..

Rynek nieruchomości inwestycyjnych

Jak zauważają autorzy opracowania III kwartał był czasem spokoju na rynkach inwestycyjnych. Mimo to zauważany jest powrót inwestorów na rynki nieruchomości komercyjnych.

- Głównym powodem zwiększenia zainteresowania rynkiem jest polepszanie się sytuacji związanej z uzyskaniem kredytów inwestycyjnych. Mimo ciągle występujących trudności z uzyskaniem finansowania banki coraz chętniej udzielają kredytów na dobrze zaplanowane i gwarantujące odpowiednią stopę zwrotu inwestycje - czytamy w raporcie.

Stopień kapitalizacji w sektorze biurowym w Warszawie wynosi od 6,50 proc. do 7,20 proc., w Krakowie od 7,10 proc. do 8,40 proc., a w Poznaniu od 7,30 proc. do 7,90 proc.. Natomiast w przypadku sektora handlowego kształtuje się to na poziomie od 7 proc. do 8,50 proc. w Warszawie, od 7 proc. do 9 proc. w Krakowie i od 8,50 proc. do 9,80 proc. w Poznaniu.

Czynsze w biurach w dół, w sklepach bez zmian

Czynsze w biurach w dół, w sklepach bez zmian

Spadają czynsze w biurowcach. Te w lokalach handlowych utrzymują się na stałym poziomie. Inwestorzy znów obserwują sytuację na rynku - tak wynika z raportu Rynek nieruchomości komercyjnych w III kwartale 2009 roku firmy Ober Haus.
Rynek powierzchni biurowych

Ceny za wynajem powierzchni biurowych spadły w Warszawie o 15 proc. oraz o 8-10 proc. w innych miastach. Ponieważ najemcy zmniejszają powierzchnie swoich biur, a nawet je podnajmują, to współczynnik powierzchni niewynajętej wzrósł do 6 proc..

Właściciele budynków udzielają więcej zachęt dla najemców, poprzez:

  • wydłużenie wakacji czynszowych od 3 do 12 miesięcy,
  • zwiększenie swojego udziału finansowego w aranżowaniu powierzchni,
  • zwiększenie wysokości kontrybucji finansowej.

Dzięki temu czynsze efektywne ulegają znacznemu obniżeniu. Jest to zatem najlepszy czas dla najemców, którzy renegocjują zawarte umowy lub poszukują powierzchni do wynajęcia.

W stolicy w budynkach klasy A w Centralnym Obszarze Biznesu czynsze kształtują się na poziomie 19-26 EUR/mkw., natomiast poza COB 11-16 EUR/mkw..

- W Krakowie za wynajem biura klasy A trzeba zapłacić 14-17 EUR/mkw., co w porównaniu z II kwartałem oznacza 8 proc. spadek wysokości czynszu. Ze względu na coraz większą ilość wolnej powierzchni do wynajęcia, ilość pustostanów wzrosła do poziomu 6 proc. - czytamy w raporcie.

Z kolei w Poznaniu czynsze są o 10 proc. niższe niż w II kwartale. Stawki czynszu za wynajem biura klasy A wynoszą 14-17 EUR/mkw. Ze względu na małą podaż powierzchni biurowej, współczynnik powierzchni niewynajętej jest na poziomie 4 proc..

Rynek powierzchni handlowych

W Polsce III kwartał 2009 roku nie przyniósł zmian czynszów zarówno przy głównych ulicach handlowych, jak i w galeriach handlowych. Ceny najmu nadal utrzymują się na stabilnym poziomie.

- Zwiększa się jedynie różnica pomiędzy czynszem ofertowym a efektywnym, poprzez stosowanie zachęt pozaczynszowych, tj.: wakacje czynszowe, partycypacja w kosztach aranżacji lokalu - podkreślają autorzy opracowania.

W III kwartale stawki czynszów przy głównych ulicach kształtowały się na poziomie 40 - 85 EUR/mkw. (za lokale o powierzchni 100 mkw.). Podobna sytuacja jest w centrach handlowych, gdzie za najlepsze lokale średniej wielkości trzeba zapłacić od 50 do 85 EUR/mkw..

Wskaźnik pustostanów jest na poziomie 1 proc., co potwierdza duży popyt na powierzchnie w centrach handlowych.

W Krakowie stawki czynszów za lokale o powierzchni około 100mkw., przy głównych ulicach są niższe niż w stolicy i utrzymują się na poziomie 35-75 EUR/mkw.. Podobnie sytuacja prezentuje się w galeriach handlowych, gdzie ceny za najlepsze lokale wynoszą 35-50 EUR/mkw.. Warto zauważyć, że wskaźnik pustostanów nadal jest niski i kształtuje się na poziomie 0-1,5 proc..

Z kolei w Poznaniu czynsze przy głównych ulicach handlowych mieszczą się w widełkach od 30 do 60 EUR/mkw.. Natomiast za najlepsze lokale w galeriach handlowych trzeba zapłacić 30-45 EUR/mkw.. Nadmierna ekspansja zmusiła firmy do likwidacji części punktów sprzedaży lub ogłoszenia upadłości, co spowodowało wzrost pustostanów do ponad 2 proc..

Rynek nieruchomości inwestycyjnych

Jak zauważają autorzy opracowania III kwartał był czasem spokoju na rynkach inwestycyjnych. Mimo to zauważany jest powrót inwestorów na rynki nieruchomości komercyjnych.

- Głównym powodem zwiększenia zainteresowania rynkiem jest polepszanie się sytuacji związanej z uzyskaniem kredytów inwestycyjnych. Mimo ciągle występujących trudności z uzyskaniem finansowania banki coraz chętniej udzielają kredytów na dobrze zaplanowane i gwarantujące odpowiednią stopę zwrotu inwestycje - czytamy w raporcie.

Stopień kapitalizacji w sektorze biurowym w Warszawie wynosi od 6,50 proc. do 7,20 proc., w Krakowie od 7,10 proc. do 8,40 proc., a w Poznaniu od 7,30 proc. do 7,90 proc.. Natomiast w przypadku sektora handlowego kształtuje się to na poziomie od 7 proc. do 8,50 proc. w Warszawie, od 7 proc. do 9 proc. w Krakowie i od 8,50 proc. do 9,80 proc. w Poznaniu.

Czynsze w biurach w dół, w sklepach bez zmian

W październiku wynajem taniał wszędzie

W październiku średnie stawki czynszów ofertowych spadały we wszystkich analizowanych miastach.
W Warszawie średni koszt wynajęcia mkw. mieszkania kształtuje się obecnie na poziomie 46 , we Wrocławiu 37 zł, w Trójmieście 35 zł, Krakowie 34 zł, a w Poznaniu 32 zł.

Minął już gorący okres na rynku wynajmu mieszkań, co ma odzwierciedlenie w średniej cenie mkw. mieszkań. Październik to miesiąc spadków średnich czynszów ofertowych we wszystkich analizowanych miastach.

Być może już wkrótce poznamy szczegóły programu rządowego mającego wesprzeć budowę mieszkań na wynajem, dzięki czemu ten segment mieszkaniowy zacznie się stopniowo rozwijać.

Warszawa

Średnia cena mkw. mieszkania na wynajem w październiku wyniosła 46 zł. Za wynajęcie 50-metrowej powierzchni musimy więc zapłacić obecnie średnio 2300 zł, podczas gdy w sierpniu i we wrześniu trzeba było przeznaczyć na ten cel o 100 zł więcej.

Biorąc pod uwagę dostępność mieszkań w poszczególnych przedziałach cenowych, Warszawa wyróżnia się na tle innych miast dość dużym udziałem mieszkań o czynszu powyżej 4500 zł (15 proc.). Dwucyfrowy udział dotyczy także mieszkań z pierwszych trzech przedziałów cenowych.

Kraków

Średni czynsz ofertowy 50-metrowego lokalu wyniósł w październiku 1700 zł, co daje 34 zł za mkw. Jeszcze we wrześniu średnia cena mkw. wynosiła 36 zł. Stolica Małopolski charakteryzuje się bardzo dużym udziałem mieszkań o czynszu poniżej 2000 zł - dostępnych jest tu prawie 61 proc. wszystkich oferowanych mieszkań na krakowskim rynku wynajmu.

Zdecydowanie mniejszy wybór jest w przedziale o czynszu miesięcznym w wysokości 2000-2500 zł (16 proc.). Stosunkowo niewiele jest lokali o wysokim standardzie, a więc i najwyższym czynszu (3 proc.).

Wrocław

W październiku średnia cena metra kwadratowego wyniosła 37 zł, co w przypadku wynajęcia 50-metrowego mieszkania pozwala zaoszczędzić 50 zł miesięcznie w stosunku do poprzedniego miesiąca (obecnie na ten wydatek trzeba przeznaczyć 1850 zł).

Największą część wrocławskiej oferty stanowią mieszkania o maksymalnym czynszu 2000 zł (prawie 46 proc.). Dużą część mieszkań można także wynająć za 2000-2500 zł. Stanowią one ponad 23 proc. wszystkich mieszkań przeznaczonych na wynajem na tym rynku.

Poznań

Wynajęcie 50-metrowego mieszkania w Poznaniu w październiku średnio kosztowało 1600 zł, co daje 32 zł za mkw. lokalu. Jest to najniższy czynsz spośród wszystkich analizowanych miast.

Z ofert zgromadzonych na portalu Wynajem.pl wynika, że w stolicy Wielkopolski bardzo łatwo można wynająć mieszkanie w pierwszym przedziale cenowym (czynsz miesięczny poniżej 2000 zł). Stanowią one 74 proc. całej oferty.

Trójmiasto

Wynajęcie 50-metrowego mieszkania w Trójmieście to wydatek rzędu 1750 zł. W zeszłym miesiącu koszt ten był wyższy o 150 zł. Najtaniej jest w Gdyni, a najdrożej w Sopocie, co wynika z ograniczonej podaży lokali i specyfiki tego miasta. Najwięcej mieszkań przeznaczonych na wynajem jest w Gdańsku.

W Trójmieście dominują mieszkania o miesięcznym czynszu poniżej 2000 zł (ponad 51 proc. ogółu mieszkań na wynajem).

 


W październiku wynajem taniał wszędzie

W październiku wynajem taniał wszędzie

W październiku średnie stawki czynszów ofertowych spadały we wszystkich analizowanych miastach.
W Warszawie średni koszt wynajęcia mkw. mieszkania kształtuje się obecnie na poziomie 46 , we Wrocławiu 37 zł, w Trójmieście 35 zł, Krakowie 34 zł, a w Poznaniu 32 zł.

Minął już gorący okres na rynku wynajmu mieszkań, co ma odzwierciedlenie w średniej cenie mkw. mieszkań. Październik to miesiąc spadków średnich czynszów ofertowych we wszystkich analizowanych miastach.

Być może już wkrótce poznamy szczegóły programu rządowego mającego wesprzeć budowę mieszkań na wynajem, dzięki czemu ten segment mieszkaniowy zacznie się stopniowo rozwijać.

Warszawa

Średnia cena mkw. mieszkania na wynajem w październiku wyniosła 46 zł. Za wynajęcie 50-metrowej powierzchni musimy więc zapłacić obecnie średnio 2300 zł, podczas gdy w sierpniu i we wrześniu trzeba było przeznaczyć na ten cel o 100 zł więcej.

Biorąc pod uwagę dostępność mieszkań w poszczególnych przedziałach cenowych, Warszawa wyróżnia się na tle innych miast dość dużym udziałem mieszkań o czynszu powyżej 4500 zł (15 proc.). Dwucyfrowy udział dotyczy także mieszkań z pierwszych trzech przedziałów cenowych.

Kraków

Średni czynsz ofertowy 50-metrowego lokalu wyniósł w październiku 1700 zł, co daje 34 zł za mkw. Jeszcze we wrześniu średnia cena mkw. wynosiła 36 zł. Stolica Małopolski charakteryzuje się bardzo dużym udziałem mieszkań o czynszu poniżej 2000 zł - dostępnych jest tu prawie 61 proc. wszystkich oferowanych mieszkań na krakowskim rynku wynajmu.

Zdecydowanie mniejszy wybór jest w przedziale o czynszu miesięcznym w wysokości 2000-2500 zł (16 proc.). Stosunkowo niewiele jest lokali o wysokim standardzie, a więc i najwyższym czynszu (3 proc.).

Wrocław

W październiku średnia cena metra kwadratowego wyniosła 37 zł, co w przypadku wynajęcia 50-metrowego mieszkania pozwala zaoszczędzić 50 zł miesięcznie w stosunku do poprzedniego miesiąca (obecnie na ten wydatek trzeba przeznaczyć 1850 zł).

Największą część wrocławskiej oferty stanowią mieszkania o maksymalnym czynszu 2000 zł (prawie 46 proc.). Dużą część mieszkań można także wynająć za 2000-2500 zł. Stanowią one ponad 23 proc. wszystkich mieszkań przeznaczonych na wynajem na tym rynku.

Poznań

Wynajęcie 50-metrowego mieszkania w Poznaniu w październiku średnio kosztowało 1600 zł, co daje 32 zł za mkw. lokalu. Jest to najniższy czynsz spośród wszystkich analizowanych miast.

Z ofert zgromadzonych na portalu Wynajem.pl wynika, że w stolicy Wielkopolski bardzo łatwo można wynająć mieszkanie w pierwszym przedziale cenowym (czynsz miesięczny poniżej 2000 zł). Stanowią one 74 proc. całej oferty.

Trójmiasto

Wynajęcie 50-metrowego mieszkania w Trójmieście to wydatek rzędu 1750 zł. W zeszłym miesiącu koszt ten był wyższy o 150 zł. Najtaniej jest w Gdyni, a najdrożej w Sopocie, co wynika z ograniczonej podaży lokali i specyfiki tego miasta. Najwięcej mieszkań przeznaczonych na wynajem jest w Gdańsku.

W Trójmieście dominują mieszkania o miesięcznym czynszu poniżej 2000 zł (ponad 51 proc. ogółu mieszkań na wynajem).

 


W październiku wynajem taniał wszędzie

TFI SATUS i BIK S.A. inwestują w nieruchomości komercyjne

Nieruchomości komercyjne mogą stać się motorem odrodzenia rynku deweloperskiego. Na sukces mogą jednak liczyć tylko nieruchomości ściśle dostosowane do potrzeb najemcy. Są to małe galerie handlowe, magazyny zlokalizowane na Ścianie Wschodniej i biura poza centrami dużych miast.
Firmy deweloperskie, zwłaszcza te z polskim kapitałem, mają szansę na zapełnienie dziury rynkowej powstałej po wycofaniu się z Polski inwestorów nastawionych czysto spekulacyjnie.
Znaczny kapitał gotowy do inwestycji nagle zniknął z rynku. Spowodowało to pojawienie się nisz na rynku obiektów komercyjnych i nowych okazji inwestycyjnych dla polskich deweloperów. Pojawiają się inwestycje o bardzo wysokiej stopie zwrotu. – mówi Mirosław Koszany, prezes zarządu Biura Inwestycji Kapitałowych S.A.

Banki, które zaostrzyły rygory dostępu do kredytu, nie są skore do pożyczania pieniędzy na tego typu przedsięwzięcia. Lukę starają się zapełnić fundusze inwestycyjne zajmujące się wyłącznie inwestycjami w nieruchomości. Dotychczas powstawały głównie fundusze nieruchomości inwestujące w gotowe zrealizowane obiekty mieszkaniowe lub komercyjne. Aktualnie niektóre TFI powołują fundusze o charakterze deweloperskim, które w celu uzyskania wyższej stopy zwrotu inwestują już w obiekty na etapie green field.

Takie fundusze muszą posiadać specjalne zasoby merytoryczne i odpowiednie zaplecze deweloperskie. Przykładem jest FIZ Deweloperski Nieruchomości Komercyjnych SATUS powołany w ramach TFI SATUS, gdzie TFI nawiązało współpracę z BIK S.A., deweloperem realizującym obiekty komercyjne i wyemitowało certyfikaty dla inwestorów indywidualnych dopuszczając ich do inwestycji już w fazie deweloperskiej. Fundusz aktualnie sprzedaje jednostki uczestnictwa.

Małe galerie w cenie

Pierwsze oznaki poprawy na rynku nieruchomości handlowych  widać już od trzeciego kwartału  2009 roku. W najbliższym czasie należy spodziewać się realizacji niedużych projektów galerii handlowych w małych i średnich miastach. Obiektów tej klasy wciąż jest w Polsce niewiele. Inwestorzy – sieci handlowe, fundusze inwestycyjne, spółki akcyjne – szansę widzą w sile nabywczej społeczeństwa. A ta z pewnością będzie wzrastać wraz z poprawą zamożności kupujących. Zresztą już dziś wiadomo, że dynamika sprzedaży konsumenckiej prezentuje się lepiej w porównaniu z innymi krajami Europy, a w najbliższym czasie oczekuje się wzrostów.

Kryzys odcisnął piętno na segmencie nieruchomości biur

Firmy wchodzące na rynek Polski oraz te wynajmujące stare obiekty o niskim standardzie wstrzymywały decyzje o wynajmie nowoczesnej powierzchni biurowej. Teraz, kiedy sytuacja stabilizuje się klienci powoli wracają do rozmów. Oczywiście powierzchnia dostępna na rynku w dużych miastach jeszcze przez kilka miesięcy zaspokoi istniejące zapotrzebowanie, ale niedługo może jej zabraknąć. Deweloperzy ze względu na trudności z pozyskaniem finansowania wstrzymali swoje projekty. Może to doprowadzić do niedoboru powierzchni biurowej na rynku. Pojawi się wtedy okazja dla inwestorów korzystających z alternatywnych źródeł finansowania. A kolejne inwestycji biurowe z pewnością będą potrzebne. Potwierdza to wciąż niski współczynnik nasycenia powierzchni w aglomeracjach miejskich w porównaniu z innymi europejskimi metropoliami.

Magazyny na wschodzie


Chociaż rynek magazynowy chwilowo wyhamował to wciąż ma duże perspektywy rozwoju. Budowa kolejnych odcinków autostrad przyczyni się w niedługim czasie do powstania nowych rynków magazynowych – przede wszystkim we wschodniej części Polski. Już teraz na celowniku deweloperów są takie miasta jak: Rzeszów, Lublin, także Bydgoszcz. Nie można oczywiście zapominać o istniejących rynkach, na których powierzchni będzie przybywać. Z pewnością wciąż ogromny potencjał drzemie w rejonie aglomeracji śląskiej liczącej prawie 3 mln mieszkańców, która przez wielu analityków uznawana jest za przyszłe zaplecze magazynowe Europy.

Bardzo ważnym zjawiskiem jest rosnące zapotrzebowanie na projekty „build to suit” czyli obiekty dla klienta indywidualnego wykonanego zgodnie z wytycznymi przedstawionymi przez klienta. Dają możliwość wybudowania wymarzonej siedziby firmy bez konieczności posiadania środków na realizację inwestycji. Klient zobowiązuje się jedynie do płacenia czynszu otrzymując dodatkowo możliwość nabycia nieruchomości po zakończeniu okresu najmu. 

Jak zarabiać na rynku nieruchomości komercyjnych?


Inwestycje w nieruchomości o charakterze komercyjnym wiążą się z wyższymi dochodami. Są jednak znacznie bardziej kapitałochłonne. Wyjściem jest rozważanie inwestycji w fundusze nieruchomości, które w ramach emitowanych certyfikatów sprzedają udziały w nabywanych obiektach.

Chcąc uzyskać jeszcze wyższą stopę zwrotu można również zainwestować w tego typu obiekty jeszcze na etapie deweloperskim. Wówczas oczekiwana stopa zwrotu może wynieść około 25 %. W polskim rynku komercyjnym wciąż drzemią możliwości rozwojupotwierdzeniem tego jest wciąż niski poziom nasycenia powierzchni komercyjnych w stosunku do innych krajów UE – uważa Mariusz Borowiec, prezes zarządu TFI SATUS SA.

Wzrost zainteresowania powierzchniami biurowymi, handlowym, magazynowymi jest zauważalny. Jeżeli trend się utrzyma to w przeciągu kilku miesięcy może zacząć brakować powierzchni na rynku. Tym samym pojawi się szansa dla deweloperów, którzy korzystają z alternatywnych źródeł finansowania swoich projektów.


Grupa SATUS

kg

TFI SATUS i BIK S.A. inwestują w nieruchomości komercyjne

Nieruchomości komercyjne mogą stać się motorem odrodzenia rynku deweloperskiego. Na sukces mogą jednak liczyć tylko nieruchomości ściśle dostosowane do potrzeb najemcy. Są to małe galerie handlowe, magazyny zlokalizowane na Ścianie Wschodniej i biura poza centrami dużych miast.
Firmy deweloperskie, zwłaszcza te z polskim kapitałem, mają szansę na zapełnienie dziury rynkowej powstałej po wycofaniu się z Polski inwestorów nastawionych czysto spekulacyjnie.
Znaczny kapitał gotowy do inwestycji nagle zniknął z rynku. Spowodowało to pojawienie się nisz na rynku obiektów komercyjnych i nowych okazji inwestycyjnych dla polskich deweloperów. Pojawiają się inwestycje o bardzo wysokiej stopie zwrotu. – mówi Mirosław Koszany, prezes zarządu Biura Inwestycji Kapitałowych S.A.

Banki, które zaostrzyły rygory dostępu do kredytu, nie są skore do pożyczania pieniędzy na tego typu przedsięwzięcia. Lukę starają się zapełnić fundusze inwestycyjne zajmujące się wyłącznie inwestycjami w nieruchomości. Dotychczas powstawały głównie fundusze nieruchomości inwestujące w gotowe zrealizowane obiekty mieszkaniowe lub komercyjne. Aktualnie niektóre TFI powołują fundusze o charakterze deweloperskim, które w celu uzyskania wyższej stopy zwrotu inwestują już w obiekty na etapie green field.

Takie fundusze muszą posiadać specjalne zasoby merytoryczne i odpowiednie zaplecze deweloperskie. Przykładem jest FIZ Deweloperski Nieruchomości Komercyjnych SATUS powołany w ramach TFI SATUS, gdzie TFI nawiązało współpracę z BIK S.A., deweloperem realizującym obiekty komercyjne i wyemitowało certyfikaty dla inwestorów indywidualnych dopuszczając ich do inwestycji już w fazie deweloperskiej. Fundusz aktualnie sprzedaje jednostki uczestnictwa.

Małe galerie w cenie

Pierwsze oznaki poprawy na rynku nieruchomości handlowych  widać już od trzeciego kwartału  2009 roku. W najbliższym czasie należy spodziewać się realizacji niedużych projektów galerii handlowych w małych i średnich miastach. Obiektów tej klasy wciąż jest w Polsce niewiele. Inwestorzy – sieci handlowe, fundusze inwestycyjne, spółki akcyjne – szansę widzą w sile nabywczej społeczeństwa. A ta z pewnością będzie wzrastać wraz z poprawą zamożności kupujących. Zresztą już dziś wiadomo, że dynamika sprzedaży konsumenckiej prezentuje się lepiej w porównaniu z innymi krajami Europy, a w najbliższym czasie oczekuje się wzrostów.

Kryzys odcisnął piętno na segmencie nieruchomości biur

Firmy wchodzące na rynek Polski oraz te wynajmujące stare obiekty o niskim standardzie wstrzymywały decyzje o wynajmie nowoczesnej powierzchni biurowej. Teraz, kiedy sytuacja stabilizuje się klienci powoli wracają do rozmów. Oczywiście powierzchnia dostępna na rynku w dużych miastach jeszcze przez kilka miesięcy zaspokoi istniejące zapotrzebowanie, ale niedługo może jej zabraknąć. Deweloperzy ze względu na trudności z pozyskaniem finansowania wstrzymali swoje projekty. Może to doprowadzić do niedoboru powierzchni biurowej na rynku. Pojawi się wtedy okazja dla inwestorów korzystających z alternatywnych źródeł finansowania. A kolejne inwestycji biurowe z pewnością będą potrzebne. Potwierdza to wciąż niski współczynnik nasycenia powierzchni w aglomeracjach miejskich w porównaniu z innymi europejskimi metropoliami.

Magazyny na wschodzie


Chociaż rynek magazynowy chwilowo wyhamował to wciąż ma duże perspektywy rozwoju. Budowa kolejnych odcinków autostrad przyczyni się w niedługim czasie do powstania nowych rynków magazynowych – przede wszystkim we wschodniej części Polski. Już teraz na celowniku deweloperów są takie miasta jak: Rzeszów, Lublin, także Bydgoszcz. Nie można oczywiście zapominać o istniejących rynkach, na których powierzchni będzie przybywać. Z pewnością wciąż ogromny potencjał drzemie w rejonie aglomeracji śląskiej liczącej prawie 3 mln mieszkańców, która przez wielu analityków uznawana jest za przyszłe zaplecze magazynowe Europy.

Bardzo ważnym zjawiskiem jest rosnące zapotrzebowanie na projekty „build to suit” czyli obiekty dla klienta indywidualnego wykonanego zgodnie z wytycznymi przedstawionymi przez klienta. Dają możliwość wybudowania wymarzonej siedziby firmy bez konieczności posiadania środków na realizację inwestycji. Klient zobowiązuje się jedynie do płacenia czynszu otrzymując dodatkowo możliwość nabycia nieruchomości po zakończeniu okresu najmu. 

Jak zarabiać na rynku nieruchomości komercyjnych?


Inwestycje w nieruchomości o charakterze komercyjnym wiążą się z wyższymi dochodami. Są jednak znacznie bardziej kapitałochłonne. Wyjściem jest rozważanie inwestycji w fundusze nieruchomości, które w ramach emitowanych certyfikatów sprzedają udziały w nabywanych obiektach.

Chcąc uzyskać jeszcze wyższą stopę zwrotu można również zainwestować w tego typu obiekty jeszcze na etapie deweloperskim. Wówczas oczekiwana stopa zwrotu może wynieść około 25 %. W polskim rynku komercyjnym wciąż drzemią możliwości rozwojupotwierdzeniem tego jest wciąż niski poziom nasycenia powierzchni komercyjnych w stosunku do innych krajów UE – uważa Mariusz Borowiec, prezes zarządu TFI SATUS SA.

Wzrost zainteresowania powierzchniami biurowymi, handlowym, magazynowymi jest zauważalny. Jeżeli trend się utrzyma to w przeciągu kilku miesięcy może zacząć brakować powierzchni na rynku. Tym samym pojawi się szansa dla deweloperów, którzy korzystają z alternatywnych źródeł finansowania swoich projektów.


Grupa SATUS

kg

Czy od domków letniskowych trzeba płacić podatek od nieruchomości

Domki letniskowe podlegają podatkowi od nieruchomości według stawek dla budynków mieszkalnych lub dla budynków pozostałych. O podatku decyduje dokumentacja budynku oraz to, czy służy on zaspokajaniu potrzeb mieszkaniowych.

zy domek letniskowy jest budynkiem

Podatniczka kupiła domek letniskowy. Czy w związku z tym powinna płacić podatek od nieruchomości? Czy domek letniskowy należy uznać za budynek?

Tak

Domek letniskowy jest budynkiem, który podlega opodatkowaniu podatkiem od nieruchomości. Zgodnie z art. 1a ust. 1 pkt 1 ustawy o podatkach i opłatach lokalnych za budynek uważa się obiekt budowlany w rozumieniu przepisów prawa budowlanego, który jest trwale związany z gruntem, wydzielony z przestrzeni za pomocą przegród budowlanych oraz posiada fundamenty i dach. Za budynki podlegające opodatkowaniu Ministerstwo Finansów uznaje także domki letniskowe o konstrukcji drewnianej i posadowione na bloczkach betonowych lub palach. Takie stanowisko resort przedstawił w odpowiedzi na interpelację poselską z 9 sierpnia 2007 r. (nr 8896).

Podstawa prawna

● Art. 1a ust. 1 pkt 1 ustawy z 12 stycznia 1991 r. o podatkach i opłatach lokalnych (t.j. Dz.U. z 2006 r. nr 121, poz. 844 z późn. zm.).

 

Gazeta Prawna

Czy od domków letniskowych trzeba płacić podatek od nieruchomości

Domki letniskowe podlegają podatkowi od nieruchomości według stawek dla budynków mieszkalnych lub dla budynków pozostałych. O podatku decyduje dokumentacja budynku oraz to, czy służy on zaspokajaniu potrzeb mieszkaniowych.

zy domek letniskowy jest budynkiem

Podatniczka kupiła domek letniskowy. Czy w związku z tym powinna płacić podatek od nieruchomości? Czy domek letniskowy należy uznać za budynek?

Tak

Domek letniskowy jest budynkiem, który podlega opodatkowaniu podatkiem od nieruchomości. Zgodnie z art. 1a ust. 1 pkt 1 ustawy o podatkach i opłatach lokalnych za budynek uważa się obiekt budowlany w rozumieniu przepisów prawa budowlanego, który jest trwale związany z gruntem, wydzielony z przestrzeni za pomocą przegród budowlanych oraz posiada fundamenty i dach. Za budynki podlegające opodatkowaniu Ministerstwo Finansów uznaje także domki letniskowe o konstrukcji drewnianej i posadowione na bloczkach betonowych lub palach. Takie stanowisko resort przedstawił w odpowiedzi na interpelację poselską z 9 sierpnia 2007 r. (nr 8896).

Podstawa prawna

● Art. 1a ust. 1 pkt 1 ustawy z 12 stycznia 1991 r. o podatkach i opłatach lokalnych (t.j. Dz.U. z 2006 r. nr 121, poz. 844 z późn. zm.).

 

Gazeta Prawna

Podatek od nieruchomości można naliczać dopiero od wpisania zmian w ewidencji gruntów

Dopiero po wprowadzeniu zmian w ewidencji gruntów można zamiast podatku rolnego naliczać podatek od nieruchomości.

Gminy nie mogą naliczać podatku od nieruchomości za lata poprzednie w związku ze zmianą ewidencji gruntu z ornego na zajęty na prowadzoną działalność, poinformowało Ministerstwo Finansów w odpowiedzi na interpelację poselską (nr 11882).

Jak podkreśliło MF, zmiany w ewidencji skutkujące zmianami w opodatkowaniu (zastąpienie podatku rolnego podatkiem od nieruchomości), następują z początkiem miesiąca, który nastąpił po wprowadzeniu zmiany w bazie danych ewidencyjnych, a więc dotyczą okresu po wprowadzeniu zmiany. Nie można naliczyć podatku od nieruchomości przed datą wprowadzenia zmian w ewidencji.

Opodatkowanie spowodowane zmianą oznaczenia gruntów w ewidencji gruntów i budynków z użytków rolnych na inny rodzaj użytków gruntowych następują – zgodnie z art. 6 ust. 3 ustawy o podatkach i opłatach lokalnych (t.j. Dz.U. z 2006 r. nr 121, poz. 844 z późn. zm.) – od pierwszego dnia miesiąca następującego po miesiącu, w którym wprowadzono nowe oznaczenie w bazie danych ewidencyjnych. O zmianach ewidencyjnych starosta ma obowiązek zawiadomić organy podatkowe właściwe w sprawie wymiaru podatku od nieruchomości i rolnego.

Źródło: Dziennik Gazeta Prawna

Artykuł z dnia: 2009-11-13

Autor: Magdalena Majkowska

Podatek od nieruchomości można naliczać dopiero od wpisania zmian w ewidencji gruntów

Dopiero po wprowadzeniu zmian w ewidencji gruntów można zamiast podatku rolnego naliczać podatek od nieruchomości.

Gminy nie mogą naliczać podatku od nieruchomości za lata poprzednie w związku ze zmianą ewidencji gruntu z ornego na zajęty na prowadzoną działalność, poinformowało Ministerstwo Finansów w odpowiedzi na interpelację poselską (nr 11882).

Jak podkreśliło MF, zmiany w ewidencji skutkujące zmianami w opodatkowaniu (zastąpienie podatku rolnego podatkiem od nieruchomości), następują z początkiem miesiąca, który nastąpił po wprowadzeniu zmiany w bazie danych ewidencyjnych, a więc dotyczą okresu po wprowadzeniu zmiany. Nie można naliczyć podatku od nieruchomości przed datą wprowadzenia zmian w ewidencji.

Opodatkowanie spowodowane zmianą oznaczenia gruntów w ewidencji gruntów i budynków z użytków rolnych na inny rodzaj użytków gruntowych następują – zgodnie z art. 6 ust. 3 ustawy o podatkach i opłatach lokalnych (t.j. Dz.U. z 2006 r. nr 121, poz. 844 z późn. zm.) – od pierwszego dnia miesiąca następującego po miesiącu, w którym wprowadzono nowe oznaczenie w bazie danych ewidencyjnych. O zmianach ewidencyjnych starosta ma obowiązek zawiadomić organy podatkowe właściwe w sprawie wymiaru podatku od nieruchomości i rolnego.

Źródło: Dziennik Gazeta Prawna

Artykuł z dnia: 2009-11-13

Autor: Magdalena Majkowska

Właściciel może stracić ziemię na rzecz sąsiada

Rozgraniczanie działek wymaga ostrożnego postępowania ich właścicieli – ostrzegają prawnicy. W trakcie rozprawy granicznej może dojść do ustalenia nowych granic sąsiadujących gruntów. Niestawienie się jednego z właścicieli działek na rozprawę utrudni udowodnienie stanu posiadania.

Właściciele nieruchomości mogą je stracić bez postępowania wywłaszczeniowego i odszkodowania. Nawet, jeżeli są one zabudowane. Wystarczy, że sąsiad będzie chciał na nowo rozgraniczyć działki, a właściciel nie stawi się na rozprawę graniczną na działce. W praktyce sytuacje takie zdarzają się dość często, bo właściciele nieruchomości nie znają przepisów rządzących procedurą rozgraniczania nieruchomości.

– Nigdy nie przypuszczałam, że jedno zaniechanie może spowodować tak dotkliwe skutki. Dwa lata temu zlekceważyłam wezwanie do udziału w rozprawie granicznej. Dziś ponoszę koszty pomocy prawnej, tracę czas i nerwy, a moja działka letniskowa jest kilkadziesiąt metrów mniejsza. Zajęli ją sąsiedzi – skarży się Zuzanna Kwiatkowska z Radomia.

Dodaje, że właśnie wniosła do sądu pozew o przywrócenie posiadania.

Czynności geodety

Wszystkie czynności ustalania przebiegu między sąsiadującymi działkami granic – na wniosek jednego z właścicieli lub gminy – wykonuje geodeta. Postępowanie rozgraniczeniowe prowadzone przez niego ma na celu ustalenie przebiegu granic nieruchomości przez określenie położenia punktów i linii granicznych, utrwalenie ich znakami granicznymi na gruncie oraz sporządzenie odpowiednich dokumentów.

Zanim to się stanie, geodeta wysyła do wszystkich stron listami poleconymi wezwania do stawienia się na gruncie na tak zwaną rozprawę graniczną. Informuje też o skutkach niestawiennictwa. Przebieg granicy ustala się na podstawie zgodnego oświadczenia stron lub jednej z nich, gdy druga w toku postępowania nie składa oświadczenia i nie kwestionuje przebiegu granicy. W razie sporu geodeta nakłania do ugody. Ma ona moc ugody sądowej.

– Niestety, nieusprawiedliwione niestawiennictwo stron nie wstrzymuje czynności geodety, zaś usprawiedliwiona nieobecność strony może wstrzymać czynności, nie dłużej jednak niż na okres miesiąca – tłumaczy Anna Prigan, radca prawny z TGC Corporate Lawyers.

Podkreśla ona, że właściciel nieruchomości, której granice są sporne – swoim brakiem reakcji na wezwanie może doprowadzić do sytuacji, w której zostanie pozbawiony własności części swojej nieruchomości.

– Nieuczestniczący w postępowaniu właściciel może pozostawać w przekonaniu, że nie ma sporu co do przebiegu linii granicznych, gdy tymczasem właściciel działki sąsiadującej może wysuwać tezy przeciwne – mówi Anna Prigan.

W takiej sytuacji jest ryzyko utraty części gruntu.

Nieobecność właściciela

Ratunkiem dla właścicieli, którzy bez wiedzy stracili część swojej nieruchomości, jest postępowanie administracyjne dotyczące rozgraniczenia działek. Mają oni wówczas jeszcze szansę, aby zakwestionować ustalenia protokołu granicznego. Gorzej jest, gdy sprawa trafi od razu do sądu, np. w związku z działem spadku dokonywanym przez współwłaścicieli sąsiedniej nieruchomości. O takiej sprawie można nigdy się nie dowiedzieć, gdyż zainteresowany sąsiad nie zostanie o niej powiadomiony, a sąd w postępowaniu o dział spadku zatwierdzi protokół graniczny, który powstał bez udziału sąsiadującego ze spadkobiercami właściciela działki. Rezultatem może być przesunięcie przez sąsiadów płotu, który istniał od lat.

Pokrzywdzonemu właścicielowi pozostanie wówczas wniesienie do sądu pozwu o naruszenie posiadania, ewentualnie zasiedzenie części użytkowanej w przeszłości działki. Oznacza to koszty i walkę w sądzie o przywrócenie stanu sprzed postawienia przez sąsiada nowego ogrodzenia.

Postępowanie sądowe

W przypadku gdy do ustalenia przebiegu granicy dojdzie na podstawie dowodów lub oświadczenia stron, wówczas wójt (burmistrz, prezydent miasta) wydaje decyzję o rozgraniczeniu nieruchomości. Strona niezadowolona z ustalenia przebiegu granicy może wówczas żądać, w terminie 14 dni od doręczenia jej decyzji, przekazania sprawy sądowi.

W razie sporu co do przebiegu linii granicznych nie ma szansy na zawarcie ugody, jak również nie ma możliwości wydania decyzji rozgraniczeniowej. W takiej sytuacji upoważniony geodeta tymczasowo utrwala punkty graniczne według ostatniego stanu spokojnego posiadania, dokumentów i wskazań stron, oznacza je na szkicu granicznym, sporządza opinię i całość dokumentacji przekazuje właściwemu wójtowi (burmistrzowi, prezydentowi miasta). Organ ten następnie umarza postępowanie administracyjne i przekazuje sprawę z urzędu do rozpatrzenia sądowi.

– Jeżeli zaistniał spór co do przebiegu linii granicznej i nie doszło do zawarcia ugody, jak również w przypadku gdy decyzja rozgraniczeniowa nie została wydana z braku podstaw merytorycznych, a także w przypadku gdy strona nie zgadza się z wydaną decyzją, organ administracyjny przekazuje sprawę do sądu, który dokonuje rozgraniczenia w trybie postępowaniu nieprocesowego – wyjaśnia Anna Oleksiewicz z kancelarii Stopczyk & Mikulski.

Zasiedzenie działki

Ustalenie granic działki nie oznacza, że w przyszłości nie powstanie spór co do przebiegu granicy nieruchomości.

– Wiele zdarzeń o charakterze faktycznym może sprawić, że stan władania gruntami różni się od tytułu prawnego do tego władania – wyjaśnia Artur Kołcz, wspólnik w kancelarii Nowakowski i Wspólnicy.

Przykładem może być długotrwałe faktyczne władanie przygranicznym pasem gruntu, mające cechy posiadania samoistnego. Może ono bowiem prowadzić do zasiedzenia części działki. Rezultatem będzie zmiana granicy.

– Choć przepisy pozwalają na skuteczne ustalenie granicy nieruchomości, to jednak nie mogą stanowić gwarancji, iż ustalony stan nie będzie możliwy do wzruszenia – mówi Artur Kołcz. Tak może się stać w przypadku wystąpienia nowych okoliczności w przyszłości, mających wpływ na inny przebieg granic.

 

Źródło: Dziennik Gazeta Prawna

Właściciel może stracić ziemię na rzecz sąsiada

Rozgraniczanie działek wymaga ostrożnego postępowania ich właścicieli – ostrzegają prawnicy. W trakcie rozprawy granicznej może dojść do ustalenia nowych granic sąsiadujących gruntów. Niestawienie się jednego z właścicieli działek na rozprawę utrudni udowodnienie stanu posiadania.

Właściciele nieruchomości mogą je stracić bez postępowania wywłaszczeniowego i odszkodowania. Nawet, jeżeli są one zabudowane. Wystarczy, że sąsiad będzie chciał na nowo rozgraniczyć działki, a właściciel nie stawi się na rozprawę graniczną na działce. W praktyce sytuacje takie zdarzają się dość często, bo właściciele nieruchomości nie znają przepisów rządzących procedurą rozgraniczania nieruchomości.

– Nigdy nie przypuszczałam, że jedno zaniechanie może spowodować tak dotkliwe skutki. Dwa lata temu zlekceważyłam wezwanie do udziału w rozprawie granicznej. Dziś ponoszę koszty pomocy prawnej, tracę czas i nerwy, a moja działka letniskowa jest kilkadziesiąt metrów mniejsza. Zajęli ją sąsiedzi – skarży się Zuzanna Kwiatkowska z Radomia.

Dodaje, że właśnie wniosła do sądu pozew o przywrócenie posiadania.

Czynności geodety

Wszystkie czynności ustalania przebiegu między sąsiadującymi działkami granic – na wniosek jednego z właścicieli lub gminy – wykonuje geodeta. Postępowanie rozgraniczeniowe prowadzone przez niego ma na celu ustalenie przebiegu granic nieruchomości przez określenie położenia punktów i linii granicznych, utrwalenie ich znakami granicznymi na gruncie oraz sporządzenie odpowiednich dokumentów.

Zanim to się stanie, geodeta wysyła do wszystkich stron listami poleconymi wezwania do stawienia się na gruncie na tak zwaną rozprawę graniczną. Informuje też o skutkach niestawiennictwa. Przebieg granicy ustala się na podstawie zgodnego oświadczenia stron lub jednej z nich, gdy druga w toku postępowania nie składa oświadczenia i nie kwestionuje przebiegu granicy. W razie sporu geodeta nakłania do ugody. Ma ona moc ugody sądowej.

– Niestety, nieusprawiedliwione niestawiennictwo stron nie wstrzymuje czynności geodety, zaś usprawiedliwiona nieobecność strony może wstrzymać czynności, nie dłużej jednak niż na okres miesiąca – tłumaczy Anna Prigan, radca prawny z TGC Corporate Lawyers.

Podkreśla ona, że właściciel nieruchomości, której granice są sporne – swoim brakiem reakcji na wezwanie może doprowadzić do sytuacji, w której zostanie pozbawiony własności części swojej nieruchomości.

– Nieuczestniczący w postępowaniu właściciel może pozostawać w przekonaniu, że nie ma sporu co do przebiegu linii granicznych, gdy tymczasem właściciel działki sąsiadującej może wysuwać tezy przeciwne – mówi Anna Prigan.

W takiej sytuacji jest ryzyko utraty części gruntu.

Nieobecność właściciela

Ratunkiem dla właścicieli, którzy bez wiedzy stracili część swojej nieruchomości, jest postępowanie administracyjne dotyczące rozgraniczenia działek. Mają oni wówczas jeszcze szansę, aby zakwestionować ustalenia protokołu granicznego. Gorzej jest, gdy sprawa trafi od razu do sądu, np. w związku z działem spadku dokonywanym przez współwłaścicieli sąsiedniej nieruchomości. O takiej sprawie można nigdy się nie dowiedzieć, gdyż zainteresowany sąsiad nie zostanie o niej powiadomiony, a sąd w postępowaniu o dział spadku zatwierdzi protokół graniczny, który powstał bez udziału sąsiadującego ze spadkobiercami właściciela działki. Rezultatem może być przesunięcie przez sąsiadów płotu, który istniał od lat.

Pokrzywdzonemu właścicielowi pozostanie wówczas wniesienie do sądu pozwu o naruszenie posiadania, ewentualnie zasiedzenie części użytkowanej w przeszłości działki. Oznacza to koszty i walkę w sądzie o przywrócenie stanu sprzed postawienia przez sąsiada nowego ogrodzenia.

Postępowanie sądowe

W przypadku gdy do ustalenia przebiegu granicy dojdzie na podstawie dowodów lub oświadczenia stron, wówczas wójt (burmistrz, prezydent miasta) wydaje decyzję o rozgraniczeniu nieruchomości. Strona niezadowolona z ustalenia przebiegu granicy może wówczas żądać, w terminie 14 dni od doręczenia jej decyzji, przekazania sprawy sądowi.

W razie sporu co do przebiegu linii granicznych nie ma szansy na zawarcie ugody, jak również nie ma możliwości wydania decyzji rozgraniczeniowej. W takiej sytuacji upoważniony geodeta tymczasowo utrwala punkty graniczne według ostatniego stanu spokojnego posiadania, dokumentów i wskazań stron, oznacza je na szkicu granicznym, sporządza opinię i całość dokumentacji przekazuje właściwemu wójtowi (burmistrzowi, prezydentowi miasta). Organ ten następnie umarza postępowanie administracyjne i przekazuje sprawę z urzędu do rozpatrzenia sądowi.

– Jeżeli zaistniał spór co do przebiegu linii granicznej i nie doszło do zawarcia ugody, jak również w przypadku gdy decyzja rozgraniczeniowa nie została wydana z braku podstaw merytorycznych, a także w przypadku gdy strona nie zgadza się z wydaną decyzją, organ administracyjny przekazuje sprawę do sądu, który dokonuje rozgraniczenia w trybie postępowaniu nieprocesowego – wyjaśnia Anna Oleksiewicz z kancelarii Stopczyk & Mikulski.

Zasiedzenie działki

Ustalenie granic działki nie oznacza, że w przyszłości nie powstanie spór co do przebiegu granicy nieruchomości.

– Wiele zdarzeń o charakterze faktycznym może sprawić, że stan władania gruntami różni się od tytułu prawnego do tego władania – wyjaśnia Artur Kołcz, wspólnik w kancelarii Nowakowski i Wspólnicy.

Przykładem może być długotrwałe faktyczne władanie przygranicznym pasem gruntu, mające cechy posiadania samoistnego. Może ono bowiem prowadzić do zasiedzenia części działki. Rezultatem będzie zmiana granicy.

– Choć przepisy pozwalają na skuteczne ustalenie granicy nieruchomości, to jednak nie mogą stanowić gwarancji, iż ustalony stan nie będzie możliwy do wzruszenia – mówi Artur Kołcz. Tak może się stać w przypadku wystąpienia nowych okoliczności w przyszłości, mających wpływ na inny przebieg granic.

 

Źródło: Dziennik Gazeta Prawna

Tani wykup mieszkań tylko do końca roku

Z końcem roku tracą moc przepisy o tzw. wykupie lokali za symboliczną złotówkę. O wysokości opłat za przekształcenie mieszkań lokatorskich zadecyduje później większość spółdzielców.
Lokatorzy, którzy do tej pory nie nabyli prawa własności do lokali, muszą się śpieszyć. Mają jeszcze kilka miesięcy na złożenie wniosków o uwłaszczenie na dotychczasowych zasadach. 30 grudnia 2009 r. mają wejść w życie przepisy, które pozwolą spółdzielniom na nakładanie dodatkowych opłat za kosztujące dzisiaj średnio kilkadziesiąt złotych przekształcenie mieszkania lokatorskiego we własność hipoteczną.

Wniosek do spółdzielni

Przekształcenie mieszkania spółdzielczego w odrębną własność można podzielić na trzy etapy. W pierwszej kolejności trzeba napisać i złożyć wniosek o przeniesienie własności lokalu siedzibie spółdzielni. Wtedy zarząd spółdzielni musi podjąć (najczęściej już to zrobił) uchwałę określającą przedmiot odrębnej własności w nieruchomości, w której mieszka wnioskodawca. Procedura uwłaszczenia kończy się podpisaniem aktu notarialnego i wpisem nowego właściciela do księgi wieczystej nieruchomości. Spółdzielnia musi to wszystko zrobić w ciągu trzech miesięcy.

Pisemne żądanie lokatora zobowiązuje zarząd do wyliczenia kosztów przekształcenia, a po ich wpłacie – do notarialnego podpisania umowy o wyodrębnienie prawa własności zamiast dotychczasowego prawa lokatorskiego. Jeżeli lokatorskie prawo do mieszkania należy również do współmałżonka, który jest członkiem spółdzielni mieszkaniowej, wniosek o przekształcenie musi być podpisany przez obydwoje małżonków. Spółdzielnia może zastrzec, że nawet jeżeli współmałżonek nie jest jej członkiem, to na wniosku musi on i tak wyrazić zgodę na to przekształcenie.

Ile trzeba zapłacić

Kwota, którą trzeba zapłacić za przekształcenie mieszkania lokatorskiego w odrębną własność, zależy od indywidualnej sytuacji lokatora. Mieszkanie lokatorskie za kilkadziesiąt złotych mogą przekształcić jedynie ci, którzy spłacili zadłużenie związane z budową (uzupełnili wkład budowlany). Do wyodrębnienia konieczna jest także spłata zadłużenia z tytułu bieżących opłat czynszowych. Do nich są zaliczane wszystkie wydatki związane z eksploatacją i utrzymaniem nieruchomości w częściach przypadających na ich lokale, jak również eksploatacją i utrzymaniem nieruchomości stanowiących mienie spółdzielni z innych tytułów (np. dzierżawy gruntu od gminy).

Uwłaszczenie jest warunkowane także zwrotem zobowiązań wobec budżetu państwa w postaci tzw. nominału umorzeń (o ile spółdzielnia korzystała z takich ulg w spłacie kredytu w okresie PRL). W zależności od okresu, kiedy udzielony został taki kredyt, kwota potrzebna do spłaty może mieć różną wysokość. Jeśli miało to miejsce w pierwszej połowie lat 80., może być to kwota rzędu kilkudziesięciu złotych.

Więcej będzie musiało zapłacić około 100 tys. lokatorów, którzy zostali obciążeni kredytem zaciągniętym pomiędzy 1 stycznia 1990 r. a 31 maja 1992 r. Był to okres szalejącej inflacji i PKO BP, u którego większość spółdzielni zaciągnęła kredyty budowlane, podniósł odsetki z kilku procent do blisko 90 proc. w skali roku.

Opłaty w rękach walnych

Zgodnie z wytycznymi Trybunału Konstytucyjnego zawartymi w wyroku z 17 grudnia 2008 r. już niebawem koszty przenoszenia własności lokali spółdzielczych będą zależały od decyzji członków. Przyjęty przez rząd 18 sierpnia 2009 r. projekt nowelizacji ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych przewiduje, że od 30 grudnia 2009 r. walne zgromadzenia będą uprawnione do wprowadzania dodatkowych opłat przy wyodrębnianiu własności mieszkań lokatorskich.

Ustalone przez członków koszty nie będą mogły jednak być dowolne. Ich wysokość nie będzie mogła przekraczać różnicy pomiędzy wartością rynkową lokalu, a zwaloryzowaną wartością wkładu mieszkaniowego lub jego części. Różnica ta miałaby podlegać zmniejszeniu o 50 proc. pomocy uzyskanej ze środków publicznych lub z innych środków, zwaloryzowanej proporcjonalnie do aktualnej wartości mieszkania. Tym samym lokatorzy, którzy w przyszłym roku zdecydują się na przekształcenie mieszkania lokatorskiego w odrębną własność, po wejściu w życie uchwał walnego zgromadzenia będą musieli zapłacić dodatkowo nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych. Z kolei ci, którzy złożą wnioski wcześniej, dostaną własność lokalu, zwracając spółdzielni koszty jego budowy, nominalną kwotę umorzenia państwowego kredytu (od kilku do kilkudziesięciu złotych) i spłacając bieżące zadłużenie czynszowe.

Poparcie 2/3 członków

Uchwała przewidująca dodatkowe opłaty za wykup mieszkań lokatorskich będzie musiała uzyskać poparcie 2/3 członków obecnych na walnym zgromadzeniu. Dokument będzie musiał określać także cele, na jakie będą przeznaczone uzyskane w ten sposób środki – np. fundusz remontowy.

Ostatnim etapem przekształcenia mieszkania spółdzielczego we własność hipoteczną jest podpisanie umowy cywilnoprawnej przed notariuszem. Opłaty notarialne przy przekształceniu wynoszą 1/4 minimalnego wynagrodzenia za pracę. Jest to obecnie 319 zł + 22 proc. VAT (319+70,18 zł) plus koszty odpisów, które zależą od cennika kancelarii. Nowego właściciela czeka także opłata sądowa za założenie księgi wieczystej i wpisanie do niej ustanowionego prawa (260 zł).

Ile może kosztować przekształcenie w 2010 roku

Rynkowa wartość mieszkania lokatorskiego: 270 tys. zł (60 mkw. po cenie 4,5 tys. za mkw.)

Kwota umorzonego kredytu (zwaloryzowana do wartości rynkowej) – 30 proc.

Pełny wkład mieszkaniowy – kolejne 50 proc.*

Dodatkowa opłata, której może zażądać walne zgromadzenie**

– 270 tys. zł x 0,3 x 0,5 = 40, 5 tys zł.

* Jeśli wkład mieszkaniowy nie został w pełni wniesiony, to opłata wzrośnie o 50 proc. niewniesionej, zwaloryzowanej części wkładu.

** Dodatkowa opłata nie dotyczy przekształceń dokonywanych na podstawie ustawy o pomocy państwa (...) przy jednorazowej spłacie kredytu.

Podstawa prawna

Ustawa z 15 grudnia 2000 r. o spółdzielniach mieszkaniowych (Dz.U. z 2003 r. nr 119, poz. 1116 z późn. zm.).

Ustawa z 14 czerwca 2007 r. o zmianie ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych oraz o zmianie niektórych innych ustaw (Dz.U. nr 125, poz. 873).

DGP RADZI

Czy wykupię mieszkanie zakładowe po kosztach

Wynajmowane przeze mnie mieszkanie zostało wybudowane ze środków mojego dawnego zakładu pracy. Po jego likwidacji w 1991 nieodpłatnie nabyła je spółdzielnia. Czy mogę jeszcze złożyć wniosek o jego wykup po kosztach?

Nie Od 27 lipca 2009 r. obowiązuje wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 15 lipca 2009 r. sygn. akt K 64/07 (Dz.U. z 2009 r. nr 117, poz. 988), w którym przepis pozwalający na tańsze nabycie prawa własności spółdzielcom wynajmującym lokale wybudowane niegdyś przez ich zakłady pracy został uznany za niezgodny z prawem. Chodzi o art. 48 ust. 3 ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych. Stanowił on, że jeśli spółdzielnia mieszkaniowa otrzymała takie mieszkanie nieodpłatnie, to wnioskujący o przeniesienie prawa własności najemca powinien pokryć jedynie koszty dokonanych przez spółdzielnię nakładów koniecznych przeznaczonych na utrzymanie budynku, w którym znajduje się ten lokal. Oprócz tego musiał ewentualnie spłacić zadłużenie z tytułu świadczeń wynikających z umowy najmu lokalu.

Czy mogę przekształcić na własnościowe

Chcę przekształcić mieszkanie lokatorskie, jednak nie chcę nabywać odrębnej własności. Czy możliwe jest ustanawianie spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu?

Tak Lokatorzy noszący się z zamiarem zmiany statusu prawnego swojego lokalu muszą jednak pamiętać o tym, że od 31 lipca 2007 r. spółdzielnie mogą żądać ustanowienia spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu tylko na drodze wyjątku. Mogą to robić z uwagi na nieuregulowaną sytuację prawną gruntu, na którym znajduje się blok z przekształcanym lokalem. Będzie tak, gdy spółdzielnia nie jest właścicielem lub użytkownikiem wieczystym działki albo też nie można ustalić osoby, której przysługują uprawnienia do gruntu. Takiego rodzaju przekształcenie jest możliwe w myśl obowiązujących przepisów do końca 2010 roku, natomiast przygotowana przez rząd nowelizacja ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych proponuje przedłużenie tego okresu do końca 2012 roku.

Podstawa prawna

Ustawa z 15 grudnia 2000 r. o spółdzielniach mieszkaniowych (Dz. U. z 2003 r. nr 119, poz. 1116 z późn. zm.).

Źródło: Dziennik Gazeta Prawna

Tani wykup mieszkań tylko do końca roku

Z końcem roku tracą moc przepisy o tzw. wykupie lokali za symboliczną złotówkę. O wysokości opłat za przekształcenie mieszkań lokatorskich zadecyduje później większość spółdzielców.
Lokatorzy, którzy do tej pory nie nabyli prawa własności do lokali, muszą się śpieszyć. Mają jeszcze kilka miesięcy na złożenie wniosków o uwłaszczenie na dotychczasowych zasadach. 30 grudnia 2009 r. mają wejść w życie przepisy, które pozwolą spółdzielniom na nakładanie dodatkowych opłat za kosztujące dzisiaj średnio kilkadziesiąt złotych przekształcenie mieszkania lokatorskiego we własność hipoteczną.

Wniosek do spółdzielni

Przekształcenie mieszkania spółdzielczego w odrębną własność można podzielić na trzy etapy. W pierwszej kolejności trzeba napisać i złożyć wniosek o przeniesienie własności lokalu siedzibie spółdzielni. Wtedy zarząd spółdzielni musi podjąć (najczęściej już to zrobił) uchwałę określającą przedmiot odrębnej własności w nieruchomości, w której mieszka wnioskodawca. Procedura uwłaszczenia kończy się podpisaniem aktu notarialnego i wpisem nowego właściciela do księgi wieczystej nieruchomości. Spółdzielnia musi to wszystko zrobić w ciągu trzech miesięcy.

Pisemne żądanie lokatora zobowiązuje zarząd do wyliczenia kosztów przekształcenia, a po ich wpłacie – do notarialnego podpisania umowy o wyodrębnienie prawa własności zamiast dotychczasowego prawa lokatorskiego. Jeżeli lokatorskie prawo do mieszkania należy również do współmałżonka, który jest członkiem spółdzielni mieszkaniowej, wniosek o przekształcenie musi być podpisany przez obydwoje małżonków. Spółdzielnia może zastrzec, że nawet jeżeli współmałżonek nie jest jej członkiem, to na wniosku musi on i tak wyrazić zgodę na to przekształcenie.

Ile trzeba zapłacić

Kwota, którą trzeba zapłacić za przekształcenie mieszkania lokatorskiego w odrębną własność, zależy od indywidualnej sytuacji lokatora. Mieszkanie lokatorskie za kilkadziesiąt złotych mogą przekształcić jedynie ci, którzy spłacili zadłużenie związane z budową (uzupełnili wkład budowlany). Do wyodrębnienia konieczna jest także spłata zadłużenia z tytułu bieżących opłat czynszowych. Do nich są zaliczane wszystkie wydatki związane z eksploatacją i utrzymaniem nieruchomości w częściach przypadających na ich lokale, jak również eksploatacją i utrzymaniem nieruchomości stanowiących mienie spółdzielni z innych tytułów (np. dzierżawy gruntu od gminy).

Uwłaszczenie jest warunkowane także zwrotem zobowiązań wobec budżetu państwa w postaci tzw. nominału umorzeń (o ile spółdzielnia korzystała z takich ulg w spłacie kredytu w okresie PRL). W zależności od okresu, kiedy udzielony został taki kredyt, kwota potrzebna do spłaty może mieć różną wysokość. Jeśli miało to miejsce w pierwszej połowie lat 80., może być to kwota rzędu kilkudziesięciu złotych.

Więcej będzie musiało zapłacić około 100 tys. lokatorów, którzy zostali obciążeni kredytem zaciągniętym pomiędzy 1 stycznia 1990 r. a 31 maja 1992 r. Był to okres szalejącej inflacji i PKO BP, u którego większość spółdzielni zaciągnęła kredyty budowlane, podniósł odsetki z kilku procent do blisko 90 proc. w skali roku.

Opłaty w rękach walnych

Zgodnie z wytycznymi Trybunału Konstytucyjnego zawartymi w wyroku z 17 grudnia 2008 r. już niebawem koszty przenoszenia własności lokali spółdzielczych będą zależały od decyzji członków. Przyjęty przez rząd 18 sierpnia 2009 r. projekt nowelizacji ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych przewiduje, że od 30 grudnia 2009 r. walne zgromadzenia będą uprawnione do wprowadzania dodatkowych opłat przy wyodrębnianiu własności mieszkań lokatorskich.

Ustalone przez członków koszty nie będą mogły jednak być dowolne. Ich wysokość nie będzie mogła przekraczać różnicy pomiędzy wartością rynkową lokalu, a zwaloryzowaną wartością wkładu mieszkaniowego lub jego części. Różnica ta miałaby podlegać zmniejszeniu o 50 proc. pomocy uzyskanej ze środków publicznych lub z innych środków, zwaloryzowanej proporcjonalnie do aktualnej wartości mieszkania. Tym samym lokatorzy, którzy w przyszłym roku zdecydują się na przekształcenie mieszkania lokatorskiego w odrębną własność, po wejściu w życie uchwał walnego zgromadzenia będą musieli zapłacić dodatkowo nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych. Z kolei ci, którzy złożą wnioski wcześniej, dostaną własność lokalu, zwracając spółdzielni koszty jego budowy, nominalną kwotę umorzenia państwowego kredytu (od kilku do kilkudziesięciu złotych) i spłacając bieżące zadłużenie czynszowe.

Poparcie 2/3 członków

Uchwała przewidująca dodatkowe opłaty za wykup mieszkań lokatorskich będzie musiała uzyskać poparcie 2/3 członków obecnych na walnym zgromadzeniu. Dokument będzie musiał określać także cele, na jakie będą przeznaczone uzyskane w ten sposób środki – np. fundusz remontowy.

Ostatnim etapem przekształcenia mieszkania spółdzielczego we własność hipoteczną jest podpisanie umowy cywilnoprawnej przed notariuszem. Opłaty notarialne przy przekształceniu wynoszą 1/4 minimalnego wynagrodzenia za pracę. Jest to obecnie 319 zł + 22 proc. VAT (319+70,18 zł) plus koszty odpisów, które zależą od cennika kancelarii. Nowego właściciela czeka także opłata sądowa za założenie księgi wieczystej i wpisanie do niej ustanowionego prawa (260 zł).

Ile może kosztować przekształcenie w 2010 roku

Rynkowa wartość mieszkania lokatorskiego: 270 tys. zł (60 mkw. po cenie 4,5 tys. za mkw.)

Kwota umorzonego kredytu (zwaloryzowana do wartości rynkowej) – 30 proc.

Pełny wkład mieszkaniowy – kolejne 50 proc.*

Dodatkowa opłata, której może zażądać walne zgromadzenie**

– 270 tys. zł x 0,3 x 0,5 = 40, 5 tys zł.

* Jeśli wkład mieszkaniowy nie został w pełni wniesiony, to opłata wzrośnie o 50 proc. niewniesionej, zwaloryzowanej części wkładu.

** Dodatkowa opłata nie dotyczy przekształceń dokonywanych na podstawie ustawy o pomocy państwa (...) przy jednorazowej spłacie kredytu.

Podstawa prawna

Ustawa z 15 grudnia 2000 r. o spółdzielniach mieszkaniowych (Dz.U. z 2003 r. nr 119, poz. 1116 z późn. zm.).

Ustawa z 14 czerwca 2007 r. o zmianie ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych oraz o zmianie niektórych innych ustaw (Dz.U. nr 125, poz. 873).

DGP RADZI

Czy wykupię mieszkanie zakładowe po kosztach

Wynajmowane przeze mnie mieszkanie zostało wybudowane ze środków mojego dawnego zakładu pracy. Po jego likwidacji w 1991 nieodpłatnie nabyła je spółdzielnia. Czy mogę jeszcze złożyć wniosek o jego wykup po kosztach?

Nie Od 27 lipca 2009 r. obowiązuje wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 15 lipca 2009 r. sygn. akt K 64/07 (Dz.U. z 2009 r. nr 117, poz. 988), w którym przepis pozwalający na tańsze nabycie prawa własności spółdzielcom wynajmującym lokale wybudowane niegdyś przez ich zakłady pracy został uznany za niezgodny z prawem. Chodzi o art. 48 ust. 3 ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych. Stanowił on, że jeśli spółdzielnia mieszkaniowa otrzymała takie mieszkanie nieodpłatnie, to wnioskujący o przeniesienie prawa własności najemca powinien pokryć jedynie koszty dokonanych przez spółdzielnię nakładów koniecznych przeznaczonych na utrzymanie budynku, w którym znajduje się ten lokal. Oprócz tego musiał ewentualnie spłacić zadłużenie z tytułu świadczeń wynikających z umowy najmu lokalu.

Czy mogę przekształcić na własnościowe

Chcę przekształcić mieszkanie lokatorskie, jednak nie chcę nabywać odrębnej własności. Czy możliwe jest ustanawianie spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu?

Tak Lokatorzy noszący się z zamiarem zmiany statusu prawnego swojego lokalu muszą jednak pamiętać o tym, że od 31 lipca 2007 r. spółdzielnie mogą żądać ustanowienia spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu tylko na drodze wyjątku. Mogą to robić z uwagi na nieuregulowaną sytuację prawną gruntu, na którym znajduje się blok z przekształcanym lokalem. Będzie tak, gdy spółdzielnia nie jest właścicielem lub użytkownikiem wieczystym działki albo też nie można ustalić osoby, której przysługują uprawnienia do gruntu. Takiego rodzaju przekształcenie jest możliwe w myśl obowiązujących przepisów do końca 2010 roku, natomiast przygotowana przez rząd nowelizacja ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych proponuje przedłużenie tego okresu do końca 2012 roku.

Podstawa prawna

Ustawa z 15 grudnia 2000 r. o spółdzielniach mieszkaniowych (Dz. U. z 2003 r. nr 119, poz. 1116 z późn. zm.).

Źródło: Dziennik Gazeta Prawna

Nieruchomości: Banki powracają do gry?

Z najnowszej analizy ankiet przeprowadzonych przez Narodowy Bank Polski wśród 30 banków wynika, że w III kwartale banki po raz kolejny zaostrzyły kryteria udzielania kredytów, choć skala zaostrzeń była mniejsza niż w poprzednich kwartałach. Być może to znak, że po okresie silnego ograniczenia akcji kredytowej banki powoli zaczynają powracać do gry. Czekają na to zarówno przedsiębiorcy, jak i klienci indywidualni.
W II połowie 2008 roku utrudnienia na rynku kredytowym, spowodowane zamieszaniem na globalnym rynku finansowym, w znacznej mierze ograniczyły możliwość zakupu mieszkania. Dość gwałtownie wprowadzony wymóg kapitału własnego oraz wnikliwa ocena zdolności kredytowej potencjalnych kredytobiorców odbiły się również na branży deweloperskiej i innych firmach związanych z budownictwem mieszkaniowym.

W 2009 roku banki nadal zachowywały dużą ostrożność w udzielaniu kredytów. Z kwartalnych ankiet NBP wynika, że głównym powodem niechęci rozwoju akcji kredytowej jest niepewność co do przyszłej sytuacji gospodarczej kraju. Jeśli jednak banki, będące podstawowym elementem systemu finansowego, w znacznym stopniu utrudniają dostęp do pieniądza poprzez udzielanie kredytów, to gospodarka nie będzie się intensywniej rozwijała. W szczególności na poprawę klimatu czekają przedsiębiorcy oraz osoby planujące zakup mieszkania.

Jak wynika z ankiety NBP w III kwartale polityka kredytowa została zaostrzona również w przypadku kredytów mieszkaniowych Warto jednak podkreślić, że systematycznie obniża się liczba banków, które zaostrzają warunki przyznawania kredytów mieszkaniowych. Dodatkowo, po raz pierwszy od czterech kwartałów, niektóre banki zdecydowały się na złagodzenie polityki kredytowej.

Coraz więcej banków na nowo zaczyna promować kredyty mieszkaniowe. Starają się przyciągnąć klientów obniżeniem, a nawet zniesieniem prowizji, udzielaniem kredytu na 100% wartości nieruchomości czy dość długim okresem karencji. Banki, po dość długiej przerwie, ponownie zaczynają więc otwierać się na klientów. Nie należy jednak oczekiwać gwałtownego ożywienia w zakresie udzielania kredytów mieszkaniowych, bo nie tak łatwo odejdą w niepamięć niedawne zawirowania na globalnym rynku finansowym. Optymistyczne jest jednak to, że coś w tym segmencie zaczyna się dziać.

Być może w ciągu najbliższych miesięcy będziemy świadkami konkurencyjnej, lecz utrzymanej w granicach rozsądku, walki o klienta. Mijający rok chyba wszystkim kojarzyć się będzie z niezwykłą popularnością kredytów udzielanych w ramach programu rządowego "Rodzina na swoim". Z informacji BGK wynika, że w tym roku udzielono ponad 25,4 tys. kredytów na kwotę ponad 4 mld 377 mln zł, a od początku funkcjonowania programu (styczeń 2007 r.) przyznano ich już ponad 35,6 tys. na łączną kwotę przekraczającą 5 mld 665 mln zł. Może najbliższe miesiące zmienią tę sytuację.

Małgorzata Kędzierska-Urbaniak, analityk rynku nieruchomości

Wynajem.pl

Nieruchomości: Banki powracają do gry?

Z najnowszej analizy ankiet przeprowadzonych przez Narodowy Bank Polski wśród 30 banków wynika, że w III kwartale banki po raz kolejny zaostrzyły kryteria udzielania kredytów, choć skala zaostrzeń była mniejsza niż w poprzednich kwartałach. Być może to znak, że po okresie silnego ograniczenia akcji kredytowej banki powoli zaczynają powracać do gry. Czekają na to zarówno przedsiębiorcy, jak i klienci indywidualni.
W II połowie 2008 roku utrudnienia na rynku kredytowym, spowodowane zamieszaniem na globalnym rynku finansowym, w znacznej mierze ograniczyły możliwość zakupu mieszkania. Dość gwałtownie wprowadzony wymóg kapitału własnego oraz wnikliwa ocena zdolności kredytowej potencjalnych kredytobiorców odbiły się również na branży deweloperskiej i innych firmach związanych z budownictwem mieszkaniowym.

W 2009 roku banki nadal zachowywały dużą ostrożność w udzielaniu kredytów. Z kwartalnych ankiet NBP wynika, że głównym powodem niechęci rozwoju akcji kredytowej jest niepewność co do przyszłej sytuacji gospodarczej kraju. Jeśli jednak banki, będące podstawowym elementem systemu finansowego, w znacznym stopniu utrudniają dostęp do pieniądza poprzez udzielanie kredytów, to gospodarka nie będzie się intensywniej rozwijała. W szczególności na poprawę klimatu czekają przedsiębiorcy oraz osoby planujące zakup mieszkania.

Jak wynika z ankiety NBP w III kwartale polityka kredytowa została zaostrzona również w przypadku kredytów mieszkaniowych Warto jednak podkreślić, że systematycznie obniża się liczba banków, które zaostrzają warunki przyznawania kredytów mieszkaniowych. Dodatkowo, po raz pierwszy od czterech kwartałów, niektóre banki zdecydowały się na złagodzenie polityki kredytowej.

Coraz więcej banków na nowo zaczyna promować kredyty mieszkaniowe. Starają się przyciągnąć klientów obniżeniem, a nawet zniesieniem prowizji, udzielaniem kredytu na 100% wartości nieruchomości czy dość długim okresem karencji. Banki, po dość długiej przerwie, ponownie zaczynają więc otwierać się na klientów. Nie należy jednak oczekiwać gwałtownego ożywienia w zakresie udzielania kredytów mieszkaniowych, bo nie tak łatwo odejdą w niepamięć niedawne zawirowania na globalnym rynku finansowym. Optymistyczne jest jednak to, że coś w tym segmencie zaczyna się dziać.

Być może w ciągu najbliższych miesięcy będziemy świadkami konkurencyjnej, lecz utrzymanej w granicach rozsądku, walki o klienta. Mijający rok chyba wszystkim kojarzyć się będzie z niezwykłą popularnością kredytów udzielanych w ramach programu rządowego "Rodzina na swoim". Z informacji BGK wynika, że w tym roku udzielono ponad 25,4 tys. kredytów na kwotę ponad 4 mld 377 mln zł, a od początku funkcjonowania programu (styczeń 2007 r.) przyznano ich już ponad 35,6 tys. na łączną kwotę przekraczającą 5 mld 665 mln zł. Może najbliższe miesiące zmienią tę sytuację.

Małgorzata Kędzierska-Urbaniak, analityk rynku nieruchomości

Wynajem.pl

Zmiany w opodatkowaniu najmu mieszkań

Ministerstwo Infrastruktury przygotowało projekt wprowadzający konstrukcję najmu okazjonalnego, co pozwoli na szereg usprawnień dla rynku najmu mieszkań – pisze „Rzeczpospolita”.
Jak czytamy dalej, projekt ustawy wprowadza między innymi zmiany w opodatkowaniu najmu lokali mieszkalnych. Dziś właściciel wynajmujący mieszkanie ma do wyboru dwa rodzaje opodatkowania. Może wybrać ryczałt lub rozliczać się według skali. Jeśli zdecyduje się na ryczałt, będzie musiał odprowadzać 8,5 proc. podatku od przychodów. Tak opodatkować może tylko równowartość pierwszych 4 tys. euro w roku podatkowym. Jeśli zarobi więcej, musi odprowadzić 20 proc. podatku od nadwyżki.

Po zmianach przepisów sytuacja ma być dużo prostsza. Ujednoliceniu ulegnie ryczałtowa stawka 8,5 proc. od przychodów, niezależnie od tego, ile zarobimy. Płaska stawka będzie obowiązywała nie tylko tych, którzy zdecydują się na zastosowanie konstrukcji najmu okazjonalnego, ale wszystkich, którzy wynajmują mieszkania w dowolnej formie i do 20 stycznia (lub do dnia uzyskania pierwszego przychodu, jeśli najem rozpoczyna się w trakcie roku) zgłoszą do urzędu skarbowego wybór takiej formy – dodaje dziennik.

 

Źródło: „Rzeczpospolita” 9.11.2009,   12.11.2009

Zmiany w opodatkowaniu najmu mieszkań

Ministerstwo Infrastruktury przygotowało projekt wprowadzający konstrukcję najmu okazjonalnego, co pozwoli na szereg usprawnień dla rynku najmu mieszkań – pisze „Rzeczpospolita”.
Jak czytamy dalej, projekt ustawy wprowadza między innymi zmiany w opodatkowaniu najmu lokali mieszkalnych. Dziś właściciel wynajmujący mieszkanie ma do wyboru dwa rodzaje opodatkowania. Może wybrać ryczałt lub rozliczać się według skali. Jeśli zdecyduje się na ryczałt, będzie musiał odprowadzać 8,5 proc. podatku od przychodów. Tak opodatkować może tylko równowartość pierwszych 4 tys. euro w roku podatkowym. Jeśli zarobi więcej, musi odprowadzić 20 proc. podatku od nadwyżki.

Po zmianach przepisów sytuacja ma być dużo prostsza. Ujednoliceniu ulegnie ryczałtowa stawka 8,5 proc. od przychodów, niezależnie od tego, ile zarobimy. Płaska stawka będzie obowiązywała nie tylko tych, którzy zdecydują się na zastosowanie konstrukcji najmu okazjonalnego, ale wszystkich, którzy wynajmują mieszkania w dowolnej formie i do 20 stycznia (lub do dnia uzyskania pierwszego przychodu, jeśli najem rozpoczyna się w trakcie roku) zgłoszą do urzędu skarbowego wybór takiej formy – dodaje dziennik.

 

Źródło: „Rzeczpospolita” 9.11.2009,   12.11.2009

Nieruchomości: Najwyższy miesięczny spadek stóp kapitalizacji w Wielkiej Brytanii

Wzrost rywalizacji wśród inwestorów o ograniczone zasoby nieruchomości komercyjnych najwyższej jakości w Londynie wywarł znaczną presję na stopy kapitalizacji, które w efekcie odnotowały w październiku największy przynajmniej od 1993 r. miesięczny spadek o 35 punktów bazowych.
Jak podaje firma Cushman & Wakefield w listopadowym raporcie Business Briefing dotyczącym rynku inwestycji w nieruchomości w Wielkiej Brytanii średnie stopy kapitalizacji we wszystkich sektorach wynoszą obecnie 6,58% (o 83 pb mniej niż w marcu). Z 25 głównych segmentów rynku objętych badaniem 21 wykazało tendencję spadkową.

Wśród  inwestorów krajowych i zagranicznych panuje pełna zgodność co do tego, że obecnie rynek nieruchomości komercyjnych w Wielkiej Brytanii w ujęciu historycznym oferuje dobrą wartość, choć pozyskanie najlepszych nieruchomości po dobrej cenie na tym najbardziej ustabilizowanym i najlepiej rozwiniętym rynku w Europie, może napotkać na spore trudności.

Brak zasobów jednak negatywnie wpływa na poziom aktywności i jest raczej mało prawdopodobne, żeby na rynku w krótkim terminie nastąpił wyraźny wzrost podaży.

Od początku drugiej połowy roku rynek nieruchomości przemysłowych i magazynowych odnotowuje najsilniejszą kompresję stóp kapitalizacji w ujęciu ogólnym (spadek średniej wyjściowej stopy kapitalizacji o 123 pb). Jednak to sektor handlowy zajmuje najmocniejszą pozycję, szczególnie w segmencie magazynów handlowych, gdzie na skutek ostrej konkurencji tylko w samym październiku stopy spadły o 85 pb. Na rynku handlowym ogółem w październiku zaobserwowano spadek o 48 pb, co oznacza łączny spadek od najwyższego poziomu z marca o 108 pb – dla wartości kapitału oznacza to wzrost o 16%. Stopy kapitalizacji za powierzchnie biurowe w tym samym okresie spadły o 44 pb, w tym w październiku o 15 pb. 

David Erwin, szef grupy rynków kapitałowych firmy Cushman & Wakefield, powiedział: „Wygląda na to, że inwestorzy skłonni są postrzegać rok 2009 jako okres najniższych w ujęciu historycznym cen. Nie należy się więc dziwić wzmożonej aktywności kupujących, którzy chcą mieć pewność, że nie przegapili korzystnych okazji kupna. Jednak, biorąc pod uwagę realny niedobór zasobów dobrej jakości, niektórzy komentatorzy zaczynają wyrażać swoje obawy, że takie podejście może doprowadzić do powstania kolejnej bańki spekulacyjnej.  Nie pozostaje nam jednak nic innego, jak czekać na rozwój wypadków. Choć trudno zaprzeczyć, że dla sprzedających, zdających sobie sprawę, że obecna sytuacja nie potrwa długo, nadszedł najlepszy czas na przetestowanie rynku. Jeśli podaż nieruchomości nie wzrośnie, nie ma co liczyć na powrót równowagi rynkowej – sytuację może zmienić decyzja banków o otwarciu swoich zasobów”.

David Hutchings, szef europejskiego działu badań firmy Cushman & Wakefield, powiedział: „Dla nabywców kapitałowych poziom stóp kapitalizacji, nawet przy ich dalszym spadku, nadal będzie postrzegany jako atrakcyjny w porównaniu do stopy zwrotu z obligacji. Należy jednak zauważyć, że jest to możliwe jedynie w sytuacji pewnego dochodu lub gdy wartość nieruchomości w średnim okresie stwarza możliwość stabilnego wzrostu.    Największe zagrożenie nie leży więc w zbyt szybkiej zmianie cen za najlepsze nieruchomości, ale w znacznym poszerzaniu granic tolerancji na ryzyko oraz zbyt optymistycznym podejściu do możliwości powrotu ożywienia na rynek najmu”.

Cushman & Wakefield

gk

 
inwestycje.pl

Nieruchomości: Najwyższy miesięczny spadek stóp kapitalizacji w Wielkiej Brytanii

Wzrost rywalizacji wśród inwestorów o ograniczone zasoby nieruchomości komercyjnych najwyższej jakości w Londynie wywarł znaczną presję na stopy kapitalizacji, które w efekcie odnotowały w październiku największy przynajmniej od 1993 r. miesięczny spadek o 35 punktów bazowych.
Jak podaje firma Cushman & Wakefield w listopadowym raporcie Business Briefing dotyczącym rynku inwestycji w nieruchomości w Wielkiej Brytanii średnie stopy kapitalizacji we wszystkich sektorach wynoszą obecnie 6,58% (o 83 pb mniej niż w marcu). Z 25 głównych segmentów rynku objętych badaniem 21 wykazało tendencję spadkową.

Wśród  inwestorów krajowych i zagranicznych panuje pełna zgodność co do tego, że obecnie rynek nieruchomości komercyjnych w Wielkiej Brytanii w ujęciu historycznym oferuje dobrą wartość, choć pozyskanie najlepszych nieruchomości po dobrej cenie na tym najbardziej ustabilizowanym i najlepiej rozwiniętym rynku w Europie, może napotkać na spore trudności.

Brak zasobów jednak negatywnie wpływa na poziom aktywności i jest raczej mało prawdopodobne, żeby na rynku w krótkim terminie nastąpił wyraźny wzrost podaży.

Od początku drugiej połowy roku rynek nieruchomości przemysłowych i magazynowych odnotowuje najsilniejszą kompresję stóp kapitalizacji w ujęciu ogólnym (spadek średniej wyjściowej stopy kapitalizacji o 123 pb). Jednak to sektor handlowy zajmuje najmocniejszą pozycję, szczególnie w segmencie magazynów handlowych, gdzie na skutek ostrej konkurencji tylko w samym październiku stopy spadły o 85 pb. Na rynku handlowym ogółem w październiku zaobserwowano spadek o 48 pb, co oznacza łączny spadek od najwyższego poziomu z marca o 108 pb – dla wartości kapitału oznacza to wzrost o 16%. Stopy kapitalizacji za powierzchnie biurowe w tym samym okresie spadły o 44 pb, w tym w październiku o 15 pb. 

David Erwin, szef grupy rynków kapitałowych firmy Cushman & Wakefield, powiedział: „Wygląda na to, że inwestorzy skłonni są postrzegać rok 2009 jako okres najniższych w ujęciu historycznym cen. Nie należy się więc dziwić wzmożonej aktywności kupujących, którzy chcą mieć pewność, że nie przegapili korzystnych okazji kupna. Jednak, biorąc pod uwagę realny niedobór zasobów dobrej jakości, niektórzy komentatorzy zaczynają wyrażać swoje obawy, że takie podejście może doprowadzić do powstania kolejnej bańki spekulacyjnej.  Nie pozostaje nam jednak nic innego, jak czekać na rozwój wypadków. Choć trudno zaprzeczyć, że dla sprzedających, zdających sobie sprawę, że obecna sytuacja nie potrwa długo, nadszedł najlepszy czas na przetestowanie rynku. Jeśli podaż nieruchomości nie wzrośnie, nie ma co liczyć na powrót równowagi rynkowej – sytuację może zmienić decyzja banków o otwarciu swoich zasobów”.

David Hutchings, szef europejskiego działu badań firmy Cushman & Wakefield, powiedział: „Dla nabywców kapitałowych poziom stóp kapitalizacji, nawet przy ich dalszym spadku, nadal będzie postrzegany jako atrakcyjny w porównaniu do stopy zwrotu z obligacji. Należy jednak zauważyć, że jest to możliwe jedynie w sytuacji pewnego dochodu lub gdy wartość nieruchomości w średnim okresie stwarza możliwość stabilnego wzrostu.    Największe zagrożenie nie leży więc w zbyt szybkiej zmianie cen za najlepsze nieruchomości, ale w znacznym poszerzaniu granic tolerancji na ryzyko oraz zbyt optymistycznym podejściu do możliwości powrotu ożywienia na rynek najmu”.

Cushman & Wakefield

gk

 
inwestycje.pl

Rentowność najmu taka jak obligacji

Ponieważ oprocentowanie lokat i obligacji detalicznych spadało w ostatnim czasie, zakup mieszkania pod wynajem zaczyna prezentować się jako bardziej opłacalna inwestycja.
O ile już przed miesiącem informowaliśmy – na podstawie dokonanych porównań – że zakup mieszkania za gotówkę i jego wynajem może przynieść wyższe dochody niż inwestycja w lokatę bankową, to analizując dane z października można wskazać także na przewagę tego typu inwestycji nad zakupem 10-letnich (a więc najwyżej oprocentowanych) obligacji skarbowych.

Przypomnijmy, że do naszych wyliczeń bierzemy pod uwagę medianę cen transakcyjnych w największych miastach Polski (uzyskane na podstawie transakcji dokonanych przez klientów Open Finance, Home Brokera i Dom Banku) oraz średnie stawki na rynku najmu mieszkań w tych miastach (uzyskanych z serwisu Oferty.net), przy czym uzyskaną średnią obniżyliśmy o 5 proc. (zakładając, że przeciętnie tyle udaje się zbić w procesie negocjacji najemcom). Oto efekty tych obliczeń:
 

W porównaniu do poprzedniego miesiąca wyraźnie wzrosły średnie stawki najmu w Gdańsku i Gdyni, co może być efektem wejścia na ten rynek większej liczby lokali o wyższym standardzie lub wycofania oferty przeznaczonej dla studentów. Jednak w większości pozostałych miast zakończenie „okresu studenckiego” nie spowodowało tym razem wzrostu stawek lecz ich spadek. Niewynajęte mieszkania szukają najemców kusząc ich niższymi cenami.

Ze względu na wskazanie znacznego wzrostu rentowności wynajmu w Trójmieście, średnia jest znacząco podniesiona. Bez udziału Gdańska byłoby to odpowiednio 5,47 i 4,93 proc. Rentowność najmu na tle inwestycji w lokaty i obligacje prezentujemy poniżej (właśnie z pominięciem wpływu Gdańska na średnią).
 

Łatwo się zorientować, że ze względu na różnice w opodatkowaniu (zyski z lokat i obligacji oprocentowane są podatkiem ryczałtowym 19 proc., a przychody z najmu podatkiem ryczałtowym 8,5 proc. od 2010 r.), mimo porównywalnej rentowności brutto, po odliczeniu podatku to inwestycja w mieszkanie pod wynajem przynosi wyższy dochód niż lokata. Jednak co ważniejsze, w niektórych miastach jest to też rentowność wyższa niż z 10-letniej obligacji skarbowej, co jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się niemożliwe do osiągnięcia. Warto jednak odnotować, że od listopada oferta Ministerstwa Finansów w kwestii oprocentowania obligacji skarbowych uległa pogorszeniu (w okresie dłuższym niż pierwszego roku), stąd też wyraźna zmiana w porównaniu rentowności obydwu inwestycji.

Naturalnie należy też pamiętać, że na rentowność inwestycji w mieszkania wpływają też inne czynniki, a w szczególności zmiana wartości nieruchomości, okresy przestoju czy konieczność przeprowadzania okresowych remontów, a przedstawione wyliczenia mają charakter statystyczny. W rzeczywistości rentowność najmu może być zarówno wyższa, jak i niższa od przedstawionej powyżej średniej.

Emil Szweda, Open Finance

jn

Źródło: inwestycje.pl

Rentowność najmu taka jak obligacji

Ponieważ oprocentowanie lokat i obligacji detalicznych spadało w ostatnim czasie, zakup mieszkania pod wynajem zaczyna prezentować się jako bardziej opłacalna inwestycja.
O ile już przed miesiącem informowaliśmy – na podstawie dokonanych porównań – że zakup mieszkania za gotówkę i jego wynajem może przynieść wyższe dochody niż inwestycja w lokatę bankową, to analizując dane z października można wskazać także na przewagę tego typu inwestycji nad zakupem 10-letnich (a więc najwyżej oprocentowanych) obligacji skarbowych.

Przypomnijmy, że do naszych wyliczeń bierzemy pod uwagę medianę cen transakcyjnych w największych miastach Polski (uzyskane na podstawie transakcji dokonanych przez klientów Open Finance, Home Brokera i Dom Banku) oraz średnie stawki na rynku najmu mieszkań w tych miastach (uzyskanych z serwisu Oferty.net), przy czym uzyskaną średnią obniżyliśmy o 5 proc. (zakładając, że przeciętnie tyle udaje się zbić w procesie negocjacji najemcom). Oto efekty tych obliczeń:
 

W porównaniu do poprzedniego miesiąca wyraźnie wzrosły średnie stawki najmu w Gdańsku i Gdyni, co może być efektem wejścia na ten rynek większej liczby lokali o wyższym standardzie lub wycofania oferty przeznaczonej dla studentów. Jednak w większości pozostałych miast zakończenie „okresu studenckiego” nie spowodowało tym razem wzrostu stawek lecz ich spadek. Niewynajęte mieszkania szukają najemców kusząc ich niższymi cenami.

Ze względu na wskazanie znacznego wzrostu rentowności wynajmu w Trójmieście, średnia jest znacząco podniesiona. Bez udziału Gdańska byłoby to odpowiednio 5,47 i 4,93 proc. Rentowność najmu na tle inwestycji w lokaty i obligacje prezentujemy poniżej (właśnie z pominięciem wpływu Gdańska na średnią).
 

Łatwo się zorientować, że ze względu na różnice w opodatkowaniu (zyski z lokat i obligacji oprocentowane są podatkiem ryczałtowym 19 proc., a przychody z najmu podatkiem ryczałtowym 8,5 proc. od 2010 r.), mimo porównywalnej rentowności brutto, po odliczeniu podatku to inwestycja w mieszkanie pod wynajem przynosi wyższy dochód niż lokata. Jednak co ważniejsze, w niektórych miastach jest to też rentowność wyższa niż z 10-letniej obligacji skarbowej, co jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się niemożliwe do osiągnięcia. Warto jednak odnotować, że od listopada oferta Ministerstwa Finansów w kwestii oprocentowania obligacji skarbowych uległa pogorszeniu (w okresie dłuższym niż pierwszego roku), stąd też wyraźna zmiana w porównaniu rentowności obydwu inwestycji.

Naturalnie należy też pamiętać, że na rentowność inwestycji w mieszkania wpływają też inne czynniki, a w szczególności zmiana wartości nieruchomości, okresy przestoju czy konieczność przeprowadzania okresowych remontów, a przedstawione wyliczenia mają charakter statystyczny. W rzeczywistości rentowność najmu może być zarówno wyższa, jak i niższa od przedstawionej powyżej średniej.

Emil Szweda, Open Finance

jn

Źródło: inwestycje.pl

Rynek logistyczny Anno Domini 2009

Osławiony kryzys na rynku nieruchomości nie oszczędził też w tym roku sektora logistycznego. Wielcy operatorzy ku zadowoleniu wszystkich od 2-3 lat realizowali profesjonalne parki magazynowe, w co raz to lepszych lokalizacjach. Wszystkim wydawało się, że nic nie zakłóci tego procesu. Nawet opieszałe inwestycje infrastruktury drogowej nie stanowiły tu zagrożenia. Inwestycje w logistykę to przecież projekty wieloletnie nastawione nie tylko na obsługę rynku krajowego.
Jednak kryzys gospodarczy dotknął i ten sektor, przykro jest patrzeć jadąc przez Polskę na liczne bilbordy zapraszające do wynajęcia powierzchni magazynowej w nowo wybudowanych obiektach. Jest ich, co raz więcej i to nawet u światowych potentatów tego rynku. Wielu z inwestorów wystawiło też tereny oraz gotowe obiekty na sprzedaż, niestety i tu rynek na razie nie znalazł odbiorców na takie nieruchomości.

W skrytości ducha wierzyłem, że recesja, która ogarnęła rynek mieszkaniowy nie przeszkodzi w rozwoju segmentu komercyjnego. Niestety ucierpiały nie tylko projekty mieszkaniowe czy logistyczne. Galerie handlowe ledwo wiążą koniec z końcem czekając niecierpliwie na przedświąteczny szał zakupów, który choć trochę poprawi rentowność. Nie najlepiej wygląda też sektor produkcyjny projekty powstawały głównie w strefach ekonomicznych ze względu na możliwe do uzyskania oszczędności. Przedsiębiorcy głownie nastawili się w tym roku na przetrwanie, redukcje kosztów i optymalizacje zatrudnienia.

Od lat twierdzę, że rynek nieruchomości jest zwierciadłem gospodarki. Niestety mijający rok potwierdza tylko tą tezę i obawiam się, że w 2010 r. gospodarka ciągle będzie w trendzie spadkowym mimo optymistycznych prognoz politycznych.
Tomasz  Błeszyński
Doradca Rynku Nieruchomości

an
Źródło: inwestycje.pl

Rynek logistyczny Anno Domini 2009

Osławiony kryzys na rynku nieruchomości nie oszczędził też w tym roku sektora logistycznego. Wielcy operatorzy ku zadowoleniu wszystkich od 2-3 lat realizowali profesjonalne parki magazynowe, w co raz to lepszych lokalizacjach. Wszystkim wydawało się, że nic nie zakłóci tego procesu. Nawet opieszałe inwestycje infrastruktury drogowej nie stanowiły tu zagrożenia. Inwestycje w logistykę to przecież projekty wieloletnie nastawione nie tylko na obsługę rynku krajowego.
Jednak kryzys gospodarczy dotknął i ten sektor, przykro jest patrzeć jadąc przez Polskę na liczne bilbordy zapraszające do wynajęcia powierzchni magazynowej w nowo wybudowanych obiektach. Jest ich, co raz więcej i to nawet u światowych potentatów tego rynku. Wielu z inwestorów wystawiło też tereny oraz gotowe obiekty na sprzedaż, niestety i tu rynek na razie nie znalazł odbiorców na takie nieruchomości.

W skrytości ducha wierzyłem, że recesja, która ogarnęła rynek mieszkaniowy nie przeszkodzi w rozwoju segmentu komercyjnego. Niestety ucierpiały nie tylko projekty mieszkaniowe czy logistyczne. Galerie handlowe ledwo wiążą koniec z końcem czekając niecierpliwie na przedświąteczny szał zakupów, który choć trochę poprawi rentowność. Nie najlepiej wygląda też sektor produkcyjny projekty powstawały głównie w strefach ekonomicznych ze względu na możliwe do uzyskania oszczędności. Przedsiębiorcy głownie nastawili się w tym roku na przetrwanie, redukcje kosztów i optymalizacje zatrudnienia.

Od lat twierdzę, że rynek nieruchomości jest zwierciadłem gospodarki. Niestety mijający rok potwierdza tylko tą tezę i obawiam się, że w 2010 r. gospodarka ciągle będzie w trendzie spadkowym mimo optymistycznych prognoz politycznych.
Tomasz  Błeszyński
Doradca Rynku Nieruchomości

an
Źródło: inwestycje.pl

Rewolucja w mieszkaniówce?

Domy budowane na zamówienie są tańsze, ponieważ nie obciążone są kosztami promocji, a także kosztami długiej budowy. Z tego typu rozwiązań od lat korzysta amerykański rynek nieruchomości.
Klienci, także ci ceniący sobie jakość i dobrą architekturę, coraz częściej poszukują alternatyw dla domów i mieszkań wystawionych na rynku pierwotnym. Jednym z rozwiązań, które zyskuje na popularności jest budowanie domów i mieszkań na zamówienie o jakości porównywalnej z ofertami na rynku pierwotnym, z przystępną ceną jak z rynku wtórnego. Dziś dostępne nad Wisłą technologie budowy na zamówienie – m.in. technologia stalowa pozwalają na budowę apartamentu nawet w 3 miesiące, zmniejszając koszty nawet o połowę. Jak zapewniają przedstawiciele firm specjalizujących się w tego typu realizacjach – w najbliższych miesiącach czeka nas prawdziwa rewolucja w mieszkaniówce.



Ekonomiczna inwestycja


W Mikołowie w województwie Śląskim już wkrótce stanie budynek mieszkalny o łącznej powierzchni 160 metrów kw. Całość będzie składać się z 2 apartamentów: na parterze i na I piętrze, każdy o powierzchni 80 metrów kw. plus ponad 100 metrowe ogrody. Każde z mieszkań posiada 2 miejsca parkingowe. Mieszkańcy na własne życzenie będą mogli także zdecydować się na garaż.

Podobne inwestycje powstaną w Mysłowicach i Katowicach. Każda z nich zostanie zrealizowana w niecałe 4 miesiące, w 100% w nowoczesnej, energooszczędnej technologii Sunday system.  Ceny tych lokali, budowanych w tempie ekspresowym mają zaczynać się już od 3100 zł za m2 za apartament w stanie  deweloperskim. To nawet kilka razy mniej niż dotychczas za apartament na rynku pierwotnym. Skąd te różnice w cenie i czasie realizacji?

Jak tłumaczy Michał Bacia - właściciel firmy Pozytywnie Zbudowany - to wszystko zasługa ekonomicznej technologii oraz sposobu podejścia do budowy. - Każdy z projektowanych domów  budowany jest w 100% na zamówienie klienta i za jego pieniądze. To klient wybiera projekt, wskazuje także działkę, na której chce, aby powstało jego M, sam podejmuje decyzje dotyczące zastosowanych materiałów, dobieranych także do budżetu.



Dlaczego płacimy mniej?

Niską cenę mieszkań uzyskano dzięki rezygnacji z długofalowej promocji i kampanii reklamowej, minimalizacji kosztów finansowania inwestycji, oraz krótkiemu czasowi realizacji, co ogranicza koszty stałe inwestycji. Pozostają tylko koszty budowy i ziemi. To nowatorskie podejście do inwestycji deweloperskich oznacza znaczne oszczędności dla klientów i pozwala zachować wysoką jakość wykonania budynków. Swoim standardem - jak podkreślają przedstawiciele firmy Pozytywnie Zbudowany - domy takie nie odbiegają w niczym od inwestycji deweloperskich. – Wszystko zależy od zasobności portfela klienta. To do jego możliwości dostosowywana jest jakość materiałów, projekt, niestandardowe rozwiązania architektoniczne – mówi Bacia. 

To, co wyróżnia te domy pod względem standardu to ich energooszczędność. Na życzenie klienta dom taki może spełniać nawet wymagania budynku pasywnego, co oznacza przynajmniej czterokrotnie niższe zużycie energii niż w budownictwie standardowym.

Domy dla tych co płacą z kredytu

 -– wyjaśnia Bacia. Przystępne cenowo mieszkanie, na przykład z ogrodem jest propozycją głównie dla rodzin z małymi dziećmi. Drugą największą grupą klientów są osoby, które z różnych względów zamieniają swój duży dom na mniejsze lokum i nie chcą tracić komfortu jaki daje własny kawałek ziemi. To  przede wszystkim propozycją dla osób, które cenią sobie jakość, wiedzą czego chcą, a jednocześnie chcą racjonalnie podejść do kosztów swojej inwestycji

Nie bez znaczenia jest także czas realizacji inwestycji oraz praktycznie całkowity brak ryzyka.  Ważne jest to zwłaszcza dla rodzin i młodych małżeństwo o ograniczonym budżecie. – Domy w technologii Sunday system powstają nawet w 3 miesiące. Jest to komfortowe rozwiązanie zwłaszcza dla osób, które finansują zakup domu z kredytu, bo mogą szybko wprowadzić się do zakupionej inwestycji – wyjaśnia Bacia. –  Dodatkowo wybór domu budowanego w tej technologii chroni nas także przed wzrostem kosztów w trakcie realizacji inwestycji. Tutaj mamy przewidywalną budowę oraz z góry zaplanowane koszty, które klient zna doskonale – dodaje.

Czy to już rewolucja?

- Podobno jedna jaskółka wiosny nie czyni, widać jednak, że okres dekoniunktury zmusił deweloperów do zmiany strategii realizacji projektów mieszkaniowych. Najważniejsze przestały być wizje architektów czy wymogi rentowności inwestycji stawiane przez banki. Na pierwszym miejscu stawiane są  wreszcie wymagania klientów, takie jak zasobność ich portfeli czy komfort i ekonomia codziennej eksploatacji – ocenia Bacia.

Źródło: Pozytywnie Zbudowany

an

Rewolucja w mieszkaniówce?

Domy budowane na zamówienie są tańsze, ponieważ nie obciążone są kosztami promocji, a także kosztami długiej budowy. Z tego typu rozwiązań od lat korzysta amerykański rynek nieruchomości.
Klienci, także ci ceniący sobie jakość i dobrą architekturę, coraz częściej poszukują alternatyw dla domów i mieszkań wystawionych na rynku pierwotnym. Jednym z rozwiązań, które zyskuje na popularności jest budowanie domów i mieszkań na zamówienie o jakości porównywalnej z ofertami na rynku pierwotnym, z przystępną ceną jak z rynku wtórnego. Dziś dostępne nad Wisłą technologie budowy na zamówienie – m.in. technologia stalowa pozwalają na budowę apartamentu nawet w 3 miesiące, zmniejszając koszty nawet o połowę. Jak zapewniają przedstawiciele firm specjalizujących się w tego typu realizacjach – w najbliższych miesiącach czeka nas prawdziwa rewolucja w mieszkaniówce.



Ekonomiczna inwestycja


W Mikołowie w województwie Śląskim już wkrótce stanie budynek mieszkalny o łącznej powierzchni 160 metrów kw. Całość będzie składać się z 2 apartamentów: na parterze i na I piętrze, każdy o powierzchni 80 metrów kw. plus ponad 100 metrowe ogrody. Każde z mieszkań posiada 2 miejsca parkingowe. Mieszkańcy na własne życzenie będą mogli także zdecydować się na garaż.

Podobne inwestycje powstaną w Mysłowicach i Katowicach. Każda z nich zostanie zrealizowana w niecałe 4 miesiące, w 100% w nowoczesnej, energooszczędnej technologii Sunday system.  Ceny tych lokali, budowanych w tempie ekspresowym mają zaczynać się już od 3100 zł za m2 za apartament w stanie  deweloperskim. To nawet kilka razy mniej niż dotychczas za apartament na rynku pierwotnym. Skąd te różnice w cenie i czasie realizacji?

Jak tłumaczy Michał Bacia - właściciel firmy Pozytywnie Zbudowany - to wszystko zasługa ekonomicznej technologii oraz sposobu podejścia do budowy. - Każdy z projektowanych domów  budowany jest w 100% na zamówienie klienta i za jego pieniądze. To klient wybiera projekt, wskazuje także działkę, na której chce, aby powstało jego M, sam podejmuje decyzje dotyczące zastosowanych materiałów, dobieranych także do budżetu.



Dlaczego płacimy mniej?

Niską cenę mieszkań uzyskano dzięki rezygnacji z długofalowej promocji i kampanii reklamowej, minimalizacji kosztów finansowania inwestycji, oraz krótkiemu czasowi realizacji, co ogranicza koszty stałe inwestycji. Pozostają tylko koszty budowy i ziemi. To nowatorskie podejście do inwestycji deweloperskich oznacza znaczne oszczędności dla klientów i pozwala zachować wysoką jakość wykonania budynków. Swoim standardem - jak podkreślają przedstawiciele firmy Pozytywnie Zbudowany - domy takie nie odbiegają w niczym od inwestycji deweloperskich. – Wszystko zależy od zasobności portfela klienta. To do jego możliwości dostosowywana jest jakość materiałów, projekt, niestandardowe rozwiązania architektoniczne – mówi Bacia. 

To, co wyróżnia te domy pod względem standardu to ich energooszczędność. Na życzenie klienta dom taki może spełniać nawet wymagania budynku pasywnego, co oznacza przynajmniej czterokrotnie niższe zużycie energii niż w budownictwie standardowym.

Domy dla tych co płacą z kredytu

 -– wyjaśnia Bacia. Przystępne cenowo mieszkanie, na przykład z ogrodem jest propozycją głównie dla rodzin z małymi dziećmi. Drugą największą grupą klientów są osoby, które z różnych względów zamieniają swój duży dom na mniejsze lokum i nie chcą tracić komfortu jaki daje własny kawałek ziemi. To  przede wszystkim propozycją dla osób, które cenią sobie jakość, wiedzą czego chcą, a jednocześnie chcą racjonalnie podejść do kosztów swojej inwestycji

Nie bez znaczenia jest także czas realizacji inwestycji oraz praktycznie całkowity brak ryzyka.  Ważne jest to zwłaszcza dla rodzin i młodych małżeństwo o ograniczonym budżecie. – Domy w technologii Sunday system powstają nawet w 3 miesiące. Jest to komfortowe rozwiązanie zwłaszcza dla osób, które finansują zakup domu z kredytu, bo mogą szybko wprowadzić się do zakupionej inwestycji – wyjaśnia Bacia. –  Dodatkowo wybór domu budowanego w tej technologii chroni nas także przed wzrostem kosztów w trakcie realizacji inwestycji. Tutaj mamy przewidywalną budowę oraz z góry zaplanowane koszty, które klient zna doskonale – dodaje.

Czy to już rewolucja?

- Podobno jedna jaskółka wiosny nie czyni, widać jednak, że okres dekoniunktury zmusił deweloperów do zmiany strategii realizacji projektów mieszkaniowych. Najważniejsze przestały być wizje architektów czy wymogi rentowności inwestycji stawiane przez banki. Na pierwszym miejscu stawiane są  wreszcie wymagania klientów, takie jak zasobność ich portfeli czy komfort i ekonomia codziennej eksploatacji – ocenia Bacia.

Źródło: Pozytywnie Zbudowany

an

Rozbudowa biblioteki Raczyńskich coraz bliżej

Biblioteka Raczyńskich rozstrzygnęła przetarg na inwestora zastępczego dla realizacji projektu rozbudowy gmachu biblioteki przy Al. Marcinkowskiego.
Funkcję tą będzie pełniło konsorcjum, którego liderem jest firma Grontmij Polska z siedzibą w Poznaniu. Przetarg na generalnego wykonawcę ma zostać ogłoszony w styczniu 2010 r. Nowy gmach o powierzchni użytkowej wynoszącej 12 tys mkw. został zaprojektowany przez warszawską pracownię JEMS Architekci. Koszty budowy wyniosą 106 mln zł z czego 42 mln zł będą pochodzić z unijnego dofinansowania.

Źródło: money.pl

Rozbudowa biblioteki Raczyńskich coraz bliżej

Biblioteka Raczyńskich rozstrzygnęła przetarg na inwestora zastępczego dla realizacji projektu rozbudowy gmachu biblioteki przy Al. Marcinkowskiego.
Funkcję tą będzie pełniło konsorcjum, którego liderem jest firma Grontmij Polska z siedzibą w Poznaniu. Przetarg na generalnego wykonawcę ma zostać ogłoszony w styczniu 2010 r. Nowy gmach o powierzchni użytkowej wynoszącej 12 tys mkw. został zaprojektowany przez warszawską pracownię JEMS Architekci. Koszty budowy wyniosą 106 mln zł z czego 42 mln zł będą pochodzić z unijnego dofinansowania.

Źródło: money.pl

Orbis chce sprzedać siedem hoteli

Dwa pierwsze obiekty mogą zmienić właściciela jeszcze w tym roku.
- Czekamy na dobrą okazję - podkreślają prezes zarządu Jean-Philippe Savoye oraz wiceprezes Ireneusz Węgłowski.

Orbis nie planuje otwarcia nowych hoteli w 2010 r. Ponadto kilka inwestycji zostało obecnie wstrzymanych - są to hotele klasy ekonomicznej m.in. w Warszawie, Krakowie, Łodzi i w Toruniu.

Prezes Orbisu podkreśla, że spółce udało się wykorzystać ożywienie w sezonie letnim m.in. dzięki promocjom, natomiast poprawy w branży hotelowej należy się spodziewać nie wcześniej niż w połowie przyszłego roku.

Prognoza wyniku EBITDA dla grupy zakłada uzyskanie 180 mln zł na koniec 2009 roku. Spółka szacuje, że oszczędności, które rozpoczęła w IV kw. ub.r., przyniosą około 20 mln zł na koniec bieżącego roku.

Grupa nie wyklucza także możliwość sprzedaży biura podróży Orbis Travel, w którym trwa obecnie proces restrukturyzacji.

 

Źródło: money.pl


Orbis chce sprzedać siedem hoteli

Dwa pierwsze obiekty mogą zmienić właściciela jeszcze w tym roku.
- Czekamy na dobrą okazję - podkreślają prezes zarządu Jean-Philippe Savoye oraz wiceprezes Ireneusz Węgłowski.

Orbis nie planuje otwarcia nowych hoteli w 2010 r. Ponadto kilka inwestycji zostało obecnie wstrzymanych - są to hotele klasy ekonomicznej m.in. w Warszawie, Krakowie, Łodzi i w Toruniu.

Prezes Orbisu podkreśla, że spółce udało się wykorzystać ożywienie w sezonie letnim m.in. dzięki promocjom, natomiast poprawy w branży hotelowej należy się spodziewać nie wcześniej niż w połowie przyszłego roku.

Prognoza wyniku EBITDA dla grupy zakłada uzyskanie 180 mln zł na koniec 2009 roku. Spółka szacuje, że oszczędności, które rozpoczęła w IV kw. ub.r., przyniosą około 20 mln zł na koniec bieżącego roku.

Grupa nie wyklucza także możliwość sprzedaży biura podróży Orbis Travel, w którym trwa obecnie proces restrukturyzacji.

 

Źródło: money.pl


PROGNOZY: Zyskasz kilkaset procent

Od prognoz na rynku obrotu ziemią może rozboleć głowa, zwłaszcza jeśli jednego dnia w gazecie przeczytamy, że grunty rolne drożeją, a następnego z innej dowiemy się, że ceny gruntów inwestycyjnych spadły w ciągu ostatniego roku nawet do 50 procent. Ogólna tendencja jest taka, że grunty rolne drożeją, a budowlane tanieją.

Zarobić na roli

Grunty rolne traktowane jako inwestycja są nadal niedoceniane, a mają wielokrotnie większy potencjał do wzrostu ceny niż grunty budowlane lub z warunkami zabudowy. Ziemię rolną można w ciągu kilku lat przekwalifikować na budowlaną (oczywiście nie wszędzie i nie wszystko), wymaga to jednak dobrego rozeznania w terenie, cierpliwości przy tworzeniu planu miejscowego lub ubiegania się o warunki zabudowy. Jednak po kilku latach nagrodą jest zwrot z zainwestowanego kapitału na poziomie kilkuset procent.

Jako główna przyczyna spadku cen działek budowlanych wymieniany jest kryzys kredytowy. Zaostrzenie wymagań przez banki dla zaciągających kredyty hipoteczne spowodowało reakcję łańcuchową - mniej kredytów - to mniej sprzedanych mieszkań - to mniej sprzedanych gruntów pod nowe inwestycje. A co zazwyczaj robi sprzedawca, jeśli klienci nie kupują jego towaru? Na przykład ogłasza obniżkę cen od kilku do nawet 50 proc.

Warto podkreślić, że nie wszyscy właściciele działek podążają za owczym pędem i obniżają ceny. W Polsce, według szacunków Instytutu Gospodarki Nieruchomościami, nadal brakuje 1,8 mln mieszkań. Należy się więc spodziewać, że kiedy banki spojrzą łaskawym okiem na kredytobiorców, znowu ruszy z kopyta sprzedaż i budowa nowych mieszkań, a zainteresowanie gruntami inwestycyjnymi i ceny wrócą co najmniej do poprzedniego poziomu. Mimo dużego spadku cen gruntów, inwestorzy nadal wstrzymują się z decyzją o ich zakupie, licząc na dalsze obniżenie cen. Według raportu firmy Colliers International, ceny powinny osiągnąć minimum na przełomie 2009/2010.

Niebezpieczeństwo i okazja

Jeżeli jesteśmy na dnie kryzysu, ceny gruntów inwestycyjnych osiągną minimum zimą tego roku. Pierwsza pozytywna jaskółka to informacja z GUS, że branża budowlano-montażowa zanotowała w okresie wrzesień do września 2008/2009 wzrost produkcji na poziomie 6,1 procent. Słowo "kryzys" w języku chińskim oznacza jednocześnie niebezpieczeństwo i okazję. To definicja, która dobrze odzwierciedla sytuację na rynku ziemi.

Mimo że największe firmy deweloperskie informują, że mają zapas gruntów inwestycyjnych na kilka kolejnych lat, kiedy nastąpi ożywienie w budownictwie mieszkaniowym, zaczną dokonywać kolejnych zakupów, a mniejsze firmy pójdą ich śladem. Z informacji zawartych w raporcie wynika, że po raz pierwszy mamy do czynienia z sytuacją, gdzie na rynku jest tak duża przewaga podaży nad popytem.

Jeśli chodzi o sprzedaż gruntów inwestycyjnych z punktu widzenia urzędu miasta czy gminy, to nie ma żadnej sprzedaży. Na przetargach nie występuje zainteresowanie działkami, bo są to albo trzecie, albo czwarte przetargi, a operaty szacunkowe (wycena) były robione rok temu.

Z punktu widzenia pośrednika ruch w zasadniczy sposób nie obiega natomiast od ruchu w latach poprzednich, oczywiście jeśli chodzi o małe i tanie działki. Większe grunty inwestycyjne nie znajdują nabywców ze względu na problemy z uzyskaniem kredytu. Równie istotnym czynnikiem, mającym wpływ na obniżenie popytu na grunty inwestycyjne, było pęknięcie inwestycyjnej bańki mieszkaniowej z lat 2002-2007, kiedy kupno mieszkania było sposobem na realizację zysku rocznego w wysokości nawet kilkudziesięciu procent. Obecna korekta cen gruntów inwestycyjnych w dół nastąpiła niewątpliwie w wyniku skorygowania cen mieszkań, a trzeba zauważyć, że ceny gruntów inwestycyjnych zawsze reagują z pewnym opóźnieniem.

Mimo że deweloperzy informują o zauważalnym wzroście sprzedaży mieszkań i stabilizacji cen, nowych inwestycji jest ciągle mało. Kiedy banki ponownie uruchomią finansowanie inwestycji deweloperów, ceny gruntów inwestycyjnych się ustabilizują, a następnie będą rosły proporcjonalnie do cen mieszkań.

Źródło: Bartek Jankowski, doradca obrotu ziemią Banku Ziemi

PROGNOZY: Zyskasz kilkaset procent

Od prognoz na rynku obrotu ziemią może rozboleć głowa, zwłaszcza jeśli jednego dnia w gazecie przeczytamy, że grunty rolne drożeją, a następnego z innej dowiemy się, że ceny gruntów inwestycyjnych spadły w ciągu ostatniego roku nawet do 50 procent. Ogólna tendencja jest taka, że grunty rolne drożeją, a budowlane tanieją.

Zarobić na roli

Grunty rolne traktowane jako inwestycja są nadal niedoceniane, a mają wielokrotnie większy potencjał do wzrostu ceny niż grunty budowlane lub z warunkami zabudowy. Ziemię rolną można w ciągu kilku lat przekwalifikować na budowlaną (oczywiście nie wszędzie i nie wszystko), wymaga to jednak dobrego rozeznania w terenie, cierpliwości przy tworzeniu planu miejscowego lub ubiegania się o warunki zabudowy. Jednak po kilku latach nagrodą jest zwrot z zainwestowanego kapitału na poziomie kilkuset procent.

Jako główna przyczyna spadku cen działek budowlanych wymieniany jest kryzys kredytowy. Zaostrzenie wymagań przez banki dla zaciągających kredyty hipoteczne spowodowało reakcję łańcuchową - mniej kredytów - to mniej sprzedanych mieszkań - to mniej sprzedanych gruntów pod nowe inwestycje. A co zazwyczaj robi sprzedawca, jeśli klienci nie kupują jego towaru? Na przykład ogłasza obniżkę cen od kilku do nawet 50 proc.

Warto podkreślić, że nie wszyscy właściciele działek podążają za owczym pędem i obniżają ceny. W Polsce, według szacunków Instytutu Gospodarki Nieruchomościami, nadal brakuje 1,8 mln mieszkań. Należy się więc spodziewać, że kiedy banki spojrzą łaskawym okiem na kredytobiorców, znowu ruszy z kopyta sprzedaż i budowa nowych mieszkań, a zainteresowanie gruntami inwestycyjnymi i ceny wrócą co najmniej do poprzedniego poziomu. Mimo dużego spadku cen gruntów, inwestorzy nadal wstrzymują się z decyzją o ich zakupie, licząc na dalsze obniżenie cen. Według raportu firmy Colliers International, ceny powinny osiągnąć minimum na przełomie 2009/2010.

Niebezpieczeństwo i okazja

Jeżeli jesteśmy na dnie kryzysu, ceny gruntów inwestycyjnych osiągną minimum zimą tego roku. Pierwsza pozytywna jaskółka to informacja z GUS, że branża budowlano-montażowa zanotowała w okresie wrzesień do września 2008/2009 wzrost produkcji na poziomie 6,1 procent. Słowo "kryzys" w języku chińskim oznacza jednocześnie niebezpieczeństwo i okazję. To definicja, która dobrze odzwierciedla sytuację na rynku ziemi.

Mimo że największe firmy deweloperskie informują, że mają zapas gruntów inwestycyjnych na kilka kolejnych lat, kiedy nastąpi ożywienie w budownictwie mieszkaniowym, zaczną dokonywać kolejnych zakupów, a mniejsze firmy pójdą ich śladem. Z informacji zawartych w raporcie wynika, że po raz pierwszy mamy do czynienia z sytuacją, gdzie na rynku jest tak duża przewaga podaży nad popytem.

Jeśli chodzi o sprzedaż gruntów inwestycyjnych z punktu widzenia urzędu miasta czy gminy, to nie ma żadnej sprzedaży. Na przetargach nie występuje zainteresowanie działkami, bo są to albo trzecie, albo czwarte przetargi, a operaty szacunkowe (wycena) były robione rok temu.

Z punktu widzenia pośrednika ruch w zasadniczy sposób nie obiega natomiast od ruchu w latach poprzednich, oczywiście jeśli chodzi o małe i tanie działki. Większe grunty inwestycyjne nie znajdują nabywców ze względu na problemy z uzyskaniem kredytu. Równie istotnym czynnikiem, mającym wpływ na obniżenie popytu na grunty inwestycyjne, było pęknięcie inwestycyjnej bańki mieszkaniowej z lat 2002-2007, kiedy kupno mieszkania było sposobem na realizację zysku rocznego w wysokości nawet kilkudziesięciu procent. Obecna korekta cen gruntów inwestycyjnych w dół nastąpiła niewątpliwie w wyniku skorygowania cen mieszkań, a trzeba zauważyć, że ceny gruntów inwestycyjnych zawsze reagują z pewnym opóźnieniem.

Mimo że deweloperzy informują o zauważalnym wzroście sprzedaży mieszkań i stabilizacji cen, nowych inwestycji jest ciągle mało. Kiedy banki ponownie uruchomią finansowanie inwestycji deweloperów, ceny gruntów inwestycyjnych się ustabilizują, a następnie będą rosły proporcjonalnie do cen mieszkań.

Źródło: Bartek Jankowski, doradca obrotu ziemią Banku Ziemi

1/4 najemców nie płaci!

W ramach "Programu Komunalnego Budownictwa Mieszkaniowego m.st. Warszawy", w latach 2008-2012 powstać ma w stolicy ok. 4 tys. lokali, w tym ok. 2,5 tys. mieszkań komunalnych. Na koniec grudnia 2008 r. z opłatami dłużej niż 3 miesiące zalegało blisko 24 tys. najemców mieszkań komunalnych, czyli ok. 1/4 wszystkich.

Ponad 870 mieszkań komunalnych ma zostać oddanych do użytku w Warszawie od 2007 r. do końca tego roku. Jak powiedział w poniedziałek wiceprezydent Warszawy Andrzej Jakubiak, intencją władz miasta jest, by rocznie do 2013 roku oddawano 400 lokali.

"Nigdy wcześniej nie wydawano tyle na budownictwo komunalne" - podkreślił Jakubiak podczas spotkania z dziennikarzami w nowo wybudowanym budynku na warszawskiej Woli.

W 2007 r. oddano w Warszawie 68 mieszkań komunalnych, rok później - 315, a w tym toku ma ich być 489. W trakcie budowy lub przygotowania jest 1387 mieszkań w 15 dzielnicach miasta. Zdaniem stołecznego Ratusza to znaczne przyspieszenie w porównaniu do lat poprzednich - między 2003 a 2006 r. wybudowano tylko 308 nowych mieszkań. Mimo to, według przyjętego przez Radę Warszawy w październiku ub.r. wieloletniego programu gospodarowania mieszkaniowym zasobem miasta, do 2012 r. skurczy się on o 12 proc.

W ramach "Programu Komunalnego Budownictwa Mieszkaniowego m.st. Warszawy", w latach 2008-2012 powstać ma w stolicy ok. 4 tys. lokali, w tym ok. 2,5 tys. mieszkań komunalnych. Na realizację planu przeznaczono blisko 0,5 mld zł. Budynki komunalne mają powstać m.in. na Bielanach, Bemowie, Białołęce, Mokotowie, Ursynowie, Żoliborzu, Pradze Północ i Woli.

Ok. 300 nowych lokali rocznie powstawać ma w budynkach budowanych przez Towarzystwa Budownictwa Społecznego (TBS). Obecnie do Banku Gospodarstwa Krajowego spółki miejskie złożyły 11 wniosków na zadania, w ramach których do końca 2012 r. powstać ma ponad 900 lokali. Stopniowo remontowane i modernizowane mają być też mieszkania już istniejące. W latach 2007-2009 wyremontowano ich 3,4 tys., za łączną kwotę 78 mln zł.

Do zasobu mieszkaniowego stolicy należy obecnie ok. 96 tys. lokali mieszkalnych, w tym ok. 3 tys. lokali socjalnych, przyznawanych osobom o najniższych dochodach. Najwięcej mieszkań komunalnych znajduje się w Śródmieściu, na Woli, Mokotowie, a także na Pradze Północ i Południe. Większość budynków, w których się mieszczą, wybudowana została przed II wojną światową i wymaga poprawy stanu sanitarnego i kapitalnego remontu.

Wieloletni program gospodarowania mieszkaniowym zasobem miasta zakłada, że do 2012 r. zmniejszy się on o 12 proc., ale liczba lokali socjalnych zwiększy się w tym czasie blisko dwukrotnie. Przeciwko polityce lokalowej miasta stale protestują mieszkańcy lokali komunalnych. Pojawiają się m.in. na sesjach rady miasta, domagając się obniżki czynszów - od stycznia br. podstawowa stawka wynosi ok. 6 zł za m kw. (poprzednio było to 2 zł).

Choć wysokość czynszu może zostać obniżona (m.in. ze względu na niski standard lokalu - brak kanalizacji czy bieżącej wody), a najemcom o niskich dochodach przysługują ulgi sięgające nawet 60 proc., wielu najemców zalega z opłatami czynszowymi.

Na koniec grudnia 2008 r. z opłatami dłużej niż 3 miesiące zalegało blisko 24 tys. najemców mieszkań komunalnych, czyli ok. 1/4 wszystkich. Na koniec 2008 r. łączne zadłużenie wszystkich mieszkań komunalnych w stolicy sięgało 160 mln zł.

INTERIA.PL/PAP

1/4 najemców nie płaci!

W ramach "Programu Komunalnego Budownictwa Mieszkaniowego m.st. Warszawy", w latach 2008-2012 powstać ma w stolicy ok. 4 tys. lokali, w tym ok. 2,5 tys. mieszkań komunalnych. Na koniec grudnia 2008 r. z opłatami dłużej niż 3 miesiące zalegało blisko 24 tys. najemców mieszkań komunalnych, czyli ok. 1/4 wszystkich.

Ponad 870 mieszkań komunalnych ma zostać oddanych do użytku w Warszawie od 2007 r. do końca tego roku. Jak powiedział w poniedziałek wiceprezydent Warszawy Andrzej Jakubiak, intencją władz miasta jest, by rocznie do 2013 roku oddawano 400 lokali.

"Nigdy wcześniej nie wydawano tyle na budownictwo komunalne" - podkreślił Jakubiak podczas spotkania z dziennikarzami w nowo wybudowanym budynku na warszawskiej Woli.

W 2007 r. oddano w Warszawie 68 mieszkań komunalnych, rok później - 315, a w tym toku ma ich być 489. W trakcie budowy lub przygotowania jest 1387 mieszkań w 15 dzielnicach miasta. Zdaniem stołecznego Ratusza to znaczne przyspieszenie w porównaniu do lat poprzednich - między 2003 a 2006 r. wybudowano tylko 308 nowych mieszkań. Mimo to, według przyjętego przez Radę Warszawy w październiku ub.r. wieloletniego programu gospodarowania mieszkaniowym zasobem miasta, do 2012 r. skurczy się on o 12 proc.

W ramach "Programu Komunalnego Budownictwa Mieszkaniowego m.st. Warszawy", w latach 2008-2012 powstać ma w stolicy ok. 4 tys. lokali, w tym ok. 2,5 tys. mieszkań komunalnych. Na realizację planu przeznaczono blisko 0,5 mld zł. Budynki komunalne mają powstać m.in. na Bielanach, Bemowie, Białołęce, Mokotowie, Ursynowie, Żoliborzu, Pradze Północ i Woli.

Ok. 300 nowych lokali rocznie powstawać ma w budynkach budowanych przez Towarzystwa Budownictwa Społecznego (TBS). Obecnie do Banku Gospodarstwa Krajowego spółki miejskie złożyły 11 wniosków na zadania, w ramach których do końca 2012 r. powstać ma ponad 900 lokali. Stopniowo remontowane i modernizowane mają być też mieszkania już istniejące. W latach 2007-2009 wyremontowano ich 3,4 tys., za łączną kwotę 78 mln zł.

Do zasobu mieszkaniowego stolicy należy obecnie ok. 96 tys. lokali mieszkalnych, w tym ok. 3 tys. lokali socjalnych, przyznawanych osobom o najniższych dochodach. Najwięcej mieszkań komunalnych znajduje się w Śródmieściu, na Woli, Mokotowie, a także na Pradze Północ i Południe. Większość budynków, w których się mieszczą, wybudowana została przed II wojną światową i wymaga poprawy stanu sanitarnego i kapitalnego remontu.

Wieloletni program gospodarowania mieszkaniowym zasobem miasta zakłada, że do 2012 r. zmniejszy się on o 12 proc., ale liczba lokali socjalnych zwiększy się w tym czasie blisko dwukrotnie. Przeciwko polityce lokalowej miasta stale protestują mieszkańcy lokali komunalnych. Pojawiają się m.in. na sesjach rady miasta, domagając się obniżki czynszów - od stycznia br. podstawowa stawka wynosi ok. 6 zł za m kw. (poprzednio było to 2 zł).

Choć wysokość czynszu może zostać obniżona (m.in. ze względu na niski standard lokalu - brak kanalizacji czy bieżącej wody), a najemcom o niskich dochodach przysługują ulgi sięgające nawet 60 proc., wielu najemców zalega z opłatami czynszowymi.

Na koniec grudnia 2008 r. z opłatami dłużej niż 3 miesiące zalegało blisko 24 tys. najemców mieszkań komunalnych, czyli ok. 1/4 wszystkich. Na koniec 2008 r. łączne zadłużenie wszystkich mieszkań komunalnych w stolicy sięgało 160 mln zł.

INTERIA.PL/PAP

JWC: Za wcześnie na rynki wschodnie

W pierwszych dwóch kwartałach 2010 roku J.W. Construction planuje rozpocząć inwestycje mieszkaniowe liczące łącznie około 1.500 mieszkań - poinformował w wywiadzie dla PAP Józef Wojciechowski, przewodniczący rady nadzorczej JW Construction.

"W Warszawie mamy około 1.000 mieszkań, które planujemy rozpocząć w 2010 roku, tak aby mieć gotowe mieszkania na lata 2011-2012. Będą to między innymi dwie inwestycje na Białołęce (ul. Światowida i Zdziarska) oraz jedna na Mokotowie (ul. Antoniewska)" - powiedział PAP Wojciechowski. Deweloper planuje również rozpoczęcie kilku inwestycji poza Warszawą. "Dotychczas byliśmy w kilku miastach poza Warszawą, projekty cieszyły się popularnością, więc postanowiliśmy wejść na kolejne rynki" - stwierdził. "W Łodzi mamy działkę, na której planujemy w przyszłym roku rozpocząć realizację niedużego projektu na 120 mieszkań.

Mamy też teren w Katowicach, gdzie rozważamy inwestycję o podobnej wielkości" - dodał. JW Construction planuje też rozpocząć inwestycje na 100-200 mieszkań w Poznaniu i Krakowie. "Chcemy kupić działki w Poznaniu i Krakowie pod niewielkie inwestycje na 100-200 mieszkań" - powiedział Wojciechowski.

Do końca bieżącego roku spółka planuje zakończyć wszystkie prowadzone w tej chwili inwestycje mieszkaniowe. "W tym roku prawdopodobnie nie rozpoczniemy już żadnej nowej inwestycji mieszkaniowej. Bieżący rok rozpoczęliśmy z budową około 5.500 mieszkań i do końca roku planujemy skończyć realizację wszystkich inwestycji" - poinformował.

W najbliższym czasie nie wystartują nowe inwestycje na rynkach wschodnich

"W Rosji budownictwo trochę odżyło, ale nie na tyle, abyśmy startowali z nowymi projektami. Nie mam jednak wątpliwości, że budownictwo w Rosji odbije. Chcemy być na to przygotowani, ponieważ są to inwestycje o bardzo wysokiej rentowności" - poinformował. "Myślę, że przyszły rok to jeszcze za wcześnie, aby rozpoczynać nowe inwestycje w Rosji" - dodał. Zaznaczył, że jest również za wcześnie na inwestycje na rynku ukraińskim.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

JWC: Za wcześnie na rynki wschodnie

W pierwszych dwóch kwartałach 2010 roku J.W. Construction planuje rozpocząć inwestycje mieszkaniowe liczące łącznie około 1.500 mieszkań - poinformował w wywiadzie dla PAP Józef Wojciechowski, przewodniczący rady nadzorczej JW Construction.

"W Warszawie mamy około 1.000 mieszkań, które planujemy rozpocząć w 2010 roku, tak aby mieć gotowe mieszkania na lata 2011-2012. Będą to między innymi dwie inwestycje na Białołęce (ul. Światowida i Zdziarska) oraz jedna na Mokotowie (ul. Antoniewska)" - powiedział PAP Wojciechowski. Deweloper planuje również rozpoczęcie kilku inwestycji poza Warszawą. "Dotychczas byliśmy w kilku miastach poza Warszawą, projekty cieszyły się popularnością, więc postanowiliśmy wejść na kolejne rynki" - stwierdził. "W Łodzi mamy działkę, na której planujemy w przyszłym roku rozpocząć realizację niedużego projektu na 120 mieszkań.

Mamy też teren w Katowicach, gdzie rozważamy inwestycję o podobnej wielkości" - dodał. JW Construction planuje też rozpocząć inwestycje na 100-200 mieszkań w Poznaniu i Krakowie. "Chcemy kupić działki w Poznaniu i Krakowie pod niewielkie inwestycje na 100-200 mieszkań" - powiedział Wojciechowski.

Do końca bieżącego roku spółka planuje zakończyć wszystkie prowadzone w tej chwili inwestycje mieszkaniowe. "W tym roku prawdopodobnie nie rozpoczniemy już żadnej nowej inwestycji mieszkaniowej. Bieżący rok rozpoczęliśmy z budową około 5.500 mieszkań i do końca roku planujemy skończyć realizację wszystkich inwestycji" - poinformował.

W najbliższym czasie nie wystartują nowe inwestycje na rynkach wschodnich

"W Rosji budownictwo trochę odżyło, ale nie na tyle, abyśmy startowali z nowymi projektami. Nie mam jednak wątpliwości, że budownictwo w Rosji odbije. Chcemy być na to przygotowani, ponieważ są to inwestycje o bardzo wysokiej rentowności" - poinformował. "Myślę, że przyszły rok to jeszcze za wcześnie, aby rozpoczynać nowe inwestycje w Rosji" - dodał. Zaznaczył, że jest również za wcześnie na inwestycje na rynku ukraińskim.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Inwestycja w ziemię rolną może dać nawet 1000 procent zysku Wirtualna Polska

1,6 zł za mkw. działki? Czemu nie. Średnio za tyle można było kupić ziemię rolną od Agencji Nieruchomości Rolnych. Choć w ciągu 4 lat jej cena wzrosła o 100 proc. nadal jest to świetna inwestycja.
Ziemia jest i będzie, dlatego warto w nią inwestować. Choć jest to towar trudno zbywalny, a duże zyski wymagają samozaparcia i cierpliwości, warto o tym pomyśleć. Zwłaszcza teraz.

Pod względem cen gruntów rolnych powoli doganiamy kraje Unii Europejskiej - w szczególności Niemcy i Francję. jednak gwałtowny wzrost cen nieruchomości rolnych został zahamowany. Średnia cena gruntów w III kwartale br. wyniosła 16 370 zł za 1 ha - wynika z danych ANR. W porównaniu do II kw. br. to wzrost wyniósł ok. 4,8 proc.

- Inwestorzy, który jeszcze dwa lata temu kupowali wszystko, co było w zasięgu ich portfela przestali interesować się gruntami. Przyczyną był nie tylko kryzys na rynku nieruchomości, ale również to, że ceny działek rolnych osiągnęły bardzo wysoki poziom. To dlatego ich ceny spadły nawet kilkanaście procent - mówi Aleksandra Szarek-Ostrowska, specjalista rynku nieruchomości Home Broker.

Czysty zysk

Oczywiście za średnią cenę 1,6 zł za mkw. trudno znaleźć grunt w okolicach dużych miast.
- Na to, jak kształtują się ceny działek rolnych wpływ ma wiele czynników. Przede wszystkim lokalizacja - im bliżej większych aglomeracji miejskich, tym ceny działek wyższe - zaznacza Aleksandra Szarek-Ostrowska.

Nie bez znaczenia jest też klasa ziemi. - Ziemia dobrej jakości, czyli klasy I, II, III, IIIa, III b, z reguły jest droższa niż nieużytki rolne klas IV, IV a, IV b, V i VI - dodaje Aleksandra Szarek-Ostrowska.

Jednak ta zasada nie ma już tak dużego znaczenia. Na cenę bardziej wpływa lokalizacja i okolica niż jakość ziemi. Z danych Agencji Nieruchomości Rolnych wynika, że najniższe ceny gruntów są m.in. w województwie lubelskim - czyli na terenach, gdzie ziemia jest najlepsza.

- Dobrą inwestycją mogą być również działki na terenach rekreacyjnych: okolice jezior, rzek, gór, kompleksów leśnych, ze specyficznym mikroklimatem itp. - dodaje Marta Kosińska, analityk rynku nieruchomości Szybko.pl.

Ceny działek rolnych w porównaniu z działkami budowlanymi są bardzo atrakcyjne.
- Różnica w cenie między działką rolną a budowlaną jest zazwyczaj ogromna. W tej samem miejscowości działka rolna może kosztować np. 30 zł/mkw., a działka budowlana znajdująca się tuż obok będzie kosztowała 200 zł/mkw. Ta rozbieżność pokazuje jak bardzo opłacalne jest kupowanie działek rolnych w celu przekształcania ich na budowlane - mówi Aleksandra Szarek-Ostrowska.

Według Marty Kosińskiej ceny działek rolnych mogą być kilka a nawet kilkanaście razy niższe niż działek budowlanych.
Kilka przykładów: ceny działek budowlanych, w oddalonym o 40 km od Warszawy Żyrardowie, zaczynają się od 50, a kończą na 230 zł. Działki rolne można kupić już za 3 zł, a najdroższe oferty nie przekraczają 50 zł. Podobnie w podwarszawskim Nowym Dworze Mazowieckim, gdzie ceny działek budowlanych rzadko są niższe niż 50 zł za mkw., a dochodzą do 320 zł. W tej samej okolicy działkę rolną można kupić już od 5 zł za mkw.




(fot. Szybko.pl)

Sposób na inwestycję

Kupno działki rolnej można potraktować jako długoterminową inwestycję.
- Jeśli rozważamy aspekt inwestycyjny najkorzystniej jest kupić działkę rolną w pobliżu dużego miasta. Obecnie można już szukać w promieniu 50 km. Oczywiście zasadnicza pozostaje kwestia możliwości przekształcenia takiego gruntu w działkę budowlaną lub inwestycyjną. W przypadku większej odległości od aglomeracji, przy podejmowaniu decyzji konieczna jest wiedza na temat inwestycji drogowych i planów danej gminy co do danej lokalizacji. Są miejsca, które w planach zagospodarowania przestrzennego z góry są przeznaczone na działalność rolną lub mają status obszaru chronionego - tłumaczy Marta Kosińska.

Wiele osób kupuje kilka hektarów, a następnie dzieli je na mniejsze kawałki i stara się o przekształcenie w działki budowlane.
- Dwa lata temu kupiłem 3 hektary ziemi rolnej w pięknej okolicy 50 kilometrów od Warszawy. W otoczeniu lasów, blisko malowniczej rzeki Wkry, z dobrym dojazdem do stolicy. Cena - 3 zł za mkw. - mówi pan Marcin.

Następnym krokiem wykonanym przez pana Marcina był podział terenu na mniejsze działki. Przepisy pozwalają na wydzielenie działek o powierzchni minimum 3 tys. metrów. Na jednej z nich w dokumentach jest wpisane siedlisko, ułatwi to ewentualną zabudowę gruntu. Działki o takiej powierzchni w tej okolicy są obecnie warte minimum 10 zł za mkw. Pan Marcin planuje jednak dalsze przekształcenia.

- W oficjalnym piśmie poprosiłem gminę o uchwalenie planu miejscowego w miejscu, gdzie są moje działki. Zaproponowałem, by teren miał status działek rekreacyjnych, a ich powierzchnia wynosiła minimum 1000 mkw. - wyjaśnia pan Marcin.

W okolicy ziemia o takim właśnie przeznaczeniu wyceniana jest na 30-40 zł za mkw. Nawet jeśli nie uda się przekształcić działek w budowlane, i tak nie martwi się o zysk z inwestycji.
Łatwo policzyć, że nasz rozmówca liczy na zwrot z inwestycji rzędu 1000 proc. Pozostaje jedynie kwestia znalezienia kupca. A to może trochę potrwać.

Obserwacja okolic największych aglomeracji sugeruje, że pan Marcin się nie przeliczy. Jeszcze kilka-, kilkanaście lat temu w Michałowie - Grabinie, miejscowości graniczącej z Warszawą, w krajobrazie dominowały pola zbóż. Wtedy ziemia była warta kilka złotych, mało kto przewidywał w jakim kierunku pójdzie rozwój okolicy. Po przekształceniu tej ziemi w budowlaną na dawnych gruntach rolnych wyrosły osiedla domów jednorodzinnych. 4 lata temu mkw. działki warty był ok. 100 zł, dziś transakcje oscylują w granicach 400 zł. Zainteresowanie nieruchomościami pod zabudowę całoroczną lub rekreacyjną przenosi się coraz dalej od centrów miast. I właśnie tam ich cena będzie najbardziej rosnąć.

-
Dla mnie inwestycja w ziemię jest najpewniejsza. W długiej perspektywie jej cena zawsze będzie rosła. Dodatkowo jest to coś trwałego, namacalnego - nie tak jak akcje jakiejś firmy internetowej - mówi pan Marcin.

Nie tylko na sprzedaż

- Są osoby, które od kilku lat zajmują się tego typu działalnością i zarobiły na tym pokaźne pieniądze. Wiele gruntów, szczególnie na terenach atrakcyjnych turystycznie zostało zaplanowanych jako długofalowa, przynajmniej pięcioletnia, inwestycja – do odsprzedania lub z myślą o stworzeniu ośrodka z hotelem, stadniną koni, prywatnym dostępem lub wręcz prywatnym jeziorem - mówi Marta Kosińska.

Działki rolne kupują nie tylko inwestorzy zarabiający na spekulacji gruntami. Wśród zainteresowanych ziemią są rolnicy, chcący powiększyć swój areał, ayakże drobni inwestorzy kupujący małe działki rolne na własny użytek.

- Trudno powiedzieć, która z tych grup obecnie dominuje na rynku, ponieważ zarówno mali, jak i więksi inwestorzy korzystają ze spadku cen i zaczynają robić zakupy. To dopiero początek. Co ciekawe, pojawili się klienci, którzy szukają ciekawych działek pod prowadzenie działalności gospodarczej - np. ośrodki szkoleniowe, SPA - uważa Aleksandra Szarek-Ostrowska.

Przypomina także, że jeszcze kilka lat temu, często kilku zaprzyjaźnionych początkujących inwestorów kupowało dużą działkę rolną, a po jej odrolnieniu dzieliło na mniejsze i sprzedawało z ogromnym zyskiem. Taki inwestycjami zajmowali się również poważni inwestorzy, którzy odrolnione działki sprzedawali deweloperom.

- Obecnie mamy już możliwość zainwestowania w fundusze, których działalność polega na kupowaniu ziemi rolnej, przekształcaniu jej i odsprzedawaniu po kilku latach. W ten sposób możliwe jest zebranie środków pozwalających na zakup nawet kilkudziesięciu hektarów - opisuje Marta Kosińska

Według Aleksandry Szarek-Ostrowskiej teraz jest bardzo dobry moment na
inwestycje w ziemię, ponieważ ceny gruntów zarówno rolnych jak i budowlanych w ostatnich miesiącach znacznie spadły.

Uwaga na miny

Przy inwestowaniu w ziemie rolną trzeba pamiętać, że zanim będzie można coś na niej wybudować, trzeba przebrnąć przez mnóstwo formalności, które mogą trwać wiele lat. A finał wcale nie musi być szczęśliwy. Przed zakupem warto dokładnie sprawdzić, jakie jest przeznaczenie gruntów, czy na działce jest siedlisko, jaki status mają okoliczne działki.

- Wybierając grunt pod zabudowę siedliskową należy sprawdzić, czy gmina posiada plan zagospodarowania przestrzennego. Jeśli tak, to tam znajdziemy informację, jaką powierzchnię powinna mieć ziemia, by móc na niej zbudować dom. Zazwyczaj jest to hektar. Jeżeli natomiast takiego planu nie ma, pozwolenie na budowę dostaniemy bez większych problemów. Warunek: areał działki, na której chcemy się pobudować, nie może przekraczać średniej powierzchni gospodarstwa rolnego w danej gminie - tłumaczy Aleksandra Szarek-Ostrowska.

Do otrzymania warunków zabudowy niezbędne jest odrolnienie ziemi. Taka procedura może być przeprowadzona przez gminę w trakcie uchwalania nowego miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. Miejscowi włodarze wtedy właśnie decydują, które z rolniczych terenów mają stać się budowlanymi. Następnie trzeba wystąpić o wyłączenie działki z produkcji rolnej. Jeśli ziemia jest dobrej jakości - koszt takiej procedury może być wysoki.

Nawet gdy teoretycznie nie ma możliwości zabudowy na działce o przeznaczeniu rolniczym, zawsze można w odpowiedni sposób zinterpretować istniejące przepisy. Ale to już zupełnie inna historia.

Jan Kaliński
Wirtualna Polska

Inwestycja w ziemię rolną może dać nawet 1000 procent zysku Wirtualna Polska

1,6 zł za mkw. działki? Czemu nie. Średnio za tyle można było kupić ziemię rolną od Agencji Nieruchomości Rolnych. Choć w ciągu 4 lat jej cena wzrosła o 100 proc. nadal jest to świetna inwestycja.
Ziemia jest i będzie, dlatego warto w nią inwestować. Choć jest to towar trudno zbywalny, a duże zyski wymagają samozaparcia i cierpliwości, warto o tym pomyśleć. Zwłaszcza teraz.

Pod względem cen gruntów rolnych powoli doganiamy kraje Unii Europejskiej - w szczególności Niemcy i Francję. jednak gwałtowny wzrost cen nieruchomości rolnych został zahamowany. Średnia cena gruntów w III kwartale br. wyniosła 16 370 zł za 1 ha - wynika z danych ANR. W porównaniu do II kw. br. to wzrost wyniósł ok. 4,8 proc.

- Inwestorzy, który jeszcze dwa lata temu kupowali wszystko, co było w zasięgu ich portfela przestali interesować się gruntami. Przyczyną był nie tylko kryzys na rynku nieruchomości, ale również to, że ceny działek rolnych osiągnęły bardzo wysoki poziom. To dlatego ich ceny spadły nawet kilkanaście procent - mówi Aleksandra Szarek-Ostrowska, specjalista rynku nieruchomości Home Broker.

Czysty zysk

Oczywiście za średnią cenę 1,6 zł za mkw. trudno znaleźć grunt w okolicach dużych miast.
- Na to, jak kształtują się ceny działek rolnych wpływ ma wiele czynników. Przede wszystkim lokalizacja - im bliżej większych aglomeracji miejskich, tym ceny działek wyższe - zaznacza Aleksandra Szarek-Ostrowska.

Nie bez znaczenia jest też klasa ziemi. - Ziemia dobrej jakości, czyli klasy I, II, III, IIIa, III b, z reguły jest droższa niż nieużytki rolne klas IV, IV a, IV b, V i VI - dodaje Aleksandra Szarek-Ostrowska.

Jednak ta zasada nie ma już tak dużego znaczenia. Na cenę bardziej wpływa lokalizacja i okolica niż jakość ziemi. Z danych Agencji Nieruchomości Rolnych wynika, że najniższe ceny gruntów są m.in. w województwie lubelskim - czyli na terenach, gdzie ziemia jest najlepsza.

- Dobrą inwestycją mogą być również działki na terenach rekreacyjnych: okolice jezior, rzek, gór, kompleksów leśnych, ze specyficznym mikroklimatem itp. - dodaje Marta Kosińska, analityk rynku nieruchomości Szybko.pl.

Ceny działek rolnych w porównaniu z działkami budowlanymi są bardzo atrakcyjne.
- Różnica w cenie między działką rolną a budowlaną jest zazwyczaj ogromna. W tej samem miejscowości działka rolna może kosztować np. 30 zł/mkw., a działka budowlana znajdująca się tuż obok będzie kosztowała 200 zł/mkw. Ta rozbieżność pokazuje jak bardzo opłacalne jest kupowanie działek rolnych w celu przekształcania ich na budowlane - mówi Aleksandra Szarek-Ostrowska.

Według Marty Kosińskiej ceny działek rolnych mogą być kilka a nawet kilkanaście razy niższe niż działek budowlanych.
Kilka przykładów: ceny działek budowlanych, w oddalonym o 40 km od Warszawy Żyrardowie, zaczynają się od 50, a kończą na 230 zł. Działki rolne można kupić już za 3 zł, a najdroższe oferty nie przekraczają 50 zł. Podobnie w podwarszawskim Nowym Dworze Mazowieckim, gdzie ceny działek budowlanych rzadko są niższe niż 50 zł za mkw., a dochodzą do 320 zł. W tej samej okolicy działkę rolną można kupić już od 5 zł za mkw.




(fot. Szybko.pl)

Sposób na inwestycję

Kupno działki rolnej można potraktować jako długoterminową inwestycję.
- Jeśli rozważamy aspekt inwestycyjny najkorzystniej jest kupić działkę rolną w pobliżu dużego miasta. Obecnie można już szukać w promieniu 50 km. Oczywiście zasadnicza pozostaje kwestia możliwości przekształcenia takiego gruntu w działkę budowlaną lub inwestycyjną. W przypadku większej odległości od aglomeracji, przy podejmowaniu decyzji konieczna jest wiedza na temat inwestycji drogowych i planów danej gminy co do danej lokalizacji. Są miejsca, które w planach zagospodarowania przestrzennego z góry są przeznaczone na działalność rolną lub mają status obszaru chronionego - tłumaczy Marta Kosińska.

Wiele osób kupuje kilka hektarów, a następnie dzieli je na mniejsze kawałki i stara się o przekształcenie w działki budowlane.
- Dwa lata temu kupiłem 3 hektary ziemi rolnej w pięknej okolicy 50 kilometrów od Warszawy. W otoczeniu lasów, blisko malowniczej rzeki Wkry, z dobrym dojazdem do stolicy. Cena - 3 zł za mkw. - mówi pan Marcin.

Następnym krokiem wykonanym przez pana Marcina był podział terenu na mniejsze działki. Przepisy pozwalają na wydzielenie działek o powierzchni minimum 3 tys. metrów. Na jednej z nich w dokumentach jest wpisane siedlisko, ułatwi to ewentualną zabudowę gruntu. Działki o takiej powierzchni w tej okolicy są obecnie warte minimum 10 zł za mkw. Pan Marcin planuje jednak dalsze przekształcenia.

- W oficjalnym piśmie poprosiłem gminę o uchwalenie planu miejscowego w miejscu, gdzie są moje działki. Zaproponowałem, by teren miał status działek rekreacyjnych, a ich powierzchnia wynosiła minimum 1000 mkw. - wyjaśnia pan Marcin.

W okolicy ziemia o takim właśnie przeznaczeniu wyceniana jest na 30-40 zł za mkw. Nawet jeśli nie uda się przekształcić działek w budowlane, i tak nie martwi się o zysk z inwestycji.
Łatwo policzyć, że nasz rozmówca liczy na zwrot z inwestycji rzędu 1000 proc. Pozostaje jedynie kwestia znalezienia kupca. A to może trochę potrwać.

Obserwacja okolic największych aglomeracji sugeruje, że pan Marcin się nie przeliczy. Jeszcze kilka-, kilkanaście lat temu w Michałowie - Grabinie, miejscowości graniczącej z Warszawą, w krajobrazie dominowały pola zbóż. Wtedy ziemia była warta kilka złotych, mało kto przewidywał w jakim kierunku pójdzie rozwój okolicy. Po przekształceniu tej ziemi w budowlaną na dawnych gruntach rolnych wyrosły osiedla domów jednorodzinnych. 4 lata temu mkw. działki warty był ok. 100 zł, dziś transakcje oscylują w granicach 400 zł. Zainteresowanie nieruchomościami pod zabudowę całoroczną lub rekreacyjną przenosi się coraz dalej od centrów miast. I właśnie tam ich cena będzie najbardziej rosnąć.

-
Dla mnie inwestycja w ziemię jest najpewniejsza. W długiej perspektywie jej cena zawsze będzie rosła. Dodatkowo jest to coś trwałego, namacalnego - nie tak jak akcje jakiejś firmy internetowej - mówi pan Marcin.

Nie tylko na sprzedaż

- Są osoby, które od kilku lat zajmują się tego typu działalnością i zarobiły na tym pokaźne pieniądze. Wiele gruntów, szczególnie na terenach atrakcyjnych turystycznie zostało zaplanowanych jako długofalowa, przynajmniej pięcioletnia, inwestycja – do odsprzedania lub z myślą o stworzeniu ośrodka z hotelem, stadniną koni, prywatnym dostępem lub wręcz prywatnym jeziorem - mówi Marta Kosińska.

Działki rolne kupują nie tylko inwestorzy zarabiający na spekulacji gruntami. Wśród zainteresowanych ziemią są rolnicy, chcący powiększyć swój areał, ayakże drobni inwestorzy kupujący małe działki rolne na własny użytek.

- Trudno powiedzieć, która z tych grup obecnie dominuje na rynku, ponieważ zarówno mali, jak i więksi inwestorzy korzystają ze spadku cen i zaczynają robić zakupy. To dopiero początek. Co ciekawe, pojawili się klienci, którzy szukają ciekawych działek pod prowadzenie działalności gospodarczej - np. ośrodki szkoleniowe, SPA - uważa Aleksandra Szarek-Ostrowska.

Przypomina także, że jeszcze kilka lat temu, często kilku zaprzyjaźnionych początkujących inwestorów kupowało dużą działkę rolną, a po jej odrolnieniu dzieliło na mniejsze i sprzedawało z ogromnym zyskiem. Taki inwestycjami zajmowali się również poważni inwestorzy, którzy odrolnione działki sprzedawali deweloperom.

- Obecnie mamy już możliwość zainwestowania w fundusze, których działalność polega na kupowaniu ziemi rolnej, przekształcaniu jej i odsprzedawaniu po kilku latach. W ten sposób możliwe jest zebranie środków pozwalających na zakup nawet kilkudziesięciu hektarów - opisuje Marta Kosińska

Według Aleksandry Szarek-Ostrowskiej teraz jest bardzo dobry moment na
inwestycje w ziemię, ponieważ ceny gruntów zarówno rolnych jak i budowlanych w ostatnich miesiącach znacznie spadły.

Uwaga na miny

Przy inwestowaniu w ziemie rolną trzeba pamiętać, że zanim będzie można coś na niej wybudować, trzeba przebrnąć przez mnóstwo formalności, które mogą trwać wiele lat. A finał wcale nie musi być szczęśliwy. Przed zakupem warto dokładnie sprawdzić, jakie jest przeznaczenie gruntów, czy na działce jest siedlisko, jaki status mają okoliczne działki.

- Wybierając grunt pod zabudowę siedliskową należy sprawdzić, czy gmina posiada plan zagospodarowania przestrzennego. Jeśli tak, to tam znajdziemy informację, jaką powierzchnię powinna mieć ziemia, by móc na niej zbudować dom. Zazwyczaj jest to hektar. Jeżeli natomiast takiego planu nie ma, pozwolenie na budowę dostaniemy bez większych problemów. Warunek: areał działki, na której chcemy się pobudować, nie może przekraczać średniej powierzchni gospodarstwa rolnego w danej gminie - tłumaczy Aleksandra Szarek-Ostrowska.

Do otrzymania warunków zabudowy niezbędne jest odrolnienie ziemi. Taka procedura może być przeprowadzona przez gminę w trakcie uchwalania nowego miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. Miejscowi włodarze wtedy właśnie decydują, które z rolniczych terenów mają stać się budowlanymi. Następnie trzeba wystąpić o wyłączenie działki z produkcji rolnej. Jeśli ziemia jest dobrej jakości - koszt takiej procedury może być wysoki.

Nawet gdy teoretycznie nie ma możliwości zabudowy na działce o przeznaczeniu rolniczym, zawsze można w odpowiedni sposób zinterpretować istniejące przepisy. Ale to już zupełnie inna historia.

Jan Kaliński
Wirtualna Polska

Nie warto oddać mieszkania za dożywotnią rentę Gazeta Prawna | 10.11.2009 |

HIPOTEKA ODWRÓCONA Bardziej opłaca się zamienić lokal na mniejszy. Miesięczne świadczenie, jakie można uzyskać, przekazując mieszkanie w zamian za dożywotnią rentę, jest prawie o 40 proc. niższe, niż wtedy gdy emeryt zamieni mieszkanie na mniejsze i co miesiąc sam wypłaca sobie rentę z bankowej lokaty.
Coraz częściej w miejscach, gdzie można spotkać starszych ludzi, pojawiają się przedstawiciele firmy FH Dom. Ostatnio widywano ich nawet w okolicach cmentarzy. Oferują dożywotnią rentę w zamian za mieszkanie z prawem zamieszkiwania w nim do śmierci.

Trzeba skalkulować

Tymczasem z analiz Expander wynika, że zamiana mieszkania na mniejsze jest dla emerytów, którzy chcą poprawić swoją sytuację materialną, dużo lepszym rozwiązaniem.

- Starsza osoba mająca np. w Krakowie 58-metrowe mieszkanie wartości 400 tys. zł może je sprzedać i kupić mniejsze np. 40-metrowe. Jeśli zainwestuje pozostałe pieniądze na 4-proc. lokacie, to co miesiąc, nim osiągnie 80. rok życia, będzie mogła dysponować prawie 900 zł - mówi Jarosław Sadowski z Expandera.

Taka osoba nadal też pozostaje właścicielem mieszkania. Dla porównania emeryt w tym samym wieku, który zdecyduje się skorzystać z oferty FH Dom, może liczyć na miesięczne świadczenie od 529 do 676 zł mniej dostanie kobieta, więcej mężczyzna. Ta różnica wynika z różnych przewidywań co do długości życia. Świadczenie jest jednak dożywotnie.

Zgodnie z prawem, ale...

- Najwięcej kontrowersji budzi wysokość proponowanej renty w zderzeniu z wartością nieruchomości. Propagowanie takiego produktu to nie jest właściwa droga do wprowadzania w Polsce prawdziwej hipoteki odwróconej - mówi Jerzy Bańka ze Związku Banków Polskich.

Jednak emerytów, którzy chcą poprawić swoją sytuację materialną, nie brakuje.

- Mamy już podpisane umowy i od połowy roku wypłacamy renty. W tej chwili rozmawiamy z ponad setką chętnych - mówi Michał Butscher, wiceprezes FH Dom, prywatnej firmy założonej przez dwóch finansistów.

- Radzimy dobrze przemyśleć decyzję. Trzeba bardzo uważnie przeczytać umowę, a najlepiej skorzystać z pomocy rzeczników konsumentów - radzi Aneta Styrnik z Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.

Komisja Nadzoru Finansowego na razie nie zajmuje się sprawą oferty FH Dom dla emerytów.

- W Polsce nie ma jeszcze przepisów, które regulowałyby funkcjonowanie odwróconej hipoteki. Z tego powodu nie mogą go na razie oferować podmioty nadzorowane przez KNF - mówi Marta Chmielewska-Racławska z Urzędu Komisji Nadzoru Finansowego.

Stosowne przepisy, być może, pojawią się na początku przyszłego roku.

- Ministerstwo Finansów opracowało już projekt założeń ustawy o odwróconym kredycie hipotecznym. Na początku przyszłego roku ma on trafić do Rady Ministrów - mówi Agnieszka Wachnicka z Ministerstwa Finansów.

Będą inne zasady

Gdy ustawa wejdzie w życie, odwróconą hipotekę będą oferowały banki. Zasada będzie jednak zupełnie inna, bo emeryt będzie dostawał z banku kredyt w postaci comiesięcznego świadczenia.

- W odróżnieniu od umowy dożywocia kredytobiorca pozostaje właścicielem nieruchomości. Po jego śmierci spadkobiercy mogą spłacić kredyt i zachować prawo do nieruchomości, a jeżeli się na to nie zdecydują, to bank zaspokoi swoje roszczenie ze sprzedaży nieruchomości. Nadwyżkę otrzymują spadkobiercy - mówi Agnieszka Wachnicka.

W przypadku oferty FH Dom, jeśli emeryt umrze po kilku miesiącach, to fundusz przejmuje całą nieruchomość.

- Nie mogę wykluczyć, że do takich sytuacji dojdzie, ale równie dobrze klient może długo żyć i wówczas będziemy wypłacać świadczenie. Klientom mówimy otwarcie, że jest to zamiana mieszkania na pieniądze - mówi Michał Butscher.

Jesteś zainteresowany kredytem hipotecznym?
Już teraz możesz u nas porównać ofertę 25 banków. Określasz wartość mieszkania, kwotę kredytu, walutę oraz okres kredytowania a w kilka sekund otrzymujesz czytelną i dokładną analizę, z informacją o najtańszej ofercie! Finansomat.wp.pl - sprawdź! »


Roman Grzyb
Gazeta Prawna

Gazeta Prawna w internecie www.gazetaprawna.pl

Nie warto oddać mieszkania za dożywotnią rentę Gazeta Prawna | 10.11.2009 |

HIPOTEKA ODWRÓCONA Bardziej opłaca się zamienić lokal na mniejszy. Miesięczne świadczenie, jakie można uzyskać, przekazując mieszkanie w zamian za dożywotnią rentę, jest prawie o 40 proc. niższe, niż wtedy gdy emeryt zamieni mieszkanie na mniejsze i co miesiąc sam wypłaca sobie rentę z bankowej lokaty.
Coraz częściej w miejscach, gdzie można spotkać starszych ludzi, pojawiają się przedstawiciele firmy FH Dom. Ostatnio widywano ich nawet w okolicach cmentarzy. Oferują dożywotnią rentę w zamian za mieszkanie z prawem zamieszkiwania w nim do śmierci.

Trzeba skalkulować

Tymczasem z analiz Expander wynika, że zamiana mieszkania na mniejsze jest dla emerytów, którzy chcą poprawić swoją sytuację materialną, dużo lepszym rozwiązaniem.

- Starsza osoba mająca np. w Krakowie 58-metrowe mieszkanie wartości 400 tys. zł może je sprzedać i kupić mniejsze np. 40-metrowe. Jeśli zainwestuje pozostałe pieniądze na 4-proc. lokacie, to co miesiąc, nim osiągnie 80. rok życia, będzie mogła dysponować prawie 900 zł - mówi Jarosław Sadowski z Expandera.

Taka osoba nadal też pozostaje właścicielem mieszkania. Dla porównania emeryt w tym samym wieku, który zdecyduje się skorzystać z oferty FH Dom, może liczyć na miesięczne świadczenie od 529 do 676 zł mniej dostanie kobieta, więcej mężczyzna. Ta różnica wynika z różnych przewidywań co do długości życia. Świadczenie jest jednak dożywotnie.

Zgodnie z prawem, ale...

- Najwięcej kontrowersji budzi wysokość proponowanej renty w zderzeniu z wartością nieruchomości. Propagowanie takiego produktu to nie jest właściwa droga do wprowadzania w Polsce prawdziwej hipoteki odwróconej - mówi Jerzy Bańka ze Związku Banków Polskich.

Jednak emerytów, którzy chcą poprawić swoją sytuację materialną, nie brakuje.

- Mamy już podpisane umowy i od połowy roku wypłacamy renty. W tej chwili rozmawiamy z ponad setką chętnych - mówi Michał Butscher, wiceprezes FH Dom, prywatnej firmy założonej przez dwóch finansistów.

- Radzimy dobrze przemyśleć decyzję. Trzeba bardzo uważnie przeczytać umowę, a najlepiej skorzystać z pomocy rzeczników konsumentów - radzi Aneta Styrnik z Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.

Komisja Nadzoru Finansowego na razie nie zajmuje się sprawą oferty FH Dom dla emerytów.

- W Polsce nie ma jeszcze przepisów, które regulowałyby funkcjonowanie odwróconej hipoteki. Z tego powodu nie mogą go na razie oferować podmioty nadzorowane przez KNF - mówi Marta Chmielewska-Racławska z Urzędu Komisji Nadzoru Finansowego.

Stosowne przepisy, być może, pojawią się na początku przyszłego roku.

- Ministerstwo Finansów opracowało już projekt założeń ustawy o odwróconym kredycie hipotecznym. Na początku przyszłego roku ma on trafić do Rady Ministrów - mówi Agnieszka Wachnicka z Ministerstwa Finansów.

Będą inne zasady

Gdy ustawa wejdzie w życie, odwróconą hipotekę będą oferowały banki. Zasada będzie jednak zupełnie inna, bo emeryt będzie dostawał z banku kredyt w postaci comiesięcznego świadczenia.

- W odróżnieniu od umowy dożywocia kredytobiorca pozostaje właścicielem nieruchomości. Po jego śmierci spadkobiercy mogą spłacić kredyt i zachować prawo do nieruchomości, a jeżeli się na to nie zdecydują, to bank zaspokoi swoje roszczenie ze sprzedaży nieruchomości. Nadwyżkę otrzymują spadkobiercy - mówi Agnieszka Wachnicka.

W przypadku oferty FH Dom, jeśli emeryt umrze po kilku miesiącach, to fundusz przejmuje całą nieruchomość.

- Nie mogę wykluczyć, że do takich sytuacji dojdzie, ale równie dobrze klient może długo żyć i wówczas będziemy wypłacać świadczenie. Klientom mówimy otwarcie, że jest to zamiana mieszkania na pieniądze - mówi Michał Butscher.

Jesteś zainteresowany kredytem hipotecznym?
Już teraz możesz u nas porównać ofertę 25 banków. Określasz wartość mieszkania, kwotę kredytu, walutę oraz okres kredytowania a w kilka sekund otrzymujesz czytelną i dokładną analizę, z informacją o najtańszej ofercie! Finansomat.wp.pl - sprawdź! »


Roman Grzyb
Gazeta Prawna

Gazeta Prawna w internecie www.gazetaprawna.pl

Deweloperzy grają na wzrosty

Kryzys gospodarczy odbił się na kondycji polskich deweloperów. Jeszcze rok temu w branży mówiło się o zapaści. Zostały również zaostrzone warunki udzielania kredytów mieszkaniowych. Czas pokazał, którym firmom udało się do tej sytuacji odpowiednio przygotować, a którym nie.
Rynek nieruchomości w latach 2006-2007 przeżywał hossę do momentu, gdy nie dotknął go kryzys gospodarczy. Ceny za metr kwadratowy w głównych miastach Polski wzrosły w niektórych lokalizacjach niemalże trzy-czterokrotnie, a kupujący ustawiali się w kolejkach, aby nabyć wymarzone „M”. Gdy pojawiło się widmo kryzysu gospodarczego sytuacja rynkowa uległa zmianie. Zostały zaostrzone warunki udzielania kredytów mieszkaniowych, co w konsekwencji doprowadziło praktycznie do zahamowania popytu.

Będzie jeszcze taniej?
Obecnie słychać coraz więcej głosów o tym, że rynek się stabilizuje. Mimo to skutki kryzysu jeszcze długo będą odczuwalne i raczej próżno oczekiwać szalonego wyścigu cen nieruchomości z lat 2006-2007. Na rynku poradziły sobie firmy z dużym doświadczeniem i te które na rynku działają od dłuższego czasu. Mogły one dzięki zyskom z lat 2006 – 2007 przetrwać zastój. Te firmy, które weszły w branże deweloperską zbyt późno ,miały znacznie gorzej. Mimo to część mniejszych graczy, którym często wróżono czarną przyszłość, poradziła sobie z zastojem i dziś chwali się wynikami.

650 mieszkań
Jednym z deweloperów, którzy zaczynają już chwalić się wynikami za 2009 r. jest Grupa Inwestycyjna Hossa, która wykazała znaczący wzrost zysku brutto w stosunku do roku 2008. Miniony rok został zamknięty kwotą 36,3 miliona złotych, a zysk brutto za pierwsze trzy kwartały roku 2009 już wynosi 42,6 miliona złotych. - Hossa jako jeden z nielicznych deweloperów nie wstrzymała swoich inwestycji w okresie ostatniego roku, na bieżąco były uruchamiane kolejne budowy, a do oferty zostały wprowadzone cztery oferty mieszkaniowe w zupełnie nowych lokalizacjach – przekonuje Iwona Ziemianowicz, członek zarządu oraz dyrektor Centrum Marketingu Grupy Inwestycyjnej Hossa. Ten optymizm nie powinien dziwić skoro w pierwszych trzech kwartałach roku 2009 deweloper sprzedał aż 650 mieszkań. To dużo zważywszy na spadek popytu na rynku wtórnym.

Nie próżnują
Mimo to duzi gracze też nie próżnują. Polnord zamierza w przyszłym roku rozpocząć budowę 3,7 tys. mieszkań. Deweloper zamierza sfinansować ich budowę m.in. poprzez emisję obligacji o wartości 200 mln zł. Podobno są już pierwsi chętni do ich kupna. Inny potentat, choć znany głównie ze stołecznego rynku – Dom Development, już rusza z kolejną budową – tym razem na warszawskiej Pradze Południe. Nie tylko deweloperzy zaczynają grać na wzrost cen nieruchomości. Po indeksach giełdowych na warszawskim parkiecie widać, że inwestorzy już dyskontują ożywienie w branży. Indeks WIG-Deweloperzy wzrósł w ciągu ostatniego roku ponad dwukrotnie.

Artur Skoneczko

Gazeta Finansowa, 30.10.2009 r.

gk

Deweloperzy grają na wzrosty

Kryzys gospodarczy odbił się na kondycji polskich deweloperów. Jeszcze rok temu w branży mówiło się o zapaści. Zostały również zaostrzone warunki udzielania kredytów mieszkaniowych. Czas pokazał, którym firmom udało się do tej sytuacji odpowiednio przygotować, a którym nie.
Rynek nieruchomości w latach 2006-2007 przeżywał hossę do momentu, gdy nie dotknął go kryzys gospodarczy. Ceny za metr kwadratowy w głównych miastach Polski wzrosły w niektórych lokalizacjach niemalże trzy-czterokrotnie, a kupujący ustawiali się w kolejkach, aby nabyć wymarzone „M”. Gdy pojawiło się widmo kryzysu gospodarczego sytuacja rynkowa uległa zmianie. Zostały zaostrzone warunki udzielania kredytów mieszkaniowych, co w konsekwencji doprowadziło praktycznie do zahamowania popytu.

Będzie jeszcze taniej?
Obecnie słychać coraz więcej głosów o tym, że rynek się stabilizuje. Mimo to skutki kryzysu jeszcze długo będą odczuwalne i raczej próżno oczekiwać szalonego wyścigu cen nieruchomości z lat 2006-2007. Na rynku poradziły sobie firmy z dużym doświadczeniem i te które na rynku działają od dłuższego czasu. Mogły one dzięki zyskom z lat 2006 – 2007 przetrwać zastój. Te firmy, które weszły w branże deweloperską zbyt późno ,miały znacznie gorzej. Mimo to część mniejszych graczy, którym często wróżono czarną przyszłość, poradziła sobie z zastojem i dziś chwali się wynikami.

650 mieszkań
Jednym z deweloperów, którzy zaczynają już chwalić się wynikami za 2009 r. jest Grupa Inwestycyjna Hossa, która wykazała znaczący wzrost zysku brutto w stosunku do roku 2008. Miniony rok został zamknięty kwotą 36,3 miliona złotych, a zysk brutto za pierwsze trzy kwartały roku 2009 już wynosi 42,6 miliona złotych. - Hossa jako jeden z nielicznych deweloperów nie wstrzymała swoich inwestycji w okresie ostatniego roku, na bieżąco były uruchamiane kolejne budowy, a do oferty zostały wprowadzone cztery oferty mieszkaniowe w zupełnie nowych lokalizacjach – przekonuje Iwona Ziemianowicz, członek zarządu oraz dyrektor Centrum Marketingu Grupy Inwestycyjnej Hossa. Ten optymizm nie powinien dziwić skoro w pierwszych trzech kwartałach roku 2009 deweloper sprzedał aż 650 mieszkań. To dużo zważywszy na spadek popytu na rynku wtórnym.

Nie próżnują
Mimo to duzi gracze też nie próżnują. Polnord zamierza w przyszłym roku rozpocząć budowę 3,7 tys. mieszkań. Deweloper zamierza sfinansować ich budowę m.in. poprzez emisję obligacji o wartości 200 mln zł. Podobno są już pierwsi chętni do ich kupna. Inny potentat, choć znany głównie ze stołecznego rynku – Dom Development, już rusza z kolejną budową – tym razem na warszawskiej Pradze Południe. Nie tylko deweloperzy zaczynają grać na wzrost cen nieruchomości. Po indeksach giełdowych na warszawskim parkiecie widać, że inwestorzy już dyskontują ożywienie w branży. Indeks WIG-Deweloperzy wzrósł w ciągu ostatniego roku ponad dwukrotnie.

Artur Skoneczko

Gazeta Finansowa, 30.10.2009 r.

gk

Rynek nieruchomości biurowych - podsumowanie III kwartału

Po trudnym początku roku III kwartał przyniósł dalszą poprawę na rynku nieruchomości biurowych w Polsce. Spadki czynszów i zwiększenie liczby zachęt oferowanych przez wynajmujących zaowocowały lekkim wzrostem popytu. Stopy kapitalizacji utrzymują się na dotychczasowym poziomie, ze względu na brak transakcji inwestycyjnych, które potwierdziłyby ich realną wysokość.
TRENDY W POPYCIE
Łączny wolumen wszystkich transakcji najmu osiągnął w III kw. poziom 74.700 mkw., co stanowi wzrost o 15% w porównaniu z poprzednim kwartałem. Należy jednak pamiętać, że wciąż są to wartości o wiele niższe niż w roku 2008. Łączny wolumen transakcji najmu w trzech kwartałach 2009 r. wyniósł jedynie 185.000 mkw. i spadł o 52% w porównaniu z tym samym okresem roku ubiegłego. Obniżki czynszów oraz większa skala zachęt pozaczynszowych skłaniają jednak najemców do większej aktywności; uwagę zwraca duży udział renegocjacji umów.

Stosunkowo duża ilość powierzchni biurowej oferowanej na podnajem w połączeniu z nową podażą wpłynęła na wzrost współczynnika pustostanów. Ponadto deweloperzy w sytuacji wciąż słabszego niż w ubiegłych latach popytu są zmuszeni do dalszego wstrzymywania decyzji o rozpoczęciu realizacji większości planowanych inwestycji biurowych.
 

TRENDY W PODAŻY
Zauważalne są pierwsze oznaki łagodzenia polityki banków dotyczącej finansowania projektów inwestycyjnych. Instytucje te jednak nadal wymagają od deweloperów wysokiego poziomu kapitału własnego oraz wynajęcia znacznej części powierzchni w projekcie. W III kwartale na rynku biurowym nie odnotowano żadnych transakcji inwestycyjnych. Choć inwestorzy wykazują coraz większe zainteresowanie, nadal pozostają ostrożni w podejmowaniu decyzji inwestycyjnych.
 

PROGNOZA
W perspektywie krótkoterminowej współczynnik pustostanów będzie prawdopodobnie wzrastał (obecnie dla Warszawy wynosi on 7,1%) w związku z nową podażą i ze znaczną ilością powierzchni oferowanej na podnajem (obecnie ok. 58.000 mkw.). Czynsze mogą kontynuować tendencję spadkową, należy natomiast podkreślić, że dla projektów w lokalizacjach pozacentralnych, oferowanych obecnie w ramach umów pre-let, doszły już one do granicy opłacalności dla deweloperów. W przypadku budynków zrealizowanych jeszcze na zasadach spekulacyjnych, część właścicieli, chcąc uniknąć ryzyka związanego z pustostanami, obniża czynsze efektywne. Inni jednak, licząc na odbicie trendu rynkowego, spodziewanego w związku ze znacznym ograniczeniem podaży,  zdecydowali się wstrzymać obniżki czynszów.

AKTYWNOŚĆ RYNKOWA

Największe transakcje to wynajem przez firmę PORR powierzchni w Poleczki Business Park (4.100 mkw.) oraz przez spółki z grupy Fiat powierzchni w biurowcu Catalina (3.100 mkw.). Firma Bosch objęła 8.900 mkw. powierzchni zbudowanej na własne potrzeby.
 

Cushman & Wakefield

gk

Rynek nieruchomości biurowych - podsumowanie III kwartału

Po trudnym początku roku III kwartał przyniósł dalszą poprawę na rynku nieruchomości biurowych w Polsce. Spadki czynszów i zwiększenie liczby zachęt oferowanych przez wynajmujących zaowocowały lekkim wzrostem popytu. Stopy kapitalizacji utrzymują się na dotychczasowym poziomie, ze względu na brak transakcji inwestycyjnych, które potwierdziłyby ich realną wysokość.
TRENDY W POPYCIE
Łączny wolumen wszystkich transakcji najmu osiągnął w III kw. poziom 74.700 mkw., co stanowi wzrost o 15% w porównaniu z poprzednim kwartałem. Należy jednak pamiętać, że wciąż są to wartości o wiele niższe niż w roku 2008. Łączny wolumen transakcji najmu w trzech kwartałach 2009 r. wyniósł jedynie 185.000 mkw. i spadł o 52% w porównaniu z tym samym okresem roku ubiegłego. Obniżki czynszów oraz większa skala zachęt pozaczynszowych skłaniają jednak najemców do większej aktywności; uwagę zwraca duży udział renegocjacji umów.

Stosunkowo duża ilość powierzchni biurowej oferowanej na podnajem w połączeniu z nową podażą wpłynęła na wzrost współczynnika pustostanów. Ponadto deweloperzy w sytuacji wciąż słabszego niż w ubiegłych latach popytu są zmuszeni do dalszego wstrzymywania decyzji o rozpoczęciu realizacji większości planowanych inwestycji biurowych.
 

TRENDY W PODAŻY
Zauważalne są pierwsze oznaki łagodzenia polityki banków dotyczącej finansowania projektów inwestycyjnych. Instytucje te jednak nadal wymagają od deweloperów wysokiego poziomu kapitału własnego oraz wynajęcia znacznej części powierzchni w projekcie. W III kwartale na rynku biurowym nie odnotowano żadnych transakcji inwestycyjnych. Choć inwestorzy wykazują coraz większe zainteresowanie, nadal pozostają ostrożni w podejmowaniu decyzji inwestycyjnych.
 

PROGNOZA
W perspektywie krótkoterminowej współczynnik pustostanów będzie prawdopodobnie wzrastał (obecnie dla Warszawy wynosi on 7,1%) w związku z nową podażą i ze znaczną ilością powierzchni oferowanej na podnajem (obecnie ok. 58.000 mkw.). Czynsze mogą kontynuować tendencję spadkową, należy natomiast podkreślić, że dla projektów w lokalizacjach pozacentralnych, oferowanych obecnie w ramach umów pre-let, doszły już one do granicy opłacalności dla deweloperów. W przypadku budynków zrealizowanych jeszcze na zasadach spekulacyjnych, część właścicieli, chcąc uniknąć ryzyka związanego z pustostanami, obniża czynsze efektywne. Inni jednak, licząc na odbicie trendu rynkowego, spodziewanego w związku ze znacznym ograniczeniem podaży,  zdecydowali się wstrzymać obniżki czynszów.

AKTYWNOŚĆ RYNKOWA

Największe transakcje to wynajem przez firmę PORR powierzchni w Poleczki Business Park (4.100 mkw.) oraz przez spółki z grupy Fiat powierzchni w biurowcu Catalina (3.100 mkw.). Firma Bosch objęła 8.900 mkw. powierzchni zbudowanej na własne potrzeby.
 

Cushman & Wakefield

gk

Rynek biurowy się budzi

Pojawiły się pierwsze oznaki ożywienia na rynku powierzchni biurowych. Według najnowszego raportu firmy Cushman & Wakefield w drugim kwartale tego roku wynajęto o 40 proc. więcej powierzchni biurowej niż na początku roku. Trend ten potwierdzają także deweloperzy segmentu biurowego. Inwestorzy i analitycy rynku zauważają, że to najlepszy moment na podpisywanie umów najmu: stawki czynszowe utrzymują się jeszcze na niższym poziomie, a firmy poszukujące biur mogą liczyć na dodatkowe bonusy.
Najnowsze dane Cushman & Wakefield pokazują, że popyt w pierwszej połowie 2009 roku był aż o 55 proc. niższy niż w pierwszym półroczu minionego roku. W sumie w Warszawie wynajęto blisko 109.000 m2 biur. Ale  już porównanie drugiego kwartału tego roku z okresem pierwszych trzech miesięcy pokazuje ożywienie i 40 proc wzrost popytu.

Jeden z liderów rynku biurowego w Polsce, firma Ghelamco ocenia, że może to być pierwszy z sygnałów zapowiadających powolne wychodzenie tego segmentu z okresu stagnacji. „Rynek biurowy wyraźnie zareagował na recesję gospodarczą. Firmy wynajęły w ostatnim czasie dużo więcej powierzchni, niż na przełomie roku 2008/2009” – komentuje Jarosław Zagórski, Commercial and Business Development Director w Ghelamco Poland.

Firma zauważa ożywienie także w odniesieniu do własnych inwestycji. Obecnie inwestor realizuje budowę dwóch biurowców klasy A: w Warszawie na Woli powstaje biurowiec Crown Square (17.000 m2 powierzchni), a w Katowicach inwestycja Katowice Business Point (17.000 m2 powierzchni). „Rozmowy dotyczące wynajmu powierzchni trwają wprawdzie dłużej niż rok temu, ale zauważamy wzrost zapytań” – informuje Zagórski. „Takie zachowanie klientów potwierdza, że czas, gdy można było wynegocjować najkorzystniejsze od lat warunki najmu, powoli mija. Stawki czynszów są jeszcze na relatywnie niskim poziomie, ale w ciągu  najbliższych miesięcy można spodziewać się ich powolnego odbicia” – dodaje.

Obecne stawki czynszów w biurowcach położonych poza ścisłym centrum Warszawy są na dużo niższym poziomie niż w 2008 roku. Za m2 najemcy płacą ok. 16 euro miesięcznie. Zmniejszony popyt zachęca także inwestorów do negocjowania z najemcami m.in. dodatkowych bonusów takich jak okresy zwolnienia z czynszu, bezpłatne miejsca parkingowe czy aranżacja biura „pod klucz”. Analitycy Cushman & Wakefield zauważają jednak, że trend ten może zostać odwrócony ze względu na fakt, że obiekty biurowe będące w budowie są już w dużej mierze wynajęte. W okresie poprawy koniunktury, może zacząć brakować dostępnej powierzchni.

W związku z ogólnoświatową recesją i spowolnieniem na rynku nieruchomości w Polsce wielu deweloperów odłożyło w czasie lub zrezygnowało z realizacji planowanych inwestycji biurowych. Może to skutkować tym, że w perspektywie najbliższego roku czy dwóch lat powstanie „luka podażowa” na rynku biur. To z kolei przełoży się na wzrost stawek czynszowych” – potwierdza  Jarosław Zagórski.
  Ghelamco jako jedna z niewielu firm mimo spowolnienia na rynku realizuje zaplanowane inwestycje. Jako jeden z nielicznych deweloperów firma pozyskała także w ostatnim czasie finansowanie – 60 mln euro kredytu z banku Pekao SA. Firma prowadzi obecnie najem trzech budynków: oddanego do użytku z końcem maja biurowca Trinity Park III zlokalizowanego w parku biznesowym przy ul. Domaniewskiej na warszawskim Służewcu (budynek wynajęty w 85 proc.) oraz dwóch inwestycji będących w budowie, których oddanie przewidziane jest na I kwartał 2010  r.: biurowców Crown Square i Katowice Business Point.

Ghelamco Poland

kg

Rynek biurowy się budzi

Pojawiły się pierwsze oznaki ożywienia na rynku powierzchni biurowych. Według najnowszego raportu firmy Cushman & Wakefield w drugim kwartale tego roku wynajęto o 40 proc. więcej powierzchni biurowej niż na początku roku. Trend ten potwierdzają także deweloperzy segmentu biurowego. Inwestorzy i analitycy rynku zauważają, że to najlepszy moment na podpisywanie umów najmu: stawki czynszowe utrzymują się jeszcze na niższym poziomie, a firmy poszukujące biur mogą liczyć na dodatkowe bonusy.
Najnowsze dane Cushman & Wakefield pokazują, że popyt w pierwszej połowie 2009 roku był aż o 55 proc. niższy niż w pierwszym półroczu minionego roku. W sumie w Warszawie wynajęto blisko 109.000 m2 biur. Ale  już porównanie drugiego kwartału tego roku z okresem pierwszych trzech miesięcy pokazuje ożywienie i 40 proc wzrost popytu.

Jeden z liderów rynku biurowego w Polsce, firma Ghelamco ocenia, że może to być pierwszy z sygnałów zapowiadających powolne wychodzenie tego segmentu z okresu stagnacji. „Rynek biurowy wyraźnie zareagował na recesję gospodarczą. Firmy wynajęły w ostatnim czasie dużo więcej powierzchni, niż na przełomie roku 2008/2009” – komentuje Jarosław Zagórski, Commercial and Business Development Director w Ghelamco Poland.

Firma zauważa ożywienie także w odniesieniu do własnych inwestycji. Obecnie inwestor realizuje budowę dwóch biurowców klasy A: w Warszawie na Woli powstaje biurowiec Crown Square (17.000 m2 powierzchni), a w Katowicach inwestycja Katowice Business Point (17.000 m2 powierzchni). „Rozmowy dotyczące wynajmu powierzchni trwają wprawdzie dłużej niż rok temu, ale zauważamy wzrost zapytań” – informuje Zagórski. „Takie zachowanie klientów potwierdza, że czas, gdy można było wynegocjować najkorzystniejsze od lat warunki najmu, powoli mija. Stawki czynszów są jeszcze na relatywnie niskim poziomie, ale w ciągu  najbliższych miesięcy można spodziewać się ich powolnego odbicia” – dodaje.

Obecne stawki czynszów w biurowcach położonych poza ścisłym centrum Warszawy są na dużo niższym poziomie niż w 2008 roku. Za m2 najemcy płacą ok. 16 euro miesięcznie. Zmniejszony popyt zachęca także inwestorów do negocjowania z najemcami m.in. dodatkowych bonusów takich jak okresy zwolnienia z czynszu, bezpłatne miejsca parkingowe czy aranżacja biura „pod klucz”. Analitycy Cushman & Wakefield zauważają jednak, że trend ten może zostać odwrócony ze względu na fakt, że obiekty biurowe będące w budowie są już w dużej mierze wynajęte. W okresie poprawy koniunktury, może zacząć brakować dostępnej powierzchni.

W związku z ogólnoświatową recesją i spowolnieniem na rynku nieruchomości w Polsce wielu deweloperów odłożyło w czasie lub zrezygnowało z realizacji planowanych inwestycji biurowych. Może to skutkować tym, że w perspektywie najbliższego roku czy dwóch lat powstanie „luka podażowa” na rynku biur. To z kolei przełoży się na wzrost stawek czynszowych” – potwierdza  Jarosław Zagórski.
  Ghelamco jako jedna z niewielu firm mimo spowolnienia na rynku realizuje zaplanowane inwestycje. Jako jeden z nielicznych deweloperów firma pozyskała także w ostatnim czasie finansowanie – 60 mln euro kredytu z banku Pekao SA. Firma prowadzi obecnie najem trzech budynków: oddanego do użytku z końcem maja biurowca Trinity Park III zlokalizowanego w parku biznesowym przy ul. Domaniewskiej na warszawskim Służewcu (budynek wynajęty w 85 proc.) oraz dwóch inwestycji będących w budowie, których oddanie przewidziane jest na I kwartał 2010  r.: biurowców Crown Square i Katowice Business Point.

Ghelamco Poland

kg

Deweloperzy różnicują zabudowę, bo klient jest różny

Coraz częściej w ofertach firm deweloperskich pojawiają się osiedla o zróżnicowanej zabudowie, dające klientowi większy wybór nie tylko typu lokalu, ale także ceny wymarzonego M. Również dla wielu firm deweloperskich, stawiających na dywersyfikację jest to szansa na przyciągnięcie większej ilości klientów. Także tych o mniej zasobnych portfelach. Przykładem takiego zróżnicowanego osiedla jest Osiedle Zagajnik, wybudowane przez MK Inwestycje w Katowicach Zarzeczu, jako jedyne na Śląsku dysponuje lokalami aż w 4 typach zabudowy.
Różnicują z powodu zróżnicowanego klienta

Wymagający singiel staje atrakcyjnym klientem dla firm deweloperskich, także tych budujących na prestiżowych przedmieściach. Dlatego też coraz częściej na rynku pojawiają się lokale podmiejskie skierowane także do tej grupy odbiorców. Popularne w ostatnim okresie stają się mieszkania dla singli na osiedlach o zróżnicowanej zabudowie.

- O ile osiedla domów jednorodzinnych czy szeregowych na przedmieściach przyciągają najczęściej rodziny i młode małżeństwa, to osiedla zróżnicowane są atrakcyjne także dla wymagających singli. Szczególnie, jeśli deweloper zdecydował się na wybudowanie na osiedlu apartamentowca lub domu wielorodzinnego ze studiami lub mieszkaniami wielopoziomowymi. Takie osiedle jest w stanie sprostać wymaganiom wielu grup, jednocześnie bez tworzenia enklaw singli, czy enklaw rodzin z dziećmi – mówi Monika Śleziońska dyrektor ds. marketingu i sprzedaży MK Inwestycje.

Elastyczny Zagajnik

Przykładem takiego elastycznego osiedla, które postanowiło dopasować się do różnych typów klienta jest Osiedle Zagajnik. Położone niecałe 13 km od centrum Katowic gotowe osiedle jest dziś jedyną na Śląsku inwestycją, która ma do zaoferowania klientom aż 4 typy zabudowy. Na osiedlu znajduję się domy w zabudowie szeregowej, bliźniaczej z jednym lub dwoma garażami, jednorodzinnej, a także jedyny w tej dzielnicy, liczący 4 piętra dom wielorodzinny z mieszkaniami dwupoziomowymi.

 – Postawiliśmy na różną zabudowę, bo klient na lokalnym rynku, także ten decydujący się na przedmieścia, jest bardzo zróżnicowany. Część osób przenoszących się na przedmieścia, decyduje się od razu na dom, wydając więcej na jego zakup. Są jednak klienci, często single, biznesmeni, młode aktywne kobiety, którzy od domu wolą kawalerkę lub mieszkanie wielopokojowe w domu wielorodzinnym. Ta grupa na lokal na przedmieściu gotowa jest wydać znacznie mniej – mówi Śleziońska. – Inna sprawa, że do tej pory na śląskim rynku panował deficyt na tego typu lokale na przedmieściach – dodaje.

To właśnie atrakcyjny dziś dla wielu firm deweloperskich singiel jest powodem, dla którego powstają zróżnicowane osiedla. – Osiedle domów na przedmieściach zawsze będzie przyciągało w pierwszej kolejności rodziny, młode małżeństwa, osoby starsze, a także rodziny wielopokoleniowe. Nam zależało na zaciekawieniu przedmieściami, także singli pracujących w wolnych zawodach, prowadzących firmy w domu, a jednocześnie szukających ciszy i spokoju do pracy. Nie jest rzadkością także wśród naszych klientów zakup domu w zabudowie niskiej dla rodziny z dziećmi i od razu mieszkania dla rodziców. Korzyści z takiego bliskiego sąsiedztwa dziadków są oczywiste – mówi Śleziońska. - Jednym ze sposobów, żeby połączyć singli i rodziny na jednym osiedlu było postawienie na Zagajniku budynku przystosowanego do budowy studiów i mieszkań wielopokojowych – dodaje.

Osiedle łatwo się dopasowuje do wahań na rynku


Jak się jednak okazuje za tego typu osiedlami przemawiają także względy ekonomiczne. Deweloper posiadający w swojej ofercie zróżnicowane osiedle, jest w stanie oferować także zróżnicowane ceny, szybko przedstawiając alternatywę w obrębie własnej oferty.

 – Często jest tak, że klient chciałby zamieszkać w domu jednorodzinnym na osiedlu, jednak go na to nie stać. Zróżnicowane osiedle jest w stanie mu taką alternatywę od razu przedstawić w postaci domu bliźniaczego, szeregowca czy nawet mieszkania. Dzięki czemu firma deweloperska nie naraża się na stratę klienta  – mówi Śleziońska.

Osiedla takie także łatwiej dopasowują się do rynkowych trendów, mód, a także sytuacji ekonomicznej. – Zainteresowanie poszczególnymi lokalami przychodzi falami. Jest okres, kiedy popularnością cieszą się kawalerki i lokale w domu wielorodzinnym. Wiosną z kolei przychodzi więcej klientów zainteresowanych domami. To pozwala dopasowywać aktualną ofertę do sytuacji na rynku  – mówi Śleziońska.

Na przedmieściach, w mieszkaniu, za ile?

Dziś w ofercie Osiedla Zagajnik znajduje się 7 lokali w domu wielorodzinnym. W tym 2 mieszkania dwupokojowe, a także jedno mieszkanie dwupoziomowe. Ceny domów jednorodzinnych zaczynają się od 740 tys. zł, szeregowych od 570 tys. zł, bliźniaczych od 580 tys. zł. Za mieszkanie o powierzchni 58,9 m. kw. zapłacimy 273 tys. zł.


MK Inwestycje

kg

Deweloperzy różnicują zabudowę, bo klient jest różny

Coraz częściej w ofertach firm deweloperskich pojawiają się osiedla o zróżnicowanej zabudowie, dające klientowi większy wybór nie tylko typu lokalu, ale także ceny wymarzonego M. Również dla wielu firm deweloperskich, stawiających na dywersyfikację jest to szansa na przyciągnięcie większej ilości klientów. Także tych o mniej zasobnych portfelach. Przykładem takiego zróżnicowanego osiedla jest Osiedle Zagajnik, wybudowane przez MK Inwestycje w Katowicach Zarzeczu, jako jedyne na Śląsku dysponuje lokalami aż w 4 typach zabudowy.
Różnicują z powodu zróżnicowanego klienta

Wymagający singiel staje atrakcyjnym klientem dla firm deweloperskich, także tych budujących na prestiżowych przedmieściach. Dlatego też coraz częściej na rynku pojawiają się lokale podmiejskie skierowane także do tej grupy odbiorców. Popularne w ostatnim okresie stają się mieszkania dla singli na osiedlach o zróżnicowanej zabudowie.

- O ile osiedla domów jednorodzinnych czy szeregowych na przedmieściach przyciągają najczęściej rodziny i młode małżeństwa, to osiedla zróżnicowane są atrakcyjne także dla wymagających singli. Szczególnie, jeśli deweloper zdecydował się na wybudowanie na osiedlu apartamentowca lub domu wielorodzinnego ze studiami lub mieszkaniami wielopoziomowymi. Takie osiedle jest w stanie sprostać wymaganiom wielu grup, jednocześnie bez tworzenia enklaw singli, czy enklaw rodzin z dziećmi – mówi Monika Śleziońska dyrektor ds. marketingu i sprzedaży MK Inwestycje.

Elastyczny Zagajnik

Przykładem takiego elastycznego osiedla, które postanowiło dopasować się do różnych typów klienta jest Osiedle Zagajnik. Położone niecałe 13 km od centrum Katowic gotowe osiedle jest dziś jedyną na Śląsku inwestycją, która ma do zaoferowania klientom aż 4 typy zabudowy. Na osiedlu znajduję się domy w zabudowie szeregowej, bliźniaczej z jednym lub dwoma garażami, jednorodzinnej, a także jedyny w tej dzielnicy, liczący 4 piętra dom wielorodzinny z mieszkaniami dwupoziomowymi.

 – Postawiliśmy na różną zabudowę, bo klient na lokalnym rynku, także ten decydujący się na przedmieścia, jest bardzo zróżnicowany. Część osób przenoszących się na przedmieścia, decyduje się od razu na dom, wydając więcej na jego zakup. Są jednak klienci, często single, biznesmeni, młode aktywne kobiety, którzy od domu wolą kawalerkę lub mieszkanie wielopokojowe w domu wielorodzinnym. Ta grupa na lokal na przedmieściu gotowa jest wydać znacznie mniej – mówi Śleziońska. – Inna sprawa, że do tej pory na śląskim rynku panował deficyt na tego typu lokale na przedmieściach – dodaje.

To właśnie atrakcyjny dziś dla wielu firm deweloperskich singiel jest powodem, dla którego powstają zróżnicowane osiedla. – Osiedle domów na przedmieściach zawsze będzie przyciągało w pierwszej kolejności rodziny, młode małżeństwa, osoby starsze, a także rodziny wielopokoleniowe. Nam zależało na zaciekawieniu przedmieściami, także singli pracujących w wolnych zawodach, prowadzących firmy w domu, a jednocześnie szukających ciszy i spokoju do pracy. Nie jest rzadkością także wśród naszych klientów zakup domu w zabudowie niskiej dla rodziny z dziećmi i od razu mieszkania dla rodziców. Korzyści z takiego bliskiego sąsiedztwa dziadków są oczywiste – mówi Śleziońska. - Jednym ze sposobów, żeby połączyć singli i rodziny na jednym osiedlu było postawienie na Zagajniku budynku przystosowanego do budowy studiów i mieszkań wielopokojowych – dodaje.

Osiedle łatwo się dopasowuje do wahań na rynku


Jak się jednak okazuje za tego typu osiedlami przemawiają także względy ekonomiczne. Deweloper posiadający w swojej ofercie zróżnicowane osiedle, jest w stanie oferować także zróżnicowane ceny, szybko przedstawiając alternatywę w obrębie własnej oferty.

 – Często jest tak, że klient chciałby zamieszkać w domu jednorodzinnym na osiedlu, jednak go na to nie stać. Zróżnicowane osiedle jest w stanie mu taką alternatywę od razu przedstawić w postaci domu bliźniaczego, szeregowca czy nawet mieszkania. Dzięki czemu firma deweloperska nie naraża się na stratę klienta  – mówi Śleziońska.

Osiedla takie także łatwiej dopasowują się do rynkowych trendów, mód, a także sytuacji ekonomicznej. – Zainteresowanie poszczególnymi lokalami przychodzi falami. Jest okres, kiedy popularnością cieszą się kawalerki i lokale w domu wielorodzinnym. Wiosną z kolei przychodzi więcej klientów zainteresowanych domami. To pozwala dopasowywać aktualną ofertę do sytuacji na rynku  – mówi Śleziońska.

Na przedmieściach, w mieszkaniu, za ile?

Dziś w ofercie Osiedla Zagajnik znajduje się 7 lokali w domu wielorodzinnym. W tym 2 mieszkania dwupokojowe, a także jedno mieszkanie dwupoziomowe. Ceny domów jednorodzinnych zaczynają się od 740 tys. zł, szeregowych od 570 tys. zł, bliźniaczych od 580 tys. zł. Za mieszkanie o powierzchni 58,9 m. kw. zapłacimy 273 tys. zł.


MK Inwestycje

kg

Około 1/4 najemców nie płaci!

W ramach "Programu Komunalnego Budownictwa Mieszkaniowego m.st. Warszawy", w latach 2008-2012 powstać ma w stolicy ok. 4 tys. lokali, w tym ok. 2,5 tys. mieszkań komunalnych. Na koniec grudnia 2008 r. z opłatami dłużej niż 3 miesiące zalegało blisko 24 tys. najemców mieszkań komunalnych, czyli ok. 1/4 wszystkich.

Ponad 870 mieszkań komunalnych ma zostać oddanych do użytku w Warszawie od 2007 r. do końca tego roku. Jak powiedział w poniedziałek wiceprezydent Warszawy Andrzej Jakubiak, intencją władz miasta jest, by rocznie do 2013 roku oddawano 400 lokali.

"Nigdy wcześniej nie wydawano tyle na budownictwo komunalne" - podkreślił Jakubiak podczas spotkania z dziennikarzami w nowo wybudowanym budynku na warszawskiej Woli.

W 2007 r. oddano w Warszawie 68 mieszkań komunalnych, rok później - 315, a w tym toku ma ich być 489. W trakcie budowy lub przygotowania jest 1387 mieszkań w 15 dzielnicach miasta. Zdaniem stołecznego Ratusza to znaczne przyspieszenie w porównaniu do lat poprzednich - między 2003 a 2006 r. wybudowano tylko 308 nowych mieszkań. Mimo to, według przyjętego przez Radę Warszawy w październiku ub.r. wieloletniego programu gospodarowania mieszkaniowym zasobem miasta, do 2012 r. skurczy się on o 12 proc.

W ramach "Programu Komunalnego Budownictwa Mieszkaniowego m.st. Warszawy", w latach 2008-2012 powstać ma w stolicy ok. 4 tys. lokali, w tym ok. 2,5 tys. mieszkań komunalnych. Na realizację planu przeznaczono blisko 0,5 mld zł. Budynki komunalne mają powstać m.in. na Bielanach, Bemowie, Białołęce, Mokotowie, Ursynowie, Żoliborzu, Pradze Północ i Woli.

Ok. 300 nowych lokali rocznie powstawać ma w budynkach budowanych przez Towarzystwa Budownictwa Społecznego (TBS). Obecnie do Banku Gospodarstwa Krajowego spółki miejskie złożyły 11 wniosków na zadania, w ramach których do końca 2012 r. powstać ma ponad 900 lokali. Stopniowo remontowane i modernizowane mają być też mieszkania już istniejące. W latach 2007-2009 wyremontowano ich 3,4 tys., za łączną kwotę 78 mln zł.

Do zasobu mieszkaniowego stolicy należy obecnie ok. 96 tys. lokali mieszkalnych, w tym ok. 3 tys. lokali socjalnych, przyznawanych osobom o najniższych dochodach. Najwięcej mieszkań komunalnych znajduje się w Śródmieściu, na Woli, Mokotowie, a także na Pradze Północ i Południe. Większość budynków, w których się mieszczą, wybudowana została przed II wojną światową i wymaga poprawy stanu sanitarnego i kapitalnego remontu.

Wieloletni program gospodarowania mieszkaniowym zasobem miasta zakłada, że do 2012 r. zmniejszy się on o 12 proc., ale liczba lokali socjalnych zwiększy się w tym czasie blisko dwukrotnie. Przeciwko polityce lokalowej miasta stale protestują mieszkańcy lokali komunalnych. Pojawiają się m.in. na sesjach rady miasta, domagając się obniżki czynszów - od stycznia br. podstawowa stawka wynosi ok. 6 zł za m kw. (poprzednio było to 2 zł).

Choć wysokość czynszu może zostać obniżona (m.in. ze względu na niski standard lokalu - brak kanalizacji czy bieżącej wody), a najemcom o niskich dochodach przysługują ulgi sięgające nawet 60 proc., wielu najemców zalega z opłatami czynszowymi.

Na koniec grudnia 2008 r. z opłatami dłużej niż 3 miesiące zalegało blisko 24 tys. najemców mieszkań komunalnych, czyli ok. 1/4 wszystkich. Na koniec 2008 r. łączne zadłużenie wszystkich mieszkań komunalnych w stolicy sięgało 160 mln zł.

 

INTERIA.PL/PAP

Https://wgn.pl - aktualne oferty

Oceń nasz serwis

średnia ocen: 4,3

Ten serwis korzysta z mechanizmów cookies (ciasteczka)

| Polityka Cookies